Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449-6154

Nr 9/54/2020
wrzesień

Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95D/2
20-706 Lublin
Tel.: 697-121-728

Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608-096-099
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Spis treści

Od redakcji

Siódma jesień - Julian Tuwim

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

Przydatny poradnik - Sylwester Orzeszko

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Czy zmiany klimatyczne zmienią nawyki Polaków? - Radosław Nowicki

Maliny - Anita Murdza

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

Thermomix TM5 nie taki straszny dla osób niewidomych - Piotr Malicki

Kuchnia po naszemu

Smacznie i zdrowo, bo sezonowo - Alicja Cyrcan

Z polszczyzną za pan brat

Nazwiska w wołaczu - Tomasz Matczak

Z poradnika psychologa

Udana starość (cz. 2) - Małgorzata Gruszka

Rehabilitacja kulturalnie

Z żałobnej karty - Absolwent

Anna Kamieńska w moim życiu - Ireneusz Kaczmarczyk

Prawdziwa twarz Mruczysława Pazurka - Paweł Wrzesień

Mroczne zakamarki Darknetu - Alicja Nyziak

Na pewno tu wrócę! - Teresa Dederko

Warto posłuchać - Izabela Szcześniak

Galeria literacka z Homerem w tle

Szczęście odnalezione zmysłami (część 2) - Iwona Włodarczyk

Nasze sprawy

Tak, ale... Widzieć, co to znaczy? - Stary Kocur

I pies i laska - Wanda Nastarowicz

Ostatnie pożegnanie - Przyjaciele

Listy od Czytelników

Ogłoszenia

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Lato już się skończyło, a my wypoczęci, z nową energią wracamy do pracy i nauki.

Wrześniowy Sześciopunkt otwiera praktyczny poradnik, rozwiązujący kilka problemów, które możemy napotkać podczas pracy z komputerem. W numerze poruszamy również ważny temat dotyczący zmian klimatycznych na świecie oraz podpowiadamy naszym kochanym seniorom co robić, by pod koniec życia czuć się dobrze oraz kiedy starość może być udana i jak nadać jej sens.

Tym razem w dziale Rehabilitacja kulturalnie publikujemy dwa artykuły biograficzne, poświęcone wybitnym poetkom tworzącym w różnych epokach literackich. Gorąco polecamy również wspomnienie o cenionym pedagogu pracującym z dziećmi niewidomymi w szkole w Owińskach.

W rubryce Nasze sprawy w felietonie Widzieć, co to znaczy? nasz felietonista porusza problem rozumienia, czym jest wzrok i jego brak, czy osoby widzące i niewidome mogą się porozumieć? W kolejnym artykule autorka uzasadnia opinię na temat konieczności używania białej laski podczas poruszania się z psem przewodnikiem.

Wszystkich Czytelników zapraszamy do dyskusji i wyrażania własnych opinii dotyczących przedstawianych w Sześciopunkcie tematów.

Zespół redakcyjny

<<<powrót do spisu treści

&&

Siódma jesień

Julian Tuwim

Przyszła ciszą miłosierna ksieni:
Siódma jesień - najzłotsza, najsłodsza
Z wszystkich złotych i słodkich jesieni.

Moja jedna - jedyna - kochana!
Przyszła ciszą - drogą długich cieni,
Naszych cieni od dawnych jesieni,
I wszeptała się w nas zadumana...
Moja jedna - jedyna - kochana!

Tyś ta sama - o siedem lat młodsza,
Prześwietlona, wypatrzona wzrokiem,
Smętniejącym w życiu z każdym rokiem
I stęsknionym tej świętej jesieni,
Co na zawsze się w duszę wpromieni!...

No i przyszła - najsłodsza, najzłotsza,
Przyszła ciszą - drogą naszych cieni...
Jeno patrzeć - a park się rozszumi,
Moja jedna - jedyna - kochana!
Jeno patrzeć - a lata dziecięce,
Moja jedna - jedyna - kochana,
Zaniemówią w nas szczęściem i trwogą
I wzruszeniem nam głos się przytłumi,
I ściśniemy po raz pierwszy ręce,
Co już nigdy się żegnać nie mogą!
I znów, drżeniem sprzed lat wzruszeni,

Rozwiośnimy się w pierwszej jesieni,
Moja jedna - jedyna - kochana,
Zawsze tamta i zawsze ta sama,
Z mojej pierwszej i siódmej jesieni!

<<<powrót do spisu treści

&&

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

&&

Przydatny poradnik

Sylwester Orzeszko

Filemail - sposób na wysyłanie dużych plików

Kiedy mamy potrzebę wysłania dużego pliku, który ze względu na swój rozmiar nie może być wysłany pocztą e-mail, a nie posiadamy żadnego dysku w chmurze albo nie możemy wysłać go w żaden inny sposób, pomocnym może okazać się serwis Filemail (https://pl.filemail.com/). Aplikacja działa jako strona internetowa, której możemy użyć za pomocą dowolnej, ulubionej przeglądarki. Strona jest doskonale dostępna dla NVDA. Możemy się po niej poruszać Tabulatorem, naciskając napotkane przyciski Spacją lub Enterem. Usługa w wersji bezpłatnej i bez rejestracji pozwala wysłać dwa pliki dziennie.

Jak wysłać plik za pomocą usługi Filemail?

  1. Wchodzimy na polską wersję strony, która znajduje się pod adresem: https://pl.filemail.com. Domyślnie zaznaczona jest opcja Wyślij jako email. I tak powinno być.
  2. W polu Do (e-mail) wpisujemy adres e-mail odbiorcy.
  3. W polu Od (e-mail) wpisujemy nasz adres e-mail.
  4. W polu Temat wpisujemy temat wiadomości.
    Uwaga! Dotychczas wymienione pola są obowiązkowe.
  5. W polu Wiadomość możemy, ale nie musimy, napisać treść wiadomości e-mail.
  6. Przechodzimy do przycisku Dodaj plik i naciskamy Spację. Otworzy się okno Eksploratora Windows przeglądania zawartości komputera. Odszukujemy plik, który chcemy wysłać i wybieramy Otwórz, wówczas plik doda się do wysyłki.
  7. Jak plik trafi na serwer tej usługi, przechodzimy do przycisku Wyślij i naciskamy Spację.
  8. Otworzy się okno Opcje transferu. Nie trzeba w nim nic zmieniać. Jest tam ustawiony czas oczekiwania na pobranie (1 tydzień) oraz to, że mamy otrzymać powiadomienie, gdy plik zostanie pobrany. Niezaznaczona jest opcja ochrony pobierania hasłem.
  9. Odszukujemy Tabulatorem i naciskamy Spacją ponownie przycisk Wyślij. Po chwili ukaże się potwierdzenie wysłania z informacją, że plik będzie czekał na pobranie 7 dni.
  10. Zamykamy komunikat przyciskiem Zamknij (czy OK) lub całą przeglądarkę Alt+F4.

Za chwilę osoba, do której wysłaliśmy plik, otrzyma wiadomość z przyciskiem Pobierz plik. Po jego kliknięciu przejdzie do strony otwartej w domyślnej przeglądarce, gdzie ponownie musi kliknąć przycisk Pobierz plik.

<<<powrót do spisu treści

&&

Pulpit zdalny od Google

Chrome Remote Desktop to pulpit zdalny oferowany przez przeglądarkę Google Chrome. Mimo że połączenie następuje poprzez przeglądarkę, to aplikacja ta daje dostęp do całego komputera i może być doskonałą alternatywą dla znanej aplikacji TeamViewer, którego serwery analizują aktywność i nagle blokują połączenia, stwierdzając komercyjne użycie aplikacji, mimo że wcale tak może nie być.

Dzięki pulpitowi zdalnemu można świadczyć lub uzyskać pomoc zdalną. Usługa ta jest dostępna również w samym Windows 10, ale niestety tylko w dystrybucji Pro lub wyższej. Dlatego warto zainteresować się darmowym rozwiązaniem oferowanym przez Google.

Jak to działa?

Aby użyć Chrome Remote Desktop, trzeba spełnić następujące warunki, czy raczej wykonać następujące kroki:

  1. Zainstalować przeglądarkę Google Chrome lub najnowszą wersję Microsoft Edge, która bazuje na silniku Chromium, czyli takim samym jak Google Chrome. Lepiej jednak użyć oryginału, wtedy zastosowanie rozwiązania będzie nieco prostsze. Link do pobrania Google Chrome: https://tiny.pl/7d2qz.
  2. Zalogować się w przeglądarce do swojego konta Google (Gmail). Jeśli go nie mamy, to musimy je założyć na stronie: https://tiny.pl/7d2xx.
  3. Będąc zalogowanym w przeglądarce Google Chrome, należy zainstalować rozszerzenie Chrome Remote Desktop ze strony: https://tiny.pl/7d2xt.
  4. Instalujemy w systemie aplikację desktopową Chrome Remote Desktop, która będzie uruchamiała uproszczoną wersję okna przeglądarki Google Chrome. Ułatwi to nawigowanie po stronie Pulpitu Zdalnego Chrome. Aplikację tę możemy zainstalować na dwa sposoby:
    1. pobrać, korzystając z linku: https://tiny.pl/7d2t7,
    2. używając oczywiście Google Chrome i będąc zalogowanym na koncie Google, wejść na stronę usługi Chrome Remote Desktop: https://remotedesktop.google.com/,
      • odszukać przycisk Rozpocznij i nacisnąć Spację lub Enter,
      • na kolejnej stronie odszukać przycisk Pobierz i nacisnąć Spację lub Enter,
      • potem odszukać przycisk Zainstaluj Aplikację (rozpocznie się jej pobieranie),
      • znów odszukać przycisk Zainstaluj w oknie powiadomienia, które się wyświetli.
        Być może trzeba będzie dojść do tego powiadomienia, używając klawisza F6. Po wybraniu Zainstaluj rozpocznie się instalacja.

Po tych wszystkich przygotowaniach możemy rozpocząć korzystanie z aplikacji Chrome Remote Desktop:

  1. Wszystkie aplikacje i okna programu Google Chrome mogą zostać zamknięte.
  2. Naciskamy klawisz Windows i wpisujemy Chrome Remote Desktop, aby wyszukać aplikację w menu Start.
  3. Kiedy słyszymy nazwę aplikacji Chrome Remote Desktop naciskamy Enter. Otworzy się proste okno przeglądarki Google Chrome ze stroną usługi pulpitu zdalnego.
  4. Przechodzimy do linku Pomoc Zdalna i naciskamy Spację lub Enter.
  5. W sekcji Uzyskaj Pomoc odszukujemy przycisk Generuj kod. Trwa to chwilkę - kilka lub kilkanaście sekund.
  6. Kiedy usłyszymy Anuluj wygenerowany Kod, to znaczy pojawi się w tym miejscu przycisk Anuluj, skrótem Shift+Tabulator lub strzałką w górę odszukujemy pole edycyjne Twój kod dostępu, gdzie znajduje się dwunastocyfrowy kod. Odczytujemy ten kod strzałkami w lewo i prawo. Najlepiej zacząć skrótem Ctrl+strzałka w prawo, aby dotrzeć do pierwszej grupy czterech cyfr. Od tego momentu strzałką w prawo czytamy kolejne cyfry, a strzałką w lewo oczywiście możemy powrócić do poprzedniej.
  7. Podajemy odczytany kod partnerowi, który ma nam pomagać zdalnie. Uwaga! Kod jest ważny tylko 5 minut.
  8. Kiedy partner wpisze kod i wybierze przycisk Połącz, po kilkunastu sekundach na naszym komputerze pojawi się komunikat z możliwością Anulowania lub udostępnienia pulpitu. Domyślnie zaznaczony jest przycisk Anuluj. Na komunikat ten przełączamy się skrótem Alt+Tabulator i potem strzałkami lub Tabulatorem odszukujemy przycisk Udostępnij. Lepiej jest poruszyć się strzałkami, bo w przeciwnym razie czytana jest cała treść komunikatu i możemy omyłkowo pominąć przycisk Udostępnij. Naciskamy Spację lub Enter. Po chwili nasz partner widzi nasz pulpit.

Uwaga! Co jakiś czas pojawia się komunikat z prośbą o dalsze udostępnianie pulpitu. Może to zatwierdzić nasz partner, klikając Dalej. W przeciwnym razie utracimy połączenie.

W każdej chwili możemy zatrzymać udostępnianie pulpitu, odszukując w oknie aplikacji Chrome Remote Desktop przycisk o stosownej nazwie i naciskając go Spacją lub Enterem.

<<<powrót do spisu treści

&&

Sposób na długi link

Czasem mamy potrzebę przekazania znajomemu długiego linku do pobrania jakiejś aplikacji czy też długiego adresu do podstrony bardzo rozbudowanego serwisu. Nie ma z tym problemu, kiedy przekazujemy taki link, np. w treści maila, bo wtedy długość adresu nie ma znaczenia. Wystarczy go kliknąć, aby użyć tego linku.

Sytuacja komplikuje się, gdy próbujemy przekazać link w formie papierowej, zwykłego tekstu, czy też brajla. Zanotowanie takiego adresu, a tym bardziej przepisanie go potem do przeglądarki, aby móc z niego skorzystać, jest niezwykle problematyczne.

Rozwiązaniem takiej sytuacji może być posłużenie się internetowym serwisem Tiny.pl, który umożliwia skrócenie dowolnego adresu.

Procedura postępowania:

  1. Kopiujemy link, który chcemy przesłać lub zastosować, np. w artykule. Niech przykładem będzie adres pobierania popularnej aplikacji Dropbox: https://dl-web.dropbox.com/installer?authenticode_sign=True&build_no=105.4.651&juno=True&juno_use_program_files=True&plat=win&tag=eyJUQUdTIjoiZUp5clZpcE9MUzdPek0tTHoweFJzbEl3TjdLME5ET3lORFEzTnpJMHNMQXdNVE14TURVeHREUTJ0VFN6TkRRRVVrWVdKa2FtdFFDZUlRMmVATUVUQSJ9&tag_token=ARyWv4mql3zAxjMnDcSgIZAMd9oGQ5X64EzGYZz4iI6bEw
  2. Wchodzimy na stronę usługi https://tiny.pl.
  3. Tabulatorem odszukujemy pole edycyjne o nazwie Podaj Link do Skrócenia i wklejamy nasz absurdalnie długi link.
  4. Znów Tabulatorem przechodzimy do przycisku Tnij i naciskamy Spację lub po wklejeniu linku naciskamy Enter. Po chwili pojawi się kolejne pole edycyjne ze skróconym linkiem.
  5. Znajdziemy się w kolejnym polu edycyjnym o nazwie Podaj Inny Adres do Skrócenia. Skrótem Shift+Tabulator wracamy do poprzedniego pola edycyjnego Tylko do Odczytu, gdzie jest skrócony nasz link. Jeśli wrócimy do tego pola skrótem Shift+Tabulator, to link ten będzie od razu zaznaczony.
  6. Kopiujemy zaznaczony skrócony link skrótem Ctrl+C.
  7. Teraz możemy go wkleić w dowolnym miejscu. Nasz przykładowy link po skróceniu ma postać: https://tiny.pl/7j87p.

Taki skrócony link jesteśmy w stanie nawet przedyktować komuś telefonicznie. I proszę mi wierzyć, pobieranie Dropbox rozpocznie się tak samo, jakbyśmy przepisali ten oryginalny, absurdalnie długi link.

