Sześciopunkt Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących ISSN 2449-6154 Nr 4/49/2020 kwiecień Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a Adres: ul. Powstania Styczniowego 95D/2 20-706 Lublin Tel.: 697-121-728 Strona internetowa: www.swiatbrajla.org.pl Adres e-mail: biuro@swiatbrajla.org.pl Redaktor naczelny: Teresa Dederko Tel.: 608-096-099 Adres e-mail: redakcja@swiatbrajla.org.pl Kolegium redakcyjne: Przewodniczący: Patrycja Rokicka Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. && Od redakcji Drodzy Czytelnicy! Z okazji najwspanialszych Świąt niosących wszystkim nadzieję, życzymy Państwu prawdziwej radości w sercach i wiosennego optymizmu. Wraz z życzeniami przekazujemy Państwu kwietniowy numer Sześciopunktu, taki świeży i wiosenny, poruszający jednak poważne i istotne dla nas tematy. Wszyscy na co dzień posługujemy się pieniędzmi, które podobno szczęścia nie dają, ale sprawiają, że życie jest łatwiejsze. Zainteresowanym tematem Czytelnikom polecamy artykuł poświęcony bankowości. Prowadzącym własne gospodarstwo mogą przydać się doświadczenia naszej sprawdzonej gospodyni. Każdy z nas korzysta z pomocy innych i często sam jej udziela. Jakie błędy popełniają osoby widzące, świadcząc pomoc niewidomym, przeczytamy w pełnym humoru Poradniku psychologa. W dziale Rehabilitacja kulturalnie, oprócz recenzji, znajdziemy wspomnienie o Jadwidze Stańczakowej i relację ze spotkania z Wiesławem Myśliwskim. Tradycyjnie już w rubryce Nasze sprawy poruszamy problemy dotyczące środowiska niewidomych. W Galerii literackiej debiutuje autorka ciekawym opowiadaniem inspirowanym mitem greckim. Czekamy na Państwa uwagi i opinie. Za wszystkie listy serdecznie dziękujemy. Życzymy ciekawej lektury. Zespół redakcyjny && Wielkanoc Jan Lechoń Droga, wierzba sadzona wśród zielonej łąki, Na której pierwsze jaskry żółcieją i mlecze. Pośród wierzb po kamieniach wąska struga ciecze, A pod niebem wysoko śpiewają skowronki. Wśród tej łąki wilgotnej od porannej rosy, Droga, którą co święto szli ludzie ze śpiewką, Idzie sobie Pan Jezus, wpółnagi i bosy, Z wielkanocną w przebitej dłoni chorągiewką. Naprzeciw idzie chłopka. Ma kosy złociste, Łowicka jej spódniczka i piękna zapaska. Poznała Zbawiciela z świętego obrazka, Upadła na kolana i krzyknęła: Chryste!. Bije głową o ziemię z serdeczną rozpaczą, A Chrystus się pochylił nad klęczącym ciałem I rzeknie: Powiedz ludziom, niech więcej nie płaczą, Dwa dni leżałem w grobie. I dziś zmartwychwstałem. && Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko && Nowa wersja NVDA Mateusz Bobruś Fundacja NV Access, która stworzyła projekt NVDA, wydała właśnie najnowszą wersję NVDA oznaczoną numerem 2019.3. Ta wersja zarówno z perspektywy programistów jak i użytkowników jest bardzo ważna, ponieważ przynosi wiele zmian, takich jak przeprogramowanie całego czytnika ekranu z wersji Python 2 do Python 3, co sprawia, że korzystanie z niej jest jeszcze bardziej wydajne i bezpieczne. Niestety, wraz z przeprogramowaniem całego kodu użytkownicy, którzy korzystali ze starszych dodatków, będą musieli poczekać aż twórcy przepiszą je na nową wersję Python albo z niektórych zrezygnować. Ponadto po pobraniu aktualizacji programu instalacja nie rozpocznie się automatycznie. Jest tak dlatego, że instalator wyświetli prośbę o sprawdzenie niezgodności naszych dodatków i po zaktualizowaniu zostaną one wyłączone. Na szczęście większość dodatków została już przepisana w trakcie trwania testów beta programu, więc po instalacji wystarczy je ponownie pobrać i zaktualizować. Kolejną zmianą jest przepisanie podsystemu mowy, co pozwoli na lepszą współpracę, na przykład z Microsoft Word podczas sprawdzania błędów pisowni. Z jednej strony jest to plus, a z drugiej minus, ponieważ są jeszcze użytkownicy, i to całkiem niemała grupa, którzy korzystają z syntezatorów mowy typu SynTalk 1.5 lub 1.6, które nie obsługują technologii indeksowania, ponieważ zostały one wyprodukowane w drugiej połowie lat 90. Dotarły do mnie informacje, że podczas nawigacji po pulpicie syntezator nie mówi, na jakim obiekcie kursor się aktualnie znajduje i ile elementów jest na pulpicie, a jedynie podaje komunikat Pulpit, Lista. Nawigacja po elementach czy to pulpitu, czy innych folderów jest nadal obsługiwana. Następną zmianą jest kurtyna, czyli całkowite przyciemnienie ekranu. Ta funkcja może być użyta w przypadku, gdy nie chcemy, aby osoba widząca obserwowała nasz ekran - w ten sposób możemy chronić naszą prywatność. Aby ją włączyć, należy: 1. Wejść do ustawień, 2. W sekcji Widoczność włączyć opcję kurtyna efekt natychmiastowy. Po włączeniu kurtyny zostaniemy poinformowani przez program, że nasz ekran stanie się zupełnie czarny. Kliknij OK, jeśli chcesz kurtynę włączyć lub Anuluj, jeśli chcesz pozostawić ją wyłączoną. Można wyłączyć powyższe ostrzeżenie, odznaczając pole wyboru Zawsze pokazuj powiadomienie, gdy kurtyna się wczytuje. Można również przypisać skrót klawiszowy, aby w każdej chwili była możliwość włączenia/wyłączenia tej funkcji. Aby to zrobić, należy wejść do Ustawienia/Zdarzenia wejścia. W sekcji widoczność znajdujemy opcję Przełącza stan kurtyny, włącz dla zaciemnienia ekranu lub wyłącz, aby pokazać zawartość ekranu. Po jednym naciśnięciu skrótu kurtyna jest włączona aż do ponownego uruchomienia NVDA. Po dwukrotnym naciśnięciu kurtyna jest włączona dopóki nie zostanie wyłączona ręcznie, a następnie tabulatorem naciskamy przycisk Dodaj i wciskamy Enter. Po usłyszeniu komunikatu Wprowadź zdarzenie wejścia naciskamy skrót klawiszowy, który chcemy przypisać do konkretnej opcji. Po wciśnięciu skrótu klawiszowego pojawi się menu kontekstowe, w którym możemy zdecydować, czy dany skrót ma być przyporządkowany do układu klawiatury desktop, laptop czy do wszystkich układów. Po wybraniu układu klawiatury, do którego chcemy przyporządkować dany skrót, naciskamy Enter. Aby potwierdzić zmiany, naciskamy tabulatorem przycisk OK, a następnie Enter. Aby zapisać zmiany na stałe, naciśnij skrót klawiszowy Insert+N, a następnie z wyświetlonego menu wybierz pozycję Zapisz ustawienia i naciśnij Enter. Od tej chwili ustawienia będą zapisane na stałe. Kurtyna jest obsługiwana począwszy od Windows 8.1 i wyższych. Kurtyna nie jest funkcją NVDA a systemu Windows. Kurtyna nie wydłuża również czasu pracy na baterii, a jedynie przyciemnia tymczasowo ekran. Wszelkie opcje dotyczące jasności należy ustawiać w opcjach zasilania systemu Windows. Podświetlanie wszystkich części kursora Czasem, gdy prosiłem rodziców, aby zobaczyli, co czytam, oni zupełnie nie wiedzieli, gdzie aktualnie się znajduję na stronie, co powodowało frustracje i nieporozumienia. Działo się tak, ponieważ osoby niewidome przeglądają zawartość różnych obszarów komputera zupełnie inaczej niż osoby widzące. Twórcy NVDA dodali opcje, które pomogą podążać za osobą niewidomą. Można je znaleźć w sekcji Widoczność ustawień NVDA w grupie Skonfiguruj pomoce wzrokowe. Oprócz kurtyny dostępna jest opcja Podświetlanie fokusa, pomaga ona w identyfikacji pozycji kursora systemowego, aktualnej pozycji nawigatora i pozycji trybu przeglądania. Kolorem niebieskim zaznaczana jest pozycja kursora systemowego połączonego z obiektem nawigatora, na przykład jeżeli kursor systemowy podąża za nawigatorem. Niebieskimi kreskami oznaczana jest pozycja kursora systemowego. Kolorem różowym zaznaczany jest obiekt nawigatora. Kolor żółty zaś sygnalizuje pozycję wirtualnego kursora przeglądania. Kiedy podświetlanie fokusa jest włączone w ustawieniach widoczności, w oknie głównym programu NVDA możesz zmienić, co ma być podświetlane: • Włącz podświetlenie - włącza lub wyłącza funkcję. • Podświetlaj kursor systemowy - kontroluje, czy fokus systemowy będzie podświetlany. • Podświetlaj obiekt nawigatora - kontroluje, czy obiekt nawigatora będzie podświetlany. • Podświetlaj kursor trybu przeglądania - kontroluje, czy wirtualny kursor przeglądania będzie podświetlany. Pamiętaj, że zaznaczenie/odznaczenie głównego pola wyboru zmieni też stan pozostałych pól. Jeżeli pierwsze pole wyboru zostanie oznaczone, to wszystkie pozostałe odziedziczą ten stan. Jeżeli chcesz tylko podświetlić fokus systemowy, stan pola wyboru będzie ustawiony na częściowo oznaczony. Inne zmiany • Podręcznik użytkownika od teraz opisuje, jak używać NVDA w oknie konsoli. • Uruchomienie pliku NVDA.exe od teraz zastępuje w pamięci uruchomioną wcześniej kopię programu. Poprzednio używany przełącznik R jest wciąż akceptowany, ale ignorowany. • W systemach Windows 8 i późniejszych NVDA zgłasza teraz numer wersji i nazwę aplikacji UWP poprzez jej plik Manifest. • Włączanie i wyłączanie przy pomocy klawiatury ustawienia śledzenia zmian w programie Microsoft Office Word powoduje, że NVDA od teraz zgłasza stan tego przełącznika. • Numer wersji NVDA jest od teraz logowany jako pierwszy element w dzienniku zdarzeń NVDA. Dzieje się tak nawet w wypadku wyłączenia logowania. • Dialog ustawień od teraz nie pozwala na zmianę ustawień logowania, jeżeli została ona dokonana poprzez przełączniki wiersza poleceń. • W programie Microsoft Word NVDA ogłasza teraz stan widoczności znaków niedrukowalnych po przełączeniu ich widoczności (Ctrl+Shift+8). • Zaktualizowano Liblouis Braille Translator do wersji commit 58d67e63. • Gdy włączona jest opcja ogłaszania znaków CLDR, takich jak Emoji, są one odczytywane na wszystkich poziomach interpunkcji. • Pakiety firm trzecich języka Python, takie jak Comtypes, zgłaszają swoje błędy bezpośrednio do dziennika zdarzeń NVDA. • Zaktualizowano repozytorium znaków Unicode do wersji 36.0. • W wypadku podświetlenia grupy elementów w trybie czytania jej opis jest również odczytywany. • Java Access Bridge od teraz jest częścią NVDA. Pozwala to na dostęp do aplikacji pisanych w języku Java, łącznie z programami 64-bitowymi. • Jeżeli Java Access Bridge nie jest domyślnie aktywny dla użytkownika, NVDA dokonuje jego uruchomienia przy starcie. • Zaktualizowano Espeak-NG do wersji 1.51-dev, commit ca65812a. && Znak czasu - zmiany w bankowości Radosław Nowicki Mimo że oferta banków dostępnych w Polsce jest coraz mniejsza, to klienci wciąż mają w czym wybierać. Wchłonięcie takich podmiotów jak: Deutsche Bank, Eurobank, Raiffeisen Bank czy wcześniej Nordea Bank, nie zachwiało bankowością w Polsce. Ostatnio głośno mówi się także o zniknięciu z rynku mBanku, ale nawet gdyby tak się stało, to klienci wciąż będą mogli mieć problem z wybraniem optymalnego dla siebie rozwiązania. Nadal mogą mieć twardy orzech do zgryzienia, tym bardziej że każdy z nich może mieć zupełnie inne potrzeby. Z punktu widzenia niewidomego lub niedowidzącego klienta najważniejsze jest to, aby konkretny bank miał nie tylko dobrą ofertę, ale także aby funkcjonalność jego usług szła w parze z dostępnością. Wśród swoich znajomych widzę różne podejście do bankowości. Jedni wybierają jeden bank i uparcie się go trzymają niezależnie od tego, czy muszą ponosić jakieś opłaty związane chociażby z prowadzeniem konta lub posiadaniem karty debetowej. Do skorzystania z usług innego banku nie jest w stanie skusić ich również wyższe oprocentowanie depozytów czy nawet dodatkowe bonusy za