Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449-6154

Nr 3/60/2021
marzec

Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95D/2
20-706 Lublin
Tel.: 697-121-728

Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608-096-099
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Spis treści

Od redakcji

Mamo, dziwny człowiek - Roger McGough

Co w prawie piszczy

Testament a niewidomi - Hanna Pasterny

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Sok z brzozy dla poprawy zdrowia i urody - Damian Szczepanik

Kuchnia po naszemu

Przepisy na wielkanocny stół - Czytelniczka

Z polszczyzną za pan brat

Fonetyczne pułapki - Tomasz Matczak

Z poradnika psychologa

Pewność siebie - Małgorzata Gruszka

Rehabilitacja kulturalnie

Inny wymiar postu - ks. Piotr Buczkowski

Rocznica - Bożena Lampart

Był dla nas przykładem - Ryszard Dziewa

Niepełnosprawności i osiągnięć wystarczyłoby dla kilku osób - Stanisław Kotowski

Warto posłuchać - Izabela Szcześniak

Galeria literacka z Homerem w tle

Maria Okulska - notka biograficzna

Wiersze wybrane - Maria Okulska

Nasze sprawy

Nasi nauczyciele - Krystyna Skiera

Hiszpańska przygoda z wolontariatem - Paweł Wrzesień

Tak, ale… Czasami dobrze być niewidomym - Stary Kocur

Listy od Czytelników

Ogłoszenia

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Marcowy numer Sześciopunktu jest wyjątkowy, ponieważ został utworzony wyłącznie z tekstów przekazanych nieodpłatnie przez autorów. Za ten gest i życzliwość z głębi serca dziękujemy.

W tym numerze warto przeczytać każdy artykuł, ale oczywiście Czytelnicy mogą wybierać pod kątem własnych zainteresowań.

Szczególnej uwadze polecamy: w dziale Rehabilitacja kulturalnie dwa wspomnienia o osobach niepełnosprawnych, które wiele zdziałały w różnych dziedzinach życia i mogą być przykładem dla następnych pokoleń oraz piękny tekst o Wielkim Poście, który wcale nie polega na głodzeniu się.

Z pewnością nikt nie pomija Poradnika psychologa, a w nim tym razem przeczytamy, co to jest pewność siebie, jak pracować, żeby ją osiągnąć.

Marcowy numer trafia do Państwa rąk niedługo przed Świętami, więc smaczne potrawy przygotowane w Kuchni po naszemu mogą uświetnić uroczyste śniadanie.

W Galerii literackiej przedstawiamy twórczość ciekawej poetki z Podkarpacia. Okazuje się, że ten rejon Polski obfituje w utalentowanych artystów.

Ostatnio Czytelnicy zaniepokoili się zniknięciem ze stron Sześciopunktu Starego Kocura, który, zapewniamy, czuje się całkiem dobrze i po krótkiej przerwie wraca, aby nadal z humorem opowiadać o ważnych problemach.

Zachęcamy do kontaktu z redakcją i życzymy ciekawej lektury.

Zespół redakcyjny

⇽ powrót do spisu treści

&&

Mamo, dziwny człowiek

Roger McGough

Mamo, dziwny człowiek
stoi u drzwi naszego domu.
Pierwszy raz go widzę,
a twarz ma jakby znajomą.
Mówi, że nazywa się Jezus
I czy możemy mu dać jakiś grosz?
Mówi, że wyprztykał się z cudów
I odwrócił się od niego los.
Tak myślę, że to cudzoziemiec;
Żyd albo Arab z urody…
Aha to mi przypomniało,
że chce też trochę wody.
No co? dać mu czego chce,
Czy trzasnąć mu przed nosem drzwiami?
Dobra dam mu sześć pensów.
Powiem, że tyle mamy
I że zapomniałem o wodzie
Właściwie to świństwo, no nie???
Ale słowo, on jest taki brudny.
Skąd przyszedł? cholera go wie!
Mamo, on pyta o wodę…
- nie ma kubka - odpowiedziałem.
W każdym razie dałem mu szóstkę.
Jak się cieszył, żebyś wiedziała…
Powiedział, że trzymają go przy życiu
Takie jak ta rzeczy małe…
Dał mi swój portret z autografem
I te trzy gwoździe zardzewiałe.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Co w prawie piszczy

&&

Testament a niewidomi

Hanna Pasterny

Z zainteresowaniem przeczytałam artykuł Już dziś zdecyduj, komu i jak przypadnie twój majątek zamieszczony w listopadowym numerze Sześciopunktu. Moim zdaniem jedna z poruszonych w nim kwestii wymaga doprecyzowania. Prawnik pisze: Na podkreślenie zasługuje fakt, iż w przypadku osób niewidomych, od 16 kwietnia 2010 r. mogą one sporządzić testament własnoręcznie, który zachowa swoją ważność. Skoro według autora ta zmiana jest istotna a wcześniej pisze, że ostatnia wola sporządzona na komputerze jest nieważna, w pierwszej chwili naiwnie pomyślałam, że dzięki zmianie przepisów za ważny zostanie uznany testament napisany na brajlowskiej maszynie lub tabliczce. Wielu niewidomych za pismo odręczne uznaje właśnie brajla. Jednak szybko uświadomiłam sobie, że autorowi zapewne chodzi o zlikwidowany w roku 2010 art. 80 kodeksu cywilnego: Jeżeli osoba niemogąca czytać ma złożyć oświadczenie woli na piśmie, oświadczenie powinno być złożone w formie aktu notarialnego. Przepis ten rzeczywiście utrudniał życie osobom niewidomym. Powoływały się na niego nawet niektóre banki, gdy niewidomy klient chciał założyć konto. Jednak moim zdaniem likwidacja tego uciążliwego przepisu w żaden sposób nie przekłada się na testament, chyba że ktoś niewidomy byłby w stanie czytelnie napisać go długopisem.

Należałam do grupy, która w zeszłym roku zrealizowała projekt Wzajemne oswajanie współfinansowany z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich Śląskie Lokalnie. Dotyczył on osób niepełnosprawnych i wymiaru sprawiedliwości. W jego ramach we współpracy z prawnikiem opracowałam broszurę Osoby z niepełnosprawnościami a wymiar sprawiedliwości. Rekomendacje dla policji, straży miejskiej, prokuratury, sądu i organizacji pozarządowych. Można ją pobrać, np. z mojej strony internetowej www.hannapasterny.pl. Prócz rekomendacji broszura zawiera propozycje zmian w przepisach. Zacytuję dwie, które dotyczą sporządzania testamentu.

  1. „Skreślenie punktów 2 i 3 art. 956 kodeksu cywilnego, które pozbawiają osoby głuche, nieme, niewidome i niemogące czytać i pisać możliwości bycia świadkiem sporządzenia testamentu ustnego lub urzędowego. Rozwój technologii sprawił, że podtrzymywanie tych ograniczeń jest bezzasadne. Niewidomy świadek może zapoznać się z treścią testamentu udostępnioną w wersji elektronicznej, a głuchota lub niemożność posługiwania się mową werbalną nie są równoznaczne z brakiem rozumienia. Poza tym fakt, że ktoś nie jest w stanie pisać odręcznie i czytać wzrokiem nie oznacza, że nie potrafi tego w ogóle. Osoby niewidome nie są analfabetami. Piszą i czytają brajlem oraz używając komputera.
  2. Zwolnienie z opłaty notarialnej osób niepełnosprawnych, które nie są w stanie własnoręcznie sporządzić testamentu”.

Mam nadzieję, że z czasem powyższe propozycje zostaną wdrożone. Obecnie osoba widząca nie ponosi żadnych kosztów sporządzenia testamentu, może wielokrotnie go zmieniać, a dla nas każdorazowo wiąże się to z wysoką opłatą notarialną. Uważam, że to duży problem zwłaszcza dla osób, które nie mają rodzeństwa, nie założyły rodziny, więc w razie ich śmierci spadku nie odziedziczy małżonek ani dzieci. W takich przypadkach sporządzenie testamentu jest jeszcze ważniejsze, by uniknąć kłótni dalszej rodziny i nie spowodować, że pominięty zostanie np. przyjaciel, który bardzo nam pomagał i zamierzaliśmy się mu odwdzięczyć.

Chciałabym, by w kolejnym artykule Prawnik przybliżył nam wątek przygotowania się do wizyty u notariusza i sporządzania testamentu przez osoby samotne, np. jakie dane osób, które chcemy obdarować, są potrzebne, czy zapisanie spadku jednej kuzynce powoduje, że pozostali kuzyni, wujowie i ciotki będą mieli prawo do zachowku i w celu uniknięcia tego musimy ich wydziedziczyć, co w sytuacji, gdy chcemy przekazać mieszkanie organizacji pozarządowej lub instytucji prowadzącej mieszkania treningowe dla osób niepełnosprawnych, ale nie jesteśmy w stanie wskazać konkretnego podmiotu, bo obecnie w naszej miejscowości nikt nie prowadzi takiej działalności.

Odpowiedź Prawnika

Na wstępie bardzo dziękuję za zainteresowanie listopadowym artykułem dotyczącym testamentów. Jest to temat niezwykle ważny, budzący wiele emocji i nie zawsze łatwy w przekazie. Wyczerpanie jego wszystkich zagadnień w ramach jednej publikacji jest niestety niemożliwe. Każdy tekst publikowany na łamach czasopisma rządzi się ograniczeniami związanymi z jego obszernością. Niewątpliwie tak ważki temat zasługuje na kontynuację, co oczywiście będzie miało miejsce w jednym z numerów Sześciopunktu w 2021 roku. Kwestie związane z drugim, równie ważnym tematem, jakim jest zachowek, są już w przygotowaniu. Oczywiście postaram się jeszcze doprecyzować, jakich formalności należy dopełnić przy sporządzaniu testamentu u notariusza.

Odnośnie przesłanek sporządzenia testamentu holograficznego z całą stanowczością podkreślam, iż co do ogólnej zasady, nie jest możliwym stworzenie go przy pomocy komputera bądź maszyny. Pamiętajmy, że bardzo skomplikowane przypadki i sytuacje zasługujące na indywidualne podejście nie zawsze podlegają ogólnym zasadom. Aby nie wdawać się w rozważania dotyczące pisma własnoręcznego przejdę od razu do zmiany z 16 kwietnia 2010 roku, która dotyczyła między innymi sytuacji osób niemogących przeczytać treści podpisywanego dokumentu. Uchylony art. 80. KC dotyczył wszystkich form dokumentów, co pozwala domniemywać, iż zmiana ta odnosi się również do możliwości sporządzenia testamentu holograficznego przez osoby niewidome.

Kolejną kwestię stanowi zdefiniowanie pojęcia osoba niewidoma. Znam osoby już uznane za niewidome, ale posiadające jeszcze szczątkowe widzenie, to znaczy niemogące samodzielnie niczego odczytać, ale umiejące na czystej kartce papieru napisać kilka słów. Warto również wspomnieć o rozważaniach czynionych w odniesieniu do pomocy przy sporządzaniu własnoręcznego testamentu, np. podtrzymywania ręki testatora.

Podsumowując, w doktrynie brak jest jednolitego stanowiska co do sporządzenia testamentu holograficznego przez osoby niepełnosprawne. Jednakże nie bez znaczenia jest pogląd uznający, że nie można dyskryminować niepełnosprawnego testatora, jeżeli utworzony przez niego akt ostatniej woli spełnia warunki prawem przewidziane. Dlatego każdy tego typu przypadek powinien zasługiwać na indywidualną interpretację.

Zachęcam do kontaktu z redakcją przy jakichkolwiek prawnych wątpliwościach.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

&&

Sok z brzozy dla poprawy zdrowia i urody

Damian Szczepanik

Brzoza to bardzo ciekawe drzewo, które nie rośnie na skażonej glebie i jest cenione przez radiestetów za pozytywną energię. Samo przebywanie w sąsiedztwie brzozy bardzo dobrze na nas wpływa. Co ciekawe, chore zwierzęta w lesie kładą się właśnie koło brzozy.

Sok z brzozy określany jest również jako oskoła, bzowina lub woda brzozowa. Dlaczego warto go pić? Sok z brzozy wspomaga pracę dwóch organów, które są odpowiedzialne za usuwanie toksyn i odpadów z naszego organizmu, czyli wątroby i nerek. Ułatwia on oczyszczanie krwi w wątrobie, która często jest obciążona przez różnego rodzaju toksyny. Jeśli chodzi o nerki to sok z brzozy stymuluje proces filtracji układu moczowego. Dzięki temu usuwa piasek, złogi i inne odpady, takie jak sól, kwas moczowy albo lekarstwa, które pozostały w naszym przewodzie moczowym.

Co roku możemy samodzielnie zbierać sok z brzozy. Najlepiej nadają się do tego co najmniej 10-letnie drzewa. Z jednego drzewa można zebrać od około 10 do 15 litrów soku.

Sok z brzozy pomaga nam odbudować nasze ciało po zimie. Ma on dużo właściwości odżywczych wpływających na naszą odporność. Wspomaga również włosy oraz skórę. Sok z brzozy najlepiej jest pić trzy razy dziennie po ćwierć szklanki przez okres około dwóch, trzech tygodni. Sok również pomaga usunąć nadmiar wody z organizmu, co pozwoli nam cieszyć się jego zdrowym i promiennym wyglądem. Podana tu dawka soku spokojnie zapewni dzienne zapotrzebowanie na fosfor, wapń, żelazo, magnez, potas, miedź i witaminy z grupy B.

Jak najlepiej wybrać drzewo do pozyskania soku? Brzoza powinna rosnąć z daleka od ruchliwej drogi i innych zanieczyszczeń. Sok powinien być pobierany wiosną, ale nie ma na to dokładnej daty. Wszystko opiera się na obserwacji przyrody. Optymalnie temperatura na zewnątrz powinna przez kilka dni wskazywać powyżej 10 stopni C. Gdy dojdzie do tego słoneczko, to nasza brzoza będzie się nagrzewać. Najlepszy czas na zebranie soku przypada wtedy, kiedy brzoza nie wypuściła jeszcze pąków oraz liści. Należy wtedy naciąć małą gałązkę. Jeżeli popłyną z niej soki, to będzie znaczyło, że to jest dobry moment na ich zebranie.

