Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449-6154

Nr 9/30/2018
wrzesień

Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95e/1
20-706 Lublin
Tel.: 505-953-460

Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608-096-099
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Spis treści

Od redakcji

Wrześniowych liści blask - Genowefa Cagara

Co w prawie piszczy

Czy trzeba być szalonym, żeby jeszcze wierzyć w sukces? - Agata Gawska

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Nie zwlekaj, idź po aparat - Ryszard Dziewa

Medycyna naturalna w walce ze stresem - Patrycja Rokicka

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

Budżet domowy - jak zacząć? - A.B.

Kuchnia po naszemu - Kuchcik

Z polszczyzną za pan brat

Kuchenne niuanse - Tomasz Matczak

Rehabilitacja kulturalnie

Chcemy, ale nie wychodzi, czyli jak zmieniać nawyki - Małgorzata Gruszka

Wakacje dla ciała i ducha - Anna Hałupka

Podróże po Polsce - oczywiście pociągiem - Wanda Nastarowicz

Galeria literacka z Homerem w tle

Zamiast biografii - Genowefa Cagara

Wiersze - Genowefa Cagara

Nasze sprawy

Audiodeskrypcja podstawową formą integracji - Bożena Lampart

Zawód: asystent osoby niepełnosprawnej - Andrzej Koenig

Listy od Czytelników

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Minęło lato, wieczory są coraz dłuższe, zachęcają do sięgnięcia po ciekawą lekturę, np. Sześciopunktu.

Nie poddajemy się jesiennej nostalgii, na naszych łamach wspominamy miejsca i zabytki, które zwiedzaliśmy i możemy polecać.

W dziale dotyczącym zdrowia koniecznie trzeba przeczytać artykuł ważny dla osób mających problemy ze słuchem.

W naszej kuchni zadebiutował tym razem nowy Kuchcik. Ciekawi jesteśmy, czy jego dania będą Państwu smakowały.

Wszystkim, mającym problem z zarządzaniem finansami, polecamy artykuł, w którym autorka radzi, jak planować i dyscyplinować domowy budżet.

W Sześciopunktowej poradni psychologicznej dowiemy się, jak utrwalać dobre nawyki, a jak zwalczać te destrukcyjne.

Kontynuujemy ciekawy, trochę zabawny, ale poszerzający wiedzę cykl poświęcony polszczyźnie.

W Galerii literackiej witamy nową poetkę, której wiersze pełne są kolorów, zachwytu nad przyrodą, przy tym nie są pozbawione pogłębionej refleksji.

Jak zwykle czekamy na opinie i uwagi od Czytelników Sześciopunktu.

Zespół redakcyjny

<<<powrót do spisu treści

&&

Wrześniowych liści blask

Genowefa Cagara

Wrześniowych liści złoty blask,
Tańczący w powiewach wiatru.
Czas tęsknoty, żalu, wspomnień.
Pamiętasz? Miałam włosy jak płonące drzewa.
Odchodząc zabrałeś mi ostatni promyk nadziei.
Ostatnia kropla wiary odeszła z tobą w świat.
Teraz wracają do mnie wędrownymi ptakami,
Zwabione jasnością, słonecznymi ognikami.
Zostawiają mi w prezencie kolejne dni i lata.
Czy jesteś szczęśliwy w świecie bez jesieni?

<<<powrót do spisu treści

&&

Co w prawie piszczy

&&

Czy trzeba być szalonym, żeby jeszcze wierzyć w sukces?

Agata Gawska
Senior, ekspertka ds. rynku pracy Fundacji Aktywizacja

Ile niepełnosprawnych rąk do pracy?

Przytaczanie linijek danych dotyczących sytuacji osób z niepełnosprawnościami na rynku pracy wydaje się być powtarzaniem czegoś, co wszyscy wiemy. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do tego, że mało osób z tej grupy pracuje, a niepełnosprawność kojarzy się z biorcami świadczeń społecznych, że traktujemy to jako sytuację oczywistą.

Stereotypy dotyczące niepełnosprawności funkcjonujące w społeczeństwie (tu też można mnożyć dane z badań) są tak silne, że każdy, kto pracuje na rzecz tego środowiska, ma momenty zwątpienia i czuje się jakby walczył z wiatrakami. Sytuacji nie poprawił sposób prowadzenia debaty wokół ostatniego protestu osób z niepełnosprawnościami w Sejmie. Fala negatywnych komentarzy i niemilknące dyskusje o granicach socjalnej pomocy państwa każą postawić pytanie powracające jak bumerang dlaczego tak mało osób z niepełnosprawnościami pracuje i co państwo powinno z tym problemem zrobić?.

Trzeba być z natury skłonnym do ryzyka, żeby próbować pracować

Nie każda osoba z niepełnosprawnością może pracować tak po prostu, nie każda może pracować w pełnym wymiarze godzin, nie każda może pracować na miejscu, w zakładzie pracy. Ponadto nie każda może w ogóle pracować - ale ile jest osób w tej ostatniej grupie, nikt nie wie. Wskaźnik zatrudnienia dla osób z niepełnosprawnościami w wieku produkcyjnym od kilku lat waha się w przedziale 22-26,3%, czyli mamy około 1,5 mln osób z niepełnosprawnościami [1], które mogłyby zasilić rynek pracy, ale go nie zasilają.

Wiele jest przeszkód po stronie lub w otoczeniu samej osoby z niepełnosprawnością, poczynając od tej fundamentalnej, jak zapis niezdolny do pracy w ZUS-owskim orzeczeniu o stopniu niepełnosprawności.

Człowiek dostaje urzędowe potwierdzenie, że jest niezdolny do pracy, często z dodatkowym zapisem i samodzielnej egzystencji. Czy po takim urzędowym poświadczeniu łatwo jest przebić się myśli mogę pracować!? Raczej nie. Mamy więc człowieka i dokument. Człowiek ma rodzinę, która często z dobrych pobudek jest zbyt opiekuńcza. A jeśli do tego mamy jeszcze człowieka z rentą i zagrożeniem jej utraty po podjęciu zatrudnienia, to trzeba być z natury skłonnym do ryzyka, żeby próbować pracować. Mamy też otoczenie, w którym nasz bohater funkcjonuje. Jeśli to duże miasto - ma szczęście, bo łatwiej o pracę i łatwiej się do niej dostać. Jeśli wieś, to nawet jak znajdzie się praca, to nie ma jak do niej dojechać, bo albo autobus jeździ dwa razy dziennie, albo komunikacji nie ma w ogóle. Jest też nasz pracodawca, który owszem zatrudni, w końcu może liczyć na dopłatę do wynagrodzenia, ale szybko okazuje się, że albo w zakładzie pracy są schody, albo nieprzyjazne otoczenie…

Bo do tanga trzeba dwojga

W naszej układance nie możemy zapominać o Powiatowych Urzędach Pracy, które powinny wspierać poszukujących pracy. Jednak przekazanie oferty pracy to często za mało, aby do pracy zmotywować. Oferta pracy nie jest też pełną informacją o pracodawcy, a warto wiedzieć przed podjęciem zatrudnienia, gdzie się będzie pracować, jaka jest rotacja kadry, jakie zarobki, jaka atmosfera. O braku skuteczności Urzędów w aktywizacji zawodowej osób z niepełnosprawnościami napisano wiele, a utrzymujący się niezmienny od lat odsetek tej grupy będącej w rejestrach PUP potwierdza najgorsze - w dobie standaryzacji Urząd nie jest w stanie pomóc klientowi, który ma tak niestandardowe potrzeby.

Nie napiszę nic odkrywczego, kiedy stwierdzę, że indywidualizacja jest kluczem do sukcesu, zwłaszcza w sytuacji wsparcia osoby, która często potrzebuje go dużo więcej niż przeciętny klient Urzędu Pracy. Kluczem do sukcesu poza indywidualizacją jest motywacja, bo jak wspomniałam wyżej albo trzeba być skłonnym do ryzyka, albo mieć dobrego doradcę, żeby zdecydować się na podjęcie zatrudnienia, kiedy wszystko i wszyscy dookoła mówią niezdolny do pracy. Dobry doradca wie, jak zmotywować, jak motywację utrzymać. Zna się na tym, co robi i wie, jak pomóc. Wie, jak być profesjonalnie niewidocznym, aby zagwarantować podopiecznemu sukces.

Pozytywnie zakręcony trzeci sektor

Bezkonkurencyjną i jedyną grupą podmiotów, która może wesprzeć drogę do aktywności zawodowej, a finalnie do samodzielności osoby z niepełnosprawnością, są organizacje pozarządowe - pozytywnie zakręceni ludzie, którzy wciąż wierzą w sukces. Z roku na rok tych profesjonalnie zajmujących się rynkiem pracy organizacji przybywa. Dane z rejestru Agencji Zatrudnienia, gdzie w roku 2014 były 252 fundacje i stowarzyszenia, a w roku 2017 już 404 [2] wyraźnie to pokazują. I choć profesjonalizm często przejawia się w standaryzacji usług, która także dotknęła trzeci sektor, to w NGO nadal udaje się zachować podejście indywidualne do osoby.

Oczywiście nie może być zbyt różowo, bo i tutaj pojawiają się problemy, a w zasadzie jeden, fundamentalny - finansowanie. Organizacje żyją od projektu do projektu, profesjonalizując i standaryzując swoje działania w zasadzie z potrzeby serca i potrzeby jak najlepszego wsparcia osób z niepełnosprawnościami, na rzecz których działają. Wciąż nie udaje się wypracować mechanizmów, w których państwo finansuje profesjonalne i skuteczne działania NGO w formie stałej - nie ma znaczenia czy środki idą za osobą (a ona realizuje usługę w NGO), czy wprost do NGO, które usługi świadczy. Kluczowe znaczenie ma trwałość, bo to ona pozwala inwestować w pracowników organizacji i wciąż doskonalić swoje działania.

Zdecydowana większość polskich NGO to profesjonalne i doskonale przygotowane do wsparcia na rynku pracy osób z niepełnosprawnościami podmioty, ale co równie ważne także wsparcia pracodawców - przekonują, motywują, szkolą, tak aby tworzone miejsca pracy były jak najbardziej przyjazne.

Kto był na wizytach studyjnych w innych krajach UE, ten wie - to już nie czas na transfer innowacji z zagranicy, to my powinniśmy uczyć innych jak pracować z osobami z niepełnosprawnościami.

Ani w prawo, ani w lewo

Czy jesteś ekspertem czy badaczem, czy praktykiem, wiesz już dobrze, że osoby z niepełnosprawnościami potrzebują pomocy i motywacji, aby próbować pracować. Publiczne służby zatrudnienia nie są zdolne wesprzeć tej grupy, organizacje pozarządowe borykają się z brakiem środków, przez co nie mogą zagwarantować trwałości oferowanego wsparcia. Warto dodać, że praca wyłącznie oparta na wolontariacie w NGO nie jest w stanie zapewnić pełnego wsparcia potrzebnego osobom z niepełnosprawnościami.

Sytuacja wygląda tak, jak byśmy utknęli w martwym punkcie. Wiemy, że nie działa, wiemy co nie działa, ale czy faktycznie nie ma pomysłu, co z tym zrobić?

Pomysłów jest wiele, wiele po stronie samych NGO, zalegają one w postaci strategii działań, planów, programów. Przez lata, najczęściej za środki Unijne wytworzyliśmy ich w sektorze wiele. Jest tylko jeden mały szkopuł - rządzący nie chcą z nich skorzystać i barwy klubowe nie mają tu znaczenia.

Przykładów można by mnożyć, ale na pewno najbardziej wyrazistym jest kwestia zatrudnienia wspomaganego, które funkcjonuje jako usługa w sektorze organizacji pozarządowych od wielu lat, a kolejne rządy obiecują wpisać ten instrument do ustawy. Być może stoimy przed historyczną chwilą, kiedy tak się stanie…, ale jakim kosztem? Gdyby nie protest w Sejmie, pewnie kolejny rząd podtrzymywałby tylko obietnice.

Róbmy swoje

Mówi się, że praca jest koroną rehabilitacji, owszem jest - ale jest też samodzielnością, samowystarczalnością i niezależnością, której osoba z niepełnosprawnością potrzebuje jak każda inna osoba bez względu na wiek czy miejsce zamieszkania. Stwarzanie warunków do godnego, niezależnego życia powinno być rolą państwa i jego dążeniem, tymczasem wciąż nieudolnie raczkujemy w tym zakresie, a gdyby nie organizacje pozarządowe byłoby naprawdę fatalnie.

