Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449-6154

Nr 6/39/2019
czerwiec

Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95e/1
20-706 Lublin
Tel.: 697-121-728

Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608-096-099
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Spis treści

Od redakcji

Letni wieczór - Adam Asnyk

Co w prawie piszczy

Na rynku pracy wciąż bez przełomu - PAP

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Zdrowe i piękne nogi - Patrycja Rokicka

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

Wiem, co jem - Kuchcik

Kuchnia po naszemu - Alicja Cyrcan

Z polszczyzną za pan brat

Około budżetu - Tomasz Matczak

Z poradnika psychologa

Obraz siebie (część 1) - Małgorzata Gruszka

Rehabilitacja kulturalnie

Tandem, Alaskan Malamut i renifery - Alicja Nyziak

Śpiewam z brajla - Danuta Borowska

Nasza niezwykła wychowawczyni - Teresa Dederko

Galeria literacka z Homerem w tle

Ireneusz Kaczmarczyk

Nasze sprawy

Najbardziej chciałabym zobaczyć swoje odbicie w lustrze - Rafał Gębura w szczerej rozmowie z Katarzyną Zawodnik

Listy od Czytelników

Ogłoszenia

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Sześciopunkt trafia do Państwa w każdym miesiącu, również w czasie rozpoczynających się wakacji i urlopów.

W tym okresie możemy więcej uwagi poświęcić naszym nawykom żywieniowym, zmienić te złe a wprowadzić prawidłowe, będące kluczem do zdrowia. Czytelnikom zainteresowanym tematem, radzimy zajrzeć do działu poświęconego gospodarstwu domowemu i kuchni.

Latem częściej spacerujemy, a nawet biegamy. Nasze nogi są bardziej obciążone, jak o nie zadbać, przeczytamy w dziale o zdrowiu.

Na upalne dni polecamy artykuł Tandem, Alaskan Malamut i renifery, zachęcający do dalekich, ekstremalnych, wakacyjnych podróży.

W Galerii literackiej debiutuje jako poeta, autor piszący regularnie do Sześciopunktu recenzje. Tym razem zapraszamy do świata jego poezji.

W Poradniku naszego psychologa poznamy, czym jest obraz samego siebie i jaki ma wpływ na nasze życie.

W dziale Nasze sprawy zamieszczamy interesujący wywiad z młodą osobą, opowiadającą o funkcjonowaniu po niewidomemu.

Życzymy ciekawej lektury.

Zespół redakcyjny

<<<powrót do spisu treści

&&

Letni wieczór

Adam Asnyk

Już zaszedł nad doliną
Złocisty słońca krąg -
Ciche odgłosy płyną
Z zielonych pól i łąk.

Dalekie ludzi głosy,
Daleki słychać śpiew
I cichy szelest rosy
Po drżących liściach drzew.

Promieni gra różana
Topnieje w sinej mgle,
A świeży zapach siana
Skoszona łąka śle.

Wraz z wonią polnych kwiatów,
Z gasnącym blaskiem zórz
Cicha poezja światów
W głąb ludzkich spływa dusz.

[...]

<<<powrót do spisu treści

&&

Co w prawie piszczy

&&

Na rynku pracy wciąż bez przełomu

PAP

- Udział niepełnosprawnych na rynku pracy wynosi ok. 10 proc. W ostatnich trzech latach rządu PiS jest wzrost, ale nie na tyle duży, abyśmy mogli mówić, że jest przełom - powiedział 24 kwietnia w Rzeszowie wiceminister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Stanisław Szwed.

Wziął on udział w Rzeszowie w konferencji Osoby z niepełnosprawnościami na rynku pracy. W 100-lecie powstania publicznych służb zatrudnienia, w której uczestniczyli przedstawiciele m.in. Urzędów Pracy z czterech województw: podkarpackiego, małopolskiego, świętokrzyskiego i lubelskiego.

Na konferencji prasowej minister podkreślił, że rynek osób z niepełnosprawnością jest trudny.

- Ten rynek się poprawia w ostatnich latach, ale tych potrzeb jest wciąż dużo. Zmieniająca się sytuacja na rynku pracy powoduje, że jest większa chęć pracodawców do zatrudniania osób niepełnosprawnych - stwierdził.

Z danych, które przedstawił wiceminister Szwed wynika, że udział osób z niepełnosprawnością na rynku pracy wynosi ok. 10 proc.

Wzrost, ale bez przełomu

- W ostatnich 3 latach rządu PiS jest wzrost, ale nie na tyle duży, żebyśmy mogli mówić, że jest przełom - powiedział.

Zdaniem wiceministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej rząd oferuje coraz więcej programów, z których mogą korzystać osoby z niepełnosprawnością. Wymienił m.in. program Za życiem, Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych i program Dostępność Plus.

- Za tymi programami idzie też coraz więcej pieniędzy. Dlatego zależy nam, aby docierać do osób niepełnosprawnych, aby korzystali z tych środków - mówił.

Wiceminister podkreślił, że rząd będzie się cieszył z każdego wzrostu zatrudnienia osób z niepełnosprawnościami. Przyznał, że w kraju mamy duże zaległości jeśli chodzi o aktywizację tej grupy społecznej.

Daleko do dobrych standardów

- Ta sytuacja się zmienia, bo mamy Zakłady Aktywności Zawodowej, Warsztaty Terapii Zajęciowej, są programy i jest więcej pieniędzy. Osoby niepełnosprawne mają łatwiej teraz na rynku pracy, choć nam jeszcze daleko do standardów, na których by nam zależało, że większość osób niepełnosprawnych ma zatrudnienie czy korzysta z innych form wsparcia - zaznaczył.

Stanisław Szwed powiedział, że rząd przeznaczy w tym roku na osoby z niepełnosprawnością w sumie ok. 4 mld zł. Dodatkowe ponad 3,2 mld zł będzie miał do dyspozycji PFRON, który wesprze przedsiębiorców zatrudniających osoby z niepełnosprawnością.

Źródło: www.niepelnosprawni.pl, 24.04.2019

<<<powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

&&

Zdrowe i piękne nogi

Patrycja Rokicka

Czy zastanawialiście się, chociaż raz, jak duże dystanse codziennie pokonują nasze nogi? Ile kroków przemierzają do pracy, z pracy, na uczelnię, z uczelni? Ile przebiegają na bieżni lub podczas treningów na świeżym powietrzu? Co im szkodzi, a co pomaga? Jak o nie prawidłowo zadbać by długo cieszyły nas swoim zdrowiem i urodą?

Zachęcam do pochylenia się nad tematem, bowiem to dzięki nim spacerujemy, tańczymy, jeździmy na rowerze, na nartach, chodzimy do kina, teatru, biegniemy na spotkanie z ukochaną osobą czy przyjacielem.

Statystyki mówią, że przeciętnie pokonujemy od 8000 do 10 000 kroków każdego dnia, przemierzając dystans około 8 kilometrów dziennie. Każdy kilometr to mniej więcej 1125 uderzeń stopy o podłoże. Przeciętnie przyjmuje się, że w ciągu całego życia przejdziemy około 128 747 kilometrów, co przekłada się np. na potrójne okrążenie Ziemi...

To ogromne wyzwanie dla jednego z najważniejszych elementów naszego ciała, który pracuje bardzo ciężko, nie rzadko bez wytchnienia, odpowiedniego obuwia, odpoczynku a nawet pielęgnacji. Dodatkowo często obciążony jest nadprogramowymi kilogramami, uwarunkowaniami genetycznymi czy niezbyt zdrowym stylem życia i pracy, co może negatywnie wpływać na jego zdrowie, kondycję i urodę.

Co szkodzi naszym nogom, a co pomaga?

1. Siedzenie noga na nogę

Siedzenie w tej pozycji działa bardzo niekorzystnie na krążenie krwi w naszych nogach. Kiedy nasze nogi są skrzyżowane, wzrasta ciśnienie krwi na żyły, co pogarsza krążenie krwi. W konsekwencji nasze naczynia krwionośne słabną i zwężają się, co w efekcie prowadzi do obrzmienia żył, tworzenia się pajączków, a w przyszłości nawet żylaków. Długotrwałe siedzenie w tej pozycji może wywołać również paraliż lub porażenie nerwu strzałkowego. Zrezygnujmy zatem z zakładania nogi na nogę. Najlepiej jest siedzieć z nogami obok siebie z stopami opartymi o lekkie podwyższenie.

2. Cały dzień w jednej pozycji

Siedzenie lub stanie przez kilka godzin bez robienia przerwy bardzo źle wpływa na kondycję naszych nóg, powodując obrzęki, opuchliznę, ból i drętwienie oraz słabsze krążenie krwi. Zaburzenia te mogą mieć charakter krótkotrwały i przemijający lub przewlekły i postępujący. Aby im zapobiegać warto co godzinę robić krótką, kilkuminutową przerwę, zmienić dotychczasową pozycję - gdy pracujemy na siedząco, najlepiej przejść się kilkanaście kroków, gdy stoimy, usiąść na kilka minut. Naszym nogom dobrze zrobi również krótka gimnastyka, mająca na celu rozciągnięcie mięśni łydek i ud np. poprzez wykonanie kilku przysiadów lub skłonów.

3. Nieodpowiednie obuwie

Kobiety uwielbiają wysokie obcasy, nic dziwnego, to właśnie one wydłużają nogi, wyszczuplają je, nadają elegancji i lekkości. Niestety ceną za te dobrodziejstwa jest często dyskomfort zmęczonych stóp, obrzmiałych nóg oraz nadwyrężonych kolan. Aby złagodzić te dokuczliwe objawy, dobrze jest pozwolić nogom na odpoczynek np. przychodząc do pracy zmieniać obuwie na bardziej wygodne np. balerinki. Kupując buty, wybierajmy te na niższym, szerszym i stabilniejszym obcasie, z szerokim noskiem i elastyczną podstawą, która nie będzie obciążała naszych nóg, pozwalając na swobodną pracę mięśni stóp i łydek. Pamiętajmy, że nasze buty powinny być wygodne, nie mogą być ani za małe, ani za ciasne. Najlepiej gdyby zostały wykonane z naturalnych surowców, unikajmy butów produkowanych ze sztucznego tworzywa. Jeśli mamy możliwość - chodźmy boso, nawet przez kilka minut dziennie, to doskonały masaż, który pobudza krążenie krwi w naszych nogach.

4. Obcisłe ubrania

Osoby, które lubią chodzić w obcisłych spodniach tzw. rurkach lub w obcisłych sukienkach, powinny zdawać sobie sprawę, że takie ubranie nie jest obojętne dla ich zdrowia. Tego typu rzeczy mogą spowalniać krążenie, naciskając niebezpiecznie na żyły. W efekcie prowadzi to do uczucia ciężkich, opuchniętych, nabrzmiałych nóg, które wydają się grubsze niż są w rzeczywistości. Wrogiem żył są również zbyt obcisłe podkolanówki czy skarpetki. By temu zapobiec, najlepiej jest wybierać ubrania, w których czujemy się swobodnie, poruszamy się lekko, bez uczucia obciskania i krępowania naszego ciała.

5. Wysokie temperatury

Nasze naczynia krwionośne źle znoszą wysokie temperatury, krótko mówiąc nasze żyły nie lubią gorąca, ponieważ wpływa niekorzystnie na krążenie, powodując rozszerzenie naczyń krwionośnych. Pluskanie się w gorącej wodzie może prowadzić do powstawania tzw. pajączków oraz żylaków. Długie opalanie się w słońcu, korzystanie z sauny, solarium czy depilacja gorącym woskiem również negatywnie oddziałują na stan żył naszych nóg. Pozytywnie na stan naszych nóg wpłynie orzeźwiający, chłodny prysznic lub naprzemienne polewanie raz ciepłą, raz chłodną wodą. Uczucie obrzmiałych nóg złagodzi również stosowanie chłodzących żeli na bazie mentolu lub roślin np. kasztanowca.

6. Ograniczona aktywność fizyczna

W natłoku codziennych spraw, często zapominamy o ruchu, a przecież ruch to zdrowie. Odpowiedni wysiłek fizyczny dobrze wpływa na kondycję naszego organizmu, nie jest więc obojętny naszym nogom. Najlepsze dla naszych nóg są ćwiczenia aerobowe np. bieganie na bieżni, ćwiczenie na orbitreku, skakanie na skakance lub trening na stepperze. Nasze nogi podziękują nam również za uprawianie nordic walking, pływanie czy pilates.

7. Brak odpowiedniej pielęgnacji

Oddając się zabiegom pielęgnacyjnym naszego ciała, często zapominamy o nogach i stopach. To duży błąd, ponieważ zaniedbanie higieny nóg, prowadzi do powstawania obrzęków, dyskomfortu opuchniętych kończyn dolnych oraz rozwoju grzybicy stóp i paznokci. Podstawą pielęgnacji jest dokładne mycie stóp mydłem raz dziennie, w lecie natomiast dwa razy dziennie. Jeśli nasze stopy wykazują tendencję do nadmiernej potliwości, powinniśmy zaopatrzyć się w produkty o właściwościach bakteriobójczych. Po umyciu bardzo ważne jest dokładne wysuszenie stóp, chroniące przed rozwojem grzybów. Nie zapominajmy również o złuszczaniu martwego, zrogowaciałego naskórka czyli wykonaniu peelingu skóry stóp np. gruboziarnistą pastą złuszczającą. Kolejnym, ważnym krokiem jest nawilżenie, natłuszczenie i odżywienie skóry. Do tego używamy kremów zawierających ekstrakty z olejów roślinnych (np. masło shea, oliwę z oliwek), substancje nawilżające (np. glicerynę, panthenol). Dodatkowo można zaopatrzyć się dezodorant do stóp czy talk.

