Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449–6154

Nr 7/64/2021
lipiec

Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95D/2
20–706 Lublin
Tel.: 697–121–728

Strona internetowa:
http://swiatbrajla.org.pl
Adres e‑mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608–096–099
Adres e‑mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Logo PFRON

Dofinansowano ze środków Fundacji ORLEN
Logo Fundacji ORLEN

Spis treści

Od redakcji

W lesie – Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Co w prawie piszczy

Praktyczny poradnik prawny (część III) – Prawnik

Sport

W dobrych zawodach wystąpiłem – Maria Choma

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Świadomy pacjent – Ania Kłos

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

Moje potyczki z płytą – Genowefa Cagara

Kuchnia po naszemu

Truskawki i czereśnie – dlaczego warto po nie sięgać w sezonie? – Anita Murdza

Z poradnika psychologa

Zazdrość, dobra czy zła? – Małgorzata Gruszka

Rehabilitacja kulturalnie

Wielki mały człowiek – Paweł Wrzesień

Julia Hartwig – życie i twórczość – Ireneusz Kaczmarczyk

O tym, jak marzenia się spełniają – Krystyna Synak

Galeria literacka z Homerem w tle

Notka biograficzna – Lucyna Krzan

Wiersze wybrane – Lucyna Krzan

Nasze sprawy

Moja przygoda z blogowaniem i pisaniem artykułów – Katarzyna Podchul

Pomagają nie tylko niewidomym – Andrzej Koenig

Tyflopedagog o edukacji niewidomych w czasach koronawirusa – Radosław Nowicki

Znajomi z ulicy – Teresa Dederko

Na łatwiznę – Tomasz Matczak

Biblioteka zapachów – Interia.pl

Ogłoszenia

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Lipcowy numer Sześciopunktu trafia do Państwa w połowie lata, w porze relaksu i zasłużonego wypoczynku. Mamy szczerą nadzieję, że podczas urlopowych atrakcji, wyjazdów i rozleniwiającego słońca, znajdą Państwo czas na przeczytanie wakacyjnego numeru.

Szczególnej uwadze polecamy trzecią część Poradnika prawnego, w którym zostały omówione świadczenia finansowe. W rubryce dotyczącej zdrowia autorka, bazując na własnym doświadczeniu, doradza jak powinien zachowywać się świadomy pacjent.

W lipcu rozpoczyna się olimpiada w Tokio. Temat letnich igrzysk olimpijskich w oryginalny sposób został przedstawiony w artykule pt. W dobrych zawodach wystąpiłem.

Nowoczesne urządzenia, nawet te kuchenne, zamiast ułatwiać życie osobom niewidomym, mogą niekiedy przysporzyć sporo kłopotów. W tekście zatytułowanym Moje potyczki z płytą, niewidoma gospodyni dzieli się swoimi doświadczeniami i wypracowanymi rozwiązaniami.

W Poradniku psychologa jak zawsze znajdziemy sporo praktycznej wiedzy, tym razem dotyczącej zazdrości.

W dziale Rehabilitacja kulturalnie Czytelnicy znajdą artykuł poświęcony Napoleonowi Bonaparte w dwusetną rocznicę śmierci oraz niedawno zmarłej poetce Julii Hartwig.

W Galerii Literackiej prezentujemy kilka wierszy poetki o szerokich zainteresowaniach kulturalnych.

W dziale Nasze sprawy w artykule Na łatwiznę autor porusza ważny problem: czy zawsze, wszędzie i za wszelką cenę niewidomi powinni domagać się różnych ułatwień?

Czekamy na Państwa opinie i propozycje nowych tematów.

Życzymy ciekawej lektury.

Zespół redakcyjny

⇽ powrót do spisu treści

&&

W lesie

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Wolno i sennie chodzą
po jasnym tle błękitu
srebrzystobiałe chmurki
z połyskiem aksamitu.

Niekiedy się zasrebrzy
pod słońca blask z ukosa
jaskółka śmigła, czarna,
sunąca przez niebiosa.

Po łące cichej, jasnej,
w srebrne objętej ramy
przez opalowy strumień
złote się kładą plamy.

Szmaragdem słońce błyska
na ciemnej drzew zieleni,
lub przez konary rzuca
ognistych pęk promieni.

Po niebie i po lesie,
po łąk zielonych łanie,
przejrzyste, zwiewne idzie
błękitne zadumanie

⇽ powrót do spisu treści

&&

Co w prawie piszczy

&&

Praktyczny poradnik prawny (część III)

Prawnik

W dzisiejszym artykule kontynuujemy charakterystykę finansowych form wsparcia. Omówione zostaną:

Dodatek pielęgnacyjny

Przysługuje wyłącznie osobom, które są uprawnione do świadczeń emerytalno-rentowych i dodatkowo spełniają jeden z poniższych warunków:

Natomiast dodatku nie otrzyma osoba uprawniona do emerytury, jeśli przebywa w zakładzie opiekuńczo-leczniczym lub w zakładzie pielęgnacyjno-opiekuńczym. Wyjątkiem jest, gdy emeryt przebywa poza powyższymi placówkami przez okres dłuższy niż dwa tygodnie w miesiącu – wówczas dodatek przysługuje (na wniosek zainteresowanego).

Należy pamiętać, iż osoby uprawnione do renty socjalnej nie mogą ubiegać się o dodatek pielęgnacyjny ze względu na źródło finansowania, jakim jest budżet państwa. Przysługuje im wówczas zasiłek pielęgnacyjny. Wyjątkiem jest dodatkowe pobieranie renty rodzinnej.

Dodatek pielęgnacyjny jest wolny od podatku dochodowego i nie podlega egzekucji sądowej oraz administracyjnej. Obecnie wysokość tego świadczenia wynosi od 1 marca 2021 r. 239,66 zł.

Świadczenie pielęgnacyjne

Przysługuje z tytułu rezygnacji z zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej w celu sprawowania opieki nad niepełnosprawnym członkiem rodziny:

O prawo do świadczenia pielęgnacyjnego ubiegać się mogą:

Ustawodawca przewidział także kilka wyjątków uniemożliwiających przyznanie niniejszego świadczenia. Z uwagi na ich rozbudowany katalog, a jednocześnie łatwy sposób do ich dotarcia poniżej skupimy się na omówieniu kilku najistotniejszych zagadnień związanych ze świadczeniem pielęgnacyjnym.

Zgodnie z obecną linią orzeczniczą sądów administracyjnych świadczenie pielęgnacyjne przysługuje w kwocie będącej różnicą pomiędzy wysokością świadczenia pielęgnacyjnego, a otrzymywanym świadczeniem emerytalno-rentowym, zaś od dnia 9 stycznia 2020 r. osoba mająca ustalone prawo do renty z tytułu częściowej niezdolności do pracy otrzyma świadczenie pielęgnacyjne w pełnej wysokości.

