Sześciopunkt Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących ISSN 2449-6154 Nr 5/26/2018 maj Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a Adres: ul. Powstania Styczniowego 95d/2 20-706 Lublin Tel.: 505-953-460 Strona internetowa: www.swiatbrajla.org.pl Adres e-mail: biuro@swiatbrajla.org.pl Redaktor naczelny: Teresa Dederko Tel.: 608-096-099 Adres e-mail: redakcja@swiatbrajla.org.pl Kolegium redakcyjne: Przewodniczący: Patrycja Rokicka Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. && Od redakcji Maj to dla wielu z nas najpiękniejszy miesiąc. Wszystko rośnie, kwitnie, ptaki śpiewają, po prostu jest cudownie. Na szczęście radość z powodu nadejścia wiosny połączyła się z sukcesem wydawniczym. Znów każdy będzie mógł otrzymywać swoje ulubione czasopismo w wersji jaka jest dla niego najbardziej dogodna, a my nadal będziemy dokładać wszelkich starań, aby Sześciopunkt utrzymywał swój poziom, był interesujący i spełniał Państwa oczekiwania. W tym numerze polecamy szczególnej uwadze, w dziale dotyczącym zdrowia, artykuł zawierający praktyczne porady w jaki sposób dbać o swój wzrok i chronić go. O tym jak osiągnąć i zatrzymać dobry nastrój, dowiemy się z artykułu naszego sześciopunktowego psychologa. Nadchodzi lato, czas urlopów, chociaż niekoniecznie trzeba wyjeżdżać, żeby poznawać inne kraje. Można np. przeczytać na łamach Sześciopunktu świetnie napisany reportaż z podróży po Izraelu. Maj to także miesiąc książek i bibliotek, ale czy poznaliśmy kiedyś Żywą Bibliotekę? Zainteresowanych odsyłamy do artykułu pt. Być Książką. W Galerii Literackiej prezentujemy twórczość poetycką znanej nie tylko w kraju, ale i za granicą poetki, która dotychczas jeszcze nie gościła na łamach naszego magazynu. Dział Nasze sprawy przedstawia rzeczywiste, różnorodne problemy, z którymi muszą na co dzień zmagać się osoby niewidome. Życzymy satysfakcjonującej lektury. Zespół redakcyjny && Pamiętam maj Janusz Kliś ...pamiętam słodki smak czereśni majowych i deszczu krople w słońcu tańczące radosny uśmiech tulipanów kolorowych i poranną zimną rosę na łące ...pamiętam upojny zapach bzu wieczorem i marzenia niewinne w gwiazdach spadających oczy malowane nieba kolorem i wiatr wiosenny w twarz wiejący ...pamiętam uśmiechnięte zielenią leśne polany i żółte mlecze rozcałowane pszczołami wakacyjną tęsknotą kwitnące kasztany i serca uskrzydlone radośnie motylami ...pamiętam dumne bociany na polach klekoczące i stare wierzby co szumią w maju rzeki jak wstęgi cicho płynące pamiętam i nie zapomnę mojego kraju Źródło: www.literaci.org && Ach, co to był za ślub Rafał Lewandowski Wyróżnienie w konkursie Życie bez wzroku Brak wzroku nie pozbawia mnie wszelkich rozkoszy życia. Codziennie budzę się radosny, dokonuję wciąż tych samych rytuałów i dziękuję Bogu za szczęśliwie przespaną noc, kraj wolny od bomb, dach nad głową oraz stały dostęp do żywności. W wolnych chwilach czytam książki, słucham dobrej muzyki, spotykam znajomych, a po dniu pełnym niespodzianek zasiadam do keyboardu i oddaję się marzeniom. Rozbudowane technologie i robotyzacja skazały na śmierć większość spółdzielni niewidomych, zwolnionych pracowników na monotonię, ubóstwo i nałogi. Nauczyłem się korzystać z darów, jakie oferuje współczesny świat pełen grozy, zdrad, zmiennych wartości i granic. Wziąłem sprawy w swoje ręce i zapisałem się do bydgoskiego studium dla organistów, edukację ukończyłem z nagrodą. Niebawem otrzymałem możliwość pracy w miejscowym kościele. Służba liturgiczna stała się powołaniem, odcięła mnie od pustki, pozostałej po zwolnieniu z pracy. Na swojej drodze spotkałem wspaniałych ludzi, uczestniczyłem w ich najintymniejszych wydarzeniach, jak śluby i pogrzeby, z niektórymi nawiązałem bliższe kontakty, a nawet przyjaźnie. Skoro Pan Bóg obdarzył mnie talentem, zdecydowałem się wykorzystać jego moc dla dobra innych, w przeciwieństwie do kolegów, przesiadujących godzinami w knajpach. Pewnej niedzieli proboszcz wezwał mnie do siebie i oświadczył, że za dwa tygodnie odbędzie się ślub Alicji i Wojciecha, zamieszkałych w odległej mieścinie, którzy upodobali sobie nasz kościół. Jest to zaszczyt dla tutejszej parafii i nowe wyzwanie dla mnie, bowiem zachorował mój zmiennik i trzeba go zastąpić. Zgodziłem się natychmiast, bowiem lubię tworzyć oprawę muzyczną ślubów. Wcześniejszych zapowiedzi nie słyszałem, bo przebywałem na zasłużonym wypoczynku. Do uroczystej mszy świętej sposobiłem się solidnie, po nocach ćwiczyłem nowe pieśni, zaopatrzony w słuchawki, by nie przeszkadzać żonie. Każde nabożeństwo daje mi okazję do promowania nowych pieśni i własnej twórczości sakralnej. Nie chcę uchodzić za niedołęgę, nad którym użalają się źle wyedukowane urzędniczki. Organista ma być niemal doskonały: dobrze zrehabilitowany, zrównoważony, zawsze dyspozycyjny, trzeźwy i czujny jak nakazuje Pismo Święte, o nadużywaniu napojów wyskokowych nie może być mowy. I oto nadchodzi pamiętna niedziela. Wstaję wcześniej niż zwykle, w czasie porannej ablucji ćwiczę emisję głosu, pochłaniam obfite śniadanie, nie zapominam o mocnej kawie. Do plecaka wrzucam prowiant oraz wodę mineralną, czeka mnie przecież obsługa kilku mszy, a to ujemnie odbija się na zdrowiu. Skutki najbardziej odczuwam zimą, gdy w wyziębionym kościele grabieją ręce, a gardło pokrywa bolesny nalot. Nie mogę grać ani śpiewać. Skarżyć się nie mam prawa, konkurencja jest wyjątkowo czujna, ma długie pazury i gotowa wykopać każdego słabeusza z posady. Kościół też nie jest wolny od szczurzych wyścigów. Latem co innego. Wstaję rześki, pełen zapału i na cały niemal dzień znikam z domu. Biorę laskę, plecak i idę na tramwaj. Przyjeżdża spóźniony, wsiadam. Blaszane pudło nabite po brzegi rozgadaną ciżbą dusi się smrodem przepoconej odzieży, dymem tanich papierosów, wonią dezodorantów, a pomieszane głosy tworzą niestrawną kakofonię. Sterczę w tłumie wsparty o białą laskę, chwieję się za każdym zakrętem, ludzie nie mają w zwyczaju ustępowania miejsca chorym, starym i niepełnosprawnym. Wreszcie jakiś gość wstaje i pokazuje mi wolne siedzenie, bo za chwile zakończy podróż. Tramwaj zatrzymuje się wreszcie, wysiadam, naród wali do wyjścia jak bydło bez czci i wiary, jeden przez drugiego, byle szybciej i brutalniej, gdy trzeba załatwiać własne sprawy, przereklamowaną w religijnych spotach empatię wyrzuca się na śmietnik. Rozkładam laskę, metodą dwóch punktów brnę przed siebie. Spiekota nie daje spokoju nikomu, a co dopiero ubranemu w garnitur, krawat i wypolerowane pełne obuwie słudze Bożemu. Mimo woli stałem się osobą publiczną, obowiązuje mnie etykieta, nie mogę wyglądać jak przeciętniak. Przechodzę kilka razy przez ruchliwą ulicę, szum rozpędzonych pojazdów zakłóca orientację przestrzenną, suche powietrze więźnie w gardle, jestem wreszcie na dziedzińcu kościoła. Nikt mnie tu nie wita, prawie sami obcy, nie znają. - Mamo, a ten pan jest ślepy! - dociera do mnie głos małej dziewczynki. - A stulże tę mordę, głupia. Co cię to obchodzi? - odpowiada głos innej. - A cichajta tam, eno się nie pobrudźta! - ucina sprzeczkę wiejska kobieta. Nie jest w mojej naturze zianie zemstą, zaciskam zęby, liczę do trzech, by się uspokoić. Kluczę między samochodami, zawsze stoi ich tu pełno w dniu ślubów. Pokonuję kilka stopni. Po chwili jestem w kościele, upał jest tak dokuczliwy, że po świątynnym chłodzie nie ma śladu. Z daleka słyszę głos księdza, wdrapuję się na chór i szykuję urządzenie imitujące organy do pracy. Włączam przycisk, który je zaraz uruchomi, parafii nie stać na prawdziwy instrument z miechem, wiatrownicą, tradycyjnymi piszczałkami i ich dostojnym brzmieniem. Dzwonek zapowiada początek mszy, przed ołtarzem pojawia się proboszcz w asyście wikariuszy i ministrantów. Wierni wstają z ławek. Gram na wejście pieśń O, Panie, tu do Twych stóp. Słowa płyną lekko. Śpiewam sam, ponieważ parafianie najczęściej nie znają ślubnych pieśni. Z reguły zżera mnie trema, tym razem czuję się na luzie. Nieważne, że zawarte przed ołtarzem małżeństwo niebawem z błahego powodu rozsypie się z wielkim hukiem w pył, liczy się tu i teraz bałwochwalcza pycha podana gościom na złotej tacy, nabyta za duże pieniądze suknia panny młodej, świta druhen i drużbów, wystrój kościoła, o który zawsze dbają usłużne parafianki, zapach świec, kadzidła, kwiatów i perfum, wreszcie niekończąca się parada życzeń, a przede wszystkim stosik nadzianych kopert. Po ceremonii ślubnej kosztowne limuzyny i bryczki powiozą wygłodniałe towarzystwo do wybranej restauracji, gdzie po zakrapianym weselu młodzi powrócą do mniej uroczystej codzienności. Po długim kazaniu przerywanym kwileniem niemowląt nadchodzi doniosła chwila. Przed przyjęciem przez młodych sakramentu małżeństwa odśpiewuję hymn do Ducha Świętego. O, Stworzycielu Duchu przyjdź. Proboszcza rozpiera energia, przystępuje do udzielenia ślubu, ale przerywa mu mały piesek, który wpadł do kościoła i hałaśliwym ujadaniem oznajmia swoją obecność. Kościelny próbuje go przegonić, ruchliwy czworonóg ani myśli go słuchać i nie pozwala się złapać, z jazgotem daje nura między ławki. Dopiero zwabiony kawałkiem kiełbasy, kupionej niedawno przez jednego z ministrantów w pobliskim sklepie wymyka się na zewnątrz. Pierwszy słowa przysięgi powtarza za proboszczem Wojciech. Jego głos jest jasny, zdecydowany, dobrze słyszalny, kojarzy się z mężczyzną charakternym, dbającym o własną pozycję, niestroniącym od rozkoszy cielesnych. - Żono, przyjmij tę obrączkę. Przysięgam ci miłość, wierność, uczciwość małżeńską i, że cię nie opuszczę aż do śmierci. - dudni. Po nim przychodzi czas na Alicję. Głos jej niepewny, delikatny, przypomina zranioną kotkę. - Przysięgam ci miłość, wierność, uczciwość małżeńską i, że cię nie opuszczę aż do śmierci. - grzmi patetycznie kapłan. - Przysięgam ci miłość, wierność, uczciwość małżeńską i, że cię nie dopuszczę aż do śmierci. - kwili panna młoda. W kościele zapada cisza. Nikt się nie porusza, po chwili jednak ktoś pokasłuje, ktoś inny zaśmiewa się, ktoś pochrząkuje, słyszę z daleka szelest celofanu, w który zapewne zapakowano bukiety kwiatów. Alicja nie przeprasza, nie poprawia się, milczy, czyżby nie pojęła popełnionej gafy? Napięcie wzrasta, szmer rozmów wzmaga się. Zaciskam usta, by się nie roześmiać, mnie nie wolno. Mam być sztywny jak posąg, niewzruszony i głuchy na nieprzewidywalne epizody, tego mnie nauczono. Na upust emocji mogę pozwolić sobie dopiero w mieszkaniu. W sercach i pamięci weselników na długo pozostaje dźwięk organów, pobudzonych dłońmi gościa, którego nie raz widują drepczącego miastem z białą laską. Niektórzy podchodzą, zagadują, dziękują. Kościołem wstrząsa nagle płacz niemowlęcia, uciszane jednak nie przestaje. Głos oddala się, pewnie zostało wywiezione na dziedziniec. Ksiądz udziela nowożeńcom błogosławieństwa, w głosie wyczuwa się rozbawienie, wypowiada znane od lat formułki. Uroczysta msza dobiega końca. Wieńczę ją pieśnią Panie, błogosław parze tej. Wierni