Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449-6154

Nr 5/50/2020
maj

Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95D/2
20-706 Lublin
Tel.: 697-121-728

Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608-096-099
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Spis treści

Od redakcji

26 Maja - Dzień Matki

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

TOTUPOINT - dostępność przestrzeni publicznej w zasięgu smartfona - Patrycja Bogdała

Sport

SMP - sezon drugi - Tomasz Matczak

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Kolagen - mity i rzeczywistość - dr Stanisław Rokicki

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

Sposoby na udane wypieki - Alicja Cyrcan

Kuchnia po naszemu

Przekąska z grilla lub piekarnika - N.G.

Deser bezowy - N.G.

Z polszczyzną za pan brat

Tematy na czasie - Tomasz Matczak

Z poradnika psychologa

Smucę się czy choruję - co warto wiedzieć o depresji? (cz. 1) - Małgorzata Gruszka

Rehabilitacja kulturalnie

Przemówienie Ojca Świętego do niewidomych

Znasz li ten kraj - Park Etnograficzny na Kaszubach - Bożena Lampart

Dwie recepty na wakacyjny wypoczynek - Paweł Wrzesień

Warto posłuchać - Izabela Szcześniak

Galeria literacka z Homerem w tle

Mój późny debiut - Krystyna Wawrzkiewicz

Wiersze wybrane - Krystyna Wawrzkiewicz

Nasze sprawy

Czarna opaska, miecz i waga - Alicja Nyziak

Odwaga miarą twojego życia - Radosław Nowicki

Tak, ale... Trzy zdarzenia - Stary Kocur

Brajl ciągle na medal - Jerzy Ogonowski

Z uśmiechem przez życie

Wirtualni ludzie - Genowefa Cagara

Jaki to numer? - Genowefa Cagara

Listy od Czytelników

Ogłoszenia

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Spotykamy się w trudnym okresie, kiedy wielu z nas musi pozostawać w domu, mając utrudniony kontakt z bliskimi i przyjaciółmi. Mamy nadzieję, że majowy numer Sześciopunktu urozmaici Państwu izolację domową.

Mimo trudnej sytuacji patrzymy optymistycznie w przyszłość i zaczynamy planować wyjazdy na wakacje. Nie wychodząc z domu, czytając Sześciopunkt, można zwiedzić skansen na Kaszubach, dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy o Gruzji, zastanowić się, czy w przyszłości samemu zorganizować sobie wycieczkę, czy lepiej zdać się na biuro podróży.

W maju wypada setna rocznica urodzin Papieża Polaka, z tej okazji przypominamy przemówienie, jakie wygłosił Jan Paweł II do niewidomych pielgrzymów.

W każdym numerze publikujemy cieszący się dużym uznaniem Czytelników Poradnik psychologa. Tym razem dowiemy się, co to jest depresja i jak się objawia. W Nowinkach tyfloinformatycznych przedstawiamy aplikację ułatwiającą poruszanie się niewidomym. Mając więcej czasu, możemy poeksperymentować w kuchni pod kierunkiem doświadczonej gospodyni. Szczególnej uwadze polecamy w rubryce Nasze sprawy artykuł Brajl na medal. Autorowi, Panu Jerzemu Ogonowskiemu gratulujemy otrzymania Złotego Medalu za Wieloletnią Służbę jako Tłumacz Przysięgły i Specjalistyczny oraz dziękujemy za promowanie pisma Braille’a.

Zespół redakcyjny

<<<powrót do spisu treści

&&

26 Maja - Dzień Matki

Z okazji Dnia Matki wszystkim mamom, zamiast bukietu kwiatów, przesyłamy garść cytatów z literatury, sławiących miłość macierzyńską.

***

Mama to miękkie ręce. Mama to melodyjny głos, to chuchanie na uderzone miejsce.
Mama to samo dobro i sama przyjemność. Coś, co dobrze jest mieć w każdej chwili życia koło siebie,
dookoła siebie, gdzieś na horyzoncie.

M. Wańkowicz

***

Jest jedna miłość, która nie liczy na wzajemność, nie szczędzi ofiar, płacze a przebacza, odepchnięta wraca - to miłość macierzyńska.

J.I. Kraszewski

***

Matka jest ciepłem, jest pokarmem, matka jest pełnym błogości stanem zadowolenia i bezpieczeństwa (…). Nic nie musisz zrobić, aby być kochanym - miłość matki nie jest obwarowana żadnym warunkiem (…). Nie trzeba jej zdobywać.

E. Fromm

***

Matka, jak Pan Bóg, może kochać wszystkie swe dzieci, każde z osobna i każde najwięcej.

Z. Kossak

***

Każdą inną ludzką miłość trzeba zdobywać, trzeba na nią zasługiwać, pokonując stojące na jej drodze przeszkody; tylko miłość Matki ma się bez zdobywania i bez zasług.

H. Auerbach

***

Jest na świecie piękna istota, u której jesteśmy wiecznymi dłużnikami - matka.
Ostoja, pokrzepienie serc, nadzieja.

M. Ostrowski

***

Matka - zawsze ma jakąś dobrą radę, nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji znajdzie słowa otuchy.

H. Hassenmüller

***

Może zadanie matki nie polega na dawaniu schronienia, ale obserwowaniu jak dziecko nabiera rozpędu i łagodzeniu jego upadku, kiedy jest już po wszystkim.

J. Picoult

***

Przychodzą w życiu dni powodzi
Gdy wszystko zdradza nas i zawodzi
Gdy pociąg szczęścia w dal odchodzi
Gdy wraca zło do wiary twierdz
Gdy grunt usuwa się jak kładka
Jest wtedy ktoś, kto trwa do ostatka
Ktoś, kto nie umie zdradzić - Matka
I serce jej, najczystsze z serc

A. Antoniewicz

<<<powrót do spisu treści

&&

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

&&

TOTUPOINT - dostępność przestrzeni publicznej w zasięgu smartfona

Patrycja Bogdała

Samodzielne przemieszczanie się osoby niewidomej po ulicach, urzędach, galeriach handlowych itp. jest możliwe, niemniej jednak stwarza dużo stresu i powoduje napięcie uwagi. Dzisiaj na szczęście rozwój techniki przychodzi nam z pomocą. Okazuje się, że wystarczy telefon nowej generacji, a wiele problemów na drodze znika!

Urząd już nie taki straszny

Jak odnaleźć się w zawiłościach korytarzy, rozległych hal i wielu pięter? Nic prostszego! Z pomocą przyjdzie tu TOTUPOINT - system opracowany przez firmę PIRS Creative Lab Sp. z o.o., który miałam okazję osobiście przetestować w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie we Wrocławiu. Prezentację przygotował przedstawiciel firmy i główny pomysłodawca systemu Jan Szuster, który jest osobą niewidomą, więc doskonale rozumie potrzeby środowiska.

Jak to działa?

Najprościej rzecz ujmując, elementem TOTUPOINT jest aplikacja instalowana w smartfonach z systemem iOS i Android. Jego funkcjonalność jednak na aplikacji się nie kończy, a raczej zaczyna, bo do jej działania niezbędne są tzw. znaczniki, które umieszcza się w różnych ważnych miejscach przestrzeni publicznej: pokojach w urzędzie, przy windach, wejściach do toalet - ogólnie mówiąc, w punktach charakterystycznych dla danego terenu.

Znaczniki występują w formie niewielkich, oprogramowanych głośników, komunikujących się ze smartfonem za pomocą łączności bluetooth. Gdy zbliżamy się do konkretnego znacznika, nasz telefon wibruje, a głośnik wydaje dźwięk i odtwarza zaprogramowany komunikat, np. pokój 26, wejście do toalet itp. Dźwięki są zróżnicowane, żeby ułatwić penetrację danego miejsca. I tak np. inny dźwięk wydaje winda, inny wejście do pokoju. Prostym gestem można również powtórzyć komunikat ze znacznika, a także zmniejszyć lub zwiększyć jego głośność. Ponadto znacznik można zaopatrzyć w rozszerzoną informację typu: w pokoju 26 po lewej stronie znajdują się stanowiska pracowników, po prawej krzesła itp. Pomocny w poruszaniu się może być dodatkowo specjalny wibracyjny aktywator umieszczany na białej lasce, który komunikuje się ze znacznikami i za pomocą wibracji przekazuje niewidomemu dodatkowe informacje. Użytkownik też jest w stanie przy pomocy aktywatora pewne informacje od znacznika wymusić, nie wyjmując z kieszeni smartfona.

Sygnalizacja świetlna we własnych rękach

Ogromną zaletą systemu TOTUPOINT są jego dodatkowe funkcjonalności, nie ograniczające się tylko do odnajdywania miejsc w nowym terenie. Jedną z nich jest możliwość uruchomienia dźwiękowej sygnalizacji świetlnej na życzenie, co zdecydowanie niweluje konflikty społeczne związane z faktem, że dźwiękowa sygnalizacja świetlna czasem zakłóca spokój okolicznych mieszkańców. Nie trzeba szukać słupka, by odpowiednim przyciskiem zasygnalizować chęć przejścia przez pasy. Można tę czynność wykonać na ekranie smartfona. Tak dostosowane przejście pojawiło się przy Domu Pomocy Społecznej w Chorzowie, w którym wśród pensjonariuszy jest wielu niewidomych.

Tramwaju nie trzeba się bać

System TOTUPOINT jest wyposażony w kilka rodzajów znaczników. Do wyboru mamy znaczniki odbierające jedynie informacje oraz tzw. znaczniki interaktywne, które są w stanie odbierać i wysyłać komunikaty od i do smartfona oraz od i do aktywatora umieszczonego na białej lasce. Są też znaczniki mogące sczytywać różnego rodzaju komunikaty ze sprzęgniętych z nimi systemów. Dzięki znacznikom interaktywnym osoba niewidoma, stojąc na przystanku, może na przykład zasygnalizować przy pomocy smartfona lub aktywatora na lasce, że chce wsiąść do autobusu czy tramwaju określonej linii, a kierowca dostaje informację o obecności na przystanku takiej osoby bez konieczności wypatrywania jej w tłumie oczekujących. Odpowiednie znaczniki zamontowane w tramwaju czy autobusie mogą udostępniać na smartfony informacje o kolejnych przystankach bez względu na to, czy głośnik w danym środku komunikacji miejskiej jest włączony, czy nie.

Domofon w kieszeni

TOTUPOINT posiada również interaktywne znaczniki mogące oprogramować domofon w taki sposób, by na smartfonie wyświetliła się jego klawiatura i by można było przy jej pomocy wybrać numer interesującego nas mieszkania, co powoduje, że osoba niewidoma nie musi szukać domofonu na ścianie budynku. Jest to bardzo duże ułatwienie również dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich, dla których często domofony usytuowane są zbyt wysoko.

Na dostępność można mieć wpływ

TOTUPOINT coraz bardziej się rozwija. Obecnie na terenie całej Polski zainstalowanych jest 424 znaczników w różnych miejscach przestrzeni publicznej. Dotychczas, w mniejszym lub większym stopniu, system obejmuje swoim zasięgiem następujące miasta: (przy każdym z miast w nawiasie podana jest ilość znaczników): Białystok (2), Bydgoszcz (3), Chorzów (13), Gdańsk (103), Gliwice (17), Lublin (1), Lędziny (1), Poznań (29), Sobieszewo (1), Tychy (35), Warszawa (36), Wrocław (50), Łódź (132). Nie jest to liczba zamknięta. Zależy ona jednak w dużej mierze od aktywnej działalności lokalnych środowisk osób z dysfunkcją wzroku w poszczególnych regionach kraju.

Na wspomnianym spotkaniu, w którym miałam przyjemność wziąć udział, Jan Szuster zachęcał do podjęcia oddolnej inicjatywy przez osoby niewidome. Warto w tej kwestii rozmawiać (w miarę możliwości) z przedstawicielami urzędów, instytucji, prywatnych przedsiębiorców itp. To w naszym interesie leży promowanie systemu. Obecnie wchodzi w życie program Dostępność plus, więc instytucje publiczne są zobowiązane do dostosowywania przestrzeni do potrzeb osób z różnymi niepełnosprawnościami. Urzędnicy więc mogą o nas pomyśleć nawet choćby dlatego, żeby realizować zalecenia lub dbać o własny wizerunek. Mogą, jednak tak do końca nie jest to w ich interesie, bo to nie oni mają utrudnienia na drodze. To my mamy problem z przejściem przez nieudźwiękowione skrzyżowanie, to my mamy kłopot z efektywnym poruszaniem się po urzędzie czy galerii handlowej, to my niejednokrotnie nie wiemy, jaki numer tramwaju czy autobusu aktualnie podjechał na przystanek i w którym miejscu znajdują się jego drzwi. Dlatego warto w ramach własnych możliwości informować decydentów w swoim miejscu zamieszkania o tym, że TOTUPOINT jest swoistym oknem na świat, niwelującym ograniczenia i ułatwiającym samodzielne funkcjonowanie.

Po więcej informacji można sięgnąć na stronę producenta pod adresem www.totupoint.pl. Tam też można zapoznać się z prezentacjami dotyczącymi poruszania się przy pomocy tego systemu.

