Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449-6154

Nr 4/37/2019
kwiecień

Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95e/1
20-706 Lublin
Tel.: 697-121-728

Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608-096-099
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Spis treści

Od redakcji

Pieśń paschalna - Konstanty Ildefons Gałczyński

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

IIT-D buduje niedrogi laptop z brajlowskim wyświetlaczem dla niewidomych - Lista dyskusyjna Typhlos

Co w prawie piszczy

Nowe programy wsparcia dla niepełnosprawnych - PAP

Zdrowie bardzo ważna rzecz

O cukrzycy nieco inaczej - Dr med. Stanisław Rokicki

Kręgosłup filarem życia - Patrycja Rokicka

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

A mnie jakoś niesłodko... - Genowefa Cagara

Kuchnia po naszemu - Iwona Czarniak

Z polszczyzną za pan brat

Szwedzi, Turcy i Czesi po polsku - Tomasz Matczak

Z poradnika psychologa

Tolerancja, trudna rzecz! - Małgorzata Gruszka

Rehabilitacja kulturalnie

Filmowy kalejdoskop. Kolory i emocje w filmach Pawła Pawlikowskiego - Alicja Nyziak

Spóźnieni kochankowie (recenzja książki) - Ireneusz Kaczmarczyk

Podróże kształcą - Bożena Lampart

Muzeum tyflologiczne - Marek Jakubowski

Sztuka dostępna dla niewidomych - Andrzej Koenig

Galeria literacka z Homerem w tle

Krystyna Wawrzkiewicz - Kilka słów o sobie

Wiersze - Krystyna Wawrzkiewicz

Nasze sprawy

Czas na konfederację (część 1) - Stanisław Kotowski

Z uśmiechem przez życie

Autentyczne zdarzenia - Teresa Dederko

Listy od Czytelników

&&

Z okazji świąt Wielkanocnych życzymy, aby we wszystkich domach zapanowała radość i wzajemna życzliwość, a Zmartwychwstanie napełniało serca nadzieją i pozwoliło z ufnością patrzeć w przyszłość.

Zarząd Fundacji

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Spotykamy się z Państwem w miłej, przedświątecznej atmosferze. W tych dniach mamy więcej życzliwości dla innych ludzi, z większym optymizmem i nadzieją patrzymy w przyszłość.

W bieżącym numerze nie unikamy jednak trudnych tematów, wyjątkowo ważnych dla całego środowiska osób niewidomych. Szczególnej uwadze polecamy opracowanie autorstwa Stanisława Kotowskiego pt. Czas na konfederacje. Przedstawione tu opinie powinny zainicjować ogólnokrajową dyskusję dotyczącą przyszłości polskich niewidomych.

W dziale Rehabilitacja kulturalnie zachęcamy, poprzez recenzje książki i filmu, do aktywnego uczestnictwa w kulturze. Z autorką artykułu Podróże kształcą możemy już dziś zaplanować letni wypoczynek.

Nasz sześciopunktowy psycholog tym razem wyjaśnia, czym jest tolerancja i jak może ona wpływać na relacje z innymi ludźmi.

W rubryce dotyczącej zdrowia dowiemy się, jak dbać i wzmacniać kręgosłup, a także znajdziemy informacje na temat cukrzycy.

Okazuje się, że wśród osób niewidomych i słabowidzących jest liczna grupa aktywnych twórców, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Tym razem na łamach Galerii literackiej, debiutuje słabowidząca poetka z Nysy.

Prosimy o przysyłanie opinii dotyczących materiałów zamieszczanych w Sześciopunkcie, a może ktoś chciałby podzielić się humorystycznymi sytuacjami, z jakimi spotyka się w codziennym życiu?

Zespół redakcyjny

<<<powrót do spisu treści

&&

Pieśń paschalna

Konstanty Ildefons Gałczyński

Nie Kalwaria, nie Golgota,
ale chmura szczerozłota
i wiatr skory;

nie noc i cierń, ale słońce
i blaski się wplatające
w kędziory.

Na tej szczerozłotej chmurze
fruniesz - zwycięski - ku górze,
Sprawca zachwytów;

lśni marszczona wiatrem szata,
a z szaty na Polskę spada
woń hiacyntów.

Za te cuda oczywiste
jakże ja Cię uczczę, Chryste?
Wierszem chyba.

Lecz patrząc na Twoją chwałę,
stanąłem i oniemiałem,
jak ryba.

Bo trudno ziemskim inkaustem
sprawy opisać przepastne:
wiatr i złoto -

chyba tylko oczy zadrzeć,
zasłuchać się i zapatrzeć
w szum odlotu.

Spójrzcie: nad Wieżą Mariacką!
Spójrzcie: już mały jak cacko
leci.

Wirują złociste koła.
Zieleń gra. Purpura woła.
RESURREXIT.

<<<powrót do spisu treści

&&

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

&&

IIT-D buduje niedrogi laptop z brajlowskim wyświetlaczem dla niewidomych

Lista dyskusyjna Typhlos

Naukowcy z Indyjskiego Instytutu Technologii (IIT Delhi) opracowali brajlowski laptop o nazwie DotBook, który może być użyteczny dla osób niewidomych.

Laptop ma kilka standardowych aplikacji, takich jak: poczta elektroniczna, kalkulator i przeglądarka internetowa. W razie potrzeby można również dodać inne aplikacje.

Urządzenie będzie produkowane w dwóch wersjach o nazwach 40Q i 20P.

Wariant 40Q jest wyposażony w 40-znakową linijkę brajlowską i ma tradycyjną klawiaturę QWERTY i klawiaturę brajlowską, a 20P ma 20-znakowy wyświetlacz i posiada tylko klawiaturę brajlowską.

Laptop został opracowany na podstawie wielu testów, aby zadbać o preferencje i potrzeby użytkowników. Między innymi ma on specjalnie zaprojektowane podparcie dłoni, które pozwala użytkownikom na pracę przez wiele godzin bez męczenia się rąk.

Sprzęt można podłączyć przez Wi-Fi, Bluetooth i USB. Badacze IIT Delhi opracowali laptop we współpracy z KritiKal Solutions Pvt Ltd., Noida, Pheonix Medical Systems Pvt. Ltd., Chennai, Saksham Trust, New Delhi i Wellcome Trust w Wielkiej Brytanii. KritiKal Solutions będzie je produkować, serwisować i sprzedawać. Firma Phoenix Medical Systems dostarczy do ich budowy brajlowskie moduły.

Produkowane obecnie 40-znakowe urządzenia brajlowskie są na tyle drogie, że nawet w krajach rozwiniętych mało osób na nie stać, a w krajach o niskim dochodzie z powodu ceny są one całkowicie niedostępne.

DotBook zbudowany na opatentowanej przez IIT Delhi technologii Shape Memory Alloy znacząco obniży jego koszty. Urządzenie będzie sprzedawane jeszcze w tym roku.

Link do newsa: https://www.thebetterindia.com/173872/joining-the-dots-iit-d-builds-low-cost-braille-laptop-for-the-visually-impaired/

Wydaje mi się, że ta sama technologia, jeżeli chodzi o brajlowski wyświetlacz, jest stosowana w tanim brajlowskim notatniku o nazwie Orbit Reader, który był pokazywany na ubiegłorocznej wystawie Reha.

Link do opisu tego monitorka: https://www.aph.org/research/orbit-reader-20-details/

Szkoda, że żadna polska firma nie ma go w swojej ofercie.

Źródło: Lista dyskusyjna Typhlos, 2019.03.06

<<<powrót do spisu treści

&&

Co w prawie piszczy

&&

Nowe programy wsparcia dla niepełnosprawnych

PAP

- Chcemy, żeby nowe programy społeczne dotyczące wsparcia osób niepełnosprawnych zaczęły funkcjonować w tym półroczu - powiedział wiceminister resortu rodziny Krzysztof Michałkiewicz.

Rozwiązania dotyczą m.in. dostosowania mieszkań do potrzeb osób z niepełnosprawnościami, tworzenia dodatkowych, przeznaczonych dla nich usług czy zapewnienia opiekunom tzw. opieki wytchnieniowej.

1 stycznia weszła w życie ustawa o Solidarnościowym Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych (SFWON). Zapisy nowej regulacji nakładają na resort rodziny obowiązek opracowania rocznego planu działania na rzecz wsparcia osób niepełnosprawnych. Przyjęcie planu MRPiPS ogłosiło pod koniec stycznia.

Michałkiewicz przypomniał, że pod koniec lutego minister rodziny Elżbieta Rafalska podpisała pierwszy program finansowany ze środków SFWON: usługi opiekuńcze dla osób niepełnosprawnych. Program ten jest adresowany do osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności, do ukończenia przez nich 75. roku życia.

Wiceminister poinformował, że w związku z tym odbyło się spotkanie z przedstawicielami urzędów wojewódzkich, podczas którego dyskutowano o tym, jak dotrzeć do gmin z informacją o tym projekcie.

- W ustawie jest zapisane, że projekty mogą być realizowane przez samorządy terytorialne za pośrednictwem wojewodów, i tak też będzie realizowany ten projekt - powiedział wiceszef Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Dodał, że wnioski do wojewodów o dofinansowanie usług opiekuńczych gminy mogą składać do 29 marca. Następnie wojewoda sporządzi listę rekomendowanych wniosków i przekaże ją do MRPiPS. Ma na to czas do 30 kwietnia. Do 17 maja resort rodziny zatwierdzi wnioski do realizacji.

- Następnie podpiszemy umowy z wojewodami, oni z gminami i wtedy projekt będzie mógł być realizowany - podkreślił Michałkiewicz.

Wiceszef MRPiPS przypomniał, że samorządy będą także mogły skorzystać z pakietu programów Mój dom. Celem tych programów będzie zapewnienie osobom z niepełnosprawnościami odpowiednich warunków mieszkaniowych.

- W jednym z programów skoncentrujemy się na instalacji wind i budowie podjazdów w domach tego pozbawionych, aby uczynić je dostępnymi dla osób niepełnosprawnych - zadeklarował Michałkiewicz.

- Ponadto planujemy stworzyć w gminach centra opiekuńczo-mieszkalne, w których świadczona będzie opieka dla osób niepełnosprawnych, wymagających tego typu usług. Chcemy, żeby były tam świadczone całodobowe usługi w ramach funkcjonujących na terenie centrów mieszkań dla osób niepełnosprawnych - podkreślił.

Jak dodał, takie mieszkania miałyby być dostępne na określony czas, a w szczególnych przypadkach także bez ograniczeń czasowych.

Trzecim programem w ramach pakietu Mój dom będzie Mieszkanie bez barier. Polegać ma na pomocy w wynajęciu mieszkania dla osób z niepełnosprawnością lub wsparciu w zamianie mieszkania na bardziej dostosowane oraz dofinansowaniu likwidacji barier i doposażenia w zakresie konkretnych potrzeb osób niepełnosprawnych, które będą w nich mieszkać.

Wskazał, że obecnie prowadzone są rozmowy z Ministerstwem Inwestycji i Rozwoju oraz z Bankiem Gospodarstwa Krajowego o tym, jak ten projekt skonstruować.

- Pracujemy nad tym programem, rozmowy są zaawansowane, ale potrzeba nam jeszcze nieco czasu, zanim zaczniemy go szeroko konsultować - dodał.

- Chcemy, żeby wszystkie programy społeczne zaczęły funkcjonować jeszcze w tym półroczu - powiedział Michałkiewicz.

Programy realizują też inne resorty

Wiceminister zwrócił uwagę, że programy finansowane z Solidarnościowego Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych są realizowane także przez inne resorty.

- Ministerstwa przygotowały swoje programy, które potem będą realizowane przy naszej współpracy - powiedział.

Michałkiewicz przypomniał, że wśród działań zaplanowanych na bieżący rok znalazł się m.in. program Ministerstwa Cyfryzacji, który ma ułatwić osobom niepełnosprawnym dostęp do szybkiego Internetu. MC zamierza również przygotować usługę asystenta głosowego, który będzie wspierał osoby niepełnosprawne w dostępie do stron internetowych.

Innym programem realizowanym w ramach SFWON jest działanie Ministerstwa Zdrowia dotyczące świadczeń opieki zdrowotnej.

Michałkiewicz poinformował również, że prowadził rozmowy z prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzejem Jacyną na temat podniesienia kwoty dofinansowania wózków dla niepełnosprawnych.

- Teraz, wraz z funduszami z PFRON, możemy dofinansować kupno na kwotę około 7,5 tys. zł, a wózki często kosztują dużo drożej - wskazał wiceminister.

Na realizację wszystkich zakładanych działań Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych w tym roku będzie miał do dyspozycji około 650 mln zł.

Źródło: Rynek Zdrowia, 13 marca 2019

<<<powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

&&

O cukrzycy nieco inaczej

Dr med. Stanisław Rokicki

Glukoza jest podstawowym paliwem, koniecznym do uzyskania energii potrzebnej do życia komórek ciała człowieka.

