Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449-6154

Nr 2/47/2020
luty

Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95D/2
20-706 Lublin
Tel.: 697-121-728

Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608-096-099
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Spis treści

Od redakcji

Zima - Ewelina Ludwiczak

Co w prawie piszczy

Wiadomo o ile wzrosną renty. Rząd przyjął projekt ustawy - Beata Dązbłaż

Anomalia systemu wsparcia osób niepełnosprawnych - Bożena Lampart

Nowy Pełnomocnik Paweł Wdówik: może się opozycja irytować, bo im nigdy nie wyszło - Mateusz Różański

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Grypa - konieczność szczepień - dr Stanisław Rokicki

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

Szczypta wiedzy o jajkach - Alicja Cyrcan

Kuchnia po naszemu

Ze starej Książki kucharskiej Zofii Zawistowskiej - Wanda Nastarowicz

Z polszczyzną za pan brat

Młodzieżowe słowo roku - Tomasz Matczak

Kropka nienawiści - Tomasz Matczak

Z poradnika psychologa

Jak radzić sobie ze stresem? - Małgorzata Gruszka

Rehabilitacja kulturalnie

Dziennikarstwo po omacku - Radosław Nowicki

Warto posłuchać - Izabela Szcześniak

Kultura w Lublinie - Ireneusz Kaczmarczyk

Jak pięknie żyć - Ballada cygańska - Wanda Nastarowicz

Światowy Festiwal Piosenki Osób Niewidomych Głos z serca - Damian Szczepanik

Galeria literacka z Homerem w tle

Reinkarnacja - Andrzej Liczmonik

Nasze sprawy

Tak, ale... Wybory w związku słabowidzących - Stary Kocur

Dostępność a podróże pociągiem i samolotem - Paweł Wrzesień

Darwinowska chęć przetrwania - Bożena Lampart

Z uśmiechem przez życie

Niewidomy w kościele - Teresa Dederko

Listy od Czytelników

Ogłoszenia

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Z radością informujemy o wyborze nowego Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych. To zaszczytne, ale i trudne stanowisko objął Paweł Wdówik, świetnie znający problemy naszego środowiska. Nowemu pełnomocnikowi z całego serca gratulujemy.

Wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu narażeni jesteśmy na stresujące sytuacje. Jak radzić sobie ze stresem przeczytamy w Poradniku psychologa. W dziale Rehabilitacja kulturalnie zamieszczamy recenzje i relacje z imprez kulturalnych. W Galerii literackiej publikujemy opowiadanie znanego autora. Wszystkim, którzy lubią podróże, polecamy artykuł o dostępności podróżowania zamieszczony w dziale Nasze sprawy. Zachęcamy również do odwiedzenia gospodarstwa domowego i kuchni po niewidomemu.

Dziękujemy za wszystkie listy i opinie przysyłane do redakcji.

Życzymy ciekawej lektury.

Zespół redakcyjny

<<<powrót do spisu treści

&&

Zima

Ewelina Ludwiczak

Tak trudno dziś nam czekać na wiosnę,
gdy śnieg milczącą snuje kotarę
tłumi w nas wszystkie myśli radosne
przywraca w zamian wspomnienia zbyt stare

Biały wiatr jak bluszcz nas oplata,
gasząc śmiech mroźnym domysłów strumieniem,
miesiące zimowe mijają jak lata,
razi świat bielą, chłodzi milczeniem

Kotłuje się śnieg o ciepło zazdrosny
marzniemy potulnie w mroźnych przestrzeniach
i ciężko nam dziś nie tęsknić do wiosny,
gdy nadzieja się tli w słabych słońca promieniach

<<<powrót do spisu treści

&&

Co w prawie piszczy

&&

Wiadomo o ile wzrosną renty. Rząd przyjął projekt ustawy

Beata Dązbłaż

23 grudnia 2019 r. Rząd przyjął projekt ustawy, z której wynika, że waloryzacja rent i emerytur w 2020 r. nie będzie mniejsza niż 70 zł brutto. Wzrośnie także kwota najniższej renty i emerytury.

Rada Ministrów informuje, że od 1 marca 2020 r. wszystkie renty i emerytury wzrosną o 3,24 proc., jednak nie mniej niż o 70 zł brutto. Wyższą podwyżkę niż wynikającą z prognozowanego wskaźnika 103,24 proc. otrzyma ok. 6,2 mln emerytów i rencistów. Są to osoby, których świadczenie nie przekracza 2160,49 zł brutto.

Wzrosną także najniższe emerytury i renty:

Dodatki do rent i emerytur będą podwyższone procentowym wskaźnikiem waloryzacji.

Rząd szacuje, że koszt tych rozwiązań wyniesie 9,1 mld zł.

Źródło: www.niepelnosprawni.pl, 23.12.2019

<<<powrót do spisu treści

&&

Anomalia systemu wsparcia osób niepełnosprawnych

Bożena Lampart

Każde wsparcie budzi dobre emocje, ponieważ jest oznaką szlachetności. W zależności od potrzeby istnieją różne sposoby wspomagania. Ewidentnie, najbardziej sugestywne jest wsparcie materialne.

Bez znaczenia, czy zakładana, czy wywalczona protestami w naszym państwie zrodziła się idea wsparcia materialnego osób niepełnosprawnych. Podatnicy o wysokich dochodach przekazują na rzecz osób o szczególnych potrzebach część tychże środków. Gromadzone są one w Solidarnościowym Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych. Zgodnie z jego założeniami środki materialne miały być przeznaczone na potrzeby naszego środowiska. Dlatego dość zasadnym pociągnięciem było stworzenie programu Dostępność Plus, obejmującego chociażby poprawienie dostępności instytucji publicznych do potrzeb osób z dysfunkcjami, opieka wytchnieniowa dla opiekunów lub powstanie programu Asystent Osobisty Osoby Niepełnosprawnej, etc.

Ponadto, wypracowano program wsparcia dla osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji w postaci świadczenia uzupełniającego do 500 złotych miesięcznie, pod nazwą 500 Plus. Czyż to nie wspaniałe?

Niewątpliwie tak.

Pod koniec ubiegłego roku pojawiły się pierwsze zwiastuny na temat podniesienia najniższej emerytury/renty od marca 2020 roku z 1100 do 1200 złotych brutto. Podwyżce towarzyszyła będzie, jak co roku, rewaloryzacja.

Wydawać by się mogło, iż nie ma powodu do narzekania. Pojawił się jednak niepokój o wysokość niedawno przyznanego dodatku 500 Plus. Łaskawy rozum beneficjentów podpowiedział, że jeśli nie będzie waloryzacji progu podatkowego dla 500 Plus, wynoszącego 1600 złotych brutto miesięcznie, jego wysokość może ulec niekorzystnej zmianie.

Jako, że matematyka na całym świecie jest taka sama, łatwo obliczyć, że osoby otrzymujące dotychczas dodatek w pełnej wysokości, od marca 2020 roku będą otrzymywały pomniejszony o 100 złotych. Natomiast osoby, których łączny miesięczny dochód przekroczy 1600 złotych brutto, nie będą go otrzymywały wcale.

Niezadowolenie społeczne doprowadziło do zmian w nowelizacji systemu przyznawania emerytur/rent pokrywanych z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. W związku z czym, próg dochodowy osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji zostanie podniesiony z 1600 do 1700 złotych brutto.

Jeśli proponowane autopoprawki wejdą w życie, wówczas osoby dotychczas otrzymujące świadczenie uzupełniające w pełnej wysokości, będą go nadal otrzymywały. Co do osób których wspomniane świadczenie wynosi do 100 złotych miesięcznie, uzyskają je w takiej samej wysokości. Można o tym przeczytać więcej w artykule Katarzyny Wójcik Wyższy próg przy 500 plus dla niepełnosprawnych - Sejm przyjął nowelizację ustawy o emeryturach i rentach z FUS (12.01.2020 r., https://www.rp.pl/Niepelnosprawni/301129958-Wyzszy-prog-przy-500-plus-dla-niepelnosprawnych---Sejm-przyjal-nowelizacje-ustawy-o-emeryturach-i-rentach-z-FUS.html?fbclid=IwAR1jz3UP4x9DhB7kGG01IfL3Yry4kR-De1bW0wsCukAWDIIM7ZKiE_H7lh0).

Jakby nie było dosyć żonglerki naszymi emocjami, okazało się, że ze środków materialnych zgromadzonych w Solidarnościowym Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych, będą korzystali wszyscy emeryci i renciści, zdolni do samodzielnej egzystencji czy pracy dodatkowej, w postaci 13-stej emerytury w 2020 roku, żeby nie wymieniać innych zdarzeń losowych. W wyniku takiej decyzji organizacje pozarządowe i jednostki indywidualne poczęły manifestować niezadowolenie. Osoby niepełnosprawne, a raczej nasze potrzeby, zrównano z potrzebami osób zdolnych do samodzielnej egzystencji.

To może i niepełnosprawność będzie nam odebrana?

Warto być pilnym obserwatorem zmian w systemie wsparcia, które w kredycie życzliwości nam dedykowano. Nagromadzonych przez lata potrzeb jest nieskończenie wiele. Toteż upominajmy się o swoje.

<<<powrót do spisu treści

&&

Nowy Pełnomocnik Paweł Wdówik: może się opozycja irytować, bo im nigdy nie wyszło

Mateusz Różański

- Ten rząd wykonał ruch, którego nie zrobił nikt przedtem. Zauważono, że osoba z niepełnosprawnością to nie jest tylko osoba całkowicie niesamodzielna, która potrzebuje świadczeń - jest też całe mnóstwo osób aktywnych zawodowo, społecznie i rodzinnie - powiedział podczas briefingu prasowego w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nowy pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych, Paweł Wdówik. 10 stycznia w Ministerstwie Rodziny Pracy i Polityki Społecznej odbyło się uroczyste wręczenie nominacji do Rady Nadzorczej PFRON, przy okazji przedstawiciele Funduszu i Ministerstwa zaprezentowali efekty swojej działalności, a także plany na nadchodzący rok.

Prawie 330 tys. osób ze świadczeniem uzupełniającym

- Te ostatnie cztery lata to czas potężnego wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami - mówiła minister Marlena Maląg. Zarówno powstanie Solidarnościowego Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych - dziś Funduszu Solidarnościowego, z którego finansowane są różne programy. Powstały one i funkcjonują dzięki konsultacjom ze środowiskiem osób niepełnosprawnych. Są to: opieka wytchnieniowa, powstawanie centrów opiekuńczo-mieszkalnych czy usługi opiekuńcze. Te programy funkcjonują i funkcjonować będą - zapewniła minister.

Marlena Maląg odniosła się też do stworzenia świadczenia uzupełniającego - tzw. 500 plus dla osób niesamodzielnych, którego próg dochodowy został podniesiony w związku z waloryzacją rent i emerytur. Przy okazji padła też informacja, że świadczenie to zostało już wypłacone 328 tys. osobom.

Kroki milowe

Briefing po rozdaniu nominacji był też okazją dla Pawła Wdówika, nowego pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych i zarazem pierwszej osoby niewidomej na tym stanowisku do zaprezentowania swoich poglądów i planów.

Paweł Wdówik zaczął od pochwały programu Dostępność plus:

- Ten rząd wykonał ruch, którego nie zrobił nikt przedtem. Zauważono, że osoba z niepełnosprawnością to nie jest tylko osoba całkowicie niesamodzielna, która potrzebuje świadczeń - jest też całe mnóstwo osób aktywnych zawodowo, społecznie i rodzinnie. One chcą mieć dostęp do kultury, do transportu publicznego, do wypoczynku. Chcą realizować swoje prawa obywatelskie - mówił.

Nowy pełnomocnik podkreślił, że to właśnie program Dostępność plus był dla niego głównym argumentem za dołączeniem do rządu Prawa i Sprawiedliwości.

- Ten program nie został tylko uchwalony, ale i jest wdrażany poprzez Ustawę o dostępności cyfrowej i Ustawę o zapewnianiu dostępności dla osób ze szczególnymi potrzebami. Są to kroki milowe, które czynią nas, osoby z niepełnosprawnością, podmiotem a nie przedmiotem - kontynuował wypowiedź.

Zdaniem Pawła Wdówika program Dostępność plus sprawia, że osoby z niepełnosprawnością zaczynają odgrywać w społeczeństwie taką samą rolę jak inni obywatele.

Więcej na placówki

- Nie chcę też, żeby osoby najbardziej potrzebujące pomyślały, że nadeszły dla nich złe czasy, bo przyszedł Wdówik i będzie wywracał wszystko do góry nogami. Dostrzegam, że są ludzie, którzy bez stałego wsparcia nie mogą funkcjonować - mówił.

Pełnomocnik podkreślił wzrost wsparcia materialnego dla Warsztatów Terapii Zajęciowej, Zakładów Aktywności Zawodowej i Środowiskowych Domów Samopomocy. Finansowanie tych ostatnich wynosi w tej chwili 1752 złote na osobę miesięcznie, czyli o 500 złotych więcej niż 4 lata temu. Paweł Wdówik przypomniał też o stworzeniu nowego typu ŚDS typu D dla osób z autyzmem i ze sprzężeniami, które mogą otrzymać kwotę o 30 procent większą.

Fundusz Solidarnościowy z większym budżetem

- Może się opozycja irytować, bo im nigdy nie wyszło - powiedział pełnomocnik, który odniósł się też do zmian w Funduszu Solidarnościowym. - Sprawdziłem sobie dane i wyszło mi, że kwota, która była przewidziana na potrzeby osób niepełnosprawnych, czyli pierwotnie około 2 miliardów złotych, obecnie wynosi 4 miliardy. Jeśli ktoś z opozycji powie dziennikarzom, że rząd coś zabrał, to jest to po prostu nieprawda.

Jako swoje najważniejsze cele minister Paweł Wdówik wymienił wdrażanie Konwencji o Prawach Osób z Niepełnosprawnością.