<<<powrót do spisu treści

&&

Sport

&&

SMP - sezon drugi

Tomasz Matczak

W 2017 r. na łamach Sześciopunktu ukazał się artykuł mojego autorstwa zatytułowany SMP. Opowiadał o trzech niewidomych pasjonatach gry w showdown - Mariuszu, Sławku i Przemku. Postanowiłem sprawdzić, co u nich słychać?

Zacznę od wysokiego C! Obecnie Mariusz jest prezesem Stowarzyszenia W labiryncie, Sławek pełni funkcję wiceprezesa a Przemek członka komisji rewizyjnej. Pierwszy i drugi reprezentują zarejestrowany klub sportowy SMP Chorzów. Zresztą nie tylko oni, bo w klubie, dzięki ich wytrwałej pracy wśród niewidomych i niedowidzących, trenuje już 25 zawodników. Przemek gra w showdown w klubie Syrenka Warszawa, ale wspiera pozasportowe działania swoich kolegów. Ci bowiem, o czym będzie jeszcze sposobność napisać, nie poprzestali tylko na popularyzacji showdown.

Oto jak spełnia się marzenia!

Początki nie były łatwe. Pragnieniem Mariusza, Sławka i Przemka było reprezentowanie klubu sportowego o nazwie SMP. Okazało się jednak, że aby móc zarejestrować klub sportowy, trzeba być działającą organizacją lub stowarzyszeniem. Do tego potrzeba z kolei siedmiu osób. W dobie rozrośniętej do granic możliwości biurokracji niełatwo jest jednak działać. Los uśmiechnął się do SMP. Na początku 2018 r. jeden ze znajomych Mariusza zwierzył mu się z chęci zamknięcia działającego od kilku lat Stowarzyszenia W labiryncie. Było ono już zarejestrowane, co zdecydowanie upraszczało biurokratyczną gimnastykę dokumentacyjną. Mariusz, Sławek i Przemek postanowili przejąć Stowarzyszenie działające od 2015 r. Na potrzeby własne zmodyfikowali jego statut, co otworzyło im drogę do dalszego działania.

Jeszcze w 2017 r. udało się zdobyć upragniony stół do showdown. Był to prezent od klubu Zryw ze Słupska. Ciężki, toporny, bardzo zużyty, ale wystarczający do treningów. Salę udostępniał klub Komar z Piekar Śląskich. Później nasi bohaterowie przenieśli się z nadziejami do Bytomia. Dlaczego z nadziejami? Stół do gry w showdown stanął na sali, w której trenowali widzący zawodnicy tenisa stołowego. Mariusz, Sławek i Przemek spodziewali się, że zachęcą ich do gry w showdown. Niestety, skończyło się na nadziejach. To właśnie wtedy nasi bohaterowie zaczęli myśleć poważnie o własnym lokalu z salą treningową. W pierwszej połowie 2019 r., już jako Stowarzyszenie W labiryncie, stanęli do przetargu na lokal w Urzędzie Miasta Chorzowa. Udało się wygrać i podpisać umowę. Po generalnym remoncie od września 2019 r. mogą się tam odbywać treningi.

Nowo powstały Klub Sportowy SMP Chorzów zadebiutował w roku 2019 podczas drugiej edycji Turnieju Polska liga showdown nie tylko dla mistrzów w Bydgoszczy. W dniach od 17 do 20 października 2019 jego reprezentacja brała udział w Półfinałach Mistrzostw Polski w Showdown - Polska Południowa. Był to czas remontu lokalu Stowarzyszenia, ale pomimo związanego z nim braku możliwości treningu zdecydowano się wysłać na ten turniej zawodników. Mariusz zajął miejsce 9. a Sławek 12. Reprezentanci SMP Chorzów zamierzają stopniowo piąć się wyżej, tym bardziej że obecnie dysponują już używanym, ale zdecydowanie lepszym od poprzedniego czeskim stołem do gry, który znacznie poprawił możliwości treningu. Otrzymali go dzięki uprzejmości Łukasza Skąpskiego z klubu Łuczniczka Bydgoszcz. To człowiek, który chętnie wspiera takie oddolne inicjatywy jak SMP.

W 2019 r. Stowarzyszenie W labiryncie zostało przyjęte w poczet członków Związku Kultury Fizycznej Olimp oraz Stowarzyszenia Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Osób Niewidomych i Niedowidzących Cross. Celem jest już nie tylko rozwój i promocja showdown. Mariusz, Sławek i Przemek chcą otwierać sekcje sportowe innych dyscyplin, jak szachy, warcaby, kręgle klasyczne, bowling, nordic walking, tandemy czy biegi. Stowarzyszenie W labiryncie to nie tylko sport. W ramach jego statutowej działalności organizowane są szkolenia komputerowe z zakresu tyfloinformatyki oraz obsługi komputerów i urządzeń mobilnych, wyjazdy integracyjne, imprezy i inne wydarzenia. Stowarzyszenie prowadzi także szkolenia dotyczące dostępności w urzędach oraz pogadanki edukacyjne o życiu osób niewidomych w szkołach. Na początku lutego 2020 r. podpisało z grupą Edukacja dla Dostępności porozumienie dotyczące współpracy na rzecz promowania, wdrażania i rozpowszechniania idei projektowania uniwersalnego zwanego także projektowaniem dla wszystkich.

Marzenia o własnym klubie showdown ziściły się, a dodatkowo także przerodziły w działalność nie tylko sportową. Wszystko to dzięki determinacji i uporowi. Pomimo trudności Mariusz, Sławek i Przemek nie poddawali się. 15 grudnia 2018 r. zorganizowali w jaworzyńskim teatrze charytatywny koncert zatytułowany Radości czas, dobroci czas. Cały dochód przeznaczono na zakup stołu do gry w showdown. Ten sam cel przyświecał zbiórce zorganizowanej na Niewidzialnej Wystawie w Warszawie, a także kampanii na portalu internetowym siepomaga.pl. Dzięki zebranym funduszom udało się przy okazji przeprowadzić remont lokalu Stowarzyszenia W labiryncie.

Tak oto trzech pasjonatów pokazało, że wspólnym wysiłkiem można spełnić nie tylko swoje marzenia, ale także pomóc innym w ich realizacji. Dzięki nim niewidomi i niedowidzący z regionu śląskiego mogą doskonalić swoje umiejętności gry w showdown na profesjonalnym stole. SMP Chorzów nie tuła się już po salach treningowych innych klubów. Ma własny lokal, własną bazę i własne plany na przyszłość. Niezwykle ciekawą inicjatywą są organizowane w każdy ostatni weekend miesiąca turnieje pod nazwą Showdown nie tylko dla niewidomych. W lutym odbyła się już IX edycja tej imprezy. Do udziału w niej może zgłosić się każdy, zarówno niewidomy jak i widzący. Dobra zabawa gwarantowana; a i o zastrzyk adrenaliny przy sportowej rywalizacji nie będzie trudno!

Stowarzyszenie W labiryncie jest otwarte na przyjmowanie nowych członków. Osoby mieszkające na Śląsku i w okolicach, które chcą rozwijać sportowe pasje lub inne zainteresowania, mogą zasilić jego szeregi. Więcej informacji na temat działalności Stowarzyszenia a także dane kontaktowe znaleźć można na stronie internetowej www.wlabiryncie.org. Zamieszczono tu motto: Masz pomysł, to go realizuj, które świetnie oddaje to, co wspólnie robią Mariusz, Sławek i Przemek.

Oby tak dalej!

<<<powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

&&

Kolagen - mity i rzeczywistość

dr Stanisław Rokicki

Kolagen, zwany niekiedy białkiem młodości, jest rodzajem białka pełniącego rolę rusztowania - szkieletu, na którym poukładane są komórki budujące tkanki tworzące nasze ciało. Odpowiada on za ich wytrzymałość, sprężystość i elastyczność, np. skóry.

Po 25. roku życia ludzki organizm stopniowo przestaje produkować włókna kolagenowe, na twarzy powoli zaczynają się pojawiać początkowo drobne zmarszczki, powstałe w wyniku stopniowej utraty sprężystości i elastyczności skóry. Kolagen jest składnikiem większości naszych tkanek i narządów tworzących ciało człowieka, np. kości, tkanki chrzęstnej, więzadeł, skóry. Odpowiada za elastyczność i odporność na rozciąganie oraz za gojenie się ran - tworzenie blizn, zapewnia również gładkość skóry.

W naszym ciele można wyróżnić różne postacie kolagenu pełniące odmienne role. Dla zobrazowania tematu wymienię kilka kolagenowych grup, różniących się rolą i lokalizacją.

Typ pierwszy - stanowi 90% wszystkich białek kolagenowych w naszym organizmie i znajduje się w skórze, kościach, ścięgnach, więzadłach i rogówce oka.

Typ drugi - występuje w chrząstkach stawowych.

Typ trzeci - jest składnikiem ścian naczyń krwionośnych, ściany macicy i jelita.

Z dietetycznego punktu widzenia kolagen jako lek jest bezwartościowy, ponieważ aby był przyswojony jako białko, musi zostać w wyniku procesu trawienia rozłożony na aminokwasy, z których zbudowane są wszystkie białka i jako pojedyncze aminokwasy, nieco upraszczając, mogą być one wchłonięte w przewodzie pokarmowym. Organizm nasz ma zwykle inne potrzeby i najczęściej nie przeznacza tych aminokwasów na tworzenie kolagenu. W wyniku przeprowadzonych licznych, wieloletnich badań stwierdzono, że stosowanie kolagenu z chondroityną i glukozaminą nie odbudowuje chrząstek stawowych, a jedynie spowalnia nieco ich degradację. Natomiast podanie ich do jamy stawowej, poprzez zwiększenie kleistości tzw. smarowidła, może złagodzić dolegliwości przy zwyrodnieniu stawów. Według zwolenników przesądów najwięcej kolagenu zawierają produkty pochodzenia zwierzęcego takie jak: wywary z drobiowych łapek, chrząstki i skórki drobiowe, nóżki wieprzowe, żelatyna spożywcza.

Ubytek kolagenu wpływa na wygląd i starzenie się skóry, funkcje ścian naczyń krwionośnych i limfatycznych, prowadzić może do zmian chorobowych - zwyrodnień naszych stawów, co powoduje ograniczenia zakresu ich ruchomości i znaczne dolegliwości bólowe. Właściwie i zdrowo się odżywiając, zapobiegamy ubytkowi kolagenu w naszym organizmie. Zdrowo - to znaczy różnorodnie, a nie dziwacznie, stosując nieracjonalne i błędne ideologiczne diety.

Kolagen często wykorzystywany jest w medycynie kosmetycznej do wypełniania zmarszczek i wygładzania blizn, ale należy się wówczas liczyć z możliwością reakcji alergicznej na podane do skóry obce nam białko. Stosowany bywa również w wielu kremach i żelach kosmetycznych, ale nie wchłania się i nie wbudowuje się do skóry, bo nie ma ona możliwości wchłaniania i transportu tak dużej cząsteczki. Kolagen pełni w tych preparatach funkcję izolatora przed utratą wilgoci przez skórę, wpływając pośrednio na jej wygładzenie. W preparatach wstrzykiwanych do jam stawowych, z racji swej kleistości, pełni raczej rolę tzw. smarowidła, łagodząc dolegliwości, a funkcja w odbudowie chrząstki stawowej wydaje się być wątpliwa. Stosowany bywa również w opatrunkach na rany, np. w postaci gąbek, zapewniając właściwą wilgotność niezbędną dla prawidłowego gojenia się rany.

Niniejszy artykuł nie ma charakteru naukowego; wyraziłem tu jedynie moje osobiste poglądy na przedstawiony temat.

<<<powrót do spisu treści

&&

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

&&

Sposoby na udane wypieki

Alicja Cyrcan

Podczas przygotowywania domowych wypieków bardzo ważne jest, by składniki dodawane do ciasta miały tę samą temperaturę pokojową. Jajka, mleko, jogurt, masło lub margarynę zawsze wyjmujmy z lodówki ok. 30 minut przed rozpoczęciem przygotowywania ciasta. Składniki muszą być świeże i dobrej jakości. Zawsze sprawdzajmy datę ich ważności.

Jeśli do ciasta dodajemy bakalie, np. rodzynki, suszone morele lub orzechy, dobrze jest wcześniej je zmiękczyć poprzez namoczenie ich w gorącej wodzie. Dodatkowo, jeśli nie chcemy, żeby bakalie opadły na dno, należy oprószyć je odrobiną mąki, np. ziemniaczanej.

Dla udanych wypieków ważny jest proces przesiewania mąki. Pozwala on pozbyć się ewentualnych zanieczyszczeń oraz przyczynia się do napowietrzenia mąki, co wpływa na lekkość i puszystość wypieku. Przesiać można również inne produkty sypkie występujące w przepisie, takie jak kakao czy cukier puder.

Żeby uniknąć przywierania ciasta do formy, foremki i blaszki do pieczenia, należy dokładnie wysmarować tłuszczem - masłem lub margaryną - następnie obsypać tartą bułką. Innym rozwiązaniem jest skorzystanie ze specjalnego papieru do pieczenia, którym wykładamy formę do ciasta.