Jak długo jeszcze? - myśli trzeci sektor w chwilach zwątpienia. Tak długo jak widzimy sens i mamy sukcesy - to jedyna odpowiedź!

Z niczym nie da się porównać satysfakcji ze wsparcia osoby, która dzięki nam zmieniła swoje życie, usamodzielniła się i jest z siebie dumna. Nie możemy też ustawać w dążeniu do systemowej zmiany, wciąż wytrwale powinniśmy naciskać i przekonywać kogo się da, aby reforma wsparcia aktywizacji zawodowej osób z niepełnosprawnościami stała się faktem!

[1] Wg danych GUS w wieku produkcyjnym (wg tzw. ekonomicznych grup wieku, tzn. wiek 18-59 dla kobiet i 18-64 dla mężczyzn) jest 1,6 mln osób, z czego 1,18 mln biernych; 390 tys. bezrobotnych - stan IV kw 2017.

[2] Informacja Agencje Zatrudnienia w roku 2014-2016 MRPiPS.

Źródło: www.ngo.pl, 2018-06-12

<<<powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

&&

Nie zwlekaj, idź po aparat

Ryszard Dziewa

Najczęściej po przekroczeniu 50. roku życia zauważamy pewne oznaki pogorszenia się naszego stanu zdrowia. Odczuwamy bóle kręgosłupa, gwałtownie podnosi nam się poziom cukru, a to znów niebezpiecznie skacze ciśnienie tętnicze. Oczywiście przy odpowiednim leczeniu możemy sobie pomóc na tyle, żeby spokojnie żyć z tymi przypadłościami, zażywając leki i stosując zdrową dietę. Niestety są takie dolegliwości, na które nawet najlepsze lekarstwa nie będą w stanie nam pomóc. Jedną z takich chorób jest niedosłuch, który zazwyczaj rozwija się przez wiele lat. Dla osoby niewidomej nawet lekka utrata słuchu stanowi duże utrudnienie w kontaktach międzyludzkich. Osoby widzące nawet ze znacznym niedosłuchem nierzadko wspierają swoją komunikację z otoczeniem poprzez patrzenie na usta rozmówcy. My natomiast częściej próbujemy sobie wmówić, że doskonale jeszcze słyszymy dochodzące do nas dźwięki i oskarżamy naszych rozmówców, że to oni niewyraźnie mówią, dlatego nie możemy ich zrozumieć.

To prawda, że osoba z lekkim lub nawet umiarkowanym niedosłuchem często słyszy wiele dźwięków normalnej głośności, jednak nie potrafi ich poprawnie zidentyfikować, co ma bardzo duże znaczenie dla rozumienia mowy. Sytuacja ta w pewnym sensie przypomina problemy z jakimi borykają się osoby z wadą wzroku, które widzą obiekty tak samo jasno, ale zmniejsza się ich ostrość widzenia.

Nie lekceważ pierwszych objawów niedosłuchu i jak najszybciej zgłoś się do specjalisty, który po odpowiednim przebadaniu najprawdopodobniej zaproponuje ci skorzystanie z aparatu słuchowego. Wtedy odczujesz na własnej skórze jak radykalnie możesz odmienić swoje życie.

Ja osobiście przekonałem się jak wielkim dobrodziejstwem może być taki aparat słuchowy dla niewidomego, który nawet z niewielkim ubytkiem słuchu ma o wiele większe problemy w komunikowaniu się z otoczeniem niż osoba widząca. Po przebadaniu okazało się, że mój niedosłuch jest jeszcze niewielki, ale aparat słuchowy już teraz znacznie poprawiłby komfort w kontaktach międzyludzkich. Trochę niedowierzałem takim zapewnieniom, ale zgodziłem się na wypożyczenie aparatu, żeby przekonać się, czy warto dokonać zakupu bądź co bądź stosunkowo drogiego sprzętu. Mój sceptycyzm okazał się całkowicie bezzasadny, natomiast poprawa słuchu jaką odczułem, przerosła moje oczekiwania.

Wybieramy aparat

W zależności od stopnia utraty słuchu wybieramy taki aparat, który praktycznie w pełni przywróci nam normalny słuch. Rozpiętość cen tych urządzeń jest bardzo duża - od 1.000 do 10.000 zł na jedno ucho. Na wartość aparatu wpływają różne czynniki, jednak w sposób najbardziej istotny o cenie decyduje poziom technologicznego zaawansowania urządzenia.

Cyfrowe aparaty słuchowe gwarantują m.in. zachowanie podstawowych zdolności słuchu i najlepszą jakość dźwięku. Ich poziom zaawansowania technologicznego jest podobny do komputerów. Nowoczesny aparat słuchowy umożliwia nie tylko poprawę słyszenia i rehabilitację słuchu, ale także bezprzewodowe połączenie z innymi urządzeniami, np. z telefonem komórkowym, na którym można dokonywać zmian ustawień w aparacie. Dodatkowe aplikacje ułatwiają dobór właściwego urządzenia oraz automatyczne dostosowywanie się programów do zmieniających się warunków akustycznych, np. podczas oglądania telewizji, słuchania muzyki czy lotu samolotem. Nie wszystkie funkcje i programy są potrzebne każdemu użytkownikowi aparatów słuchowych.

Biorąc pod uwagę kryterium cenowe, można wyróżnić trzy klasy aparatów słuchowych:

Aparaty słuchowe z klasy ekonomicznej są idealnym rozwiązaniem dla osób z małym bądź średnim niedosłuchem, wymagających, lecz nieprowadzących zbyt aktywnego trybu życia oraz pracujących w naturalnym środowisku akustycznym - bez hałasów. Aparaty z tej klasy cenowej gwarantują odpowiednie wzmocnienie dźwięku oraz funkcje dodatkowe zapewniające najwyższą jakość sygnału. Podstawowe wyposażenie takich aparatów to:

Osobom z dużym i głębokim niedosłuchem polecane są aparaty ze średniej klasy cenowej, gdyż rozległe ubytki słuchu wymagają zastosowania zaawansowanej technologii dla osiągnięcia najlepszych efektów.

Aparaty słuchowe ze średniej klasy cenowej zapewniają:

Aparaty z najwyższej klasy cenowej to urządzenia bardzo zaawansowane technologicznie, zawierające dużo funkcji dodatkowych zwiększających komfort codziennego użytkowania aparatów.

Przy zakupie aparatów słuchowych możemy ubiegać się o dofinansowanie.

Według Rozporządzenia Ministra Zdrowia z 2014 roku dofinansowanie na aparat słuchowy z NFZ przysługuje każdej osobie ubezpieczonej, u której wartość niedosłuchu przekroczyła 30 dB (do 26. roku życia) bądź 40 dB (po 26. roku życia). Osoby z grupą inwalidzką bądź orzeczeniem o niepełnosprawności mogą dodatkowo się ubiegać o częściową refundację z PFRON. Dzięki dofinansowaniom koszt aparatu słuchowego znacznie się obniża. Niektóre firmy mają również sprzedaż ratalną aparatów nawet z zerowym oprocentowaniem.

Aparat słuchowy to sprzęt medyczny, dlatego ważne jest, aby był dobrze dopasowany do indywidualnych potrzeb użytkownika. Doborem aparatu zajmuje się protetyk słuchu.

Nie zwlekaj, jeżeli zauważyłeś, że nie wszystkie słowa są dla ciebie zrozumiałe, np. w kościele, na zebraniu czy w rodzinnych kontaktach, koniecznie przebadaj swój słuch, a w przypadku jego pogorszenia zadbaj o odpowiedni aparat.

<<<powrót do spisu treści

&&

Medycyna naturalna w walce ze stresem

Patrycja Rokicka

Medycyna naturalna od wieków stosowana była z powodzeniem przez naszych przodków, którzy pokonywali swoje dolegliwości, bóle oraz niedyspozycje, wykorzystując leczniczą moc kuracji roślinnych, masaży, aromaterapii, akupunktury oraz hydroterapii. Medycyna naturalna, jak sama nazwa wskazuje, oparta jest wyłącznie na naturalnych preparatach oraz metodach leczniczych, jest bezpieczna, nie powoduje skutków ubocznych, pochodzi z natury tak jak każdy z nas.

Medycyna niekonwencjonalna z powodzeniem stosowana jest także w naszych czasach, jest alternatywą medycyny tradycyjnej opartej na farmakologii, jest furtką dla tych, którzy pragną leczenia bez chemii.

Utrapieniem dzisiejszych czasów oraz bolączką, z którą zmagają się prawie wszyscy jest wszędobylski stres. Stres paraliżuje nas w szkole, w pracy, w domu, podczas publicznych wystąpień, w trakcie podróży. Nie będzie przesadą, gdy stwierdzimy, że w obecnych czasach na stres oraz jego negatywne skutki narażeni jesteśmy codziennie.

Jak skutecznie się bronić? Jaką obrać drogę w walce ze stresem, by zacząć cieszyć się życiem, gdy czujemy, że zamieniamy się w przysłowiowy kłębek nerwów?

Moja odpowiedź brzmi: sięgnijmy po dobrodziejstwo medycyny naturalnej, która w sposób nieinwazyjny poprawi nasze samopoczucie, ukoi nerwy oraz pozwoli zrelaksować się i odprężyć po ciężkim dniu, trudnym egzaminie czy rozmowie z szefem.

Kąpiele lecznicze

Najprostszą i najstarszą metodą samoleczenia są kąpiele lecznicze. Chcąc skorzystać z ich dobroczynnego działania, nie musimy wyjeżdżać do sanatorium czy uzdrowiska. Taką kąpiel bez problemu możemy przygotować we własnym domu, bez pomocy innych.

Kąpiel uspokaja układ nerwowy, koi nerwy, odpręża nasze ciało, pozwala oderwać się od codziennych trosk. Wzbogacona działaniem ziół (rumianku, szałwii, nagietka), aromatycznych olejków (lawendowego, pomarańczowego) czy soli bogatej w minerały zdziała cuda. Kąpiel lecznicza powinna trwać od 15 do 25 minut, temperatura wody powinna mieć ok. 36 stopni C. Kąpiel leczniczą należy powtarzać regularnie, co drugi dzień przez okres 14 dni. Podczas kąpieli ważne jest także stworzenie odpowiedniej atmosfery, możemy włączyć ulubioną muzykę relaksacyjną, zapalić kadzidełka lub świece zapachowe.

Masaż ciepłą i zimną wodą

Naprzemienny masaż wodą jest prostą, skuteczną metodą w walce ze stresem. Polega na kierowaniu strumienia wody o zmiennej temperaturze (raz zimnej, raz ciepłej) na poszczególne partie naszego ciała. Masaż wykonujemy przy pomocy prysznica wyposażonego w regulację strumienia i nasilenia wody. Dla uzyskania pożądanych efektów naprzemienny prysznic najlepiej brać dwa razy dziennie, rano i wieczorem po ok. 4-5 minut. Masaż rozpoczynamy od wody ciepłej, następnie regulując temperaturę wody przechodzimy do wody chłodniejszej. Każdą fazę powtarzamy z zachowaniem zasady: 20 sekund ciepła woda, 10 sekund zimna. Po takim prysznicu należy ciepło się ubrać, by nie wychłodzić organizmu, dobrze jest także wypić rozgrzewającą herbatkę.

Uzdrawiający chód

Skuteczną metodą w walce ze stresem jest chodzenie na świeżym powietrzu. Otaczająca nas przyroda ma zbawienny wpływ na nasz układ nerwowy. Chodzenie po parku, ogrodzie, wzdłuż jeziora wprawi nas w szczęśliwy nastrój, podczas spaceru nasze myśli odpoczną od przygnębiających sytuacji.

Tempo marszu powinno być dostosowane do naszych możliwości, spacer nie powinien nas męczyć, ponieważ jego rolą jest odprężenie zarówno ciała jak i umysłu. Podczas spacerów skupiajmy się wyłącznie na naszych wewnętrznych doznaniach oraz kontakcie z przyrodą, ważne jest wyłączenie telefonów komórkowych oraz innych urządzeń elektronicznych, które zazwyczaj towarzyszą nam w wykonywaniu codziennych czynności. W trakcie spaceru możemy wykonać serię ćwiczeń rozciągających i rozluźniających, uśmiechajmy się również do otaczającego nas świata; dzięki temu rozluźnimy napięte przez długotrwały stres mięśnie twarzy.

Niefrasobliwy trening jakim niewątpliwie jest uzdrawiający chód wyzwoli w nas sporą dawkę endorfin zwanych hormonami szczęścia, które skutecznie rozwieją czarne chmury codzienności.