wstają z ławek, wychodzą, opuszczam chór, strome schody skrzypią. Na dziedzińcu gwarno. Starsze damy posykują złowieszczo, w powietrzu wisi zadyma, ale otumaniona alkoholem podczas wesela rozwieje się w mig i zamieni w humoreskę. - Alu, Alu, dopuściłaś się skandalu! Jaką będziesz żoną, co? Wstydu nam przyniosłaś! - atakuje młodą małżonkę skrzekliwa kobieta. - Słyszeliście? Dzieciak nawet się rozpłakał. To źle wróży małżeństwu. - dolewa goryczy druga. - A ten piesek, co do kościoła przylazł wróży łajdactwo. - huczy basem jakiś gość. Młodzież staje w obronie speszonej Alicji. Przejęzyczyć wolno się każdemu, ale nie wszyscy to jak widać rozumieją. - Stara, nie łam się. Mądry nie zauważył, a głupi myślał, że tak ma być. - komentuje męski głos z tłumu. - Ale ona zachowała się skandalicznie! - skrzeczy rozhisteryzowana dama, nikt jej nie słucha, rówieśnicy młodych śmieją się, okazując pogardę starszemu pokoleniu, słyszę pojedyncze oklaski. Przeciskam się przez tłum, by dotrzeć do ławki i na niej spocząć. Pragnę skorzystać z przerwy przed następną mszą. Przechodzę obok nowożeńców. Pani Alicja odwraca się w moją stronę. - Dziękujemy panu bardzo. Było cudownie. Głos ma pan jak kanareczek - szczebiocze słodko do ucha. Wtyka w dłoń różę, wkładam ją w butonierkę. Po chwili podchodzi Wojciech. - Trzymaj tak dalej, facet! - klepie mnie po ramieniu, proponuje papierosa, ale odmawiam. Weselnicy głośno komentują zajście w kościele, powoli się rozpraszają. Trzask drzwiczek samochodowych, ryk silników to znaki, że towarzystwo odjeżdża. Nad dziedzińcem kościelnym wisi ciężki opar spalin. Wyjmuję z torby wodę mineralną i wypijam jednym duszkiem. Wieczorem rozbawiony powracam do domu. Za tydzień obsłużę kolejny ślub. && Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko && Najpopularniejsze czytniki ekranu w Krajach Francuskojęzycznych Aleksandra Safianowska Osoby niewidome i słabowidzące używają programów odczytu ekranu, które umożliwiają im obsługę komputera i telefonu komórkowego. Zapewniają również m.in. dostęp do treści publikowanych na stronach internetowych. Polacy najczęściej korzystają z takich programów jak: NVDA, JAWS, Window-Eyes czy Voice-Over. Ten ostatni jest przede wszystkim stosowany przez użytkowników telefonów komórkowych iPhone. A jak wygląda sytuacja w innych krajach? Często się nad tym zastanawiałam. Niedawno znalazłam odpowiedź na moje pytanie. Przeglądając różne strony internetowe, natknęłam się na raport Francuskiej Federacji Niewidomych przeprowadzony w okresie od 15 czerwca do 30 września 2017 roku. Przedstawiono w nim dane dotyczące użycia czytników ekranu przez osoby niewidome z pięciu krajów francuskojęzycznych: Francji, Belgii, Szwajcarii, Luksemburga i Québecu (prowincja w Kanadzie). Badania zostały przeprowadzone przez 12 organizacji działających na rzecz niewidomych i słabowidzących: • Fédération des Aveugles de France (Francuska Federacja Niewidomych), • Access For All (Dostęp dla Wszystkich, Szwajcaria), • Fédération Suisse des Aveugles et des malvoyants FSA (Szwajcarska Federacja Niewidomych i Słabowidzących), • Union Centrale suisse pour le Bien des Aveugles UCBA (Centralna Unia Szwajcarska na Rzecz Niewidomych), • Conti (Szwajcaria), • AnySurfer (Belgia), • Ligue Braille (Belgia), • OEuvre Nationale des Aveugles (Belgia), • Renow (Luksemburg), • Gravelet Multimédia (Québec), • Regroupement des Aveugles et Amblyopes du Québec (Związek Niewidomych i Słabowidzących z Québecu). Wynika z nich, że JAWS jest wciąż najczęściej wybieranym czytnikiem ekranu. Na kolejnych miejscach uplasowały się bezpłatne programy tj. NVDA i Voice-Over, które wciąż zyskują popularność ze względu na dużą dostępność. A alfabet Braille’a, czy jest wciąż używany? Czy może odchodzi już do lamusa, zepchnięty na dalszy plan przez nowoczesne technologie? Otóż okazuje się, że jest on nadal praktycznym wsparciem dla niewidomych użytkowników. Wbrew powszechnemu przekonaniu wykazano dużą przydatność tego pisma. Według danych z przeprowadzonej ankiety ponad połowa badanych stosuje alfabet Braille’a równolegle z programami odczytu ekranu. Obecnie osoby niewidome i słabowidzące mają do wyboru wiele różnych narzędzi ułatwiających dostęp do informacji, obsługę komputera, laptopa czy telefonu komórkowego. Mimo wzrostu popularności najnowszych programów odczytu ekranu niewidomi z krajów francuskojęzycznych nadal najczęściej wybierają JAWS. Choć być może to się zmieni, zwarzywszy na wciąż rosnącą popularność czytników ekranu, tj. NVDA i Voice-Over. Źródło: https://www.aveuglesdefrance.org/actualites/resultats-de-la-deuxieme-enquete-internationale-sur-lusage-des-technologies-dassistance && Co w prawie piszczy && Minister Rafalska: wiemy, że sytuacja osób niepełnosprawnych jest trudna PAP Minister Rafalska mówi do mikrofonu podczas briefingu prasowego: - Doskonale wiemy, że sytuacja osób niepełnosprawnych w Polsce jest trudna, że jeszcze trudniejsza jest sytuacja rodzin z dzieckiem niepełnosprawnym - powiedziała w czwartek, 19 kwietnia 2018 r., na konferencji prasowej w Centrum Dialog Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Elżbieta Rafalska. Zaznaczyła, że sytuacja osób z niepełnosprawnością się zmienia, choć może nie w takim tempie, jakiego oczekują. Sytuacja się zmienia, ale... Wcześniej minister Rafalska spotkała się z rodzicami osób z niepełnosprawnością, którzy protestują w Sejmie. W spotkaniu uczestniczył także Pełnomocnik Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych Krzysztof Michałkiewicz. Podczas spotkania po raz kolejny zaproponowała protestującym rodzicom spotkanie w Centrum Partnerstwa Społecznego Dialog. - Doskonale wiemy, że sytuacja osób niepełnosprawnych w Polsce jest trudna, że jeszcze trudniejsza jest sytuacja rodzin z dzieckiem niepełnosprawnym. Ale mamy też to wrażenie, że ta sytuacja może w niewystarczającym tempie, nie tak szybko jak oczekiwałyby osoby niepełnosprawne, ale jednak się zmienia - powiedziała Elżbieta Rafalska na konferencji prasowej w Centrum Dialog. Czy będzie spotkanie z premierem? Minister Rodziny zaznaczyła, że działania związane z rozwiązywaniem problemów osób z niepełnosprawnością są interdyscyplinarne i kompleksowe. - Dla osób niepełnosprawnych, dla ich rodzin ma znaczenie jakość ochrony zdrowia, dostępność do usług medycznych, rehabilitacyjnych, do diagnostyki, do edukacji, która sprzyja osobom niepełnosprawnym, również te rozwiązania, które wspierają osoby niepełnosprawne, które nie mogą pracować - powiedziała. Szefowa MRPiPS była pytana przez dziennikarzy czy premier spotka się z protestującymi. Prosili o to sami protestujący. Rafalska odpowiadając podkreśliła, że w związku z protestem jest w stałym kontakcie z premierem Mateuszem Morawieckim. Dodała, że przekazała mu uwagi ze spotkania z opiekunami osób z niepełnosprawnością. Zaznaczyła jednocześnie, że to MRPiPS odpowiada za politykę społeczną - również wobec osób niepełnosprawnych. Zwiększenie wsparcia w różnych obszarach Na konferencji prasowej minister zaznaczyła, że rząd PiS podjął wiele działań skierowanych także do osób z niepełnosprawnością, m.in. podniósł świadczenie pielęgnacyjne i rentę socjalną. Jako wsparcie rządu wymieniła również zwiększenie dofinansowania kosztów pobytu osoby z niepełnosprawnością w warsztatach terapii zajęciowej, łatwiejszy dostęp do środowiskowych domów samopomocy, wyższe kryterium dochodowe w programie Rodzina 500+ i umożliwienie opiekunom otrzymania zasiłku dla bezrobotnych lub świadczenia przedemerytalnego, a także pomoc z programu Za życiem. - Mamy też świadczenie pielęgnacyjne, które w roku 2015 wynosiło 1200 zł, a teraz będzie w wysokości 1477 zł. Realizujemy w ten sposób ustawę, ale pokazujemy też, że (...) zwiększenie wsparcia odbywa się w różnych obszarach i jest adresowane do wielu grup. Również środki, które są adresowane na edukację, na kształcenie osób niepełnosprawnych - o co drżeli i walczyli co roku rodzice - będą wpisane do budżetu na stałe, a nie tylko coroczną ustawą okołobudżetową, jak to było przez te wszystkie lata - powiedziała. Minister Rafalska podkreśliła, że projekty i propozycje ustaw dotyczące osób z niepełnosprawnością są prowadzone, wykuwane i ciężko wypracowane w bardzo rzetelnym dialogu ze środowiskami osób niepełnosprawnych. Wymieniła Krajową Radę Konsultacyjną ds. Osób Niepełnosprawnych, która - jak zaznaczyła - składa się z przedstawicieli środowisk i osób, które muszą mieć rekomendacje wielu organizacji zajmujących się problematyką osób z niepełnosprawnością. Gdyby poprzednia władza... Elżbieta Rafalska przypomniała również korzystne zmiany legislacyjne, dzięki którym też są realizowane projekty europejskie. Dodała, że program 500 plus także jest adresowany do osób z niepełnosprawnością do 18. roku życia, a w tym świadczeniu mieści się 97 proc. rodzin z dzieckiem z niepełnosprawnością. Dodała, że o 13 proc. wzrosła renta socjalna, która po waloryzacji wynosi 865 zł. - Rzeczywiście, to nie jest wysoka renta, ale gdyby co roku poprzednia władza, która rządziła osiem lat, podnosiła ją o 10 proc., to ta renta byłaby jeszcze raz taka albo niechby połowę większa. Nadrabiamy zaległości powoli, (...) jak świadczenie wzrasta o 100 zł, to jest to wzrost zauważalny, wzrost, którego nie było przez 5 lat - podkreśliła. Minister przypomniała także, że w 2015 r. podniesiono koszt utrzymania uczestnika w warsztacie terapii zajęciowej. To są warsztaty, które zapewniają profesjonalną, środowiskową obecność osoby niepełnosprawnej - powiedziała i dodała, że sieć środowiskowych domów samopomocy, z których korzystają m.in. osoby z zaburzeniami psychicznymi, powinna być na tyle dostępna, by w każdym powiecie w Polsce był co najmniej jeden taki dom. Minister Rafalska oświadczyła, że do końca września powstanie pierwsza w Polsce strategia działań na rzecz osób niepełnosprawnych. Wsparcie będzie także w ramach programu Dostępność plus. Osoby z niepełnosprawnością mogą otrzymywać także inne rodzaje świadczeń. Szefowa resortu rodziny podkreśliła, że chciałaby, aby osoby z niepełnosprawnością mogły podejmować pracę, jeśli ich stan zdrowia na to pozwala. Coś nie zostało zrobione Natomiast Pełnomocnik Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych Krzysztof Michałkiewicz zapowiedział, że w poniedziałek przedstawione zostaną szczegóły programu Dostępność plus. - W najbliższą środę mamy kolejne spotkanie zespołu dotyczące poprawy sytuacji osób niepełnosprawnych - mówił. Podkreślił, że osoby z niepełnosprawnością są także w centrum zainteresowania innych resortów, m.in. zdrowia, edukacji, infrastruktury. - One także podejmują działania na ich rzecz. Są one wypracowywane w dialogu ze środowiskiem osób niepełnosprawnych - powiedział. Szefowa resortu rodziny zaznaczyła, że ma świadomość tego, iż jeśli przez 10 lat coś nie zostało zrobione, to wytrzymałość ludzi się wyczerpała i jest oczekiwanie, że to wszystko stanie się