Nasze ciasto zawsze wkładajmy do nagrzanego wcześniej piekarnika, nigdy do zimnego. Temperatura podana jest w przepisie. Jeśli nasz piekarnik ma funkcję termoobiegu, warto z niej skorzystać. Ta funkcja zagwarantuje nam, że ciasto upiecze się równomiernie z każdej strony. Jeśli zależy nam, żeby ciasto nie opadło, pamiętajmy, żeby po upływie czasu pieczenia nie wyjmować go od razu z piekarnika. Najlepiej piekarnik uchylić i pozostawić ciasto do częściowego przestygnięcia w ciepłym piekarniku (oczywiście wcześniej wyłączonym). Następnie trzeba wyjąć ciasto i poczekać do całkowitego wystygnięcia w temperaturze pokojowej. Ważne jest także, żeby podczas pieczenia nie otwierać piekarnika.

Jeśli zdarzy się nam delikatnie przypalić ciasto, nie spisujmy go na straty. Uratujemy je, odcinając przypalone boki lub jego wierzchnią warstwę. Dodatkowo możemy przyozdobić ciasto roztopioną czekoladą, kremem lub inną polewą. Uroku dodadzą również różnego rodzaju kolorowe posypki.

Życzę udanych wypieków!

<<<powrót do spisu treści

&&

Kuchnia po naszemu

&&

Przekąska z grilla lub piekarnika

N.G.

Do wykonania tej przekąski podaję tylko składniki, ponieważ ilości zależą od liczby osób.

Składniki:

Wykonanie

Na plaster boczku kładziemy listki ulubionych ziół, pasek jabłka i zwijamy w rulonik. Ruloniki kładziemy brzegiem w dół na aluminiowej tacce, umieszczamy na grillu lub blaszce i wkładamy do gorącego piekarnika na ok. 15 minut. Można wpiąć wykałaczki, wtedy bezpieczniej będzie zdjąć przekąskę z tacki.

Takie ruloniki bardzo pasują do zimnego piwa podczas wieczornych spotkań na działce. Są smaczne i szybkie w przygotowaniu. Jabłka można zastąpić ogórkiem konserwowym, innym rodzajem wędliny, młodą zieloną fasolką itp.

<<<powrót do spisu treści

&&

Deser bezowy

N.G.

Do wykonania ciastek bezowych najlepszy jest mikser z miską obrotową. Samo ubijanie trwa dość długo - ok. 40 minut.

Składniki:

Wykonanie

Do miski wkładamy białka, dodajemy szczyptę soli, ubijamy do gęstości na najwyższych obrotach. Następnie łyżką stopniowo wsypujemy cukier i ubijamy do całkowitego rozpuszczenia się cukru. Smakosze dosypują cynamon, po wymieszaniu wyłączamy mikser. Łyżką lub łopatką stopniowo dodajemy startą lub rozpuszczoną (zimną) czekoladę, lekko mieszamy.

Płaską dużą blachę wykładamy papierem do pieczenia. Na papier kładziemy łyżką porcje piany w kilkucentymetrowych odstępach. Jeżeli zostanie piany musimy wziąć drugą blachę. Dwie blachy wkładamy do piekarnika na drugi i czwarty poziom. Natomiast jeśli mamy tylko jedną blachę, wsuwamy ją do piekarnika na trzeci poziom.

Bezowe ciasteczka suszymy w temp. 120 stopni C. przez godzinę. Bezy muszą być suche z wierzchu i od spodu, jeżeli nie są jeszcze suche, odwracamy je na drugą stronę i dosuszamy przez ok. 15 minut.

Podajemy na talerzykach z owocami jagodowymi lub bitą śmietaną. Smacznego!

<<<powrót do spisu treści

&&

Z polszczyzną za pan brat

&&

Tematy na czasie

Tomasz Matczak

Koronawirus i wywoływana przez niego choroba COVID-19 ostatnio zaprzątają naszą uwagę pod kątem zdrowotnym. Przy okazji pojawiają się w tym kontekście pewne językowe pytania. Przynajmniej u mnie, co niektórzy pewnie uznają za swojego rodzaju skrzywienie. Cóż, taki już jestem i nic na to nie poradzę. Lubię tropić zawiłości polszczyźniane i chciałbym wszystkich Czytelników, nomen omen, zarazić swoim hobby. Zdecydowanie lepiej jest połknąć rozsiewanego przeze mnie bakcyla niż tego z Wuhan.

Zajmę się dziś dwoma przymiotnikami: epidemiczny oraz epidemiologiczny, a także rzeczownikiem kwarantanna.

Z pewnością zauważyli Państwo, iż w mediach funkcjonują oba wymienione przymiotniki. Bardziej znany jest ten drugi, a więc epidemiologiczny i niektórzy zastanawiali się, skąd wziął się pierwszy? W kontekście epidemii mamy zatem stan zagrożenia epidemicznego czy epidemiologicznego?

Należy zacząć od wyjaśnienia, że oba pochodzą od rzeczowników: epidemiczny od epidemia, a epidemiologiczny od epidemiologia. Pierwszy oznacza pewien stan, a drugi dziedzinę medycyny. W związku z tym powinno się mówić: stan epidemiczny, zagrożenie epidemiczne, a przymiotnik epidemiologiczny łączyć z wyrazami, które odnoszą się do nauki, np. osiągnięcia epidemiologiczne oraz jej przedstawicieli, np. dozór epidemiologiczny.

Z sytuacją zagrożenia epidemicznego nierozłącznie wiąże się kwarantanna. Zastanawialiście się Państwo kiedyś nad etymologią tego słowa? Szczerze mówiąc, ja nie i dopiero lektura wielu publikacji internetowych na temat zawieruchy koronawirusowej sprawiła, że postanowiłem zająć się tym tematem. Rzeczownik ten wywodzi się z języka włoskiego. Tam quaranta oznacza czterdzieści, a tyle właśnie dni musiały oczekiwać przed wejściem do portu w Wenecji statki w czasie epidemii dżumy. Chodziło dokładnie o to samo, co przy pandemii koronawirusa, a więc o zminimalizowanie ryzyka zarażenia. Oto i cała tajemnica pochodzenia słowa kwarantanna.

Mnie jednak nie samo słowo skłoniło do poszukiwań, ale używanie z nim przyimków. Najczęściej czytałem o osobach będących na kwarantannie, lecz zdarzyło mi się także spotkać zwrot w kwarantannie. Zadałem sobie pytanie, która forma jest poprawna? Z odsieczą pospieszyła niezawodna Poradnia Językowa PWN. Okazało się, że obie formy są poprawne, choć muszą być używane w odpowiednim kontekście. Jeśli chcemy napisać, że ktoś został objęty kwarantanną, czyli został przez kogoś lub przez coś zmuszony do odosobnienia, wówczas o kimś takim mówimy, że jest na kwarantannie. Kiedy jednak chcemy uszczegółowić wypowiedź i dodajemy miejsce, gdzie owa kwarantanna się odbywa, to powinniśmy mówić o kimś przebywającym w kwarantannie, np. w kwarantannie domowej lub w kwarantannie na statku.

Pisząc te słowa, wciąż jestem zdrów, więc na razie kwarantanna mi nie grozi, czego i Państwu szczerze życzę!

<<<powrót do spisu treści

&&

Z poradnika psychologa

&&

Smucę się czy choruję - co warto wiedzieć o depresji? (cz. 1)

Małgorzata Gruszka

Dobre samopoczucie psychiczne to podstawa dobrego funkcjonowania na co dzień. W kolejnym Poradniku psychologa prezentuję podstawową i przydatną wiedzę o depresji. Tłumaczę, czym jest a czym nie jest ta choroba; opisuję jej przyczyny i objawy; podpowiadam, gdzie szukać pomocy, gdy własne lub czyjeś samopoczucie zaczyna niepokoić.

Zdrowie psychiczne

Na zdrowie psychiczne składa się wiele czynników. Do najważniejszych należą: dobry nastrój, energia do działania, odczuwanie przyjemności i radości życia, samouznanie i nadzieja na przyszłość.

Dobry nastrój to taki, gdy jesteśmy spokojni i pozytywnie patrzymy na życie. Wiemy, że bywa różnie, ale wiemy też, że lepiej lub gorzej dajemy sobie radę ze wszystkim.

Chęć działania to nic innego jak prawidłowy napęd psychoruchowy. To coś w rodzaju silnika, który napędza nas i sprawia, że mamy energię do codziennych działań. W przeważającej mierze nasz wewnętrzny silnik działa poza naszą wolą. W niewielkiej tylko części możemy wpływać na wytwarzanie w naszym mózgu substancji chemicznych zwanych neuroprzekaźnikami, od których zależy nasza energia. Na przykład wiedząc, że aktywność fizyczna sprzyja wytwarzaniu endorfin - w celu poprawienia sobie nastroju idziemy na spacer.

Samouznanie to poczucie wartości i sensu istnienia własnej osoby. To także sympatia, szacunek i zrozumienie dla samego siebie.

Nadzieja na przyszłość to przekonanie, że los nie jest zły, a przyszłość nie będzie zła i straszna.

Czym jest depresja?

Depresja jest najczęściej występującym zaburzeniem psychicznym. Według WHO - Światowej Organizacji Zdrowia - z depresją zmaga się kilkanaście procent dorosłej populacji, przy czym kobiety chorują dwa razy częściej. Obecnie rozróżnia się pełnoobjawową depresję, pojedyncze objawy depresyjne i epizody, takie jak depresja poporodowa czy sezonowa. Niezależnie od rodzaju i przebiegu chorobę tę trzeba leczyć. Depresja dotyka osób w każdym wieku. Chorują na nią dzieci, młodzież, dorośli i osoby starsze.

Skąd bierze się depresja?

Przyczyny depresji są bardzo różne. Choroba ta może być powodowana czynnikami biologicznymi. Są to najczęściej zaburzenia w produkcji neuroprzekaźników, takich jak dopamina, serotonina i noradrenalina. Substancje te można porównać do paliwa, dzięki któremu nasz wewnętrzny silnik działa prawidłowo i częściowo możemy wpływać na jego obroty. Zaburzenia w produkcji tych substancji całkowicie pozbawiają nas takiej możliwości. Nie możemy więc wpłynąć na swoje samopoczucie, nastrój, myśli, energię i chęć do życia. Depresja może być uwarunkowana genetycznie. Predyspozycję do tej choroby można odziedziczyć po bliższych lub dalszych członkach rodziny. Depresję wywołaną czynnikami biologicznymi nazywamy endogenną lub organiczną. Za powstanie depresji mogą odpowiadać czynniki psychologiczne. Chodzi o trudne wydarzenia życiowe, takie jak śmierć kogoś bliskiego, utrata pracy, choroba, rozstanie, utrata sprawności, bezdomność, samotność itd. Depresję wywołaną czynnikami psychologicznymi nazywamy egzogenną lub reaktywną. Depresja współwystępuje często ze schorzeniami ogólnoustrojowymi, takimi jak nadciśnienie, cukrzyca i choroby neurologiczne.

Typowe objawy depresji

Depresja uderza w wymienione na początku oznaki zdrowia psychicznego. Objawy depresji u poszczególnych pacjentów są różne i różnie nasilone. Najczęściej występują: obniżenie nastroju, utrata energii do działania, zanik odczuwania radości i przyjemności, utrata zainteresowań i pasji, utrata chęci bycia z ludźmi, utrata apetytu, bezsenność, poczucie alienacji, niepokój, poczucie bezradności i beznadziejności, utrata sensu życia, obniżenie samooceny i obwinianie się.

Obniżony nastrój

Obniżony nastrój miewamy wszyscy. Będąc zdrowymi, wiemy jak sobie poradzić z chwilowym smutkiem czy przygnębieniem. Wiemy co nam pomaga i jak przeczekać gorsze chwile. Wiemy przede wszystkim to, że - wywołane różnymi czynnikami gorsze samopoczucie mija i wracamy do normy. W depresji smutek i przygnębienie pojawiają się często bez wyraźnej przyczyny. Są tak głębokie, silne i dokuczliwe, że w żaden sposób nie da się nad nimi zapanować. Zdrowy smutek jest naturalną i potrzebną reakcją na przykre sytuacje życiowe. Jest lekarstwem na ból duszy. Smutek depresyjny nie leczy, lecz przytłacza lub drąży od środka, powodując cierpienie, które trudno znieść. Objawem depresyjnego smutku są napady płaczu, nad którymi nie da się zapanować. Depresyjnemu smutkowi towarzyszy dysforia. To nastrój, w którym dominują: przykre pobudzenie, irytacja i rozdrażnienie.

Utrata energii

Wszyscy czasami jesteśmy zmęczeni i brak nam sił na cokolwiek. Wystarczy dobry sen, relaks lub wypoczynek, by zregenerować się i odzyskać chęć do działania. W depresji psuje się nasz wewnętrzny silnik i sami nie możemy go naprawić. Bez niego nie mamy siły do życia; również do tego, by zadziałać na rzecz poprawy samopoczucia. Osoby z depresją często zmuszają się do czynności, które osoby zdrowe wykonują automatycznie. W skrajnych przypadkach nie są w stanie zmusić się do wstania z łóżka, ubrania się, umycia czy przygotowania posiłku.