Pamiętajmy, iż wraz z wypłatą świadczenia pielęgnacyjnego odprowadzana jest składka emerytalno-rentowa, która umożliwia nabycie uprawnień emerytalnych osobom pobierającym świadczenie pielęgnacyjne. Składka jest opłacana przez wójta, burmistrza lub prezydenta miasta przez okres niezbędny do uzyskania okresu ubezpieczenia (składkowego i nieskładkowego) odpowiednio 20-letniego przez kobietę i 25-letniego przez mężczyznę. Podstawę wymiaru składki stanowi kwota pobieranego świadczenia.

W sytuacji, gdy o świadczenie pielęgnacyjne na osobę pozostającą w związku małżeńskim ubiega się inna osoba zobowiązana do alimentacji niż małżonek, linia orzecznicza sądów administracyjnych nie jest niestety jednolita. Dlatego w przypadku otrzymania decyzji odmownej należy odwołać się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, ponieważ każdy przypadek jest inny i należy zawsze wykorzystywać procedurę odwoławczą.

Przyznanie świadczenia pielęgnacyjnego nie jest uzależnione od kryterium dochodowego rodziny. Niniejsze świadczenie od 1 stycznia 2021 r. wynosi 1971,00 zł miesięcznie. Waloryzacja świadczenia jest co roku.

Specjalny zasiłek opiekuńczy

To świadczenie, o które mogą ubiegać się osoby, na których ciąży obowiązek alimentacyjny, a także małżonkowie, jeżeli rezygnują lub nie podejmują zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej w celu sprawowania stałej opieki nad najbliższą poważnie niepełnosprawną osobą.

Przyznawany jest bez względu na datę powstania niepełnosprawności. Osoba wymagająca opieki powinna legitymować się orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności albo orzeczeniem o niepełnosprawności z adnotacją o znacznie ograniczonej możliwości samodzielnej egzystencji.

Zasiłek ten przysługuje, jeżeli łączny dochód rodziny osoby sprawującej opiekę oraz rodziny osoby wymagającej opieki w przeliczeniu na osobę nie przekracza kwoty 764,00 zł.

Podobnie jak powyżej w sprawie katalogu wyjątków odsyłamy do ogólnodostępnych materiałów w tym zakresie.

Osoby, które pobierały specjalny zasiłek opiekuńczy – po śmierci osoby, nad którą sprawowały opiekę, mogą ubiegać się o zasiłek dla bezrobotnych lub świadczenie przedemerytalne. Były opiekun może, po zarejestrowaniu się w urzędzie pracy, starać się o zasiłek dla bezrobotnych, o ile udowodni, że otrzymywał specjalny zasiłek opiekuńczy przez minimum rok w ciągu 18 miesięcy poprzedzających rejestrację w urzędzie.

Po zaprzestaniu pobierania zasiłku dla bezrobotnych były opiekun może otrzymać świadczenie przedemerytalne, jeśli będzie miał do dnia, w którym ustało prawo do specjalnego zasiłku opiekuńczego skończone 55 lat w przypadku kobiety lub 60 lat w przypadku mężczyzny oraz będzie legitymował się wynoszącym 20 lat dla kobiety lub 25 lat dla mężczyzny okresem odprowadzania składek emerytalnych. Warunkiem jest też pobieranie specjalnego zasiłku opiekuńczego przez minimum rok oraz zgłoszenie się do urzędu pracy w terminie do 60 dni od dnia utraty prawa do świadczenia.

Wysokość zasiłku wynosi od 1 listopada 2018 r. 620,00 zł. Waloryzacja zasiłku jest co 3 lata.

Zasiłek opiekuńczy

Zasiłek dla opiekuna jest świadczeniem rodzinnym jako świadczenie będące realizacją wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 5 grudnia 2013 r. (sygn. akt TK akt K 27/13).

Skierowany jest wyłącznie do osób opiekujących się dorosłymi osobami ze znacznym stopniem niepełnosprawności, które wskutek nowelizacji ustawy o świadczeniach rodzinnych utraciły 1 lipca 2013 r. prawo do świadczenia pielęgnacyjnego i jednocześnie nie spełniły kryterium dochodowego do otrzymania specjalnego zasiłku opiekuńczego, pozostając bez wsparcia państwa. Od 1 listopada 2018 r. wysokość zasiłku dla opiekuna jest taka sama jak w przypadku specjalnego zasiłku opiekuńczego, czyli wynosi 620,00 zł.

Zasiłek dla opiekuna nie przysługuje za okresy, w których:

Prawo do zasiłku dla opiekuna ustala się na czas nieokreślony, chyba że orzeczenie o niepełnosprawności lub orzeczenie o stopniu niepełnosprawności zostało wydane na czas określony. Uprawnienie do pobierania zasiłku jest weryfikowane poprzez przeprowadzanie wywiadu środowiskowego raz na pół roku.

Prawo do zasiłku dla opiekuna, podobnie jak ww. świadczenia opiekuńcze, należą się także rolnikom, jeśli zrezygnowali z pracy w gospodarstwie rolnym na rzecz opieki nad osobą z niepełnosprawnością.

Reasumując, główną różnicą w zestawieniu powyższych form wsparcia jest fakt, że świadczenie pielęgnacyjne jest przyznawane opiekunom dzieci do 18 roku życia lub do 25, jeżeli osoba ta dalej się uczyła. Natomiast specjalny zasiłek opiekuńczy jest przyznawany opiekunowi, u którego podopiecznego stwierdzono niepełnosprawność w stopniu znacznym w dorosłym życiu powyżej 18 lub 25 roku życia, jeśli ta osoba dalej się uczyła. To rozgraniczenie niestety w znaczny sposób wpływa na wysokość świadczenia dla opiekuna.

Na podkreślenie zasługuje fakt, iż nie można pobierać jednocześnie specjalnego zasiłku opiekuńczego i świadczenia pielęgnacyjnego. Jeśli spełniamy kryteria do pobierania obydwu, musimy wybrać jedno ze świadczeń, oczywiście możemy wybrać wyższe.

Wniosek o ustalenie prawa do świadczeń opiekuńczych należy złożyć w urzędzie gminy lub miasta właściwym ze względu na miejsce zamieszkania. Realizacja świadczeń tych może być także przekazana do jednostki organizacyjnej gminy, np. do ośrodka pomocy społecznej. Natomiast o dodatek pielęgnacyjny ubiegamy się we właściwej miejscowo jednostce ZUS.

Pamiętajmy, że od każdej odmownej decyzji przysługuje nam odwołanie, które należy najlepiej niezwłocznie wnieść pisemnie lub ustnie do protokołu oraz że postępowanie odwoławcze jest wolne od opłat.