Ponieważ na stronie Tiny.pl pojawiło się kolejne pole edycyjne do wklejenia długiego linku, możemy bez opuszczania serwisu zająć się skracaniem kolejnego linku albo też zamknąć przeglądarkę i rozpocząć od nowa.

<<<powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

&&

Czy zmiany klimatyczne zmienią nawyki Polaków?

Radosław Nowicki

Czy osobiście mamy wpływ na te zjawiska i czy możemy im przeciwdziałać?

Zjawiska takie jak zatrucie środowiska czy zmiany klimatyczne mają ogromny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie. Wciąż rośnie liczba tzw. meteopatów, którzy źle znoszą wzrost lub spadek ciśnienia atmosferycznego oraz temperatury.

Rozwój cywilizacyjny ułatwił życie ludziom, ale jednocześnie wpłynął na zmiany klimatyczne na świecie. Z dekady na dekadę dochodzi do coraz większej ingerencji w klimat, co niesie za sobą wiele niekorzystnych następstw.

Jedną z największych bolączek współczesności jest nadmierna emisja gazów cieplarnianych do atmosfery, co powoduje ocieplanie się klimatu. Z jednej strony w zastraszającym tempie topnieją lodowce, a z drugiej - coraz cieplejsze masy powietrza nadciągające nad Europę z Afryki powodują gwałtowne zjawiska atmosferyczne, z jakimi jeszcze kilkanaście lat temu nie mieliśmy do czynienia. Do tego trzeba dodać tony codziennie produkowanych śmieci, które zalegają w lasach, na łąkach, na dnach mórz i oceanów. To wszystko może doprowadzić za kilkadziesiąt lat do katastrofy klimatycznej, którą przewiduje część naukowców. Warto podjąć działania, aby jej uniknąć.

W Polsce w ostatnich latach mieliśmy już do czynienia z gwałtownymi zjawiskami atmosferycznymi, takimi jak lokalne trąby powietrzne, huragany czy gradobicia. Coraz większym problemem jest mniejsza ilość opadów deszczu na terenie całego kraju, co może przełożyć się na suszę. Jej skutki mogą być dotkliwie odczuwalne, bo nie tylko podrożeje żywność, ale pojawią się także przerwy w dostawach wody i prądu. Mogą występować także pożary, które zniszczą tereny zielone i lasy, a one są ważnym elementem całego ekosystemu. Dlatego hydrolodzy apelują o oszczędzanie wody. O ile na zmiany w polityce retencyjnej można czekać latami, o tyle oszczędzać wodę w domu można od zaraz i to na wiele sposobów: korzystać z prysznica z słuchawką z ogranicznikiem wody zamiast wanny, w kranach zamontować jednouchwytowe baterie, a na końcówkach kranów założyć perlatory, czyli siatki zwiększające strumień wody, zakręcać wodę w trakcie mycia zębów i mydlenia ciała podczas kąpieli, używać zmywarki do mycia naczyń, a w przypadku ręcznego zmywania napuścić wodę do zlewu lub miski oraz prać w wypełnionej pralce. Te wszystkie działania na pewno wpłyną na ograniczenie zużycia wody, której za jakiś czas może zabraknąć w naszych kranach.

Nie ma się co łudzić, że jednostka zmieni światowe trendy, ale może dawać pozytywny przykład. W celu dbania o planetę trzeba zrezygnować z plastikowych słomek, patyczków do czyszczenia uszu, sztućców, talerzyków czy kubków, nie kupować wody w plastikowych butelkach. Korzystać z dzbanków z filtrem i butelek wielokrotnego użytku.

Wyeliminować wszelkiego rodzaju torebki foliowe, które Polacy używają na potęgę. Można je zastąpić torbami papierowymi lub płóciennymi. Zakupów dokonywać można, używając własnych opakowań (pojemniki, słoiki, śniadaniówki), co umożliwia część marketów. W niektórych kawiarniach kawa jest nalewana do kubka przynoszonego przez klienta. Są więc podejmowane działania, aby ograniczyć produkcję śmieci, z których recyklingiem świat i tak już sobie nie radzi.

To tylko jedna z kilku płaszczyzn. Kolejną są zmiany klimatyczne. Szerokim echem w mediach w ostatnich miesiącach odbiła się działalność młodej aktywistki, Grety Thunberg, która chciała zwrócić uwagę wszystkich polityków na problem związany z klimatem. W wielu krajach odbywały się manifestacje i pikiety młodych ludzi, którzy domagali się od rządzących podjęcia inicjatyw w kierunku przeciwdziałania skutkom zmian klimatycznych. W Polsce swoją obecność zaznaczył Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, który skupił wokół siebie młodych ludzi chcących zasygnalizować władzy, że problem klimatu odgrywa dla nich ważną rolę. Zresztą nie tylko dla nich, bowiem z danych CBOS-u wynika, że 83% obywateli uważa zmiany klimatyczne za bardzo ważny problem, z tego 29% za jedno z największych zagrożeń dla cywilizacji. Natomiast 72% społeczeństwa jest zdania, że Polska powinna stopniowo odchodzić od energetyki opartej na węglu, a zacząć rozwijać alternatywne sposoby produkowania energii.

Ekologia zaczyna coraz bardziej oddziaływać na politykę. Ludzie zaczynają dostrzegać potrzebę globalnych zmian, aby przez kolejne setki lat istniało życie na ziemi. W wielu krajach coraz silniejszy mandat ma Partia Zielonych, która zajmuje się między innymi kwestiami związanymi z ekologią. Do najważniejszych jej postulatów należą: transformacja energetyczna w stronę źródeł odnawialnych, walka ze zmianami klimatycznymi, ochrona bioróżnorodności, zwiększenie obszarów zielonych czy walka ze smogiem.

Unia Europejska dostrzega problem klimatyczny, dlatego podjęła działania w tym zakresie. Ważnym elementem strategii klimatycznej ma być europejski zielony ład. Ma on umożliwić bardziej efektywne wykorzystanie zasobów dzięki przejściu na czystą gospodarkę o zamkniętym obiegu oraz przeciwdziałanie utracie różnorodności biologicznej i zmniejszenie poziomu zanieczyszczeń. Jednocześnie przewiduje on mechanizm sprawiedliwej transformacji, czyli strategie działania i fundusze mające na celu złagodzenie skutków odchodzenia od paliw kopalnych w regionach najbardziej od nich uzależnionych, a co za tym idzie - najbardziej niekorzystnie wpływających na środowisko. Niestety, Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej, który do tej pory nie zobowiązał się do podjęcia działań na rzecz neutralności klimatycznej do 2050 roku.

Bez wątpienia do zrobienia jest bardzo dużo w kwestii ochrony klimatu. Swoje zadanie muszą wykonać pojedyncze jednostki, ale także rządy poszczególnych krajów i wielkie korporacje międzynarodowe, bo tylko wspólnymi siłami będzie można zadbać o środowisko, zniwelować niekorzystne skutki zmian klimatycznych i sprawić, że kolejne pokolenia będą mogły bez obaw funkcjonować na ziemi. Jeśli nie zostaną podjęte działania, to naukowcy przewidują, że w 2050 roku Europa będzie borykała się z masowymi klęskami żywiołowymi, takimi jak susze, powodzie, burze czy huragany, a także z wysokimi temperaturami, które średnio mają wzrosnąć o 6,6 stopnia. To z kolei będzie wiązało się z topnieniem lodowców, a do 2100 roku pod wodą mają znaleźć się między innymi Gdańsk i Elbląg. To jednak są tylko prognozy naukowców. Wcale nie muszą się sprawdzić. Wszystko jest w rękach człowieka, bowiem to od podejmowanych przez niego decyzji i działań zależy klimatyczna przyszłość świata.

<<<powrót do spisu treści

&&

Maliny

Anita Murdza

Maliny to pyszne owoce, soczyste i aromatyczne. Zarówno owoce jak i liście malin zawierają dużą ilość witamin, minerałów i innych substancji korzystnie wpływających na nasze zdrowie.

W Polsce maliny rosną w lasach i ogrodach, owocują w drugim roku, a jesienią puszczają nowe pędy. Najbardziej aromatyczne są maliny dziko rosnące. Zawierają większą ilość cennych dla zdrowia witamin i minerałów. W owocach malin jest duża ilość kwasów organicznych, m.in. cytrynowego, jabłkowego, salicylowego, pektyn i antocyjanów. Zawierają również cukry, związki śluzowe, a także lotne związki zapachowe. Maliny to doskonałe źródło wielu witamin, m.in. C, B, E, B1, B2, B6 i minerałów: potasu, magnezu, wapnia, żelaza, natomiast liście malin zawierają garbniki, flawonoidy, kwasy organiczne, związki żywicowe, sole mineralne, m.in. żelaza, miedzi oraz wapnia. Bogate w witaminy i minerały są również łodygi malin.

Maliny to owoce mało kaloryczne - 100 gramów to tylko 52 kilokalorie. Ze względu na niski indeks glikemiczny mogą je jeść osoby zmagające się z cukrzycą. Obecne w malinach antocyjany obniżają poziom glukozy we krwi po posiłkach bogatych w skrobię.

Dzięki zawartości kwasu ferulowego i beta-sitosterolu spożywanie malin może zapobiec rozwojowi zarówno złośliwych jak i łagodnych form chorób nowotworowych. Substancje zawarte w czarnych malinach łagodzą raka przełyku, a także formowanie się guzów jamy ustnej. Wyciąg z owoców malin zmniejsza namnażanie się komórek nowotworowych w wątrobie.

Maliny są owocami, które mogą wywołać reakcje alergiczne. Dzieje się tak dlatego, że zawierają salicylany. Reakcje alergiczne występują częściej u dzieci niż u dorosłych. Maliny albo sok malinowy można podawać dziecku dopiero od siódmego miesiąca życia, stopniowo wprowadzając w dietę.

Zarówno owoce jak i liście malin są naturalnym środkiem przeciwgorączkowym. Dzieciom polecany jest syrop z malin ze względu na dużą zawartość witaminy C. Świeże maliny są wykorzystywane w zapobieganiu i leczeniu infekcji zatok.

Liście malin działają ściągająco, przeciwbakteryjnie i przeciwzapalnie. Zawarte w nich garbniki skutecznie zmniejszają biegunkę.

Przetwory z liści malin są dobrym lekarstwem na słabo nasilone wzdęcia. Liście malin są również źródłem substancji, które wywołują nieznaczny rozkurcz mięśni gładkich, m.in. macicy, dlatego mogą być pomocne w łagodzeniu bólu miesiączkowego. Herbata z liści malin pomaga w leczeniu mdłości i wymiotów.

Maliny w kuchni

Maliny można spożywać w postaci świeżej lub przetworzyć na domowy syrop lub sok, który będzie wykorzystywany zimą jako dodatek do herbaty. Są dobrym dodatkiem do sernika na zimno i lodów. Maliny można również zamrozić w całości.

Przygotować do mrożenia maliny należy w następujący sposób: umyć maliny pod bieżącą wodą, nadpsute owoce wyrzucić, pozostałe maliny po umyciu rozłożyć na tacce wyłożonej ręcznikiem papierowym i poczekać aż wyschną; następnie włożyć do specjalnych woreczków do zamrażania świeżych owoców. Maliny mogą być przechowywane przez rok w zamrażarce.

<<<powrót do spisu treści

&&

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

&&

Thermomix TM5 nie taki straszny dla osób niewidomych

Piotr Malicki

Nowoczesne technologie coraz bardziej są obecne w naszym codziennym życiu, pomagając nam w różnych czynnościach domowych. Na rynku dostępne są różnego rodzaju roboty kuchenne pozwalające szybko coś posiekać, ugotować czy zmiksować. Jednak jest wśród nich jeden wiodący produkt, który wyróżnia się zarówno ceną jak i funkcjonalnością.

W poniższym artykule opowiem, co to jest Thermomix TM5, jaka jest jego cena, jakie otrzymujemy elementy, zakupując to urządzenie, jakie ma funkcje oraz jak je obsłużyć bez użycia wzroku.

Thermomix jest to wielofunkcyjny robot kuchenny firmy Vorwerk, dostępny na polskim rynku. Nazwa tego urządzenia wywodzi się od słów thermo - ogrzewanie i mix - mieszanie.

W ostatnich latach producent udostępnił trzy modele tego urządzenia: TM31, TM5 oraz najnowszy model TM6. TM31 różnił się od pozostałych dwóch tym, że obsługiwało się go za pomocą przycisków, co dla osób niewidomych oraz słabowidzących na pewno było o wiele lepszym rozwiązaniem niż ekrany dotykowe, w które wyposażone są najnowsze urządzenia tego producenta.

Ja zdecydowałem się na zakup modelu TM5 i nie żałuję swej decyzji. Niestety firma Vorwerk prowadzi taką politykę sprzedażową, że gdy na rynek wychodzi nowy model, stary nie jest już przez nich sprzedawany jako nowy produkt. Dlatego w tym momencie możemy zakupić jedynie model TM6. Jednak istnieje możliwość, aby kupić w dobrym stanie używany a przez to tańszy stary model na portalach aukcyjnych lub od naszych znajomych, którzy wymieniają go na TM6. Informacje o tym urządzeniu jak i możliwość umówienia się na prezentację dostępne są na oficjalnym kanale sprzedaży producenta na stronie: https://thermomix.vorwerk.pl//thermomix/.

Cena urządzenia dla wielu osób może okazać się za wysoka, najnowszy model kosztuje ponad 5000 zł. Na szczęście co jakiś czas pojawiają się w tej firmie raty 0%, dzięki czemu możemy w ciągu kilkunastu miesięcy spłacić urządzenie i cieszyć się przygotowywanymi potrawami. Myśląc o zakupie Thermomixa, musimy najpierw skontaktować się z producentem przez podaną powyżej stronę internetową, następnie zostaniemy umówieni na spotkanie z konsultantem. Na umówiony termin przyjedzie do naszego domu przedstawiciel, który na koszt firmy zaprezentuje wszystkie funkcje urządzenia, dzięki czemu będziemy mogli nie tylko pobawić się i sprawdzić, jak obsługuje się tego wielofunkcyjnego robota, a dodatkowo zjeść wszystkie pyszne przygotowane dania. Po prezentacji nie musimy decydować się od razu na zakup, możemy na spokojnie pomyśleć, czy chcemy posiadać w swojej kuchni Thermomix.

Przejdźmy teraz do opisu tego urządzenia z bardziej praktycznej strony, co na pewno najlepiej przekona Was do jego zakupu.

Thermomix posiada dwanaście następujących funkcji: siekanie, ważenie, blendowanie, mielenie, miksowanie, mieszanie, gotowanie, gotowanie na parze, ubijanie, kontrolowane podgrzewanie potraw, emulgowanie a nawet wyrabianie ciasta. Jak widać jest to naprawdę wspaniały zestaw funkcji dostępnych w jednym urządzeniu. Następnym plusem jest to, że Thermomix nie zajmuje dużo miejsca w naszej kuchni. Jego wymiary to: wysokość 34,1 cm, szerokość 32,6 cm, głębokość 32,6 cm i waga 7,95 kg.

W komplecie dostajemy bazę, do której wkładamy otrzymany dzban o pojemności 2.1 l, plus pokrywkę oraz miarkę, a także podstawkę Varoma, motylka, koszyczek, kopystkę, instrukcję obsługi, książkę kucharską Kulinarne ABC oraz nośnik przepisów.