Jeśli ktoś nie ma możliwości pozyskania soku z drzewa, to sok z brzozy dostępny jest w aptekach, niektórych drogeriach a także w sklepach ze zdrową żywnością. Należy jednak dokładnie czytać skład i unikać produktów sztucznie dosładzanych. Litr soku z brzozy kosztuje około 20 zł.

Opiszę dwie metody samodzielnego pobrania soku z brzozy. Potrzebna jest nam wiertarka, najlepiej akumulatorowa. Wiertło powinno być przystosowane do wiercenia w drewnie, 8 lub 10 mm, rurka miedziana lub taka zwyczajna do picia i butelka plastikowa. Pierwszą czynnością, którą wykonujemy, jest nawiercenie dziury w butelce, a następnie wiercimy otwór w drzewie, który powinien być pod pewnym kątem, a najlepiej jeśli drzewo jest lekko pochylone. Otwór wiercimy na głębokość około trzech do czterech centymetrów. Do wywierconego otworu wkładamy rurkę. A teraz musimy uzbroić się w cierpliwość. Dopiero po pewnym czasie sok zacznie nam skapywać.

Ja najczęściej wiercę otwór w drzewie na wysokości od około 50 do 60 cm. Butelkę należy przywiązać w taki sposób, aby była stabilna i nie przewróciła się po napełnieniu. Można również zostawić butelkę na noc, jednak w dzień sok skapuje nieco szybciej niż nocą. Należy pamiętać, że gdy butelka się już napełni i wyciągniemy rurkę, to otwór w drzewie trzeba zatkać kołkiem. Postępujemy tak, aby chronić drzewo przed utratą nadmiernej ilości soku. Ja robię kołek z gałązki, którą strugam scyzorykiem.

Sok z brzozy jest najczęściej bezbarwny i bardzo słodki, ale jeśli drzewo rośnie na terenie, gdzie jest glina, to może być troszkę żółty. Niektórzy do soku brzozowego dodają trochę miodu lub soku z malin, bo ma on specyficzny smak.

Druga metoda, którą opiszę, jest mniej inwazyjna i nie ingeruje w strukturę drzewa, a sok tak otrzymany jest dużo słodszy. Obcinam gałązki znajdujące się na wysokości mojego wzroku, które i tak by mi przeszkadzały, bo mógłbym się skaleczyć. Taka gałązka jest często grubości palca. Po obcięciu gałązki sok zaczyna szybko do niej napływać. Należy wtedy od razu podłożyć butelkę, aby nie uronić kropli soku. Możemy butelkę przywiązać do drzewa, żeby nam nie spadła, a sok się nie zmarnował.

Ta metoda pozyskania soku ma dodatkową zaletę, bo, jak już wspomniałem, sok otrzymany w ten sposób jest dużo słodszy. Dzięki temu, że otwór w butelce jest dosyć mały, nie będzie tak bardzo wabił swoją słodkością tych wszystkich owadów, które lubią się zlatywać do słodkich soków.

Soku z brzozy nie można przechowywać zbyt długo. Maksymalny czas przechowywania w lodówce to dwa dni. Nie wolno go podgrzewać i pasteryzować, bo straci on wtedy większość swoich składników mineralnych, witamin i wszystkiego, co w nim dobre.

Sok z brzozy jest naprawdę bardzo smacznym i zdrowym napojem energetycznym. Najlepsze do jego przechowywania jest szkło lub metalowe naczynie emaliowane. A dlaczego? Ponieważ te pojemniki nie wchodzą w reakcję z sokami.

Pozyskiwanie soku z brzozy nie szkodzi drzewu. Sok z brzozy pobierany jest od stuleci i jego właściwości wykorzystywane są zdecydowanie bez szkody dla drzew. To wszystko co daje nam przyroda, jest dużo lepsze od tego, co możemy kupić w sklepie. Bardzo wszystkich zachęcam, aby korzystać z tego, co natura nam daje.

Na koniec podaję przepis na zdrowotną nalewkę z sokiem z brzozy. Zrobienie nalewki zajmie nam nie więcej niż 10 minut i warto przygotować ją wiosną dla domowników. Nalewkę z soku brzozowego wykonuje się poprzez połączenie w równych proporcjach soku oraz wódki 40%. Po odczekaniu około tygodnia nalewka jest gotowa i można ją stosować według potrzeb. Należy pamiętać, aby trzymać ją zawsze w ciemnym miejscu. Najczęściej poleca się ją stosować przy uporczywym i długotrwałym kaszlu, a także dla ogólnego wzmocnienia organizmu, na przykład po chorobie. Można ją pić trzy razy dziennie po łyżce na szklankę wody. Nasza nalewka dodatkowo będzie nas wzmacniać, regulować przemianę materii i pobudzać życiową energię.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Kuchnia po naszemu

&&

Przepisy na wielkanocny stół

Czytelniczka

&&

Pieczona biała kiełbasa

Składniki:

Wykonanie

Cebulę kroimy w krążki, podsmażamy na oleju, doprawiamy solą i pieprzem. Podsmażoną cebulkę wykładamy na dno naczynia żaroodpornego. Na cebulkę układamy pojedyncze kiełbaski, dodajemy liście laurowe, ziele angielskie, przekrojone na pół ząbki czosnku, pomidorki koktajlowe, oprószamy solą i pieprzem, polewamy 4 łyżkami oleju. Pieczemy 45 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni C. Kiełbaski podajemy posypane posiekaną natką pietruszki, z dodatkiem chrzanu i pieczywa.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Szynka z aromatycznym sosem

Składniki:

Składniki na sos:

Wykonanie

Do rondelka wlewamy płynny miód, dodajemy musztardę, cukier, wodę, pieprz i czosnek. Wszystko dokładnie mieszamy, doprowadzamy do wrzenia i gotujemy 5 minut. Umytą surową szynkę smarujemy częścią marynaty i odstawiamy na całą noc. Następnego dnia przekładamy szynkę do naczynia żaroodpornego i pieczemy bez przykrycia przez 40 minut w 200 stopniach C. Po 40 minutach wyjmujemy szynkę z piekarnika i smarujemy pozostałą częścią marynaty. Wstawiamy szynkę do piekarnika i pieczemy przez 2 godziny w 150 stopniach C.

Przygotowujemy sos: siekamy drobno natkę pietruszki, przekładamy do miseczki, dodajemy pozostałe składniki sosu i mieszamy. Szynkę serwujemy pokrojoną w plastry, polaną aromatycznym sosem.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Domowy żurek z ziołami

Składniki:

Wykonanie

Grzybki płuczemy, namaczamy w szklance wody. Jajka gotujemy na twardo, obieramy, kroimy na połówki, odkładamy do salaterki. Cebulę kroimy w kostkę, kiełbasę na plasterki, podsmażamy na oleju. Boczek kroimy w kostkę. Do garnka wlewamy 1,5 litra wody, dodajemy pokrojony boczek, podsmażoną kiełbasę z cebulą, gotujemy 20 minut na małym ogniu. Włoszczyznę i ziemniaki obieramy, kroimy w kostkę, dodajemy do garnka. Po 10 minutach gotowania dodajemy grzybki razem z wodą, w której się moczyły, wlewamy zakwas, dodajemy chrzan, listki laurowe, ziele angielskie, czosnek przeciśnięty przez praskę, suszony majeranek, doprawiamy solą i pieprzem. Gotujemy do miękkości warzyw. Zabielamy śmietaną, zagotowujemy. Natkę pietruszki i szczypiorek siekamy. Żurek podajemy z połówkami jajek, posypany pietruszką i szczypiorkiem.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Świąteczne ciasteczka

Składniki:

Wykonanie

Do miski wsypujemy zmielone migdały, mąkę, dodajemy białka i 150 g cukru pudru. Wszystko mieszamy na jednolitą masę. Ciasto wstawiamy na 30 minut do lodówki. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni C. Z ciasta formujemy niewielkie kulki, które obtaczamy w cukrze pudrze, lekko spłaszczamy, a na środku każdej robimy wgłębienie, które wypełniamy konfiturą wiśniową. Ciasteczka układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy 25 minut.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Babeczki jogurtowo-cytrynowe

Składniki:

Wykonanie

Do miski wbijamy jajka, dodajemy olej, skórkę i sok z cytryny, jogurt naturalny oraz cukier, wszystko dokładnie mieszamy. Łączymy mąkę z proszkiem do pieczenia, przesiewamy ją i dodajemy do miski z połączonymi wcześniej składnikami, dokładnie mieszamy. Foremki na babeczki natłuszczamy, oprószamy mąką. Ciasto nakładamy do foremek i pieczemy 25 minut w temperaturze 180 stopni C. Upieczone babeczki posypujemy cukrem pudrem.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Sernik na zimno z musem pomarańczowym

Składniki:

Wykonanie

Ciastka kruszymy w blenderze lub w foliowym woreczku, np. uderzając kuchennym wałkiem. Masło roztapiamy w rondelku, wlewamy do pokruszonych herbatników, mieszamy. Masę herbatnikową przekładamy na dno tortownicy o średnicy 24-26 cm, dobrze dociskając ręką, po czym wkładamy ją na 20 minut do lodówki. Biały ser przekładamy do miski, dodajemy jogurt, cukier i dokładnie wszystko miksujemy. Galaretkę wraz z 1 łyżeczką żelatyny rozpuszczamy w 150 ml gorącej wody, ostudzoną wlewamy do masy serowej, mieszamy. Na schłodzony spód przekładamy masę serową i ponownie wstawiamy do lodówki na 30 minut.

Przygotowujemy mus pomarańczowy: pomarańcze dokładnie myjemy, obieramy z wierzchnich oraz białych skórek, usuwamy pestki, miksujemy w blenderze. Mus przelewamy do garnka. 4 łyżeczki żelatyny rozpuszczamy w 150 ml gorącej wody, następnie wlewamy do pomarańczowego musu, mieszamy. Mus wylewamy na stężałą masę serową, delikatnie go rozprowadzamy. Sernik wstawiamy do lodówki na 4 godziny. Smacznego!

⇽ powrót do spisu treści

&&

Z polszczyzną za pan brat

&&

Fonetyczne pułapki

Tomasz Matczak

Mowa ma to do siebie, że choć da się za jej pomocą wyrazić znaki przestankowe, pytajniki czy wykrzykniki, to jednak w żaden sposób nie da się określić, czy dane słowo zaczyna się od wielkiej czy małej litery. To rzecz jasna truizm, ale jakoś musiałem nawiązać do tematyki tego krótkiego felietonu językowego. Piszę o tym, bo sam wpadłem w pułapkę i całkiem niedawno dowiedziałem się, że sformułowanie nocny marek wcale nie jest odniesieniem do męskiego imienia, a co za tym idzie, oba wyrazy powinny być pisane małą literą. Powiedzenie to ma swe źródło w dawnej nazwie potępionej duszy lub zjawy, które to zgodnie z tradycją pojawiały się po zapadnięciu zmroku. Owemu markowi bliżej jest do mary z przysłowia Sen, mara, Bóg, wiara. Nocna mara jest rodzaju żeńskiego, zaś jej męski odpowiednik to właśnie nocny marek. Fonetyczna tożsamość z męskim imieniem jest wyłącznie zbiegiem okoliczności.

Podobnie rzecz się ma z filipem, który wyskoczył z konopi. W powiedzeniu tym ów filip to zając. Tak bowiem tego zwierzaka określa się w gwarze wschodniej. Płochliwy zając nagle i niespodziewanie pobiegł w inne miejsce, wyskakując z zarośli, co stanowi obrazowe określenie wyrywnego, nieprzemyślanego działania.

Na szczęście, jak już wspomniałem, w dyskusji błędu nie sposób popełnić. Za to autorzy tekstów pisanych mogą dać się zwieść fonetyce i, nie zagłębiając się w etymologię przytoczonych powiedzeń, walnąć przysłowiowego byka! Rzecz jasna nie tego, którego bierze się za rogi w innym powiedzeniu, lecz ortograficznego.

A tak na marginesie i na koniec, to użyta przeze mnie konstrukcja słowna Dać się zwieść też może stać się przyczyną błędów. Fonetycznie bowiem czasowniki zwieźć i zwieść brzmią bardzo podobnie. Ten jednak, kto dał się zwieść, wcale nie pozwolił na to, aby ktoś przetransportował go z góry na dół. Został bowiem zwiedziony, a więc wprowadzony w błąd, oszukany, omamiony, a nie zwieziony.

Uffff… I jak tu się nie pogubić w tych językowych meandrach?

⇽ powrót do spisu treści

&&

Z poradnika psychologa

&&

Pewność siebie

Małgorzata Gruszka

Pewny siebie - wielokrotnie słyszę, jak ktoś określa w ten sposób kogoś, kogo odbiera jako antypatycznego, przemądrzałego, wywyższającego się nad innymi, pełnego pychy i przechwałek. Wielu z nas pewność siebie kojarzy się z czymś negatywnym i odpychającym…

W kolejnym Poradniku psychologa wyjaśniam, czym jest pewność siebie i skąd się bierze, a także podpowiadam, jak ją sprawdzić i zwiększyć.

Czym jest pewność siebie?