Mamy nadzieję, iż omówione formy wsparcia stanowić będą pomoc w zorientowaniu się o jakie świadczenie i w jakiej wysokości możemy się ubiegać.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Sport

&&

W dobrych zawodach wystąpiłem

Maria Choma

Gdy przeżywamy kolejny rok olimpijski, przypominam sobie słowa świętego Pawła z listu do Tymoteusza: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem.

Tradycja igrzysk sportowych pochodzi ze starożytnej Grecji, z pogańskiej Hellady. A jednak święty Paweł dostrzega ścisły związek między życiem chrześcijanina dążącego do świętości i występem sportowca. Dobre zawody, to życie Ewangelią. Gdy dobiegniemy do Niebieskiej Mety, sam Pan Bóg da nam laurowy wieniec Sprawiedliwości. Dojść do świętości, to jakby zdobyć olimpijski medal.

Także święty Jan Paweł II był miłośnikiem sportu. W młodości grał w piłkę nożną, podobno zawsze na pozycji bramkarza. Jako Papież bronił bramki Kościoła.

A czym dzisiejszy sport jest dla nas? No, różnie można powiedzieć. W państwach komunistycznych sportowiec miał robić wyniki i zdobywać medale dla swego kraju, za wszelką cenę, nawet najbardziej niegodziwymi sposobami. Kiedy wolno już było o tym mówić, słyszało się w mediach wypowiedzi byłych sportowców, którym dopingujące środki wyniszczały organizmy. Słyszało się o młodych chłopcach, których często faszerowano jakimiś specyfikami powodującymi poważne choroby lub przedwczesną śmierć, ale osiągali sukcesy i zdobywali medale olimpijskie dla swej ludowej ojczyzny. Byłe zawodniczki z NRD, Związku Radzieckiego czy innych komunistycznych krajów mówią, jak pokrzywdzono je przez podawanie testosteronu lub różnych sterydów. W ich organizmach środki te pozostawiły nieodwracalne zmiany. Te kobiety nie mogły założyć normalnej rodziny, mieć dzieci. Także ich wygląd zewnętrzny był zmieniony. Nie wiem dokładnie jak często i na jaką skalę stosowano doping w Polsce Ludowej, ale wiem, że w ogóle stosowano. Zresztą zjawisko jest powszechne. Komisja antydopingowa od czasu do czasu ujawnia jakiegoś mistrza olimpijskiego, który musi oddać nieuczciwie zdobyty medal. Pewna Rosjanka, mistrzyni olimpijska w rzucie młotem musiała oddać złoty medal. Otrzymała go Anita Włodarczyk, której należał się sprawiedliwie. No, cieszmy się! Ale czy te dopingowe afery nigdy nie znikną? Bo my chcemy zachwycać się prawdziwym wielkim sportem, podziwiać wspaniałych mistrzów, których wspomina się po latach, którzy pięknie zapisują się w historii, jak: Bronisław Czech, Helena Marusarzówna, których zamordowali Niemcy, Janusz Kusociński, wielki sportowiec patriota, którego także rozstrzelali okupanci. W naszych czasach Agata Mróz, jedna z polskich siatkarek, która stanęła przed wyborem: urodzić dziecko albo ratować własne życie. Powiedziała lekarzom, że urodzi. Oddała swoje życie. A wielka Irena Szewińska, wspaniała zawodniczka, mistrzyni olimpijska, działaczka MKOl potrafiła być równocześnie wspaniałą kobietą, żoną, matką i babcią. Dziś jeszcze pamiętam tę nocną transmisję z Meksyku: wystartowała, pobiegła i wygrała. Wbiegła już wówczas do historii Wielkiego Sportu. A może na Niebieskiej Mecie otrzyma Wieniec Sprawiedliwości. Bo naród nie zapomni Jej, że głosiła sławę polskiego sportu. A i wśród żyjących sportowców nie brakuje tych, którym dziękujemy za ich występy, za chwile radości, za to, że nasz narodowy sport jest w świecie tak pięknie obecny. Myślę też ze współczuciem o wielkich mistrzach, którym poważna kontuzja bezlitośnie przerwała karierę, jak na przykład Ryszard Szurkowski, któż nie cieszył się, gdy finiszował na mecie etapu, zdobywał premie? Trzymaliśmy kciuki, gdy uciekał z peletonu.

Ten rok przyniesie wiele sportowych wydarzeń. Myślę o Piłkarskich Mistrzostwach Europy, jak daleko zajdzie drużyna Jerzego Brzęczka. No cóż – piłka jest okrągła, bramki dwie, a my jesteśmy z nimi! A potem będziemy towarzyszyć dzielnym sportowcom tam, w dalekim Tokio. Mamy lekkoatletów, siatkarzy i wielu innych mistrzów. Czeka nas wiele wydarzeń i przeżyć.

Ale najbardziej imponują mi sportowcy niepełnosprawni, ludzie poszkodowani w wypadkach, którzy zmagają się z trudnościami, nie tracą zapału, a osiągają niezłe wyniki. Śmiało mogą dorównać pełnosprawnym kolegom. Bardzo podoba mi się pomysł igrzysk paraolimpijskich. Ci dzielni zawodnicy mogą złożyć uroczyste ślubowanie i w blasku olimpijskiego znicza występować i wygrywać. Mistrz paraolimpijski stoi na podium, nad nim powiewa flaga jego kraju, słyszy hymn narodowy, a na jego piersi spoczywa wymarzony medal. Co za piękna idea!

Wszystkim sportowcom, gdziekolwiek występują, życzmy sukcesów na boiskach i w życiu osobistym. A przede wszystkim życzmy, żeby w dobrych zawodach zasłużyli sobie na Wieniec Sprawiedliwości. Błogosław im, Panie Boże!

⇽ powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

&&

Świadomy pacjent

Ania Kłos

Jestem świadomą pacjentką. Szpital, gdzie spędziłam lata dzieciństwa, nie był miły, ale to właśnie tam nauczono mnie, że za 90 procent sukcesów czy porażek w chorobie odpowiada pacjent. Służba zdrowia ogranicza się do badań, diagnozy, wykonania zabiegu i wypisania recepty.

Co więc robić?

O zdrowie potomka należy dbać przed poczęciem, rzucić palenie, by materiał genetyczny był czysty i dobrze się odżywiać podczas ciąży. Jeśli ktoś przegrał z genetyką jak ja, należy zapewnić mu komfort życia. Nie ma jednego, skutecznego sposobu na zapobieganie chorobom, ale należy robić wszystko, by ich uniknąć lub opóźnić.

