SZEŚCIOPUNKT

Magazyn Polskich Niewidomych

Dwumiesięcznik Fundacji „Świat według Ludwika Braille'a"

ISSN 2449-6154

Nr 4/9/2016
lipiec-sierpień

Wydawca:
Fundacja „Świat według Ludwika Braille'a"

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95d/2, 20-706 Lublin
tel.: 505-953-460

Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Sylwester Peryt
tel.: 693-622-311
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Spis treści

Wstępniak

Tyflonowinki

Uaktualnienie systemu Windows 10 dla osób korzystających z technologii wspomagających nadal za darmo!

Co w prawie piszczy

Wchodzą w życie zmiany przepisów o stowarzyszeniach

Zmiany w ustawie o rehabilitacji zawodowej i społecznej osób niepełnosprawnych

Minister Elżbieta Rafalska powołała Dorotę Habich na stanowisko zastępcy Prezesa Zarządu PFRON

Z aren sportowych i nie tylko

Natalia Partyka: Znam swoją wartość

Rosja nadal wierzy w możliwość startu w Rio

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Szczęśliwa, dojrzała kobieta. 50 plus

Kuchnia po naszemu

Zupa bananowa

Zupa marchewkowa

Zupa z awokado

Kotleciki ruskie w waflu

Roladki z udek kurczaka z sosem cebulowym

Klopsiki

Schab po staropolsku

Szaszłyki z karkówki i cukinii

Tarta cebulowa

Kulturalne co nieco

Kwaśny, Stoch, Mroczek - szczęście daje im wiara, więc mówią jak Bóg działa w ich życiu

Nasze Sprawy

Głos Niewidomych bardziej słyszalny w Parlamencie

Informacja firmy "Altix"

Dwie strony medalu

Wakacyjne wspomnienia

Ciekawostki

DeepMind spojrzy ludziom głęboko w oczy

Galeria literacka z Homerem w tle

Maria Antonina Jeszcze tylko chwila

Ogłoszenia

Zaproszenie

&Wstępniak

Kochani Czytelnicy, a oto i 4 tegoroczny numer „Sześciopunktu”. Jest to można by rzec, numer międzyolimpijski. Po olimpiadze sierpniowej, czeka nas paraolimpiada wrześniowa w Rio de Janejro. Miejmy nadzieję, że paraolimpijczykom pójdzie lepiej niż olimpijczykom pod względem ilości medali.

Ponadto kończą się wakacje i lato też niebawem się skończy. A więc trzeba dobrze się nastroić, by sprostać najbliższym wyzwaniom. Mam nadzieję, że pomoże w tym Państwu ten numer naszego magazynu. Pewną ciekawostką, jest zamieszczenie długiego tekstu p. Marii Antoniny Pirand, ponieważ jest to monodram, nie chciałem dzielić tego utworu na części, z myślą o recytatorach.

Mamy za sobą bardzo piękny czas, obfitujący w wiele wydarzeń takich jak Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, Światowe Dni Młodzieży czy olimpiada. Z każdego z tych wydarzeń pozostaje wiele dobrych wrażeń i miejmy nadzieję wiele natchnień do naszej pracy w bliższej i dalszej przyszłości.

Życzę wszystkim dobrej, ciekawej lektury i wielu pogodnych chwil.

Sylwester Peryt

<<<powrót do spisu treści

&Tyflonowinki

&Uaktualnienie systemu Windows 10 dla osób korzystających z technologii wspomagających nadal za darmo!

Mateusz Bobruś

Choć firma Microsoft z dniem 29 lipca 2016 roku zakończyła świadczenie uaktualnień do systemu Windows 10 dla szerokiego grona odbiorców, użytkownicy, którzy korzystają z technologii wspomagających, takich jak czytniki ekranu i programy powiększające, a także chcą przyczynić się do rozwoju najnowszego systemu pod kątem ich dostępności, mogą za darmo pobrać uaktualnienie do systemu Windows 10 ze strony, która została specjalnie przygotowana na tę okoliczność. Strona jest dostępna w języku polskim.

Firma, jak na razie, nie podaje daty zakończenia świadczenia darmowego uaktualnienia. Zapewne producent chce w ten sposób zebrać jak największą liczbę użytkowników, aby jego usługi stały się jeszcze lepsze pod kątem dostępności dla osób niewidomych i niedowidzących.

Aby pobrać plik instalujący uaktualnienie, proszę kliknąć w poniższy link:

https://www.microsoft.com/pl-pl/accessibility/windows10upgrade.

Proces uaktualnienia przebiega prawie identycznie, jak uaktualnienie dla osób widzących, z tą jednak różnicą, że na powyższej stronie należy kliknąć w link „AKTUALIZUJ TERAZ”, pobrać plik, a następnie go uruchomić i kliknąć przycisk „Zaakceptuj”, by zaakceptować warunki i postanowienia umowy licencyjnej i tym samym rozpocząć instalację, lub przycisk „Odrzuć”, by odrzucić warunki i postanowienia umowy licencyjnej i anulować instalację.

Dostępność uaktualnienia:

Uaktualnienie jest dostępne dla klientów detalicznych, którzy zakupili oryginalny system Windows 7 w wersji Home Basic, Home Premium, Professional bądź Ultimate, lub Windows 8.1 w wersji Home lub Pro. Jeśli użytkownik posiada wersję systemu Windows 7 home Basic lub home Premium, to będzie uprawniony do instalacji Windows 10 Home, a w przypadku Windows 7 professional bądź ultimate - Windows 10 pro. Podobnie rzecz się ma z systemem Windows 8.1 - jeśli posiadamy Windows 8.1 Home, będziemy mogli zainstalować wersję windows 10 Home, a jeśli natomiast Pro - Windows 10 Pro.

Źródło: Opracowanie własne.

<<<powrót do spisu treści

&Co w prawie piszczy

&Wchodzą w życie zmiany przepisów o stowarzyszeniach

Wchodzące w życie 20 maja zmiany w ustawie z 7 kwietnia 1989 r. - Prawo o stowarzyszeniach (Dz. U. 2015 r. poz. 1393) mają na celu zagwarantowanie lepszej realizacji konstytucyjnej wolności zrzeszania się. Zdecydowano się wprowadzić do ustawy rozwiązania, które mają sprawić, że stowarzyszenia staną się bardziej niż dotychczas popularną formą prowadzenia działalności. Rola stowarzyszeń zostaje podkreślona m.in. przez podkreślenie prawa stowarzyszeń do działalności rzeczniczej, czyli do reprezentowania interesów zbiorowych członków wobec organów władzy publicznej.

Zmiany w przepisach o stowarzyszeniach rejestrowych

W zakresie podstawowej formy stowarzyszeń zmianie ulega minimalna ilość osób potrzebnych do założenia stowarzyszenia - wystarczy, że założycieli będzie nie piętnastu, jak dotychczas, lecz siedmiu. Wprowadzana jest również możliwość powołania przez założycieli władz stowarzyszenia, zamiast korzystania z instytucji komitetu założycielskiego. Za działania podjęte w celu rozpoczęcia działalności przez stowarzyszenie jeszcze przed jego rejestracją będą odpowiadać solidarnie członkowie zarządu.

Kolejna zmiana jest efektem istnienia rozbieżności w orzecznictwie w zakresie możliwości odpłatnego pełnienia funkcji przez członków organów stowarzyszenia. Statut stowarzyszenia będzie mógł zawierać postanowienia o możliwości przyznania im wynagrodzenia. Dodatkowo co prawda utrzymana zostaje zasada, że stowarzyszenie opiera swą działalność na pracy społecznej członków, ale jednocześnie zmienione przepisy dopuszczają zatrudnianie członków przez stowarzyszenie.

Doprecyzowano regulacje w zakresie tworzenia i funkcjonowania terenowych jednostek organizacyjnych stowarzyszenia. Przewidziano m.in. możliwość uzyskania osobowości prawnej przez takie jednostki - w takim przypadku niezbędne będzie dokonanie wpisu w KRS. W terenowych jednostkach organizacyjnych posiadających osobowość prawną będzie można powołać zarząd komisaryczny, w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości w ich działalności.

Źródło www.lex.pl, 20.05.2016.

<<<powrót do spisu treści

&Zmiany w ustawie o rehabilitacji zawodowej i społecznej osób niepełnosprawnych

Od 1 sierpnia 2017 r. będą obowiązywały nowe legitymacje dla osób z niepełnosprawnością. Środowisko osób z niepełnosprawnościami od dawna postuluje, by legitymacje - dziś przypominające te szkolne - zostały zastąpione plastikowymi kartami. Ustawę poparło jednogłośnie 87 senatorów, nikt nie był przeciw ani nie wstrzymał się od głosu. Senat nie wprowadził w czwartek poprawek do noweli ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej, którą w połowie lipca uchwalił Sejm.

W projekcie nowelizacji ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej zatrudnianiu osób niepełnosprawnych oraz niektórych innych ustaw, autorstwa grupy posłów PiS, proponowano przesunięcie terminu wejścia w życie zmian związanych z wprowadzeniem nowych legitymacji poświadczających niepełnosprawność i jej stopień - do października 2017 r. Po pracach w Sejmie, gdzie organizacje działające na rzecz osób z niepełnosprawnościami i część posłów, domagali się przyspieszenia terminu, termin ustalono na 1 sierpnia 2017 r.

Zmiany w Krajowej Radzie Konsultacyjnej

Nowelizacja dotyczy także składu Krajowej Rady Konsultacyjnej ds. Osób Niepełnosprawnych działającej przy Pełnomocniku Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych. W jej składzie będą zarówno przedstawiciele administracji rządowej, samorządów, jak i pracodawców, związków zawodowych oraz organizacji pozarządowych - ci ostatni, w liczbie 20 osób, co oznacza, że cała rada będzie liczyć nawet powyżej 30 członków.

Rada ma być organem społecznym i opiniodawczym dla pełnomocnika rządu, także głosem środowiska osób z niepełnosprawnościami, w myśl zasady „nic o nas bez nas”. Będzie mogła powoływać ekspertów, zlecać przeprowadzanie badań i opracowanie ekspertyz związanych z realizacją jej zadań.

Przewodniczący Polskiej Rady Języka Migowego musi znać dwa języki

Nowela określa także wymogi wobec kandydata na przewodniczącego Polskiej Rady Języka Migowego; początkowo projekt zakładał, że przewodniczącym może być osoba, która ma wykształcenie lub doświadczenie w zakresie wybranego języka lub systemu językowo-migowego. Po pracach w Sejmie ustalono, że ma znać co najmniej dwa języki - polski język migowy i język polski.

Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Regulacja dotyczy też tworzonych w zakładach pracy chronionej funduszów rehabilitacji osób niepełnosprawnych. Zgodnie z prawem, jego środki przeznaczane są na finansowanie rehabilitacji zawodowej, społecznej i leczniczej, w tym na indywidualne programy rehabilitacji osób niepełnosprawnych. W przypadku ich wydania niezgodnie z przeznaczeniem, pracodawca jest obowiązany do zwrotu i płaci karę na Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Ustawa wskazuje, że na równi z niezgodnym z przeznaczeniem środków funduszu rehabilitacji traktuje się nieprzekazanie środków na ten fundusz.

Źródło: PAP, 04.08.2016

<<<powrót do spisu treści

&Minister Elżbieta Rafalska powołała Dorotę Habich na stanowisko zastępcy Prezesa Zarządu PFRON

Tomasz Przybyszewski

Elżbieta Rafalska, Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, 25 sierpnia 2016 r. powołała Dorotę Habich na stanowisko zastępcy Prezesa Zarządu PFRON. Akt powołania na to stanowisko wręczyła razem z Krzysztofem Michałkiewiczem, Pełnomocnikiem Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych.

Dorota Habich jest absolwentką Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, a także m.in. Krajowej Szkoły Administracji Publicznej w Warszawie oraz Podyplomowego Studium Zarządzania Zasobami Ludzkimi w Szkole Głównej Handlowej. Uczęszczała również do Studium Integracji Europejskiej oraz Polsko-Francuskiego Instytutu Ubezpieczeń w Warszawie.

W latach 1995-1996 pracowała w Zespole Prawnym Urzędu Zamówień Publicznych, następnie do 2002 r. pełniła różne funkcje w Państwowym Urzędzie Nadzoru Ubezpieczeń. W latach 2002-2004 pracowała na stanowisku Dyrektora Biura Dyrektora Generalnego, a następnie Radcy Generalnego oraz p.o. zastępcy Dyrektora Departamentu Komunikacji i Integracji Europejskiej w Urzędzie Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych.

W maju 2004 r. Dorota Habich została Dyrektorem Generalnym Ministerstwa Polityki Społecznej. Przez ostatnie dziewięć lat, od lutego 2006 do czerwca 2016 r., była Wiceprezesem Głównego Urzędu Miar, a od stycznia do maja br. pełniła obowiązki Prezesa tego urzędu.

Do tej pory obowiązki zastępcy prezesa PFRON pełniła Teresa Hernik.

Źródło: www.niepelnosprawni.p, 26.08.2016

<<<powrót do spisu treści

&Z aren sportowych i nie tylko

&Natalia Partyka: Znam swoją wartość

21.07.2016
Rozmawiał Tomasz Przybyszewski

O dzieciństwie, samodzielności, ciężkiej pracy, dynamicznej karierze i szansach w Rio, ale też o rosnącym stresie, zepsuciu przez pieniądze, poczuciu stawania się produktem - opowiada Natalia Partyka, tenisistka stołowa, po raz trzeci reprezentująca Polskę na Igrzyskach Olimpijskich i piąty na Paraolimpijskich.

Tomasz Przybyszewski: Pierwszy raz rozmawialiśmy dziewięć lat temu, przed igrzyskami w Pekinie. W jakim punkcie kariery wtedy byłaś, a w jakim jesteś teraz?

Natalia Partyka: Wtedy byłam sportowo na zupełnie innym etapie, dopiero wkraczałam w seniorski sport, taki prawdziwy. Teraz jako zawodniczka jestem dojrzalsza, mam większe doświadczenie, większe umiejętności.

W Pekinie po raz pierwszy - oprócz paraolimpiady - wzięłaś też udział w Igrzyskach Olimpijskich. Zdobyłaś serca Chińczyków.

Szaleństwo - to najlepsze słowo do opisania tego wszystkiego. Grałam naprawdę nieźle. Wygrałam z Ksenią (Xu Jie, reprezentującą Polskę na igrzyskach w Pekinie - przyp. red.) debla, ale mecze w singlu przegrałam naprawdę minimalnie z zawodniczkami dużo lepszymi ode mnie. Umiejętności były jeszcze średnie, ale serce do walki robiło swoje. Wywalczyłam tam dwa sety. Zainteresowanie mną było ogromne, przez godzinę nie mogłam wyjść z sali. W strefie dla mediów czekało ze sto osób. Wszyscy chcieli robić wywiady.

Nie myślałaś o tym, żeby zostać w Chinach? Tam tenis stołowy jest sportem narodowym, nie jak u nas.

Nie. Mogę tam pojechać na miesiąc, może dwa, ale to nie jest miejsce, w którym chciałabym żyć. Gdybym została wtedy w Chinach, na pewno rozwijałabym się jako zawodniczka, ale psychicznie bym tego nie zniosła. To jest zupełnie inny świat, szczególnie, że moje umiejętności w porównaniu do Chińczyków to była wtedy różnica kilku klas. Byłam tam sensacją, szanowano mnie za to, co potrafię, ale jednak różnica poziomów była zbyt duża.

Cztery lata później w Londynie także walczyłaś w Igrzyskach Paraolimpijskich i Olimpijskich. Podobnie będzie w tym roku w Rio de Janeiro. W sporcie osób z niepełnosprawnością zdobyłaś już wszystko. Czy w ogóle jest Ci jeszcze potrzebny?

Ja tam zaczynałam, to jest dla mnie osobiście ważne, emocjonalnie jestem z nim związana. Mogę grać, to czemu mam nie zdobywać kolejnych medali? Mam nie jechać tylko dlatego, że jestem lepsza od wszystkich zawodniczek w Europie? Każdy ma prawo tak samo ciężko trenować jak ja. Ograniczyłam te starty do jednej głównej imprezy w roku, bo nie ma sensu, żebym jeździła na pozostałe zawody. Sportowo ucieka mi z pięć dni, a ja i tak mam napięty kalendarz. Chociaż poziom w mojej kategorii jest coraz bardziej wyrównany. Są dziewczyny, które potrafią grać, już nie jest tak, że sobie bardzo łatwo wygrywam. Muszę się trochę napocić.

Przyjdzie taki czas, kiedy w końcu przegrasz?

Mam nadzieję, że nie, choć raz już niewiele brakowało. Prawie byłam na aucie. Byłam na mistrzostwach świata osób niepełnosprawnych, Chinka miała ze mną piłkę meczową, ale w końcu wygrałam. Niektóre zawodniczki potrafią grać, rzucają mi się do gardła, chcą wyszarpać jak najwięcej. To już nie są „mecze do jednej bramki”. Dzieje się tak także dlatego, że mam na barkach wielki ciężar, ogromny stres.

Co masz na myśli?

Gram od dziecka, od dawna wszystko wygrywam, wśród osób niepełnosprawnych chyba od ośmiu lat nie przegrałam meczu. Wszyscy myślą, że Partyka to znaczy wygrana. Wieszają mi złoty medal na szyi jeszcze przed zawodami. Ja też go od siebie oczekuję, bo wiem, jakie mam umiejętności, wiem, co potrafią przeciwniczki - coraz więcej, ale jeszcze za mało. Będę faworytką u każdego bukmachera. Nie chciałabym przegrać, ale przez to, że 99 proc. ludzi zakłada, że wygram w cuglach, dźwigam na barkach za dużo i czasem nie pokazuję wszystkiego, co potrafię. Jak potem oglądałam mecz z tą Chinką, którego o mało nie przegrałam, to byłam wściekła na siebie, że tak słabo gram.

Stres krępuje ruchy?

Tak, ogranicza myślenie, sposób grania, rozgrywania akcji. Grałam bardzo bezpiecznie, zachowawczo i przez to strasznie się męczyłam. Z tą samą Chinką grałam później w meczu drużynowym, ciśnienie było o wiele mniejsze, bo i tak ciężko nam było wygrać. Załatwiłam ją lekko, 3:0. Na razie się więc bronię i mam nadzieję, że na paraolimpiadzie w Rio to wciąż ja będę wygrywać.

Wspomniałaś o swoim napiętym kalendarzu. Od dawna pojawiają się głosy, że może nie powinnaś już startować w zawodach osób z niepełnosprawnością, bo szkodzisz sobie w rywalizacji osób pełnosprawnych.

W sporcie paraolimpijskim pozmieniały się zasady kwalifikacji na niektóre turnieje. Teraz jest tak, że trzeba wystartować w iluś tam turniejach w roku, żeby zbierać punkty. Rzeczywiście, gdybym miała jeździć na każdy turniej dla osób niepełnosprawnych, to chyba faktycznie bym się z tego wycofała. Nie byłabym w stanie jednocześnie grać w lidze, w zawodach osób pełnosprawnych, trenować i jeszcze pięć razy w roku jeździć na turnieje paraolimpijskie, żeby wygrać po trzy mecze i zebrać te punkty. To dla mnie trochę strata czasu. Moje umiejętności na tym cierpią, bo mogłabym w tym czasie trenować, a i dla rywalek nie jest to pewnie frajda przegrać 3:0. Najgorsze, co może być, to zmuszanie zawodników do tego, aby startowali w turniejach. Dlatego federacja światowa poszła mi trochę na rękę i wszystkie starty w głównych zawodach pełnosprawnych są mi zaliczane, jak z turniejów osób niepełnosprawnych.

Wiesz, jak to może być odbierane za Twoimi plecami? Że Ci się ułatwia, bo gwiazda...

Wiem, mam tego świadomość, jednak zupełnie nie o to w tym wszystkim chodzi. Niech Ci, którzy marudzą, spojrzą na to z innej strony. Niewiele jest osób takich jak ja. Właściwie nie ma drugiej niepełnosprawnej zawodniczki, która byłaby w rankingu światowym na podobnym miejscu do mojego. Są Australijka i Brazylijka, które próbują swoich sił w sporcie osób pełnosprawnych, jednak ciągle są za mną, jeśli chodzi o miejsce w rankingu, wyniki, wygrane mecze itd. Bardzo bym chciała, żeby zbliżyły się do mojego poziomu i żeby światowa federacja też mogła „iść im na rękę”, jeśli chodzi o liczbę startów w turniejach dla osób niepełnosprawnych.

Czy ktoś żalił się na to, że jesteś inaczej traktowana?

Nie wiem, ile w tym prawdy, ale mówiło się, że federacja brazylijska chce walczyć w sądzie. Mają swoją zawodniczkę, którą uważają za dużą gwiazdę. Dobrze gra, nie można powiedzieć, ale jest jeszcze na początku drogi. Wydaje mi się, że federacja światowa ma świadomość, jaką jestem zawodniczką, że jakoś łączę te dwa światy i że oni nie chcą mnie stracić ani w jednym, ani w drugim.

Dość szybko zaczęłaś grać w zawodach osób pełnosprawnych. Kiedy rywalki zaczęły Cię traktować poważnie? Bo można sobie wyobrazić pobłażanie - młodziutka Polka, bez prawego przedramienia...

Pobłażanie kończyło się zwykle na początku pierwszego seta, z chwilą, gdy rywalki widziały, że coś potrafię i zaczynam się im dobierać do skóry. Przy stole liczą się umiejętności, więc jeśli ktoś chciałby mi dawać taryfę ulgową, to by się dla niego źle skończyło. Podejrzewam, że większość z tych zawodniczek chciała tego uniknąć, więc robiły wszystko, żeby mnie pokonać. Nie patrzyły na to, czy mam tę rękę, czy nie.

Była kiedyś śmieszna sytuacja. Grałam z Czeszką, młodszą trochę ode mnie, i prowadziłam chyba 3:1 w setach. Opowiadała mi później, że podczas ostatniej przerwy w meczu podeszła do trenera i zamiast słuchać jego rad taktycznych, przerażona pytała: „Trenerze, którą rękę mam jej podać po meczu?”. Że też w czasie meczu komuś w ogóle do głowy może coś takiego przyjść... Zamiast zajmować się taktyką, jak mnie ograć czy choćby seta urwać, to ona myśli, co zrobić, żeby nie było głupio przy podziękowaniu po meczu.

Ludzie różnie reagują na Twoją niepełnosprawność.

Czasami jest tak, że ktoś strasznie chce pomóc. Robi wtedy więcej złego niż dobrego. Kiedyś z jakąś starszą panią szarpałam się w pociągu, bo uparła się, że mi wrzuci torbę na półkę. Torba ważyła ze 20 kilo, często faceci z nią „puchli”, a tu starsza pani mi ją szarpie. No to ja się szarpałam z nią, bo jakby ją wrzuciła, to by jeszcze na zawał padła. W końcu tę torbę wyrwałam i sprawę załatwiłam. Gdy chcę, żeby ktoś mi pomógł, to o to proszę.

Czy kiedykolwiek użalałaś się nad sobą? Pytałaś, dlaczego ja?

Może jako dzieciak przez chwilę, ale raczej nie. Szybko też zaczęłam grać, obracać się w środowisku osób niepełnosprawnych. Okazało się, że... ja tylko nie mam ręki, a tam są dużo bardziej poszkodowani ode mnie i sobie radzą. Jasne, że miałam trudniejszy start niż moi pełnosprawni rówieśnicy, ale może dzięki temu ciężej pracowałam? To na pewno też ukształtowało mój charakter. Może bym nie była tak pracowita, ambitna, gdybym była pełnosprawna?

Czyli spotkanie osób z dużo poważniejszymi niepełnosprawnościami było jak kubeł zimnej wody?

Jasne. Pamiętam, że w wieku 7 lat pojechałam na pierwszy turniej, to były chyba mistrzostwa Polski osób niepełnosprawnych. Było tam dużo zawodników na wózkach, o kulach. Wcześniej pewnie gdzieś widziałam osoby niepełnosprawne, ale nie aż tyle w jednym miejscu i z przeróżnymi niepełnosprawnościami. To było dla mnie nowe. Starsi zawodnicy czasami wspominają, jak śmiali się ze mnie, gdy siedziałam taka mała, wystraszona i tylko na wszystkich patrzyłam, przyglądałam się, jak sobie radzą. Ale ci wszyscy ludzie gdzieś mnie tam przyjęli, jakoś się mną opiekowali, zaprzyjaźniliśmy się.

Do dzisiaj się przyjaźnicie?

Tak, to jest bardzo fajne. Oczywiście niektórzy z nich pokończyli kariery, jednak część dalej gra. To jest niesamowite, że taka prawdziwa przyjaźń zrodziła się od samego początku. Taka prawdziwa więź, bez drugiego dna. W moim odczuciu to środowisko jest otwarte. Być może mam jakiś wyidealizowany obrazek, ale nigdy nie spotkało mnie nic niemiłego, jakaś zawiść ze strony tych ludzi. Może gdybym grała trochę słabiej i rywalizowała z kimś na zbliżonym poziomie, nie byłoby tak kolorowo. Ale wszyscy przywykli do tego, że wygrywam, akceptują ten stan rzeczy i szczerze cieszą się z moich zwycięstw.

Czy paraolimpijczycy różnią się czymś od sportowców pełnosprawnych?