8. Źle zbilansowana dieta

Dieta uboga w potas, witaminę C oraz wodę będzie źle wpływała na stan naszych naczyń krwionośnych, co za tym idzie naszych nóg. Warto zatem włączyć do naszego jadłospisu warzywa i owoce bogate w potas np. buraki, ziemniaki, pomidory, szpinak, fasolę, banany, arbuzy oraz te, będące źródłem witaminy C: cytrynę, grejpfrut, mandarynki, kiwi, białą kapustę, brokuły, brukselkę, paprykę, jarmuż. Nie zapominajmy o odpowiednim nawodnieniu. 1,5-2 litry wody dziennie to podstawa.

Źródło: www.detramax.pl, http://polskabiega.sport.pl, www.poradnikzdrowie.pl, Magazyn Hebe 01-30.11.2018

<<<powrót do spisu treści

&&

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

&&

Wiem, co jem

Kuchcik

W domu rodzinnym i poza nim jadałem wszystko razem: ziemniaki tłuczone zanurzone w gęstym, zawiesistym i tłustym sosie, w tym mięso oraz surówka, zagrzana i nieapetyczna. W NRD po raz pierwszy zobaczyłem tzw. tablety, czyli talerze z przegródkami na części składowe drugiego dania; ich sens pojąłem dopiero po latach. W pracy poznałem kolegę Jasia, który jadał każdą rzecz osobno; uważaliśmy go za dziwaka. Drugim dziwadłem okazała się moja żona. I to właśnie dzięki niej, na zawsze przestawiłem się na zdrowe nawyki żywieniowe, co się opłaciło, bowiem przestałem wydawać pieniądze na leki wspierające trawienie, rozstałem się ze sklepowymi słodyczami i zrzuciłem nadmiar sadła.

Oto kilka zasad dobrego żywienia, których nauczyłem się podczas szkoleń prowadzonych przez dietetyków.

  1. Nie jadam wszystkiego razem. Każdy enzym w przewodzie pokarmowym rozbija poszczególne składniki pożywienia. Jeśli mieszaninę wrzucimy do żołądka, nie radzi sobie z trawieniem, bowiem pożywienie zbyt długo zalega.
  2. Nie popijam w trakcie jedzenia; płyny rozrzedzają soki trawienne.
  3. Posiłki spożywam wolno, każdy kęs przeżuwam kilkadziesiąt razy. Ma to znaczenie, bo rozdrobniony i wymieszany ze śliną pokarm łatwiej jest trawiony.
  4. Nie kupuję serów typu fromage, homogenizowanych czy topionych, gdyż w nich prawdziwego sera jest znikoma ilość, ogromna większość to zagęstniki i chemia, o czym dawniej nie wiedziałem. Lepiej nabyć dobry blender, rozdrobnić zwykły twaróg z ulubionymi dodatkami (według własnego uznania). Taki ser jest smaczniejszy i tańszy. Zamiast inwestować w pełne chemii serki topione, wolę twaróg usmażyć na odrobinie klarowanego masła.
  5. Zwracam uwagę na gatunki serów żółtych. Tańszy jest ser w kawałku niż ten podzielony na plastry. Na opakowaniu powinien widnieć napis Ser. Jeśli go nie ma, jest to seropodobna podróbka.
  6. Uznaję tylko kawę ziarnistą. O mielonej dawno już zapomniałem, gdyż zawiera domieszki cykorii, kawy zbożowej oraz innych dopełniaczy. Jeśli ktoś nie posiada ciśnieniowego ekspresu do kawy, warto zaopatrzyć się w ekspres przelewowy lub zaparzarkę z tłokiem zsuwającym fusy na dno dzbanka. Unikam kawy rozpuszczalnej i trzy w jednym w opakowaniach zbiorczych czy w saszetkach. Kawy tam nie ma, lecz jest jej ekstrakt, reszta to domieszki chemiczne, cukier oraz mleko w proszku. Nie polecam ekspresu na kapsułki ani saszetek z kawą do zaparzania. Są to produkty mocno przetworzone i bardzo dziurawią budżet domowy.
  7. Uważam na wędliny i kiełbasy. Dobra kiełbasa kosztuje powyżej 20 złotych za kilogram. Omijam kiełbasy w sztucznych osłonkach; prawdziwa kiełbasa winna być w naturalnym jelicie, w trakcie przełamywania powinna trzasnąć. Taniej kupimy kiełbasy na wagę niż zapakowane w folię, gdzie się pocą. Za prawdziwą szynkę trzeba zapłacić więcej, dlatego lepiej kupić dwa plasterki dobrej szynki, niż kilkanaście podróbki. Pamiętajmy, że sprzedawca ma obowiązek podać nam miejsce pochodzenia wędliny oraz procent mięsa jaki zawiera.
  8. Nie roztapiam masła. Jeśli gotuję jarzyny tradycyjnie czy na parze, rzucam grudkę masła na gorące warzywa, samo się rozpuści. Zamiast olejów używam tłuszczu gęsiego czy kaczego; jest droższy, ale wydajniejszy i zdrowszy. Tłuszczem wieprzowym też nie gardzę. Przetapiam słoninę, podgardle lub boczek, bowiem smalec w kostkach zawiera konserwanty. Margaryny nie używam od lat; stosuję masło klarowane, które wykorzystuję do smażenia i robienia zasmażek. Jeśli piekę na obiad mięso, wrzucam obok ziemniaki. Oszczędzam dzięki temu wodę i energię, a ziemniaki, otulone płaszczykiem tłuszczu i przypraw z mięsa, są smaczniejsze.
  9. Uważam na mięso mielone i gotowe wyroby garmażeryjne. Wolę nabyć kawałek mięsa i samodzielnie zemleć w domu czy poprosić ekspedientkę o zmielenie w sklepie. Z daleka omijam również wszelkie wyroby garmażeryjne z powodu ceny oraz wątpliwej jakości. Wolę zaopatrzyć się w nóżki wieprzowe, śledzie czy inne półprodukty, np. golonkę i przygotować sam konkretne wyroby. Jadam rybę pieczoną pod przykryciem. Nie muszę stać przy patelni i martwić się, że się przypali. Wystarczy pół godziny i gotowe.
  10. Rozważnie wybieram produkty mleczne. Lepsze jest mleko w butelkach niż UHT w kartonach. To drugie ma dużo gorszy smak. Z daleka omijam jogurty smakowe i barwione. Wolę kupić pełnotłuste mleko pasteryzowane, bakterie jogurtowe czy gotowy jogurt naturalny i napój zrobić samodzielnie.
  11. Kupuję cały chleb i kroję w domu. Pieczywo krojone w piekarni szybciej wysycha, kruszy się i zawiera więcej konserwantów. Najczęściej wybieram pieczywo na zakwasie, choć nie do końca jestem pewny czy jest prawdziwy.
  12. Jeśli decyduję się na zakup tzw. gotowców, wybieram produkty dobrej jakości, bo takie też można dostać nawet w supermarketach. Wtedy, proszę o przeczytanie ich składu. Gdy np. pierogi w paczce są posklejane, znaczy to, że były już wyjmowane z lodówki.
  13. Nie kupuję kiszonej kapusty w paczkach hermetycznie zamkniętych; naszpikowana chemią, doprawiona octem lub kwasem cytrynowym oraz dużą ilością soli jest niesmaczna. Z targu przynoszę główkę kapusty, szatkuję i kiszę w słoju. Gdy się kończy, kupuję następną.
  14. Kupuję owoce tylko sezonowe. Kiedyś zazdrościliśmy Niemcom, że mają całoroczną sprzedaż owoców tropikalnych i narzekaliśmy na PRL, że nie dba o społeczeństwo. Nie przyszło mi wówczas do głowy, że niemieckie cytryny i pomarańcze, naszpikowane chemią, leżą miesiącami w przechowalni. Unikam pomidorów i sałaty zimą, zafoliowanych, sztucznie hodowanych ogórków wężowych.
  15. Kaszę i ryż kupuję zawsze w kilogramowych paczkach, a jeśli mi się nie uda, woreczek z kaszą rozcinam przed gotowaniem.
  16. Nie darzę zaufaniem reklamowanych mieszanek przyprawowych; pełno w nich szkodliwych dodatków. Najlepiej jest samodzielnie wymieszać pieprz, sól, zioła, odrobinę gałki muszkatołowej, ziele angielskie, kminek i dodawać do zup i drugich dań. Wyjdzie taniej i smaczniej.

Zanim doszedłem do zdrowszego żywienia, byłem przekonany, że to, co wygodne - jest lepsze. Na zakupy chodziłem z osobą widzącą, prosiłem o czytanie etykiet i składu faktycznego produktów oraz nazwy firm; na dyktafonie rejestrowałem informacje zapisane drobnym drukiem oraz tabelki.

Teraz korzystam z produktów wybranych firm i zawsze wybieram polską żywność. Wszystkiego uczyłem się od podstaw i nie żałuję. Dzięki świadomości konsumenckiej i odpowiedniemu przyrządzaniu potraw mam więcej pieniędzy w kieszeni i lepsze zdrowie.

Prawidłowe przygotowywanie posiłków jest czaso- i pracochłonne, o czym wie każdy niewidomy konsument, ale daje znakomite efekty i generuje mniejsze koszty.

Na koniec polecam Czytelnikom, zrobienie własnego, domowego jogurtu naturalnego, który jest zdrowy i smaczny.

&&

Przepis na domowy jogurt naturalny

Składniki:

Wykonanie

Mleko podzielić na pół. Pół litra mleka zagotować, następnie połączyć z zimnym (mieszanka nie powinna być zbyt gorąca, by nie zabić bakterii). Dodać bakterie jogurtowe lub jogurt. Składniki wymieszać drewnianą łyżką, gdyż kwasy zawarte w produktach fermentowanych reagują z metalami. Przelać do słoiczków, przykryć gazą lub pokrywką, owinąć kocem i zostawić tak na 8 godzin. Jogurt przechowywać w lodówce.

Rada: mleko kupione od rolnika należy przegotować w całości i poczekać do wystygnięcia.

<<<powrót do spisu treści

&&

Kuchnia po naszemu

&&

Dania jednogarnkowe

Alicja Cyrcan

Dania jednogarnkowe to dobry sposób na smaczny, syty i wartościowy posiłek. Są łatwe w przygotowaniu, ponieważ do ich przyrządzenia potrzebujemy jednego dużego garnka lub głębokiej patelni (np. woka). W mojej kuchni sprawdzają się bardzo dobrze. Dania jednogarnkowe możemy serwować bliskim na śniadanie, obiad a także kolację. Gorąco polecam je osobom, które rozpoczynają swoją przygodę z gotowaniem lub mają problemy z przygotowywaniem smażonych potraw.

&&

Kociołek warzywny

Składniki:

Wykonanie

Cebulę obieramy i drobno kroimy. W garnku podgrzewamy olej, dodajemy cebulkę i podsmażamy. Bataty myjemy, obieramy, kroimy w kostkę i dodajemy do cebulki. Papryki myjemy, oczyszczamy z gniazd nasiennych, kroimy w grubsze kostki, następnie dorzucamy do garnka i dolewamy pół szklanki wody; dusimy pod przykryciem kilka minut. Następnie do garnka dodajemy mrożoną marchewką z groszkiem. Doprawiamy solą, pieprzem, papryką ostrą, kurkumą, dodajemy miód. Mieszamy. Dolewamy pół szklanki wody. Po 15-20 minutach dodajemy pomidorki z puszki i chwilę jeszcze wszystko dusimy na małym ogniu, często mieszając. Na koniec dodajemy wyciśnięty przez praskę czosnek, posiekaną natkę pietruszki i sprawdzamy smak potrawy. Jeśli trzeba - doprawiamy ją jeszcze do smaku. Mieszamy, zdejmujemy z ognia i podajemy. Smacznego!

&&

Kociołek mięsno-warzywny

Składniki:

Wykonanie

Kiełbasę kroimy w grube plasterki, boczek w grubą kostkę. Cebulę, pieczarki i paprykę dokładnie myjemy i oczyszczamy, następnie kroimy na spore kawałki. Ziemniaki obieramy i kroimy w większą kostkę. Na rozgrzanym oleju podsmażamy kiełbasę oraz boczek, następnie dodajemy cebulę, po chwili dokładamy pokrojone ziemniaki. Wszystko dusimy na małym ogniu, pod przykryciem. Po ok. 5 minutach wlewamy pół szklanki wody. Następnie dodajemy pieczarki i paprykę. Posypujemy przyprawami. Mieszamy i dalej wszystko dusimy jeszcze 5-10 minut, po czym wlewamy kolejne pół szklanki wody. Dusimy do miękkości warzyw. Na koniec dodajemy koncentrat pomidorowy. Po pięciu minutach zdejmujemy potrawę z ognia i podajemy. Smacznego!