założenie konta. Kiedyś również byłem wierny jednemu bankowi, ale wówczas nie miałem jeszcze dostatecznej wiedzy na temat ekonomii i bankowości. Godziłem się na opłaty związane z prowadzeniem konta, dałem się namówić na lokatę strukturyzowaną (w istocie nie będącą lokatą), na której nic nie zarobiłem, czyli zachowywałem się jak przeciętny Kowalski, który daje golić się bankom. Jednak w końcu przepełniła się czara goryczy. Zacząłem szukać informacji w Internecie o poszczególnych bankach. Natknąłem się na porównywarki kont, lokat, zacząłem odwiedzać blogi finansowe, na których można było znaleźć promocje bankowe. Czytałem komentarze, uczyłem się bankowości. Dzięki temu z czasem zacząłem podejmować bardziej świadome decyzje. Przestałem płacić bankom, wychodząc z założenia, że to one jeszcze mają mi dać bonus za to, że zechciałem zostać ich klientem. Przez ostatnie kilka lat otwierałem konta w różnych bankach, dzięki czemu mogłem sprawdzić również to, jak dana bankowość elektroniczna czy aplikacja mobilna dopasowana jest do potrzeb niewidomego klienta. Z tym na przestrzeni lat było różnie, ale widać, że banki coraz częściej zaczynają zauważać tę grupę klientów, starając się, aby ich produkty były dostępne również dla niewidomych. Niestety, zdarzają się jeszcze wyjątki od tej reguły. Kilka miesięcy temu dość szerokim echem odbił się przypadek Nest Banku, który wprowadzając przy logowaniu niezaetykietowany obrazek bezpieczeństwa, w praktyce uniemożliwił dostęp do konta osobom niewidomym. Wpadka została naprawiona, ale niesmak pozostał. Technologia daje coraz większe możliwości w sferze bankowej. Z nowinek mogą korzystać także niewidomi, którzy swoją bankowość mogą mieć zawsze pod ręką w swoim telefonie. Aplikacje mobilne większości banków są już całkiem przystosowane do naszych potrzeb. Z czystym sumieniem mogę polecić aplikacje chociażby Santander Banku, BNP Paribas, Getin Banku, T-Mobile Usługi Bankowe (w tym także Alior Banku) czy nawet PKO BP (w tym także Inteligo). Przy ich pomocy można wykonać najbardziej przydatne operacje, czyli chociażby sprawdzić stan środków na koncie, wykonać przelew, przejrzeć historię, połączyć się z infolinią etc. Nie trzeba także mieć już przy sobie karty przy dokonywaniu opłaty za towary czy usługi. Dzięki GooglePay i ApplePay można płacić telefonem, a nawet zegarkiem, co również jest sporym ułatwieniem dla osób niewidomych. Nie trzeba się bać także kart kredytowych. Warto mieć taką pod ręką w razie nieprzewidywanych wypadków. O ile będzie się trzymało okresu bezodsetkowego, to posiadanie takiej karty nie będzie nic kosztowało. Przy okazji można także zarobić, bowiem po 400 zł można zyskać, biorąc kartę w Citi Banku lub BNP Paribas. Mniejsze bonusy można otrzymać w Millennium Banku, ING Banku Śląskim czy Santander Banku. Sam na początku do kart kredytowych podchodziłem z dużym dystansem, ale obecnie już wiem, że mogą one ułatwić życie oraz pomóc w uczeniu się oszczędniejszego robienia zakupów i systematycznego dbania o swoje finanse. Mimo że niewidomi nie zaliczają się do najbogatszej grupy społecznej, to niemal każdy z nas może co miesiąc odłożyć choćby niewielką kwotę na niespodziewane wydatki. Jeśli ktoś dysponuje większą gotówką, to może ją ulokować na lokatach. Wprawdzie stopy procentowe są na niskim poziomie, co odbija się także na niskim oprocentowaniu lokat, a przy wysokiej inflacji zysk nawet z lokat może być przejadany. Wciąż jednak można jeszcze znaleźć nieliczne depozyty na dobrym poziomie, by wspomnieć Nest Bank, w którym da się zyskać 4%, w PKO S.A., T-Mobile, Alior Banku i Getin Banku pojawiają się oferty konta oszczędnościowego na 3%, a 2,7% można zyskać jeszcze w Millennium Banku. Osobną kwestią są kredyty hipoteczne. Przy konieczności zaciągnięcia takowego warto skorzystać z usług doradcy, który wybierze kilka najbardziej opłacalnych ofert na rynku w danym momencie. Aby starać się o taki kredyt, trzeba mieć odpowiednie dochody, które umożliwią jego spłacanie. Szacuje się, że rata kredytu powinna stanowić co najwyżej 30-40% domowego budżetu, aby klient nie zakładał sobie kredytowej pętli na szyję. Jednak poszczególne banki różnie podchodzą do kwestii źródeł dochodów. Za przykład chciałbym podać ING Bank Śląski, który nie honoruje nawet renty rodzinnej przyznanej na czas nieokreślony. To trochę dziwna polityka banku, bo przecież jest to stały dochód, bardziej wiarygodny niż nawet umowa o pracę, bo pracę można stracić, a renty już nie. Warto zaznaczyć, że banki wymagają różnego wkładu własnego. Swego czasu można było starać się o kredyt nawet przy jedynie 10% wkładu własnego, ale obecnie coraz częściej banki wymagają przynajmniej 20% własnych środków. Poza tym często są ukryte dodatkowe opłaty, na które bacznie trzeba zwracać uwagę. Nie zawsze też wstępna pozytywna ocena wniosku kredytowego będzie wiązała się z pozytywną decyzją końcową o przyznaniu kredytu. Jest to związane z tak zwanymi scoringami, czyli punktową oceną wiarygodności klienta, która może wpłynąć na odrzucenie wniosku. Bankowość na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat bardzo się zmieniła. Odchodzi się od obsługi w placówkach, coraz więcej spraw można załatwić samodzielnie bez wychodzenia z domu. Nawet w BNP Paribas można już umowę o konto zawrzeć internetowo, a kurier wówczas przywozi jedynie kartę. Nie mamy już do czynienia z kodami-zdrapkami, a przeważnie kody SMS-owe służą do potwierdzania tożsamości klienta przy logowaniu lub robieniu operacji w systemie elektronicznym. Pewnie za pięć, dziesięć lat technologia jeszcze bardziej się rozwinie. Pojawią się kolejne nowinki. Oby tylko były one dostępne dla niewidomych, bo to nie zawsze jest oczywista oczywistość. Można się o tym przekonać na przykładzie terminali dotykowych, które mogą utrudnić życie niewidomym. Nowinki są fajne, ale tylko wtedy, kiedy ich funkcjonalność idzie w parze z dostępnością. && Co w prawie piszczy && Asystent osoby niepełnosprawnej - zawód z przyszłością Asystent osoby niepełnosprawnej to nie ma być specjalista od robienia zakupów, wielkiego sprzątania mieszkania czy innych podobnych zajęć. Asystent powinien wprowadzać osobę niepełnosprawną do społeczności, ułatwiać jej kontakt z otoczeniem. Nadrzędnym celem asystenta powinno być zapewnienie podopiecznemu nieskrępowanego funkcjonowania w życiu prywatnym oraz zawodowym, a ponadto umożliwianie mu wykonywania takich czynności, jakie podejmowałby, gdyby był osobą w pełni sprawną. Takie przywileje zostały określone już w 1971 roku w Deklaracji Praw Osób Upośledzonych Umysłowo. Zakłada ona, że osoba niepełnosprawna powinna cieszyć się takimi samymi prawami jak ludzie pełnosprawni. Jeżeli jej niepełnosprawność to ogranicza, powinna mieć zapewnione odpowiednie wsparcie w postaci asystentury. Zawód asystenta osoby niepełnosprawnej jest zawodem nowym w obszarze medyczno-społecznym, związanym z pomocą społeczną. Na listę zawodów został oficjalnie wpisany dopiero w 2001 roku. Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło obwieszczenie o zawodach potrzebnych na rynku pracy. Obwieszczenie zawiera wykaz istotnych zawodów oraz zawodów o umiarkowanym zapotrzebowaniu. Wśród tych drugich zawód asystenta osoby niepełnosprawnej został wykazany w kilku województwach. W Polsce obecnie jest około 5 milionów osób niepełnosprawnych. Nie wszyscy oni potrzebują w swoim życiu pomocy asystenta. Trzeba mieć nadzieję, że dla tych, którzy takiej pomocy potrzebują, nie zabraknie asystentów posiadających odpowiednie przygotowanie. Z zapewnień MEN wynika, że nie będzie problemów z edukacją takich osób. Źródło: www.wykluczeni.pl && Zdrowie bardzo ważna rzecz && Produkty pełnoziarniste Anita Murdza Żyjemy w czasach, kiedy temat zdrowego trybu życia jest coraz częściej propagowany w różnych środkach masowego przekazu. Możemy powiedzieć, że to dzisiaj modne, ale czy to naprawdę tylko o trendy chodzi? Myślę, że moda modą, ale dla wielu z nas ważne jest bez wątpienia nasze zdrowie. Tak więc jeżeli mój debiut uda się, to chciałabym zaproponować wszystkim Czytelnikom naszego czasopisma Sześciopunkt cykl artykułów o żywności. Inspiracja do pisania artykułów o zdrowej żywności wzięła się stąd, że ja sama miałam kłopoty z nadwagą i na podstawie mojego doświadczenia powiem Wam, drodzy Czytelnicy, że jest to trudna walka, ale jak najbardziej do wygrania. W pierwszym moim artykule postaram się poruszyć temat produktów pełnoziarnistych, czyli zdrowej alternatywy dla produktów z białej mąki. Produkty pełnoziarniste są to produkty wytwarzane z mąki, która jest otrzymywana w procesie mielenia całych ziaren zbóż, czyli mielone na mąkę jest nie tylko to, co znajduje się w środku ziarna, ale również jego zewnętrzna łupina. To właśnie w zewnętrznej otoczce zbóż jest najwięcej składników odżywczych, których produkty wytwarzane z białej mąki nie zawierają. Są to bardzo cenne dla organizmu składniki. Ponieważ ziarno na białą mąkę jest oczyszczane, dlatego taka mąka nie ma żadnych wartości odżywczych. Do produktów pełnoziarnistych należą: • chleby pełnoziarniste, np. chleb razowy, chleb graham, • makarony z mąki razowej, • kasze, np. kasza pęczak, • ryż brązowy. Jedząc codziennie produkty zbożowe otrzymywane z pełnego ziarna, dostarczamy naszemu organizmowi wiele cennych witamin i minerałów, takich jak: • Kwas foliowy, jest bardzo ważny dla kobiet w okresie starania się o dziecko jak i kobiet w ciąży, ponieważ odpowiada za prawidłowy rozwój płodu. Jest niezbędny do prawidłowego przebiegu procesu krwiotwórczego. Kwas foliowy również poprawia kondycję naszych włosów i paznokci. • Niacyna, witamina pochodząca z witamin zaliczanych do grupy B (witamina B3). Odpowiada ona w naszym organizmie za prawidłową pracę układu nerwowego, dobry stan skóry oraz błon śluzowych. • Fosfor odpowiedzialny za prawidłowy metabolizm, jest jednym z pierwiastków, które budują nasze kości i zęby. • Żelazo bardzo ważny pierwiastek, który pełni wiele znaczących funkcji: odpowiada za prawidłowy transport tlenu do komórek, zapewnia prawidłowe funkcjonowanie układu immunologicznego, jest niezbędny do tworzenia czerwonych krwinek i właściwy rozwój umysłowy - zwłaszcza u dorastających dzieci i intensywnie uczącej się młodzieży. • Magnez jest odpowiedzialny za prawidłowe funkcjonowanie układu mięśniowego i nerwowego, zapobiega skurczom mięśni, uspokaja, wpływa na zapamiętywanie, a także jest jednym z pierwiastków wchodzących w skład kości i zębów. • Cynk wspiera właściwe funkcjonowanie układu odpornościowego, a także jest odpowiedzialny za utrzymanie dobrego stanu kości i skóry. Oprócz wyżej wymienionych składników produkty pełnoziarniste dostarczają błonnika, który korzystnie wpływa na perystaltykę jelit, dzięki czemu możemy unikać zaparć, ogranicza on również wchłanianie nadmiaru tłuszczów ze spożywanych pokarmów, szybko wiąże wodę, pęczniejąc w przewodzie pokarmowym, co daje uczucie sytości. Błonnik zapobiega także nadmiernym wahaniom poziomu cukru we krwi. Poza bogactwem witamin i minerałów jakich możemy sobie dostarczyć kiedy włączymy produkty z pełnego ziarna do swojej diety, niewątpliwym plusem jest to, że składniki w nich