- Osoby niepełnosprawne to nie są biorcy świadczeń, to są obywatele, którzy chcą normalnie żyć i do tego będziemy dążyć - powiedział na koniec swojej wypowiedzi nowy pełnomocnik.

Jego poprzednik, a obecnie prezes PFRON Krzysztof Michałkiewicz poinformował, że planowany na ten rok budżet Funduszu wyniesie 6,3 miliarda złotych. Z tego 300 milionów zł. otrzymają organizacje pozarządowe wspierające osoby z niepełnosprawnością, a ponad 200 milionów zł zostanie wydanych na programy Rady Nadzorczej PFRON.

Źródło: www.niepelnosprawni.pl, 10.01.2020

<<<powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

&&

Grypa - konieczność szczepień

dr Stanisław Rokicki

Ze szczepień przeciwko grypie korzysta około 4% naszego społeczeństwa, co nas plasuje na szarym końcu wśród narodów Europy. Przez szczepienie wspomagamy nasze organizmy w walce z zakażeniami wirusem grypy, co może nas ustrzec przed pojawieniem się wielu poważnych powikłań.

Zdarzają się zachorowania na grypę pomimo wykonanych szczepień (wirus grypy podlega częstym mutacjom, czyli zmianom), ale przebieg wtedy jest znacznie łagodniejszy i bez groźnych powikłań.

Może się również zdarzyć, że osoba zaszczepiona przeciwko grypie zaraziła się innym wirusem układu oddechowego, a zakażenie to wywołuje podobne objawy co grypa. Stąd często mylne przekonanie, że mimo szczepienia zachorowaliśmy na grypę.

Również personel medyczny powinien się szczepić przeciwko grypie. W Stanach Zjednoczonych żaden z pracowników medycznych nie zostanie wpuszczony do przychodni, jeżeli nie jest zaszczepiony.

Nie wolno zniechęcać ludzi do szczepienia przeciwko grypie, co czynią też niestety niektórzy lekarze, wprowadzając pacjentów w błąd. Częstym przykładem mogą być kobiety w ciąży, które słyszą w niektórych gabinetach lekarskich i od tak zwanych bliskich sobie osób, że szczepienia przeciwko grypie mogą mieć negatywny wpływ na nienarodzone jeszcze dziecko. Kobiety w ciąży mogą bezpiecznie dla dziecka się szczepić, jak podkreślają prawdziwe autorytety w wiarygodnym świecie nauki i to na każdym etapie ciąży - od pierwszych dni. Wiarygodne badania naukowe, co należy grubą kreską podkreślić, nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że kobiety w ciąży bezpiecznie dla jeszcze nienarodzonego dziecka mogą i powinny się zaszczepić przeciwko sezonowej grypie. Szczepionka zmniejsza ryzyko zachorowania i chroni przed wystąpieniem ewentualnych powikłań ciąży związanych z zakażeniem wirusem sezonowej grypy.

Również przeciwko grypie mogą i powinni się szczepić chorzy na nowotwory i osoby po przeszczepach. W tym przypadku odpowiedni termin szczepienia powinien być ustalony z lekarzem prowadzącym, dlatego iż nowotwory są objawem choroby naszego układu odpornościowego, a u osób po przeszczepach odporność jest osłabiona, co wynika z konieczności przyjmowania leków zapobiegających odrzuceniu przeszczepu. Szczepionka przeciwko grypie zmniejsza również ryzyko wystąpienia zaostrzeń przewlekłych chorób takich jak astma oskrzelowa czy przewlekła obturacyjna choroba płuc. Szczepienie to jest szczególnie wskazane u osób z chorobami sercowo-naczyniowymi i w przypadku chorych na cukrzycę. We wszystkich tych grupach społecznych zachorowanie na grypę wiąże się ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia powikłań, w tym również śmierci.

Szczepienie przeciwko grypie jest szczególnie zalecane także dzieciom do 4. roku życia oraz seniorom po 65. roku życia a także osobom z innymi przewlekłymi chorobami.

Szczepienie to wskazane jest wszystkim dorosłym i dzieciom od 6. tygodnia życia. Dzieci są częstym źródłem zakażeń ludzi starszych i osób z chorobami przewlekłymi. W obecnym sezonie grypowym dostępna jest również szczepionka w aerozolu do stosowania donosowego.

<<<powrót do spisu treści

&&

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

&&

Szczypta wiedzy o jajkach

Alicja Cyrcan

Jajka są zdrowe, wartościowe odżywczo i bardzo smaczne. Warto je kupować oraz spożywać w każdym wieku. Do wyboru mamy jaja kurze, przepiórcze, strusie, perlicze, indycze, gęsie oraz kacze. Najczęściej kupowane przez konsumentów są jaja kurze. Co zatem powinniśmy wiedzieć, zanim włożymy je do koszyka z naszymi zakupami?

Sposób chowu kur

W sklepach mamy do wyboru jaja z chowu klatkowego, ściółkowego, z wolnego wybiegu oraz ekologiczne.

Jaja z chowu klatkowego pochodzą od kur trzymanych w specjalnych klatkach. Kury te nie mają dostępu do świeżego powietrza ani naturalnego środowiska. Często przebywają w zbyt małych, przepełnionych klatkach, co wywołuje u nich duży stres.

Jajka z chowu ściółkowego pochodzą od kur trzymanych w zamkniętych pomieszczeniach, w których mogą swobodnie się przemieszczać. Kury z tej hodowli mają swobodny dostęp do wody, paszy oraz ściółki.

Jaja z wolnego wybiegu pochodzą od kur, które mają ciągły dostęp do dużego wybiegu na świeżym powietrzu. Kury swobodnie przemieszczają się, dzięki temu ich dieta jest urozmaicona i bogata w naturalną roślinność. Kury z takiej hodowli są silne i rzadziej chorują.

Jajka ekologiczne pochodzą z ekologicznych hodowli, w których do karmienia kur stosuje się specjalnie przygotowaną paszę ekologiczną. Nie używa się pasz modyfikowanych genetycznie ani antybiotyków. Kury mają swobodny dostęp do wybiegu na zewnątrz, w nocy przebywają w pomieszczeniach o dużej powierzchni.

Wielkość jajek

Jaja ze względu na wielkość dzieli się na cztery klasy wagowe:

Symbole jaj

Jaja ze względu na sposób chowu kur zostały oznaczone następującymi symbolami:

Dodatkowe informacje

Na skorupce każdego jaja znajdziemy 11-cyfrowy kod stworzony według wzoru: X-YY-ZZZZZZZZ. Symbole oznaczają:

Czy wiecie, że…

<<<powrót do spisu treści

&&

Kuchnia po naszemu

&&

Ze starej Książki kucharskiej Zofii Zawistowskiej

Wanda Nastarowicz

Fakt, to stara książka, ale wartościowa ze względu na wstęp, który napisała pani Urszula Niesiołowska. Dla osób, które rozpoczynają samodzielną pracę w kuchni po utracie wzroku lub dla początkujących gospodyń, ten wstęp jest bardzo cenny. Zawiera instrukcje krojenia mięsa, siekania zieleniny, utrzymania czystości w kuchni i wiele innych porad.

Książka jest zbudowana w ten sposób, że po wstępie dla niewidomych użytkowników zamieszczony jest tekst autorki, w którym pisze ona o przygotowywaniu posiłków, łączeniu składników spożywczych, wartościach odżywczych i kalorycznych. Następnie omówiony jest sposób podawania posiłków. W dalszej części znajdują się rozdziały dotyczące potraw przyrządzanych z poszczególnych rodzajów produktów. Na początku każdego rozdziału podane są dokładne zalecenia i wskazówki co do mycia, oczyszczania, obróbki cieplnej i przechowywania poszczególnych produktów. Ostatnia część książki to przepisy kulinarne. Znajdziemy tu przepisy m.in. na: potrawy mięsne (mięsa gotowane, mięsa smażone, mięsa duszone, mięsa pieczone), potrawy mączne, mleczne, z jarzyn, owoców itd.

Poza tym książka zawiera również takie rozdziały jak: posiłki jednodaniowe, sosy zimne i gorące, napoje zimne i gorące, zakąski zimne i gorące oraz dodatki, wypieki słodkie i słone, desery zimne i gorące, kalendarz żywienia, przekąski na wycieczki, dania na weekendy, urlopy pod namiotem, higiena i estetyka pomieszczenia.

Przepisy kulinarne zamieszczone w tej książce są adekwatne do warunków panujących w latach 70. i 80. Nie wszystkie też są dostosowane do możliwości osób niewidomych. Kilka spośród nich przytoczę dla orientacji Czytelników.

<<<powrót do spisu treści

&&

Napój z mleka i buraków

Składniki:

Wykonanie

Kwas buraczany połączyć z roztrzepanym zsiadłym mlekiem, mieszając trzepaczką lub w mikserze, dodać szczypiorek, doprawić do smaku solą. Podawać po ochłodzeniu.

<<<powrót do spisu treści

&&

Kura lub indyk gotowany

Wykonanie

Drób gotowany przyrządzamy w ten sam sposób co inne mięsa. Drób gotowany podaje się z dodatkiem sosu pietruszkowego lub koperkowego, zaprawionego żółtkiem lub śmietanką czy mlekiem skondensowanym. Odpowiednimi dodatkami do drobiu gotowanego, poza ryżem ugotowanym na sypko lub kaszką krakowską, są borówki, przecier z jabłek, zielona sałata czy mizeria. Gotowany drób można podawać również na zimno w galarecie lub oblany majonezem.

<<<powrót do spisu treści

&&

Surówka z groszku zielonego

Składniki:

Wykonanie

Wyłuskany groszek opłukać, osączyć, wyłożyć na salaterkę, oprószyć solą, pieprzem i drobno posiekanym czosnkiem, polać sosem majonezowym i posypać zielonym koperkiem.

Piszę ten tekst już po świętach Bożego Narodzenia i Nowym Roku. W lodówce mam tylko chrzan i jutro rano wyruszam po zaopatrzenie. Duże zakupy robię prawie zawsze z osobą wzrokowo sprawną. Przed wyjściem z domu zapisuję brajlem, sprawdzając, co już się skończyło w szafkach, szufladkach i pojemnikach. Notuję grupami: chemia, warzywa, owoce, mięso, wędliny, nabiał, przyprawy, używki... Takie duże zakupy robimy raz na tydzień lub dwa. Te drobne produkty nabywam często w ramach spaceru z psem, około 4 km. Nawet na duże miasto to spora odległość, ale jest przyjemnie.

Żeby nasze zakupy były sensowne, musimy zastanowić się nad tym, co byśmy zjedli. A w tym pomagają książki kucharskie.

Obecnie telewizja wprost zalewa nas różnego typu programami kulinarnymi, z których niewidoma gospodyni niewiele ma pożytku. Nie wiemy co i w jakiej ilości ląduje w garze czy na patelni, ile sypie się przypraw itp., a zatem dobra książka kucharska jest niezbędna.

Dzisiaj moja kartka jeszcze jest pusta, nie mogę trafić w rodzinne i swoje gusta... Używki jeszcze są, a lodówka pusta.

I na koniec na serio: szczerze zachęcam początkujące gospodynie domowe i nie tylko do zapoznania się z Książką kucharską autorstwa Zofii Zawistowskiej.

Źródło: Zofia Zawistowska Książka kucharska. Całość w 4 tomach. Wydał: Polski Związek Niewidomych Zakład Wydawnictw i Nagrań, Warszawa 1987 r. Przedruk brajlowski z wydawnictwa: Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1970 r.

<<<powrót do spisu treści

&&

Z polszczyzną za pan brat

&&

Młodzieżowe słowo roku

Tomasz Matczak

Ach, ta dzisiejsza młodzież!

Któż z dorosłych nie wzdychał znacząco nad pomysłami nastolatków? Ileż to książek napisano o nich, iluż to specjalistów wypowiadało się na ten temat! Młodzież jest także interesująca z punktu widzenia językoznawczego. Na tyle interesująca, iż Wydawnictwo Naukowe PWN od kilku już lat organizuje plebiscyt na młodzieżowe słowo roku. Propozycje są nadsyłane drogą elektroniczną, a wyboru dokonuje profesjonalne jury. Dotychczas odbyły się cztery edycje tego konkursu.

Słowem roku 2019 według jury został rzeczownik alternatywka. Pozostałe miejsca na podium zajęły także rzeczowniki, odpowiednio jesieniara oraz eluwina. Szczerze powiedziawszy, po odczytaniu werdyktu zastanawiałem się, co one tak naprawdę oznaczają? Do grona młodzieży zaliczałem się jakieś trzydzieści pięć lat temu, więc obecnie raczej operuję innym słownictwem. Na szczęście jury nie tylko ogłasza werdykt, ale także wyjaśnia znaczenie zwycięskich słów.

Alternatywka - jest określeniem dziewczyny o alternatywnych upodobaniach i zachowaniach. Wydawać by się mogło, że słowo jesieniara - ze względu na żeńską końcówkę -a - będzie także przyporządkowane płci pięknej, ale czego to nasza młodzież nie wymyśli! Wbrew intuicji jesieniara nie ma przynależności płciowej i może oznaczać zarówno kobietę/dziewczynę, jak i chłopaka/mężczyznę, czyli osobę uwielbiającą jesień, a co za tym idzie związane z tym jesienne czynności, jak wylegiwanie się pod kocem z kubkiem dowolnego gorącego napoju w ręku. Moim zdaniem najciekawszy w tym gronie jest rzeczownik eluwina. Nijak nie potrafiłem go sam przyporządkować jakiemukolwiek znaczeniu. Okazało się to powitaniem, czyli zamiennikiem dobrze znanych: cześć, dzień dobry czy bardziej nowoczesnego siema. Eluwina to efekt przekształcenia halo/elo.

I co, drogi Czytelniku? Czyż młodzież to nie frapująca kopalnia językoznawcza?