<<<powrót do spisu treści

&&

Z polszczyzną za pan brat

&&

Około budżetu

Tomasz Matczak

W ostatnich latach większość jednostek samorządowych, chcąc wyjść naprzeciw potrzebom lokalnych społeczności, postanowiła uruchomić coś, co nazywa się budżetem partycypacyjnym. Chodzi o możliwość wpływania obywateli na decyzje o finansowaniu konkretnych inwestycji. Słowo budżet funkcjonuje w polszczyźnie od dawna. Oznacza ono fundusze, a odnosi się zarówno do pieniędzy całego państwa, jak i poszczególnych gospodarstw domowych. Nie każdy jednak wie, jak należy je wymawiać. Głoski de oraz żet spotykają się bowiem w języku polskim wielokrotnie. Mamy je w słowach dżem, dżdżownica czy dżdżysty, a ostatnio bardzo modne stały się wszelkiego rodzaju gadżety. Wymowa przytoczonych tu przykładów nie budzi żadnych wątpliwości. Niestety wiele osób wymawia błędnie słowo budżet właśnie przez analogię do podanych wcześniej wyrazów. Tymczasem należy artykułować w nim obie głoski, a więc de oraz żet rozdzielnie. Słowo budżet wymawia się tak samo, jak podżyrować czy podżegać. Jako ciekawostkę podam, że smp, a więc syntezator mowy polskiej, słowo budżet wymawia poprawnie, ale już słowa podżegać czy podżyrować błędnie w analogi do dżem i gadżet. Nie sprawdzałem, jak zachowują się inne syntezatory mowy. Może ktoś z Czytelników przeprowadzi takie doświadczenia?

Na popularnej platformie YouTube można zlaleźć wiele ciekawych filmów. Korzystają z niej także i niewidomi, bo choć króluje tu przede wszystkim warstwa wizualna, to w wielu przypadkach nie jest ona jednak najważniejsza. Dotyczy to między innymi przepisów kulinarnych. Ktoś informuje ile i jakie produkty są potrzebne, w jakiej kolejności je dodawać, a potem jak długo smażyć, gotować lub piec. W przypadku owoców, jajek czy kostek masła są to informacje o konkretnej ich liczbie, ale już długość obróbki termicznej bywa podawana w przybliżeniu. Można zatem usłyszeć, aby gotować coś około dwie minuty, piec około pięć minut lub smażyć około dziesięć minut. I to jest błąd. Przybliżenie domaga się bowiem formy dopełniacza, a nie biernika, czyli około dwóch minut, około pięciu metrów i około dziesięciu lat. Językoznawcy wskazują na problematyczną konstrukcję za około i nie dają jednoznacznej odpowiedzi, co do formy użycia po niej liczebnika. Trudność związana jest z brakiem jednoznacznego określenia, czy liczebnik łączy się tu ze słowem za, które domaga się biernika: zrobię coś za pięć minut, czy też ze słowem około, wymagającym dopełniacza. Kiedyś napisałem w tej sprawie do poradni językowej i otrzymałem odpowiedź, by zamiast konstrukcji za około używać mniej więcej, gdyż taka forma nie będzie sprawiała trudności. To fakt, bo każdy powie, że za mniej więcej pięć minut dotrze do celu lub za mniej więcej trzy kilometry trzeba skręcić w prawo. Gdyby zamiast mniej więcej było około, to sprawa byłaby bardziej skomplikowana. Tam, gdzie to możliwe, należy zatem zastosować ów gramatyczny unik. Tyle, że forma mniej więcej jest raczej używana potocznie, a nie w mowie oficjalnej. Co zatem zrobić w przypadku wypowiedzi publicznych? No cóż, chyba pozostaje pewna gimnastyka gramatyczna i zręczne unikanie przybliżeń. Zresztą zawsze to lepiej brzmi, gdy ktoś jest konkretny.

<<<powrót do spisu treści

&&

Z poradnika psychologa

&&

Obraz siebie (część 1)

Małgorzata Gruszka

Obraz siebie to nie tylko to, co widać w lustrze, ale całościowe postrzeganie własnej osoby. Postrzeganie, widzenie - oto pojęcia odnoszące się do odbioru samych siebie. Choć wielu z nas nie może zobaczyć swojego lustrzanego odbicia lub widzi je niedokładnie - tak samo jak osoby widzące możemy zobaczyć swoje odbicie w innych ludziach. Odbicie, czyli komunikaty zwrotne dotyczące nas samych, stanowi bardzo ważną część obrazu siebie, będącego zbiorem przekonań na własny temat.

W pierwszej części poradnika dotyczącego obrazu siebie zachęcam do zdobycia elementarnej wiedzy na ten temat. W części drugiej - zaproponuję zajrzenie w głąb i przyjrzenie się obrazowi własnej osoby.

Jak powstaje obraz siebie?

Obraz siebie powstaje od najwcześniejszych lat naszego życia. Tworzą go przede wszystkim opinie na nasz temat, które słyszymy od najbliższych, uwagi kierowane do nas, stwierdzenia i określenia. Jako dzieci (a często nawet jako dorośli) nie jesteśmy świadomi wpływu otoczenia na to, jak widzimy siebie i jak czujemy się ze sobą. Kierowane bezpośrednio i docierające do nas oceny i opinie powoli tworzą wizerunek własnej osoby, który nosimy w sobie i o którym jesteśmy przekonani, że jest prawdziwy i niepodważalny.

W oparciu o obraz siebie tworzymy samoocenę, a ta z kolei jest podstawą poczucia własnej wartości. W przeciwieństwie do dzieł sztuki, które raz skończone nie ulegają zmianom, nasz obraz siebie może się zmieniać. Zmieniamy go mniej lub bardziej świadomie pod wpływem nowych doświadczeń w różnych sferach życia. Zmieniamy go także wtedy, gdy dochodzimy do wniosku, że jakieś przekonanie na własny temat jest nie w pełni lub w ogóle nieprawdziwe.

Obraz własnej osoby zmienia się także w zależności od sytuacji i nastroju. Pod wpływem osiągniętego sukcesu obraz pięknieje, samoocena szybuje w górę i przez jakiś czas mamy poczucie, że jesteśmy wspaniali. Pod wpływem porażki przez jakiś czas postrzegamy siebie gorzej niż na to zasługujemy.

Ramy i elementy obrazu siebie

Porównując obraz siebie do dzieła sztuki, można powiedzieć, że składa się z ram i elementów widocznych na płótnie. Ramą obrazu jest to, co w sobie lubimy, to czego nie lubimy i to do czego dążymy. Innymi słowy, są to nasze atuty, niedociągnięcia i ideały. Elementami widniejącymi na płótnie są poszczególne sfery własnej osoby, takie jak: wygląd zewnętrzny, temperament, zdolności i możliwości, umiejętności i kompetencje, kontakty z ludźmi, poziom wiedzy, status społeczny itd. Obrazem własnej osoby zajmowali się wszyscy wybitni psycholodzy tworzący główne szkoły i podejścia do psychiki ludzkiej a także najważniejsze nurty pomagania, czyli psychoterapii. Wszyscy oni twierdzą, że obraz siebie jest integralną (czyli centralną) częścią naszej osobowości, wokół której wszystko się skupia i od której zależy to, jak funkcjonujemy na co dzień. Dziś prawie każdy wie, że nie kochając siebie, nie kochamy życia, ludzi i świata. Choć wszyscy to wiemy, z prawidłowym obrazem siebie wciąż miewamy problemy.

Zaniżony obraz siebie

Zaniżony obraz siebie to postrzeganie siebie gorszym niż jest się w rzeczywistości. W obrazie tym dominuje krytyka własnej osoby i poczucie bycia gorszym od innych. Dostrzega się i akcentuje jedynie swoje braki. W innych ludziach widzi się głównie pozytywy, tym samym postrzegając ich za lepszych od siebie. Zaniżony obraz własnej osoby prowadzi do niezadowolenia z siebie i własnego życia. Skutkuje też brakiem wiary we własne możliwości, co przekłada się na niewykorzystywanie tych, które realnie się posiada. Zaniżony obraz siebie uderza głównie w osobę, która nosi go w sobie, ponieważ stanowi poważną przeszkodę w realizacji wszelkich życiowych celów. Osoba taka może nie wierzyć w to, że można ją kochać, przez co nie szuka partnera i szansy na bliski związek. Może nie wierzyć w swoje kompetencje zawodowe, przez co nie szuka lepszej pracy. Może wreszcie nie dostrzegać swoich uzdolnień, przez co nie rozwija ich i nie czerpie z tego żadnych korzyści.

Jak powstaje zaniżony obraz siebie?

Zaniżony obraz siebie powstaje w oparciu o negatywne twierdzenia wypowiadane przez najbliższe otoczenie dotyczące dziecka a później dorastającego człowieka. Zaniżeniu tego obrazu sprzyja przewaga takich twierdzeń nad twierdzeniami pozytywnymi. Ktoś, kto przez pierwszą część życia był częściej krytykowany niż chwalony, dużo łatwiej postrzega w sobie niedociągnięcia, braki i wady niż osiągnięcia, plusy i zalety. Będąc dziećmi, wiedzę o sobie samych czerpiemy tylko stąd, co mówią o nas i do nas inni ludzie. Wtedy właśnie powstają podstawowe i bardzo głęboko zakorzenione przekonania na własny temat. Niektóre z nich są nie tylko nieprawdziwe, ale wręcz szkodliwe.

Zawyżony obraz siebie

Zawyżony obraz siebie to postrzeganie siebie lepszym niż jest się naprawdę. Mając taki obraz, przypisujemy sobie zalety, umiejętności, cechy i talenty, których w rzeczywistości nie mamy. Zawyżony obraz siebie w większości przypadków nie jest prawdziwą wiarą we własną doskonałość. Najczęściej jest maską, która ma ukryć prawdziwy, to jest zaniżony obraz własnej osoby lub wypracowanym sposobem na osiąganie określonych korzyści. Można w skrócie powiedzieć, że osoby z zawyżonym obrazem siebie udają nieomylnych, wyjątkowych i godnych większego szacunku niż pozostali. Są aroganckie, manipulują innymi i wywyższają się nad nimi. Bywają agresywne, gdy poczują, że ktoś jest od nich lepszy. Zawyżony obraz siebie uderza głównie w otoczenie osoby, która się nim posługuje. Osoba taka może podejmować się różnych czynności, nie mając potrzebnej do tego wiedzy czy umiejętności, czym może po prostu szkodzić innym. Przykładem są najróżniejsi pseudonaukowcy, samozwańczy guru, uzdrowiciele i terapeuci. Są mili i czarujący dopóki nikt nie kwestionuje tego, co mówią. W merytorycznej i rzeczowej rozmowie stają się opryskliwi lub agresywni.

Jak powstaje zawyżony obraz siebie?

Zawyżony obraz siebie może być bardziej wyrafinowanym sposobem radzenia sobie z negatywnym obrazem własnej osoby. Podczas gdy obraz zaniżony ujawnia prawdę o tym, jak ktoś czuje się ze sobą, obraz zawyżony maskuje ją i sprawia pozory bycia silnym, pogodzonym ze sobą i zadowolonym z tego, jakim się jest. Bywa i tak, że obraz siebie ulega zaburzeniu na plus na skutek budowania w dziecku, a potem w dorastającym człowieku fałszywej wiary w to, że pod każdym względem jest wspaniały, wyjątkowy i idealny. Wiarę tę buduje się, chwaląc najpierw małego a potem młodego człowieka, niezależnie od tego co robi i jak wpływa to na innych ludzi.

Prawidłowy obraz siebie

Prawidłowy obraz siebie jest realny, czyli zgodny z tym, jacy jesteśmy naprawdę. Nie upiększają go niesłusznie przypisywane sobie zalety, talenty, umiejętności i cechy. Nie czyni go brzydszym akcentowanie i skupianie się głównie na niedociągnięciach, niedoskonałościach i brakach. Na zdrowy obraz siebie składa się zarówno to, co w sobie akceptujemy, lubimy i podziwiamy, jak i to, co zaakceptować i polubić jest trudno.

Z obrazem siebie związane są trzy pojęcia, a są to: samoocena, samoakceptacja i samouznanie. Prawidłowy obraz siebie prowadzi do obiektywnej samooceny. Samoakceptacja i samouznanie to zgoda na to, jacy jesteśmy, czyli docenianie atutów i akceptacja niedoskonałości.

Jak powstaje prawidłowy obraz siebie?

Prawidłowy obraz siebie powstaje na skutek stopniowego uświadamiania najpierw dziecku, a później dorastającemu człowiekowi, że - jak wszyscy ludzie - posiada zalety, możliwości i atuty oraz niedoskonałości i braki. Z tym, że za te ostatnie nie obwinia się go i nie krytykuje, lecz praktycznie i rzeczowo pokazuje się ich konsekwencje. Do ukształtowania prawidłowego obrazu siebie niezbędna jest akceptacja ze strony najbliższego otoczenia. Polega ona na wspieraniu dziecka i młodego człowieka w doskonaleniu mocnych stron i radzeniu sobie z tymi słabszymi.

Najważniejsze zostawiłam na koniec. A jest to fakt, że zaniżony lub zawyżony obraz siebie można zmienić, jeśli tylko dostrzeżemy jego związek z jakością naszej codzienności. O tym, jak przyjrzeć się i zrewidować obraz siebie, napiszę w kolejnej części poradnika.