Miarka ma podwójne zastosowanie; po pierwsze - jak sama nazwa wskazuje, służy do odmierzania produktów, po drugie - zasłania okrągły otwór znajdujący się na środku pokrywki. Jest to pomyślane w taki sposób, ponieważ czasami niektóre potrawy przyrządza się bez miarki, a otwór pozwala na szybkie dodawanie składników, np. podczas gotowania zupy. Podstawka Varoma to duży plastikowy koszyk, w którym mamy dwa poziomy, a który stawiamy na pokrywkę urządzenia. W nim gotujemy na parze, np. mięsa oraz warzywa. Motylek służy do ubijania produktów, w koszyku gotujemy np. ziemniaki czy jajka, a kopystka jest to specjalna łopatka do zgarniania lub mieszania produktów.

Moja opinia i obsługa przez osobę niewidomą

Thermomix TM5 obsługuje się za pomocą dotykowego ekranu oraz pokrętła. Pokrętło działa skokowo, za jego pomocą po dotknięciu odpowiedniej ikonki na ekranie możemy ustawiać czas, temperaturę od 37 przez 120 stopni aż do Varomy oraz obroty od 0,5 do 10. Ikonki na ekranie dotykowym mają stałe, niezmienne miejsce, co pozwoliło mi na naklejenie kawałków taśmy z metkownicy w miejscach, gdzie trzeba dotknąć, aby uaktywnić ustawianie danej funkcji pokrętłem. Dzięki temu mogę sam bez żadnego problemu obsługiwać to urządzenie.

W tym urządzeniu m.in. gotuję zupy oraz jajka, wyrabiam ciasto na pizzę, robię sorbety, naturalne budynie i świeże soki z owoców oraz gotuję na parze mięsa i warzywa. Wszystkie potrawy są pyszne i wykonane ze zdrowych składników.

Niestety Thermomix posiada kilka minusów. Po pierwsze bez wzroku nie możemy ważyć składników, ponieważ cyfra oznaczająca ilość gramów pojawia się na ekranie i nie jest odczytywana mową, nie możemy z tego samego powodu korzystać z przepisów zgromadzonych w pamięci urządzenia. Do producenta były zgłaszane liczne prośby o udźwiękowienie Thermomixa, ale niestety pozostały one bez żadnej pozytywnej odpowiedzi.

Podsumowując krótko, jeśli lubicie zdrowe i naturalne potrawy, jeśli nie macie wiele czasu na gotowanie lub gdy chcielibyście zjeść zupełnie nowe potrawy, to takie urządzenie na pewno będzie Wam dobrze i długo służyło.

Ja ze swojej strony zachęcam wszystkich do umówienia się z konsultantem i spróbowania zarówno pysznych dań jak i obsługi Thermomixa bez użycia wzroku.

<<<powrót do spisu treści

&&

Kuchnia po naszemu

&&

Smacznie i zdrowo, bo sezonowo

Alicja Cyrcan

Warzywa sezonowe to bomby witaminowe, warto je jeść, by cieszyć się dobrym zdrowiem i witalnością. Zachęcam do odkrycia na nowo kalarepki, na którą trwa właśnie sezon.

Kalarepa jest warzywem bardzo cennym, jednak ostatnio zapomnianym. Zawiera wiele witamin i minerałów, jest smaczna i pożywna. Można ją chrupać na surowo jako zdrową przekąskę lub przyrządzać w postaci duszonej, faszerowanej, gotowanej czy zapiekanej. Liście kalarepy również są bardzo cenne, mogą być wartościowym dodatkiem do zdrowej sałatki lub służyć jako składnik odżywczych koktajli.

&&

Sałatka z kalarepy

Składniki:

Sposób przygotowania

Kalarepy dokładnie myjemy, obieramy, kroimy w kostkę i przekładamy do miski. Marchewkę dokładnie myjemy i oczyszczamy, następnie, przy pomocy temperówki do warzyw lub obieraczki, obieramy marchewkę wzdłuż, robiąc z niej cieniutkie paski, dodajemy do kalarepy. Do miski dodajemy mix sałat oraz pokrojony w kostkę ser feta, wszystko mieszamy. Przygotowujemy sos: do kubka wlewamy olej, sok z cytryny, przeciśnięty czosnek, sól, pieprz do smaku, mieszamy. Przygotowanym sosem polewamy warzywa, mieszamy. Sałatkę przekładamy do szklanej salaterki, podajemy. Smacznego!

&&

Placki z kalarepy

Składniki:

Sposób przygotowania

Kalarepy dokładnie myjemy, obieramy, ścieramy na tarce o dużych oczkach. Rękami dokładnie odciskamy starte kalarepy z nadmiaru soku. Przekładamy do miseczki. Dodajemy jajka, mleko, mąkę, sól, pieprz. Wszystko mieszamy. Na dobrze rozgrzanym oleju smażymy placki z obu stron.

Przygotowujemy sos: jogurt naturalny przekładamy do szklanej miseczki, dodajemy czosnek, koperek, sok z cytryny, mieszamy. Rumiane placki podajemy z czosnkowym sosem. Smacznego!

&&

Surówka z kalarepy

Składniki:

Sposób przygotowania

Kalarepę myjemy, obieramy i trzemy na tarce o dużych oczkach, przekładamy do miseczki. Ogórki myjemy, obieramy. 3 ogórki kroimy w kostkę (1 ogórek zostawiamy do dekoracji), dodajemy do startej kalarepy. Szczypiorek płuczemy, kroimy, dodajemy do miseczki (kilka gałązek zostawiamy do dekoracji). Wszystko mieszamy. Na koniec dodajemy majonez, sól, pieprz, dokładnie mieszamy. Przekładamy do szklanej salaterki, dekorujemy plasterkami ogórka i gałązkami szczypiorku. Smacznego!

<<<powrót do spisu treści

&&

Z polszczyzną za pan brat

&&

Nazwiska w wołaczu

Tomasz Matczak

Do napisania tego krótkiego felietonu skłoniła mnie social mediowa moda. Na Twitterze rzadziej, lecz na Facebooku dość często zdarza się, że ktoś zwraca się w poście do konkretnej osoby, chcąc jej coś przekazać. Ja trafiłem na post p. Pauliny Młynarskiej skierowany do córki prezydenta Andrzeja Dudy. Pani Paulina zaczęła swoją wypowiedź od wołacza imienia i nazwiska córki głowy państwa, który w zamyśle, przynajmniej tak sądzę, miał zwrócić uwagę czytelników na bardzo emocjonalny ton wypowiedzi, a brzmiał następująco: Kingo Dudo!.

Wiem, że wielu Czytelników Sześciopunktu posiada profile w social mediach i choć pewnie nie wszyscy będą pisać emocjonalne posty, a już z pewnością niewielu skieruje je do Kingi Dudy, to jednak warto jest przypomnieć obowiązującą w polszczyźnie normę, dotyczącą wołaczy nazwisk. Otóż pani Młynarska popełniła błąd, ujednolicając wołacz imienia i nazwiska. Zgodnie z regułą formę wołacza powinno mieć jedynie imię, gdyż w tym przypadku nazwiska przyjmują formę mianownikową. Post pani Pauliny Młynarskiej powinien zatem zaczynać się: Kingo Duda!. Dotyczy to zarówno nazwisk męskich jak i żeńskich: Anno Kowalska!, Lechu Wałęsa!, Tomaszu Raczek!, Krystyno Czubówna! itp. W niektórych gwarach, ale tylko w gwarach a nie w polszczyźnie oficjalnej, nieliczne nazwiska żeńskie przyjmują postać wołacza żeńskiego, np. na panią Ziębową woła się: Ziębowo!, jak głowa - głowo. Tyle słowniki i poradnie językowe.

Przy okazji przypomnę ważną zasadę, która ustrzeże każdego przed błędami: ilekroć masz wątpliwości, tylekroć zerknij do słownika.

<<<powrót do spisu treści

&&

Z poradnika psychologa

&&

Udana starość (cz. 2)

Małgorzata Gruszka

W drugiej części Poradnika psychologa poświęconego starości podpowiadam seniorom, co robić, by pod koniec życia czuć się możliwie jak najlepiej. Piszę też o tym, kiedy starość może być udana i jak nadać jej sens.

Terapeutyczna moc wspomnień

Wspomnienia - nawet te dobre - mogą cieszyć lub boleć. Bolą wówczas, gdy na starość głównie martwimy się tym, że coś minęło i już nie wróci. Cieszą, wzmacniają i podtrzymują na duchu, gdy jesteśmy wdzięczni za to, że coś pozytywnego stało się z naszym udziałem. Będąc seniorem, smutek z powodu minionych radości zamień na radość z powodu tego, że w ogóle miały miejsce. Zostałeś sam, za tobą długi i udany związek? Przeżyj żałobę, a następnie ciesz się przeżytymi wspólnie latami. Wspominaj i bądź wdzięczny za piękne wspólne chwile, bo przecież były, a mogło ich nie być. Sięgając do wspomnień, skupiaj się raczej na tych dobrych. Nie rozpamiętuj doznanych krzywd i nie pielęgnuj w sobie urazy do ludzi i świata. Pamiętaj: charakter i barwa wydarzeń, które wspominasz, bezpośrednio wpływają na twój nastrój. Nie oszukuj się, że przeszłość była tylko dobra, ale świadomie i dla własnego zdrowia nie skupiaj się na tym, co było złe, bolesne i trudne. Staraj się żyć dobrymi wspomnieniami i cieszyć się nimi.

Terapeutyczna moc aktywności

Wraz z wiekiem zmniejsza się nasza zdolność do aktywności. Rzadko jednak bywa tak, że nie jesteśmy w stanie zrobić już nic. Będąc seniorem, sięgaj po dostępne ci aktywności. Robiąc cokolwiek, słuchając czegoś, czytając czy oglądając - skupiaj się tylko na tym. Pomoże to w oderwaniu się od strumienia negatywnych i destrukcyjnych myśli, które często towarzyszą starości. Pamiętaj: twój mózg może skupić się jednocześnie tylko na jednej rzeczy, dlatego zajmując czymś ręce i głowę, możesz oderwać się od myśli, które niczego nie wnoszą, a jedynie pogarszają twoje samopoczucie. Wszelkiego rodzaju aktywność umysłowa angażuje twój mózg i chroni przed zaburzeniami czynności poznawczych, takich jak myślenie, pamięć, kojarzenie i wnioskowanie.

Terapeutyczna moc otwarcia

Starszy wiek charakteryzuje zwiększona trudność w akceptacji zmian. Dotyczy to zmian zachodzących w nas i wokół nas. Trudność w akceptacji nowego, innego i nieznanego sprawia, że wielu seniorów zamyka się na zjawiska, których doświadczają i którymi żyją młode pokolenia. Zamknięcie to przyczynia się do większego poczucia wyobcowania, samotności i izolacji. Jesteś seniorem? Nie zamykaj się na świat swoich wnuków. Wyrażaj życzliwe i szczere zainteresowanie tym, co robią, z czego czerpią radość i czym żyją. Nie bój się pytać ich o różne rzeczy. Twoje wnuki będą zachwycone tym, że mogą ci coś pokazać i czegoś cię nauczyć. Krytykując i wyśmiewając świat swoich wnuków, przyczyniasz się do osłabienia więzi między wami.

Terapeutyczna moc pogody ducha

Tzw. pogoda ducha obejmuje wiele pożądanych cech, zachowań i postaw. Mówiąc o niej, mam na myśli optymizm; nadzieję; godzenie się z tym, co niesie życie; życzliwość; uśmiech - po prostu pogodne podejście do życia. Pogoda ducha jest efektem wrodzonych cech osobowości, doświadczeń życiowych, a także wzorców przejętych z otoczenia. Jedni ją po prostu mają, inni muszą świadomie wypracować. W pewnym sensie starość sprzyja pogodzie ducha. Sprzyja jej, ponieważ na tym etapie nie trzeba już o nic się bić ani ścigać; utrzymywać rodziny; martwić się o pracę. Zaawansowany wiek często daje dystans do siebie i życiowych spraw, jakiego brakuje burzliwej i emocjonalnej młodości. Jesteś seniorem? W kontaktach z ludźmi staraj się być pogodny i życzliwy. Uśmiechaj się do sąsiadów. Pytaj co u nich. Pamiętaj, że nie tylko ty masz potrzebę mówienia o sobie. Nie udawaj wesołego staruszka, ale uważaj, by wobec innych nie być szorstkim i oschłym. Zgorzkniali i obrażeni na życie ludzie zostają sami.

Terapeutyczna moc ruchu

Ruch to zdrowie i dobre samopoczucie również dla seniora. W starszym wieku warto się ruszać. Oczywiście, chodzi o ruch dopasowany do indywidualnych sił i możliwości. Osobom słabowidzącym jest łatwiej, bo mogą samodzielnie spacerować czy uprawiać nordic walking. Całkowity brak wzroku praktycznie uniemożliwia swobodne pokonywanie dłuższych tras. Dobrym sposobem na swobodny i nieco dłuższy ruch są domowe sprzęty sportowe, takie jak orbitrek, narciarz, rower stacjonarny, steper czy bieżnia. Regularny i rekreacyjny ruch poprawia kondycję nie tylko ciała, ale i ducha. Od dawna wiadomo, że podczas ruchu wzmaga się wydzielanie endorfin - substancji biochemicznych poprawiających nastrój, nazywanych potocznie hormonami szczęścia.

Czy starość ma sens?

Sens starości jest taki sam jak sens całego życia. W każdym z jego etapów dzieje się coś ważnego i to nadaje mu sens. Sensem dzieciństwa jest osiąganie podstawowych poziomów rozwoju; sensem dorastania jest dojrzewanie; sensem dorosłości jest odpowiedzialność za siebie i pełnienie różnych ról. Wiek senioralny nie przerywa i nie eliminuje sensu dorosłości. Jako seniorzy wciąż jesteśmy odpowiedzialni za siebie i własne życie; wciąż możemy pełnić wiele satysfakcjonujących ról. Sens starości zmienia się w końcowym jej etapie, gdy ze względu na uciążliwe dolegliwości skupiamy się głównie na poprawie własnego samopoczucia. Poczucie sensu życia w starszym wieku w ogromnej mierze zależy od tego, w jakim stopniu posiadaliśmy je wcześniej. Jeśli widzieliśmy sens w wykonywanej pracy, związku, rodzicielstwie, działalności społecznej i w innych aktywnościach - sens życia na starość będzie wzmacniany wartościowymi dla nas aspektami minionych lat. Poczucie sensu życia seniora zależy również od poczucia własnej wartości. Poczucie to powinno w pierwszej kolejności dotyczyć osoby jako takiej, a dopiero później jej przeszłych dokonań i aktualnych możliwości życiowych. Chodzi o to, by czuć się wartościowym nie tylko w aspekcie użyteczności dla innych. Niepełne poczucie własnej wartości sprawia, że osoby słabsze i schorowane czują się ciężarem dla otoczenia.

Udana starość

Udana starość nie oznacza starości bez żadnych bolączek, przykrości i problemów. Podobnie jak całe życie - ostatni jego etap jest udany, gdy dostrzegamy, doceniamy i wykorzystujemy dobre strony rzeczywistości, mimo że nie brak w niej wyżej wymienionych niedogodności. Będąc seniorem, staraj się żyć nie tym, co straciłeś, ale tym, co jeszcze masz. Rozmawiaj z innymi o tym jak się czujesz, ale uważaj, by treścią twojej jesieni życia nie stało się tylko narzekanie. Wszak jesień to nie tylko mrok, wiatr i plucha; to także ciepłe, słoneczne i pełne kolorów dni…

<<<powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

&&

Z żałobnej karty

Absolwent

W dniu 8 maja br. po długiej i ciężkiej chorobie zmarł nieodżałowany nauczyciel, pedagog i dyrektor szkoły dla niewidomych w Owińskach, pan Edmund Oses, znany również poza naszym środowiskiem.