Na pewność siebie składa się bardzo wiele czynników. Dwa główne - to Wiem, że jestem i Wiem, jaki jestem. Wiem, że jestem, to świadomość istnienia i odrębności własnej osoby. Wiem, jaki jestem, jest znacznie szersze, bowiem składa się na nie wszystko to, co wiemy o samym sobie. Owa wiedza stanowi istotę pewności siebie. Świadomość istnienia i odrębności własnej osoby, choć konieczna, nie wystarcza do tego, by osiągnąć poziom pewności siebie poprawiający jakość życia. Poziom ten osiągamy, znając swoje mocne strony, czyli wiedzę, możliwości, umiejętności, talenty, sukcesy i osiągnięcia. Innymi słowy, jesteśmy świadomi tego, co mamy, wiemy, umiemy, z czym sobie radzimy, co nam się udaje, co już zdobyliśmy, wykonaliśmy i osiągnęliśmy w różnych sferach życia. Podstawą pewności siebie jest wiedza o tym, w czym jesteśmy dobrzy, skuteczni i sprawczy. Świadomość mocnych stron nie oznacza, że wszystko co z nimi związane zawsze rewelacyjnie nam się udaje. Udaje się różnie ze względu na lepsze i gorsze dni, niespodziewane sytuacje, stres, lepsze lub gorsze samopoczucie itp. Ważne jest to, by nie tracić z oczu swoich mocnych stron, nie lekceważyć ich i nie pomijać ze względu na okoliczności, w których nie udało nam się wykorzystać ich w satysfakcjonującym nas stopniu.

Różnice w pewności siebie

Nasza pewność siebie jest zróżnicowana w zależności od tego, jakich obszarów dotyczą nasze mocne strony. Najpewniej czujemy się w dziedzinach i sytuacjach, co do których wiemy, że się sprawdzamy. Pewność siebie każdego z nas jest mniejsza, gdy musimy działać na nowym i nieznanym gruncie. Nowa znajomość, nowa szkoła, nowe towarzystwo, nowa praca - oto sytuacje, które większość z nas wprawiają w chwilowe onieśmielenie. Chwilowe obniżenie pewności siebie związane z różnymi sytuacjami życiowymi jest naturalne i nie stanowi problemu. Problemem jest uogólniony i każdego dnia dający o sobie znać brak pewności siebie, a więc oparcia w posiadanych i wypracowanych mocnych stronach.

Źródła pewności siebie

Pierwszym źródłem pewności siebie są dorośli towarzyszący nam w dzieciństwie. Fundamenty naszej pewności siebie powstają w oparciu o wspierające i wzmacniające nas komunikaty zachęcające do podejmowania różnych wyzwań i doceniające nasze dokonania. Dużo łatwiej być pewnym siebie, jeśli w dzieciństwie często słyszało się komunikaty typu: Spróbuj; Dasz radę; Wierzę, że ci się uda; Jestem z ciebie dumny; Świetnie to zrobiłaś itp. Fakt, że towarzyszący nam w dzieciństwie dorośli nie umieli zbudować naszej pewności siebie, nie oznacza, że nie możemy zrobić tego sami. Możemy i to z dużym sukcesem. Drugim i równie ważnym źródłem pewności siebie jest wiedza o samym sobie zbierana i gromadzona na gruncie osobistego doświadczenia i informacji zwrotnych ze strony innych ludzi. Z biegiem życia nasza pewność siebie przestaje być zależna od doświadczeń z dzieciństwa. Niejednokrotnie wręcz stwierdzamy, że pewne przekonania na nasz temat zapamiętane z przeszłości są nieprawdziwe. Ktoś, kto wychowywał się w cieniu faworyzowanego brata lub siostry, będzie rósł w przekonaniu, że jest gorszy od innych. Przekonanie to zacznie się zmieniać, gdy zobaczy, że są rzeczy, w których jest tak samo dobry lub lepszy od innych. Jeśli wielokrotnie słyszysz, że coś ci świetnie wychodzi - uwierz, że tak jest i zalicz to do swoich mocnych stron.

Mocne strony

Mocne strony, nazywane również zasobami, to wyposażenie zewnętrzne i wewnętrzne, dzięki któremu realizujemy się w różnych sferach życia. Zasoby zewnętrzne to wygląd, relacje z ludźmi, sytuacja materialna czy pozycja społeczna. Zasoby wewnętrzne to cechy osobowości, zdolności, umiejętności, talenty, predyspozycje, sukcesy i dokonania. Mocnymi stronami nie są tylko cechy, możliwości i dokonania, które wszyscy widzą, podziwiają i których zazdroszczą. To także umiejętności, osiągnięcia i sukcesy zaliczane do zwyczajnych i codziennych. Mocną stroną miss świata jest budząca podziw uroda. Mocną stroną każdego z nas może być dbanie o to, by wyglądać możliwie jak najlepiej. Mocną stroną sportowca jest talent i osiągane zwycięstwa. Mocną stroną każdego z nas może być świadome wyrobienie nawyku systematycznej aktywności fizycznej. Mocną stroną aktora jest zapamiętywanie długich tekstów. Mocną stroną każdego z nas może być robienie zakupów z pamięci. Mocne strony to także cechy zaliczane do zalet, takie jak cierpliwość, punktualność, życzliwość czy pracowitość. Określenie swoich mocnych stron ułatwia kończenie zdań zaczynających się od Wiem… Umiem… Mam… Staram się… Mogę… Udaje mi się… Radzę sobie… itp. Zdania zaczynające się od Jestem… mogą utrudniać przypisanie sobie jakiejś mocnej strony. Jestem oznacza jestem zawsze, a to mówimy sobie tylko wtedy, gdy poziom jakiejś cechy lub umiejętności zadowala nas w stu procentach. Pytając siebie, Czy jestem cierpliwy automatycznie przypominamy sobie sytuacje, w których tak nie było i dochodzimy do wniosku, że nie mamy tej cechy. Zamiast tego lepiej zapytać Czy umiem być cierpliwy. W reakcji na tak postawione pytanie łatwiej zastanowić się nad tym, w jakich sytuacjach umiemy być cierpliwi i co nam w tym pomaga. Jeśli zdarza się nam stosowanie negatywnych uogólnień typu Nie mam cierpliwości, Jestem niecierpliwa, warto je uściślać, dopowiadając, Nie mam cierpliwości, Jestem niecierpliwa, gdy…. Komunikat Jestem niecierpliwa określa nas w całości i nie daje żadnej wskazówki umożliwiającej jakąkolwiek zmianę w tym względzie. Komunikat Jestem niecierpliwa, gdy spieszę się/jestem zmęczona/mam za dużo pracy jest precyzyjny i można z niego wyciągnąć konstruktywne wnioski. Doskonalenie dobrych stron ułatwia przypominanie sobie sytuacji, w których to, czego chcemy mieć więcej, było wyraźne i zauważalne. Wracając do cierpliwości, będzie to przyjrzenie się sytuacjom, w których wykazaliśmy się dużą cierpliwością. Po przeanalizowaniu ich łatwiej zobaczyć i uświadomić sobie, co w naszym wypadku sprzyja byciu cierpliwym i wzmacnianiu tej cechy.

Jak sprawdzić pewność siebie?

Osoby pewne siebie, planując jakieś działanie, poszukują w sobie wiedzy, umiejętności, możliwości, zdolności, a więc wszystkiego, co daje nadzieję i szanse na powodzenie. Osoby niepewne siebie, gdy zabierają się do czegokolwiek, skupiają się na tym, że czegoś nie wiedzą, nie potrafią, nie znają, a więc na wszystkim, co utrudnia podjęcie działania i uzyskanie zamierzonego celu. Oczywiście, pewność siebie nie polega na wmawianiu sobie, że wszystko wiemy, wszystko umiemy, do wszystkiego mamy predyspozycje i wszystko zrobimy najlepiej. Pewność siebie to świadomość własnych mocnych stron; jednoczesne kierowanie się nimi i wspieranie w osiąganiu sukcesów życiowych.

Jak zwiększyć pewność siebie?

Poznaj swoje mocne strony, a są to te czynności, które wykonujesz najchętniej; te, które przychodzą ci łatwiej niż innym; te, których łatwości inni ci zazdroszczą. Twoje mocne strony to także wiedza, osiągnięcia i postawy, które inni podziwiają i za które słyszysz pochwały i słowa uznania. Do mocnych stron należą także czynności, o wykonanie których najczęściej proszą cię inni ludzie.

Rozpoznawaj strefę wpływu, a więc to, czy i na ile możesz wpływać na rozwój różnych sytuacji. Skuteczny i sprawczy możesz być jedynie wtedy, gdy masz jakikolwiek wpływ na daną sytuację. Twoja pewność siebie jest wprost proporcjonalna do skuteczności i sprawczości podejmowanych działań.

Działaj zgodnie z planem, a więc myśl o tym, co zrobisz, by osiągnąć sukces. Planowanie przygotowuje do działania i pomaga realizować zarówno proste, jak i te trudniejsze i bardziej złożone cele. Działając według planu, zyskujesz większą pewność co do podejmowanych poczynań.

Zbieraj sukcesy, a więc doceniaj wszystko to, co udało ci się zrobić. Większość z nas instynktownie skupia się na tym, co nie wychodzi, zamiast myśleć o tym, co się udało i dlaczego. Analizowanie porażek oczywiście jest ważne. Ale pewności siebie nie poprawisz, dostrzegając tylko porażki i skupiając się jedynie na nich.

Pewność siebie a dysfunkcja wzroku

Jak każda niepełnosprawność tak i dysfunkcja wzroku może oczywiście obniżać pewność siebie. Może tak się dziać zwłaszcza w nowych miejscach i sytuacjach. Dlatego świadomość mocnych stron i korzystanie z nich w naszym wypadku są szczególnie ważne.

Pewność siebie nie objawia się okazywaniem innym wyższości, udawaniem, że znamy się na wszystkim, przechwałkami czy nieustannym samozachwytem. Wszystko to bywa raczej stylem bycia przyjmowanym mniej lub bardziej świadomie na skutek słabej pewności siebie lub wręcz jej braku.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

&&

Inny wymiar postu

ks. Piotr Buczkowski

Przeżywamy kolejny okres w liturgii Kościoła, który nazywamy Wielkim Postem. Jest to czas, kiedy wędrujemy z Jezusem na pustynię, gdzie przez czterdzieści dni pościł. Tam przeżył kuszenie szatana, którego pokonał. Również rozważamy w tym czasie mękę i śmierć Jezusa na krzyżu. Można zapytać, dlaczego każdego roku wracamy do tej bolesnej tajemnicy?

Na cierpienie, mękę i śmierć Jezusa Chrystusa musimy spojrzeć przez pryzmat pustego grobu, gdzie było złożone ciało Zbawiciela. On trzeciego dnia zmartwychwstał. W takiej perspektywie krzyż nie jest symbolem klęski i bezsensu życia, ale trudnego zwycięstwa, nadziei i radości, której nam niezwykle potrzeba w tym pandemicznym okresie przygnębienia.

Odkryć sens postu, czyli rezygnacji z jakiejś przyjemności - w świecie wszechobecnej reklamy zachęcającej chwytliwymi hasłami w stylu: Podaruj sobie odrobinę luksusu - jest trudne i niemodne. Niekiedy w życiu doświadczamy jakiejś sytuacji - wydawałoby się - bez wyjścia i nie wiemy, jak ją rozwiązać. Jedynym sposobem są wtedy post i modlitwa.

Odnalazłem fragment Ewangelii opisujący następujące zdarzenie: do Jezusa przychodzą uczniowie, pytając, dlaczego nie mogli wypędzić złego ducha? On im odpowiedział: Z powodu waszej małej wiary… Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: Przesuń się stąd, tam!, a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was. (Mt 17,20). Dodał, że można tego dokonać modlitwą i postem.

Formułę modlitwy szybko odnalazłem. Gorzej z postem. Co by powiedzieli moi uczniowie? Na pewno usłyszałbym odpowiedź: Nie jeść. Takie rozwiązanie nie należy do rozsądnych. Inna propozycja to nie jeść mięsa. Mięso jem tylko z rozsądku, ale zbytnio za nim nie przepadam. Może nie jeść słodyczy? Wszystkie cukierki traciłyby termin przydatności do spożycia, gdyby nie moi goście. W tym momencie zadzwonił telefon komórkowy. Uświadomiłem sobie, że to urządzenie jest dobrodziejstwem, ale również przeszkodą w nawiązywaniu kontaktów. Gdy rozmawiam ze spotkaną osobą, telefon niespodziewanie dzwoni - odbieram, co w konsekwencji przyczynia się do zerwania wątku prowadzonego dialogu. Postanowiłem, że mój post będzie polegał na tym, że podczas rozmowy z kimś, kto jest obok mnie, nie będę odbierał telefonu. Można zawsze oddzwonić. Okazuje się jednak, że jest to zadanie bardzo trudne, ponieważ podczas różnych spotkań telefon odzywa się i trzeba dużo siły woli, by wytrwać w postanowieniu.

Kiedy korzysta się z tego urządzenia, może pojawić się problem uzależnienia. Obserwuję to zjawisko w szkole i nie tylko. Niektórzy muszą cały czas trzymać swojego smartfona i nieustannie wpatrywać się w ekran. Przy okazji tracą całkowicie poczucie otaczającej rzeczywistości. Obserwowałem kiedyś w Warszawie grupę uczniów, którzy byli zajęci swoimi smartfonami podczas zwiedzania miasta. Nie tylko nie słyszeli przewodnika, ale wszyscy przewrócili się na malutkim krawężniku. Największym zmartwieniem dla nich było to, czy tym aparatom nic się nie stało, czy dalej działają.

W szkole zaproponowałem młodzieży specyficzny post polegający na tym, że nie będą mieć przy sobie telefonów komórkowych w godzinach od 08:00 do 14:00 oraz od 22:00 do 05:00. Wykrzyknęli, że to niemożliwe i nikt nie wytrzyma. A co będzie, jak się coś stanie w domu?

Dobrze przeżyty post uczy nas pokory, pomaga nam - słabym ludziom - przyjąć Pana Jezusa jako prawdziwą i doskonałą miłość. Pozwala również z dystansem spojrzeć na siebie i otaczający świat oraz na to, co posiadamy. Pomocny jest w nawiązywaniu relacji z drugim człowiekiem w duchu miłości, o której mówił Zbawiciel.