<<<powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

&&

Tandem, Alaskan Malamut i renifery

Alicja Nyziak

Podróże, poznawanie nowych miejsc, ludzi, ich kultury i tradycji obecnie równa się wygodny środek transportu, baza hotelowa i przewodnik. Kiedyś było inaczej, ale czas położył swój znak także na tej sferze życia. Z nostalgią i uśmiechem wspominam spontaniczne wyprawy w góry, gdy nie tylko brakowało nam specjalistycznego sprzętu, ale i zdrowego rozsądku. Mimo utraty wzroku pod powiekami nadal tkwią utrwalone obrazy, które trudno ubrać w słowa; ośnieżone górskie szczyty, niesamowity widok słońca skrytego za lekką mgłą. Horyzont podziwiany z górskich wysokości; ogromne lodowe sople, skrzące się w promieniach słońca. Cudny bajkowy świat królowej śniegu.

W sumie nigdy nie wyszłam poza taką formę kontaktu z potęgą gór i siłą natury. Nigdy nie szukałam bardziej ekstremalnych wyzwań. Jednak chętnie słucham opowieści tych, którzy zdecydowali się na dalekie wędrówki i chcą się dzielić wrażeniami i doświadczeniami.

Właśnie z taką formą poznawania świata zetknęłam się podczas spotkania z instruktorami survivalu - Klaudią Jadwiszczyk i Krzysztofem Lewickim. Przyjechali do mojego miasta z Mikołowa, aby opowiedzieć o swojej wyprawie - 9-miesięcznej wędrówce za koło podbiegunowe. Towarzyszył im w niej Kadlook - 50-kilogramowy, piękny pies rasy Alaskan Malamut. Jako środek transportu wybrali tandem z dużą przyczepką dla Kadlooka.

W planie mieli pokonanie około 8 tysięcy kilometrów w warunkach zimowych. Ich podróż obejmowała Litwę, Łotwę, Estonię, Finlandię, Norwegię i Szwecję. Cel wyprawy był złożony. Chcieli m.in. pokazać Kadlookoowi kraj jego pochodzenia, pozwolić mu poczuć ogromne przestrzenie zasypane śniegiem i skute mrozem. Pies docenił wysiłek swoich opiekunów. Z radością biegł obok tandemu i tylko w sytuacjach przymusowych korzystał z jazdy w przyczepce. Ta jednak była również przydatna całej ekipie, gdy np. zrywała się nagła śnieżyca. Wtedy wszyscy pakowali się do niej i ogrzewając się wzajemnie, czekali na koniec zamieci.

Tylko raz pupil okazał niesubordynację. Gdy nocą w pobliże namiotu podeszły renifery, nagle poczuł zew natury i ruszył w pogoń za zwierzyną. Opiekunowie nie mieli wyjścia. Pognali za nim bez kurtek i butów. Łowy trwały do momentu, gdy renifery przeskoczyły ogromną zaspę i pogalopowały w dal, a Kadlook w niej utknął.

Podróżnicy chcieli również bliżej poznać plemię pierwotnego ludu Laponii - Saamów. Udało się. Spędzili wśród wędrujących z reniferami kilka tygodni, ucząc się ich życia. Marzyli, żeby spotkać i obserwować wilki w ich naturalnym środowisku. Wreszcie osiągnęli ostatni cel - stworzenie bazy szkoleniowej z survivalu subpolarnego.

Przedzierając się śnieżnymi szlakami, dotarli do miasta świętego Mikołaja, gdzie zatrzymali się na kilka dni. I tutaj niespodzianka - św. Mikołaj znał język polski. Okazało się, że o jego edukację zadbała pani Mikołajowa, która pochodzi z Polski. Wpływ na ten stan rzeczy miały także dzieci z kraju nad Wisłą. Przez dwa lata były liderami, jeśli chodzi o ilość pisanych listów do świętego. W roku 2018 spadły na drugą pozycję, a pałeczkę pierwszeństwa przejęły dzieci z Chin.

Z zafascynowaniem słuchałam o trudach, jakie pokonywali, żeby zrealizować wymarzony plan. A nie było łatwo. W zależności od pogody i trudności w terenie pokonywali dziennie od 8 do 80 kilometrów. Zdawali sobie sprawę, że jeśli im coś się stanie, nikt nie zaopiekuje się Kadlookiem. Oni nie wyruszyli w tę wędrówkę, aby bić jakieś rekordy. Chcieli pokazać, że nawet taką podróż można odbyć z dużym psem i nie trzeba go pozostawiać w schronisku czy psim hotelu.

Klaudia i Krzysztof szczerze mówili o trudach wyprawy. Nie wstydzili się swoich łez, a płakali często z radości, zmęczenia lub bezsilności. Podczas wędrówki spotykali się z ogromną życzliwością i wsparciem. Przypadkowi ludzie obdarowywali ich produktami spożywczymi, proponowali nocleg. Ogromny szacunek budził fakt, że jedynym napędem jakim dysponują, są ich własne nogi. Paradoksalnie pies, który może w takiej wyprawie wydawać się obciążeniem, otwierał przed nimi wiele drzwi. Jego urok okazywał się magiczny, pomagał przełamywać bariery kulturowe i językowe.

Z przyjemnością słuchałam opowieści tych dwojga przesympatycznych ludzi. Ujęła mnie ich szczerość. Podkreślali, że dla nich była to niepowtarzalna podróż. Mieli rację, bo jeśli nawet ktoś zechce pokonać ich trasę w krótszym czasie, to już nie będzie to samo. To była ich i tylko ich podróż do krainy śniegu.

<<<powrót do spisu treści

&&

Śpiewam z brajla

Danuta Borowska

Psalmy śpiewałam od kiedy tylko nauczyłam się czytać. Kto uczył się w Laskach, ten zapewne pamięta, jak to poszczególne grupy internatowe miały dyżur, jeśli chodzi o przygotowywanie Liturgii Słowa na różne msze święte. Śpiewałam regularnie przez cały okres edukacji w szkole podstawowej, zarówno w ciągu roku, jak i podczas zorganizowanych wyjazdów wakacyjnych. Zawsze jednak miało to miejsce w gronie własnym osób niewidomych i ich opiekunów.

Zdarzało mi się też incydentalnie śpiewać psalmy, kiedy uczyłam się w liceum z osobami widzącymi. Miałam wtedy poczucie, że siostry zakonne prowadzące tę szkołę traktowały moje śpiewanie jako coś w rodzaju towaru eksportowego.

W tamtym czasie śpiewanie psalmów traktowałam jak coś, co trzeba zakuć, odśpiewać i zapomnieć. Nie wzbraniałam się jednak przed tym obowiązkiem. Nigdy nie bałam się publicznych występów.

Aby zaśpiewać psalm, trzeba było ręcznie przepisać tekst pod dyktando wychowawczyni, która w tym celu brała lekcjonarz z kaplicy. Nie było wtedy komputerów, drukarek i Internetu.

Po ukończeniu szkoły miałam długą przerwę w śpiewaniu. Będąc w duszpasterstwie akademickim, może jeden raz odważyłam się nieśmiało zaproponować, że mogłabym zaśpiewać psalm pod warunkiem, że ktoś mi go podyktuje. Jednak moja deklaracja nie została potraktowana poważnie. Oprócz mnie w końcu były inne osoby chętne, które tak po prostu podchodziły do ambony, śpiewały i nie potrzebowały do tego jakiejś dodatkowej pomocy.

To utwierdziło mnie w przekonaniu, że śpiewanie psalmu będzie w moim przypadku możliwe tylko podczas mszy świętych z udziałem osób niewidomych. Nigdy nie sądziłam, że będę mogła śpiewać psalm tak po prostu w kościele, do którego stale chodzę w miejscu swojego zamieszkania.

Przełom nastąpił, gdy w naszej parafii powstał chór. Któregoś dnia wszystkie chórzystki dostały propozycję, żeby zgłaszać się do śpiewania psalmów. Już wtedy wiedziałam, że chcę, wiedziałam, w jaki sposób pozyskać teksty do śpiewania bez pomocy osób widzących. Był tylko jeden problem - bałam się powiedzieć o tym komukolwiek. Zbyt wiele było wątpliwości:

- Czy uda mi się przekonać do mojego pomysłu choć jedną osobę? W końcu jest tyle ludzi, którzy mogą ot tak po prostu podejść, spojrzeć w tekst i zaśpiewać. Dlaczego akurat to miałabym być ja?

- Czy znajdzie się ktoś, kto będzie podprowadzał mnie do ambony? Nie wyobrażałam sobie wtedy, że można zrobić to samodzielnie.

- Jeżeli nawet mi się to uda, to jak zareagują księża? Słyszałam historię z jednej z podwarszawskich parafii, gdzie ksiądz nie pozwolił osobie niewidomej podchodzić do ambony z kartką, bo to nieestetyczne. Może faktycznie tego typu zachowania są dopuszczalne wyłącznie w gronie osób niewidomych?

- Jak zareagują wierni? W końcu do tej pory zawsze siedziałam z tyłu kościoła gdzieś w kącie i uważałam, że tam jest moje miejsce i nie należy się z niego wychylać.

- Czy moja osoba nie zaburzy odbioru Słowa Bożego? Czy ludzie zamiast słuchać, nie będą patrzeć mi na ręce? A może będą mnie lustrować z góry na dół? Może będą płakać na mój widok? W końcu do tej pory uważałam, że publiczne czytanie brajlem to powód do wstydu.

- I wreszcie - jak do mojego pomysłu odniesie się organista.

I pewnie bym tak zadawała sobie powyższe pytania do tej pory, gdyby nie koleżanka z chóru, której zwierzyłam się ze wszystkich moich wątpliwości. W tydzień po rozmowie z nią organista podszedł do mnie i spytał, czy chcę zaśpiewać psalm w Boże Ciało. Wtedy myślałam, że jest to zwykły zbieg okoliczności. Czy tak było? Wyjaśnię to na końcu tego tekstu.

Myślałam też, że tamto śpiewanie w Boże Ciało będzie jednorazowym epizodem. Jednak stało się inaczej. Organista zaproponował mi, żebym śpiewała regularnie. To jest człowiek z otwartą głową, który nie boi się wyzwań. Była więc nauka samodzielnego wchodzenia na ambonę i ustawiania mikrofonu.

Kiedy zaczęłam śpiewać, okazało się, że stopniowo udaje się pokonać wszystkie bariery, także te we własnej głowie.

W naszej parafii śpiewam psalmy dość regularnie już prawie od dwóch lat. Aby móc pełnić swoją funkcję, zakupiłam od wydawnictwa Toccata komplet tekstów na niedziele, święta i uroczystości. Wydawnictwo ma w swojej ofercie komplet psalmów responsoryjnych na każdy dzień, jednak mało miejsca w moim mieszkaniu nie pozwoliło mi na ich zakup.

Moim zamiarem było śpiewanie właśnie w niedziele i święta; jednak im dłużej śpiewałam, tym bardziej czułam, że mi to nie wystarcza. W tej chwili jestem w stanie przygotować sobie tekst na dowolny dzień, korzystając z internetowego portalu http://liturgia.wiara.pl.

Czasami podczas mojej posługi zdarzają się różne zabawne sytuacje. Opisuję je na swoim blogu.

Dzięki temu, że śpiewam psalmy, bardziej otworzyłam się na ludzi, a ludzie na mnie. Czasem zdarza się w tygodniu, że ktoś spontanicznie podchodzi do mnie, proponując mi pomoc w wejściu na ambonę i w zejściu z niej. Wchodzić wolę sama, ale na wszelki wypadek nie odmawiam. Warunki do śpiewania są dość trudne. Stopień na ambonę jest tak wysoki, że przypomina wejście do starodawnego autobusu, a pulpit jest tak mały, że nie mieści się na nim kartka formatu A4. Jednak ja się nie zrażam. Znalazłam rozwiązanie tego problemu.

Śpiewając psalmy, przełamałam też wstyd przed korzystaniem z brajla w trakcie nabożeństw, podczas których wszyscy wspólnie śpiewają, korzystając z tekstów wyświetlanych na tablicy.

Tylko raz w przeszłości stanowczo odmówiłam zaśpiewania psalmu. Działo się to na pieszej pielgrzymce do Częstochowy dostosowanej do osób poruszających się na wózkach. Przewodnik naszej grupy chciał, żebym śpiewała w ten sposób, że ktoś będzie stał koło mnie, szeptał mi do ucha tekst psalmu, a ja będę głośno powtarzała to, co usłyszę. Stanowczo wtedy zaprotestowałam. Powiedziałam, że nie wezmę udziału w takim cyrku. Gdyby taka propozycja padła teraz, zapewne skorzystałabym z aplikacji Pismo Święte, którą mam w telefonie. Wtedy jednak takiej możliwości jeszcze nie było.

I wreszcie na koniec obiecane wyjaśnienie.

Otóż po wielu miesiącach śpiewania dowiedziałam się, że w tym samym czasie, gdy ja biłam się ze swoimi wątpliwościami, organista chciał mi zaproponować, żebym śpiewała, ale bał się mojej reakcji, czy mnie tą propozycją nie urazi. I pewnie bałby się do dzisiejszego dnia, gdyby nie ta sama koleżanka z chóru, która poinformowała go, że chciałabym zaśpiewać.