Pamiętam go z ostrego, nieznoszącego sprzeciwu głosu, lecz w bliższym kontakcie okazał się wspaniałym tatusiem czuwającym nad liczną gromadą rozwydrzonych dzieciaków, bo takimi wówczas byliśmy. Każdego przytulił, pogłaskał, wziął na kolana, czasem dla ostrzeżenia dał prztyczka w nos - gdy trzeba było, ale w zwykłych rozrabiakach, których w szkole nie brakowało, widział wartościowych ludzi.

Pracował ze starszymi chłopakami, lecz najbardziej interesował go los maluchów, czyli nas. Wieczorami odwiedzał sypialnie i pocieszał wszystkie beksy, m.in. i mnie. Na zadawane pytania odpowiadał obrazowo, czasem pokazywał na konkretnych przykładach jak wygląda trzęsienie ziemi. Prowadził z nami lekcje wychowania fizycznego głównie poza budynkiem, biegaliśmy, spacerowaliśmy, ćwiczenia gimnastyczne wykonywaliśmy pod gołym niebem na zwalonych pniach, przy drzewach, uczyliśmy się chodzić przez kładkę.

Dzięki panu Osesowi na alejkach przy starej lodowni powstał, przy udziale starszej młodzieży, tor saneczkowy, po którym mogliśmy samodzielnie zjeżdżać. Wiosną tor porastały dmuchawce.

Pan Oses przeprowadził ważne remonty w szkole, dzięki niemu powstało Stowarzyszenie Pomocy dla Sierot w Baranowie k. Poznania, które w 80. latach fundowało absolwentom szkół dla niewidomych książeczki mieszkaniowe oraz niezbędne sprzęty potrzebne w codziennym życiu.

Pozyskał darczyńców (słowo sponsor wówczas nie było używane), dzięki którym zakupiono sprzęt do szkoły i internatu, w tym zabawki dla najmłodszych.

Współpracował z jednostką Wojska Polskiego w Biedrusku, z Zakładem Karnym w Koziegłowach, co osadzonych zbliżyło do problemów dzieci niewidomych i dało szansę na prawidłowo przeprowadzoną resocjalizację i szczęśliwy powrót na wolność.

Odznaczony Orderem Kawaler Uśmiechu na wniosek dzieci z Owińsk, skutecznie likwidował bariery w relacjach widzący-niewidomi; dzięki determinacji pana Osesa szkoła zyskała wielu przyjaciół, a start niewidomych absolwentów do ogólnodostępnych liceów nie stanowił już problemu jak dawniej.

Napisał kilka książek o pracy z uczniami, ich późniejszych losach; są dostępne w DZDN w formacie Daisy i na skanowisku. W niektórych bohaterach rozpoznałem moich kolegów i jestem dumny, że zostali uwiecznieni na kartach książek. Opisywał trudności, z jakimi wówczas musiał się mierzyć, walcząc wytrwale o dobro wychowanków z socjalistycznym betonem i nie poddawał się nigdy.

My uczyliśmy się życia od pana Osesa, pan Oses uczył się życia po ciemku, co nas zbliżyło do siebie.

Pan dyrektor Oses wspierał nas w dniu, gdy ogłoszono stan wojenny i nikogo nie zostawił bez pocieszenia. Kiedy absolwent przybywał do szkoły w celu załatwienia ważnych dokumentów, mógł liczyć zawsze na coś do zjedzenia, chleb z dżemem, zupę i nie musiał uiszczać opłat w sekretariacie. Taki był pan Edmund Oses.

Jeśli ktoś sądzi, iż nie ma ludzi niezastąpionych, jest w wielkim błędzie!

Padół łez opuściła wielka postać, ale w pamięci i sercach absolwentów naszej szkoły wciąż żyje.

Niech Mu pokój będzie na wieki.

<<<powrót do spisu treści

&&

Anna Kamieńska w moim życiu

Ireneusz Kaczmarczyk

Kilka lat temu miałem przyjemność uczestniczyć w wyjątkowym wydarzeniu kulturalnym, poświęconym życiu i twórczości nieżyjącej już poetki Anny Kamieńskiej. Na specjalne zaproszenie Powiatowej Biblioteki Publicznej w Krasnymstawie przyjechał syn poetki Paweł Śpiewak - profesor Uniwersytetu Warszawskiego.

Z synowskimi wspomnieniami przenosimy się w czasie do ciepłego, życzliwego domu poetki, pachnącego świeżo parzoną kawą, wypełnionego stosami książek, świątków ludowych i rzeźb. Poznajemy naszą bohaterkę prywatnie: widzimy jak odpoczywa z książką w ręku, czytając namiętnie kryminały, chodzi do kina, z pasją uczy się języków obcych. Pod koniec życia, gdy religia staje się dla niej bardzo ważna, poznaje język hebrajski, by móc rozmawiać z Bogiem w Jego ojczystym języku. Poznajemy tytana pracy, osobę wspaniale zorganizowaną, o czym niewątpliwie świadczy jej dorobek literacki - niemal sto opublikowanych książek: zbiorów poezji, opowiadań, powieści, refleksji, wspomnień, esejów i felietonów o poezji, przekładów, opracowań redakcyjnych, wierszy, opowiadań i powieści dla dzieci oraz książek o tematyce religijnej. Wspominając matkę, syn wielokrotnie podkreśla, że żyła ona poezją, a w jej wierszach zawarte jest całe jej życie. Wspomnienia o wyjątkowej matce zostały ubrane w wiersze poetki w interpretacji ukochanego syna Pawła Śpiewaka.

Podczas spotkania mówiono o szczególnej więzi duchowej oraz wieloletniej przyjaźni Anny Kamieńskiej z ks. Janem Twardowskim - świadkiem duchowej przemiany poetki z osoby niewierzącej w osobę nawróconą. Ks. Twardowski uważał, że w życiu nie ma przypadkowych spotkań, głęboko wierzył, że spotkanie z Anną było darem od Boga. To właśnie jej zadedykował swój piękny wiersz pod tytułem Śpieszmy się. W poetyckim dialogu z poetą Kamieńska napisała: Nikogo nie zdążyłam kochać, choć bardzo się spieszyłam - (fragment wiersza zatytułowanego Puste miejsca).

Na zakończenie spotkania goście otrzymali wybór wierszy poetki z osobistą dedykacją autora wyboru, Pawła Śpiewaka, który we wstępie napisał: Poetę czeka zazwyczaj jeszcze jedna śmierć: jego/jej wiersze przykrywają nowe tomiki poezji, kolejne wieczory i konkursy literackie. Odchodzi w niepamięć poezja. Ten wybór z ową niepamięcią się zmaga. Anna Kamieńska ma nam coś ważnego do przekazania i wierzę, że może istnieć w świadomości kolejnych pokoleń.

O Annie Kamieńskiej

Urodziła się 12 kwietnia 1920 roku w Krasnymstawie. Była córką Tadeusza Kamieńskiego - inspektora wodociągów miejskich w Lublinie i Marii Romany Cękalskiej. Ponieważ ojciec umarł wcześnie, cały ciężar wychowania czterech córek spoczął na matce. Dzieciństwo i młodość spędziła w Lublinie i Świdniku. Uczęszczała do Szkoły Powszechnej im. Marii Konopnickiej, a następnie do Gimnazjum Unii Lubelskiej w Lublinie. Przyjaźniła się wówczas z poetką Julią Hartwig, córką znanego fotografa lubelskiego. W 17. roku życia rozpoczęła naukę w Liceum Pedagogicznym im. Elizy Orzeszkowej w Warszawie. Już w czasie okupacji zdała maturę na tajnych kompletach i rozpoczęła studia na wydziale polonistycznym na tajnym Uniwersytecie Warszawskim. Podczas okupacji zmuszona była opuścić Lublin, z najbliższą rodziną zamieszkała w Świdniku, potem w Adampolu. Mieszkając w Adampolu, pracowała w nadleśnictwie, kształciła się oraz sama udzielała konspiracyjnych lekcji. Współpracowała z drużyną świdnickich harcerzy, kierowaną przez Henryka Szcześniewskiego Żurawia. Wspólnie organizowali tajne nauczanie wśród okolicznej młodzieży i wydawali konspiracyjną gazetkę Jeszcze Polska nie zginęła. Zaraz po wojnie studiowała filologię klasyczną na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Po wyjeździe z Lublina kontynuowała studia na Uniwersytecie Łódzkim.

Pierwsze próby poetyckie podjęła jako 14-latka na łamach wydawanego przez Józefa Czechowicza Płomyczka. Zadebiutowała w tygodniku Odrodzenie. Pierwszy tom wierszy Wychowanie wydała w Spółdzielni Wydawniczo-Handlowej Książka i Wiedza. Poetka została członkiem Lubelskiego Oddziału Związku Zawodowego Literatów Polskich. Pracowała w redakcji tygodnika Wieś, Nowa Kultura, w miesięczniku Twórczość. Utwory dla dzieci publikowała w Płomyczku i Świerszczyku. W 1948 roku wyszła za mąż za poetę i tłumacza Jana Śpiewaka, z którym miała dwóch synów: Jana Leona - dziennikarza, pisarza i działacza społecznego oraz Pawła. Wraz z mężem zajęła się współczesną poezją ludową. Przekładała poezję rosyjską, serbską, chorwacką. Współpracowała z Nowinami Literackimi i Wydawniczymi, Życiem Literackim, Nowymi Książkami, Orką, a także Tygodnikiem Literackim.

W 1967 roku mąż poetki zachorował na raka i zmarł 22 grudnia tego samego roku. Poetka bardzo przeżyła jego śmierć i wiele lat była w żałobie. W tym czasie przyjaźniła się z ks. Twardowskim, którego poznała w połowie lat 50. Wspólnie prowadzili rozważania na temat literatury, wiary, Boga i Ewangelii. Często w towarzystwie księdza odwiedzała grób męża na Powązkach. Wspomnienia tych wizyt odnajdziemy na kartach Notatnika:

Już dziesięć lat tak chodzimy wśród grobów. Ksiądz Jan przyniósł na grób Janka pęk bzu. Zdziwiłam się, że jeszcze istnieje bez. My idziemy, odchodzimy, a kwiaty zostają takie same i noszą takie same imiona.

Pod koniec życia poetka zwróciła się w kierunku twórczości religijnej. Związała się ze środowiskiem wydawnictwa W drodze, założonym przez Dominikanów. Brała także udział w tłumaczeniu dawnej poezji chrześcijańskiej, przetłumaczyła biblijną Księgę Psalmów. Była sygnatariuszką protestu przeciwko zmianom w Konstytucji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. List (Memoriał 59) był sprzeciwem polskich intelektualistów wobec umieszczenia w dokumencie, między innymi artykułu o kierowniczej roli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i wieczystym sojuszu ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Podpis złożyła obok: Stanisława Barańczaka, Stefana Kisielewskiego, Leszka Kołakowskiego, Zbigniewa Herberta, Wisławy Szymborskiej i 53 innych patriotów.

Anna Kamieńska zmarła 10 maja 1986 roku w Warszawie, pochowana została na Cmentarzu Powązkowskim. Prymas Polski Józef Glemp, który celebrował uroczystość pogrzebową, nadał poetce miano Prorokini Anna. Za szczególny wkład w rozwój rodzimej kultury była wielokrotnie odznaczana i nagradzana.

Wśród bogatego dorobku literackiego Działu Zbiorów dla Niewidomych Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego udało mi się znaleźć 7 tytułów.

Intuicyjnie zacząłem od Notatnika. Znakomicie przybliża sylwetkę poetki i pozwala lepiej zrozumieć jej twórczość. Chociaż poetka nie objaśnia w nim swoich utworów, to z zamieszczonych notatek wiele dowiedziałem się na temat jej zainteresowań i wrażliwości. W setną rocznicę urodzin warto zapoznać się z refleksjami zamieszczonymi na kartach książki i może sięgnąć po Wybór wierszy...

<<<powrót do spisu treści

&&

Prawdziwa twarz Mruczysława Pazurka

Paweł Wrzesień

8 października obchodzić będziemy 110 rocznicę śmierci Marii Konopnickiej. Jej nazwisko zna każde polskie dziecko. W każdym dorosłym budzi zaś natychmiast skojarzenie z poezją patriotyczną. Paradoksem jest jednak, że bardzo niewielu z nas potrafiłoby powiedzieć o Pani Marii kilka słów jako o człowieku z krwi i kości, a przecież 68 lat, które przeżyła, wystarczyłoby na kilka bogatych w wydarzenia biografii. Znawcy literatury często zajmują wobec Konopnickiej postawy skrajne, od powszechnego choćby w międzywojniu czołobitnego brązownictwa, do popularnego współcześnie traktowania pisarki surowo i bez empatii, jakby była osobą żyjącą obecnie, nieprzystającą do nowoczesnych realiów. Dla nas niech to jednak będzie dowodem na barwność postaci Pani Marii i zachęci do spojrzenia na nią jako na wybitną osobowość swoich czasów, jednak bez encyklopedycznego chłodu i pomnikowości.

Do narodowego panteonu literackiego nie wstępuje się z urodzenia ani z urzędu, jest to kwestią osobistej pracy i dorobku. Maria Konopnicka, a wówczas jeszcze Wasiłowska, nie miała łatwego zadania już od najmłodszych lat. Dzieciństwo spędziła najpierw w Suwałkach, aby po kilku latach zamieszkać wraz z rodzicami w Kaliszu, gdzie w wieku 12 lat straciła matkę. Ojciec Józef Wasiłowski - prawnik i znawca literatury, dbał o staranne chrześcijańskie wychowanie dzieci, w domu brakowało jednak kobiecej ręki. Jako trzynastolatka Maria trafiła na pensję sióstr Sakramentek w Warszawie. Katolickie wychowanie było dla przyszłej twórczyni szkołą patriotyzmu, ugruntowanego bolesnym doświadczeniem rodzinnym. Rok 1863 przyniósł bowiem śmierć brata Marii w Powstaniu Styczniowym.

Dorosłość przynosi samodzielność i trudne wybory nie zawsze pasujące do znanego wizerunku narodowej wieszczki. W roku 1862 wychodzi za mąż za Jarosława Konopnickiego, któremu następnie urodzi aż ósemkę dzieci. W chwili ślubu ma 20 lat, co zresztą zostało ustalone dużo później. Konopnicka bowiem bardzo skwapliwie odejmowała sobie wiosen, najczęściej zaniżając swój wiek o 4-6 lat. Małżeństwo z 12 lat starszym Jarosławem nie należało do udanych. Wtedy właśnie Maria zaczęła realizować swe pasje pisarskie, czego nie akceptował mąż, zarządca dóbr ziemskich. Rola żony i matki mieszkającej przy mężu na prowincji, gdzie mieściły się majątki jego rodziny, ograniczała Konopnicką. W odróżnieniu od wielu kobiet swej epoki miała odwagę wziąć los we własne ręce. Być może ośmieliła ją pozytywna recenzja poematu W górach, napisana przez samego Sienkiewicza. W roku 1876 rozstaje się z mężem, aby rok później wraz z dziećmi zamieszkać w Warszawie, biorąc na swe barki cały ciężar ich wychowania. Oczywiście rozstanie było jedynie de facto, nie de iure, albowiem XIX wiek nie znał instytucji rozwodu. Na podziw zasługuje siła charakteru i samodzielność poetki. Na utrzymanie domu zarabiała pisaniem oraz korepetycjami, angażując się także w liczne konspiracyjne i jawne akcje społeczne. Jarosław, w kilka lat po rozstaniu z Marią, zbankrutował i sama Konopnicka musiała wysyłać mu pieniądze na podróż do Krakowa, by mógł wziąć udział w świętowaniu jubileuszu jej twórczości.

