Sześciopunkt Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących ISSN 2449-6154 Nr 9/42/2019 wrzesień Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a Adres: ul. Powstania Styczniowego 95e/1 20-706 Lublin Tel.: 697-121-728 Strona internetowa: www.swiatbrajla.org.pl Adres e-mail: biuro@swiatbrajla.org.pl Redaktor naczelny: Teresa Dederko Tel.: 608-096-099 Adres e-mail: redakcja@swiatbrajla.org.pl Kolegium redakcyjne: Przewodniczący: Patrycja Rokicka Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. && Od redakcji Drodzy Czytelnicy! W coraz dłuższe jesienne wieczory warto sięgnąć po ciekawą lekturę. We wrześniowym numerze miesięcznika Sześciopunkt polecamy Państwa uwadze artykuły z działu Nasze sprawy, poświęcone zadaniom organizacji pracujących na rzecz osób niewidomych. Z rubryki dotyczącej zdrowia dowiedzą się Państwo, w jaki sposób można zapobiegać procesom starzenia się organizmu. Zapraszamy do Galerii literackiej, w której prezentujemy piękną, dojrzałą poezję autorki, piszącej m.in. o cierpieniu, przemijaniu, ale dającej nadzieję. W dziale Rehabilitacja kulturalnie znajdą Czytelnicy relację z wystawy w warszawskim Zamku Królewskim, zachętę do podróżowania po Bieszczadach i poznania historii mieszkających tam Bojków. W Tyflonowinkach informatycznych i nie tylko nasi informatycy pomagają rozwiązywać problemy zgłaszane przez Czytelników. Tym razem przybliżają aplikację do pobierania materiałów multimedialnych. Niedawno otrzymaliśmy prośbę o informacje dotyczące życia osób niewidomych i słabowidzących w innych krajach. Dzięki panu Markowi Michałkowi w obecnym numerze opublikowaliśmy trochę informacji na temat rehabilitacji w Niemczech. Dziękujemy za listy i opinie przysyłane do redakcji. Zauważamy duże zainteresowanie poradami z zakresu prowadzenia gospodarstwa domowego oraz przepisami kulinarnymi na potrawy samodzielnie wykonywane przez osoby niewidome. Może ktoś z Państwa chciałby napisać o swoich wypróbowanych sposobach ułatwiających prace domowe albo podać przepis na ulubioną potrawę? Zapraszamy do podzielenia się swoimi doświadczeniami. Zachęcamy do współpracy przy tworzeniu naszego wspólnego czasopisma, którym niewątpliwie jest Sześciopunkt. Zespół redakcyjny && Dzień w kolorze śliwkowym Leszek Długosz Po czerni jeżyny Po liściu kaliny - Jesień, jesień już Po ciszy na stawie Po krzyku żurawi - Jesień, jesień już Po astrach, po ostach To widać, to proste że - Jesień, jesień już I po tym że wcześniej Noc ciągnie ze zmierzchem - Jesień, jesień już Po pustym już polu Po pełnej stodole - Jesień, jesień już Strachowi na wróble Już nad czym się trudzić? - Jesień, jesień już I po tym że w górze Wiatr wróży kałuże, tak - Jesień, jesień już I po tym że przecież Jak zwykle, po lecie - Jesień, jesień już Ach, ten dzień w kolorze śliwkowym! - Berberysu i głogu ma smak... Stawia drzewom pieczątki - Żeby było w porządku Że już pora Że trzeba iść spać... A my tak - po kieliszku, po troszeczku Popijamy calutki ten dzień - Próbujemy nalewki Z dzikiej róży, z porzeczki Żeby sprawdzić - czy zimą To wypić się da?... - To się w głowie nie mieści Że tak szumi szeleści Tak bliziutko, o krok, prawie tuż Głębokimi rzekami, pachnącymi szuwarami Idzie jesień I prosto w nasz próg... - Ale co tam! przecież taka jesień złota Nie jest zła! - Ale co tam! Przecież taka jesień złota Niechaj trwa... && Tyflonowinki informatyczne i nie tylko && Pobieranie filmów z YouTube i wyodrębnianie z nich ścieżek audio Sylwester Orzeszko Artykuł jest pokłosiem poszukiwania aplikacji wyodrębniających ścieżki audio z plików wideo. Pontes Media Downloader To wieloplatformowa aplikacja służąca do pobierania materiałów multimedialnych z popularnych serwisów wideo, w tym z YouTube. Za pomocą tego programu możemy pobrać oryginalny materiał wideo, albo przekonwertować go na jeden z kilku formatów, w tym wydobyć ścieżkę audio. Najnowszą wersję programu Pontes Media Downloader możemy pobrać ze strony: http://www.pontes.ro/en/scripts/index.php#pmd, a aktualną (w momencie pisania artykułu) wersję 3.1.1 dla Windows, korzystając z linku: http://pontes.ro/ro/utile/instrumente/pmd/Pmd_install_v3.exe. Dostępne są wersje dla Windows, Mac OsX i Linux. Program ma interfejs w języku angielskim, ale jest prosty i jednocześnie dobrze dostępny dla NVDA. Przed instalacją programu warto zainstalować wirtualną maszynę Java SE Runtime Environment. Strona pobierania najnowszej wersji Javy: https://www.java.com/pl/download/manual.jsp, gdzie należy odszukać linki o nazwach: Windows Offline i Windows Offline (64-bitowa). UWAGA! Użytkownicy 64-bitowych wersji systemu Windows powinni instalować obie wersje Javy, ponieważ 32-bitowe aplikacje, mimo posiadania 64-bitowego systemu, potrzebują 32-bitowej Javy. Instalacja programu Pontes jest zazwyczaj bezproblemowa i ogranicza się do uruchomienia pobranego pliku Pmd_install_v3.exe i kilkukrotnego naciśnięcia przycisku Next w kreatorze instalacji. Instalator utworzy skrót na pulpicie. UWAGA! Niestety czasem zdarza się, że w systemie Windows 10 instalator programu Pontes zarząda wyłączenia NVDA, a przy tym się zawesi. Rozwiązaniem jest przeprowadzenie instalacji programu z wbudowanym Narratorem, zamiast z NVDA. Przypomnę, że NVDA wyłączamy skrótem NVDA+Q, gdzie NVDA to zazwyczaj klawisz Insert, ale może być też CapsLock. Narratora zaś włączymy i potem wyłączymy w aktualnej wersji Windows 10 skrótem Ctrl+Windows+Enter. Obsługa programu Pontes Media Downloader jest niezwykle prosta. Interfejs jest doskonale dostępny, a przy tym program można obsługiwać skrótami klawiszowymi, choć w zupełności wystarczy poruszanie się Tabulatorem. Najważniejsze skróty klawiszowe: • Ctrl+D - pobierz bieżący adres URL, • Ctrl+M - pobierz wiele adresów URL, • Ctrl+E - otwórz folder multimediów, • Ctrl+L - przejdź do pola URL, • Ctrl+F - przejdź do pola kombi formatów źródłowych, • Ctrl+N - przejdź do pola kombi formatów konwersji (format docelowy), • Ctrl+T - przejdź do tabeli pobierania, • Ctrl+S - przejdź do paska stanu, • Ctrl+Enter - otwórz pobrany plik, • Ctrl+U - zaktualizuj silnik pobierania, • Ctrl+Shift+E - wybierz folder multimediów (wyjściowy), • Ctrl+O - otwórz okno Opcje programu, • Ctrl+Backspace - usuń wszystkie zakończone pobierania, • Ctrl+Shift+Backspace - usuń wszystkie elementy z listy pobierania, • Ctrl+Z - zatrzymaj rozpoczęte pobierania, • Alt+F - otwórz menu File (Plik), • Alt+G - otwórz menu Go To… (idź do…), • Alt+D - otwórz menu Download (Pobieranie), • Alt+E - otwórz menu Engine (Silnik), • Alt+O - otwórz menu Options (Opcje), • Alt+H - otwórz menu Help (Pomoc). UWAGA! Ctrl+K wyświetla listę wszystkich skrótów klawiszowych. Naciskając strzałkę w dół lub w górę na liście skrótów, usłyszymy tylko skrót. Aby odczytać do czego on służy, przy wyłączonym NumLock zastosujmy kombinację Insert+numeryczne 6. Objaśnienia są po angielsku. Na początku warto wybrać folder docelowy pobieranych czy konwertowanych plików wideo. Zastosujmy skrót Ctrl+Shift+E i wyszukajmy interesujący nas folder. Otworzy się okno systemowe Exploratora plików. Wychodzimy z pola Folder skrótem Shift+Tabulator do listy plików i folderów, gdzie stosując Alt+strzałka w górę, wychodzimy z bieżącego folderu, a Enterem otwieramy folder. Kiedy wejdziemy do folderu, który nas interesuje, Tabulatorem przechodzimy do przycisku Wybierz folder i naciskamy Spację. Wrócimy do okna głównego programu. Procedura pobierania czy konwertowania z YouTube: 1. Otwieramy przeglądarkę internetową, np. Firefox i w serwisie YouTube wyszukujemy to co nas interesuje. 2. Nie otwieramy jednak linku z filmem, ale wywołujemy na nim menu kontekstowe (np. Shift+F10). 3. Z menu kontekstowego wybieramy Kopiuj adres odnośnika (tak jest to nazwane w Firefox). 4. Jeśli nie zrobiliśmy tego wcześniej, otwieramy Pontes Media Downloader. 5. Kursor powinien znajdować się w polu edycyjnym Media adress URL, gdzie wklejamy skrótem Ctrl+V skopiowany adres odnośnika, zastępując ewentualnie zaznaczony tam wpis. Do pola adresu URL zawsze możemy przejść skrótem Ctrl+L, albo cierpliwie odszukać go Tabulatorem. 6. Tabulatorem przechodzimy do pola Source format (Format wejściowy), gdzie domyślnie wyświetlona jest wartość Best source format available, czyli Najlepszy dostępny format źródłowy. Pozostawmy to pole bez zmian. 7. Ponownie Tabulatorem przechodzimy do pola Target format (Format docelowy), gdzie domyślnie jest Download original video only (no conversion), czyli Pobierz tylko oryginalne wideo (bez konwersji). Strzałkami w dół i w górę możemy wybrać: ? Convert to WebM video (.webm), ? Convert to Flash video (.flv), ? Convert to Matroska video (.mkv), ? Convert to MPEG Layer 4 video (.mp4), ? Convert to AVI video (.abi), ? Download original video only (no conversion), ? Convert to MPEG Layer 3 audio (.mp3), ? Convert to Vorbis audio (.ogg), ? Convert to MPEG Layer 4 audio (.m4a), ? Convert to uncompressed audio (.wav), ? Convert to Free Lossless Audio Codec (.flac), ? Convert to Advanced Audio Codec (.aac), ? Convert to Opus audio (.opus). Myślę, że mimo języka angielskiego zrozumiałe są dostępne formaty wyjściowe. Jeśli wybierzemy którykolwiek z formatów audio, będzie to równoznaczne z wyodrębnieniem ścieżki audio z pliku wideo. 8. Tabulatorem przechodzimy do przycisku Download i naciskamy Spację, aby rozpocząć pobieranie, albo po prostu stosujemy skrót Ctrl+D. Po zakończeniu pobierania usłyszymy sygnał dźwiękowy, a nawet zostanie odczytane powiadomienie apletu Java, jeśli zainstalujemy wirtualną maszynę, a NVDA w momencie jego wyświetlania nie będzie zajęty czytaniem czegoś innego. Skrót Ctrl+Enter uruchomi pobrany materiał, a Ctrl+E otworzy folder pobierania, gdzie sami będziemy mogli przejrzeć nasze pliki. Alt+F4 tradycyjnie wyłączy program Pontes Media Downloader. Na zakończenie kilka uwag 1. Jeśli aplikacja Pontes Media Downloader jest otwarta w momencie kopiowania adresu odnośnika filmu z YouTube, adres ten automatycznie wklei się w pole Media adress URL i wystarczy skrótem Ctrl+D rozpocząć pobieranie. Nie będzie błędem, jeśli jednak dla pewności sami wkleimy ten adres. 2. Po kolejnym otwarciu aplikacji Pontes zaproponuje ostatnio używany format wyjściowy. 3. Pontes potrafi też pobierać całe playlisty z YouTube. Kiedy np. znajdziemy film należący do playlisty, to odszukajmy towarzyszący mu link Wyświetl całą playlistę i z menu kontekstowego skopiujmy jego adres odnośnika. Po otwarciu programu lub przejściu do niego, kiedy był już uruchomiony, otworzy się okno z listą filmów playlisty. Domyślnie wszystkie będą zaznaczone. Po oknie tym poruszamy się Tabulatorem. Znajdziemy tu pole kombi z wyborem trybu konwersji i domyślnie zaznaczone pole Create folder. Dzięki temu dla naszej playlisty w folderze docelowym zostanie utworzony podfolder. Odszukajmy wreszcie przycisk Download i naciśnijmy Spację. Rozpocznie się pobieranie. 4. Może zdarzyć się, że po zamknięciu aplikacji na chwilę zawiesi się NVDA. Trzeba cierpliwie poczekać kilkanaście sekund. 