Kontakt z Bogiem i modlitwa dają siłę i przedłużają życie. Letnie wakacje spędzone na wsi u gospodarza z domowym, prostym jedzonkiem, blisko natury, za przystępną cenę, są lepsze niż drogie turnusy w luksusowych pensjonatach z obiecującymi cuda zabiegami SPA, z zatłoczonymi plażami, taką samą jadalnią, zbiorowym żywieniem, w towarzystwie nadzianych grubą walutą nowobogackich bufonów, którym wszystko przeszkadza. Jednak warto pamiętać, że w przypadku ciężkiej choroby na wczasy pod namiotem konieczna jest zgoda lekarza.

Aby walczyć z chorobą, należy zdobyć o niej jak najwięcej wiedzy i z niej korzystać, nie nakręcać się, bo panika osłabia motywację. Trzeba trzymać się zaleceń lekarzy, dbać o dietę, rzucić nałogi, unikać cukrów. Posty oraz diety należy konsultować z lekarzem. Koniecznie należy pilnować terminów kontroli lekarskich. Za luzackie podejście do choroby można zapłacić bardzo dużą cenę w postaci powikłań.

Trzeba miło spędzać czas. Do chorego należy wybór zajęć i zainteresowań i nikomu nie wolno ich podważać. Kontakty z ludźmi pomagają w chorobie, dlatego trzeba się spotykać. Należy pamiętać również o tych, których z nami już nie ma, do żywych dzwonić, nie pisać. Nie powinno się palić mostów z byle powodu, choroba nikogo nie upoważnia do postaw roszczeniowych. Zdrowi bez nas się obejdą, my bez nich nie. Wzajemna pomoc daje więcej niż cudowne terapie opisywane w Internecie. Pacjent czuje się potrzebny.

W wypadku trudności z wykonywaniem ruchu na świeżym powietrzu należy uprawiać gimnastykę w domu. Ważne jest, żeby jak najdłużej bronić się przed leżeniem. Nie wolno marnować czasu, każdą wolną chwilę trzeba przeznaczyć na aktywność: naukę języków obcych, gry na instrumentach muzycznych i czytanie książek, a także na twórczość własną. Warto poświęcić czas na malowanie, rzeźbę, rysunek, twórczość literacką – choćby dla potomnych. Prezent wykonany naszą ręką zawsze będzie milszy niż tandeta ze sklepu.

Z chorobą trzeba nauczyć się żyć, inaczej szybko przegramy. Buntownicza postawa pacjenta prowadzi do konfliktów wewnętrznych, z otoczeniem, szkodzi każdemu i osłabia odporność. Pacjent nie jest pępkiem świata, wokół którego cały świat musi się kręcić ani własnością opiekunów, dlatego ma prawo do walki o swoje, aż do skutku, bo jest wolnym człowiekiem i otoczenie powinno się z nim liczyć.

Najważniejsze jest tu i teraz. Przeszłość dawno minęła, przyszłości nie zna nikt. Szkoda czasu na rozmyślania, co będzie dalej, najlepiej przygotować się na wszystko, uporządkować czynności urzędowe (testament itd.) jeszcze w czasie sprawności umysłu.

Nie ma cudów. Każdy organizm się zużywa i nie warto zawracać sobie głowy wizytami u wszelakich znachorów, którzy na zawsze nas uzdrowią. Jedynym organem, któremu przyniosą ulgę jest nasz portfel. Lepiej zadbać o wartościowe jedzenie, drobne przyjemności albo kupić dobry sprzęt, niczego sobie nie odmawiać. Nie należy używać leków przeciwbólowych z kiosków, stacji benzynowych czy supermarketów, gdyż mogą być fałszowane. Minerały i witaminy zawarte w suplementach diety, które nie są lekami, powinno używać się pod nadzorem lekarza lub za jego zgodą, nie korzystać z niepewnych źródeł.

Dobrze mieć poczucie humoru. Trzeba cieszyć się z tego, co jest; radość nawet z najdrobniejszego sukcesu daje poczucie wartości. Nie można lekceważyć depresji, trzeba ją leczyć. Pacjent wspierany przez rodzinę, znajomych, nawet tych z daleka ma większe szanse na łagodniejszy przebieg choroby i przedłużenie życia. Nadzieja i wiara czynią cuda. Udowodniono naukowo przypadki samowyleczenia z zaawansowanego raka. Gdy nasz stan zdrowia się poprawia, nie wolno przerywać leczenia na własną rękę.

Jestem świadomą pacjentką i nie widzę sensu w cierpieniu. Przy życiu trzyma mnie stara jak świat filozofia: Jedz i korzystaj z przyjemności, bo jutro możesz umrzeć.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

&&

Moje potyczki z płytą

Genowefa Cagara

Niestety, zmiana mieszkania wymusiła na nas zmianę sprzętów AGD. W naszym nowym mieszkaniu nie ma w ogóle gazu, więc trzeba było się przestawić z kuchni gazowej na elektryczną. I tu pierwszy problem: zwyczajna elektryczna czy indukcyjna? Policzyliśmy i wyszło, że jednak na kuchni elektrycznej będzie się wszystko gotować dłużej, co podwyższy nasze rachunki za elektryczność i tak prawdopodobnie wysokie przez używanie jedynie urządzeń na prąd.

Tak więc zabraliśmy się do poszukiwania płyty indukcyjnej. Marzyła nam się płyta z gałkami, którą podobno dużo łatwiej obsłużyć po niewidomemu, ale ta, którą nam polecono, była niestety zbyt gruba i nie mieściła się w zestawie z piekarnikiem, ponieważ taka płyta musi mieć przestrzeń nad innym urządzeniem w celu chłodzenia bardzo nagrzanej powierzchni pól grzejnych.

Zostały nam więc płyty, które wyglądają jak gładka szklana powierzchnia, bez żadnego punktu odniesienia umożliwiającego znalezienie wyświetlacza. Chcieliśmy też, żeby ta płyta miała możliwość obsługi przy pomocy telefonu, bo mieliśmy nadzieję, że to będzie mogło nam pomóc w obsłudze tego urządzenia.

Kupiliśmy więc, po obejrzeniu kilku, płytę Samsunga, równie gładką jak inne, ale ta płyta miała przynajmniej jedną cenną rzecz: przyciski plus i minus na obu końcach suwaka do zmiany mocy. No i, jak się później okazało, niestety niedziałające dobrze z iOS-em oprogramowanie Wi-Fi, dzięki któremu podobno można było nawet na odległość włączyć gotowanie czy podgrzanie jakiejś potrawy.

Mogła to zrobić tylko osoba widząca, bo my mogliśmy jedynie zobaczyć, które pole grzejne jest włączone i z jaką mocą grzeje. Kiedy chcieliśmy sami sparować płytę z Wi-Fi, nie udawało się to. Tak więc pozostało nam jedynie korzystanie z nakładki.