zawarte, spożywane regularnie, obniżają ryzyko zachorowania na chorobę niedokrwienną serca oraz na cukrzycę. Osoby, które spożywają produkty pełnoziarniste, są szczuplejsze od tych, które preferują wyroby z białej mąki. Dostępność produktów z pełnego ziarna Produkty pełnoziarniste oraz mąka pełnoziarnista są dostępne praktycznie w każdym sklepie. Aby sprzedawca nie wprowadził nas w błąd, przy zakupie produktów prośmy o rzetelne czytanie etykiet. Na etykiecie musi się pojawić napis: produkt uzyskany z mąki pełnoziarnistej albo z pełnego ziarna. Podsumowując, pamiętajmy, że warto usunąć z naszej diety białe produkty na rzecz tych zdrowych. Na moim własnym przykładzie mogę powiedzieć, że odkąd zmieniłam biały chleb, ryż, makaron na produkty z pełnego ziarna i wprowadziłam kaszę do swojej diety, czuję się dużo lepiej, nie mam zaparć, faktycznie jestem szczupła i kiedy na obiad zamiast ziemniaków zjem pełnoziarnisty makaron, długo nie jestem głodna. Jedyne, przed czym Was moi koledzy i koleżanki przestrzegam to fakt, że produkty z pełnego ziarna nie są tak puszyste jak białe, a przez to mają nieco inny smak i trzeba do ich spożywania się przyzwyczaić. Wiem, że zmiana dotychczasowych nawyków żywieniowych jest trudna, ale nie jest niemożliwa. && Gospodarstwo domowe po niewidomemu && Chleb - smak z dzieciństwa Alicja Cyrcan Pajda chleba skropiona wodą i posypana cukrem to smak mojego dzieciństwa. Odkąd pamiętam, chleb kojarzy mi się z ciepłem domowego ogniska i tradycją. Uwielbiam jego zapach i smak. To on zajmuje pierwsze miejsce na liście moich zakupów. Jak dziś wybrać dobry chleb? W sklepach jest bardzo duży wybór pieczywa, w tym chlebów. W dziale piekarniczym znajdziemy chleb młodości, chleb drwala czy chleb wiejski. Czytając tego typu nazewnictwo, można by pomyśleć, że to dobre produkty. Jednak podczas zakupów to nie nazwa powinna mieć kluczowe znaczenie. Najważniejszy jest skład zawarty na opakowaniu: im krótszy, tym lepszy. Dobry chleb potrzebuje czterech podstawowych składników: mąki, wody, zakwasu i soli. Dodatkowo może być wzbogacony ziarnami: pestkami słonecznika, dyni czy sezamu. Taki chleb jest nie tylko smaczny, ale i zdrowy. Odżywia organizm, dostarcza dużej ilości błonnika oraz reguluje pracę przewodu pokarmowego. Jak prawidłowo przechowywać chleb? Przechowywanie chleba wpływa na jego walory smakowe i odżywcze. Chleba nie należy przechowywać w foliowych woreczkach. Najlepiej zaopatrzyć się w woreczki lniane, które oddychają, dzięki czemu chleb nie pleśnieje, nie wysycha i na długo pozostaje świeży. Jeśli nie mamy takiego woreczka, chleb możemy owinąć papierem śniadaniowym lub włożyć do papierowej torby. Dodatkową ochronę zapewni chlebak, najlepiej drewniany, który zabezpieczy chleb przed wilgocią. Pamiętajmy, że chleb powinien być przechowywany w suchym miejscu. && Kuchnia po naszemu && Jabłka w roli głównej Alicja Cyrcan && Domowy kisiel z jabłek Składniki: • 1/2 kilograma jabłek, • 2 szklanki wody, • 2 łyżki cukru, • 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej. Sposób przygotowania Jabłka umyć, obrać ze skórki, usunąć gniazda nasienne. Połowę jabłek pokroić na drobne cząstki, zalać wrzącą wodą, rozgotować. Mus osłodzić, zagęścić mąką ziemniaczaną. Pozostałe jabłka zetrzeć na tarce o grubych oczkach, dodać do gotowego kisielu, wymieszać. Podawać w szklanych miseczkach lub pucharkach. && Jabłka w cieście Składniki: • 4 duże jabłka, • 1 szklanka mąki, • 2 jajka, • pół szklanki mleka, • sól, • cukier puder, • olej do smażenia, • jogurt naturalny. Sposób przygotowania Do miski wsypać mąkę, dodać mleko, żółtka, szczyptę soli, wszystko dokładnie wymieszać. Z białek ubić na sztywno pianę, następnie połączyć z ciastem. Jabłka umyć, obrać. Pokroić w krążki, usuwając gniazda nasienne. Każdy krążek zamoczyć w cieście i smażyć na rozgrzanym tłuszczu z obu stron. Podawać posypane cukrem pudrem z kleksem jogurtu naturalnego. && Sałatka z jabłek Składniki: • 4 jabłka, • 2 łodygi selera naciowego, • garść rodzynek, • garść orzechów włoskich, • jogurt naturalny. Sposób przygotowania Jabłka dokładnie umyć, pokroić w plastry wraz ze skórką, z plasterków usunąć gniazda nasienne. Łodygi selera umyć, pokroić w kostkę. Orzechy drobno posiekać, rodzynki zalać wrzątkiem. Do miski włożyć przygotowane jabłka, seler, orzechy oraz odsączone rodzynki. Dodać 2 łyżki jogurtu naturalnego, wszystko wymieszać. Podawać w salaterkach. && Z polszczyzną za pan brat && Logiczne czy nielogiczne Tomasz Matczak W polszczyźnie możemy spotkać wiele powiedzeń i związków frazeologicznych zawierających nazwy części ciała ludzkiego. Zwieszamy nos na kwintę, niektórzy mają dwie lewe ręce, a inni sokole oko. Przykładów jest naprawdę wiele. Dziś chciałem zatrzymać się na powiedzeniu od stóp do głów. W zasadzie każdy wie, co ono oznacza, ale wiele osób widzi w nim nielogiczność. Jakkolwiek w odniesieniu do stopy liczba mnoga nie budzi wątpliwości, to w przypadku głowy jest już inaczej. W końcu każdy człowiek ma ją tylko jedną! Czy w związku z tym powiedzenie nie powinno mieć formy od stóp do głowy? Językoznawcy dziś są zgodni, że nie. Dlaczego dziś? Cóż, jeszcze kilkanaście lat temu w słownikach prócz formy z liczbą mnogą rzeczownika głowa można było spotkać adnotację, że postać z liczbą pojedynczą jest rzadsza, ale nie błędna. Przykłady można znaleźć u cenionych i znanych pisarzy, jak Henryk Sienkiewicz czy Eliza Orzeszkowa. Oboje używali formy liczby pojedynczej, pisząc w swoich dziełach od stóp do głowy. Jak zatem wytłumaczyć, a może raczej obronić, uznawaną dziś za jedynie poprawną postać powiedzenia od stóp do głów? Specjaliści od polszczyzny podają kilka powodów. Po pierwsze - względy rytmiczne. Słowo stóp zawiera jedną sylabę, a słowo głowy dwie. Zmiana na jednosylabowy wyraz głów sprawiła, że powiedzenie nabrało rytmu. Inni zwracają uwagę, że w dawnej polszczyźnie istniało pojęcie głowy oznaczające fragment łóżka, jego część, na której osoby śpiące trzymały głowy, w odróżnieniu od tzw. nóg łóżka. Gdy mówimy w nogach łóżka to nie mamy na myśli czegoś, co znajduje się w częściach mebla, na których on stoi, ale tę jego część, gdzie śpiący układają stopy. Może się to Czytelnikom wydać dziwne, ale jeszcze w wydanym w 1973 roku Słowniku Poprawnej Polszczyzny widniało określenie stawać na głowach, a nie stawać na głowie!. Czyżby forma liczby mnogiej rzeczownika oznaczającego część ludzkiego ciała celowo trafiła do powiedzeń o charakterze przenośnym od stóp do głów, spać w głowach łóżka czy stawać na głowach, aby nie pojawił się tam wyraz jednoznacznie oznaczający głowę? W językach obcych - łacinie, rosyjskim, czeskim, angielskim czy francuskim - logika jest zachowana, ale za to kolejność części ciała odwrócona. Tłumaczenie dosłowne używanych tam zwrotów brzmi: od głowy do stopy lub pięty. Wielu językoznawców zwraca uwagę na zmianę znaczeniową. Pierwotnie od stóp do głowy znaczyło od dołu do góry; zaś od stóp do głów oznacza całą postać, bez wskazywania kierunku. Proces taki nazywa się leksykalizacją: wyrażenie ma znaczenie jako całość, a nie jako suma poszczególnych składników i właśnie dlatego można w nim tolerować nielogiczność. && Z poradnika psychologa && Szybka pomoc w korzystaniu z pomocy Małgorzata Gruszka W życiu każdego człowieka obecna jest pomoc. Ludzie korzystają z pomocy i udzielają jej innym. Wzajemne pomaganie jest naturalnym elementem codzienności, bez którego trudno ją sobie wyobrazić. Nikt nie jest samowystarczalny, różne sytuacje zmuszają ludzi do korzystania z pomocy. Większość woli jednak udzielać pomocy niż ją otrzymywać, a zwłaszcza o nią prosić. Brak wzroku lub słaby wzrok sprawia, że stajemy się częstszymi biorcami pomocy niż osoby widzące. Często udzielana nam pomoc ma postać, zakres i formę jakiej sobie nie życzymy. Kolejny Poradnik psychologa poświęcony jest specyfice pomagania osobom niewidzącym, związanym z tym problemom i metodom radzenia sobie z nimi. Pieniążki do portfelika Parę lat temu musiałam udać się do kasy urzędu miejskiego, by pobrać częściowy zwrot za wymianę ogrzewania węglowego na gazowe. Kasa znajdowała się na trzecim piętrze w trudno dostępnym miejscu. Poprosiłam więc pracownicę urzędu o pomoc w dotarciu do odpowiedniego pokoju. Po otrzymaniu zwrotu pieniędzy pani, która szła ze mną do kasy, odezwała się do mnie w ten sposób: Tu ma pani pieniążki. Proszę mocno trzymać, żeby nie wypadły. Gdzie ma pani portfelik? Pieniążki proszę włożyć do portfelika. Proszę zamknąć portfelik. Włożyła pani portfelik do torebki? Proszę zamknąć torebkę. Niech pani pilnuje torebki, bo tam ma pani portfelik a w nim pieniążki…. Wskazówki co do pieniążków i portfelika wyrażane były w takim tempie i z taką troską, że nie sposób było ich przerwać. W pewnym momencie po prostu wyłączyłam się i myślałam tylko o tym, że ta okropna dla mnie sytuacja zaraz się skończy. Nie ulega wątpliwości, że pracownica urzędu chciała mi pomóc. Popełniła przy tym jeden z podstawowych błędów polegający na tłumaczeniu osobie niewidzącej rzeczy oczywistych. Z czego wynika taka pomoc? Wynika ona z niewłaściwych wyobrażeń o osobach niewidzących. Część ludzi wciąż myśli, że takie osoby mają trudności z podstawowymi czynnościami życiowymi; nie wiedzą na przykład, co zrobić z pieniędzmi i jak ich pilnować. Słuchaweczki dla pani Słuchaweczki dla pani, Nóżka do góry, Umyjemy główkę - oto kolejny błąd często popełniany przez różnych pomocników. Zwracanie się do dorosłych jak do dzieci ma miejsce w sytuacjach, które wywołują zakłopotanie u pomagających. Niepotrzebnie zdrabniane słowa można usłyszeć nie tylko w relacji z osobami niewidzącymi. Wypowiadają je również pracownicy medyczni w kontakcie z chorymi. Gdzieś w podświadomości istnieje przekonanie, że jak pociamkają, sytuacja stanie się łatwiejsza, a kontakt milszy i cieplejszy. Oczywiście - błąd! Tego typu komunikaty wywołują w odbiorcach irytację z powodu niepoważnego traktowania i podchodzenia jak do dzieci. Uwaga woda! Idąc kiedyś ulicą, stanęłam jak wryta w reakcji na krzyk Uwaga woda”. Na chwilę mnie ogłuszyło, po czym okazało się, że przede mną jest kałuża. Podnoszenie głosu, wręcz krzyczenie, w kontakcie z osobami niewidzącymi to kolejny błąd chcących pomóc. Moim zdaniem wynika on z faktu, iż zmysł wzroku dla osób widzących jest tak dominujący, że jego brak łączony jest z dysfunkcją pozostałych. Skoro nie widzi, to trzeba mówić głośniej, żeby usłyszał. Pani sobie usiądzie Wielu pomagających przypisuje osobom niewidzącym niepełnosprawność ruchową. Wielokrotnie zetknęłam się z obawami różnych osób, że nie wejdę po schodach. Na lotnisku w Turcji wywołano mnie przez megafony, wsadzono do windy i wwieziono do samolotu. Wszyscy pozostali pasażerowie wchodzili po schodkach. Propozycję, bym sobie usiadła, słyszę niemal wszędzie, gdzie trzeba chwilę postać. Daj, ja to zrobię Wyręczanie to najczęstszy błąd, jaki popełniają bliscy osób, które straciły wzrok. Pomocni i kochający bliscy chcą oszczędzić niewidzącemu wysiłku i trudu. Nie chcą, by się męczył. Wyręczają, bo im jest łatwiej. Łatwiej zrobić coś samemu niż patrzeć jak niewidzący się męczy. Chęci dobre, ale skutek zły. Jednym z warunków