Zanik odczuwania radości i przyjemności

Wyobraź sobie, że żyjesz, ale nic cię nie cieszy, nic nie sprawia przyjemności. Trudne do wyobrażenia, a osoby z depresją często tak właśnie żyją. Pozbawione radości i przyjemności muszą funkcjonować i robić wiele rzeczy. Muszą jeść, chociaż jedzenie traci dla nich smak; muszą pracować, chociaż to co robią nie cieszy ich w najmniejszym stopniu; muszą zajmować się dziećmi, chociaż z relacji z nimi nie czerpią często żadnej radości. Pod wpływem choroby stają się apatyczne i emocjonalnie obojętne. Odczuwanie radości i przyjemności na co dzień również zależy od procesów chemicznych zachodzących w naszym mózgu.

Utrata zainteresowań i pasji

Utrata zainteresowań i pasji jest bezpośrednim skutkiem braku energii, radości i przyjemności życia. Osoby z depresją niejednokrotnie czują się tak źle, że obojętnieją na wszystko, co do momentu pojawienia się choroby interesowało je i pasjonowało. W naturalny sposób skupiają się na swoim stanie psychicznym i związanych z nim obawach.

Utrata chęci bycia z ludźmi

Osoby z depresją często unikają kontaktów z ludźmi. Dzieje się tak, ponieważ widzą różnice w samopoczuciu i funkcjonowaniu swoim i innych ludzi. Odczuwanie smutku i przygnębienia, brak energii do działania, utrata radości i przyjemności życia sprawiają, że konfrontacja z ludźmi, którzy nie stracili tego wszystkiego, jest trudna i bolesna. Im choroba jest bardziej nasilona, tym silniejsze jest poczucie różnienia się od innych. Poczucie to prowadzi często do myślenia, że jest się gorszym (inni radzą sobie z życiem, a ja nie). Depresja często prowadzi do alienacji, czyli do wycofywania się z kontaktów z innymi z powodu poczucia bycia innym i nierozumianym przez otoczenie. Choroba ta może całkowicie zrujnować poczucie własnej wartości i szacunku do samego siebie.

Niepokój

Depresyjny smutek nie ma nic wspólnego ze spokojną zadumą i refleksją, jakich doświadcza każdy z nas. Smutkowi i przygnębieniu w depresji towarzyszy często niepokój, którego źródła nie da się określić. Osoby z depresją przeżywają często ciągłe i przykre napięcie, jak również lęk. To z kolei powoduje zaburzenia snu. Depresji często towarzyszy bezsenność lub sen płytki z częstymi przerwami.

Poczucie bezradności i beznadziejności

W większości przypadków depresja ma charakter postępujący. Pod wpływem pogarszania się samopoczucia pojawia się bezradność i poczucie beznadziejności. Osoby chore zaczynają myśleć, że nie mogą nic zrobić, by poczuć się lepiej; że będzie coraz gorzej i że nikt nie może im pomóc. Siła tych przekonań bywa tak duża, że życie traci sens i pojawiają się myśli o śmierci.

Obwinianie się

Większość chorujących na depresję nie postrzega jej jako choroby, na którą nie ma wpływu, ale jako zawinioną przez siebie niedyspozycję. Czują się winni za to, że w przeciwieństwie do innych, nie potrafią wziąć się w garść, zapanować nad swoim życiem, funkcjonować i zachowywać się normalnie.

Czym nie jest depresja?

Depresja nie jest lenistwem, brakiem silnej woli, pieszczeniem się ze sobą, udawaniem czegoś dla osiągnięcia jakichś korzyści czy chwilowym pogorszeniem samopoczucia. W żadnym wypadku choroby tej nie należy traktować jako czegoś, na co ktoś sam sobie zasłużył. Choroba ta w najmniejszy sposób nie jest zawiniona i na fakt pojawienia się jej nikt nie ma wpływu.

Smucę się czy choruję?

W spektrum zdrowia psychicznego mieści się doświadczanie smutku, przygnębienia, braku zainteresowań i radości życia, zmęczenia, rozdrażnienia, niepokoju, bezradności, beznadziejności, poczucia winy i alienacji. Zdrowie psychiczne i depresję różni intensywność i częstotliwość powyższych doświadczeń. Wszyscy miewamy dołki psychiczne, z których wychodzimy. Osoby z depresją mówią o czarnej dziurze, z której nie da się wyjść. Symptomem rozwijającej się depresji może być nagły spadek nastroju, energii, zainteresowań i radości życia, który utrzymuje się przez większą część dnia w czasie powyżej dwóch tygodni. Depresję mogą zwiastować również”: utrzymujące się dłużej napięcie, rozdrażnienie, poirytowanie, niepokój, poczucie pustki i płaczliwość. Osobom obserwującym u siebie takie zmiany samopoczucia zaleca się skorzystanie z konsultacji lekarskiej. Zaniepokojeni swoim stanem psychicznym możemy udać się do lekarza rodzinnego. Większość takich lekarzy przygotowana jest do wstępnego rozpoznania symptomów depresji i pokierowania pacjentem. Diagnozą depresji zajmują się lekarze psychiatrzy. Dlatego, czując się źle, można od razu udać się do najbliższej poradni zdrowia psychicznego. W tego typu placówkach pacjenci przyjmowani są bez skierowania.

O nietypowych objawach depresji, o leczeniu tej choroby, o depresji po utracie wzroku, o tym jak pomagać osobom chorym na depresję i o tym co ułatwia zorientowanie się we własnych objawach przeczytają Państwo w kolejnej części Poradnika poświęconego depresji.

<<<powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

&&

Przemówienie Ojca Świętego do niewidomych

Niedziela, 24 listopada 1985 r. Wieczorem Ojciec Święty spotkał się w Watykanie z pielgrzymami z Polski.

„W szczególny sposób pragnę zwrócić się do uczestniczących w tym spotkaniu niewidomych. Jestem bardzo głęboko wzruszony spotkaniem z wami, drodzy bracia i siostry, których już pozdrowiłem w sali obok. Witam was z całego serca. Ile razy się w życiu spotykałem z ludźmi niewidomymi, zawsze prosiłem Boga z nimi i dla nich o to, ażeby wzmocnił tym bardziej ich wewnętrzny wzrok, skoro zewnętrzny zmysł wzroku szwankuje; skoro oczy ciała nie widzą, trzeba ażeby tym bardziej widziały oczy duszy. I żeby te oczy, nawet nie widząc świata, jego piękna, docierały do niewidzialnego Stwórcy.

Jest wielu ludzi widzących, a przecież ślepych na tę rzeczywistość niewidzialnego Stwórcy. Obyście wy drodzy bracia i siostry, umiłowani pielgrzymi, goście w Stolicy Apostolskiej, Progów Apostolskich, byli zawsze widzący, widzący Niewidzialnego i wszystko to, co niewidzialne, co Boże, co nadprzyrodzone. I jak bardzo potrzebujecie, ażebyśmy my widzący pomagali, prowadzili was przy przechodzeniu przez ulicę i w innych okolicznościach. Tak proszę was, ażebyście wy swoim wewnętrznym wzrokiem wiary prowadzili również i nas, widzących, poruszających się z łatwością zewnętrzną po tym świecie. I tego wam z całego serca życzę.

Te życzenia składam na ręce obecnych tutaj niewidomych z Polski, dla wszystkich niewidomych z Polski. Serdecznie też pozdrawiam siostry z Lasek i kapłanów, którzy im towarzyszą, w szczególności ks. prałata Tadeusza Fedorowicza. Wszystkich moich pielgrzymów pozdrawiam w imię Chrystusa Króla, ponieważ spotykamy się w ostatnią niedzielę roku liturgicznego, która poświęcona jest Chrystusowi Królowi, Królowi Wszechświata. Królestwo Jego nie jest z tego świata, a równocześnie w tym świecie zostało zakorzenione, trwale zakorzenione, przede wszystkim przez Krzyż na Golgocie. Dzięki temu Krzyżowi, dzięki Jego tajemniczej mocy trwa, działa w ludzkich duszach, działa w dziejach ludów i narodów, działa w dziejach naszej Ojczyzny. Modlimy się nieraz o to i, ażeby nasza rodzina, parafia, Ojczyzna stała się Królestwem Chrystusa. Modlimy się o to, co jest najlepsze, co jest najświętsze dla każdego człowieka, dla każdej rodziny, dla każdej parafii i dla każdego narodu. Wszystkim wam przybyłym z Ojczyzny pielgrzymom do Grobów Apostolskich takie właśnie życzenia składam w dniu Chrystusa Króla”.

Źródło: Niewidomy Spółdzielca, luty 1986

<<<powrót do spisu treści

&&

Znasz li ten kraj - Park Etnograficzny na Kaszubach

Bożena Lampart

Kaszubi godnie podnoszą swoje głowy, gdy wspominają małżeństwo Teodory i Izydora Gulgowskich. To za sprawą tych dwojga wprowadzono i rozwinięto kulturę oraz ugruntowano świadomość o patriotyzmie lokalnym ludzi zamieszkujących ten region Polski.

Aktywność społeczna nietuzinkowej pary zapalonych etnografów, ludoznawców i kulturoznawców wpłynęła na powstanie Parku Etnograficznego we Wdzydzach Kiszewskich. Przybysze wkrótce przylgnęli do mieszkańców oraz ich kultury i stali się bardziej kaszubscy niż tubylcy.

I tak oto w 1906 roku założono pierwsze muzeum etnograficzne na wolnym powietrzu, obecnie zwane Muzeum - Kaszubski Park Etnograficzny im. Teodory i Izydora Gulgowskich we Wdzydzach Kiszewskich. Obiekt sąsiaduje z zielonymi lasami, a bezpośrednio jest położony nad jeziorem Gołuń, na którym pływają spacerowe statki umożliwiające podziwianie zabudowań Parku.

XVIII-wieczna chata, zakupiona przez małżeństwo Gulgowskich od lokalnego gospodarza, stała się zalążkiem obecnego Muzeum. Zgromadzono w niej sprzęty gospodarstwa domowego oraz obrazy malowane na szkle, tudzież strój kaszubski ze słynnym czepcem złotem haftowanym.

Z czasem 22-hektarowy park zagospodarowano wiejskimi chatami z okolic Kaszub i Kociewia. Obszar został podzielony na sektory mieszczące zabudowania charakterystyczne dla XVII-XX-wiecznej architektury tego regionu. Znajduje się tu około 50 budynków, a wśród nich chaty, zabudowania szlacheckie, młyny, kuźnie, warsztaty rzemieślnicze oraz wiatrak. Na szczególną uwagę zasługuje XVIII-wieczny kościół oraz stara szkoła.

Na teren Parku wchodzi się przez budynek z podjazdem dla wózków inwalidzkich (w kasie można kupić bilet wstępu). Tenże znajduje się na lekkim wzniesieniu, z którego można podziwiać drewniane zabudowania w kolorze od brudnej bieli, poprzez szarość, aż do czerni - jak przystało na drewno naznaczone upływającym czasem. Naturalne kolory elewacji kontrastują z wielobarwnymi wnętrzami chałup. Przenosimy się poniekąd w czasy kultury kaszubskiej dawno minione, ale jakże atrakcyjne. Nasze wyobrażenie o wyglądzie starych kaszubskich chałup uzupełnia uśmiechnięty przewodnik, oczekujący na zwiedzających przed każdym budynkiem. Ubrany w strój charakterystyczny dla danej wioski, opowiada o historii umieszczenia chaty na terenie obiektu. We wnętrzu można dotykać eksponatów bogato ubarwionych kwiatami, ułożonych tak jak w czasach ich użytkowania. Podobno co wieś, to inne kolory i kształt tych roślin.

W warsztatach rzemieślniczych i kuźniach czasami są uruchomione stare maszyny, a dźwięk wypływający z ich wnętrza zaprasza do udziału w życiu dawnych Kaszubów.

Łagodny, lekko pagórkowaty teren prowadzi do warsztatu, w którym wyplata się kosze i miotły z wikliny. W przystępnej cenie można zakupić miniatury tychże. Tradycja mówi, że ta około 20-centymetrowa miotełka z czerwoną, wąską wstążeczką przy uchwycie, służy do wymiatania złych duchów z domu… Warto spróbować!

Mijając chałupę, w której z bibuły robi się kwiaty polne, obrazy malowane na szkle oraz z elementami sakralnymi, dochodzimy do starej szkoły. Jest wyposażona w równie wiekowe ławki i regały. Stanowi nie tylko obiekt do zwiedzania, lecz znakomicie spełnia rolę edukacyjną. Tutaj bowiem dzieci i dorośli mogą dowiedzieć się o znaczeniu skansenu dla kultury i sztuki oraz o konieczności kultywowania tradycji związanej z regionem Pomorza. W ramach zajęć edukacyjnych odbywają się warsztaty tkackie, garncarskie, malowania na szkle lub haftu.