Trzeba było poszukać sposobu, dzięki któremu oznaczymy ten nieszczęsny wyświetlacz, bo na początku byłam, szczerze mówiąc, załamana.

W Internecie udało się znaleźć firmę, która być może mogłaby nam pomóc. Nazywa się Studio Tyflografiki Tyflograf Marek Jakubowski i podobno potrafią tam robić takie rzeczy. Firma ma siedzibę w Czerwonaku koło Poznania.

Skontaktowanie się telefoniczne z Tyflografem to był wspaniały pomysł. Pan, który odebrał telefon nie zdenerwował się, wręcz przeciwnie powiedział, żebym mu wysłała modele urządzeń, a oni spróbują coś wymyślić.

Wiem, że kontaktowali się z producentem, ale nie polecam raczej prób dogadania się z nimi. Odmówili podania tym Państwu odległości między przyciskami. Powiedzieli, że to ja powinnam zadzwonić na infolinię Samsunga, a oni może mi jakoś pomogą.

Korespondencja mailowa z Tyflografem nie trwała na szczęście bardzo długo, a po przeprowadzce zostałam poproszona o zdjęcie płyty, a raczej wyświetlacza, z położoną wzdłuż niego miarką centymetrową.

Dawało to nam nadzieję na w miarę szybkie oznaczenie wyświetlacza, bo bez tego niestety nie byłam w stanie nic zrobić, nawet włączyć urządzenia.

Wysłałam zdjęcie tak, jak byłam poproszona – i po jakimś czasie otrzymałam za pośrednictwem firmy kurierskiej mały pakiecik, w którym znajdowała się śliczna nakładka na płytę – z klejem od spodu, z otworami w miejscach, w których znajdują się przyciski.

Pierwsza wersja była dosyć niedokładna, ale wypisałam uwagi i przesłałam kolejne zdjęcie nakładki, i po jakimś czasie, niezbyt długim, dostałam ponownie pakiecik z następną nakładką. Teraz było już o wiele lepiej. W ten sposób firma Tyflograf wykonała chyba trzy albo cztery kolejne nakładki i wszystkie wysyłała przez kuriera, nie biorąc ode mnie na początku w ogóle pieniędzy, co jest niesamowite.

Niestety, z odnajdywaniem pól grzejnych mogę sobie jedynie radzić, znajdując je na oko. Kiedy płyta jest czyściutka, daje się jakoś wyczuć delikatne kreski kół wokół dwóch pól grzejnych albo pięć prostych poziomych kresek w miejscu, gdzie można postawić długie naczynie. Ale kiedy płyta nawet trochę się zabrudzi, jest to już bardzo trudne.

Teraz mam na płycie nakładkę, która ma nawet rameczki wokół otworów i nad suwakiem zmiany mocy, dzięki czemu nawet nie bardzo muszę się obawiać, że wcisnę jakiś przycisk przypadkowo. A przy każdym przycisku są numerki od 1 do 14, które też pomagają znaleźć właściwy przycisk, bez specjalnego dotykania wrażliwej części nakładki. I nawet jeżeli uda mi się spowodować wykipienie jakiejś potrawy czy wody, mogę lekko odkleić brzeg nakładki i wytrzeć szkło pod nią.

Na razie jeszcze się trzyma!

No i jeżeli mam jakieś uwagi dotyczące nakładki, mogę po prostu napisać do Tyflografu, a ta firma reaguje na moje sugestie na ogół bardzo szybko – i stara się, aby nakładka była jak najbardziej niezawodna, nie odklejała się, żebym miała więcej egzemplarzy, bo niestety jednak czasem jakieś jedzonko próbuje wyjść z garnka i muszę ją trochę odkleić, żeby wytrzeć szkło pod nią – by mogła być używana jak najdłużej.

Poza tym, bardzo podoba mi się w płycie indukcyjnej to, że kiedy się zabrudzi, po prostu przecieram środkiem do czyszczenia płyt całą powierzchnię szklaną, spłukuję namoczoną w czystej wodzie ściereczką pozostałości płynu, wycieram do sucha ręcznikami jednorazowymi – i już. Trwa to w sumie może dwie-trzy minuty. Jeżeli nie dotykam powierzchni wyświetlacza palcem, nic się nie dzieje. Najwyraźniej panel reaguje jedynie na dotyk ręki. Dzięki temu mogę bezpiecznie go dotykać czyszczącą ściereczką.

I rzeczywiście przygotowuje się potrawy na takiej płycie dosyć szybko. Sprawdzamy to na rachunkach za prąd.

Moim zdaniem, można spokojnie rozmawiać z firmą Tyflograf o wykonaniu odpowiedniej do sprzętu nakładki, nie tylko do takiej płyty jak nasza. Dla zainteresowanych Czytelników podaję adres internetowy Tyflografu: www.niewidomi.com.pl, a zajmuje się tymi wszystkimi sprawami pan Marek Jakubowski (Junior).

Na szczęście z piekarnikiem nie było już takich problemów, bo firma Gorenje, której urządzenie kupiliśmy, podała wszystko, co było Tyflografowi potrzebne, więc już pierwsza wersja nakładki była tak dobra, że nie myślę o jej zmianie.

I tu też moja uwaga: ten piekarnik miał dwie gałki, a jakże. Jedną do wyboru programu, a drugą do zmiany temperatury. Więc uznałam, że nie będziemy mieć z nim problemów. Jednak problem był, bo żeby piekarnik zaczął działać, trzeba było dotknąć przycisku Start, a ja oczywiście o tym nie wiedziałam, więc byłam przerażona, że urządzenie jest popsute, kiedy po ustawieniu programu pieczenia i temperatury piekarnik nie zaczął grzać.

Dopiero po uważnym przeczytaniu instrukcji obsługi, która na szczęście znajduje się na stronie internetowej sprzedawcy, dowiedziałam się, że trzeba dotknąć tego nieszczęsnego przycisku Start. I tu też na początku potrzebna była niestety pomoc osoby widzącej. Zrobiona przez Tyflograf nakładka sprawiła, że tak naprawdę muszę dotknąć dłużej jedynie pierwszego przycisku po prawej stronie nakładki – wtedy piekarnik wydaje dźwięk i uruchamia się. Zresztą po osiągnięciu właściwej temperatury również piszczy dwukrotnie, dzięki czemu wiem, że czas włożyć jedzenie do środka.

Jednak przed zakupem czegokolwiek lepiej uważnie przeczytać instrukcję obsługi, bo w przeciwnym wypadku mogą wyjść różne kwiatki. No i nawet jeżeli urządzenie teoretycznie ma gałki, może się okazać, że nie będziemy w stanie tak do końca go używać bez problemów.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Kuchnia po naszemu

&&

Truskawki i czereśnie – dlaczego warto po nie sięgać w sezonie?