Glukoza jest cukrem prostym i tylko pod tą postacią cukry wchłaniane są przez organizm człowieka. Wszystkie inne cukry, takie jak: skrobia - będąca składnikiem mąk, sacharoza - nasz cukier w cukierniczce, laktoza - cukier mlekowy, fruktoza - cukier owocowy, muszą być zamienione na glukozę, aby były przyswojone przez nasz organizm. Szybkość wchłaniania i przyswajania zależy od stopnia skomplikowania budowy wymienionych cukrów.

Ma to znaczenie przy układaniu diety chorego na cukrzycę.

Przemiana cukru owocowego, a tym samym wchłanianie, odbywa się wolno.

Komórkę ciała można z przymrużeniem oka porównać do pieca, w którym spala się paliwo, jakim jest glukoza, aby pozyskać energię potrzebną nam do życia. Insulina to klucz do zamka (receptora) w drzwiach do tego pieca, aby można było je otworzyć i piec załadować.

Insulina nie jest przysłowiowym "czarnym ludem", którego chory na cukrzycę człowiek ma się bać. Takie niejednokrotnie poglądy wyznawane są przez część naszego społeczeństwa.

W Polsce na cukrzycę choruje ok. 3 miliony osób, a ponad pół miliona ma ją najpewniej niewykrytą. Stanowi ona ważny czynnik ryzyka udaru mózgu i zawału mięśnia sercowego, niewydolności nerek, ślepoty na skutek retinopatii cukrzycowej, amputacji kończyn dolnych na skutek martwicy w przebiegu niedokrwienia przez zmienione chorobowo tętnice i tętniczki.

Cukrzyca może pojawić się wskutek różnych przyczyn, dlatego można ją podzielić na:

Cukrzycę typu 1 - brak wytwarzania insuliny z przyczyn dziedzicznych lub zaburzeń układu odpornościowego, kiedy to układ odpornościowy człowieka niszczy komórki trzustki wytwarzające insulinę, traktując je jako obce. Występuje najczęściej u dzieci i ludzi młodych i jest insulinozależna.

Cukrzycę typu 2 - związana jest z otyłością (zbyt mała ilość drzwi-receptorów) w stosunku do objętości komórek. Insulina (klucz do drzwi-receptora) produkowana jest coraz częściej z marnym skutkiem, aż do wyczerpania zdolności wytwarzania insuliny przez nasz organizm. Opisany stan określany jest jako zjawisko insulinooporności, co może również spowodować zepsuty zamek w drzwiach (receptorze), którego prawidłowy klucz (insulina) otworzyć nie może. Podobne zjawisko pojawia się nierzadko u osób z prawidłową masą ciała. Może ono występować zarówno u ludzi dorosłych jak i u dzieci oraz młodzieży.

Cukrzycę typu 3 - związana jest z wiekiem starszym, ponieważ pojawia się w późniejszym okresie naszego życia. Ma zwykle przebieg łagodniejszy niż inne odmiany tej choroby. Oznacza to, że zwykle może być kontrolowana lekami doustnymi bez konieczności stosowania insuliny.

Przedstawiony podział nie jest klasyfikacją naukową; jest uproszczony w celu łatwiejszego zrozumienia tak złożonego problemu.

Nadmienię, że każdy pacjent na cukrzycę choruje nieco inaczej; powinien mieć zastosowane zindywidualizowane leczenie i fakt, że nasz znajomy jest leczony innymi lekami niż my, nie oznacza, że my powinniśmy być tak samo leczeni. W wielu przypadkach konieczne jest nawet agresywne stosowanie insuliny, co nie świadczy o tym, że jesteśmy gorsi.

O zapobieganiu cukrzycy i stosowanym leczeniu napiszę w następnym artykule po przetrawieniu przez Czytelników tego tematu.

<<<powrót do spisu treści

&&

Kręgosłup filarem życia

Patrycja Rokicka

Kręgosłup jest podporą naszego ciała, ruchomą osią, skupiającą wokół siebie wszystkie części kośćca. Rozpoczyna się przy podstawie czaszki, przebiega do końca tułowia, wspierając się na nieruchomej kości krzyżowej ściśle połączonej z miednicą. Składa się z pięciu odcinków: szyjnego, piersiowego, lędźwiowego, krzyżowego, guzicznego (ogonowego) i 33-34 kręgów. Wysokość kręgosłupa w linii prostej przeciętnie wynosi około 40% długości ciała człowieka, jednak pomiar ten jest zmienny, bowiem zależy od wzrostu, wieku, pozycji, stanu zmęczenia a nawet pory dnia, podczas której wykonuje się pomiar.

W dzisiejszych czasach bóle kręgosłupa stanowią nie tylko problem zdrowotny wywołany przez urazy czy wady wrodzone. Obecnie problem ten możemy śmiało nazwać społecznym, ponieważ coraz większy procent populacji ludzkiej uskarża się na dolegliwości związane z bólem pleców. Z bólem kręgosłupa zmagają się osoby starsze, młodzież, dzieci a także osoby dojrzałe uważane za silne. Przyczynami tych dolegliwości mogą być m.in.: niewłaściwy tryb życia, pracy, wypoczynku, niezdrowe przyzwyczajenia i nawyki.

Co zrobić by ulżyć naszemu kręgosłupowi?

  1. Jeśli mamy nadwagę, postarajmy się pozbyć zbędnych kilogramów. Dodatkowe kilogramy przeciążają odcinek lędźwiowy kręgosłupa, przyczyniając się do powstawania zwyrodnień. Każdy zbędny kilogram oznacza dodatkowy, chorobotwórczy nacisk na kręgosłup oraz niepotrzebne obciążenie.
  2. Gdy prowadzimy siedzący tryb życia lub mamy siedzącą pracę, nadmiernie obciążamy dolny odcinek kręgosłupa. Wówczas każdą wolną chwilę wykorzystajmy na ruch, np. na spacery, basen czy taniec. Podczas pracy przy biurku często ruszajmy nogami, co godzinę postarajmy się wstać od biurka i przejść przynajmniej kilkanaście kroków.
  3. Gdy siedzimy, nigdy nie zakładajmy nogi na nogę. Najlepiej jak ułożymy nogi na krześle lub taborecie, tak by kolana znajdowały się trochę wyżej niż biodra. Często zmieniajmy ułożenie swojego ciała.
  4. Znajdźmy sposób na rozładowanie napięcia psychicznego. Stres jest częstą przyczyną bólów pleców, ponieważ wywołuje nadmierne napięcie mięśni szyi i karku, w konsekwencji je przeciążając, czego efektem mogą być zmiany w kręgosłupie.
  5. Zrezygnujmy z chodzenia na wysokich obcasach. Noszenie takiego obuwia przesuwa ciężar całego ciała ku przodowi, co negatywnie wpływa na kręgosłup w odcinku lędźwiowym. Nasze obuwie powinno być stabilne, z dobrą przyczepnością do podłoża.
  6. Prawidłowo podnośmy ciężary. Kiedy znajdziemy się w sytuacji, która wymaga od nas podniesienia ciężkich przedmiotów, pamiętajmy o kilku zasadach: stopy należy rozstawić na szerokość ramion, mocno objąć przedmiot rękami, zgiąć kolana, utrzymując proste plecy z wysoko uniesioną brodą. Ciężar trzeba podnosić stopniowo wstając, unieść go mięśniami nóg. Podczas dźwigania unikajmy pochyleń na boki i skrętów tułowia.
  7. Myślmy podczas kładzenia się i wstawania z łóżka. Pamiętajmy, że kłaść się należy powoli z pozycji siedzącej. Nogi najlepiej powoli położyć na łóżku, tak by znalazły się w jednej linii z miednicą. Z łóżka najlepiej podnosić się etapami. Nigdy nie wolno zrywać się nagle i gwałtownie. Najlepiej najpierw przewrócić się na bok, następnie dźwignąć się na łokciach, by podtrzymać ciężar górnej części ciała. Następnie obie nogi jednocześnie przekładamy przez krawędź łóżka i powoli wstajemy.
  8. Śpijmy prawidłowo. Gdy doskwiera nam ból pleców lub kręgosłupa, powinniśmy zadbać o pozycję, w jakiej śpimy. Za najlepszą pozycję przy chorobach kręgosłupa uważa się spanie na plecach z małą poduszką umieszczoną pod kolanami. Jeśli lubimy spać w pozycji na boku, wówczas poduszkę umieszczamy pomiędzy kolanami. Śpiąc na brzuchu, warto podłożyć poduszkę pod biodra i dolną część brzucha, tak by plecy znajdowały się trochę wyżej.
  9. Zainwestujmy w materac. Dla zdrowia naszych pleców ważne jest, by zadbać o dobrej jakości materac do spania. Jest to sprawa bardzo indywidualna; dlatego przymierzając się do zakupu materaca, najlepiej udać się po poradę do lekarza i wspólnie z nim dokonać wyboru najlepszego dla naszego kręgosłupa.

Sport, który lubi kręgosłup

Pływanie ma zbawienny wpływ na nasz kręgosłup przede wszystkim dlatego, że wzmacnia mięśnie, które wspomagają jego pracę. Specjaliści uważają, że pływanie jest jednym z najbezpieczniejszych i najzdrowszych sportów dla naszego organizmu. Ciało w wodzie jest lekkie, dzięki czemu podczas pływania nie dochodzi do nadwyrężania stawów i krążków międzykręgowych. Klasyczny styl pływania pozytywnie wpływa na niwelowanie niekorzystnych zmian w obrębie lędźwiowego odcinka kręgosłupa, skutecznie walczy ze skoliozą. Styl motylkowy szczególnie wzmacnia mięśnie przykręgosłupowe.

Aqua aerobic, polegający na ćwiczeniach w wodzie, przy muzyce wykorzystuje różne formy ćwiczeń gimnastycznych, oddechowych, rozciągających oraz terapeutycznych - wzmacniających i usprawniających poszczególne grupy mięśniowe. Ta forma ćwiczeń bardzo dobrze wpływa na nasz kręgosłup, odciążając go oraz wzmacniając jego mięśnie. Efekty, które daje aqua aerobic, specjaliści przyrównują do tych, które możemy zyskać u fizjoterapeuty lub masażysty.

Nordic walking to technika maszerowania z kijami. Pomaga pozbyć się napięcia mięśni w górnych rejonach ciała, dzięki czemu odprężamy i rozluźniamy mięśnie podtrzymujące szyjny odcinek kręgosłupa. Regularne spacerowanie z kijkami wzmacnia mięśnie ramion, barków, klatki piersiowej, brzucha, kręgosłupa, nóg; rozciąga mięśnie szyi, ramion oraz tułowia; poprawia ogólną koordynację ruchową; prowadzi do uwolnienia trzonów kręgosłupa od ciężaru głowy i tułowia dzięki wsparciu kijów.

Przed rozpoczęciem przygody z nordic walking najlepiej przejść szkolenie pod okiem profesjonalnego trenera.

Ćwiczymy w domu!

Kręgosłup nie lubi bezruchu. Jeśli nie mamy możliwości pływania na basenie, uczestniczenia w zajęciach aqua aerobicu czy nordic walking, postawmy na ćwiczenia w domu. Poniżej podam kilka przykładowych, prostych ćwiczeń, które z pewnością pomogą w rehabilitacji naszego kręgosłupa.

  1. Na rozgrzewkę
    Układamy się na plecach, głową dotykając podłogi. Ręce wyciągamy za głowę, nogi zginamy w kolanach. Przyciągamy do piersi kolana i wracamy do pozycji wyjściowej. Powtarzamy to kilka razy.
  2. Na rozciągnięcie muskulatury pleców
    Rękami ujmujemy się pod kolanami, uda przyciągamy do piersi. Równocześnie umieszczamy brodę między kolanami. Kilka sekund wytrzymujemy w tej pozycji.
  3. Żeby uelastycznić kręgosłup
    Dotykamy prawą stopą kolana lewej nogi, trzymając prawą rękę wyprostowaną na podłodze. Dociskamy kolano ku ziemi, głowę odwracamy w przeciwnym kierunku. Kilka sekund wytrzymujemy w tej pozycji.
  4. Koci grzbiet
    Klękamy i opieramy się rękami o podłogę, palce dłoni kierujemy do siebie. Unosimy plecy do góry i na dół. Powtarzamy kilka razy.
  5. Rozciąganie kręgosłupa
    Leżąc na plecach, lewą stopę kładziemy na prawe udo. Lewe kolano kierujemy na zewnątrz i ciągniemy udo do siebie. Powtarzamy to samo z drugą nogą.

Czytelnikom, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej jak funkcjonuje kręgosłup, dlaczego boli oraz jak należy się z nim prawidłowo obchodzić, polecam książkę Bóle krzyża Artura Dziaka i Samera Tayary.

Źródło: Ruch zapobiega bólom kręgosłupa Jolanta Kolendowska, Józef Kolendowski; Focus nr 46/2000; www.zdrowie.gazeta.pl; www.wysokieobcasy.pl

<<<powrót do spisu treści

&&

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

&&

A mnie jakoś niesłodko...

Genowefa Cagara

Do niedawna nie przejmowałam się tym, co zawierają różne sprzedawane nam produkty czy przyprawy. Wszystko moim zdaniem było dobre. Musiało być dobre, bo przecież wszyscy tak się troszczą o nasze zdrowie i choroby cywilizacyjne, na które możemy zapaść...