5. Pontes potrafi pobierać filmy z audiodeskrypcją publikowane w serwisie www.adapter.pl. Oczywiście możemy ściągnąć tylko ścieżkę audio. Najlepiej odtworzyć film w nowym oknie i skrótem Ctrl+L wejść w pasek adresu przeglądarki. Adres będzie zaznaczony, więc skrótem Ctrl+C kopiujemy go, a potem wklejamy w pole Media adress URL programu Pontes. Wybieramy format, w jakim chcemy pobrać film i rozpoczynamy pobieranie. W przypadku konwertowania proces pobierania i kodowania może trochę potrwać. Tabulatorem możemy wejść w tabelę pobieranych materiałów i strzałką w dół odszukać aktualnie pobierany film. Potem strzałką w prawo odszukajmy jego status. W trakcie pobierania status będzie brzmiał Downloading. W drugim kroku, podczas konwertowania - Encoding. Kiedy pobieranie i konwertowanie zakończą się, status zmieni się na Complete. Może też pojawić się status Error. Nie zrażajmy się tym. Sprawdźmy, co jest w naszym folderze wyjściowym. && Co w prawie piszczy && 1 proc. opłaty przekształceniowej dla osób z niepełnosprawnością Osoby z niepełnosprawnością zapłacą tylko 1 proc. opłaty za przekształcenie prawa użytkowania wieczystego we własność. Najnowsza nowelizacja ustawy przekształceniowej wprowadziła 99 proc. zniżki m.in. dla tej grupy. Zniżka przysługuje na gruntach podległych Skarbowi Państwa jak i samorządom. Aby skorzystać z tych warunków lub odzyskać wcześniej wpłacone środki tytułem nadpłaty, należy złożyć wniosek. Dla kogo zniżka? Zgodnie z art. 9a do tzw. Ustawy Przekształceniowej bonifikatę w wysokości 99 proc. uzyskali: • osoby z orzeczoną niepełnosprawnością w stopniu umiarkowanym lub znacznym oraz te, które uzyskały orzeczenie przed ukończeniem 16. roku życia, lub zamieszkujący w dniu przekształcenia z tymi osobami opiekunowie prawni lub przedstawiciele ustawowi tych osób. To oznacza, że bonifikata przysługuje tym, którzy mieli orzeczenie lub zamieszkiwali z osobą je posiadającą w dniu 1 stycznia 2019 roku. • członkowie rodzin wielodzietnych. Zgodnie z ustawą o Karcie Dużej Rodziny są nimi: 1. rodzic (rodzice), przez którego rozumie się także rodzica (rodziców) zastępczego lub osobę (osoby) prowadzącą rodzinny dom dziecka; 2. małżonek rodzica; 3. dziecko. • inwalidzi wojenni i wojskowi w rozumieniu ustawy z 29 maja 1974 r. o zaopatrzeniu inwalidów wojennych i wojskowych oraz ich rodzin. • kombatanci oraz ofiary represji wojennych i okresu powojennego w rozumieniu ustawy z 24 stycznia 1991 r. o kombatantach oraz niektórych osobach będących ofiarami represji wojennych i okresu powojennego. • świadczeniobiorcy do ukończenia 18. roku życia, u których stwierdzono ciężkie i nieodwracalne upośledzenie albo nieuleczalną chorobę zagrażającą życiu, które powstały w prenatalnym okresie rozwoju dziecka lub w czasie porodu, o których mowa w art. 47 ust. 1a ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych lub ich opiekunowie prawni. Bonifikata w wysokości 1 proc. opłaty przekształceniowej obowiązuje od 1 stycznia 2019 r., co oznacza, że w tym przypadku prawo zadziała wstecz. Od początku 2019 r. opłatę roczną z tytułu użytkowania wieczystego zastąpiono opłatą przekształceniową, która wynosi tyle samo co dotychczasowa opłata roczna z tytułu użytkowania wieczystego. W opinii Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju opłata przekształceniowa jednorazowa może być wniesiona dopiero po otrzymaniu zaświadczenia potwierdzającego przekształcenie i po zgłoszeniu na piśmie zamiaru jej opłacenia. Po otrzymaniu zaświadczenia będziemy mieć pewność, jaka jest wysokość opłaty oraz kiedy i gdzie należy ją wnieść. Dopiero wtedy Urząd udzieli nam bonifikaty. Źródło: www.niepelnosprawni.pl, 05.08.2019 && Zdrowie bardzo ważna rzecz && Z wizytą u podologa Alicja Nyziak W artykule Zdrowe i piękne nogi (Sześciopunkt nr 6/2019) autorka podpowiada, co szkodzi, a co pomaga naszym nogom. Rady są pod każdym względem cenne i warte wdrożenia w życie. Obawiam się jednak, że do nich także trzeba dorosnąć. Gdy nic nie dokucza, a wysokie obcasy nadają gracji i elegancji, nikt nie myśli o konsekwencjach. Te pojawiają się w miarę upływu lat i przebytych kilometrów; choć niebagatelne znaczenie ma również obuwie, które nosimy. Współczesna moda pozwala na pełną dowolność w tej materii. Każdy znajdzie coś odpowiedniego dla siebie, a jest w czym wybierać. Choć czasami prezentowane fasony potrafią wywołać zdumienie i wątpliwości, czy w tym da się w ogóle chodzić? Nieodpowiednie buty, brak ruchu, niewłaściwa dieta, brak higieny stóp i wreszcie prozaiczny czas sprawiają, że warto dokładniej zadbać o stopy. Szeroki asortyment usług podstawowych w tej dziedzinie oferują gabinety kosmetyczne. Jeśli jednak potrzebujemy bardziej fachowej pomocy, lepiej poszukać takiego, w którym przyjmuje podolog. Czasami stopy wymagają nie tylko ładnego obcięcia płytki paznokciowej i jej pomalowania, ale także dogłębniejszej ingerencji. Zdarza się, że mamy opór przed pokazaniem zmęczonych i utrudzonych stóp obcej osobie. Są one bowiem zarówno najbardziej skrywaną częścią naszego ciała, ale i tą najmniej zadbaną. Modzele, odciski, nagniotki, zdeformowane płytki paznokciowe, haluksy, infekcje grzybicze, zrogowaciały naskórek na piętach - to wszystko ma wpływ na estetyczny wygląd stóp. Wiele osób zanim zacznie szukać fachowej pomocy u specjalisty, najpierw chwyta się różnych metod, które są drogie i okazują się nieskuteczne. Plastry na odciski pomagają jedynie na chwilę, wycinanie nagniotków jest bardzo bolesne i może doprowadzić do stanu zapalnego. Zbyt intensywnie ścierany zrogowaciały naskórek na piętach prowadzi do ich pękania. Dlatego, gdy komfort chodzenia zostaje zaburzony, warto rozejrzeć się za gabinetem podologicznym. Jak ważna może okazać się pomoc podologa, przekonałam się na własnych stopach. Po utracie wzroku przez wiele lat nadal samodzielnie dbałam o odpowiednią długość płytki paznokciowej. Wydawało mi się, że robię to prawidłowo, ale jak się okazało, byłam w błędzie. Paznokcie zaczęły wrastać w skórę, co było bardzo bolesne. Niestety nie mogłam sobie samodzielnie poradzić z tym problemem, więc skorzystałam z pomocy specjalisty. Jak się przekonałam, potrzebne było założenie specjalnych klamer na paznokcie, aby nadać im właściwy kształt i kierunek wzrostu. Po kilku wizytach zniknął ból utrudniający swobodę w poruszaniu się. Jako osoba niewidoma nie mam możliwości skontrolowania, czy stopy nie wymagają dodatkowych zabiegów pielęgnacyjnych. Najlepszym radarem jest podolog, który fachowym okiem ogląda stopy i sprawdza ich stan zdrowotny. W gabinecie podologicznym można nie tylko zadbać o chore stopy, ale również nabyć odpowiednie kosmetyki, m.in. zapobiegające wysuszaniu naskórka i skóry stóp. Oferowany asortyment jest bardzo bogaty. Szukając gabinetu kosmetycznego, w którym przyjmuje podolog, warto zwrócić uwagę na drobny detal. Jeśli specjalista przed przystąpieniem do pracy zaproponuje najpierw moczenie stóp w ciepłej wodzie, należy zmienić gabinet. Wszystkie narzędzia używane do zabiegów przy stopach klienta powinny być jednorazowego użytku lub wysterylizowane. Plastikowe miski nie spełniają tych norm. Podologia to dziedzina nauki obejmująca zagadnienia diagnozowania i leczenia zmian skórnych oraz płytki paznokciowej na stopach. && Kolagen - proteina młodości Patrycja Rokicka Kolagen - zwany proteiną młodości - jest głównym składnikiem macierzy struktur podporowych skóry. Stanowi około 30% całkowitej masy białka ludzkiego i około 70% masy białek w samej skórze. Podstawowym zadaniem kolagenu jest ciągła odnowa komórek zapewniająca prawidłowe funkcjonowanie ludzkiego organizmu oraz utrzymanie właściwego poziomu nawilżenia skóry. Ludzki organizm sam wytwarza kolagen oraz odbudowuje zniszczone przez wolne rodniki włókna kolagenowe. Niestety z wiekiem ubywa kolagenu w naszym ciele, organizm zaczyna mniej go produkować, pojawiają się znaczące jego niedobory. W wyniku przeprowadzonych badań ustalono, że w wieku 30-40 lat synteza kolagenu spada o 15%, w wieku 40-50 lat o 30%, w wieku 50-60 lat o 45%, w wieku 60-70 lat o 60%, w wieku 70-85 lat o 70%; natomiast osoby 90 plus zmagają się ze spadkiem aż o 90%. Zmniejszoną produkcję kolagenu możemy łatwo zaobserwować. Na twarzy pojawiają się zmarszczki, skóra wiotczeje, staje się szorstka i matowa, traci swą elastyczność; na udach zauważamy cellulit; włosy łamią się, zaczynają wypadać. Proces utraty kolagenu najbardziej zauważalny jest u kobiet w okresie menopauzy, gdy następuje spadek poziomu estrogenu w organizmie. Jednak kolagen to nie tylko budulec naszej skóry - włókna kolagenowe są budulcem ścięgien, kości, stawów, organów wewnętrznych oraz naczyń krwionośnych. Gdy spada poziom kolagenu w organizmie, może dochodzić do zesztywnienia stawów, bólów kręgosłupa i kości, problemów z poruszaniem się - ruch zaczyna sprawiać ból. Narząd wzroku, również zbudowany jest z włókien kolagenowych; ciało szkliste oka to galaretowata substancja wypełniająca tylną część gałki ocznej; dlatego degradacja włókien kolagenowych może prowadzić do osłabienia wzroku oraz problemów ze wzrokiem. Zwyrodnienie szklistki (ciałka szklistego oka), objawiające się tzw. mętami lub latającymi muszkami, prowadzi do poważnych zmian w strukturze włókien kolagenowych oka. Dążąc do poprawy kondycji naszych oczu, należy wzmacniać włókna kolagenowe poprzez uzupełnianie niedoborów kolagenu oraz stymulowanie jego naturalnej produkcji. W procesie tym ważną rolę odgrywa odpowiednio zbilansowana dieta oraz suplementacja. Do codziennej diety należy wprowadzić produkty bogate w kolagen: galaretki owocowe i warzywne, ryby w galarecie, galaretki z nóżek wieprzowych i cielęcych, gotowane chrząstki, kurze łapki oraz zupy przygotowane na ich wywarze, golonki, podroby, salceson, żelatynę spożywczą. Nasz jadłospis powinien obfitować również w witaminy A, C, E, w miedź, flawonoidy (zapobiegają rozpadowi kolagenu) oraz Koenzym Q10, które to w naturalny sposób wspierają produkcję kolagenu. Bogactwem witaminy A mogą pochwalić się liście rzepy, szpinak, marchew, dynia, czerwona papryka. Znaczne jej ilości znajdziemy również w maśle, śmietanie, w wątróbce i jajach. Naturalną witaminę C dostarczy nam papryka, brokuł, brukselka, kapusta kiszona, natka pietruszki oraz owoce cytrusowe a także porzeczki, dzika róża i jagody. Witaminę E znajdziemy w tłustych rybach, owocach morza, jajkach, w tłoczonych na zimno nierafinowanych olejach roślinnych (np. z kiełków pszenicy), w migdałach, orzechach, nasionach słonecznika i sezamu. Produkty bogate w miedź to orzechy, kakao, płatki owsiane, nasiona słonecznika. Flawonoidy obecne są w owocach: aronii, winogronach, grejpfrutach oraz w warzywach: burakach, pomidorach, sałacie, papryce a także zielonej herbacie. Koenzym Q10 (opóźnia procesy starzenia) znajdziemy w podrobach (nerkach, wątrobie), chrząstkach, łososiu, kiełkach pszenicy, roślinach strączkowych, olejach roślinnych, serze tofu oraz orzeszkach ziemnych. Kolagen powinniśmy również suplementować. W aptekach oraz sklepach z naturalną żywnością i naturalnymi kosmetykami bez problemu zakupimy kolagen. Najczęściej jest on pochodzenia rybiego, a dokładnie są to hydrolizaty kolagenowe pochodzące z rybich skór. W aptece możemy również nabyć sproszkowaną chrząstkę i płetwę rekina, w których również występuje kolagen. Ogólnodostępne suplementy najczęściej występują w formie kapsułek, tabletek, proszku do rozcieńczania z wodą, płynu, kremu lub żelu. Na kłopoty ze stawami, kolanami lub włosami stosujemy kolagen do wewnątrz, np. w kapsułkach, w formie ampułek do picia lub w formie proszku (w czystej postaci lub z dodatkami). Jeśli zależy nam na poprawie wyglądu naszej skóry: twarzy, szyi, dekoltu, stosujmy kolagen na zewnątrz w postaci żelu, serum lub kremu. Preparaty te głęboko nawilżają, odmładzają i likwidują objawy starzenia się skóry. Pamiętajmy jednak, że na efekty musimy poczekać; kuracja kolagenem powinna trwać co najmniej 3 miesiące. Sięgajmy po produkty przebadane, których skuteczność potwierdzona jest odpowiednimi certyfikatami i badaniami. Ceny kolagenu wahają się w granicach od 30 zł do kilkuset. Oczywiście nie jesteśmy w stanie w 100% zatrzymać procesu starzenia się naszego organizmu. Możemy go jednak znacznie spowolnić, świadomie pobudzając produkcję kolagenu, prowadząc higieniczny tryb życia oraz eliminując czynniki negatywnie wpływające na jego syntezę. Odbudowie kolagenu na pewno nie służy dieta bogata w cukry proste, zbyt częste korzystanie z promieni ultrafioletowych (nadmiar słońca źle wpływa na włókna kolagenowe), palenie papierosów oraz długotrwały stres. Wysoki poziom hormonu stresu (kortyzolu) wpływa na degradację włókien kolagenowych. Nie zapominajmy, że za stan naszego zdrowia bardzo często jesteśmy odpowiedzialni my sami, dlatego dbajmy o siebie i swoich bliskich, by jak najdłużej cieszyć się dobrym zdrowiem i urodą. Źródła: https://www.kolagen.pl/; https://kolagen.pro/; www.wyrwanezkontekstu.pl/rzeczy/kolagen-do-picia/ && Gospodarstwo domowe po niewidomemu && Kiszenie warzyw w pigułce Alicja Cyrcan Kiszenie warzyw może wydawać się skomplikowane dla osób, które stawiają pierwsze kroki w kulinarnym świecie. Nic bardziej mylnego, bowiem kiszenie jest procesem prostym, a co najważniejsze nie wymaga od nas specjalnej wiedzy kulinarnej ani zbyt wiele czasu. Co warto wiedzieć? 