Anita Murdza

Truskawki mają liczne właściwości odżywcze i zdrowotne. To jeden z niewielu owoców, który jest mało kaloryczny. Poprawiają apetyt, pomagają w leczeniu bólu gardła i chrypy. Gaszą pragnienie.

Jedzone przed posiłkiem przynoszą ulgę w zapaleniu pęcherza moczowego. Zawarte w nich pektyny pobudzają pracę jelit, a kwasy organiczne poprawiają i przyspieszają przemianę materii.

Ze względu na dużą zawartość witamin owoce te powinny być wybierane przez osoby mające anemię albo awitaminozę, czyli niedobór witamin. Mają dużą zawartość witaminy C – w 1 szklance truskawek znajduje się 82 mg witaminy C, co stanowi 100% dziennego zapotrzebowania u osób dorosłych.

Poza tym truskawki są także doskonałym źródłem kwasu elagowego, dzięki czemu wspierają układ odpornościowy i przeciwdziałają substancjom rakotwórczym. Mogą je spożywać osoby z cukrzycą.

Truskawki to owoce silnie alergizujące. Należy je podawać ostrożnie dzieciom od 10 miesiąca życia. Alergia może wystąpić również u osób dorosłych. Dlatego nie należy jeść truskawek od razu w dużych ilościach.

&&

Sernik na zimno z truskawkami

Składniki:

Wykonanie

Wyłożyć tortownicę biszkoptami, zmiksować serek waniliowy z cukrem, rozpuścić żelatynę i poczekać aż całkowicie ostygnie. Ostygniętą żelatynę powoli dodawać do wcześniej zmiksowanego serka waniliowego z cukrem, powoli miksując. Ostudzić masę przez chwilę w lodówce, a następnie wylać niewielką ilość masy na biszkopty i włożyć tortownicę do lodówki. Masa powinna pokryć biszkopty, dzięki temu po wylaniu reszty masy biszkopty nie uniosą się do góry. Kiedy biszkopty z masą stężeją wykładamy pozostałą masę, następnie pokrojone truskawki. Na wierzch wylewamy rozpuszczoną i tężejącą galaretkę, wkładamy do lodówki do schłodzenia. Smacznego!

Czereśnie mają bardzo dużo właściwości odżywczych i zdrowotnych, pomimo że w 80% ich zawartość stanowi woda. Zawarte w nich minerały, witaminy i przeciwutleniacze mają pozytywny wpływ na nasze zdrowie i prawidłowe funkcjonowanie organizmu.

Czereśnie wpływają pozytywnie na prawidłową pracę tarczycy, ponieważ są doskonałym źródłem jodu. Korzystnie wpływają na kondycję skóry. Są doskonałym źródłem cyjanidyny; jest to substancja, która u pacjentów z artretyzmem i dną moczanową łagodzi odczuwanie bólu. Poza tym w czereśniach można znaleźć witaminy z grupy B, które również wspomagają leczenie artretyzmu.

Owoce czereśni zawierają dużo potasu, który ma pozytywny wpływ na prawidłową pracę serca i utrzymanie prawidłowego ciśnienia krwi. Są także skarbnicą kwercetyny, która reguluje stężenie cholesterolu.

Niemyte czereśnie można przechowywać w lodówce nawet powyżej tygodnia. Czereśnie można również zamrozić i przechowywać w zamrażarce. Stanowią doskonały dodatek do lodów, płatków śniadaniowych. Nadają się także na kompoty, konfitury.

&&

Kruche ciasto z czereśniami

Składniki:

Wykonanie

Składniki na ciasto zagnieść ręką. Gnieść tak długo, aż wszystkie dokładnie połączą się ze sobą a ciasto będzie gładkie w dotyku. Gdyby ciasto było twarde, można dodać trochę śmietany 18%. Kiedy zagnieciemy ciasto, należy włożyć je do lodówki na godzinę. Następnie przygotowujemy czereśnie. Należy je dokładnie umyć, usunąć szypułki, przekroić na pół i ręcznie usunąć pestki. Następnie włożyć do miski i posypać cukrem. Ile czereśni będzie w cieście, to kwestia gustu. Może być pół kilo albo kilogram – jak komu pasuje. Po przygotowaniu czereśni schłodzone ciasto wyjmujemy z lodówki. Blaszkę do pieczenia wykładamy papierem do pieczenia, wałkujemy ciasto i rozkładamy na blaszce, na ciasto wykładamy czereśnie. Można posypać kruszonką albo po upieczeniu cukrem pudrem. Ciasto pieczemy w temperaturze 180 stopni przez 30 do 45 minut. Smacznego!

⇽ powrót do spisu treści

&&

Z poradnika psychologa

&&

Zazdrość, dobra czy zła?

Małgorzata Gruszka

Zrodziło się we mnie uczucie zazdrości… – przeczytałam w artykule pani Bożeny Lampart pt. Zazdrość, a może jednak tylko żal, zamieszczonym w majowym numerze Sześciopunktu. W swoim artykule pani Bożena zawarła wiele cennych i opartych na własnym doświadczeniu wskazówek związanych z radzeniem sobie z zazdrością. Zazdrość to niełatwe uczucie, dlatego, dziękując pani Bożenie za inspirację – kolejny Poradnik psychologa poświęcam właśnie zazdrości.

Czym jest zazdrość?

Zazdrość to jedna z wielu złożonych emocji. Emocje podstawowe to: radość, smutek, strach i złość. Emocje złożone powstają z najróżniejszych połączeń tych podstawowych. Zazdrość jest stanem emocjonalnym, w którym dominują smutek i złość. Smutno nam, bo nie możemy czegoś doświadczać lub mieć, jednocześnie odczuwamy złość, bo upragnione przez nas dobra lub doświadczenia na naszych oczach są udziałem innych ludzi. Istotą zazdrości jest świadomość, że inni mogą doświadczać czegoś lub mieć coś, co – z różnych przyczyn – w danej chwili lub w ogóle jest nam niedostępne bądź dostępne być przestało.

Stan emocjonalny zwany zazdrością pojawia się w różnych sytuacjach i ma różne natężenie. Chwilową zazdrość odczuwamy na przykład wówczas, gdy spędzając upalne lato w mieście, otrzymamy od kogoś wiadomość o tym, jak rozkosznie spędza urlop, korzystając z nadmorskiej bryzy lub górskiego powietrza. Myślimy ale ci fajnie, jak ja ci zazdroszczę, po czym uświadamiamy sobie, że przecież też możemy gdzieś pojechać, a może już gdzieś byliśmy, może nasz urlopowy wyjazd jest dopiero przed nami, może w ogóle nie przepadamy za wyjazdami… Myślimy, chwilę po czym wracamy do naszego życia i wykonywanej czynności.