Najwięcej zwiedzających przyciąga Jarmark Wdzydzki, który odbywa się w trzecią niedzielę lipca. Wśród dźwięku koncertów kapel ludowych i koncertów muzyki poważnej przenosimy się do innej epoki, jej zwyczajów, tradycji. Obserwujemy pracę kowala w kuźni, kosztujemy potraw w karczmach i bierzemy udział w konkursach z nagrodami.

Sekcja promowania Muzeum realizuje obecnie projekt dostosowania obiektu do potrzeb osób ze szczególnymi potrzebami. Łagodny teren, miejsca parkingowe dla osób niepełnosprawnych oraz toalety ze znaczkiem inwalidzkim to wciąż za mało względem potrzeb osób z dysfunkcjami. Jednak organizatorzy w ramach wspomnianego projektu zamierzają wprowadzić na teren Muzeum udogodnienia także dla innych niż ruchowe niepełnosprawności.

Jak dowiedziałam się podczas rozmowy telefonicznej z osobą zajmującą się realizowaniem projektu, wszelkie udogodnienia mają być wprowadzone w ciągu roku. Zachęcam do odwiedzenia obiektu już dzisiaj. Gwarantuję, iż wrażenia dotykowe i zapachowe pozwolą przeżyć wspaniałe chwile.

Wszystkim zainteresowanym polecam stronę Muzeum: www.muzeum-wdzydze.gda.pl.

<<<powrót do spisu treści

&&

Dwie recepty na wakacyjny wypoczynek

Paweł Wrzesień

Cytując słowa wieszcza Adama, możemy śmiało uznać, że po huku, po szumie, po trudzie, które zafundowała nam epidemia COVID-19, trzeba wreszcie wrócić do normalnego funkcjonowania. Okres przymusowej ostrożności i lęku u większości z nas wywołał stres, z którego należy się otrząsnąć, aby żyć pełnią życia. Wielkimi krokami zbliża się okres urlopowy i z pewnością nawet krótki odpoczynek dobrze się przysłuży naszemu zdrowiu, tak fizycznemu jak psychicznemu.

Gdy jesteśmy już zdecydowani na wyruszenie w drogę, możemy rozważyć dwa podstawowe warianty - wycieczkę zorganizowaną przez biuro podróży oraz zaplanowanie letniej przygody od podstaw na własną rękę.

Samodzielnie zorganizowany wyjazd może wydawać się rozwiązaniem tańszym, wszak nie istnieje tu pośrednik w postaci firmy turystycznej. Pamiętajmy jednak, że w przypadku większych firm ogromną rolę odgrywa korzyść płynąca ze skali oferowanych usług. Agencje te rezerwują często dużą ilość miejsc w hotelach i innych ośrodkach, wynajmują całe autokary lub czarterują samoloty dla setek pasażerów z ogromnym wyprzedzeniem, uzyskując w ten sposób na tyle atrakcyjne warunki, że nawet przy uwzględnieniu własnej marży mogą sprzedać nam przysłowiowy tydzień nad ciepłym morzem taniej, niż gdybyśmy samodzielnie rezerwowali podróż oraz pobyt. Nie ma tu jednak stałej reguły i dlatego w każdym przypadku jest rozsądnie sprawdzać warunki i koszty wielu ofert u jak największej liczby organizatorów.

Istotną kwestią jest także możliwość wyboru terminu i miejsca wczasów. W przypadku wyjazdów zorganizowanych możemy poruszać się w katalogu imprez zaoferowanym nam przez firmę. Im bliżej sezonu urlopowego, tym ten katalog będzie uboższy. W obecnych realiach rezerwacja z dużym wyprzedzeniem nie była możliwa, pozostają zatem bardzo zubożone oferty last minute, których będzie w tym roku jeszcze mniej z uwagi na niedostępność wielu atrakcyjnych destynacji spowodowaną epidemią koronawirusa oraz ostrożność organizatorów turystyki wywołaną spodziewanym niskim popytem na ich usługi. Szukając noclegu i wyżywienia samodzielnie, mamy większą swobodę, ponieważ istnieje dużo ofert skierowanych do niewielkich grup, rodzin, par czy nawet singli. Bez trudu da się je odnaleźć, korzystając z serwisów typu booking.com lub airbnb.pl, gdzie można ustalić termin i koszt naszego wypoczynku bezpośrednio z właścicielem wynajmującym kwaterę czy pokoje hotelowe. Dotyczy to zarówno wyjazdów krajowych jak i zagranicznych. Dobrze jest jednak zachować wówczas daleko posuniętą ostrożność, a przede wszystkim sprawdzić online opinie wcześniejszych gości danego ośrodka. W ostatnich latach głośne były bowiem przypadki atrakcyjnych ofert zamieszczanych w Internecie, na które skusiło się wielu turystów, rezerwując pokoje i wpłacając zaliczki, aby dopiero na miejscu przekonać się, że wymarzony pensjonat lub hotel nie istnieje.

Zwróćmy także uwagę na dojazd do miejsca wypoczynku. Biura podróży oferują tu transport do punktu docelowego, niezależnie od tego, czy znajduje się on w łatwo dostępnym komunikacyjnie ośrodku turystycznym, czy w przysłowiowej leśnej głuszy. Podróżujący indywidualnie muszą zdać się na własny środek lokomocji lub wybór spośród ogólnodostępnych ofert. Dobrze jest, gdy możemy liczyć na towarzysza podróży dysponującego własnym autem, którym szybko i wygodnie dotrzemy na wczasy w Polsce. Na dłuższych trasach samochód staje się jednak bardziej kosztowny i czasochłonny. Samodzielnie rezerwowane rejsy autokarowe czy lotnicze wykazują zaś tę podstawową wadę, że zazwyczaj nie mają przystanku końcowego bezpośrednio u kresu naszej podróży. Trzeba często dojechać lokalnym środkiem lokomocji na miejsce, a ten nie dość, że stanowi kolejny koszt, to jeszcze nie zawsze da się opłacić z wyprzedzeniem i na odległość. Dochodzi więc element stresu i niepewności co do tego, czy szybko zorientujemy się na dworcu lub lotnisku, czy na czas znajdziemy kolejny środek transportu, ewentualnie czy zastaniemy w nim wolne miejsca. W przypadku biur podróży kolejne etapy drogi są zorganizowane tak, aby nawet najmniej samodzielny turysta dał sobie radę; z reguły grupa znajduje się pod opieką lokalnego rezydenta, który towarzyszy w transferze do hotelu.

Czym różni się sam pobyt w przypadku obu typów wycieczek? Oczywiście w przypadku wyjazdów indywidualnych ogranicza nas wyłącznie wyobraźnia i zdolności organizacyjne. Możemy tu dostosować tempo zwiedzania do własnych preferencji, wybrać tylko te miejsca, które budzą nasze zainteresowanie, zamiast sukcesywnie zaliczać kolejne punkty programu, mimo iż nie wszystkie tak naprawdę nas pociągają. Jest to natomiast niewątpliwie większe wyzwanie w zakresie samodzielności poruszania się w nowym miejscu czy to w kraju, czy za jego granicami. Sami musimy wykupić także bilety wstępu i opłacić lokalne przejazdy.

Jak najlepiej zadbać o bezpieczeństwo? Decydując się na samodzielny wypoczynek, dobrze jest pomyśleć o dodatkowym ubezpieczeniu turystycznym, a także zaopatrzyć się w oferowaną gratis przez NFZ kartę EKUZ, ułatwiającą korzystanie z usług opieki zdrowotnej za granicą. Nie gwarantuje to nam jednak pełni bezpieczeństwa, albowiem w przypadku wyższej konieczności sami będziemy musieli poprosić o pomoc, uruchomić odpowiednie procedury lub skontaktować się z właściwymi służbami. Agencje turystyczne mają tu przewagę w postaci własnych rezydentów, mogących w języku ojczystym udzielić informacji oraz zorganizować pomoc na miejscu, a w przypadku problemów, jak opóźniony lot powrotny czy nieuczciwe zachowanie hotelu, stanąć w naszej obronie, mając za sobą autorytet firmy, którą reprezentują.

Nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy wygodniej, przyjemniej lub taniej jest podróżować indywidualnie, czy w sposób zorganizowany. Wiele zależy od nas samych, od potrzeby niezależności, którą odczuwamy, od naszej samodzielności i zaradności czy wreszcie od indywidualnych upodobań. Nikt bowiem nie zna nas lepiej od nas samych i nikt lepiej nie zaplanuje nam wolnego czasu podczas wakacji. Warto jednak pamiętać stare prawo wolnego rynku mówiące, że klient, który płaci, ma także prawo wymagać. Od biura podróży możemy oczekiwać odpowiedniego poziomu usług, na wykonanie których podpisaliśmy umowę, a w razie rozczarowania mamy prawo domagać się zadośćuczynienia. W przypadku nieudanego wyjazdu na własną rękę możemy mieć pretensje tylko do siebie lub pecha.

Najważniejsze jednak, niezależnie od dokonanego wyboru, jest nasze nastawienie i umiejętność czerpania radości z tego, co spotyka nas w podróży, bo czy będzie to krótki wypad nad pobliskie jezioro, czy zwiedzanie dalekich zakątków świata, liczy się tylko to, ile pozytywnych wspomnień przywieziemy ze sobą do domu.

<<<powrót do spisu treści

&&

Warto posłuchać

Izabela Szcześniak

Książka Bradley Brubaker pt. Wojna, która ocaliła mi życie opowiada o losach niepełnosprawnej Ady z Londynu.

Dziewczynka urodziła się ze szpotawą stopą. Nie została wyleczona w okresie niemowlęctwa. Z powodu niepełnosprawności dziecka matka znęcała się nad Adą. Izolowała ją od otoczenia. Dziewczynka ma małego braciszka Jamesa, którym się opiekuje. Dzieci bardzo się kochają.

Nadeszło lato 1939 roku. Ada uwięziona w pokoju sama uczy się chodzić. Jest jej ciężko, lecz się nie poddaje. Dzięki wytrwałości w dążeniu do celu dziewczynka zaczyna trochę chodzić.

Pod koniec sierpnia, z powodu nadchodzącej II wojny światowej, dzieci z Londynu mają zostać ewakuowane do bezpiecznych miejscowości. James również ma wyjechać. Jednak matka nie chce, by Ada wyjechała razem z bratem. Z pomocą Jamesa dziewczynce udaje się jednak uciec z domu. Znalazła się wśród ewakuowanych dzieci. W nadmorskim miasteczku Kent, do którego przyjechali, rodzeństwo trafiło do pani Suzan Smith. Kobieta miała obawy. Nie miała pojęcia o opiece nad dziećmi. Tak mówiła, lecz poradziła sobie znakomicie. Zatroszczyła się o chorą stopę Ady. Dziewczynce załatwiła kule, które bardzo ułatwiły jej chodzenie. Dzieci wypełniły Suzan pustkę po śmierci najlepszej przyjaciółki. Bardzo je pokochała. Ada nauczyła się jeździć konno, pisać, czytać, szyć, a później także gotować. Dużo pomagała Suzan

Szczęśliwy okres w życiu rodzeństwa kończy się, kiedy po dzieci przyjeżdża matka...

Czy rodzeństwo wróci do Suzan? Czy Ada będzie mogła chodzić bez pomocy kul? A może podczas wojny czekają dziewczynkę ważne zadania?

Przeczytajcie sami! Polecam Bradley Brubaker Wojna, która ocaliła mi życie oraz drugą część Wojna, którą w końcu wygrałam. Książka dostępna w formacie Czytak, czyta Bożena Furczyk.

<<<powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

&&

Mój późny debiut

Krystyna Wawrzkiewicz

Po raz drugi witam się z Czytelnikami Sześciopunktu. Ten poprzedni raz to było kilka słów o sobie oraz sześć wierszy zamieszczonych w numerze 4. z 2019 r. Pisałam wtedy głównie o ludziach, których poznałam, uczestnicząc w życiu mojego koła PZN w Nysie, a także o świecie otaczającym, z perspektywy osoby słabowidzącej. Poskarżyłam się też, że choć napisałam sporo wierszy, ciągle nie mam impulsu, aby wydać je w formie tomiku poetyckiego.

I oto jest. Mój pierwszy tomik. Ukazał się pod koniec czerwca 2019 r. i nosi tytuł Spotkajmy się.

Wieczór autorski promujący tomik miał miejsce 10 października 2019 r. w zabytkowej salce budynku Starej Wagi, gdzie mieści się czytelnia Biblioteki Miejskiej w Nysie. Jeden z uczestników spotkania określił ten mój debiut mianem późny. Bardzo trafnie, zważywszy na mój wiek i 10 lat emerytury!

W tomiku Spotkajmy się, oprócz wierszy tematycznie związanych z niepełnosprawnością wzroku, znajdują się także wiersze o moim mieście, o świecie otaczającym, o emocjach, o uczuciach, a także wiersze o naszej planecie Ziemi. Wyrażam w nich niepokój związany z gwałtownym rozwojem technologii i cywilizacji, co ma też swoje - niestety - groźne dla ludzi oblicze.