natychmiast. - Próbujemy przekonać i powiedzieć, że mimo iż te problemy nie zostały rozwiązane, to szereg takich działań zostało podejmowanych i nie wytykając nikomu, jak te wydatki rosły, pokazywać, że naprawdę w obszarze osób niepełnosprawnych nikt nie próbował tu oszczędzać - mówiła Elżbieta Rafalska. Źródło: www.niepelnosprawni.pl, 19.04.2018 && Zdrowie bardzo ważna rzecz && SOS dla naszych oczu Patrycja Rokicka Społeczeństwo konsumpcyjne w jakim żyjemy, pracoholizm, rozwój techniki i elektroniki wymuszają nadmierną eksploatację naszych oczu, przeciążają je, a w skrajnych przypadkach wyniszczają. Pochłonięci pracą często na dwa etaty, pracując wieczorami przy sztucznym, niewłaściwym świetle, bezustannie wpatrzeni z nieodpowiedniej odległości w ekrany smartfonów czy tabletów, zapominamy, że nasze oczy są nam dane raz na całe życie i że nadmierna ich eksploatacja może prowadzić do pogorszenia stanu zdrowia, licznych wad i dysfunkcji narządu wzroku. Organizm ludzki jest inteligentną maszyną, kiedy jakiś narząd w całym systemie jest przeciążony, wymaga odpoczynku i regeneracji, mózg wysyła ostrzegawcze sygnały. W przypadku naszego wzroku są to np. przekrwione oczy, suchość w oczach, uczucie tzw. piasku pod powiekami, pogorszenie widzenia, rozmazywanie się obrazu. Gdy doświadczamy takich dolegliwości, należy udać się na konsultację do lekarza okulisty oraz zmienić dotychczasowe nawyki na bardziej higieniczne, nastawione na ochronę wzroku i jego regenerację. Osoby słabowidzące muszą szczególnie dbać o swój wzrok, by jak najdłużej pozostał w dobrej kondycji i służył im na długie lata. Krótkowzroczność, zwyrodnienie siatkówki czy inne choroby narządu wzroku znacznie utrudniają komfort widzenia, jeśli dochodzi do tego przemęczenie wzroku związane np. z pracą przy monitorze - sytuacja się pogarsza, dyskomfort wzrasta potęgując apatię czy przygnębienie. By poprawić swoją sytuację i zminimalizować straty, należy wprowadzić zmiany w stylu dotychczasowego życia i pracy. Przed ekranem komputera lub telewizora Pracując przed ekranem monitora lub spędzając wolny czas podczas oglądania telewizji czy filmów w Internecie, powinniśmy pamiętać, że bezpieczna odległość naszych oczu od ekranu powinna wynosić od 40 cm do 75 cm. W sytuacji, gdy nosimy okulary, powinny być one wzbogacone o powłokę antyrefleksyjną, która redukuje liczbę odbić światła, zwiększa kontrast i poprawia komfort widzenia. Po godzinie wpatrywania się w ekran monitora róbmy 5-minutowe przerwy, by oczy mogły odpocząć. Jeśli mamy możliwość wyjrzenia przez okno, spójrzmy w dal na zielone drzewa i krzewy, kolor zielony dobrze wpływa na nasz wzrok. Ważne jest wietrzenie pomieszczenia, w którym przebywamy oraz nawilżanie powietrza. Gimnastyka oczu Wykonując codzienne ćwiczenia ogólnokondycyjne, nie zapominajmy o naszych oczach. Prostymi, regularnymi ćwiczeniami możemy poprawić kondycję naszego wzroku, co na pewno wpłynie pozytywnie na nasze samopoczucie oraz jakość widzenia. Podczas gimnastyki oczu zdejmijmy okulary, pracujmy tylko oczami, nie wykonujmy gwałtownych ruchów. Przykładowe ćwiczenia: • ruszamy gałkami ocznymi w prawo-lewo, lewo-prawo oraz góra-dół, dół-góra, • ruszamy gałkami po przekątnej, prawo-lewo następnie lewo-prawo, • wykonujemy ruchy okrężne gałkami ocznymi najpierw od lewej do prawej strony, następnie od prawej do lewej, • często mrugamy oczami spokojnie, bez wysiłku lub intensywnie i szybko. Pobudzanie receptorów Pobudzanie receptorów znajdujących się na naszych stopach, może przyczynić się do poprawy widzenia. Masaż stóp możemy wykonywać samodzielnie w formie automasażu lub w profesjonalnym gabinecie masażu i refleksologii. Masaż polega na stymulowaniu odpowiednich punktów znajdujących się na naszych stopach, odpowiadających za funkcjonowanie narządu wzroku. Masaż wykonuje się poprzez dotykanie, uciskanie i pocieranie odpowiednich miejsc. Warto poszukać na ten temat literatury i zdobyć odpowiednią wiedzę, która właściwie poprowadzi nas przez ścieżki samoleczenia. Odpowiednie nawodnienie W higienie naszych oczu bardzo ważną rolę pełni odpowiednie ich nawodnienie. Należy pić dziennie od 1,5 do 2 litrów płynów (jeśli nasz organizm domaga się większej ilości płynów, wtedy pijemy więcej). Istotne jest, by przyjmować płyny wysokiej jakości, bogate w wartościowe dla naszego organizmu składniki odżywcze. Najlepsze będą świeżo wyciśnięte soki warzywne i owocowe, herbatki ziołowe, domowe koktajle przygotowane na bazie roślinnego mleka oraz woda mineralna średniozmineralizowana, bogata w cenne dla naszego zdrowia minerały. Pić należy powoli, małymi łykami. Pamiętajmy, że kawa i herbata to napoje moczopędne, które odwadniają nasz organizm dlatego nie przekraczajmy zalecanej przez dietetyków dziennej ilości spożywania tych napojów. Jeżeli zależy nam na odpowiednim nawodnieniu naszego organizmu, wprowadźmy w życie zasadę, że nie pijemy podczas spożywania posiłków. Najlepiej pić 15-20 min. przed posiłkiem lub godzinę po posiłku. Właściwa dieta Prawidłowa dieta pomoże zachować dobrą kondycję naszego wzroku. Nasze oczy potrzebują beta-karotenu, luteiny, zeaksantyny, kwasów Omega-3, kwasu DHA, witamin: A, C, E oraz minerałów takich jak: selen, cynk, mangan i miedź. W naszej diecie nie może zabraknąć więc warzyw, owoców, roślin strączkowych, kaszy, jaj, masła extra, morskich ryb, pieczywa pełnoziarnistego, olejów roślinnych tłoczonych na zimno. Odpowiednio stworzony jadłospis zapewni zdrowie naszych oczu oraz profilaktykę prozdrowotną. Rzucamy palenie Udowodniono, że dym papierosowy zawiera ok. 4000 substancji niebezpiecznych dla naszego zdrowia. Palenie papierosów oraz wdychanie dymu nikotynowego wpływa niekorzystnie na stan naszego wzroku. Badania w Wielkiej Brytanii wykazały, że osoby starsze, które w swoim życiu paliły papierosy, częściej chorowały na zwyrodnienie plamki żółtej. Palenie papierosów zwiększa także ryzyko zachorowania na zespół suchego oka, jaskrę, zaćmę, może również prowadzić do utraty wzroku. W trudnej sytuacji znajdują się bierni palacze, osoby, które nierzadko zmuszane są do wdychania dymu z papierosów, palonych przez członków ich rodziny czy znajomych. W trosce o swoje zdrowie powinny one bezwzględnie zażądać, by palacze palili papierosy tylko w miejscach do tego wyznaczonych, nigdy w ich obecności. Najlepszym sposobem na to, by cieszyć się dobrym wzrokiem, ograniczyć postępowanie krótkowzroczności oraz zahamować rozwój chorób narządu wzroku, jest zrezygnowanie z palenia papierosów. Dobroczynny sen Pamiętajmy, że najlepszym lekarstwem na wszelkie dolegliwości jest sen. Odpowiednia ilość przespanych godzin (od 7 do 9 na dobę) zapewni nam wypoczynek i regenerację organizmu. Przed snem należy dobrze przewietrzyć pomieszczenie, w którym będziemy spać, należy również zadbać o ciszę. Zanim położymy się spać, możemy wziąć ciepłą kąpiel, zrobić kilka ćwiczeń oddechowych. Podsumowanie Styl życia, sposób w jaki się odżywiamy, odpoczywamy i pracujemy mają podstawowe znaczenie w profilaktyce prozdrowotnej. Aby cieszyć się dobrym życiem i zdrowiem przez długie lata, warto zagłębić się w siebie i zastanowić się nad tym, co jest dla nas najlepsze. Kiedy posiądziemy już tę wiedzę, nie odkładajmy niczego na później, tylko zacznijmy działać zgodnie z powiedzeniem nasze życie w naszych rękach. && Gospodarstwo domowe po niewidomemu && Kuchnia po naszemu D.S. Babeczki z wiosennym twarożkiem Składniki: • 10 babeczek wytrawnych, • 20 dag białego sera półtłustego lub opakowanie twarożku wiejskiego, • dwie łyżki gęstego jogurtu, • kilka rzodkiewek, • pęczek szczypiorku, • listki zielonej pietruszki, • sól i pieprz do smaku. Wykonanie W miseczce lub w głębokim talerzu rozdrabniamy ser widelcem, dodajemy jogurt. Możemy użyć blendera - wówczas masa będzie gładka. Szczypiorek i rzodkiewkę myjemy, osuszamy i drobno kroimy. Dodajemy do masy serowej, doprawiamy solą i pieprzem. Twarożkiem napełniamy babeczki, dekorujemy zielonymi listkami pietruszki. Na talerzu kładziemy liść sałaty, na nim układamy babeczki. I już wiosna jest na stole! Babeczki wygodnie jest napełniać łyżeczką do herbaty. Można także dodać inne wiosenne nowalijki. Podczas przygotowywania trzeba pamiętać o dobrym nożu ze stali nierdzewnej lub ceramicznym, dzięki któremu krojenie wszystkich składników będzie łatwiejsze. Koreczki wiosenne Składniki: • 10 pomidorków koktajlowych, • 10 rzodkiewek, • pół żółtej papryki, • ogórek zielony, • 10 wykałaczek lub krótkich patyczków szaszłykowych. Wykonanie Na wykałaczkę nadziewamy rzodkiewkę przekrojoną na pół, kawałek papryki, grubszy plasterek ogórka. Na końcu nadziewamy pomidorek. Między nowalijki możemy wbić motylki ze złożonych w harmonijkę listków sałaty. Tak przygotowane koreczki układamy na talerzyku ozdobionym gałązkami koperku. Orzechowy smakołyk Składniki: • 10 dag migdałów, • 10 dag łuskanych orzechów laskowych, • 20 dag daktyli bez pestek, • 20 dag suszonych moreli, • dwie łyżki miękkiego masła, • łyżeczka masła do natłuszczenia rąk, • dwie czekolady gorzkie, • dwie-trzy łyżki masła migdałowego, • do dekoracji cztery łyżki płatków migdałowych. Wykonanie Czekolady dzielimy na kawałki, wkładamy do naczynia i blendujemy najpierw na niskich obrotach a następnie na wysokich, po czym przekładamy do miski. Następnie orzechy, migdały, morele i daktyle rozdrabniamy blenderem w ten sam sposób (każde owoce osobno). Gdy mamy już wszystkie składniki rozdrobnione w misce, dodajemy masło i mieszamy ręką lub miksujemy solidnym mocnym mikserem. Lekko ugniatamy, aby powstała ścisła masa. Natłuszczamy ręce masłem, łyżeczką do herbaty nakładamy porcję masy na rękę i nadajemy kształt. Może to być kulka lub paluszek. Na dnie zamykanego prostokątnego pudełka układamy pergamin, wsypujemy płatki migdałowe i układamy gotowe kuleczki, obtaczając je w płatkach migdałowych. Pudełko szczelnie zamykamy i wstawiamy do lodówki. Masę możemy wzbogacić, dodając kieliszek rumu lub nalewki wiśniowej. Masło migdałowe i daktyle możemy kupić w sklepie ze zdrową żywnością. Do przechowania kuleczek możemy wykorzystać np. pudełko po lodach. && Rehabilitacja kulturalnie && Jak poprawić sobie nastrój Małgorzata Gruszka Czym jest nastrój? Najprościej rzecz ujmując, nastrój jest stanem emocjonalnym, jaki odczuwamy w danej chwili. Ponieważ jest emocjonalny, nie jest w pełni uwarunkowany obiektywną sytuacją, w której aktualnie się znajdujemy. Nasz nastrój określa więc nasz subiektywny stosunek do tego, co dzieje się z nami i wokół nas. Można powiedzieć, że określa to jak w danej chwili nastrojeni jesteśmy do życia. Odcienie nastroju Dwa najbardziej różniące się od siebie i skrajne odcienie nastroju to euforia i dysforia. Gdy jesteśmy w stanie euforii, dominują w nas bardzo silne, pozytywne emocje. Możemy wówczas odczuwać silną radość, podniecenie czy ekscytację. Optymistycznie patrzymy w przyszłość, wypełnia nas energia i chęć do działania, nie widzimy przed sobą