Na pewno są trochę inni. Myślę, że mniej zepsuci przez pieniądze. W sporcie olimpijskim są one jednak dużo większe, w dzisiejszym świecie sport zawodowy jest biznesem. W sporcie paraolimpijskim to też się dzieje, ale te pieniądze są mniejsze i chyba dzięki temu zawodnicy są jakby prawdziwsi. To nie jest tak, że ja w sporcie olimpijskim nie mam przyjaciół, nikt z nikim się nie trzyma i każdy najchętniej wbiłby nóż w plecy drugiemu, ale mniej jest tam osób życzliwych. Więcej życzliwych głosów trafia do mnie od ludzi spoza mojej dyscypliny, niż tych, którzy są bliżej tenisa. Nie wiem, z czego to się bierze. Może z zazdrości, może z rywalizacji, może boli ludzi to, że ja nie mając ręki gram na tyle dobrze, że jestem w kadrze, jeżdżę, wygrywam? Nie myślę o tym, po prostu robię swoje i tyle. Nie oszukuję, codziennie ciężko pracuję na to, żeby być w tym miejscu, w którym jestem. Każdy ma prawo tak samo ciężko pracować, jak ja. Ale wielu chętnych do tego nie ma.

Masz poczucie własnej wartości.

Pewnie tak. Znam swoją wartość. Staram się tego poczucia nie zaniżać, ale nie lubię się też wywyższać. Niektórzy mówią, że ja to mam takie fajne życie. Ale oni widzą tylko blaski. Nie chcę, żeby mnie ktoś źle zrozumiał, ale czasem, gdy mam gorszy nastrój i jest mi smutno, mam wrażenie, że stałam się takim produktem pod nazwą „Natalia Partyka”. Czyli dziewczyna, która przełamuje bariery, świetnie sobie radzi, zawsze jest uśmiechnięta. A to nie zawsze tak jest. To jest oczywiście miłe, gdy ktoś mnie pozna, powie miłe słowo, ale są czasem sytuacje, że wolałabym siedzieć w domu, nigdzie nie wychodzić, nie rzucać się w oczy. Są takie momenty, że mam tego dosyć, że chciałabym, żeby tego wszystkiego nie było, że chciałabym być taką zwykłą Natalią, iść sobie po prostu na trening i tyle.

Wielu osobom pewnie trudno to zrozumieć.

Oczywiście, że tak. Ale ja wiem, że nie wszyscy to muszą rozumieć, bo mało jest przy mnie ludzi, którzy znają plusy i minusy tego wszystkiego, które w tym wszystkim siedzą razem ze mną od zawsze. Jasne, że fajne mam życie, ale są też gorsze strony tego wszystkiego.

Sama sobie to życie zorganizowałaś.

Jasne, sama sobie wybrałam, zapracowałam na to wszystko, więc nie narzekam. Czasami tylko są chwile, że zamieniłabym to życie na jakieś inne, ale w sumie nie wyobrażam sobie, że mogłabym żyć inaczej. Nie wyjeżdżać, nie grać, nie trenować. Nie potrafiłabym zagospodarować sobie czasu.

Wspomniałaś, że od najmłodszych lat sama jeździłaś na turnieje. Czy można powiedzieć, że rodzice nie trzymali Cię pod kloszem?

Rodzice zawsze mnie rzucali na głęboką wodę, chcieli, żebym nauczyła się sama wykonywać wszystkie czynności. Nie wyręczali mnie, nie skakali wokół, dawali czas na to, żebym coś zrobiła sama. Trwało to niekiedy dłużej, ale znalazłam sposób, żeby coś zrobić po swojemu. Koleżanki mamy wspominają na przykład, że gdy byłam mała, to serce im się krajało, gdy widziały, że sobie z czymś nie radzę, a mama zabraniała pomagać. Nie mogłam odwinąć papierka z cukierka, więc chciały mnie wyręczać, ale mama mówiła, że nie, bo muszę sobie radzić. Właśnie dzięki temu, że rodzice nie chuchali na mnie, nie dmuchali, jestem samodzielna. Łaziłam po drzewach, trzepakach, jeździłam na rowerze, szybko też nauczyłam się wiązać buty.

A rówieśnicy?

Traktowali mnie normalnie i też nie wyręczali. Z dzieciakami tak jest. W pierwszej chwili jest zdziwienie i pytanie, co mi jest. Odpowiadam, że nie mam ręki, że taka się urodziłam. Dzieci to akceptują. Było pytanie, padła odpowiedź, w porządku, bawimy się dalej. To rodzicom w głowach kłębi się nie wiadomo co. Najgorszą krzywdą, jaką można zrobić dziecku, jest wyręczanie.

Kiedyś napisał do mnie ojciec dziecka, które urodziło się bez ręki. Chłopiec miał ze 12 lat. Ten pan pisał, że to koniec świata, że on we wszystkim mu pomaga, wszystko robi za niego. Dzieciak sam się nie ubiera. Ojciec chodzi z nim do szkoły, siedzi na lekcjach. Ten człowiek pisał naprawdę straszne rzeczy. Odpisałam mu grzecznie, ale stanowczo, że to dziwne zachowanie, bo tak naprawdę robi swojemu synowi krzywdę. Obraził się na mnie, niegrzecznie mi odpisał.

W porządku - ja wyraziłam swoje zdanie. Przecież chłopak tylko nie ma ręki.

Często masz taki kontakt z ludźmi?

Jestem obecna w mediach społecznościowych, dużo osób do mnie pisze. Nie ukrywam, że nie zawsze mam czas odpisywać. Ludzie przychodzą też spotkać się osobiście. Niedawno, po wygraniu ligi, w Tarnobrzegu na rynku mieliśmy spotkanie z kibicami, prezentowaliśmy puchar. Podszedł do mnie pan z dzieckiem na rękach. „Cześć, Natalia, tutaj Kubuś” - mówi i macha mi przed nosem jego prawą rączką, której prawie nie ma. Mama dziecka stała z boku, nie podeszła. Ten pan mówił, że przyszli się spotkać, bo po urodzeniu synka żona ma depresję. Że nie chciała tego dziecka, ale teraz jest lepiej. Wypytywał mnie o takie normalne, życiowe sprawy. Dla nich to na pewno ciężka sytuacja, a ja jestem jedną z niewielu znanych osób, która nie ma ręki i dobrze sobie radzi. W ich sytuacji może postąpiłabym podobnie. Wiem, że ludzie szukają jakiegoś ratunku, punktu zaczepienia, nadziei, że będzie dobrze, że im się uda, że będą żyć długo i szczęśliwie. Nie oceniam ich, rozumiem, że potrzebują otuchy. Na pewno takie słowo ode mnie więcej znaczy niż od kogoś, nawet z najbliższego otoczenia, kto jest pełnosprawny.

Niektórzy pewnie zastanawiają się, dlaczego nie nosisz protezy.

Wydaje mi się, że byłoby mi dziwnie, źle bym się czuła z protezą. Być może wizualnie taki obrazek byłby ładniejszy, ale nie dla mnie. Raczej dla społeczeństwa, bo nie rzucałabym się tak w oczy, ale funkcjonalnie dla mnie byłoby to chyba gorsze. Prawą ręką pomagam sobie w wielu czynnościach. Źle bym się czuła z jakimś ciałem obcym na sobie. Nie chciałabym mieć jakichś kabli ani takiej protezy, która wygląda jak z manekina. Poza tym to kosztuje sporo pieniędzy.

Zgłaszają się do mnie czasami ludzie, którym urodziło się dziecko z podobną wadą ręki, i zbierają pieniądze na protezę. Zawsze się wtedy zastanawiam po co. Przecież ten dzieciak rośnie, więc proteza długo nie posłuży, ale przede wszystkim mały nie nauczy się wykorzystywać tego, co ma. Na pewno inaczej jest w przypadku osób, które straciły kończynę. Nie wiem, nie wypowiadam się. Ale dziecko nie zna innego stanu, nigdy nie miało dwóch rąk, więc się dostosuje. Zrobi wszystko po swojemu, ale to normalne dziecko, nie koniec świata.

Czy tenis stołowy pochłania Cię bez reszty?

Teraz, przed Rio, będę trenować pewnie z osiem godzin dziennie, bo to czas, gdy nie ma żadnego turnieju. Możemy ciężko popracować, siedzimy więc na sali od rana do wieczora. To jedyna droga do tego, żeby dobrze grać, bo w tenisie stołowym się nie oszuka. To ciężka gra i jak się nie spędzi tych lat na sali, to nic z tego nie będzie. Mnie nikt niczego za darmo nie dał. Gdybym nie trenowała ciężko od dziecka, to nie osiągnęłabym tego wszystkiego. Zawzięłam się, postawiłam sobie cel. Tylko ja i osoby z najbliższego otoczenia wiemy, ile ciężkiej pracy mnie to kosztowało. To oznacza wyrzeczenia, ale coś za coś. Wieczorem wychodzę z sali i też myślę o tenisie.

Myślisz już o tym, co po zakończeniu kariery?

Trochę częściej niż kiedyś. Wcześniej mówiłam, że nie chciałabym być trenerką. Teraz mi się to zmienia. Nawet niedawno zrobiłam kurs, mam papiery trenerskie. Myślę, że byłabym w stanie wziąć grupkę dzieciaków i nauczyć grać od podstaw. Wiem, że dobrze bym to zrobiła z wiedzą i umiejętnościami, jakie mam dzisiaj.

Co byś powiedziała tym dzieciom?

Że sport wiele daje. Myślę, że każde dziecko powinno mieć przynajmniej kontakt ze sportem, bo to jest dobra lekcja życia. Za młodu wygrywamy, ale też przegrywamy, i musimy sobie z tym poradzić.

Jesteś faworytką paraolimpijską, a jak będzie na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro? Wystąpisz w drużynie, tym razem nie udało Ci się zdobyć kwalifikacji w singlu.

No niestety, trochę mi się plany pokrzyżowały. Jasne, że chciałam znowu grać i w singlu, i w drużynie, ale w tym roku kwalifikacje na igrzyska wyglądały inaczej niż te do Pekinu i Londynu. Tak naprawdę singiel troszkę mi uciekł. Spadłam nieco w rankingu, moja koleżanka za to awansowała i mnie wyprzedziła. Ona więc wystąpi, a nie ja. Jest jednak turniej drużynowy. Bardzo mocno o to walczyłyśmy, do ostatniej chwili. W pewnym momencie przez miesiąc byłyśmy na aucie, ale później wróciłyśmy do stawki i jesteśmy w turnieju olimpijskim. To już jest duży sukces. Teraz trenujemy po to, żeby coś tam wywalczyć.

Co dokładnie?

Może nawet medal, ale to jest rywalizacja 16 drużyn. To będzie bardzo, bardzo trudne zadanie, ale przy dobrym losowaniu, dobrej formie i odrobinie szczęścia walka o medal jest w zasięgu. Kluczowe jest losowanie. Może być więc tak, że odpadniemy w pierwszej rundzie, ale chciałybyśmy awansować do ćwierćfinału i jeszcze dalej. Trzeba to jednak będzie wszystko ciężko wywalczyć.

Sport na tym poziomie to także pieniądze. Łatwo w tenisie stołowym o sponsora?

Ciężko... Jasne, gdy się spojrzy na te najbardziej znane dyscypliny, twarze sportowców, to stoją za nimi duże firmy, znane marki. Nie jest jednak łatwo namówić dobrą firmę, by wsparła finansowo, zwłaszcza większą kwotą. Choć mnie się to czasami udaje... Znając doskonale te problemy, sama staram się wykorzystywać moje doświadczenie na tym polu do wspierania sportowców mających trudny start w karierę sportową.

Dwa lata temu powstał Fundusz Stypendialny mojego imienia, z którego pomocy korzysta dzisiaj 15 stypendystów. Równolegle stworzyliśmy pierwszą w Polsce platformę crowdfundingową www.damnasport.pl, przeznaczoną wyłącznie do pozyskiwania środków na cele sportowe. Jedna z ostatnich aukcji zakończonych sukcesem wsparła przyszłego paraolimpijczyka w pływaniu, Kamila Rzetelskiego.

Ciebie wspiera m.in. Fundacja LOTTO Milion Marzeń w ramach programu „Stypendium na Medal”.

Tak, i to już prawie trzy lata. Takie długotrwałe wsparcie daje stabilizację, pewność, świadomość tego, że jeśli czegoś będę potrzebować, to jestem w stanie sobie to zapewnić. To nie jest moje jedyne źródło dochodu, bo zarabiam pieniądze, grając w klubie, czasami mam jakieś stypendium, ale każde stałe wsparcie finansowe to dla sportowca duża pomoc, bo w sporcie bywa różnie. Czasami wydatków nie ma, a czasami nagle pojawi się konieczność wyłożenia 20 tys. zł. Pieniądze idą na sprzęt, wyjazdy, odżywki, wynajęcie sali, trenera, sparingpartnerów. Szukam też możliwości coraz lepszego treningu fizycznego, co oznacza zatrudnianie trenera personalnego. Każda dodatkowa złotówka powoduje, że mogę wchodzić na jeszcze wyższy poziom. Zawsze jest coś, co można zrobić lepiej.

Dobrze mieć poczucie, że ma się zabezpieczenie finansowe. Super, że są takie fundacje, które wspierają sport.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Źródło: www.niepelnosprawni.pl, 21.07.2016

<<<powrót do spisu treści

&Rosja nadal wierzy w możliwość startu w Rio

PAP

Rosyjscy niepełnosprawni sportowcy nadal mają szansę wystąpić w Rio w Igrzyskach Paraolimpijskich - powiedział w środę 24 sierpnia Przewodniczący Narodowego Komitetu Paraolimpijskiego Władimir Łukin.

Rosjanin odmówił jednak podania szczegółów, nie ujawnił także żadnych informacji dotyczących ewentualnych możliwości anulowania decyzji o wykluczeniu.

- Wykorzystamy wszystkie możliwe środki, aby udowodnić, że to my mamy rację i decyzja o naszym wykluczeniu jest bezprawna - zadeklarował Łukin.

„Cyniczne orzeczenie CAS”

W połowie sierpnia Rosyjski Komitet Paraolimpijski, zawieszony przez Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski (IPC) w wyniku skandalu dopingowego w tym kraju, złożył odwołanie do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie (CAS). We wtorek 23 sierpnia CAS podtrzymał decyzję Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego z 7 sierpnia o wykluczeniu Rosji z udziału w igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro.

W uzasadnieniu decyzji IPC napisał, że oszustwo dopingowe wykryte w Rosji doprowadziło do zniszczenia sportu poprzez stawianie medali ponad moralnością.

- Tragiczne w tej sytuacji jest nie to, że sportowcy oszukiwali system, ale że państwowy system oszukiwał sportowców - powiedział wówczas szef IPC Philip Craven.

Orzeczenie CAS skrytykował premier Rosji Dmitrij Miedwiediew. Szef rządu nazwał je cynicznym.

- To jest potężny cios dla wszystkich osób niepełnosprawnych, nie tylko dla Rosjan - stwierdził Miedwiediew. - Dziwne są podwójne standardy stosowane w przypadkach dopingu w różnych krajach. W przypadku Rosjan wykrywany jest natychmiast, gdy zachodzi podejrzenie innych nacji, postępowanie kontrolne trwa bardzo, bardzo długo...

Bo Rosjanie są „groźnym rywalem”

Jego zdaniem w „historii” z rosyjskim dopingiem jest 80 procent polityki, a tylko 20 procent realnych przypadków stosowania zabronionych środków. Premier Rosji przyznał, że ma wrażenie, iż wykluczenie paraolimpijczyków z jego kraju, to nic innego jak tylko... próba pozbycia się najgroźniejszych rywali.

Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski ogłaszając 7 sierpnia postanowienie o zawieszeniu Rosyjskiego Komitetu Paraolimpijskiego poszedł - zdaniem CAS - dalej niż MKOI, który przed igrzyskami w Rio de Janeiro oddał w ręce Międzynarodowych Federacji Sportowych ostateczne decyzje o starcie Rosjan. IPC wykluczył wszystkich, w tym gronie znaleźli się także ci zawodnicy, którzy nie mieli na koncie żadnych „wpadek” dopingowych.

Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem igrzysk w Rio MKOI nie wykluczył wszystkich rosyjskich sportowców. Decyzje o ewentualnych karach za rozwinięty system dopingu w tym kraju miały właśnie podejmować federacje poszczególnych dyscyplin.

MKOI wprowadził jednak znaczne obostrzenia. Wszyscy Rosjanie zgłoszeni do startu w Rio musieli przejść rygorystyczne testy antydopingowe, a do startu nie zostali dopuszczeni zawodnicy choćby raz karani w przeszłości za złamanie przepisów antydopingowych.

W tej sytuacji w Rio wystartowało tylko około 200 Rosjan (prawa startu odmówiono 113 osobom). Pomimo tego w tabeli medalowej uplasowali się na wysokiej czwartej pozycji zdobywając 56 medale, w tym 19 złotych.

Źródło: www.niepelnosprawni.pl, 25.08.2016

<<<powrót do spisu treści

&Zdrowie bardzo ważna rzecz

&Szczęśliwa, dojrzała kobieta. 50 plus

Magdalena Moraszczyk, konsultacja: Agnieszka Wiktorowicz-Dudek, specjalista chorób wewnętrznych

Myślisz, że wszystko, co najlepsze, masz już za sobą? To nieprawda. Teraz zaczyna się druga, także wspaniała połowa twojego życia. Dojrzałość daje to, o czym kiedyś mogłaś tylko marzyć.

Z każdym rokiem przybywa nam lat, ale refleksja na ten temat pojawia się okresowo. Wtedy zatrzymujemy się i patrzymy wstecz. Takim momentem są pięćdziesiąte urodziny. Uświadomienie sobie tego, że to już „z górki”, bywa bolesne. Wszechobecny kult młodości sprawia, że wiele kobiet, które mają pięćdziesiąt parę lat i są u szczytu swoich możliwości, paraliżuje przekonanie, że są nieatrakcyjne, stare. Boją się, że stracą pracę i trudno im będzie znaleźć nową. Odchowane dzieci zaczynają się usamodzielniać, zakładają rodziny, mają swoje sprawy i nie wymagają już tak troskliwej opieki. Pozostaje pustka i czas, który nie wiadomo, czym wypełnić.

Ale można spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Jeżeli rozejrzysz się dookoła, dostrzeżesz wiele kobiet, które właśnie po pięćdziesiątce przeżywają swój najlepszy czas. Ugruntowana pozycja zawodowa pozwala im realizować ciekawe projekty, ciągle idąc do przodu. Inteligentne, ambitne, zadbane, pewne siebie – teraz osiągają najwięcej. Spełnione w życiu prywatnym i zawodowym żyją w harmonii ze sobą i światem, po prostu ciekawie. Taka postawa jest godna pochwały i naśladowania. Zdaniem psychologów kluczem do sukcesu jest zaakceptowanie swojego wieku, zrozumienie zmian, jakie ze sobą niesie. Z jednymi trzeba się pogodzić, innym stawić czoła. Do tego można się psychicznie przygotować. Bo to nie jest tak, że kończąc pięćdziesiąt lat, nagle znajdujemy się w innej bajce. W chwilach frustracji i zwątpienia warto przypomnieć sobie, że człowiek ma tyle lat, na ile się czuje. Optymizm i pogoda ducha odejmą ci przynajmniej dziesięć.

Powiedzenie, że każdy wiek ma swoje prawa, niesie w sobie wiele mądrości. Dorosłe dzieci, stabilna sytuacja materialna, zaspokojone lub przynajmniej dostosowane do realiów ambicje zawodowe - wreszcie możesz zatroszczyć się o siebie. Czasami nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo potrzebujesz wytchnienia, tak dalece przywykłaś do nieustannej bieganiny i funkcjonowania w permanentnym stresie, czy to goniąc za karierą, czy też łącząc pracę zawodową z prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci. Pięćdziesiąt lat to dobry czas na rozwijanie zainteresowań, hobby, na robienie wszystkiego, na co wcześniej nie miałaś czasu. Jeśli lubisz chodź do kina, marzyłaś o studiach, zapisz się na uniwersytet. Podążaj za marzeniami, na to nigdy nie jest za późno, więc nie wolno ci rezygnować z niczego, dlatego że „w tym wieku nie wypada”. Ucz się języków, maluj, tańcz, bierz udział w maratonach, zwiedzaj Polskę, świat. Najgorsze, co możesz zrobić, to zamknąć się w czterech ścianach. Bo dla higieny psychicznej lepsze jest wyjście z domu i robienie czegokolwiek niż siedzenie przed telewizorem. Poszerz grono koleżanek, z którymi można poplotkować, wyskoczyć na kawę czy na zakupy. Możesz włączyć się w działalność charytatywną - osoba, która daje siebie innym, nigdy nie czuje się nieszczęśliwa. Nic nie daje większego luzu wewnętrznego i radości niż wnuki. Nie znaczy to, że masz wziąć na siebie cały ciężar ich wychowania. Obok wzorca Babci Polki, bezgranicznie oddanej pociechom, warto lansować wzorzec Młodej Babci, kobiety aktywnej.

Uwierz, że kobieta, która ma pięćdziesiąt i więcej lat, nie musi być mniej atrakcyjna. Ważne, żeby żyć w zgodzie ze sobą, czuć się dobrze we własnej skórze. Wiadomo, że pięćdziesięciolatce trudno konkurować pod względem wyglądu z trzydziestolatką. Ale czy jest taka potrzeba? Spróbuj zaakceptować swój wiek i związane z tym zmiany zachodzące w organizmie. Zawirowania hormonalne przekładają się na gorsze samopoczucie psychiczne. Jednak nie dopuszczaj negatywnego myślenia („jestem do niczego”), bo naprawdę w to uwierzysz. W ten sposób zaczynasz postrzegać świat jako rzeczywistość, w której - nikomu niepotrzebna - zostałaś odsunięta na boczny tor. To fakt, że uderzenia gorąca, nocne poty, kłopoty ze snem, drażliwość potrafią dać się we znaki, zakłócić życie zawodowe i rodzinne. Ale jeśli zastosujesz rozsądną terapię, samopoczucie znacznie się poprawi i będziesz funkcjonować normalnie.

Czas obalić stereotyp. Mężczyźni nie zdradzają żon z powodu ich wieku, ale dlatego, że kobiety tracą zainteresowanie seksem i za mało dbają o siebie. Z wiekiem wiele pań przestaje przywiązywać wagę do swego wyglądu. Zaniedbana fryzura, sukienka sprzed kilku sezonów, byle jaka bielizna są na pewno wrogiem seksapilu. W lekko dopasowanej modnej sukience, klasycznym kostiumie lub dobrze skrojonych dżinsach i pantoflach na obcasach będziesz wyglądała oszałamiająco. Zaskocz męża nową fryzurą, makijażem. Ale nie ubieraj się jak własna córka, bo nawet przy nienagannej figurze będziesz wyglądała śmiesznie. Prostota i elegancja to kierunki, w których powinnaś podążać, wybierając garderobę.

Zastanów się, czy naprawdę chcesz walczyć o kolejny awans, brać udział w wyścigu szczurów? W pogoni za karierą łatwo zgubić sens życia. Może to niewarte takich wyrzeczeń. Wyobraź sobie, że masz osiemdziesiąt lat i analizujesz swoje życie. Jeśli okaże się, że poza pracą nic w nim nie ma, że za mało czasu poświęcasz partnerowi, sobie, możesz to jeszcze zmienić, żeby za dziesięć lat bilans był dla ciebie korzystny. W dzisiejszych czasach wielu pracodawców, kierując się modą na młodość, nie docenia wiedzy i doświadczenia osób w twoim wieku. Wydaje im się, że dwudziestolatka ma bardziej otwarty umysł, wnosi świeżość. Czasem warto wyhamować, nabrać do tego pewnego dystansu, bo szefa nie zmienisz, a życie w przewlekłym napięciu wcześniej czy później odbije się na twoim zdrowiu. Strata pracy zawsze wiąże się z ogromnym stresem, ale to jeszcze nie koniec świata. Mimo że pięćdziesięciolatce niełatwo znaleźć zatrudnienie, które spełniałoby oczekiwania i zaspokajało ambicje, trzeba myśleć pozytywnie i mieć otwarty umysł. Czytaj ogłoszenia, stawaj do konkursów. Możesz zarejestrować własną firmę (dziś chętniej zatrudnia się osoby prowadzące działalność gospodarczą), skończyć kurs. Najważniejsze, by uwierzyć w swoje możliwości. Jeśli podczas rekrutacji będziesz starała się tuszować niepewność uśmiechem, rozmówca i tak odgadnie prawdę. Osoba z niską samooceną nie robi dobrego wrażenia. Masz wiele atutów, więc zaprezentuj się z najlepszej strony.

Liczy się harmonia wewnętrzna

Monika Dreger, psycholog, Warszawska Grupa Psychologiczna

Trudno sobie wyobrazić, jak wielkie spustoszenie w psychice kobiety potrafi zrobić kult młodości. Współczesny ideał piękna, kreowany przez młodziutkie modelki, sprawia, że kobiety dojrzałe mają czasem kłopoty z samoakceptacją. To prowadzi do stanów depresyjnych, rodzi obsesję na punkcie gładkiej skóry i idealnej figury. Sprawa dotyczy nie tylko osób z pierwszych stron gazet. Wiele kobiet regularnie wygładza cerę laserem albo decyduje się na kolejne operacje plastyczne. Wydaje im się, że jeśli ujmą sobie dwadzieścia lat, wyprasują zmarszczki lub zafundują silikonowy biust, to nie rozpadnie się ich małżeństwo, kariera zawodowa nabierze rozpędu. Taki zabieg to zawsze spory wydatek i pewne ryzyko. W pierwszym momencie zwiększa poczucie własnej wartości, ale w dalszej perspektywie nic nowego do życia nie wnosi. Bo zmieniona została tylko powłoka, a wnętrze zostało takie samo. Na nic się zda poprawianie urody, gdy zabraknie wewnętrznej równowagi. Trzeba żyć ze sobą w zgodzie, znaleźć złoty środek między pracą a życiem prywatnym. Osoba, która nie daje sobie z tym rady, powinna skorzystać z pomocy psychologa, żeby zapewnić sobie komfortowe, ustabilizowane życie.