Żyjąc bez męża, nie zarzuciła życia uczuciowego. Warszawa mówiła o romansie autorki z młodszym o 17 lat dziennikarzem Janem Gadomskim. Skandal wywołała również historia Maksymiliana Gumplowicza, młodszego od Konopnickiej aż o 22 lata filozofa i historyka, którego uczucie pisarka odrzuciła. Po 2 latach starań, w akcie rozpaczy, Gumplowicz zastrzelił się w roku 1897 przed hotelem, w którym przebywała wówczas Maria. Zapewne wielu współczesnych zadziwi również fakt, że pierwsza powieść naszej bohaterki Trzy sceny dramatyczne z przeszłości z roku 1881 stanie się obiektem krytyki ze strony środowisk narodowo-katolickich, opisuje bowiem historie ludzi nauki prześladowanych przez chrześcijan. Ówczesna prasa pisała nawet, że myśl jej jest bezbożna i bluźniercza. W latach 80. była też redaktorem naczelnym kobiecego pisma Świt, którego działalność, z uwagi na dążenia liberalne i emancypacyjne, była uważana za kontrowersyjną. Była bez reszty oddana potomstwu, co opisywała słowami: Stronnictwem, do którego należę duszą i ciałem, są dzieci moje. Faktem jest jednak, że po umieszczeniu najmłodszej z córek w szkole wyniosła się z Warszawy i oddała swej kolejnej pasji, którą były podróże. Dzieliła swój czas między Wenecję, Kraków, Zakopane, Monachium i kilka innych miast, a dzieci wspomagała finansowo i nadzorowała, jednak już zawsze z pewnej odległości.

Kolejne lata ukierunkowały twórczość Konopnickiej w nurcie patriotyczno-katolickim. Podobnie jak inni wielcy pisarze swej epoki tworzyła ku pokrzepieniu serc. Nie wszystkim jest wiadome, że wdzięczni rodacy, w czynie społecznym, podarowali pisarce dworek w Żarnowcu, stanowiący odtąd jej dom. Pani Marii niestety daleko było do spokojnej egzystencji. Twórczość narodowa spotykała się z niechęcią władz zaborczych. Wiele troski przysporzyły Pani Marii w jesieni życia także dorosłe dzieci. Córka Helena, ponoć niezwykle piękna, została oskarżona o wiele zuchwałych kradzieży. Uciekając przed odpowiedzialnością, sfingowała własne samobójstwo. W pewnym momencie podjęła nawet próbę targnięcia się na życie matki. Helenę uznano ostatecznie za niepoczytalną i umieszczono w zakładzie opiekuńczym. W wieku 27 lat umiera na zapalenie ślepej kiszki najstarszy syn Tadeusz. Zgryzoty nie szczędziła też rodzicielce najmłodsza córka Laura, pragnąca wybrać zawód aktorki, uważany wówczas za nieprzystojący kobiecie z dobrego domu. W 1890 roku pisała do córki: Zdaje mi się, że już tylko jednej kropli brakuje, żeby mnie w grób wepchnąć. Strzeż się, Lorko, aby ta kropla z Twojej ręki nie padła. Podobnie jednak jak matka, Laura poszła w końcu własną drogą.

Ostatnie 20 lat życia pisarki to także przyjaźń z malarką i emancypantką Marią Dulębianką, która zamieszkała nawet w żarnowieckim dworku. Wspólnie jeździły po świecie, a przyjaciółka stała się też jej portrecistką. W 1910 roku zorganizowała również pogrzeb Marii. Co ciekawe, duchowieństwo Lwowa wraz z biskupem Bandurskim odmówiło swego udziału w pogrzebie, uznając, iż Konopnicka nie była prawowierną katoliczką.

Twórczość Pani Marii stanowi dość spójną całość. Nasz czytelnik może się z nią zapoznać choćby poprzez zbiory biblioteki DZDN. Za złożony Marii Konopnickiej hołd można uznać mającą miejsce już po śmierci autorki dyskusję nad wyborem hymnu odrodzonej w 1918 roku Rzeczypospolitej. Rota rywalizowała tu z Mazurkiem Dąbrowskiego i Warszawianką. Mimo wyboru Mazurka, sam udział Roty w takim plebiscycie stanowił ogromny wyraz uznania. Każdy czytelnik powinien zaś samodzielnie rozważyć, czy w życiu osobistym Konopnickiej przeważała postawa obrony tradycji, czy też emancypacji i niezależności. Ze swojej strony poddaję pod rozwagę również pytanie, czy gdyby nie fakt przynależności do tak zwanej słabej płci, Maria Konopnicka nie byłaby dziś uznawana za jednego z narodowych wieszczów?

Czytelnikowi winien jestem jeszcze wyjaśnienie tytułu niniejszego tekstu. Mruczysław Pazurek był jednym z pseudonimów artystycznych autorki, tak uroczym, iż uległem pokusie jego wyeksponowania.

<<<powrót do spisu treści

&&

Mroczne zakamarki Darknetu

Alicja Nyziak

Ochoczo, w poczuciu bezpieczeństwa zaglądasz Czytelniku na Facebooka, Twittera, YouTuba, Instagrama. Super, jesteś na topie z mediami społecznościowymi. Jednak czy wiesz, jak groźny może być ów wirtualny świat? Buszujesz w sieci, szukając informacji, robiąc zakupy, ale czy masz świadomość, jak niebezpieczny jest Internet?

Jeśli nie, zapraszam, sięgnij po trylogię Jakuba Szamałka Ukryta sieć. Gdy piszę te słowa w GBPiZS dostępne są dwie części trylogii. Pierwsza - Cokolwiek wybierzesz i druga Kimkolwiek jesteś. Autor uświadamia, jak niebezpieczne mogą okazać się nowoczesne technologie. Wszystko jest w porządku, jak długo człowiek nie wyróżnia się z grona użytkowników. Diametralna zmiana następuje, gdy tajemniczy ktoś weźmie nas na wirtualny celownik.

Główna bohaterka, dziennikarka portalu plotkarskiego - Julita Wójcicka rozpoczyna prywatne śledztwo. W wypadku ginie Ryszard Buczek, pomysłodawca i realizator popularnego programu dla dzieci. Wójcicka szuka materiałów o aktorze, ale ze zdumieniem odkrywa, że jest ich bardzo mało. Nagle otrzymuje ostrzeżenie, które ignoruje. No, bo co jej może zrobić ktoś na odległość? Szybko przekonuje się, że błyskotliwy haker może wszystko. Jednym kliknięciem niszczy dotychczasowe życie dziennikarki. Wójcicka nie poddaje się. Uparcie, z determinacją drąży dalej. Ambicja granicząca z obsesją pcha ją do dalszego, coraz bardziej niebezpiecznego działania. Wreszcie haker, Emil Chorczyński odkrywa przed nią karty. On ginie, ale jej przekazuje zgromadzone materiały dotyczące pedofilskiej siatki. Wójcicka pisze serię artykułów, które w Sieci robią zawrotną karierę. Promuje swoją pierwszą książkę. Zadowolona z sukcesu, spełniona, nie ma pojęcia, że uległa manipulacji. Rok po śmierci Chorczyńskiego otrzymuje od niego ostatniego e-maila. Haker informuje ją, że przez rok napisany przez niego program Demon promował jej teksty w Internecie. Teraz pora na kolejny krok Julity w jego śledztwie. Jeśli odmówi, wirtualne roboty przestaną lajkować jej artykuły. Kliknij Tak lub Nie. Wójcicka klika… i tak rozpoczyna się druga część pt. Kimkolwiek jesteś. Otrzymuje kolejne materiały, w których jest malutki plik z adnotacją - sprawdź. Dziennikarka sprawdza i odkrywa materiał o śmierci camgirl z Mińska Mazowieckiego. Kobieta została uduszona na oczach tysięcy internautów. Niespodziewanie ten trop prowadzi dziennikarkę do spisków politycznych, manipulacji wyborczych oraz hakerskich zlotów.

Ukryta sieć trzyma w napięciu do ostatnich chwil. Jednak, co najważniejsze, skłania do refleksji nad wirtualnym światem, który odgrywa coraz większą rolę w naszym codziennym życiu. Autor ukazuje proste metody manipulacji, jakim poddawani są internauci; bezpardonowe działanie portali plotkarskich, które dla pieniędzy i popularności gotowe są zniszczyć każde życie. Zapyta ktoś, po co to wszystko? Odpowiedź jest prosta - dla władzy!

Czytając serię Jakuba Szamałka, zajrzałam pod powierzchnię Internetu i przekonałam się, że hakerskie zloty, osławiony Darknet, to nie dla mnie. Zapewniam, że ta seria to trzymający w napięciu thriller, niemający nic wspólnego z science fiction.

Słowo o autorze

Jakub Szamałek jest absolwentem Oksfordu, doktorem archeologii śródziemnomorskiej Uniwersytetu w Cambridge. Jest stypendystą Fundacji Billa i Melindy Gatesów. Pisarz, scenarzysta i producent serii gier Wiedźmin.

<<<powrót do spisu treści

&&

Na pewno tu wrócę!

Teresa Dederko

Jeszcze gdy byłam uczennicą szkoły w Laskach, z prawdziwą pasją lubiłam zwiedzać muzea. Podczas wakacyjnych wyjazdów harcerskich nasza druhna drużynowa, siostra Blanka, jak tylko była taka możliwość, organizowała dla nas wyjścia do różnych regionalnych muzeów. Już w starszych klasach szkoły podstawowej w ramach Sekcji Kultury działała podsekcja archeologiczna, do której należałam. Na zajęciach czytaliśmy artykuły o odkryciach archeologicznych, ale też mieliśmy możliwość obejrzenia Pracowni Konserwacji Zabytków Muzeum Archeologicznego.

Zaszczepiona w dzieciństwie pasja zwiedzania pozostała mi do dziś, więc jak tylko jestem w nowym dla mnie mieście, szukam najbardziej charakterystycznego muzeum dla tej miejscowości.

Podczas tegorocznych wakacji nad Bałtykiem zamarzyła mi się wycieczka do Europejskiego Centrum Solidarności.

Jak wspomniałam, w zwiedzaniu obiektów muzealnych mam duże doświadczenie i mogę dokonywać szerokich porównań.

Europejskie Centrum Solidarności zachwyciło mnie już na samym początku, kiedy wręczono mi odbiornik do audiodeskrypcji. Stałą wystawę mogłabym przy pomocy lektora zwiedzać samodzielnie, gdyż oprócz opisu najważniejszych eksponatów otrzymywałam wskazówki dotyczące przemieszczania się, np. na ukos w prawo przejdź 7 kroków i znajdziesz się w następnej Sali.

Wystawa stała poświęcona jest historii Solidarności, która ściśle wiąże się z moimi osobistymi wspomnieniami, więc może i z tego powodu zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przeżywałam na nowo entuzjazm, jaki towarzyszył w roku 1980 powstawaniu ogólnospołecznego ruchu oporu przeciw władzom komunistycznym, strajkom obejmującym coraz większą liczbę zakładów pracy, wreszcie rozmowom z rządem i podpisaniu porozumień sierpniowych. Niestety w kolejnej sali wystawowej usłyszałam przemówienie Wojciecha Jaruzelskiego ogłaszającego wprowadzenie w całym kraju stanu wojennego. Rozpoczęły się internowania, pacyfikacje i aresztowania. Idąc za głosem lektora, obeszłam samochód milicyjny służący do przewożenia więźniów i trafiłam do tajnej drukarni, którą znałam z autopsji, bo właśnie taka znajdowała się w piwnicy kamienicy, w której mieszkałam na warszawskiej Starówce. W końcu dotarłam do roku 1989. I gdyby nie obostrzenia związane z pandemią, mogłabym zająć miejsce przy okrągłym stole, przy którym ponad 30 lat temu obrady prowadziły: strona rządowa, przedstawiciele NSZZ Solidarność z Lechem Wałęsą na czele i obserwatorzy z ramienia kościoła oraz doradcy solidarnościowi.

Od razu pomyślałam, że i obecnie przydałby się taki okrągły stół, przy którym spotkaliby się politycy z różnych opcji i spróbowaliby porozumieć się ponad podziałami dla wspólnego dobra.

Przemieszczając się ścieżką zwiedzania, można dotykać wielu przedmiotów, co jednak teraz było niemożliwe.

Sam budynek muzeum jest bardzo nowoczesny, jego bryła przypomina kadłub statku. Pierwszych gości przyjął w 2014. roku, a dwa lata później Europejskie Centrum Solidarności zostało uhonorowane Nagrodą Muzealną Rady Europy. Zdaniem jury udało się ECS stworzyć z historii związku zawodowego Solidarność silne i poruszające źródło inspiracji dla aktywności i zaangażowania obywatelskiego. A to miejsce łączy historię z codziennością, tworząc pomost między kulturą a demokracją.

Uważam, że bez względu na poglądy polityczne każdy powinien odwiedzić to miejsce, aby w przystępny sposób poznać ważne wydarzenia z naszej historii. Centrum organizuje wiele konferencji i warsztatów przede wszystkim dla młodzieży, ale też dla osób niewidomych.

Ja z pewnością jeszcze tu nie raz wrócę, ponieważ w ciągu paru godzin nie można na dłużej zatrzymać się w poszczególnych salach, a jeszcze są do zwiedzenia wystawy czasowe, taras na dachu i ogród zimowy. Poza tym gdy zwiedzałam ze słuchawkami na uszach, pomijałam głośniki, z których dobiegały różne przemówienia i relacje ze spotkań warte posłuchania.

Bilet dla osoby niewidomej kosztuje 20 zł, ale są to dobrze wykorzystane pieniądze.

<<<powrót do spisu treści

&&

Warto posłuchać

Izabela Szcześniak

Nadia Murat, Jeanna Krajewski Ostatnia dziewczyna. O mojej niewoli i walce z państwem islamskim.

Nadia Murat urodziła się w 1993 roku. Była Jezydką. Wraz ze swoją liczną rodziną mieszkała w wiosce położonej w Iraku. Państwo islamskie porywało ludzi i zwierzęta ze wsi zamieszkałych przez Jezydów. Choć Jezydom było ciężko, trwali przy swojej religii. Pracowali i starali się normalnie żyć.

W sierpniu 2014 roku bojownicy AIZIS napadli na wioskę, w której mieszkała Nadia. Doszło do zamordowania prawie wszystkich mężczyzn. Nadia wraz ze swoimi siostrami i bratanicami została niewolnicą seksualną bojowników AIZIS. To, co przechodziła, było nieludzkie. Dziewczynę gwałcono ze szczególnym okrucieństwem.

Na szczęście Nadii udało się uciec. Dobrzy ludzie z arabskiej rodziny przyjęli dziewczynę do swojego domu. Następnie pomogli jej dostać się do Kurdystanu, gdzie przebywał jej brat. Nadia zamieszkała w obozie dla uchodźców. Udało jej się spotkać z siostrami, które tak jak Nadia uciekły z niewoli u bojowników AIZIS.