1. Przed rozpoczęciem kiszenia musimy zakupić naczynie, w którym będziemy kisić warzywa. Najlepsze są naczynia szklane, ceramiczne lub kamionkowe. Naczynie musi być duże, a ułożone w nim warzywa powinny dobrze do siebie przylegać (muszą być ciasno ułożone). Bardzo ważne jest, żeby wszystko to, co znajduje się w naczyniu, było dokładnie zalane zalewą - nic nie może wystawać ponad powierzchnię zalewy. 2. Do kiszenia wybieramy warzywa dojrzałe, najlepszej jakości, zdrowe, bez ubytków, bez oznak pleśni oraz nadpsucia. 3. Przed kiszeniem oczyszczamy i dokładnie myjemy nasze produkty. Higiena jest bardzo ważna. Następnie porcjujemy je, np. kalafior lub brokuł dzielimy na mniejsze różyczki, marchewkę kroimy w plastry, kapustę siekamy. Mniejsze warzywa, np. buraczki, czosnek, pomidorki lub cebulkę możemy kisić w całości. 4. Do kiszenia niezbędne są dodatki i przyprawy: czosnek, koper ogrodowy, korzeń chrzanu, liść laurowy, pieprz ziarnisty, ziele angielskie, sól kamienna niejodowana oraz dobrej jakości woda. 5. Warzywa porcjowane zalewamy zalewą przygotowaną z wody i soli (1 łyżka soli na 1 litr wody). Pamiętajmy, by nie wlewać zalewy aż do samej góry słoika. Dobrze jest zostawić ok. 2-3 cm wolnego miejsca, żeby podczas fermentacji sok nie wykipiał. Warzywa zaczynają pracować już po kilku godzinach. 6. Warzywa poszatkowane należy dobrze pougniatać, żeby puściły swój sok; wtedy kiszą się w swoim własnym soku, nie potrzeba już dodawać do nich zalewy. 7. Kiszone warzywa dobrze jest docisnąć, np. umytym kamieniem, talerzykiem obciążonym miseczką z wodą lub słoikiem z wodą. Chodzi o to, żeby wszystkie warzywa były dokładnie zanurzone w zalewie. 8. Kiszonki muszą mieć dostęp do świeżego powietrza, dlatego nigdy nie zamykamy szczelnie słoika. Najlepiej jest przykryć go czystą ściereczką lub gazą, chroniąc go przed kurzem i owadami. 9. Czas kiszenia zależy od temperatury otoczenia. Zazwyczaj trwa około 3-5 dni. && Kuchnia po naszemu && Domowe kiszonki Alicja Cyrcan Kiszonki są zdrowe, smaczne i lekkostrawne. To naturalne lekarstwo bogate w witaminy i minerały. Pomogą w walce z osłabioną odpornością, problemami z trawieniem oraz stresem. Warto je jeść. && Kiszony kalafior Składniki: • 1 duży kalafior, • koper ogrodowy, • korzeń chrzanu, • czosnek, • ziele angielskie, • liście laurowe, • sól kamienna niejodowana, • 2,5 litra wody. Sposób przygotowania Kalafior dokładnie myjemy, dzielimy na różyczki. Koper, chrzan i czosnek myjemy, dodatkowo chrzan obieramy ze skórki, czosnek z łupin. Wodę zagotowujemy. Następnie rozpuszczamy w niej sól (na 1 litr wody wsypujemy 1 łyżkę soli). Zalewę studzimy. Na dno umytych i osuszonych słoików wkładamy przyprawy (do każdego słoika): patyczek chrzanu, gałązkę kopru, 3 ziarnka ziela angielskiego, 3 listki laurowe, 3 ząbki czosnku. Na dodatki układamy różyczki kalafiora. Na wierzch kładziemy ponownie koper oraz chrzan. Wszystko zalewamy słoną, przestudzoną zalewą. Słoik przykrywamy czystą ściereczką. Po 3-4 dniach kalafior jest gotowy. Smacznego! && Miodowo-imbirowe marchewki Składniki: • 1,5 kg marchewki, • kawałek korzenia imbiru (wielkości kciuka), • 2 łyżki miodu gryczanego, • 2 łyżeczki soli himalajskiej, • kilka listków szałwii. Sposób przygotowania Marchewkę myjemy, obieramy i kroimy w paseczki przy pomocy obieraczki do warzyw. Pokrojoną marchewkę przekładamy do miski, posypujemy solą, mieszamy, ugniatamy i odstawiamy na chwilę. Imbir myjemy, obieramy ze skórki i ścieramy na drobnej tarce. Następnie do marchwi dodajemy miód, listki szałwii i starty imbir. Wszystko dokładnie ugniatamy czystymi rękami przez kilka minut (żeby wytworzyć jak najwięcej soku). Odstawiamy na 10-15 minut pod przykryciem. Marchewkę przekładamy do słoików, dokładnie ugniatamy. Jeśli nie jest pokryta sokiem, dolewamy kilka łyżek przegotowanej, ostudzonej wody. Marchew obciążamy, np. miseczką z wodą. Słoiki przykrywamy czystą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce. Po 4-5 dniach marchew jest gotowa do jedzenia. Smacznego! && Sok z kiszonych buraków Składniki: • 3 kg buraków, • 4 litry przegotowanej wody, • 1 główka czosnku, • korzeń chrzanu, • sól kamienna niejodowana, • 10 ziaren czarnego pieprzu, • 10 ziaren ziela angielskiego, • 5 listków laurowych. Sposób przygotowania Buraki myjemy, obieramy i kroimy na mniejsze kawałki. Do dużego naczynia kamionkowego wkładamy oczyszczony korzeń chrzanu, ziele angielskie, pieprz, liście laurowe, główkę czosnku przeciętą w poprzek (dokładnie umytą, ale z łupinami). Przygotowujemy zalewę z soli i wody (1 łyżka soli na 1 litr wody): wodę zagotowujemy, rozpuszczamy w niej sól. Ostudzoną zalewą zalewamy buraczki. Wszystko mieszamy drewnianą łyżką. Naczynie przykrywamy obciążonym talerzykiem (buraczki muszą być dociśnięte). Na koniec przykrywamy czystą ściereczką i odstawiamy na 5 dni. Ukiszony sok przelewamy do małych słoiczków, przechowujemy w lodówce. Buraczki zjadamy! Smacznego! && Z polszczyzną za pan brat && Kłopoty z rozkazami Tomasz Matczak Język polski jest podobno jednym z najtrudniejszych do opanowania dla obcokrajowców. Teza moim zdaniem jak najbardziej prawdziwa, bo sam wielokrotnie bywałem zaskoczony konstrukcjami gramatycznymi, które wydawały mi się niedorzeczne. Ostatnim przykładem jest czasownik jeździć i utworzony od niego tryb rozkazujący. Nie wiem, czy Czytelnicy Sześciopunktu podzielą mój pogląd, ale forma jeźdź, jedyna prawidłowa i aprobowana przez językoznawców, wywołała moje szczere zdumienie! Sądziłem, iż mówi się nie jeździj za szybko, a tu proszę jaka niespodzianka! Oczywiście błędną, jak się okazało, formę jeździj tworzyłem przez analogię do innych czasowników i trybów rozkazujących, np. pić - pij, wbić - wbij itp. Wydawała mi się logiczna. Tymczasem rzecz ma się inaczej. Zasada jest taka: od czasowników zakończonych na -ić lub -yć tryb rozkazujący tworzy się przez dodanie przyrostka -ij lub -yj tylko wtedy, gdy rdzeń czasownika nie zawiera samogłoski, np. czcij, kpij, oclij lub brak przyrostka utrudniałby wymowę, np. spulchnij, tęsknij, objaśnij. Niestety odczucie trudności w wymowie bywa subiektywne i językoznawcy zwracają uwagę, iż to właśnie prowadzi do błędów. W przypadku jeżdżenia można, aby łatwiej było zapamiętać, posłużyć się porównaniem do innego czasownika, który oznacza szybką jazdę, a mianowicie pędzić. Nikt raczej nie powie: nie pędzij tak, więc warto o tym pamiętać, gdy zechcemy poinstruować nazbyt krewkiego kierowcę, aby zwolnił, używając czasownika jeździć. Swoją drogą ciekawe, czy instruktorzy nauki jazdy strofują kursantów prawidłowo nie jeźdź tak szybko, czy też używają błędnej formy nie jeździj tak szybko?. Cóż, sam raczej nie sprawdzę, bo nikt nie przyjmie mnie na kurs prawa jazdy... && Z poradnika psychologa && Miłość nie wszystko wybaczy (cz. 2) Małgorzata Gruszka Miłość, czyli kochający człowiek, wybaczy wiele. Wybaczenie jest elementem każdej miłości: rodzicielskiej, siostrzanej i braterskiej, dziecięcej i partnerskiej. Wybaczamy my i wybaczają nam. Ale każdy rodzaj miłości może wypalić się pod wpływem tego, czego nie jest w stanie udźwignąć i znieść. W liście św. Pawła do Koryntian czytamy, że miłość wszystko znosi, wszystko przetrzyma i nigdy nie ustaje. Wielki apostoł prawdopodobnie myślał o miłości, którą przypisujemy Bogu i do której możemy dążyć. Ludzka miłość - zwłaszcza ta partnerska - nie wszystko znosi, nie wszystko przetrzyma i czasami ustaje. Ustaje, bo jest uczuciem, które - podobnie jak inne, w pewnych okolicznościach może się wypalić. W pierwszej części poradnika poświęconego życiu w związku pisałam o tym, co spaja wspólnotę dwojga ludzi i co pomaga iść razem przez codzienność. W kolejnej natomiast staram się przybliżyć wszystko to, co związek niszczy. Tym razem nie robię tego w kolejności alfabetycznej. Postawy i zachowania niszczące związek omawiam, zaczynając od tych najmniej niszczących, a kończąc na tych, które najbardziej zagrażają związkowi. Ślub nie w porę Obserwując różne związki, mam wrażenie, że ludzie w skrajny sposób podchodzą do decyzji o formalnym byciu razem. Jedni całymi latami są ze sobą, po czym biorą ślub z powodów tylko i wyłącznie prawnych. Inni na sformalizowanie związku decydują się po kilku miesiącach znajomości. Z perspektywy długiego wspólnego życia gorsze jest to drugie. Gorsze, to znaczy gorzej rokujące na przyszłość. O wspólnym byciu razem, zwłaszcza tym przypieczętowanym ślubem, bezpieczniej zdecydować po dłuższym czasie spotykania i zbliżania się do siebie. Chodzi o to, by możliwie jak najlepiej znać człowieka, z którym decydujemy się na wspólną przyszłość. Znać, to znaczy umieć nazwać nie tylko to, co nas w nim fascynuje, pociąga i zachwyca, ale także to, co w nim niedoskonałe. Innymi słowy, znać nie tylko zalety, ale i wady kochanej osoby. Decyzje o formalnym związku, podejmowane na etapie krótkotrwałego wzajemnego zakochania i zauroczenia, często kończą się burzliwym rozstaniem z powodu różnicy charakterów. I nic w tym dziwnego, skoro pobierający się ludzie właściwie się nie znają. Wyolbrzymianie wad Postawa wobec partnera/partnerki, polegająca na wyolbrzymianiu wad, w pewnym sensie odnosi się do punktu pierwszego. Nie znając niedoskonałości partnera/partnerki i odkrywając je po czasie, możemy zacząć skupiać się na nich i koncentrować, zapominając o całej reszcie. W skrajnych przypadkach wygląda to tak, że w wielu sytuacjach głośno i dobitnie akcentujemy wadę drugiej osoby, która nas denerwuje i którą usiłujemy z niej wyplenić. Co gorsza, robimy to nie tylko w zaciszu domowym, ale i w szerszym otoczeniu. Nieustanne i wieczne wypominanie jakiejś cechy charakteru może wykończyć nawet najbardziej kochającego partnera/partnerkę. W odniesieniu do wad osoby, z którą jesteśmy, warto zapamiętać następujące powiedzenie: Ślub trzeba brać z szeroko otwartymi oczami, ale zaraz po nim należy jedno przymknąć. Przyzwyczajenia, schematy, nawyki Wszyscy wchodzimy w związki z własnymi przyzwyczajeniami, schematami i nawykami. Co więcej, jesteśmy przekonani, że są one jedynie prawdziwe i słuszne. Czasami traktujemy je wręcz jak prawdę objawioną i w głowie nam się nie mieści, że do pewnych spraw można podchodzić inaczej. Problem polega na tym, że nasz partner/partnerka również ma swoje przyzwyczajenia, nawyki i schematy. Podobnie jak my żywi przekonanie o ich słuszności i nieomylności. Niszczące dla związku jest zamykanie się we własnych nawykach, przyzwyczajeniach i schematach, czemu towarzyszy bezrefleksyjne i instynktowne krytykowanie i odrzucanie przyzwyczajeń, nawyków i schematów drugiej osoby. W skrajnych przypadkach efekt jest taki, że żyjący ze sobą ludzie kłócą się dosłownie o wszystko lub skrycie robią sobie na złość. Trudno w to uwierzyć, ale kochający się ludzie potrafią drzeć koty o sposób wyciskania pasty do zębów, przyrządzania surówki czy układania rzeczy w szafie. Upieranie się przy swoim i narzucanie tego partnerowi/partnerce prowadzi do niepotrzebnych i wyczerpujących konfliktów w związku. Nieszczęście Wiążąc się z kimś na długie lata, mówimy, że będziemy razem na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i nieszczęściu. Tak naprawdę