Zalety dojrzałego seksu

To, że nie masz już... dziestu lat, nie znaczy wcale, że jesteś mniej seksowna. Dla wielu kobiet zakończenie miesiączkowania oznacza uwolnienie się od konieczności stosowania antykoncepcji i strachu przed niechcianą ciążą. Wówczas wzrasta zaufanie do siebie i do partnera. A to korzystnie wpływa na aktywność seksualną, zwiększa poczucie własnej wartości i poprawia stosunek do świata. Cementuje bliskość, a na dodatek odpręża, odmładza i dodaje urody. Seks po pięćdziesiątce - nieskrępowany i spontaniczny - może być najwspanialszą rzeczą pod słońcem. To normalne, że z upływem lat przestajemy się już rzucać w ramiona Erosa jak kiedyś. Seksowi nie służy rutyna, a poznawanie nowych rzeczy ekscytuje. Jedwabna koszulka, wydłużona gra wstępna, zmysłowe perfumy i trochę szaleństwa sprawią, że czar będzie trwał wiecznie.

Czas na zmianę roli

Nasze potrzeby potrafią zmienić się wraz z wiekiem. Dlatego nie można sobie powiedzieć raz na zawsze na przykład „stawiam na karierę” lub „nie wyjdę za mąż” i w ten sposób zaprogramować się na całe życie. Gdy zazdrościmy koleżankom życia rodzinnego, to sygnał, żeby zastanowić się, może bycie singlem nam nie wystarcza. Nieważne, ile mamy wtedy lat, pięćdziesiąt czy więcej. Również kobiety, których celem był dom, po kilku latach mogą się w nim dusić. A te, dla których najważniejsza była kariera – zatęsknić za życiem rodzinnym. Rada jest jedna: zamiast się frustrować, trzeba dostosować życie do aktualnych potrzeb. Rozejrzeć się za pracą, poszukać męża, zająć się dziećmi w ramach wolontariatu. Niezadowolenie z życia prowadzi do nałogów, wyzwala zawiść, złość, agresję. Sfrustrowana kobieta jest złą matką, nieatrakcyjną żoną, niedobrym pracownikiem i fatalnym szefem.

Zawsze zdrowa

Kobieta, która cieszy się dobrym zdrowiem, emanuje pozytywną energią. Wszystko idzie jej jak z płatka, jest uśmiechnięta, potrafi w pełni korzystać z życia. Znając pułapki, jakie zastawiła na nas natura, możemy w porę wkroczyć do akcji.

Depresja i nerwice

Stany depresyjne i lękowe najczęściej ujawniają się u kobiet w czasie silnych wahań hormonalnych. Właśnie dlatego w okresie menopauzalnym wiele pań może cierpieć na depresję. Jesteśmy nadwrażliwe, rozchwiane emocjonalnie, silniej przeżywamy zarówno złe, jak i dobre emocje. Nie radzimy sobie ze stresem, a w sytuacjach trudnych niełatwo nam dojść do równowagi. Naucz się pozytywnego myślenia. Warto poznać siebie i to, co wywołuje napięcie, a potem zmniejszyć obszar zmartwień w życiu. Nie dopuszczaj, żeby stres się kumulował. Wygadaj się przed przyjaciółką, popłacz - to pomaga. Znajdź czas na relaks, weź aromatyczną kąpiel, pójdź do sauny lub na masaż.

Osteoporoza

Największy ubytek masy kostnej dotyka kobiety w okresie menopauzy. W wyniku spadku ochronnych estrogenów pogarsza się metabolizm witaminy D i wchłanianie wapnia. Chorobą są szczególnie zagrożone kobiety, u których menopauza wystąpiła przed czterdziestym piątym rokiem życia. Charakterystyczne są złamania w okolicy nadgarstka, kręgów, szyjki kości udowej. Pij mleko, jedz jogurty. Pamiętaj o ruchu na świeżym powietrzu. Codzienna dawka słońca zapewni produkcję witaminy D, która poprawia wchłanianie i wbudowywanie do kości wapnia. Aktywność fizyczna wpływa na wzmocnienie tkanki chrzęstnej. Zbadaj gęstość kości.

Serce i układ krążenia

Kobiety nie chorują na serce rzadziej, tylko później niż mężczyźni. Sekret tkwi w dobroczynnym działaniu estrogenów na nasz układ krwionośny (ułatwiają przepływ krwi, korzystnie wpływają na poziom cholesterolu). W okresie menopauzy, gdy poziom hormonów żeńskich gwałtownie się obniża, stan serca i naczyń może się pogorszyć. Pamiętaj o mierzeniu ciśnienia (w czasie każdej wizyty u lekarza), wykonuj EKG (raz na 1-3 lata). Raz w roku sprawdź swój profil lipidowy. Jedz mniej tłuszczów zwierzęcych, więcej ryb, warzyw i częściej się ruszaj. Rzuć palenie.

Ruch to lokata na przyszłość

Regularny trening przypomina oszczędzanie pieniędzy. Chowa się trochę tu, trochę tam i po paru latach nazbiera się spora suma. Trening ma istotne znaczenie z wielu powodów, które nie sprowadzają się jedynie do płaskiego brzucha i wspaniałej rzeźby ciała. Warto ćwiczyć nie tylko po to, żeby dobrze wyglądać w ulubionych dżinsach. Dzięki aktywności fizycznej za pięć, dziesięć i więcej lat wciąż będziesz mogła uprawiać ulubiony sport i cieszyć się dobrym zdrowiem. Każdy systematyczny wysiłek wzmacnia i uelastycznia mięśnie, a to zapewnia prawidłową postawę ciała i płynność ruchów. Aktywność fizyczna przyśpiesza trawienie, wzmacnia kości, serce i płuca, pomaga obniżyć poziom złego cholesterolu we krwi. Lekarze polecają ruch na świeżym powietrzu. Wtedy organizm dostaje więcej tlenu i lepiej go wykorzystuje. Poprawia się wydolność wszystkich narządów, samopoczucie i opóźnia starzenie.

Codzienne menu pięćdziesięciolatki

To, co jemy, w dużym stopniu decyduje o samopoczuciu, sprawności intelektualnej i kondycji. Z wiekiem pogarsza się przemiana materii, więc trzeba jeść mniej lub więcej się ruszać. Proces ten nasila się w okresie menopauzy, stąd większa skłonność do tycia. Zajadamy stres słodyczami, objadamy się wieczorem, bo to najprostsza forma relaksu. Wolno ci dostarczyć tyle energii, ile jesteś w stanie spalić. Rezerwy zaowocują nadwagą, cukrzycą, miażdżycą, nadciśnieniem. Na talerzu powinny dominować warzywa i owoce (te mało słodkie). Jedz mniej mięsa, więcej ryb morskich. Unikaj słodyczy, wybieraj produkty z grubego przemiału, tłuszcze zwierzęce zastąp roślinnymi. Starzenie przyśpiesza alkohol (dopuszczalna dzienna dawka dla kobiet to 200 mililitrów wina), nadmiar kawy i palenie.

Pamiętaj o badaniach

Każda zdrowa kobieta powinna raz w roku zrobić cytologię i USG ginekologiczne. Nie zwlekaj z wizytą u ginekologa w razie niepokojących dolegliwości, na przykład plamienia z dróg rodnych. Regularnie sama badaj piersi. Co rok zrób USG, raz na 1-2 lata mammografię. Stosując terapię hormonalną, badaj się zgodnie z zaleceniem swojego lekarza.

Nie żałuj sobie twardego snu

Kobieta wyspana lepiej wygląda i rzadziej choruje. Tylko podczas snu organizm może zniwelować skutki stresu i przemęczenia. Regenerują się narządy wewnętrzne, z tkanek usuwane są toksyny, poprawia się stan skóry. Zapotrzebowanie organizmu na sen jest sprawą indywidualną. Osoba dojrzała powinna przesypiać około 7 godzin na dobę. Najlepszą porę na sen wyznacza wewnętrzny zegar biologiczny. Nie chodzi o to, żeby spać długo, ale dobrze. Kilka godzin twardego snu odnawia organizm lepiej niż 10 płytkiego. Jeśli masz problemy ze snem, wypracuj sobie rytuał poprzedzający pójście do łóżka. Weź ciepłą kąpiel, załóż wygodną piżamę, posłuchaj relaksującej muzyki, poczytaj coś, co cię odpręży. Jeśli po 20 minutach nie zaśniesz, wstań, posłuchaj radia, poczytaj (najlepiej nudną książkę), ale nie rozwiązuj rebusów, bo rozbudzisz się, zamiast uspokoić. Jedna, dwie nieprzespane noce mogą przytrafić się każdemu. Ale gdy jest ich więcej, uruchamia się podświadomy lęk przed nocą. Martwisz się, że nie zaśniesz, i rzeczywiście nie możesz zasnąć, wpadając w błędne koło bezsenności. Aby do tego nie dopuścić, jak najszybciej pójdź do poradni zajmującej się leczeniem zaburzeń snu.

Zawsze piękna

Pewnie nieraz zastanawiałaś się, dlaczego jedne kobiety wciąż zachwycają urodą, a inne od nich młodsze wyglądają poważniej? To nie tylko sprawa genów czy operacji plastycznych. Wiele zależy od stylu życia i codziennej pielęgnacji. Sama możesz ująć sobie lat!

Kobieta może być piękna w każdym wieku, pod warunkiem że nauczy się starzeć z klasą. Jeśli pogodzisz się z upływającym czasem, zaakceptujesz siebie, będzie to widać po twoim uśmiechu, blasku w oczach, gestach, sposobie chodzenia. O urodę trzeba dbać, pielęgnując ciało i starając się pokazać z jak najlepszej strony. Twoim przyjacielem są kosmetyki. Dobry krem dostarczy skórze to, czego na tym etapie życia najbardziej jej potrzeba, spowalniając pojawienie się zmarszczek lub wygładzając te, które już istnieją. Wypielęgnowane dłonie (po każdym myciu smaruj je starannie kremem) i stopy (elegancka kobieta musi mieć zadbane paznokcie i gładkie pięty) są zawsze atutem. Pod umiejętnie zrobionym makijażem i odpowiednim ubraniem ukryjesz ewentualne niedoskonałości i podkreślisz zalety urody. Dbać trzeba o całe ciało. Najważniejsze jest codzienne nawilżanie i natłuszczanie wysuszonej skóry. Warto czasem odwiedzić kosmetyczkę, choćby po to, żeby zleciła właściwą kurację domową. Rozpieszczanie ciała jest wyrazem troski o umysł. Nawet najmniejszy zabieg – położenie maseczki, pomalowanie paznokci czy wypad do spa – potrafi zdziałać cuda dla ciała i ducha. Możesz śmiało korzystać ze zdobyczy kosmetologii i medycyny estetycznej, ale rozsądnie, nie za wszelką cenę. Jeśli specjalista odradza ci kolejny zabieg, lepiej go posłuchaj - nadmierne prostowanie zmarszczek może oszpecić.

Włosy pełne blasku

Z wiekiem stają się matowe, słabsze, pojawia się siwizna. Siwienie przyśpiesza wystawianie włosów na słońce, niezdrowa dieta, stres. Gdy brakuje estrogenów, włosy marnie rosną i przerzedzają się. Na skutek przewagi męskich hormonów niektóre kobiety w okresie menopauzy zaczynają łysieć jak mężczyzna (na czubku głowy). Odpowiednio dobrana terapia hormonalna na ogół pozwala zapomnieć o kłopotach. Dermatolog może zapisać odpowiednie leki do wcierania w skórę. Nasza rada: Część kobiet dobrze czuje się w siwiźnie. Jednak większość pań farbuje włosy. Wtedy trzeba pilnować, żeby nie było widać śladu siwizny. Lepiej nie oszczędzać na fryzjerze. Skutkiem domowych eksperymentów bywają odrosty w ostrym kolorze czerwieni lub pomarańczy. Fryzjer pomoże dobrać farbę do karnacji. Pamiętaj, że za ciemny kolor wyostrza rysy i postarza. Używaj dobrego szamponu i odżywki. Jeśli lubisz swoją siwiznę, sięgnij po szampony do włosów siwych (można je stosować na zmianę ze zwykłym) i płukanki - srebrną lub fioletową (likwidują żółty odcień siwizny i nadają jej popielaty połysk). Dobrze się odżywiaj. Gdy włosy nadmiernie wypadają, to znak, że potrzebują suplementów.

Makijaż eleganckiej kobiety

Osoba dojrzała powinna malować się z ogromnym wyczuciem. Dobry makijaż jest delikatny i kamufluje niedoskonałości urody. Nasza rada: Zastanów się, co chcesz podkreślić, a od czego chciałabyś odwrócić uwagę. Jeśli masz wokół ust zmarszczki, mocniej pomaluj oczy, gdy masz wyraźne kurze łapki, wyeksponuj usta. Odpowiednim korektorem zamaluj cienie pod oczami (żółtym), brązowe przebarwienia (różowym), pajączki (zielonym). Podkład ciemniejszy od skóry postarza. Dobierz puder do karnacji (za jasny sprawi, że będziesz wyglądała jak obsypana mąką, za ciemny doda lat). Powinien zostawić na twarzy mgiełkę odbijającą światło tak, że zmarszczki będą niewidoczne. Unikaj mocnych kresek, zrezygnuj z jaskrawych cieni i kosmetyków z brokatem - podkreślają zmarszczki. Młodzieńczej świeżości doda położenie na szminkę odrobiny błyszczyku.

Recepta na młodość Agnieszki Perepeczko. Nasza broń kobieca

Wysłuchała Anna Baryłkiewicz

Lubi ruch, ale nie znosi i nie stosuje diet. Uważa, że seks jest cudownym środkiem odmładzającym. Co robi Agnieszka Perepeczko, by wspaniale wyglądać?

Zawsze miałam obsesję na punkcie dobrego wyglądu i sylwetki. Nigdy jednak nie popierałam chudości, drakońskich diet, miałam wstręt i pogardę do niezdrowego trybu życia. Uważałam, że wszelkie ruchy w sprawie odmładzania trzeba zacząć od profilaktycznych badań. Gdy już mamy to za sobą i oddychamy z ulgą, że mammografia, cytologia, morfologia i poziom hormonów jest OK, to dopiero wtedy można zabrać się do jakiegokolwiek upiększania i rzeźbienia. Budżet, którym dysponowałam przez pierwsze 50 lat życia na zabiegi kosmetyczne, kluby sportowe i same kosmetyki, był mniej niż skromny. Ale nawet w siermiężnych czasach dawałam sobie radę. Stawiałam na zdrowy tryb życia i proste środki upiększające. Pocieszałam się, że z kosmetyków mam wodę morską, piasek na plaży (świetny i niedrogi piling), oliwę, sól morską, różne owoce na maseczki, w ostateczności... krem Nivea. Gdy niepostrzeżenie weszłam w wiek 2 razy balzakowski z... okładem, do dyspozycji mam (lepiej późno niż wcale) wspaniałe kosmetyki i zaprzyjaźnione spa.

Kocham jeść, ale uważam na to, co jem. Umiem się wyrzec czegoś na zawsze (nie jest to dla mnie torturą), ale nigdy tego, co jest dla mnie zdrowe. Lista jest długa: począwszy od czarnego kawioru, skończywszy na wiejskim razowcu z czosnkiem, poprzez ulubione mięsa: steki, jagnięcinę, tatar, sałaty z kurczakiem, szpinak z wiórkami parmezanu cienkimi jak płatki róży. Mam też kaszę gryczaną na sypko ze świeżym koprem, a nawet sorbet cytrynowy w wydrążonej cytrynie i czerwone wino. Po co mi diety? A czego nie ma na mojej liście? Ziemniaków, klusek, białego ryżu, białego pieczywa, łopatki wieprzowej z cebulką, foie gras, serów francuskich, ciast, bekonu na śniadanie i nalewek, choć bardzo je lubię.

Stawiam na ruch, bez ruchu nie ma życia. W Australii to proste: po obiedzie nie rzucam się na kanapę przed telewizorem, tylko lecę nad morze (szybki spacer 3 kilometry). W Warszawie znacznie trudniej jest mi się zmobilizować. Chodzę do klubu sportowego i po każdej sesji (brzuszki, ćwiczenia rozciągające i bieżnia) składam sobie zasłużone gratulacje i nagradzam się kinem czy lunchem w dobrym towarzystwie.

Uważam, że seks odgrywa ważną rolę w naszym ukochaniu życia i... odmładzaniu ciała. Jakie to wspaniałe uczucie – pięknie i seksownie wyglądać! Świadomość przyjemności, którą możemy dawać i umiemy egzekwować od partnera, sprawia, że kobieta staje się inna, inaczej się rusza, odwraca głowę, patrzy, rozmawiając o sprawach zupełnie obojętnych, a jednocześnie emanuje jakąś tajemniczą siłą, wyczuwalną dla otoczenia. Mówi się wtedy: ona ma seksapil.

Źródło: Zdrowie, 3/2011

<<<powrót do spisu treści

&Kuchnia po naszemu

&Zupa bananowa

Składniki:

Sposób przygotowania:

Warzywa i banany umyć. Cebulę i por pokroić w półkrążki. Ogórek (w skórce) pokroić w słupki. Cytrynę wyszorować, sparzyć, pokroić na cząstki. W garnku zagotować półtora litra wody z dodatkiem kostek bulionowych. Pierś kurczaka umyć, osuszyć, pokroić w kostkę, obtoczyć w mące wymieszanej z imbirem, obsmażyć na łyżce rozgrzanej oliwy, przełożyć do gotującego się bulionu. Następnie wlać resztę tłuszczu i obsmażyć na nim cebulę oraz por, dołożyć do garnka. Chwilę gotować, po czym dodać słupki ogórka, a po chwili - cytrynę. Na końcu dołożyć obrane i pokrojone na plastry banany i przyprawę curry. Dosłodzić zupę do smaku i gotować jeszcze 2-3 minuty.

<<<powrót do spisu treści

&Zupa marchewkowa

Składniki:

Sposób przygotowania:

Marchewkę obrać, umyć, pokroić. Cebulę i imbir obrać, posiekać. W garnku rozgrzać olej z masłem, zeszklić na nim cebulę i imbir. Dodać marchewkę i wlać tyle wody, by przykryła warzywa. Wrzucić kostkę rosołową. Gotować, aż warzywa będą miękkie. Zmiksować. Zupę wymieszać ze śmietaną. Doprawić czosnkiem, gałką muszkatołową, kurkumą i solą. Pestki dyni podprażyć na patelni. Posypać nimi zupę. Udekorować kolendrą.

<<<powrót do spisu treści

&Zupa z awokado

Skladniki:

Sposób przygotowania:

Por oczyścić i drobno posiekać. Czosnek obrać, przepuścić przez praskę. Razem z porem podsmażyć na rozgrzanej oliwie. Dodać pomidory i bulion, gotować około 15 minut. Awokado przekroić, usunąć pestki, miąższ przełożyć do miseczki. Rozdrobnić widelcem, dodając część soku z cytryny. Dodać do zupy razem z mlekiem lub śmietanką. Gotować na małym ogniu 5–7 minut. Zupę zmiksować. Doprawić do smaku solą, pieprzem i pozostałym sokiem z cytryny. Z papryczek usunąć pestki. Miąższ drobno posiekać. Zupę rozlać do miseczek. Każdą porcję posypać papryczkami chili i posiekaną natką lub kolendrą.

<<<powrót do spisu treści

&Kotleciki ruskie w waflu

Składniki:

Sposób przygotowania:

Ziemniaki obrać, ugotować z dodatkiem szczypty soli, odcedzić i starannie ubić tłuczkiem. Twaróg zemleć lub przecisnąć przez praskę. Cebulę drobno pokroić i zeszklić na oleju, dokładnie wymieszać z ziemniakami i twarogiem. Doprawić masę do smaku pieprzem i solą. Rozsmarować na waflach, chwilę odczekać, po czym każdy wafel wraz z nadzieniem zrolować.

Następnie pokroić roladki na dość grube plastry. Panierować te kotleciki w rozkłóconym jajku i w bułce tartej, smażyć z obu stron na jasnozłoty kolor na rozgrzanym oleju. Podawać gorące z sosem grzybowym lub pomidorowym i surówką z młodej kapusty i szczypioru w sosie winegret.

<<<powrót do spisu treści

&Roladki z udek kurczaka z sosem cebulowym

Składniki:

Sposób przygotowania:

Udka umyć, osuszyć papierowym ręcznikiem, zdjąć delikatnie skórkę, usunąć kości. Mięso z obu stron natrzeć przyprawami, zrolować, włożyć z powrotem w skórki, owiązać nicią bawełnianą, przyprawić i wstawić na 2 godziny do lodówki. Na patelni rozgrzać olej, obsmażyć roladki, podlewając gorącą wodą celem wytworzenia sosu, dusić do miękkości. Opieczone roladki zdjąć z patelni, usunąć nici. Na tłuszczu ze smażenia zeszklić cebulę, podlać gorącą wodą, zagęścić mąką rozprowadzoną w niewielkiej ilości zimnej wody, przelać przez sitko, przecierając cebulkę do garnka, ewentualnie doprawić do smaku, włożyć opieczone roladki i zagotować. Podawać z ziemniakami z wody, marchewką duszoną z groszkiem i z sałatą w sosie winegret. Takie roladki można też pokroić na plastry i podawać na zimno.

<<<powrót do spisu treści

&Klopsiki

Klopsiki, jeden z hitów szwedzkiej kuchni, możesz z łatwością zrobić sama. Mięsne kulki tradycyjnie podaje się z dodatkiem konfitury z borówek. Jeśli jednak chcesz nieco zmodyfikować danie, przygotuj je w sosie pomidorowym. Wspaniale wzbogaci on smak mielonego mięsa.

Składniki:

Sposób przygotowania:

  1. Kajzerkę drobno pokroić, zalać mlekiem. Odstawić na 15 minut. Odcisnąć. Cebule obrać, posiekać. 1/3 podsmażyć na rozgrzanym oleju. Dodać do mięsa razem z bułką, jajkiem, musztardą, łyżką mleka, zielem angielskim, gałką muszkatołową i imbirem. Doprawić solą i pieprzem. Wyrobić. Masę wstawić na 30 minut do lodówki.

  2. Pomidory wyjąć z zalewy. Drobno pokroić. Olej na sos mocno rozgrzać na patelni. Wrzucić pozostała posiekaną cebulę, a gdy się lekko zeszkli, pomidory. Chwile smażyć, następnie wlać zalewę z pomidorów i bulion. Dusić, aż wszystkie składniki dobrze się połączą. Doprawić do smaku solą oraz pieprzem.

  3. Z mięsa uformować nieduże kulki. Ułożyć je w wyłożonej papierem do pieczenia formie. Piec 25 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni Celsjusza. Do przygotowanego sosu wrzucić upieczone mięsne kulki. Całość mocno podgrzać i posypać drobno posiekana natka. Podawać na przykład z ziemniakami pure lub pieczywem.

<<<powrót do spisu treści

&Schab po staropolsku

Składniki:

Sposób przygotowania:

Schab skropić sokiem z cytryny, natrzeć pieprzem, solą i łyżeczką majeranku, owinąć i na 4 godziny przenieść w chłodne miejsce. Potem mięso obsmażyć ze wszystkich stron na mocno rozgrzanym smalcu, przełożyć do brytfanki, skropić częścią wina, polać stopionym masłem i wstawić do gorącego (180 stopni Celsjusza) piekarnika. Tymczasem śliwki umyć, namoczyć w niewielkiej ilości wody, ewentualnie zagotować. Cebulę drobno posiekać. Po 20 minut pieczenia schab posypać cebulą, obłożyć śliwkami, skropić wodą, w której się moczyły i resztą wina. Przykryć i piec jeszcze około 50 minut. Miękkie mięso wyjąć, pokroić w plastry, ułożyć w żaroodpornym naczyniu. Sos doprawić resztą majeranku, miodem i pieprzem, wymieszać, zagotować, przetrzeć przez sitko. Polać sosem plastry mięsa, podgrzać w piekarniku i podawać z bukietem warzyw.

<<<powrót do spisu treści

&Szaszłyki z karkówki i cukinii

Składniki:

Sposób przygotowania:

Karkówkę umyć, osuszyć papierowym ręcznikiem, posmarować musztardą i pokroić na dość grube kawałki. Oprószyć suszonym rozmarynem i szałwią, Cukinie umyć, wytrzeć, pokroić na plastry grubości 1 centymetra, posypać czosnkiem granulowanym. Razem z mięsem odstawić na 2 godziny do lodówki. Czosnek obrać, podzielić na ząbki. Na gałązki rozmarynu lub patyczki nadziewać naprzemiennie mięso, czosnek, cukinie. Poszczególne składniki. Całość posmarować oliwą. Piec po 10 minut z każdej strony w piekarniku nagrzanym do 200 stopni Celsjusza. Przed podaniem szaszłyki oprószyć solą i pieprzem.

<<<powrót do spisu treści

&Tarta cebulowa

Spód - składniki:

Sposób przygotowania:

W dużej misce wymieszać mąkę z solą i proszkiem do pieczenia. Schłodzone masło posiekać z mąką na kruszonkę. Rozpuszczony w kilku łyżkach wody cukier i olej wlać do mąki. Szybko zagnieść ciasto i odstawić pod przykryciem do lodówki na 30 minut. Wylepić ciastem dno tortownicy o średnicy 22 centymetry i gęsto ponakłuwać widelcem. Piec około 12 minut w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni. Cebulę pokroić w piórka. Na patelni rozgrzać oliwę i zeszklić na niej cebulę. Lekko ją posolić i posypać kminkiem lub cząbrem. Śmietanę wymieszać z serem i papryką. Na podpieczony placek wyłożyć cebulę i wlać śmietanę z serem. Piec 30 minut w 200 stopniach.