W 2015 roku Nadia wraz z siostrą wyemigrowała do Niemiec. Została aktywistką walczącą o prawo Jezydów do wolności. Jednak tęsknota za Irakiem i rodzinnym domem nie pozwoliły Nadii przebywać w Niemczech. W 2017 roku postanowiła wrócić do swojej ojczyzny.

Książka o losach Nadii Murat bardzo poruszyła me serce. Myślę, że bohaterce powieści pomógł Bóg. Nadia musiała żyć, by walczyć o wolność dla Jezydów.

Polecam, Nadia Murat, Jeanna Krajewski Ostatnia dziewczyna. O mojej niewoli i walce z państwem islamskim, czyta Patrycja Szczepanowska, książka dostępna w formacie Czytak.

<<<powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

&&

Szczęście odnalezione zmysłami (część 2)

Iwona Włodarczyk

Już po powrocie do domu zaczynam eksperymenty z dotykiem, zamykam oczy i przesuwam palcami po różnych przedmiotach; bardzo szybko moje palce zaczynają wyczuwać różnice między materiałami z jakich zostały one wykonane. Będąc w pracy, również kontynuuję ten eksperyment. Im dłużej to robię, tym bardziej wyczulone stają się moje opuszki palców, wychwytując nawet niewidoczne dla oczu drobiazgi, takie jak na przykład maleńki supełek w materiale bluzki.

Całe sobotnie przedpołudnie grzmiało, a teraz rozpadało się na dobre, pogoda sprawiła, że nie mam ochoty na nic. Siedzę więc w fotelu i tępo wpatruję się w krople deszczu spływające po szybach, a moje myśli, nie wiedzieć czemu, z uporem podążają do Piotra. Wiem już, że mieszka sam, pracuje i wszystkie bieżące sprawy stara się załatwiać samodzielnie.

Mieliśmy wybrać się na kolejny spacer, lecz z powodu padającego deszczu chyba będziemy musieli z niego zrezygnować. Gdy tylko ta myśl dociera do mnie, robi mi się jakoś smutno, lecz ten stan nie trwa długo, bo do moich uszu dobiega dźwięk domofonu, a w słuchawce słyszę - hej, wiem, że pada i ze spaceru nic nie wyjdzie, jednak obiecałem ci niespodziankę i mam zamiar dotrzymać słowa. Proszę, ubierz się i zejdź na dół. Pomimo mojego zaproszenia Piotrek nie chce wejść do mnie, mówi, żebym wzięła tylko klucze, bo nie będziemy szli daleko. Tak więc zaintrygowana jego prośbą już po minucie opuszczam swoje mieszkanie. Okazuje się, że celem naszej wędrówki jest mieszkanie Piotra, w którym panuje wręcz wzorowy porządek, co mnie trochę zawstydza. Muszę przyznać sama przed sobą, że w porównaniu z nim jestem bałaganiarą, do czego się przed nim przyznaję, lecz on się tylko uśmiecha i mówi - nie myśl sobie, że zawsze byłem taki porządnicki, niejeden raz szukałem dokumentów, kluczy a nawet skarpet. Obecnie nie mogę sobie na taki chaos pozwolić, ponieważ te resztki widzenia, które mam, nie pozwalają mi na szybkie odnalezienie czegokolwiek.

Każda rzecz w moim mieszkaniu ma swoje miejsce. Siedząc przy kuchennym stole, patrzę jak sprawnie porusza się, parzy kawę, nakłada na talerzyki ciasto, a następnie wszystko stawia na stole. Widząc to, postanawiam nie narzucać się z pomocą, mam wrażenie, że nie odebrałby tego dobrze. Zdążyłam się już zorientować, że stara się być samodzielny, a uporu mu nie brakuje.

Opowiadam o moich ćwiczeniach z dotykiem i wtedy Piotr oświadcza mi, że czas na kolejny eksperyment. Prosi, abym zamknęła oczy i zaczyna krzątać się przy szafce. Po chwili do mojego nosa zaczyna dolatywać zapach mięty, który zmienia się w aromat bazylii i tak testujemy kolejne zapachy, na koniec czuję słodki zapach pomarańczy, otwieram oczy i widzę przed sobą na talerzyku cząstki tego owocu. Dla mnie zapachy po prostu są, lecz teraz dociera do mnie, w jaki sposób pomocne są Piotrowi. Zabawa ze zmysłem węchu była przednia, tak więc niespodzianka się udała.

Spotykamy się coraz częściej, a ja z każdym spotkaniem uczę się coraz więcej. Kolejnym zmysłem, który Piotr postanowił ze mną poćwiczyć, jest słuch. W tym celu wybraliśmy się na łono przyrody, gdzie pośród drzew z zamkniętymi oczami słuchałam śpiewu ptaków, trzaskania gałązek poruszanych wiatrem, a kiedy przenieśliśmy się nad strumyk, do moich uszu zaczęły docierać szelesty traw, plusk wody oraz trzepot skrzydełek owadów.

- To jest mój świat. Wcześniej, kiedy jeszcze widziałem, nie zwracałem uwagi na takie drobiazgi, wciąż w biegu, ciągle zajęty, i do głowy by mi nawet nie przyszło, że nastanie dzień, kiedy moje oczy nie będą w stanie dojrzeć przedmiotu leżącego tuż obok mnie - mówi Piotr, a ja zdaję sobie sprawę z tego, że również nie zawsze zwracam uwagę na otaczające mnie piękno.

Ostatnie dni lipca przynoszą ze sobą zmianę w zachowaniu Piotrka, stał się jakiś nerwowy, a moją propozycję wycieczki w góry zbył złym samopoczuciem. Nie mam pojęcia, co mam o tym myśleć i dopiero od Kai dowiaduję się, że na początku sierpnia będzie miał konsultację okulistyczną, na którą czekał bardzo długo, a z którą wiąże duże nadzieje.

- Nie wiem, czy nie chce zapeszyć, czy po prostu obawia się diagnozy i to go zżera od środka. Powiedział o tym jedynie Kajtkowi i to tylko dlatego, że chce, żeby ten go zawiózł na badania. Wymusił na Kajtku obietnicę, że nawet ja się o niczym nie dowiem; jednak przypadkiem usłyszałam ich rozmowę.

Słowa przyjaciółki uzmysłowiły mi, jak duży stres musi targać jego uczuciami, lecz nie bardzo wiedziałam, w jaki sposób mam mu pomóc. Uznałam, że najlepiej będzie, kiedy uzbroję się w cierpliwość i poczekam aż sam się przede mną otworzy.

Nie czekałam długo, bo już piątego lipca Piotr niespodziewanie zapukał do moich drzwi, a jego strapiona mina od razu powiedziała mi, że nie jest to kurtuazyjna wizyta.

Usiadł przy stole i w trakcie, gdy ja parzyłam kawę, on nerwowo kręcił się na krześle. Otwierał usta, po czym zaraz je zamykał, widać było, że walczy z sobą; w końcu się przełamał i oznajmił mi, że ma nie lada problem. Otóż za dwa dni ma wizytę w klinice okulistycznej, miał go tam zawieźć Kajtek, lecz się nagle rozchorował i nie może z nim pojechać.

- Ja wiem, że masz pracę i możesz nie zechcieć tłuc się pociągiem przez pół Polski, jednak tak wyszło, że nie bardzo mam z kim pojechać. Wiem, miałem powiedzieć ci o wszystkim dużo wcześniej, jednak tego nie zrobiłem, teraz mi tylko pozostaje mieć nadzieję, że się na mnie nie obraziłaś, i zgodzisz się być moim przewodnikiem.

Słuchając tych słów, uzmysłowiłam sobie, jak naprawdę trudno żyje się niewidomej osobie, bo o ile w domu i miejscu zamieszkania jest ona w miarę samodzielna, to w nieznanym terenie o tym nie może być mowy.

Nie umiem i nie chcę odmówić, ponieważ już od jakiegoś czasu Piotr stał się dla mnie kimś bliskim, kimś na kim mi zależy.

Podróż pociągiem niemiłosiernie się dłuży, a żadne z nas nie ma ochoty na rozmowę. Emocje targające moim towarzyszem, są wręcz namacalne i gdyby nie to, że nie ma szans na samodzielne poruszanie się po pociągu, to z pewnością wędrowałby tam i z powrotem. Biorę jego dłoń w swoje ręce i czuję, że napięcie zaczyna go powoli opuszczać.

W klinice podchodzi do nas pielęgniarka, z którą Piotr znika za drzwiami gabinetu, a ja siadam na pobliskim krześle i zaczynam zastanawiać się nad wydarzeniami z ostatnich kilku miesięcy. Dociera do mnie, że od momentu poznania Piotra ja sama zaczęłam się zmieniać; to co do tej pory uważałam za ważne, zeszło na dalszy plan. Nie pędzę już na złamanie karku, cieszą mnie drobiazgi oraz piękno otaczającego mnie świata, a co najważniejsze - bardziej niż kiedykolwiek dostrzegam potrzeby osób niepełnosprawnych.

Z gabinetu wychodzi pielęgniarka, pozostawiając za sobą uchylone drzwi i wtedy do moich uszu dobiega głos lekarza, jego brzmienie pozwala mi domyślić się, że nie jest dobrze.

- Panie Piotrze, proszę być dobrej myśli, nie jest gorzej i może za kilka miesięcy lub lat coś się zmieni. Ma pan przy boku żonę, która pana wspiera, jest pan młodym, silnym człowiekiem, który z uporem dąży do celu, wierzę w pana cierpliwość. Na dzień dzisiejszy niestety nie jestem w stanie dla pana nic zrobić. Po wypowiedzi profesora słyszę, jak Piotr za pomocą laski próbuje odnaleźć drogę do drzwi; energicznym ruchem je otwieram, podaję Piotrowi ramię i skinąwszy głową profesorowi, prowadzę go do wyjścia.

Wyszliśmy przed budynek i dopiero wtedy Piotrek się do mnie odezwał:

- Nie wiem, ile słyszałaś z tego, co mówił profesor, przepraszam, że nie sprostowałem tego, co powiedział o tobie.

Po tych słowach znów zamilkł, a ja, widząc w pobliżu park, skierowałam nas w jego stronę. Usiedliśmy w cieniu kasztanowca, odłożyłam laskę, biorąc jego dłonie w swoje, oświadczyłam mu, że to tylko słowa i to co sobie inni wyobrażają, tak naprawdę nie ma znaczenia, dodając - nie wiem, jak i kiedy to się stało, ale jesteś dla mnie kimś bliskim, na kim mi bardzo zależy, i niech ci nie przyjdzie do głowy zapomnieć o tym, że jestem przy tobie gotowa cię wspierać.

Od powrotu z badań minął tydzień, a Piotr milczał jak zaklęty i już zaczynałam się o niego niepokoić, gdy do mnie zadzwonił z zaproszeniem na wieczorny spacer, podczas którego wyjaśnił mi swoje tygodniowe milczenie.

- Wiesz Aniu, musiałem sobie to wszystko poukładać w głowie. Jadąc na konsultację, miałem nadzieję, że może da się jeszcze coś zrobić i chociaż trochę mój wzrok się poprawi. Lekarze sami do końca nie wiedzą, jak to się dzieje, niby powinienem widzieć znacznie lepiej, a tu nic z tego. Jak na razie są bezradni, więc pozostaje tylko czekanie. Trudno jest pogodzić się z tym, że jest się zależnym od innych, każdy przecież ma własne sprawy. Między innymi dlatego nie mówiłem ci o tym wyjeździe.

To co mi powiedziałaś w parku, jest dla mnie bardzo ważne, ty również jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, kto dodaje mi sił do pracy nad sobą.

Proszę Piotra o kontynuację ćwiczeń z zakresu poznawania świata osób niewidzących, na co w odpowiedzi słyszę, że czeka mnie kolejna z serii niespodzianek, i chociaż ciekawość mnie zżera, to nie udaje mi się nic więcej z niego wyciągnąć.

Jestem na zapleczu sklepu, gdzie od rana robię porządki, zmęczenie powoli zaczyna dawać mi się we znaki i najchętniej poszłabym już do domu, lecz z tego co słyszę, to pomimo iż jest pięć minut przed zamknięciem, w sklepie pojawił się jeszcze jeden klient. Opuszczam magazynek i nie mogę uwierzyć własnym oczom, przy ladzie stoi Piotr, a na jego głowie sterczą w różnych kierunkach krótko przystrzyżone włosy. Minę chyba mam nieciekawą, bo moja pracownica daje mi kuksańca w bok i z figlarnym uśmiechem znika na zapleczu.

Piotr tylko przez chwilę jest nieświadomy mojej obecności, odwraca się w moją stronę, mówiąc - twoje perfumy mówią mi, że tu jesteś, czyżbym cię zaskoczył?

Jedyne co mogę w tej chwili wydusić z siebie to tylko pytanie o to, co zrobił z włosami. On przesunąwszy dłonią po głowie, wzdycha i z łobuzerskim uśmieszkiem pyta: - czy nie podoba ci się moja stylowa fryzura?

Zamykam sklep i spacerkiem idziemy w stronę przystanku.

- Przyszedłem specjalnie po to, aby ci zdradzić jaką niespodziankę tym razem przygotowałem. Otóż zabieram cię do teatru, będziesz miała okazję zobaczyć, w jaki sposób ja oglądam spektakle.

Nie bardzo wiem, co ma na myśli, owszem słyszałam trochę o audiodeskrypcji, jednak tak naprawdę niewiele o niej wiem, i już się nie mogę doczekać. Muszę jednak uzbroić się w cierpliwość i poczekać na rozpoczęcie nowego sezonu.

Tymczasem Kajtek powrócił do zdrowia i zaczynała go rozpierać energia, tak więc z Kają wymyślili ognisko. Na samą myśl o pieczonych kiełbaskach miałam wrażenie, że zaraz ślinka mi pocieknie, więc czym prędzej wybrałam się po zakupy. Zaopatrzona w prowiant zjawiłam się w mieszkaniu Piotra, wypiliśmy kawę, a gdy umyte filiżanki znalazły się na suszarce, opuściliśmy mieszkanie.

Ogród Kajtka był pełen kolorów i zapachów, a nadchodzący wieczór niósł z sobą powiew chłodu, co po upalnym dniu dawało wszystkim chwile wytchnienia. Nadeszła noc, a my staliśmy obok palącego się ogniska, piekąc nad ogniem kiełbaski, zapach kusił, pobudzając nasze apetyty.

Rozleniwieni siedzieliśmy na trawie, słuchając cykania świerszczy, gdy Kaja zapytała: - A wy to już doszliście do tego, kiedy po raz pierwszy się spotkaliście?

- Wiesz, długo nad tym myślałem, lecz za żadne świata skarby nie mogłem sobie tego przypomnieć - odpowiedział Piotr, a ja zupełnie nie mogłam zrozumieć o czym oni mówią.

- Widzę, że do odświeżenia pamięci potrzebna jest wam nasza pomoc. Co prawda mnie przy tym nie było, jednak każde z was opisało nam to samo zdarzenie. Przypomnijcie sobie pewien czerwcowy dzień, kiedy to ty Aniu spieszyłaś się na autobus, i wybiegając ze sklepu wpadłaś w objęcia pewnego pana… Po tych słowach nagle mnie olśniło i całe zdarzenie stanęło mi przed oczami. Nie mogłam wprost uwierzyć, że owym facetem był Piotr.