Jeżeli post zabiera radość życia i do serca wlewa gorycz, to znak, że kroczy się w złym kierunku.

Czy ta moja modlitwa i post przynoszą efekt w rozwiązaniu jakieś trudnej sprawy? Nie wiem. Może brak mi mocnej i głębokiej wiary, o której mówił Jezus… Jednak doświadczyłem czegoś innego. Pewnego razu podbiegł do mnie uczeń z najmłodszej klasy i zapytał: Kto ty jesteś? Odpowiedziałem: Ksiądz Piotr. Zmierzył mnie wzrokiem, obchodząc wokół.

- Co tu robisz?

- Uczę religii dzieci. A ty jak masz na imię? - pytam.

- Piotruś - odpowiedział.

Wtedy w mojej kieszeni zaczął dzwonić telefon. Spojrzał na mnie surowym wzrokiem.

- Dlaczego nie odbierasz?

- Rozmowa z tobą jest dla mnie ważniejsza.

Ogromnie się zdziwił. Po chwili podszedł i mocno się przytulił. Teraz, gdy go spotykam na korytarzu, to podbiega do mnie i woła:

- Cześć, ksiądz Piotr.

- Cześć, Piotruś - odpowiadam.

Takie jest to moje doświadczenie modlitwy i postu. Dochodzę do wniosku, że mądrze przeżyty post prowadzi też do nawiązywania nowych przyjaźni. Warto zastanowić się, jaką formę postu wybrać, by zmienić ten dziwny, ale piękny świat.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Rocznica

Bożena Lampart

Minął rok odkąd w przestrzeni publicznej i prywatnej pojawił się niechciany gość - wirus SARS-CoV-2.

Obchodzenie rocznic zwykle jest kojarzone z uroczystym świętowaniem, zabawą lub fajerwerkami. Tym razem fajerwerków nie będzie, gdyż ani ku temu odpowiednia okoliczność, ani nastrój.

Nie sprawdza się również staropolskie przysłowie Gość w dom, Bóg w dom oznaczające uroczyste przyjęcie gości w taki sposób, aby poczuli się jak we własnym domu. Nasza gościnność się wyczerpuje, gdy zaproszony okazuje się źle usposobiony. Nie wymagajmy od siebie zbyt dużo i bądźmy szczerzy, że zajadły i podstępny SARS-CoV-2 niechętnie jest przez nas tolerowany. Powiem więcej, raczej znienawidzony. A tymczasem wirus - w przeciwieństwie do nas - ma się dobrze i nieskończenie króluje na każdym obszarze naszego życia. Jego przewagą jest nieuchwytność gołym okiem i bezzapachowość.

Od ponad roku sieje grozę i zbiera plony. Dotyka coraz młodsze pokolenia, ludzi zdrowych i tych z niepełnosprawnościami, sięga swoimi mackami środowisk ludzi biednych i bardziej zamożnych. Chciałoby się powiedzieć, że nie trzeba wojny, aby tak intensywnie dziesiątkować ludzi. Jego ekspansywność stała się na tyle duża, że zaczęła budzić w społeczeństwie różne emocje.

Faza zaskoczenia i sceptycyzmu

Pierwsze oznaki obecności wirusa w naszej przestrzeni pojawiły się w marcu 2020 roku. Media prześcigały się w dostarczaniu coraz nowszych szczegółów tego zjawiska. I choć czasami można spotkać się z opinią, że interpretacja wydarzeń przekazywanych przez środki masowego przekazu bywa nadgorliwa, to tym razem ich rola została prawidłowo odegrana. Zaskoczone społeczeństwo początkowo miało nadzieję, że nowy wirus, którego symptomy były podobne do tych z poprzednich lat i z którymi po niedługim czasie się uporano, wkrótce zostanie pokonany. Jakież było zaskoczenie, gdy się okazało, że moc wirusa opanowała cały świat i szczęśliwego happy endu nikt nie potrafił obiecać. Jedynie pandemiosceptycy podważali opinie naukowców i lekarzy o zagrożeniu, jakie niesie za sobą SARS-CoV-2.

Faza niedowierzania, strachu i obaw

Za sprawą coraz większej liczby pesymistycznych wiadomości na temat epidemii zaczęły się dyskusje rodzinne, sąsiedzkie i w środowisku zawodowym. Przejście z trybu stacjonarnego na online w placówkach edukacyjnych, w instytucjach publicznych, punktach usługowych wywołało wiele obaw. Z powodu zamknięcia instytucji publicznych zostały zawieszone działania mające na celu dostosowanie m.in. powierzchni architektonicznych do potrzeb ludzi z niepełnosprawnościami, które wynikały z programu Dostępność Plus.

Nieznany dotychczas system nauki czy pracy przyczynił się do powstania pandemii strachu. Nowa forma kontaktu z lekarzem w postaci teleporady wydawała się nie do przyjęcia. W placówkach ochrony zdrowia odwoływano ważne operacje i zabiegi, ponieważ potrzebne były łóżka COVID-owe dla zakażonych pacjentów, których codzienny wzrost mierzono już w tysiącach. Przedsiębiorcy zmuszeni byli do zawieszenia działalności gospodarczej, co wiązało się ze zwolnieniami pracowników. Z niedowierzaniem i strachem poddaliśmy się izolacji społecznej, zaczęliśmy używać maseczek, jednorazowych rękawiczek i środków dezynfekcyjnych po to, aby spowolnić niszczycielską moc wirusa. Poczuliśmy się jak w pułapce, a czas leniwie przeciekał przez palce. Zaczęliśmy tęsknić za normalnością.

Faza dezorientacji

Podczas gdy krajobraz zaczęły wypełniać lodówkomaty i paczkomaty, oszpecając czasami nawet zabytki, ale przecież stawiane w słusznym celu, naukowcy z dziedziny medycyny na całym świecie z pośpiechem prowadzili badania nad wynalezieniem szczepionki uodparniającej organizm na działanie SARS-CoV-2. Gdy okazało się, że badania przebiegły pomyślnie, społeczeństwo zaczęły nękać myśli o zbyt krótkim okresie prowadzenia eksperymentu dotyczącego jej skuteczności. Wszakże wirus zbierał żniwo zaledwie od roku. Naukowcy zapraszani przez media tłumaczyli, że badania nad szczepem wirusa trwały już od kilkunastu lat.

Wreszcie nadszedł dzień, w którym pierwszy pacjent został zaszczepiony, a potem kolejny i jeszcze inni. Niepokój i dezorientację wywołały powikłania poszczepienne u kilku pacjentów. Jaką zatem podjąć decyzję? Zaszczepić się czy nie? Musimy sami dokonać wyboru, a z pomocą może nam przyjść jedynie lekarz, który stwierdzi gotowość przyjęcia szczepionki przez nasz organizm.

Podsumowanie

Kilkanaście miesięcy obcowania z koronawirusem zmieniło nasz świat. Wymuszony rozwój platform streamingowych pozwolił na korzystanie z dóbr kultury, wykształciła się nowa forma pracy zmieniona ze stacjonarnej na online. System edukacji również przybrał inny wymiar, lecz może się okazać w przyszłości, że absolwenci szkół będą mieli niższe kwalifikacje z powodu obniżenia wymogów egzaminacyjnych. Dopiero za kilka lub nawet kilkanaście lat zobaczymy, jakie są tego skutki popandemiczne.

Z kolei nigdy tak nie nauczyliśmy się zauważać drugiego człowieka jak w czasach epidemii. Brakuje bliskości z innymi, a jedynie rozmowy telefoniczne, podczas których można usłyszeć ludzki głos, mogą zrekompensować tę stratę. Zobaczyliśmy wszystko w innym świetle. Do marca ubiegłego roku żyliśmy bardzo ekspansywnie, natomiast obecnie żyjemy trwożliwie. Siła wirusa zatrzymała wszystko poniekąd po to, abyśmy nauczyli się zauważać, co w życiu jest ważne.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Był dla nas przykładem

Ryszard Dziewa

Wielkość człowieka polega na jego postanowieniu, by być silniejszym niż warunki czasu i życia.
Albert Camus

Mimo długiej, wciąż postępującej choroby jego odejście było dla przyjaciół i znajomych wielkim szokiem. 30 listopada ubiegłego roku Stanisław Witer pożegnał się z tym światem, przenosząc się do wieczności. Uświadomienie sobie, że Staszka pośród nas już nie ma, nie jest łatwe do przyjęcia. Bo bez wątpienia jest prawdą, że tyle razy człowiek umiera, ile razy traci swoich bliskich.

Kim był Stanisław Witer, że na swoim pogrzebie, bądź co bądź w czasie pandemii, zgromadził tylu przyjaciół i znajomych? Nie jest łatwo opisać słowami człowieka, który miał tyle pozytywnych cech wyróżniających go spośród wielu, dla których już nawet drobne przypadłości są trudne do zniesienia.

Staszek (bo tak zwracaliśmy się do niego) urodził się w 1947 roku w miejscowości Konopne w powiecie hrubieszowskim. Miał 17 lat kiedy się to stało. Kąpiąc się w rzece, uległ tragicznemu wypadkowi. Podczas gdy świat stał przed nim otworem, los sprawił, że jego marzenia obróciły się w nicość. Czy jednak na zawsze?

Rehabilitacja okazała się nie do końca pomyślna. Trzy złamane kręgi stały się wyrokiem: do końca życia poruszanie się na wózku będzie koniecznością. Wypadek spowodował całkowity paraliż dolnej części ciała i częściowy niedowład górnego odcinka.

Kiedy ten fakt stał się dla Staszka niezaprzeczalny, nie chciał wegetować na wsi. Były to lata 60., w których to osoby poruszające się na wózkach w większości przypadków pozostawały w swoich domach i rzadko były spotykane w miejscach publicznych.

Nie posiadając swojego mieszkania, Staszek początkowo zamieszkał w Lubelskim Domu Pomocy Społecznej. Dom ten nie był dla niego oazą spokoju i pogodzeniem się z koniecznością pobytu w nim do końca życia. Od razu zabrał się do ukończenia technikum ekonomicznego, a idąc za ciosem, rozpoczął studia ekonomiczne. …Dziś mógłby być wyrzutem sumienia dla wielu młodych ludzi, którym się nie chce uczyć, którzy mają wszystko co potrzeba na wyciągnięcie ręki, a mimo to nie chce im się ruszyć palcem… (fragment kazania pogrzebowego).

Kontynuując naukę, podjął pracę w spółdzielni niewidomych w charakterze nakładcy. Jednak nie na długo. Po ukończeniu studiów jako referent do spraw ekonomicznych został zatrudniony w Handlowej Spółdzielni Inwalidów. Pracował tam do wybuchu stanu wojennego, a następnie zwolnił się, reagując w sposób desperacki na to tragiczne dla Polski wydarzenie. Po kilku latach podjął pracę nakładczą w jednej ze spółdzielni inwalidzkich. Przy tej produkcji bezinteresownie pomagała mu Elżbieta Kowalska. Najpierw zadzierzgnęła się przyjaźń, która niebawem przerodziła się w miłość. A potem był ślub i 26 lat wspólnego, szczęśliwego życia. Niedługo po ślubie adoptowali syna.

Staszek na początku lat dziewięćdziesiątych skorzystał z propozycji przyjaciela i podjął pracę w dziale finansowym Urzędu Miejskiego w Lublinie. Pracę tę zakończył dopiero w 2014 roku, kiedy już zdrowie nie pozwalało na jej kontynuację. Ciągłe dojazdy do pracy, przesiadanie się z samochodu na wózek były już dla niego dużym obciążeniem. Ale do końca życia pracował w domu, prowadząc księgowość w Fundacji Świat według Ludwika Braille’a. Pracownikiem był bardzo sumiennym, dokładnym i koleżeńskim.

W życiu Staszka ważnym zadaniem było służenie ojczyźnie poprzez angażowanie się w życie społeczne i polityczne. Wydarzenia radomskie w 1976 roku spowodowały, że wielu ludzi postanowiło czynnie powiedzieć tzw. władzy ludowej, że nie zgadzają się na traktowanie Polaków jak poddanych, zmuszając ich represjami do bezwzględnego posłuszeństwa. W grudniu wraz z dwoma kolegami ze spółdzielni niewidomych podpisał petycję, żądając zaprzestania prześladowań robotników. List był wielokrotnie odczytywany przez rozgłośnię Radia Wolna Europa. Nietrudno było przewidzieć konsekwencje, jakie czekały tych, którzy publicznie występowali przeciwko tzw. władzy ludowej. U Staszka co jakiś czas pojawiali się panowie ze Służby Bezpieczeństwa. Mimo wielu szykan nigdy się nie poddawał. Prowadził swoją działalność opozycyjną, niewiele robiąc sobie z represji, jakie go spotykały. Staszka cechowała silna osobowość i mocny charakter, dlatego w swoich przekonaniach był konsekwentny i stanowczy.

W 1980 roku w trójkę podjęliśmy pracę nad czasopismem dźwiękowym dla niewidomych Wolna taśma. Staszek przewodził w tych przygotowaniach. Niestety, materiały zostały skonfiskowane przez SB, a potem powstała Solidarność i ten fakt wyznaczał inne zadania dla ruchów opozycyjnych. Staszek od razu podjął działalność w strukturach Solidarności, bez reszty się angażując, a potem, po wybuchu stanu wojennego, przeszedł do podziemia.

Za swoją działalność polityczną w marcu 2007 roku został odznaczony przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. To zaszczytne wyróżnienie miało dla niego wielkie znaczenie. Cieszył się, że został zauważony i doceniony za ten odcinek swojej pracy, który był dla niego priorytetem w tamtych czasach.

Cecha, która wyróżniała Staszka, to zauważalny altruizm. Kochał ludzi. I to nie tylko swoich przyjaciół, ale również osoby o zupełnie innych poglądach i przekonaniach. Ze wszystkimi potrafił znaleźć wspólny język, a znajomi, którzy byli na przeciwnych biegunach, bardzo go szanowali, nie identyfikując się z jego poglądami.