Ostatnio jednak, w związku z problemami zdrowotnymi, które skądś się nagle pojawiły, zaczęliśmy uważnie oglądać wszystkie informacje zamieszczone na tym, co chciałam kupić; na składniki, wartości energetyczne i wartości odżywcze...

I tu ogarnęło mnie wielkie przerażenie. Co producenci tak naprawdę robią z naszym zdrowiem!

Okazało się, że jesteśmy faszerowani w sposób straszliwy różnymi trującymi i szkodliwymi substancjami, min. nadmiarem różnych E, które chyba mają znacząco uszczuplić wielkość mniej wartościowej ludności tubylczej, przedtem drenując jej kieszenie przy pomocy całej masy leków na dopadające ją przypadłości...

Najbardziej jednak chyba rzuca się w oczy biała śmierć, czyli cukier w różnej postaci.

Wszędzie cukier, cukier, cukier... Czy trzeba, czy nie... W przyprawach, frytkach, konserwach rybnych, nawet w śledziach marynowanych i... kiełbasie!...

Z jednej strony służba zdrowia grzmi, że jemy za dużo cukru i innych niezdrowych tłuszczów, a z drugiej jakoś nie protestuje, kiedy we wszystko pakowane są co najmniej gramy białej śmierci, jak się mówi...

Musiałam więc dla naszego zdrowia po prostu zamienić kupne przyprawy na te, które sobie sama przygotowuję w domu.

W mojej kuchni tak naprawdę już od dawna królowały, poza solą, pieprzem i papryką, bardzo różne zioła, no i oczywiście czosnek, najlepiej polski, chociaż to sprawdzić jest mi niestety trudno, bo nie ma na główkach informacji, czy są chińskie czy polskie...

A przy okazji kompletowania zestawu różnych rodzajów ziół do mojej kuchni, skorzystałam z bardzo wygodnego sposobu ich oznaczania. Kupiłam sobie mianowicie PenyTalk i dużo małych plastikowych pojemników, do których sypię coraz to nowe partie ziółek, a sprawdzam sobie, jakie w danym pojemniczku są, odczytując informacje, nagrane wcześniej na kółeczkach, przyklejonych na wieczkach pojemników. Bardzo wygodna i szybka możliwość znalezienia konkretnej przyprawy...

Poza dużymi ilościami cukru w prawie wszystkim, jest według mnie jeszcze jeden...

Problem, związany z tym, co jemy - różny skład niektórych rzeczy dla Polaków i dla swoich...

W radiu usłyszałam kiedyś, że na przykład w polskich supermarketach są całkiem różne produkty dla nas, a inne np. w Niemczech. Sprawdziłam to kiedyś osobiście, będąc w czasie rejsu Zawiasem w jednym z niemieckich miasteczek i kupując dla rodziny w ramach prezentu po prostu czekoladę nadziewaną. I nadzienie było takie, jakiego w Polsce raczej nie uświadczysz, i smak tejże czekolady był o wiele lepszy niż tych naszych, polskich... Producent był w obu przypadkach taki sam, nazwy jednak lepiej nie podam...

Zresztą przy okazji sprawdzania składu choćby różnych smakołyków takich jak czekolada, którą sprzedaje się nam zobaczyłam, że jest w niej, poza dużą ilością cukru i innych E, sporo oleju palmowego, nie tego białego, dobrego, ale tego, który jest bardzo szkodliwy i może powodować nawet nowotwory... No cóż... Ten biały olej jest dużo droższy, a czekolada powinna być dla nas tania... Takiej zresztą niestety ludzie najczęściej szukają...

Od jakiegoś czasu więc kupuję jedynie tę drogą czekoladę, niestety nie tę z polskich wytwórni, ale zagraniczną... Niestety nie dość, że nie polską, to jeszcze bardzo drogą, ale wiem, że ta będzie i dużo zdrowsza i naprawdę smaczniejsza... Jeżeli oczywiście producenci nie oszukują biednych klientów...

Zastanawiam się tylko, tak przy okazji, czemu w jakiś dziwny sposób wszystkie chyba zakłady, produkujące np. wyroby cukiernicze czy choćby czekolady, są jedynie polskie z nazwy, a ich właścicielami są albo Niemcy, albo inne nacje...

No i dlaczego w Polsce od powstania tzw. Trzeciej RP bardzo wiele naszych polskich firm produkuje dla nas towary drugiego albo i niższych sortów, natomiast za granicę płyną sobie strumyczki o wiele lepszych i zdrowszych smakołyków...

No cóż... Niech więc żyje cukier biały, z polskich nie-polskich cukrowni, do spółki z olejem palmowym!

<<<powrót do spisu treści

&&

Kuchnia po naszemu

Iwona Czarniak

&&

Wielkanocny barszcz chrzanowy

Składniki:

Sposób przygotowania

Ugotować kość, wyłożyć na talerz do ostygnięcia, a następnie obrać z mięsa i dodać je do wywaru, w którym się kość gotowała. Białą kiełbasę gotować na wolnym ogniu około godziny, przestudzoną pokroić w średniej wielkości kostkę i dodać ją do wywaru z kości. To samo należy zrobić z ugotowanymi na twardo i pokrojonymi jajkami i z pokrojoną wędzoną kiełbasą. Następnie dodać pół słoiczka chrzanu, doprawić do smaku solą i pieprzem. Ze śmietany, do której należy dodać: cztery łyżki zimnej wody, szczyptę soli oraz mąkę, zrobić zaprawkę, a następnie wlać ją do gotującego się barszczu. Gotować jedną minutę. Na koniec dodać pozostały chrzan. Wymieszać.

Jeśli ktoś lubi chrzan, można dodać go znacznie więcej, według uznania. Smacznego!

<<<powrót do spisu treści

&&

Murzin - regionalna potrawa na Śląsku Cieszyńskim

Składniki na wędzonkę:

Składniki na ciasto:

Sposób przygotowania

Najpierw należy ugotować wywar tzw. wędzonkę. Surowy wędzony boczek zalewamy wodą i gotujemy około 1 godzinę na średnim ogniu. Po ugotowaniu, boczek pozostawiamy w wędzonce. Wędzonkę studzimy.

W 200-250 ml ciepłej wędzonki rozpuszczamy pokruszone drożdże, dodajemy cukier i na chwilę zostawiamy aż drożdże zaczną pęcznieć. Zaczyn wlewamy do przesianej mąki, wbijamy jaja oraz żółtko, dodajemy sól oraz rozpuszczony i lekko ostudzony tłuszcz. Drewnianą łyżką mieszamy do chwili połączenia się składników i wyrabiamy do momentu aż ciasto będzie sprężyste. Następnie ciasto odstawiamy przykryte w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. W tym czasie należy przygotować boczek lub domową wędzoną szynkę (jest lepsza niż ze sklepu). Kroimy w paski ok. 3-4 cm szerokości i ok. 20 cm długości, można przygotować kawałki kiełbasy.

Kiedy ciasto będzie już wyrośnięte, dzielimy je na pół. Posypujemy stolnicę mąką i lekko rozwałkowujemy ciasto na prostokąt, na cieście układamy luźno obok siebie kawałek boczku i szynki lub kiełbasy. Zawijamy delikatnie jak makowiec z każdej strony i wykładamy na wysmarowaną blachę, zostawiając do ponownego wyrośnięcia.

W tym czasie trzeba włączyć piekarnik. Ciasto smarujemy roztrzepanym jajkiem i wstawiamy do nagrzanego do ok. 160-180 stopni C piekarnika. W kilku miejscach nakłuwamy "Murzina" wykałaczką. Pieczemy ok. 1 godziny. Po upieczeniu ciasto można posmarować delikatnie masłem.

Smacznego!

<<<powrót do spisu treści

&&

Z polszczyzną za pan brat

&&

Szwedzi, Turcy i Czesi po polsku

Tomasz Matczak

W polszczyźnie funkcjonuje wiele frazeologizmów, w których egzystują różne narodowości. Któż nie słyszał o szwedzkim stole, tureckim kazaniu czy czeskim błędzie? Mnie zaciekawiła ich etymologia. Czyżby Czesi popełniali więcej błędów, Szwedzi mieli we zwyczaju jedzenie na stojąco, a Turcy uwielbiali trudne kazania? Oczywiście w krótkim felietonie nie ma miejsca, aby odnieść się do wszystkich tego typu wyrażeń, więc zajmę się jedynie garstką.

Szwedzki stół

Wyrażenie to wiąże się ściśle z historią naszej ojczyzny. Według pewnej anegdoty w czasach potopu, gdy król Jan Kazimierz zbiegł za granicę, król Szwedów Karol X Gustaw miał nadzieję na łatwe i szybkie zajęcie terenów Rzeczypospolitej. Okazało się jednak, że to nie takie proste! Jan Zamoyski, władca miasta Zamość, nie zamierzał tanio sprzedać skóry. Król Szwedów próbował wielu niemilitarnych sposobów zdobycia miasta. Jednym z jego pomysłów było wproszenie się do Jana Zamoyskiego na pożegnalne śniadanie. Polak był nie w ciemię bity i doszedł do wniosku, że gdy raz wpuści za mury Karola X Gustawa, to nie pozbędzie się go tak łatwo. Postanowił zatem ugościć Szwedów poza miastem. Wystawił suto zastawione stoły za jego bramy, ale aby nieco upokorzyć najeźdźcę, nie wyposażył ich w ławy ani krzesła. To właśnie od tego wydarzenia spożywanie posiłku in erectio, czyli na stojąco, zostało nazwane stołem szwedzkim.

Czeski błąd

To potoczna nazwa błędu, który powstał przy przepisywaniu tekstu na maszynie do pisania lub komputerze. Polega on na przestawieniu liter lub cyfr w jakimś wyrażeniu. Etymologia tego sformułowania nie jest do końca jasna. Niektórzy językoznawcy wskazują, iż może chodzić o to, że niektóre słowa czeskie brzmią dla Polaków tak, jakby ktoś poprzestawiał litery, np. kapr - karp. Inni zwracają uwagę na wpływ języka niemieckiego na czeski w odwróconej kolejności pisania większych liczebników. Jedno jest pewne: czeski błąd nie wiąże się w żaden sposób ze specyfiką języka czeskiego.

Austriackie gadanie

Określenie to jest synonimem mówienia głupstw lub nieprawdy, wypowiadania się bez sensu i celu. Najprawdopodobniej wywodzi się z regulaminu austriackiej Izby Delegatów Rady Państwa, w myśl którego posłom delegatom nie wolno było przerywać rozpoczętej przemowy. Wiązało się to z powstawaniem długich, bezsensownych wypowiedzi.

Siedzieć jak na tureckim kazaniu

Sformułowanie to oznacza słuchać czegoś, czego się nie rozumie lub nieorientować się w jakiejś sytuacji. Język turecki uchodził do niedawna za bardzo słabo znany. Wyrażenie to jest więc używane w kontekście okoliczności, gdy wymagana jest fachowa wiedza rozmówców.

Ruski rok

Określenia raz na ruski rok używamy dla podkreślenia, że coś ma miejsce bardzo rzadko lub prawie w ogóle. Wyrażenie ruski rok oznacza, że jakaś sytuacja trwa bardzo długo lub nie widać jej końca. Jego etymologię niektórzy łączą z zesłaniem na Syberię. Zwykle zesłanie trwało bardzo długo, a wiele osób w ogóle z niego nie wracało. Według innych źródeł pochodzenie tego określenia wiąże się z panującym w Rosji klimatem: długie i mroźne zimy, okres aktywności przypadał na bardzo krótkie odcinki czasu. Stąd określenie raz na ruski rok oznaczało, że jest to bardzo rzadko.

<<<powrót do spisu treści

&&

Z poradnika psychologa

&&

Tolerancja, trudna rzecz!

Małgorzata Gruszka

Tolerancja, to jedna z cech, którą większość z nas bardzo chętnie sobie przypisuje. Rzadko kto powie o sobie, że jest nietolerancyjny. Pytani, jacy jesteśmy, mówimy na ogół, że należymy do osób otwartych i tolerancyjnych.

W bieżącym Poradniku psychologa zachęcam Państwa do wspólnego zastanowienia się nad tym, czym jest tolerancja, jak przejawia się w życiu codziennym, czy ułatwia współistnienie z innymi, gdzie są jej granice, skąd bierze się jej brak i jak ją osiągnąć.

Czym jest tolerancja?

Pojęcie tolerancja pochodzi od łacińskiego tolerare, co znaczy znosić, wytrzymywać, przecierpieć. Widać stąd, że chodzi o postawę wobec czegoś, co jest dla nas obce, nieznane, trudne do przyjęcia a nawet szokujące. Tolerować nie znaczy lubić, podzielać czy sympatyzować. Tolerować to godzić się z tym, że istnieją postawy, poglądy i zachowania, które nie tylko nie budzą naszej sympatii, ale mogą budzić niepokój, niechęć czy lęk. Tolerancja nie jest tożsama z rozumieniem różnorodności; raczej wynika z tego rozumienia. Istotą tolerancji jest zgoda na współistnienie postaw, poglądów i zachowań, które są inne niż własne. To zgoda na różnorodność, nawet jeśli nie zna się i nie rozumie tego, co inne. W myśl definicji tolerancja jest postawą społeczną i osobistą, cechującą się poszanowaniem postaw, poglądów i cech innych ludzi oraz ich samych. Tolerancja dotyczy religii, obyczajów, seksu, kultury, polityki, narodowości, mniejszości i grup społecznych. Tolerować nie znaczy akceptować. Akceptacja, to (zgodnie z łacińskim źródłosłowem acceptatio) przyjmowanie czegoś i sprzyjanie czemuś. Widać więc, że to coś znacznie więcej, i że nie akceptując czegoś, nie jesteśmy nietolerancyjni. Jesteśmy tacy, gdy wyśmiewamy, obrażamy, poniżamy, złościmy się i pogardzamy innymi dlatego, że są inni w sposób, jakiego nie rozumiemy.