liczymy na to, że naszym udziałem będzie tylko dobro, zdrowie i szczęście. Wiemy, że przeciwności losu mogą się zdarzyć, ale mamy nadzieję, że nie przydarzą się nam. Co jednak, gdy się przydarzą? Nieszczęścia zmieniają wspólne życie, ale niekoniecznie je niszczą. Niszczą je wówczas, gdy nie ma ono solidnych podstaw, takich jak głęboka więź, bliskość, przywiązanie i zaangażowanie. Im bardziej razem jesteśmy w szczęściu, tym bardziej razem będziemy stawiać czoło przeciwnościom losu. Rutyna w związku Będąc razem wiele lat, partnerzy wypracowują pewien styl bycia i odnoszenia się do różnych spraw. Z początku wszystko jest nowe, ciekawe i zajmujące. Z biegiem czasu staje się znane i powtarzalne. Rutyna w związku sprawia, że żyje się wygodnie i bezpiecznie. Czasami jednak przez nią zaczyna być nudno. Znudzeni sobą partnerzy przestają być dla siebie atrakcyjni, a monotonne życie przecieka im przez palce. Rutyna zabija fascynację partnerem/partnerką. Gdy w związek wdziera się monotonia i nuda, warto zastanowić się nad wprowadzeniem jakichś zmian. Nie muszą być rewolucyjne. Wigoru i barw wspólnemu życiu dodają nowe przeżycia i doświadczenia związane z codziennością. Ciche dni Wiele par stosuje tzw. ciche dni, czyli nieodzywanie się do siebie w pewnych sytuacjach. Najczęściej następują po intensywnej kłótni lub w sytuacji spornej, której nie da się od razu rozstrzygnąć. Milczenie w związku może mieć różne funkcje. Dobre milczenie to takie, które nie obejmuje całości, a jedynie problem sporu. Partnerzy ustalają wtedy, że nie wracają do danej sprawy, póki jej osobno nie przemyślą lub nie ochłoną z emocji, które wzbudza dany problem. Tak postępują dojrzali partnerzy, którzy wiedzą już, że pewne problemy wymagają czasu i przysłowiowego przespania się z nimi. Wiedzą, że po czasie zmienia się punkt widzenia i wypracowanie wspólnego stanowiska staje się łatwiejsze. Niestety u większości par ciche dni są milczeniem niszczącym. Polegają bowiem na tym, że partnerzy w ogóle się do siebie nie odzywają i trwa to tak długo, aż któreś pęka i otwiera usta. Otwierając je, zaczyna oczywiście od przeprosin i ustąpienia drugiemu. I niby problem rozwiązany. Rozwiązany, ale tylko pozornie. Osoba odzywająca się przerywa konflikt tylko dlatego, że nie wytrzymuje napięcia wywołanego milczeniem. Emocje związane z sytuacją nie zostają wyrażone i nazwane. Nie wypracowuje się wspólnego stanowiska. Wygrywa strona silniejsza i bardziej odporna na napięcie psychiczne. Ustępuje słabsza i tylko po to, by przerwać osobiste cierpienie. Wielokrotne ciche dni są subtelnym rodzajem przemocy silniejszej strony nad słabszą. Ta silniejsza wie, że ta druga w końcu pęka i ustępuje. W tej ustępującej może budować się uraza połączona z coraz niższym poczuciem własnej wartości. Ciche dni są niszczące dla związku, jeśli są karą i metodą wymuszania ustępstw. Uzależnienie Uzależnienie najczęściej niszczy związek. Wyjątek stanowią sytuacje, w których osoba uzależniona poddaje się terapii i przestaje nadużywać określonej substancji lub w sposób destrukcyjny wykonywać jakąś czynność. Związek z osobą uzależnioną ma swoją specyfikę. Nie zawsze druga strona jest w stanie podołać jej i towarzyszyć osobie uzależnionej. Często wręcz rozpad związku otwiera oczy i uświadamia stronie z problemem jego zasięg i rangę. Przemoc Niszczące dla związku są wszystkie formy przemocy. Przemoc fizyczna polega na naruszaniu nietykalności ciała drugiej osoby, również w sferze seksualnej. Przemoc psychiczna to przede wszystkim agresja słowna, a więc obrażanie, wyzywanie, oskarżanie, wyśmiewanie, poniżanie, straszenie i odgradzanie od rodziny i przyjaciół. Istnieje również przemoc ekonomiczna polegająca na niedopuszczaniu do pracy zawodowej drugiej strony, wydzielaniu pieniędzy, wydawaniu ich głównie na własne potrzeby i wypominaniu drugiej stronie, że nie zarabia lub zarabia zbyt mało. Przemoc niszczy nie tylko związek, ale także partnera/partnerkę. Istotę jej stanowi manipulacja drugą osobą prowadząca do stopniowego obniżania poczucia własnej wartości, a w skrajnych przypadkach do depresji i poważnych zmian osobowości. && Rehabilitacja kulturalnie && Muzeum dostępne Aleksandra Safianowska 28 czerwca 2019 roku wzięłam udział w spotkaniu przystosowanym do potrzeb osób niewidomych i słabowidzących, towarzyszącemu wystawie Rządzić i Olśniewać, która była prezentowana w Zamku Królewskim w Warszawie. Wystawa miała znaczenie wyjątkowe, unikalne, gdyż wiele z zaprezentowanych na niej dzieł nigdy wcześniej nie było wypożyczanych. Eksponaty pochodziły zarówno z Polski, m.in. z Częstochowy, Krakowa, Jarosławia, jak i ze zbiorów zagranicznych z takich miast jak: Paryż, Wilno, Londyn czy Berlin. Wśród nich znajdowały się cenne przedmioty wysadzane drogimi kamieniami, tj. biżuteria, medale czy naczynia liturgiczne. Niestety niewiele z nich przetrwało do naszych czasów, gdyż zbiory skarbca królewskiego zgromadzone na Wawelu zostały złupione przez Prusaków na początku zaborów (XVIII w.) i przetopione na monety w celu opłacenia działań wojennych. Eksponaty zostały podzielone zgodnie z funkcją, którą pełniły w XVI i XVII w. W czasach Jagiellonów i Wazów kosztowności były używane w różnych celach. Pierwszym z nich było pokazanie swojej potęgi, bogactwa, zamanifestowanie świetności swojego rodu. Każdy władca chciał olśniewać poddanych. Wyroby jubilerskie podkreślały również piękny wygląd, np. zdobiąc suknie kobiet w XVII w. Kolejne dotyczyły więzi rodzinnych i okazywania uczuć. Ilustrują to dzieła: naszyjnik z inicjałem królewny Katarzyny (w XVI i XVII w. zwany zawieszeniem), który był prezentem od ojca, króla Zygmunta Starego, czy pierścionki z zaplecionymi dłońmi oraz miniaturowe trumienki (również zawieszenia). Innym niezwykle ważnym powodem obdarowywania drogocennymi przedmiotami był aspekt polityczny, który mógł umocnić pozycję władcy. Dotyczył relacji króla z poddanymi. Dzięki drogim darom władca zyskiwał sobie stronników. Jeśli poddany otrzymał jakiś kosztowny prezent, np. medal, to czuł się wdzięczny, co sprawiało, że był gotowy oddać władcy przysługę, np. głosując na sejmie zgodnie z interesem darczyńcy. Ostatnią przyczyną ofiarowywania kosztowności przedstawioną przez pracownika Działu Oświatowego była chęć pokazania religijności i hojności poprzez fundowanie, na przykład okazałych naczyń liturgicznych. Zwiedzając wystawę Rządzić i Olśniewać, na dłużej zatrzymaliśmy się przy dziełach ze zbiorów wotywnych Jasnej Góry, takich jak: sukienka diamentowa obrazu Matki Boskiej oraz ogromna monstrancja ufundowana jako wotum wdzięczności za obronę Jasnej Góry podczas Potopu Szwedzkiego. Eksponaty te nigdy wcześniej nie były wypożyczane do innego muzeum. Na uwagę zasługuje również tzw. Wieniec Bony, czyli fragment monstrancji pochodzącej z Podkamienia (Lwów), która powstała przed 1668 r. Obecnie znajduje się w Klasztorze OO. Dominikanów w Krakowie. Innymi ciekawymi eksponatami, które prezentowano były: kamea z wizerunkiem królowej Bony, naszyjnik królewny Katarzyny oraz brosza w kształcie orła z rubinami i dużym kamieniem granatu w kształcie serca, która znalazła się w skarbcu Ludwika XIV, więc obecnie przechowywana jest w zbiorach muzeum Luwr w Paryżu. Orzeł prawdopodobnie należał do króla Jana Kazimierza, który po abdykacji wyjechał do Francji. Po wystawie oprowadzał nas pracownik Działu Oświatowego, pan Tomasz Drapała, który bardzo ciekawie opowiadał o zgromadzonych dziełach. W fachowy sposób opisywał eksponaty, więc bez trudności można było sobie wyobrazić jak w rzeczywistości wyglądają. Do kilku z nich przygotował tyflografiki wykonane z ceramiki, metalu, plastiku i papieru, co również ułatwiło zwiedzanie. && Znasz li ten kraj… - Bojkowie w Bieszczadach Bożena Lampart Pośród bieszczadzkich gór uwieńczonych łagodnymi połoninami, porośniętych lasami, w których znalazły schronienie niedźwiedzie, wilki i rysie, zostawili również swoje ślady Bojkowie - potomkowie Celtów. To lud pasterski przybywający z terenu Karpat w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca. Odcisków bytności grupy na terenie Bieszczad można doszukać się już w XV wieku. Tutaj żyli, uprawiali rolę, wypasali owce i bydło przez pięć stuleci, ażeby po zakończeniu II wojny światowej zostać wygnanymi na tereny dzisiejszej Ukrainy. Mieszkali w budynkach zwanych hyżami. To długie i wąskie drewniane domy, o małych okienkach i niskich drzwiach wejściowych, pokryte czterospadzistym dachem, na początku ze słomy a w późniejszym okresie z gontu. Hyże nie posiadały kominów, dopiero po I wojnie światowej przestały już być kurnymi chatami. Po przekroczeniu progu bojkowskiego domu wchodziło się do długiej i wąskiej sieni, z której wiodły wejścia do głównej izby i alkierza. W dalszej części znajdowały się pomieszczenia dla zwierząt hodowlanych oraz komórka z narzędziami rolniczymi; siano było gromadzone na strychu. W głównej izbie na klepisku ustawiano duży piec. To tutaj miało miejsce życie rodzinne, tutaj jedzono posiłki, myto się i spano. Turystów upojonych świeżym górskim powietrzem, podziwiających zaporę na Solinie, zaspokajających własne podniebienia lokalnymi potrawami ślady dawnych Bojków doprowadzą do Muzeum Kultury Duchowej i Materialnej Bojków w pobliskim Myczkowie. To budynek stojący przy drodze z Polańczyka do Leska z otynkowanymi na biało murami, uwieńczonymi skośnym, brązowym dachem. Okna i drzwi wejściowe są w tym samym kolorze. Nad drzwiami wejściowymi oczy przyciąga nazwa Muzeum w postaci dużych, drukowanych brązowych liter. Do wejścia od strony frontowej prowadzi kilka schodów, natomiast od strony parkingu można wejść z poziomu ziemi. Ponieważ budynek jest całkowicie dostosowany do potrzeb osób z dysfunkcjami, zadbano również o to, aby osoby niewidzące mogły dotykać eksponatów. Wewnątrz budynku zainstalowano windę, bowiem wystawa jest wyeksponowana na dwóch poziomach. W towarzystwie przewodnika opowiadającego o losach Bojków przechadzamy się wśród zgromadzonych pamiątek, słuchając i dotykając przedmiotów. Wielozmysłowy odbiór pozwala na przeżycie wzruszających chwil związanych z losem ludu wygnanego po 500-letniej obecności na tych terenach. Bojkowie byli ludem pracowitym, prostym i biednym, co wyrażają kolory noszonych przez nich ubrań. Dominował kolor biały, szary i czarny. Mężczyźni ubrani byli w płócienne białe spodnie, na które wykładali również białe koszule sięgające kolan. Na koszulę zakładano czarną lub szarą kamizelkę, a na głowie noszono czarny kapelusz. Natomiast kobiecy strój charakteryzował się czarną lub szarą długą spódnicą, na nią wykładano białą koszulę, przepasaną szarym fartuchem. Na głowie noszono chustę zawiązaną pod brodą lub z tyłu na karku. Ubrania dzieci były w podobnej tonacji. Celebracja dni świątecznych odbywała się w strojach zdobionych haftem krzyżykowym. Elementem zdobniczym były metalowe guziki lub aplikacje z kolorowego włókna. Jako że lud ów cechowała prostota, to i wyposażenie domu było praktyczne - żeby nie powiedzieć prymitywne - ale funkcjonalne. Na próżno szukać tutaj naczyń codziennego użytku. Na uwagę zasługuje stół kuchenny, przy którym jadano posiłki. Wyżłobione w blacie dziury w kształcie okrągłej miski zastępowały talerze. Członkowie rodziny zasiadali do wieczerzy na ławach. To nie wszystko, co zaskakujące w pomysłowości Bojków. Otóż blat na stole można było rozsunąć, aby następnie sięgnąć do skrzyni znajdującej się pod nim po gromadzoną żywność. Wodę ze źródła przynoszono w wiaderkach, po dwa z każdej strony drąga opartego na plecach. Następnie wlewano do przydomowej beczki, aby ponownie udać się po świeżą wodę. Narzędzia i meble od początku obecności Bojków w Bieszczadach były ociosywane, co nadawało im siermiężnego wyglądu. W dotyku wyczuwalne jest surowe drewno z licznymi drzazgami obecnymi na żarnach do mielenia