Borykając się ze swoimi ograniczeniami natury fizycznej, potrafił zawsze być pogodny i uśmiechnięty, nie opuszczało go duże poczucie humoru. Opanował sztukę śmiania się z samego siebie, dowcipkując ze swoich ułomności. Był duszą towarzystwa, ludzie skupiali się wokół niego. Umiał dyskutować, ale jego rozmówcy doceniali go przede wszystkim za to, że umiał słuchać. Każdy, z kim się zetknął na krótko czy na długo, wiedział, że w razie potrzeby może zawsze na niego liczyć.

W mieszkaniu Staszka mimo niewielkiego metrażu często było rojno i gwarno. Przyjaciele przychodzili, żeby w czymś pomóc, ale przede wszystkim, żeby się spotkać i porozmawiać.

Był zawsze otwarty na udzielanie pomocy, również finansowej. Często wychodził sam z propozycją pomocy na szczytny cel. Razem z żoną Elżbietą adoptowali małą Gertrudę z Zambii, której naukę opłacali przez wiele lat.

Był osobą głęboko wierzącą, dlatego nie zapominał o wsparciu Kościoła, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego czy Caritas Polska. Dopóki zdrowie mu pozwalało, udzielał się we wspólnocie neokatechumenalnej.

Mimo ścisłego umysłu był również humanistą. Interesował się literaturą, historią i geografią.

Trudno nakreślić pełną sylwetkę tego nieodżałowanego przyjaciela, z którym przyjaźniłem się ponad 47 lat. Niejednokrotnie wspólnie braliśmy udział w działalności opozycyjnej, kolportowaliśmy pisma i książki z drugiego obiegu.

Staszek był dla mnie okiem, a ja jego tragarzem, kiedy trzeba go było przetransportować na wyższe piętra. Nawet zakupy robiliśmy razem w tych trudnych latach, kiedy większość towarów była na kartki. Staszek podjeżdżał ze mną pod sklep, a ja robiłem dla nas zakupy. Kiedyś ekspedientka zgromiła mnie, że daję się wykorzystywać przez zdrowego człowieka, który siedzi w samochodzie i łaskawie czeka na swój towar. Powiedziałem tej pani, że poproszę kolegę, żeby wyciągnął z samochodu wózek i sam zrobił sobie zakupy. Ekspedientka od razu zmieniła ton i bez szemrania skończyła mnie obsługiwać.

Kiedyś zapytałem Staszka, czy wolałby być niewidomym czy wózkowiczem. Odpowiedział: Biorąc wszystkie za i przeciw, jednak wolałbym być niewidomym.

Pokonywanie ograniczeń spowodowanych inwalidztwem było dla niego trudnym wyzwaniem, ale dzięki wielkiemu uporowi i hartowi ducha potrafił przezwyciężać te niedogodności. Byłem dla niego pełen podziwu, kiedy musiał o wszystko prosić. Prosił o dostarczenie wózka do samochodu, o pomoc w jego przełożeniu do bagażnika, a następnie o wyjęcie z samochodu i pomoc w jego rozłożeniu. Kiedyś wyraziłem się, że ja nie mógłbym tak swobodnie prosić o pomoc. Usprawiedliwił mnie, że skoro nie widzę, to mam trudności ze znalezieniem kogoś do pomocy. Ale ja, czy to z nieśmiałości, czy też z braku pokory, rzadko proszę o pomoc, szukając innego, nawet gorszego wyjścia z sytuacji. Staszek za dobrze mnie znał, żeby o tym nie wiedzieć, ale żeby mi nie robić przykrości, w ten sposób skwitował moje rozterki.

Dla mnie Staszek Witer pozostanie na zawsze w pamięci jako jeden z najlepszych przyjaciół, człowiek na którym zawsze mogłem polegać.

Wierzę, że słowa księdza, wygłoszone pod koniec kazania, sprawdzą się w przyszłości:

…Panie Stanisławie, życie ludzkie choć krótkie nie kończy się, lecz zmienia. Więc nie żegnaj, lecz do zobaczenia!.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Niepełnosprawności i osiągnięć wystarczyłoby dla kilku osób

Stanisław Kotowski

Z Józefem Mendruniem przyjaźniłem się i współpracowałem na różnych polach przez kilkadziesiąt lat. Żegnam Go z głębokim żalem i smutkiem.

Józef Mendruń - długoletni działacz Polskiego Związku Niewidomych, współtwórca i działacz Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym, współtwórca Fundacji Polskich Niewidomych i Słabowidzących Trakt oraz prezes zarządu tej Fundacji.

Józef Mendruń urodził się 14 listopada 1938 r. we wsi Borki Wielkie koło Tarnopola, zmarł 26 stycznia 2021 r. w Warszawie. W 1945 roku Jego rodzina repatriowała się do Polski. Podczas długiej podróży Józek znalazł na dworcu kolejowym zapalnik, który wybuchł, pozbawiając go niemal całkowicie wzroku i prawie całej lewej dłoni. Tylko w lewym oku pozostały niewielkie możliwości widzenia.

W późniejszym życiu utracił resztki wzroku i w znacznym stopniu słuch. Następnie zmuszony był poddać się operacji wszczepienia by-passów. Mówił wówczas, że ma gwarancję na dziesięć lat. Tymczasem gwarancji wystarczyło na ponad 30 lat. Był więc osobą, której niepełnosprawności wystarczyłoby dla kilku osób, a Jego dorobek życiowy wystarczyłby dla jeszcze większej liczby osób i każda z nich mogłaby być dumna z części Jego osiągnięć.

Po wypadku oraz po powrocie ze szpitala i dwóch latach przebywania w domu rozpoczął naukę w miejscowej szkole. Jednak nastąpiło pogorszenie widzenia, pobyty w szpitalach i operacje nie przyniosły poprawy. Do szkoły już nie wrócił. Przez 7 lat przebywał w domu bez systematycznego nauczania.

W 1955 r. został przyjęty do szkoły w Laskach. Ponieważ wcześniej pomagał młodszej siostrze w nauce i przyswoił sporo wiedzy, przyjęto Go więc od razu do piątej klasy. Szkołę podstawową ukończył z bardzo dobrymi wynikami, a następnie zdobył zawód tkacza z dyplomem czeladnika. W czerwcu 1961 r. skończył naukę w Laskach i we wrześniu rozpoczął pracę w Spółdzielni Nowa Praca Niewidomych w Warszawie. Jednocześnie podjął naukę w średniej ogólnokształcącej szkole korespondencyjnej. Ponieważ w laskowskiej szkole był wysoki poziom nauczania, dyrekcja szkoły wyraziła zgodę na zaliczenie dwóch pierwszych klas liceum pod warunkiem, że zda dodatkowe egzaminy. Dzięki pomocy kilku osób, m.in. siostry Moniki z Lasek, która dokształciła go w różnych przedmiotach, siostry Mieczysławy - polonistki i siostry Miriam - matematyczki, mógł uzupełnić i opanować wymaganą wiedzę. Bez problemów zdał egzaminy do trzeciej klasy liceum i w 1963 roku otrzymał świadectwo maturalne. Postanowił studiować psychologię na Uniwersytecie Warszawskim, ale spotkał się ze sprzeciwem. Uważano, że niewidomy nie może studiować psychologii. Dzięki życzliwości dr. Włodzimierza Dolańskiego oraz profesorów - Marii Grzegorzewskiej, Janiny Doroszewskiej i Tadeusza Tomaszewskiego opory zostały przełamane. I pomyśleć, że tyle ważnych osób musiało się zaangażować, żeby mógł studiować psychologię.

Studia ukończył w 1969 r. Wcześniej, bo już 1 stycznia 1969 roku rozpoczął pracę w Dziale Rehabilitacji Zarządu Głównego PZN na stanowisku instruktora. Otrzymał zadanie opracowania programu pomocy nowo ociemniałym.

We wrześniu 1970 r. został kierownikiem warszawskiego okręgu PZN. Uważał, że przeszedł tam dobrą szkołę działalności w środowisku osób z uszkodzonym wzrokiem.

W styczniu 1974 został powołany na kierownika Działu Tyflologicznego Zarządu Głównego PZN. Wtedy takiego działu nie było, ale należało go stworzyć. W tym dziale szeroko rozwinął skrzydła. W wyniku pracy na tym stanowisku i na później zajmowanych rozpoczął wiele nowatorskich, bardzo ważnych działań.

W lipcu 1977 r. został powołany na urzędującego sekretarza generalnego i kierownika Związku. W październiku 1981 r. nastąpiły zmiany na najwyższych stanowiskach w Zarządzie Głównym PZN i Józef Mendruń został odsunięty od gremiów decyzyjnych. Wrócił na stanowisko kierownika Działu Tyflologicznego. Wówczas uznał, że trzeba pomagać ludziom, którzy oprócz utraty wzroku mają jeszcze inne dodatkowe schorzenia i związane z nimi problemy.

Józef Mendruń miał umiejętność nawiązywania kontaktów z ludźmi w naszym środowisku i poza nim, przekonywania ich do współpracy i podejmowania trudnych zadań.

Dzięki Jego przemyśleniom, inicjatywie i energii, a także włączeniu do współpracy wielu wartościowych osób PZN podjął nowe zadania. Wymienić należy:

Dzięki Jego staraniom i inicjatywie została nawiązana współpraca z różnymi instytucjami, między innymi z Wyższą Szkołą Pedagogiki Specjalnej w Warszawie i akademiami medycznymi w różnych miastach.

Józef Mendruń starał się o podwyższanie kwalifikacji kadr pracujących w środowisku niewidomych i słabowidzących. Co roku kilku pracowników PZN i innych instytucji związanych z problematyką niewidomych kierowano na studia z pedagogiki specjalnej w lubelskim Uniwersytecie im. Marii Curie-Skłodowskiej i w Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.

Kolejną dziedziną, do której przykładał wielką wagę, było upowszechnianie wiedzy o niewidomych. Rozwinął działalność wydawniczą. Z Jego inicjatywy PZN w 1974 r. zaczął wydawać Przegląd Tyflologiczny - półrocznik o charakterze publicystyczno-naukowym. Później kierowany przez niego Dział Tyflologiczny zaczął wydawać inne pozycje, które z czasem przekształciły się w dwie stałe serie wydawnicze - Zeszyty Tyflologiczne i Materiały Tyflologiczne. Obejmowały one tłumaczenia zagraniczne i pozycje książkowe polskich naukowców. Chcąc pomagać rodzicom niewidomych dzieci w ich prawidłowym wychowywaniu, przez wiele lat był redaktorem miesięcznika Nasze Dzieci.

Przejawiał również inicjatywę w wielu innych dziedzinach. I tak na przykład dzięki Jego staraniom PZN organizował szkolenia pracowników powiatowych centrów pomocy rodzinie, których zadaniem jest udzielanie pomocy osobom niepełnosprawnym, a więc również niewidomym i słabowidzącym.

Zainicjował współpracę z Głównym Urzędem Kartografii i brał udział w opracowywaniu map tyflologicznych. Powstały dziesiątki map i kilka atlasów. Pracę tę kontynuował przez następnych kilkanaście lat w Fundacji Trakt.

W 1987 r. został powołany na dyrektora do spraw rehabilitacji w Zarządzie Głównym PZN. W 1998 r. został ponownie sekretarzem generalnym i dyrektorem Związku. Funkcje te pełnił do października 2003 r. W okresie tym przyczynił się walnie do przezwyciężenia moralnego, ekonomicznego, organizacyjnego i społecznego kryzysu Polskiego Związku Niewidomych, w który PZN został wpędzony przez brak odpowiedzialności jego władz działających do maja 1998 r. Spłacone zostały kilkumilionowe długi, rozliczone zostały z Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych zadania sprzed kilku lat na kilkadziesiąt milionów złotych oraz PZN został uwolniony od zobowiązań wynikających z nieodpowiedzialnie udzielanych poręczeń różnym firmom - również na kilkadziesiąt milionów złotych.

17 października 2003 roku Zarząd Główny PZN na wniosek GKR odwołał Go z funkcji sekretarza generalnego i ze stanowiska dyrektora Związku. Nie tu miejsce na dokładne wyjaśnianie przyczyn tej decyzji. Mogę tylko stwierdzić, że była ona niesprawiedliwa, niesłuszna i szkodliwa.

Nie był pierwszym działaczem, którego boleśnie skrzywdziło nasze środowisko. Przykładem może być dr Włodzimierz Dolański, również ze złożoną niepełnosprawnością, który przed laty, na skutek intryg, został odsądzony od czci i wiary. W 2003 r. środowisko tak samo boleśnie skrzywdziło mgr. Józefa Mendrunia. Twórcami tego dzieła byli ludzie, których osiągnięcia nawet grzech porównywać z dokonaniami Józefa Mendrunia. Tak blado wypadają.

Włodzimierz Dolański został zrehabilitowany. Niestety, Józef Mendruń do śmierci nie doczekał się rehabilitacji i chyba od obecnych władz PZN-u nie można oczekiwać nawet refleksji na temat działalności Józefa Mendrunia, nie mówiąc już o Jego rehabilitacji.

Józef Mendruń wraz z kilkoma innymi osobami w marcu 2005 r. powołał Fundację Polskich Niewidomych i Słabowidzących Trakt i został jej prezesem. Funkcję tę pełnił do śmierci. Pod Jego kierownictwem Fundacja podejmowała ważne zadania, m.in.:

Chyba największym osiągnięciem Fundacji jest opracowanie technologii dostosowywania do potrzeb niewidomych prasy ukazującej się na rynku wydawniczym. Z inicjatywą w tej sprawie wyszedł dr Czesław Ślusarczyk. Józef Mendruń poparł ją i Fundacja podjęła się realizacji pomysłu. Do wykonania projektu włączony został Instytut Maszyn Liczących w Warszawie, który wypracował odpowiednią technologię. Wykorzystuje ją Stowarzyszenie De Facto, które przetwarza i udostępnia niewidomym, w ramach e-Kiosku, około 60 tytułów różnych czasopism. Jest to niebywałe poszerzenie możliwości dostępu niewidomych do słowa pisanego, możliwości korzystania z prasy ogólnodostępnej.