Potrzeba tolerancji

O potrzebie tolerancji zaczęto mówić już w starożytności w kontekście przeciwdziałania krwawym konfliktom religijnym. W czasach nowożytnych wydano wiele ważnych aktów dotyczących tolerancji będącej podstawą demokratycznego ustroju państwa. Najważniejsze z nich to m.in. Konfederacja Warszawska uchwalona w Polsce w 1573 roku, gwarantująca przedstawicielom wyznań innych niż katolickie wieczny pokój, równouprawnienie i opiekę państwa; konstytucja Stanów Zjednoczonych Ameryki z roku 1787, Powszechna Deklaracja Praw Człowieka uchwalona w roku 1948 przez Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych i Europejska Karta Praw Człowieka stworzona w roku 1950. Widać stąd, że poszanowanie dla różnorodności, inności i odmienności nigdy nie było rzeczą łatwą i oczywistą. Nie było i nie jest do dziś. Czym innym bowiem jest deklarowanie tolerancji a czym innym autentyczna postawa tolerancyjna. To pierwsze przychodzi łatwo i bez wysiłku; drugiego trzeba się nauczyć lub zostać odpowiednio wyedukowanym. Tolerancji uczymy się, obcując na co dzień z ludźmi mającymi inne niż nasze odczucia, postawy, poglądy, wiarę, kulturę i obyczaje. Szansą na tolerancję jest pozytywne lub co najmniej neutralne nastawienie do różnych ludzi, a także wspólne doświadczenia budujące więzi, które są silniejsze od tego, co różni.

Problemy z tolerancją

Istniejące od zawsze problemy z tolerancją są konsekwencją i wyrazem odczuwanego przez wszystkich lęku przed nieznanym. To ów lęk sprawia, że stykając się z czymś, co dla nas nowe, obce, dziwne czy szokujące, odczuwamy niechęć, niepokój, dezorientację a nawet złość, pogardę czy obrzydzenie. Lęk jest emocją i pozostając na tym poziomie, to znaczy nie uświadamiając go sobie i nie nazywając po imieniu, pozwalamy, by brał nad nami górę. Stąd już tylko krok do wrogiej postawy wobec wyglądających, bawiących się, wierzących, kochających i w ogóle żyjących inaczej.

Od nietolerancji do tolerancji

Pierwszym krokiem w kształtowaniu w sobie postawy tolerancyjnej jest uświadomienie sobie negatywnych odczuć związanych z określoną grupą ludzi, postawami, poglądami lub zachowaniami. Kolejnym - zastanowienie się nad tym, skąd owe odczucia się biorą. Może bezwiednie przejęliśmy czyjeś stanowisko w bardzo sugestywny sposób przedstawione w mediach; może nasz osobisty stosunek do przedstawicieli niektórych narodów kształtują zaszłości historyczne; może bezrefleksyjnie ulegliśmy jakimś stereotypom. Pytając siebie, dlaczego jestem uprzedzony, dajemy sobie szansę na zmianę tej postawy. Nieznane zawsze budzi lęk. By lęk ten był mniejszy, trzeba nieznane zmienić w znane, a to oznacza świadome poszukiwanie wiedzy o różniących się od nas ludziach, odmiennej kulturze, seksualności, religii, obyczajach itd. Im więcej wiemy, tym więcej zaczynamy rozumieć. Rozumiejąc, mniej się boimy i otwieramy się na to, co inne niż własne, znane, bezpieczne i oczywiste.

Granice tolerancji

Tolerancja nie oznacza zgody na wszystko, cokolwiek dzieje się wokół nas. Tolerancja kończy się tam, gdzie zaczyna się prawo innych ludzi do wolności, bezpieczeństwa, zdrowia i komfortu. Obowiązujące we wszystkich społeczeństwach normy prawne określają to, co ogólnie nie jest tolerowane. W dobie globalizującego się świata i mieszania ze sobą różnych kultur wyznaczanie granic tolerancji budzi wiele problemów, o czym często słyszymy w mediach. Zaspokajanie różnorodnych potrzeb i godzenie ze sobą często sprzecznych interesów poszczególnych grup ludzi jest bardzo trudne. Choć rozwiązania satysfakcjonujące wszystkich w stu procentach praktycznie nie istnieją, w demokratycznych społeczeństwach dąży się do stworzenia przestrzeni publicznej, w której różnorakie społeczności mogą żyć zgodnie ze swoimi potrzebami.

Czy tolerancja ułatwia życie?

Postawa tolerancyjna czyni życie łatwiejszym, ponieważ redukuje lęk w obliczu nieznanego. Rozumiejąc uczucia, postawy, poglądy i zachowania inne niż własne, nie boimy się ludzi, którzy je reprezentują. Mniejszy lęk oznacza mniej niechęci, złości i pogardy, a zatem mniej odczuć negatywnych, które w niczym nie pomagają, a czasami są wręcz toksyczne. Nagromadzone i spotęgowane uprzedzenia rodzą postawy szkodliwe społecznie, takie jak nacjonalizm, fanatyzm czy rasizm. Tolerancja to obiektywny i racjonalny stosunek do historii, stereotypów i radykalizmu. To szacunek i wyrozumiałość wobec ludzi różniących się od nas pod różnymi względami. W życiu codziennym przydaje się mikro tolerancja, dzięki której nie złościmy się na męża lub żonę za to, że inaczej wyciska pastę do zębów, inaczej robi surówkę, ogląda inne programy, ma inne przyzwyczajenia i zainteresowania. Postawa tolerancyjna daje więcej spokoju wewnętrznego, pogody ducha, poszerza horyzonty, daje ciekawość świata i sprawia, że jesteśmy mądrzejsi.

<<<powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

&&

Filmowy kalejdoskop. Kolory i emocje w filmach Pawła Pawlikowskiego

Alicja Nyziak

Czerń i biel, dwa kontrastowe kolory, które w połączeniu tworzą szarość. Właśnie te barwy upodobał sobie reżyser Paweł Pawlikowski.

Pierwsze poruszające kino tego reżysera, to Ida z 2013 roku. Obraz, który w sposób subtelny łączy poczucie winy z odkrywaniem własnej tożsamości. To film, który w zależności od przeżytych lat i doświadczeń wywołuje u widza różne reakcje i emocje. Z lubością można obserwować wewnętrzną walkę byłej pani prokurator z okresu stalinizmu, która rzetelnie zapracowała na miano Krwawej Wandy. Demony przeszłości towarzyszą jej na każdym kroku. Topi je w alkoholu, szuka zapomnienia w przygodnym seksie, ale od nich nie ma ucieczki. A raczej jest, ale jedynie w ostateczność.

Doskonała rola Agaty Kuleszy. Jej przeciwieństwem jest siostrzenica Anna, tytułowa Ida. Młoda dziewczyna, która wychowana w klasztorze nie ma pojęcia o świecie zewnętrznym. Te dwie kontrastowe postaci wyruszają w podróż, która zmieni ich życie. Idę zagrała debiutantka Agata Trzebuchowska. Końcowa scena w filmie skłoniła mnie do zastanowienia się, dokąd podąża Ida po poznaniu prawdy o swoim pochodzeniu. Czy ciotka Wanda słusznie postąpiła, ujawniając prawdę siostrzenicy? Warto obejrzeć Idę w reżyserii Pawła Pawlikowskiego i poszukać własnych odpowiedzi na te i inne pytania.

Ida została obsypana nagrodami, m.in. Złotymi Lwami na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Zdobyła także tę najważniejszą statuetkę - Oscara.

Pięć lat trwało oczekiwanie na kolejny film Pawła Pawlikowskiego - Zimna wojna. Ponownie czerń i biel dominują na ekranie. Ponownie reżyser przenosi widza w lata 50./60. XX wieku do komunistycznej Polski. Na tle politycznej zimnej wojny rozgrywa się historia gorącego uczucia dwojga ludzi. Utalentowana Zula Lichoń fascynuje swoim magnetyzmem sporo starszego pianistę Wiktora Warskiego. Tych dwoje nie potrafi być ze sobą, ale równocześnie nie potrafi bez siebie żyć.

Akcja filmu rozpoczyna się w Polsce, zatacza szeroki łuk przez Berlin, Jugosławię, Paryż, żeby ponownie wrócić do punktu wyjścia i tutaj znaleźć finał. Przyznaję, że Zimna wojna poruszyła we mnie emocjonalne struny. Pochłonęła całkowicie moją uwagę. Może dlatego, że Zula i Wiktor mają swoje pierwowzory. Byli nimi rodzice reżysera i właśnie im dedykował ten film. Zawiłe losy bohaterów, uwikłanie w polityczne zależności, pragnienie zmian tworzą emocjonalny koktajl. Do tego dochodzi namiętność, głęboka, ale zarazem trudna miłość, która prowadzi ich do ostateczności.

Doskonale w swoich rolach wypadli Joanna Kulig i Tomasz Kot. Postaci, które zapadają w pamięć i nie pozwalają pozostać obojętnym. W tej dramatycznej historii swoje miejsce mają także Agata Kulesza (Irena Bielecka) oraz Borys Szyc (Lech Kaczmarek). Zarówno Kulig, jak i Kulesza zagrały w Idzie. Choć w tej pierwszej produkcji rola Joanny Kulig była zaledwie epizodyczna.

Oglądając Zimną wojnę Pawlikowskiego, zastanawiałam się, w jakim stopniu panujący ustrój polityczny w Polsce miał wpływ na losy bohaterów? Czy matka, widząc największą miłość życia może przejść obojętnie obok swojego dziecka? Obejrzałam Zimną wojnę trzy razy i nadal nie znalazłam odpowiedzi na wszystkie pytania. Polecam ten film wart obejrzenia.

Zimna wojna Pawlikowskiego, podobnie jak Ida, została obsypana nagrodami. Na festiwalu w Cannes zdobyła Złotą Palmę. Pawlikowski jest pierwszym polskim twórcą, który w historii tego festiwalu otrzymał tę nagrodę za reżyserię. Zimna wojna została także uznana najlepszym europejskim filmem roku 2018. Ida zdobyła Oscara, Zimna wojna ma szansę na trzy statuetki w kategoriach: reżyseria, zdjęcia oraz najlepszy film nieanglojęzyczny. Niestety Oscara nie udało się Zimnej wojnie zdobyć, ale i tak jest rewelacyjnym filmem. W tych kategoriach wygrała Roma w reżyserii Alfonso Cuarona.

<<<powrót do spisu treści

&&

Spóźnieni kochankowie (recenzja książki)

Ireneusz Kaczmarczyk

Zwolennicy książek mówią, że rozwijają wyobraźnię, wzbogacają słownictwo i kształtują osobowość. Przeciwnicy twierdzą, że zabierają czas i należy je odstawić do lamusa.

Cytowane stwierdzenie anonsowało ubiegłoroczny Tydzień Bibliotek w Lublinie, a ja całkowicie podpisuję się pod pierwszym zdaniem przytoczonego tekstu. Potwierdzeniem jego prawdziwości niech będzie powieść, którą gorąco polecam, a która wywarła na mnie ogromne wrażenie.

Spóźnieni kochankowie Williama Whartona to historia wprost niewiarygodna. Autor przedstawia nam dwoje nietypowych kochanków, których miłość zaskoczyła i uszczęśliwiła jednocześnie.

Akcja powieści rozgrywa się w okresie między kwietniem a listopadem 1975 roku. Jack ma 49 lat i jest amerykańskim biznesmenem. Podążając za niespełnionym dotąd marzeniem, postanawia zmienić całkowicie swoje życie i realizować wreszcie swoje powołanie. Chęć malowania obrazów każe mu zostawić rodzinę i zaryzykować przeprowadzkę do Paryża, gdzie szuka natchnienia i samorealizacji. Początkowo rola kloszarda i nieszczęśliwego malarza wydaje się chybionym pomysłem na życie. Nieoczekiwanym darem losu staje się przypadkowo spotkana kobieta. Mirabelle ma 71 lat i jest całkowicie niewidoma. Ponieważ nie widzi, świat poznaje za pomocą dotyku i dźwięku. Tymi doświadczeniami dzieli się z ukochanym. Niejako w rewanżu, on opisuje partnerce świat barwami kolorów, o istnieniu którego dawno już zapomniała. Po pewnym czasie okazuje się, że oboje są sobie potrzebni. Jack odkrywa w sobie ogromne pokłady wrażliwości. Dzięki temu odzyskuje radość z życia, a jego obrazy z dnia na dzień stają się coraz lepsze. Mirabelle odkrywa smak szczęścia, którego dotąd nie dane jej było nawet się domyślać. Przyjaźń, namiętność, pożądanie - te pojęcia były dla niej abstrakcją. Od chwili poznania Jacka jej życie nabiera sensu. Kocha i czuje, że jest kochana, cieszy się, bo ma kogoś, z kim może się podzielić radością i smutkiem. Po wielu latach samotności odnalazła kogoś, komu może powierzyć największe sekrety, komu może bezgranicznie zaufać.