zboża, kufrach, wiadrach; grabie, widły i łopaty są z drewnianymi końcówkami. Z upływem czasu meble i narzędzia poddane były obróbce heblem, co dało efekt wygładzenia. Na podstawie opowiadania przewodnika można się przekonać, co za niespodzianki kryją się jeszcze w Muzeum. Otóż jest tu zestaw szkolnych mebli imitujący klasę. Dotykamy szkolnej ławki z otworem na kałamarz i wyżłobieniem na stalówkę, która jest połączona z ławą do siedzenia; gdzie indziej natrafiamy na biurko nauczyciela, znacznie wyższe. Na nim stare wydanie elementarza. Meble są z blatem już wygładzonym, bo i powstanie szkół datuje się na późniejszy okres. Przy wtórze pieśni cerkiewnych wydobywających się z głośników turyści przemieszczają się pośród zgromadzonych pamiątek po dawno zapomnianym ludzie. Dzięki zapobiegliwości tutejszych mieszkańców zaangażowanych w kolekcjonowanie tychże śladów przez nauczyciela historii - Stanisława Drozda - wciąż obecnych. Zwiedzanie można zakończyć w kawiarni znajdującej się na tyłach Muzeum, gdzie właścicielka uraczy kawą po bojkowsku i ciasteczkami domowego wypieku. Tutaj można rozważać na temat sensu niszczenia śladów dawnych kultur, które wszakże tworzą historię naszego kraju. Z kulturą materialną Bojków można również zapoznać się w Muzeum Ludowym w Sanoku. Skansen zaprasza do odwiedzenia bojkowskich chałup - o zabudowie jednodachowej - wspomnianych wyżej hyży. Wstęp do Hyża nie jest zabroniony, zatem przy pomocy zmysłu dotyku i zgromadzonej na ten temat wiedzy zwiedzamy. Muzeum prezentuje też historię pozostałych grup zamieszkujących Bieszczady. Natomiast w Parku Miniatur Sakralnych w Myczkowcach turyści niepełnosprawni mogą poznać budowę cerkwi za pomocą dotyku. Te miniaturowe świątynie są osadzone na wysepkach wśród zieleni. Na ich obrzeżach z poziomu ziemi są dostępne dla wszystkich. Miniatury sięgają do wysokości półtora metra. Wodząc delikatnie palcami, dowiadujemy się, iż cerkwie na terenie Bieszczadów najczęściej zbudowane były na planie prostokąta. Są drewniane lub murowane. Na zewnątrz widoczne drzwi wejściowe oraz małe okienka, czasami przyozdobione witrażami. Dach jest zwieńczony kopułą lub kilkoma kopułami nachodzącymi na siebie. Mają kształt ostrokąta o czterech lub więcej ścianach. Na ostatniej kopule wyczuwalny jest krzyż. Kryte gontem lub gładką blachą. Mówiąc potocznie, nałożone na siebie kopuły kształtem przypominają peleryny. Cerkwie są niezwykle skromne. W tych bogatszych, bardziej okazałych, kopuły podparte są z poziomu ziemi arkadami ciągnącymi się wzdłuż ścian cerkwi. Jednak nasi bohaterowie, którym jest poświęcony ten tekst - Bojkowie - uczęszczali jedynie do tych skromniejszych. Wędrówki ludów przyczyniły się do powstania wielu kultur na terenie naszego kraju. Każda z nich jest bogata we własne tradycje, prawa - w tym prawo do wyznania, obrzędy. Warto szanować zwyczaje innych ludów, aby i nasze były szanowane. && Jak to było z zabawami Halina Kuropatnicka-Salamon W obecnie zabieganych, rozpędzonych czasach rzadko uświadamiamy sobie wartość zabawy, pierwotnej formy elementów kulturowych wszystkich narodów. Pozostawiamy tę rozrywkę dzieciom i młodzieży, wykreślając z własnej, dorosłej codzienności jej odprężającą funkcję, wyzwalającą humor i fantazję. Dawniej zabawy często satysfakcjonowały również osoby dojrzałe - będące, obok dzieci, ich licznymi autorami. Wiele wariantów zabawowych cechuje międzynarodowe, trwałe podobieństwo, np. Jaworowi ludzie, Czarny lud czy powszechny wśród słowian mariaż groteskowy o komarze, który spadł z dębu. Większość ma pochodzenie ludowe, wywodząc się z obrzędów, mitów, tańców obyczajowych. Niejednokrotnie w początkowej fazie pojawiał się zespół ruchów, z czasem dopiero wzbogacając się melodią i tekstem. Sceną gier, gadek, śpiewanek było zazwyczaj pastwisko. Rozgrywały się tu wszelkie patataje Na pana, Na chłopa oraz odliczanki Entliczek bądź klaskanki Kosi łapci. Szczególnie prędko popularyzowały się poematy rozkwitające, jak Służyłem u pana na pierwsze lato i bajki łańcuszkowe - Koza gruszki trzęsła. Pozwalały bowiem na swobodną improwizację i długotrwałe prowadzenie gry. Brak instrumentów muzycznych kompensowały wyrazy onomatopeiczne: trarara! dylu-dylu! bum-bum! Te z kolei wiązały się ze śpiewnie mówionymi rymowankami-prośbami: Biedroneczko, leć do nieba czy Ślimak, ślimak, wystaw rogi. Pozostałością tematyki łączącej się z kolebką są rozbudzanki - rzadkie dziś piosenki budzące - i kołysanki. Najstarsze w Europie zapisy tych ostatnich sięgają doby Edwarda II, a polskie notowania pojawiły się w XIX w. Kołysanki żyją jeszcze w prawie wszystkich domach. Rodzice zastanawiają się nieraz, dlaczego dzieciom nie wystarcza nucona melodia, lecz proszą one, żeby śpiewać ze słowami. Otóż tekst oddziaływuje na wyobraźnię słuchaczy. Utożsamiając się z bohaterami piosenki, dzieci przestawiają swoją stałą osobowość na wtórną, czyli kontynuują zabawę nieodzowną w ich rzeczywistości. W wielu zabawach zespołowych chętnie brały udział również dzieci niewidome przebywające w przedszkolach i internatach szkolnych. Interesujące są zabawy i gry dorosłych, ale to już osobny temat, wymagający szerszych omówień. && Galeria literacka z Homerem w tle && Irena Stopierzyńska Jest autorką sześciu tomików poetyckich. Kolejno ukazywały się: Z koszyka słów wybranych - 2004 r., Doskonałość Twą odgaduję - 2006 r., Powolne zmierzchanie błękitu - 2007 r., Pejzaże słowem oplecione - 2010 r., Pod łukami gotyckiej alei - 2012 r., Za oknem przemijania, za światła prostokątem - 2015 r. W 2016 r. ukazał się tom jej felietonów zatytułowany Wyprzęganie kultury. Natomiast najwcześniejszą pozycją książkową był wywiad-rzeka ze Stanisławą Grabską (doktorem teologii, znaną publicystką i autorką kilku książek o tematyce biblijnej) pt. Ciekawość nieba, ciekawość ziemi, wydaną przez Bibliotekę Więzi w 2000 r. Znacznie wcześniej, tuż po ukończeniu studiów filozoficznych na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, zainteresowała się dziennikarstwem. Zainteresowanie to pogłębiło się po ukończeniu kolejnych studiów w zakresie mass mediów na Uniwersytecie w Louvain w Belgii. Po powrocie do kraju dziennikarstwo stało się równorzędnym zajęciem z pracą zawodową w paru kolejnych instytucjach związanych z Ministerstwem Kultury i Sztuki. Od wielu lat jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W 2010 r. została przyjęta w poczet członków Związku Literatów Polskich. Od kilkunastu lat prowadzi spotkania grupy literackiej Poetica w Okręgu Mazowieckim PZN, z którą współpracują znani literaci i krytycy warszawscy. Współredaguje - jako z-ca redaktora naczelnego - wydawany przez Klub Twórczości ŻAR kwartalnik literacki Sekrety ŻARu. Od kilku lat ma swój stolik ze swoją poezją i prozą w sieciowym Saloniku Literackim Piotra Stanisława Króla (www.salonik-literacki.pl). && Wiersze Irena Stopierzyńska && Ulecz przeszłość, Panie! ulecz przeszłość naszą Ty możesz ją naprawić Ojcze Wszechmogący Panie umarłego czasu ogarnij swym współczuciem życie niepowrotne bliskich z naszych rodzin i licznych przyjaciół ich czas jest zamknięty toczył się jak po grudzie był naznaczony wojnami wysiedleniem ucieczką przed wywózką nie dla wszystkich udaną i porzucenie ojcowizny za cud zezwolenia na wyjazd pociągiem towarowym do Ziemi Obiecanej- do Polski a po wojnie Ziemie Odzyskane ograbione, częściowo zniszczone z trudem akceptowane stały się miejscem osiedlenia nowej pracy, nauki i nadziei mimo dłużącej się biedy wracają do mnie wspomnienia ze szkoły z lat dorastania i z opowieści szeptanych i te z Litwy w listach przemycanych a wszystko to zapisane na blaknących kartkach pamięci co z tymi, Panie, co odeszli? prócz kilku świętych kobiet większość to grzesznicy co szczerze się modlili nie lekceważąc dziedzictwa odświętnej pobożności lecz nie wiem, czy nie nazbyt mało życia poświęcali na ważne Twoje sprawy ale teraz niczego naprawić już nie mogą przyjmij modlitwy za nich o Stwórco nasz i Panie! czyż wielcy Twoi święci z Maryją, Matką Zbawiciela mogliby być niewysłuchani? z pewnością potok Twego miłosierdzia wylał się obficie na ich dusze obolałe. && Twój krzyż - jaki jest? nie z drzewa oliwkowego ślicznie wyrzeźbiony nie w marmurze wykuty ani z brązu odlany i nie z czystego złota przez mistrza wykonany a jednak cenny, jedyny nie do odstąpienia więc jaki jest? to pełne życia ciało stopniowo zamienia się w krzyż to w nim z zaskoczenia zakorzenia się ból pojawia się w stawach - sztywnieją i w kręgosłupie - dźwigać już nie może nawet gdy starannie unikasz cierpienia ono przywłaszcza sobie twoje ciało i to, co było sprawnością i umiejętnością zmienia się niedostrzegalnie na twoją nieporadność i niezdarny krok dostrzegasz że z głowy ociężałej pamięć się wymyka a własna tożsamość nie jest pewna siebie soczyste owoce nie są słodkie bez słońca ci, których kochasz czule cię otaczają troszczą się, pomagają lecz twój niepokój pozostaje z tobą teraz już odnajdujesz w sobie własny krzyż i rozumiesz wezwanie: Jeśli ktoś chce iść za Mną [...] niech weźmie swój krzyż i idzie śladem Moim. więc idź! ku nieogarnionej jasności i obiecanej radości... drogą twego wyzwolenia od twoich przewinień i długów nie do spłacenia i oto krzyż twój nagle znieruchomiał jak drzewo powalone na ruchliwej drodze zamilkł szept ściszony wznawiany lękiem co dzień przez nieustającą kaskadę niespokojnych wieści a twoje znaki zapytania zostały bez odpowiedzi bo nikt nie znał głębi twoich wątpliwości teraz już nie pytasz już wiesz najlepsze Boskie rozwiązania były prawdą twój ból się zapodział bezpowrotnie więc niektórym się zdaje że wszystko skończone... a o duszy wiedz tyle nie utraciła życia bo od początku nieśmiertelność otrzymała w darze. Wiersz został dokończony po wiadomości o śmierci mojej siostry, Krystyny. && Niepodległa czy na pewno niepodległa? kiedy wciąż podzielona poddana naszym kłótniom wzajemnym oskarżeniom zmyślonym podejrzeniom podległa siłom nas dzielącym które, jak zwykle, cieszą tych ze Wschodu i Zachodu… a my? chociaż wiemy że nam nie sprzyjają bez pardonu walczymy ze sobą czy po to by jeszcze raz na ich życzenie przegrać niepodległość? zaledwie urodzoną może zbyt wcześnie? a może spóźnioną? brak nam przywódcy by trafnym, mądrym słowem bez wąskich kalkulacji zjednoczył Polaków wielkim obowiązkiem zabiegania o dobro o dobro wspólne o zgodę i współdziałanie. && Kiedy zieleń buszuje kiedy w czerwcu wybujała zieleń rozpycha się, buszuje na leniwych ugorach na krzywiznach rowów i niekoszonych obrzeżach dróg zakwita paletą barw a podziemna sieć kłączy i splątanych korzeni walczy ze sobą o wilgoć wysysaną przez skwar - zaistniał początek lata... i gorączka przypomnień pojawić się może kiedy serce się tłukło o nieziszczalne a wzrok wnikliwie badał napotkane twarze przyrównując je do kliszy ukrywanych marzeń... my jednak już znamy zaczepki lata, obietnice i nieodzowny chłód jesieni co po nim następuje ta bujność zieleni ten pośpiech dojrzewania oglądamy spokojniej znosimy cierpliwie bo wiemy, że po zbiorach i owocowaniu pozostaje trudne wytężone trwanie... && Stare jabłonie i tym razem przetrzymały zimę jeszcze wysokie nie tak rozłożyste jak dawniej bo usychały im niektóre ramiona nie byłam pewna czy jeszcze je zobaczę czy odnajdę w sadzie dawne zachwycenie słodycz zapachów i rozsłonecznienie... dostrzegłam drzewa w lekkim stały drżeniu w kwitnieniu w owadzim brzęczeniu z przyspieszonym oddechem jakby nie dowierzały że kilka wschodów i zachodów słońca wystarczy by delikatne kwiaty przeistoczyć w sypiących się płatków konfetti - w jawną zapowiedź że jesień jeszcze zbierze kosze krągłych antonówek... potem wedrą się do sadu ostrza pił i sekatorów by odciąć co zmurszałe i chore bo ogrodnik liczy na przyszły zbiór a nie dba o starych gałęzi zasługi... za jakiś czas te jabłonie usłyszą: żegnajcie! bo nadeszła dla