Afirmacje - myśli, które pomagają

Pozytywne myśli oraz głośno wypowiadane zdania o optymistycznym przekazie są kolejnym, prostym sposobem, który przynosi ratunek zszarpanym nerwom. Afirmacje powodują, że nasz mózg przestaje skupiać się na złych doświadczeniach i przestraja się na dobre, życzliwe dla nas tory. Częste powtarzanie afirmacji może wpłynąć na nasze nowe postrzeganie siebie i świata. Dzięki pozytywnym myślom spojrzymy bardziej życzliwie na nas samych oraz otaczający nas świat, sztucznie wytworzone problemy zmniejszą się, a nasze wewnętrzne bariery ustąpią. Zmieni się nie tylko podejście psychiczne, ale i nasza postawa fizyczna, będziemy chodzić wyprostowani, pewnie stąpać po ziemi z głową podniesioną wysoko, nasza samoocena wzrośnie.

Przykłady afirmacji

- Jestem wyjątkowy, nie ma drugiej takiej osoby na świecie jak ja.

- Codziennie jestem uśmiechnięty, mój dobry humor jest moim wyborem.

- Żyję wśród dobrych, życzliwych ludzi.

- Moje życie jest darem dla świata.

- Z każdym nowym dniem kocham bardziej siebie i innych.

- Liczy się tu i teraz.

Dotleniające oddychanie

Oddech to życie. W zależności od tego w jaki sposób będziemy oddychać, będzie zależało nasze zdrowie psychiczne i fizyczne. Prawidłowe oddychanie poprawi nasz nastrój, samopoczucie oraz zlikwiduje stres. Efektywne oddychanie to spokojne, głębokie oddychanie przeponą. Dzięki tej technice nasz organizm pobierze ok. 10 razy więcej powietrza niż przy oddechu płytkim, przez co dobrze się dotleni. Starajmy się jak najczęściej oddychać głęboko, robiąc pełny, długi wdech i równie głęboki wydech, dzięki któremu pozbędziemy się dwutlenku węgla z naszego organizmu.

Krótki, urywany oddech świadczy o lęku i nadmiernym stresie, długi i spokojny jest dowodem spokoju, relaksu i równowagi.

Aromaterapia

Olejki eteryczne są popularnym środkiem łagodzącym różnego rodzaju dolegliwości. Wdychane przez nas aromaty pochodzące z ziół, kwiatów czy owoców, docierając do naszego mózgu, łagodzą napięcie nerwowe, stres oraz poprawiają samopoczucie. W walce z apatią czy permanentnym znużeniem możemy wykorzystać olejek z grejpfruta lub lawendy, zmęczenie zlikwiduje olejek z cytryny oraz mandarynki, nerwy ukoi olejek z pomarańczy.

Aromaterapię możemy zastosować w formie inhalacji, kąpieli, kompresów oraz masaży. Najprostszym jednak sposobem jest wdychanie olejku rozpylonego np. na chusteczce. Ciekawostką niech będzie informacja, iż Kleopatra (królowa Egiptu) cierpiąca na bezsenność, wypełniała swoje poduszki płatkami róż, żeby zapewnić sobie spokojny sen. W ten sposób wykorzystywała olejek różany jako formę leczenia bezsenności. Weźmy z niej przykład.

Lecznicza siła ziół

Aby skutecznie i naturalnie zwalczyć napady paniki, stresu oraz niepokoju, z pomocą przychodzą nam zioła. Największą sławą w tej dziedzinie cieszą się: melisa, mięta, waleriana, dziurawiec, rumianek, lipa, czarny bez i chmiel.

Najbardziej popularną oraz najsmaczniejszą formą zażywania leczniczych ziół są napary przygotowywane w formie herbatek ziołowych, które możemy zrobić z kwiatów, liści, owoców lub pociętych całych ziół. Do przygotowania herbatek ziołowych najlepiej wykorzystać wodę miękką - filtrowaną lub źródlaną - zakupioną w sklepie. Ostatecznie możemy skorzystać z wody z kranu (twardej), jeśli nie mamy innej. Ziółka zaparzamy w zaparzaczu, dzbanku z przykrywką, termosie lub w szklance, którą należy przykryć talerzykiem. Dobrze jest, by woda po zagotowaniu chwilkę postała (np. 1 minutę), ponieważ idealna temperatura do zalania ziół to 95 stopni C. Zioła parzymy ok. 10-15 minut.

Na zdrowie!

Źródło: Michał Tombak Jak żyć długo i zdrowo, Maja Błaszczyszyn Pełnia życia, http://szlachetnezdrowienet.pl/

<<<powrót do spisu treści

&&

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

&&

Budżet domowy - jak zacząć?

A.B.

Na własnej skórze przekonałam się, że prowadzenie budżetu domowego jest konieczne, jeśli chcemy panować jako tako nad swoimi finansami, ale co ważne - uświadamiamy sobie wtedy, gdzie są nasze pieniądze.

Można skorzystać z szablonu Michała Szafrańskiego na blogu internetowym Jak oszczędzać pieniądze, spisywać wszystkie swoje wydatki i przychody w arkuszu kalkulacyjnym lub zapisywać je w inny sposób. Na początku to był koszmar. Ogarnięcie pliku, dopasowanie go do moich realiów, sensowne określenie kategorii i wyrobienie sobie nawyku uzupełniania danych zajęło około 3 miesiące. Najgorsze chyba było to, że planowanie budżetu w wielu obszarach przypominało wróżenie z fusów i moje przewidywania nijak się miały do tego, co okazywało się na koniec miesiąca. Ale z każdym kolejnym miesiącem było lepiej, aż nabrałam dużej swobody i w planowaniu i w realizacji.

Jeśli jesteście gotowi na przygodę z budżetem oto kilka rad na start:

Dla mnie prowadzenie budżetu było bardzo odkrywcze. Okazało się, że budżet to nie tylko sposób na dyscyplinę wydatków, ale też na uświadomienie sobie jak rozchodzą się pieniądze. Jest to więc poważniejsze myślenie o swojej finansowej przyszłości.

Budżetowi zawdzięczam też to, że zaczęłam szukać sposobów na oszczędności.

Oto co działa u mnie:

Dzięki finansowej edukacji jaką przeszłam, czytając blog Michała, mam też poduszkę bezpieczeństwa na wypadek zepsutego auta czy nieprzewidzianej awarii w domu. Można również co miesiąc odkładać nieco ponad 10% swoich przychodów na specjalny fundusz - pieniądze automatycznie pobierają się z mojego konta raz w miesiącu i są w moim imieniu w miarę bezpiecznie inwestowane. Mam gwarancję ochrony kapitału (a więc na pewno dostanę to, co wpłaciłam) i jakieś w miarę przyzwoite zyski (zawsze lepsze niż na lokacie); plus obowiązek oszczędzania, co bardzo mi pomaga. Po 5 latach przy wypłacie uzbiera się całkiem ładna sumka, z którą zobaczymy, co zrobię dalej.

Uważam, że kobieta musi być samodzielna finansowo. Musisz móc sama się utrzymać, musisz mieć swoje własne, odłożone na czarną godzinę pieniądze. W życiu mogą się przytrafić różne rzeczy i warto zadbać o to, by w takiej sytuacji być w stanie utrzymać się na powierzchni. Nawet jeśli nie musisz pracować, bo mąż dobrze zarabia, rób coś dla siebie, dla własnego rozwoju, ucz się, pracuj, by odłożyć sobie parę złotych, rozwiń własny biznes. Nigdy nie wiadomo jak się życie potoczy, więc trzeba zawsze mieć plan B.

<<<powrót do spisu treści

&&

Kuchnia po naszemu

Kuchcik

Pizza

Uwagi ogólne

Pita grecka, pide turecka i pizza włoska to placki zawsze o okrągłym kształcie. Polacy, jak zawsze, chcieli się popisać swoją wspaniałomyślnością i wynaleźli pizzę prostokątną dla własnej wygody i nie ma to już nic wspólnego z oryginalnym daniem.

Pizza to jedno z najtańszych dań włoskich. Składa się z bardzo cienkiego placka drożdżowego i dodatków, o czym miałem okazję się przekonać, gdy jadłem ją w pizzerii w Niemczech, przyrządzaną przez Włochów, którzy do swoich dań nie dopuszczają obcych narodowości, by nie poznały, a w najgorszym razie nie zdradziły, tajemnicy receptury.

Aby upiec oryginalną pizzę, potrzebny jest kamień piekarniczy (do nabycia przez Internet). Najlepszy jest granitowy, bo ma gładką powierzchnię, szybko się nagrzewa i długo oddaje ciepło.

Zanim wstawimy pizzę do piekarnika, nagrzewamy go do najwyższej temperatury i wsuwamy kamień, by się nagrzał.

Pizzę kładziemy na deskę, z której zsuwamy ją na rozgrzany kamień i zamykamy piekarnik, a następnie obniżamy temperaturę grzania.

Na pieczenie pizzy na kamieniu mogą pozwolić sobie osoby dużo widzące lub dobrze zrehabilitowane z wieloletnią praktyką kucharską, ponieważ kontakt z rozgrzanym granitem może się skończyć dotkliwym poparzeniem, a jeśli wypadnie z piekarnika, także pożarem. Nigdy bym się nie odważył używać kamienia.

Dlatego domową alternatywą jest pieczenie pizzy w tortownicy, a jeśli ktoś jej nie posiada ze względu na brak miejsca w kuchni, musi skorzystać ze zwykłej blachy, ale to już będzie tylko wyrób pizzopodobny.

Tortownica ma tę zaletę, że odpinamy boki i pizzę łatwiej jest wyjąć.

Pizza - przepis podstawowy

Składniki:

Wykonanie

Mąkę należy przesiać do miski i odstawić. Drożdże rozpuścić w połowie szklanki wody, dodać cukier oraz łyżkę mąki, odstawić do wyrośnięcia, powstanie z nich rozczyn. Gdy drożdże zmienią smak, rozczyn wlać do mąki, dodać oliwę lub olej i łyżką wyrabiać ciasto. Gdy mąka się połączy z pozostałymi składnikami, wyrabiać dłońmi tak długo, aż ciasto zrobi się elastyczne, miękkie, sprężyste i nie będzie się rwało. W razie potrzeby dolewać wody lub dosypać mąki. Niektórzy korzystają z mikserów, ale ciasto drożdżowe kocha ciepło naszych dłoni, trzeba jednak wyrabiać je na szklanej desce, by nie grzało się zbyt szybko. Dopiero pod koniec wyrabiania dodać oregano oraz sól, inaczej ciasto nie będzie wyrastało, ponieważ sól hamuje mnożenie się drożdży. Ciasto umieszczamy w misce, przykrywamy zawsze wilgotną ściereczką bawełnianą, by ciasto nie wysychało i stawiamy w ciepłym miejscu na godzinę lub dłużej, zależy od żywotności drożdży, które pracują powoli. Ciasto powinno podwoić swoją objętość. Nie używamy żadnych folii, co w obecnych czasach stało się modne, gdyż ciasto, by dalej rosło, potrzebuje dopływu tlenu. Następnie trzeba je uderzyć ręką, by je odgazować. Usłyszymy charakterystyczny syk wypuszczanego dwutlenku węgla. Ciasto ponownie wyrabiamy dłońmi, ale krótko, formujemy kulę, którą obtaczamy w niewielkiej ilości kaszy manny lub kaszy kukurydzianej. Ma to nadać chrupkości pizzy, ale nie jest to konieczny dodatek, zależy od inwencji twórczej kucharza. Kulę mocno spłaszczamy. W zależności od ilości ciasta można zrobić dwa placki. Jeden upiec od razu, drugi włożyć do pojemniczka z wieczkiem i na kilka dni zamrozić, ale nie na długo. Czas rozmrażania to jedna godzina w pokojowej temperaturze. Ciasto rozciągamy od środka kulistymi ruchami, najlepiej robić to na stolnicy lub na blasze, na której pizza będzie się piekła. Chodzi o to, by dookoła z ciasta uformować podwyższony brzeg, co zapobiegnie zsunięciu się dodatków. Wałkować też można, ale rozciąganie ciasta daje lepszy efekt końcowy, bo czujemy pod palcami gładkość i grubość placka. Jeśli wydaje nam się, że placek jest za gruby, nakłuwamy ciasto widelcem w kilku miejscach, aby odparowała woda podczas pieczenia, inaczej placek wybrzuszy się. Gdy placek ma odpowiednią grubość, nakładamy sos pomidorowy. Można go zrobić z pomidorów z puszki (zimą są lepsze od szklarniowych pomidorów). Zawartość puszki wlewamy do rondla, dodajemy pokrojoną cebulkę, wlewamy odrobinę oliwy lub oleju, jeśli ktoś nie uznaje tłuszczów roślinnych, może dodać smalcu lub masła klarowanego, dodajemy obrany i roztarty ząbek czosnku oraz po szczypcie ziół: koniecznie oregano, bazylia, tymianek, bo nadają oryginalny smak włoskiego sosu, a potem (dla chętnych) suszony koperek, suszona pietruszka, jeśli mamy dostęp do świeżej bazylii - dodać koniecznie, pieprz, papryka mielona, soli nie dodajemy, gdyż pomidory są solone. Sos należy gotować bez przykrycia, mieszając, by odparować płyn. Gdy zgęstnieje, można zblendować, ale nie całkiem, by wyczuwalne były kawałki pomidorów. Latem używamy pomidorów malinowych, przedtem należy je sparzyć, zdjąć tępą stroną noża skórkę, pokroić, usunąć pestki i postępować jak z tymi z puszki, ale gotować nieco dłużej. Sos na pizzy nie może być ani zimny, ani gorący, ponieważ zaszkodzi to drożdżom. Nakładamy go na środek placka i rozsmarowujemy ruchem kolistym na boki, by równomiernie sos nałożyć, ale nie należy przesadzać z ilością, bo pizza ugotuje się. Na sos rozsypujemy mozzarellę. Można nabyć ją w postaci wiórków lub samemu zetrzeć na tarce albo pokruszyć palcami. Na serze układamy ulubione dodatki: kawałeczki papryczki, plasterki porwanej szynki, pokrojone pieczarki, kilka oliwek, może być salami, owoce morza - jeśli ktoś lubi, rozdrobnione mięso z kurczaka, które zostało z poprzedniego dnia. Wszystko zależy od wyobraźni i zasobów kuchni. Na pizzę ścieramy ser, nie kładziemy go w plastrach, bo zrobi się twardy jak papier. Ser ścieramy tak, by było widać dodatki, które nim pokryliśmy. Chodzi o to, by pizza nie była przeładowana, inaczej nie upiecze się jak należy i nie będzie chrupka. W polskich pizzeriach oferują klientom pizzę na suchym placku, sos podają do wyboru w osobnych pojemniczkach. Jeśli ktoś woli taką opcję, może przyrządzić pizzę tym sposobem w domu. Tak przygotowaną pizzę wstawiamy do nagrzanego piekarnika, pieczemy krótko w najwyższej temperaturze. Aby upiec chrupiącą pizzę, trzeba dojść do wprawy, ale tego się można szybko nauczyć. Jeśli za pierwszym razem nie wyjdzie, nie ma się co przejmować, tylko zjeść i wyciągnąć wnioski. Zamiast sosu pomidorowego można zrobić czosnkowy. W tym celu mały jogurt blendujemy wraz ze zmiażdżonym czosnkiem, dodajemy oregano, tymianek czy listki bazylii. Pizzę upieczoną posypujemy roztartym oregano i świeżymi listkami bazylii, jeśli je mamy. Pizza powinna mieć głuchy odgłos przy opukiwaniu i wydawać charakterystyczny, trzeszczący dźwięk podczas krojenia specjalnym nożem do pizzy, bo ładnie się kręci i nie strzępi ciasta. Nóż do pizzy przypomina swą budową radełko do krojenia ciasta, tyle że jest dużo większy i nie posiada ząbków. Warto go dołączyć do akcesoriów kuchennych, bo może posłużyć do krojenia niskich placków. Z podanych składników wychodzą 4 standardowe włoskie pizze na cienkim cieście o średnicy 30 do 34 cm.

Smacznego!

<<<powrót do spisu treści

&&

Z polszczyzną za pan brat

&&

Kuchenne niuanse

Tomasz Matczak

Krążył kiedyś taki żart: ile to jest półtora plus półtora? Humorystyczna odpowiedź bazująca na grze słów brzmiała: cały tor. Oczywiście większość zauważy tu niekonsekwencję gramatyczną, bo wyraz tor jest rodzaju męskiego, więc prawidłowa forma dopełniacza to toru, a nie tora, ale pośmiać się zawsze warto. Niestety gorzej jest z prawidłowym używaniem liczebnika półtora. Już samo słowo wydaje się ciekawe, więc postanowiłem sprawdzić jego etymologię. Otóż słowo półtora oznaczające jeden i pół czegoś, pochodzi od staropolskiego pół wtora. Niegdyś używano także półtrzecia, czyli dwa i pół, półczwarta - trzy i pół itd. Wiele osób zdaje się nie wiedzieć, że słowo to łączy się w odpowiedni sposób z rzeczownikami w różnych rodzajach. Wszędzie można usłyszeć sformułowania: półtorej roku, a tymczasem prawidłowa forma to półtora roku, gdyż rok jest rodzaju męskiego. Półtorej łączy się z wyrazami w rodzaju żeńskim: półtorej łyżki cukru, półtorej szklanki mleka, półtorej kostki masła itp. Inaczej w przypadku półtora kilograma truskawek czy półtora garnuszka jagód. Skoro już jesteśmy przy miarach kulinarnych, to warto także przypomnieć, że prawidłowy skrót od dekagramów, to deka, a nie deko. W sklepie zatem powinniśmy prosić o dziesięć deka czegoś. Deko jest błędem, który jest rezultatem tzw. Kalki językowej, skrótu większej miary, czyli kilograma. W tym przypadku jak najbardziej poprawne jest proszenie o dwa kilo, pięć kilo czy, uwaga, półtora kilo czegoś, a nie półtorej kilo! Zwróćmy uwagę, że przedrostek oznaczający ilość gramów we wspomnianych miarach, greckie deka to dziesięć, a kilo to tysiąc, raz kończy się na a - dekagram, a raz na o - kilogram. Właśnie dlatego prawidłowa postać skrótu to deka, ale kilo.

Dodajemy zatem półtorej łyżki cukru, do półtora kilograma mąki, a potem bierzemy dziesięć deka drożdży i mieszamy przez półtorej minuty.

Czas kończyć, bo tekst zajął już pewnie półtorej strony i staje się nudny.

<<<powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

&&

Chcemy, ale nie wychodzi, czyli jak zmieniać nawyki

Małgorzata Gruszka

Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka - oto jedno z najbardziej znanych i najczęściej cytowanych przez nas powiedzeń. Przytaczamy je zwłaszcza wówczas, gdy próbujemy pokonać jakiś zwyczaj lub wprowadzić nowy. Przyzwyczajenia to inaczej nawyki. Zmiana ich nie jest łatwa i wymaga od nas sporego wysiłku. Chcemy, ale nie wychodzi, bo nawyki to zautomatyzowane i bardzo silnie utrwalone sposoby zachowania.

W tym artykule postaram się wyjaśnić, czym są nawyki, kiedy i jak je zmieniać, żeby żyć i funkcjonować bardziej świadomie.

Czym są nawyki?

Nawyki są czynnościami, które wykonujemy automatycznie, a uczymy się ich poprzez wielokrotne ćwiczenie i powtarzanie. Czynności nawykowe wykonujemy bez potrzeby pamiętania o nich i myślenia. Nawykiem jest wszystko to, co zaczynamy robić, zanim zorientujemy się, że to robimy. Nawyki obejmują nie tylko czynności dnia codziennego, ale także myśli i emocje.

Rodzaje nawyków

Nawyki ruchowe - są to najprostsze czynności, takie jak: zapalanie światła, spuszczanie wody, wycieranie nóg przed wejściem do domu czy zamykanie mieszkania na klucz. Specyficznym nawykiem ruchowym niezbędnym osobom niewidzącym jest prawidłowe trzymanie białej laski, manewrowanie nią podczas chodzenia i dobieranie sposobu chwytu do otwartych lub zamkniętych przestrzeni. Złożonym nawykiem ruchowym jest pisanie na komputerze, prowadzenie samochodu czy gra na instrumencie.

Nawyki emocjonalne i myślowe - są to uczucia i myśli, które pojawiają się w określonych sytuacjach, a którym ulegamy, nie uświadamiając sobie, że tak jest. Skojarzenie emocji lub myśli z określoną sytuacją, zjawiskiem lub osobą powstało w momencie, którego najczęściej nie pamiętamy. Może być spowodowane również traumatycznym przeżyciem. Na przykład osoba będąca świadkiem potrącenia kogoś na pasach może czuć niepokój za każdym razem, gdy ma przejść przez ulicę. Sytuacja, której była świadkiem, uruchomiła nawyk czujności. Nawyki emocjonalne i myślowe są bardzo często budowane i wzmacniane przez grupę. Członkowie danej społeczności myślą i czują podobnie, ale nie potrafią powiedzieć, dlaczego tak jest. Przykładem grupowych nawyków myślowych są stereotypy dotyczące płci, narodowości, wieku itd.

Nawyki dobre i złe

Mówiąc o nawykach dobrych i złych, nie mam na myśli oceny moralnej poszczególnych zachowań, uczuć, poglądów i postaw, ale ich wpływ na człowieka. Dobre nawyki to te, które budują satysfakcjonujące relacje z ludźmi, wzmacniają samouznanie, rozwijają, poszerzają horyzonty, zasilają i sprawiają, że jesteśmy bardziej zadowoleni z życia.

Nawyki złe, to nieuświadomione i kierujące nami uczucia, myśli i postawy destrukcyjne, które niszczą relacje z ludźmi, rujnują samouznanie i zamieniają życie w pasmo udręk.

Destrukcyjne nawyki nękające większość ludzi

Oto lista destrukcyjnych nawyków, którym ulega większość z nas. Przejrzyj ją i zastanów się, które z nich dotyczą Ciebie.

Destrukcyjne nawyki to te, które nam przeszkadzają, dlatego dostrzegamy je znacznie częściej niż te pożyteczne i potrzebne.

Proponuję Ci teraz, byś zastanowił/zastanowiła się nad swoimi dobrymi nawykami. Może starasz się prosto siedzieć przy stole; może dbasz o kondycję fizyczną; może kontrolujesz czas spędzany w sieci; może zamiast obrażać się, próbujesz rozwiązywać konflikty… Warto znać i doceniać własne dobre nawyki!

Czy nawyki są potrzebne?

Nawyki są nie tylko potrzebne, ale wręcz niezbędne. Automatyczne reakcje w różnych sytuacjach sprawiają, że nie musimy czuwać i z równym zaangażowaniem skupiać się na wszystkim, co robimy. To coś w rodzaju autopilota, który pozwala oszczędzić siły, energię i czas na sprawy ważne, trudne i bardziej skomplikowane. Dzięki nawykom nasz mózg odpoczywa, a my czujemy się komfortowo i bezpiecznie. Zdaniem naukowców czynności nawykowe stanowią od 30 do 50% wszystkiego, co robimy. Nie znaczy to, że odbierają nam wolną wolę i zmieniają nas w roboty. Nawyki dochodzą do głosu wówczas, gdy myśli, zachowań lub uczuć nie kontrolujemy świadomie.

Inną sprawą jest to, że nie wszystkie nawyki są nam potrzebne, a niektóre są wręcz destrukcyjne (patrz wyżej). Nasz mózg nie rozróżnia jednych od drugich. Na skutek powtarzania tej samej reakcji na dany bodziec uruchamia automatyzm, czyli nawyk. Reszta należy do nas. Sami musimy zdecydować, które nawyki chcemy zatrzymać, których się pozbyć, a które świadomie wytworzyć.

Jak eliminować nawyki, które uznamy za złe?

Walkę ze złym nawykiem trzeba zacząć od nazwania tego, co chcemy wyeliminować. Najczęściej jest to jakieś zachowanie. Z myślami i emocjami jest trochę trudniej, bo trudniej je zauważyć, uchwycić i uświadomić sobie.

Drugi krok polega na określeniu bodźca, który wywołuje daną reakcję. Jeśli na przykład objadamy się słodyczami i uznamy, że ten właśnie nawyk chcemy wyeliminować, musimy zastanowić się, w jakich sytuacjach sięgamy po łakocie. Może to być stres, zdenerwowanie, zmartwienie, smutek, nuda lub głód.

Kolejnym krokiem będzie określenie korzyści, jaką daje nam nasz zły nawyk. W wypadku słodyczy będzie to korzyść w postaci krótkotrwałej przyjemności, nasycenia, poprawy nastroju.

Teraz pora na określenie korzyści, jakie przyniesie pokonanie nawyku. W wypadku słodyczy może to być szczuplejsza sylwetka, utrata zbędnych kilogramów, samodyscyplina i samokontrola, pochwały znajomych, lepsze wyniki badań, ciuchy w mniejszym rozmiarze itd.