<<<powrót do spisu treści

&&

Wiersze wybrane

Krystyna Wawrzkiewicz

&&

Nad rzeką Nysą

Gdy idziesz pod zielonym
baldachimem
zbierasz spojrzenia polnych kwiatów
Z podmuchami wiatru przyjmujesz
ukłony traw
Kaczki kiwają zabawnie
zadowolonymi łebkami
Jest naj -
zielono i naj-kolorowo
Drzewa napełniają spokojem
chociaż w ich liściach
drżą przyszłe smutki
Czy nie przyjdą i nie wytną?
Gdzieś przecież wycinają
i wycinają
Kochajmy drzewa

&&

Nowoczesność

Karczuje drzewa,
stawia coraz wyższe kominy,
dławi betonem.
Cywilizacja
oplata i niewoli wirtualnymi sieciami.
Jazgot reklam
i natrętny medialny szum
odbierają spokój i równowagę.
Dobrodziejstwa nowoczesności
i e-cywilizacji - czy to jeszcze
jest dla ciebie, czy już przeciwko…
Dlaczego więc tak chętnie
godzisz się, aby to Nowe
jak wężowe macki mitycznej Meduzy
atakowało
zaciskało się
uzależniało…?

&&

Cywilizacja

Z upodobaniem czcisz
kolejnych, nowych bogów
naszej cywilizacji
Sycisz się
wyimaginowaną władzą nad światem
i mirażem potęgi technologicznej
Podziwiasz moc, którą daje ci nauka
Wykorzystujesz ją
Nie chcesz należeć
do wykluczonych
Ale nie pozwól
by złudny spokój dnia,
który dopiero się budzi
pozbawił cię czujności
Kamienna siekiera może znowu
rozpocząć historię narodów

&&

Łąka

Życie jak łąka na wiosnę
Takie piękne
choć przemijające
I ona taka piękna
ukwiecona, urozmaicona
Te wszystkie maki
stokrotki
koniczyny
mlecze
Trawy i trawki,
które nie wiem jak się nazywają,
ale cieszą i koją
umęczone wszechobecną cywilizacją zmysły.

&&

Konsumpcja

Żyją
jak niegdysiejsze
majowe chrabąszcze
Szybko i niemądrze
Zachłannie konsumują
napotkaną obfitość
Czasami ktoś przypomni sobie
jak uwięzione zajadle drapały
w ściany pudełka
Dziś już nie drapią
Prawie wyginęły
Gatunek ten
w swej owadziej walce o przeżycie
nie wytrzymał
ciśnienia cywilizacji

<<<powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

&&

Czarna opaska, miecz i waga

Alicja Nyziak

Od pewnego czasu w mediach sporo mówi się o polskim sądownictwie. Ponieważ sporadycznie mam czas, aby posłuchać wiadomości w TV, moja wiedza na ten temat jest wybiórcza. Nie miałam do tej pory także bliższych kontaktów z Temidą - boginią, w mitologii greckiej nazywaną Themis. Przyszedł jednak moment, gdy ta sytuacja uległa zmianie.

Sprawa, w której uczestniczyłam, miała być formalnością. W zawiadomieniu z sądu znalazłam informację - kogo sprawa dotyczy, termin rozprawy, numer sali i godzinę rozpoczęcia.

Zaledwie przekroczyłam drzwi sądu, a już ochrona zareagowała i z uśmiechem otworzono bramkę. Najwyraźniej atrybut, jakim jest biała laska, tutaj zadziałał rewelacyjnie. Po chwili pracownik szatni z uśmiechem odbierał od nas wierzchnie okrycia. Zapytany, jak trafić na salę rozpraw nr…, wskazał nam właściwy kierunek i wyjaśnił jak dotrzeć do celu. Zarówno ja, jak i towarzysząca mi mama przecierałyśmy oczy ze zdumienia. Oj, a ludziska krytykują sądy, a tutaj tak miło. Bez problemów dotarłyśmy pod właściwą salę. Jakoś pusto dookoła, wszędzie cisza. Pewnie drzwi też są porządnie wyciszone, więc tłumią wszelkie odgłosy. Jak na sąd dziwna martwota - przemknęła mi myśl przez głowę. Upewniłyśmy się, czy na wyświetlającej się wokandzie jest nasza sprawa. A jakże, była. Tak więc pozostało czekać.

Minęła wyznaczona godzina, minęło kolejne 30 minut i nic! Jak na debiutantki przystało, nie bardzo wiedziałyśmy, co robić? Iść szukać informacji, a jak w tym czasie zostaniemy wezwane na salę rozpraw? Problem rozwiązał się sam w postaci pracownika, który doczytał na wokandzie, że rozprawa jest odwołana.

Mniej już zachwycone działaniami sądu udałyśmy się do informacji, żeby usłyszeć, że właśnie wczoraj wysłano do nas pisma o zmianie terminu rozprawy. Uwagi dotyczące braku informacji w odpowiednim czasie wywołały milczenie pracownika i utratę zainteresowania naszymi osobami.

Refleksje własne

Faktem jest, że sąd nie jest instytucją, w której ma być miło. Temida powinna być obiektywna, nieczuła na rozpraszające bodźce i sprawiedliwa. Czy taka jest, tego nie wiem. Natomiast wiem, że przed kolejnym terminem rozprawy należy zadzwonić do informacji w sądzie i zapytać, czy sprawa nie spadła z wokandy. Oczywiście sędzia ma prawo rozchorować się również w dniu rozprawy. Nikt jednak nie będzie powiadamiał petenta o tym zdarzeniu. Dowie się o tym fakcie dopiero w sądzie, gdy dopyta w informacji lub zapozna się z wokandą.

Po złożeniu wniosku na pierwszą sprawę czekałam jedyne 7 miesięcy. Teraz czas ulega wydłużeniu o kolejne 3 tygodnie. Może i Temida jest sprawiedliwa, ale jak na boginię przystało, czas nie ma dla niej znaczenia. Dla mnie - śmiertelnika - ma i to duże.

Jeśli chodzi o dostosowanie budynku sądowego do potrzeb osób niepełnosprawnych, to po remoncie pojawiły się podjazdy i winda dla osób z dysfunkcją ruchu. Jednak w odniesieniu do niewidomych nie zauważyłam żadnych udogodnień. Chociaż tutaj mogę być nieobiektywna, bo nie korzystałam z windy. Możliwe, że są w niej komunikaty głosowe informujące, na którym piętrze jesteśmy. Przekonałam się natomiast, jak stresującym miejscem jest sąd. Siedząc na ławce przed salą rozpraw, przejechałam delikatnie dłonią po siedzisku. Opuszki palców zahaczyły odrobinę o jego spód i natrafiły na przyklejone tam placki… Obrzydlistwo! No tak, widzący ogarnia otoczenie jednym rzutem oka, nie bada ławki dłonią od spodu. Z drugiej strony smakosz gumy do żucia ma do dyspozycji wiele innych wariantów niż spód ławki. A mimo to…

W ramach debiutu w sądzie zapłaciłam przysłowiowe frycowe w postaci zmarnowanego czasu i odczuć mało estetycznych. Przyznaję, że odbierając kurtkę z szatni, miałam wielką ochotę poinformować pracownika, że pod ławkami mają gumowe bomby. Pytanie tylko, jak on by na tę rewelację zareagował? Generalnie hasło bomby i sąd kojarzą się jednoznacznie. I, co wtedy?

<<<powrót do spisu treści

&&

Odwaga miarą twojego życia

Radosław Nowicki

Pomysłodawczynią projektu Razem w Drodze jest Karolina Stefaniak. Od kilku lat organizuje ona wyjazdy integracyjno-rozwojowe dla osób niewidomych, niedowidzących oraz widzących. Ci ostatni dodatkowo pełnią rolę przewodników. Celem wypraw jest rozwijanie umiejętności, które można wykorzystywać w każdej sferze życia. Ważnymi aspektami są: rozwijanie potencjału osobistego, integrowanie osób widzących i niewidomych, zwiększanie odwagi do podejmowania decyzji, rozwijanie pewności siebie i samodzielności, promowanie turystyki osób niepełnosprawnych, a także przełamywanie barier psychicznych oraz fizycznych. Hasłem przewodnim wypraw jest Odwaga miarą twojego życia. Jedną z uczestniczek tych wydarzeń jest niewidoma Monika Czerczak, która na łamach Sześciopunktu dzieli się z Czytelnikami swoimi wrażeniami z trzech wypraw rozwojowych.

Radosław Nowicki: Skąd wzięło się u ciebie zainteresowanie projektem coachingowym? Jak się w nim znalazłaś?

Monika Czerczak: Karolina, czyli organizatorka projektu z osobami niewidomymi zetknęła się, będąc wolontariuszką. Stwierdziła, że można z nimi zacząć współpracę, bo niewidomi są otwarci na różne aktywności. Chciała z nimi przeprowadzić zajęcia coachingowe. Ja poznałam ją w trakcie realizowania innego projektu. Wraz ze swoim mężem pracują w coachingu, są też zafascynowani górami, więc postanowili połączyć turystykę z coachingiem. Chodziło o to, żeby ludzie mogli poćwiczyć tworzenie relacji międzyludzkich oraz popracować nad sobą, nauczyć się asertywności, przyjmowania krytyki, radzenia sobie w grupie a także w ekstremalnych warunkach, bo na tych wyprawach często byliśmy poza cywilizacją. Pierwsze dwie wyprawy były zorganizowane w Polsce, w okolicach Sudetów, a na trzecią wyprawę polecieliśmy do Gruzji.

Radosław Nowicki: A wyprawy w Polsce i Gruzji różniły się czymś od siebie?

Monika Czerczak: W Gruzji byliśmy bardziej otwarci na zwiedzanie. W Polsce zdobywaliśmy tylko szczyty. Owszem, były fajne okolice, ale nie była to dla nas żadna nowość, tyle że mieliśmy możliwość spędzania czasu na powietrzu. Spaliśmy zawsze w schroniskach górskich. Nie było aż tak ekstremalnych warunków jak w Gruzji, gdzie nie mieszkaliśmy w ogóle w żadnym schronisku, jedynie w Tbilisi pierwsze dwie noce spaliśmy w hostelu, a później już pod namiotami. Byliśmy zdani sami na siebie, będąc w totalnie obcym miejscu. Nie znaliśmy ani terytorium, ani języka, więc wszyscy trzymali się razem, a dzięki temu bardziej się poznali. Poza tym w Polsce wyjazdy były weekendowe, a w Gruzji byliśmy przez tydzień. Tam praktycznie 24 godziny na dobę przebywaliśmy na świeżym powietrzu.

Radosław Nowicki: Czyli nastąpiło wyjście ze sfery komfortu?

Monika Czerczak: W Gruzji nocowaliśmy na polu, do najbliższej wsi mieliśmy ponad trzy kilometry. Dookoła były budynki ze zwierzętami gospodarzy, do których należało to pole. Z urządzeń cywilizacji mieliśmy tylko kuchenkę polową oraz kabiny prysznicowe i toalety, które były dziurami w ziemi ze spłuczkami.

Radosław Nowicki: Te wyjazdy miały także na celu budowanie relacji między osobami widzącymi i niewidomymi?

Monika Czerczak: Byliśmy zależni od osób widzących choćby pod kątem pójścia do toalety. Samodzielnie poruszać się nie mogliśmy, bo trudno byłoby nam cokolwiek znaleźć na środku ścierniska. Uczyliśmy się jak prosić o pomoc, a nie oczekiwać jej z góry. Z kolei osoby widzące uczyły się współpracy z nami. Zorganizowaliśmy też im różne zadania z zawiązanymi oczami. Musieli rozpoznawać osoby, przedmioty, iść za dźwiękiem. Poza tym wspólnie zwiedzaliśmy Gruzję, wychodziliśmy w góry, które były dużo bardziej niebezpieczne niż w Polsce. Widzący uczyli się jak nas prowadzić, na jakie rzeczy zwracać uwagę. Wymienialiśmy się przewodnikami. Każdy niewidomy potrzebuje innych wskazówek, więc dzięki temu widzący mogli zbierać nowe doświadczenia. Trudne było też wchodzenie i schodzenie z gór, bo trzeba było dostosować się do tempa drugiej osoby.

Radosław Nowicki: A jak wyglądały zajęcia coachingowe?

Monika Czerczak: Zawsze na koniec dnia siadaliśmy przy ognisku i każdy z nas opowiadał, co pozytywnego i negatywnego wyniósł z danego dnia, co mu się nie podobało i zestresowało go albo miał okazję podziękować konkretnej osobie. Dzięki temu ludzie się świetnie poznawali, bo dowiadywali się, czy popełnili jakieś błędy, mieli okazję zdać sobie z nich sprawę i wyciągnąć wnioski. Mieliśmy też zadania w grupach. Dobieraliśmy się w pary i musieliśmy w ciągu dwóch minut powiedzieć drugiej osobie, co nam się w niej podoba i nie podoba; po dwóch minutach następowała zmiana. Było to fajne doświadczenie. W innym wyzwaniu połowa grupy wiedziała o zadaniu, a druga część grupy już nie. Losowaliśmy osobę z tych nieuświadomionych i konkretny przedmiot. Musieliśmy stworzyć sytuację, w której wylosowana osoba będzie musiała użyć tego przedmiotu. Było to spore wyzwanie. Ja wylosowałam róg. Wiedziałam, że w Gruzji z rogów wznosi się toast. Dowiedziałam się, że ktoś z uczestników go kupił. Poprosiłam koleżankę, żeby z niego wzniosła toast. Kolega miał zmusić kogoś do użycia drabiny, a ktoś inny wylosował suszarkę do włosów. Takie zadania wymagały od nas kreatywności i współpracy w grupie.