sadu pora na nowe nasadzenia... && Nasze sprawy && Łatwo zaproponować, trudniej wykonać. Gromadzenie i wymiana doświadczeń Stanisław Kotowski W bieżącym odcinku omówię zadanie proponowane dla konfederacji organizacji pozarządowych działających na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem, polegające na gromadzeniu doświadczeń i organizowaniu ich wymiany. Uważam, że mogłoby to przyczynić się do poprawy pracy stowarzyszonych organizacji, unikania błędów popełnianych przez innych i do lepszego zaspokajania potrzeb osób niewidomych i słabowidzących. W Polsce jest kilkadziesiąt lub więcej stowarzyszeń i fundacji działających na rzecz niewidomych i słabowidzących. Wiele z nich podejmuje takie same zadania. W ten sposób niejednokrotnie walczą one nie tylko o pieniądze, ale również o osoby, na rzecz których działają. Bywa, że jakichś szkoleń organizuje się więcej niż jest chętnych do brania w nich udziału. Natomiast są i takie potrzeby, których nikt nie zaspokaja. Niektóre organizacje zajmują się realizacją zadań, których nie podejmują inne stowarzyszenia i fundacje, np. dostarczanie niewidomym prasy ogólnodostępnej, produkcja książek mówionych i brajlowskich oraz audiodeskrypcja. Organizacje te nie potrzebują wymiany doświadczeń. Wymiana potrzebna jest wielu organizacjom realizującym takie same zadania. Im przydałaby się możliwość łatwego zapoznawania się z metodami pracy, metodami załatwiania spraw, ich dokumentowania itp. Rozproszenie organizacyjne powoduje nadmierne nasycenie realizacją jednych zadań i całkowite albo prawie całkowite pomijanie innych. W takim przypadku przydałaby się koordynacja prac. Przydałaby się, ale nie jest możliwa. Nie pozwolą na to ambicje, doświadczenia i przekonania o znaczeniu własnej pracy aktywistów działających w różnych organizacjach. Dlatego konfederacja nie powinna podejmować się tego zadania. Może natomiast popularyzować doświadczenia i osiągnięcia zrzeszonych organizacji. Może też pokazywać różne potrzeby i zachęcać do podejmowania starań o ich zaspokajanie. Tak sformułowane cele nie powinny budzić sprzeciwu, a jednak... Kiedyś w rocznych sprawozdaniach z działalności PZN-u zamieszczałem tabele, w których porównywałem poziomy zaspokajania potrzeb. Porównywałem liczby zapomóg, skierowań wczasowych, prewentoryjnych i sanatoryjnych, rehabilitowanych niewidomych, zaopatrzenie w sprzęt rehabilitacyjny. W moim zamyśle miało to prowadzić do poprawy pracy we wszystkich okręgach. Rezultat był taki, że posypały się skargi, bo to niby w każdym okręgu są inne warunki, których porównywać nie można, no i ówczesny szef Związku zakazał mi tej działalności. Dyrektorzy i prezesi okręgów nie mogli pogodzić się, że w jakiejś dziedzinie robią mniej niż inni. Kiedyś powstała wielka dyskusja między szefami dwóch okręgów. Szefowa jednego z nich bardzo dbała o pomoc niewidomym i słabowidzącym dzieciom, rozwijała działalność na ich rzecz. Szef sąsiedniego okręgu rozwijał na szeroką skalę turystykę. I nie było w tym nic złego, bo jedna i druga działalność była potrzebna. Sęk w tym, że oboje działacze twierdzili, że na ich terenie są właśnie takie potrzeby. No i pewnie były, ale nie oznacza to, że w jednym z nich nie było niewidomych i słabowidzących dzieci, a w drugim nie było chętnych do uprawiania turystyki. Fakt, że w jednym okręgu kładziono duży nacisk na turystykę a w drugim na pomoc dzieciom, nie wynikał z potrzeb członków tylko z zainteresowań ich szefów. Jeżeli w ramach jednego stowarzyszenia nie można zaspokajać różnych potrzeb na podobnym poziomie, gdyż zależy to od zainteresowań działaczy a nie od obiektywnych potrzeb, to jakież różnice muszą występować w kilkudziesięciu różnych organizacjach. Raz jeszcze podkreślam, że nie jest czymś złym występowanie różnic w tym, że jedna organizacja zajmuje się szkoleniem psów przewodników a inna woli wypady z kijkami za miasto. Jednak nadrzędnym celem działalności powinna być różnorodna pomoc najsłabszym, którzy sobie nie radzą z rozwiązywaniem najważniejszych problemów życiowych. Wszystko inne, chociaż bardzo ważne, powinno znaleźć się na drugim planie. Naturalne jest, że ludzie chętniej zajmują się tym, co ich interesuje, w czym łatwiej osiągnąć sukces, czym można się pochwalić. Przyzwyczajają się do swojej działalności i uważają ją za najważniejszą. Z tych względów nie może być mowy o koordynacji działań, ale i wymiana doświadczeń łatwa nie jest. Są działacze bardzo ambitni, którzy nie dopuszczają możliwości, że ktoś inny jest równie dobry albo i lepszy. Niejednokrotnie uważają, że wszystko wiedzą najlepiej, nie odczuwają potrzeby pogłębiania wiedzy tyflologicznej ani żadnej innej. Niektórzy skłonni są uznać za wroga każdego, kto chciałby im coś podpowiadać, nie mówiąc już o zwracaniu uwagi na ich niedociągnięcia. Dlatego organizację i metody wymiany doświadczeń trzeba dobrze przemyśleć i z wielkim taktem docierać z nimi do środowiskowych działaczy. Zgromadzona wiedza powinna być łatwo dostępna drogą internetową, w brajlu i w powiększonym druku. Powinny to być krótkie, przejrzyste opracowania poszczególnych tematów. Powinno być zorganizowane poradnictwo, w ramach którego wyspecjalizowani działacze, może pracownicy, omawialiby z chętnymi różne zagadnienia pracy na rzecz niewidomych i słabowidzących, udzielali rad, dyskutowali, przekonywali. Dobrze by było, gdyby konfederacja mogła ułatwiać zdobywanie pieniędzy na bardzo potrzebne a niepopularne zadania. Takim zadaniem jest na przykład pomoc samotnym niewidomym w załatwianiu codziennych spraw, zakupów, wizyt u lekarzy, spacerów i możliwości porozmawiania. Jest wiele potrzeb - wyjścia do teatru, do filharmonii, do stowarzyszenia, które organizuje imprezy towarzyskie, turystyczne, artystyczne, okolicznościowe. Wielu nie może korzystać z tej działalności, bo potrzebują pomocy przewodnika, towarzystwa osoby zaufanej, życzliwości. Jest to naprawdę bardzo cenna pomoc, ale zarazem bardzo trudna. Można spotkać się z podejrzliwością, pretensjami a nawet z niesprawiedliwymi oskarżeniami. Taka pomoc nie zawsze byłaby doceniana. Poza tym trudno ją ująć w sprawozdaniach, trudno się nią pochwalić, jest mało efektowna. Co innego udany rajd, udział w koncercie, spotkanie przy pączkach i kawie. Łatwiej to zorganizować i łatwiej wykazać się działalnością. Wymiana doświadczeń bardzo potrzebna jest również w dziedzinie udzielania pomocy rodzicom, którym rodzą się dzieci z uszkodzonym wzrokiem oraz osobom nowo ociemniałym. Rodzice i nowo ociemniali są przerażeni, zagubieni, bezradni. Bardzo potrzebują pomocy, na którą nie zawsze mogą liczyć. Potrzeby w wymienionych dziedzinach występują w całym kraju, a nie wszędzie są stowarzyszenia, które podejmują taką działalność. Oczywiście, konieczne jest rozwiązanie wielu problemów związanych z wymianą doświadczeń i rozwijaniem bardzo potrzebnej, ale trudnej działalności. Jest to zadanie władz postulowanej konfederacji. Łatwiej pomagać tym, którzy ubiegają się o pomoc, znacznie trudniej tym, którzy potrzebują pomocy i nawet nie wiedzą, że jest ona możliwa, gdzie się o nią starać i o jaką pomoc. Działalność na rzecz takich osób powinna stać się przedmiotem troski konfederacji. Nie jest to gotowy plan działania. Jest to apel do wszystkich, którzy chcą pomagać najsłabszym, żeby zastanowili się nad możliwościami takiej pomocy. Warto zwrócić uwagę, że to, co jest bardzo potrzebne, najczęściej trudne jest do osiągnięcia. Jednak niewidomi w przeszłości wykazali, że wiele potrafią, wiele mogą, a przede wszystkim są zdolni do postawienia dobra ogólnego ponad własne interesy. Jeżeli byli w przeszłości, to chyba nie ma powodów zakładać, że obecnie podobnych nie ma zupełnie. Dawni działacze podejmowali i rozwiązywali bardzo trudne problemy, zwłaszcza w pierwszym okresie rozwoju ruchu niewidomych. Może więc znajdą się ich naśladowcy. && Nie umieją, ale może się nauczą Jerzy Ogonowski Kiedy na początku nowego ustroju po raz pierwszy został powołany przez Ministra Polityki Społecznej, Jacka Kuronia, Pełnomocnik ds. Osób Niepełnosprawnych, jednym z pierwszych jego stwierdzeń, jeżeli w ogóle nie pierwszym, było, iż na tym się nie zna, ale się nauczy. Potem, żeby sobie pewnie tę naukę ułatwić, uznał, że niepełnosprawnych należy traktować łącznie, nie ma co dzielić na takich i owakich. No i miał taką ideę, może wcale niezłą, że należy stworzyć liczne organizacje osób niepełnosprawnych, a potem się sfederować. Sprawa teraz jak gdyby wróciła, tym razem na naszych łamach, za sprawą Stanisława Kotowskiego, a co z tego wyjdzie, zobaczymy. Nie chodzi mi o to, aby polemizować z pierwszym pełnomocnikiem Urbanikiem ani z Kotowskim: pierwszy raczej nauczyć się nie zdążył, bo czasy mknęły jak błyskawica; a drugi znał wszystko z autopsji i uczyć się nie musiał. Jeżeli jedno dodać do drugiego i podzielić przez dwa celem wyliczenia średniej, to wychodzi średnio na jeża i dalej nic nie wiadomo. Tak czy siak, pomyśleć, poprzewidywać, poproponować i pozastanawiać się zawsze warto i to będzie poniżej, bo nawet jeżeli na przyszłości się nie znam, to przecież mogę się w trakcie tego myślenia i pisania nauczyć. Czego, na razie trudno powiedzieć, ale jak nie bardzo wiadomo, co robić, to lepiej robić cokolwiek niż nic, jak poucza legenda o dwóch żabach, które wpadły do śmietany: wygrała ta, która, szamocząc się bezładnie, ubiła grudkę masła i wyskoczyła na zewnątrz. W wyniku przełomu ustrojowego, o którym niekiedy mówi się, że go nie było, a ja nieraz sobie myślę, że był to bunt lokai według Gombrowicza (patrz Operetka wymienionego pisarza), powstało całe mnóstwo stowarzyszeń o przeróżnym charakterze, zależnie od tego, na co udało się każdemu z nich wydębić od władz pieniądze. Jednym z licznych pierwszych było Towarzystwo Przyjaciół Dzieci Niewidomych działające przy Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym Dzieci Niewidomych we Wrocławiu, któremu miałem zaszczyt przez pewien czas prezesować. W pewnym momencie wystąpiliśmy o pieniądze do władz na jedną z działalności przez Towarzystwo prowadzoną, a kiedy po pewnym czasie zwróciłem się do tychże władz (już nie pamiętam, kto to był) z zapytaniem, co z naszym podaniem, otrzymałem mniej więcej taką odpowiedź: Pozbierajcie się w końcu w jakieś jedno duże stowarzyszenie i wtedy będzie wiadomo, co komu i jak. A teraz, a to jeden chce tego, drugi owego, a skąd my mamy wiedzieć, kto chce lepszego i czyje jest ważniejsze. Ale od Jacka Kuronia, który przecież o te nowe władze i zasady walczył i w tej walce niejedno wycierpiał, dostaliśmy niezłą dotację. Było też i tak, że zareagowaliśmy na prośbę stowarzyszenia z Łodzi odnośnie operacji okulistycznej jakiejś dziewczynki. Kiedy nasz delegat pojechał tam dowiedzieć się, co i jak, usłyszał, że jeszcze nie wiadomo, czy operacja będzie, ale pieniądze możemy dać. Dość specyficzny charakter miało z kolei stowarzyszenie Klub Inteligencji Niewidomej, które skupiało grupę nieliczną (na pograniczu zdolności do utworzenia stowarzyszenia), ale podejmowało nietypowe działania (np.: darmowe wyjścia do teatru poprzez bezpośrednie kontakty z jego dyrektorem, niepraktykowane podówczas przez PZN), spotkania z ciekawymi ludźmi, ale także stypendium na kształcenie niewidomego śpiewaka, który prowadzi działalność artystyczną do dziś, nauczanie obsługi komputera, szkolenia w zakresie kosmetyków, spotkania z niewidomymi twórcami, muzykami, recytatorami itp.; przy czym jedne imprezy były bardziej, drugie mniej udane. Klub nastawiony był raczej na inicjatywę poszczególnych członków, a jako stowarzyszenie zajmował się stroną organizacyjną i administracyjną. Powstał z inicjatywy Napoleona Mitraszewskiego, a że skupiał nieliczne grono zainteresowanych, po odejściu na zawsze części z nich, popadł w uśpienie, bo łatwiej jest coś u nas założyć niż porządnie zlikwidować, zwłaszcza kiedy