Józef Mendruń działał również w międzynarodowych organizacjach niewidomych i głuchoniewidomych. Jego działalność została doceniona i otrzymał, jako jeden z nielicznych na świecie, Medal Anny Sullivan.

Józef Mendruń nie był również wolny od niedoskonałości; wszyscy je mają, z piszącym te słowa włącznie. Niezależnie od rzeczywistych i przypisywanych Józefowi Mendruniowi wad mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że był on jednym z najwybitniejszych działaczy polskiego ruchu niewidomych w całej jego historii.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Warto posłuchać

Izabela Szcześniak

Pragnę polecić wszystkim Czytelnikom piękną i wzruszającą książkę autorstwa Lindsay Harrel pt. Oddać serce.

Amanda od kilku lat zmaga się z depresją i uczestniczy w terapii. Od terapeutki Emmi otrzymuje zadania, dzięki którym życie dziewczyny się zmienia. Amanda musi stworzyć listę 25 swoich marzeń. Dziewczyna pragnie podróżować. Jej życiowe cele, które chciałaby realizować, należą do trudnych a nawet szalonych. Ostatnim zadaniem na liście nastolatki jest: Oddać serce…

Niestety Amanda w wieku 17 lat ginie w wypadku. Nie dane jej było zrealizować swoich marzeń, jedynie to ostatnie i najpiękniejsze: oddać serce.

Megan od ósmego roku życia choruje na serce - kardiomiopatia przerostowa. Musi często przebywać w szpitalu. W klinice poznaje Kaleba. Chłopak także ciężko choruje. Pomiędzy nastolatkami nawiązuje się nić przyjaźni.

Megan ukończyła studia - (filologia angielska). Podejmuje pracę jako asystent bibliotekarza. Mieszka z rodzicami. Megan ma siostrę bliźniaczkę. Crisstal była zdrowym dzieckiem. Miała przyjaciół, spełniała swoje marzenia i realizowała życiowe cele. Skończyła architekturę, wyszła za mąż. Spełniała się w swoim zawodzie. Jednak relacje pomiędzy siostrami coraz bardziej się psuły. Odkąd Megan w wieku 28 lat przeszła operację przeszczepu serca, kontakt z Crisstal się urwał.

Minęło trzy i pół roku. Megan odszukała rodziców Amandy. Od państwa About pożycza dziennik ich córki. Po przeczytaniu pamiętnika Amandy postanawia zrealizować wszystkie marzenia swojej dawczyni. Megan odnowiła kontakt z Kalebem. Odszukała przyjaciela na przyjęciu charytatywnym.

Crisstal czuje się wypalona zawodowo. Ma problemy z żołądkiem. Jej małżeństwo przechodzi kryzys. Kiedy Crisstal dowiaduje się o podróży Megan i marzeniach z listy Amandy, jest przerażona. Stara się odwieść siostrę od tej ciężkiej i szalonej podróży. Jej wysiłki okazują się daremne. Mąż Crisstal - Brayan - zachęca małżonkę, by towarzyszyła siostrze w podróży. W końcu wyraźa zgodę.

Bliźniaczki lecą do Peru, zwiedzają Machu Picchu - zabytki związane z kulturą Inków. Następnie zamierzają wejść na górę Huayna Picchu. Megan źle się poczuła, więc Crissstal ją zastąpiła. Po Peru przyszedł czas na zwiedzanie zabytków starożytnego Egiptu w Kairze, przede wszystkim piramid.

Megan w Pampelunie uciekała przed bykami. Crisstal pogniewała się na siostrę po tym szalonym wyczynie. Megan zwiedzała świat i odhaczała spełnione marzenia z listy Amandy. Kaleb skontaktował ją z osobą prowadzącą internetowe czasopismo podróżnicze. Zaczyna pisać artykuły o swoim życiu i podróży. Crisstal pracuje nad nowym projektem. Siostry zwiedzają celtyckie zabytki w Irlandii. Nocują w dawnym zamku celtyckim. Crisstal traci przytomność i trafia do szpitala z powodu wrzodu żołądka. Megan czuwa przy siostrze. Po wyjściu ze szpitala siostry wyjeżdżają do Londynu. Megan spełnia marzenie Amandy, by pocałować nieznajomego w deszczu. Jest nim Kaleb, który towarzyszy siostrom od czasu pobytu w Irlandii. Chociaż od wielu lat zna przyjaciela, to w jego ciele bije serce innego człowieka, więc fakt wspólnej znajomości nie stał się przeszkodą w wykonaniu tego zadania z listy Amandy.

Relacje sióstr bardzo się poprawiły. Megan i Crisstal szczęśliwie wróciły do domu. Jednak nie wszystko w ich życiu się dobrze układa. Projekt Crisstal zostaje przyjęty przez klienta. Kobieta otrzymuje stanowisko starszego architekta. Jednak po świętowaniu sukcesu w pracy od Crisstal odchodzi Brayan. Po kilku tygodniach Crisstal rezygnuje ze stanowiska starszego architekta. Brayan wraca do Crisstal i są szczęśliwym małżeństwem. Megan zmienia pracę. Spełniła ostatnie marzenie Amandy: oddać serce. Swoje serduszko podarowała Kalebowi, którego pokochała ze wzajemnością. Megan odwiedziła rodzinę About. Charlin About dała jej do przeczytania ostatni i najpiękniejszy wpis Amandy. Kartka była oprawiona w ramkę. Amanda pisze w nim o śmierci w więzieniu jej wuja, przez którego kilka lat wcześniej została zgwałcona. Dziewczyna wspomina także o swojej wierze w Boga, dzięki której odnalazła sens życia.

Do jakich wniosków dochodzi Megan po przeczytaniu ostatniego wpisu Amandy?

Przeczytajcie sami! Polecam, Lindsay Harrel Oddać serce, czyta Elżbieta Kijowska. Książka dostępna w formacie Daisy i Czytak.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

&&

Maria Okulska - notka biograficzna

Maria Okulska - emerytowana nauczycielka. Pochodzi z niewielkiej miejscowości koło Połańca. Ukończyła Liceum Pedagogiczne w Tarnowie oraz studia na Wydziale Filologiczno-Historycznym Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie. Uczyła w szkole podstawowej oraz w liceum. Po przejściu na rentę inwalidzką z powodu dysfunkcji wzroku przez kilka lat pracowała na pół etatu w Bibliotece Pedagogicznej w Tarnobrzegu. Od 20 lat pełni społecznie różne funkcje w PZN na wszystkich organizacyjnych szczeblach. Już ponad 10 lat jest uczestniczką Domu Dziennego Pobytu w Tarnobrzegu. Wiersze pisze okazjonalnie do szuflady.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Wiersze wybrane

Maria Okulska

&&

Wielkanoc

Po ciszy Piątku i Soboty
rankiem głos dzwonów słychać wszędzie,
wierni kościoły zapełniają,
bo Zmartwychwstały znów przybędzie.

Już rezurekcja się zaczyna,
wciąż niestrudzenie biją dzwony,
modlą się wszyscy chrześcijanie:
- Niech będzie Chrystus pozdrowiony.

Potrawy w garnkach są gotowe,
w domach porządki poczynione.
Będzie królować przy śniadaniu
pokarm w kościele poświęcony.

I tylko czasem w krótkiej chwili
myśl nurtująca kogoś wzrusza:
czy wciąż, codziennie, w każdym bliźnim
czuję i widzę twarz Chrystusa?

I chociaż w świecie tyle złego
na każdym kroku się spotyka,
to wciąż nachodzi mnie refleksja
- z przeżyć codziennych mi wynika:

że Bóg wciąż kocha i wciąż czeka
dzisiaj tak samo, jak przed wiekiem.
to świadczy o miłości wielkiej,
i że nie zmęczył się człowiekiem!

I wciąż posyła Swego Syna,
By za nas cierpiał i umierał,
By znów zmartwychwstał w pełnej chwale…
Lecz, czy do wszystkich to dociera?

&&

Pamięć

Ta moja pamięć dziwnie funkcjonuje,
co jest niezbędne - zapominam z mety.
Zaś szczególiki, ciekawostki, głupstwa
trzymają się mej pamięci - niestety.
To, że dawne czasy są wyryte w głowie
niczym oskardem w skale wyciosane -
rozumiem, tak często bywa w późnym wieku,
to prawda, często przez uczonych cytowana.
Lecz czemu dzisiaj nikną w niepamięci
teksty przed kilku dniami przeczytane?
i nie pamiętam imion ani nazwisk
osób, co często były ze mną spotykane.
Nie chcę pamiętać, kiedy mnie skrzywdzono,
słyszeć w pamięci obraźliwych rzeczy,
które pod moim adresem ktoś tam wypowiedział.
Bo w to bogaty każdy los człowieczy.
Chcę wciąż pamiętać Dekalog Mojżesza
i przykazanie miłości Chrystusa.
Pozwól mi, Panie, tę pamięć zachować!
Tak bardzo tego pragnie moja dusza.

&&

Tarnobrzeg

Tarnobrzeg - przed wojną niewielka mieścina,
nad Wisłą malowniczo, pięknie położona:
zaledwie rynek - wokół kamieniczki.
Lecz różne losy były mu sądzone.
I stał się sporym miastem - zawdzięczał to siarce -
wybudowano bloki (wprawdzie proste bryły),
lecz rok po roku stawał się piękniejszy.
Mieszkania w domach wnet się zapełniły.
Zdawało się sielanką życie w naszym mieście,
choć potem nastąpiły kartek trudne czasy,
gdy wszystko było reglamentowane,
o żywność trudno było, trudniej o frykasy.
Lecz tarnobrzeżanie - jak wszędzie - przetrwali,
bo znów zaświtała nadziei Jutrzenka,
że będzie lepiej, dostatniej się żyło.
I że o przyszłość nie trzeba się lękać.
Upadły zakłady, pracy w mieście nie ma.
A co robią młodzi, gdy studia skończyli?
Za pracą wyjeżdżają za Polski granice,
tu rozczarowani - biedy doświadczyli.
Lecz są obywatele, którzy myślą o tym,
abyśmy mogli z optymizmem czekać;
że ich wysiłki dla miasta czynione
pozwolą nam częściej się uśmiechać.
Że do lekarzy kolejki zmaleją,
że pracę właściwą znaleźć będzie łatwiej,
że nie tylko towarów mnóstwo będzie w sklepie -
lecz że stać nas będzie, aby żyć dostatniej.

&&

Czas

Czas, to pojęcie wszystkim nam znane,
wiemy, że płynie, czasem ucieka,
lecz by określić czym jest właściwie -
trudno powiedzieć - temat jak rzeka.
Do tego czas nam różnie przemija,
chociaż jednaki w każdym zegarze,
ale w młodości mija inaczej,
a całkiem różnie czas czuje starzec.
Na coś miłego - randkę czy awans -
ach, jak się dłuży oczekiwanie!
Ktoś oczekuje końca dnia pracy,
z miłą osobą długie rozstanie.
Nam zaś czas pędzi, mknie jak rakieta -
dzisiaj Wielkanoc - za pasem zima!
I chce się wołać do wynalazców:
Znajdźcie machinę, co czas zatrzyma!
Ale dopóki nie znaleziono
sposobu na to, by czas oszukać,
cieszmy się każdą przeżytą chwilą,
bądźmy szczęśliwi. Pech precz! Odpukać!

⇽ powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

&&

Nasi nauczyciele

Krystyna Skiera

Kilka miesięcy temu zaproponowałam Czytelnikom Sześciopunktu przybliżenie sylwetek niewidomych nauczycieli i wychowawców. Myślałam, że pomysł chwyci. Chciałabym jednak wrócić do tego projektu i zaprezentować kilka sylwetek osób, które wywarły duży wpływ na moje życie zarówno w internacie jak i w dorosłości. Zachęcam Państwa do tworzenia ze mną tej Galerii.

Niewidomy nauczyciel czy wychowawca poprzez swoją postawę ma ogromny wpływ na rehabilitację dziecka, młodego człowieka niewidomego od wczesnego dzieciństwa czy tracącego wzrok.

Pierwszą osobą, którą chcę tu przybliżyć, jest pani Maria Nowak. Niestety, moich wspomnień pani Maria już nie przeczyta. W dniu 23 stycznia 2021 odeszła do lepszego świata. Uczyła w szkole bydgoskiej najczęściej w klasach trzecich podstawówki. Osoba niezwykle empatyczna, naprawdę kochająca dzieci. Najwięcej uwagi i troski poświęcała tym dzieciom, które były najbiedniejsze nie tylko w sensie ekonomicznym, ale również z biedą intelektualną. My, wówczas małe dzieci, myślałyśmy, że pani te osoby lubi bardziej niż inne, a mniej okazuje serca nam, co było oczywistą nieprawdą.

Mnie pani Maria uczyła w klasie trzeciej szkoły podstawowej. Niestety tylko rok. Jednak poznałam ją dużo wcześniej i od tamtej pory byłam jej ulubienicą. A było to tak: dzień wyjazdu do domu na ferie świąteczne. Późne popołudnie, w szkole cicho i pusto, bo prawie wszyscy już rozjechali się do domów. A ja czekałam na ojca. Niestety, nikogo po mnie nie było. Zeszłam na parter, chodziłam po korytarzu i płakałam. Musiałam płakać dość głośno, bo pani Maria, która zajmowała maleńki pokoik na parterze, usłyszała mnie. Wyszła, pytając, co się stało. Oczywiście uspokoiła mnie, przytuliła, powiedziała, że na pewno po mnie ktoś przyjedzie, a jeżeli nawet nie, to spędzimy święta razem. Pamiętam, że poczęstowała mnie bułką z parówką i nakłoniła, żebym się na chwilę położyła na jej łóżku. Zmęczona płaczem zasnęłam. Nie wiem, co się działo, gdy przyjechał po mnie ojciec, a mnie nigdzie nie było. Jednak po dłuższych poszukiwaniach zostałam odnaleziona. Od tego czasu moje kontakty z panią Marią były częste. Kiedy została w trzeciej klasie moją wychowczynią - zacieśniły się jeszcze bardziej. Pani często opowiadała nam o sobie, o swoim życiu szkolnym, o dzieciństwie. Pokazywała na swoim przykładzie, że nie widząc, można dojść do czegoś, tylko trzeba się dobrze uczyć. Toteż uczyłam się nawet bardzo dobrze, bo też chciałam być dobrą nauczycielką.