Opowieść o miłości zapisana na kartach tej książki łączy w sobie romantyzm, subtelność i piękno.

To książka dla wrażliwych czytelników, z artystyczną duszą. Pełna ciepła, zmysłowa, wzruszająca. Autor w pięknym i lekkim stylu przekonuje czytelnika, że prawdziwe uczucie pokonuje wszelkie bariery, i że miłość przychodzi do kogo chce i kiedy chce.

Dlatego warto się na nią otwierać i warto w nią wierzyć, bo jak pisał poeta: Miłość mi wszystko wyjaśniła. Miłość wszystko rozwiązała. Dlatego uwielbiam tę miłość, gdziekolwiek by przebywała.

Mirabelle umiera; jednak utwierdzona jest w przekonaniu, że Zawsze jest czas na miłość.

Książka dostępna jest w wydaniu papierowym i elektronicznym. Osobiście polecam audiobook MP3 z Mirosławem Kowalczykiem w roli lektora.

<<<powrót do spisu treści

&&

Podróże kształcą

Bożena Lampart

Nie uszło mojej uwadze, iż każdy pozytywny proces zmian społecznych budzi w nas dobre emocje. Poprawiają się często warunki życia i zatrudnienia. Ba, powiem więcej, wydobywa z nas pokłady chęci i zainteresowań. Pasję powinien mieć każdy, bo to nadaje sens życiu. Ponieważ hobby czasami może wiązać się ze sporymi wydatkami, zatem wybieramy takie, które jest na miarę naszych możliwości. Dzisiaj proponuję pochylić się nad tematem poznawania zakątków, w których nas jeszcze nie było.

Podróżować lubią wszyscy i niekoniecznie trzeba jechać na drugi koniec świata, aby doznać euforycznych wrażeń. Podróże są odskocznią od codzienności. Pozwalają na spełnienie oczekiwań związanych z poznaniem innych kultur, ludzi, kuchni, religii.

Warto dodać, iż osoby niewidzące nie są obojętne na piękno otaczającego świata i nikt nie pozbawi nas chęci jego poznania. Radzimy sobie dzięki zmysłom, których nie odebrała nam niepełnosprawność - i to z dużym powodzeniem. Z pomocą nadeszły również nowe technologie pozwalające na przemieszczanie się nie tylko w życiu codziennym, lecz wspierające także globtroterów. Jeśli mamy to szczęście, że towarzyszy nam osoba widząca, to nie znaczy, że mamy patrzeć wyłącznie jej oczami. Przede wszystkim powinniśmy być ekstrawertykami, rozmawiać z ludźmi, no i oczywiście patrzeć, słuchając, wchłaniając zapachy, badając dotykiem i mieć wiedzę na temat miejsca, które jest naszym celem podróży.

Gdzie znajdujemy informacje na temat ciekawych miejsc?

Wystarczy do przeglądarki internetowej wpisać interesujące miejscowości, a już wyskakuje cała gama zabytków do odwiedzenia, atrakcji sportowych, przysmaków kuchennych wartych skosztowania. Można także znaleźć obiekty bez barier. Muszę jednak przyznać, iż nie wszystkie informacje zawarte w Internecie pokrywają się z rzeczywistością. Dobrze jest, gdy zachowamy maleńki margines na nieścisłości.

Najbardziej wiarygodnych informacji można doszukać się na blogach podróżniczych. Wiadomości są aktualizowane, a właściciel bloga jest otwarty na kontakt i chętnie dzieli się swoimi wrażeniami z podróży.

Mnóstwo ciekawostek związanych z podróżowaniem doczytujemy się w mediach społecznościowych, gdzie aktualizacja statusu podróżniczego odbywa się na bieżąco.

Gdy cel podróży został już obrany i osiągnięty, warto udać się do Biura Informacji Turystycznej znajdującego się w każdej większej miejscowości. Zazwyczaj jest ono dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych, a co więcej, przy odrobinie dobrej chęci obsługi można uzupełnić wiadomości na temat obranego miejsca.

Gdzie szukamy noclegów

Niezależnie na jak długo planujemy wypoczynek, zawsze trzeba mieć zapewnioną bazę noclegową.

Dla miłośników letnich pokus w kraju i za granicą stoją otworem strony internetowe oferujące zakwaterowanie. Znajduje się tam wiele ofert, których przejrzenie wymaga tylko kliknięcia w odpowiedni link. Zazwyczaj są tu zawarte informacje o mieszkaniu, domku, gospodarstwie agroturystycznym lub hotelu.

Dobrze jest zapoznać się z komentarzami umieszczonymi przez poprzednich użytkowników wybranego lokum, gdyż opis obiektu umieszczony przez właściciela nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością. Jedna uwaga - warto znać warunki zamieszkania, ale niekoniecznie trzeba się decydować na wynajęcie. Są turyści lubiący przemieszczać się z miejsca na miejsce i zwykle zamawiają nocleg z dnia na dzień, gdyż coś ciekawego do obejrzenia akurat przykuło ich uwagę na tyle, że w rezultacie decydują się na zmianę terminu pobytu. Ma to też pozytywną stronę, bowiem właściciel lokalu czasami decyduje się na obniżenie ceny, gdyż dotychczas nie znalazł nikogo chętnego.

I aby naszym przygotowaniom do wakacji stało się zadość, szukamy długoterminowej prognozy pogody obszaru, w którym chcemy wypocząć.

Bardzo popularny jest także wyjazd zorganizowany przez biuro podróży. Mamy wówczas zapewnioną opiekę rezydenta, a firma powinna nam zapewnić bezpieczeństwo w czasie podróży i pobytu. Unikamy wyboru biura podróży nie cieszącego się rzetelnością.

Samolotem szybciej i dalej

Natomiast dużo drożej… To podróżowanie na głębszą i zasobniejszą kieszeń, czego wszystkim życzę.

Bilety lotnicze można rezerwować za pośrednictwem strony internetowej. Gdy dokonaliśmy już ich zakupu i jesteśmy pewni co do daty, godziny i numeru lotu samolotu, kontaktujemy się z Punktem Informacyjnym, gdzie zgłaszamy, że jesteśmy osobą z dysfunkcją. Asystenta nietrudno znaleźć w dniu wylotu; i właściwie z chwilą jego nadejścia nie musimy się już martwić o odprawę bagażową i paszportową. Pomimo, że podróżujemy z osobą towarzyszącą, od teraz całkowitą odpowiedzialność za nasze bezpieczne dotarcie na pokład przejmuje ów asystent. Dostajemy się do wnętrza samolotu dzięki specjalnej platformie. Nowoczesne lotniska wyposażone są w tzw. rękawy, łączące budynek lotniska z wejściem do samolotu. To dużo bezpieczniejszy i prostszy sposób. Chyba, że ktoś przepada za jazdą na platformie na dużej wysokości, stanowiąc poniekąd obiekt zainteresowania pozostałych podróżnych. Dlaczego nie? W końcu całe nasze życie polega na wyzwaniach.

Po wylądowaniu w miejscu docelowym czeka na nas kolejny asystent, który pomoże opuścić pokład samolotu, odebrać bagaż i przejść przez odprawę paszportową. Tak się rzeczy mają, gdy wybieramy się na wyjazd niezorganizowany. Gdy jedziemy w podróż z biurem podróży, nad wszystkim czuwa nasz rezydent.

Uff, gorąco się zrobiło; nie wiem czy z powodu wakacyjnej temperatury, czy z powodu nadmiaru gotówki, którą należy poświęcić…

Nie byłabym sobą, gdybym nie dodała, że przed szczytem urlopowym wynajem mieszkań i opłaty za przejazd jest dużo korzystniejszy.

Lecz jak wspomniałam na początku artykułu, wybieramy sposób podróżowania na miarę naszych możliwości. Nie zapominajmy o wyjazdach organizowanych przez fundacje działające na rzecz osób niewidomych. Są równie atrakcyjne, a co ważne - dostosowane do naszych potrzeb. Nie było moim zamiarem namawianie na dalekie podróże. Jestem bowiem pewna, że nasz kraj jest bogaty w turystyczne atrakcje. Najważniejsze, aby dać zalążek każdej nowej pasji, a wtedy życie staje się ciekawsze i bardziej radosne.

Pamiętam czasy minione, gdy po raz pierwszy zaraziłam się bakcylem podróżowania. Początkowo sięgałam do Serwisu Wypożyczeń on-line DZdN. Pierwszą książką podróżniczą był Rok w podróży Francis Mayes. Dzięki autorce poznałam wiele państw Europy, zabytki i kulturę. Miłośnikom sztuki proponuję książki Dana Browna oraz Ruiza Zafona. Poprowadzą przez kręte uliczki włoskich i hiszpańskich miast. Jeśli już ktoś raz zazna przyjemności obcowania ze sztuką, nawet tą opisaną w książce, może oddać się marzeniom i puścić wodze wyobraźni. Nie wiem, czy zdołałam kogokolwiek zachęcić do podróżowania, ale mam nadzieję, że byłam przekonująca zapewniając, iż pasje nadają bieg naszemu życiu i potrafią wyłuskać z nas pokłady zamiłowań, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia.

Udanych marzeń, bogatej wyobraźni i dużo chęci życzę wszystkim!

<<<powrót do spisu treści

&&

Muzeum tyflologiczne

Marek Jakubowski

Petersburg, Wiedeń, Moskwa, Paryż, Praga, Berlin, Brno, Bazylea i ... Owińska. Co łączy te znane wszystkim miasta z małą, wielkopolską wioską pod Poznaniem? Co między innymi bardzo często powoduje, że Ośrodek dla Niewidomych w Owińskach otrzymuje telefony i maile z wielkiego świata z prośbą o możliwość wizyty w murach niegdysiejszego starego klasztoru? To Muzeum Tyflologiczne - jedyne w kraju muzeum poświęcone edukacji, kulturze i historii niewidomych.

Kilka lat temu dyrekcja Ośrodka dla Niewidomych w Owińskach podjęła decyzję o wydzieleniu (mimo permanentnego braku miejsca) w reprezentacyjnej części Ośrodka pomieszczeń na stworzenie miejsca, gdzie uczniowie (nie tylko naszej placówki), studenci i naukowcy oraz goście Ośrodka mogliby zapoznawać się z przedmiotami i materiałami, które 100 czy 200 lat temu były pomocami dydaktycznymi dla osób niewidomych.

Starostwo Powiatowe w Poznaniu sfinansowało kompleksowy remont i wyposażenie dwóch sal.

Chyba nikt nie spodziewał się, że skromne 80 metrów kwadratowych stanie się miejscem, gdzie studenci uczelni wyższych będą odbywać specjalistyczne zajęcia, gdzie uczniowie szkół podstawowych będą zapoznawać się z tematyką związaną z nauczaniem osób z dysfunkcjami wzroku, a naukowcy ze świata i Europy będą studiować tematykę starych pomocy dydaktycznych czy map tyflologicznych. Nikt nie myślał także, że nasze Muzeum Tyflologiczne stanie się ważnym punktem turystycznym na wielkopolskich trasach...

Dzięki zaangażowaniu i pomocy pedagogów z Ośrodka oraz dziesiątek a może już i setek życzliwych nam i niekonwencjonalnemu tematowi ludzi z Europy i świata udało się zgromadzić w naszym Muzeum ogromną ilość materiałów tyflologicznych - zarówno z kraju jak i przede wszystkim z zagranicy. W wielu przypadkach są to materiały i przedmioty dostępne już tylko i wyłącznie w małej wiosce pod Poznaniem w znamienitym Ośrodku dla niewidomych w Owińskach...

Początki kolekcji zaczęły powstawać kilkadziesiąt lat temu. Ich osnową było kilkadziesiąt map tyflologicznych i grafik dotykowych (dziś nazywamy je tyflografikami) wykonanych w technologii tłoczenia w preszpanie i kartonie; map i rysunków dotykowych, które powstały w Marburgu, Illzach w Wiedniu i Wrocławiu (i wartymi oddzielnych opowieści drogami trafiły do naszego Ośrodka w Owińskach) w dawnych europejskich centrach edukacji niewidomych - Zakładach dla Ciemnych...

Przechowywane w kartonach, już nieużywane, cierpliwie czekały na lepsze czasy, na zainteresowanie. Moje liczne podróże po niemalże wszystkich europejskich i bardzo wielu światowych ośrodkach dla niewidomych skutkowały gwałtownym powiększaniem się naszych zbiorów. Wszędzie na świecie pojawiały się nowe technologie i środki finansowe na nowe pomoce dydaktyczne dla niewidomych. Starocie, dopóki opiekowali się nimi starsi - może i trochę sentymentalni pedagodzy, coraz głębiej były chowane w przepastnych szkolnych szafach, później na strychach czy w piwnicach. Ustępowały miejsca nowoczesności...