Czasami mam wrażenie, że gdybym znalazł się w gronie nastolatków, którzy nie bacząc na moje siwe włosy, traktowaliby mnie jak kolegę, to potrzebowałbym tłumacza, aby się z nimi porozumieć!

Dziękuję za uwagę.

Narazicho!

<<<powrót do spisu treści

&&

Kropka nienawiści

Tomasz Matczak

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia, skądinąd to święta miłości, moja wspaniała małżonka zagadnęła mnie dość niewinnie:

- Słyszałeś o kropce nienawiści?

Nie słyszałem, więc odparłem szczerze, że nie. Za to mój dziewiętnastoletni syn natychmiast włączył się do dyskusji. On oczywiście słyszał! A Szanowni Czytelnicy Sześciopunktu? Cóż, może niektórzy z Państwa orientują się w czym rzecz, więc mogą sobie darować resztę felietonu, ale myślę, iż nie wszyscy wiedzą o co chodzi. Wspominając syna, stwierdziłem, iż on oczywiście wiedział. Dlaczego? To proste! Kropka nienawiści to stosunkowo młody twór, a nastolatki doskonale orientują się w takowych przedziwnościach quasigramatycznych. Czym zatem jest kropka nienawiści? Cóż, to nic innego, jak kropka na końcu zdania! Tak, tak, drodzy Państwo, tu pewnie legł w gruzach cały misternie zbudowany gmach językowych prawideł i wpajanych nam przez nauczycieli norm gramatycznych! W myśl nowej mody kropka na końcu zdania w wiadomościach SMS lub wymianach zdań na Facebooku nie oznacza końca zdania. Wyraża bowiem negatywne emocje, czyli nienawiść wypowiadającego się. Sądziłem, że to wyłącznie kwestia jakiejś nowomowy młodzieżowej, ale kropka nienawiści doczekała się naukowych opracowań. Amerykańscy naukowcy z uniwersytetu w Binhampton postanowili przeprowadzić eksperyment na grupie 126 respondentów. Wyszli z założenia, że wymiana krótkich wiadomości tekstowych SMS lub postów w mediach społecznościowych przypomina zwykłą rozmowę twarzą w twarz, gdyż zdania są krótkie, treściwe i lapidarne. Przy rozmowie osoby wspomagają się mimiką twarzy i gestykulacją, co w przypadku wypowiedzi pisemnych jest niemożliwe. Respondenci wskazali, że zdania zakończone kropką noszą znamiona agresywniejszych i wyrażają zdecydowanie bardziej negatywne emocje niż te bez kropki na końcu. Uznali też wypowiedzi bez kropki za bardziej szczere. Okazało się także, że według nich stojący na końcu zdania wykrzyknik jest po prostu znakiem interpunkcyjnym.

No i bądź tu mądry! Przy SMS-ach to pół biedy, bo wszakże wiek odbiorcy jest nam znany, więc możemy w wiadomościach do nastolatków darować sobie kropkę, ale co z postami w mediach społecznościowych, gdy korespondujemy z bliżej nieznaną sobie osóbką? Postawić kropkę czy nie?

Oczywiście to pytanie ma charakter ironiczny. Ja kropkę stawiam zawsze, o ile nie kończę zdania innym znakiem interpunkcyjnym.

Kropka na końcu zdania to rzecz święta i kropka!

<<<powrót do spisu treści

&&

Z poradnika psychologa

&&

Jak radzić sobie ze stresem?

Małgorzata Gruszka

Z pierwszej części poradnika dowiedzieli się Państwo czym jest stres, jak przebiega i jak wpływa na nasze zdrowie. Dziś o tym, jak skutecznie radzić sobie z tym zjawiskiem.

Życie bez stresu

Życie bez stresu nie istnieje. Doświadczając nieustannego spokoju i beztroski, niczego byśmy nie dokonali. To właśnie stres, czyli odczuwane napięcie połączone z obawą przed tym, że coś pójdzie nie tak, motywuje nas do stawiania czoła różnym życiowym sytuacjom. To omówiony w pierwszej części poradnika stres mobilizujący sprawia, że robimy wszystko, by różne sytuacje przebiegły po naszej myśli i zgodnie z naszymi planami. Poziom, na którym odczuwane napięcie napędza i motywuje do działania, nazywamy optimum stresu. Dla każdego optimum to jest inne. O tym jakie jest, dowiadujemy się, obserwując siebie w różnych sytuacjach. Na bazie tych informacji w pewnym zakresie możemy organizować życie tak, by nie przekraczać optimum stresu. Stawiamy przed sobą wyzwania lub podejmujemy takie, którym towarzyszy stres, ale nie ten, który pozbawia racjonalnego myślenia i paraliżuje nasze działanie.

Z własnego podwórka mogę podać przykład dotyczący wykonywania różnych zleconych prac. Gdy termin wykonania jest daleki, nie umiem zabrać się za daną pracę, bo nie odczuwam stresu w związku z tym, że czas wykonania jej się zbliża. Z kolei zabierając się za coś na dzień lub dwa przed wyznaczonym terminem, odczuwam tak silny stres, że nie jestem w stanie myśleć i działać racjonalnie. Moje optimum stresu potrzebne do wykonania danej pracy występuje około tydzień przed terminem. Dla mnie to najlepszy moment na rozpoczęcie pracy.

Życie bez stresu nie istnieje. Dlatego radzenie sobie ze stresem nie polega na zwalczaniu go, lecz niedopuszczaniu do tego, by przekroczył krytyczny poziom i wziął nad nami górę.

Efektywne sposoby radzenia sobie ze stresem

Skupianie się na problemie

Jeśli wiemy, że czeka nas coś trudnego lub to coś pojawi się niespodziewanie, ale mamy czas na zaplanowanie i podjęcie jakichś działań, warto zrobić jedno i drugie. Problemów nie unikniemy, ale związany z nimi stres będzie mniejszy, jeśli w ich obliczu skupimy się nad tym, co robić, by różne sytuacje kończyły się dla nas w możliwie najkorzystniejszy sposób. Takie podejście do sytuacji stresowych nazywamy strategiami zadaniowymi. Jak widać, chodzi o to, by różne sytuacje życiowe traktować jako zadania i racjonalnie planować działania mające na celu osiągnięcie satysfakcjonujących rezultatów. Strategią zadaniową jest zaplanowane przygotowywanie się do egzaminów, wystąpień, rozmów kwalifikacyjnych itp. Jest nią również poszukiwanie innego połączenia, gdy to, którym właśnie chcemy gdzieś dojechać, zawodzi. Skupianie się na problemie pomaga w osiągnięciu różnych korzyści i w minimalizowaniu niekorzystnych skutków różnych sytuacji. Jedno i drugie zmniejsza poziom wywołanego nimi stresu.

Skupianie się na emocjach

W sytuacjach stresowych warto skupiać się również na przeżywanych emocjach. Chodzi o uspokajanie się i osiąganie równowagi wewnętrznej za pomocą różnych technik i bodźców. Wyciszenie emocji i rozluźnienie przyda się ostatniego dnia przed ważnym egzaminem. Wertowanie notatek nic już nie da. Wizyta w kinie, spacer lub spotkanie z przyjaciółmi w kawiarni pomoże odzyskać spokój i zrelaksuje umysł przed nadchodzącym wysiłkiem. Działanie na emocje w sytuacjach stresowych nazywamy strategiami emocjonalnymi. Do strategii tych należy także dzielenie się emocjami z innymi ludźmi. Mówienie o tym, co nas spotyka i jak się z tym czujemy, nie zmienia samej sytuacji, ale może zmienić postrzeganie jej i nastawienie. Od dawna wiadomo, że nazwanie i wypowiedzenie na głos tego co czujemy, może zmniejszyć ciężar tych uczuć. Dzieląc się z innymi tym, jak bardzo coś nas przygnębia, złości lub stresuje, stajemy się mniej smutni, źli i zestresowani. Na zewnątrz nic się nie zmienia, ale w środku jest lżej.

Przyjemność i relaks

Do efektywnych strategii radzenia sobie ze stresem należy również korzystanie z dostępnych przyjemności i skupianie się na nich. W sytuacjach stresowych warto stosować codzienne rytuały sprawiające przyjemność. Będąc w stresie, często postępujemy dokładnie odwrotnie. Wydaje nam się, że zdenerwowani i napięci nie mamy czasu na głupoty w stylu delektowania się ulubioną potrawą, długą kąpielą czy chwilą z muzyką. Naukowcy badający naturę stresu przekonują, że uspokajające i relaksujące działanie na ciało uspokaja i przywraca równowagę psychiczną. Najprostszą i dostępną niemal w każdej sytuacji metodą na relaks i odprężenie jest skupienie się na oddechu. Staraj się przyjąć możliwie najwygodniejszą pozycję ciała. Skup się na tym, by wykonywać nosem długie wdechy, kierując je do brzucha. Połóż rękę na brzuchu i poczuj jak wypełnia się powietrzem. Wydychaj powietrze długo i przez usta. Po kilku minutach poczujesz się spokojniejszy, mimo że sytuacja, w której właśnie jesteś, wywołuje stres. W zrelaksowaniu się pomaga również odcięcie się od widoku i dźwięków otoczenia i skupienie się na jakimś miłym wspomnieniu, obrazie, zapachu lub smaku. Skupianie się na wizualnej stronie jakiejś miłej dla nas rzeczywistości nazywamy wizualizacją. Może być ona niemożliwa w przypadku osób, które nigdy nie widziały. W ich wypadku wizualizację zastąpi wyobrażanie sobie innych miłych doznań zmysłowych. Na przykład: zamiast wyobrażać sobie widok plaży lub zachodu słońca, wyobrażaj sobie dotyk delikatnego piasku, przesypywanie go, stąpanie po nim i ciepło słońca na twarzy. Istnieją też sytuacje, w których występuje tyle dźwięków, że odcięcie się od nich jest niemożliwe. W takich sytuacjach w zrelaksowaniu się pomaga skupienie się właśnie na tych dźwiękach. Istotą relaksu jest koncentracja. W zależności od sytuacji wybieraj takie jej elementy, na których najłatwiej się skoncentrować. Przykładowe treningi relaksacyjne nadające się do zastosowania w bezpiecznym otoczeniu domowym można znaleźć w serwisach internetowych poświęconych zdrowiu psychicznemu. Treningi opatrzone są odpowiednią muzyką i prowadzą je wykwalifikowani specjaliści.

Strategie unikania

Istnieją sytuacje wywołujące stres, na przebieg których nie mamy najmniejszego wpływu. Wiemy, że nastąpią, ale nie możemy nic zrobić, by wpłynąć na ich przebieg i skutki. W takich sytuacjach najlepszym sposobem poradzenia sobie ze stresem, czyli niedopuszczenia do tego, by osiągnął zbyt wysoki poziom, jest unikanie. Unikanie polega na świadomym odcinaniu się od myśli o tym, co nas czeka. Strategia unikania to nic innego jak niemartwienie się na zapas czymś, co i tak od nas nie zależy. Na szczęście takich sytuacji nie jest zbyt dużo. Sama pamiętam taką, w której będąc w szpitalu, dowiedziałam się, że czeka mnie bronchoskopia. Badanie polega na wprowadzeniu do płuc przewodu zakończonego lampką i oglądaniu ich od środka. O badaniu krążyły koszmarne wieści. Do egzaminu z biologii, o którym pisałam w pierwszej części i o którym krążyły równie koszmarne wieści mogłam się przygotować. W przypadku badania nie mogłam zrobić nic poza odcięciem się od myślenia o nim i zdania się na to, co będzie. Strategia okazała się skuteczna, bo badanie wcale nie było takie straszne jak przedstawiali to inni pacjenci.

Wsparcie społeczne

W sytuacjach stresowych bardzo pomaga wsparcie społeczne. To nic innego jak świadomość, że istnieją ludzie i instytucje, na które możemy liczyć, gdy zdarzy się coś złego. Wsparcie społeczne obejmuje dzielenie się emocjami, uzyskiwanie pomocy czynnościowej, informacyjnej czy rzeczowej. W sytuacjach silnego stresu wywołanego nagłymi, często tragicznymi w skutkach wydarzeniami, pomaga życzliwa obecność innych osób, możliwość porozmawiania, wypłakania się i uzyskania podstawowej pomocy umożliwiającej przetrwanie. Istotą wsparcia społecznego jest świadomość, że w takiej czy innej sytuacji nie jesteśmy sami; że ktoś troszczy się o to, czym dysponujemy, jak sobie radzimy i jak się czujemy.

Efektywne radzenie sobie ze stresem

Efektywne radzenie sobie ze stresem polega na dostosowaniu odpowiedniej strategii do danej sytuacji. Czekając w długiej kolejce na stresującą wizytę u lekarza, w celu uspokojenia się warto zastosować jakąś technikę relaksu. Gdy sąsiad zaleje nam mieszkanie, zdecydowanie trzeba działać, a uspokajanie się odłożyć na moment, gdy sytuacja zostanie opanowana. Aby zmniejszyć stres związany z wyjazdem wakacyjnym, warto wcześniej wszystko zaplanować. W prawie każdej sytuacji można skorzystać z jakiejś formy wsparcia społecznego. Nie mając wpływu na to, co ma nastąpić, nie warto analizować sytuacji i martwić się na zapas.

Nieefektywne sposoby radzenia sobie ze stresem

Nieefektywne sposoby radzenia sobie ze stresem to nadmierne skupianie się na stresie jako takim i ignorowanie go. Badania naukowe potwierdzają, że sam stres nie szkodzi tak, jak myślenie o tym, że coś jest stresujące. Z drugiej strony, szkodzi nam również ignorowanie stresu, czyli udawanie, że go nie czujemy. Długotrwałe ignorowanie stresu prowadzi do poważnych schorzeń, o których pisałam w pierwszej części poradnika.