<<<powrót do spisu treści

&&

Nasza niezwykła wychowawczyni

Teresa Dederko

W czerwcu mija pierwsza rocznica śmierci pani Cecylii Czartoryskiej, która prawie 50 lat pracowała z dziećmi niewidomymi; najpierw w Laskach, a potem, kierując Domem Dziecka Niewidomego w Warszawie.

Pani Cecylii moja grupa internatowa dziewcząt wiele zawdzięcza.

Gdy byłyśmy w szóstej klasie, żadna wychowawczyni nie mogła z nami wytrzymać - takie byłyśmy nieznośne. Katastrofa nastąpiła, gdy z Zakładu, jak wtedy nazywano Laski, uciekły dwie koleżanki. Wielu pedagogów opowiadało się wtedy za rozwiązaniem naszej grupy i rozesłaniem nas po innych zakładach. Ja miałam pojechać do Wrocławia.

Siostra Blanka, ceniąca solidarność cechującą tę grupę, walczyła o ostatnią szansę dla nas, a ratunkiem miała być surowa wychowawczyni, za jaką uważano panią Cecylię Czartoryską.

Pracowała z nami przez następne kilka lat i owszem, była wymagająca, ale inteligentna, a co najważniejsze czułyśmy, że nas lubi. Przykładała dużą wagę do naszej nauki, pilnowała odrabiania lekcji, sama dużo nam czytała.

W internacie wszystkie dyżury musiały być wykonywane nienagannie. Niekiedy jedną czynność należało kilka razy powtórzyć, ale to potem procentowało w samodzielnym życiu.

Organizowała nam też wycieczki do Puszczy Kampinoskiej, nawet z noclegiem. Nie było jeszcze wtedy w Laskach regularnych zajęć z orientacji przestrzennej, ale nasza wychowawczyni zachęcała do samodzielnych spacerów.

Pani Cecylii przede wszystkim zawdzięczam wykształcenie. Uważała, że zdolniejsze uczennice mogą jednocześnie kontynuować naukę w Zasadniczej Szkole Zawodowej i w zaocznym liceum. W ten sposób uczyłyśmy się we trzy całkiem niewidome dziewczyny.

Nie opanowałyśmy jeszcze wówczas szybkiego pisania na maszynie czarnodrukowej, więc pani Cecylia, znając brajla, przepisywała po nocach nasze prace kontrolne do liceum.

Dzięki jej zachętom i pomocy wszystkie bardzo dobrze zdałyśmy maturę.

Po opuszczeniu Lasek utrzymywałyśmy nadal kontakt. Nie zaskoczyło nas to, że pani Czartoryska w pewnym momencie życia postanowiła zająć się dziećmi pokrzywdzonymi, potrzebującymi opieki.

Wystarała się więc o dom, w którym umieszczała dzieci zaniedbane w innych Domach Dziecka, ponieważ tamtejszy personel nie umiał zająć się niewidomym maluchem. Trafiały do niej dzieci maltretowane przez swoich bliskich. Babciowała im wszystkim z wielką ofiarnością. Mieszkając na terenie Domu Dziecka, była do dyspozycji przez całą dobę. O swoich wychowanków walczyła w sądach, urzędach, starała się umieszczać ich w rodzinach zastępczych. Gdy tylko otrzymała informację o jakimś niewidomym dziecku, odwiedzała je w domu, przekonując rodziców do kształcenia w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym albo do umieszczenia w jej Domu Dziecka.

Była bardzo wymagająca wobec personelu, jednak najwięcej wymagała od siebie.

Ostatnie lata życia spędziła w pokoju laskowskiego szpitalika. Odwiedzałyśmy tam ją i słuchałyśmy z wielkim zainteresowaniem opowieści naszej wychowawczyni z dzieciństwa i trudnej młodości w nieprzyjaznej ojczyźnie.

Jako pięcioletnia dziewczynka ogromnie przeżyła nagłą śmierć ojca, którego prawdziwie kochała. Potem losy okupacyjne, liczne ucieczki, bieda, głód, ale też i pomoc okazywana przez przypadkowych ludzi. Tak naprawdę, po ucieczce z Żurawna nad Dniestrem, gdzie spędziła dzieciństwo, domu własnego nie miała. Po wojnie pracowała w różnych parafiach jako katechetka prześladowana przez Służbę Bezpieczeństwa za to, co robiła i za arystokratyczne pochodzenie.

Rozumiała, co znaczy lęk dziecka, brak poczucia bezpieczeństwa, zależność od dorosłych. Do samego końca martwiła się o swoich wychowanków. Parę tygodni przed śmiercią, kiedy czasami traciła świadomość, zadzwoniła do mnie informując, że szuka pomocy medycznej dla dziecka. Innemu wychowankowi starała się zorganizować wakacyjny wypoczynek.

Wdzięczność dla pani Cecylii Czartoryskiej zachowujemy w naszych sercach.

<<<powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

&&

Ireneusz Kaczmarczyk

Drogi Czytelniku!

Zanim zaproszę Cię do mojej kawiarenki poetyckiej, winien Ci jestem kilka słów tytułem wprowadzenia.

Po latach doświadczeń i spotkań z różnymi ludźmi muszę stwierdzić, że w każdym człowieku, również tym niepełnosprawnym, drzemie, często głęboko ukryty, olbrzymi potencjał talentu, zdolności, predyspozycji, który przy odrobinie aktywności, otwarcia na świat i ludzi, może nadać jego życiu nowy sens, ubogacić je i uczynić szczęśliwszym.

Coś takiego właśnie spotkało mnie. Na zaproszenie dyrekcji Ośrodka Wczasowo-Rehabilitacyjnego Klimczok, gdzie przebywałem na turnusie, przyjechali Janina i Stasio Sienkiewiczowie. Przybyli z Lublina do Ustronia Morskiego, aby swym występem uświetnić, umilić i uatrakcyjnić wczasowiczom jeden z wieczorów. Pani Janeczka śpiewała przeboje z repertuaru gwiazd polskiej estrady, a mąż akompaniował jej na fortepianie i akordeonie. Pod koniec spotkania przyszedł czas na autoprezentacje uczestników turnusu.

Zaryzykowałem i powiedziałem dwa swoje wiersze, które kiedyś, w przypływie weny twórczej, napisałem dla koleżanki, a które, jakimś cudem, udało mi się wydobyć z zakamarków pamięci.

Po tej mojej prezentacji podeszła do mnie pani Janina z zapytaniem, czy słyszałem o Krajowym Centrum Kultury Niewidomych w Kielcach? Opowiedziała mi o przeglądach, konkursach, festiwalach i warsztatach, których organizatorem jest kielecka placówka.

Mijały miesiące, a ja zachęcony tą przypadkową rozmową, z braku odwagi pisałem jak dawniej... do szuflady.

Pewnego dnia usłyszałem o kolejnej edycji zorganizowanego przez KCKN konkursu na małą formę literacką. Najlepsze prace miały być opublikowane w tomiku pokonkursowym w całości sfinansowanym przez organizatora konkursu. Postanowiłem wreszcie, że tym razem poddam się życzliwej, jak ją reklamowała pani Janeczka, krytyce i ocenie jurorów kieleckiego ośrodka kultury. Nie licząc zupełnie na nic, wybrałem i wysłałem trzy, moim zdaniem, najciekawsze utwory. Jak wielkie było moje zaskoczenie i radość, kiedy tuż przed Bożym Narodzeniem 2003 roku zapukał do moich drzwi listonosz i wręczył mi pokonkursowy tomik pt. Jesteśmy 3, w którym wśród wierszy i opowiadań innych autorów znalazłem wszystkie trzy wysłane liryki. Był to dla mnie niewątpliwie wielki sukces, który stał się silnym bodźcem do dalszej pracy.

Grudzień 2005 roku to kolejna publikacja mojej poezji w pokonkursowym almanachu Jesteśmy 5. Właśnie dzięki takim zbiorowym publikacjom znalazłem się w gronie Kuźniaków.

Jesienią 2006 roku w Muszynie rozpoczęły się 2-letnie Warsztaty Integracji Społeczno-Zawodowej Niewidomych Kuźnia. Malarze, muzycy, plastycy, literaci, recytatorzy co miesiąc na kilka dni spotykali się, by wspólnie pracować nad doskonaleniem warsztatu.

Pamiątką tych spotkań, oprócz certyfikatu animatora kultury, są płyty z nagraniami arii operowych w wykonaniu Wiesia Pawlaka z okolic Łodzi, wzruszających ballad Wojtka Ławnikowicza z Wrocławia, czy prawdziwych popisów recytatorskich w wykonaniu Małgosi Sacharko z Białegostoku. Nad biurkiem z komputerem, przy którym teraz pracuję, wisi mój portret narysowany przez Jasię Filip z Krakowa, a płaskorzeźba autorstwa Marka Pytko z Siemianowic Śląskich zdobi jedną ze ścian sąsiedniego pokoju. Białymi krukami stały się także albumowe wydawnictwa KCKN: Wieczory poetyckie, Etiudy sceniczne, Korzenie Europy, w których z powodzeniem publikowałem, ale miały one niewielki nakład.

Pomyślałem sobie, że najpewniejszą metodą popularyzacji mojej wizji świata byłoby wykorzystanie wybranych prac w programach konkursowych prezentacji. Pomysł ten zrealizowałem w październiku 2007 roku podczas VII Jarmarku Kultury w Jeleniej Górze, gdzie za wiersz Misterium pożegnania jury przyznało mi wyróżnienie.

Pod koniec 2008 roku w tomie Wieczory poetyckie wydawca zamieścił moje liryki. Kolejne znalazły się w wydanym w grudniu 2009 roku pokonkursowym almanachu Jesteśmy 9.

Lata 2010-2016 to trzecie miejsca w Ogólnopolskich Konkursach Poetyckich organizowanych przez Książnicę Zamojską.

Dwa lata później zadebiutowałem w 10. numerze Magazynu Polskich Niewidomych i Słabowidzących Sześciopunkt.

<<<powrót do spisu treści

&&

Wiersze

&&

To nie flirt

Nie to nie flirt - jednak
minął tydzień a ja... wciąż nie mogę
może nie chcę
wyrzucić Ciebie
z mej pamięci
Szumią morskie fale
wracają dźwięczne
samogłoski
sylaby
wiersze.
Nie to nie flirt - a jednak
coś zaiskrzyło między nami
że Ty... że ja.
Że spotkały się zgodne oczy dłonie serca.

<<<powrót do spisu treści

&&

Czy to jest miłość

Miłość
to tylko zauroczenie
Ruiny zamku.
Ty i ja.
Poprad
u stóp wzgórza szumi...
i mam zapomnieć?
Prawda to
czy śnię jedynie?
W jasnozielonym swetrze
ponownie się pojawiasz
z koralem
na szyi,
na palcu
Czarujesz
wiersza słowami
mówisz o literaturze
Jakże chętnie bym Cię zatrzymał
na dzień,
na miesiąc,
na dłużej.

<<<powrót do spisu treści

&&

Miłość jak lilia

Nie mówmy o miłości -
słowa jak motyle.
A ona na kształt lilii rzeźbiona
pięknieje co dnia.

Muskana szeptem,
pieszczoty dotykiem,
poranną łzą szczęścia
zwilżana jak rosą.

Czy warto ją spieszyć?
Czy lepiej
patrzeć w milczeniu:
jak wychodzi z cienia,
pęcznieje,
nabiera kolorów,
rozkwita.

<<<powrót do spisu treści

&&

Jesienny pejzaż

Jestem sam
w pustym pokoju
Telefon milczy
Dzwonek u drzwi
jak zaklęty
Za oknem deszcz
Pochód kolorowych parasoli
płynie
ulicami szarego miasta
W potokach wody
mokną
żelbetonowe konstrukcje
Jakaś czarnowłosa dziewczyna
w czerwonych gumowcach
patrzy
w moje okno
uśmiecha się
Mokre włosy
opadają jej
na oczy i usta
Czy jesienny deszcz
roztopi
nasze uczucia

<<<powrót do spisu treści

&&

Oczarowanie

dla R...

Za horyzontem marzenia
odnajduję drogę do Ciebie.
A Ty w zwiewnej sukience,
wpatrujesz się w ekran komputera.
Brązowe ramiona ostro kontrastują
z bielą materiału
i łąką kwiatów jaskrawo pachnących
wspominających cudowne lato.

Siadam blisko jak tylko się da
Pieszczotliwym spojrzeniem dotykam z czułością
czego suknia nie odsłania przedwcześnie
Lecz ciemna kotara rzęs
skutecznie broni Cię przede mną

A Ty - podnosisz aksamitne powieki
uśmiechasz się przyjaźnie
i ogrzewasz mnie ognikami czarnych oczu
które co noc gonię w snach

Speszony odchodzę by znów powrócić
i cieszyć się słodką chwilą
radować oczarowaniem
które nie mija

<<<powrót do spisu treści

&&

Szczęście

Wczoraj
pokochałem deszcz
To wspaniałe
Ty i ja i...
zamknięty parasol.
Nuciłaś coś o szczęściu
Deszcz na rynnach grał
A ja...
czułem się jak bohater deszczowej piosenki

Mokliśmy
A z nami
mókł wieczór
i całe miasto
Trzymając Cię za rękę
Słuchając
byłem szczęśliwy
Noc dzień…
noc dzień…
Dlaczego

<<<powrót do spisu treści

&&

Nad Popradem

Załzawione niebo nad Popradem. Szczawnik i Muszynka szerokim korytem rozlane. Jaworzyna tonie w mlecznej mgle.