Dla nas, jej uczniów, bardzo ważne były jej pochwały. Dzisiaj, kiedy ją wspominam, myślę, że takich nauczycieli potrzeba małym niewidomym dzieciom. Pani Maria nie bała się pokazywać nam swojego maleńkiego wówczas synka, mogliśmy go dotykać i wozić w wózeczku. Chciałabym, aby więcej takich nauczycieli zaistniało na łamach Sześciopunktu.

Ja nauczycielką nie zostałam, ale wszystkie zadania, jakie życie postawiło przede mną, starałam się wykonywać najlepiej jak potrafię.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Hiszpańska przygoda z wolontariatem

Paweł Wrzesień

Są takie wspomnienia, które trzymamy w sercu przez całe życie, a im jesteśmy starsi, tym bardziej lubimy do nich wracać i grzać się w ich cieple. Wspominamy magiczne lata dzieciństwa, pierwsze miłości, pierwsze dalekie podróże czy życiowe sukcesy, jak zdanie matury czy zwycięstwa w rywalizacji sportowej. Dla mnie jednym z takich wspomnień jest udział w wolontariacie europejskim.

Przed kilku laty, ukończywszy z sukcesem studia, poczułem, że przed poszukiwaniem pracy zarobkowej mój organizm domaga się przerwy, że trzeba mi wyrwać się choć na trochę z szarej codzienności, przeżyć coś więcej. To coś więcej nie było zresztą określone, nie potrafiłem zdefiniować tego czego szukam. I wówczas dowiedziałem się o wolontariacie europejskim EVS (European Voluntary Service).

Pełnosprawna przyjaciółka opowiadała, że wyjeżdża się na kilka miesięcy za granicę, pracuje w organizacji pozarządowej, która pokrywa koszty naszego zakwaterowania i wyżywienia, poznaje ludzi z różnych krajów, często nawiązując ciekawe znajomości. Zachwalała, że to świetna przygoda pozwalająca na zdobycie doświadczeń, których nie przeżyje się nigdzie indziej.

Na początku pomyślałem, że jej łatwo tak mówić, ale ja jestem przecież niewidomy. Całe dotychczasowe życie spędziłem, mieszkając z rodzicami, a wyjeżdżałem najwyżej na wakacyjne wycieczki. Byłem raczej na nie, ale kiedy opowiadałem o wolontariacie rodzinie i znajomym, w ich reakcjach nie znalazłem cienia wątpliwości co do tego, czy dam sobie radę. Poczułem wtedy, że rezygnacja z mojej strony byłaby kapitulacją, której długo bym żałował. Dlatego zacząłem starać się o wyjazd mimo niewiary w sukces.

Do udziału w projekcie EVS należy znaleźć sobie organizację wysyłającą w kraju ojczystym oraz drugą, działającą w innym państwie Unii Europejskiej, która przyjmie nas jako wolontariusza na swym lokalnym gruncie. W moim przypadku wysyłającym był Polski Związek Niewidomych, a przyjęła mnie pod swe skrzydła organizacja kulturalna Las Ninas del Tul działająca w hiszpańskiej Grenadzie. Poszukiwano wolontariuszy z dysfunkcją wzroku, którzy mieli w lokalnym centrum młodzieżowym organizować zajęcia pozaszkolne dla nastolatków, aby budzić w nich wartościowe zainteresowania i odciągać od włóczenia się z kolegami po ulicach. Wymagany był język angielski i dobre chęci do nauki hiszpańskiego. Zwykle projekty trwają od kilku tygodni do maksymalnie roku. Mój trwał trzy miesiące. Wylatywałem z warszawskiego Okęcia, pocieszając się w duchu, że przecież jeśli się tam nie odnajdę, mogę wrócić nawet po paru dniach.

Na lotnisku w Madrycie przywitała mnie Eva - koordynator projektu. Byłem dość spięty, starałem się przekonywać jak bardzo jestem zmotywowany do pracy, chwalić się zdobytą przez ostatnie tygodnie znajomością języka Servantesa, lecz Eva od razu mnie uspokoiła. Poco a poco - powiedziała, co oznaczało krok po kroczku. Przekonałem się, że nikt ode mnie nie oczekuje, aby od pierwszego dnia być organizatorem fantastycznych zajęć, poruszać się sprawnie po mieście i być w 100% samodzielnym. Dano mi tydzień na aklimatyzację, a koordynatorka pomagała poznawać nowe trasy na ulicach Grenady.

Kiedy już ogarnąłem dojście z białą laską do siedziby organizacji, do sklepów czy biblioteki, nauczyłem się obsługiwać sprzęty w wynajętym dla nas mieszkaniu i poznałem z towarzyszącymi mi tam trzema innymi wolontariuszkami; wówczas przyszedł czas na pracę. Zaproszono nas na burzę mózgów, gdzie każdy przedstawiał swoje pomysły na zajęcia, zastanawialiśmy się, co warto zrobić już teraz, a co trzeba jeszcze dopracować, co będziemy robić wspólnie a co indywidualnie i po kilku dniach wystartowaliśmy.

Na pierwszy ogień poszła kawiarnia w ciemnościach. Dostaliśmy do dyspozycji salę, którą zaciemniliśmy najlepiej jak to było możliwe. Na stole pod ścianą ustawiliśmy elektryczny czajnik, kubki, herbatę, kawę, cukier i mleko. Obawialiśmy się, czy mimo rozwieszonych na ścianach budynku plakatów i zaproszenia w mediach społecznościowych młodzi ludzie będą zainteresowani naszą propozycją. Przez kilka minut od otwarcia nikt się nie pojawił, a nasz niepokój rósł. Potem przyszli dziewczyna i chłopak. Z początku brak jakichkolwiek bodźców wzrokowych ich przestraszył, ale już wkrótce lęk zmienił się w śmiech i ciekawość, jak też można samodzielnie przygotować gorący napój. Później przyszli kolejni i nastąpiła ogólna zabawa, okrzyki, entuzjastyczne komentarze i obietnice, że za tydzień przyjdą znów i przyprowadzą znajomych. Dwie godziny minęły szybko, pozostawiając nas upojonych sukcesem, a podłogę w sali zasypaną cukrem, kawą i zalaną mlekiem.

Koleżanki z Niemiec, Rumunii i Rosji uczyły młodych Hiszpanów odpowiednio niemieckiego, angielskiego i rosyjskiego. Ja podjąłem się nauki gry w szachy. Razem urządziliśmy cykliczne warsztaty teatralne. Wprowadziliśmy też w życie pomysł konkursu z wiedzy o Europie.

W późniejszym okresie wybraliśmy się na objazd szkół podstawowych w regionie Andaluzji, aby pokazywać dzieciom, jak to jest być niewidomym lub słabowidzącym. Staraliśmy się robić to na luzie, z uśmiechem, przytaczać zabawne sytuacje z życia niepełnosprawnych i przekonywać, że dysfunkcja narządu wzroku nie oznacza, iż w życiu nie możemy robić tego, co kochamy. Dzieci z radością próbowały poruszać się z białą laską i zasłoniętymi oczyma. Zgadywały też bezwzrokowo nazwy przypraw i produktów, które dawaliśmy im do powąchania. Graliśmy z nimi nawet w goalball na salach gimnastycznych.

Wtedy właśnie pomyślałem, że i we mnie nastąpiła ogromna zmiana. Bo czy przed wyjazdem rzeczywiście wierzyłem, że chcieć znaczy móc, również wtedy kiedy się nie widzi? Oczywiście, czasem potrzebowaliśmy pomocy, np. gdy zbuntowana pralka wyrzuciła nam całą wodę ze środka na mieszkanie. Wtedy jednak zjawiała się Eva lub szefowa organizacji goszczącej Marisa, aby ratować z opresji swoje pollitos (kurczaczki), jak nas nazywała. Była dla nas wtedy, kiedy potrzebowaliśmy, wypuszczając z czasem na coraz głębszą wodę, aby dać nam szansę rozwoju samodzielności i zaradności.

Trzy miesiące minęły szybciej niż się spodziewaliśmy. Poza zajęciami przeżyliśmy wiele pięknych chwil czy to podczas wycieczki nad Morze Śródziemne, w którym nawet w październiku dało się moczyć nogi, czy to zwiedzając arabską dzielnicę Albaycin, gdzie rozłożywszy ręce, można sięgnąć dłońmi ścian przeciwległych kamieniczek, czy to spacerując przez komnaty mauretańskiego kompleksu pałacowego Alhambra. Przegadaliśmy razem wiele wieczorów i poznaliśmy się dobrze.

Łza kręciła się w oku przy pożegnaniu na lotnisku, lecz już w Polsce żal zmienił się w radość i dumę, że się udało, że udźwignąłem wyzwanie, dałem z siebie coś innym, a przy okazji nawiązałem prawdziwe przyjaźnie. Z koleżankami poznanymi w Hiszpanii kontaktujemy się do dziś i mamy nadzieję na spotkanie, gdy tylko pandemiczne restrykcje na to pozwolą.

A Wy, Czytelnicy, czy nie chcecie dać sobie szansy na piękną przygodę?

⇽ powrót do spisu treści

&&

Tak, ale… Czasami dobrze być niewidomym

Stary Kocur

Co, myślicie, że mi na starość mózg się zlasował albo klepki poluzowały? Może i tak, ale chyba nie w tej sprawie, chociaż kto wie. Zanim jednak utwierdzicie się w przekonaniu, że plotę bzdury, poczytajcie, bo jednak czasami…

Człowieki uważają, że ślepota jest najgorszym kalectwem i największym nieszczęściem. A jak tak uważają, to się litują. I co, znowu plotę jak potłuczony? Przecież niewidomi nie lubią litości. To prawda, ale czy wszyscy?

Pod kościołem rozsiadło się trzech żebraków, w tym jeden niewidomy. Jak myślicie, czy nie korzysta on na litości? Czy do jego czapki nie wpadają ciut większe jałmużny?

Niewidomy żebrak jest niewidomy, a nie ciemny. Jako że nie jest ciemny, zauważył, że ma przewagę nad innymi żebrakami i doszedł do wniosku, że ze ślepoty można czerpać korzyści. Czerpie więc ile może.

No i co, dalej uważacie, że zwariowałem? Ejże, gdyby to tylko o żebraków chodziło… Ale tak nie jest. Nie myślcie jeno, że twierdzę, iż wszyscy niewidomi mają naturę żebraków. Znam mnóstwo niewidomych, którzy są przede wszystkim człowiekami, a dopiero później niewidomymi. Znam porządnych niewidomych, którym nic więcej zarzucić nie można niż innym człowiekom. Ale znam też drobnych pijaczków, grubych również, żebraków, niewidomych wyłudzających wszystko, co można wyłudzić, złodziejaszków, babiarzy i różne męty społeczne. Prawda, że jest ich mniej niż tych porządnych, ale przecie są. Nie da się temu zaprzeczyć. Ale jak mogłoby ich nie być, skoro są człowiekami, a jak wiadomo, człowieki są różne i różniste. A i są tacy ociemniali, którzy sobie w mamrze oczy własnoręcznie zniszczyli i z tej to przyczyny są ociemniałymi. Byli oni głupkami o skłonnościach do przestępstw i głupkami pozostali. Nie mogło być inaczej i nie jest inaczej. Oczywiście, po takim eksperymencie jakiś pojedynczy głupek mógł zmądrzeć i przestać być głupkiem, ale nie każdy.

Nie zawracałbym Wam głowy jakimiś żebrakami, gdyby to tylko o żebraków chodziło, tych spod kościoła czy z pociągów, dworców, placów i inszych miejsc. Tak jednak nie jest.

Są niewidomi, którzy wprawdzie nie żebrzą w ludnych miejscach, ale w instytucjach. Nie myślę tu o tych, którzy szukają tam pomocy, bo jest im niezbędna. Może jestem wrednym kocurem, ale przecie nie aż tak. Wiem, że wielu jest potrzebujących pomocy i o tę pomoc proszą. Jest to normalne. Wiem również, że są i tacy, którzy potrzebują pomocy, ale nigdy o nią nie proszą, chociaż powinni.

Słyszałem o niewidomym zaradnym, któremu powodzi się nie najgorzej, ale… Niewidomy ten potrafi się chwalić, że już dla dwóch wnuków kupił komputery za pefronowe pieniądze i ma nadzieję, że wkrótce zakupi komputer dla trzeciego.

Znam niewidomych, których poziom inteligencji kształtuje się poniżej normy, a mimo to ukończyli studia i są magistrami od siedmiu boleści. Co, może wątpicie, że są i takie orły? Oj, są, są.