Radosław Nowicki: A co wyniosłaś dla siebie z tych wypraw?

Monika Czerczak: Przede wszystkim zaufanie do drugiego człowieka. Musiałam przemóc w sobie chociażby budzenie koleżanki w nocy, żeby poszła ze mną do toalety. Było to dla mnie wyzwanie. Niby banalna rzecz, ale mnie czegoś nauczyła. Wiedziałam też, że nie będziemy w zbyt komfortowych warunkach, ale aż tak trudnych się nie spodziewałam. Dowiedziałam się, że woda, w której się myjemy i którą pijemy, to nie jest woda ze studzienek, tylko woda z tej samej rzeki, z której piją kozy, owce, krowy, które wokół nas się pasły. Nikt jednak nie miał z tego powodu rozstroju żołądka. Ta wyprawa pokazała mi, że w różnych warunkach da się przetrwać.

Radosław Nowicki: Czyli nastąpiło przesunięcie granic, które wydawały Ci się nieprzekraczalne?

Monika Czerczak: Oczywiście. Nawet biorąc pod uwagę wspinaczkę, góry, które znałam z Polski, to była zupełnie inna bajka. Duża różnica była w stromiźnie oraz w przyrodzie. Raz poślizgnęłam się na skale i jedyna rzecz, której byłam w stanie się przytrzymać, to liana zwisająca z drzewa. Wszystko było zupełnie inne - kompletnie inne odczucia, wrażenia, zapachy, zwierzęta, przyroda. U nas w lesie słychać różne owady, mnóstwo ptaków, za to tam było strasznie dużo świerszczy.

Radosław Nowicki: Czy według Ciebie warto organizować takie wyprawy i uczyć na nich współpracy niewidomych i widzących?

Monika Czerczak: Oczywiście, że tak. Nie chodzi tylko i wyłącznie o współpracę niewidomych i widzących. Dodatkowo dużym wyzwaniem dla nas było porozumienie się z tubylcami. Ludzie byli wręcz zafascynowani grupą niewidomych. W Gruzji niewidomi bardziej pozamykani są w domach, nie jest o nich tak głośno w mediach i na ulicach. Wiem, że ostatnio była zorganizowana wyprawa, w której udział brało 50% Polaków i 50% Gruzinów, a organizatorzy mieli okazję porównać obie nacje. Widać było różnicę w radzeniu sobie w sytuacjach. Gruzini inaczej podchodzą do swojej niepełnosprawności. Podobno byli bardziej kłótliwi i hałaśliwi.

Radosław Nowicki: A masz kontakt obecnie z ludźmi z tych wypraw?

Monika Czerczak: Mamy taką zasadę, że po każdej wyprawie razem się spotykamy. W ten sposób jest zachowana między nami pewna więź. Są to bardzo otwarci ludzie. Jedna koleżanka jest wolontariuszką, inna pracuje w hospicjum, jeszcze inna jest psychologiem. Są to takie zawody, w których ludzie spotykają się z różnymi sytuacjami i wyzwaniami, stąd z natury są otwarci na drugiego człowieka.

Radosław Nowicki: Chciałabyś wziąć udział w kolejnej takiej wyprawie?

Monika Czerczak: Na pewno. W tym roku po raz pierwszy nie będzie organizowana wyprawa, bo organizatorzy stwierdzili, że muszą trochę odpocząć. Planowanie wyprawy zaczyna się już pod koniec poprzedniego roku, bo trzeba ustalić miejsce, zebrać ludzi etc. Niby wyjazd trwa tylko tydzień, ale jego organizacja trwa przez prawie cały rok. Jeśli jednak jakaś wyprawa będzie organizowana w przyszłym roku, to chętnie się na nią wybiorę.

<<<powrót do spisu treści

&&

Tak, ale... Trzy zdarzenia

Stary Kocur

Niewidomi to ludzie, których trudno zrozumieć, którzy wszystko mogą albo nic nie mogą, w zależności od potrzeb. Ot, chociażby samodzielne chodzenie po Bożym świecie. Radzą sobie wspaniale, wszędzie trafią, wszędzie dojdą i są przy tym bezpieczni. Ale czy tak jest? Czy wszyscy? Oczywiście, że nie wszyscy, ale tylko ci chojrakujący. Ale nawet oni czasami swoimi błędami obciążają innych i mają do nich pretensje.

Zdarzenie pierwsze - mało poważne

Mój protoplasta wracał z lasu, który nazywa swoją puszczą. Wszedł na osiedle, na którym mu nic nie grozi, przynajmniej tak mu się wydawało. Miał lachę w garści, długą, a jakże, sięgającą mu powyżej nosa. Ale nie robił z niej należytego użytku, bo czuł się bezpiecznie i nie uważał.

Nagle poczuł paskudny ból w obydwu piszczelach, no i niezły wiatrak musiał wykonać, żeby się nie wykopyrtnąć. Okazało się, że pracownik porządkowy na chodniku zostawił taczkę, może kosiarkę. Widział, że mój protoplasta skrzywił się z bólu i o mało nie fiknął. Pracownik od taczki zaczął go przepraszać i o mało nie płakał. Mój protoplasta musiał go pocieszać. Myślał, że będzie musiał łzy mu ocierać, ale skończyło się na zapewnieniu, że nic się nie stało.

No, ale czy to była wyłączna wina tego pracownika? Oczywiście, że nie powinien zostawiać sprzętu na chodniku, ale czy to tylko jego wina. Przecież ludzie widzący nie myślą o takich sprawach, bo to im nie przeszkadza albo mało przeszkadza.

Ale gdyby mój protoplasta używał laski zgodnie z jej przeznaczeniem, z pewnością nie wpakowałby się na to coś na chodniku. Dobrze tylko, że z pretensjami nie wystartował do przestraszonego pracownika.

Zdarzenie drugie - poważniejsze

Niewidomy szedł z laską, a jakże. No i autobus nadepnął go na stopę prawym tylnym kołem. Oj, chyba też zapomniał, do czego laska służy. Gdyby nie ta jego słaba pamięć, to laska trafiłaby na koło, a nie jego stopa pod koło. Nacierpiał się niemało, ale czy nie była to jego wina? A może było inaczej? Nie byłem tam i nie widziałem zdarzenia, ale wiem, że jak się prawidłowo używa białej, długiej laski, to niskie przeszkody groźne nie są. Co innego te na wysokości twarzy - szyldy, reklamy na chodnikach, znaki drogowe, zwisające gałęzie, a te, i owszem, niewidomym przeszkadzają i to bardzo.

No tak, ale tylne koła autobusu nie są na wysokości twarzy człowieka.

Zdarzenie trzecie - bardzo poważne

Niewidomy zamiast wsiąść do wagonu spadł pod pociąg i został bardzo ciężko poszkodowany. Nie byłem przy tym i nie znam okoliczności tego wypadku. Wiem, że trafił do szpitala z bardzo ciężkimi obrażeniami, a sprawa trafiła do sądu. Sąd przyznał mu rację i to, co mu się należało i bardzo dobrze, bo jako niewidomy nie miał łatwego życia, a po tym wypadku i z dodatkowymi niepełnosprawnościami jego życie stało się jeszcze trudniejsze. Ale czy nie była to jego wina? Przecież nie jest łatwo zabezpieczyć perony metra czy pociągu tak, żeby pasażer nie mógł skotłować się na tory. Ale przecież żeby niewidomy ten wysłał przed siebie laskę, żeby stuknął nią w ścianę wagonu albo w podłogę, jeżeli drzwi byłyby otwarte, lub w wolną przestrzeń, jeżeli pociąg nie stałby na peronie, nie wylądowałby na torach.

No tak, ale to tylko moje domniemanie, bo może sprawa wyglądała inaczej, może go ktoś potrącił, może potknął się o coś...

Tak czy owak, długi biały kij jest bardzo przydatny, ale nie jako ozdoba, jeno jako narzędzie ułatwiające niewidomym trudną sztukę przemieszczania się po Bożym świecie oraz po wytworach ludzkich umysłów i rąk. Każde narzędzie jednak musi być prawidłowo używane, bo inaczej... Nieumiejętnie krojąc chleb, można się palca pozbawić; wbijając gwóźdź, można sobie palce zdrowo poobijać; nalewając wrzątek z czajnika, można nieźle się poparzyć. To są proste czynności i proste narzędzia. A co można sobie zrobić przy pomocy tokarki, wiertarki, kosiarki? Znam przypadek niewidomego, który chciał sprawdzić, jak działa prasa balansowa - włożył palec w miejsce, w które należało wkładać taśmę blaszaną w celu wycinania w niej odpowiednich otworków; włożył palec, pociągnął za koło zamachowe, czyli balansowe, no i zrobił sobie piękną dziurkę w palcu.

Jak każde narzędzie laskę trzeba używać zgodnie z zasadami sztuki, której uczą instruktorzy orientacji przestrzennej. Bez tego można osobę postronną przyprawić o zawał serca, tak jak to uczynił mój protoplasta, ładując się na jakiś sprzęt zostawiony na chodniku. Ale co tam bolące piszczele? Innych opisanych niewidomych spotkały bardziej odczuwalne przyjemności.

Iluż to niewidomych nabija sobie guzy o uchylone drzwi, bo domownicy nie pamiętają, żeby je zamykać. Tak, często niewidomym przytrafia się coś bez ich winy, ale chyba czasami również z powodu ich nadmiernej pewności siebie, z powodu chojrakowania albo tylko z chwilowej nieuwagi. Trzeba o tym wiedzieć i niekoniecznie oskarżać ludzi widzących o złośliwość, bezmyślność czy podobne przymioty. Warto i o sobie czasami krytycznie pomyśleć.

<<<powrót do spisu treści

&&

Brajl ciągle na medal

Jerzy Ogonowski

Spotkał mnie wielki zaszczyt, bo oto na początku tego roku zostałem odznaczony Złotym Medalem za Długoletnią Służbę jako Tłumacz Przysięgły i Specjalistyczny, na wniosek Polskiego Towarzystwa Tłumaczy Przysięgłych i Specjalistycznych. Myślę zatem, że przy tej okazji nie będzie od rzeczy - wobec ostatnio pojawiających się dziwacznych twierdzeń jakoby pismo Braille’a już zamierało - napisać, jakie znaczenie miało dla mnie to pismo w mojej ponad 50-letniej pracy.

Przede wszystkim wykonywanie tłumaczeń, głównie dokumentów i tekstów specjalistycznych, wymaga bardzo dobrej znajomości ortografii każdego z języków, w którym tłumacz się porusza. Uznanie brajla za przeżytek oparte jest głównie na przekonaniu, że oto aktualny rozwój informatyki i techniki pozwala na precyzyjne odsłuchanie tekstu napisanego. Komputer czy program odpowiednio przetwarzający i ustawiony na dany język może dokładnie przeczytać dany tekst, może ten tekst poprawić automatycznie według ustawienia, nawet sprawdzić i zmienić tekst według konkretnego schematu, dokładnie przeliterować wyraz… Na dodatek komputer potrafi poprawić błąd w napisanym wyrazie według ustawionego sposobu. Doświadczyłem tego na własnej skórze, kiedy zgodnie ze swym programem komputer poprawił mi w długim tekście wszystkie nazwiska Brand na brandy i zmienił to na zapis, gdzie zniekształcone nazwisko rozpoczynało się małą literą.

Nowoczesne programy korekcyjne otwierają przed użytkownikiem nie tylko jedno wyjście, ale proponują kilka rozwiązań, zaś o zastosowaniu któregokolwiek z nich musi zadecydować on sam. A w takim razie ten użytkownik zmuszony jest znać ortografię i gramatykę danego języka. Brak kontaktu z tekstem drukowanym w brajlu uniemożliwia pełne zapoznanie się z regułami i zasadami pisowni, co u osób niewidomych jest przypadkiem bardzo częstym. Do tego dochodzi jeszcze coraz częstsze korzystanie przez niewidomych studentów z pomocy asystentów, którzy sporządzają notatki nagrywane potem przez tych samych asystentów na magnetofon; zatem kontakt z realnym tekstem pisanym staje się coraz rzadszy, jeśli w ogóle takowy istnieje.

Pamiętam do dziś jak wiele lat temu, będąc na studiach, dyktowałem w przerwach dobrze widzącym studentom fragmenty notatek, których nie zdążyli czy nie mogli z przyczyn obiektywnych sporządzić dokładnie. Nie miałem wówczas do pomocy żadnego asystenta, ponadto to ja szybciej nadążałem z notatkami i to ja mogłem pomóc pozostałym w tym względzie a nie odwrotnie. I nie używałem do notatek żadnych maszyn do pisania, po prostu wystarczyło dłutko (czy jak kto woli - sztyfcik) i tabliczka.