<<<powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

&&

Dziennikarstwo po omacku

Radosław Nowicki

W ostatnich miesiącach bezrobocie w Polsce jest rekordowo niskie. Na koniec 2019 roku wynosiło tylko nieco powyżej 5%. Jednak zupełnie inaczej ma się sytuacja wśród osób niepełnosprawnych. Kilka miesięcy temu Elżbieta Rafalska, była szefowa Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wskazywała, że tylko 28% niepełnosprawnych jest aktywnych zawodowo, a jeszcze gorzej jest wśród niewidomych, wśród których pracuje tylko 17%. Zazwyczaj niewidomi realizują się jako masażyści, pracują w call center czy jako analitycy zasobów internetowych. Są jednak także tacy, którzy podejmują się innych wyzwań. Uważam, że zaliczam się do tej grupy, ponieważ mimo tego, że na jedno oko nie widzę wcale, a na drugie mam tylko poczucie światła, to postanowiłem pójść w kierunku dziennikarstwa, głównie sportowego.

Od dziecka interesowałem się sportem. Lubiłem słuchać relacji z różnych wydarzeń sportowych, interesował mnie sposób przekazywania informacji przez poszczególnych dziennikarzy. Szczególnie ciekawie na tle dziennikarskiej przeciętności prezentowały się dwie postacie. Pierwszą z nich był Zdzisław Ambroziak, który komentował mecze siatkówki. Jego barwne komentarze o wstecznym siatkarskim odliczaniu, punktach darowanych na złotej tacy, grze jak z nut, huknięciu jak z armaty w aut, siatkarskim wietrze w żagle, kole siatkarskiej fortuny czy zdobywaniu punktów przy własnej zagrywce, co jest kluczem do szyfru sprawiały, że zwykła relacja z meczu stawała się czymś więcej. To nie były tylko słowa, słowa, słowa, a mega słowa, które wprowadzały słuchacza w inny świat. Potrafił to uczynić również Tomasz Zimoch, który w Polskim Radiu komentował mecze piłkarskie oraz wyczyny naszych zimowych medalistów olimpijskich. Jego charakterystyczny głos w połączeniu z metaforycznymi opisami sportowej rzeczywistości tworzyły niesamowitą harmonię. Pobudzona wyobraźnia sprawiała, że poszczególne wydarzenia sportowe zaczęły stawać się podszytymi emocjami widowiskami.

Nie zamierzałem poprzestawać na ich śledzeniu jako kibic, choć wiedziałem, że przez swoją dysfunkcję wzroku moje możliwości dziennikarskie są ograniczone. Nie mam głosu radiowego, w telewizji rzadko spotyka się niepełnosprawnych dziennikarzy, a do gazet ciężko się przebić. Szansą dla mnie stał się Internet, który odgrywa coraz większą rolę w świecie medialnym. Pojawiło się w nim mnóstwo serwisów i portali, które zaczęły wypełniać nisze rynkowe. Ich przewagą nad innymi mediami stała się szybkość przepływu informacji oraz łatwość dostępu do nich.

Postanowiłem więc spróbować swoich sił w dziennikarstwie internetowym. W związku z tym, że moim ulubionym sportem była siatkówka, wysłałem swoje zgłoszenie do portalu Strefa Siatkówki (https://siatka.org). Zostało ono rozpatrzone pozytywnie. I tak zaczęła się moja już ponad dziesięcioletnia przygoda z tym serwisem, najpierw na stanowisku korespondenta a następnie redaktora. Później odbyłem jeszcze staże w innych serwisach, a nawet w Gazecie Wyborczej, ale nadal pracuję dla Strefy Siatkówki. Zacząłem też pisać artykuły do miesięczników poświęconych środowisku osób niepełnosprawnych. Poruszam w nich różne tematy - od sportu, przez kulturę, komunikację miejską, bankowość, na nowinkach technologicznych kończąc.

Początki dziennikarskie wcale nie były łatwe. Do dziś pamiętam emocje związane z publikacją mojego pierwszego tekstu. Nie obyło się też bez wpadek. Podczas jednego z pierwszych wywiadów rozładował mi się dyktafon i w trakcie rozmowy wymieniałem w nim baterie. Była to niezręczna sytuacja, ale po latach wspominam ją z uśmiechem na ustach, bo przecież dziennikarz bez potknięcia to jak żołnierz bez karabinu. Z perspektywy czasu wiem, że praca ta nauczyła mnie słuchania ludzi, logicznego myślenia, radzenia sobie ze stresem oraz z temperamentem osoby, z którą się rozmawia.

Są sytuacje, w których jednak muszę korzystać z pomocy drugiej osoby. Zazwyczaj jest nią członek rodziny, który pomaga mi w poruszaniu się w halach sportowych i odnalezieniu odpowiedniego zawodnika, zawodniczki lub członka sztabu szkoleniowego, z którym chcę przeprowadzić wywiad w hali w strefie przeznaczonej dla dziennikarzy. Przeprowadzanie wywiadów zaczynałem z zawodnikami II-ligowymi, później zacząłem także rozmawiać z siatkarzami z I ligi oraz ekstraklasy. Moja aktywność sprawiała, że otrzymywałem akredytacje na mecze reprezentacji, dzięki czemu miałem możliwość zetknięcia się z medalistami mistrzostw Europy czy mistrzami świata. Mam na koncie wywiady chociażby z Bartoszem Kurkiem, który został wybrany najlepszym zawodnikiem mistrzostw świata w 2018 roku, innymi reprezentantami Polski (Paweł Zatorski, Dawid Konarski, Karol Kłos, Artur Szalpuk, Grzegorz Łomacz etc.). Rozmawiałem też ze związkowymi działaczami, trenerami reprezentacji seniorskiej i grup młodzieżowych. Miałem styczność ze skoczkami narciarskimi z mistrzem olimpijskim Kamilem Stochem na czele a także z ludźmi kultury czy polityki (Adam Ziajski, Małgorzata Niemczyk). Nie podejmując wyzwania kilkanaście lat temu, nie miałbym możliwości zetknięcia się z tak znanymi ludźmi. Mają oni różne charaktery, barwne osobowości. Jednym wystarczy zadać jedno pytanie, na które potrafią odpowiadać przez pięć minut, a innych trzeba ciągnąć za język, aby cokolwiek powiedzieli. Wówczas stworzenie artykułu jest trudniejsze i bardziej czasochłonne, bowiem krótkie wypowiedzi trzeba celnie wpleść w tekst, aby zainteresował on Czytelnika.

Na szczęście nie trzeba być w hali, aby przeprowadzić wywiad. Duże możliwości w tym zakresie daje komunikacja telefoniczna, a coraz większe także portale społecznościowe, np. Facebook. Są to dwa narzędzia, które bardzo ułatwiają mi pracę, ponieważ bez wychodzenia z domu mogę przygotować ciekawy materiał. Zajmuję się jednak nie tylko przeprowadzaniem wywiadów, ale również pisaniem zapowiedzi, relacji czy podsumowań meczów. Wówczas dużym ułatwieniem jest dla mnie komentarz spikera w hali, reakcje zawodników czy trybun. Ale zdarza się, że muszę podpytywać mojego przewodnika, kto akurat atakował, blokował czy co ogólnie stało się na boisku, bo bez wzroku czasami ciężko określić, co zdarzyło się w danej akcji.

Nie jest łatwo być niewidomym dziennikarzem, ale przy odrobinie kreatywności, samozaparcia oraz przy pomocy innych ludzi można się realizować w tej dziedzinie. Wówczas satysfakcja z pracy jest jeszcze większa, bo mam świadomość, że przełamuję jakieś swoje bariery, że walczę ze stereotypami, że udowadniam samemu sobie, że nie ma rzeczy, których nie da się osiągnąć. Skoro niewidomi pracują jako informatycy, spełniają się w sporcie, muzyce, teatrze, wspinają się po górach i robią wiele innych rzeczy, które na pierwszy rzut oka przeznaczone są przede wszystkim dla pełnosprawnych osób, to ja na swoim przykładzie pokazuję, że można zajmować się także dziennikarstwem. Ważne jest to, aby nie widzieć przeszkód w dążeniu do swoich celów oraz spełniać marzenia z dzieciństwa, czego Wam również życzę.

<<<powrót do spisu treści

&&

Warto posłuchać

Izabela Szcześniak

Tym razem pragnę polecić Czytelnikom Sześciopunktu powieść XIX-wiecznego pisarza angielskiego Wilkie Collinsa pt. Córki niczyje.

Krótka recenzja

Po śmierci rodziców dwie siostry - 26-letnia Nora i 18-letnia Magdalen Vanstone dowiadują się, że są córkami nieślubnymi. W świetle prawa jako dzieci niczyje nie mogą dziedziczyć po nich spadku. Zdane są na łaskę i niełaskę stryja, na którego przeszedł cały majątek państwa Vanstone. Krewny okazał się człowiekiem bez serca. Zapisał bratanicom śmieszną sumę w wysokości 100 funtów.

Dziewczęta wraz z guwernantką, z którą mieszkały w rezydencji, wyjechały do Londynu. Nora pogodziła się ze swoim losem. Podjęła pracę jako guwernantka. Magdalen postanowiła walczyć o odzyskanie majątku po rodzicach. Jej desperacja w walce o osiągnięcie swojego celu sprowadza dziewczynę na nieuczciwą, pełną intryg drogę. Najwięcej problemów przysparza jej gospodyni stryja i jego syna, która nienawidzi Magdalen. Pani Lecount robi wszystko, by pokrzyżować zamiary panny Vanstone. Ma silną broń, którą są dowody świadczące o prawdziwej tożsamości dziewczyny. Jednak chociaż udaje się jej zdemaskować pannę Vanstone, to Magdalen osiąga swój cel. Dziewczyna zaczyna nowe, uczciwe życie.

Książka dostępna jest w formacie Daisy i Czytak. Czyta Joanna Domańska.

<<<powrót do spisu treści

&&

Kultura w Lublinie

Ireneusz Kaczmarczyk

W ubiegłym roku miałem wyjątkową okazję wysłuchania wykładu historyka literatury, prof. Zdzisława Kudelskiego O Gustawie Herlingu-Grudzińskim, jego biografii i twórczości z Lublinem w tle, wygłoszonego w ramach obchodów setnej rocznicy urodzin pisarza.

Podczas wykładu profesor zabrał nas w niezwykle ciekawą podróż przez życie autora Innego świata - jednego z najbardziej znanych twórców współczesnej literatury polskiej, przez lata zakazanego, legendy niezłomnego pisarza walczącego o prawdę. Jego trudne przeżycia związane m.in. z pobytem w rosyjskim łagrze uwrażliwiły go na losy powojennej Europy; zobligowały do aktywnego udziału w dyskusjach politycznych, których ślady znajdziemy w jego eseistyce, audycjach Radia Wolna Europa oraz w Dzienniku pisanym nocą. Zdzisław Kudelski nazwał Herlinga-Grudzińskiego medytującym filozofem. Wykład został zakończony wspomnieniem o wizytach pisarza w Lublinie.

Poruszony niezwykle inspirującym spotkaniem postanowiłem sięgnąć po jedną z omawianych książek. Skusił mnie zbiór opowiadań. Miałem szczęście, ponieważ aż trzy pozycje znalazłem w zbiorach biblioteki PZN. Przeczytałem Drugie Przyjście, Most oraz Wieżę, która spodobała mi się najbardziej.

Opowiadanie Wieża było pierwszym opowiadaniem Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, które ukazało się drukiem. Napisane w 1958 roku, zamieszczone w tomie Skrzydła ołtarza, jest zdaniem wielu krytyków najważniejszym opowiadaniem pisarza. I nic w tym dziwnego, gdyż są w nim zakorzenione niemal wszystkie problemy, motywy i charakterystyczne dominanty formalne typowe dla jego twórczości.

Literackim pretekstem opowieści jest wieża - główny rekwizyt, wokół którego snuje się historia powikłanych ludzkich losów. Na tekst składają się właściwie dwa opowiadania. Jedno - o trędowatym, cierpiącym człowieku zwanym Lebbroso, samotnie mieszkającym w wieży w latach 1782-1796; drugie - o emerytowanym nauczycielu z Turynu, mieszkającym w 1943 roku w małym domku w Piemoncie. Do tych dwóch równolegle rozwijających się wątków, w dwóch niezależnych od siebie płaszczyznach świata przedstawionego, dodać należy jeszcze jeden - może mniej wyraźny, ale niezwykle ważny, gdyż spajający i interpretujący dwa poprzednie. Ten trzeci plan świata przedstawionego to obszar, w którym porusza się główny narrator - żołnierz wojsk alianckich, który latem 1945 roku udaje się na krótki urlop do małego domku w Piemoncie. Podczas urlopu żywo interesuje się życiem dwóch bohaterów: historią trędowatego i losami nauczyciela. Postać nauczyciela jest tożsama z osobą autora, a zważywszy na przyznanie się do miejsca urodzenia, miasta w rejonie Gór Świętokrzyskich i świetnej znajomości tych terenów - możemy doszukiwać się w niej samego Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.

Wszystkie trzy wątki łączy, prócz osoby głównego narratora, miejsce akcji - Aosta, malownicze miasto w Piemoncie oraz mała książeczka znaleziona przez żołnierza w domu, do którego przyjechał odpocząć. Jest nią opowieść Franciszka Ksawerego Maistre’a Trędowaty z miasta Aosty. Zaintrygowany narrator przytacza jej treść, czyli wspominaną wcześniej historię Lebbrosa.

Dzięki temu zabiegowi literackiemu czytelnik otrzymuje tekst o pięknej konstrukcji wielowarstwowej, czyli opowieść składającą się z kilku odrębnych opowiadań, których połączenie daje obraz całości.