pogodzenia się z utratą wzroku jest możliwość wpływania na najbliższe otoczenie. Realizacja tej możliwości może być nieco inna niż przed utratą wzroku. Osoba niewidząca może potrzebować pomocy w wykonywaniu różnych czynności. Na przykład pamiętając kolory, z niewielką pomocą może decydować o doborze ubrań, zamiast dostawać gotowe zestawy przygotowane przez kogoś innego. Może sama utrzymywać porządek w swoich rzeczach, dbać o czystość otoczenia itp. Pomaganie to nie to samo co opieka. Korzystanie z pomocy jest czymś, z czym muszą pogodzić się osoby z dysfunkcją wzroku. Otaczanie ich opieką sprawia, że z domowników stają się pensjonariuszami. Pomoc fizyczna Pomocą fizyczną nazywam taką, w której pomagający wbrew woli osoby niewidzącej przekraczają granice kontaktu fizycznego. Chodzi o ciągnięcie za rękę, obejmowanie, popychanie, sadzanie, przestawianie itp. Z ekstremalnych wydarzeń tego typu doświadczyłam kiedyś dosłownego wyniesienia z autobusu, usiłowania podniesienia mojej nogi i postawienia jej na stopniu, próby zakładania mi kapci i niespodziewanego przytulenia. Tak, obca osoba złapała mnie za głowę i przytuliła. Przekraczanie cielesnych granic przez pomagających wynika z przekonania, że skoro nie widzimy, trzeba nas dotknąć, pociągnąć, przesunąć, a nawet podnieść. Przyczyny niewłaściwego pomagania osobom niewidzącym Wśród przyczyn niewłaściwego pomagania osobom niewidzącym znajdują się: brak wiedzy, przerażenie, brak zastanowienia i refleksji, skrępowanie, lęk, współczucie i nieświadoma chęć sprawowania kontroli. Ludzie nie wiedzą jak funkcjonują osoby niewidzące. Fakt, że można nie widzieć, często budzi szok i przerażenie. Z braku wiedzy i w odpowiedzi na odczuwane emocje pojawiają się instynktowne i nieprzemyślane reakcje. Skrępowanie sprawia, że ludzie, chcąc być mili, traktują nas infantylnie. Narzucana pomoc podyktowana bywa lękiem, że za chwilę coś złego się stanie. Współczucie bywa wyrażane przez obejmowanie, głaskanie po ręce czy przytulanie. Osoby z nadmierną potrzebą kontroli obruszają się, gdy podziękujemy i nie skorzystamy z ich pomocy. Wszystko to razem składa się na przedmiotowe podejście do osób niewidzących. Przedmiotowe, czyli przeciwne do podmiotowego, w którym brak wzroku nie wyklucza możliwości decydowania o samym sobie i o swoim życiu. Co pomaga w radzeniu sobie z niewłaściwie oferowaną i realizowaną pomocą - świadomość wpływu na reakcje ludzi i konieczność ich kształtowania W radzeniu sobie z niewłaściwie oferowaną i realizowaną pomocą pomaga przede wszystkim świadomość, że tylko my sami możemy wpływać na jej przebieg. Pomijając sytuacje nagłe, w których nie ma możliwości wypowiedzenia się, pomagającym nam ludziom możemy udzielać cennych i edukujących wskazówek. Możemy, a nawet powinniśmy, bo nikt za nas tego nie zrobi. Po sytuacji z pieniążkami i portfelikiem mam w głowie zdanie, które wypowiadam za każdym razem, gdy ktoś oferuje niewłaściwą dla mnie pomoc. Zaczyna się od słów: Nie widzę, ale…. Dalej dokładam resztę pasującą do sytuacji. Znajomość i rozumienie przyczyn niewłaściwie udzielanej pomocy Znajomość i rozumienie tych przyczyn ułatwia racjonalne podejście do sprawy, a co za tym idzie, rzeczowe i racjonalne reakcje. Dzięki wiedzy o tym, co myślą i czują osoby próbujące nam pomagać, nabieramy dystansu do sytuacji dla nas niekomfortowych. Tym samym stajemy się odporniejsi na ich destrukcyjne działanie. Świadomość własnych emocji, nazywanie ich i dzielenie się nimi Sytuacja w urzędzie wywołała u mnie szok, przygnębienie i złość na siebie, że nie przerwałam kobiecie jej monologu. Tego już nie zmienię, ale mogę nazwać emocje i zacząć obserwować siebie w podobnych sytuacjach. W ten sposób zbieramy wiedzę o samym sobie, którą możemy wykorzystać do zmiany. A zmiana jest pochodną decyzji, na przykład takiej, że nie chcę być przygnębiona po tym jak ktoś potraktuje mnie jak dziecko. Żeby się tak nie czuć, postanawiam, że w kolejnych tego typu sytuacjach odezwę się, mówiąc, Nie widzę, ale proszę zwracać się do mnie jak do osoby dorosłej. Dzielenie się emocjami z innymi ludźmi pomaga w tym sensie, że uświadamia nam, iż nie tylko my bywamy źli, poirytowani, przygnębieni i bezradni. Wymiana emocji daje dużo więcej niż narzekanie na beznadziejnych ludzi, którzy źle pomagają. Pierwsze zmniejsza siłę negatywnych odczuć; drugie utwierdza w przekonaniu, że świat jest zły, a otaczający ludzie są głupi i takimi pozostaną. Trening asertywności Asertywność to postawa, w której łagodnie i stanowczo dbamy o własny interes i granice. Dbając o nie, nie jesteśmy ulegli i nie boimy się informować innych o tym, że jakieś podejście lub pomoc nam nie odpowiada. Nie czujemy się gorsi w sytuacjach, gdy potrzebujemy pomocy. Potrafimy prosić o nią rzeczowo i z godnością. Jednocześnie szanujemy granice innych ludzi, dlatego w reakcji na niewłaściwą dla nas pomoc nie jesteśmy opryskliwi czy agresywni. Prosząc o pomoc, nie wychodzimy z założenia, że zawsze i wszystko nam się należy. Rozumiemy i szanujemy potrzeby innych ludzi. Trudne, ale z czasem się udaje. Trenując własne reakcje na różnego rodzaju pomoc, stajemy się coraz bardziej odporni na tę, która uderza w nasze poczucie podmiotowości i godności osobistej. Poczucie humoru Poczucie humoru rozładowuje napięcie i pomaga zdystansować się do różnych sytuacji, także do niechcianej lub źle udzielanej pomocy. Moja przygoda w urzędzie przyczyniła się do powstania kultowego już żartu, powtarzanego w rodzinie i wśród znajomych przy okazji operowania gotówką. Trzymając banknoty w ręku, po prostu nie możemy powstrzymać się od uśmiechu i powiedzenia: Pieniążki do portfelika!. && Rehabilitacja kulturalnie && Chłopak, który księdza udawał Alicja Nyziak Po raz kolejny fani kina z zapartym tchem czekali na wyniki 92. Oscarowej Gali. Tym razem w kategorii najlepszy film międzynarodowy startowała produkcja Jana Komasy Boże Ciało. Oscary rozdane i, mimo że polski faworyt statuetki nie zdobył, to sama nominacja była ogromnym sukcesem. Wszystko zaczęło się od opublikowanego na łamach Gazety Wyborczej reportażu Mateusza Pacewicza - Kamil, który księdza udawał. Na bazie własnego tekstu Pacewicz napisał scenariusz, który na ekran przeniósł Jan Komasa. Tak powstał świetny film, którego fabuła jest fikcją opartą na prawdziwej historii. Boże Ciało opowiada losy Daniela, młodego chłopaka, który odsiaduje karę w zakładzie poprawczym. Mimo wyroku liczy, że będzie mógł pójść do seminarium. Ksiądz Tomasz, pełniący posługę w zakładzie, rozwiewa jego nadzieję. Daniel wychodzi na zwolnienie warunkowe i dostaje przydział do pracy w stolarni, gdzieś… Zanim dotrze do celu, reżyser w migawkowych scenach ukazuje odbiorcy obrazy minionego życia Daniela. Jest impreza z nieodłącznym alkoholem, ćpaniem, seksem i głośną muzyką. Jej zwieńczeniem jest koloratka i czarna koszula - strój, z którego naśmiewają się znajomi Daniela. Zanim ostatecznie zgłosi się do stolarni, chłopak udaje się do kościoła. Tam los, a może siła wyższa daje mu szansę na pełnienie posługi kapłańskiej. Jan Komasa nakręcił film, którego fabuła może zdarzyć się w dowolnym miejscu i to niekoniecznie tylko w Polsce. Sprowokował widza do postawienia sobie trudnych pytań o codzienną egzystencję w wierze. Pokazał, jak trudno uwierzyć w niewygodną prawdę. W jego produkcji jest złość, nienawiść, kłamstwo, schematyczność postępowania, wypalenie zawodowe, manipulacja, uzależnienie, potrzeba bliskości i miłość. Jednym słowem jest wszystko. A może raczej należałoby powiedzieć, że reżyser ukazał pełny przekrój naszego społeczeństwa. Choć można jeszcze inaczej spojrzeć na tę produkcję. Czy przypadkiem Komasa nie podąża za stereotypem polskiego ciemnogrodu? Kazania, które głosi fałszywy kapłan, trafiają do ludzkich serc, bo są autentyczne, oparte na jego doznaniach, emocjach. Daniel, czyli fikcyjny ksiądz Tomasz, jest w tym wszystkim bardzo prawdziwy, ale jednocześnie obłudny. Trzeba przyznać, że robi dla wiernych wiele dobrego. Jednak czyż nie przekreśla tego, świadomie ich oszukując? Jak długo będzie trwała wielka maskarada? Jakie będą jej konsekwencje? Jeśli ktoś będzie oczekiwał znanych nazwisk w obsadzie tej produkcji, to się rozczaruje. W roli Daniela zobaczymy młodego aktora, głównie teatralnego - Bartosza Bielenię. Trzeba przyznać, że wykreowana przez niego postać jest pełna sprzeczności. Daniel ma w sobie zarówno delikatność, jak i brutalną, nieokiełznaną siłę, która potrafi zamroczyć i… Jest w tym aktorze coś takiego, co sprawia, że pokazuje on zarówno oblicze anielskie, jak i szatańskie. Na pewno ta różnorodność podnosi walor kreowanej przez niego postaci. Wybitna jest również postać kościelnej, matki, która w tragicznym wypadku straciła syna, a z córką Martą nie potrafi już normalnie rozmawiać. Kobieta ta jest przykładem osoby, która za wszelką cenę wypiera prawdę, nie umie i nie chce wybaczyć. To ona otwiera drzwi kościoła i decyduje, kto jest w jego progach mile widziany przez Boga. Tę postać wykreowała Aleksandra Konieczna. W filmie Komasy ważną postacią jest Marta, młoda dziewczyna uwikłana między prawdą i kłamstwem. W tej roli występuje Eliza Rycembel. Widzowie mogli ją wcześniej obejrzeć w filmie Olgi Chajdas Nina, opowiadającym o związku dwóch kobiet. Film Jana Komasy zdobył Złote Lwy. Otrzymał także 15 nominacji do Nagrody Orłów. Natomiast w Hollywood przegrał z koreańską produkcją Parasite Bonga Joon Ho. Mimo tego Boże Ciało spokojnie można polecić najbardziej wybrednym kinomanom. && Dyrektor niezapomniany Genowefa Cagara Od kilku miesięcy odbywają się w Laskach spotkania związane ze wspominaniem różnych, już niestety nieżyjących osób. Byli to na przykład pan Andrzej Czartoryski czy pan Michał Żółtowski. 