trzeba pokryć jakieś koszty i straty na zakończenie. Powstające i znikające czy też zasypiające stowarzyszenia niepełnosprawnych lub działające na ich rzecz wykazują wielką dynamikę tegoż powstawania i znikania. I myliłby się ten, kto by sądził, że wynika to z jakiejś formy słomianego zapału twórców założycieli. Przyczyna żywotności krótkiej, czasem mocno aktywnej a czasem nieaktywnej, tkwi na zewnątrz. Chodzi o to, że pozyskiwanie środków na zwykle ograniczone i wyszczególnione względnie ściśle działalności pozyskuje się w drodze konkursu. W praktyce nie ma żadnej pewności, że dana sprawa spotka się z uznaniem bliżej nieznanych jurorów czy też nie. Stąd można kilka razy zdobywać środki bez problemu, a potem nagle ich nie dostać. A jeżeli tak, to w momencie nieudanego podejścia stowarzyszenie może utracić pracowników, a tym samym kolejny konkurs staje się tym bardziej nie do wygrania. Jedno w tym jest pewne: nie ma praktycznie możliwości zdobycia większego doświadczenia w danej dziedzinie, jeżeli środki za kilka lat mogą przestać wpływać. Ponadto prowadzenie całej działalności wymaga nie byle jakiej wiedzy, można zatem popełnić pewne błędy bez złej woli i narazić się na duże straty. Wszystko to działa dokładnie przeciwnie w porównaniu z Polskim Związkiem Niewidomych z przeszłości. Z przeszłości, bowiem problemy konkursowo-manewrowo-manipulacyjne, oparte o przypadkowość i często skomplikowane regulaminy, już dawno dotknęły także i tę organizację. PZN tak w rozkwicie socjalizmu, jak i po jego przekwitnięciu, był organizacją monopolistyczną, w której koncentrowała się praktycznie cała działalność dotycząca niepełnosprawnych ze względu na wzrok. Władze dzięki temu nie musiały się martwić, komu co przyznać, co wyraziło się w przytoczonym przeze mnie na wstępie przykładzie dotyczącym Towarzystwa Przyjaciół Dzieci Niewidomych. Tak więc każdą sprawę przekazywano tej organizacji, a ta z kolei występowała o stosowne środki i prowadziła działalność, jak umiała. Była też mocno administracyjnie rozbudowana, stwarzając równocześnie pewną ilość nieźle płatnych stanowisk pracy. Jak każda struktura społeczna PZN miał swoje wady, przyczynił się jednak bardzo poważnie do aktywizacji niewidomych, tak zawodowej i społecznej, jak i w zakresie kształcenia, sportu i w ogóle rehabilitacji. I nie sądzę, aby można było uczciwie powiedzieć, że obecne małe, często efemeryczne stowarzyszenia, tamtej organizacji pod względem osiągnięć i skuteczności dorównują. Pora by zatem już była na przeanalizowanie sytuacji poprzedniej i obecnej oraz na poszukanie rozwiązania optymalnego, po odrzuceniu tych działań i stanów, które w obydwu rozwiązaniach były złe, a doskonalenie tych, które w obydwu formach były dobre i skuteczne. Ale o tym postaram się coś powiedzieć już w następnym odcinku, a jeśli jeszcze nie umiem, to się nauczę. && Z moich doświadczeń. O rehabilitacji niewidomych w Niemczech Marek Michałek Mieszkam w Niemczech od prawie 38 lat, więc bardzo chętnie wypowiem się na temat. Możliwe, że nie o wszystkim jestem dobrze poinformowany, zatem napiszę o tym, czego sam doświadczyłem. Do Niemiec przyjechałem w roku 1981, krótko przed stanem wojennym w Polsce. Miałem wtedy 18 lat. Nie byłem w ogóle samodzielny. Białą laską nie umiałem się posługiwać. Podobnie, nie potrafiłem wykonywać zwykłych czynności codziennego życia jak: jedzenie przy pomocy noża i widelca czy zwykła przepierka ręczna. Niemcy stwierdzili, że niezależnie od tego, czy wrócę do Polski, czy nie, muszę uczestniczyć koniecznie w kursie rehabilitacyjnym. Kurs orientacji przestrzennej prowadzony był przez trzy czy cztery miesiące. Ponieważ widzę na prawe oko trochę światła, miałem przydzielone zarówno godziny rano jak i wieczorem. Na początku kursu Trener sprawdza, ile się jeszcze widzi i dopasowuje wszystko do potrzeb niewidomego. Ważne jest, żeby nadal w pełni korzystać z resztek widzenia, które się posiada, nawet jeśli są to, jak w moim przypadku, bardzo szczątkowe resztki wzroku. Kurs kończy się egzaminem. Pamiętam, że gdy go zdawałem, Trener zostawił mnie gdzieś w nieznanym miejscu, pokazał, w którym kierunku jest centrum miasta i powiedział mi, w jakiej kawiarni się spotkamy. Od tego momentu musiałem iść już sam, wszystkie chwyty były dozwolone. Mogłem się każdego pytać o drogę; najważniejsze było to, żeby dojść do celu. Podczas tego egzaminu zaczęło strasznie padać. Jak już się spotkałem z moim Trenerem w kawiarni, to powiedział mi, że już zaczął na mnie kląć siarczyście w duchu, bo ja poszedłem zupełnie okrężną drogą, a on przez to całkowicie przemókł. Egzamin zdałem, dostałem również dokument potwierdzający ukończenie kursu; dokument ten przechowuję do dziś. W tym dokumencie jest napisane, że ukończyłem kurs orientacji przestrzennej i jestem upoważniony do samodzielnego poruszania się w ruchu ulicznym. To oczywiście były lata osiemdziesiąte. Kurs finansuje kasa chorych. Każdy, kto ukończy powyższy kurs, ma prawo, w razie pogorszenia się stanu wzroku, do odbycia następnego. Nie jest się w tym momencie pozostawionym samemu sobie. Następnym kursem, w którym wziąłem udział był kurs LPF (Lebenspraktische Fähigkeiten), w dosłownym tłumaczeniu: Praktyczne Czynności Życiowe. Chodzi w nim o naukę samodzielnego prania, gotowania czy sprzątania. Ja nauczyłem się również prawidłowego posługiwania się widelcem i nożem. Kurs ten także jest finansowany, jeśli nie przez kasę chorych to przez tzw. pomoc integracyjną. Niewidomi w Niemczech otrzymują tzw. Blindengeld tzn. finansowe wsparcie dla niewidomych. To świadczenie pieniężne jest przyznawane dożywotnio. Jeśli jest się na zasiłku dla bezrobotnych lub na rencie socjalnej, to otrzymuje się dodatkowo jeszcze Blindenhilfe tzw. pomoc dla niewidomych. Pomoc dla niewidomych nie jest wolna od podatku. Jeśli się przekroczy dochody, a granica wynosi obecnie 5000 €, to pieniądze te mogą zostać odebrane. Pieniądze dla niewidomych są nieopodatkowane. Z tych pieniędzy niewidomy może kupować niezbędne pomoce, opłacać takie usługi, jak: przejazdy taksówkami, sprzątanie mieszkania oraz finansować inną pomoc w sytuacji, w której sobie sam nie radzi. Pieniądze dla niewidomych są wypłacane w różnej wysokości w poszczególnych landach. Obecnie Niemiecki Związek Niewidomych walczy o to, żeby ta stawka była taka sama dla wszystkich landów i żeby była dostosowana do potrzeb niewidomych w całych Niemczech. Jeśli jest się członkiem Niemieckiego Związku Niewidomych, to płaci się składki. W ramach tych składek można też opłacić ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej. Ja z tego ubezpieczenia korzystam i naprawdę jest to opłacalne. Kiedyś potrącił mnie samochód, leżałem w szpitalu i miałem krwiaka mózgu. Na szczęście sam się wchłonął. Jednak już następnego dnia po wypadku dostałem pismo od prawnika kierowcy z informacją, że jego auto jest uszkodzone i czy moje ubezpieczenie nie mogłoby pokryć kosztów naprawy tego samochodu? Na szczęście Związek Niewidomych opłacił to wszystko. Jeśli chodzi o sprzęt niezbędny dla niewidomych, kasa chorych opłaca niektóre pomoce. Białą laskę dostaje się na receptę. Kiedy potrzebuję nowej linijki brajlowskiej czy programu udźwiękawiającego, kasa chorych za to płaci, pod warunkiem, że okulista wypisze to na receptę. Jeśli chodzi o specjalistyczne programy, jak np. Jaws, to są one z reguły finansowane. Piszę z reguły, bo moja kasa chorych robi czasami z tym problemy. Kasa chorych ma umowy z konkretnymi firmami i nie zawsze chce pokryć koszty produktu pochodzącego z innej firmy. To się zdarza. Na szczęście każdy członek Związku Niewidomych ma przyznaną bezpłatną pomoc prawną. Ja już wiele razy korzystałem z takiej pomocy i zawsze z dobrym skutkiem. To w zasadzie wszystko, co mam na ten temat do powiedzenia. Jeśli Czytelnicy mieliby jakiekolwiek pytania, postaram się wówczas na nie odpowiedzieć. && Jesienne tęsknoty Iwona Włodarczyk Pod koniec długiej zimy z utęsknieniem czekamy na wiosnę, która niesie ze sobą ciepło, ale również to, co dla oczu jest najbardziej korzystne, a mianowicie mnóstwo zieleni. Lato to przede wszystkim słońce oraz wyjazdy na wczasy, krótsze lub dłuższe wypady nad jeziora czy morze, wędrówki po górach lub leśnych ostępach. Ci, którzy widzą, mogą podziwiać niepowtarzalne widoki, zachwycać się różnorodnością barw, a piękno otaczającego świata staje się ucztą dla ich oczu. Lato się kończy i nadchodzi jesień, a wraz z nią kończą się wojaże i wraca codzienna rutyna. Obowiązki zaczynają pochłaniać nasz czas, dni stają się krótsze, liście z zielonych zaczynają mienić się różnymi kolorami i opadać z drzew. To właśnie wtedy częściej niż zwykle dostrzegamy szybki upływ czasu. Tak jak szybko przemijają pory roku, tak samo szybko przeminął mój czas widzenia, po którym nastała ciemność, i to ona zrzucając swoją kurtynę, odcięła mnie od oglądania wszystkich barw oraz tego, co mnie otacza. Dla mnie od wielu lat jesień niesie z sobą tęsknotę za tym, co jest już poza mną, a co wciąż gości w moich wspomnieniach. Ciemności towarzyszącej mi każdego dnia nie udało się jednak pokonać obrazów, jakie utkwiły w mojej pamięci i w zimne jesienne dni powracają one do mnie, niosąc ze sobą tęsknotę. Widoki ośnieżonych gór, sarna pasąca się na polanie, pszczoły na kwiatach lipy, błękit nieba, po którym płyną białe chmury, krople deszczu spływające po szybie, czy bocian niosący w dziobie żabę do gniazda - to tylko niewielka część tego, co dane mi było kiedyś zobaczyć na własne oczy, a co do dziś pozostało w mojej głowie. Z pomocą córek staram się odczarować ciemność i dzięki ich słownym opisom odtwarzam w wyobraźni to, co one widzą oczami; jednak pomimo wszystko tęsknota za ujrzeniem tych obrazów na własne oczy pozostaje. Z nostalgią wspominam czasy, kiedy to z koszykiem w ręku wyruszałam do lasu na grzyby, czy samodzielnie podróżowałam i w trakcie swoich licznych wypraw mogłam oglądać krajobrazy zmieniające się za oknami jadącego autobusu lub pociągu. Wdzięczna więc jestem losowi za każdy dzień widzenia, bo dzięki temu obecnie mogę powracać do tych chwil, które już się nigdy nie powtórzą i choć moje oczy już odpoczywają, to na ten odpoczynek zapracowały, przekazując do mojej pamięci skarby, z których mogę korzystać każdego dnia. Osoby, które od urodzenia nie widzą, nie mogą wiedzieć, co to jest błękit nieba czy zieleń traw; ja natomiast miałam to szczęście, że je widziałam i wystarczy, abym uruchomiła swoją wyobraźnię, a wspomnienia powrócą i tak jest z wieloma innymi rzeczami. Żeby jednak nie było tak łatwo, to jest również coś, czego pomimo najlepszych chęci i pomocy innych żadną miarą nie zdołam osiągnąć, a jest to obserwacja fizycznych zmian, jakie zachodzą w człowieku. Właśnie tęsknota za zobaczeniem najbliższych sprawia, że z moich niewidzących oczu nieraz płynie niejedna łza. Gdy nadchodzą takie łzawe chwile, powtarzam sobie, że nie ja jedna jestem pozbawiona widzenia oczami, a mam to szczęście, że dzieci, pomimo iż ich nie widzę, są przy mnie i wtedy staram się patrzeć sercem. Na pocieszenie mówię sobie i innym, że przynajmniej nie muszę oglądać tego wszystkiego, co by mi się nie spodobało. Każdy człowiek za czymś tęskni, więc moje jesienne tęsknoty nie są niczym wyjątkowym; z pewnością Czytelników Sześciopunktu również one nie omijają i w tym miejscu życzę wszystkim, aby każda, nieważne czy ta mała, czy duża tęsknota czytającym te słowa się spełniła. && Poranny motywator pogodowy Tomasz Matczak Pod koniec sierpnia nieuchronność nadciągających zmian w pogodzie nastraja mnie melancholijnie. Za ostatnimi dniami lata czai się już jesień, a w oddali, może jeszcze nie całkiem widoczna, lecz na pewno mgliście obecna, zima. Obie te pory roku nie są moimi ulubionymi ze względu na aurę. Co prawda jesień może być czasem złotą i polską, ale prędzej czy później zestarzeje