Książka Maistre’a, opatrzona licznymi komentarzami przez poprzedniego jej czytelnika - starego nauczyciela, obudziła w narratorze wielką chęć poznania jego losów. Zaczyna więc on działać jak detektyw i skrupulatnie zbiera informacje o życiu i okolicznościach śmierci nauczyciela. Lebbroso i nauczyciel są do siebie bardzo podobni: żyją w odosobnieniu, są samotni, ich śmierć owiana jest tajemnicą i może być spowodowana aktem samobójstwa. Obaj przypominają Hioba. Jednak zauważalna jest również wyraźna różnica między nimi. Trędowaty pragnie śmierci jako końca swych cierpień, ale także cieszy się każdym dniem życia, ceni nieliczne gesty życzliwości, do końca towarzyszy mu nadzieja. Natomiast stary nauczyciel odrzuca ludzką życzliwość, nienawidzi życia i traci nadzieję. To zestawienie służy, moim zdaniem, zobrazowaniu ważnego problemu. Obserwując życie z perspektywy śmierci, Grudziński widzi, że niezbędne jest szukanie sensu, określanie istotnych i stałych wartości porządkujących nasze życie. Nie wystarczy pewność, że życie jest dobre, ważne i pożyteczne. Pytanie Herlinga-Grudzińskiego: jak żyć z piętnem, którego przyczyną jest zło, zarówno to, które wyrządzamy, jak i to, któremu ulegamy, wydaje się kluczowe zarówno dla tego opowiadania, jak i dla całej twórczości pisarza. Odpowiedzi mogą być różne.

<<<powrót do spisu treści

&&

Jak pięknie żyć - Ballada cygańska

Wanda Nastarowicz

11 grudnia 2019 roku z ogromną przyjemnością obejrzałam spektakl Teatru Ponadczasowi.

Teatr ten występuje na gościnnych deskach Akademickiego Ośrodka Inicjatyw Artystycznych przy ul. Zachodniej w Łodzi. Ballada cygańska jest siódmą premierą. Wcześniejszą był spektakl Łódź - moja miłość. Piszę o tym, bo w obydwu sztukach biorą udział nasi przyjaciele z problemem wzrokowym - Agnieszka Zamojska i Przemysław Rogalski; na ich zaproszenie zasiadłam w pierwszym rzędzie widowni, aby posłuchać tego spektaklu i wejść w tę magię, która dzieje się na scenie.

Oto tabor zatrzymał się w lesie na postój. Na olbrzymim ekranie można zobaczyć, jak zmieniają się pory roku w lesie. Ubogi namiot, przed namiotem stołeczki, skrzynki, drewniane kuferki służące za schowki i miejsca do siedzenia. Obok płonie ognisko, nad ogniskiem wisi garnek, zapewne ze skradzioną kurą.

A przy ognisku siedzą Cyganie - grają i śpiewają. Jest prawdziwy zespół: dwie gitary, akordeon i skrzypce. Cyganka Agnieszka i Cygan Przemek grają na gitarach, śpiewają i rozmawiają. Pojawiają się członkowie rodu: najstarsza matka, wujowie i młodsze Cyganki. Matka rozpoczyna opowieść o starych minionych czasach, włączają się inni i płyną wspomnienia, stare legendy, przestrogi i pieśni. A gdy za dużo już nostalgii, Cyganie zaczynają tańczyć i śpiewać smutne pieśni i porywające czardasze. Kiedy tańczą, wiatr rozwiewa spódnice i ten impet niesie się na widownię.

Po spektaklu chwilę rozmawiałam z Agnieszką i Przemkiem. Są pełni pasji i to z widowni słychać. Rozmowa z konieczności była krótka, bo tego dnia spektakl był pokazywany jeszcze wieczorem. Truizmem będzie stwierdzenie, że uczestnictwo w kulturze, a zwłaszcza tworzenie jej ma ogromne walory rehabilitacyjne, społeczne itd.

Agnieszka ukończyła wychowanie muzyczne na Uniwersytecie Łódzkim i muzykoterapię we wrocławskiej Akademii Muzycznej. Z powodzeniem prowadzi zespół wokalno-instrumentalny Con Amore i podejmuje się różnych działań w dziedzinie muzyki.

Przemek jest anglistą i informatykiem - oba kierunki ukończył na KUL-u. Oboje cenią sobie wolność i realizowanie własnych pasji. Absolutnie nie wyobrażam sobie Agnieszki i Przemka siedzących osiem godzin za biurkiem.

W opisie widowiska czytamy: Mitologia Cyganów taborowych, legendy włóczykijów, pieśni wolności i tęsknoty, miłosne. Wszystko to znajdziemy w spektaklu Teatru Stowarzyszenia Miłośników Sztuki Ponadczasowi. Widowisko osnute jest na wierszach romskiej poetki Papuszy z muzyką na żywo. Przywołuje nostalgiczną magię życia poleskich Cyganów. Artyści deklarują: Naszym celem jest przypomnienie tajemniczości życia Cyganów taborowych, których obraz pozostał już tylko w filmach i bardzo niewielu książkach. Od zawsze czuliśmy przed nimi lęk, ale zarazem coś nas do nich przyciągało. Opowieść snujemy przez pryzmat baśni, legend i przypowieści, które udało się odnaleźć w materiałach ikonograficznych.

Reżyseria: Aleksandra Czerczyńska, scenariusz: Bożena Wilk, Aleksandra Czerczyńska, kostiumy: J. Wara-Wasowska, współpraca reżyserska: A. Wieczorek, choreografia: Ewa Piotrowska, kierownictwo muzyczne: M. Ambroszczyk.

W spektaklu wykorzystano wiersze poetów łódzkich: M. Skwarek-Gałęskiej, A. Czerczyńskiej, Z. Cydzika, B. Pijanowskiego oraz kompozycję Romualdy Thomsen.

Projekt w ramach programu Mikrogranty dla seniorów realizowany jest z funduszy Urzędu Miasta Łodzi we współpracy z Centrum OPUS, Akademickim Ośrodkiem Inicjatyw Artystycznych w Łodzi, Stowarzyszeniem Miłośników Sztuki Ponadczasowi.

Jeżeli ktoś z Państwa jest zainteresowany, aby wejść w ten świat dla nas zamknięty z różnych powodów: politycznych, społecznych, kulturowych i oczywiście historycznych, może zajrzeć do zbiorów biblioteki przy ul. Konwiktorskiej w Warszawie, w których znajdują się książki: Jacka Milewskiego - Dym się rozwiewa, Angeliki Kóźniak - Papusza, Zenona Gierały - Cygańskie srebro. Baśnie polskich Cyganów nizinnych.

<<<powrót do spisu treści

&&

Światowy Festiwal Piosenki Osób Niewidomych Głos z serca

Damian Szczepanik

W Krakowie w teatrze im. Juliusza Słowackiego odbyła się czwarta edycja Festiwalu Lions. W dniach 14-16 listopada 2019 artyści z całego świata prezentowali swoje umiejętności wokalne. W dotychczasowych trzech edycjach w latach 2013-2017 wystąpiło łącznie 68 wokalistów z 20 krajów z 4 kontynentów. Krakowskie Kluby Lions zainicjowały powstanie Światowego Festiwalu Piosenki Osób Niewidomych Głos z serca. To jest sposób na budowanie świadomości skali potrzeb, ale i możliwości ludzi z problemami wzroku. Konkurs jest dedykowany utalentowanym wokalistom z dysfunkcją narządu wzroku, którzy nie funkcjonują w środowisku profesjonalnych muzyków. Dzięki tej imprezie mogą zostać zauważeni i rozpocząć karierę zawodową. Miejscem festiwalu jest Kraków, miasto wyróżnione przez europejską komisję za inicjatywę ułatwiającą życie osobom niepełnosprawnym.

Podczas festiwalu prezentowane są premierowe piosenki, często tworzone przez samych wykonawców. W ubiegłym roku wybrano 25 piosenek, 28 wykonawców z takich krajów jak: Argentyna, Belgia, Włochy, Islandia, Polska, Irlandia, Indie, Gruzja, Kosowo, Czechy, Francja, Ghana, Grecja, Maroko, Mongolia, Rosja, Słowacja.

Festiwal rozpoczął się od wykonania piosenki pt. Moje widzimisię przez zwyciężczynię jego pierwszej edycji, Agatę Zakrzewską z Polski. Była ona gościem honorowym. Artyści śpiewali przy muzyce wykonywanej przez orkiestrę Sinfonietta Cracovia. Widownia była wypełniona po brzegi i jeszcze dodatkowo dostawiano krzesła; z jednej z takich dostawek sam skorzystałem.

Przez pierwsze dwa dni odbywały się eliminacje i z 25 uczestników wyłoniono 10 artystów, którzy zaśpiewali w finale, w tym trzy dziewczyny z Polski, najmłodsza z nich miała 15 lat. Uczestników oceniało profesjonalne 3-osobowe jury. Przesłuchania eliminacyjne odbywały się w siedzibie Radia Kraków. Jury miało bardzo trudne zadanie, żeby wyłonić finalistów. Kiedy już rozpoczął się konkurs, to jako pierwszy wystąpił zespół gruziński Reliqvia, który powstał trzy lata temu. Ich utwór był bardzo energetyczny i już wtedy wiedziałem, że poziom festiwalu jest bardzo wysoki. Następnie swój utwór zaprezentowała Włoszka - Izabela Ihnatiuc. Śpiewanie jest jej pasją i ćwiczy je od dzieciństwa. Brała udział w drugiej edycji festiwalu i zajęła wówczas wysokie trzecie miejsce. Swoją piosenką wzruszyła wiele osób na widowni. Jako trzecia wystąpiła reprezentantka Polski - Patrycja Baczyńska z Ustki. Muzyka jest całym jej życiem, nie tylko pasją, ale też pracą. Śpiewa, bo kocha to robić i kocha wzruszać ludzi. Świetnie się w tym odnajduje, bo świat dźwięku jest dla niej najważniejszy i bez niego nie mogłaby funkcjonować. Kolejnym artystą był Hindus - Ankur Gubta, który w 2012 r. zaszedł daleko w indyjskim X Factorze i swoim głosem podbijał serca ludzi. Piątą finalistką była Gruzinka - Tatia Mamukashvili, która śpiewa w zespole Stowarzyszenia Niewidomych w Tbilisi. Marzy, by zaśpiewać własny koncert z profesjonalną orkiestrą.

Przyszedł czas na drugą reprezentantkę Polski - Annę Wereszczyńską z Opola. Zaśpiewała piosenkę własnego autorstwa. Na co dzień jest żoną, matką i kobietą pracującą; utwór przez nią napisany powstał pod wpływem emocji po stracie najlepszego przyjaciela, któremu tę piosenkę dedykuje. Mówi o sobie, że muzyka jest dla niej lekiem na całe zło świata. Jej motto życiowe brzmi: Przeszkody są w naszych głowach; to co wydaje się niemożliwe, często jest możliwe. Uważa, że jej uszy źle słyszą, ale dusza ma słuch absolutny. Jako siódmy zaprezentował się uczestnik z Islandii - Mar Gunnarsson, który śpiewa, pisze piosenki, pływa i ma cel, aby wziąć udział w Igrzyskach Paraolimpijskich w Tokio w 2020 r. w pływaniu. Brał już udział w Festiwalu Lions w Krakowie dwa lata temu i uważa, że to jedna z najlepszych rzeczy, jakie zrobił. Najmłodsza uczestniczka - Oliwia Maciejuniec ze Szczecina ma zaledwie 15 lat. Zaśpiewała piosenkę pod tytułem Kołysanka, która mówi o tym, żeby na świecie było jak najwięcej dobra; poprzez śpiewanie przekazuje wszystkie swoje emocje, czasem radości a czasem smutek. Dziewiąta uczestniczka to Daisy Opdebeeck z Belgii; kocha śpiewać i grać na fortepianie, a jej marzeniem jest porzucić pracę prawnika notarialnego i rozpocząć karierę muzyczną. Ostatni w konkursie zaśpiewał zespół Classic Harmony z Irlandii. Spośród członków rodziny tworzących ten zespół tylko jedna osoba nie ma problemów ze wzrokiem. Ta 5-osobowa grupa brała udział w mistrzostwach świata sztuk scenicznych w Hollywood. To była bardzo duża dawka wzruszeń muzycznych.

Jury po długich naradach ogłosiło, kto znalazł się na podium i zdobył nagrody główne. Miejsce trzecie zajął Islandczyk Mark Gunnarsson, miejsce drugie zajęła Patrycja Baczyńska z Polski, zwycięzcą został zespół z Irlandii Classic Harmony za perfekcyjną harmonię. Oprócz statuetek zaprojektowanych przez Krakowską Akademię Sztuk Pięknych laureaci otrzymali czeki pieniężne. Nagrodę publiczności zdobył 19-letni Mark Gunnarsson.

Wiem, jak jest trudno niewidomym wykonawcom przełamać tremę, wyjść na scenę, żeby śpiewać z orkiestrą, ale ich serca, emocje, niezwykła pasja pokonują wszystko. I to jest naprawdę wzruszające. Dla mnie to było wspaniałe przeżycie, emocje i wspomnienia. Dla nich wszystkich brak wzroku to nie koniec świata tylko motywacja, by znaleźć własny sposób na wyrażenie swojego talentu.

<<<powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

&&

Reinkarnacja

Andrzej Liczmonik

Na kozetce w gabinecie lekarskim leżała na wznak młoda kobieta. Jej mocno wystający brzuch wskazywał na to, że lada dzień wyda na świat potomka. Ginekolog ostrożnie, pod kontrolą ultrasonografu wprowadzał do jej dróg rodnych dwie miniaturowe elektrody, które za pomocą specjalnych przyssawek powinny zostać precyzyjnie przymocowane do skroni gotowego już opuścić swoje schronienie płodu. Dwa kable, cienkie jak włos łączyły te elektrody ze stojącą na taborecie obok kozetki srebrzystą skrzynką kryjącą w swoim wnętrzu tajemnicę, która stanowiła serce całego eksperymentu przeprowadzanego po raz pierwszy w dziejach świata.