Zebrała Ewa Peryt

<<<powrót do spisu treści

&Kulturalne co nieco

&Kwaśny, Stoch, Mroczek - szczęście daje im wiara, więc mówią jak Bóg działa w ich życiu

Yes, we can! Powołani, by świadczyć” to zbiór wywiadów z wyjątkowymi, często bardzo znanymi osobami, które nie boją się odważnie przyznawać do wiary. Zbiór został wydany specjalnie z okazji Światowych Dni Młodzieży.

Książka to fascynujące historie nawróceń oraz niezwykłe opowieści osób, które od zawsze są blisko Boga. Marcin Mroczek, Kamil Stoch, Antek Smykiewicz, Zofia Klepacka, Marcin Kwaśny, Jakub Szymczuk i wielu innych bohaterów pierwszych stron gazet, a także tytanów cichej pracy. Książka Zbigniewa Kaliszuka „Yes, we can! Powołani, by świadczyć” zawiera szereg odpowiedzi; jak żyć po katolicku, odnaleźć się we współczesnym świecie, radzić sobie z cierpieniem, rozeznawać swoje powołanie, rozwijać miłość, łączyć karierę zawodową z wiarą i życiem rodzinnym.

Aktorzy Marcin Mroczek i Marcin Kwaśny, prowadzący „Pytanie na Śniadanie” i „Panoramę” Tomasz Wolny, muzyk, twórca hitu „Pomimo burz”, Antek Smykiewicz, medaliści olimpijscy Zofia Klepacka oraz Kamil Stoch to tylko niektóre z osób, które zdecydowały się podzielić swoim doświadczeniem wiary w książce „Yes, we can! Powołani, by świadczyć”, która ukazała się w przededniu Światowych Dni Młodzieży. Świadectwa gwiazd świata kultury, mediów i sportu uzupełniły rozmowy z młodymi katolikami, bardzo mocno zaangażowanymi w życie Kościoła: organizatorami ŚDM, spotkań na Lednicą, liderami dużych inicjatyw katolickich.

Wszyscy rozmówcy przekonują, że należy oddać się Bogu, a najlepsza Ewangelia, jaką możemy przekazywać, to przykład tego, jak sami żyjemy. Co jeszcze mówią o Bogu niektórzy z nich?

Swoje powołanie odczytuję przede wszystkim w propagowaniu idei i wartości Żołnierzy Wyklętych – mówi Marcin Kwaśny.

Grał Rotmistrza Pileckiego w filmie „Pilecki” oraz Romana Dziemieszkiewicza „Pogodę” w „Historii Roja”, jest producentem filmu „Wyklęty” i lektorem audiobooków poświęconych pamięci Wyklętych. Marcin znany jest także z głównej roli w filmie „Rezerwat” oraz z występów w wielu serialach, między innymi „Na kocią łapę”, „Szpilki na Giewoncie”i „Klan”.

Aktor poprosił Boga o interwencję; zerwał z nałogiem, jego relacje z żoną stawały się coraz lepsze, ludzie, z którymi utrzymywał toksyczne kontakty, poodchodzili i zaczął się w jego życiu powolny proces naprawczy. Na dodatek wymodlił nawrócenie żony.

Modlimy się razem, chodzimy do Kościoła, przyjmujemy sakramenty. Proces naszego nawrócenia, który się zaczął trzy lata temu, cały czas trwa. To proces nieustannego pogłębiania wiary i szukania Boga. Kiedyś traktowałem religię jako obowiązek i balast, a teraz patrzę na wiarę jak na błogosławieństwo. Nie potrafiłbym żyć bez Kościoła, bez sakramentów. Eucharystia daje mi ogromną siłę, pozwala powstać, złapać pion, opierać się pokusom i iść przez życie z podniesioną przyłbicą, z radością w sercu - podkreśla.

Kamil Stoch - dwukrotny złoty medalista olimpijski z Soczi z 2014 roku, mistrz świata z Predazzo z 2013 roku, zdobywca Pucharu Świata 2013/2014. Przed każdym skokiem robi znak krzyża, do swojej wiary często przyznaje się w wywiadach i świadczy o niej swoją postawą. Mimo to nie chce uchodzić za ambasadora wiary - nie uważa, że robi coś nadzwyczajnego, po prostu stara się być sobą. A wiara i Bóg zwyczajnie zawsze zajmowały bardzo ważne miejsce w jego życiu.

Według skoczka na każdy sukces trzeba sobie zapracować.

Wiara nie działa, jak magia. Bóg wysłuchuje naszych próśb, dodaje nam energii i sił, abyśmy mogli zmierzyć się z trudnościami. Możemy liczyć na jego pomoc, ale ostatecznie to każdy z nas stawia czoło temu, co nas czeka - zaznacza.

Rzeczywiście, zawsze przed wejściem na belkę startową wykonuję znak krzyża. Ale poprzez ten gest bardziej staram się powierzyć Bogu to, co się ma za chwilę stać, niż dawać świadectwo wiary. To jest coś, co wyniosłem z domu. Rodzice nauczyli mnie, że przed trudnym, ważnym momentem w życiu warto wykonać znak krzyża. Nie żegnam się na pokaz, ale dla samego siebie, to mnie uspokaja i dodaje mi siły. Uświadamiam sobie, że nie jestem sam, że Bóg jest przy mnie i na pewno będzie nade mną czuwał - podkreśla.

Antek Smykiewicz - pod koniec 2015 roku przebój Antka Smykiewicza „Pomimo Burz” podbił serca Polaków, zajął pierwsze miejsca na listach przebojów największych stacji radiowych oraz zanotował miliony odsłon na YouTube’ie. Była to nagroda dla Antka za dziesięć lat konsekwentnej pracy, mozolne przebijanie się przez kolejne talent-show i setki koncertów.

Rodzinną tradycją muzyka jest uczestniczenie w pielgrzymkach na Jasną Górę i podczas kultywowania tej tradycji Antek się nawrócił. Przestał być egoistą, zaparł się samego siebie i rozpoczął kroczenie właściwą drogą. Określa się jako dobry łotr, który ma wiele chęci, a często małe możliwości.

Piszę teksty piosenek i myślę, że dobrze mi to wychodzi. Wiem, że pod ich wpływem ludzie się nawracają. Kiedyś napisałem piosenkę, której tekst stanowiły słowa nienarodzonego dziecka do jego matki. Później wielokrotnie otrzymywałem wiadomości od kobiet, że dzięki tej piosence nie usunęły swoich dzieci. Jest to jedna z tych niesamowitych sytuacji, kiedy robisz coś pod wpływem Ducha Świętego i przez to ratujesz komuś życie - pozornie przez przypadek - opowiada.

Yes, we can! Powołani, by świadczyć” to przygotowany specjalnie z okazji Światowych Dni Młodzieży zbiór wywiadów z wyjątkowymi osobami, które nie boją się odważnie przyznawać do wiary. Z ambasadorami Światowych Dni Młodzieży i nie tylko.

Źródło: www.wpolityce.pl
www.wSumie.pl
06.08.2016

<<<powrót do spisu treści

&Nasze Sprawy

&Głos Niewidomych bardziej słyszalny w Parlamencie

20 lipca br. odbyło się pierwsze otwarte posiedzenie powołanego z inicjatywy PZN Parlamentarnego Zespołu ds. osób z niepełnosprawnością narządu wzroku. Wzięła w nim udział liczna reprezentacja organizacji pozarządowych działających na rzecz osób niewidomych i słabowidzących.

Pierwsze posiedzenie zespołu - który powołano 23 czerwca - odbyło się 5 lipca. Wybrano na nim prezydium: przewodniczącą Małgorzatę Wypych i dwie wiceprzewodniczące - Annę Krupkę i Ewę Tomaszewską. W skład zespołu wchodzą także: Barbara Dziuk, Andrzej Kryj, Jerzy Wilk i Iwona Arent.

Głównym celem posiedzenia 20 lipca było ustalenie planu pracy poprzez zebranie oczekiwań, postulatów i opinii środowiska osób z niepełnosprawnością wzroku. Przewodnicząca zespołu, posłanka Małgorzata Wypych, dała możliwość wypowiedzenia się wszystkim osobom obecnym na sali. Głos zabrali przedstawiciele Polskiego Związku Niewidomych - prezes Anna Woźniak-Szymańska, dyrektor Małgorzata Pacholec oraz sekretarz generalna Elżbieta Oleksiak. PZN przekazał na ręce członków komisji pakiet materiałów merytorycznych i opracowań dotyczących kluczowych kwestii. W pakiecie znalazły się m.in.:

Cenny głos w dyskusji zabrali także obecni na sali przedstawiciele Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym, fundacji Świat według Ludwika Braille’a i Fundacji Vis Major, Stowarzyszenia Zwyrodnienia Plamki Związanego z Wiekiem AMD oraz Organizacji Pracodawców Zatrudniających Osoby Niewidome. Zwrócono uwagę na wiele różnorodnych problemów w obszarze zdrowia, rehabilitacji i codziennego funkcjonowania osób z niepełnosprawnością wzroku.

Członkowie zespołu zostali zapoznani z takimi tematami jak:

W posiedzeniu uczestniczyli także pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych, minister Krzysztof Michałkiewicz, oraz dyrektor biura pełnomocnika, Mirosław Przewoźnik, a także przedstawiciel Narodowego Funduszu Zdrowia, Marek Woch. Minister Michałkiewicz wyraził swoje uznanie dla idei powołania zespołu, który stanowi cenną platformę spotkań środowiska osób niewidomych i słabowidzących z przedstawicielami rządu i parlamentu. To historyczny moment, ponieważ dzięki tej inicjatywie głos osób z dysfunkcją wzroku będzie bardziej słyszalny. Michałkiewicz podkreślił także ekspercką rolę organizacji, które posiadają duże doświadczenie w udzielaniu profesjonalnej pomocy osobom niepełnosprawnym.

Wiceprzewodnicząca zespołu, posłanka Anna Krupka, również podkreśliła rolę, jaką dla prac zespołu mają bezpośrednie konsultacje - pozwalają one poruszyć wiele ważnych tematów i wyznaczyć przyszłe kierunki pracy. Przewodnicząca Małgorzata Wypych podziękowała obecnym osobom za dzielenie się swoją wiedzą i doświadczeniami. Zaproponowała, by na najbliższym spotkaniu zespół zajął się kwestiami legislacyjnymi i dokonał przeglądu istniejących regulacji prawnych dotyczących osób niewidomych. Spotkania zespołu będą się odbywały podczas obrad Sejmu.

Pełen zapis audiowizualny z posiedzenia dostępny jest na stronie internetowej Sejmu: www.sejm.gov.pl.
Źródło: www.pzn.org.pl, 21.07.2016

<<<powrót do spisu treści

&Informacja firmy "Altix"

Udostępniliśmy Węzeł Komunikacyjny Młociny



W piątek 15.07.2016 r. dostosowaliśmy kolejną przestrzeń publiczną dla niewidomych i słabowidzących! Od teraz, poruszanie się na terenie Węzła Komunikacyjnego Młociny stało się znacznie łatwiejsze. Naprzeciwko wejścia do metra stanęła udźwiękowiona tablica dotykowa, która po naciśnięciu przycisku informuje przechodnia, w którym kierunku powinien się udać do tramwajów, autobusów czy metra. Udogodnienie od razu wzbudziło zaintereswoanie przechodniów.

Tablica komunikuje, które tramwaje kursują do centrum, a które w innych kierunkach oraz informuje o numerach linii autobusów. Dodatkowo, jest ona wyposażona w najnowocześniejsze technologie - beacony wykrywalne przez smartphony oraz QR kod. Beacony to nadajniki wysyłające za pomocą Bluetooth informacje o położeniu tablicy a QR kod umożliwi pobranie specjalnej, stworzonej przez nas aplikacji Your Way, informującej o obecności innych tablic w pobliżu.

O aplikacji Your Way

Aplikacja Your Way powiadamia użytkownika o tym, że znajduje się w pobliżu tablicy, tj. w odległości do kilkunastu metrów. Będąc w zasięgu tablicy aplikacja umożliwia zdalne uruchomienie w tablicy komunikatu głosowego, dzięki czemu osoba niewidoma może zlokalizować położenie tablicy za pomocą słuchu i podejść do niej samodzielnie. Aplikację trzeba wcześniej zainstalować na telefonie oraz należy uruchomić Bluetooth podczas użytkowania. Dostępna jest wersja na iOS oraz na Androida. Aplikacja możliwa jest do ściągnięcia pod adresem altix.pl/app, adres ten jest również zawarty w kodzie QR na samej tablicy. Aplikacja będzie działać z innymi tablicami tyflograficznymi naszej firmy.

Źródło: www.altix.pl, 18 lipca 2016

<<<powrót do spisu treści

&Dwie strony medalu

Iwona Czarniak

Artykuły prasowe, programy telewizyjne, konferencje publiczne nagłaśnianie problemów i potrzeb osób niepełnosprawnych to niewątpliwie coś, co jest potrzebne. Nie zawsze jednak te wiadomości docierają do tych, którzy na codzień mają z niepełnosprawnymi kontakt.

Reakcje tzw. ludzi w pełni sprawnych na widok niepełnosprawnego poruszającego się na wózku lub o kulach, ale również idącego z białą laską bywają różne. Ostentacyjne przyglądanie się, przechodzenie na drugą stronę ulicy lub przerywanie rozmowy na czas, kiedy niewidomy jest w pobliżu, to tylko niektóre z nich.

W takich sytuacjach robi nam się przykro lub ogarnia nas złość. Powinniśmy jednak zastanowić się, dlaczego tak się dzieje? Czy sami po części nie ponosimy za to winy?

Stowarzyszenia zrzeszające i dbające o sprawy osób z różnymi dysfunkcjami robią, co mogą, jednak to sami niepełnosprawni powinni zadbać o to, aby ci, wśród których żyjemy poznawali nasze życie.

Skąd człowiek nie mający nigdy do czynienia z niepełnosprawnym może wiedzieć, jak ma się zachować nie mówiąc już jak ma pomóc i kiedy jest nam taka pomoc potrzebna.

Wstydzę się iść z białą laską, jeszcze trochę widzę zarysy”, „nie wychodzę z domu, bo ludzie się na mnie gapią”, „przecież nie widzę to, po co mam gdzieś iść” to niektóre z często słyszanych wypowiedzi. Niestety, bliscy otaczając niepełnosprawnego murem ochronnym, choć w najlepszej wierze nieświadomie wyrządzają krzywdę. Wyręczanie we wszystkich czynnościach i izolowanie od świata zewnętrznego przynosi więcej szkody niż pożytku.

Matka mówiąca o niesłyszącej córce, że tej nic nie jest, udawanie, że jest w pełni zdrowa, z pewnością nie pomoże w życiu codziennym dziewczyny.

Z własnego doświadczenia wiem, że wychodzenie do ludzi, rozmowa, otwartość, pokazywanie naszych możliwości i pokazywanie świata, w jakim przyszło nam żyć, daje pozytywne efekty. Nie powinniśmy się wstydzić tego, jacy jesteśmy, nauczmy się prosić o pomoc wtedy, kiedy jest ona nam potrzebna, lecz prosząc nie zapomnijmy wyjaśnić jak dana osoba ma prawidłowo nam jej udzielić. Niepełnosprawność nie jest czymś, czym się można zarazić, aby to udowodnić, trzeba żeby życie niepełnosprawnych nie było tajemnicą wprost przeciwnie, to sami zainteresowani swoją obecnością dowiodą, że: „nie taki diabeł straszny…” , a i środowisko nas zaakceptuje, przestanie się nas bać i może doceni nasz trud, jaki wkładamy w wykonywanie codziennych czynności.

Pośród niepełnosprawnych gro osób było przez długie lata w pełni sprawnymi i trzeba, by sięgnęli pamięcią wstecz i zrobili rachunek sumienia ze swojego zachowania i z własnej ówczesnej wiedzy na temat niepełnosprawności, a pozwoli to z pewnością po części zrozumieć niektóre z zachowań.

Pomimo trudności piętrzących się przed nami na codzień powinniśmy się otwierać na świat i ludzi, bo życie w czterech ścianach, w samotności nie będzie życiem w pełni tego słowa znaczenia, a tylko wegetacją. Nie wymagajmy, aby świat przyszedł do nas, ale sami do niego idźmy i pokazujmy nasze życie pełnosprawnym, bo któż zrobi to lepiej od nas?

<<<powrót do spisu treści

&Wakacyjne wspomnienia

Zofia Krzemkowska

Letnie wakacje planujemy szczególnie starannie. Chcemy oderwać się od codzienności, przeżyć coś niezwykłego, wzmocnić się duchowo i fizycznie na cały rok, by nabrać sił do pokonywania trudności, których każdy ma niemało. Umieć cieszyć się pięknem chwili, otaczającymi nas ludźmi, przyrodą, każdym dniem, który jest inny i ciekawy. Czy te oczekiwania się spełnią? Zastanawiamy się wyjeżdżając z rodzinnego domu. Zwłaszcza gdy mamy nasze wakacyjne dni spędzić w nowym środowisku, dotąd nam nieznanym. Jak nam tu będzie? - zastanawiamy się.

"Dotknij Wrocławia"

To tytuł przewodnika turystycznego dla niewidomych i słabowidzących wydanego w 2011 roku, autorstwa Marka Kalbarczyka. Wiedząc, że będę na turnusie we Wrocławiu sięgnęłam do niego. Oto wybrany fragment przewodnika:

Wrocław leży w południowo-zachodniej Polsce, na nizinie Śląskiej w pradolinie wrocławskiej, nad Odrą i czterema głównymi jej dopływami. Np. rzeki: Ślęża, Oława, Widawa, Bystrzyca. Jest miastem wysp. Ma ich 25 i 118 mostów. Liczy 733 tys. mieszkańców. Ma 293 km kw. Powierzchni. Powstał w X wieku. Prawa miejskie otrzymał w XIII wieku.

„Co to jest turnus formacyjny” - a czym polega?

Na ogół mówi się w środowisku o turnusach rehabilitacyjnych, o szkoleniach, ale formacyjny? - trzeba zatrzymać się w życiowym pędzie, wejrzeć w siebie, co zmienić w naszym dotychczasowym życiu, z czego zrezygnować? Czy umiem znosić z pokorą liczne krzyże? Bezwarunkowo zgadzam się z wolą Bożą. Czy Bóg jest w naszym życiu zawsze na pierwszym miejscu?

Mamy okazję pogłębić swoją wiarę, posłuchać wybranych fragmentów pisma świętego. Można skorzystać z indywidualnej rozmowy z którymś z wybranych, obecnych wśród nas kapłanów lub sióstr zakonnych ze Zgromadzenia Franciszkanek Służebnic Krzyża, które zawsze służą dobrą radą.

W tym pędzie nic nie zobaczysz. Musisz się zatrzymać. Odejść nawet kilka kroków od siebie. Jak malarz o obrazu i poprawić, jeśli coś zostało do poprawienia” (Czesław Jaroszewski).

Program modlitewny był bogaty: codzienna eucharystia - akże w drodze - adoracje, medytacje pod kierunkiem księdza rektora Andrzeja Gałki – sprzyjające zamyśleniu. Był też w programie czas na radość, wspólny śpiew - tego śpiewania słyną Laski – na pogodny wieczór, grillowanie, a przy nim uczczenie licznych solenizantów i jubilatów. Był czas wolny na indywidualne zwiedzanie stolicy Dolnego Śląska, która ma wiele mało znanych dla przyjezdnych, ciekawych zakątków. Można odwiedzić niewidomych przyjaciół, jeśli ich mamy właśnie we Wrocławiu.

Wsiadając do tramwaju czy autobusu jesteśmy zaskoczeni zapowiedzią przystanku: - Ośrodek dla niewidomych, na naszym terenie tego nie ma. Jest to korzystne dla przyjezdnych nie znających miasta. Niewidomi korzystają też z pewnych ulg np. płynąc po Odrze nie płacą za bilety, idąc do ogrodu botanicznego Uniwersytetu Wrocławskiego także mają wstęp wolny.

Jesteśmy zakwaterowani w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych im, Marii Grzegorzewskiej przy ul. Kamiennogórskiej. Na obrzeżach miasta. Mieszkam u najmłodszych dzieci na I piętrze. One nie znają jeszcze brajla więc ich pokoje oznaczone są wypukłymi kwiatami lub liśćmi.

W jednej z sal na okres naszego pobytu urządzona jest kaplica, w której spotykamy się codziennie. Korzystamy z 3 posiłków lub gdy wyjeżdżamy poza Wrocław z prowiantów. Koszt pobytu za 2 tygodnie od osoby 840 zł.

Maria Grzegorzewska jest patronką szkoły. Współtwórczyni pedagogiki specjalnej. Na centralnym miejscu znajduje się jej olejny portret.

Młodzież może korzystać z bogatej biblioteki uzupełnianej o ukazujące się nowości w brajlu. Wszystko jest na miejscu. Szkoła posiada basen, z którego i my mogliśmy korzystać. Ze względu na upalny lipiec było to cenne udogodnienie. Młodzież ma duże możliwości do uprawiania sportu na terenach przyległych do szkoły. Są tu m.in. bieżnie, boiska do piłki nożnej i siatkowej itp. Przy Ośrodku działa Towarzystwo Przyjaciół Niewidomych Dzieci.

W Ośrodku funkcjonują: zespół wczesnego wspomagania rozwoju dziecka niewidomego, szkoła podstawowa, gimnazjum, liceum ogólnokształcące dla niewidomych i słabo widzących, technikum dla niewidomych i słabowidzących w zakresie masażu, szkoła policealna -masaż, zasadnicza szkoła zawodowa o kierunkach: monter, mechanik urządzeń, kucharz małej gastronomii oraz przygotowanie do pracy. W jednej z klas oglądam ich rękodzieła z tkanin oraz wyroby garncarskie, niektóre nawet nagradzane. Gorzej jest ze znalezieniem dla nich pracy, chyba że w pobliżu zamieszkania rodziców znajdują się warsztaty terapii zajęciowej, a w nich wolne miejsca,

We Wrocławiu są nieźle prosperująca Spółdzielnia Niewidomych „Dolsin” - w Leśnicy zatrudniająca niewidomych, Okręg PZN przy ul. Grunwaldzkiej, który podobnie jak większość boryka się z kłopotami finansowymi -brak środków na działalność i kadrowymi, zmiana dyrektorów.

„Uczestnicy turnusu formacyjnego, ich opinie o tej formie działalności Krajowego Duszpasterstwa Niewidomych”.

Ubiegłoroczny turnus formacyjny odbył się w Olsztynie, zorganizowany był w Seminarium Duchownym. Relacjonowałam go w oparciu o opinie jego uczestniczek pań Krystyny Śmigielskiej i Zuzanny Jankowskiej z Warszawy. W tym roku postanowiłam się sama na niego wybrać.

Było nas 83 osoby z całej Polski, z przewagą absolwentów Lasek. W tym: 2 na wózkach inwalidzkich, 2 rodziny niewidomych z małymi dziećmi, 10 panów z Domu dla Mężczyzn w Niepołomicach.

Oto jak oceniają pobyt na turnusie. Pan Jerzy Orzeł, którego poznałam podczas pielgrzymki na Ukrainę śladami Matki Elżbiety Czackiej. Jego koło PZN liczy 129 członków, obchodziło 50-lecie istnienia. Był na wielu turnusach formacyjnych m.in., w Rabce, w Olsztynie i obecnie we Wrocławiu. Jest z nich zawsze zadowolony, chętnie korzysta, gdy tylko nadarzy się możliwość przyjazdu. Ważną rzeczą jest odpowiednio dobrany przewodnik, o co nie jest łatwo. Powinien mieć podobne zainteresowania i potrzeby co niewidomy. Tym razem dla pana Jerzego jest nim kleryk Marcin.

Dla Aleksandry Bohusz pracującej przy obsłudze wycieczek także zagranicznych na „Niewidzialnej wystawie” przewodniczką była mama, stale mieszkająca w Łodzi. To najczulszy niezawodny przewodnik. Mówi nam, że jest dumna ze swojej córki. A ona włącza się do czytań liturgicznych brajlem.

Weteranką uczestnictwa w turnusach formacyjnych jest obecna emerytka Janina Wiśniewska. W przeszłości kierowała warszawską sekcją niewidomych esperantystów. Uczestniczy w turnusie po raz 6. Wszystko tu ceni - i panującą atmosferę, modlitewne skupienie, i bycie razem wśród ludzi, których zna od lat i cieszy się na te coroczne spotkania, po dłuższym niewidzeniu się. Na co dzień w Warszawie mieszka sama, ale nie jest osamotniona, ma liczną, kochającą się rodzinę, której członkowie sami wychodzą z ofertą pomocy, nie musi o nią nieustannie prosić.

Po wielu latach odnalazła mnie sama pani Alicja Redosz -dawna uczennica Bydgoskiego Ośrodka Rehabilitacji, w którym pracowałam. Wspominała po latach z sentymentem nasze wspólne zajęcia. Nie może być większej satysfakcji niż takie stwierdzenia o przeszłości, bo znaczą one, że praca nauczyciela nie poszła na marne. Pani Alicja przyjechała z 9 osobową grupą z Pruszkowa. Jest tu również po raz 6. Jest z widzącym mężem Henrykiem, który zawsze chętnie jest jej przewodnikiem. Przez 2015 rok żyła wspomnieniami z turnusu w Olsztynie. Sądzi, że ten turnus też będzie wspominała w 2016 roku, bo ciągle się tu coś ciekawego, wartego przemyślenia dzieje. Nie można się nudzić -stwierdza Alicja.