W jakimś sensie obecność asystentów dziś ma swoje uzasadnienie, zajęcia bowiem w szkołach wyższych są pełne używanych środków wizualnych, co może znacznie utrudnić ich odbiór przez osobę z dysfunkcją narządu wzroku. Jeżeli jednak student niewidomy całkowicie powierzy asystentowi notowanie, zdając się na jego ocenę tego, co jest istotne i wymaga zanotowania a co nie, to będziemy mieli coraz szybszy, obserwowany już obecnie od chwili zmiany ustrojowej, niedobór wiedzy wśród niewidomych absolwentów studiów wyższych i praktycznie pozbawienie ich możliwości odpowiedzialnej i samodzielnej pracy, gdzie wymagana jest znajomość i umiejętność pisania. Ten stan rzeczy będzie kontynuowany, bo już jest pogłębiany faktem, że pracodawca jest zainteresowany wykazywaniem całkowitej bezradności niewidomego pracownika, żeby dostać możliwie największą dotację z PFRON-u. I wtedy nie będzie już medali dla niewidomych nadawanych za długoletnią służbę, chyba że zrobi to jakaś organizacja honorująca niewidomego za to, że w ogóle coś robi.

W pierwszym okresie mego życia następował burzliwy i szybki rozwój produktywizacji osób z dysfunkcją narządu wzroku, w szczególności w spółdzielniach dla niewidomych. W ten sposób istniało prawie pełne zatrudnienie osób z niepełnosprawnością wzrokową; na zakończenie kursów rehabilitacyjnych przybywali prezesi takich spółdzielni i namawiali do pracy. Po przełomie nowe władze i działacze zaczęli od nowa odkrywać Amerykę, a odkrycia te polegały na tym, że twierdzili, iż niewidomi dużo mogą. Z drugiej strony spółdzielczość niewidomych zaczęła wyraźnie się kurczyć, tylko część tych zakładów została czynna. Przyszło nowe rozwiązanie, na mocy którego zakłady zatrudniające niepełnosprawnych mogły otrzymać potrzebne dotacje, co ja odbieram jako rozwiązanie jeszcze gorsze niż masowe zatrudnianie niewidomych głównie w spółdzielczości.

Tym bardziej warto, aby podjąć masową i powszechną akcję zatrudniania niewidomych na otwartym rynku pracy, przy czym konieczne byłoby racjonalne dotowanie tworzonych stanowisk pracy czy też asystentów pomagających przy pracy. Przekazywanie środków standardowo pracodawcy, jak pisałem wcześniej, ma swoje poważne wady tym bardziej, że pracownik nie ma żadnego wpływu na ich wydatkowanie ani na sposób tego wydatkowania. Wydaje się zatem, że trzeba by znaleźć sposób, aby poniesione nakłady służyły realnie osobie niepełnosprawnej, umożliwiając jej funkcjonowanie na otwartym rynku na równi z innymi pełnosprawnymi pracownikami. Moje doświadczenie wskazuje, że aktualnie najlepszym rozwiązaniem byłoby przekazywanie środków z PFRON do rąk osoby niepełnosprawnej pod kontrolą, na co są wydatkowane w warunkach samodzielnej działalności gospodarczej niepełnosprawnego. Sprawa wymagałaby dyskusji w gronie samych zainteresowanych niepełnosprawnych oraz specjalistów od rehabilitacji. Rzecz bowiem w tym, aby nie pracodawca był wynagradzany za czynione dobrodziejstwo, lecz żeby przekazywane od państwa środki pokrywały tej niepełnosprawności koszty i wyrównywały szanse. I żeby osoba niepełnosprawna mogła, tak jak to stało się w moim wypadku, uzyskiwać różne odznaczenia wraz z innymi ludźmi, odczuwając takie czy inne satysfakcje.

Wydaje się, że burzliwie zachodzące przemiany społeczno-gospodarcze sprzyjają takim dyskusjom i wystąpieniom ze względu na niedobór rąk do pracy w wielu dziedzinach. Warunkiem koniecznym jest jednak to, aby niewidomi czy w ogóle niepełnosprawni wzięli sprawy we własne ręce, a następnie powierzyli opracowanie metody i sposobu realizacji nie urzędnikom, lecz specjalistom od rehabilitacji zawodowej przy udziale czynnika społecznego. Ale jest też rzecz najważniejsza. - Nie można robić tak, żeby rozwiązania czynić powszechnie obowiązującymi bez liczenia się z preferencjami samych niepełnosprawnych. Chodzi o potencjalną możliwość i stworzenie warunków dla wszystkich: dla tych, co wolą spędzać większość swego życia w pracy chronionej wśród samych niewidomych i dla tych, którzy gotowi są stawać w szranki do walki konkurencyjnej ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ale to jeszcze chyba tylko moje marzenie…

<<<powrót do spisu treści

&&

Z uśmiechem przez życie

&&

Wirtualni ludzie

Genowefa Cagara

Kiedy został oddany do użytku Dworzec Centralny, nie bardzo wiedziałam, co i gdzie się na nim znajduje.

Poszłyśmy któregoś dnia z koleżanką kupić bilet na pociąg. Jakoś wtedy na dworcu nie było prawie w ogóle ludzi, dlatego miałyśmy kłopot z dopytaniem się o to, gdzie są kasy biletowe.

Najpierw chodziłyśmy po dolnej części dworca, a potem weszłyśmy po schodach na górę. Tam również nie było prawie nikogo widać, dlatego bardzo się ucieszyłyśmy, widząc idące z naprzeciwka w naszą stronę jakieś osoby. Przyspieszyłyśmy kroku i zapytałyśmy, gdzie tu można kupić bilet na pociąg.

Odpowiedziała nam cisza. A kiedy te osoby zamiast iść dalej nie poruszyły się, dokładniej się im przyjrzałam i okazało się, że są ubrane tak jak my i wyglądają dokładnie tak jak my.

Dopiero wtedy dotarło do nas, że w hali były ogromne lustra zajmujące całą ścianę, a my pytałyśmy po prostu własne odbicia.

Nie muszę chyba pisać, jak bardzo się śmiałyśmy z siebie...

<<<powrót do spisu treści

&&

Jaki to numer?

Genowefa Cagara

Któregoś dnia koleżanka poszła na przystanek tramwajowy z kilkuletnim synkiem. Stał tam już niewidomy pan z psem przewodnikiem. Koleżanka, kiedy podjeżdżał jakiś tramwaj, mówiła temu niewidomemu numer. Gdy przyjechał jej tramwaj, powiedziała temu panu, że ona już jedzie i że teraz musi pytać kogoś innego.

Kiedy wsiedli do tramwaju, maluch spytał: Mamo, a jak teraz pies powie tamtemu niewidomemu panu, jaki to numer? Przecież zostali na przystanku sami....

<<<powrót do spisu treści

&&

Listy od Czytelników

&&

Moje refleksje w czasie pandemii

Od stycznia świat zmaga się z pandemią koronawirusa. W szczególnie dramatycznym położeniu znajdują się Włosi, Hiszpanie i Francuzi.

W tym ciężkim okresie pandemii media ukazują dobro, wrażliwość na cierpienie innych oraz solidarność międzyludzką. Krawcowe szyją maseczki, a wolontariusze pomagają osobom starszym w robieniu zakupów. Firmy fundują sprzęt dla chorych na koronawirusa. Polacy są zazwyczaj zdyscyplinowani i przestrzegają restrykcji. Nie wychodzą z domów bez potrzeby.

Wzruszam się, jak słyszę o wycieńczonych włoskich lekarzach modlących się podczas dyżurów oraz o niewierzących klęczących na ulicy przed Najświętszym Sakramentem.

Czas pandemii nałożył się na okres Wielkiego Postu. Choć kościoły są puste, to diecezje, parafie i zgromadzenia zakonne starają się umożliwić wiernym uczestnictwo w rekolekcjach wielkopostnych, nabożeństwach i mszy świętej poprzez transmisje w radiu, telewizji oraz w Internecie.

Wierzę, że w sercach ludzkich coś pozostanie. Przede wszystkim będziemy wrażliwsi. Zdarzają się ludzie, którzy nie troszczą się o rodziców, babcię i dziadka. Niechętnie do nich przyjeżdżają. Niestety nie chcą się zaopiekować chorymi i starszymi bliskimi. Wierzę, że teraz, gdy w radiu czy telewizji słyszą o tym, że np. Włosi masowo tracą swoich najbliższych i nie mogą ich nawet odwiedzić - poruszą ich wyrzuty sumienia. Zatęsknią za przebywaniem z rodzicami i dziadkami, docenią wartość rodziny.

Mam nadzieję, że ta straszna pandemia szybko zostanie zahamowana i o to się gorąco modlę.

Izabela Szcześniak

<<<powrót do spisu treści

&&

Ogłoszenia

&&

Rekrutacja do projektu pn. Drogowskazy zdrowia

Szanowni Państwo, uprzejmie informujemy, że Fundacja Świat według Ludwika Braille’a rozpoczęła rekrutację do projektu pn. Drogowskazy zdrowia - poradnik dla osób niewidomych i słabowidzących.

Projekt polega na opracowaniu i wydaniu publikacji (książki) o charakterze edukacyjnym oraz bezpłatnym przekazaniu osobom niewidomym, słabowidzącym i organizacjom działającym na rzecz tych osób. Publikacja dostępna będzie w 3 formatach: w systemie Braille’a, w druku powiększonym i w wersji HTML (wydawnictwo internetowe).

Celem projektu jest wzrost dostępu osób z dysfunkcją wzroku do publikacji o charakterze edukacyjnym z zakresu chorób cywilizacyjnych oraz ich profilaktyki, promocji zdrowego stylu życia, prawidłowego odżywiania, aktywności fizycznej.

Informacje o rekrutacji

Rekrutacja dokonywana jest na terenie Polski (wszystkie województwa), zgłoszenia można przesyłać drogą internetową, listowną lub telefonicznie, nabór ma charakter otwarty, o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń.

Kryteria formalne

Dla osób fizycznych: orzeczenie o niepełnosprawności z tytułu wzroku, dla organizacji: wpis do KRS dotyczący działalności na rzecz osób niepełnosprawnych.

Odbiorcy projektu

Osoby niewidome posługujące się brajlem, osoby słabowidzące korzystające z druku powiększonego, organizacje działające na rzecz osób niepełnosprawnych (wersja w powiększonym druku), odbiorcy korzystający z wydawnictwa internetowego (osoby niewidome, słabowidzące, rodziny, asystenci, wolontariusze i inni).

Sposób zgłoszenia

Zapotrzebowanie na poradnik dla osób niewidomych i słabowidzących pn. Drogowskazy zdrowia można złożyć: elektronicznie za pośrednictwem adresu e-mail drogowskazy@swiatbrajla.org.pl, telefonicznie dzwoniąc pod numer telefonu 697-121-728, listownie pisząc na adres Fundacja Świat według Ludwika Braille’a ul. Powstania Styczniowego 95D/2, 20-706 Lublin (z dopiskiem Drogowskazy zdrowia).

Dodatkowych informacji udziela koordynator projektu Pani Patrycja Rokicka.

Zadanie realizowane jest w ramach konkursu PFRON nr 1/2019 pn. Kierunek AKTYWNOŚĆ. Okres realizacji zadania: od 01.04.2020 do 31.12.2020. Zadanie dofinansowane jest ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

<<<powrót do spisu treści

&&

Rekrutacja do projektu pn. Zaprzyjaźnij się z osobą niewidomą

Szanowni Państwo, Fundacja Świat według Ludwika Braille’a zaprasza placówki oświatowe do udziału w ogólnopolskim projekcie pn. Zaprzyjaźnij się z osobą niewidomą, którego celem jest wspieranie edukacji oraz uwrażliwienie uczniów szkół podstawowych na potrzeby osób z niepełnosprawnością wzrokową.

W ramach projektu fundacja wyda oraz bezpłatnie przekaże do szkół podstawowych z terenu Polski (wszystkie województwa), broszurę informacyjną wzbogaconą alfabetem brajlowskim, skierowaną do uczniów klas IV-VIII. Publikacja będzie wskazówką, w jaki sposób poprawnie postępować, gdy w przestrzeni publicznej spotkamy osobę z dysfunkcją narządu wzroku. Broszura będzie zawierała podstawowe zasady pomagania osobie niewidomej.

Każda ze szkół, która zgłosi chęć uczestniczenia w projekcie zostanie wyposażona w 100 bezpłatnych zestawów edukacyjnych (broszura z alfabetem brajlowskim) idealnych do pracy nauczyciela z uczniem w ramach rozwoju kompetencji społecznych dzieci i młodzieży.

Zainteresowane placówki oświatowe prosimy o kontakt z biurem fundacji za pośrednictwem adresu e-mail zaprzyjaznijsie@swiatbrajla.org.pl lub telefonicznie pod numerem 697-121-728.

Dodatkowych informacji udziela koordynator projektu Pani Patrycja Rokicka.

Zadanie realizowane jest w ramach konkursu PFRON nr 1/2019 pn. Kierunek AKTYWNOŚĆ. Okres realizacji zadania: od 01.04.2020 do 31.12.2020. Zadanie dofinansowane jest ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

<<<powrót do spisu treści