Kobieta starała się pozostawać w całkowitym bezruchu. Tylko od czasu do czasu niespokojnie kręciła głową i ciężko wzdychała. Do końca nie była pewna czy postąpiła słusznie, godząc się na ten zabieg, ale obiecano jej sowite wynagrodzenie, a przy tym zapewniano uroczyście, że ani jej, ani dziecku nie będzie groziło najmniejsze nawet niebezpieczeństwo. Ponadto, jeśli wszystko przebiegnie zgodnie z oczekiwaniami, stanie się uczestniczką wydarzenia o epokowym znaczeniu dla ludzkości, porównywalnego tylko z roznieceniem ognia, wynalazkiem pisma czy lądowaniem na Księżycu. Po naradzie z mężem uznali, że spory zastrzyk gotówki na start mającego się wkrótce pojawić nowego członka rodziny jest nie do pogardzenia, więc podpisała wszystkie podsunięte jej dokumenty i zgłosiła się na umówiony termin do kliniki. Mimo że ciągle towarzyszyły jej pewne obawy, postanowiła po prostu zaufać specjalistom.

Dwa dni wcześniej w hospicjum dla nieuleczalnie chorych starszy człowiek odliczał już nawet nie godziny, ale minuty dzielące go od rozstania się z tym światem. Morfina, której mu tu nie szczędzono, przytępiła nieco jego zmysły, nie dokuczał mu ból zżeranych przez nowotwór tkanek, tylko wszechogarniająca słabość i gęstniejąca mgła przed oczyma uświadamiały, że właśnie teraz zbliża się nieuchronny koniec. Ten fakt cieszył go i niepokoił zarazem. Cieszył, bo nareszcie przestaną dręczyć go koszmary związane z pewnym wydarzeniem sprzed wielu lat, które, im bardziej oddalało się w czasie, tym mocniej go przytłaczało. Niepokoił się, ponieważ nie wiedział, czy to rzeczywiście koniec, czy może czeka go jakaś bliżej nieokreślona wieczność, a jeśli tak, to jaki wpływ na nią będzie miało tamto wydarzenie. Czy będzie mógł liczyć na wybaczenie tego, co wtedy zrobił? Ostatecznie doszedł do wniosku, że najlepiej byłoby, gdyby żadna wieczność nie istniała. Zamykasz oczy i wszystko kończy się raz na zawsze.

Nie zareagował, gdy do pokoju wszedł człowiek w białym fartuchu z jakimś dziwnym urządzeniem pod pachą i, położywszy je na taborecie obok jego łóżka, podłączył do niego dwa kable, których końcówki przymocował następnie do jego skroni. Niech robią, co chcą. I tak nic mi już nie zaszkodzi ani nie pomoże, pomyślał. Zamknął powieki z przekonaniem, że nigdy więcej ich nie otworzy.

Otworzył. Nie wiedział, po jak długim czasie. Jednak ze zdziwieniem stwierdził, że znajduje się w zupełnie innym miejscu. Dokoła panowała kompletna ciemność. Ze wszystkich stron otaczała go ciepła woda, ale nie odczuwał braku powietrza. Na dodatek zauważył, że stał się nienaturalnie mały. Jego kończyny były teraz króciutkie, a głowa nieproporcjonalnie duża w porównaniu z resztą ciała. To pewnie jakiś przedsionek między tym a tamtym światem. A może tak właśnie wygląda piekło: żadnego ognia, żadnej smoły, tylko woda i ciemność, jak przed stworzeniem świata. No i ta pamięć. Cały czas wiem, kim byłem i co zrobiłem czterdzieści lat temu. Chyba już przez całą wieczność się od tego nie uwolnię.

Takie myśli kłębiły się w jego głowie, gdy nagle poczuł, że otaczająca go woda gdzieś zniknęła, a miękkie i wilgotne ściany jego nowego mieszkania zaczynają się kurczyć i spychają go ku wąskiemu korytarzykowi, przez który musiał się z trudem przeciskać. Gdzieś z zewnątrz dochodziły czyjeś krzyki i jęki. A więc to był jednak przedsionek, zaświtało mu w głowie, piekło zacznie się dopiero teraz. Te odgłosy to zapewne jęki potępieńców. Za chwilę do nich dołączę. Nie mogę mieć o to do nikogo pretensji. Zasłużyłem sobie na taki los, bez gadania.

Niespodziewanie oślepiło go jaskrawe światło. Ciasny korytarzyk skończył się, a on poczuł, jak nagle wstrząsają nim dreszcze, gdyż temperatura na zewnątrz jego dotychczasowego schronienia była znacznie niższa niż w jego wnętrzu. Około czterdziestoletni mężczyzna w białym fartuchu wziął go na ręce i uniósł na wysokość swojej twarzy. W porównaniu z nim ów człowiek wydawał się olbrzymem, jakby to był King Kong albo Godzilla. Tyle że nie miał w sobie nic z potwora. Ów dziwny olbrzym wpatrywał się w niego z mieszaniną nadziei i niepokoju.

- Jestem w niebie czy w piekle? Pan jest Bogiem czy diabłem? - zapytał przestraszony nie na żarty starszy człowiek.

Jego głos był dziwnie piskliwy i jakiś taki niewyraźny, jakby cały jego aparat mowy nie był jeszcze przystosowany do pełnienia swoich funkcji, ale dla trzymającego go na rękach człowieka był wystarczająco zrozumiały. Jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech. Widać było, że wielki kamień spadł mu z serca.

- Ani jednym, ani drugim - odpowiedział rozbawionym tonem. - Jestem lekarzem, a pan jest w dalszym ciągu na ziemi, tylko w zupełnie innym ciele. Pańskie życie zaczyna się na nowo. Jest pan pierwszym człowiekiem, który otrzymał drugie życie. Gratuluję panu.

- Nic z tego nie rozumiem - odparł zmieszany starszy człowiek. - Jakie drugie życie? O czym, do licha, pan mówi?

Lekarz owinął starszego człowieka białym, frotowym ręcznikiem. Nareszcie ciało przestało dygotać mu z zimna. Następnie usiadł na stojącym pod ścianą metalowym krześle i ułożył go sobie na kolanach, podtrzymując oburącz. Starszy człowiek doskonale mieścił się między jego łokciami, jak niemowlę w kołysce.

- Proszę posłuchać - zaczął wyjaśniać zaistniałą sytuację, wpatrując się cały czas starszemu człowiekowi w oczy. - Jeszcze trzy dni temu był pan osiemdziesięciopięcioletnim starcem cierpiącym na nowotwór z licznymi przerzutami. Tamtego pańskiego ciała nie można było już uratować, ale neuroinformatycy zdołali ocalić panu pamięć. Zeskanowali całą zawartość pańskiego mózgu na odpowiednio pojemny dysk, a następnie skopiowali ją do mózgu dziecka mającego się wkrótce urodzić. Właśnie przed chwilą przyszedł pan na świat w nowym ciele, ale z zachowaną całą świadomością swojego poprzedniego życia. Przed panem co najmniej tyle samo lat, ile przeżył pan do tej pory.

Starszy człowiek nagle zmarszczył czoło, zacisnął swoje drobne piąstki, zaczął nimi gwałtownie wymachiwać i krzyczeć wniebogłosy piskliwym tonem płaczącego niemowlaka.

- Ja się nie zgadzam! Protestuję! Dlaczego nikt nie spytał mnie, czy sobie życzę takiego drugiego życia!? Żądam natychmiastowego wyczyszczenia mojego mózgu z tamtych śmieci! Nie chcę mieć swojej starej pamięci! Nie chcę! Nie chcę!!!

Lekarz był kompletnie zaskoczony. Nie spodziewał się takiej reakcji u pacjenta, któremu, jak mniemał, wyświadczono nie lada przysługę. Czyż przedłużanie istnienia w nieskończoność nie jest pragnieniem każdej żywej istoty? Dlaczego ten człowiek tak stanowczo odrzuca dar ofiarowany mu zupełnie gratis? Jakakolwiek by nie była tego przyczyna, nie można było spełnić jego prośby, należało się zatem jakoś dogadać, żeby eksperyment mógł przebiegać bez zakłóceń przynajmniej do osiągnięcia przez pacjenta pełnoletności.

- To, o co pan prosi, jest niestety niewykonalne - powiedział tonem łagodnym, ale stanowczym. - Potrafimy kopiować dane z mózgu na dysk i na odwrót. Możemy, oczywiście, usuwać to, co zapisane na dysku, ale resetować mózgu na razie nie potrafimy. Może za kilkadziesiąt lat…

- Nie chcę tak długo czekać! - zakwilił starszy człowiek. - Błagam, niech pan coś zrobi. W hospicjum myślałem, że lada moment uwolnię się od tego koszmaru, a pan mówi mi o kilkudziesięciu latach. Nie zniosę tego!

Lekarz poprawił sobie starszego człowieka na kolanach, popatrzył mu głęboko w oczy i powiedział najcieplej, jak tylko potrafił:

- Domyślam się, że było w pańskim poprzednim życiu coś, o czym raczej wolałby pan nie pamiętać. Coś, co sprawiło panu wielki ból. Przypuszczam też, sądząc po gwałtowności pańskiej reakcji, że nigdy pan o tym z nikim nie rozmawiał. Dusił pan to w sobie i liczył, że śmierć pana od tego uwolni. Proszę mi opowiedzieć o tym koszmarze. Może razem znajdziemy na to jakąś radę. A nawet jeśli nie, to samo wypowiedzenie tego, co pana dręczy, przyniesie niewątpliwą ulgę. Ma pan teraz okazję, żeby wyrzucić to wszystko z siebie.

Starszy człowiek przez chwilę zastanawiał się, czy posłuchać rady lekarza. W końcu, uznawszy, że nie ma żadnego lepszego wyjścia, zaczął snuć swoją opowieść:

- To było jakieś czterdzieści lat temu. Pracowałem wówczas w archiwum Urzędu Skarbowego. Tak się złożyło, że prokuratura zainteresowała się jednym z naszych podatników. Podejrzewali go o pranie brudnych pieniędzy. Zażądali całej jego dokumentacji podatkowej za ostatnie pięć lat. Cztery teczki znalazłem bez problemu. Piąta - ta najważniejsza znikła bez śladu. Do dziś nie wiem, kto i kiedy ją wyniósł, ani jak mogło się to stać bez mojej wiedzy. Chciałem jednak za wszelką cenę ratować swoją skórę. W końcu chodziło o sprawę kryminalną, a mnie brakowało jeszcze około dwudziestu lat do emerytury. Bałem się utraty pracy. Bezrobocie było wtedy duże. Kto zatrudniłby faceta z wilczym biletem? Prędko wypisałem rewers na pewnego inspektora z działu kontroli, którego prywatnie nie lubiłem, na podstawie innych rewersów podrobiłem jego podpis. Zrobiłem to tak sprytnie, że później nawet prokuratorski grafolog dał się nabrać. Tamten gość dostał dyscyplinarkę. Groziła mu też sprawa karna o współudział w przestępstwie. Nie wytrzymał tego psychicznie, powiesił się. Od tamtej pory do końca życia dręczyło mnie sumienie, ale nigdy nikomu nie powiedziałem o swoim fałszerstwie, nawet księdzu na spowiedzi. Tchórz był ze mnie straszny. Zresztą nie liczyłem na rozgrzeszenie. Dlaczego Bóg miałby mi to wybaczyć? Przecież nie On się przeze mnie powiesił. Kiedy poczucie winy dawało się zbyt mocno we znaki, topiłem je w alkoholu. Żona z tego powodu odeszła ode mnie. Zostałem zupełnie sam z nachodzącymi mnie coraz częściej koszmarami. Nieraz nachodziły mnie myśli, żeby pójść w ślady tamtego inspektora i skończyć z tym raz na zawsze, ale na to też nie starczało mi odwagi. W końcu przyplątał się rak. Pomyślałem: Nareszcie będę miał święty spokój. Nie chciałem żadnej chemioterapii ani nic podobnego. Żądałem tylko maksymalnego uśmierzenia bólu. Czekałem na śmierć z nadzieją, jak na wybawienie. Tymczasem wy, panowie naukowcy, zafundowaliście mi następne osiemdziesiąt parę lat pamiętania o mojej podłości. Niech was szlag za to trafi!

Starszy człowiek rozpłakał się płaczem niemowlęcia. Lekarz pokołysał go przez chwilę na rękach, a potem rzekł:

- Moim zdaniem, doskonale się składa, że to właśnie pan stał się uczestnikiem tego eksperymentu z kopiowaniem pamięci. Wielu ludzi, których sumienia były podobnie, a nawet bardziej obciążone, chciałoby mieć taką szansę, jaka stała się pańskim udziałem.

- Szansę? Na co? - przerwał mu starszy człowiek. - Ja nie widzę dla siebie żadnej szansy. Przecież nie cofnę tego, co się wydarzyło.

- Oczywiście, że pan nie cofnie. Winy nie da się tak po prostu skasować, jak błędnie napisanego słowa w edytorze tekstu, ale można ją zrównoważyć czynionym później dobrem. Im większej liczbie ludzi pomoże pan w swoim nowym życiu, kiedy już pan dorośnie, tym bardziej wyrzuty sumienia z powodu tamtego czynu będą u pana słabnąć, aż w końcu zupełnie się zatrą. Do tej pory zmarnował pan mnóstwo czasu na dręczenie się czymś, czego nie mógł pan już zmienić. Teraz będzie pan miał kilkadziesiąt następnych lat, żeby swój błąd naprawić. Proszę je dobrze wykorzystać. A czy wybaczy panu Bóg i tamten nieżyjący kolega? To już wyłącznie sprawa pańskiej indywidualnej wiary. Im więcej będzie pan jej miał, tym łatwiej przejdzie pan przez trudności swojego nowego życia. No, czas już kończyć tę rozmowę. Mama musi pana nakarmić i przytulić. To bardzo ważne.

- Co pan wygaduje, doktorze? Moja mama od dawna nie żyje.

- Teraz ta kobieta na łóżku jest pańską mamą. Urodziła pana przed niespełna godziną. Chciałaby pana zobaczyć.