Ostatnim krokiem w walce z niedobrym nawykiem jest znalezienie czegoś innego, co da te same korzyści. Trzeba więc zastanowić się, co oprócz słodyczy pomaga się uspokoić, nasycić, pokonać nudę i poczuć przyjemność.

Eliminowanie złych nawyków wymaga czasu. Nie od razu uda się pokonać przyzwyczajenie, które utrwalało się przez setki, a może tysiące powtórzeń.

Wskazówki dla chcących pokonać złe nawyki

Jak budować nowe i dobre nawyki

Ileż to razy postanawiamy wdrożyć w życie jakąś dobrą praktykę i nic z tego nie wychodzi. Aby zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, trzeba poznać schemat budowania nowego nawyku. Budowanie go zaczynamy od postanowienia, że od dziś coś będziemy robić, na przykład biegać, uczyć się języka obcego, czytać książki, utrzymywać porządek na biurku, spacerować itd.

Zaraz po powzięciu postanowienia zaczynamy działać i ten etap nazywamy walką. Im dłużej działamy, mamy coraz mniej zapału, motywacji i energii.

Trzeci i najtrudniejszy do pokonania etap budowania nowego nawyku to zmęczenie. Jeśli go nie przetrwamy, rezygnujemy z działania i poddajemy się.

Oczywiście opisane tu etapy dotyczą nawyków, których wdrożenie wymaga od nas wysiłku. Przyjemne nawyki utrwalają się same. Picia kawy czy oglądania seriali nie musimy się uczyć. W schemacie budowania nowego nawyku momentem krytycznym jest faza zmęczenia. Pojawia się ona w chwili, gdy dane zachowanie przestaje być atrakcyjną nowością, a efektów, którym miało służyć, jeszcze nie widać. Zmęczenie powodowane jest powtarzalnością i monotonią danej czynności. Bieganie, porządkowanie, nauka języka obcego, czytanie, spacerowanie szybko powszednieje i zaczyna ciążyć. Faza zmęczenia to chwila próby, w której zadajemy sobie pytania: po co to robię, czy na pewno chcę to robić, czy to jest dla mnie ważne. W zależności od udzielonych odpowiedzi rezygnujemy z wytwarzania nawyku lub kontynuujemy daną czynność.

Jak pokonać zmęczenie nową czynnością?

Wprowadzanie zmian

W pokonaniu zmęczenia wykonywaną czynnością pomaga wprowadzanie zmian. Jeśli dana czynność zaczyna nużyć i męczyć, warto zastanowić się nad tym, jakie zmiany można wprowadzić w jej wykonywanie, żeby była mniej monotonna. Na przykład: codziennie biec lub spacerować inną trasą, czytać kilka książek jednocześnie, kupić pojemniki ułatwiające utrzymywanie porządku na biurku i przestawiać je w różne miejsca, zmienić porę dnia, w której wykonujemy daną czynność itd.

Wsparcie ze strony innych

Jeśli zależy nam na wdrożeniu nowego nawyku, warto podzielić się tym z kimś bliskim i poprosić o wsparcie w tym zakresie. Zainteresowanie i uwaga drugiej osoby bardzo pomagają w byciu zdyscyplinowanym i konsekwentnym.

Rywalizacja

Niezwykłą pomocą we wdrażaniu nowych przyzwyczajeń jest rywalizacja z innymi. Można rywalizować w pokonywaniu własnych słabości, lenistwa i zniechęcenia. Rywalizacja dodaje siły i motywacji do działania.

Działanie razem

Działając w grupie lub we dwójkę, dużo łatwiej pokonać zmęczenie, które na pewno kiedyś nadejdzie. Dotyczy to szczególnie długofalowych celów, na przykład opanowania języka obcego.

Kiedy świadoma czynność staje się nawykiem?

Teoretycznie wystarczy od 20 do 70 powtórzeń jakiejś czynności, żeby stała się nawykiem. Jeśli wykonujemy ją codziennie, na wdrożenie nawyku powinno starczyć średnio 30 dni. Nie chodzi oczywiście o to, że w 20 lub 70 dni opanujemy język obcy, osiągniemy wymarzoną wagę czy kondycję. Chodzi o to, że średnio trzydziestokrotne powtórzenie danej czynności sprawia, że staje się ona automatyczna i nie trzeba świadomie jej planować. Jeśli ustalimy, że we wtorki i czwartki chodzimy na spacery i nie zrobiwszy tego w wyznaczonym dniu będziemy czuć dyskomfort, znaczy, że wypracowaliśmy nawyk!

<<<powrót do spisu treści

&&

Wakacje dla ciała i ducha

Anna Hałupka

Już po raz kolejny Krajowe Duszpasterstwo Niewidomych, mające swoją siedzibę w Warszawie, zaprosiło osoby z dysfunkcją wzroku wraz z przewodnikami na wspólny wakacyjny wypoczynek. Wyjazdy te od wielu lat cieszą się ogromnym zainteresowaniem, a w dzień zapisów lista zapełnia się błyskawicznie.

W tym roku było nas 67 osób z całej Polski razem z siostrami ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża i kapłanami. Spędziliśmy wspólnie dwa tygodnie, od 25 czerwca do 9 lipca w Pustelni Złotego Lasu, dawnej siedzibie zakonu Kamedułów w miejscowości Rytwiany w województwie świętokrzyskim.

Na początek kilka słów o tym wspaniałym miejscu, nazywanym często oazą ciszy, w którym można odpocząć od zgiełku współczesnego świata i szarej codzienności.

Pustelnia Złotego Lasu jest to, jak już wspominałam, dawna siedziba zakonu Kamedułów. Klasztor został ufundowany przez wojewodę krakowskiego, Jana Magnusa Tęczyńskiego w 1617 roku. Powstał jako trzeci w kolejności po istniejących już wówczas eremach na krakowskich Bielanach (Srebrna Góra) i w Bieniszewie koło Konina. Przez 200 lat przebywali tam pustelnicy kamedulscy, wypełniając to miejsce nieustanną modlitwą i pracą fizyczną. Doba mnicha kamedulskiego podzielona była na trzy równe części, każda po osiem godzin, odpowiednio przeznaczonych na modlitwę, pracę i odpoczynek. Mnisi żyli we własnych domkach, zachowując milczenie i spotykając się tylko na wspólnych modlitwach i kilka razy do roku na wspólnych posiłkach. Aby wejść na teren pustelni, należy przejść przez trzy bramy: bramę ciszy, modlitwy i samotności. W centrum na dziedzińcu stoi piękny zabytkowy pokamedulski kościół pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Za ołtarzem głównym tej świątyni znajduje się obraz Matki Bożej, z którego ma się wrażenie, że Maryja patrzy na człowieka niezależnie od tego, w którym miejscu się znajduje. Kościółek otoczony jest pozostałymi zabudowaniami klasztornymi, odnowionymi i przeznaczonymi do przyjmowania spragnionych ciszy turystów. Całość otoczona jest wysokim murem, który miał oddzielić teren pustelni od świata zewnętrznego. Za murem rośnie piękny las.

W roku ubiegłym odbyły się uroczystości związane z czterechsetną rocznicą Pustelni Złotego Lasu. Miejsce to odwiedził wicepremier - Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Duchowy wymiar wypoczynku

Każdy dzień naszego pobytu w Pustelni Złotego Lasu rozpoczynał się, dla chętnych, od jutrzni, po której wspólnie uczestniczyliśmy we Mszy Świętej, aby nabrać duchowych sił na cały dzień. W dniach, kiedy nie mieliśmy wyjazdowych wycieczek, odbywały się medytacje prowadzone przez Krajowego Duszpasterza Niewidomych. Ich tematem przewodnim był Duch Święty i jego działanie w życiu każdego z nas. O piętnastej odmawialiśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia, a wieczorami również spotykaliśmy się na modlitwie, najczęściej w formie Litanii do Serca Pana Jezusa, aby wspólnie podziękować Panu Bogu za przeżyty dzień. Odbył się też Wieczór Uwielbienia, a nawet Neokatechumenalna Liturgia Słowa, prowadzona przez obecnych z nami kleryków.

Oprócz tego w ciągu dnia każdy mógł wejść do kościółka lub domowej kaplicy na indywidualną rozmowę z Panem Bogiem.

Co zwiedziliśmy podczas tegorocznych wakacji?

Pierwszego dnia po przyjeździe zwiedzaliśmy z przewodnikiem teren klasztoru i poznawaliśmy jego historię. Z ciekawostek dowiedzieliśmy się m.in., że na terenie pustelni był kręcony serial Czarne chmury, obecnie znajduje się tam niewielkie muzeum tego filmu. W mojej pamięci szczególnie jednak utkwiła informacja o tym, że na terenie klasztoru znajduje się cela pustelnicza, w której w latach 2008 do 2013 przebywała pustelnica.

Następnego dnia wspólnie wybraliśmy się na zwiedzanie Sandomierza.

Niektórym z nas miasto to może kojarzyć się z kręconym tam popularnym serialem telewizyjnym Ojciec Mateusz, ale to nie jest jedyna atrakcja tego jednego z najstarszych polskich miast. Sandomierz jest malowniczo położony na nadwiślańskiej skarpie, stanowiącej strome zakończenie Gór Świętokrzyskich. Bywa również nazywany Miastem Siedmiu Wzgórz. Zachowano w nim średniowieczny układ ulic i zabudowań. Na szczególną uwagę zasługuje bazylika katedralna pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny wzniesiona w latach 1360-1382 z fundacji króla Kazimierza Wielkiego. Jest to gotycka świątynia, która posiada zachowane do dziś wyposażenie wewnętrzne z XV-XVII wieku (freski bizantyjsko-ruskie, ołtarze rokokowe, obrazy i rzeźby).

Innym ważnym zabytkiem Sandomierza jest Brama Opatowska - gotycka brama wjazdowa do miasta, wzniesiona w XIV wieku.

Podczas naszej wizyty w tym pięknym mieście udało nam się spotkać biskupa sandomierskiego, który nam wszystkim pobłogosławił.

Kolejnym miejscem, które dane nam było odwiedzić, był Kałków Godów, gdzie znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej Pani Świętokrzyskiej. Świątynia powstała w latach osiemdziesiątych XX wieku z inicjatywy księdza Czesława Wali. W górnej części Sanktuarium znajduje się kopia obrazu Bolesnej Królowej Polski z Lichenia.

Historię powstania Sanktuarium oraz dzieje Ziemi Świętokrzyskiej przedstawia w postaci widowiska lalkowego tzw. Panorama Świętokrzyska.

Prosto z Kałkowa Godowa udaliśmy się na Święty Krzyż. Chętni wspinali się pod górę pieszo Szlakiem Królewskim, reszta podjechała autokarem. Na szczycie góry stoi najstarsze polskie sanktuarium. Przechowywane są w nim relikwie Drzewa Krzyża Świętego. Relikwie podarował kościołowi w XII w. św. Emeryk, syn węgierskiego króla Stefana. O godzinie piętnastej w kaplicy Relikwii Krzyża Świętego odmówiliśmy wspólnie Koronkę do Bożego Miłosierdzia, po której każdy z nas na znak czci ucałował relikwie najdroższego drzewa, na którym nasz Pan, Jezus Chrystus, poniósł śmierć.

Kolejnym punktem na naszej wakacyjnej mapie była miejscowość o nazwie Zabawa. Są to rodzinne strony błogosławionej Karoliny Kuskówny, męczennicy, która oddała życie w obronie czystości i kobiecej godności. Zginęła z rąk rosyjskiego żołnierza 18 listopada 1914 roku w lesie niedaleko swojego domu. Dziś można tędy przejść szlakiem Jej męczeństwa. Zwiedziliśmy sanktuarium Błogosławionej Karoliny, gdzie przy ołtarzu znajduje się sarkofag z Jej ciałem oraz dom, w którym dziewczyna mieszkała, modliła się i ciężko pracowała. Niedaleko chaty rośnie grusza, pod którą Karolina uczyła wiejskie dzieci. Historia tej niezwykłej dziewczyny bardzo nas wszystkich poruszyła.

Na liście świątyń, które dane nam było odwiedzić, należy jeszcze zapisać Kolegiatę świętego Marcina w Opatowie. Ta niezwykła budowla jest zabytkiem architektury romańskiej z elementami Gotyku i późniejszych stylów. A jej historia sięga XII wieku. Jest to dwuwieżowa, trójnawowa bazylika z transeptem. We wnętrzu kościoła znajdziemy m.in. barokowe polichromie w kolorystyce błękitno-różowej, a także wiele innych cennych malowideł i zdobień, których nie sposób tutaj opisać.