26 listopada 2019 roku przypadała 30. rocznica śmierci pana Andrzeja Adamczyka, pierwszego dyrektora liceum zawodowego w Laskach. Z rodziną pana dyrektora w laskowskiej kawiarence spotkali się jego dawni koledzy szkolni i uczniowie. Ja niestety nie mogłam uczestniczyć w tym spotkaniu, a bardzo chciałam opowiedzieć o naszym wyjątkowym dyrektorze i nauczycielu; dlatego chociaż na łamach Sześciopunktu postanowiłam napisać, jak bardzo cenię, szanuję i bardzo lubiłam naszego niesamowitego pana Adamczyka (Adamca, jak mówiłyśmy czasem o Nim z niekłamaną sympatią). Tak naprawdę lepiej mogłam poznać pana Andrzeja Adamczyka dopiero w liceum, kiedy przeniosłam się tam ze szkoły zawodowej. Od początku sprawiał na mnie wrażenie kogoś bardzo spokojnego, miłego i pełnego życzliwości dla uczniów i nauczycieli. Wtedy dopiero dowiedziałam się, że pan Adamczyk zrezygnował z pracy w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku po to, żeby stworzyć naszą wspaniałą szkołę. Wiem też, że mimo braku wzroku był ceniony w swojej pracy. Będąc dyrektorem, również uczył nas maszynoznawstwa i matematyki, usiłując jakoś nam tłumaczyć te wszystkie wzory, dowody i funkcje. Zdarzało się, że w czasie lekcji, już w trzeciej czy czwartej klasie liceum, rozmawiał z nami o tym, jak bardzo trudno jest uzyskać dobry status naszej szkoły. Kuratorium najchętniej kazałoby nam trzy dni w tygodniu pracować na warsztatach mechanicznych, a trzy dni jedynie uczyć się wszystkich przedmiotów ogólnokształcących. Nie wiem jakim sposobem, ale jednak przekonał decydentów i mieliśmy w naszej szkole tylko dwa dni praktyki zawodowej, a cztery dni - nauki różnych przedmiotów w ilościach całkiem sporych. Uczyliśmy się prawie wszystkiego, co obowiązywało w liceach ogólnokształcących. Mieliśmy i geografię, i biologię, i dużo lekcji historii, no i oczywiście sporo fizyki, podstaw informatyki i elektroniki, chociaż to przecież było trudne do zorganizowania w przypadku niewidomych uczniów. No i ilości godzin lekcyjnych były też spore, bo prawie każdego dnia mieliśmy po siedem godzin. Panu Dyrektorowi udało się zdobyć dla nas nie tylko brajlowski kalkulator, bardzo przydatny w pracowni mechanicznej i elektronicznej, ale i niesamowicie wygodne dla nas płyty do montażu prostych układów tranzystorowych, które miały specjalne gniazda na tranzystory i po kilka otworów połączonych z nóżkami tranzystora, które łączyło się kabelkami z opornikami czy kondensatorami. Kiedy w programie telewizyjnym Progi i bariery nasz Dyrektor miał mówić o sobie, wolał pokazać swoich uczniów z nadzieją, że ludzie zobaczą, iż niewidomi potrafią zrobić różne rzeczy, jeżeli będą mieć odpowiednie oprzyrządowanie. Przez cały czas walczył o nas... Potrafił jednak być bardzo zdecydowany w reakcjach na niezbyt mądre zachowania czy odezwania się. Kiedy zdenerwowana tym, że inni uczniowie w klasie nie potrafią sobie poradzić z prostym według mnie zadaniem, na stwierdzenie, że to będzie na oko coś tam, powiedziałam coś bardzo niegrzecznego. Muszę przyznać, że wtedy porządnie oberwałam od pana Adamczyka. Wiem, że mnie lubił, ale nie tolerował złego zachowania i reagował stanowczo, chociaż bez krzyku. W czasie matur, kiedy na egzaminie z matematyki po przerwie nastąpił jakiś koszmarny paraliż umysłowy całej klasy, podobno długo był w kaplicy, modląc się za nas o przypomnienie się nam wiedzy. A potem chodził od stolika do stolika i próbował nam pomóc. Pamiętam, że mnie zapytał, czy o iloczynie wektorowym zapomniałam. Oczywiście wtedy uświadomiłam sobie jak rozwiązać jedno z zadań - i tym sposobem zdałam. A po maturze, kiedy wszyscy usiłowaliśmy jakoś ułożyć sobie dalsze życie, pan Adamczyk był z nami, pomagając w dostaniu się do szkoły pomaturalnej czy na studia. Praktycznie przez cały czas od momentu wyjścia ze szkoły mogliśmy przyjeżdżać do niego ze swoimi problemami i zawsze starał się pomagać nam je rozwiązywać. Wiedział już, kiedy byłam w laskowskiej szkole, że bardzo chciałam zdać na fizykę i uczyć niewidomych uczniów właśnie tego przedmiotu, co uważał za dobry pomysł. Miałam korepetycje z matematyki i fizyki przez cały czas od matury do egzaminów, a kiedy zdawałam egzamin, pan Adamczyk był w domu, a jego żona, zamiast być z ich synem pod Politechniką, przyjechała na Hożą i towarzyszyła mi do chwili wejścia na salę egzaminacyjną, dając mi coś uspokajającego i witaminy. A żeby mi było łatwiej, Jego sekretarka pojechała ze mną z Lasek na Uniwersytet Warszawski i była ze mną przez cały czas egzaminu pisemnego z fizyki. No cóż... Niestety różne powody sprawiły, że musiałam zrezygnować ze studiów i wiem, że bardzo tym pana Adamczyka zmartwiłam. Był jednak na tyle wspaniały, że mimo to kontaktowaliśmy się z państwem Adamczykami praktycznie do końca życia naszego Dyrektora. Tak naprawdę, ilu osobom pomógł w życiu, ile uśmiechu dzięki niemu mogło być na naszych twarzach, często wiedział tylko On i ta osoba, której pomagał, bo nigdy nie chwalił się, kiedy udało mu się załatwić komuś coś bardzo ważnego czy potrzebnego. Za wspaniale przeżyte życie wieczną radość i szczęście daj Mu Boże... && Literatura jest sztuką słowa Ireneusz Kaczmarczyk Literatura jest sztuką słowa - powiedział w czwartek 21 listopada 2019 roku gość Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wybitny polski pisarz, Wiesław Myśliwski. Tego dnia w ramach KUL-owskich spotkań literackich oraz wernisaży literackich lubelskiego kwartalnika Akcent odbył się wieczór autorski Wiesława Myśliwskiego. Podczas spotkania pisarz został uhonorowany wyróżnieniem uniwersyteckim Gratae Memoriae Signum Universitatis (Znak Wdzięcznej Pamięci Uniwersytetu). Imprezę poprowadził redaktor naczelny Akcentu, dr Bogusław Wróblewski. Z uwagą i zainteresowaniem wsłuchiwałem się w kunsztownie budowane zdania, podziwiając bogate słownictwo wypowiedzi nawiązujące do młodzieńczych lat pisarza, zainteresowań budową okrętów, nieudanej próby podjęcia studiów na Politechnice Gdańskiej oraz historii o tym, że do podjęcia nauki na polonistyce przekonała go żona Wacława. To listopadowe spotkanie z autorem Widnokręgu nie było moim pierwszym; miałem już przyjemność spotkać się z pisarzem w miejscowości Święta Katarzyna. Organizatorem wydarzenia u stup Łysicy było Krajowe Centrum Kultury Polskiego Związku Niewidomych. Minął zaledwie rok od dnia, w którym Dorota Masłowska odbierała Literacką Nagrodę Nike za powieść Paw królowej, gdy laureatem kolejnej edycji konkursu został Wiesław Myśliwski, uhonorowany przez jury za powieść pt. Traktat o łuskaniu fasoli. Uczestniczyłem wówczas w warsztatach literackich prowadzonych przez Stanisława Nyczaja - prezesa Kieleckiego Okręgu Związku Literatów Polskich. Wiesław Myśliwski był bohaterem filmowego zapisu spotkania autorskiego, które odbyło się kilka dni wcześniej w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Kielcach. Uderzyła mnie wtedy szczerość jego wypowiedzi. Pamiętam, jak wspominał ówczesne źródła utrzymania, śmiało przyznając się do udzielanych korepetycji. Opowiadał o grze w karty w rodzinnej miejscowości Dwikozy i wakacyjnych wypadach do Sopotu na pokera. Wspominał seminarium z prozy prowadzone przez profesor Sławińską, które rozbudziło w nim zainteresowania psychologią i zadecydowało o wyborze tematu pracy magisterskiej - Psychologia prozy dwudziestolecia. Mówiąc o warsztacie pisarskim, stwierdził precyzyjnie i dobitnie: Gdybym wiedział o czym będzie książka, nigdy bym jej nie napisał. Najważniejsze jest dla mnie pierwsze zdanie. Zdanie, które ma potencjał wyzwalający. Przykładem takiego właśnie zdania jest początek powieści Kamień na kamieniu. To był wyznacznik jego pisania, tak powstawały jego książki. Myśliwski wspominał, że z chwilą w której napisał Wybudować grób, pierwszą wersję książki zmuszony był wyrzucić do kosza. Z prawdziwym rozrzewnieniem wspominał czas 25-lecia, kiedy redagował kwartalnik Regiony. To wówczas, studiując cudem ocalone listy prostych chłopów, pisane rękami biegłych w piśmie polskich Żydów, przekonał się o wartości kultury ludu oraz o tym, że wywodzi się ona z mowy. Dla pisarza prawdziwym językiem jest mowa. Było, jak mówię brzmi pierwsze zdanie książki pt. Ucho igielne. Spotkanie z pisarzem to prawdziwa uczta dla ducha i nic w tym dziwnego, przecież Wiesław Myśliwski to jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy współczesnych, absolwent filologii polskiej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, dwukrotny laureat Nagrody Literackiej Nike, autor siedmiu powieści obyczajowo-psychologicznych: Nagi sad, Pałac, Kamień na kamieniu, Widnokrąg, Traktat o łuskaniu fasoli, Ostatnie rozdanie, Ucho igielne i czterech dramatów: Złodziej, Klucznik, Drzewo, Requiem dla gospodyni. To wyjątkowy autor, wielokrotnie nagradzany za swoją twórczość, m.in. odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, uhonorowany kilkoma doktoratami honoris causa i prestiżowymi nagrodami literackimi w kraju i nie tylko. Jego książki wydano w tłumaczeniach na przeszło dwadzieścia języków. Tadeusz Junak przeniósł na ekran Pałac, a Ryszard Ber nakręcił film na podstawie powieści Kamień na kamieniu. Cztery lata później Wojciech Marczewski sfilmował dramat Myśliwskiego Klucznik. Na całe szczęście powieści: Pałac, Kamień na kamieniu i Traktat o łuskaniu fasoli znalazłem w zbiorach Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego. I tak zmotywowany zasiadam do lektury Widnokręgu. && Kilka słów o Jadwidze Stańczakowej Paweł Wrzesień Idę sobie przez życie, ja, ślepak, podparty białą laską czucia - Motto rozpoczynające tom opowiadań Jadwigi Stańczak nie jest jedynie odniesieniem do utraty wzroku, której doświadczyła autorka, będąc zmuszona do przestrojenia utartych metod codziennego funkcjonowania na nowe fale. Można je interpretować znacznie szerzej, jako metaforę życia każdego człowieka nieświadomego zdarzeń i przypadków, które przygotował mu los, mającego za swojego jedynego opiekuna to właśnie odczucie, jako kompilację osobistej wrażliwości, doświadczeń, mądrości nabytej podczas lat ziemskiej wędrówki. Z pewnością w taki też sposób odczuwała swój los pani Jadwiga. Urodziła się w 1919 roku w zasymilowanej rodzinie żydowskiej, a od najwcześniejszych lat istotną rolę odgrywało dla niej słowo. Jak zwierzała się potem, w wieku 5 lat napisała na śniegu wyraz zima i była to jej pierwsza powieść, opisująca zarówno to co na zewnątrz, jak i to co w środku. W młodości, dysponując jeszcze wzrokiem, ukończyła studia w dziedzinie nauk politycznych, a pod koniec wojny rozpoczęła w Lublinie karierę dziennikarską, specjalizując się w reportażu. Już wtedy odkryła z lękiem, że zaczyna ślepnąć, choć ma dopiero dwadzieścia parę lat i stoi u progu wybranej przez siebie ścieżki zawodowej. Przeniosła się do Gdańska, gdzie coraz gorsze widzenie utrudniało zarówno bieganie po mieście w poszukiwaniu materiałów do pracy dziennikarskiej jak i samą twórczość. Przeszła kilka nieskutecznych operacji okulistycznych. Wtedy też urodziła się jej córka Anna. Czy to świadomość, że musi wytrwać i walczyć o swój los dla maleńkiego dziecka, czy wrodzony hart ducha pozwolił Jadwidze Stańczakowej adaptować się do nowej sytuacji. Nasza bohaterka najpierw pisze i czyta z pomocą lupy, potem przesiada się na maszynę do pisania, co jednak nie pozwala jej na korektę popełnianych w piśmie błędów. Wtedy wpada na pomysł, aby kilka punktów orientacyjnych na klawiaturze zaznaczyć sobie plasteliną. Trzeba pamiętać, że działo się to w czasach, gdy pomoce techniczne dla osób słabowidzących i niewidomych, które są prawie powszechne dzisiaj, praktycznie nie istniały. W roku 1952 przenosi się do Warszawy, gdzie znajduje pracę w Polskim Związku Niewidomych jako redaktor czasopisma Pochodnia. Początkowo pracuje z widzącą lektorką, lecz wkrótce uzmysławia sobie, że na potrzeby własnej twórczości niezbędna jest nauka brajla, który pozwoli w pełni zapanować nad materią słowa tak podstawową w pracy pisarskiej. Pisała o tym: I zdobyłam to pismo jak wysoki szczyt, z wielkim trudem, ale jak to się opłaciło… O, książki, znowu książki, szczęście samodzielnego czytania (…). Wkrótce jednak odkrywa, że ograniczeniem alfabetu Braille’a jest niemożność nanoszenia poprawek at hoc, skreśleń, robienia dopisków na marginesach. Wtedy włącza w swój warsztat magnetofon - ten pierwszy, otrzymany od szwajcarskiego milionera jako prezent za przesłane mu na Boże Narodzenie makowce od Bliklego. Jadwiga Stańczakowa namiętnie słucha książek mówionych, które właśnie zaczynają powstawać w bibliotece PZN. Jednak postanawia wprząść urządzenie także w swój własny warsztat twórczy. Kolejny