- Ta młoda dziewczyna? I ja mam ssać jej piersi? Przecież mógłbym być jej dziadkiem.

- Może być pan, oczywiście, karmiony butelką, ale dla prawidłowego pańskiego rozwoju zdecydowanie bardziej wskazane jest karmienie piersią, co najmniej przez pół roku. Radzę to polubić. Ale dość tego gadania. Idziemy do mamy. Życzę panu długiego i owocnego życia.

Starszy człowiek zamyślił się. Kto wie, może ten lekarz ma rację? Może rzeczywiście warto przeżyć życie jeszcze raz i ponaprawiać stare grzechy? Jakie to zabawne. Jestem teraz niemowlęciem, a nagadałem się, aż mnie gardło rozbolało. A najzabawniejsze jest to, że ta leżąca na łóżku młoda dama będzie mnie teraz wychowywała i wprowadzała w dorosłe życie. Prawdę mówiąc, współczuję jej trochę.

<<<powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

&&

Tak, ale... Wybory w związku słabowidzących

Stary Kocur

Co cztery lata odbywa się festiwal zwany zebraniami sprawozdawczo-wyborczymi oraz zjazdami okręgowymi i krajowymi. Wybory to rzecz ważna i poważna, ale czy to są ważne i poważne wybory? Oj, obawiam się, że nie. Oj wiem, że nie. Dość długo łowię myszki wśród osób zwanych niewidomymi, niewidomych inaczej oraz niewidomych bez żadnych dodatkowych przymiotników, żeby to wiedzieć.

Wybory te, w wielu przypadkach, podobne są do łowów. Łowi się nie zwierzynę, ale kandydatów do władz tego wielce zasłużonego i, jak niektórym się wydaje, wciąż bardzo ważnego, stowarzyszenia. No, bo i jak potraktować wołanie z sali: Kto to jest? Niech się pokaże!. Zwracam uwagę, że głosy z sali żądają pokazania się a nie się odezwania. Tacy to są zasłużeni kandydaci i tacy niewidomi wyborcy. Jeszcze do jakiegoś tam zarządu, to i owszem, ale na szefa... O co to, to nie. Bo jakoś w firmie tej się przyjęło, że pracować musi tylko prezes, przewodniczący czy inny szef. Reszta może się obijać i krytykować do woli.

No bywa i inaczej. Gdzieniegdzie znajdzie się działacz albo pracownik, któremu zależy na ludziach, na zaspokajaniu ich potrzeb, na dobrym funkcjonowaniu koła. Zdarza się też, że jakiś cwaniak zwęszy drobny interes własny i walczy o władzę, o jakieś własne, a drobne, dobro.

Coraz jest mniej osób chętnych do pracy społecznej, co raz mniej osób rozumiejących niewidomych w związku ponoć niewidomych.

No a jak jest na okręgowych akademiach zwanych zjazdami? A no podobnie. Zdarza się, że na kandydata na szefa okręgu urządza się polowania z nagonką po całym województwie. Wnyki były zastawiane i na mojego protoplastę. Poradził polującym, żeby szukali osób, które nic nie wiedzą o sytuacji okręgu. Bo jeżeli wiedzą, z pewnością się nie zgodzą.

W okręgach i w kołach też nie ma chętnych do władz. Starzy działacze udają się na wieczne pola pracy społecznej, a nowi, nie koniecznie młodzi, ani wiedzą, czym powinien być związek, ani wiedzą, co oznacza słowo niewidomi. Kiedyś terenowy działacz usłyszał, że kolega X był ponad 20 lat w Głównej Komisji Rewizyjnej. Zapytał, a co on robił w tej komisji i usłyszał: Jak to, co? Był.

Zabawnie jest też na karnawałach krajowych. Tu też brakuje chętnych na szefa. No i z tej to przyczyny, miłościwie nam panująca, chyba już pobiła rekord Józefa Cyrankiewicza. A swoją drogą, gotów jestem postawić swoje siwe wąsy i wyliniałe futro, jeżeli ktoś znajdzie się chętny na te apanaże i wymieni wszystkich sześcioro członków Prezydium Zarządu Głównego tego zacnego stowarzyszenia zwanego Polskim Związkiem Niewidomych. Myślę, że wielu, bardzo wielu członków stowarzyszenia nie zna nazwiska miłościwie nam panującej, której to panowanie trwa już od marca 2004 r. A już z pewną przesadą można powiedzieć, że na pazurach moich łap można policzyć osoby, które wiedzą, jacy to ludzie są członkami Prezydium ZG PZN, czym się zajmują, co wnoszą do stowarzyszenia, w czym pomagają, a w czym przeszkadzają. Tego, nie tylko za moje wąsy i futro nikt się nie dowie z lektury ledwo tlącej się Pochodni ani czegoś, co nazywa się Biuletyn Informacyjny Pochodni. Tego nie dowie się za starego diabła, bo w stowarzyszeniu tym jest wszystko ściśle tajne, tajne albo poufne, a może nawet wszystko to razem.

Jeżeli delegaci na krajowy zjazd niewiele wiedzą, to jak mają wybierać. Pozostaje im propaganda szeptana i szemrana, układziki i kółka wzajemnej adoracji, przypadkowe wybory i narzekanie, bo to oni są wszystkiemu winni, a ci, którzy ich wybrali, a ci są w porządku, są szlachetnymi ludźmi, wybitnymi działaczami.

Ale i jak wybierać, jeżeli nie ma chętnych do objęcia najwyższej funkcji. Chętnych nie ma, a wybrać trzeba; no i masz babo placek.

Długo by można w tym duchu opowiadać i przytaczać smakowite kęski, ale to nic nie da. Delegaci nie wiedzą, jak głosować, ale członkowie stowarzyszenia wiedzą - głosują nogami i PZN podlega stałemu odchudzaniu. Liczba członków stowarzyszenia zmniejszyła się o około 60 proc. Ale co tam członkowie... Ważne, że na szyldzie i na pieczątkach dumnie widnieją niewidomi. I to wystarczy, i tak trzymać!

Ale może się mylę. Obiło mi się o uszy, że w 2020 r. krajowy zjazd będzie zupełnie inny, ważny, przełomowy, że podejmie radykalne decyzje. Cóż, może to prawda. Przecież cuda zdarzają się tu i ówdzie. Może więc cud zdarzy się i w Polskim Związku Niewidomych.

<<<powrót do spisu treści

&&

Dostępność a podróże pociągiem i samolotem

Paweł Wrzesień

Współczesny świat sprawia, że zmniejszają się odległości. Dzięki coraz doskonalszym mediom elektronicznym możemy łatwo komunikować się z ludźmi oddalonymi nierzadko o tysiące kilometrów lub poznawać równie dalekie miejsca na ziemi. Coraz lepiej rozwinięte środki komunikacji indywidualnej i zbiorowej w połączeniu z coraz bardziej otwartymi granicami sprawiają natomiast, że wyjazd do innego miasta wydaje nam się bliską wycieczką, a podróże zagraniczne nie szokują już tak, jak w czasach wiz, zaproszeń i stempli w paszportach będących wstępem do wielogodzinnej eskapady. Można zaryzykować stwierdzenie, że świat nam się skurczył i coraz bardziej przypomina przysłowiową globalną wioskę; a im częściej i liczniej podróżujemy, tym te podróże stają się tańsze i łatwiej dostępne.

Czy dotyczy to także osób z niepełnosprawnością narządu wzroku? Czy nam wystarczą dobre chęci, aby bez trudu dostać się z punktu A do punktu B oddalonego o kilkadziesiąt, kilkaset, a czasem także o kilka tysięcy kilometrów? Na jaką pomoc możemy liczyć, wybierając się samodzielnie w drogę? Chciałbym porównać formy pomocy, do udzielenia której polskie przepisy zobowiązują przewoźników kolejowych i lotniczych, a także pokusić się o odpowiedź na pytanie, która z tych form jest dla nas bardziej dostępna.

W przypadku podróży międzymiastowych najczęściej decydujemy się na skorzystanie z usług spółki PKP Intercity. Spółka ta oferuje nam asystę pomocną w dostaniu się na pokład pociągu, którą możemy zamówić zarówno drogą telefoniczną jak też internetową, wypełniając specjalny formularz. Warunkiem jest zgłoszenie chęci przejazdu na co najmniej 48 godzin przed rozpoczęciem podróży. Przewoźnik ma obowiązek na 24 godziny przed odjazdem poinformować nas czy asysta została przyznana. Może się bowiem zdarzyć tak, iż jej udzielenie nie będzie możliwe. Zaletą tej formy wsparcia jest to, że przewodnik zaczeka na nas nie tylko na samym peronie, aby pomóc przy wsiadaniu do odpowiedniego pociągu, ale może oczekiwać na nas np. na przystanku autobusu przy dworcu lub w jego hali głównej, co znacznie ułatwia zadanie. Zwykle bywa to pracownik spółki PKP Intercity lub ktoś z ochrony dworca. Osoba ta pomaga nam dotrzeć do drużyny konduktorskiej, która zobowiązana jest udzielić nam pomocy, jeśli tego oczekujemy w trakcie podróży. Asysta może na nas oczekiwać także w punkcie docelowym, odebrać z pociągu i doprowadzić tam, gdzie potrzebujemy, rzecz jasna w rozsądnej odległości od dworca. W przypadku krótszych podróży obsługiwanych przez przewoźników regionalnych sytuacja wygląda podobnie, może różnić się w detalach wynikających z warunków technicznych. Ponieważ poza Polregio (dawniej Przewozy Regionalne) funkcjonuje w naszym kraju jeszcze kilka samorządowych spółek kolejowych, a każda kieruje się własnymi zasadami, nie będę ich przepisów omawiał szczegółowo. Specyfiką takich tras są mniejsze stacje, często pozbawione obsługi, co wymusza udzielenie pomocy przez personel pociągu, którym zamierzamy jechać i ogranicza nieco jej zakres.

W przypadku lotu samolotem prośba o pomoc wygląda bardzo podobnie. Przewoźników obligują do niej przepisy międzynarodowe, więc niezależnie od linii lotniczej czy kraju, w którym zaczynamy i kończymy podróż, obowiązują te same zasady. Po zakupieniu biletu i skutecznym zgłoszeniu, iż jest się pasażerem niepełnosprawnym wymagającym asysty, możemy być już pewni, że żądane wsparcie zostanie nam udzielone. Tu niestety musimy samodzielnie poradzić sobie z odszukaniem właściwego punktu odprawy na lotnisku, bowiem nie praktykuje się odbioru osoby niepełnosprawnej z wybranego przez nią miejsca. Po odnalezieniu właściwego stanowiska i okazaniu dokumentu podróży obsługa powinna sama przywołać pracownika lotniska, który będzie nam towarzyszył w dalszej drodze do samolotu. W odróżnieniu bowiem od kolei tu przewodnikiem jest pracownik portu lotniczego, któremu przedsiębiorstwo lotnicze zleca taką usługę. Pracownik ten może nam pomóc w nadaniu bagażu, przeprowadzić przez kontrolę bezpieczeństwa, a więc przez bramki wyposażone w detektory metali i doprowadzić do wejścia, z którego ma nastąpić boarding naszego samolotu. Ponieważ odprawa następuje z wyprzedzeniem, nasz przewodnik zwykle pozostawia nas tam i zjawia się ponownie, gdy czas już wchodzić na pokład. Nierzadko, choć to nie jest zasadą, osoba niepełnosprawna jest przewożona do samolotu osobnym pojazdem i wsiada jako pierwsza, co dotyczy przede wszystkim dużych lotnisk. W trakcie podróży pomocą służy nam obsługa samolotu. Wysiadamy natomiast z reguły jako ostatni, a uprzedzony o naszym przybyciu ktoś z personelu lotniska docelowego deleguje pracownika, który pomaga nam dotrzeć do terminalu, odnaleźć bagaż na ruchomej taśmie i przejść do ogólnodostępnej części hali przylotów.

Zarówno w przypadku kolei jak statków powietrznych możemy zatem liczyć na kompleksową pomoc przez cały okres trwania podróży. Gdzie zatem widać różnice? Jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach, a konkretnie w rozdźwięku między teorią a praktyką. Z własnego doświadczenia wiem, że najbardziej niezawodna jest asysta lotnicza. Po odbyciu wielu tego typu podróży zauważyłem, że wygląda ona zawsze w ten sam sposób i jest realizowana przez pracowników przyzwyczajonych do obcowania z osobami niepełnosprawnymi. Sposób niesienia pomocy wynika ze ściśle określonych przepisów, takich samych w przypadku każdego przewoźnika i każdego portu lotniczego. Niekiedy trzeba wręcz powstrzymywać asystentów zjawiających się wraz z wózkiem inwalidzkim i chcących tym pojazdem zawieźć osobę niewidomą do celu. Tu nieodmiennie możemy liczyć na uprzejmość, uśmiech a nawet na miłą rozmowę.

W przypadku zaś podróży koleją sytuacja często zależy od przysłowiowego czynnika ludzkiego. Każda spółka musi się stosować do przepisów ogólnych w zakresie pomocy niepełnosprawnym, ale ma własne procedury, z którymi nie są zaznajomieni w równym stopniu pracownicy mający potem stanowić asystę osób niewidomych i słabowidzących. Zdarza się niekiedy, że mimo akceptacji prośby o pomoc na miejscu nie zastajemy nikogo albo osoba ta zjawia się na ostatnią chwilę przed odjazdem pociągu. Bywają przypadki opryskliwości czy zniecierpliwienia wobec osób niepełnosprawnych lub pomocy udzielonej w sposób niedostateczny, np. pozostawienie osoby niepełnosprawnej na peronie przed przyjazdem oczekiwanego pociągu. Nie jest to oczywiście regułą, lecz marne to pocieszenie, jeśli po dziewięciu szczęśliwie odbytych przejazdach akurat za dziesiątym razem nie uda nam się dostać do pociągu, jadąc np. na ważną uroczystość lub zabieg medyczny.