Podziwiam uspołecznienie i umiejętności muzyczne, wokalne uczestników z Niepołomic. Pan Paweł gra na fisharmonii szkolnej podczas eucharystii, pan Piotr śpiewa, chętnie włączają się do liturgii. Samodzielnie prowadzą tajemnice różańcowe. Zdumiewa u wszystkich uczestników zdyscyplinowanie, punktualność, cisza, nie przeszkadzanie innym w odbiorze tego co się właśnie dzieje. Spotkałam na turnusie wielu dobrych brajlistów, znających to pismo perfekcyjnie i czytających teksty liturgiczne w brajlu z odpowiednią dykcją. To cieszy, bo świadczy, że doceniamy brajla i nadal biegle się nim posługujemy.

„Wędrówki po sanktuariach i kościołach”

Już pierwszego dnia pobytu jedziemy 30 km od Wrocławia do Trzebnicy. Tu znajduje się Sanktuarium Jadwigi Śląskiej, która chętnie pomagała biednym. Jej mężem był Henryk Brodaty a synem Henryk Pobożny, który zginął w walce z Tatarami w 1241 roku na polach legnickich. Jest tam kościół poświęcony Jadwidze Śląskiej, który nawiedzamy. Po kościołach i sanktuariach jesteśmy oprowadzani przez przewodników. Jeden z nich z Krzeszowa dziękował publicznie grupie za zainteresowanie tematem i panującą ciszę w czasie jego wypowiedzi.

Krzeszów to całodzienna wycieczka. Jedziemy w Sudety przez miejscowość Kamienna Góra. W bazylice krzeszowskiej słuchamy koncertu organowego, uczestniczymy w eucharystii. Jest tu Sanktuarium Matki Boskiej Łaskawej - unijna perła baroku.

W Świdnicy nawiedzamy ewangelicki kościół pokoju.

Jedziemy 70 km od Wrocławia do Legnicy. Kojarzy się nam ona z garnizonem wojskowym, który przez wiele lat tu przebywał. Nawiedzamy kościół św. Jacka, w którym została umieszczona upuszczona w 2013 roku hostia. Jako niewidomi możemy być blisko tego miejsca i dotknąć je, przy nim się pomodlić. Oglądamy też 2 katedry: olbrzymią Najśw. Marii Panny, która jest już tylko zabytkiem i katedrę Piotra i Pawła, która nadal służy wiernym.

W Legnicy urodziły się siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża Zdzisława, której z nami nie ma i siostra Ludmiła, z której rodziną się spotykamy, uroczą mamą, bratem z żoną. Są dumni, że mogą poznać tak liczną grupę osób, której służy pomocą ich córka i siostra.

Wrocław ma wiele kościołów. Oto niektóre z nich: Św. Katarzyny, kolegiata świętokrzyska na Ostrowie Tumskim, Archikatedra Jana Chrzciciela, kościół św. Wojciecha, bazylika św. Elżbiety, katedra św. Marii Magdaleny. Nie do wszystkich zdążyliśmy dotrzeć. Jest też kościół bł. Czesława.

„Nasze duszpasterstwo niewidomych Archidiecezji Wrocławskiej”

W dniach 27-czerwca do 11 lipca 2016 odbywał się we Wrocławiu 2-tygodniowy turnus formacyjny zorganizowany przez Krajowe Duszpasterstwo Niewidomych z Warszawy dla 83 osób niewidomych, ich przewodników, 2 rodzin z dziećmi, 2 na wózkach inwalidzkich, 3 księży, 4 siostry ze Zgromadzenia Franciszkanek Służebnic Krzyża, - jako organizatorów.

Gdy ustalono miejsce turnusu włączył się do współorganizowania go miejscowy duszpasterz niewidomych ksiądz Tomasz Filinowicz.

Ostatni dzień czerwca 2016 rok jeden z nielicznych deszczowych dni. Nas on nie odstrasza. Długo jedziemy tramwajem, a przed katedrą Jana Chrzciciela na Ostrowie Tumskim czeka na grupę ksiądz Tomasz. Zwiedzamy wspólnie Katedrę Jana Chrzciciela i okoliczne kościoły na Ostrowie Tumskim. Przed katedrą metalowa makieta z myślą o niewidomych, by mogli jej dotknąć. Jest też opis historii katedry w brajlu, ale obecnie w konserwacji. Takie makiety z opisami w brajlu znajdują się przy Bazylice św. Elżbiety, Ratuszu i Filharmonii Wrocławskiej. Oby brajliści znający dobre to pismo jak najczęściej z nich korzystali.

W pierwszych dniach lipca mamy zaproszenie od miejscowego duszpasterza niewidomych na spotkanie w ich siedzibie. Najpierw wspólna msza św., w kościele św. Piotra i Pawła, z udziałem niewidomych w liturgii: śpiew, czytania, modlitwa, potem poczęstunek w salce przy kawie i cieście.

Rozmawiam z miejscowymi paniami z duszpasterstwa, które własnym sumptem przygotowały poczęstunek dla gości.

Mówi całkowicie niewidoma Beata Wawerska i jej 2 koleżanki. - We trójkę, pod kierunkiem księdza, jest raźniej i łatwiej. Ksiądz Tomasz Filinowicz jest duszpasterzem aż 3 różnych grup: niewidomych, głuchoniemych i hospicjum domowego. Jest to duże obciążenie dla 1 kapłana. Z każdą z wymienionych grup ksiądz pracuje odrębnie bo różne są potrzeby i oczekiwania. Trzeba je poznać i działać tak by przynajmniej część oczekiwań spełnić. Każda grupa wymaga innej formy pomocy i troski. Rozmawiam z miejscowymi paniami o pracy księdza jako przewodnika duchowego. Podziwiają jego zaangażowanie i bycie wśród nich. Zawsze znajduje radę jak rozwiązać pojawiające się trudności. Jest dla nas duchowym wsparciem w trudnych chwilach naszego życia. Umie słuchać potrzebujących jego obecności. Nie tłumaczy się brakiem czasu, nie odsyła do innych. Mimo wielu obowiązków znajduje dla nas wolną chwilę. Doceniamy jego trud i jesteśmy mu za to wdzięczne, że chce nam służyć.

Ubolewamy tylko nad małym zasięgiem oddziaływania. Spotykamy się na eucharystii niewidomych raz w miesiącu w 4-tą niedzielę o godz,, 15, by wspólnie się modlić i dzielić przeżytym czasem. Ubolewamy nad obojętnością ze strony samych niewidomych, brakiem zaangażowania i zainteresowania się naszym duszpasterstwem. Wspólnie zastanawiamy się jak to zmienić. Przyciągnąć do nas innych, bo frekwencja waha się od 25 do 30 osób na spotkaniu. Jak na taki rozległy Wrocław jest to za mało.

Ważna jest nasza parafia, bo blisko miejsca zamieszkania, ale powinna też być ważna praca duszpasterstwa specjalnie z myślą o nas niewidomych, a spraw do omówienia jest zawsze wiele. Np. udział w organizowanych co 2 lata pielgrzymkach krajowych. Organizatorem ich jest Krajowe Duszpasterstwo Niewidomych. Najbliższa planowana na wrzesień 2017 rok w lubelskiej katedrze. Chcemy by nasze duszpasterstwo było na niej też zauważone – kończą moje rozmówczynie.

Oława to miasto liczące 34 tys. mieszkańców. W autokarze modlimy się do Matki Boskiej Pocieszenia. Odmawiamy litanię do niej, a potem jest modlitwa prywatna. Prosimy o łaski potrzebne nam i naszym rodzinom. Tu w lokalnym Sanktuarium mamy mszę św. Uczestniczą w niej członkowie miejscowego koła PZN, które, liczy ponad 100 członków. Przyjechaliśmy do Oławy na zaproszenie koła.

We mszy uczestniczy burmistrz miasta pan Tomasz Frymasz, który mówi o przewodniczącej koła Marzenie Liczmonik, że uwrażliwia jego i władze miasta na potrzeby i problemy niewidomych. To piękna ocena. Pani Marzena była nauczycielką, wraz z mężem są prawdziwymi społecznikami.

Ks. Rektor Andrzej Gałka mówiąc o współpracy z samorządami dodaje przykład Jerzego Orła, - przewodniczącego koła PZN z Grodziska Mazowieckiego. Koło obchodzi w tym roku 50-lecie istnienia, a pan Jerzy został wybrany jako członek Zarządu Głównego PZN do nowych władz. Mówi również o redaktor kwartalnika „Laski” pani Annie Gedyk, która od lat na podobnych turnusach opiekuje się grupą z Niepołomic z domu mężczyzn.

Po nabożeństwie dla wszystkich jest w Domu Kultury grill, a przy nim słuchanie zespołu wokalnego niewidomych działającego przy Okręgu PZN we Wrocławiu i zaproszonych chórów seniorów.

Ksiądz Tomasz towarzyszy nam do końca do wyjazdu, pomagając w załatwianiu różnych spraw organizacyjnych.

Życzymy wszystkim szczęść boże, pełnej satysfakcji z działania na rzecz innych

Sam nie dokonasz niczego, jeśli w Twoim działaniu jest Bóg, dokonasz wiele”!

„Inne wycieczki”

Zwiedzamy muzeum „Pana Tadeusza”. 17 sal, w których zgromadzono 200 eksponatów. Pokoje przeznaczone są na prezentowanie staropolskiej obyczajowości. Dotykamy w rękawiczce mebli, dawnych sprzętów i strojów noszonych w omawianym okresie. W muzeum znajduje się najcenniejszy eksponat, którym jest rękopis „Pana Tadeusza”. Możemy dotknąć jednej strony z objaśnieniem w brajlu: „fragment Pana Tadeusza 1832-34” takich brajlowskich oznaczeń jest więcej np. na poręczach schodów sygnalizujących kierunek zwiedzania. Istnieje też audiodekrypcja, ale udostępniana tylko przy indywidualnym, a nie grupowym zwiedzaniu. Szkoda, że zabrakło dla nas folderów w języku polskim o muzeum Pana Tadeusza. Usystematyzowałyby one naszą wiedzę o nim.

28 uczestników turnusu wybrało się na Panoramę Racławicką. Historia interesuje mnie od dawna – od zawsze. Panorama Racławicka – zwycięska bitwa z Rosjanami rozegrana 4 kwietnia 1794 roku zakończona zwycięstwem Polaków. Trwa oglądanie do godziny, promocyjna cena biletów. Wspaniała kolorowa audiodeskrypcja, która włącza się automatycznie, pobudza wyobraźnię. Jak głosi przewodnik została przywieziona do Wrocławia ze Lwowa, od 1985 r. jest udostępniona publiczności. Obraz ma 15 m wysokości, 114 szerokości. Pomysłodawcą Panoramy był Jan Styka, który zaprosił do współpracy Wojciecha Kossaka.

Dwie i pół godziny od Wrocławia autokarem jedzie się do Szklarskiej Poręby, jest tam spacer do wodospadów, zwiedzanie fabryki kryształów.

Płynę po Odrze statkiem żeglugi pasażerskiej przez godzinę z przystanku Kardynalskiego, mijamy Politechnikę Wrocławską.

Idziemy do Ogrodu Japońskiego i Botanicznego najstarszego po Krakowie. Stanowi bazę dydaktyczną Uniwersytetu Wrocławskiego. Spędzam w nim wieczór ostatniej niedzieli we Wrocławiu. Spacer wśród zieleni, wygodnymi ścieżkami jest prawdziwą przyjemnością.

„Wieczorne spotkania”

Są to koncerty grupy niepołomickiej, gra pan Paweł, śpiewa pan Piotr i siostra Damiana. Cieszą się dużą liczbą słuchaczy.

Jedno ze spotkań przeznaczone jest na słuchanie wierszy niewidomego poety i pieśniarza, absolwenta Lasek Andrzeja Bartyńskiego. Rozpoczyna je wierszem czytanym w brajlu.

„Niewidomy i gość”

Gdy przychodzisz do mnie

Swoje drzwi zamknij

I siądź przy stole wyraźnie

Będzie podany jasny owoc

I złoty klucz

Otwórca okna

Że

Los nie znaczy wieczna noc

Tylko trudność przekręcenia.

Mówi o Lwowie, w którym się urodził, o spotkaniu z Matką Elżbietą Różą Czacką, o tym co mu dały Laski. Sprzedaje swoje tomiki wierszy. Na przyjazd papieża Jana Pawła II na zamówienie napisał tekst do kantaty, którą wykonały na powitanie gościa chóry wrocławskie. Obecnie przygotowuje międzynarodowy festiwal poetycki w Polanicy, gdzie mieszka.

„Niespodzianka”

Na koniec pobytu uczestniczy zostali obdarowani kosmetykami. Dla tych, którzy byli po raz pierwszy na takim turnusie była to prawdziwa niespodzianka, za którą dziękujemy.

Wracamy do swoich domów pełni wrażeń, które mają starczyć do następnego roku. Był to czas w pełni wykorzystany modlitewnie i krajoznawczo.

„Organizatorzy”

W imieniu uczestników turnusu formacyjnego odbywającego się we Wrocławiu w dniach 27 czerwca do 11 lipca 2016 roku składamy serdeczne Bóg zapłać za poniesione trudy, okazaną wyrozumiałość i dobroć organizatorom, 4 księżom: rektorowi dr ks Andrzejowi Gałce - głównemu organizatorowi duszpasterzowi niewidomych diecezji bydgoskiej ks. Piotrowi Buczkowskiemu, duszpasterzowi niewidomych archidiecezji wrocławskiej ks Tomaszowi Filinowiczowi, ks Janowi Szubka - proboszczowi parafii Wspomożenie Wiernych; siostrom ze Zgromadzenia Franciszkanek Służebnic Krzyża: siostrze Ludmile - do kontaktów z niewidomymi, siostrze Damianie kompozytorce pieśni religijnych, śpiewaczce występującej na turnusie, na co dzień bibliotekarce i siostrze Darii leczącej chorych, siostrze Emanueli – kierowcy i zaopatrzeniowcy.

Dziękujemy też pracownikom różnych szczebli Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Niewidomych Dzieci przy Kamiennogórskiej 16 we Wrocławiu za okazaną nam życzliwość, konkretną pomoc, a nawet dostosowanie godzin pracy do naszych potrzeb.

Im bardziej oddajemy się Bogu, tym lepiej poznajemy siebie i przybliżamy się ku drugiemu człowiekowi” (Benedykt XVI).

<<<powrót do spisu treści

&Ciekawostki

&DeepMind spojrzy ludziom głęboko w oczy

Sztuczna inteligencja opracowana przez należącą do Google firmę DeepMind przeanalizuje milion obrazów ludzkich siatkówek w poszukiwaniu objawów choroby - informuje BBC News.

Pacjentom szpitali okulistycznych często wykonuje się zdjęcia siatkówki, na których doświadczony lekarz może rozpoznać nie tylko choroby oczu, ale i patologie dotyczące całego organizmu. Jednak liczba pacjentów każdego specjalisty, a zatem i jego doświadczenie są ograniczone.

Milion anonimowych skanów dna oka zgromadzonych przez szpital Moorfields Eye Hospital w Londynie zostanie wykorzystanych do treningu systemu sztucznej inteligencji nazwanej DeepMind. Algorytmy uczenia maszynowego będą poszukiwać objawów chorób takich jak zwyrodnienie plamki żółtej czy grożących wystąpieniem ślepoty zmian naczyniowych typowych dla cukrzycy.

Według informacji podawanych przez Google dzięki wczesnej diagnozie i leczeniu można by zapobiec 98 procentom przypadków ślepoty związanej z retinopatią cukrzycową.

Najnowsze przedsięwzięcie

Wcześniej firma DeepMind była krytykowana za zawarcie porozumienia, na mocy którego korzysta z danych dotyczących pacjentów trzech londyńskich szpitali (Royal Free, Barnet oraz Chase Farm). Sprawę ujawnił w maju tygodnik naukowy "New Scientist". Jak wyjaśniło Google, chodziło o analizę danych dotyczących nerek w celu opracowania aplikacji dla personelu medycznego o nazwie "Streams". Miałaby ona zwracać uwagę lekarzy na pacjentów zagrożonych ostrą niewydolnością nerek.

W przypadku najnowszego przedsięwzięcia podjętego wspólnie z Moorfields Google zapewniło sobie wsparcie Royal National Institute of Blind People (RNIB) oraz organizacji zrzeszających pacjentów, np. Macular Society. Pacjenci, którzy nie zgadzają się na wykorzystanie swoich danych - nawet anonimowo - mogą je zastrzec, wysyłając maila.

W tym roku o DeepMind zrobiło się głośno, gdy opracowany przez firmę program AlphaGo pokonał mistrza świata w go. Ze względu na liczbę możliwych kombinacji go jest dla sztucznej inteligencji grą wielokrotnie trudniejszą niż szachy.

Źródło: www.niepelnosprawni.pl, 2016-07-06

<<<powrót do spisu treści

&Galeria literacka z Homerem w tle

Poniżej zamieszczamy dłuższy tekst. Jest to monodram nadesłany do nas przez Panią Marię Antonietę Pirand. Nie dzieliliśmy tego tekstu na części, ponieważ może on być interesujący dla osób zajmujących się recytacją.

<<<powrót do spisu treści

&Maria Antonina
Jeszcze tylko chwila

Maria Antonieta Pirand

Osoby dramatu:

Maria Antonina - królowa Francji

Akcja rozgrywa się w celi więzienia Conciergerie.

Jest poranek szesnastego października 1793 roku.

[Mroźny październikowy poranek roku 1793; skromna cela więzienna w Conciergerie. Po lewej stronie stół i dwa krzesła, po prawej łóżko z desek, na wprost niewielki parawan. Na stole stoją dwie zapalone świece i kałamarz, obok leży pióro i papier. Na łóżku siedzi odziana w podartą, ale z pewnością pamiętającą lepsze czasy, czarną suknię kobieta. Jest blada, wyniszczona. Wygląda na dużo więcej niż trzydzieści osiem lat, które ma w rzeczywistości. Jest spokojna i opanowana. Wpatruje się nieustannie w drzwi.]

Maria Antonina: Boże, mój Boże!

Ileż to razy zadawałam sobie pytanie, za co tyle cierpienia.

Teraz wiem, że została mi już tylko chwila; mój kres jest bowiem niedaleki i przesądzony.

Do ciebie, Ludwiku, chcę skierować me ostatnie słowa, zanim spotkamy się tam, na górze.

Jakże wiele mógłbyś mieć mi do zarzucenia. Z pewnością nie byłam żoną, jakiej pragnął dla ciebie twój drogi dziad. Uwierz mi jednak, iż naprawdę się starałam. Gdzie mogłabym być szczęśliwsza? Królowa Francji, czyż to nie szczyt marzeń każdej księżniczki? Tak, wiem, że tak, ale niestety nie przygotowano mnie do walki o pozycję i królestwo. Ja, wywodząca się z domu habsbursko-lotaryńskiego, córka cesarzowej Marii Teresy i cesarza Franciszka I Lotaryńskiego, byłam nauczona, że jestem u szczytu, a władza należy mi się z ramienia Boskiego. Nigdy nie sądziłam, że możliwa będzie jej utrata. To było coś naturalnego, naszego, własnego...

[Podnosi rękę i zatacza krąg.]

Pamiętasz, Ludwiku...? Wspominałam ci często o szczęśliwych i beztroskich latach mojego dzieciństwa. Prześliczny ogród w Schönbrunn, naszym letnim pałacu. Jakże go kochałam i dziś chcę zabrać do grobu to wspomnienie, zapach kwiatów i czar motyli, które próbowałyśmy złapać z moją siostrą, Marią Karoliną- teraz królową Neapolu.

[Wzdycha.]

To właśnie to miejsce tak usilnie starałam się odtworzyć w Petit Trianon.

Powiedz, cóż w tym było złego?

Czy za to właśnie znienawidzili mnie Francuzi?

[Opuszcza wzrok.]

Zimami... Ach, Ludwiku, zimy w Hofburgu były wspaniałe, bo spędzaliśmy je zawsze w Wiedniu. Kiedy było mało śniegu, ojciec zlecał, by przywieziono go specjalnie dla nas do miasta i organizował kuligi, jakich tutaj nikt nigdy nie widział. Ja i moje rodzeństwo żyliśmy spokojnie i pomimo obowiązków naszych rodziców, zwłaszcza mamy, panowała cudowna atmosfera. To wszystko jednak niezwykle szybko zostało zmącone.

Ach, jak bardzo boli mnie głowa. Rosalie zaproponowała mi, bym odpoczęła.

Nie, nie, to już nic nie da, niczego nie zmieni. Teraz tylko trzeba spełnić ostatnią misję: umrzeć godnie.

Pamiętasz, Ludwiku, ten straszny moment twojego stracenia?

Dziś chcę mieć twoją siłę i odwagę, chcę być godną roli królowej Francji, jaka mi przypadła.

[Uśmiecha się.]

To był prześliczny, słoneczny dzień. Nasza guwernantka, jak zwykle, próbowała mnie czegoś nauczyć... Ja jednak nie chciałam słuchać. Nic nie mogło zatrzymać na dłużej mojej uwagi.

[Słychać odgłosy na zewnątrz, kobieta wzdryga się gwałtownie.]

Czy idą już po mnie?

Nie, Ludwiku, daj mi jeszcze chwilę, jeszcze tylko chwilę!

Matka wezwała mnie do siebie i powiedziała o tobie, oznajmiła, iż wybrała mnie, swoje piętnaste dziecko, a jedenastą córkę, bym została królową najwspanialszego z mocarstw.

Cóż za szczęście. Byłam bardzo podekscytowana, ale wtedy jeszcze nie przeczuwałam niczego złego.

A ty?

Jak zareagowałeś, gdy pierwszy raz dowiedziałeś się, że poślubisz Austriaczkę?

Tak, nigdy nie zapytałam cię o to za życia. Straciliśmy mnóstwo czasu.

Chciałam wiedzieć o tobie wszystko. Chciałam, byś mnie pokochał... Napisałam nawet własny list, ale nie spodobał się on mamie. Pomijając już styl i fatalną ortografię, na jego wysłanie nie zezwalała ta przeklęta etykieta.

[Krzyczy spazmatycznie.]

Jakże ją znienawidziłam.

Pragnęłam jedynie, byś poznał prawdziwą Marię Antoninę - kobietę, a nie księżniczkę...

Nie sądziłam, że nie wolno mi nawet tego. Nieważne były moje pasje, marzenia, potrzeby. Jedyne, co liczyło się dla mojej matki, wszechwładnej cesarzowej, to sojusz austriacko-francuski.

"Niech inne narody prowadzą wojny, ty, szczęśliwa Austrio, żeń się!"- oto jej motto!

[Wstrząsa nią szloch.]

Do mego portretu przygotowywałam się tak długo, że zdążyłam już serdecznie go znienawidzić.

Co złego było w tym, że chciałam pokazać ci się taką, jaką naprawdę byłam?

Po co tyle starań o uczesanie, poprawianie uzębienia, niekończące się toalety?

Gdzie był sens tego wszystkiego, skoro nie nauczono mnie, jak zarządzać monarchią i jak zjednać sobie lud?

Czyżbym powinna była sama to wiedzieć?

A ty, Ludwiku?

Czy miałeś podobne pretensje i przemyślenia?

No, ale nie było innego wyjścia. Z Marią Teresą Habsburg nikt nie ośmieliłby się dyskutować. Może i ona, przedstawicielka władzy absolutnej, nie przewidziała tak gwałtownego załamania się nastrojów Francuzów...

No, dobrze, Ludwiku, ale portret...

Co poczułeś, gdy go zobaczyłeś?

Czy ujrzałeś we mnie żonę, o jakiej marzyłeś?

Ja, kiedy posłańcy przynieśli twój wizerunek, zachwyciłam się i powiesiłam go w sypialni, by móc przyglądać ci się zawsze...

Chociaż... Nie byłeś tam podobny do siebie. Portret uczynił cię znacznie przystojniejszym.

[Mruga i uśmiecha się filuternie.]

Tak, tak, ale ja po tylu latach spędzonych razem, nauczyłam się doceniać twoją szlachetność, pokochałam ten wyraz oczu i byłam ci tak bardzo wdzięczna za czułość i wyrozumiałość...

A nasze pierwsze spotkanie?

Czy pamiętasz?

Boże, najwspanialszy na świecie orszak towarzyszył mi do Francji. Dwie olśniewające berlinki zamówione specjalnie dla mnie przez twojego dziadka, króla Ludwika XV. Wyglądały uroczo. I ludzie, ludzie, Ludwiku...

To oni najbardziej mnie urzekli. Ci sami ludzie, którzy dziś nie mają dla mnie odrobiny litości i skazali mnie na śmierć.

[Podnosi głos.]

To oni właśnie w 1770 roku witali entuzjastycznie delfinę Francji- twoją żonę.

Niewiarygodne, prawda?

Co stało się przez te lata?

Co takiego odmieniło ludzkie serca?

Nie potrafię tego wyjaśnić. Staraliśmy się pomagać biednym, robiliśmy wszystko najlepiej, jak tylko potrafiliśmy. To prawda, że zabrakło nam doświadczenia i dobrych doradców, ale Bóg mi świadkiem, naprawdę próbowaliśmy rządzić dobrze i sprawiedliwie tak, by lud nas kochał i szanował.

[Ociera łzy chusteczką.]

Tamtego majowego dnia 1770 roku wysiadłam z karocy i zobaczyłam twojego dziadka - króla.

W jednej chwili podbiegłam do niego.

Czym była etykieta?

Nieważne, przecież to teraz i mój dziad.

Okazał mi ogromną serdeczność, której wtedy tak bardzo potrzebowałam.

Możesz sobie przecież wyobrazić niespełna piętnastoletnią dziewczynę samą w obcym kraju, teraz niby już moim, ale jednak nieznanym.

Tak, Ludwiku, byłam sama, bez rodziny i przyjaciół, bez ani jednej osoby z mojej świty, ponieważ etykieta francuska na to oczywiście nie zezwalała.