raz opanowanie nowego narzędzia nie przychodzi łatwo, bo świadomość utrwalania własnego głosu na taśmie jest początkowo paraliżująca, jakby magnetofon był podsłuchującym ją żywym człowiekiem. Upór i konsekwencja sprawiają jednak, że i ta bariera zostaje pokonana. Jest to bardzo charakterystyczne w postawie Stańczakowej, dla której utrudnienia nie stanowią pretekstu do poddania się. Autorka nigdy nie daje sobie taryfy ulgowej, mimo własnych ograniczeń i trudnych czasów, w których żyła, zachowuje się tak jakby pełnowartościowe, aktywne życie było absolutną oczywistością, a pytaniem pozostawało jedynie, jakimi środkami można i trzeba do niego dojść. W tym też okresie powstają najliczniejsze dzieła autorki, zarówno z dziedziny poezji jak i prozy, w tym też słynny Dziennik we dwoje, na kanwie którego w roku 2005 Andrzej Barański nakręcił głośny film Parę osób, mały czas, opowiadający o trudnej przyjaźni Stańczakowej z Mironem Białoszewskim. W rolę głównej bohaterki wcieliła się Krystyna Janda, brawurowo tworząc wizerunek ambitnej, kochającej życie i ludzi niewidomej kobiety, zawieszonej pomiędzy trudnymi relacjami domowymi z apodyktycznym ojcem, a platonicznym związkiem z wielkim poetą i pisarzem, dla którego była zarówno przyjaciółką, sekretarką, jak i pomimo własnej niepełnosprawności, opiekunką w czysto praktycznym sensie. Ich relacja była platoniczna, choćby z powodu homoseksualnej orientacji Białoszewskiego, lecz przepełniona wzajemną troską i zrozumieniem. Można powiedzieć, że oboje byli sobie bardzo potrzebni, uzupełniali nawzajem swoje słabości, braki i nawet jeśli niektóre słowa czy gesty bolały jedną ze stron, spajało to jeszcze bardziej ich więź opartą na szczerości i zaufaniu. A bolesnych momentów nie brakowało, wszak oboje byli twórcami, osobami wrażliwymi i ambitnymi, a zażyłość sprawiała, że pozwalali sobie na bardzo szczere i nie zawsze wyłącznie pochlebne recenzje wzajemnego pisarstwa. Wiadomo, że Miron Białoszewski nie cenił sobie poezji Stańczakowej, czemu dawał otwarcie wyraz. Pisarka przyjmowała te uwagi, brała je do siebie i tworzyła dalej, wspinając się na kolejne obierane sobie do zdobycia szczyty. Mówiła, że dla niej ucho jest tym, czym dla malarza oko. I paradoksalnie fizyczne ograniczenie sprawiło, że to ucho stało się bardzo wrażliwe na język, styl, smak i melodię płynących słów. Każdy czytelnik może sam się o tym przekonać, sięgając do książek Stańczakowej, zarówno tych czysto fabularnych, jak i zawierających liczne wątki autobiograficzne, jak choćby do tomu prozy Ślepak, który jest dostępny w zbiorach DZdN w mistrzowskiej interpretacji Zofii Kucówny. Dziś tytuły, takie jak Niewidoma, Boicie się czarnego ptaka?, Depresje i wróżby czy Magia niewidzenia, są już nieco zapomniane; czy jednak zapomnienie w literaturze jest jak wyrok śmierci? Książki przecież żyją wtedy, gdy je czytamy, a więc łatwo da się spowodować, aby zmartwychwstały, do czego naszych Czytelników serdecznie zachęcam. Pani Jadwiga zmarła w Warszawie 29 maja 1996 r. Do dziś jednak w dużej mierze po śladach matki kroczy jej córka, Anna Sobolewska, profesor w Instytucie Badań Literackich, a prywatnie żona krytyka literackiego i filmowego Tadeusza Sobolewskiego oraz matka dziennikarki Justyny Sobolewskiej. Ilekroć zdarza mi się usłyszeć w mediach głosy najbliższych Jadwigi Stańczakowej, tyle razy z uśmiechem wspominam też postać niewidomej poetki i pisarki. Oby żyła długo w naszej pamięci. && Warto posłuchać Izabela Szcześniak Pragnę polecić wszystkim Czytelnikom piękną książkę Duriana Sukegawy - Kwiat wiśni i czerwona fasola. Akcja powieści toczy się we współczesnej Japonii. Autor opisał w niej historię pięknej przyjaźni, walki z wykluczeniem społecznym i samotnością. Były więzień Sentaro sprzedaje w Tokio w Alei Wiśniowej dorayaki. Są to placki podobne do naleśników z nadzieniem z czerwonej fasoli zwanym an. Pewnego dnia do jego sklepiku przyszła 76-letnia kobieta z wykrzywionymi palcami. Nazywała się Tokue Joszi. Staruszka prosi o pracę. Sentaro jest człowiekiem wrażliwym, o dobrym sercu. Mimo wielu obaw zatrudnił kobietę do pomocy przy przygotowywaniu nadzienia an. Jednak wkrótce Sentaro dowiedział się, że Tokue Joszi kiedyś cierpiała na trąd. Wyleczyła się 40 lat wcześniej, lecz nadal mieszkała wraz z ludźmi w podeszłym wieku, tak jak ona dawno wyleczonymi, w ośrodku przeznaczonym wiele lat temu dla trędowatych. Pomiędzy niepełnosprawną kobietą i Sentaro zawiązała się piękna przyjaźń. Dzięki niej życie sprzedawcy placków zmieniło się na lepsze. Jakie były jego dalsze losy? Przeczytajcie! Durian Sukegawa Kwiat wiśni i czerwona fasola. Czyta Agata Barnowska. Książka dostępna w formacie Czytak. && Galeria literacka z Homerem w tle && Maria Choma Notka biograficzna Maria Choma urodziła się kilka lat po II wojnie światowej na Zamojszczyźnie jako niewidoma. Do Lasek trafiła w wieku 3 lat. Przebywała tam od przedszkola aż do ukończenia szkoły zawodowej, wykazując uzdolnienia literackie, pisząc wiersze i piosenki. Po ukończeniu nauki podjęła pracę w Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Bytomiu Odrzańskim, gdzie nadal z pasją zajmowała się żywym słowem, biorąc udział w konkursach recytatorskich. W roku 1984 zamieszkała w Żułowie, gdzie zajmuje się pisaniem, już nie wierszy, ale opowiadań. Jej utwory służą jako scenariusze do przedstawień. Najchętniej Maria Choma pisze baśnie. Ma wówczas poczucie spełnionego marzenia z czasów szkolnych. W baśni można wiele mówić o wartościach i postawach ludzkich. Więc pisze. && Opowieść Dajdalosa Maria Choma Przedmowa Opowiadając historię Ikara, kończymy ją w momencie tragicznej śmierci młodego lotnika z greckiego mitu. O jego ojcu wiemy tylko, że na imię miał Dajdalos (Dedal). Ale Jan Parandowski przybliżył mi tę postać, opowiadając jego historię, kim był, czym się zajmował, co robił po utracie syna. Z pełnym szacunkiem dla mistrza Jana Parandowskiego, ale pod silnym wpływem lektury Mitów greckich, które przybliżył czytelnikom, pozwoliłam sobie opracować tę opowieść po swojemu. Spróbowałam naśladować styl i formę klasycznego wiersza, mam nadzieję, że mi się udało. Więc niech Dajdalos sam opowiada swe dzieje. Oto ja, stary Dajdalos, Ateńczyk. Na wyspie Krecie, u króla Minosa kiedyś służyłem jako budowniczy, moim wszak dziełem jest Labirynt sławny. Gmachy budując i postacie rzeźbiąc, zyskałem sławę mistrza sztuk wszelakich, a pożyteczne wymyślając rzeczy, wielkie u ludzi miałem poważanie. Król mię miłował i wysoko cenił, za przyjaciela miał i powiernika. Zawsze mi ufał, nic przede mną nie krył. Chętnie powierzał najtajniejsze sprawy. Dobrze mi było u króla Minosa, alem zatęsknił do rodzinnych Aten. Chciałem tam wrócić z synem mym, Ikarem, ale nie śmiałem króla o to prosić. Aż się sposobna nadarzyła chwila, gdy król przy uczcie bardzo był wesoły. Rzekł: Mój Dedalu, tak mi wiernie służysz. Chcę cię nagrodzić, powiedz, czego pragniesz? Więc ośmielony tak zacząłem prosić: Panie! Najlepszą od Ciebie nagrodą niechaj mi będzie, iż mię wolnym puścisz, bym z synem wrócił do ojczyzny mojej! Król czoło marszcząc, tak mi odpowiedział: Nie, mój Dedalu! Odejść stąd nie możesz! Nie chcę utracić mego przyjaciela, któremu tajne powierzałem sprawy. O, miły synu! Dziś prosiłem króla, by nam pozwolił wrócić do ojczyzny, lecz on z tej wyspy nie chce nas wypuścić, jedyna rada, trzeba nam uciekać. O, drogi ojcze, jakże to możliwe? Jak się zdołamy przez morze przeprawić? Choćbyśmy mieli łódź najlepszą w świecie, straże królewskie łatwo nas dogonią! Więc odlecimy. Sposób już znalazłem: Piór nazbierawszy woskiem je zlepimy. Niezłe z nich sobie uczynimy skrzydła, co nas zaniosą do ojczyzny miłej. W letni poranek wyszliśmy nad morze i w sercach radość, bo u ramion skrzydła. A ja synowi jeszcze przed odlotem moje ostatnie daję napomnienie: Wolno, spokojnie za mną leć, Ikarze. Trzymaj na wodzy swój młodzieńczy zapał. Gdybyś za bardzo zbliżył się do słońca, mogłoby stopić wosk, co spaja skrzydła. Z pieśnią na ustach, wolni i szczęśliwi przelatujemy nad spokojnym morzem. Każdy ruch skrzydeł zbliża do ojczyzny. Byle dolecieć! Strzeżcie nas, Bogowie! Pośrodku morza, nad niewielką wyspą, Ikar, ojcowskiej niepomny przestrogi, leciał do słońca, aż utracił skrzydła i... o, Bogowie! Zabił się, spadając. O, mój Ikarze! Tutaj cię pochowam, ziemia ta obca niech ci będzie lekką. A twoje imię zachowają wieki, gdy się ta wyspa będzie zwać Ikaria. Nie mam już syna, a wciąż jeszcze żyję! Dokąd się udać? Kędy wiatr zaniesie. A oto wyspa, zowie się Sycylia. Tu może znajdę pracę i mieszkanie. Na tej Sycylii spokój odnalazłem. Gmachy buduję i postacie rzeźbię, a Bogów chwalę sztuką swą, jak umiem, gdy ich postacie z kamienia wywodzę. Przybyli ludzie od króla Minosa, rozkaz przynosząc, bym na Kretę wrócił. A ja chcę tutaj, na przyjaznej ziemi spocząć po trudach cicho i spokojnie. I oto koniec mojej opowieści. Zapisz ją, proszę, młodym ku przestrodze. Niech rad ojcowskich nie zapominają, gdy do Niebieskiej trafić chcą Ojczyzny. && Nasze sprawy && Nomofobia Bożena Lampart Telefon komórkowy w Polsce od ponad dwudziestu lat noszony jest w kieszeniach, plecakach, torebkach większości dzieci, nastolatków i dorosłych. Jego historia skłania do refleksji na temat tego, czym w efekcie się dla nas stał. Traktujemy go jako pamiętnik, otwartą listę naszych tajemnic czy wreszcie - nie obawiam się stwierdzić - nabrał cech osobowości. Może spełnia rolę przyjaciela, któremu zwyczajowo powierza się większość sekretów? Utrata telefonu komórkowego może być zatem porównana z utratą osoby, bez której nie wyobrażamy sobie dalszego funkcjonowania i którą obdarzyliśmy dużym kredytem zaufania. Co się wówczas dzieje ze sferą emocjonalną naszego organizmu? Czujemy niepokój i niepowetowaną stratę, co często może doprowadzić nawet do depresji. Powyższe symptomy nakłoniły naukowców do pochylenia się nad problemem. I oto powstało określenie uzależnienia od telefonu komórkowego zwane nomofobią. Często kojarzone jest z nową chorobą cywilizacyjną, polegającą na nawyku obecności naszej komórki tu i teraz, zawsze i wszędzie, oby w naszym zasięgu. Ta fobia systematycznie wpływa na powiększanie się grona uzależnionych, wpływając znacząco na nasze życie i powodując jego zaburzenia. Żywię obawę, iż poziom stresu wywołanego niemożnością skorzystania z telefonu komórkowego można będzie już niedługo porównać z poziomem lęku przed pójściem do dentysty lub z oczekiwaniem na wyniki badań laboratoryjnych w przypadku gorszej kondycji naszego organizmu. Ta nowa pułapka cywilizacyjna łatwo może zdeterminować nasze życie. Pod koniec ubiegłego wieku, kiedy zapoczątkowano produkcję telefonu komórkowego, nikt nie spodziewał się, iż będzie to zalążek omawianego problemu. Przypuszczam, że duże zainteresowanie rynkiem nowych technologii pobudziło producentów do wybujałych pomysłów w ich funkcjonowaniu. I o ile pierwsza komórka służyła tylko do nawiązania kontaktu słownego z bliskimi lub znajomymi i wysyłania krótkich wiadomości tekstowych, o tyle obecna stała się oknem na cały świat. Oczywiście dzieje się tak dzięki Internetowi zainstalowanemu w tym mobilnym urządzeniu. Spełnia