Podczas naszego wakacyjno-rekolekcyjnego turnusu zwiedzaliśmy nie tylko miejsca poważne, ale również zabawne. Do nich niewątpliwie zaliczyć można Europejskie Centrum Bajek w Pacanowie, w którym każdy z nas mógł odbyć niezwykłą podróż do świata bajek i cofnąć się do lat dziecięcej beztroski. Przywitał nas najsłynniejszy bajkowy bohater związany z Pacanowem, czyli Koziołek Matołek. Podczas całej ekspozycji osoby niewidome mogły korzystać z audiodeskrypcji.

Pod koniec naszych wakacji zrobiło się słodko, a to za sprawą krówek opatowskich; konkretnie z powodu naszej wizyty w fabryce krówek. Tam w niezwykłej kawiarni pod nazwą Krówkarenka mogliśmy wziąć udział w warsztatach związanych z ręcznym procesem wyrabiania i pakowania tych wyjątkowych cukierków.

Oprócz wyjazdowych wycieczek nie brakowało też atrakcji na miejscu. Ogród znajdujący się na terenie Pustelni Złotego Lasu i las ją otaczający wspaniale nadawały się do odbywania przyjemnych spacerów. Niektórzy śmiałkowie potrafili nawet przejść 16 kilometrów w jeden dzień. Mój najdłuższy dystans to niestety tylko około sześciu kilometrów do centrum Rytwian i z powrotem. W tym miejscu wspomnę, że w centrum wioski jest piękny park, w którym można dotknąć rzeźb postaci właścicieli dóbr rytwiańskich i osób zasłużonych dla tego miejsca. Wśród nich m.in. Artura Radziwiłła czy nawet Tadeusza Kościuszki.

Popołudniami mogliśmy posmakować wspaniałych gofrów przygotowywanych przez siostry, których zapach czuję jeszcze do dziś. Odbywały się także tzw. pogodne wieczory, w ramach których miał miejsce konkurs wiedzy o Polsce z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości czy konkurs Jaka to melodia. Nie zabrakło również wspólnego grillowania, śpiewów a nawet tańców. Wielu wzruszeń dostarczyły nam koncerty naszych uzdolnionych współuczestników.

Niestety wszystko, co dobre, szybko się kończy i nawet łezka zakręciła się w oku, gdy nadszedł dzień pożegnania.

W tym krótkim artykule nie sposób opisać wszystkich wrażeń towarzyszących nam podczas pobytu w tym cudownym miejscu, jakim jest Pustelnia Złotego Lasu. Przeżycia te na pewno na długo pozostaną w naszych sercach i będą wywoływać dobre wspomnienia.

Tak już zupełnie na koniec chciałabym podziękować wszystkim za ten wspólny, wspaniały czas.

<<<powrót do spisu treści

&&

Podróże po Polsce - oczywiście pociągiem

Wanda Nastarowicz

Trasa Węgliniec-Białystok pociągiem IC Konopnicka chyba wygrywa zawody w częstotliwości spóźnień. W naszym przypadku ok. jedna godzina i 40 minut do Białegostoku, z powrotem już tylko ok. 15 minut.

W pierwszym tygodniu maja odwiedziłyśmy Supraśl. Piszę odwiedziłyśmy, bo podróżowały trzy niewidome koleżanki i jedna wzrokowo sprawna. Każda inna. Palaczki zgodziły się z niepalącymi, abstynentki ze smakoszkami. Wcześniej byłyśmy w Supraślu jesienią w 2014 roku, kiedy odbywały się rykowiska jeleni. Podczas spacerów nad rzeką Supraśl było słychać dochodzący z puszczy ryk jeleni, pachniało wodą, suchymi liśćmi, grzybami i jesienią. W tym roku postanowiłyśmy odwiedzić Supraśl wiosną i było cudnie. Ptaki śpiewały, sady kwitły, bzy w ogródkach napełniały ulice najpiękniejszym wiosennym zapachem, którego z niczym nie da się porównać.

Dużo spacerowałyśmy, cieszyłyśmy się pięknem przyrody, śpiewem ptaków i konsumpcją regionalnych potraw ze słynnym miejscowym destylatem włącznie.

Tu jest wszędzie blisko: do puszczy, nad rzekę. Do Supraśla przyciąga wielokulturowość i wielowyznaniowość - tu zamieszkują Rosjanie, Białorusini, Tatarzy, potomkowie Żydów i Niemców. Wyznawcy katolicyzmu, prawosławia, judaizmu, protestantyzmu. Tu znajdziemy niepowtarzalne miejsca ulubione przez reżyserów, między innymi takich filmów jak: Blondynka, U Pana Boga za piecem, U Pana Boga w ogródku.

Spacerując ulicami Supraśla mijamy różne zabytki z XVII, XVIII, XIX i pierwszej połowy XX wieku. Dzisiaj Supraśl liczy ok. 4500 mieszkańców. Rozwija się w kierunku turystyczno-uzdrowiskowym. Posiada potwierdzony naukowo mikroklimat. Zdrowe powietrze przesycone olejkami eterycznymi pochodzącymi z drzew iglastych, a także borowiny zlokalizowane pod wsią Sokołda. Mieszczą się tu instytucje kultury województwa podlaskiego: najnowocześniejsze w Polsce Muzeum Ikon, Teatr Wierszalin. W Supraślu są dwie szkoły: Liceum Plastyczne im. Artura Grottgera i Zespół Szkół Sportowych. 2002 rok był bardzo ważny dla miasta, ponieważ zostało zakwalifikowane jako uzdrowisko.

Śladem historii

Supraśl powstał w 1600 roku. Założyli go przybyli z pobliskiego Gródka mnisi św. Bazylego, którzy nie chcieli dłużej przebywać w przeludnionej osadzie przy dworze Chodkiewiczów. Legenda głosi, że bracia puścili na wody Supraśli drewniany krzyż, prosząc Bożą Opatrzność, aby zatrzymał się w miejscu najbardziej dogodnym. Tam mieli wybudować klasztor. W ten sposób właściciel puszczy porastającej okolice wspomnianego Gródka Aleksander Chodkiewicz, marszałek Wielkiego Księstwa Litewskiego wyraził zgodę na założenie w swoich dobrach klasztoru o tradycji grecko-rusko-bizantyjskiej. Rozpoczęto budowę zespołu klasztornego hołdującego ideom pojednania między prawosławiem i katolicyzmem. Przez 300 lat klasztor stanowił fundament rozwoju miejscowości pod względem kulturowym i gospodarczym. Należał do prawosławnych - św. Bazylego i katolików - Bazylianów i Salezjanów. W 1696 roku powstała Supraska Oficyna Wydawnicza oo. Bazylianów, w której drukowano księgi liturgiczne i świeckie pisane w języku polskim, łacińskim i innych językach słowiańskich. Tu pierwszy raz wydano Pieśni Nabożne Franciszka Karpińskiego, polskie tłumaczenia Podróży Guliwera, Cyda i inne. Obecnie w pałacu opata znajduje się Muzeum Ikon - interaktywna galeria sztuki wschodniego chrześcijaństwa. W latach trzydziestych Xix w. do Supraśla przybyli Wilhelm Zahert i Adolf Buchholtz - niemieccy włókiennicy ze Zgierza i Łodzi, którzy Przenieśli tu swoje zakłady. Wykorzystując obfitość otaczającej miasto puszczy, rozwinął się również przemysł drzewny. W drugiej RP zaczęto wykorzystywać walory uzdrowiskowe i wypoczynkowe miasta. Okres II wojny światowej - okupacja sowiecka i hitlerowska - zahamowały rozwój miasta. Całkowicie zniszczono wszystkie zakłady przemysłu włókienniczego. Zdewastowano i podpalono zespół klasztorny, zrujnowano kościoły. W lipcu 1944 roku wysadzono cerkiew Zwiastowania NMP.

Turystyka

Prawdziwa wartość terenów Puszczy Knyszyńskiej tkwi w niepowtarzalnej, bogatej przyrodzie, czystym środowisku oraz wielokulturowości tego terenu. Wszystko to sprzyja rozwojowi ruchu turystycznego. Tu można odpocząć od zgiełku cywilizacji, aktywnie spędzić wolny czas, zapoznać się z bogatą historią wielonarodowościową oraz wielowyznaniową kulturą tych stron. Oznakowane szlaki turystyczne piesze, rowerowe, kajakowe i konne zachęcają do wędrówek puszczańskimi szlakami. Atrakcję zimową stanowią kuligi po puszczańskich ostępach oraz trasy narciarskie.

Zabytki

Klasztor męski Zwiastowania NMP, wokół którego zaczęło rozwijać się miasteczko.

W Supraślu, w bazyliańskiej bibliotece klasztornej, w 1823 roku odkryto Kodeks Suprasiensis - najstarszy zabytek języka starobułgarskiego, starocerkiewno-słowiańskiego. Klasztor w 2011 roku został uznany przez National Geographic za siódmy cud Polski.

Obok klasztoru wznosi się unikalna gotycka cerkiew obronna. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX w. została odbudowana po zniszczeniach wojennych.

Kolejnym zabytkiem jest pałac Buchholtzów - obecnie Liceum Plastyczne - nie jest dostępny do zwiedzania.

Następnym pobazyliańskim zabytkiem jest Stara Poczta zbudowana w połowie XVIII w. Początkowo budynek pełnił funkcję mieszkania ogrodnika. Następnie, w połowie XIX w., został przemianowany na rosyjski urząd pocztowy, a w 1919 r. na Pocztę Polską.

Supraśl znany jest z unikalnej zabudowy drewnianej. Zwłaszcza domy tkaczy usytuowane wzdłuż ul. 3 Maja powstały w połowie XIX w. z inicjatywy przedsiębiorcy włókienniczego Wilhelma Fryderyka Zaherta.

Teatr Wierszalin od 1991 r. mieści się w budynku z pierwszej połowy XX w., który wcześniej pełnił funkcję ośrodka kolonijnego.

Kościół katolicki pw. św. Trójcy został zbudowany w latach 1861-1863. W latach 1902-1903 nastąpiła dalsza rozbudowa kościoła.

Kościół pw. Najświętszej Marii Panny Królowej Polski został zbudowany w 1885 r. w stylu neogotyckim. Warto tu zobaczyć monumentalny obraz Matki Boskiej Supraskiej.

Podczas spacerów ulicami Supraśla spotkamy jeszcze inne zabytki z pierwszej połowy XIX i początku XX w.

A kiedy zmęczeni wrócimy z puszczy i znad Supraśli, możemy zjeść i wypocząć w wielu miejscach gastronomiczno-hotelowych. Są tu oferowane pokoje gościnne, zajazdy i restauracje. W samym centrum miasta i nieco na uboczu, ale blisko centrum.

Najbardziej smakowite jedzenie i miejscowy destylat czekają na nas w restauracji Bohema. Jedzenie tradycyjne podlaskie: kartacze, kiszka i babka ziemniaczana. Oczywiście szarlotka własnego wypieku. W mieście nie ma cukierni. Każda restauracja serwuje własne wypieki. Niestety tym razem nie trafiłyśmy na sękacz.

Na zakupy można udać się do delikatesów, małych sklepików oferujących duży wybór produktów spożywczych. Przed Biedronką ustawiają się stragany z wyrobami domowymi, takimi jak: kiszka ziemniaczana, mleko prosto od krowy, śmietana, sery typu korycińskiego - rewelacyjne, a zwłaszcza z kminkiem, czarnuszką bądź bez dodatków. Sporo wielbicieli mają sery z bazylią i suszonymi pomidorami. Jeżeli kolejny raz pojedziemy do Supraśla, zatrzymamy się w Bohemie. Bardzo smaczne jedzenie w restauracji, fachowa i miła obsługa, a na górze pokoje gościnne. I ceny niewygórowane. Przysmaki tatarskie można zjeść w restauracji Tatarynka. Jest jeszcze wiele miejsc: pokoje gościnne i restauracja Incognito, restauracja Jarzębinka polecana przez turystów jako ta oferująca najlepsze jedzenie - nie zdążyłyśmy sprawdzić - i kilka innych.

Odwiedziłyśmy Supraśl jesienią i wiosną. Teraz pora na lato i zimę. Każda pora roku jest piękna; a podczas obecnych upałów marzy się kulig wśród ośnieżonych drzew Puszczy Knyszyńskiej.

A dlaczego właśnie Supraśl?