żadnych problemów. Euforia jest przyjemna, ale bywa szkodliwa. W stanie nadmiernej radości, podniecenia czy ekscytacji możemy podejmować zgubne w skutkach decyzje. Nie działamy racjonalnie i na wszystko spoglądamy przez różowe okulary. Z kolei w stanie dysforii rządzą nami emocje negatywne, takie jak złość, irytacja, przygnębienie czy smutek. Na siebie i świat patrzymy przez szare okulary. Dysforię szybko rozpoznajemy w sobie i źle się z nią czujemy, toteż staramy się jak najszybciej odegnać ją od siebie. Euforia i dysforia zdarzają się czasem każdemu z nas i jest to całkiem naturalne. Problem zaczyna się w chwili, gdy jeden z tych skrajnych odcieni nastroju dominuje w nas i zaczyna nami rządzić. Większość ludzi ma problem z popadaniem w zły i przygnębiający nastrój, dlatego w tym artykule podpowiadam jak nie dać się złym nastrojom, jak je rozpoznawać, jak na nie reagować i jak zmieniać na lepsze. Od czego zależy nasz nastrój? Nasz nastrój zależy od czynników, na które mamy wpływ i od takich, na które wpływu nie mamy. Na nasze samopoczucie wpływa pogoda, osobista sytuacja i szeroko pojęte otoczenie. Nastrój nasz może ulec pogorszeniu lub poprawie na skutek zmiany pogody, zasłyszanej wiadomości lub wydarzenia dotyczącego nas bezpośrednio. Wszyscy poddajemy się nastrojom i jest to naturalne, ale czasami może nam szkodzić. Szkodzi zwłaszcza wtedy, gdy nasze decyzje, mniej lub bardziej świadomie, uzależniamy od nastrojów. Elementy nastroju Pierwszym, zasadniczym, ale nie jedynym elementem naszego nastroju są emocje. Radość lub przygnębienie to uczucia, pod wpływem których w naszej głowie pojawiają się myśli. Myśli są drugim elementem nastroju, z którego najczęściej nie zdajemy sobie sprawy. A to właśnie one sprawiają, że odczuwany nastrój staje się coraz bardziej intensywny i dominujący. Jeśli jest pozytywny - w głowie rodzą się myśli typu fajny dzień, życie jest piękne, jestem ok, chce się żyć itp. Jeśli jest negatywny, w głowie rodzą się myśli typu okropny dzień, jestem do niczego, życie jest do d…, nic mi nie wychodzi itp. Ciąg pozytywnych lub negatywnych myśli potęguje pierwotne emocje. Te z kolei rodzą kolejne myśli i koło się zamyka. Dobry nastrój od samego rana nikomu jeszcze nie zaszkodził. Gdy jest zły, trzeba coś zrobić, by nie narastał i nie zapanował nad nami. Jak reagować na pojawienie się złego nastroju? Zły nastrój zaczyna się od emocji, których źródło nie zawsze da się rozpoznać. Pierwszym krokiem do poradzenia sobie ze złym nastrojem jest uświadomienie sobie odczuwanych emocji i nazwanie ich. Czując się źle, warto zapytać siebie co czujemy. Wiedząc już, że czujemy przygnębienie, irytację, smutek lub złość, możemy zapytać dlaczego to czujemy i czy mamy obiektywny powód do tego, by się tak czuć. Jeśli okaże się, że powód istnieje, bo coś nas zasmuciło, zdenerwowało lub zirytowało, możemy zastanowić się, co dalej zrobić z problemem. Jeśli natomiast okaże się, że nie istnieje żadna obiektywna przyczyna złego samopoczucia, to ustalenie tego jest kolejnym krokiem na drodze do poprawy nastroju. Wyobraź sobie, że budzisz się zły i przygnębiony. W takim nastroju wstajesz, zwracasz się do osoby, z którą jesteś, idziesz do pracy lub na spotkanie z innymi ludźmi. Jak będziesz się zachowywał? Jak inni będą Cię odbierać i czuć się przy Tobie? Czy coś Cię ucieszy? Teraz wyobraź sobie, że po przebudzeniu czujesz się fatalnie i mówisz sobie: jestem przygnębiony, smutny i zły. Dlaczego? Nie wiem. Nie mam powodu, by się tak czuć. Nic złego przecież się nie wydarzyło. Poradzenie sobie ze złym nastrojem nie zawsze polega na przerwaniu go. Nastroju nie da się zmienić siłą woli z minuty na minutę. Można nie poddać się mu i to już jest sukces. Działanie emocji i myśli Jak napisałam wyżej, pod wpływem określonych emocji pojawiają się określone myśli. Najczęściej są to czarne myśli wywoływane przez emocje negatywne. W każdym razie te stanowią problem, bo utrudniają nam funkcjonowanie i pogłębiają zły nastrój. Zależność emocji i myśli występuje również w odwrotną stronę. Innymi słowy, myślami można świadomie działać na emocje. Wróćmy do przykładu z przebudzeniem się w fatalnym nastroju. Wiedząc, że nie mamy powodu do tego, by czuć się smutnym i przygnębionym, bo nic złego ostatnio nas nie spotkało, możemy pójść o krok dalej i uruchomić myśli, które zmienią nasz nastrój na lepszy. A jakie to myśli? Osobiście, w chwilach nieuzasadnionego przygnębienia, niezadowolenia z życia i smutku zadaję sobie następujące pytania: • Co udało mi się zrobić dziś lub poprzedniego dnia? • Za co mogę być wdzięczna losowi, osobie, z którą jestem, Bogu, innym ludziom lub życiu (tu każdy niech wstawi, co uważa za stosowne)? • Co lubię w sobie? • Co dobrego spotkało mnie w życiu? • Co miłego czeka mnie w najbliższym czasie? Nie twierdzę, że przygnębienie minie jak ręką odjął, ale dzięki tym prostym pytaniom dostrzegam jego irracjonalny charakter i nie ulegam mu. Jak przerwać zły nastrój? Zajmij się czymś. Sprawdzonym sposobem na poprawę nastroju jest zajęcie się czymś. Wykonywanie angażujących czynności odrywa nas od strumienia czarnych myśli. Zamiast nich pojawia się satysfakcja związana z wykonaną pracą. Zmęcz się. Wysiłek fizyczny to kolejny sposób na to, by poprawić sobie nastrój. Na chandrę dobry jest trening, spacer, taniec, basen lub intensywne prace domowe. Co kto lubi, ważne, by zmęczyć się, zmachać i poczuć to w mięśniach. Od dawna wiadomo, że pod wpływem ruchu zwiększa się wydzielanie endorfin. Endorfiny to substancje chemiczne poprawiające nastrój nazywane hormonami szczęścia. Zrób sobie frajdę. Fatalny nastrój można rozładować robiąc sobie przyjemność. Nie chodzi o nic wielkiego, ale o proste przyjemności towarzyszące nam na co dzień. Zrób sobie ulubioną herbatę lub aromatyczną kawę, zafunduj sobie kąpiel z pianką, posłuchaj ulubionej muzyki, poczytaj, umów się na spotkanie z kimś, kogo lubisz, kup sobie jakiś drobiazg. Przeczekaj to! Zły nastrój często pojawia się bez przyczyny. W każdym razie nie potrafimy jej określić lub zlikwidować. Zły nastrój wywołany pogodą, szaleństwem hormonów lub czymś, na co nie mamy wpływu, warto po prostu przeczekać. Warto uświadomić sobie, że jest przejściowy i że minie. Zbytnie przejmowanie się złym nastrojem czyni go jeszcze gorszym. Smutno nam, że jest nam smutno. Wprowadź zmianę. Utrzymujący się kiepski nastrój bywa konsekwencją nudy, rutyny i monotonii życia codziennego. W reakcji na doskwierające przygnębienie warto wprowadzić jakąś zmianę. Nowy element codzienności może sprawić, że poczujemy się lepiej. Można na przykład zacząć uczyć się czegoś nowego, kolekcjonować coś, nawiązać nowe kontakty z ludźmi, zaangażować się w jakąś działalność, odkryć w sobie nową pasję, słowem znaleźć coś, co ucieszy i doda życiu barw. Nastrój a niepełnosprawność Niepełnosprawność bywa niejednokrotnie powodem złego nastroju. To naturalne, bo łączą się z nią specyficzne problemy, których ludzie w pełni sprawni w ogóle nie znają i nie muszą pokonywać. Przygnębienie, poczucie beznadziejności i rozpacz pojawiają się głównie w chwili, gdy traci się sprawność i trzeba nauczyć się funkcjonować w zupełnie inny sposób. Paradoksalnie pokonywanie trudności związanych z niepełnosprawnością może być źródłem dobrego nastroju. Osoba niewidząca może cieszyć się, że potrafi zrobić coś, co nie daje satysfakcji osobie zdrowej, bo nie łączy się z żadnym wysiłkiem. Obietnica ciągłego dobrostanu Mam wrażenie, że psychologia XXI wieku koncentruje się na tym, by zafundować nam wieczny dobrostan, a w każdym razie, by wmówić nam, że to możliwe. Nie jest to jednak możliwe! Spektrum naszych emocji jest różnorodne i takie pozostanie. Człowiek nie może się tylko cieszyć, radować i być na emocjonalnym haju. Smutek i przygnębienie są emocjami, odczuwanie których jest zupełnie naturalne. Rzecz w tym, jakie są proporcje odczuwanych emocji. Jeśli smutek, rozgoryczenie, żal i przygnębienie dominują w nas niezależnie od tego, co w danej chwili nas spotyka - warto się zastanowić nad skorzystaniem z pomocy psychologa lub psychoterapeuty. Ale martwienie się tym, że nie zawsze jesteśmy weseli, pełni werwy i radości życia, jest zupełnie niepotrzebne. Będąc cały czas weseli, zadowoleni i radośni, przestali byśmy czuć, że tacy jesteśmy… && Pokaż mi Izrael Iwona Czarniak Gdy na jednym z portali internetowych natknęłam się na zdjęcia z krótkimi acz obrazowymi opisami z wędrówek po Izraelu, poczułam się tak, jak bym te obrazy miała przed własnymi oczami. Ponieważ nie widzę, wiem, że nigdy sama nie zobaczę tego, co opisywała moja znajoma Izabela Kula, dyrektor Biblioteki Miejskiej w Cieszynie, więc z myślą o sobie, ale i o niewidomych Czytelnikach, poprosiłam panią Izę o przybliżenie tego ciekawego kraju. Czytając poniższą relację, wyruszyłam na fascynującą wędrówkę po Izraelu. Razem z autorką mamy nadzieję, że do tej wędrówki przyłączą się także inni Czytelnicy. && Izrael na własną rękę! Izabela Kula Wielokulturowa Jerozolima, nowoczesny Tel Awiw, niezwykłe Morze Martwe, miasta zbudowane na pustyni i tysiące kilometrów gumowych rzek doprowadzających wodę pod każde drzewo. Oślepiające słońce, kamienie, popękana ziemia i ogrody botaniczne wyrastające nagle pośrodku jałowej pustyni. Państwo podzielone betonowym murem, szczycące się najlepszą armią świata, kraina, w której w czasach biblijnych chodziło się po wodzie i za życia wstępowało do nieba. Wyspa wśród arabskich krajów i kultury tak mała, że trudno ją znaleźć na mapie. Izrael wiele lat temu zawładnął moją wyobraźnią, jak żaden inny kraj na świecie. Zapragnęłam go poznać, zwiedzić i o ile będzie to możliwe, oswoić. Pytanie brzmiało, jak to zrobić? Czy wyruszyć z pielgrzymką do Ziemi Świętej? Można, poradził mi o. Leon Knabit, ale znacznie lepiej jest usiąść w cieniu drzewa oliwnego i samemu, w ciszy i skupieniu kontemplować miejsca i wydarzenia z życia Jezusa. Może więc pojechać na wycieczkę? Forma co prawda wygodna, jednakże zaliczanie kolejnych topowych atrakcji z grupą turystów, bez możliwości poznania lokalnych ludzi, kultury i tradycji, nie za bardzo mi odpowiadało.Kiedy kilka lat temu pojawiły się tanie, dosłownie za kilkadziesiąt złotych loty do Izraela i to z pobliskiego lotniska w Pyrzowicach, podjęliśmy z mężem decyzję: Izrael na własną rękę! Taką podróż do Ziemi Obiecanej odbyliśmy dwukrotnie, gdyż ciekawych miejsc w Izraelu jest więcej niż jesteśmy w stanie zobaczyć w czasie jednego wyjazdu. Wielu z nich nadal nie poznałam, więc zapewne wrócę w to niezwykłe miejsce jeszcze nie raz. O Izraelu można by pisać wiele. Samo powstanie państwa żydowskiego, stworzonego przez Żydów, rządzonego przez Żydów i wspieranego przez Żydów z całego świata doczekało się kilku opracowań. Konflikt izraelsko-palestyński, zwany wojną, której nie widać. Miejsca religijnego kultu trzech największych religii świata. To nagromadzenie świętości, kamieni, budynków, mitów i wierzeń, które