Nawet nie pozwolono mi zabrać mojego ukochanego pieska - Mopsa.

Serdeczność twojego dziadka stanowiła więc balsam dla mojej udręczonej duszy.

Ale ty...

Gdzie byłeś ty?

Tak bardzo chciałam cię zobaczyć.

I po chwili zostałeś mi w końcu przedstawiony.

Chcesz, żebym powiedziała ci prawdę?

Spojrzałam i poczułam się zawiedziona. Wybacz mi, ale tak właśnie było.

Gdzie podział się przystojny młodzieniec z portretu?

Wydawało mi się, że zostałam oszukana i odczułam z całą siłą moją samotność.

Chyba najgorszą stronę sytuacji stanowiła twoja mina?

Miałeś wzrok wbity w ziemię i przywitałeś się ze mną oschle i niechętnie.

Dlaczego?

Powiedz, dlaczego?

Jedyne, czego pragnęłam, to to, byś na mnie spojrzał, uśmiechnął się, dodał mi otuchy, pomógł uwierzyć w siebie, ale oczywiście i tego było za wiele...

Nie miałam prawa mieć takich oczekiwań.

Czy to dlatego, że twój guwerner był niechętny Austriakom i nastawił cię przeciwko mnie?

Czy coś ci się we mnie nie spodobało?

Nie, to chyba jednak ten pierwszy powód no i jeszcze twoje onieśmielenie i niechęć do małżeństwa, bo później coś się zmieniło.

[Wstaje z łóżka i zaczyna spacerować po celi.]

Ludwiku! Ach, Ludwiku!

Byliśmy wtedy dziećmi, którym powierzono role, przekraczające ich możliwości.

W tamtej chwili, czułam, że umarłam. Nie znalazłam w tobie przyjaciela, tak wtedy pomyślałam. Byłeś mi wrogi, niechętny.

Dlaczego nie potrafiliśmy porozumieć się od razu?

W karecie nie odezwałeś się do mnie ani słowem. Tak bardzo zabolała mnie ta ignorancja.

I w końcu Wersal... Ten majestatyczny pałac, będący obiektem zachwytu tylu ludzi, ale nie mojego...

Nie podobał mi się! Był wielki, zimny, ponury... Zapamiętałam mnóstwo ludzi i okropny, cuchnący zapach. Nikt nie dbał tu o higienę.

Więc to tacy są ci dumni i wyniośli Francuzi?

Takie myśli przebiegały mi przez głowę.

Ile smutku, mój Boże!

I znowu ta samotność!

[Zasłania oczy rękoma, kieruje się w stronę łóżka i siada na nim.]

Później jednak zachwycił mnie cały splendor, mnóstwo dworzan, toalety, fryzury, klejnoty...

I wszystko to do mojej dyspozycji! Wszystko na moje usługi!

A ty, Ludwiku, co czułeś?

Czy naprawdę byłeś zdolny nienawidzić mnie tylko dlatego, że byłam Austriaczką, "l'Autrichienne", jak mnie z czasem zaczęto nazywać?

Przyznaję, że życie delfiny okazało się nie najtrudniejsze!

Gorzej było, gdy zostałam królową, ale ty wiesz o tym najlepiej.

Czy pamiętasz nasz ślub i ten moment, kiedy cały orszak ludzi z twoim dziadkiem na czele towarzyszył nam do sypialni?

To było przerażające!

Nie wiedzieliśmy, czego od nas chcieli, a następnego dnia mieli pretensję, że nic się nie wydarzyło.

Na Boga! Przecież byliśmy dziećmi i ani nam w głowie wypełnianie obowiązków dynastycznych.

[Uśmiecha się sarkastycznie.]

To były pobożne życzenia mojej matki i króla Francji, ale nie nasze, prawda?

Jednak to nie to zabolało mnie najbardziej.

Kiedy następnego dnia, nie mogąc oprzeć się ciekawości, przeczytałam wpis w twoim dzienniku, myślałam, że serce pęknie mi z żalu.

Wiesz, co napisałeś?

[Płacze.]

"Rien!" - "Nic!".

Jak mogłeś?

Czy nasz ślub nie zasługiwał choćby na jedną wzmiankę?

Dlaczego ważniejsze były dla ciebie polowania i prowadzenie bilansu zastrzelonych jeleni i innej zwierzyny?

A ja?

Tylko przykry obowiązek, Austriaczka!

Austriaczka przecież nie może mieć uczuć, wrogowie z natury są źli!

Wybacz mi, że wtedy tak okrutnie cię osądziłam! Teraz naprawdę tego żałuję!

Tamte lata upływały nam spokojnie i szczęśliwie, pomimo drobnych przykrości.

[Śmieje się sarkastycznie.]

Pamiętasz mój konflikt z hrabiną Du Barry, faworytą króla?

Znienawidziłam ją szczerze, gdy dowiedziałam się, jaka była jej rola w Wersalu. Jakże naiwna się okazałam. Kiedy twój brat wyjaśnił mi, że rola Du Barry polegała na rozweselaniu króla, odparłam, iż w takim razie będę jej rywalką, bo od tej pory biorę sobie za cel i honor rozweselanie jego królewskiej mości.

[Śmieje się.]

Infantylna, prawda?

Nie miałam pojęcia o intrygach i skandalach francuskiego dworu. Obłuda i rozwiązłość były mi obce.

Czy to też należało do rzeczy złych?

W końcu jednak musiałam ustąpić i do dziś pamiętam jedyne słowa, jakie wypowiedziałam do tej kobiety:

"Dużo osób przyszło dziś do Wersalu".

Pamiętasz?

To było w czasie przyjęcia noworocznego, pierwszego stycznia 1772 roku.

Jakże ona triumfowała!

[Na jej twarzy pojawia się grymas odrazy.]

Jestem taka zmęczona, Ludwiku, ale chcę wyznać ci wszystko, co czułam, zanim zobaczymy się w lepszej rzeczywistości, gdzie już nikt nas nie skrzywdzi.

Ambasador de Mercy-Argenteau i moja matka triumfowali, a ja czułam się poniżona.

Szybko jednak doszłam do siebie.

Pamiętasz naszą pierwszą wizytę w Paryżu?

Dopiero po trzech latach pobytu w Wersalu, udało mi się poznać miasto.

Wizyta oficjalna pozostawiła wspaniałe wspomnienie, byłam oczarowana tłumem ludzi: Francuzi mnie kochali. To wszystko jednak nic nie znaczyło. Prawdziwą radość sprawiła nam potajemna wyprawa do stolicy.

[Śmieje się.]

Pamiętam minę twojego brata, Artois, kiedy zaproponowałam, byśmy urządzili sobie tę eskapadę, przed oficjalnym wjazdem.

Czyż nie było cudownie?

Ludwiku! To jedno z najpiękniejszych wspomnień. Zachowywaliśmy się naturalnie, nikt nas nie obserwował. Ach, mój Boże, nawet jedliśmy ostrygi!

Niesamowite!

I jakże zbliżyliśmy się do siebie. W końcu uwierzyłam, że mam w tobie przyjaciela.

Poparłeś mnie w sprawie Du Barry, spełniałeś drobne życzenia, byłeś przy mnie...

Wybacz mi, wybacz na Boga!

Nie potrafiłam wtedy tego docenić. Ciągła presja matki, bijąca z jej listów, doprowadzała mnie do rozpaczy.

Oni wszyscy chcieli tylko jednego: dziedzica nazwiska i tronu.

A ja?

Gdzie byłam ja?

Nie liczyłam się jako kobieta, moje uczucia pozostawały bez najmniejszego znaczenia!

Chciałam, by w końcu ktoś pomyślał o mnie, ale najwidoczniej to zbyt wiele.

Wszyscy traktowali mnie jak marionetkę, ciotki, Mercy, moja matka...

Nie wiedziałam już, kogo słuchać i stąd moje ciągłe zmiany decyzji.

Pragnęłam, by zostawili mnie w spokoju. Nie życzyłam sobie prowadzić żadnego typu gier politycznych.

Kim w końcu miałam być?

Austriaczką dbającą o interesy Habsburgów czy delfiną Francji martwiącą się o swój lud?

To za trudne, nie sądzisz?

Nie dało się pogodzić interesów obu państw tak, by wszyscy byli zadowoleni.

I w dodatku ty!

Dlaczego nie uczyniłeś mnie kobietą i matką od razu wtedy?

Skąd tyle strachu?

Ze wszystkich stron byłam obwiniana. Nie umiałam i nie chciałam zostać kokietką jak Du Barry, której tak nienawidziłam. Prowadziłam starania, by podobać ci się jako kobieta. Stosowałam różnego rodzaju toalety i fryzury i nic, wieczne "rien"!

Kiedy podczas badania powiedziałeś lekarzowi, że chcesz być ze mną i mnie kochasz, zamarłam!

Czy to mogła być prawda? - pomyślałam.

Wybacz, że wtedy w ciebie nie uwierzyłam.

Boże, jak późno zaczęłam cię doceniać. Jak późno, za późno!

Mogliśmy od początku żyć inaczej!

Nie da się już cofnąć czasu, sprawić, by wszystko potoczyło się innym torem.

Wiesz, myślę, iż obydwoje jesteśmy tak samo winni, ale najbardziej sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy.

Wciąż towarzyszy mi wspomnienie twego dziada, był dla mnie bardzo dobry. Szczerze zabolała mnie jego śmierć w 1774 roku. Jakże ospa musiała wyniszczyć tego przystojnego mężczyznę, który urzekł mnie pierwszego dnia.

Tak, tak, Ludwiku!

"Umarł król, niech żyje król!"- wiwatował lud, a my?

Pamiętasz, co wtedy powiedziałeś?

"Pomóż nam, Boże! Jesteśmy za młodzi, by rządzić!".

Czułam wzbierające pod powiekami łzy. Nie pomyliłeś się! Nie wiedzieliśmy nic o sprawach państwa. Staliśmy się marionetkami w rękach ministrów i dworzan, gdzie każdy dbał o swoje korzyści. A my?

Cóż obchodziliśmy ich my, nasze myśli i uczucia?

Mieliśmy tylko usatysfakcjonować wszystkich i przyklaskiwać ich chorym ambicjom.

[Śmieje się sarkastycznie.]

[Słychać szelest za drzwiami. Maria Antonina porusza się niespokojnie.]

Nie, mój Boże!

Jeszcze nie!

Niech będzie mi wolno uporządkować moje myśli!

Jeszcze tylko chwila!

Tak niewiele mi pozostało.

[Załamuje ręce i próbuje powstrzymać łzy.

Ostatecznie wybucha przeraźliwym płaczem.]

Tak, Ludwiku!

Nasz los był z góry przesądzony. Nikt nie przygotował nas na wielką rewolucję, a jedynie do wszelkiego rodzaju rozrywek.

Żałuję tamtych lat, tuż po koronacji.

Koronacja... Patrzyłam na ciebie z dumą i nawet śmiałam się. Wiedziałam, że uciskała cię korona. Modliłam się w duchu, byś zachował godność. I znowu zwątpiłam, bo przecież miałam za męża króla w każdym calu, najlepszego z ludzi i władców.

Jaka szkoda, że nie docenili twej dobroci.

Co się zmieniło?

Przecież na początku twojego panowania, nazwali cię Ludwikiem Upragnionym.

Przecież nie mogłeś uczynić więcej! Wspieraliśmy biednych, nie pragnęliśmy krwi naszego ludu i wojen...

[Zamyśla się i przez chwilę trwa cisza.]

No, cóż, Ludwiku!

Za dużo rozrywek, ale jak można było inaczej?

Wtedy mielibyśmy przeciwko sobie cały kler i arystokrację.

Czyż etykieta nie wytyczała dokładnie naszego życia?

Dobieranie strojów, kilkugodzinne siedzenie przy fryzowaniu, wizyty u ciotek, modlitwa, polowania, gra w karty, posiłki, podczas których poddani mogli nas oglądać, twoje narady z ministrami...

Co zrobiliśmy źle?

Żałuję tylko, że tak późno otworzyłam oczy. Niepotrzebnie zabawiałam się hazardem i traciłam pieniądze.

Co mi jednak pozostało?

Ty byłeś zajęty polowaniami i pracami w kuźni, a ja nie miałam nikogo w tym wielkim pałacu, w którym nawet nie czułam się jak w domu. Hazard stanowił dla mnie ucieczkę.

Czy pamiętasz, jak nienawidziłeś gry w faraona?

Surowo zakazałeś jej na dworze.

Pozwoliłeś jedynie na jedną partię, kiedy poprosiłam cię o to jako prezent urodzinowy!

I znowu ja i moja koteria (wszystkie hrabiny i hrabiowie potrafiący jedynie śmiać się i bawić) wykorzystaliśmy twoją dobroć.

Czy wybaczysz mi teraz, kiedy najszczerzej cię o to proszę?

[Płacze.]

To była jedna partia, ale trwała ponad dwa dni. Umówiliśmy się, że gramy, póki chociaż niektórzy z nas mogą siedzieć przy stole.

Wygrałam wtedy, Ludwiku!

Nie oddałam ci jednak sakiewki z pieniędzmi, które mi ofiarowałeś.

Wybacz mi!

Ile jeszcze rzeczy musisz mi wybaczyć...

Usprawiedliwia mnie jedynie to, iż część tej sumy przeznaczyłam na datki dla biednych.

Towarzystwo w tamtym czasie też dobrałam sobie nie najlepsze.

Zarozumiali pyszałkowie, manipulujący mną według własnych potrzeb i interesów.

A ja naprawdę wierzyłam, że mnie szanowali...

[Śmieje się bezdźwięcznie.]

Cóż, były i wyjątki.

Co powiesz o Marii Teresie de Lamballe?

Ona okazała się wspaniałą i wierną przyjaciółką.

A Gabriela de Polignac?

To dobra kobieta, choć bardzo interesowna.

Niepotrzebnie nadałam tyle przywilejów jej rodzinie, prawda?

Chciałam jednak w jakiś sposób okazać jej wdzięczność za przyjaźń.

I nawet to ludzie mieli mi za złe, obrzucając kalumniami.

Nie mogli zrozumieć przywiązania i czułości, niewinnej czułości dla przyjaciółek.

Zarzucali mi czyny, które nawet nie przeszły mi przez myśl.

Ach, Ludwiku! Jakże bolały mnie te ciągłe oskarżenia i pamflety, których z czasem mnożyło się coraz więcej i więcej!!!

Byłam zmęczona ciągłą krytyką i szukałam pocieszenia w zabawach.

Reduty, bale maskowe, przejażdżki powozem...

Miałam to wszystko, poza dzieckiem, którego tak pragnęłam!

Dopiero po ośmiu latach małżeństwa, moje marzenie się spełniło. Ten brak stał się przyczyną frustracji, lecz uświadomiłam sobie to dopiero po latach.

Ile bólu, Ludwiku, a przecież mnie kochałeś!

Nie odnaleźliśmy się od razu, a później było już coraz trudniej.

[Wzdycha z rezygnacją.]

W końcu jednak mój brat, Józef, porozmawiał z tobą szczerze i poddałeś się zabiegowi, który rozwiązał problem.

Byłam taka szczęśliwa, gdy mogłam donieść matce, iż oczekiwałam jej wnuka.

Nie ma większego błogosławieństwa na świecie.

Pamiętasz narodziny naszej córeczki, Marii Teresy Charlotty?

O mały włos nie straciłam życia. Moją sypialnię wypełniał tłum arystokratów, dam dworu i gapiów. Brakowało mi powietrza i to właśnie ty mnie uratowałeś.

Dziękuję, Ludwiku! Dziękuję, bo w ten sposób znów okazałeś mi swoją miłość.

Własnymi rękoma otworzyłeś okno i odzyskałam przytomność.

Maria Teresa nadała sens mojemu życiu. No i było jeszcze moje ukochane Petit Trianon.

Pamiętasz, jak mi je podarowałeś?

Nie chciałeś, bym mieszała się w sprawy państwa. One mnie tak naprawdę nie interesowały, ale matka i Mercy wciąż nalegali.

Obiecałeś mi wtedy cudowną niespodziankę, ale nie oczekiwałam aż tyle!

[Uśmiecha się promiennie.]

Petit Trianon stało się dla mnie rajem. Postanowiłam urządzić je po swojemu: skromnie i gustownie. To ja byłam tam panią.

Dziękuję, Ludwiku! Zawsze szanowałeś ten mój azyl. Do dziś jestem ci wdzięczna za tę wyrozumiałość.

Potrzebowałam niekiedy spokoju, oderwania się od etykiety, którą mimowolnie mi nakładano.

Lubiłam spacerować z córeczką po ogrodach Trianon. Miłe mi było towarzystwo przyjaciół.

Jest jednak coś...

Dziś wiem, iż nigdy nie powinnam była na to pozwolić, ale wtedy dałam się całkowicie opanować beztrosce.

Kiedy odwiedzałeś mnie, ja i moi przyjaciele przestawialiśmy zegar tak, byś wyszedł godzinę wcześniej. Nie mogę sobie tego darować! Taka podłość! Tak strasznie spieszyło nam się na bal do miasta!

Jak mądrze czyniłeś, ceniąc sobie sen i wypoczynek i nie chcąc uczestniczyć w tych maskaradach.

Postaraj się wybaczyć mi jeszcze to! Proszę!

Ludwiku! Ile bym dała teraz, by mieć cię tu przy sobie, widzieć twoje szlachetne oblicze i razem przygotowywać się do śmierci.

Chciałabym, byś znów powiedział mi tak, jak w trudnych chwilach:

"Nie martw się, Toinette, wszystko będzie dobrze!".

Zawsze ci wierzyłam i jednocześnie czułam się winna, bo nie kochałam cię tak szczerze, jak ty mnie. Nie wiem już sama, szanowałam cię, widziałam w tobie najlepszego z ludzi i czułam się szczęśliwa, że to właśnie twoją żoną zostałam, lecz... nie była to typowa miłość kobiety do mężczyzny i to moje największe przewinienie i nawet nie proszę cię o wybaczenie. Bóg mnie osądzi, a ja ten osąd przyjmę z pokorą. Nie może być inaczej.

Zarzucano mi różne czyny, ale nigdy nie odkryto tego, który naprawdę popełniłam.

Tak, Ludwiku, zawsze o tym wiedziałeś!

Czułam to od samego początku.

[Przykłada rękę do serca.]

Axel! Axel von Fersen!

To jego pokochałam miłością, jaka należała się tobie i tylko tobie.

Nie pojmuję, jak mogłeś być dla mnie taki dobry, wiedząc o tym.

Dlaczego?

Czy aż tak wielka była twoja miłość do mnie?

Jakże się wstydzę mych słabości!

Moim obowiązkiem było pozostać ci wierną, a jednak tak się nie stało!

[Blednie.]

Nie potrafiłam, zbyt mocno kochałam Axela.

Nadeszła i dla mnie prawdziwa miłość taka, na jaką czeka każda kobieta.

Nie, nie, nie kochałam go bardziej niż ciebie!

O, ironio losu!

Ta miłość była po prostu inna!

[Pochyla się.]

Ludwiku! Ja...

[Przybiera skruszoną minę.]

Nigdy nie przypuszczałam, iż Axel znajdzie tak szczególne miejsce w mym sercu.

Nie tak miało być...

Poznałam go na balu maskowym i już tam mnie oczarował. Wtedy byłam tylko delfiną Francji.

Zobaczyłam w nim tę siłę i stanowczość, którą zawsze chciałam dostrzec u ciebie!

Szlachetne rysy połączyły się u Axela z niezwykłym temperamentem i już nigdy o nim nie zapomniałam.

Tak, ludzie nie chcieli widzieć tego, co samo rzucało się w oczy. Zarzucano mi tyle miłostek, kiedy tę jedną prawdziwą udało mi się zachować w sekrecie, prawie w sekrecie!

[Ociera chusteczką spływające po policzkach łzy.]

Jestem ci taka wdzięczna, Ludwiku za dyskrecję i choć raz czuję się szczęśliwa, iż nie byłeś zdolny do wszelkiego rodzaju konfrontacji, gdyż w ten sposób nie potrafiłeś czynić mi wyrzutów.

Spotykałam się często z Axelem w Petit Trianon i tęskniłam za nim, gdy wyjechał walczyć w obronie wolności Ameryki.

Ludwiku! On naprawdę szanował cię ogromnie. Ty, będąc na górze, dobrze o tym wiesz, lecz chcę, byś usłyszał wszystko ode mnie!

Choć brzmi to dziwnie, kochałam dwóch mężczyzn, każdego na inny sposób.

Czy mam ci to wyjaśnić?

[Zamyśla się.]

Cóż, w Axelu znalazłam oparcie, miłość i namiętność, w tobie zawsze miałam oddanego, szlachetnego męża i przyjaciela, na którego mogłam liczyć.

Nie, nie umiałabym powiedzieć, co było ważniejsze!

Bardzo za tobą tęsknię, od czasu, gdy nie jesteś już przy mnie. Straciłam bezpowrotnie człowieka, którego kochałam i doceniłam za późno - ciebie!

Teraz jednak, już za kilka godzin, będziemy razem!

Wyobrażasz sobie, ile rzeczy zarzuci mi mama, gdy spotkam ją na górze?

To prawda, żyłam beztrosko!

Za nic miałam jej rady i ostrzeżenia, ale to typowy przywilej młodości.

[Wstaje z łóżka, spaceruje w milczeniu po celi i z powrotem siada.]

Ludwiku! Czy pamiętasz narodziny pierwszego delfina, naszego synka, Ludwika Józefa?

Nigdy nie zapomnę słów, które do mnie wypowiedziałeś:

"Pani, spełniłaś marzenia nasze i Francji! Jesteś matką delfina!".

Co za ulga, mój Boże!

Ogarnęła mnie euforia. Kochałam nad życie Marię Teresę, moją Madame Royale, lecz wiedziałam, że Francuzi oczekiwali ode mnie spadkobiercy tronu. Żałowałam, że moja mama już nie żyła.

Spełniły się wielkie nadzieje cesarzowej. Tak dokładnie i szczegółowo obmyślany sojusz francusko-austriacki zakończył się sukcesem.

Czyżby?

[Chwila milczenia.]

Nie, to tylko złudna nadzieja!

To niczego nie zmieniło, nie zahamowało rewolucji.

W czym zawiódł plan?

Czy to my zawiedliśmy?

Co stałoby się, gdyby na naszym miejscu byli inni władcy?

Czy potrafiliby przywrócić ład w państwie i ocalić monarchię?

Nie wiem, Ludwiku, a ty?

Cóż, lata osiemdziesiąte zwiastowały prawdziwy kryzys.

Ludzie odnosili się do mnie wrogo.

Wciąż znajdowałam więcej pamfletów i z czasem przestano się z tym kryć.

Zaczęły nudzić mnie gra w karty i dworskie rozrywki.

Klan Polignaców powoli tracił w mych oczach. Znacznie milsze było towarzystwo Marii Teresy de Lamballe, skromnej i dobrej, nie szukającej korzyści i protekcji.

Pozostałam wierna tylko miłości do teatru i opery.

Pamiętasz Herr Glucka?

Uwielbiałam jego sztuki i takim ludziom nie wahałam się pomagać.

Poza tym, Ludwiku, jego znałam jeszcze z Wiednia tak, jak księdza de Vermonda.

Żałuję, że nie ma go teraz tutaj, nie mogę wyspowiadać się przed nim tak, jak zawsze sobie tego życzyłam.

Ufałam temu szlachetnemu i mądremu człowiekowi, jedynemu, który okazywał mi cierpliwość w nauce i przekazał tyle cennych informacji. Nigdy nie podziękowałam mu za to należycie.

Starałam się czynić dobro, wspierałam pisarzy, muzyków, malarzy...

Nienawiść społeczeństwa ciągle jednak rosła i czułam ją dotkliwie.

Oliwy do ognia dolała ta niezrozumiała afera naszyjnikowa.

Pamiętasz?

Byłam wtedy zajęta próbami do przedstawienia, które wystawialiśmy w Trianon.

Madame Campan podała mi jakiś list od jubilerów.

Absolutnie nic z niego nie zrozumiałam.

Myślisz, iż popełniłam błąd, lekceważąc go?

Możliwe!

Nie wydawało mi się jednak, by był istotny, nie potraktowałam sprawy z powagą, na jaką zasługiwała.

Kiedy po jakimś czasie jubilerzy zjawili się w Wersalu i poprosili o spłatę pierwszej raty za naszyjnik, nie znajdowałam wyjaśnienia.

Nie kupowałam przecież żadnego naszyjnika!

[Wzdryga się z odrazą.]

Choć należał do cudownych klejnotów, nie był w moim stylu.

Nigdy nie założyłabym czegoś, co pierwotnie chciano ofiarować Du Barry!

Kto miał w ogóle czelność tak pomyśleć?

Wspomnieli mi kardynała Rohana.

Zdajesz sobie sprawę, Ludwiku?

Ja miałabym poprosić o przysługę tego nikczemnego i rozpustnego człowieka?

Ja, Maria Antonina, królowa Francji?

Nigdy!

[Blednie.]

Kardynała nienawidziłam od wielu lat. Nawet u mojej matki nie zyskał uznania, gdy przebywał w Wiedniu.

Pomyślałam, że znalazł świetną okazję, by mnie obrazić i zemścić się za mą obojętność i nieczynienie mu honorów.

Wtedy nie przypuszczałam nawet, jakiego rozmiaru nabierze ten skandal.

Czy mogłam wiedzieć, iż wszystko obróci się na moją niekorzyść?

Jestem ci wdzięczna!

Chciałeś oczyścić me imię i nie zawahałeś się publicznie upokorzyć kardynała.

Pamiętasz ten tłum ludzi?

De Rohan miał właśnie celebrować mszę z okazji piętnastego sierpnia.

Kazałeś aresztować najwyższego dostojnika kościoła.