Otóż dlatego, że jest tu łatwy dojazd pociągiem. Z dworca w Białymstoku autobusem miejskim kilka przystanków i przesiadka na autobus podmiejski. W Supraślu jest spokój, cisza, piękne zapachy i odgłosy przyrody. Stojąc przed pałacem Buchholtza słuchałyśmy klekotu bocianów latających nad miastem. Z ulicy widać wielkie gniazdo na dachu. Wystarczy z głównej ulicy skręcić w bok i już pachną bzy, kwiaty w ogrodach, śpiewają ptaki. To ogromna przyjemność i świetny wypoczynek dla przyjeżdżających z hałaśliwych dużych miast. Niezastąpiona jest możliwość długich spacerów wzdłuż rzeki. Jest po prostu pięknie, aż dech zapiera. I do tego zachwycają uprzejmi i pogodni mieszkańcy!

I na koniec jedno zdanie do nas niewidomych: dbajmy o dobrych przewodników, dopieszczajmy ich, bo wtedy będziemy mogli spełnić swoje marzenia wyjazdowe.

Informacje dotyczące historii i teraźniejszości Supraśla zaczerpnęłyśmy z bezpłatnych wydawnictw turystycznych otrzymanych w zajeździe Zajma, gdzie mieszkałyśmy tym razem.

<<<powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

&&

Zamiast biografii

Genowefa Cagara

Od dzieciństwa moją wielką sympatią cieszyła się matematyka, a od kiedy w szkole, w szóstej klasie, pojawiła się fizyka, całą swoją edukację podporządkowałam temu, żeby móc w przyszłości uczyć w szkole właśnie fizyki.

Dlatego, kiedy w Laskach pojawiło się liceum zawodowe o profilu mechaniczno-elektronicznym, przerwałam szkołę zawodową na pół roku przed końcem i na wariata w ciągu jednego semestru przerobiłam materiał całej pierwszej klasy, żeby móc skończyć właśnie to liceum. Wiem, że gdybym musiała pracować i uczyć się w szkole wieczorowej, na pewno nie dałabym sobie rady z pracą i dobrym opanowaniem materiału, zwłaszcza matematyczno-fizycznego...

Niestety fizyka mnie rozczarowała. To, czego uczyliśmy się w szkole, było dla mnie czymś bardzo ciekawym i zrozumiałym; natomiast na studiach, poza pracowniami, była to tak naprawdę jedynie matematyka, bardzo odległa od tego, czego udało mi się nauczyć w naszym liceum, mimo że pan Adamczyk wkładał naprawdę wiele wysiłku w uczenie nas dowodów matematycznych i rozszerzał jak mógł zakres materiału przewidzianego dla takich szkół jak nasza...

Poza tym na fizyce praktycznie nie miałam wsparcia ludzi z mojego roku, a na studiach bez pomocy kogoś widzącego nie da się zgłębiać wiedzy matematyczno-fizycznej. Tych różnych ptaszkowań daszków czy daszkowań ptaszków, jak mawiał jeden z naszych wykładowców, trudno jest samodzielnie się nauczyć.

Tak więc skończył się wielką klapą mój romans z fizyką...

Natomiast język polski był dla mnie trudny. Różne rzeczy wiedziałam, bardzo lubiłam czytać książki, jednak piękne wypracowania jakoś mi nie chciały wychodzić. Polonistka zawsze mówiła, że ja wiem, ale nie umiem powiedzieć...

Nie wiem więc, dlaczego i skąd się wzięły moje pierwsze próby zapisywania różnych pomysłów na wiersze, na początku rymowanych, a potem nie tylko. Myślę, że pomógł mi w tym komputer i Window-Eyes, dzięki którym zaczęłam spisywać swoje pomysły, najpierw do szuflady, jak wielu z nas, a potem wysyłałam je jednej ze znajomych osób w mailach. Ten ktoś zachęcał mnie do pisania. A potem, kiedy mój ślubny dowiedział się, że piszę wiersze, znalazł Piotra Stanisława Króla, który zaproponował mi przyjście na spotkanie Poetiki. Poszłam z wielkim strachem, bo tam przychodzili ludzie, którzy już wydawali tomiki, pisali wiersze i utwory prozatorskie do różnych czasopism... Byli znani, nie to, co ja...

Na spotkaniach Poetiki są zawsze krytycy literaccy, którzy oceniają nasze utwory, pomagają poprawiać to, co niedobre. Moje pierwsze próby też ocenili, na moje szczęście nie powodując u mnie rozpaczy i przekonania, że to jest nic niewarte, dzięki czemu pisałam dalej i myślę, że jednak coraz lepiej.

W końcu nazbierało się tyle (moim zdaniem) w miarę dobrych wierszy, że zebrałam te najlepsze, podzieliłam na kilka części tematycznych, a potem, dzięki studentowi białostockiej uczelni artystycznej Maciejowi Zamojskiemu, który podobno bardzo ładnie odtworzył moje wyobrażenia, a nawet czasem sam mi coś podpowiadał, mogłam dołączyć do tomiku trochę ilustracji.

Marzyło mi się wydanie tomiku nie tylko z tekstem, ale żeby też było tam coś, co trochę ożywi te moje wiersze, zwłaszcza że było ich tam około siedemdziesiąt... Kto wytrzyma tyle bazgraniny...

Nie wiem, jak dokładnie wyglądają te dodatki, bo niestety niedługo po urodzeniu syna straciłam nagle wzrok. Przy tworzeniu i wybieraniu tych najlepszych rysunków korzystałam więc jedynie z tego, co pamiętam - i z rad syna.

Maciejowi Zamojskiemu, rysownikowi, towarzyszył przy tworzeniu rysunków do mojego tomiku jego profesor z Białegostoku; dlatego wierzę, że rysunki są bardzo ładne.

I tak powstał mój pierwszy tomik: Czas zamyśleniem przewiązany.

W międzyczasie próbowałam swoich sił w konkursach literackich, z różnym powodzeniem, ale jednak mój wiersz Powinnam odejść został zauważony i zdobyłam drugą nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Literackim Osób Niepełnosprawnych w Krakowie. Trzy inne otrzymały wyróżnienie, co jest dla mnie również wielką radością.

Teraz próbuję wybrać i uporządkować wiersze do drugiego tomiku, który chciałabym wydać już niedługo.

<<<powrót do spisu treści

&&

Wiersze

Genowefa Cagara

&&

Powinnam odejść

Powinnam odejść...
Zostawić uśmiech na szafce koło lustra, jak szczotkę do włosów,
Przyklejoną na drzwiach lodówki kartkę: nie jem kolacji
I chleb, właśnie wyjęty z piekarnika...

Powinnam odejść...
Nie myśleć o słońcu, dzielącym moje życie na garść filmów krótkometrażowych,
O ludziach, którzy odkrawają z bochna życia najlepsze kawałki -
I o ciepłym domu, w którym ciągle są przeciągi...

Powinnam odejść... Jak odchodzą w niepamięć połamane lalki,
Zbyt smutne sny i za wielkie marzenia...
A tu, na ziemi, powinnam zostać jedną łzą,
Chwilą zachwytu i delikatnym dotknięciem dłoni...

&&

Czas zamyśleniem przewiązany

Z części: Spacer przez jesień

Rok umiera

Już jesień do okien zagląda.
Z drzew liście zdejmuje zużyte.
Zamienia zbyt ciepłą pogodę
Na chłodne wieczory i świty.
I w serce mgłą białą się wkrada.
Czas jasny, słoneczny zabiera.
Złym wiatrem ze smutkiem wciąż gada.
Rok w śniegu powoli umiera.

&&

Z części: Wołanie gór

Jesienią pachnące doliny

Idę przez jesienią pachnące doliny.
Pod niebem pajęczą nicią haftowanym.
Kroplami jarzębin spadają godziny.
Czas wczesnej jesieni nalewką się staje.

Z drzew płyną zaklęte w szelesty wspomnienia.
Wiatr dłonią wygładza mozaikę promienną.
Nim kolor i spokój w chłód zimy się zmieni,
Chce chwil ulotnością pożegnać się ze mną.

&&

Strumień

Kiedy się urodził, cieszyły się skały,
Patrząc na odbite w nim swe dumne twarze.
Teraz płynie rzeką, groźną, rozszalałą -
I nawet ich siłę władzą swą przeraża.

Kiedy się urodził, dawał radość drzewom,
Płynąc z wiatru szeptem w ich łagodnym cieniu.
Teraz wielką rzeką niszczy i zalewa
Cichy las, wpatrzony w niego ze zdumieniem.

Więc, kiedy napotkasz na swej drodze strumień,
Nie oddaj mu serca, zachwytu i wiary.
Za czas jakiś rzeką zniszczy cię, bo umie.
Bo wie, że ma siłę, którą może zabić.

&&

Moje góry

Iskierkami jagód głogi się czerwienią,
Raniąc ciche zbocza granatowych gór.
Posmutniałe lato żegna się z jesienią.
Czas szczęścia zamyka ptaków ciężki klucz.

Patrzę na świat cichy, na doliny senne,
Gdzie słońce zachodzi, niknąc w białej mgle.
Tu zostaje wszystko, co dobre i pewne.
Marzenia, beztroskich myśli szybki bieg...

Skały postrzępione dały mi tęsknotę
Na jesień i zimę, na przedwiośnia czas,
Żebym pamiętała gór jasną pogodę
I wiatr, który pachnie jak świerkowy las.

W wielkim obcym mieście, kiedy zamknę oczy,
Znowu ujrzę księżyc na strumienia dnie.
Przez szczytów zwaliska burza się przetoczy
I zjawią się drzewa, otulone w sen.

Gdy wiatr wiosną zadmie, przyniesie wołanie.
Przyzwą mnie do siebie hale, ciemny bór.
Z zimowej tęsknoty nic nie pozostanie.
Dusza będzie śpiewać piękno moich gór.

&&

Za dzień...

Za dzień, za miesiąc, za rok, może trzy,
Pójdziemy razem wąską ścieżką w górę.
Wilgotny biały welon rannej mgły
Puszystym miękkim kocem nas otuli.

W ciszy, w spokoju śpiących ciemnych gór
Będziemy ciszą. Gór wielkim spokojem.
Z daleka, z dolin przybyliśmy tu,
Żeby podzielić ich piękno na dwoje.

Żeby za dwoje przeżyć piękny czas.
Czas, przeznaczony na czułość, na ciepło.
Żeby na długo mógł pozostać w nas,
Chociaż wciąż myślisz, że to już odeszło.

Tak dobrze marzyć, że nie będzie źle.
Tak dobrze myśleć, że czas wiele zmieni.
Że jednak kiedyś, w lekkiej białej mgle,
Pójdziemy ścieżką, sobą zachwyceni.

Dobrze jest móc marzyć, kiedy smutno mi.
I chociaż marzenia marzeniami będą.
Na ciemne, samotne, często smutne dni
Są siłą, co zmienia zbyt mglisty sen w pewność.

&&

Z części: Czas zamyśleniem przewiązany

Czas zamyśleniem przewiązany

Bladoróżowym świtem Bóg ofiarował mi urodzinowy dar.
Przesyłkę, przewiązaną wstążką zamyślenia.
Wzięłam ją w niecierpliwe dłonie. Rozwiązałam.
Między palcami zaczęły przepływać zwoje zmieniających się pór roku. Obrazy życia,
Wyszywane na przejrzystej mgle przez niewidzialną hafciarkę.

Zapłakane nieszczęście siedzi pod przedszkolną ścianą.
Przez łzy patrzy na jasną plamę słońca na podłodze.
Zza okna zerka na nie błękitno-złota jesień...

Zakochana nastolatka snuje nić przyszłych zdarzeń na kołowrotku nadziei.
We włosy wplata słowa, więdnące szybciej niż kwiaty otrzymane wiosną...
Słońce maluje róże w kiczowatym ogrodzie spokoju i dobrobytu.

Dziś księżyc wpadł do mnie przez okno.
Zajrzał przez ramię na resztę miękkiej tkaniny.
Co zobaczył w nienarysowanych jeszcze zdarzeniach?
Nie chciał mi powiedzieć.
Zakrył chmurą złotą twarz i odszedł.
Rozświetli komuś piękne marzenia,
A może jawę, mglistą i nierealną jak sen?
Ja zostałam sama, w niepewności nocy.
Co przyniosą mi nowe dni, może lata? Nie wiem...

<<<powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

&&

Audiodeskrypcja podstawową formą integracji

Bożena Lampart

Film Nietykalni w reżyserii Oliviera Nakache i Eric’a Toledano pożyczyli mi nasi znajomi. Był to pierwszy film z obrazem i audiodeskrypcją, który gościł w naszym domu. Historia przyjaźni dwóch mężczyzn, w których role wcielili się François Cluzet - jako sparaliżowany Philippe - oraz Omar Sy - jako Driss, opiekun niepełnosprawnego.