Nie jest to znowu tak szerokie zjawisko, żeby warto było się nad nim głęboko zastanawiać, ale gdyby nie byli niewidomymi, nie byliby też magistrami. Tylko dzięki ślepocie, dzięki litości, studia ukończyli, a że się do niczego im to nie przydało, to już inna sprawa. No i powiedzcie, że niepełnosprawności nie można wykorzystać z pożytkiem dla siebie albo dla swojej rodziny. Ale jednak czy jest to pożytek? Te komputery dla wnuków, może tak, ale to magisterium…

Mój protoplasta redagował kiedyś takie pisemko, które nazywało się Biuletyn Informacyjny. Pisemko to wydawał PZN. Podkreślam ten PZN, żeby nie mylić z innym miesięcznikiem o nazwie Biuletyn Informacyjny Trakt, który również redagował mój protoplasta, a wydawała Fundacja Trakt. Otóż ten mój protoplasta, jako redaktor onego Biuletynu Informacyjnego, otrzymał kiedyś brajlowski list od czytelnika z wielkimi pretensjami, że mu interes psuje, znaczy się mój protoplasta, redaktor Biuletynu. Miesięcznik ten ukazywał się również w druku powiększonym i to okazało się nieszczęściem dla jednego z czytelników. Zresztą, może było ich więcej, ale jeden zgłosił pretensje do redakcji. A chodziło o to, że w tym miesięczniku sporo było o rehabilitacji, o możliwościach osób niewidomych, o potrzebie zaangażowania się w proces rehabilitacji, o potrzebie samodzielności i o podobnych herezjach. Z takiego pisania właśnie spotkały niemiłe sprawy czytelnika, o którym mowa. Jego rodzice, zwłaszcza ojciec, czytali ów Biuletyn Informacyjny i usiłowali przekonać niewidomego syna, żeby starał się być bardziej samodzielny, a nie tylko żeby czekał na pomoc, na wyręczanie go we wszystkim, bo on jest biedny niewidomy.

A może i Wy znacie niewidomych, którzy wykręcają się od obowiązków domowych, ciągle korzystają z pomocy członków rodziny i innych osób, bo widzącym łatwiej, bo niewidomym trzeba pomagać, bo trzeba ich zrozumieć itd., itp.

Jak widzicie, ślepotę można wykorzystać do otrzymywania wyższych datków, do zdobycia wyższego wykształcenia, do sprawienia przyjemności wnukom i do unikania tak przykrej pracy jak zmywanie naczyń.

Nawet w więzieniu niewidomy może być inaczej traktowany. Kiedyś do więzienia w Strzelcach Opolskich trafił niewidomy. Dziennikarze od razu zainteresowali się sprawą i usiłowali dowiedzieć się, jak jest tam traktowany, jak wygląda jego pobyt w więzieniu, czy jest zwolniony z jakichś obowiązków. Dowiedzieli się, że niewidomy osadzony ma te same prawa co każdy inny więzień. Inaczej jest z obowiązkami. Dowiedzieli się, że zanim się osadzi skazanego, odpowiednio dobiera się pozostałych więźniów. Tak postępuje się z prozaicznego powodu. Chodzi o takie zwyczajne sprawy, jak choćby sprzątanie celi. Osoba niewidoma jest z tego zwolniona. Tym samym pozostali więźniowie muszą to robić za nią. Jest korzyść ze ślepoty, czy jej nie ma?

Ślepotę mogą wykorzystywać pojedyncze osobniki, ale mogą ją wykorzystywać również małe i wielkie stowarzyszenia oraz fundacje. Wystarczy, że w nazwie mają niewidomych, a już im łatwiej to i owo załatwić, to i owo zyskać, tego i owego uniknąć.

Znam pewną kontrolę finansową w stowarzyszeniu, która wykryła nieprawidłowości. I jak się Wam wydaje, kontrolerzy wyciągnęli konsekwencje? Ależ skąd. Jeden z nich powiedział: Przecież nie mogę niewidomym robić krzywdy. I nie jest ważne, że tych nieprawidłowości dopuścił się widzący księgowy. Rzecz miała miejsce w stowarzyszeniu niewidomych, a więc wszyscy byli niewidomymi - niewidomi, słabowidzący i widzący. No i co, nie była to korzyść ze ślepoty, z litości, z życzliwości?

Oczywiście, można przytaczać wiele różnych przykładów, w tym drastycznych, i jeszcze więcej takich małych grzeszków powszechnych, ale Wy je znacie. Jeżeli zechcecie się zastanowić, to przyznacie mi rację. Jeżeli jednak nie zechcecie zadać sobie trudu myślenia, żadne argumenty, przykłady, mocne słowa na nic się nie zdadzą. Co najwyżej dojdziecie do wniosku, że jestem wredny, że szerzę fałszywe oceny, że szkodzę niewidomym, że nie rozumiem ludzi. Kto wie, może będziecie mieli rację. Ja jednak jestem o swojej przekonany i wcale nie uważam, że drażliwych tematów należy unikać. Żeby niewidomy rozumiał siebie i innych ludzi, żeby nie był tyflocentrykiem, żeby czuł się dobrze wśród ludzi i żeby ludzie czuli się dobrze z nim, musi znać dobre i złe strony życia. Musi też wiedzieć, co jest dobre, słuszne, a co takie nie jest. No i jest ważne, żeby wiedział, jak łatwo jest przyzwyczaić się do unikania wysiłku, trudu, żmudnych zajęć i czynności, jak łatwo uznać, że wszyscy powinni mu pomagać, a on nikomu, bo jest niewidomy i wszystko przychodzi mu bardzo trudno.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Listy od Czytelników

&&

Szanowni Państwo!

Piszę ten list, ponieważ bardzo mi się spodobało opowiadanie pani Krystyny Włodarek pt. Pamiętnik z okresu pandemii. Zagubienie. Brzmi ono, jakby opowiadało o mnie samej. Ja też czytam książki codziennie, zdarza mi się przysypiać w dzień, chociaż tego nie lubię.

Wszyscy mi mówią, że jestem aktywna, bo to prawda: chętnie czytam, jak wspomniałam wyżej, ale też kontaktuję się ze znajomymi na Facebooku, słucham dużo muzyki, zwłaszcza z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a także korzystam dużo z telewizji, czasami też piszę opowiadania. Ale nieraz też mam złe dni i wtedy na wszystko narzekam. Mam jednak nadzieję, że kiedyś ta cała sytuacja się unormuje.

Pozdrawiam całą Redakcję i wszystkich Czytelników Sześciopunktu

Joanna Stróżyk

⇽ powrót do spisu treści

&&

Dzień dobry!

W nawiązaniu do artykułu zamieszczonego w styczniowym numerze Magazynu Sześciopunkt pt. Nowy rok - nowa praca zwracam się z uprzejmą prośbą do jego autora o precyzyjne wyjaśnienie, kto w przypadku umowy o dzieło zobowiązany jest do jej zgłoszenia do ZUS-u?

Gdy tylko w mediach pokazała się pierwsza informacja na ten temat, postanowiłam zasięgnąć wiedzy o umowach tego rodzaju. Doczytałam się, że to płatnik zobowiązany jest dokonać tej czynności. Następnie zrodziło się pytanie, kto kryje się pod pojęciem płatnik - osoba, która wykonała dzieło, czy osoba, która je zleciła? Nadmienię, że konkretnie chodzi mi o nieregularne wykonywanie dzieła każdorazowo uwieńczonego odpowiednią umową (nie o umowę zawartą z pracodawcą o dzieło na czas określony lub nieokreślony).

Kolejne pytanie dotyczy sposobu zawiadamiania ZUS-u o zawarciu powyższej umowy. Czy wysyła się kopię umowy, np. pocztą tradycyjną, czy za pomocą poczty elektronicznej?

Z poważaniem
Bożena Lampart

&&

Odpowiedź Prawnika

Zasygnalizowana w styczniowym numerze zmiana dotycząca konieczności zgłaszania do ZUS umów o dzieło podpisywanych od 1 stycznia 2021 r. oznacza ni mniej, ni więcej jak przekazywanie do ZUS informacji o każdorazowej podpisanej tego typu umowie, jak Pani słusznie zauważyła, przez płatnika, czyli co do zasady podmiot zobligowany do obliczenia, pobrania, a następnie odprowadzenia należnych składek do ZUS.

W odniesieniu do umowy o dzieło (pozostającej nadal nieoskładkowaną), płatnik to:

Zatem to na wyżej wymienionych podmiotach spoczywa obowiązek zgłoszenia takiej umowy do ZUS. Dotyczy to również Fundacji Świat według Ludwika Braille’a. Natomiast wyjątek stanowią umowy zawierane z własnym pracodawcą, o których nie trzeba informować.

Na druku ZUS RUD, który zlecający wykonanie dzieła będą musieli wypełniać, pojawią się takie szczegóły jak: dane osoby, z którą została podpisana umowa o dzieło, a także przedmiot umowy i okres, na jaki ją zawarto. Nie trzeba będzie jednak ujawniać kwoty wynagrodzenia za wykonanie dzieła.

Na chwilę obecną spełnienie niniejszego wymogu ma charakter jedynie ewidencyjny.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Ogłoszenia

&&

Szukam przyjaźni

Szukam osób szczerze zainteresowanych nawiązaniem przyjaźni, którzy czują się osamotnieni z powodu pandemii. Chętnie nawiążę kontakt telefoniczny, mój numer 696-721-193.

Najwierniejsza Przyjaciółka Sześciopunktu

&&

Przekażę książkę kucharską

Nieodpłatnie przekażę czterotomową książkę kucharską pod redakcją inż. Zofii Zawistowskiej. Książka wydana jest w wersji brajlowskiej. Tel. 693-289-020.

&&

Sprzedam linijkę Focus

Sprzedam 40-znakową linijkę brajlowską Fokus 40 Blue w bardzo dobrym stanie. Cena do uzgodnienia. Tel. 693-289-020 lub 783-288-911.

&&

Szanowni Państwo!

ZBLIŻA SIĘ CZAS rozliczeń podatkowych, warto już dziś wybrać organizację pożytku publicznego, którą obdarzymy zaufaniem oraz wsparciem z tytułu przekazania 1% podatku za rok 2020.

Fundacja Świat według Ludwika Braille’a zaprasza do wsparcia działalności na rzecz osób niewidomych i słabowidzących.

Można to zrobić wpisując nr KRS 0000515560 w roczną deklarację podatkową PIT.

Dziękujemy za każdy przekazany 1%.

Fundacja Świat według Ludwika Braille’a

Znak graficzny 1 procent

&&

Bezpłatne wsparcie psychologiczne dla osób niepełnosprawnych i ich opiekunów

Jesteś osobą niepełnosprawną, rodzicem dziecka ze spektrum autyzmu, krewnym lub opiekunem osoby niepełnosprawnej, niepokoisz się o własne zdrowie oraz życie swoich bliskich? Zadzwoń do nas! Nasi psychologowie są dostępni przez 7 dni w tygodniu o wyznaczonych godzinach pod poniżej podanymi numerami telefonów: 575-451-454, 575-451-455, 575-451-456. Dzwoniąc pod w/w numery telefonów można bezpośrednio rozmawiać z psychologiem lub umówić się na wideo-wizytę, jeżeli ktoś potrzebowałby kontaktu wizualnego. Dokładne godziny dyżurów psychologów dostępne są na stronie internetowej Fundacji Insignis https://fundacjainsignis.org/, na Facebooku oraz pod numerem telefonu: 81 442-99-21.

Projekt wsparcia psychologicznego dla osób niepełnosprawnych i ich otoczenia w tym dla osób ze Spektrum Autyzmu realizowany jest od dnia 14.12.2020 roku do dnia 14.12.2021 roku dzięki środkom uzyskanym z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych Oddział Lublin. Serdecznie zapraszamy.

Fundacja Insignis

&&

Punkt informatyczny dla osób z dysfunkcją wzroku

Fundacja Edukacji Empatii Rozwoju Feer zaprasza na szkolenia w formie zdalnej. Szkolenia odbywają się z obsługi komputerów, sprzętu specjalistycznego oraz z obsługi smartfonów w tym Apple.

Szkolenia są bezpłatne dostosowane do możliwości każdego uczestnika. Na szkolenia zapraszamy dzieci w wieku szkolnym, młodzież oraz osoby dorosłe z całej Polski. Szkoleniami obejmujemy również osoby, które są niewidome lub słabowidzące z dodatkową niepełnosprawnością.

Do kontaktu zapraszamy również nauczycieli ze szkół ogólnodostępnych, integracyjnych, pracodawców, rodziców, opiekunów, którzy mają podopiecznych z dysfunkcją wzroku i nie wiedzą jak wytłumaczyć zawiłości technologii informatycznych.

Zapisy: od poniedziałku do piątku w godzinach od 10:00 do 15:00, tel.: 662 594 011, mail: kontakt@feer.org.pl. Serdecznie zapraszamy.

Fundacja Edukacji Empatii Rozwoju Feer

&&

II Ogólnopolski Przegląd Piosenki Osób Niewidomych - Opole 2021

Okręg Opolski Polskiego Związku Niewidomych we współpracy z Oddziałem Opolskim Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych organizuje w 2021 roku II Ogólnopolski Przegląd Piosenki Osób Niewidomych - Opole 2021.

Finałowy koncert przeglądu przewidziany jest na 21 września br. Odbędzie się on w Filharmonii Opolskiej im. Józefa Elsnera. Laureaci trzech pierwszych miejsc otrzymają nagrody i zostaną zakwalifikowani do piątej edycji Lions World Song Festival for the Blind, który odbędzie się w Krakowie jesienią tego roku.

Własne kompozycje będą szczególnie premiowane. Ze względów organizacyjnych okręg nie będzie przyjmował zgłoszeń zespołów. Kolejne informacje będą pojawiały się na bieżąco na profilach facebookowych i na stronach internetowych organizatorów.

Już teraz niewidomi i słabowidzący wokaliści mogą przesyłać swoje zgłoszenia. Nagrania demo w formacie mp3 można wysyłać na adres e-mail: pzn_opole@op.pl, a płyty CD pocztą na adres: Polski Związek Niewidomych Okręg Opolski, ul. Tadeusza Kościuszki 25/1, 45-063 Opole.

Wszystkie zainteresowane osoby serdecznie zapraszamy do udziału w konkursie.

Źródło: PFRON, https://www.pfron.org.pl/, 15.02.2021

⇽ powrót do spisu treści