Silniejszej i bardziej bolesnej zazdrości doświadczamy wówczas, gdy jakieś dobro lub doświadczenie, na którym nam zależy, dane innym ludziom w ogóle nie jest nam dostępne. Na przykład: nie możemy chodzić, nie możemy mieć dzieci, nie mamy jakiegoś talentu lub nie wyglądamy tak jak byśmy chcieli. Bardzo silne i bolesne uczucie zazdrości może pojawiać się na skutek utraty czegoś, co jest bardzo cenne i świadomości, że utraciliśmy to my, a inni nadal to mają. W obliczu znacznej i nieodwracalnej straty emocje takie jak: smutek, żal i złość są nieuniknione. Sytuacją taką jest na przykład utrata jakiegoś rodzaju sprawności i związanych z nią możliwości funkcjonowania. Nic więc dziwnego, że osoby tracące wzrok, zwłaszcza na początku, odczuwają silną i dojmującą zazdrość.

Zazdrość, dobra czy zła?

Katechizm katolicki zalicza zazdrość do siedmiu grzechów głównych. Pewnie dlatego większość z nas klasyfikuje ją do uczuć złych, niegodnych człowieka i wymagających wyplenienia. Z punktu widzenia psychologii wartościowanie uczuć pojawiających się w człowieku nie służy jego dobremu funkcjonowaniu. Dzielenie uczuć na dobre i złe prowadzi jedynie do tłumienia tych ostatnich, czyli udawania przed sobą, że ich nie ma. Tymczasem, tłumione uczucia nie tylko nie znikają, ale w najmniej spodziewanych momentach mogą dać znać o sobie i pokierować naszym zachowaniem wbrew naszej woli. Władzę nad uczuciami – w tym nad zazdrością – możemy zyskać tylko wtedy, gdy zrobimy to, co zrobiła pani Bożena: dopuścimy do świadomości, że są i nazwiemy je po imieniu. Nasz wpływ na uczucia nie dotyczy tego, że się pojawiają, ale tego, co z nimi robimy. Nie wartościując uczuć, nie mówimy o zazdrości, że jest dobra lub zła; przyjmujemy, że po prostu jest. Dobre lub złe może być to, co z nią lub pod jej wpływem zrobimy.

Co zrobić z zazdrością?

Doświadczanie zazdrości, choć nieprzyjemne, jest sytuacją, w której możemy wybierać. Możemy skupić się na tym, że nie mamy i nie doświadczamy czegoś, co dane jest innym ludziom, zatrzymać się na tym i cierpieć z tego powodu. Możemy pójść dalej: zastanowić się nad tym, czy na pewno to, co mają i czego doświadczają inni dla nas samych jest ważne. Możemy pogodzić się z tym, że czegoś nie mamy i nie doświadczamy i cieszyć się życiem mimo tego. Możemy zastanowić się nad tym, co zrobić, by zdobyć to samo lub doświadczyć tego samego co inni. Możemy zapytać siebie, co wiemy o innych ludziach, którzy doświadczyli czegoś lub zdobyli coś, na czym nam zależy i wyciągnąć z tego jakieś wnioski. Możemy, jak pani Bożena, zastanowić się nad tym, co możemy zdobyć i czego doświadczyć w ramach własnych możliwości, zacząć działać i cieszyć się tym. Zazdrość to stan, w którym możemy pozostać lub wyruszyć w wybranym kierunku. Od naszego wyboru zależy, czy doświadczana przez nas zazdrość będzie motywująca, mobilizująca, rozwijająca czy destrukcyjna. Zazdrość destrukcyjna często przeradza się w zawiść – postawę, w której nasza złość ukierunkowana jest na osoby, którym czegoś zazdrościmy. Złość ta może prowadzić do tego, że źle o nich myślimy, źle im życzymy, albo wręcz próbujemy szkodzić.

Zazdrość w związku

Naturalna i zdrowa zazdrość w związku jest manifestacją potrzeby wyłączności. Wyłączność to zasada, w myśl której pewne sytuacje i zachowania zachodzą jedynie między partnerami. Dopóki tak się dzieje, partnerzy są pewni siebie i łączącej ich relacji. W momencie, gdy zasada wyłączności zostanie złamana, na przykład przez nawiązanie intymnej relacji z inną osobą, pojawia się niepokój i obawa o relację i związek. Naturalna i zdrowa zazdrość w związku z jednej strony przejawia się dbaniem o zainteresowanie partnera przetrwaniem relacji, z drugiej – niepokojem i obawą o relację, gdy potrzeba wyłączności przestaje być zaspokajana. Pewna doza zdrowej zazdrości sprzyja żywotności związku. Dodaje energii i barw codziennemu życiu; sprawia, że – mimo upływu lat partnerzy starają się być dla siebie atrakcyjni i wyjątkowi pod wieloma względami.

O nadmiernej zazdrości w związku mówimy wówczas, gdy jedna z osób bez powodu niepokoi się o wierność drugiej. Postawa taka może być wynikiem niskiej samooceny, czyli po części nieuświadomionego postrzegania siebie jako kogoś nie w pełni zasługującego na miłość i wierność. Skrajną postacią zazdrości w związku jest Zespół Otella. W chorobie tej dominują urojenia związane z niewiernością partnera. Brak racjonalnych podstaw do snucia podejrzeń nie ma tu żadnego znaczenia. Osoba chora podejrzewa partnera o liczne zdrady, a otaczające go osoby o udział w spisku. Szukając uzasadnienia dla swoich podejrzeń, kontroluje drugą osobę i wszystkie jej poczynania. Zespół Otella wymaga interwencji psychiatrycznej. Nieleczony może doprowadzać do samobójstwa osoby chorej lub pozbawienia przez nią życia podejrzewanego o zdrady partnera.

Zazdrość u dzieci

Dzieci, podobnie jak dorośli, w różnych sytuacjach doświadczają zazdrości. Podobnie jak my mają prawo czuć żal i złość z powodu jakiejś straty lub niemożności posiadania lub doświadczania czegoś, co jest udziałem rówieśników. Dziecięca zazdrość, podobnie jak ta dorosła, nie jest ani dobra, ani zła. W reakcji na objawy dziecięcej zazdrości (o czas poświęcany młodszemu rodzeństwu, o atrakcyjne przedmioty, o pochwały, lepsze oceny itp.) nie należy poprzestawać na stwierdzeniu, że dziecko jest zazdrosne i krytykowaniu go za to. Zamiast tego, warto zastanowić się nad tym, co zmieniło się w życiu dziecka, czego obecnie może mu brakować, jakie ma trudności, jakie potrzeby dziecka są mniej zaspokajane i jak temu zaradzić.