Jak wielka i bezsensowna była moja duma i satysfakcja.

Sami popełniliśmy błąd, oddając sąd nad kardynałem w ręce parlamentu.

Jak mogliśmy uczynić coś równie bezmyślnego?

Przecież parlament od wieków stanowił opozycję dla rządu i głęboko nas nienawidził.

Chcieliśmy sprawiedliwości i publicznego napiętnowania winowajcy.

[Uśmiecha się gorzko.]

I w rezultacie to nas zniszczył proces, a kardynał wyszedł na bohatera.

Później, miałam nawet wyrzuty sumienia, gdy okazało się, że w sprawę było zamieszanych więcej osób, w tym jakaś hrabina de la Motte-Valois, która nigdy w życiu nie była mi przedstawiona.

Nikt mi nie wierzył.

Wtedy już zaczęła rodzić się rewolucja.

Ludwiku, cały Paryż wątpił w słowa królowej Francji!

Łatwiej im było wierzyć podłej intrygantce niż monarchini.

Cóż za nikczemność, prawda?

Wolałam wtedy nie jeździć do miasta.

Po cóż narażać się na nienawistne i szydercze spojrzenia?

Nie rozumiałam. Przecież byłam ofiarą spisku na wielką skalę, władczynią w kraju, w którym uchodziłam za obłudną, wrogą Francuzom, pozbawioną wszelkich uczuć i zasad moralnych Austriaczkę.

Tak, Ludwiku! Tyle lat spędzonych u twego boku, ale poddani, których ty tak kochałeś, uważali mnie za obcą.

Nie chciałam znajdować się przecież w centrum polityki. Pragnęłam spokoju, harmonii, radości życia, którą dawały mi nasze dzieci.

Czy ktokolwiek byłby w stanie to sobie wyobrazić?

Ci wszyscy ludzie mieli przed sobą najzwyczajniejszą w świecie kobietę, nie zaś monstrum.

[Patrzy przed siebie zbolałym wzrokiem i trwa chwilę w milczeniu.]

A ból matki?

Jego również nikt nie uszanował.

Choroba delfina doprowadzała mnie do rozpaczy.

Czuwałam przy nim, ile tylko mogłam, bo oczywiście i tego zabraniała mi ta przeklęta i znienawidzona etykieta.

[Uderza ręką w poręcz łóżka.]

A śmierć mojej maleńkiej Zofii?

Czy nie byłam kobietą, zasługującą na choćby najmniejsze względy?

Najwidoczniej nie, Ludwiku!

[Śmieje się sarkastycznie.]

Dla twego ludu liczyło się tylko, byśmy my, monarchowie, wypełniali nasze wobec niego obowiązki.

A powinność poddanych wobec nas?

[Mówi podniesionym głosem.]

A szacunek?

Tego wszystkiego nie było.

Szala miała przechylić się na ich korzyść, nie dając niczego w zamian.

Jakież to niesprawiedliwe!

W czerwcu 1789 roku, mój smutek przekroczył wszystkie dotychczasowe.

Byłeś wtedy przy mnie!

Cierpieliśmy razem, a to cierpienie nas zbliżyło i uszlachetniło.

Tak, śmierć delfina to najstraszniejszy moment mojego życia.

Paryż jednak pozostał obojętny.

I to też zwiastowało tragedię!

Ludwiku, czy myślisz, że niczego nie przeczuwałam?

Wtedy jednak miałam jeszcze nadzieję, wtedy mogliśmy się uratować, ocalić nasze dzieci: Madame Royale i księcia Normandii, który po śmierci brata, zajął jego miejsce jako delfin.

Tak, przeczuwaliśmy zło, ale chyba nie aż w takim wymiarze.

Ciągłe zmiany ministrów czyniły chaos w państwie.

Tłum paryżan domagał się powrotu Neckera do rządu, ale nawet to niczego nie zmieniło, choć uświadomiliśmy sobie coś...

Pamiętasz?

"Niech żyje Necker!".

Ten okrzyk napełniał trwogą. Monarchia chyliła się ku upadkowi.

Co mogliśmy wtedy uczynić?

Jak zapobiec katastrofie?

Jaką odpowiedzialność ponosiliśmy?

Widziałam cię coraz słabszego i bardziej przerażonego sytuacją.

Bałam się, Ludwiku!

Czułam, że twoja niepewność może nas zgubić.

Zburzenie Bastylii w dniu 14 lipca zapoczątkowało prawdziwą rewolucję, trwającą do dziś.

Zapytałeś kamerdynera, czy to rewolta, a on na to:

"Nie, Sire, to jest rewolucja".

Boże drogi! Wszyscy o tym wiedzieli, tylko nie my!

Jak mogliśmy okazać się takimi ignorantami?

Nie potrafię sobie tego wyjaśnić.

Zburzono Bastylię i lud Paryża rozczarował się bardzo, znajdując tam zaledwie kilku więźniów.

Czy to możliwe?

Przecież tyrani Francji powinni mieć więzienie pełne swych ofiar i wrogów...

[Patrzy z nienawiścią.]

Nie byłeś już Ludwikiem Upragnionym, a po wspaniałych powitaniach delfiny z 1770 roku nie pozostało śladu.

Lud Paryża wrzał nienawiścią!

Wtedy, Ludwiku, wtedy trzeba było uciekać!

Dlaczego nie wziąłeś przykładu z twojego brata, hrabiego Artois?

On znalazł się w bezpiecznym Turynie, w gościnie u teścia.

Ten szalony, egzaltowany człowiek, towarzysz moich dworskich rozrywek w Wersalu i Trianon rozsądnie wybrał ucieczkę.

Jakże smutne było pożegnanie z Gabrielą de Polignac.

Wyjeżdżali wszyscy, którzy w jakiś sposób czuli się zagrożeni.

My jednak tkwiliśmy tam, narażeni na największe piekło, jakie człowiek może sobie wyobrazić.

I znów pytam cię: dlaczego?

Wiem, wiem...

[Uśmiecha się.]

Twój lud jest dobry, a ty nie będziesz królem dezerterem.

Czy tak nie byłoby lepiej?

Przynajmniej żylibyśmy i cieszyli się wolnością.

Najbardziej boli mnie to, że otrzeźwienie przyszło za późno!

Z pokorą przyjmuję mój los, lecz nie mogę nie żałować lat, które w tak brutalny sposób nam odebrano.

Nic nie zostało z radosnych dni, wypełnionych rozrywkami.

Wersal zaczął przytłaczać mnie jeszcze bardziej swoją wielkością i majestatem.

Czułam się taka samotna, Ludwiku!

Wolałam zamykać się w swoich apartamentach, by nie musieć znosić nienawistnych i obłudnych spojrzeń dworzan i ministrów.

[Spogląda w pusty haczyk nad łóżkiem. Śmieje się gorzko.]

Tak, Ludwiku! Chciałam wiedzieć, ile czasu zostało mi jeszcze, ale to niemożliwe.

Zapomniałam, iż odebrano mi nawet jedyną pamiątkę, którą niegdyś pozwolono przywieźć z Austrii, zegarek mojego ojca.

Nie pozostało mi już nic, królowa Francji umierała powoli za życia.

Niedługo przyjdą po mnie i naprawdę się z tego cieszę, gdyż będzie to kres cierpień.

Żal mi tylko moich kochanych dzieci.

Kto nimi pokieruje?

Kto utrwali w nich wartości, które staraliśmy się im przekazać?

Nie mogę przestać o tym myśleć!

Oby chociaż mogły być blisko twojej siostry, Elżbiety.

Wiesz, co mnie gnębi?

Świadomość, iż pozostawiliśmy je przy nas, narażając zarazem na najgorsze.

Niech wysłucha mnie litościwy Bóg i sprawi, by nic im się nie stało!

My już się nie liczymy, ale one dopiero zaczynają swoje życie.

Francja, jedna z najpotężniejszych monarchii świata, została zrujnowana.

Jakże przykre zostawiać ten kraj w takim stanie.

Nie tego sobie życzyliśmy.

Spójrz, Ludwiku!

Zawsze wzbraniałeś się przed daniem rozkazu do walki w obawie, by któryś z twoich poddanych nie stracił życia, a teraz...

[Patrzy przed siebie pustym wzrokiem i milczy dłuższą chwilę.]

Teraz codziennie giną niewinni ludzie i co bardziej niezwykłe, są to zarówno zwolennicy rewolucji, jak i jej przeciwnicy.

Chcesz wiedzieć jeszcze coś?

Ci, którzy rozpoczęli rewolucję, nigdy nie wyobrażali sobie takiej rzezi, jaka dzisiaj ma miejsce.

"Wolność, równość, braterstwo"- oto hasła republiki!

Dobrze więc.

Co z tego, że zniesiono podział na klasy, jak na ludziach wciąż dokonywana jest zemsta?

To tylko słowa.

Nie ma tu żadnej idei, jedynie nienasycone pragnienie krwi Francuzów.

Tak, Ludwiku, wolę już odejść, niż patrzeć na to wszystko.

Jak można było nas tak upokarzać przez cztery lata?

Czy pamiętasz, kiedy w październiku lud wyruszył na Wersal?

Nigdy nie zapomnę tej masy kobiet i mężczyzn przebranych za kobiety.

Wielokrotnie zastanawiałam się, kto kierował tym przedsięwzięciem.

Wiedziałam oczywiście, iż wiele obraźliwych broszurek na mój temat drukowano w pałacu księcia Orleanu, ale czy istotnie on stał na czele marszu?

Wątpliwe, prawda?

To fakt, że ten arystokrata bratał się z ludem, lecz tak naprawdę musiało chodzić mu o tron, nie zaś o ratyfikowanie republiki.

Musiało być w to zamieszanych więcej osób.

Na początku, wydawało się, że wszystko skończy się dobrze.

Kobiety przysłały delegację, którą zgodziłeś się przyjąć.

Pamiętam to doskonale.

Prosiły o chleb, a jedna nawet zemdlała.

Cóż za ironia losu, Ludwiku.

Te kobiety przyszły do pałacu tyrana, przekonane, że jest on całkowicie pozbawiony ludzkich uczuć.

I cóż zobaczyły?

Współczucie, szlachetność, zobaczyły dobrego ojca narodu, jakim zawsze byłeś.

Tego się w żadnym razie nie spodziewały.

Pamiętam ich wymęczone twarze i widoczne na nich zaskoczenie.

Zemdlonej dziewczynie okazaliśmy atencję. Ją i jej towarzyszki nakarmiliśmy i obiecaliśmy dać im chleb z pałacowych zapasów.

I cóż się potem stało?

One odeszły usatysfakcjonowane.

Spełniły już swoją misję, a jednak nie zostawiono nas w spokoju.

Czy pamiętasz, kiedy rankiem następnego dnia miał miejsce zamach na moje życie?

Gdybym wtedy nie schroniła się w twoich apartamentach, z pewnością zginęłabym z ręki rozwścieczonych kobiet.

Nienawidziły mnie, podłej "L’Autrichienne.

Cóż, markiz de la Fayette zawiódł.

Obiecał nam ochronę, ale najspokojniej w świecie udał się na spoczynek.

Lud domagał się coraz więcej.

Zgromadzenie Narodowe niczego już nam nie gwarantowało.

Nie sposób było przekrzyczeć tłumu.

Czego jeszcze chcieli?

Tak, w końcu się o tym przekonaliśmy.

Kazano nam wyjść na balkon.

Kiedy to uczyniłam, a Bóg mi świadkiem, iż wcale nie miałam na to ochoty, ogarnęła mnie taka wściekłość, że postanowiłam zachować godną postawę.

Za nic w świecie nikt nie zobaczy pokonanej Marii Antoniny. Nie na darmo w moich żyłach płynęła krew Habsburgów!

[Unosi dumnie głowę.]

Stałam tak nieruchoma i wyniosła, a zgromadzony na dole tłum umilkł.

Na chwilę wszystko ucichło, jakby zatrzymał się czas.

Po minucie jednak, wszystko wróciło do normalności.

"Król do Paryża!".

Zamarłam!

Nie, tego było już za wiele.

Chciano odwieźć nas pod eskortą do stolicy!

Na domiar złego, nie pozostawiono nam żadnej alternatywy.

Znienawidziłam Francję i tak bardzo pragnęłam stać się normalną kobietą, zrzucić z ramion odpowiedzialność, ciążącą monarchini, aby tylko zostawiono naszą rodzinę w spokoju!

Jechaliśmy więc do Paryża, a podróż ta ciągnęła się w nieskończoność.

Czy też czułeś tyle złości?

Nie mogłam niczego odczytać z twojej twarzy. Byłeś uosobieniem spokoju i opanowania.

Jakże zazdrościłam ci tej umiejętności.

Mój temperament nie pozwalał mi milczeć, gdy znieważano nas tak okrutnie.

Kiedy dojechaliśmy, czekał na nas mer Paryża i wręczył ci symboliczne klucze do miasta.

I cóż, teraz lud uhonorował swojego króla.

Gdzie tkwiła logika?

Tłum był tak zmienny i niezdecydowany...

Podburzano go, by pojedyncze jednostki mogły osiągać swoje cele. Chwilami żałowałam tych wszystkich biedaków, którzy z taką łatwością pozwalali sobą manipulować.

Czy naprawdę nie wystarczyło upokorzeń tego dnia?

A czy konieczna była wizyta w ratuszu i jak najwolniejsza jazda w stronę pałacu Tuileries?

Czy istotnie ludność Paryża cieszyła się, iż król Francji znajdował się w ich mieście?

Nie, to dopiero początek.

Już wtedy czułam, że zostaliśmy więźniami, tylko wówczas jeszcze nie rozumiałam, czyimi.

Idee rewolucji pozostawały niejasne; sprzeciwiały się świętym dla mnie wartościom.

[Chwila milczenia.]

Przypominasz sobie przyjazd do Tuileries?

Biedny mały Ludwik Karol?

Zaczął płakać, gdy zobaczył zniszczone i brudne wnętrze pałacu.

Pamiętam, że powiedziałam mu wtedy, że jeśli Ludwik XIV żył tam całkiem wygodnie, nam też się to uda.

Jaka dzielna była Maria Teresa, nasza mała Mousseline, która pod wpływem wydarzeń, zbyt szybko musiała dorosnąć, prawda?

Jakoś jednak zainstalowaliśmy się w Tuileries.

Na jakiś czas zapanowała harmonia.

Wiesz, Ludwiku, wtedy jeszcze mieliśmy szansę.

Mogliśmy więcej pokazywać się w mieście, spróbować trafić do ludzi, ale opanowało nas straszne zmęczenie i brak wiary.

Straciliśmy fundamenty, na których opierało się nasze dotychczasowe życie, a to sprawiło, iż osłabliśmy wewnętrznie.

Wszędzie dopatrywaliśmy się wrogów.

Tak, wtedy jeszcze mogliśmy uciec. Tuileries nie było zbyt dobrze strzeżone.

Czyżby za dużo dumy i pychy?

Nie chciałam już nawet spacerować po ogrodach. Krążyli po nich ludzie, którzy wciąż obrzucali mnie nienawistnymi wyzwiskami.

Dla delfina jednakże znajdowali jeszcze cień sympatii.

Francuzi nie chcieli króla, a jednak uwielbiali tego, który w przyszłości miał nim zostać.

Dziwne, prawda?

Wszystko wydawało się sprzysięgać przeciwko nam.

Mój Boże, jakim cudownym podarunkiem od losu były wakacje 1790 roku.

Pozwolono nam wyjechać do Saint-Cloud.

Żyliśmy normalnie, Ludwiku. Mogliśmy jeździć konno i spacerować po świeżym powietrzu.

Czy wtedy powinniśmy byli znaleźć odpowiedni moment na ucieczkę?

To chyba jedna z ostatnich możliwości, które mogły nam pomóc, a jednak nawet jej nie spróbowaliśmy.

Wierzyliśmy za to, iż dojdziemy do porozumienia ze Zgromadzeniem poprzez układ z Mirabeau.

Jeszcze dziś widzę go tak wyraźnie, jak tamtego letniego dnia, kiedy przyjechał do Saint-Cloud.

Nie wyobrażasz sobie, co czułam?

Nigdy nie ujrzałam szkaradniejszej twarzy, a jednak doceniłam tego arystokratę i choć nie słuchaliśmy jego rad, przyznaję, iż naprawdę chciał nas uratować.

Znalazł się na chwilę po stronie rewolucjonistów, by znów docenić monarchię.

Zdobywał dla nas dużo ważnych informacji, które wielokrotnie pozwoliły nam grać na zwłokę.

Czy to było uczciwe?

Może niekoniecznie, Ludwiku, ale co powiesz o tym, jak postępowano z nami?

Po śmierci Mirabeau, straciliśmy sojusznika.

Wiesz, co najbardziej cieszyło mnie w Tuileries?

Wizyty Axela. Łatwiej mu było przedostać się do pałacu, niż miało to miejsce w Wersalu.

[Wzdycha i opuszcza wzrok.]

Kochałam Axela, Ludwiku i choć zdaję sobie sprawę, iż nie zachowywałam się w stosunku do ciebie w porządku, uwierz mi, nie mogłam inaczej.

Nie wiem, jak i kiedy, ale ten mężczyzna stał się częścią mojego życia.

[Milknie na chwilę.]

Nie, za nic w świecie nie chcę przysparzać ci cierpienia.

Moim jedynym pragnieniem jest bycie szczerą w godzinie śmierci.

Jeszcze tylko chwila, Ludwiku!

Niebawem stanę na Placu Rewolucji (jak go teraz nazwali) i Madame Gilotyna uczyni swoją powinność.

Już niczego się nie boję.

Może to nawet lepiej.

Nie mam już sił do walki.

[Kładzie ręce na głowie i trwa tak przez chwilę.]

Wrócę jeszcze do roku 1791, kiedy to planowaliśmy ucieczkę.

Jaka byłam szczęśliwa, w końcu się na nią zgodziłeś.

Jeszcze mieliśmy szansę.

Axel desperacko przygotowywał szczegóły.

Baronowa de Korff użyczyła nam paszporty. Cóż za hańba musieć posługiwać się czyimiś nazwiskami, ale nie pozostawała nam inna opcja.

Axel jakimś cudem załatwił wszystko.

Berlinka, którą dla nas zamówił, była prześliczna i niezwykle funkcjonalna.

Pamiętasz ją, prawda?

Teraz jednak myślę, że Madame Campan miała rację: powinniśmy byli uciec skromnym powozem, bez strojów i zbytków, bez rozgłosu.

Berlinka rzucała się w oczy, a to działało na naszą niekorzyść.

Nie rozumiem, dlaczego Axel tego nie przewidział.

Chciał z pewnością uprzyjemnić nam podróż, lecz czy to wyszło na dobre?

Oczywiście nie!

[Wzdycha.]

Spójrz na przykład twego brata, hrabiego Prowansji i jego żony.

Uciekli tej samej nocy, co my, 20 czerwca 1791 roku.

Oni jednak dotarli bezpiecznie do celu, my zostaliśmy schwytani.

Oni wybrali prosty, skromny powóz tak, by nikomu nie rzucać się w oczy.

Te kilka godzin naszej podróży ku Montm''dy zawsze będę wspominać jako jedyne rodzinne wakacje.

Ludwiku, gawędziłeś z chłopami, zrywaliśmy kwiaty.

Było cudownie!

[Płacze z rozrzewnieniem.]

To o takim właśnie życiu marzyłeś.

O ile łatwiej byłoby, gdybyś został kowalem, stolarzem, czy ślusarzem.

Mielibyśmy szczęśliwe życie, a jednak wszystko musiało potoczyć się inaczej.

Jaka szkoda, prawda?

Te krótkie chwile, spędzone poza Wersalem, pozwoliły mi zdać sobie sprawę, z ilu drobnych przyjemności musieliśmy zrezygnować.

Ludziom wydaje się, że panowanie ma same dobre strony.

Tak nie jest i wierzę, że zgodziłbyś się ze mną.

Za dużo odpowiedzialności nakłada się na monarchów.

My na przykład z rozmaitych przyczyn nie sprostaliśmy misji, jaką nam powierzono.

Nie okazaliśmy się godnymi następcami wielkiego Ludwika XIV, a jednak nawet dziś, nauczona doświadczeniem, nie umiem powiedzieć, czy zrozumiałam, na czym polegał nasz błąd i dlaczego nastąpiła tak straszliwa klęska monarchii.

Ile pamiętasz z naszej ucieczki?

Dlaczego nie pozwoliłeś, by Axel nam towarzyszył?

Czy to męska duma przez ciebie przemawiała?

Na Boga, nie pojmuję.

Przecież on przygotował plan podróży, był jedynym człowiekiem, który znał wszystkie detale.

Nawet generał Buille, z którym Axel korespondował przez kilka miesięcy, przekazując mu zaszyfrowane informacje, by ten mógł wysłać swoje wojska na nasze spotkanie, nie wiedział tego wszystkiego, co on.

Wybacz mi tę myśl, Ludwiku, ale...

[Urywa zdanie i zamyśla się głęboko, po czym kontynuuje zdecydowanym tonem.]

Tak, gdyby Axel był z nami do końca, wszystko potoczyłoby się inaczej. Jestem tego pewna, jak niczego innego na świecie.

No, cóż...

[Wzdycha.]

Inaczej został zapisany nasz los.

Kiedy udało nam się wymknąć z Tuileries, wszyscy jeszcze wierzyliśmy w sukces ucieczki i pomoc Francuzów w Montm'dy.

Czy słusznie?

Czy naprawdę mieliśmy szansę w kraju, ogarniętym rewolucją?

Na początku, wydawało się, że zdołamy bezpiecznie dotrzeć do celu. Plan podróży był świetnie opracowany.

Czy pamiętasz, kiedy w pierwszym umówionym miejscu nie znaleźliśmy koni na zmianę?

To tu zaczął być widoczny początek katastrofy.

Poczmistrz, który nas rozpoznał i brak oddziału huzarów, który obiecał wysłać generał Buille.

Nasz los przesądziła cała masa niespodziewanych okoliczności. Nagle, okazało się, że tylko cud może nas uratować. Cud jednak nie nastąpił.

Fryzjer Leonard, generał Buille, młody książę de Choiseul - oni wszyscy nieświadomie przyczynili się do naszej zguby.

Każda minuta stanowiła prawdziwy skarb.

Udało nam się dojechać do Varennes, a tam znowu nie mogliśmy znaleźć koni.

Dlaczego nie było z nami Axela?

Ach, dlaczego?

[Szlocha.]

Ludwiku, mądry król musi myśleć rozsądnie.

Czy naprawdę wyważyłeś dobrze wszystkie za i przeciw?

Odsunąłeś jedynego człowieka, który miał szansę nam pomóc i uchronić przed upokorzeniem, jakiego doznaliśmy.

Jak bardzo mnie to bolało!

[Krzyczy, trzymając głowę w obu dłoniach.]

W Varennes nie pozwolono nam kontynuować podróży. Burmistrz, czując presję otoczenia, zatrzymał nas i ta noc spędzona w jego domu była decydującym początkiem kresu monarchii.

Pamiętam, kiedy wręczono ci pismo z nakazem przerwania naszej podróży, a ty odparłeś:

"Nie ma już króla we Francji".

Ogarnęła mnie wściekłość, nie chciałam bezradnie czekać.

Pragnęłam działania, konfrontacji, czegokolwiek, lecz nie bierności.

Zabrałam pismo z łóżka i rzuciłam je na podłogę.

Powiedz, czy mogłam pozwolić, by nasze dzieci, dzieci Francji, zostały zbrukane w tak nikczemny sposób?

Nigdy!

[Na jej twarzy pojawia się wyraz gniewu.]

Mogli odebrać mi wszystkie prawa, należące się królowej Francji, ale wciąż pozostawałam arcyksiężniczką z rodu Habsburgów, córką wielkiej Marii Teresy, którą podziwiała cała Europa.

Choćby dlatego należał mi się szacunek, o który nadaremnie walczyłam.

Prawda okazała się jednak okrutna.

Pomimo rozpaczliwych zabiegów, które podejmowaliśmy, nie zdołaliśmy uciec przed koniecznością powrotu do Paryża.

I pomyśleć, iż zaledwie chwilę później przybyły oddziały generała Buille.

Książę Choiseul, którego spotkaliśmy w Varennes, tłumaczył nam, iż powinniśmy wszelkimi sposobami odwlekać wyjazd, ale jak można było tego dokonać?

Czyż nie próbowaliśmy już wszystkiego, Ludwiku?

[Płacze z rezygnacją.]

Każda metoda, jaką wybieraliśmy, miała sens, w każdej brakowało jedynie drobnego elementu, maleńkiego ogniwka, by plan się powiódł.

Czyżby Bóg z góry skazał nas na przegraną?

Czemu ma służyć nasza śmierć i upadek monarchii?

Nie rozumiem niczego, Ludwiku.

Zachwiał się cały porządek świata, w który nauczono mnie wierzyć.

Wtedy, w czerwcu 1791 roku, nie potraktowano nas jak władców, lecz niczym pospolitych przestępców.

Po pierwsze, nie mieliśmy przecież zamiaru wyjechać z Francji. Szukaliśmy jedynie porozumienia z ludem, wsparcia i solidarności władz prowincji.

Po drugie, należeliśmy do elity społeczeństwa, nadano nam władzę z ramienia Boskiego i kto ośmiela się ją kwestionować?

Czy ci wszyscy ludzie mieli prawo potraktować w ten sposób ojca narodu, ciebie, Ludwiku?

[Na twarzy Marii Antoniny pojawia się wyraz wściekłości.]

Wiesz, jaka była między nami różnica?

Ty wciąż kochałeś tych Francuzów, ja natomiast czułam do nich coraz większą pogardę i nienawiść.

Wybacz mi, ale to moja ostatnia chwila szczerości i nie będę w godzinie śmierci wznosiła się na wyżyny dyplomatyczne.