Trochę też czekały na moje przybycie.

To ze starych piwnic i strychów, z przepastnych szkolnych szaf i zapomnianych zakamarków w prywatnych domach, z depozytoriów przeróżnych archiwów, ale także z szacownych światowych instytucji dla niewidomych trafiły do naszego Ośrodka w Owińskach, a więc i do naszego Muzeum Tyflologicznego między innymi arkusze z pierwszej książki drukowanej pismem Kleina (zwanym pismem cierniowym albo szpilkowym), jego drukarenka z kompletem czcionek, pierwsze druki pismem liniowym Anny Adler czy pierwsze paryskie kubarytmy. To z tamtych miejsc pochodzą stareńkie mapy tyflologiczne Europy oraz świata. Przywiozłem z Berlina, Brna i Budapesztu jednostkowe, niespotykane już nigdzie na świecie, tyflografiki Martina Kunza z okresu próbnych jeszcze wydań. Mamy wiekowe, oryginalne magnetyczne kostki kubarytmowe oraz dziesiątki rodzajów tabliczek do pisania pismem Braille'a. Tylko u nas można zobaczyć sławny przyrząd Siemiewskiego do rysowania oraz przeróżne pomoce dydaktyczne do nauczania matematyki i fizyki.

Setki przedmiotów, druków, przyrządów i materiałów - dla niewtajemniczonych w większości nie do zrozumienia i pojęcia... Najczęściej zadawanymi pytaniami (i to nie tylko przez naszych młodych gości, ale też przez pedagogów czy niewidomych zwiedzających) są: - A co to jest? - Jak się to robi? - Dlaczego właśnie tak?

Bo i jest o co pytać. Przede wszystkim dlatego, że każdy spośród przeszło dwóch tysięcy przedmiotów zgromadzonych w naszym Muzeum można wziąć do ręki, obejrzeć dotykiem, samemu zobaczyć co i jak i zapytać przewodnika... Nasze Muzeum jest inne niż wszystkie!

Serdecznie zapraszamy do Owińsk - do naszego Muzeum Tyflologicznego, do Ośrodka dla Niewidomych. Przy okazji można tu zobaczyć jedyny w Europie Park Orientacji Przestrzennej i jedyną i niepowtarzalną Pracownię Tyfloakustyczną. Wycieczki do Muzeum Tyflologicznego prosimy zamawiać pod numerem telefonu: +48 518-541-055.

<<<powrót do spisu treści

&&

Sztuka dostępna dla niewidomych

Andrzej Koenig

Dla osób z dysfunkcją wzroku Galeria Bielska BWA stworzyła możliwość oglądania swoich dzieł z kolekcji on-line. Ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Gminy Bielsko-Biała Galeria zrealizowała program Digitalizacja Kolekcji Sztuki Galerii Bielskiej BWA część 2. Digitalizacji poddano kolejnych 400 dzieł sztuki, które można oglądać na specjalnym stanowisku komputerowym w placówce. Jednocześnie stworzono serwis internetowy: kolekcja.galeriabielska.pl, który umożliwia poznanie już 700 zdigitalizowanych prac, posiadających licencję na publikację cyfrową.

Zwiedzając wystawę, zadałem Pani Agacie Smalcerz - Dyrektor Galerii dwa pytania.

- Co skłoniło Państwa, aby stworzyć coś tak przydatnego środowisku niewidomych i słabowidzących?

- Kiedy dowiedzieliśmy się, że istnieje sposób opisywania dzieł sztuki tak, aby zobaczyli je niewidomi, postanowiliśmy się tego nauczyć i udostępniać w ten sposób naszą kolekcję. Dzieła sztuki są już sfotografowane w dobrej rozdzielczości i umieszczone na stronie internetowej kolekcji, dzięki czemu mogą zapoznać się z nimi odbiorcy na całym świecie. Jednak nie mogą z tego korzystać niewidomi, którzy - jak już nie raz się przekonaliśmy - są szczególnie wrażliwi na piękno, a także są spragnieni kontaktu ze sztuką. Udało nam się zdobyć granty ministerialne na ten cel, dzięki czemu praca nad digitalizacją i audiodeskrypcją była możliwa. Ogromne zasługi w tym względzie ma Fundacja Audiodeskrypcja w Białymstoku. Działająca tam pani Barbara Szymańska, opracowując dla niewidomych opisy dzieł z historii sztuki, nauczyła pracowników Galerii Bielskiej BWA, w jaki sposób należy to robić, na co zwracać uwagę, przygotowując opis dzieła dla osób niewidzących. Można powiedzieć, że otworzyła nam oczy na ten świat. Inspiracją był też japoński film Blask z 2017 roku według scenariusza i w reżyserii Naomi Kawase, którego bohaterka zajmuje się audiodeskrypcją filmów. Film uświadomił nam, jak starannie należy dobierać słowa, aby stały się dla niewidomych obrazem.

- Czy ta praca, którą wykonaliście Państwo, powoduje jakiś odzew ze strony osób z dysfunkcją wzroku, np. poprzez informacje zwrotne od tych, którzy Wasze prace oglądają w Internecie a nie na żywo w salach wystawienniczych?

- Nasze kontakty z osobami niewidomymi i niedowidzącymi, dla których od czasu do czasu przygotowujemy spotkania połączone ze zwiedzaniem wystaw, powodują, że coraz lepiej poznajemy ich potrzeby i marzenia. Jeśli uda nam się choć trochę przybliżyć im świat na co dzień dla nich niedostępny, to jest to już duża satysfakcja. Sztuki wizualne to coś, co wydawałoby się, jest przeznaczone wyłącznie do oglądania wzrokiem, a jednak okazuje się, że można inaczej. Mamy pozytywne reakcje ze strony osób z dysfunkcją wzroku na przygotowane przez nas audiodeskrypcje. Nie docieramy chyba jednak do wszystkich zainteresowanych, więc ważna jest promocja tego projektu i przekazywanie informacji o istnieniu strony internetowej z opisem dzieł sztuki dla niewidomych.

Coraz więcej osób niewidomych i słabowidzących wraz ze swoimi przewodnikami odwiedza progi Galerii Bielskiej BWA, uczestnicząc w wernisażach, wystawach, spotkaniach, warsztatach czy zajęciach organizowanych przez pracowników i instruktorów. Niektóre pokazy wystaw są przygotowywane specjalnie dla naszego środowiska. Podczas takiego zwiedzania możemy liczyć na fachową audiodeskrypcję oraz częściowe oglądanie dotykiem. Jednak dzieła, które poddane są digitalizacji, również cieszą się dużą oglądalnością.

- Inicjatywa, z którą Bielska Galeria wyszła nam naprzeciw, to przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Po wybraniu interesującego mnie dzieła sztuki, dzięki udźwiękowionemu urządzeniu, mogłam przeczytać opis tego eksponatu ze szczegółami, ale również odsłuchać przygotowaną do niego audiodeskrypcję. Praktycznie dzięki tym opisom dowiedziałam się o wybranych dziełach wszystkiego: co dany obraz przedstawia, co inspirowało autora, od kiedy jest w zbiorach, wysłuchałam notki o autorze. Polecam, bo warto - usłyszałem od ociemniałej mieszkanki, która odwiedziła właśnie w ten sposób Galerię Bielską.

Kolekcja sztuki współczesnej bielskiej BWA liczy blisko tysiąc eksponatów. Składają się na nią: obrazy, rysunki, grafiki, fotografie, rzeźby, obiekty, wideoinstalacje autorstwa ponad trzystu artystów.

Wszystkich zainteresowanych obejrzeniem dzieł sztuki on-line zapraszam do odwiedzenia strony http://kolekcja.galeriabielska.pl.

<<<powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

&&

Krystyna Wawrzkiewicz
Kilka słów o sobie

Do Polskiego Związku Niewidomych zapisałam się w 2013 roku, będąc już na emeryturze. Jako osoba czynna zawodowo nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że jestem niepełnosprawna.

Przypadek sprawił, że jednak weszłam w środowisko niewidomych i słabowidzących, czego nie żałuję. Żałuję tylko, że stało się to tak późno, bo dopiero wśród tych ludzi przestałam czuć się kimś gorszym. Mam umiarkowany stopień niepełnosprawności, a więc widzę. W moim środowisku są osoby podobne do mnie, ale są też takie, które widzą bardzo słabo lub nie widzą wcale.

Gdy pierwszy raz poszłam na związkowe spotkanie integracyjne, moje zdziwienie było wielkie. Wszyscy świetnie się bawili, śmiali, śpiewali, mieli w sobie radość. A ja patrzyłam z niedowierzaniem i obserwowałam. Chłonęłam atmosferę. Nieco później powstały moje wiersze o nich, o koleżankach, o kolegach, o wydarzeniach.

A więc piszę o ludziach, o otaczającej rzeczywistości, o uczestniczeniu w człowieczeństwie. Nie ponosi mnie wyobraźnia poetycka. Piszę o tym, czego doświadczam, o emocjach moich i nie tylko. Przyciąga mnie świat realny, powszedni, czasem pospolity, ale też w jakiś sposób piękny. Może niekiedy widzę coś, czego inni nie dostrzegają i mam potrzebę nazwać to i opisać. To nie wyobraźnia poetycka, ale samo życie przedstawione jest w moich wierszach.

Nie mam tomiku autorskiego, choć wierszy napisałam sporo. Piszę z przerwami od lat szkolnych. Nie trafiłam nigdy na kogoś, kto mógłby być moim mentorem. Trochę się nawet wstydziłam, że wiersze piszę. Dopiero jako emerytka trafiłam do Klubu Ludzi Piszących w moim mieście. Dowiedziałam się, że istnieje RSTK - stowarzyszenie promujące poetów. W ciągu ostatnich pięciu lat publikowałam w lokalnych wydawnictwach oraz brałam udział w zbiorowych spotkaniach autorskich. Miałam też pięć wieczorów autorskich indywidualnych. Wtedy dzieliłam się z uczestnikami moim postrzeganiem rzeczywistości i moją prawdą o człowieku. Spotykałam się zawsze z serdecznym odbiorem i zadowoleniem słuchaczy.

Krystyna Wawrzkiewicz-Nysa

<<<powrót do spisu treści

&&

Wiersze

Krystyna Wawrzkiewicz

&&

Przewodniczka Henia

Idziesz pewnie i zdecydowanie
Jesteś przewodniczką
w labiryncie życia
Jak mitologiczna królewna Ariadna
przeprowadzasz
przez ciemność
Zamiast wskazującej drogę nitki
podajesz swoje ramię
a czyjaś dłoń
z cichą wdzięcznością
przyjmuje twoją pomoc

&&

Ula - królowa matka

Aż dziw,
że nie miałaś wianuszka dzieci
by rozdawać tę swoją miłość
i ciepło troskliwych ramion
Swoim przyjaznym spojrzeniem
ogarniasz każdego
także obcego
zagubionego
i każdego brata naszego
pokrzywdzonego przez los

&&

Świat niewyraźny

Świat niewyraźny
świat przymglony
zamknięty w dotyku dłoni
przerażający autem pędzącym
i dzieckiem w dzikiej pogoni
potykający o krawężniki
i chory bruk polskiej ulicy
Taki jest twój świat
Świat, który często boli
w swych niewidzialnych szczegółach,
i który w lipcowy wieczór
ciepłem i ciszą otula
Świat z zapachem kwitnącej lipy i jaśminu
Świat, który kochasz mimo wszystko
Bo jest twój

&&

Obraz zapamiętany

Gdy zatracasz się w tańcu
nie potrzebujesz przewodnika
Twoim ciałem kieruje rytm
Gdy tak krążymy w radosnym transie
jesteśmy tylko my
my i nasza muzyka
Przymykasz wtedy swoje nieme oczy
uśmiechasz się i wiem,
że właśnie w tej krótkiej chwili
twoja pamięć rozbłyska
obrazem dawnego życia
zapamiętanym,
przechowywanym gdzieś
w głębi
twoich znieruchomiałych źrenic

Co roku w październiku Polski Związek Niewidomych organizuje dla swoich członków Święto Białej Laski. Niepełnosprawność to nie wykluczenie. Wiersz ten dedykuję osobom niedowidzącym.

&&

Wiersz jesienny

Dobrze tak iść jesienną łąką
Patrzeć w odległe chmury
Mijać po drodze brzozy w welonach
Nie bać się schodów, krawężników
i rozpędzonych aut

Dobrze tak iść jesienną łąką
z twarzą w pieszczocie wiatru
zdejmować nitki babiego lata
i czuć
jak las w koronkowej krynolinie
przybliża się powoli.
Bezpiecznie
Dobrze tak iść jesienną łąką
z przymkniętymi powiekami,
gdy anioł stróż
dwa kroki przed tobą
ostrzega i przybliża

&&

Pod Arkadami

Lipiec wakacyjnym krokiem
zmierza do końca lata
Nigdzie nie wyjechałam
i nie wyjadę
lecz mogę brodzić
po skwarnych ulicach
lub wypić kawę z sąsiadem

Pod Arkadami wystawa obrazów.
Leniwie zaglądam w świat
przedziwnie skonfigurowany;
świat z perspektywy oka kamery
i grafiki z komputera

Artysta stoi zamyślony,
Może chciałby być gdzie indziej
na przykład Paryż albo Riwiera
Tu nic nie sprzedał
i pewnie nie sprzeda.
Więc rozdaje oglądanie
i cichy zachwyt oczom
kilku przypadkowych przechodniów,
którzy być może wrócą tu pewnego dnia
w poszukiwaniu
niestraconego czasu
i letniego piękna.