przynależą do trzech głównych monoteistycznych religii na świecie, powoduje, że panuje tu absolutnie niezwykły klimat. Tam jest przecież Jerozolima i wszystkie święte miejsca, które każdy Polak-katolik kocha najbardziej na świecie, zaraz po Częstochowie. Musi jednak pamiętać, że jest to miasto przynależne przede wszystkim judaizmowi, a także islamowi. Mnie jednak najbardziej ujęli ludzie - tygiel narodów, wyznań i kultur, z których każda - ubiorem i zachowaniem, stara się podkreślić swoją przynależność, a jednocześnie odrębność wobec innych oraz przyroda - cuda natury, które, wyruszając w pustynne rejony Izraela, można spotkać niemal na każdym kroku. Organizując podróż do Izraela, zawsze planujemy ją tak, by do Jerozolimy przyjechać na szabat. Tym razem w piątkowe popołudnie udaliśmy się na Mahaneh Ehuda Market - lokalny targ znajdujący się w nowej części miasta. W powietrzu unosiła się różnorodna mieszanka zapachów przypraw, owoców, warzyw i kawy z kardamonem. Zgiełk, harmider, hałas, ciasnota, częste potrącanie łokciami, ktoś gdzieś się przepycha, unosi ponad głowy wielkie siatki z zakupami. Byliśmy w centrum wydarzeń. Tym razem dodatkowa niespodzianka - trwał Purim, radosne święto żydowskie, obchodzone w ostatnią pełnię księżyca przed wiosenną równonocą. W tym szczególnym czasie nadużywanie alkoholu jest traktowane wręcz jako religijny obowiązek, przez który podkreślana ma być radość z wywyższenia Mordechaja i śmierci znienawidzonego Hamana. Ulice wypełnił kolorowy tłum przebierańców. Na każdym skwerze czy placu tańce i śpiewy. Mniej rozrywkowi Żydzi założyli na głowę rogi lub kolorowe nakrycia głowy, zaś ci, którym fantazji nie brakowało, przebrani byli za postaci ze świata polityki i show-biznesu. Stąd przepychając się w kolorowym tłumie ciągnącym za wędrowną orkiestrą po uliczkach targu, mijaliśmy Marilyn Monroe, Jacka Sparrowa, Putina i Królową Elżbietę, a nawet… Jasira Arafata. Jerozolimski targ Mahaneh Yehuda to dwie równoległe ulice wypełnione po brzegi stoiskami. Pomiędzy nimi kilka wąskich przejść przecinających główne deptaki. Na samym początku olbrzymie stoisko z licznie usypanymi różnokolorowymi kopczykami. Papryka, gryzący nos pieprz, kurkuma, cynamon czekały na swoich nabywców. Dalej świeżo upieczone, jeszcze parujące pity w wiklinowym koszu. Z naprzeciwka starszy pan stojący za warzywnym stoiskiem nawoływał, aby kupić u niego wspaniałe ogórki, pomidory i cebulę. Przekrzykiwał go inny mężczyzna trzymający w ręce talerzyk z chałwą przeznaczoną na degustację. I kolejny zapach pojawia się w naszych nosach. Słońce chyliło się ku zachodowi i ruch, gwar i radosne śpiewy powoli milkły. Zbliżał się szabat. Na targu pojawili się ortodoksi, którzy czuli się w obowiązku dopilnowania, by wszyscy na czas zamknęli swoje stragany. Gdy jeden z handlarzy nie miał ochoty się spieszyć, skończyło się prawie na rękoczynach i interwencji służb mundurowych. Kilka ulic dalej, w ultraortodoksyjnej dzielnicy Mea Szearim, w szabat ulice zastawia się metalowymi barierkami, aby nikomu nie przyszło do głowy wjeżdżać tam samochodem. Poszliśmy do swojego hotelu w dzielnicy arabskiej, by ubrać bardziej stosowny strój i zabrać kurtki. Jerozolima położona jest mniej więcej na wysokości Zakopanego, więc po zachodzie słońca w miesiącach wczesnowiosennych bywa tu trochę chłodno, pomimo trwającego cały dzień upału. Szybko minęliśmy posterunki wojskowe przy Bramie Damasceńskiej i znaleźliśmy się na jerozolimskiej starówce. Labirynt wąskich uliczek starego miasta, cisza, spokój, atmosfera wyczekiwania… Tylko arabskie kramy w dzielnicy muzułmańskiej leniwie kończą swój handel, bo klientów coraz mniej. Wkrótce rozpoczął się pokaz mody rodem z przedwojennej Polski. Świat Żydów ultraortodoksyjnych to autentyczny rezerwat strojów osiemnastowiecznych, pochodzących z epoki. Chasydzi przez cały rok, nawet w czterdziestostopniowym upale, paradują w białych lub czarnych podkolanówkach, atłasowych płaszczach (chałatach) za kolana, odświętnych, sobotnich czapkach obszytych bobrowym futrem albo w różnego rodzaju czarnych kapeluszach. Ubiór ma, jak dawniej, chronić ciało tak samo od zimna czy gorąca jak i od nieprzystojnych spojrzeń. Tylko wtajemniczeni w ultraortodoksyjną modę zdają sobie sprawę z różnorodności strojów i nakryć głowy Żydów przynależnych do różnych odłamów judaizmu, gdzie nawet kwestia długości bród czy pejsów oraz sposób ich przycięcia i noszenia jest dylematem religijnym, nie zaś fryzjerskim. Zarówno ubrani tradycyjnie ortodoksyjni Żydzi jak również ci bardziej nowocześni ubrani w białą koszulę, czarny garnitur z kipą na głowie zmierzali do największej synagogi pod gołym niebem - pod Ścianę Płaczu. Ten zapierający dech w piersiach spektakl, rodem z minionej epoki, kończy się, gdy tylko wyjdziemy poza mury starej Jerozolimy. Na głównej arterii handlowej i biznesowej ulicy Jaffa, mieszczącej się w nowej części miasta, chałaty i bobrowe czapki mieszają się z przeźroczystymi bluzeczkami, a w przydrożnych skwerach i parkach przesiadują grupy rozbawionej młodzieży, przeważnie Żydów świeckich. Kolorytu dodają żołnierki, zmierzające w stronę przystanków tramwajowych po skończonej służbie (w Izraelu obowiązek służby wojskowej dotyczy również kobiet), trzymające w ręce firmowe reklamówki z zakupami, z amerykańskim karabinem M16 przewieszonym niedbale przez ramię jak damska torebka. Ten wielonarodowościowy, zróżnicowany wyznaniowo i etnicznie kolorowy tłum przemierzający ulice Jerozolimy, skupiony na załatwianiu swoich codziennych spraw, fascynuje mnie i sprawia, że mogłabym się wpatrywać w niego bez końca. Kolejną atrakcją Izraela, często pomijaną w relacjach turystów odwiedzających ten kraj, jest przyroda. Cuda i wydarzenia biblijne jakie według wierzeń mieszkających narodów miały tu miejsce, zepchnęły na drugi plan wspaniałości natury tego kraju. W tym roku kolejnym celem naszej wyprawy były parki narodowe Pustyni Negew: Red Canyon, Timna Park i, moim zdaniem najciekawszy i absolutnie nie z tej ziemi, Makhdesh Ramon. Co to takiego? Makhtesh Ramon to wielka dziura na pustyni Negew (40 km dł.). Co ciekawe to krater pochodzenia erozyjnego, czyli mozolna robota wykonana przez wodę i gorący klimat. Na krawędzi tego wielkiego krateru usytuowane jest miasteczko Mitzpe Ramon. Po jego ulicach przechadzają się kozice, które dosłownie wpadają tutaj z pustyni, wyjadają resztki jedzenia z kubłów i skubią zieloną trawę w parkach i skwerach. W Mitzpe Ramon zaplanowaliśmy nocleg, by wieczór spędzić na kontemplowaniu dziury w ziemi, zaś z samego rana wyruszyć w dół krateru i obejrzeć formacje skalne w najróżniejszych kolorach i fantazyjnych kształtach. Stojąc na krawędzi krateru o głębokości 500 metrów rozkoszowaliśmy się widokiem zachodzącego słońca, nieskończoną przestrzenią i przepięknymi widokami, zapominając o zmęczeniu. Z samego rana wyruszyliśmy w głąb krateru, by przyjrzeć się formacjom skalnym widzianym wcześniej tylko z góry. Makhdesh Ramon oferuje turystom wiele szlaków, część kilkudniowych, więc wymagających przygotowania, zwłaszcza pod kątem odpowiedniej ilości wody, a także możliwość spędzenia nocy w beduińskim namiocie. My zdecydowaliśmy się przejechać trasę samochodem. Wspaniałe widoki wielobarwnych skał zapierały dech. Od czerwonawych, bogatych w żelazo, poprzez różne odcienie piaskowca, który z powodu zachodzących procesów geologicznych i chemicznych przybrał tu różne kolory - od białego przez żółty, pomarańczowy aż po fioletowy. Dookoła wzniesienia, pagórki zbudowane z kolorowych skał oraz dziwna pustynna roślinność wypełniająca koryta okresowych rzek. Całkiem sporo atrakcji jak na jedną dziurę w ziemi, prezentującą się doprawdy bajecznie. Takich kraterów-makhteshów na świecie jest siedem, z czego aż pięć w Izraelu. Największy i najbardziej znany to oczywiście krater Ramon. Powodów by odwiedzić Izrael jest wiele. Ludzie, zabytki i przyroda czynią z niego miejsce absolutnie magiczne i niepowtarzalne. I choć jest on stosunkowo młodym państwem, to historia jego ziem jest dużo bogatsza niż niejednego kraju na świecie. Ten kulturowy zlepek przeszłości z teraźniejszością zaskakuje pod każdym względem i odurza swoimi smakami, zapachami oraz pełną mistyki atmosferą. ¦ Nie każdy z nas, z różnych względów, może sobie pozwolić na takie wycieczki; jednak z pomocą tych, którym jest to dane, możemy również w nich uczestniczyć. && Być Książką Wanda Nastarowicz Informacji do napisania niniejszego tekstu dostarczyła czynna działaczka IFMSA Małgorzata Gąsior - studentka VI roku Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. W swoim życiu poznałam dwie osoby, z których jedna przeczytała tylko W pustyni i w puszczy H. Sienkiewicza aż 11 razy a druga nie przeczytała żadnej książki. W mojej rodzinie czytali i czytają wszyscy. Poprzedni pies też lubił słuchać głośnego czytania, leżąc na moich kolanach pod rozłożoną książką brajlowską. Obecny niestety intelektualistą nie jest. Ale nie o tym chciałam dzisiaj pisać. Przez 27 lat wykonywałam z powodzeniem zawód bibliotekarki, a chciałam się poczuć chociaż raz jak książka. A właściwie jak dziewiętnastowieczna powieść rzeka. Wzięłam więc udział wraz z koleżanką słabowidzącą i moim psem przewodnikiem w Żywej Bibliotece zorganizowanej przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Studentów Medycyny IFMSA-Poland. Organizacja ta zrzesza studentów medycyny i młodych lekarzy. Do organizacji IFMSA należą studenci z 126 państw; jest to największa organizacja zrzeszająca młodych ludzi - 1.300.300 członków. W Polsce stowarzyszenie działa od 1956 roku. Wszystkie działania w IFMSA realizowane są w ramach sześciu Stałych Programów: Program Stały ds. Zdrowia Publicznego, Szpital Pluszowego Misia, Program Stały ds. Zdrowia Reprodukcyjnego, Program Stały ds. Edukacji Medycznej, Program Stały ds. Człowieka i Pokoju, Program Stały ds. Praktyk Wakacyjnych i Program Stały ds. Wymiany Naukowej. Żywa Biblioteka została zorganizowana w ramach projektu Leczyć Bez Uprzedzeń w ramach Programu Stałego ds. Człowieka i Pokoju. Jest to międzynarodowy ruch na rzecz praw człowieka i różnorodnego społeczeństwa, który stosuje prostą metodę spotkania i rozmowy w celu przeciwstawiania się uprzedzeniom i dyskryminacji. Żywa Biblioteka posługuje się językiem i mechanizmami biblioteki, by umożliwić pełne szacunku rozmowy, które mogą pozytywnie wpłynąć na postawy i zachowania ludzi w stosunku do tych osób w naszych społecznościach, które są zagrożone wykluczeniem i marginalizacją ze względu na pochodzenie, kolor skóry, przekonania, orientację seksualną, zawód, religię. Żywa Biblioteka Polska to sieć organizacji pracujących metodą Żywej Biblioteki, która jest koordynowana przez Stowarzyszenie Diversja w imieniu Human Library Organization. Podobnie jak w prawdziwej bibliotece, czytelnik może wybierać z całego szeregu tytułów. Różnica polega na tym, że książkami są ludzie, a odpowiednikiem