Jeszcze tego samego dnia Piotrek opowiedział o nim Kajtkowi, a następnego dnia ja zdałam relację Kai. Przyjaciele mieli dobrą zabawę, słysząc, jak Piotr usiłuje przypomnieć sobie, gdzie też mnie wcześniej spotkał.

- Nie dziwi mnie to, że nawet nie zauważyłaś na jakiego przystojniaka wpadłaś, bo do niedawna byłaś jak struś pędziwiatr - mówiła Kaja, zanosząc się od śmiechu.

Lato powoli przechodzi w jesień, a my spędzamy ze sobą coraz więcej czasu. Nadchodzi dzień, kiedy to mamy razem udać się do teatru. Jestem podekscytowana, a dzień jak na złość niemiłosiernie się wlecze. Z pracy wyjątkowo wychodzę przed personelem i w domu funduję sobie długą, gorącą kąpiel. Żadna z moich sukienek nie wydaje mi się dostatecznie dobra na taką okazję, lecz nie mam czasu na bieganie po sklepach, decyduję się na czarną klasyczną sukienkę do kolan, robię delikatny makijaż i nie pozostaje mi już nic innego jak tylko czekanie na mojego towarzysza.

Piotr w koszuli i garniturze prezentuje się oszałamiająco, czego nie są w stanie nawet popsuć sterczące na wszystkie strony włosy. Co prawda zdążyły już odrosnąć, jednak w żaden sposób nie dają się ujarzmić.

Po przekroczeniu progu teatru mój towarzysz kieruje mnie do stolika, skąd od młodej kobiety odbiera niewielki przedmiot. Po drugim dzwonku Piotrek wyjaśnia, do czego służy ów przedmiot i w jaki sposób mam z niego skorzystać. Nakładam więc słuchawkę na ucho i po trzecim dzwonku w owej słuchawce lektor zaczyna opisywać scenografię, ubiór oraz wygląd postaci, które będą uczestniczyły w przedstawieniu.

Zgodnie z sugestią Piotra zamykam oczy i zaczynam się skupiać na tym, co słyszę. Opisy są proste, ale bardzo sugestywne, wyobraźnia zaczyna galopadę i przed moimi oczami pojawiają się obrazy. Jestem zafascynowana, lecz w pewnym momencie przypominam sobie, że Piotr tych obrazów nie widzi, ponieważ słuchawka zamiast na jego uchu zawieszona jest na moim. Szybko więc przekazuję mu ją i skupiam się na grze aktorów. Ta niesamowita lekcja pokazała mi, w jaki sposób mogę robić opisy dla Piotra, tak aby jego wyobraźnia mogła tworzyć obrazy najbardziej zbliżone do rzeczywistości.

Moje życie, choć stopniowo, to jednak zaczyna ulegać znacznym zmianom. Dostrzegam drobiazgi, na które wcześniej nawet nie zwróciłabym uwagi, a odkąd Piotrek zaczął mnie odwiedzać, ja automatycznie nabrałam nawyku odkładania wszystkiego na swoje miejsce, i moje mieszkanie tak jak i ja niezauważalnie przeszło metamorfozę.

Piotr pomimo swojej niepełnosprawności realizuje swoje pasje, a ja z przyjemnością mu w tym pomagam. Jedną z nich są wędrówki po górach, na które do tej pory nie bardzo miałam ochotę, lecz teraz każda taka wyprawa przyprawia mnie o gęsią skórkę i nie mogę się na nią doczekać. Kolejną pasją Piotrka jest gotowanie, a potrawy w jego wykonaniu stają się ucztą dla podniebienia.

Pod naszymi stopami szeleszczą wielobarwne liście, słońce delikatnie muska nasze twarze swoimi promykami, a ja po raz kolejny mam wrażenie, że jestem na właściwym miejscu, przy boku właściwego faceta. Siadamy na pobliskiej ławce i wtedy on bierze moją dłoń, podnosi ją do ust i delikatnymi pocałunkami obdarza każdy palec, po czym oświadcza mi, że czas na kolejną niespodziankę, na którą zaprasza mnie do siebie. Wbiegam więc po schodach i po chwili z niecierpliwością naciskam dzwonek, drzwi otwierają się, a w nich pojawia się gospodarz ubrany w spodnie od garnituru oraz jedną z koszul kupionych w moim sklepie, jednak całą moją uwagę przykuwa przewiązany w pasie fartuszek, na którym widnieje jego podobizna trzymająca w dłoniach maleńkiego, żółciutkiego kurczaczka.

- No, no potrafisz zaskakiwać - mówię, a do mojego nosa zaczynają docierać apetyczne zapachy powodujące burczenie w moim brzuchu.

- Obiad zaczniemy od nietypowej degustacji - mówi Piotr, podchodząc do mnie z jedwabną apaszką w dłoni, którą zawiązuje mi oczy. Stawia przede mną spodeczki, na których znajdują się owoce, warzywa, a nawet grzyby i różne sery. Mam je powąchać, dotknąć, a następnie za pomocą zmysłu smaku odgadnąć, co mam w ustach. Miałam okazję na nowo odkryć zmysł smaku, a obiad był iście królewski i przeciągnął się do późnego wieczora.

Siedzę teraz na kanapie w objęciach mojego mężczyzny, na moim palcu maleńkim oczkiem mruga do mnie delikatny pierścionek i wiem już, że to z tym facetem chcę każdego dnia na nowo odkrywać świat.

<<<powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

&&

Tak, ale... Widzieć, co to znaczy?

Stary Kocur

Oj, świat jest piękny, kolorowy. Oj, jak gra słońce na jesiennych liściach, jakie piękne kwiatki na dzikiej łące, jak przesuwają się cienie, skracają i wydłużają, jak lśni błyskami i barwami bańka mydlana. Prozaiczne? No może i tak. Proszę więc nad groźne morze zobaczyć, jak lśni i zmienia kolory, zapraszam na daleką północ, coby obejrzeć zorzę polarną. Oferuję też pierzaste palmy, cudowne motyle, śliczne oczy dziewczyny. Ej, co tam? Tak można by bardzo długo, ale po co? Świat jest piękny i tyle, ale czy dla wszystkich?

Oj, nie dla niewidomych. Oni tych rozkosznych obrazów nie oglądają. To wiadomo, ale co z tego wynika?

Ludzie widzący żyją w tym barwnym świecie, cieszą się nim, a niektórzy nawet nie zauważają jego piękna. Cóż, ich strata i wcale bym się nie przejmował tymi, którzy się zachwycają i tymi, dla których takie cuda nie istnieją, gdyby nie miało to wpływu na międzyludzkie stosunki widzących i niewidomych.

Wpływ ten ma podwójny charakter. Pierwsza sprawa to ta, że ludzie widzący posługują się wzrokiem i nie rozumieją, jak można żyć bez wzroku. To, co dla nich jest ważne, dla niewidomych nie istnieje. I jak na ten przykład mają objaśnić drogę niewidomemu, dla którego nie istnieją wieżowce, białe i kolorowe budynki, szyldy, neony, a nawet nazwy ulic i numery domów. A jak mają zrozumieć, że niewidomy, który nie zauważa tak oczywistych cech otoczenia, trafia tam, gdzie chce. A jak u kata mają zrozumieć kaszę rozsypaną na papierze bez żadnego ładu i składu, czyli pismo Braille’a, które czytają niewidomi? Takich pytań również można zadawać bardzo dużo, ale nie pomoże to zrozumieć biednym ludziom widzącym, jak można żyć bez wzroku. Przecież oni woleliby ręki, nogi i głowy nie mieć, byle widzieć. I mają rację, oczywiście, z ich punktu widzenia.

Jak się rzekło, jest i druga strona tego medalu. Tą drugą stroną jest tytuł tego felietonu - Widzieć, co to znaczy?.

Całkowicie niewidomi od urodzenia nie widzieli nigdy barw, perspektywy, rozgwieżdżonego nieba, uśmiechu dziewczyny albo też chłopaka. To moje skrzywienie wynika stąd, że jestem kocurem, czyli mężczyzną, dla którego inne kocury są godne tylko porządnego przejechania pazurami po pyskach. Kotki, a to co innego. Nawet teraz, kiedy lat nazbierałem bez liku, jeszcze mi się marzy to i owo. Nie będę jednak rozwijać tego tematu, bo przecie felieton ten może wpaść w ręce nieletnich. Wracam więc do tematu.

Jeżeli ktoś urodził się całkowicie niewidomy, nie odbiera ani piękna, ani brzydoty świata. Ba, nawet nie wyobraża sobie, co to znaczy widzieć, na czym to polega. Oczywiście, teoretycznie, rozumowo wie, ale wiedzieć a widzieć to nie to samo. Wszyscy wiemy, że świat jest pełen fal elektromagnetycznych, które ożywiają telewizory, radioodbiorniki, Internet i mnóstwo innych urządzeń, niekiedy bardzo wyszukanych. Niewidomi wiedzą o tym, niektórzy nawet wiedzą, na czym to polega, ale bez telewizora, bez radioodbiornika, bez jakiegoś urządzenia do tego przeznaczonego - nie mogą zauważyć tych fal i reagować na nie. I co im po wiedzy, że istnieją oraz po rozumieniu ich natury? Nie mają aparatu do odbioru fal elektromagnetycznych, więc one dla nich nie istnieją i tyle.

Aparatami do odbioru określonego zakresu fal elektromagnetycznych, czyli światła widzialnego są oczy. A jak oczu zabraknie, na nic zda się rozumowanie, mędrkowanie i udawanie, że wie się, na czym polega widzenie.

Przy okazji podam, że według fizyków światłem jest promieniowanie podczerwone, widzialne i ultrafioletowe. Widzialne, jak sama nazwa wskazuje, jest tylko to środkowe.

Nie każde oko jest jednakowo wrażliwe. Nie można więc precyzyjnie określić długości fal świetlnych, które widzą wszyscy ludzie. Można wartości te podać tylko w przybliżeniu. Przyjmuje się, że oko ludzkie odbiera fale świetlne w granicach od 380 do 780 nm (nanometrów). To tak przy okazji, bo w życiu codziennym nie ma znaczenia natura światła, czy jest kwantowa, czy falowa, ani długość fal świetlnych, które odbiera oko człowieka. Ma natomiast znaczenie bezmiar informacji niesionych przez fale świetlne, które odbiera oko człowiecze. Tak, tylko to jest ważne, ale czy dla wszystkich?

Nie ma sprawnego oka, nie ma informacji niesionych przez fale świetlne, za to są niewidomi. Wyobraźmy sobie kilkuletnie dziecko niewidome. Nie widziało ono świata bożego, w którym musi żyć. Zostało ze starszą siostrą albo starszym bratem w domu, a mama poszła na zakupy. W pewnym momencie siostra wyjrzała przez okno i mówi: O, mama już wraca. Skąd ona to wie? Upłynęła dłuższa chwila i mama dzwoni do drzwi. Teraz to i niewidome dziecko wie, że mama wraca. Ale skąd o tym wiedziała siostra?

Zdarzało się, że niewidomi w oknie albo na balkonie zachowywali się tak, jak ludzie zachowują się we własnych mieszkaniach, w zamkniętych pokojach albo w innych miejscach, w których nikt ich widzieć nie może. Właśnie widzieć... Ależ oni nikogo nie widzą, to jak ktoś ich widzi? Co to znaczy, że przez szybę widać, a przez ścianę nie? Przecie jedno i drugie jest twarde, szyba nawet bardziej twarda.

No i mamy dwa światy. Jak mają się one spotkać, jak zrozumieć? Na szczęście człowiek ma nie tylko oczy i narządy innych zmysłów, ale również mózg, rozum, który potrafi korzystać z tego, co ma, jeżeli nie ma czegoś innego. Ucho odbiera również fale, nie te elektromagnetyczne, lecz drgania powietrza. Te fale niosą również mnóstwo informacji, nie tak bogatych jak te elektromagnetyczne, ale przecież bogatych. Człowiek niewidomy ma dotyk, który dostarcza informacji, wprawdzie takich, skorzystanie z których wymaga bezpośredniego kontaktu z przedmiotem poznania, ale też dosyć bogatych i dokładnych. Ma też węch, smak, zmysł równowagi, zmysł czucia głębokiego, zmysł bólu, temperatury i kilka innych. No i ma rozum, a przy jego pomocy, kiedy informacje z otoczenia zostaną zebrane przez wymienione zmysły, możliwe jest stworzenie w miarę dokładnego obrazu świata. I to właśnie stanowi podstawę zrozumienia się niewidomych z ludźmi widzącymi.

W tym zbiorniku miodu jest i łyżka dziegciu. Tym dziegciem jest wzrok ludzi widzących. Utrudnia to im zrozumienie niewidomych, o czym oni nie wiedzą, czego nie rozumieją, a nawet się nie domyślają, chyba że dobrze znają niewidomych, są np. instruktorami rehabilitacji. Wówczas sprawa wygląda inaczej.

Nie jest to zresztą najważniejsze. Ważne jest, że i wielu niewidomych niewiele wie na swój temat i niewiele zadaje sobie trudu, żeby się dowiedzieć. Wielu nie rozumie, a raczej nie odczuwa, czym jest wzrok i co oznacza widzieć. A to przecież przede wszystkim od nich zależy poszukiwanie porozumienia z ludźmi widzącymi. To w ich interesie leżą dobre stosunki z ludźmi widzącymi, członkami rodziny, znajomymi i nieznajomymi.

<<<powrót do spisu treści

&&

I pies i laska

Wanda Nastarowicz

Na początek scenka, którą zaobserwowała moja przewodniczka. Warszawa, Dworzec Centralny, środek lata, środek dnia. Wysiadłyśmy z pociągu i wjechałyśmy schodami na górę. Ciągiem komunikacyjnym porusza się pies z niewidomą. My wiemy, bo przewodniczka zna środowisko. Pies idzie jak taran, kobieta bez laski, potrącana i potrącająca, przepycha się przez tłum podróżnych. Nikt nie zwraca uwagi, że to pies przewodnik osoby niewidomej.

Drugi obrazek z udziałem kobiety innej i psa przewodnika, na przystanku tramwajowym w okolicach PZN w Warszawie. Z tramwaju wysiadła kobieta z psem przewodnikiem. Tłum wysiadających i wsiadających napiera, bo to godziny szczytu komunikacyjnego. Pies zatrzymał się, bo nie mógł bezpiecznie przeprowadzić swojej pani. Został skopany, a właścicielka wrzeszczała Naprzód!. W tym przypadku nie wiem, czy miała laskę, ale jestem zbulwersowana takim zachowaniem i dlatego opisałam to wydarzenie.

Tego typu scenek można przywoływać wiele. Przypomniała mi się właśnie i taka, kiedy pies został puszczony na wybieganie, a koleżanka wzrokowo sprawna wzięła pod rękę osobę niewidomą. Pies, wróciwszy ze spaceru, uszczypnął boleśnie w cztery litery przewodniczkę, sygnalizując swój powrót i gotowość do pełnienia obowiązków. Tę historię opowiedziała mi uszczypnięta, a właścicielkę psa znałam osobiście.

Też jestem posiadaczką psa przewodnika. I chodzę z laską. Jest ona bardzo pomocna przy poruszaniu się po dużym mieście i korzystaniu z tramwajów, autobusów i pociągów. Przy wsiadaniu problemu nie ma, bo pies wsiada pierwszy, natomiast przy wysiadaniu już jest, ponieważ pies wysiada jako drugi. Nigdy nie wiadomo, jak blisko od krawężnika zatrzyma się autobus, jaki jest wysoki ten krawężnik. Przystanki tramwajowe również nie są jednakowe. A już wysiadania z pociągu bez laski nie jestem w stanie sobie wyobrazić.