<<<powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

&&

Czas na konfederację (część 1)

Stanisław Kotowski

Proponuję podjęcie starań zmierzających do skonfederowania organizacji pozarządowych działających na rzecz niewidomych i słabowidzących.

Uważam, że rozdrobnienie ruchu niewidomych, chociaż przynosi pewne korzyści, generalnie korzystne nie jest. Jestem przekonany, że istnieje konieczność wypracowania odpowiedniej formy współpracy. Przed kilkunastu laty podejmowane były próby stworzenia jakiejś platformy współdziałania organizacji pozarządowych działających w naszym środowisku. Również pisałem wielokrotnie na ten temat na łamach czasopism środowiskowych. Starania te i publikacje jednak nie wpłynęły na powstanie gotowości do współdziałania. Nie proponuję utworzenia jednego stowarzyszenia na wzór Polskiego Związku Niewidomych, gdyż obecnie powstanie takiej organizacji nie jest możliwe, może nawet nie jest celowe. Uważam, że dobrą formą organizacyjną mogłaby okazać się konfederacja stowarzyszeń i fundacji działających na rzecz niewidomych i słabowidzących. Propozycję taką ostatni raz zgłosiłem w czasie panelowej dyskusji na Reha for the Blind in Poland w październiku 2018 r. Spotkała się ona z zainteresowaniem. Uznałem więc, że warto ją dokładniej opracować i uwzględnić przy tym doświadczenia historyczne oraz nazbyt uogólnione oceny możliwości małych i wielkich stowarzyszeń.

Historyczne doświadczenia ruchu niewidomych i słabowidzących w Polsce

Przedmiotem moich rozważań w tej części opracowania jest samopomocowy ruch niewidomych w Polsce. Dlatego całkowicie pomijam działalność osób widzących na rzecz niewidomych o charakterze charytatywnym i filantropijnym. Aktywność dobroczynna odegrała w historii polskich niewidomych ważną rolę, ale zdecydowanie czym innym, i z pewnych względów bardziej wartościowym, jest zrzeszanie się niewidomych w stowarzyszeniach o charakterze samopomocowym.

W początkowym okresie powstawały niewielkie stowarzyszenia niewidomych, które działały całkowicie niezależnie od siebie. Z czasem działacze środowiska niewidomych zaczęli zauważać potrzebę współdziałania i konieczność zjednoczenia ruchu niewidomych. Dążenia te doprowadziły do powstania jednej, silnej organizacji niewidomych. Następnie, po przemianach ustrojowych w 1989 r., doszło do ponownego rozdrobnienia - powstało wiele stowarzyszeń i fundacji działających w środowisku osób z uszkodzonym wzrokiem.

Pierwszym stowarzyszeniem samopomocowym niewidomych na ziemiach polskich było Towarzystwo Niewidomych Muzyków, byłych Wychowanków Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych w Warszawie, które powstało w 1864 r.

Dr Ewa Grodecka w pracy Historia niewidomych polskich w zarysie pisze:

„Towarzystwo liczyło przeszło 50 członków niewidomych, nadto zaś widzących, popierających i honorowych. Prezesami byli kolejno dyrektorzy Instytutu, stale opiekował się on bowiem instytucją, którą sam powołał do życia. Członkami zarządu byli niewidomi w liczbie pięciu i czterech widzących.

Prowadzone przez Towarzystwo biuro pośrednictwa pracy przyjmowało od instytucji i osób prywatnych zamówienia na dorywczą pracę muzyków oraz starało się o stałe zatrudnienie dla członków w restauracjach i kawiarniach, w szkołach tańca i przy baletmistrzach. Członkowie, którzy otrzymali pracę za pośrednictwem Towarzystwa, wpłacali 5 proc. swoich dochodów do jego kasy.

W świetlicy były dwa fortepiany. Odbywała się tu wzajemna nauka nowych utworów muzycznych. Pomoc stanowił widzący pracownik Towarzystwa, lektor, który odczytywał nuty czarnodrukowe. Towarzystwo prowadziło chóry, które śpiewały w kościołach i zespoły muzyczne, przeważnie trzyosobowe (fortepian, skrzypce i wiolonczela). W Warszawie, Płocku i Łodzi organizowane były koncerty na dochód Towarzystwa i na cele społeczne.

Przy Towarzystwie istniało Koło Pań. Jego członkinie prowadziły w świetlicy głośne czytanie książek czarnodrukowych.

Pokoje mieszkalne odnajmowane były za niską opłatą lub przyznawane bezpłatnie członkom, zwłaszcza przybywającym spoza Warszawy. Znajdowało tu stałą siedzibę około dwudziestu niewidomych muzyków, samotnych i z rodzinami.

Pomoc Towarzystwa nie ograniczała się do starań o pracę i udzielania mieszkań. Poważną rolę pełniła kasa zapomogowa, pożyczkowa i pogrzebowa. Zapomóg przyznawano dużo, tak członkom jak wdowom i dzieciom po zmarłych kolegach. Pożyczki w wysokości do 50 rubli przyznawano za poręczeniem dwóch osób, zwrot następował ratalnie”.

Jak widzimy, było to niewielkie stowarzyszenie, ale rozwijało bardzo potrzebną działalność.

Następnie na ziemiach polskich powstało kilkanaście różnych stowarzyszeń cywilnych osób niewidomych. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. powstały też trzy stowarzyszenia ociemniałych żołnierzy. W dniu 11 maja 1929 r. zjednoczyły się one i powstał Związek Stowarzyszeń Ociemniałych Żołnierzy. Nie było to jednolite stowarzyszenie, lecz federacja.

Zjednoczenie nastąpiło na zasadach federacji, a nie przez podporządkowanie jednych stowarzyszeń innym stowarzyszeniom. Mamy więc pierwszy przykład federalizowania ruchu ociemniałych żołnierzy. Zjednoczenie stowarzyszeń cywilnych niewidomych na podobnych zasadach nastąpiło znacznie później, bo dopiero w 1946 r.

Kilkanaście stowarzyszeń cywilnych niewidomych działało do wybuchu II wojny światowej. Po 1945 r. dziesięć spośród nich wznowiło działalność. Wielu działaczy jednak dążyło do zjednoczenia. Doprowadzili oni do powstania Związku Pracowników Niewidomych RP. Był to związek stowarzyszeń regionalnych.

Związek Pracowników Niewidomych RP powstał 6 października 1946 r. na zjeździe w Chorzowie, jako ogólnopolska federacja stowarzyszeń osób niewidomych. Mamy więc drugi przykład federalizowania ruchu niewidomych, gdyż podobnie jak w przypadku stowarzyszeń ociemniałych żołnierzy, wszystkie stowarzyszenia zachowały odrębność organizacyjną, kontynuowały formy działalności wypracowane przed II wojną światową. Ówcześni działacze wychodzili z założenia, że skutecznie pomagać niewidomym może tylko silna, samorządna, samopomocowa organizacja.

Za główne zadanie swej działalności Związek przyjął tworzenie warunków zatrudnienia niewidomych. Było to bardzo ważne, gdyż w wyniku wojny wielu żołnierzy oraz osób cywilnych utraciło wzrok.

Związek organizował więc własne warsztaty, w których zatrudniał niewidomych. Zabiegał również o zatrudnianie niewidomych na otwartym rynku pracy.

Ważnym zadaniem była też odbudowa szkolnictwa dla niewidomych i walka z analfabetyzmem. Związek zorganizował dwa biura ręcznego przepisywania brajlem książek i podręczników. Później uruchomił brajlowską drukarnię i wznowił wydawanie Pochodni, a następnie zaczął wydawać dla dzieci Światełko. Ważną formą działalności było wydawanie miesięcznika w zwykłym druku pt. Przyjaciel Niewidomych.

Związek podejmował i rozwiązywał wiele problemów ważnych dla niewidomych i słabowidzących w trudnych, powojennych latach. Działalność Związku jednak nie była zgodna z polityką władz Polski Ludowej. W 1949 r. zakłady pracy tworzone przez Związek zostały przekształcone w spółdzielnie niewidomych i włączone do Centrali Spółdzielni Inwalidów. W ten sposób ekonomiczne podstawy działalności Związku zostały zniszczone. Następnie władze PRL zawiesiły zarząd Związku i powołały kuratora, którego zadaniem było połączenie Związku Pracowników Niewidomych RP i Związku Ociemniałych Żołnierzy RP w jeden związek. Związek Pracowników Niewidomych RP działał zaledwie kilka lat, ale stworzył podstawy do dalszej działalności.

Na podkreślenie zasługuje fakt, że doprowadzenie do powstania ogólnopolskiego związku, jednoczącego na zasadach federacji dziesięciu stowarzyszeń, nie było łatwym zadaniem. Występowały duże opory działaczy regionalnych stowarzyszeń, ambicje osobiste, przyzwyczajenia i tradycja. Obecnie również sfederowanie ruchu niewidomych w Polsce nie będzie łatwym zadaniem, opory z pewnością nie będą mniejsze od tych z dwudziestego stulecia.

Ruch niewidomych w okresie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej

Polski Związek Niewidomych powstał w 1951 r. na mocy decyzji władz państwowych ze zjednoczenia Związku Pracowników RP i Związku Ociemniałych Żołnierzy RP. Zjazd zjednoczeniowy zorganizowano w dniach 16 i 17 czerwca 1951 r., na którym powołano Polski Związek Niewidomych. Związek Ociemniałych Żołnierzy RP w 1956 r. wyłączył się z Polskiego Związku Niewidomych i reaktywował działalność jako samodzielne stowarzyszenie. PZN pozostał jednak jako stowarzyszenie o charakterze samopomocowym, uznawane przez władze za reprezentanta wszystkich niewidomych. PZN posiada status organizacji pożytku publicznego, jest członkiem Światowej i Europejskiej Unii Niewidomych.

Podkreślenia wymaga fakt, że PZN powstał jako jednolita organizacja obejmująca zasięgiem działania obszar całego kraju. Prowadził bardzo szeroką, różnorodną działalność, która finansowana była niemal w całości przez budżet państwa za pośrednictwem Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej. Finansowanie to nie było podobne do obecnego dofinansowywania i obejmowało wszystkie formy działalności z etatowym zatrudnieniem pracowników włącznie. PZN był niemal państwowym urzędem do spraw niewidomych.

Nie ma potrzeby omawiania bardzo szerokiej działalności PZN-u, gdyż jest ona znana większości Czytelników z własnego doświadczenia. Warto jednak zauważyć, że była to wszechstronna, skuteczna działalność, która umożliwiła tysiącom niewidomych zdobywanie wykształcenia, pracę zawodową, zakładanie i utrzymywanie rodzin, rozwój kulturalny, dostęp do słowa pisanego i wiele innych. Mówiło się nawet, że PZN, podobnie jak państwo, prowadzi wszystkie formy działalności z wyjątkiem obrony narodowej.

Obecnie PZN, podobnie jak inne organizacje działające w środowisku osób z uszkodzonym wzrokiem, pozyskuje pieniądze na realizowane zadania przede wszystkim ze środków publicznych: rządowych i samorządowych, unijnych oraz składek członkowskich i darowizn.

Trzeba wyraźnie podkreślić, że system dofinansowywania zadań nie stwarza dogodnych warunków ich realizacji. PZN nie może rozwijać działalności na miarę potrzeb, m.in. z powodu niedostatecznych środków finansowych.

Obecnie zadania realizowane przez organizacje pozarządowe nie są finansowane, a tylko dofinansowywane, co wymaga własnych pieniędzy, których PZN nie posiada w dostatecznej ilości. Poza tym jest to system zadaniowy, w którym dofinansowanie najczęściej jest przyznawane w drodze konkursów i w ramach programów, które nie zawsze odpowiadają potrzebom osób niewidomych i słabowidzących. W rezultacie nigdy nie wiadomo, na jakie zadania, w jakiej wysokości i kiedy zostanie przyznane dofinansowanie.

Obecnie PZN przeżywa kryzys i nie może skutecznie zaspokajać istotnych potrzeb swoich członków. Jest wiele powodów tego kryzysu, m.in.:

Miarą kryzysu jest zmniejszanie się, w ostatnich dwóch dziesiątkach lat, liczby członków stowarzyszenia. Na koniec 1998 r. PZN zrzeszał zwyczajnych członków 77399, a na koniec 2017 r. 36697.

Oznacza to, że w okresie 19 lat liczba zwyczajnych członków PZN zmniejszyła się o 52,6 procent. Znamienne jest, że najmniej ubyło członków z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności - 33,7 procent, a najbardziej poszkodowanych, tj. całkowicie niewidomych ubyło aż 63 procent. Oznacza to, że PZN nie udziela wystarczającej pomocy najbardziej potrzebującym.