czytania jest rozmowa. Czytelnik, który przychodzi do Żywej Biblioteki rejestruje się i dostaje kartę biblioteczną, zapoznaje się z Katalogiem dostępnych tytułów Żywych Książek - ludzi reprezentujących grupy, z którymi związane są stereotypy i uprzedzenia. W Żywej Bibliotece, gdzie książkami byłyśmy wraz z koleżanką, można było rozmawiać z Syryjczykiem, Żydem, mamą dziecka adoptowanego, osobą z zespołem Tourette'a, zielarką, buddystką, gejem z chorobą afektywną dwubiegunową i nerwicą natręctw, lesbijką, biseksualistką, rodzicami dzieci LGBT, osobą transgenderową, bezdomnym, feministą, rodziną wegańską, trzeźwiejącym alkoholikiem i młodą dziewczyną poruszającą się na wózku inwalidzkim. Spotkanie odbyło się 24 marca w Centrum Informacyjno-Bibliotecznym Uniwersytetu Medycznego w Łodzi w godzinach 12.00-17.00. Wydarzenie to było bardzo dobrze zorganizowane. Zostałyśmy otoczone opieką wolontariuszy, czułyśmy się bezpiecznie. I trzeba przyznać, że miałyśmy wypożyczenia od samego początku trwania spotkania, a skończyłyśmy już po czasie. Każdy czytelnik miał do dyspozycji pół godziny, podchodził z bibliotekarzem, przedstawiał się imieniem i zadawał pytania. Najczęstszymi pytaniami kierowanymi do nas były - Jak pomagać osobie niewidomej spotkanej na ulicy? Jak rozmawiać z niewidomym pacjentem? I oczywiście: Jak osoby niewidome radzą sobie na co dzień i jakie mają problemy? Starałyśmy się wyczerpująco odpowiadać, z uśmiechem i żartem. Wiele osób pytało o pisanie i czytanie brajlem. Pokazywałam zatem tabliczkę i czytałam fragmenty naszego Sześciopunktu. Niestety często brakowało czasu. Po zadaniu pierwszego pytania nawiązywała się miła rozmowa, którą po upływie przewidzianych minut przerywała bibliotekarka, podprowadzając następnego czytelnika. Wychodziłyśmy z budynku już po zamknięciu Żywej Biblioteki jako ostatnie. Z raportu wiem, że miałyśmy największą liczbę wypożyczeń ze wszystkich Żywych Książek. Przychodziło wielu studentów medycyny, ludzi spoza uczelni w różnym wieku. Jeden z czytelników pytał o sprawy seksualności osób niewidomych, ale był tak zestresowany, że sama odpowiedziałam na domyślne pytanie. Być może z młodą osobą niewidomą rozmawiałby bardziej otwarcie. Innych trudnych pytań nie było. A pytanie, które mogło paść, ale padło dopiero wczoraj w autobusie, brzmiało: Taki ładny pies. Czy pani sama go karmi czy ktoś przyjeżdża, bo on taki zadbany i tak ładnie wygląda? Drodzy Państwo! 23 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Książki, w maju - Dni Bibliotek i Bibliotekarzy. Czytajmy więc brajlem, drukiem zwykłym powiększonym lub przy pomocy urządzeń optycznych, przez słuchanie i rozmowę. && Galeria literacka z Homerem w tle && Nota biograficzna Jolanta Kutyło - pochodzi ze Szczecina, niewidoma od urodzenia. Poetka, prozaiczka, recytatorka, wokalistka, koronczarka. Nigdy nie rozstaje się z szydełkiem, pierwszą pracę podjęła w Jeleniogórskiej Usługowej Spółdzielni Pracy, gdzie wykonywała buciki niemowlęce. Jej koronki cenione są także poza krajem. Zawsze łaknąca wiedzy naukowej. Laureatka wielu konkursów, w tym ogólnopolskich, literackich również poza środowiskiem, recytatorskich i piosenkarskich Widzieć Muzyką, uczestniczka gali LIBE w Szczyrku w 1993 roku, a także europejskiego projektu poetyckiego Liryczne Mosty, organizowanego przez Niemca Bernta Kebellmana i Polkę zamieszkałą w Niemczech - poetkę, tłumaczkę Małgorzatę Płoszewską. Miłośniczka lalek, przyrody, krzyżówek, kultury Bałkanów i Wschodu, wartościowej literatury, ambitnej muzyki oraz uciech życia, w tym dobrego jedzenia. Niespełniona aspiracja rodziców, widzących w niej pianistkę lub prawniczkę. Wychowanka prywatnego katolickiego liceum w Wałbrzychu. Autorka tekstów piosenek, fraszek, miniatur literackich, spełniona w rodzinie, ceniona także za granicą, jej wiersze tłumaczono na obce języki, w tym niemiecki. Zdecydowana przeciwniczka wszelkich wspólnot oraz ich norm, z satysfakcją je przekracza i łamie. Kieruje się własnymi zasadami, ceni niezależność osobistą. Osobom bliskim wierna do końca, wobec obcych podejrzliwa i nieprzystępna. Nie wierzy w niezwykłość ludzi i bezinteresowność, bo w przyrodzie to uczucie nie istnieje. Zawsze w opozycji do świata opartego na trzech fundamentach: napełnieniu żołądka za wszelką cenę, rozmnażaniu gatunków i drapieżnej rywalizacji. Uważana za kapryśnego dzieciaka, bowiem każda jej zachcianka musi być natychmiast spełniona. Z wielkim uporem dąży do celu. Neutralna politycznie indywidualistka. Nagradzana za pracę społeczną, środowiskowa publicystka, pisywała do Pochodni i Głosu Kobiety. Członek Polskiego Związku Niewidomych i Związku Literatów Polskich, w 1997 roku wyróżniona honorową odznaką Zasłużony Działacz Kultury za całokształt pracy artystycznej i kulturalnej. Wydała kilka książek: Szepty, Sny owadów, Nie jestem z mroku, Bajki, Alfabet z koszyczka, Dwujęzyczna zazdrość, a także uczestniczyła w innych antologiach: Jak smagnięcie gałązką, antologia poetów chorzowskich Na krawędzi nocy, zbiór opowiadań niewidomych literatów wydany przez Krajowe Centrum Kultury Niewidomych w Kielcach Przydział na świat, antologia poetów niewidomych wydana przez Krajowe Centrum Kultury Niewidomych, w wydanych przez KCKN innych cyklicznych annałach jak: Nasze wigilie, Erotyki, Jesteśmy, w antologiach pokłosiach konkursu literackiego Sprostać wierszem, wydawanych przez Miejski Dom Kultury w Chorzowie Batorym, w antologii Jesteśmy wśród was wydanej podczas Festiwalu Bardzo Szczególnych Sztuk w Katowicach w 1993 roku, w antologii Poeci bez granic wydanej w Polanicy-Zdrój, także w obszernej antologii europejskich poetów niewidomych Liryczne mosty wydanej w językach uczestników projektu, a także jest współautorką wieczorów Liryczne mosty utrwalonych na płytach CD. Brała udział w akcji Cała Polska czyta dzieciom, gdzie w szkołach i przedszkolach woj. śląskiego czytała w brajlu własną poezję oraz literaturę dziecięcą znanych autorów, połączoną z pokazami sprzętu dla niewidomych. Jedna z uczestniczek pokłosia festiwali Widzieć muzyką w Kielcach oraz Kolęd niewidomych artystów nagranych również w KCKN w Kielcach. W liceum prywatnym działaczka Komitetu Przyjaciół Dzieci Hinduskich, autorka tekstu hymnu tej organizacji, pt. Na krańcu świata gdzie się kończy Ziemia. Ukończyła kurs sanitariusza (bez uprawnień z powodu braku wzroku), ale wiedzą medyczną wciąż zdobywaną dzieli się chętnie. Jej dom to azyl, otwarty jedynie dla wybranych. Udziela się w miejscowej bibliotece publicznej. && Wiersze Jolanta Kutyło Razem na zawsze Jesteś ze mną na zawsze, wodzi cię za nos rozbita szklanka przyniesiona z innego świata woda z kranu nie zdążyła dokonać oględzin krystalicznej gładzi, a zapach herbaty jeszcze jej nie wypieścił. Jestem z tobą na zawsze, na pustyni stołu pełne lampki wina, poczęstujemy nim córki nocy, co ze wstydem uciekają przed natrętnym księżycem. Za nami minione dni, jakże odległe zamotani w codzienność idziemy razem, wsparci o szum traw. Moja ulica Moja ulica haftowana w kostkę ma liczne rozgałęzienia, twarde plecy i darmowy dostęp do nieba. Żywi się fetorem kanałów i świeżością wybornych przysmaków płaci gwarem mechanicznych pojazdów, szczękiem pustych butelek, krzykiem dzieci biegnących za piłką albo za kolegą, któremu koniecznie trzeba wtłuc. Na pobliskim bazarku mozaika bambusowej bielizny, chleba winogron i nawoływań sprzedawców. Ulica ma zmienny charakter, dlatego nie da się jej oswoić, ale bezpańskie psy i ludzi upadłych zawsze przygarnia. Idą święta Idą święta. Kto o nich pamięta? Upadli książęta, pieczone prosięta. Króliczki, pierniczki, jadalne kamyczki. Zepsute anioły, zamknięte kościoły. Choinki, kruszynki, niegrzeczne dziewczynki. Sprzedajne opłatki, od życia podatki. Fałszerze medali, wyznawcy skandali. Rozpusty kapłanki, cukrowe baranki. Zatarte litery, szmery i bajery tworzą obraz rzeźbiony wiatrem. Woskowa świeca zadomowiona w mosiężnym lichtarzu na zawsze pozbyła się minionego blasku. Z rękawa sypie prośby o miłość dawno już umarłą. Kapelusznik z ulicy Wrześniowej Tylko on wie do kogo należy zbawcze ciepło słoneczne i wielkość mroku. Ten dar pewnie otrzymał od samych niebios, szczęściarz, przy kasie w supermarkecie zostawia dobre wrażenie i odpady zwichrowanego sumienia. Nie zastanawia się nad kolejnym dniem, powiada, że jakoś to będzie zagrzewa do miłości nadęte modelki, co przechodzą tłumnie przez jego pracownię i ręce. Ponętny szczebiot miesza mu w snach. Ma już sporą kolekcję strusich piór i złamanych serc. Powrót tancerki Orkiestra zaczyna grać i oto pokazuje się ona. W powietrzu oklaski, nie tylko na zachętę. Na zastawionych stołach żakardowe obrusy zbrukane winem, drapieżne widelce zawzięcie karczują porośnięte jadłem półmiski, walka trudna i godna pożałowania. A ona lekka i zwinna rozpoczyna taniec plisowana syntonia eterycznych bioder, przy wtórze rozkołysanych kieliszków, długoszyje bestie strzelają szampanem, co koi i drażni. Ona wciąż tańczy magnetyzm piruetów. Przed bufetem długa kolejka skręca w niepamięć. Piskliwy śmiech zawianych kobiet. Czyjś mocno wychudzony portfel z jękiem śmiertelnym oddał ostatni grosz na wiecznie zachłanną ladę, jak widać zaszkodził mu dobrobyt. Nikt nie okazuje mu zrozumienia ani współczucia, gdy agonalnie spada w kłębowisko obcasów ten rodzaj zejścia jest wyłącznie jego wyborem. Ona jeszcze tańczy, wirujące ręce. Spod czaszki sufitu płyną życzenia dla gości. Rozbawiony tłum ciągnie fanty z filcowego kapelusza bombonierki, a ona jeszcze kręci się, rozpięte żagle maleńkich stóp, w staromodnych bucikach. Odstawiam slalom między stolikami, bo głośna muzyka drażni uszy i zaburza orientację. Potykam się co chwilę o chorą głowę pustej filiżanki upstrzonej brokatem kawy. Muszę koniecznie dostać się na scenę, niech moje palce uchwycą w locie ciężką krynolinę pomidorowej skórki. Zaproszenie Noc zaprasza nas do tańca. Zachęca dialogiem kropel wina. Czepnymi palcami obmacuje kolczaste jaskinie snu zjeżdża na dno ich kielichów zakolami rzeki, koziołkuje na karuzeli dotyku. Noc kryje się w ziemnych jamach rąk i ust, uruchamia ją każde drgnienie powiek. Noc zawsze ma dobrą radę na wszystko. Uważaj na jej zęby! Dom twój Tego domu z oknami wystawionymi na miłość już nie ma. Zaplątał się w sieci niepamięci. Kobieta w bawełnianej chuście już nie dzierga dziecięcych bucików, bo i ławkę spod klonu wydano na zapomnienie. Klon też ścięli dla zasady. Na miejscu przyjaznego placu zabaw nieprzyjazny dyskont, toczy się w nim bój o klientów i sprzedane uczucia, stara taśma pilnie strzeże głosów rodziców, zawsze wiernych. Nad rzeką Lubię chodzić nad rzekę, słuchać serenad gościnnych statków nawet gdy ze ściśniętego gardła wyrzuca gniew poza koronę mostu. Ryby z uśmiechem szczerzą spiżowe kły zupełnie jak ludzie. Dotykam dwóch brzegów nierozłącznych jak dwa serca i wypowiadam najważniejsze słowa. Lubię chodzić nad rzekę nawet, gdy mam ją w