O fabule filmu się nie rozpisuję, bowiem oglądalność była na tyle wysoka, że można mniemać, iż większości fanów filmowych jest już dobrze znana.

Od pierwszego momentu nie uszła mojej uwadze dodatkowa ścieżka dźwiękowa ze słownym opisem obrazu. Ponieważ wizualnych elementów filmu moje oko nie było w stanie uchwycić, z dużym zatem zainteresowaniem słuchałam podpowiedzi audiodeskryptora pomiędzy dialogami, dotyczących scenografii, barwy, światła, a także strojów i mimiki twarzy bohaterów filmu. Przyszło mi wówczas na myśl, że to jakoby obraz słowem malowany.

Gdy już ochłonęłam z pierwszych emocji, zaczęłam zastanawiać się, jak radzi sobie moja rodzina z nowo poznaną techniką, która, chcąc nie chcąc, zmienia odbiór filmowy. Zdawałam sobie sprawę, iż bieżące wydarzenia były na tyle interesujące, że nikt nie miał ochoty na wyrażanie dobrej lub złej opinii przed zakończeniem. Czy dodatkowe opisy wplecione pomiędzy dialogami wpłynęły na odbiór filmu? Postanowiłam więc zapytać o to po seansie. Ku mojemu zadowoleniu wszyscy zgodnie stwierdzili, że po krótkim czasie przestali na ową audiodeskrypcję zwracać uwagę.

W moim odczuciu poprzez akceptację filmu w takiej postaci, by dostępna była dla każdego odbiorcy, udało nam się stworzyć zintegrowaną małą społeczność, jaką jest moja rodzina.

Aby kontynuować misję integracji, postanowiłam sięgnąć do zasobów Serwisu Wypożyczeń On-line Działu Zbiorów dla Niewidomych, skąd ściągnęłam cyfrową wersję filmu ze ścieżką dźwiękową i audiodeskrypcją w formacie MP3. Jako świeżo upieczony beneficjent owego Serwisu nie zwróciłam uwagi, iż film, i owszem, posiadał wymienione udogodnienia, ale obraz był niewidoczny. Niczego nieświadoma włączyłam film i po krótkim czasie okazało się, że widzące osoby niczego zobaczyć nie mogły, a sam odbiór dźwięku nikogo nie satysfakcjonował. Jedynie deser przygotowany wcześniej był do przyjęcia.

Bogatsza o powyższe doświadczenia zaczęłam czynić starania w zakresie poznania opinii na temat filmu z audiodeskrypcją wśród widzących znajomych. Zdania były różne:

Generalnie ankieta wyszła korzystnie dla osób z niepełnosprawnością narządu wzroku, dla których oglądanie filmu bez audiodeskrypcji nie byłoby pełnym odbiorem przekazu filmowego. Osoby niewidome i niedowidzące bowiem patrzą, słuchając.

Warto zwrócić uwagę, iż od niedawna został stworzony Krajowy Zasób Cyfrowych Filmów z Audiodeskrypcją dla Osób Niewidomych, o czym można więcej przeczytać na stronie internetowej Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego - Dział Zbiorów dla Niewidomych http://dzdn.pl/krajowy-zasob-cyfrowych-filmow-z-audiodeskrypcja/.

Stowarzyszenie De Facto i wspomniany Dział Zbiorów dla Niewidomych umożliwiły beneficjentom zbiorów biblioteki cyfrowy dostęp do filmów z obrazem i dźwiękiem na dwa sposoby:

Należy dodać, iż osoby mogące samodzielnie dotrzeć do siedziby DZdN mają możliwość wypożyczyć płytę DVD z filmem na miejscu lub mogą poprosić o wysłanie jej tradycyjną pocztą, jak to dzieje się w przypadku pozostałych typów zbiorów.

Ten godny uwagi pomysł z pewnością ucieszy zwolenników kameralnego domowego kina i pozwoli cieszyć się całej rodzinie ze wspólnego biesiadowania przed ekranem telewizora.

Popularność oglądania filmów z audiodeskrypcją wzrasta. Integracja osób widzących z niewidomymi jest obecna w wielu kinach. Bezprzewodowe słuchawki w uszach widzów z dysfunkcją narządu wzroku absolutnie nie stanowią problemu w odbiorze obrazu filmowego przez osoby pełnosprawne.

Warto tutaj także wspomnieć Festiwal Kultury i Sztuki w Płocku, gdzie niewidzące osoby mają sposobność oglądania nie tylko filmów czy spektakli teatralnych z audiodeskrypcją, ale uczestniczą także w spotkaniach z reżyserami, aktorami, autorami książek oraz krytykami filmowymi. Ludziom ze świata kultury taka przygoda z audiodeskrypcją przybliża świat osób z niepełnosprawnością narządu wzroku i pozwala na zrozumienie naszych problemów dotyczących wykluczenia. Zatem nie obawiam się twierdzić, iż audiodeskrypcja jest ważną formą integracji.

Na podkreślenie zasługuje fakt, że teatry czy muzea stoją otworem dla tych, którzy są spragnieni wrażeń sensorycznych.

Dużym zainteresowaniem cieszy się także głos audiodeskryptora podczas wydarzeń sportowych. Nad werbalnym przekazem obrazu pracują fundacje, dla których najważniejszym przesłaniem jest przełamanie barier w dostępie do świata kultury i sztuki ludzi niewidomych i niedowidzących.

<<<powrót do spisu treści

&&

Zawód: asystent osoby niepełnosprawnej

Andrzej Koenig

W naszym społeczeństwie panuje przekonanie, że osoby starsze, schorowane i niepełnosprawne powinny siedzieć w domu, nie narzekać na nic i o nic nie prosić. Jednak każdy człowiek ma pełne prawo do godnego życia oraz uczestniczenia we wszelkich formach wsparcia.

Osoba starsza, poruszająca się na wózku czy o kulach, niewidoma, niesłysząca także chce wychodzić ze swojego mieszkania między ludzi. Chce na równi z pełnosprawnymi pójść do kina, teatru, muzeum, na basen, zrobić zakupy. Coraz więcej budynków użyteczności publicznej jest dostosowywanych do korzystania z nich przez osoby z niepełnosprawnościami. W wielu miejscach likwidowane są liczne bariery architektoniczne.

Jednak nie w każdej sytuacji osoby takie dają sobie radę samodzielnie. Nie za każdym razem mogą liczyć na pomoc rodziny, znajomych czy przyjaciół…

W sytuacjach życiowych powinno być zapewnione wsparcie profesjonalnego asystenta osoby starszej lub niepełnosprawnej. Coraz częściej można skorzystać z takiej fachowej pomocy. Coraz więcej osób kształci się w zawodzie asystenta.

Czy wiemy, czym naprawdę zajmuje się asystent osoby niepełnosprawnej? Jakie są jego podstawowe zadania?

Asystent powinien wprowadzać osobę niepełnosprawną do społeczności, ułatwiać jej kontakt z otoczeniem. W przypadku osób niewidzących bądź niesłyszących taka asystentura wymaga dodatkowych umiejętności, przede wszystkim posługiwania się językiem migowym bądź innymi alternatywnymi środkami komunikacji.

Funkcje asystenta danej osoby niepełnosprawnej wyznaczają sami niepełnosprawni, zależą one od ich potrzeb i decyzji. Nadrzędnym celem asystenta powinno być zapewnienie podopiecznemu nieskrępowanego funkcjonowania w życiu prywatnym oraz zawodowym, a ponadto umożliwianie mu wykonywania takich czynności, jakie podejmowałby, gdyby był osobą w pełni sprawną. Co więcej, to sama osoba niepełnosprawna jest pracodawcą i usługobiorcą. Ma prawo wybierać spośród kandydatów zapisanych w odpowiedniej bazie danych, zatrudniać i zwalniać według własnego uznania.

Takie przywileje zostały określone już w 1971 roku w Deklaracji Praw Osób Upośledzonych Umysłowo. Zakłada ona, że osoba niepełnosprawna powinna cieszyć się takimi samymi prawami jak ludzie pełnosprawni. Jeżeli jej niepełnosprawność to ogranicza, powinna mieć zapewnione odpowiednie wsparcie w postaci asystentury.

Cztery lata później ONZ wydała kolejny akt, a mianowicie Deklarację Praw Osób Niepełnosprawnych mówiącą o tym, że niezależnie od niepełnosprawności każda osoba powinna zaznać życia godnego i tak dalece normalnego jak to tylko możliwe. W związku z tym ma ona prawo do korzystania ze świadczeń w postaci zarówno technicznej jak i osobowej, pomagających osiągnąć autonomię oraz integrację społeczną w jak największym stopniu.

W 1993 roku ONZ uchwaliła kolejny dokument poświęcony prawom osób niepełnosprawnych pt. Standardowe zasady wyrównywania szans osób niepełnosprawnych.

Akt ten odnosi się do każdej dziedziny życia osoby z niepełnosprawnościami. Oddzielny punkt dotyczy asystentury, głosząc, że w gestii państwa powinno być zagwarantowanie osobie niepełnosprawnej opieki służb wspierających w pełnym zakresie. Oprócz tego państwo ma zapewnić osobom z zaburzeniami percepcyjnymi bądź upośledzonym w stopniu znacznym tłumacza, aby umożliwić im uczestnictwo w codziennym życiu. W dokumencie tym wspomniano o kwestii finansowania usług asystenta osoby niepełnosprawnej następująco: Usługi asystenckie powinny być ekonomicznie dostępne - darmowe lub tak tanie, aby osoby z niepełnosprawnościami i ich rodziny było na nie stać.

Polskie przepisy jak dotąd nie są odpowiednio uregulowane, a ich przeznaczenie dalece odbiega od zapewnienia osobie niepełnosprawnej niezależnego życia pod każdym względem. W takich krajach jak: Niemcy, Austria, Szwecja, Finlandia, Dania, Holandia i Wielka Brytania dawno już przeprowadzono projekty pilotażowe, wprowadzając do ustawodawstwa formy wsparcia finansowego aktywizujące osoby niepełnosprawne. Dzięki utworzeniu specjalnego budżetu zatrudnianie i finansowanie usług asystenckich stało się prostsze. W wymienionych krajach zawód asystenta osoby niepełnosprawnej jest więc zdecydowanie bardziej popularny niż w naszym państwie.

W Polsce obecnie jest około 5 milionów osób niepełnosprawnych bez względu na stopień niepełnosprawności. Wiadomo, że nie wszystkie one wymagają w swoim życiu pomocy asystenta. Miejmy nadzieję, że dla tych, którzy takiej pomocy potrzebują, nie zabraknie asystentów posiadających odpowiednie przygotowanie.

<<<powrót do spisu treści

&&

Listy od Czytelników

Droga Redakcjo!

W lutowym numerze Sześciopunktu czytałam artykuł ks. Piotra Buczkowskiego o audiodeskrypcji mszy św. Bardzo mi się spodobało to, co mogłam tam przeczytać - podejście Księdza do dzieci niewidomych i osób dorosłych w nawiązaniu do liturgii, kościoła, symboli...

Spotkałam się z artykułami napisanymi przez Księdza już wcześniej w Biuletynie Oko wydawanym przez Bydgoszcz.

Już dawno chciałam napisać do naszej Biblioteki w Warszawie z prośbą o stworzenie audiodeskrypcji do mszy św. Uczestniczę w różnych liturgiach i bardzo często się zastanawiam, co się dzieje w danym momencie przy ołtarzu, bo niestety nie mogę tego zobaczyć. W czasie nabożeństwa trudno wypytywać osoby siedzącej z boku o to, co ksiądz robi, kiedy i gdzie przechodzi...

Takie nagranie byłoby wspaniałą pomocą dla osób niewidomych i słabowidzących, no a na pewno dla mnie.

Zastanawiałam się, czy nie można poprosić ks. Piotra, aby przekazał to nagranie do naszej Biblioteki, żeby było dostępne dla wszystkich osób, które chciałyby się zapoznać z audiodeskrypcją mszy św. Może jest to do zdobycia w jakiś inny sposób, może można gdzieś kupić taką płytę z tym właśnie nagraniem z kaplicy św. Rafała w Bydgoszczy?

Taka audiodeskrypcja nie musi być z wizją, czyli nie musi to być płyta DVD, jak pisał ksiądz, ale może to być nagranie audio, tak jak filmy z audiodeskrypcją w Dziale Zbiorów dla Niewidomych w Warszawie.

Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję za fajny magazyn.

Ania

<<<powrót do spisu treści