W moim przekonaniu poziom wdrożenia procedur i jakość obsługi stawia podróże lotnicze ponad kolejowymi; sytuacja jednak i w przypadku tych drugich poprawia się z roku na rok.

Na koniec mogę polecić aktywny kontakt z przewoźnikami i zgłaszanie wszelkich napotkanych przez nas nieprawidłowości oraz uwag, które przychodzą do głowy po podróży, aby wspólnymi siłami skłonić przedsiębiorstwa transportowe do respektowania naszego prawa do podróżowania równego z tym, którym cieszą się osoby pełnosprawne.

<<<powrót do spisu treści

&&

Darwinowska chęć przetrwania

Bożena Lampart

Odpowiedź na temat zasadności podjęcia pracy przez dorosłą osobę wydaje się prosta. Generalnie pracujemy po to, aby zaspokajać potrzeby związane z codziennym funkcjonowaniem. Niezależność finansowa otwiera możliwość podejmowania samodzielnych decyzji. Okazuje się, iż im częściej realizujemy się w życiu zawodowym w zajęciu kompatybilnym z naszym wykształceniem, tym bardziej jesteśmy usatysfakcjonowani, a praca staje się dla nas przyjemnością. Dodatkowo, jeśli do wspomnianej wyżej satysfakcji dochodzi godne wynagrodzenie, wówczas możemy powiedzieć o sukcesie.

Podobne spostrzeżenie na temat zatrudnienia na rynku pracy odnosi się również do osób niepełnosprawnych. Aktywność zawodowa, poza samodzielnością finansową, zapewnia szansę integracji ze społeczeństwem, otwiera furtkę do podnoszenia kwalifikacji i poszerza nasze zainteresowania. Zatem to również rehabilitacja, o potrzebie której powszechnie wiadomo.

Warto zauważyć, iż znalezieniu wymarzonej pracy sprzyja rozwój edukacji dostosowanej do potrzeb osób niepełnosprawnych na szczeblu podstawowym, średnim i wyższym. Szkoły i uczelnie są coraz częściej otwarte na potrzeby osób z dysfunkcjami, więcej powstaje kierunków studiów umożliwiających edukację osób niewidzących, z niepełnosprawnością ruchową oraz niesłyszących.

Popularny jest projekt Instytutu Tyflologicznego Polskiego Związku Niewidomych Aktywny Absolwent, który pomaga osobom niewidzącym odnaleźć się na rynku pracy. Można dowiedzieć się o nim więcej na stronie internetowej: https://pzn.org.pl/aktywny-absolwent.

Osobom po ukończeniu studiów wyższych proponowane są kursy i szkolenia zawodowe, nauka języków obcych, płatne staże zawodowe oraz doradztwo i coaching.

Pomimo wspomnianych wyżej innowacji niepokojąco niskie są jednak dane statystyczne związane z aktywnością zawodową osób ze szczególnymi potrzebami. Darwinowska chęć przetrwania powoduje permanentne upominanie się o nasze prawo do pracy.

Znajomość orientacji przestrzennej sprzyja osobom niewidzącym w dotarciu do firmy, która wyraziła akces co do zatrudnienia osoby z dysfunkcją. Mniej natomiast jest alternatyw dla osoby z niepełnosprawnością sprzężoną obligującą do aktywności zawodowej jedynie w domu.

Pani Sylwia Błach w artykule z 01.10.2019 r. pod tytułem Zawody przyszłości, dostępnym pod linkiem http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/846034;jsessionid=08E45CC2BBF90B9243D3A49A51763515, podaje wiele przykładów pracy zdalnej, wykonywanej w domu. Wspomniane zajęcia oparte są na współczesnych formach zatrudnienia, których podstawą jest znajomość nowoczesnych technologii. Być może osoby rozczarowane niemożnością zatrudnienia w wyuczonym zawodzie znajdą tam podpowiedź dla siebie.

Autorka zachęca do zapoznania się z szeregiem kursów online dotyczących nauki programowania, zakładania i nadzorowania stron internetowych te osoby, których wiedza w zakresie obsługi komputera jest bogata.

Podkreśla dużą wartość słowa pisanego przez człowieka, barwniejszego od słowa wygenerowanego w krótkich tekstach przez sztuczną inteligencję. Tutaj mają szansę wykazać się copywriterzy piszący teksty na zamówienie. Popularnością cieszy się również zamieszczanie tekstów na blogach, czasami pojawia się szansa na transkrybowanie plików audio na format tekstowy, czy pisanie książki pod dyktando jej autora. Nieco więcej zachodu wymaga założenie własnego kanału, na przykład na YouTube czy w mediach społecznościowych.

Dla osób lubiących poszerzać własną wiedzę autorka artykułu sugeruje jej wymianę na środki materialne. Można udzielać korepetycji językowych lub z dziedziny, w której zdobyliśmy wykształcenie.

Atrakcyjną propozycją jest doradztwo w dziedzinie mody, dietetyki lub coachingu.

Znajomość obsługi nowych technologii nie dotyczy wyłącznie osób z wyższym wykształceniem. Jest na tyle popularna i budząca zainteresowanie, iż obejmuje wszelkie środowiska społeczne. Wystarczy wykazać nieco inwencji i chęci.

Sylwia Błach podkreśla zalety pracy zdalnej, dowolność wybrania pory dnia i wymiaru czasu, który należy przeznaczyć na wykonanie konkretnej czynności. Dobrze jest jednak narzucić sobie jakąś dyscyplinę przy jej planowaniu, bowiem jak każde inne zajęcie wymaga precyzji, profesjonalizmu czy merytorycznej poprawności.

Co więcej, autorka artykułu wspomina również o możliwości zatrudnienia na umowę na czas nieokreślony lub założenia działalności gospodarczej.

O szczegółach zawodów przyszłości można znaleźć więcej informacji pod linkiem podanym wyżej.

<<<powrót do spisu treści

&&

Z uśmiechem przez życie

&&

Niewidomy w kościele

Teresa Dederko

Dwie niewidome dziewczyny wybierały się do kościoła, w którym jeszcze nigdy nie były. Znajomi wytłumaczyli im krok po kroku, jak tam mają dotrzeć. Zaznaczyli, że do kościoła wchodzi się po dwóch stopniach, a potem trzeba otworzyć ciężkie drzwi. Dziewczyny, zgodnie ze wskazówkami, szły chodnikiem po lewej stronie ulicy, aż trafiły na schodki przed budynkiem. Zdecydowanie popchnęły drzwi i pobożnie uklękły. Trochę się zdziwiły, że ciągle ktoś koło nich przechodzi i ludzie swobodnie rozmawiają. Nagle usłyszały: Kto następny ma paczkę do nadania?. Wtedy zorientowały się, że znajdują się na poczcie. Schodki prowadzące do kościoła były trochę dalej.

Problemem dla osób niewidomych może też być nagłośnienie w kościele. Oczywiście, nie widząc, ustawiamy się do źródła dźwięku i często okazuje się, że stoimy bokiem do ołtarza, odwracając się w kierunku głośnika. Na szczęście czasem mikrofon na moment przerywa i wtedy słychać głos księdza od ołtarza, albo ktoś usłużny trochę nas przestawi.

Niewidoma osoba wybrała się do spowiedzi. Konfesjonał, jak to teraz często bywa, był maleńkim pokoikiem, do którego zamykało się drzwi. Ktoś z kolejki wprowadził tę niewidomą panią do środka i posadził na krześle. Trochę się zdziwiła, że ona podczas spowiedzi siedzi, a ksiądz stoi. Dopiero gdy wychodziła, uświadomiła sobie, że ksiądz musiał stać, bo ona zajęła miejsce spowiednika.

Innym razem ta sama osoba miała przygodę ze spowiedzią już przy klasycznym konfesjonale, do którego oczekujący podchodzą raz z jednej, a potem z drugiej strony. Gdy owa penitentka usłyszała pukanie księdza, uznała, że może uklęknąć przy kratce i wyspowiadać się. Kiedy już kończyła, ksiądz zaczął wygłaszać naukę, ale był odwrócony tyłem, ponieważ okazało się, że w tym samym czasie spowiadała się druga osoba klęcząca po drugiej stronie konfesjonału. No i całą spowiedź trzeba było powtórzyć.

Zdarza się, że niewidomy przychodzi do kościoła z psem przewodnikiem. Znam historię, kiedy to właścicielka psa, nie chcąc wciągać go do ciasnej ławki, po prostu przywiązała go do konfesjonału, ponieważ tam było więcej miejsca.

Podczas nabożeństwa pies zatęsknił za swoją panią i energicznie ruszył w jej kierunku. W konfesjonale nikt nie siedział, więc silny pies pociągnął ten mebel przez parę metrów.

Sporą trudnością w przypadku osób niewidomych może być znalezienie wolnego miejsca. Ludzie w kościele siedzą tyłem do wejścia i często nie zauważają, że ktoś potrzebuje pomocy. Aby uniknąć tych trudności, koleżanka postanowiła iść boczną nawą, ponieważ wiedziała, że tam z boku pod ścianą stoją niewielkie klęczniki, z których mało osób korzysta. Stuknęła laską o jeden z nich, dotknęła ręką pulpitu klęcznika i z ulgą uklękła. Nagle usłyszała, że ktoś tuż obok wymienia swoje grzechy. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że zajęła miejsce na klęczniku przy konfesjonale, w którym właśnie ktoś się spowiadał. Szybko wstała i odeszła, starając się nawet nie myśleć jak jej towarzystwem musiał być zdziwiony spowiadający się człowiek.

<<<powrót do spisu treści

&&

Listy od Czytelników

&&

Mój sposób na czytanie

Jestem osobą bardzo słabowidzącą. Posługuję się brajlem. Czarny druk czytam z dużym trudem - tytuły, nagłówki. Przez lupę mocno powiększającą z większym już wysiłkiem dam radę odczytać tłusty i wyraźny druk, ale tylko jedno lub dwa zdania.

Nie zakupiłam żadnego powiększalnika z dużym ekranem, bo czytanie wzrokiem bardzo mnie męczy. Książki lub czasopisma czytam brajlem. Poza tym w mieszkaniu przy pięcioosobowej rodzinie wielkość sprzętu rehabilitacyjnego jest bardzo ważna. Oglądałam także nieduże drogie powiększalniki elektroniczne. Podobały mi się, ale nie mogłam sobie na taki pozwolić.

Cztery lata temu z dotacji programu Aktywny Samorząd zakupiłam telefon iPhone 6S+. Wiedziałam, że można zainstalować w nim program Seeing Assistant-Home. Przy jego pomocy mogłam cokolwiek przeczytać. Od razu jednak myślałam, jak sobie ułatwić to czytanie. Nie utrzyma się dłużej w ręku telefonu na jednej niezachwianej wysokości i nie poprowadzi poziomo po prostej linii tekstu. Długo myślałam, co zrobić, aby przy pomocy telefonu czytać w zadowalającym mnie stopniu.

Znajomy mój zasugerował, by spróbować wykorzystać uchwyt samochodowy do umieszczania telefonu komórkowego, montowany do szyby. Od razu zaznaczę, że nie każdy model się sprawdza. Ja używam Trust 20398-02 (s/n 16062900154).

Dzięki temu patentowi, mam sprytny, niewielki sprzęt rehabilitacyjny własnego pomysłu. Dodatkowo niedrogi, który nie zajmuje dużo miejsca i który w każdej chwili mogę schować.

Moje urządzonko składa się z trzech części: telefonu (który każdy ma), uchwytu samochodowego i szybki hartowanej o wymiarach 50 cm na około 18 cm. Ta krótsza krawędź - 18 cm może być (nawet lepiej gdyby była) krótsza, gdyż wtedy można czytać teksty zamieszczone na małych karteczkach. Obawiałam się jednak skrócenia jej, aby szybka nie pękła. Telefon i chwytak przecież trochę ważą. Zależało mi też na tym, by swobodnie móc przytwierdzać chwytak. Długi bok szybki - 50 cm może być dłuższy, ale wtedy jest mniej praktyczny i mniej bezpieczny. Szybka ma wypolerowane brzegi i w czterech rogach przyklejone małe meblarskie krążki (stosuję podwójne, gdy pojedyncze są zbyt cienkie). Jest to istotne z dwóch względów: po pierwsze - by zmieścił się pod nią tekst, po drugie - musi być dobra przyczepność do biurka.

Przed czytaniem przytwierdzam uchwyt do szybki (po środku mniej więcej), wkładam do niego telefon. Czytam w ten sposób, że wsuwam kartkę z tekstem pod szybkę od dołu i prowadzę ją, utrzymując równy poziom palcami względem dolnej krawędzi szybki. Stałą odległość daje umieszczenie telefonu na uchwycie. Ustawiam powiększenie na sto procent oczywiście. Jeden wyraz zajmuje wprawdzie cały ekran telefonu, ale całkiem sprytnie można przeczytać to, co najpilniejsze.

Dodam, że taka pomoc sprawdzi się bardzo dobrze w przypadku osoby, która nie może prawie w ogóle czytać, która nie ma funduszy na powiększalnik lub nie chce go kupować ze względu na znikome jego wykorzystywanie - jak to się dzieje u mnie. Korzystam z niego w domu, bo jest stacjonarny. Czytam dokumenty, foldery, pocztówki…

Małgorzata Sokołowska

<<<powrót do spisu treści

&&

Ogłoszenia

&&

Ostatnie pożegnanie

Z żalem żegnamy panią Helenę Albin, zmarłą na początku stycznia tego roku. Była wierną Czytelniczką i korespondentką Sześciopunktu. Pamiętamy jej optymistyczne, pełne wiary w dobro listy przysyłane do naszego miesięcznika. Zawsze pisała brajlem, bo już w laskowskiej szkole biegle to pismo opanowała.

Pozostanie w pamięci i modlitwie szerokiego grona osób związanych z Sześciopunktem oraz tych, którzy cenią pismo Braille’a.

Redakcja

<<<powrót do spisu treści