głowie. Błogosławieństwo wiatru Niech będzie błogosławiony wiatr. Z impetem pluje nasieniem, by w oddali rodziło się życie na własną zgubę i szczęście. Niech będzie błogosławiony wiatr. Nawet, gdy łamie drzewa, zrywa dachy i wydrapuje oczy, bryzga kryształami wód. Nie jego wina. Dostał na to od... ludzi przyzwolenie i bezgraniczną wolność. Pada deszcz, burza nadchodzi. Poznaję ją po krokach. Ławka ustawiła się pod blokiem tu nie ma miejsca dla poety, co płaci wierszami za miłość ani dla Franka, co strzykawkę ma za żonę. Głaszczą ją wiatry zmienne jak ludzkie serca, tulą w pokorze zbolałe drzewa. Na ławce spoczywa wędrowiec. Zamiast twarzy kartka z kalendarza. && Nasze sprawy && Nowoczesność wcale nie taka super Tomasz Matczak Nikt z nas chyba nie zaprzeczy, że postęp techniczny w zdecydowany sposób poprawił komfort życia osób niewidomych. Wystarczy wspomnieć o udogodnieniach, które zostały wprowadzone w ostatnich dziesięcioleciach. Któż nie korzysta z dobrodziejstwa udźwiękowionych komputerów, któż nie docenia autobusów i tramwajów z głosowymi komunikatami o przystankach czy nowoczesnych smartfonów? Wynalazki ułatwiają nam codzienne funkcjonowanie i jednocześnie utwierdzają w przekonaniu, że można wiele rzeczy zrobić samodzielnie. Zainspirowany kanałem na You Tube pt. Topowa dycha, gdzie autorzy przedstawiają po dziesięć krótkich informacji na konkretny temat, postanowiłem przyjrzeć się postępowi z innej perspektywy. Czy nowinki prócz udogodnień nie niosą ze sobą także i barier? W odpowiedzi na to pytanie powstała lista, która ukazuje nowoczesne rozwiązania w zupełnie innym świetle. Przy jej tworzeniu aktywny udział wzięły osoby niewidome z grupy Tyflostacja, działającej na platformie WhatsApp. Oto krótka lista rzeczy i rozwiązań, które niekoniecznie wzbudzają nasz aplauz. 1. Reklamy-potykacze Niewielkie banery reklamowe, które zwykle są wystawiane na chodnikach przed konkretnymi sklepami czy zakładami usługowymi, mają przyciągać wzrok przechodniów i zachęcać do skorzystania z ich oferty. Nie wiem czy faktycznie spełniają swoją rolę, nie śledziłem badań na ten temat, ale z pewnością nam, niewidomym, utrudniają poruszanie się po ulicach. Niespodziewana przeszkoda na kursie kolizyjnym zwykle wywołuje grymas gniewu na twarzy, a nierzadko siarczystą reakcję werbalną. Jak widać na powyższym przykładzie, reklamy są denerwujące nie tylko dlatego, iż przerywają film lub program w telewizji. 2. Numerki w kolejkach do okienek Miały usprawnić obsługę w urzędach i na pocztach, a także zapobiec niepotrzebnym niesnaskom wśród oczekujących w kolejce. Być może sprawdzają się bez zarzutu, ale dla niewidomych są niestety zmorą. W większości przypadków zmieniające się numery są po prostu wyświetlane, więc niby jak mamy się zorientować, że to już nasza kolej? Skąd mamy wiedzieć, który mamy numerek, bo przecież nierzadko należy go pobrać z automatu, a już sama ta czynność wymaga od nas nie lada umiejętności. Rzecz jasna nikt nie wpadł na pomysł, aby numerki były drukowane także w brajlu. Szczerze powiedziawszy, bez osoby widzącej nie da się w tym przypadku nic zrobić. 3. Panele dotykowe Po erze urządzeń z klawiszami nadszedł czas dotykowych paneli. Nowoczesny design i futurystyczny wygląd zachwyciły użytkowników! Nie mam tu na myśli smartfonów, bo choć ja sam na początku miałem obawy w tej materii, to obecnie przekonałem się, że smartfony są intuicyjne i w pełni obsługiwalne przez niewidomych. Chodzi mi natomiast o dotykowe panele montowane w windach, sprzęcie AGD oraz w domofonach. Niestety, w tym przypadku futurystyczny design nie idzie w parze z funkcjonalnością dla osób niewidomych. Windą z panelem dotykowym mogę sobie co najwyżej pojeździć, ale dotrzeć na konkretne piętro bez pomocy osoby widzącej jest po prostu niemożliwością. To samo dotyczy np. kuchenki mikrofalowej czy pralki. Gładki panel dotykowy nie pozwala ustawić ani czasu, ani temperatury, ani też wybranego programu prania. Podobnie jest z domofonami. W tym przypadku można je jako tako okiełznać, ale nazywanie ich obsługi komfortową byłoby poważnym nadużyciem. Na szczególne wyrazy uznania, oczywiście piszę to z ironią, zasługuje pomysł wyposażenia domofonu dotykowego w tzw. nakładkę brajlowską. Co prawda cyfry są oznaczone znakami brajlowskimi, ale pomysłodawca chyba zapomniał, że brajla czyta się właśnie dotykiem. Niby mogę zlokalizować poszczególne cyfry, lecz przecież dotykając ich, automatycznie je uruchamiam. Gdy chcę znaleźć cyfrę 8, a trafię na cyfrę 7 to wiem, że trzeba przesunąć palec w prawo, tylko siódemka już została przeze mnie wciśnięta. Brawo dla wynalazcy nakładki brajlowskiej! 4. Obrotowe drzwi w galeriach handlowych Najpierw pojawiły się obrotowe krzyżaki. Już one nastręczały nam trudności, bo zorientować się, że oto nadszedł czas na wejście, wcale nie było rzeczą łatwą. Ostatni wynalazek, a więc drzwi w formie obracającego się walca z przerwami, to wyższa szkoła jazdy. Ostatnio, gdy sam wybrałem się do galerii handlowej, utknąłem w takich właśnie drzwiach. Mogłem sobie chodzić w koło, bo pierwszy raz znalazłem się w takim urządzeniu. To swoista karuzela dla niewidomych. Pewnie wygląda odlotowo, ale dla nas stanowi trudne wyzwanie. 5. Guziki do otwierania drzwi w tramwajach i autobusach Czasem nazywa się je ciepłymi, a czasem zimnymi guzikami. Obie nazwy funkcjonują i wiadomo o co chodzi. Kiedyś motorniczy lub kierowca otwierał wszystkie drzwi naraz. Obecnie, w dobie klimatyzowanych i ogrzewanych pojazdów wymyślono samodzielne otwieranie drzwi. Oczywiście ma to sens, lecz nam nieco utrudnia życie. Mniej problemów jest z wysiadaniem, ale słyszałem już historie o niewidomych, którzy zostawali na przystankach, bo nie zdążyli znaleźć guzika zwalniającego drzwi przed odjazdem środka komunikacji. Rzecz jasna, te wszystkie wynalazki nie wykluczają nas całkowicie z korzystania z nich. Ja nie stawiałem takiej tezy. Pokusiłem się tylko o stworzenie listy rzeczy i sytuacji, które utrudniają nam życie. Mimo wszystko przecież dajemy radę. Świat nie kończy się, gdy odjedzie nam tramwaj, bo nie zdążyliśmy otworzyć sobie drzwi lub gdy zrobimy trzy kółka w obrotowym wejściu do galerii handlowej, nim jakaś dobra dusza pomoże nam przedostać się przez ową futurystyczną bramę. Do odważnych świat należy! Pewna moja znajoma po wizycie na Niewidzialnej Wystawie doszła do wniosku, iż niewidomi są najodważniejszymi ludźmi na świecie! Pewnie jeszcze nie raz postęp techniczny ułatwi nam funkcjonowanie i pewnie jeszcze nie raz je utrudni. Pożyjemy, zobaczymy, ups, a raczej podotykamy! && Orzeczenie to jeszcze nie ubezwłasnowolnienie Iwona Czarniak Całkowity lub częściowy brak wzroku nie pozbawia człowieka zdolności logicznego myślenia. Jednak często się zdarza, że osoby z dysfunkcją wzroku traktowane są tak, jakby wraz z jego utratą pozbyły się również rozumu. Niewidoma osoba chcąca założyć w jednym z banków konto, usłyszała: - Czy ma pani pełnomocnika ustanowionego przez sąd? Po czym odmówiono jej założenia konta. Odbywa się spotkanie w gronie rodzinnym i z ust najbliższego członka rodziny niewidomy słyszy: - Czy Ty masz opiekuna prawnego? Niewidoma wracająca z pracy pokonuje trasę codziennej wędrówki, korzystając z białej laski. Nagle zostaje zatrzymana przez mijającą ją kobietę, która z oburzeniem pyta: - Dlaczego pani porusza się po mieście bez opiekuna? I stanowczo twierdzi, że niewidomy nie ma prawa sam wychodzić z domu. Ile osób tylu ekspertów i każdy twierdzi, że wie najlepiej, co mogą i co powinny robić osoby niepełnosprawne, jakie mają prawa oraz obowiązki. To jednak nie do końca jest prawdą. O ile osoby z niepełnosprawnością intelektualną posiadają swoich prawnych pełnomocników, o tyle orzeczenie z tytułu niepełnosprawności narządu wzroku nie jest równoznaczne z ubezwłasnowolnieniem, a osoby posiadające takowe orzeczenie mają pełne prawo do samodzielnego podejmowania decyzji. Tak jak osoby pełnosprawne, również słabowidzący oraz niewidomi mają różne wykształcenie, a pracując na różnych stanowiskach, niejednokrotnie kierowniczych, ponoszą pełną odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Nie inaczej ma się sprawa z niepełnosprawnymi ruchowo i osobami z dysfunkcją narządu słuchu. Na szczęście niepełnosprawność nie pozbawia ich inteligencji. Niejednokrotnie oburzenie osoby niedosłyszącej bądź głuchej jest dla wielu osób widzących niezrozumiałe; jednak warto pomyśleć jak czuje się ona, gdy na podjętą próbę nawiązania kontaktu z otoczeniem widzi drwiące uśmieszki lub wręcz pukanie się w głowę. Wraz z utratą ręki lub nogi człowiek nie pozbywa się części mózgu. Dużą rolę w zrozumieniu tego zagadnienia odgrywa edukacja. Pocieszający jest fakt, że środki masowego przekazu przestają unikać poruszania problematyki niepełnosprawności, a również w szkołach ten temat jest coraz częściej omawiany. Niepełnosprawni od urodzenia bądź od wczesnego dzieciństwa uczą się, pracują, zakładają rodziny i nawet nie przyjdzie im na myśl, żeby obarczać najbliższych odpowiedzialnością za własne postępowanie. Człowiek, który stał się niepełnosprawny na późniejszym etapie swojego życia, bez względu na fakt czy zaistniało to w młodym czy też w dojrzałym wieku, jest nadal tą samą osobą, a nabyta dysfunkcja sprawia, że doświadczenia z nią związane poszerzają zakres wiedzy w wielu dziedzinach życia. Warto więc nie wydawać pochopnych osądów; wystarczy trochę wyobraźni i chęci postawienia się na miejscu człowieka głuchego, niepełnosprawnego ruchowo czy niewidomego. Najlepszym jednak źródłem wiedzy są sami niepełnosprawni. To oni otwierają swój świat przed tymi, którzy nie chcą ulegać stereotypowemu myśleniu, że człowiek niepełnosprawny to ktoś bezradny. && Zawsze pod górkę? Bożena Lampart W 1995 roku zakończyłam moją pracę zawodową ze względu na stan zdrowia. Po złożeniu stosownej dokumentacji do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych otrzymałam wezwanie na Komisję do Spraw Inwalidztwa i Zatrudnienia. Wspomniana Komisja przyznała mi I grupę inwalidztwa na stałe ze względu na wzrok i ogólny stan zdrowia. Natomiast mój pierwszy kontakt z Powiatowym Zespołem do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności miał miejsce w 2008 roku. Przyznano mi wówczas znaczny stopień niepełnosprawności na stałe. Symbol znajdujący się na orzeczeniu wydanym przez Komisję nie posiadał litery O, świadczącej o niepełnosprawności narządu wzroku, choć mój wzrok był zaledwie słaby. O tym jak ważna jest owa litera przy składaniu wniosku, np. o obniżenie abonamentu za telefon, dowiedziałam się dopiero, gdy wniosek taki złożyłam w Wydziale Telekomunikacji. Bogatsza o sprzęt komputerowy z programem udźwiękawiającym zaczęłam drążyć temat wspomnianego symbolu i dopiero wówczas rozszyfrowałam znaczenie liter w nim umieszczonych. Nie ukrywam, że podczas składania próśb o zniesienie lub obniżenie opłat przysługujących osobom niewidomym, legitymowałam się