ono również funkcję telefonu, dyktafonu, aparatu fotograficznego, notatnika lub w przypadku osób niewidzących - funkcję zapewniającą w miarę bezpieczne życie dzięki aplikacjom nam dedykowanym. I właściwie dlaczego telefon komórkowy budzi niepokój wśród psychologów i psychiatrów parających się naszym życiem emocjonalnym? Uważam, iż ich obawy nie tyle są związane z faktem posiadania tego urządzenia, co z rozsądkiem w jego użytkowaniu. Powszechnie wiadomo, że robić należy wszystko z umiarem; pod warunkiem, iż wiemy, co znaczy to słowo. Wydaje się, że to optymalna recepta na życie, zatem nie pragnijmy wszystkiego, co widzimy, nie mówmy wszystkiego, co wiemy, nie róbmy wszystkiego, co potrafimy. Z pewnością młodzi użytkownicy telefonów komórkowych nie mają pojęcia o zagrożeniu, jakie niesie ze sobą obecność tych urządzeń w niemal każdym momencie dnia. Ich kreatywność co do miejsc, w których z nich korzystają, jest bezkresna. To my - rodzice - powinniśmy im uświadomić, że posiadanie komórki przy sobie nawet podczas wynoszenia odpadów do pobliskiego śmietnika jest fobią. Lecz bądźmy szczerzy, sami podobnie robimy, a więc nawet nie przyjdzie nam do głowy, aby zwrócić na to uwagę. Po co ostrzegać innych, gdy takie zachowanie uważamy za normalne i jakież nowoczesne! Nikogo nie dziwi zatem sytuacja, w której osoba nie mogąca znaleźć swojego telefonu w torebce, kieszeni marynarki, zaczyna popadać w popłoch, z drżeniem serca lub rąk filtruje ich zawartość, aby następnie rozbieganym wzrokiem szukać pomocy wśród przechodzących. A nuż w tym momencie przegapi jakąś ważną wiadomość, nie daj Boże ktoś podejrzy jej kontakty lub wykasuje ważne notatki… I to są właśnie pierwsze symptomy nerwicy uzależnienia od telefonu komórkowego. No ale skoro przekazywano nam przez całe życie, aby zachować umiar we wszystkim, nie popadajmy w paranoję, iż korzystanie z telefonu komórkowego na pewno doprowadzi do ciężkiej nerwicy lub innego zaburzenia emocjonalnego. Przecież wynaleziono go po to, aby ułatwić nam życie i aby, w razie takiej konieczności, swobodnie z niego korzystać. Wystarczy, że będzie nami kierował rozsądek. Poza tym w dobie tworzenia aplikacji dedykowanych osobom niewidzącym to mobilne urządzenie stanowi bazę do samorozwoju dzięki możliwości odtwarzania książek, oglądania filmów z audiodeskrypcją, zwiedzania obiektów kultury itd. Trudno powiedzieć, aby dysponowanie przenośnym urządzeniem było pasją, ale dzięki niemu możemy nasze pasje realizować. Ponadto pełni ono rolę naszego przewodnika, bowiem umożliwia w miarę swobodne poruszanie się w otaczającej przestrzeni. Na koniec jeszcze parę wskazówek, które pomogą nam ocenić poziom uzależnienia od telefonu komórkowego. Warto zwrócić uwagę na nasze zachowanie w przypadku, gdy komórka straci zasięg, wyczerpie się bateria lub po prostu się zapodzieje. Czy powyższe przykłady powodują nagłe przyspieszenie akcji serca, przyspieszony puls, nadmierne pocenie się spowodowane paniką, wynikającą z braku dostępu do jedynego, naszym zdaniem słusznego, źródła kontaktu ze znajomymi i kręgiem w cyberprzestrzeni? Czy to może zwiastować koniec świata? Nie, to nie akcja z gatunku dreszczowca. To nasze reakcje, których w rezultacie nie dostrzegamy albo dostrzec nie chcemy i bagatelizujemy. Spójrzmy prawdzie prosto w oczy; może uda nam się znaleźć rozsądne rozwiązanie problemu. Czego wszystkim użytkownikom telefonów komórkowych i sobie życzę. && Niewidzialna linia Tomasz Matczak Kilka lat temu na ekranach kin gościł film pt. Carte Blanche. Była to opowieść o nauczycielu, który mimo stopniowej utraty wzroku nie chciał się poddać i rezygnować z pracy w szkole. Filmowa historia opiera się na prawdziwym życiorysie Macieja Białka. Wiele osób uważa, że wzrok jest najcenniejszym ze zmysłów i nie wyobraża sobie życia bez niego. Rzeczywistość bywa jednak brutalna. Jaskra, retinopatia, dystrofia siatkówki, to tylko niektóre choroby mogące prowadzić do ślepoty. Gdy osoba widząca dowie się, że może stracić wzrok, nierzadko traktuje tę diagnozę jak wyrok. Z myślą o takich ludziach właśnie powstała 11 stycznia br. inicjatywa o nazwie Niewidzialna Linia - Telefon Zaufania dla Osób Tracących Wzrok. Grzegorz Dudziński mieszka w Bydgoszczy. Jest prezesem Fundacji Światłownia, pod której egidą działa m.in. kawiarnia artystyczna o tej samej nazwie. Od pięciu lat nie widzi. Ostrość kształtów i obrazy zabrała mu jaskra. Nie pomogły zabiegi ani mikrochirurgiczne operacje. Jest dziennikarzem piszącym dla różnych portali internetowych. W Bydgoszczy to dość dobrze znana postać. Dzięki jego inicjatywie na scenie Światłowni odbywają się koncerty i festiwale. Występują tu artyści z kręgu krainy łagodności, piosenki autorskiej i literackiej. Henryk Migdalski jest mieszkańcem Gostynina. Pierwsze problemy z oczami zauważył w wojsku. Służył w tzw. Niebieskich Beretach. Wzrok tracił stopniowo. Powodem jest zwyrodnienie barwnikowe siatkówki. Obaj panowie poznali się przez Internet. Henryk szukał na Facebooku pomocy przy obsłudze iPhone’a. Grzegorz zaoferował, że pomoże mu polubić smartfon. Tak się zaczęło. Henio kiedyś bardzo chciał przyjechać do Bydgoszczy na Festiwal Widzących duszą, organizowany w Światłowni, - opowiada Grzegorz, - ale nie miał z kim. Powiedziałem mu, aby przyjechał sam. Trochę się zdziwił, bo jak to, niewidomy ma sam podróżować? Przekonałem go jednak. Henryk pojechał do Bydgoszczy bez asysty przewodnika. Na stacji odebrała go znajoma Grzegorza. Przekonał się wówczas, że można podróżować samemu mimo braku wzroku. Pomysł zorganizowania czegoś w rodzaju telefonu zaufania dla osób tracących wzrok zrodził się z mojego doświadczenia. - Wspomina Grzegorz. - Do Światłowni przychodzi wielu ludzi. Także tacy, którzy usłyszeli od lekarzy, że mogą stracić wzrok. Przychodzili do mnie, bo mnie znali. Jestem osobą rozpoznawalną w Bydgoszczy i okolicach. Przynosili swoje obawy, lęki, niepewność, czasem wręcz frustracje i rozmawialiśmy. To właśnie po jednym z takich spotkań, gdy na rozmowę przyszedł mężczyzna wręcz przerażony, zdruzgotany i rozbity wewnętrznie wizją utraty wzroku, Grzegorz zdecydował się pójść o krok dalej i zorganizować infolinię. Wiedziałem, że nie będę w stanie zrobić tego sam. - Mówi. - Mam sporo pracy w Światłowni oraz innych obowiązków. Od razu pomyślałem o Heniu. To człowiek, który potrafi słuchać, jest empatyczny i umie rozmawiać z ludźmi na trudne tematy. Obaj panowie udostępniają swoje prywatne numery telefonów na potrzeby infolinii. Zrobili to w pełni świadomie, wiedząc, że będzie to na pewno ingerencja w ich prywatne życie. Na obecnym etapie nie ma sensu organizowanie profesjonalnej infolinii. - Zwierza się Grzegorz. - Musiałyby za tym iść etaty dla obsługujących, profesjonalne call center to oczywiście także koszty, no i kwestie techniczne wcale nie są proste. Telefon Grześka dzwoni zdecydowanie częściej. - Uśmiecha się Henryk. - Jego numer jest pierwszy na liście. Grzegorz Dudziński twierdzi, że od chwili uruchomienia Niewidzialnej Linii nie było dnia bez choćby jednej rozmowy telefonicznej. Niektórzy dzwonią po kilka razy. - Opowiada Henryk. - Sam rozmawiałem chyba trzykrotnie z mężczyzną z Poznania. Wstydził się białej laski. Czy go przekonałem? Nie wiem. Opowiadałem mu o sobie, bo także miałem z tym problem. Inicjatywa nie przeszła bez echa w środowisku niewidomych. Jak wszędzie, tak i tu, zdarzają się malkontenci. - Opowiada Grzegorz. - Niektórzy to zwykli hejterzy. Jednym z zarzutów był brak odpowiednich kompetencji. Zarzucano pomysłodawcom, że nie są wykształconymi psychologami. Moim zdaniem zarzut nietrafiony. - Wyjaśnia Grzegorz. - Tacy ludzie mylą grupę wsparcia z grupą terapeutyczną. W tej drugiej, owszem, jest potrzebny wykształcony psycholog terapeuta, ale w tej pierwszej niekoniecznie. Poza tym pewnych rzeczy nie wyczyta się z książek. My sami jesteśmy osobami, które straciły wzrok, więc kto jeśli nie my ma mieć odpowiednie kwalifikacje, aby o tym rozmawiać?. W czasie rozmowy dzielimy się własnymi doświadczeniami. - Dodaje Henryk. - Zawsze tłumaczymy, że nie jesteśmy psychologami. Po prostu znamy temat, bo sami przez to przechodziliśmy. Czy są jakieś wymierne rezultaty Niewidzialnej Linii? Tego nie da się tak łatwo zmierzyć. - Tłumaczy Grzegorz. - Pamiętam pewną rozmowę, gdy zadzwoniła zapłakana kobieta. Była zrozpaczona, ale w czasie długiej rozmowy udało mi się ją uspokoić, zaś na koniec żartowaliśmy i śmialiśmy się wspólnie. I o to właśnie chodzi. Chcemy uświadamiać ludziom, że utrata wzroku nie jest wyrokiem. Henryk wspomina, że dzwoniący mają duże obawy co do własnej przyszłości. Nie wyobrażają sobie życia bez wzroku, a często boją się także utraty akceptacji najbliższych i przyjaciół. Opowiadam im wówczas swoją historię. - Mówi. - Ja też bałem się tego, jak przyjmą mnie znajomi. Wiem, że nie trzeba, bo nikt mnie nie opuścił, a niektórzy przyjaciele wręcz zbliżyli się jeszcze. Najlepiej do ludzi przemawia mój własny przykład. Na razie infolinię obsługują we dwóch. Zdarzały się telefony od psychologów oferujących pomoc. - Mówi Grzegorz. - Są także propozycje od ludzi, którzy znają się na technice lepiej niż ja i oferują pomoc czysto techniczną. Nie wyklucza rozszerzenia działalności. Pomyślimy o tym, gdy pojawią się źródła finansowania. - Opowiada spokojnie. - Na razie działamy praktycznie bezkosztowo. Inicjatywa jest całkowicie oddolna. Wyrosła z potrzeby serca i doświadczeń życiowych. Bez wielkich ambicji, bez pompowania balonika, bez krzykliwej reklamy, a jednocześnie trafiona i potrzebna, bo dzwoniących wciąż jest bardzo wielu. Niewidzialna Linia - Telefon Zaufania dla Osób Tracących Wzrok 509-767-689 Grzegorz Dudziński 601-449-364 Henryk Migdalski Więcej informacji na stronie www.swiatlownia.eu w zakładce niewidzialna linia. && Tak, ale... Niewidomi to dziwni ludzie Stary Kocur Tak, dziwni, a nawet bardzo dziwni, zresztą podobnie jak inni niepełnosprawni w stopniu znacznym. Wyobraźcie sobie, że szkodzi im dobrze płatna praca, dobre zarobki i w ogóle zamożność. Co, nie wierzycie? Zaraz Wam tego dowiodę jakem stary i mądry. Otóż według prawa mogą oni zarabiać do 70 procent średniej płacy, żeby móc pobierać rentę w całości, albo 130 procent średniej płacy, żeby pobierać część renty. Oznacza to, że przy wykonywaniu ciężkiej pracy, ale nisko płatnej, mogą pracować na pełnym etacie, a nawet trochę więcej. Jeżeli jednak mają bardzo wysokie kwalifikacje zawodowe, to mogą pracować tylko w niepełnym wymiarze czasu pracy i to im wyższe są ich kwalifikacje, tym dopuszczalny czas pracy jest krótszy. Ale to głupie! Wykrzyknie niejeden z Was. Tak, głupie, ale prawdziwe. Takie zasady jasno wynikają z prawa obowiązującego w naszym kraju. Widzicie w tym jakiś sens, bo ja nie. Jeżeli osoba niepełnosprawna nie może się przemęczać, to powinna wykonywać pracę lekką, a tu nie. W kamieniołomie czy na galerach może pracować na pełnym etacie, a w biurze prawnym czy handlowym nie. Bo jak pot będzie płynął po jej grzbiecie, ale pieniędzy będzie z tego niewiele - wszystko w porządku. Ale jeżeli praca będzie przyjemna, wykonywana w komfortowych warunkach i bardzo dobrze płatna - o, to źle, bardzo