Wstaje świt.
Biała zasłona opada wolno jak nocna koszula przed poranną kąpielą.

Leniwie odsłania lesiste zbocza czarem wiosennej zieleni przesycone i tłuste.

Pokłonię się bukom i lipom pozdrowię sosny i świerki. Ze szczytu Jaworzyny Krynickiej w południe popatrzę na Tatry.

<<<powrót do spisu treści

&&

Smutne oczy Colargola

Tam gdzie sierp księżyca
tonie w morskich falach
gdzie błyskawice mrugają do gwiazd
a oblana mrokiem plaża
przypomina bezludną wyspę
w smutnych oczach Colargola
zatopiłem swą ułomność
Porzuciłem wszystkie troski
zagubiłem własną próżność
i oczarowany szczęściem
zasłuchałem się
w przedziwne oratorium optymizmu
Zgasły gwiazdy
i księżyc przesiąkł już solą
oślepiony blaskiem ulicznych latarń
Odurzony codziennością
gdzieś w zaułkach się gubię
życiowego realizmu
i zatracam wiarę
w prawdziwość projekcji
Smutne oczy
słodkie oczy
gdyby mogły mnie zrozumieć
gdyby mogły mnie ocalić
obronić przed samym sobą
i jak mrok okrywający piaszczyste wydmy
przesłonić zwątpienie
ukoić samotność
przywrócić wiarę w siebie

<<<powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

&&

Najbardziej chciałabym zobaczyć swoje odbicie w lustrze

Rafał Gębura w szczerej rozmowie z Katarzyną Zawodnik

- Nie widzisz od dwudziestu siedmiu lat, czyli od urodzenia. Dlaczego? Co się stało?

- Właściwie to przyczyna jest do końca niezbadana. Na pewno jest to wada genetyczna, mam też niewidomego brata. Prawdopodobnie jest to uszkodzenie nerwu wzrokowego.

- Czy to jest tak, że Ty nie widzisz w ogóle, czy być może widzisz zarysy postaci? Czy jesteś w stanie ocenić na przykład, czy jest dzień, czy noc? Jak to wygląda?

- Ponieważ ten nerw jest uszkodzony, ale jednak w jakiejś tam szczątkowej formie go posiadam, to ja widzę światło. Są takie osoby, które nie widzą zupełnie nic. I one mówią, że nie widzą nic, to znaczy nawet nie ciemność i nie czerń, tylko nic, czego ja z kolei nie rozumiem, bo ja światło widzę. Odróżniam dzień od nocy, potrafię wskazać, gdzie jest okno, potrafię wskazać źródło światła, czasem widzę światło odbite, na przykład od jakichś błyszczących przedmiotów. Ale kolorów, zarysów - zupełnie nie.

- Część niewidomych to osoby, które w pewnym momencie swojego życia przestały widzieć. Te osoby są w takiej sytuacji, że one mają w pamięci to, jak wygląda świat. Ty nie miałaś okazji przekonać się na własne oczy, jak on wygląda. Zastanawiam się, w jaki sposób wyobrażasz sobie na przykład morze albo niebo?

- Właściwie to wyobrażenie jest oparte trochę na opisach, a trochę na czymś, co we mnie jest, taki, ujęłabym to, myślowy prototyp morza czy nieba. Jeżeli o morze chodzi, jest jeszcze łatwiej, bo morze dostarcza innym zmysłom wielu wrażeń, więc ja morze wyobrażam sobie jako dźwięk, jako fale, jako dotyk wody. Natomiast jeżeli chodzi o niebo, to tak naprawdę wyobrażenia nieba nie mam. Wiem, że można na nim dostrzec chmury, które układają się w różne kształty czy też mają same w sobie różne kształty, że to niebo ma różne kolory, ale dla mnie niebo nie jest czymś wyraźnym.

- A czy są przedmioty albo rzeczy, których z jakichś powodów nie jesteś w stanie sobie wyobrazić?

- Na przykład ostatnio czytałam książkę o stacji, Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i kompletnie sobie tej stacji, z zewnątrz zwłaszcza, nie umiem wyobrazić. Tak naprawdę nie wiem, jak ona wygląda. I to jest jeszcze o tyle trudniejsze, że nigdy nie widziałam na przykład modelu. Bo jeżeli ktoś opisze mi budynek, to ponieważ widziałam jakieś modele różnych budynków, to potrafię je sobie wyobrazić. A ponieważ nigdy nawet nie widziałam modelu takiego statku kosmicznego, to zupełnie nie wiem, jak on może wyglądać.

- Wspomniałaś o tym, że czasem wyobrażenia osób niewidomych odbiegają od rzeczywistości. Zastanawiam się, czy kiedy słyszysz głos nowo poznanej osoby, czy właśnie jakoś ją sobie wizualizujesz i czy to wyobrażenie pokrywa się, czy odbiega od rzeczywistości?

- Z tym jest różnie. Nie zawsze wyobrażam sobie nowo poznaną osobę, ale często tak. To też zależy tak naprawdę od tego, jakie wrażenie zrobi na mnie głos tej osoby, natomiast te wyobrażenia jakieś zawsze się pojawiają. Przede wszystkim staram się z głosu odgadnąć wiek - chyba to jest pierwsza rzecz, o której myślę - ale czasem też przychodzą mi na myśl inne cechy charakteru. Na przykład jeżeli słyszę wysoki, delikatny kobiecy głos, taki dziecięcy, to wyobrażam sobie tę kobietę jako filigranową, drobniutką.

- Możemy zrobić eksperyment?

- Aż się boję. [uśmiech].

- Bardzo jestem ciekaw, jak wyobrażasz sobie mnie po głosie.

- Ciebie? Hmm… Jak sobie wyobrażam Ciebie po głosie?

- Chyba że ktoś Ci podpowiadał wcześniej.

- Nie, nie nie nie, nikt mi Ciebie nie opisywał. Wyobrażam sobie Ciebie jako szczupłego…

- Dziękuję. [uśmiech]

- [śmiech] Trzydziestoparoletniego, między trzydzieści, trzydzieści pięć gościa. Trudno mi sobie wyobrazić, jaki masz kolor włosów. Na pewno wyobrażam sobie, że masz krótkie i że jesteś przystojny.

- O, dziękuję.

- A proszę bardzo. [uśmiech]

- Jak włosy byś obstawiała?

- Ciemniejsze?

- Jasne. Blond.

- A widzisz. Tak to właśnie jest z tymi wyobrażeniami.

- Często słyszy się o tym, że osoby niewidzące mają wyostrzone pozostałe zmysły: czy to dotyk, węch, ale chyba przede wszystkim słuch. Czy Twoje doświadczenia by to jakoś potwierdzały? Czy Ty słyszysz więcej niż przeciętny Kowalski?

- Słyszę więcej niż przeciętny Kowalski, ale nie wiem, czy to dlatego, że mam lepszy słuch, czy to dlatego, że umiem z niego lepiej korzystać. Nie przypominam sobie, żeby prowadzono na ten temat jakieś badania, a sama jestem ciekawa, czy na przykład mam więcej receptorów czuciowych w palcach, czy tylko umiem po prostu lepiej korzystać z dotyku. Tak że to jest może nie zupełnie mit i nie zupełnie prawda. Coś pośredniego. Na pewno sprawniej korzystamy ze zmysłów. Czy mamy je bardziej wyostrzone - trudno powiedzieć.

- A gdyby przełożyć to na jakiś przykład, na jakąś życiową sytuację, która pokazuje, że potrafisz skuteczniej, efektywniej korzystać na przykład ze słuchu?

- Na przykład jeżeli idę samodzielnie, no to korzystam ze słuchu. I wtedy na przykład stukam laską i słyszę, czy po mojej lewej stronie jest budynek, czy po mojej lewej stronie jest jakaś nisza, która mogłaby oznaczać drzwi. Dźwięk zupełnie inaczej odbija się od wiaty przystanku, a zupełnie inaczej odbija się od pustej przestrzeni - i ja po prostu muszę się tym dźwiękom przysłuchiwać.

- Myślę, że osoby widzące faktycznie miałyby duży problem z takim zadaniem. Kasia, jakie codzienne czynności są dla Ciebie największym wyzwaniem?

- Największym wyzwaniem jest dla mnie mimo wszystko samodzielne poruszanie się. Po mieście, myślę też, że po nowo poznanych budynkach, ale przede wszystkim po mieście. I to jest rzeczywiście wyzwanie spore, bo jeżeli ja staram się gdzieś dotrzeć, to najbardziej lubię, jeżeli najpierw ktoś pójdzie tam ze mną i pokaże mi, jak się tam idzie, no i potem na tej podstawie ja już mogę sobie tę trasę odtworzyć. Natomiast jeżeli mam pójść gdzieś, gdzie nigdy nie byłam lub jeżeli się trasa zmienia, na przykład jest remont, to wtedy jest to duże wyzwanie.

- Czy to jest tak, że Ty faktycznie musisz zapamiętać liczbę kroków? Musisz pamiętać, że w odpowiednim momencie trzeba skręcić w lewo?

- Liczbę kroków nie, to, że w odpowiednim momencie trzeba skręcić w lewo - tak. [uśmiech] Zapamiętywanie trasy przez osoby niewidome opiera się na charakterystycznych punktach tej trasy. Czyli na przykład jeżeli ja idę do sklepu, to wiem, że jak minę klatkę schodową, to potem za tą klatką kilka kroków będzie zakręt w prawo. A potem jak na przykład obniży się teren, to wiem, że muszę przejść przez przejście w lewą stronę i tak dalej. To są takie konkretne punkty.

- Czy często czujesz zagrożenie? No bo jednak ulica, przejście dla pieszych, samochody.

- Zagrożenie nie, ale nie mogę pozwolić sobie na samotny, odprężający spacer, a przynajmniej w bardzo niewielu momentach sobie na taki spacer mogę pozwolić. Nie zagrożenie, ale jestem zawsze skupiona.

- Czy ludzie, których spotykasz na ulicy, czy oni bywają pomocni, czy panuje jakaś powszechna znieczulica? Czy jednak możesz liczyć na to, że ktoś podejdzie i pomoże Ci dojść w odpowiednie miejsce?

- Ja myślę, że ludzie przy mnie to wręcz wydobywają z siebie pokłady dobra, o które może sami by się nie podejrzewali. Ja absolutnie jestem przeciwniczką poglądu, że świat jest zły, a ludzie nieczuli, bo dla mnie ludzie są bardzo dobrzy, ogromnie życzliwi i bardzo często doświadczam pomocy ze strony ludzi.

- A to akurat pozytywne co mówisz.

- Bardzo pozytywne. Pewnie, że tak. Też dzieci się interesują, pytają rodziców. Wtedy czasem rodzice bywają zakłopotani i nie wiedzą, co odpowiedzieć.

- A o co pytają dzieci?

- Dzieci najczęściej pytają: Mamo, a po co tej pani ten kijek?. I mama albo jest zakłopotana i udaje, że tego nie słyszy, no bo czuje się trochę skrępowana, mówiąc jakby o mnie poza mną, albo odpowiada, albo mówi dziecku: Cicho cicho. I ja w takich sytuacjach najczęściej staram się do tych osób podejść i powiedzieć tej pani, że właśnie warto wytłumaczyć dziecku. Tak żeby też i dziecko, i dorosły mieli poczucie, że to jest coś normalnego, o czym można swobodnie porozmawiać.

- Jak w takim wypadku powinna wyglądać taka odpowiedź? Co rodzic powinien odpowiedzieć dziecku, kiedy to pyta, jak rozumiem, o białą laskę?

- Rodzic powinien powiedzieć dziecku, że ta pani jest niewidoma, a to oznacza, że nie widzi tego, co się przed nią znajduje. A więc na przykład nie widzi, czy ma przed sobą przejście przez jezdnię albo czy ma przed sobą jakiś słupek. I dlatego ma taką białą laskę, którą dotyka przestrzeni przed sobą, i dzięki temu wie, co się przed nią znajduje. Dzięki temu na przykład się nie potknie. Można też zaproponować dziecku, żeby zamknęło oczy i spróbowało iść prosto albo dokądś dojść.

- Czyli zupełnie najprostsza odpowiedź jest najlepsza. Dlaczego więc Twoim zdaniem niektórzy wolą odpowiedzieć: Cicho cicho? Z czego to wynika?

- Myślę, że nie wiedzą, jaki ja mam stosunek do swojej niepełnosprawności i czy to mnie nie uraża, czy to mnie nie boli.

- Czy to jest przesadna obawa w Twojej ocenie?

- W mojej ocenie ona jest przesadna, ale rozumiem ludzi, którzy taką obawę mogą mieć. Ona może jest też przesadna o tyle, że pytanie zadaje dziecko. A dziecko właśnie po to zadaje pytanie, żeby poznać świat. Może trochę bardziej mi to przeszkadza - w przypadku dzieci nie przeszkadza mi to w ogóle - może trochę bardziej mi przeszkadza, kiedy podchodzą do mnie właśnie osoby dorosłe i nie znając mnie w ogóle, zaczynają zadawać mi serię pytań. Wtedy bywa to rzeczywiście niekiedy kłopotliwe.