Taka jest prawda i choć wiem, iż zaboli cię ona dogłębnie, wolę to, niż obłudę.

Spójrz, do jakiego stopnia upokorzono nas, podczas powrotu z Varennes?

W powozie królewskim towarzyszyli nam posłowie Zgromadzenia Narodowego: P’tion i Barnave.

Pamiętasz ich, prawda?

Ten drugi, dzięki Bogu, okazał się niezwykle sympatyczny.

Od razu pomyślałam, iż mógłby posłużyć nam, jak kiedyś Mirabeau.

Młody, inteligentny prawnik, miał swoje idee i widziałam, że naprawdę zaczynał nas szanować.

Cóż za niezwykła rzecz, prawda, Ludwiku?

Niesamowite, iż ci ludzie uważali nas za pozbawionych uczuć tyranów.

Przebywając z nami, mimo woli, musieli dostrzec, iż my również żyjemy jak inni, kochamy i troszczymy się o nasze dzieci, rozmawiamy i śmiejemy się.

I zobaczyli to wszystko, lecz nie przyniosło nam to triumfu.

Było już za późno na wszystko.

Może za mało staraliśmy się zrozumieć ideę rewolucji, może nawet zabrakło nam chęci, by rozmawiać z naszymi przeciwnikami politycznymi, ale wtedy wydawało nam się, że za nic w świecie nie możemy pozwolić, by upadła monarchia.

Dopiero dużo później zaczęliśmy walczyć o coś znacznie ważniejszego: przetrwanie i życie.

Ach, Ludwiku, może za wiele dumy i zbędnych uprzedzeń, ale przecież to właśnie wbijano nam do głowy przez całe lata.

Tak naprawdę to na tym opierała się większość naszej edukacji i cała umiejętność rządzenia.

Prawda jest taka, że ani ty nie byłeś Ludwikiem XIV, ani ja Marią Teresą Habsburg.

Za mało wiedzieliśmy i otaczali nas ludzie obłudni, nieznający litości.

Większość dworzan patrzyła jedynie na własne korzyści i nie miała dla nas najmniejszego szacunku.

Dlaczego zdaliśmy sobie z tego sprawę tak późno?

[Wzdycha.]

Powrót do Tuileries był prawdziwą katastrofą.

Ludzie wygwizdywali nas bez najmniejszego zażenowania.

Jeden mężczyzna odebrał mi syna i bałam się, że chce go porwać.

Jak trudno było uwierzyć w czyjeś dobre intencje, a jednak ten człowiek chciał tylko przenieść delfina i uchronić go przed dzikim tłumem paryżan.

W tamtych dniach, wzmocniono nad nami nadzór.

Latem nie pozwolono, byśmy wyjechali do Saint-Cloud.

Teraz wszystko pozostało bez najmniejszych wątpliwości: Francuzi więzili króla i całą rodzinę królewską.

Błagałam o pomoc z Austrii i innych mocarstw europejskich.

Nikt nie powinien dziwić się temu. Wielokrotnie oskarżano mnie o to podczas procesu. Potraktowano ten fakt jako zdradę narodową.

Nie, ja tylko walczyłam o ocalenie swojej rodziny.

Chciałam dla nas dobrego, spokojnego życia i korona Francji stała mi się najzupełniej obojętna.

W takich sytuacjach, najważniejsza jest rola żony i matki.

Nawet tego nikt nie zrozumiał.

[Uderza ręką o poręcz łóżka i potrząsa z niedowierzaniem głową.]

Ludwiku, naród, który tak kochałeś, zniszczył nas i nikt nie miał skrupułów.

Jak bardzo bolą mnie te wspomnienia.

[Płacze.]

Nie udało nam się ujść z życiem.

Pamiętasz wizytę Axela w Tuileries, w lutym 1792 roku?

Czuję do ciebie głęboką wdzięczność za to, iż pozwoliłeś mi wtedy cieszyć się przez tyle godzin jego towarzystwem.

Wiem, ile musiało kosztować cię to, ale już nigdy więcej miałam nie zobaczyć ukochanego.

Pożegnanie, chociaż na tyle zasłużyliśmy.

Wybacz mi, Ludwiku!

Wiem, iż to moje największe wobec ciebie przewinienie.

Nie wyobrażam sobie życia bez Axela, ale byłoby ono niczym bez ciebie u mego boku.

Te dwa uczucia, tak bardzo różne, uzupełniały się nawzajem.

Nie zgodziłeś się wtedy na nowy plan ucieczki, który przedstawił ci Axel.

Wiedziałam, że tym razem prawdziwy motyw stanowiła zazdrość.

Przypominaliśmy pewien legendarny trójkąt.

Byliśmy niczym Ginewra, król Artur i Lancelot.

Tak bardzo pasowaliśmy do tamtych opisów.

Zostawię już te rozważania, Ludwiku, ostatnie, czego pragnę bowiem, to ranienie twojego dobrego i szlachetnego serca.

Jedno jest jednak pewne: wszystko sprzysięgało się coraz bardziej przeciwko nam.

Smutny był nasz los, lecz nikt nam nie współczuł w tej niedoli.

Rok 1792 okazał się tragiczny w skutkach dla monarchii.

Do głosu zaczęli dochodzić radykalni zwolennicy republiki, jak Danton, Robespierre i najgorszy z nich, tak mi nienawistny H'bert .

Zgromadzenie Narodowe całkowicie straciło swoją siłę.

Na nic już się zdała współpraca z adwokatem Barnave.

Było jednak coś innego.

Niesamowite, ale wielu prekursorów rewolucji zaczynało przechodzić na naszą stronę, choć ich głosy pozostawały niesłyszalne.

Jak zawsze, tam, gdzie panuje szaleństwo i nieład, tak i tutaj, zwyciężył dziki tłum.

Ludwiku, wtedy choć jeszcze zachowałeś prawo veta, praktycznie została ci odebrana władza królewska.

Czy pamiętasz, jak straszne wyrzuty sumienia miałeś, kiedy nie pozostawiono ci innej opcji i musiałeś podpisać dekret o zaprzysiężeniu księży na wierność konstytucji.

Cóż za straszna sytuacja.

Jako praktykującego katolika bolała cię zdrada wobec kościoła i potępienie twej decyzji przez papieża.

Czy mogłeś jednak postąpić inaczej?

Wtedy nie byłeś już władcą absolutnym, a Francja przemieniła się w monarchię konstytucyjną.

I tego jednak było mało, bo chciano również odebrać ci ostatnie z pozostałych praw.

To był nasz kres, Ludwiku i nie dało się tego nie zauważyć.

Czy pamiętasz atak na Tuileries?

Nawet armia szwajcarska i niewielka część arystokracji, która zdecydowała się nam pomóc, nie zapobiegły katastrofie.

Cóż za ironia losu!

[Wzdycha.]

Rozegrała się prawdziwa bitwa, rozlała się krew Francuzów.

Stało się wszystko to, czemu byłeś przeciwny.

I jaką winę za to ponosiłeś?

Wtedy właśnie, przed tą całą masakrą, zdecydowałeś się schronić w Zgromadzeniu Narodowym.

Na Boga!

Jak mogłeś zaufać tym ludziom?

Starałam się wszelkimi metodami odwieść cię od tej decyzji, jednakże nigdy nie miałam na ciebie wpływu, który mi przypisywano. Poza tym, wszystkim w pałacu udzieliła się panika.

Szliśmy więc do budynku Zgromadzenia, wierząc, że nas uratują.

[Śmieje się gorzko.]

Nieprawda! Mieliśmy wówczas przeświadczenie, iż nigdy nie wrócimy do Tuileries.

Nie wiem, jak zdołaliśmy przetrzymać te godziny w dusznym pomieszczeniu, w którym nas zamknięto.

Tak, Ludwiku, potraktowano nas okrutnie, lecz deputowani wyjaśnili, iż król nie może być obecny w sali, w której odbywają się obrady Zgromadzenia, gdyż jest to niezgodne z konstytucją.

Siedzieliśmy więc w maleńkim, dusznym pomieszczeniu, pozbawionym wody.

Co myślałeś, Ludwiku?

Podziwiałam twoje opanowanie, choć wiedziałam, że kryje się za nim ogromna obawa o nasz los.

Byłeś godnym królem, do końca zachowałeś miłość do twego ludu.

Później, umieścili nas na kilka dni w klasztorze Feliantów.

Przez okna słyszeliśmy wyzwiska.

Czy to możliwe?

Teraz niechęć do nas była już powszechna i dobrze widziana.

Nikt nie próbował się maskować.

Pamiętasz, kiedy wracaliśmy do Paryża pod eskortą przedstawicieli Zgromadzenia, po fatalnych zdarzeniach z czerwca 1791 roku, próbowano jeszcze zachowywać pozory.

Ludzie pozostawali w milczeniu, gdyż zagrożono im chłostą, jeśli znieważą króla i utratą życia, gdy okażą mu szacunek.

Teraz nie było już nawet tego.

Niechęć do monarchii wyrażano głośno i wyraźnie.

Czy pamiętasz, kiedy przewieziono nas do Temple?

Musieliśmy zamieszkać w mieszkaniu archiwisty, gdyż duża wieża nie była jeszcze gotowa.

Cóż, z perspektywy czasu, sądzę, iż to właśnie w Temple mieliśmy szansę żyć, jak prawdziwa mieszczańska rodzina.

Gdyby nie ciągłe rewizje i niepokój o przyszłość, miesiące tam spędzone moglibyśmy zaliczyć do szczęśliwych.

Czy przyznasz mi rację, Ludwiku?

Dawałeś lekcje delfinowi, graliśmy w tryktraka i inne gry karciane, gawędziliśmy i spacerowaliśmy po dziedzińcu.

Jakże miło było móc mieć na co dzień moją Mousseline, która powoli zaczynała dojrzewać i maleńkiego delfina, który prawdopodobnie nie pamiętał już Wersalu.

Czy kiedyś będzie miał szansę powrócić tam jako król?

Zadawałam sobie wówczas często to pytanie.

Wątpliwe, chociaż w dzisiejszych czasach niczego nie można być pewnym.

Nie oszczędzono nam jednak przykrości.

Madame de Tourzel, guwernantkę dzieci Francji i resztę dam dworu zabrano do więzienia, gdzie znalazła się również moja droga Maria Teresa de Lamballe.

Czy pamiętasz dzień trzeciego września 1792 roku, kiedy to upojony sukcesem tłum próbował wedrzeć się do wieży, by pokazać mi swoje trofeum.

[Wzdryga się i płacze.]

Zobaczyłeś ją przez okno, prawda?

Poczciwy kamerdyner Clery nie pozwolił mi się zbliżyć.

Zemdlałam, gdy tylko dotarła do mnie ta straszliwa wieść.

Paryżanie obnosili na pice odciętą głowę mojej przyjaciółki, księżnej de Lamballe.

Zabili tę dobrą i zacną kobietę, niemającą nic wspólnego z polityką tylko po to, by mnie skrzywdzić.

Ile goryczy, ile cierpienia, Ludwiku!

Wszystko wydawało się jednak całkiem do zniesienia, póki byliśmy razem.

Później jednak, rozdzielono cię z nami, pozwalając jedynie widywać się na posiłkach, które przedłużaliśmy, jak długo się dawało.

Postawiono cię przed Trybunałem Konstytucyjnym i oskarżono o zdradę stanu.

Jakże mnie to bolało.

[Wstrząsa nią szloch.]

Z czasem, zamknięto cię piętro niżej na stałe i nawet wspólne posiłki nie były już nam dane.

Wiem, że przez wiele godzin pracowałeś z adwokatem nad swoją obroną.

Tylko...

[Milknie na chwilę.]

Twój los był z góry przesądzony.

Radykałowie mieli teraz przewagę, a oni nienawidzili wszystkiego, co w jakikolwiek sposób wiązało się z monarchią.

Do końca wierzyłam jednak, iż może zostać ci oszczędzony najgorszy los. Jakże cudownie byłoby, gdyby wysłano nas na emigrację do Ameryki, jak proponował pewien zwolennik republiki, Thomas Paine.

Ach, Ludwiku! Chociaż przygotowałeś wspaniałą obronę, własnoręcznie pisząc swoje przemyślenia i wraz z adwokatem odpowiadając na zarzuty, nikt tego wysiłku nie docenił.

Pamiętam, kiedy 20 stycznia 1793 roku, pozwolono nam się z tobą zobaczyć.

Boże drogi!

Pamiętam tamten wieczór.

[Płacze.]

Nie wiedziałam, co mogłabym ci powiedzieć.

Nieopisana była rozpacz naszych dzieci i nas samych w momencie pożegnania.

Pragnęłam zatrzymać cię jeszcze przy nas. Zaproponowałam, byśmy spędzili z tobą tę noc, lecz nie zgodziłeś się na to.

Teraz, kiedy przechodzę przez to samo, rozumiem cię doskonale.

Przygotowywałeś się do śmierci i musiałeś zostać sam.

Obiecałeś mi jeszcze, że zobaczymy się następnego dnia rano.

Dlaczego nie dotrzymałeś słowa?

Czy zabrakło ci sił?

Usłyszałam, jak zabierali cię na Plac Rewolucji.

Jak trudno było żyć ze świadomością, iż na tym świecie nie połączysz się już z nami.

Czy udało ci się zobaczyć z góry rozpacz naszej Mousseline?

Krajało mi się serce. Bolałam nad tym, iż nigdy nie okazałam ci całej miłości, na jaką zasługiwałeś.

Wybacz mi, Ludwiku!

Po twojej śmierci, nadeszły dla naszej rodziny okrutne dni. Zostawiono nas na jakiś czas w spokoju, ale udręką stała się świadomość, że straciliśmy cię bezpowrotnie.

Wiesz, była jeszcze nadzieja.

Wielokrotnie próbowaliśmy różnego rodzaju planów ucieczki, ale za każdym razem coś zawodziło.

Teraz już wiem, że nie mogliśmy uciec przed naszym przeznaczeniem - śmiercią.

Zastanawia mnie tylko, czemu ma ona służyć.

Ludwiku!

Przedstawiciele Komuny Paryskiej przyszli do Temple i odebrali mi pieczę nad delfinem.

Krzyczałam, błagałam, ale nadaremnie.

[Płacze i desperacko załamuje ręce.]

Z przyszłego króla Francji (o ile wróci ład w państwie) chcą zrobić chłopaka z ludu i najsmutniejsze jest to, że powoli im się to udaje.

[Łzy coraz większym strumieniem spływają po jej policzkach.]

Po kilku dniach, kiedy oddano naszego synka pod opiekę szewca, niejakiego Simona, usłyszałam go.

Spacerował po podwórzu.

Śpiewał hymn republiki, przeklinał i robił wszystko to, czego uczył go nowy opiekun.

Zadbano o to, bym słyszała te okropności, wiedząc, iż w ten sposób będę cierpieć bardziej, niż kiedykolwiek.

Nie ma nic gorszego, Ludwiku, niż świadomość, iż demoralizują twoje własne dziecko, a ty masz związane ręce i nie możesz uczynić nic, by je uratować.

Zostałyśmy na górze we trzy: Mousseline, Elżbieta i ja i bałyśmy się każdego łomotu do bramy wieży.

Był drugi sierpnia 1793 roku, kiedy przyszli po mnie.

Miałam świadomość, iż prędzej czy później to nastąpi.

Byłam teraz wdową Capet, bo nawet nazwisko odebrano ci bezlitośnie.

Dlaczego stara dynastia Kapetyngów była dobra, a Burbonów nie?

Moja mała Maria Teresa błagała, by mogła pójść ze mną do więzienia, ale nie usłuchano jej prośby.

W nocy, przywieźli mnie tutaj, do Conciergerie i zostałam więźniarką numer 280.

Wiedziałam, że nieuchronnie zbliża się mój koniec.

Ludzie, którzy tutaj mnie pilnują, na ogół okazują mi serdeczność, szczególnie Rosalie Lamoliere, młoda, sympatyczna pokojówka. Mam dla niej dużo czułości.

Wszelkiego rodzaju atencje, które z czasem również zostały mi odebrane przez surowe zakazy Robespierre'a, nie zwrócą mi przecież wolności i bliskości moich dzieci.

Pewnego dnia, przyszedł do mojej celi kawaler de Rougeville, wprowadzony przez Michonisa.

Pamiętasz, Michonis to ten człowiek, który kiedyś pomagał nam w ucieczce z Temple, ale nic z tego nie wyszło, bo szewc Simon nas zdemaskował?

Cóż za gorliwy republikanin.

[Uśmiecha się gorzko.]

Kawaler de Rougeville niedbałym gestem rzucił w mej celi goździk.

Na początku, niczego nie rozumiałam, ale w końcu znalazłam wiadomość w jego płatkach.

Kolejny wspaniały człowiek, który deklarował pomoc w ucieczce.

Niektórzy Francuzi naprawdę byli bardzo dobrzy, może nawet i większość, tylko znaczną ich część ogarniał strach.

Odpisałam mu, używając igły, o piórze nie miałam nawet co marzyć.

I oczywiście i tym razem strach strażnika, któremu powierzyłam wiadomość, zniszczył wszystko.

Nie było już sensu walczyć.

[Wzdycha]

Czekałam na proces, który z pewnością przeciwko mnie wytoczą i nie pomyliłam się.

Przyszli po mnie 13 października.

Wówczas nastąpiło przesłuchanie wstępne.

Nie mogłam uwierzyć, iż zarzucano mi tyle nikczemnych czynów.

Przydzielono mi adwokata z urzędu, lecz nie był on nawet w stanie zapoznać się z długim aktem oskarżenia.

Przekonał mnie, bym ze względu na dzieci, napisała pismo o odroczenie procesu.

Nikt jednak na nie nie odpowiedział.

Proces odbył się zatem 14 i 15 października i dziękuję Bogu, że zachowałam się godnie.

W pewnym momencie, zwątpiłam nawet, czy nie kierowałam się zbyt wielką dumą, odpowiadając.

Mój adwokat uważał jednak, iż zawsze powinnam być sobą, a wtedy postąpię najlepiej.

Cóż, Ludwiku!

Możesz być ze mnie zadowolony.

Oskarżono mnie o zdradę Francji, kontakty z innymi mocarstwami (to jedno było prawdą, lecz każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo), trwonienie pieniędzy na dworze i tysiące innych absurdów.

Najgorsza była jednak kalumnia, którą rzucił na mnie H'bert. Stosunki kazirodcze z naszym synkiem.

Czy możesz to sobie wyobrazić?

I Ludwik Karol podpisał się pod tym zeznaniem.

Czegóż nie można wmówić ośmioletniemu dziecku, prawda?

Nie odpowiedziałam na ten zarzut, lecz po chwili, zapytana, co mam do powiedzenia, odparłam, iż sama natura sprzeciwia się odpowiedzi na takie oskarżenie, wysunięte przeciw matce.

I stała się rzecz nieprawdopodobna!

Zobaczyłam współczucie obecnych na sali kobiet.

Tym tak straszliwie zadanym mi ciosem chciano mnie pogrążyć, lecz nieopatrznie przyczynił się on do mojego triumfu.

Nie zaważyło to oczywiście na sprawie.

Proces zakończył się przed kilkoma godzinami i uznano mnie za winną.

[Płacze.]

Za godzinę, może dwie, będziemy znowu razem.

Pojadę na Plac Rewolucji zwykłym drewnianym wozem, a Madame Gilotyna uczyni swoją powinność.

Napiszę jeszcze list do Elżbiety, by błagać ją o opiekę nad naszymi dziećmi.

[Wstaje z łóżka, dochodzi do stolika i siada przy nim. Bierze do ręki pióro , zanurza je w kałamarzu i zaczyna pisać list, czytając głośno każde skończone zdanie.]

Skazano mnie, lecz nie na śmierć hańbiącą, jaką umierają zbrodniarze, lecz jedynie na połączenie z Twoim bratem. Równie jak on niewinna, mam nadzieję do końca okazać siłę, tak, jak i on jej nie stracił w ostatniej godzinie. Jak każdy, kto ma czyste sumienie, jestem zupełnie spokojna. Żal mi serdecznie, że opuszczam moje biedne dzieci. Wiesz, że żyłam wyłącznie dla nich i dla Ciebie, kochana i dobra Siostro. Poświęciłaś wszystko, aby trwać przy nas, a Twoja przyjaźń zawsze była dla mnie wsparciem. W jak strasznym położeniu Cię zostawiam! Podczas procesu, dowiedziałam się, że Ty i moja córka zostałyście rozłączone. Biedne dziecko, nie śmiem nawet do niej napisać; zresztą wątpię, aby przekazano jej mój list.

Nie wiem też, czy ten, który piszę teraz, kiedykolwiek do Ciebie dotrze. Błogosławię Ciebie, Siostro, i moje dzieci. Nie tracę nadziei, że któregoś dnia znowu zamieszkacie razem, a Ty otoczysz je czułą opieką. Zawsze wpajałam im, że trwanie przy zasadach i wypełnianie obowiązków są najważniejszym fundamentem w życiu, a szczęśliwym można być tylko dzięki przyjaźni i wzajemnemu zaufaniu. Niech moja córka pamięta, że osiągnęła wiek, w którym powinna zacząć wspierać brata radami, jakie jej podyktuje większe doświadczenie. Niech mój syn w zamian czuwa nad nią, niech okazuje jej troskliwość i oddanie płynące ze szczerego uczucia. Niech oboje pamiętają, że w żadnych okolicznościach nie zaznają szczęścia, nie mając siebie nawzajem. W tym względzie niech biorą z nas przykład. Ileż otuchy przyniosła nam nasza przyjaźń w chwilach niedoli. Podwójnie cieszymy się szczęściem, dzieląc je z przyjacielem, a gdzie znajdziemy czulszych i bardziej oddanych przyjaciół niż w kręgu własnej rodziny?

Niech mój syn nigdy nie zapomina ostatnich słów swojego ojca, który napominał go, aby nie szukał pomsty za jego śmierć.

Muszę teraz wspomnieć o sprawie, która ogromnie zasmuciła moje serce. Wiem, jak wielką przykrość sprawił Ci mój syn. Wybacz mu, droga Siostro. Pomyśl, jak bardzo jest młody i jak łatwo jest zmusić dziecko, aby powiedziało, co się chce, nawet rzeczy, których nie rozumie. Wierzę, że nadejdzie taki dzień, w którym nauczy się cenić Twoją dobroć i Twoją miłość do niego i do jego siostry.

Umieram w katolickiej, apostolskiej i rzymskiej wierze moich ojców, w której zostałam wychowana i którą zawsze wyznawałam. W ostatniej godzinie nie mogę nawet oczekiwać duchowego pocieszenia. Nie wiem nawet, czy istnieją jeszcze kapłani mojej religii, a nawet gdyby istnieli, samo przyjście do miejsca, w którym się znajduję, ściągnęłoby na nich niebezpieczeństwo. Całym sercem błagam Boga o wybaczenie grzechów, jakie popełniłam, idąc przez życie. Wierzę, że w swojej dobroci wysłucha moich ostatnich modłów i tej prośby, jaką od dawna do Niego zanoszę, aby moja dusza dostąpiła Jego miłosierdzia. Proszę wszystkich, których znałam, a szczególnie Ciebie, droga Siostro, o wybaczenie cierpień, jakich bezwiednie mogłam stać się przyczyną. Moim wrogom wybaczam wyrządzone mi krzywdy. Żegnam moje ciotki oraz wszystkich moich braci i siostry. Miałam przyjaciół. Świadomość, że rozstaję się z nimi na zawsze, przysparzając im cierpienia, jest jednym z największych smutków, jakie zabieram ze sobą w śmierć. Przekaż im, że miałam ich w pamięci aż do ostatniego tchnienia.

Żegnaj, moja droga i kochająca Siostro. Oby ten list dotarł do Twoich rąk. Myśl zawsze o mnie; z całego serca tulę Ciebie i dzieci – mój Boże, świadomość, że opuszczam je na zawsze, rozdziera moją duszę.

Ponieważ sama nie mogę decydować o sobie, pewnie przyślą mi zaprzysiężonego kapłana. Na znak protestu nie przemówię do niego ani jednym słowem i potraktuję jak kogoś całkowicie obcego.

Maria Antonina
Conciergerie

[Odkłada pióro, zostawia list na stoliku i z powrotem siada na łóżku.]

To już wszystko, Ludwiku!

[Wzdycha z rezygnacją.]

Nie mam już nic do zrobienia i nie chcę dłużej mówić.

Do zobaczenia!

Teraz będę czekała w milczeniu na przyjście kata.

Nasz los musimy przyjmować z pokorą.

Proszę Boga, by pozwolił mi umrzeć z godnością.

[Słychać zgrzytanie klucza w zamku, kobieta wzdryga się gwałtownie, lecz po chwili podnosi dumnie głowę.]

To koniec!

[Szepcze.]

<<<powrót do spisu treści

&Ogłoszenia

&Zaproszenie

Koło Naukowe Pedagogów oraz Zakład Pedagogiki Specjalnej przy Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie oraz Koło Polskiego Związku Niewidomych w Cieszynie zapraszają na „I Międzynarodową tyflokonferencję - Zobaczyć Niewidzialne; Niewidomi we współczesnym świecie”.

Konferencja odbędzie się 22 listopada 2016 w Centrum Konferencyjnym Wydziału Etnologii i Nauk o Edukacji w Cieszynie.

Konferencja ma charakter interdyscyplinarny i jest skierowana do pedagogów, psychologów, lekarzy, osób niewidomych i ich rodzin oraz wszystkich innych osób zainteresowanych problematyką dysfunkcji wzroku.

Wszystkie organizacje zainteresowane prezentacją podczas konferencji prosimy o kontakt z Joanną Kapias tel.: 510 691 391 lub drogą mailową: jkapias@us.edu.pl.

<<<powrót do spisu treści