orzeczeniem wydanym przez Komisję do Spraw Inwalidztwa i Zatrudnienia, gdzie wyraźnie było napisane, że posiadam I grupę inwalidztwa ze względu na wzrok. I tylko dobra wola osób przyjmujących moje podania sprawiła, iż owe orzeczenie było jednak honorowane. Byłam zawsze informowana, że następnym razem muszę mieć zaświadczenie z Powiatowego Zespołu Orzekania o Niepełnosprawności. Aby uniknąć na przyszłość takich okoliczności, postanowiłam złożyć ponownie wniosek do tej instytucji o pogorszeniu się stanu zdrowia - konkretnie wzroku, gdyż naiwnie wierzyłam, że skoro mam jedynie poczucie światła w jednym oku, litera O na nowym zaświadczeniu będzie tylko formalnością. Ku mojemu zaskoczeniu otrzymałam telefon z PZON zanim wezwano mnie na komisję. W trakcie rozmowy telefonicznej zapytano, po co składam taki wniosek, skoro mam już znaczny stopień niepełnosprawności i niższego nie dostanę. Podważyłam wiarygodność symbolu, który tkwi na naczelnym miejscu zaświadczenia, kładąc szczególny nacisk na brak litery mówiącej o mojej dysfunkcji narządu wzroku. W odpowiedzi usłyszałam, iż tenże symbol zmieniony być już nie może, co najwyżej może mi być przyznany przez komisję umiarkowany stopień niepełnosprawności ze względu na wzrok jako drugie zaświadczenie. Wydało mi się to nieco dziwne, więc zapytałam czy to będzie zgodne z prawem, gdy w zależności od potrzeby będę się legitymowała raz jednym, innym razem drugim świstkiem? Ciekawiło mnie także dlaczego nie może mi być przyznany znaczny stopień, jeśli mam tylko poczucie światła i to w jednym oku? Odpowiedź była prosta: każdy Zespół do Spraw Orzekania o Stopniu Niepełnosprawności rządzi się nie tylko ogólnie obowiązującymi przepisami, ale ma prawo do ustalania przepisów wewnętrznych, które mają wpływ na decyzje wydane przez komisję. Wymieniony argument dotyczył również możliwości zastrzeżenia sobie prawa przysługującego lekarzowi wchodzącemu w skład komisji, do ponownego rozpatrzenia symbolu przed laty przyznanego. W takim przypadku petent będzie zmuszony po raz wtóry do dostarczenia wypisów ze szpitala oraz wyników wszelkich badań. Przede mną stanęły dwie możliwości, jedna bardziej optymistyczna, druga zdecydowanie pesymistyczna. Po pierwsze decyzją Komisji mogę mieć przyznane dodatkowe zaświadczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności ze względu na wzrok oraz utrzymana będzie decyzja wydana w 2008 roku. Po drugie lekarz wchodzący w skład Komisji jest władny do rewizji owego przed laty przyznanego zaświadczenia, co mogło poskutkować koniecznością ponownego dostarczenia wypisów ze szpitali oraz wyników badań przeprowadzonych przed laty, a co najważniejsze - ów lekarz może unieważnić dotychczasowy symbol niepełnosprawności. Doprawdy nie wiem czy wiadomość o tym, że nowe zaświadczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności ze względu na dysfunkcję narządu wzroku miało być w tym momencie pocieszeniem? Ponieważ w prasie można było znaleźć coraz to nowe wiadomości o reformie Zespołów do Spraw Orzekania o Stopniu Niepełnosprawności oraz mnóstwo skarg od czytelników mających kontakt z tą instytucją, wycofałam mój wniosek. Postąpiłam w ten sposób nie dlatego, iż mnie skutecznie zniechęcono, ale dlatego, że nie mogłam pogodzić się z otrzymanymi informacjami, które mogłyby mnie zmusić do ponownego gromadzenia dokumentacji medycznej, a co za tym idzie, proszenia bliskich o pomoc. Nie rozumiem dlaczego traktuje się osoby niepełnosprawne jak potencjalnych kłamców i wyłudzaczy tego, co nam się naprawdę należy. Nie jestem również pewna czy ktokolwiek zdrowy, wchodzący w skład komisji lub nie, chciałby się z nami zamienić i stanąć po drugiej stronie lub wziąć na swój kark choćby namiastkę naszej niedyspozycji. Z dużą wiarą, że nowa reforma o orzecznictwie przyniesie pozytywne zmiany, trzymam wycofany wniosek w pogotowiu. && Czy warto pracować? Teresa Dederko Praca zawodowa ma szczególne znaczenie w przypadku osób niewidomych. Oczywiście, tak jak dla każdego i dla nas ma przede wszystkim wymiar materialny, jest po prostu źródłem utrzymania. Dobrze jest, kiedy z wykonywanej pracy czerpiemy satysfakcję, a nie samo wynagrodzenie. Oprócz zarabianych pieniędzy, bez których w naszej cywilizacji żyć się nie da, możemy czerpać przyjemność z wykonywanego zajęcia, z naszej użyteczności, pomocy innym itd. Z pewnością jest to sytuacja optymalna, gdy praca wiąże się z zainteresowaniami i pasją pracownika. W przypadku osób z niepełnosprawnościami dobrze wykonywana praca zwiększa ich poczucie wartości, niezależności i osobistej godności. Obecnie coraz bardziej popularna staje się praca zdalna, wykonywana poza siedzibą pracodawcy. Ma to swoje pewne plusy, ale i minusy. Plusem na pewno jest to, że oszczędzamy czas na dojazdy, ułatwiona jest opieka nad dziećmi czy starszymi członkami rodziny. Często sami decydujemy o rozkładzie zajęć w ciągu całego dnia. Taka forma zatrudnienia wymaga jednak dużej samodyscypliny. Trzeba samodzielnie robić plan i pilnować jego wykonania. Swobodne dysponowanie własnym czasem może okazać się trudne i wówczas zaliczymy je do minusów pozostawania w domu. Jeżeli się nie zdyscyplinujemy, zaczniemy wstawać coraz później, potem przeczytamy w Internecie aktualności, spokojnie wypijemy kawę i nawet nie zauważymy, kiedy minie południe. Możemy też mieć poczucie pewnej izolacji; dlatego ważne jest znalezienie różnych aktywności pozadomowych umożliwiających nawiązywanie kontaktów z innymi ludźmi. W minionym ustroju, jeszcze w PRL-u, też sporo osób niewidomych pracowało w domu, nazywało się to pracą nakładczą, a bardziej potocznie - chałupniczą. Pociągało to za sobą różne skutki. Część pracowników była zadowolona, mogąc łączyć zarabianie pieniędzy z wychowywaniem dzieci, ale zdarzały się przypadki narastającego zaniedbywania się, a nawet popadania w alkoholizm. Ktoś kto chodził codziennie do spółdzielni, musiał odpowiednio przygotować się do wyjścia między ludzi, dbał o swój wygląd, odpowiednio ubierał się, golił. W pracy spotykał innych kolegów, którzy mogli doradzić w różnych sprawach czy też udzielić potrzebnych informacji. Po przejściu na chałupnictwo bywało, że taki pracownik przestawał dbać o siebie, cały dzień przechodził w pidżamie, po kilka dni nie wychodził z domu, a ponieważ był w każdej chwili osiągalny, zaczęły się w jego domu nieustające wizyty kolegów. W obecnym stuleciu prawie wszyscy niewidomi mają, może niewystarczające, ale jednak jakieś zabezpieczenie finansowe w postaci renty wypracowanej albo socjalnej. Można więc żyć nie zarabiając, wypełniając sobie czas kolejnymi szkoleniami i turnusami rehabilitacyjnymi. Mnóstwo czasu zajmuje też penetrowanie Internetu, wypowiadanie się na różnych forach, pisanie komentarzy do komentarzy i podejmowanie wielu działań w podobnym stylu. Myślę, że osobie niewidomej pracującej w zespole z osobami widzącymi łatwiej jest funkcjonować na co dzień. W miejscu pracy, oprócz wykonywania obowiązków służbowych, rozwijamy się też społecznie. Rozmawia się przecież na różne tematy. W ten sposób można pozyskać wiele cennych informacji, np. o nowych produktach, o dobrych przedszkolach i szkołach w okolicy itd. Bywa, że po jakimś czasie współpracownicy stają się dobrymi kolegami, z którymi nawiązujemy kontakty towarzyskie także poza pracą. Osobom niewidomym nie raz trudno jest znaleźć odpowiednie zatrudnienie, ale jeżeli nie pracujemy zawodowo, możemy zająć się użyteczną pracą społeczną. && Ogłoszenie Polski Związek Niewidomych wspólnie z Europejską Unią Niewidomych serdecznie zaprasza wszystkich chętnych do udziału w 12. edycji Onkyo World Braille Essay Contest. Ten prestiżowy ogólnoświatowy konkurs literacki jest organizowany od 2007 roku, aby promować korzystanie z alfabetu Braille’a – kluczowego dla osób niewidomych narzędzia w pozyskiwaniu informacji oraz ważnego środka umożliwiającego uczestniczenie w życiu społecznym. Fundatorami atrakcyjnych nagród w konkursie są firma ONKYO oraz brajlowskie wydanie japońskiego dziennika Mainichi. W tym miejscu przypominamy, że w 10. edycji konkursu Pani Teresa Dederko zdobyła pierwszą nagrodę za swoją pracę pt. Widzę palcami. Tematem prac konkursowych mogą być takie zagadnienia, jak: • Rola pisma Braille’a w życiu społecznym, politycznym itp.. • Jak żyć z brajlem? • Zabawne wydarzenia związane z pismem punktowym. • Jaka będzie przyszłość pisma Braille’a? • Zalety i wady pisma Braille’a w porównaniu z pismem zwykłym lub mową syntetyczną. • Brajl w sztuce i muzyce. Powyższa lista nie jest jednak zamknięta. Organizatorzy serdecznie zachęcają do poruszania innych ciekawych wątków i kreatywności w swoich pracach. Zasady konkursu Do konkursu można zgłaszać jedynie własne, autorskie prace, napisane w dowolnej formie literackiej (wiersza, felietonu, eseju, wywiadu, a nawet listu). W konkursie mogą wziąć udział wszyscy, bez względu na wiek, także osoby widzące, np. nauczyciele, instruktorzy Braille’a. Nagrody przyznawane będą w dwóch kategoriach wiekowych: dzieci i młodzież do 25 r. życia oraz osoby powyżej 25 roku życia. W konkursie nie mogą brać udziału osoby piszące zawodowo do ogólnodostępnych mediów. Laureaci pierwszej nagrody również nie mogą składać swoich prac w ciągu trzech lat od jej przyznania. Prace nadesłane w poprzednich latach nie mogą być ponownie zgłaszane. Zgłaszane teksty mogą być napisane w języku angielskim lub polskim. Prace napisane po polsku powinny mieć od 800 i nie przekraczać 1000 słów (z tolerancją do 10%). W wyjątkowych wypadkach prace krótsze niż 800 słów mogą być brane pod uwagę. Zgłoszenia Autorskie prace w języku polskim lub angielskim należy przesłać do Instytutu Tyflologicznego Polskiego Związku Niewidomych w formie elektronicznej, na adres prezes@pzn.org.pl, w nieprzekraczalnym terminie do 8 czerwca 2018 r. W temacie wiadomości prosimy wpisać: konkurs o brajlu. Nadesłana praca, wyłącznie w formie elektronicznej powinna przed tytułem zawierać: imię i nazwisko autora, płeć, wiek, kraj, nazwę organizacji członkowskiej EBU, która zgłasza pracę do konkursu (Polski Związek Niewidomych); liczbę słów tekstu napisanego w języku ojczystym. Specjalnie powołany zespół wybierze maksymalnie 5 najlepszych prac, które zostaną przetłumaczone na angielski i przesłane organizatorom. Dodatkowe informacje Biorąc udział w konkursie, autorzy przekazują prawa autorskie do swoich tekstów, a także wyrażają zgodę na ich ewentualne opublikowanie. Zwycięzcy konkursu zobowiązani są do przesłania swojej fotografii, a także do wyrażenia zgody na publikację swojego wizerunku na stronach EBU i w drukowanych publikacjach. Nagrody i wyróżnienia Najlepsza praca - 2000 USD, druga nagroda w kategorii dzieci i młodzież do 25 lat - 1000 USD, druga nagroda w kategorii osoby dorosłe powyżej 25 r. życia - 1000 USD, trzecia nagroda - po dwie prace w każdej z kategorii mogą otrzymać nagrodę w wysokości 500 USD każda. Źródło: BIP nr 8 (175), kwiecień 2018