Znaczy to również, iż możliwości działania Związku na rzecz niewidomych są ograniczone i konieczne jest poszukiwanie nowych rozwiązań organizacyjnych i nowych metod działalności, które będą możliwe w obecnych warunkach prawnych i ekonomicznych.

Ponowne rozdrobnienie ruchu niewidomych w Polsce

Po 1989 r., chociaż PZN pozostał największym stowarzyszeniem, powstało wiele organizacji pozarządowych działających w naszym środowisku, tj. stowarzyszeń i fundacji. Niektórzy działacze uważają, że tylko mała organizacja pozarządowa może skutecznie działać, skutecznie zaspokajać potrzeby swoich członków. Wynika z tego, że powinno być dużo małych stowarzyszeń i fundacji, że tylko wówczas będą one mogły pomagać niewidomym. Zdaniem tych działaczy, wielkie stowarzyszenia wyrodnieją i tracą z pola widzenia potrzeby zwykłych ludzi.

Podobne poglądy legły u podstaw tworzenia wielu stowarzyszeń i fundacji działających w środowisku niewidomych i słabowidzących. Dawniej uważano, że w jedności siła, a obecnie, że siła jest w wielości. No i mamy kilkadziesiąt organizacji pozarządowych działających w naszym środowisku. Niestety, wcale nie oznacza to, że osoby te obecnie łatwiej uzyskują pomoc, że mają więcej możliwości.

W dyskusjach, zwłaszcza tych, w których krytykowany jest Polski Związek Niewidomych, można spotkać się z twierdzeniami, że PZN jest molochem niedostosowanym do współczesnych czasów, który nie zaspokaja istotnych potrzeb osób z uszkodzonym wzrokiem. Niektórzy twierdzą, że takie wielkie organizacje, takie molochy nie powinny istnieć. Molochom tym przeciwstawiane są małe organizacje, które działają efektywnie, prężnie. A więc mamy z jednej strony molochy, których czas już minął i małe prężne organizacje, przed którymi roztaczają się piękne perspektywy.

Moim zdaniem nie w pełni uzasadnione są krytyczne oceny wielkich organizacji i nieuzasadniony jest entuzjazm w ocenie małych.

Zacznę od tego, że małe organizacje wcale nie muszą być i w większości nie są prężne. Wiele z nich chyba istnieje tylko w rejestrach sądowych i nie ma nawet na tyle prężności, żeby się zlikwidować. Powstało kilka stowarzyszeń osób całkowicie niewidomych, które zaistniały i nic nie osiągnęły, o których wszyscy zapomnieli wkrótce po ich utworzeniu. Powołanie i obumarcie tych stowarzyszeń potwierdza tezę, że małe organizacje wcale nie muszą działać prężnie.

Drugim potwierdzeniem tej tezy są koła Polskiego Związku Niewidomych. Są one małymi organizacjami, a więc powinny działać prężnie. I rzeczywiście są koła, które działają bardzo dobrze, ale większość kół tak nie działa, a są i takie, których działalności nikt nie zauważa.

Można by do tematu podejść inaczej i zapytać, czy są małe organizacje, które działają prężnie. Oczywiście, że są, ale to świadczy tylko o tym, że znaleźli się ludzie, którym na czymś zależy i potrafią osiągać zamierzone cele. I to jest cenne. Niestety, małe organizacje nie mogą zastąpić tych wielkich. Jest to niemożliwe, chociażby tylko z tego powodu, że są one małe.

Mała organizacja, wszystko jedno - fundacja czy stowarzyszenie - może działać na małą skalę. Może ona efektywnie realizować jedno czy dwa, no może kilka zadań, albo działać na małym obszarze.

Świetnie funkcjonować może mała organizacja, której celem działania jest na przykład organizowanie rajdów pieszych dla niewidomych, krótkich wycieczek, spacerów po lasach i łąkach, spotkań towarzyskich. Może robić to wspaniale ku zadowoleniu uczestników.

Doskonałym przykładem możliwości małej organizacji jest Stowarzyszenie Niewidomych Cywilnych Ofiar Wojny. Stowarzyszenie to powstało w 1991 r. i zrzesza zaledwie kilkadziesiąt osób. Wykazało się jednak skutecznością działania.

Jego celem jest ewidencja niewidomych cywilnych ofiar wojny oraz starania o uzyskanie niektórych uprawnień, przysługujących inwalidom wojennym. Dzięki staraniom Stowarzyszenia niewidomi cywilne ofiary wojny zostali zwolnieni z podatku od renty lub emerytury oraz otrzymują samoistne świadczenie w wysokości 50 proc. kwoty najniższej renty wypadkowej. Ponieważ świadczenie to przysługuje niezależnie od otrzymywanych świadczeń rentowych i emerytalnych, stanowi znaczną pomoc materialną.

Drugim przykładem może być Mazowieckie Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych De Facto, które wykonuje piękną, pożyteczną, potrzebną działalność wydawniczą; wydaje kilkadziesiąt czasopism w wersji dostępnej dla niewidomych, które ukazują się na polskim rynku prasowym. Stowarzyszenie to rozszerza działalność na inne dziedziny.

Małe stowarzyszenie nie może organizować działalności turystycznej na skalę krajową, pomagać rodzicom dzieci niewidomych, szkolić nowo ociemniałych, zabiegać o korzystne regulacje prawne, wydawać prasę dla niewidomych, prowadzić biblioteki książki mówionej, organizować konkursy i festiwale, prowadzić zespoły muzyczne, pomagać niewidomym diabetykom itp. Nie może robić tego wszystkiego, bo wymaga to zatrudnienia, etatowego lub wolontariackiego, wielu osób. Musi mieć struktury terenowe, utrzymywać kontakty z władzami rządowymi i samorządowymi, organizować zebrania władz i zespołów problemowych, musi mieć możliwości kontaktów z niewidomymi rozsianymi po całym kraju i to pewnie jeszcze nie wszystko.

Jeżeli mała organizacja mogłaby zajmować się tym wszystkim, musiałaby przestać być małą, stałaby się molochem. Z drugiej strony trudno uznać za małą organizację Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, a prowadzi ono wspaniałą, różnorodną działalność już ponad sto lat. Tak samo, małą organizacją nie jest Stowarzyszenie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących CROSS, a prowadzi szeroką działalność sportową i turystyczną.

Z przykładów tych wynika wniosek, że nie od wielkości organizacji zależy jej prężność.

Polski Związek Niewidomych jest wielką organizacją od kilkudziesięciu lat. W czasie istnienia miał okresy wspaniałej działalności i okresy marazmu, a nawet destrukcji. W dobrych okresach potrafił prowadzić prężną działalność, mimo że był wielką organizacją. Teraz nie potrafi znaleźć swojego miejsca w nowej rzeczywistości. Zarząd Główny tego stowarzyszenia nie potrafi wytyczać i realizować celów ważnych dla swoich członków, zwłaszcza całkowicie niewidomych.

Jeżeli zawodzą ludzie - ani małe, ani wielkie organizacje nie działają należycie.

Jeżeli znajdzie się jedna osoba zaangażowana, dwie czy trzy takie osoby, które chcą zrobić coś dla innych, mała organizacja działa prężnie. Jedna osoba może nawet wydawać miesięcznik, który gdyby był wydawany np. przez PZN, wymagałby zatrudnienia kilku osób. Czasopismem takim był miesięcznik Wiedza i Myśl. Podkreślam, że może to być działalność na małą skalę, punktowa, która zaspokaja wybrane potrzeby niewielu niewidomych i słabowidzących.

Duża organizacja wymaga natomiast wielu zaangażowanych osób, które chcą i potrafią bezinteresownie działać dla niewidomych i słabowidzących. Wielka organizacja powinna zaspokajać wiele różnorodnych potrzeb osób z terenu całego kraju. Jeżeli zabraknie osób zaangażowanych, organizacja działa na własne potrzeby i zaspokaja potrzeby swoich działaczy.

Przeżywamy kryzys zaangażowania i kryzys organizacji działających w naszym środowisku, zwłaszcza tej największej. Z pewnością receptą na przezwyciężenie kryzysu nie są małe organizacje, nawet te prężne. Nie mogą być, bo potrzeby są wielkie, a nie małe. Receptą mogłaby się okazać konfederacja organizacji pozarządowych zrzeszających osoby niewidome i słabowidzące oraz działających na rzecz tych osób, niezależnie od ich wielkości.

<<<powrót do spisu treści

&&

Z uśmiechem przez życie

&&

Autentyczne zdarzenia

Teresa Dederko

***

Na chodnikach i trawnikach leżał świeży, puszysty śnieg. Postukiwanie białą laską nie dawało żadnego pogłosu.

Szłam dość niepewnie, nie wiedząc, czy już jestem na jezdni, czy jeszcze na chodniku.

Nagle, z naprzeciwka usłyszałam zdecydowany, męski głos: Ja umyślnie pani nie pomagam, żeby pani ćwiczyła sobie orientację.

Na szczęście obok znalazł się inny przechodzień, który zaproponował mi pomoc.

***

Przewodniczka przyprowadziła mnie i moją niewidomą koleżankę do sali, w której miało odbyć się zebranie. Sama nie była zainteresowana tematem obrad, więc znalazła nam miejsca w rzędzie krzeseł blisko podium i wyszła.

Po godzinie ogłoszono przerwę. Koleżanka siedząca z brzegu wstała, ja wzięłam ją pod rękę i środkiem zaczęłyśmy iść w stronę wyjścia. Bardzo dobrze nam szło, aż ją zapytałam, kto ją prowadzi. Odpowiedziała: Mnie nikt, a ciebie? Mnie też nikt - odpowiedziałam i w tym momencie zaczęłyśmy wpadać na krzesła stojące po obu stronach przejścia.

***

Działo się to jeszcze w PRL-u. Dwóch recytatorów, jeden słabowidzący, drugi całkiem niewidomy - wybrało się do odległego miasta na konkurs recytatorski.

Przenocowali w hotelu, a rano drogą pełną kałuż kierowali się w stronę zabytkowego zamku, aby wziąć udział w konkursie.

Idąc po błocie, martwili się, że na sale zamkowe wkroczą w brudnym obuwiu.

Kupili więc w kiosku najtańszą gazetę, Trybunę Ludu i zajęli się czyszczeniem butów.

Nagle podeszło do nich dwóch milicjantów, którzy ostro zwrócili im uwagę: Obywatele, jak możecie używać takiej gazety do czyszczenia zabłoconych butów!

Słabowidzący recytator odpowiedział: Panie władzo, my jesteśmy niewidomi, nie widzieliśmy, jaką gazetę kupujemy.

Na to milicjant zażądał pokazania dokumentów. Obaj panowie wyciągnęli legitymacje Polskiego Związku Niewidomych.

To wy obaj ślepi? - przeraził się milicjant i dodał: No to już idźcie sobie.

<<<powrót do spisu treści

&&

Listy od Czytelników

Droga Redakcjo!

W lutowym numerze Sześciopunktu z dużym zainteresowaniem przeczytałam artykuł Pani Teresy Dederko Jesteśmy różni, który został zamieszczony w dziale Nasze Sprawy. Bardzo się cieszę z tego, że tak ważny temat został w nim poruszony. Często jesteśmy bardzo źle postrzegani przez otoczenie, które sądzi, że nic nie potrafimy. My nie potrzebujemy litości, ale wsparcia w niektórych sytuacjach życiowych. Sama się o tym przekonuję każdego dnia, będąc wśród ludzi widzących, którzy o nas często nic nie wiedzą. Dziwią się, że my tyle możemy i potrafimy zrobić. Zaskoczeniem dla nich jest nasze pismo i sposób czytania. Miłą niespodzianką jest też nasza orientacja w terenie, dzięki której pomagamy nawet ludziom zdrowym - przekonałam się o tym wielokrotnie. Często biorę udział w różnych wydarzeniach, reprezentując w ten sposób środowisko niewidomych. Zdarza się tak, że przybliżam ludziom zdrowym nasze życie w ciemności. Robię to z radością, bo chcę je pokazywać innym, przełamując zakorzenione w społeczeństwie stereotypy, dla nas bardzo trudne i problematyczne, a czasem też i dokuczliwe w codziennym życiu.

Niekiedy zaskakują mnie pytania ludzi zdrowych: a jak ty byłaś w kinie - przecież jesteś ślepa? A ja odpowiadam, że kultura jest dla wszystkich i z niej trzeba korzystać, by móc się rozwijać. Przecież wada wzroku w tym nie przeszkadza.

My też potrafimy zaskoczyć innych, polecając coś interesującego. Sami musimy zmieniać się, a potem zmieniać innych, by ludzie zdrowi mogli nas bardziej poznawać i więcej o nas wiedzieć. Będzie to możliwe tylko wtedy, gdy obie strony tego zechcą. Czasem ja potrzebuję pomocy i o nią proszę, ale nie na siłę. W zamian też, pomimo swej niepełnosprawności, potrafię pomóc ludziom zdrowym i to bezinteresownie.

Warto to robić, by mieć przyjaciół i to na całe życie. Nie możemy się poddawać przeciwnościom losu.

Pozdrawiam.
Mirosława Penczyńska

<<<powrót do spisu treści