źle. Takiego pracownika trzeba z renty oskubać. ZUS spraw tych pilnuje i skrupulatnie przestrzega, co kwartał publikowane są magiczne kwoty, których przekraczać nie wolno. Jeżeli jednak niepełnosprawny pracownik zrzeknie się renty, to już nie szkodzą mu - ani praca, ani wysokie zarobki. Takie to prawo już dawno ufundowali nam prawodawcy i takie ciągle obowiązuje. Pojawiła się jednak jaskółka, która może świadczy o otrzeźwieniu prawodawców. Otóż specjalny dodatek dla niepełnosprawnych, niesłusznie zwany 500 plus, przysługuje tylko wówczas, gdy osoba nie jest zdolna do samodzielnej egzystencji i pobiera ze środków publicznych mniej niż 1700 zł miesięcznie. Napisałem niesłusznie zwany 500 plus, bo faktycznie jest to 500 minus. Minus a nie plus, bo nikt więcej niż 500 zł miesięcznie nie otrzyma, ale za to mniej i owszem. Wszyscy, których dochody ze środków publicznych przekraczają kwotę 1200 zł miesięcznie, z tych 500 zł będzie im potrącona kwota przekroczenia, tj. jeżeli ktoś ma 1250 zł miesięcznie, to otrzyma tylko 450 zł, a nie 500. Jeżeli dochody wynoszą 1380 zł, to dodatek wyniesie 320 zł miesięcznie. Widzimy więc, że jest to minus a nie plus. Dla porządku dodam, że kwota 500 zł będzie się zmniejszała, bo niektóre renty wzrosną i przekroczą 1200 zł miesięcznie. No i inflacja... Nie o to mi jednak chodzi. Pozytywne w tym interesie jest to, że do dochodów nie wlicza się zarobków, jeżeli osoba niepełnosprawna pracuje. Jest to bardzo dobre rozwiązanie, bo więcej osób otrzyma ten dodatek, a przede wszystkim nie będzie on demobilizował, nie będzie antyrehabilitacyjny. Tak pomyślany dodatek nie będzie zmuszał do zastanawiania się czy warto pracować, czy bardziej opłaci się nie podejmować pracy zawodowej. Jest to pierwsza pozytywna jaskółka w naszym prawodawstwie, ale czy nie ostatnia? Oby inne regulacje prawne szły w tym kierunku. Prawo powinno motywować do pracy, a nie demotywować. Dodam, jakem wielce stary i doświadczony kocur, że praca jest bardzo ważnym składnikiem kompleksowej rehabilitacji, zwłaszcza osób głuchych, niewidomych i innych osób niepełnosprawnych, które nie mają zdrowotnych przeciwwskazań, czyli dodatkowych schorzeń organów wewnętrznych. Prawo prawdę tę powinno uwzględniać, ale jak dotąd - ją ignoruje. Może ta pierwsza jaskółka uczyni wiosnę... && Z uśmiechem przez życie && Drogi do samodzielności Teresa Dederko Czasami dobrze jest skorzystać z pomocy przewodnika w dotarciu do mało znanego nam miejsca, chociaż nie zawsze jest to najlepszym rozwiązaniem. Sama kiedyś doświadczyłam takiej sytuacji. Bardzo zależało mi na pływaniu, więc przynajmniej raz w tygodniu chciałam być na basenie. Niestety sama nie trafiałam tam i umawiałam się na pobliskim przystanku ze znajomą, która niedaleko mieszkała. Po paru tygodniach okazało się, że ta pani należy do osób, które notorycznie się spóźniają. Gdy więc kilka razy czekając na nią, solidnie zmarzłam, nauczyłam się trafiać na basen samodzielnie. Czytałam kiedyś wypowiedź nowo ociemniałego mężczyzny, który odczuwał ogromny lęk przed wyjściem z domu tylko w towarzystwie białej laski. Zdarzyło się jednak kiedyś, że zabrakło mu papierosów, a że był nałogowym palaczem, postanowił wyruszyć do kiosku, do którego widząc, szedł najwyżej 5 minut. Tym razem cała wyprawa trwała 40 minut i bardzo go zmęczyła, ale wrócił zadowolony i od tej pory nie boi się już wychodzić z domu. Kiedyś ze starszym niewidomym panem rozmawialiśmy o wychowywaniu dzieci po niewidomemu. Wspominaliśmy, że zawsze było dla nas problemem karmienie łyżeczką maluchów. Wtedy ten pan opowiedział, jak sobie z tym poradził. Zwykle dziecko karmiła jego słabowidząca żona, ale któregoś dnia bardzo się spieszyła, więc posadziła niemowlę na kolanach męża, podała miseczkę z zupką i wyszła. Wtedy niewidomy ojciec rozebrał dziecko, nakarmił, nie zawsze trafiając łyżeczką do buzi, a po jedzeniu wykąpał je i szybko ubrał. Po powrocie żona nie mogła się nadziwić, że ona widząc, często musi przebierać dziecko po karmieniu, a niewidomy mąż tak sprawnie sobie poradził. Jak widać, na wszystko znajdzie się jakaś rada, chociaż nieraz wymaga sporo wysiłku i pomysłowości. && Listy od Czytelników && Droga Redakcjo! Sześciopunkt, to moje ulubione czasopismo, ale do tej pory tylko je czytałam, a odkąd fragmenty mojej książki zostały w nim umieszczone, mam sobie za zaszczyt chociaż od czasu do czasu coś także napisać. Po przeczytaniu o niewidomej wolontariuszce, którą, nota bene znam osobiście, chciałabym się podzielić swoim wkładem w dzieło WOŚP. Co roku w szkole, w której uczę, odbywa się zbiórka na rzecz tej fundacji. Są różne stoiska. Wyroby ceramiczne, przysmaki kulinarne, a w tym roku doszło moje stoisko, które oferowało świeżo wydaną książkę mojego autorstwa. Ponieważ pieniądze na jej wydanie pochodziły z rzutki, książkę tę rozdaję, bo nie chcę zarabiać na publicznych pieniądzach, ale tym razem, gdy chodziło o dołożenie się do zbiórki na rzecz świątecznej pomocy, wszyscy, którzy podchodzili, by wziąć ode mnie książkę, usłyszeli takie oto słowa: Dziś jest wyjątkowy dzień i jeśli chcesz mieć moją książkę z dedykacją, wpłać jakąkolwiek sumę, bo zebrane pieniądze przeznaczam na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Po dwóch godzinach nie tylko zabrakło egzemplarzy, ale suma, jaką zebrałam, przeszła moje najśmielsze wyobrażenie. Po przeliczeniu zawartości puszki okazało się, że jest w niej prawie osiemset złotych! Tak więc mogłam się przyczynić do zbiórki na ważne cele. Serdecznie pozdrawiam Zespół Redakcyjny i wszystkich Czytelników. Helena Urbaniak && Ogłoszenia Podziękowania dla Darczyńcy! Zarząd Fundacji Świat według Ludwika Braille’a składa serdeczne podziękowania Pani Marii Ambroży z Białegostoku za przekazaną darowiznę w postaci 5 tabliczek brajlowskich oraz 5 dłutek. Otrzymane dary rzeczowe fundacja bezpłatnie przekaże osobom niewidomym. Wszystkich zainteresowanych zapraszamy do kontaktu z biurem fundacji pod numerem tel.: 697-121-728 lub drogą elektroniczną pod adresem e-mail: biuro@swiatbrajla.org.pl. && Drogowskazy zdrowia Fundacja Świat według Ludwika Braille’a w ramach Konkursu PFRON nr 1/2019 pn. Kierunek AKTYWNOŚĆ w okresie od 01.04.2020 r. do 31.12.2020 r. zrealizuje zadanie publiczne pn. Drogowskazy zdrowia - poradnik dla osób niewidomych i słabowidzących. W ramach zadania fundacja opracuje i wyda publikację o charakterze edukacyjnym, skierowaną do osób z dysfunkcją wzroku, które ze względu na swoją niepełnosprawność mają ograniczony dostęp do ogólnodostępnej literatury medycznej. Publikacja zostanie wydrukowana w systemie Braille'a, druku powiększonym i przygotowana w wersji HTML (formie wydawnictwa internetowego) oraz bezpłatnie przekazana osobom niewidomym i słabowidzącym, organizacjom i instytucjom działającym na rzecz osób niepełnosprawnych z terenu Polski w ilości: 350 egz. w systemie Braille'a, 850 egz. w druku powiększonym oraz do 600 odbiorców korzystających z wydawnictwa internetowego. Publikacja zostanie dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. && Zaprzyjaźnij się z osobą niewidomą Fundacja Świat według Ludwika Braille’a w okresie od 01.04.2020 r. do 31.12.2020 r. opracuje oraz wyda publikację o charakterze edukacyjnym, uświadamiającym i uwrażliwiającym dzieci i młodzież na potrzeby osób niewidomych i słabowidzących. Publikacja pn. Zaprzyjaźnij się z osobą niewidomą zostanie wydana w formie broszury informacyjnej, skierowanej do 80 000 uczniów szkół podstawowych z 16 województw (klasy IV-VIII), którzy często nie wiedzą jak zachować się spotykając osobę niewidomą. Do broszury dołączony zostanie alfabet brajlowski. Zadaniem zostanie objętych 80 000 uczniów z 800 szkół podstawowych z terenu 16 województw Polski. Każda szkoła zostanie wyposażone w 100 zestawów edukacyjnych (broszura informacyjna z alfabetem Braille'a), które będą idealnym materiałem do pracy nauczyciela z uczniem. Publikacja zostanie dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w ramach Konkursu 1/2019 pn. Kierunek AKTYWNOŚĆ. && Napisz o brajlu - rusza kolejna edycja konkursu EBU Polski Związek Niewidomych wspólnie z Europejską Unią Niewidomych zaprasza wszystkich chętnych do udziału w 14. edycji Onkyo World Braille Essay Contest. Tematem prac konkursowych mogą być takie zagadnienia, jak: Rola pisma Braille'a w życiu społecznym, politycznym itp., Jak żyć z brajlem, Zabawne wydarzenia związane z pismem punktowym, Jaka będzie przyszłość pisma Braille'a, Zalety i wady pisma Braille'a w porównaniu z pismem zwykłym lub mową syntetyczną, Brajl a dostępność wyborów, Brajl dla wszystkich bez względu na wiek, Brajl a dostęp do obiektów turystycznych, Jak można bawić się brajlem, Brajl jako tajemniczy język, Brajl w sztuce i muzyce, Brajl a nowoczesne technologie. Zasady konkursu Do konkursu można zgłaszać jedynie własne, autorskie prace, napisane w dowolnej formie literackiej (wiersza, felietonu, eseju, wywiadu, a nawet listu). Mogą w nim wziąć udział wszyscy, bez względu na wiek, także osoby widzące, np. nauczyciele, instruktorzy Braille'a. Nagrody przyznawane będą w dwóch kategoriach wiekowych: dzieci i młodzież do 25 r.ż. oraz osoby powyżej 25 r.ż. W konkursie nie mogą brać udziału osoby piszące zawodowo do ogólnodostępnych mediów. Laureaci pierwszej nagrody również nie mogą składać swoich prac w ciągu trzech lat od jej przyznania. Nie można ponownie składać prac nadsyłanych w poprzednich latach. Zgłaszane teksty powinny być napisane w języku angielskim lub polskim. Prace powinny być nie krótsze niż 600 słów oraz nie przekraczać 1000 słów. Zgłoszenia Autorskie prace w języku polskim lub angielskim należy przesłać do Instytutu Tyflologicznego Polskiego Związku Niewidomych w formie elektronicznej na adres prezes@pzn.org.pl w nieprzekraczalnym terminie do 18 maja 2020 r. Prace przesłane bezpośrednio do EBU z pominięciem PZN nie będą uwzględnione. W temacie wiadomości prosimy wpisać: konkurs o brajlu. Nadesłana praca (wyłącznie w formie elektronicznej) powinna przed tytułem zawierać takie informacje, jak: imię i nazwisko autora, płeć, wiek; kraj; nazwę organizacji członkowskiej EBU, która zgłasza pracę do konkursu (Polski Związek Niewidomych); liczbę słów przesyłanego tekstu. Teksty nie mogą być wysłane w formie skanu. Dodatkowe informacje Specjalnie powołany zespół wybierze maksymalnie 5 najlepszych prac, które zostaną przetłumaczone na angielski i przesłane organizatorom. Biorąc udział w konkursie, autorzy przekazują prawa autorskie do swoich tekstów, a także wyrażają zgodę na ich ewentualne opublikowanie. Zwycięzcy konkursu zobowiązani są do przesłania swojej fotografii, a także do wyrażenia zgody na publikację wizerunku na stronach EBU i w drukowanych publikacjach. Nagrody i wyróżnienia Najlepsza praca - 2000 USD, druga nagroda w kategorii dzieci i młodzież do 25 lat - 1000 USD, druga nagroda w kategorii osoby dorosłe powyżej 25 r.ż. - 1000 USD, trzecia nagroda - po dwie prace w każdej z kategorii mogą otrzymać nagrodę w wysokości 500 USD każda. Więcej informacji oraz prace nagrodzone w poprzedniej edycji konkursu można znaleźć na stronie: http://www.euroblind.org. Źródło: www.pzn.org.pl