- I o co Cię pytają?

- Pytają mnie o najróżniejsze rzeczy. Począwszy od tego, dlaczego nie widzę, czy mi jest ciężko, albo nieraz wypowiadają taką myśl: Pani to musi być ciężko. Pytają, czy się uczę, czy pracuję, czy mam chłopaka - no naprawdę o najróżniejsze rzeczy pytają. I też w różnej formie. Jedni właśnie po prostu z ciekawością, życzliwością - wtedy te pytania nie denerwują mnie - a bywa i tak, że jest to taka litość i wtedy to mi przeszkadza.

- Pytałem Cię o to, jakie sytuacje życiowe bywają kłopotliwe. To przemieszczanie się jest pewnie największym wyzwaniem. A takie może mniej oczywiste przykłady?

- Myślę w tej chwili o dwóch rzeczach. Pierwszą z nich to jest znalezienie pracy. Osoby niewidome mogą mieć predyspozycje do wykonywania wielu zajęć, ale ze względu na niepełnosprawność nie wszystko mogą robić. Na przykład być może mogłabym być dobrą sekretarką, ale trzeba wypełniać wiele dokumentów ręcznie, szybko czytać wzrokowo - i nie mogę być sekretarką.

- A jak wygląda Twoja sytuacja właśnie taka zawodowa? Czy Ty w tej chwili studiujesz, pracujesz?

- Ja właśnie rozwiązałam problem z pracą w ten sposób, że założyłam własną działalność. Moja działalność nazywa się Katarzyna Zawodnik Niezawodny Transkryptor. Zajmuję się transkrypcją nagrań, czyli przepisywaniem nagrań na tekst. Czyli na przykład mógłbyś mi zlecić, żebym spisała do Worda odcinki Siedmiu metrów pod ziemią, no i Ty mógłbyś to potem wydać jako książkę.

- Okej, czyli jeżeli ktoś chciałby Ci dorzucić pracy, to rozumiem, że może wysyłać tego rodzaju zlecenia.

- Jak najbardziej.

- Dobra. Zastanawiam się jeszcze nad innymi takimi prozaicznymi czynnościami, które dla osób widzących są proste, banalne, a dla Ciebie mogą być wyzwaniem. Co na przykład z gotowaniem, przygotowaniem posiłków? Czy to jest dla Ciebie wyzwanie, problem, czy masz to opanowane?

- Akurat gotowanie posiłków nie jest problemem. Wiele, jeżeli nawet nie wszystkie rzeczy, można wykonać samodzielnie. To nie jest trudne. Mam swoją kuchnię, ogarniętą przestrzeń, wiem, gdzie co się znajduje. Myślę, że możesz tu mieć na myśli na przykład rzeczy gorące.

- Tak, przede wszystkim.

- Ale nie ma obawy o to, że dotknę gorącej kuchenki, bo ona paruje. I jeżeli ja nawet czasem nie pamiętam, na którym palniku zostawiłam garnek, to wyciągam rękę nad kuchenką i po prostu czuję, gdzie jest para, i w ten sposób wiem, gdzie się znajduje palnik. Tak że nie, to nie jest problem.

- A nóż?

- Nie, nóż to nie jest trudność.

- Masz to opanowane.

- Mam to opanowane. Myślę, co by mogło być takie trudne. Na przykład ja miałam duży problem z nauczeniem się obierania ziemniaków. Bo to jest jednak taka drobna manualna praca i z tym miałam problem. Ale to był raczej mój problem, a nie, że każdy niewidomy go ma. To jest też bardzo indywidualne. Jedni lubią jakąś rzecz, drudzy sobie radzą lepiej z czymś innym. Raczej wygląda to w ten sposób, że gotowanie nie jest problemem.

- A co w takim razie z zakupami? Czy jesteś w stanie samodzielnie pójść do sklepu, zrobić zakupy, zapłacić za nie? Jak rozpoznajesz banknoty?

- Jeżeli chodzi o rozpoznawanie banknotów, tak zacznę od końca, to jest tak zwana banknotówka. I to jest taki kartonik, który ma wycięcia. Jest jakby prostokątem, który jeżeli postawisz go na dłuższym boku, to on jest coraz niższy. Ma takie ząbki i jest coraz niższy. I przykłada się do niego banknot, i banknot do któregoś z tych wycięć dosięga, i to oznacza, że na przykład jest dziesiątką czy dwudziestką, czy pięćdziesiątką.

- Okej.

- Banknoty są coraz szersze.

- A monety?

- Monety są bardzo łatwe do rozpoznania, bo różnią się i wielkością, i brzegami. Na przykład dwa złote jest gładkie, ma gładki brzeg, złotówka jest na przemian gładka i ma ząbki, a pięć złotych jest całe z ząbkami. Podobnie grosiki też wyglądają.

- A co z zakupami? Powiedzieliśmy o tym, że jesteś w stanie rozpoznać pieniądze - banknoty, monety - a jesteś w stanie samodzielnie pójść do sklepu i zrobić zakupy?

- Jeżeli robię zakupy, to proszę w sklepie kogoś z obsługi lub zamawiam przez Internet. A jeżeli są to zakupy związane z wyglądem, czyli odzieżowe najczęściej, to wtedy biorę zaufaną osobę, głównie robię zakupy z mamą, i chodzimy, szukamy, oglądamy ubrania. Ja, wybierając ubrania, sugeruję się gustem głównie innych osób tak naprawdę. A jeżeli już coś sobie kupię, to potem zbieram opinie na temat tego. Sama mam jakiś tam gust i są pewne rzeczy, których nie założę, choćby mnie namawiano i zachęcano…

- Na przykład?

- Na przykład nie założę spodni z dziurami na kolanach i wystrzępionymi nogawkami, bo mi się to po prostu nie podoba. Ale nie jest tak, że każde ubranie potrafię ocenić. Bez pomocy widzącej osoby, przynajmniej przy wybieraniu i dopasowywaniu ubrań, nie byłabym w stanie, myślę, ubierać się w pełni gustownie i ładnie, a i tak czasem czuję się z tym bardzo zagubiona, kiedy jedna osoba, na której polegam, powie mi, że wyglądam w czymś dobrze, a druga powie, że jej zdaniem to nie wygląda najlepiej.

- No właśnie, komu ufać w takim razie? Skąd wiadomo, skąd wiesz, kto ma dobry, a kto zły gust?

- Na pewno ufam mamie, bo po prostu przez lata razem nauczyłyśmy się robić te zakupy. A jeżeli poznaję inne osoby, to z czasem też dowiaduję się na przykład, czy często te osoby słyszą komplementy na temat swojego wyglądu, albo czy zwyczajnie same wydają się znać na tym temacie, swobodnie w nim poruszać, czy są pewne siebie i swojego wyglądu - i to też jest dla mnie jakaś zachęta do tego, żeby im zaufać. No ale zawsze jednak jest to kwestia zaufania, nigdy stuprocentowej pewności.

- W języku polskim jest wiele sformułowań, które zakładają, że wszyscy widzą, na przykład do widzenia, do zobaczenia. Mówię o tym, bo zastanawiam się, czy kiedy będę się dzisiaj z Tobą żegnał, czy ja mogę powiedzieć do zobaczenia, czy jednak powinienem się wysilić na coś innego typu do następnego, do usłyszenia? Jak się zachowywać w takich sytuacjach?

- Mam nadzieję, że mi powiesz do zobaczenia. [uśmiech] Tak, można używać. To nie jest żaden problem. To tak jak z tym odpowiadaniem dzieciom na pytania. Nie możemy programować świata pod nas. To świat jest, jaki jest i trzeba w tym świecie żyć. Jak najbardziej zwroty do zobaczenia, czy widziałaś film, obejrzyj sobie tę rzecz, zobacz, jak to wygląda są jak najbardziej w porządku i na miejscu.

- Zdarzają Ci się sytuacje, kiedy ktoś mówi na przykład Obejrzyj sobie ten film, a za chwilę łapie się na tym, że być może nie użył właściwego słowa, próbuje się poprawić i wychodzi jakaś taka kłopotliwa sytuacja?

- Tak, zdarzają się takie sytuacje i wtedy staram się właśnie uspokoić tę osobę, że nic nietaktownego nie zrobiła. Ludzie się potem dosyć szybko przyzwyczajają.

- A zabawne sytuacje także Ci się przytrafiają?

- Tak, zabawne sytuacje się zdarzają. Najczęściej to są moje pomyłki. Mogę przytoczyć taką sytuację, kiedy po napisaniu przeze mnie pracy magisterskiej zostałam zaproszona na takie spotkanie, które promowało czasopismo, w którym opublikowałam artykuł streszczający wnioski z tej mojej pracy. No i moje założenie było takie, że przyjdę, zasiądę wśród studenterii, jeszcze raz sobie przypomnę, jak to było, poklaszczę w wyznaczonych momentach - intelektualne SPA i do domu. Po czym podchodzi moderator dyskusji i się pyta, czy chcemy słyszeć pytania kierowane bezpośrednio do siebie, czy to mają być pytania ogólne. Wtedy na mnie pada strach blady. Boże, jakie pytania? Jestem nieprzygotowana. Ja w ogóle za bardzo nic tam nie przeczytałam, innych artykułów. Jak mnie o coś zapytają, to co ja powiem? Więc już tu samo zaskoczenie, że ja mam brać udział w tej dyskusji - i wtedy przysiada się jakiś gość, i mówi: Cześć. Jak już się możesz domyślić, to cześć nie było wcale do mnie, tylko do kogoś, z kim on nawiązał kontakt wzrokowy. Ale że się przysiada, mówi: Cześć, to ja mówię: Cześć, czy my się znamy?. Nie, nie znamy się - i przedstawia mi się. Ja też mu się przedstawiam. Nazwisko powinno mi coś powiedzieć, ale w życiu nie jest zawsze tak, jak powinno, więc myślę sobie: tak, to jest na pewno jakiś inny student i on tutaj też jest taki zagubiony jak ja, bo tak generalnie to sami profesorowie. Więc mówię do niego: Wiesz co, tak się, kurczę, boję, bo ja jestem nieprzygotowana. Nie wiedziałam, że tu ma być jakaś dyskusja. Chciałabym, żeby mnie nie zapytali. On na to: No, ja też bym nie chciał być zapytany. A to co, ty się tu doktoryzujesz? - pytam. Nie, ja tu jestem habilitowanym.

- Czyli to był wykładowca?

- To był wykładowca, który się na szczęście nie obraził i oczywiście bardzo z humorem do tej sytuacji podszedł. Ale zdarzają się takie sytuacje. Albo pomyłki co do płci i powiedzenie do kobiety proszę pana. Trudno jest pomylić płeć po głosie, ale zdarzają się takie głosy, które naprawdę są mylące. Bardzo rzadko, ale bywają.

- Ale ludzie Ci wybaczają te pomyłki?

- Tak, ludzie są bardzo wyrozumiali i śmieją się razem ze mną z tego. Tak tak.

- Jak wspomniałem na początku, masz dwadzieścia siedem lat, przed Tobą całe życie, a jak wiemy, medycyna idzie do przodu. Gdyby za jakiś czas pojawił się ktoś, kto byłby w stanie włączyć Twój wzrok choćby na kilkanaście minut. Co bądź kogo chciałabyś w tym czasie zobaczyć? Jak chciałabyś wykorzystać ten czas?

- Przede wszystkim chciałabym, bardzo chciałabym zobaczyć swoją twarz w lustrze. Swoje odbicie. Bo jeżeli chodzi o wygląd moich włosów, o moją sylwetkę, to jestem w stanie porównać z innymi osobami. Ale najmniejsze pojęcie mam o swojej własnej twarzy, więc moim wielkim marzeniem byłoby tę twarz zobaczyć. Też jest tak, że my, niewidomi, nie wiem, czy nie jesteśmy nauczeni rozpoznawania cech charakterystycznych twarzy, czy może nie da się tego nauczyć - trudno mi powiedzieć. Ale wiem na pewno, że moja twarz jest najmniej mi znana, jeśli chodzi o moje ciało i tego jestem bardzo ciekawa. Chciałabym zobaczyć na przykład, jak się uśmiecham albo jakie robię miny. Bardzo chciałabym to zobaczyć.

- A bliscy? Miejsca? Przedmioty?

- Na pewno bardzo chętnie zobaczyłabym moją bratanicę i chrześnicę. W ogóle chciałabym zobaczyć wszystkich moich bliskich. Jeżeli chodzi o miejsca, hmm… Może nie tyle miejsca. Chciałabym zobaczyć kolory. Chciałabym wreszcie zrozumieć, co to znaczy kolor.

- No tak, w tej chwili one nie istnieją.

- Nie istnieją, nawet w żadnej szczątkowej formie. W ogóle nie widzę, tak jak już wspomniałam, choćby minimalnie, choćby odcieni. Nie widzę kolorów.

- A czy z medycznego punktu widzenia istnieje jakaś szansa, że te rzeczy, o których rozmawiamy, kiedyś staną się rzeczywistością?