Nie jest również prawdą, że laska przeszkadza psu. Do chodzenia z psem nie używam długiej laski. Pies zapewnia jakby ogólne bezpieczeństwo na trasie, z przodu i z lewej strony. Ja laską sprawdzam tylko prawą stronę. Oczywiście obie ręce są zajęte, to prawda. W lewej pies, w prawej laska, mała torebka lub plecaczek, a zakupy - tylko lekkie i niewielkie wiszą w reklamówce na prawej ręce. Większe zakupy już bez psa, ale z torbą na kółkach, a na duże trzeba wykorzystać rodzinę z samochodem. Do sklepów wchodzę z psem i nigdy problemów nie miałam. Bywamy w kawiarniach czy restauracjach, w poradni, na poczcie, w urzędach itp. Ale pies jest zawsze wyczesany, umyty i oczywiście wcześniej wybiegany. Jest również pod stałą opieką weterynaryjną i ma szczepienia obowiązkowe i zalecane. Raz tylko bus nie chciał nas zabrać, ale był tak mały i ciasny, że kierowca miał rację. Za pół godziny przyjechał większy PKS i mogliśmy za chwilę wrócić do domu.

Pies przewodnik nie jest maszyną. Wymaga naszej troski i zrozumienia; ma prawo mieć zły dzień, źle się poczuć, być zmęczony. Naturalnym chodem psa jest bieg bądź trucht. Wolny lub niezbyt szybki marsz jest dla psa wymuszony, więc mają prawo go boleć łapy, kręgosłup czy szyja - zwłaszcza, gdy już nie jest młody.

Do wypowiedzi na temat psa i laski sprowokował mnie artykuł z lipcowego Sześciopunktu. To dobrze, że Monika Łojba wspomniała artykuł 42 Prawa o Ruchu Drogowym. Biała laska jest uznanym symbolem na całym świecie. Wiem, że niektórzy kwestionują białą laskę i wymuszają inne kolory lub opaskę w kropki, wiem, że w niektórych krajach i niektóre nasze fundacje uczą chodzić z psem bez laski. Przetrenowałam to w komunikacji miejskiej z psem przewodnikiem i z osobą towarzyszącą. Bez laski byłam zwykłą pasażerką, z laską - zawsze ktoś ustąpił miejsca w tramwaju czy autobusie. Podczas wysiadania też wyciągały się życzliwe ręce. Z laską czuję się bezpiecznie, wiem, że mam prawo mieć, np. zawroty głowy lub złe samopoczucie. Idąc bez laski, jestem niepewna i mogę nie utrzymać prostego kierunku marszu.

I na koniec: żadna instytucja nie ma mandatu na reprezentowanie wszystkich niewidomych. Fundacja Vis Maior ma prawo uczyć jak chce, nagrywać reportaże radiowe, ale nie może wypowiadać się w imieniu wszystkich niewidomych. Jeżeli w poradni lekarz gwarantuje bezpieczeństwo w poruszaniu się po jej terenie, a psu przewodnikowi zapewnia miskę wody i spokojny kąt do odpoczynku, to pies do gabinetu wchodzić nie musi. Taki interwencyjny reportaż nagrała Pani Prezes Fundacji Vis Maior. Chociaż było to kilka lat temu, do tej pory wzbudza to we mnie silne emocje, bardzo się denerwuję, jak sobie o tym przypomnę. Reportaż dotyczył Krakowa, jednak takie zachowanie utrudnia życie innym niewidomym, bo opinia działa na całe środowisko a nie na konkretną osobę.

Zachęcam wszystkich niewidomych, a najbardziej tych niechętnych do chodzenia z białą laską. Może na początek robić to w innym mieście, innej dzielnicy. Najważniejsze żeby spróbować i się przełamać, ponieważ nasze bezpieczeństwo wtedy wzrasta. A w razie wypadku odpowiedzialność jest po drugiej stronie.

I oczywiście pozdrawiam wszystkie psy przewodniki!

<<<powrót do spisu treści

&&

Ostatnie pożegnanie

16 września 2020 roku, podczas uroczystej ceremonii na cmentarzu przy ul. Unickiej w Lublinie, pożegnaliśmy naszą przyjaciółkę Irenę Walczyńską, która odeszła do wieczności.

Droga Ireno, dziękujemy Ci, że byłaś obecna w naszym życiu, pamięć o Tobie będzie zawsze żywa w naszych sercach.

Przyjaciele

<<<powrót do spisu treści

&&

Listy od Czytelników

&&

Do Pani Małgorzaty Gruszki

Szanowna Pani Małgorzato! Korzystając z uprzejmości Pani Teresy, chciałabym z całego serca podziękować Pani za genialny artykuł o depresji. Zmagam się z tą chorobą 16 lat, obecnie rozpoznano u mnie Chad po jednym epizodzie hipomaniakalnym. Uważam, że każde zdanie Pani artykułu trafia w sedno problemu. Gorąco dziękuję Pani za zwrócenie uwagi na szkodliwość sformułowań typu Wszystko będzie dobrze. Przesyłam Pani i Pani Teresie przepiękny tekst profesora Kazimierza Dąbrowskiego.

Z wyrazami szacunku i pozdrowieniami.

Miłośniczka medycyny

<<<powrót do spisu treści

&&

Posłanie do nadwrażliwych

Bądźcie pozdrowieni, nadwrażliwi
za waszą czułość w nieczułości świata
za niepewność wśród jego pewności
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie niepokój świata
jego bezdenną ograniczoność i pewność siebie
Bądźcie pozdrowieni
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego brudu świata
za wasz lęk przed bezsensem istnienia
Za delikatność niemówienia innym tego, co w nich widzicie
Bądźcie pozdrowieni
za waszą niezaradność praktyczną w zwykłym
i praktyczność w nieznanym
za wasz realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
Bądźcie pozdrowieni
za waszą wyłączność i trwogę przed utratą bliskich
za wasze zachłanne przyjaźnie i lęk, że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami
Bądźcie pozdrowieni
za waszą twórczość i ekstazę
za nieprzystosowanie do tego co jest, a przystosowanie do tego, co być powinno
Bądźcie pozdrowieni
za wasze wielkie uzdolnienia nigdy nie wykorzystane
za to, że niepoznanie się na waszej wielkości
nie pozwoli docenić tych, co przyjdą po was
Bądźcie pozdrowieni
za to, że jesteście leczeni
zamiast leczyć innych
Bądźcie pozdrowieni
za to, że wasza niebiańska siła jest spychana i deptana
przez siłę brutalną i zwierzęcą
za to, co w was przeczutego, niewypowiedzianego, nieograniczonego
za samotność i niezwykłość waszych dróg
Bądźcie pozdrowieni, nadwrażliwi

Profesor Kazimierz Dąbrowski (1902-1980) to wybitny psychiatra i filozof, twórca teorii dezintegracji pozytywnej.

<<<powrót do spisu treści

&&

Był jak święty Józef

Wiele dzieci z niepełnosprawnością wychowuje się w niepełnej rodzinie. Kiedy mężczyzna dowiaduje się, że jego nowo narodzone dziecko nie jest w pełni sprawne, i że nigdy nie będzie sprawne, często się wycofuje, ucieka, odchodzi. Nie jest w stanie udźwignąć ciężaru, który spadł na niego.

Mój ojciec był całkiem inny. Zawsze wspierał zarówno mamę jak i mnie. Kiedy mama usłyszała diagnozę od lekarki, załamała się. Ojciec był przy niej, pocieszał ją, mówił, że nawet lekarze do końca wszystkiego nie wiedzą. Przecież jest jeszcze siła wyższa. Nigdy się nie oszczędzał - takim go pamiętam. Zawsze ciężko pracował od rana do wieczora, ponad siły. Był dla nas prawdziwą ostoją w trudnych momentach życia. Dla wszystkich miał czas; mam tu na myśli nie tylko najbliższą rodzinę, ale jego braci, szwagierki. Nikomu nie odmówił pomocy, chociaż sam nigdy nikogo nie prosił o nią, nawet gdy naprawdę była potrzebna.

Mieszkamy na terenach wiejskich, więc odkąd pamiętam, zawsze pomagał całej naszej rodzinie przy żniwach w okresie letnim. Był w stanie nawet wziąć urlop wypoczynkowy, jeżeli zaistniała taka konieczność. My nie mieliśmy gospodarstwa rolnego ze względu na moją niepełnosprawność.

W czasie urlopu wypoczynkowego ojciec wyjeżdżał do pracy sezonowej do naszych zachodnich sąsiadów. Pracował tam przy zbiorze szparagów, by zarobić na moją rehabilitację, która była bardzo kosztowna. W ciągu roku ojciec musiał pracować niedaleko domu, ponieważ często wyjeżdżał ze mną na konsultacje do lekarzy na terenie całej Polski. Gdy byłem z mamą na turnusie rehabilitacyjnym, ojciec potrafił przemierzyć setki kilometrów w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych w zimie, gdy śniegu było po kolana, aby się z nami spotkać.

Zawsze znajdował czas, by mi pomóc w odrabianiu lekcji z matematyki lub w naprawie mojego samochodziku. Gdy rozpocząłem terapię mowy i jąkania, tata jeździł ze mną do Warszawy na comiesięczne spotkania. Motywował mnie do wykonywania trudnych ćwiczeń i aktywności.

Napisałem, że mój tata był jak święty Józef, ponieważ mało mówił a dużo działał. Był skromny, prawy, pobożny. Miał swoje twarde zasady, których trzymał się przez całe życie. Dużą wagę przywiązywał do porządku i punktualności. Prawie całe swoje życie zawodowe pracował w zakładzie ślusarskim. Posiadał umiejętności techniczne, dokładność tworzenia rysunków; z zawodu był technologiem. Przez ostatnie lata swojej aktywności zawodowej pracował w tartaku przy obróbce drzewa.

Jego największym hobby była piłka nożna. Jako młody chłopak był piłkarzem w lokalnej drużynie, a później prezesem klubu. Przez ostatnie lata jeździliśmy razem na mecze lokalnej drużyny piłkarskiej.

Ciężka praca odbijała się na jego zdrowiu. W roku 2013 ojciec ciężko zachorował. Była to choroba przewlekła, która trwała do 1 kwietnia 2018 roku. Już ponad dwa lata ojca nie ma wśród nas. Gdy stan jego zdrowia pogarszał się, ja w tym okresie złamałem rękę, więc nie byłem w stanie opiekować się ojcem, ale w miarę możliwości pomagałem jak mogłem.

29 kwietnia 2018 roku rodzice obchodziliby 40. rocznicę ślubu. Tato, dziękuję Ci za każdy dzień, za każdą chwilę, którą mogłem spędzić z Tobą!

Krystian Cholewa

<<<powrót do spisu treści

&&

Ogłoszenia

&&

Home office - zdalny kurs obsługi aplikacji biurowych dla niewidomych i słabowidzących

Fundacja Świat według Ludwika Braille'a realizuje zadanie publiczne pn. Home office - zdalny kurs obsługi aplikacji biurowych dla niewidomych i słabowidzących. Zadanie polega na zorganizowaniu i przeprowadzeniu indywidualnych szkoleń komputerowych e-learning z zastosowaniem sieci internetowej oraz komunikatora Skype jako nowoczesnych narzędzi rehabilitacji zawodowo-społecznej osób z dysfunkcją narządu wzroku. Szkolenie zostanie zorganizowane w formie indywidualnych spotkań on-line, gwarantujących wysoką jakość i skuteczność szkolenia.

Zakres tematyczny szkolenia: edytor tekstu MS Word lub Writer; arkusz kalkulacyjny MS Excel lub Calc; przesyłanie plików za pomocą dysków w chmurze (OneDrive, Dysk Google lub Dropbox) lub/i za pomocą usługi webowej; skanowanie dokumentów za pomocą bezpłatnej aplikacji WinScan2PDF i wysyłanie ich w formie jednego, wielostronicowego pliku PDF.

W ramach zadania publicznego fundacja przeszkoli 12 osób z dysfunkcją narządu wzroku (osoby niewidome, słabowidzące) posiadających znaczny lub umiarkowany stopień niepełnosprawności, zamieszkałych na terenie 5 powiatów woj. lubelskiego: M. Lublin, chełmski, świdnicki, kraśnicki, łęczyński.

Okres realizacji zadania publicznego: 03.08.2020 r. - 10.11.2020 r. Zadanie dofinansowane przez Województwo Lubelskie - Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej w Lublinie.

<<<powrót do spisu treści

&&

Znam swoje prawa - poradnik prawny dla niewidomych i słabowidzących

Fundacja Świat według Ludwika Braille'a realizuje zadanie publiczne pn. Znam swoje prawa - poradnik prawny dla niewidomych i słabowidzących. Zadanie polega na opracowaniu i wydaniu publikacji o charakterze prawnym, skierowanej do osób z dysfunkcją wzroku, zawierającej przepisy prawne oraz ich interpretację.

Publikacja zostanie wydana pismem Braille’a w nakładzie 60 egzemplarzy, w druku powiększonym w nakładzie 200 egzemplarzy oraz bezpłatnie przekazana odbiorcom zadania.

Odbiorcami zadania będą osoby niewidome i słabowidzące zam. na terenie 17 powiatów województwa lubelskiego: M. Lublin, krasnostawski, parczewski, puławski, bialski, włodawski, świdnicki, chełmski, lubelski, poniatowski, opolski, tomaszowski, łęczyński, radzyński, lubartowski, rycki, kraśnicki. Będą to osoby dorosłe, posiadające znaczny lub umiarkowany stopień niepełnosprawności, z tego: 60 osób to osoby, które posługują się pismem brajlowskim, 200 osób to osoby słabowidzące posługujące się powiększonym drukiem.

Okres realizacji zadania publicznego: 03.08.2020 r. - 10.11.2020 r.

Zadanie dofinansowane przez Województwo Lubelskie - Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej w Lublinie.

<<<powrót do spisu treści

&&

Zaprzyjaźnij się z osobą niewidomą - bezpłatne pakiety edukacyjne dla uczniów Szkół Podstawowych

Szanowni Czytelnicy!

Fundacja Świat według Ludwika Braille’a realizuje projekt pn. Zaprzyjaźnij się z osobą niewidomą. Celem projektu jest uwrażliwienie młodych ludzi na potrzeby osób niewidomych, przełamywanie społecznych stereotypów oraz lęków przed niepełnosprawnością. Wierzymy, że wydana przez fundację broszura informacyjna, skierowana do uczniów klas IV-VIII przyczyni się do kształtowania właściwych, pozytywnych postaw w stosunku do osób z niepełnosprawnością wzrokową.

Zwracamy się do Państwa z prośbą o rozpropagowanie informacji o naszym projekcie w szkołach podstawowych na terenie Państwa zamieszkania. Każda szkoła, która wyrazi chęć przystąpienia do projektu, zostanie objęta wsparciem - otrzyma bezpłatne materiały edukacyjne dla swoich uczniów.

Nie stawiamy barier, dlatego nie wymagamy od nauczycieli sprawozdań ani dokumentacji fotograficznej z realizacji projektu. Ufamy, że przekazane materiały zostaną właściwie wykorzystane i w przyszłości przyniosą dobre owoce.

Z poważaniem
Patrycja Rokicka
Koordynator projektu pn. Zaprzyjaźnij się z osobą niewidomą

Projekt dofinansowany jest ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

<<<powrót do spisu treści