się w dżdżystą, ponurą, deszczową i chłodnoporankową. Zima za to... Ech, zima to śnieg! Tak, wiem, ostatnimi czasy jakby mniej białego puchu, ale mimo wszystko zalega on na chodnikach, uliczkach i w zaułkach. Rokrocznie zima zaskakuje drogowców, a niewidomych, no, może nie generalizujmy, a więc niech będzie, że mnie, wprawia w orientacyjno-przestrzenne zakłopotanie. Całkiem niedawno pokusiłem się o pogodową systematyzację pod kątem uciążliwości zjawisk. Zastanawiałem się nad wpływem warunków atmosferycznych na mobilność homo sapiens w aspekcie pełno i niepełnosprawności. Tak, już widzę zniechęcone miny Czytelników! Może nawet niektórzy pukają się w czoło? Cóż, ja już taki nieco szalony jestem i różne pomysły przychodzą mi do głowy. Przeprowadzona analiza zaowocowała jednym ciekawym wnioskiem. To znaczy ciekawym z mojego punktu widzenia, bo może już wcześniej tę Amerykę ktoś odkrył. Może tak, ale raczej nikt tego nie opisał, a już na pewno ja nie natknąłem się na takową publikację. Zauważyłem bowiem, że jest pewne zjawisko atmosferyczne, które uprzykrza życie widzącym, a jest obojętne dla niewidomych. Uznałem to za ciekawe, bo zwykle to właśnie nas nazywa się niepełnosprawnymi, a więc takimi, którym żyje się trudniej. W aspekcie wspomnianego zjawiska pogodowego to my jesteśmy na pierwszym miejscu i bijemy całą resztę ludzkości na głowę! Nim przejdę do analizy, pomyśl sam, drogi Czytelniku, co też mogłoby to być? Nie, nie chodzi o deszcz. Ten wkurza widzących i niewidomych tak samo. Silna ulewa nie tylko ogranicza widoczność, ale i wpływa ujemnie na warunki akustyczne. Szum deszczu, kaptur na głowie lub parasol, mokry świst opon samochodowych na asfalcie, to wszystko zakłóca nam orientację. Nie chodzi także o śnieg, bo on, prócz ograniczenia widoczności, potrafi zawalić drogi i chodniki, utrudniając poruszanie się wszystkim bez wyjątku. Gdy ustaną jego opady, widzący zyskują nad nami przewagę. My zaś mozolnie brniemy przez zaspy z białymi laskami, które daremnie szukają twardego betonu chodnika. Silny wiatr potrafi wkurzać każdego. Wyginające się parasolki, rzucana na lewo i prawo podmuchami laska, świst w uszach, każdy to zna! Kierowcy muszą uważać na drogach, a my mieć się na baczności na chodnikach. O gradzie nie wspomnę. Lubi ktoś? Nie sądzę. No chyba, że siedząc w domu i słuchając grzechotu lodowych odłamków lecących z nieba. Ten chrzęst jest wszechobecny i na ulicy totalnie zakłóca dźwięki! Co jeszcze zostało? Mgła! Tak, mgła i to właśnie ona nam nie przeszkadza, utrudniając jednocześnie życie widzącym! Oczywiście cały czas mam na myśli aspekt orientacji przestrzennej. Gdy jest mgła, to zwykle nie ma wiatru, a więc w uszach nam nie huczy, nie pada deszcz ani śnieg, czyli dla nas warunki idealne. Gorzej z widzącymi! Kierowcy klną, piloci klną, kontrolerzy lotów zamykają lotniska, a przechodnie błądzą. Dla nas mgła to pestka! Czy jest gęsta, czy rzadka, mokra czy sucha, w ogóle jakakolwiek jest, to dla nas jej nie ma! Tu powinny zabrzmieć fanfary. Całe te filozoficzne przemyślenia pogodowe wezbrały we mnie pewnego dnia o 4:45, gdy mój apple watch poinformował mnie, że na zewnątrz jest dziesięć stopni i mgła. To właśnie wtedy uśmiechnąłem się i pomyślałem: Mgła? A co mi tam mgła! Niech się widzący martwią! i dotarło do mnie, że to chyba jedyna sytuacja pogodowa, gdy mój brak wzroku jest handycapem, a nie utrudnieniem. Czasem ludzie pytają mnie, czy fakt bycia niewidomym niesie ze sobą jakieś plusy? Zwykle trochę humorystycznie odpowiadam, że płacę niższe rachunki za światło. Jakoś nigdy nie pomyślałem, że obecność mgły jest dla mnie zupełnie obojętna. Co prawda ona także wpływa na tło dźwiękowe, ale nie tak destruktywnie, jak grzechot gradu czy szum ulewy. Mglisty dzień jest dla mnie pod względem orientacji taki sam, jak każdy inny. Tylko widzący wtedy marudzą. Może to nic wielkiego, a może komuś taka świadomość poprawi rano humor? Nie żeby być złośliwym i cynicznie wywyższać się nad błądzących we mgle widzących, ale po prostu i zwyczajnie uświadomić sobie, że są dni, gdy tak zwani pełnosprawni orientują się w przestrzeni gorzej. Taki malutki motywator poranny. && Z uśmiechem przez życie && Z życia wzięte Helena Albin Byłam jeszcze bardzo młoda a tramwaj na rynku w Chorzowie - bardzo stary. Drzwi otwierały się naprzeciwko siebie. Pewnego dnia wsiadłam jednymi drzwiami, zrobiłam trzy kroki i wypadłam drugimi na chodnik. Na szczęście, tylko trochę się potłukłam... *** Była piękna, majowa niedziela w Laskach. Spacerowałam z moją przyjaciółką Terenią wzdłuż lasu. Oczywiście byłyśmy odświętnie ubrane. Zagadałyśmy się bardzo i nie zauważyłyśmy, że jakoś zboczyłyśmy w las i... zakończyłyśmy nasze ploteczki w dużym dole ze śmieciami. Proszę sobie wyobrazić, jak musiałyśmy wyglądać po wydostaniu się z tego śmieciowiska. *** Mój znajomy przechodził na drugą stronę ulicy. Niechcący potrącił kogoś, więc grzecznie przeprosił. W odpowiedzi usłyszał głośne parsknięcie konia. Jak się okazało, to koń stał przy chodniku z wozem wyładowanym ziemniakami. && Listy od Czytelników Droga Redakcjo! Pisząc po raz drugi do Waszego czasopisma - miesięcznika Sześciopunkt, serdecznie dziękuję za opublikowanie mojego listu w tegorocznym lutowym numerze. Bardzo się ucieszyłem z odzewu telefonicznego kilku osób czytających ten miesięcznik. W liście prosiłem o wydanie w brajlu części Pisma Świętego, których jeszcze nie posiadałem. Otrzymałem je z duszpasterstwa niewidomych od Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża z Warszawy z ulicy Piwnej. Serdecznie za to dziękuję Siostrom, paniom - Urszuli ze Szczecinka, Danucie z Połczyna, Marii z Warszawy, Krystynie z Żuromina i panu Grzegorzowi z Brodnicy. Wyżej wymienione osoby bardzo serdecznie pozdrawiam i dziękuję za nawiązany kontakt listowny i telefoniczny. Bardzo sobie cenię kontakty z ludźmi, rozmowy i listy. Mogę w ten sposób wymienić myśli, dowiedzieć się różnych ciekawych rzeczy. Dziękuję Redakcji za publikacje na temat zdrowia, bo one mnie bardzo ciekawią. Z niecierpliwością czekam na następne. Pozdrawiam Redakcję i Czytelników i życzę wszystkiego dobrego. Organista, muzyk Adam Skorża && Szanowna Redakcjo! Pragnę gorąco podziękować za umieszczenie na łamach Magazynu Sześciopunkt w rubryce Listy od Czytelników notatki sporządzonej przez panią Hannę Pasterny na temat tegorocznej edycji konkursu Lady D - Damy Niepełnosprawności. Nie ukrywam, że to dla mnie kolejny wzruszający moment, podobny do emocji towarzyszących mi podczas wręczania dyplomu za aktywność w środowisku osób niepełnosprawnych. Wszystkim Paniom biorącym udział w tymże konkursie trzeba oddać, iż są to osoby bardzo zaangażowane a zarazem bardzo skromne. Sama uroczystość natomiast jest dość widowiskowa, lecz także pełna humoru i swobodnej atmosfery. Poruszających momentów również nie zabrakło. Nie trzeba przypominać, iż każda aktywność to doskonała forma rehabilitacji. Warto nawiązywać kontakty i znajomości z innymi ludźmi, co również prowadzi do zaznaczania naszej obecności w środowisku społecznym. Zachęcam wszystkich do kreatywności, bo nasze zasoby są duże, trzeba je tylko uruchomić. Z podziękowaniami Bożena Lampart && Jeszcze o naszym piśmie Braille’a Ktoś powiedział, że kto czyta, żyje dwa razy i to jest prawda. Nie wyobrażam sobie życia bez książki. Gdy czytam moją brajlowską książkę, wtedy żyję całkowicie w świecie moich bohaterów. Zapominam o własnych troskach i zmartwieniach. Jestem absolutnie spokojna. Posiadam także urządzenie Czytak. Aktorzy czytają pięknie, ale ja wolę czytać sama. Zwracam uwagę na trudniejsze wyrazy i zapamiętuję pisownię. Mam 90 lat, już jestem długo na emeryturze. Będąc sama, nie mam wiele obowiązków, mam więc dużo czasu na czytanie, z czego się bardzo cieszę. Dawniej była praca zawodowa, wychowywanie dzieci, praca społeczna. Na lekturę zostawało niestety mało czasu. Tabliczkę, rysik i papier mam zawsze pod ręką. Obecnie pismo Braille’a zostało odsunięte na bok przez technikę komputerów, tabletów, komórek wszechwiedzących. Ja uczyłam się w Laskach, gdzie po wojnie nie było pomocy naukowych ani książek do nauki. Mieliśmy mądrych, dobrych i ofiarnych nauczycieli. Notatki z wykładów pisałyśmy w grubych, zapisanych zwykłym drukiem zeszytach, które przysyłali nam uczniowie z Warszawy. Obecnym uczniom to się na pewno w głowie nie mieści. Wiele już pisano o piśmie Braille’a i dobrze, i źle. Ja pragnę dołączyć mój przyjazny i serdeczny głos na ten temat. Podziwiam cudowną, mądrą technikę, która ułatwia i naukę i pracę. Lecz z szacunkiem pochylam się nad naszym starym pismem brajlowskim, nad naszymi książkami i chwała jego wynalazcy! Helena Albin && Nestor PZN w Muszynie - wczasy z rehabilitacją Rok temu po raz pierwszy pojechałem do Muszyny, do Ośrodka Wypoczynkowo-Rehabilitacyjnego PZN Nestor, gdzie spędziłem dwa tygodnie na turnusie i chętnie wracam tam myślą ponownie. Cztery lata temu w wieku 28 lat straciłem wzrok w wypadku i od tej pory integruję się ze środowiskiem osób niewidomych i słabowidzących. W lipcu tego roku wybrałem się na wczasy do Nestora z 23-osobową grupą z koła PZN w Jaworznie. Trasę 240 km pokonaliśmy busem w przyjaznej atmosferze i czas podróży szybko mi upłynął. W Ośrodku dostałem pokój na 2 piętrze, który spełnił moje oczekiwania. Było czysto, ściany odświeżone, na podłodze panele. W pokoju była łazienka, czajnik, radio, telewizor, ręcznik. Po zakwaterowaniu spotkaliśmy się z dyrektorem, który przywitał naszą grupę i opowiedział, co znajduje się na terenie Ośrodka. W budynku jest jadalnia z pysznym jedzeniem i miłą obsługą, sala kominkowa, gdzie można grać w ping-ponga i bilard, a także jest duży taras i telewizor z kablówką. W kawiarni zorganizowano wieczorek zapoznawczy z muzyką na żywo oraz słodką niespodzianką. W ogródku jest oczko wodne, dąb zasadzony przez żołnierzy na pamiątkę otwarcia Ośrodka dla ociemniałych żołnierzy w 1936 roku oraz 3 altany z grillem, w których można też wypić kawę. Mieliśmy możliwość pójścia na wycieczkę pieszą z przewodnikiem do ogrodu sensorycznego oraz biblijnego i ruin zamku, skąd można zobaczyć panoramę Muszyny. Sporo spacerowałem, a moja dzienna średnia ilość kroków wynosiła 16000. Regularnie odwiedzałem pijalnię wód mineralnych i budkę, gdzie kupowałem oscypki, które uwielbiam. Po ustaleniu zabiegów z lekarzem dostałem kartę zabiegową i codziennie po śniadaniu chodziłem na zabiegi świadczone w bazie zabiegowej Ośrodka. Z poziomu rehabilitacji jestem bardzo zadowolony. W połowie turnusu w altance była kolacja-grill z muzyką regionalną na żywo. Góral grał na akordeonie i śpiewał, a w przerwach opowiadał kawały i zabawiał gości. Najczęściej na spacery chodziłem do parku nad rzekę Szczawnik, gdzie jest siłownia na powietrzu, na której można aktywnie spędzić czas. Polecam Nestora innym osobom, które cenią sobie ciszę, spokój i aktywny wypoczynek. Ja na pewno tam jeszcze przyjadę, bo mam miłe wspomnienia związane z Nestorem oraz z całą Muszyną. Damian Szczepanik && Ogłoszenia VIII Ogólnopolski Festiwal Twórczości Osób Niepełnosprawnych FART Serdecznie zapraszamy do udziału w VIII Festiwalu Twórczości Osób Niepełnosprawnych na temat Bądź moim Przyjacielem. Czekamy na prace w siedmiu kategoriach (muzyka, taniec, teatr, rękodzieło, plastyka, fotografia i twórczość literacka) do 11 października br. Koncert Galowy i wręczenie nagród odbędzie się 28 listopada br. w Bydgoszczy. Niech praca artystyczna i sam Festiwal będzie radosnym czasem odkrywania piękna przyjaźni! Osoba służąca pomocą w temacie Festiwalu: Kamila Muszyńska, kontakt: kamila.muszynska@wiatrak.org.pl, nr tel.: 52 32 34 826, 52 32 34 824. Regulamin i formularz zgłoszeniowy na stronie https://wiatrak.org.pl/viii-ogolnopolski-festiwal-tworczosci-osob-niepelnosprawnych-fart/. Fundacja Wiatrak ul. Bołtucia 7 85-796 Bydgoszcz