- Na razie nie. Swego czasu myślałam o komórkach macierzystych, ale szybko okazało się, że one mi nie pomogą, więc nie, teraz to jeszcze jest niemożliwe. I ja też nie myślę o tym. Nie poświęcam temu zbyt wiele uwagi. Nie szukam nawet za bardzo takich metod. Ja staram się po prostu dobrze żyć tu i teraz i układać swoje życie tak jak jest, jak jestem niewidoma, żeby było jak najlepsze, nie zastanawiając się nad formami jakiejś pomocy.

- Kasia, bardzo uprzejmie dziękuję za niezwykle ciekawą rozmowę. Jeśli pozwolisz, z przyjemnością uścisnę Twoją dłoń.

- Ja też bardzo Ci dziękuję.

- Dziękuję.

Źródło: YouTube, 7 metrów pod ziemią internetowy talk-show

<<<powrót do spisu treści

&&

Listy od Czytelników

&&

Potrzebna pomoc

Przeczytałam artykuł w Państwa czasopiśmie o Domach Pomocy Społecznej i postanowiłam opisać swoją historię.

Pisząc ten list, chcę przestrzec osoby, które myślą o Domu Pomocy Społecznej, aby dobrze przemyślały swoją decyzję, czy na pewno chcą być w takim miejscu.

Jestem osobą słabowidzącą ze złożoną niepełnosprawnością. Byłam wychowywana w rodzinie zastępczej. Mam 23 lata. Obecnie przebywam w Domu Pomocy Społecznej, ponieważ posiadam status osoby bezdomnej. Jest on przeznaczony dla osób specjalnej troski, bo dla osób z dysfunkcją wzroku nie ma DPS-u w województwie podkarpackim.

Z tego DPS-u nie mogę nigdzie wyjść, nawet na zakupy do sklepu czy pojechać do miasta, żeby brać udział w projekcie aktywizującym zawodowo. Zabrania mi się również jakiejkolwiek pracy, żebym miała swoje pieniążki.

Pani Dyrektor DPS-u uważa, że 200 zł na miesiąc ma mi wystarczyć, a przecież trzeba opłacać rachunek za telefon, kupić sobie kosmetyki czy inne potrzebne rzeczy.

Myślałam o pracy zdalnej, ale łącze internetowe w tym domu jest tak słabe, że nawet mam problem z przeglądaniem stron internetowych. Uwielbiam czytać książki, niestety w tym domu oraz wiosce nie ma żadnej biblioteki. Biblioteka jest w Rzeszowie, ale nie mogę do niej pojechać.

Posiłki są ciągle jednostajne i podawane o nienormalnych porach. Przykładem takiego posiłku jest kolacja, która jest o godz 16:30. Mieszkańcy nie mogą sobie sami przygotować posiłków, tylko muszą jeść to, co podadzą kucharki.

Tutaj każdy mieszkaniec ma siedzieć cicho.

Rozmawiałam z kierownictwem Domu, że jestem osobą z dysfunkcją wzroku i chcę być aktywna zawodowo lub społecznie, to usłyszałam od pani Dyrektor, że mam sobie szukać pracy tylko w zakładzie aktywności zawodowej. Odpowiedziałam więc, że takie zakłady w województwie podkarpackim nie istnieją. Zapytałam też, dlaczego to ma być ZAZ, to odpowiedziała mi, że muszę mieć transport z domu i z pracy.

Powiedziałam więc, że przecież są połączenia busowe z miastem, to usłyszałam, że muszę mieć transport z pracy, bo tutaj nie wolno mieszkańcowi samemu się poruszać.

Kontynuowałam rozmowę, że przecież ja nie jestem na wózku inwalidzkim, tylko jestem osobą słabowidzącą i jeśli potrzebuję pomocy, to tylko zajęć z orientacji przestrzennej, a nawet bez tych zajęć jestem w stanie sobie poradzić. Wtedy pani Dyrektor krzyknęła, że mam się uspokoić.

Przebywanie w tym domu to koszmar.

Szukałam innego DPS-u, ale niestety nie ma nigdzie miejsca.

Złożyłam wniosek o mieszkanie socjalne w moim miejscu zamieszkania, ale czeka się bardzo długo.

Poprosiłam koleżankę, żeby wysłała moje pismo pocztą elektroniczną do Fundacji Pomocy Niewidomym w Chorzowie z zapytaniem, czy Fundacja może mi pomóc w znalezieniu pracy oraz w poszukaniu mieszkania na terenie województwa śląskiego.

Niestety do dzisiaj nie otrzymałam odpowiedzi.

Dzwoniłam też do Fundacji Tęczowy Dom, Fundacji Szansa dla Niewidomych w Rzeszowie oraz do Okręgu Podkarpackiego PZN z prośbą o pomoc i wszędzie odmówiono mi pomocy.

Od jednej Fundacji słyszałam, że nie mogą mi pomóc, bo nie jestem z Warszawy, od innej Fundacji, że nie zajmują się taką pomocą, albo też że nie mają ofert pracy dla osób z dysfunkcją wzroku nawet w charakterze telemarketera.

Mam wrażenie, że organizacje pozarządowe dla osób z dysfunkcją wzroku istnieją tylko po to, żeby zarabiać pieniądze na projektach, a jak osoba niewidoma czy słabowidząca potrzebuje pomocy, to niech radzi sobie sama, nas to nie obchodzi.

Dobrze, że mam koleżankę, która trochę mi pomaga, bo do mnie zadzwoni, wyśle maila za mnie, czy zamówi książkę, ale przecież tak się nie da na stałe żyć.

Zaczynam powoli wpadać w łapy depresji, bo całe moje dotychczasowe życie runęło w gruzach. W tym domu czuję się jak niewolnik.

Domy Pomocy Społecznej powinny być tylko dla osób starszych, które są bardzo chore i potrzebują pomocy całodobowej, ale i tak nie powinny być tak traktowane.

Zamiast Domu Pomocy Społecznej powinno się osobom niepełnosprawnym, które są w stanie samodzielnie funkcjonować, oferować mieszkania tymczasowego pobytu i przez cały czas udzielać wsparcia, do czasu aż dana osoba nie znajdzie pracy i mieszkania nie wynajmie lub nie dostanie mieszkania socjalnego.

W Polsce niestety nie ma takiej organizacji dla osób słabowidzących i niewidomych, która by w ten sposób pomagała, co uważam za straszne.

Zwracam się z prośbą o pomoc. Jeśli jakaś organizacja będzie chciała mi pomóc, to poniżej zamieszczam dane kontaktowe: Daria Gawryś, tel. 726-516-724, mail: neurony34@gmail.com.

Uwaga: w tym domu są problemy z zasięgiem i jeśli nie odbiorę to nie znaczy, że nie chcę, tylko telefon jest poza zasięgiem.

Z poważaniem
Daria Gawryś

Redakcja Sześciopunktu skontaktowała się z kierownictwem DPS-u, w którym przebywa pani Daria. Otrzymaliśmy zapewnienie, że załatwiane jest dla niej mieszkanie chronione w rodzinnym mieście. Zapewniliśmy panią Darię i Dyrektora DPS-u, że będziemy tę sprawę monitorować.

Redakcja

<<<powrót do spisu treści

&&

Miałam szczęście

Przeczytałam artykuł pani Genowefy Cagary i bardzo jej współczułam, że ma taki problem z tymi mieszkaniami, że jej się tak nie udało.

To prawda, iż starych drzew się nie przesadza, ale niekiedy jest to konieczne i czasem się to uda. Mnie się właśnie to udało i chcę o tym napisać.

Po skończeniu szkoły w Laskach pracowałam w spółdzielni szczotkarskiej w Bytomiu. 3 lata mieszkałam w internacie. Potem z mężem i dziećmi 61 lat w tym samym miejscu, gdyż były tam też mieszkania rodzinne. Mieszkało kilkanaście rodzin niewidomych. Było duże podwórko, 2 ogródki, dużo zieleni. Dzieci miały gdzie biegać, bawić się i grać w piłkę. Byliśmy wszyscy jedną rodziną, pomagaliśmy sobie wzajemnie, żyło nam się bardzo dobrze. Było, minęło. Spółdzielnia przeniosła się do innej dzielnicy miasta, internat zlikwidowano. dorosłe już dzieci poszły swoją drogą. Starzy umarli albo się gdzieś przeprowadzili. Dziś już nikt nie pamięta, że tam mieszkali, żyli i pracowali niewidomi. Nasze dzieci także poszły w świat. Mnie z mężem zostało wprawdzie ładne, ale duże mieszkanie - 100 metrów kwadratowych. W takiej sytuacji musieliśmy się przeprowadzić.

Ogromnie się bałam, jak to będzie i jacy będą sąsiedzi. Z duszą na ramieniu wprowadziłam się do nowego mieszkania. Obecnie mieszkanie mam ładne, wygodne, słoneczne - 55 metrów kwadratowych, duże podwórko, trochę zieleni - drzew i kwiatów. Zaraz za podwórkiem znajduje się nieduży supermarket, ale można w nim dobrze się zaopatrzyć. Mieszkam w centrum miasta, więc wszystko jest na wyciągnięcie ręki. A sąsiadów mam super! Wszyscy się znamy i możemy liczyć na wzajemną pomoc. Mój mąż zmarł i długo już jestem sama.

Wśród moich sąsiadów czuję się dobrze i bezpiecznie. Tak się złożyło, że ze mną na tym samym piętrze mieszka Terenia, moja przyjaciółka z ławy szkolnej. Spotykamy się codziennie i wspomagamy we wszystkim, możemy sobie wszystko powiedzieć. Jesteśmy obie już w podeszłym wieku. Naszą długoletnią serdeczną przyjaźń ogromnie sobie cenimy.

Dobrzy, spokojni i życzliwi sąsiedzi to sprawa bardzo ważna, to skarb! Bo sąsiedzi są najbliżej nas. Dlatego z takimi ludźmi nie czuję się samotna.

Miałam szczęście!

Helena Albin

Dziękujemy autorce za ten serdeczny list, niosący optymizm i nadzieję. Wszystkim Czytelnikom życzymy podobnej pogody ducha i miłego sąsiedztwa.

Redakcja

<<<powrót do spisu treści

&&

Ogłoszenia

&&

Projekt Aktywny Absolwent

Instytut Tyflologiczny Polskiego Związku Niewidomych zwraca się z uprzejmą prośbą o pomoc w rozpowszechnieniu informacji o projekcie Aktywny Absolwent współfinansowanym ze środków PFRON, realizowanym w ramach pilotażowego programu Absolwent.

Projekt skierowany jest do osób, które spełniają łącznie poniższe warunki:

Celem projektu jest pomoc w znalezieniu zatrudnienia.

Uczestnikom oferujemy:

Osoby zainteresowane powinny wypełnić formularz rekrutacyjny i przesłać go na adres: aktywnyabsolwent@pzn.org.pl.

Formularz znajduje się do pobrania na stronie http://pzn.org.pl/aktywny-absolwent/ w sekcji Pliki do pobrania.

We wszystkich sprawach dotyczących projektu Aktywny Absolwent można kontaktować się z nami również telefonicznie, dzwoniąc pod numer: 22 635 60 38 lub 22 831 22 71 wew. 255.

Powszechnie wiadomo, że osoby niewidome i słabowidzące mają bardzo duże trudności w odnalezieniu się na rynku pracy. Dlatego zależy nam na dotarciu z naszą pomocą do osób, które chcą pracować, lecz z uwagi na swoją sytuację wzrokową nie mogą znaleźć zatrudnienia.

<<<powrót do spisu treści

&&

Internet formą rehabilitacji zawodowo-społecznej osób z dysfunkcją wzroku

Uprzejmie informujemy, że w okresie od 03.06.2019 r. do 31.12.2019 r. Fundacja Świat według Ludwika Braille'a zrealizuje zadanie publiczne zlecone przez Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej w Lublinie pt. Internet formą rehabilitacji zawodowo-społecznej osób z dysfunkcją wzroku.

W ramach projektu zostanie zorganizowane i przeprowadzone szkolenie komputerowe z wykorzystaniem sieci internetowej jako nowoczesnej formy aktywizacji i rehabilitacji zawodowo-społecznej osób niewidomych i słabowidzących, będącej kluczem do zwiększenia samodzielności tych osób.

Szkolenie będzie składało się z części teoretycznej oraz praktycznej. Zakres tematyczny:

Zapraszamy do udziału w szkoleniu osoby niewidome i słabowidzące posiadające znaczny lub umiarkowany stopień niepełnosprawności, zamieszkałe na terenie województwa lubelskiego.

Więcej informacji pod numerem telefonu: 697-121-728 lub adresem e-mail: biuro@swiatbrajla.org.pl.

Zadanie dofinansowane przez Województwo Lubelskie

<<<powrót do spisu treści

&&

Zaproszenie

W stronę światła poprowadzą uczestników spotkania autorskiego fragmenty opowiadań i wierszy z mojego tomiku pod wyżej wymienionym tytułem.

Do literacko-muzycznej kawiarenki zapraszam 17 czerwca 2019 roku o godzinie 13.00. Tego dnia będziemy gośćmi Centrum Dziennego Pobytu dla Seniorów przy ulicy Niecałej 3 w Lublinie. Serdecznie zapraszam.

Ireneusz Kaczmarczyk

<<<powrót do spisu treści