Gdy inni nam zazdroszczą

Nie lubimy zazdrościć innym, ale lubimy, gdy inni nam czegoś zazdroszczą. Lubimy, choć nie zawsze umiemy w pełni to docenić. Informacja zwrotna typu zazdroszczę ci… oznacza, że posiadamy jakąś cechę, postawę, umiejętność czy zdolność, którą inni cenią i chcieliby mieć więcej. Tu również mamy wybór. Możemy poprzestać na upojeniu się faktem, że ktoś nam czegoś zazdrości. Możemy pójść dalej i traktować takie sytuacje jako źródło wiedzy o naszych zasobach osobistych, czyli umiejętnościach, postawach, talentach, osiągnięciach czy możliwościach.

Jak żyć z zazdrością?

Życie z zazdrością będzie łatwiejsze, gdy:

⇽ powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

&&

Wielki mały człowiek

Paweł Wrzesień

Napoleon, z łaski Boga i Konstytucji cesarz Francuzów, król Włoch, protektor Związku Reńskiego, mediator Konfederacji Szwajcarskiej – to tylko niektóre z tytułów, jakie nasz bohater zdobył, rządząc Francją. Jak długa była jednak droga z małego Ajaccio na Korsyce, gdzie urodził się 15 sierpnia 1769 roku, aż do zamachu stanu 1799 roku, gdy jako Konsul stał się dyktatorem Francji?

Rodzina Bonaparte wywodziła się z włoskiej szlachty, a mały Napoleon musiał walczyć o swą pozycję wśród ósemki rodzeństwa. W szkole dał się poznać jako pilny uczeń, przedkładający towarzystwo książek nad rozrywki w gronie rówieśników. Od roku 1784 uczęszczał do l’École Militaire w Paryżu, którą ukończył w stopniu podporucznika, po czym rozpoczął służbę w artylerii. Kluczowy moment w jego karierze nastąpił w czasie wybuchu Rewolucji Francuskiej 1789 roku. Bonaparte zgłosił się wówczas na ochotnika do walki po stronie korsykańskich powstańców. Kto wie, jak potoczyłyby się dalsze losy Francji, gdyby ich przywódca Paoli nie odmówił jego przyjęcia! Dopiero wówczas 20-latek postanowił służyć po stronie Francji. Jako sprawny oficer szybko awansował, a nowy rewolucyjny porządek sprzyjał błyskotliwym karierom. Jego pomysł obsadzenia artylerią wzgórz opodal Tulonu pozwolił na odparcie Anglików broniących miasta z morza, dając zaledwie 24-letniemu Bonapartemu tytuł generała brygady. Upadek Jakobinów przynosi mu co prawda niełaskę, a nawet uwięzienie, ale nowy rząd Dyrektoriatu także potrzebuje sprawnego wojska. W 1795 roku Napoleon wraca do łask, aby bronić rewolucji podczas rojalistycznego powstania 13 Vendémiaire. Po zwycięstwie nad rebelią zyskał tytuł dowódcy wojsk wewnętrznych i generała dywizji. W wieku 27 lat poślubił arystokratkę Józefinę de Beauharnais, nieoficjalnie kochankę kilku członków Dyrektoriatu. Podobno z pomocą jej namów mianowano go dowódcą sił francuskich walczących z Austriakami w Italii. Kampania włoska 1796 i 1797 to pasmo spektakularnych sukcesów. Warto wspomnieć, że wśród wojsk pod dowództwem Napoleona znajdowały się Legiony Polskie Jana Henryka Dąbrowskiego. To wszak ich chwałę głosi nasz hymn narodowy! By zadać Brytyjczykom nieobliczalny cios, Napoleon postanowił uderzyć pośrednio w Indie, zwane Perłą w koronie. Tu jednak początkowe sukcesy zaczęły się przeradzać w porażki. Ekspedycja wojskowa zatrzymała się w Egipcie, związana licznymi walkami, m.in. podczas powstania w Kairze. I tu po raz kolejny objawił się spryt i szczęście Bonapartego. Zamiast bowiem czekać na ostateczną klęskę swych wojsk, powrócił do Francji, gdzie niezadowolenie wywołane korupcją i niekompetencją rządów Dyrektoriatu nakręcało atmosferę sprzyjającą rodzącemu się zamachowi stanu. I tu znowu los pokierował karierą Napoleona. Początkowo spiskowcy wywodzący się z najwyższych władz Państwa chcieli na dowódcę swych wojsk mianować generała Jouberta. Zginął on jednak w bitwie pod Novi, dokładnie w dniu 30. urodzin Bonapartego, którego namaszczono na jego następcę. Przekonał do siebie przywódców wojskowych wiernych Dyrektoriatowi i z pomocą pozostałych spiskowców groźbami i przekupstwem zmusili resztę członków rządu do ustąpienia. Po przymusowej uległości izb ustawodawczych Napoleona mianowano jednym z trzech konsulów, dzięki czemu de facto stanął na czele Francji. Sprawując dyktatorską władzę, wykazał ogromny spryt, zjednując sobie dawne środowiska rojalistyczne oraz zawierając konkordat z Kościołem Katolickim.

Był przywódcą nowoczesnym, wprowadził powszechny obowiązek nieodpłatnej nauki dla osób obojga płci, ograniczył korupcję i zwiększył bezpieczeństwo wewnętrzne, a w roku 1804 ustanowił kodeks prawa cywilnego, zwany napoleońskim, stanowiący rdzeń nowoczesnej legislacji w Europie. Wiele ze stworzonych przez niego rozwiązań, jak choćby instytucje prefekta i mera, istnieje do dziś. Mógł się też pochwalić największą w historii świata transakcją w obrocie nieruchomości, sprzedając Stanom Zjednoczonym należącą do Francji Luizjanę, wzbogacając budżet swego kraju kosztem terytorium zamorskiego, nad którym i tak nie był w stanie panować. 2 grudnia 1804 roku sam papież Pius VII koronował go w katedrze Notre-Dame na Cesarza Francuzów.

Tłem jego rządów były wojny trwające łącznie przez 15 lat, angażujące siły większości państw Europy. Udało mu się upokorzyć odwiecznych wrogów w postaci Anglii i Austrii, aby potem ruszyć na wschód. Ciekawostkę stanowi fakt, iż armia Bonapartego jako pierwsza w historii używała żywności w konserwach.

Dla Polski sojusz z Francuzami był nadzieją na odzyskanie niepodległości. Od roku 1807 istniało podporządkowane Francji Księstwo Warszawskie z urzędowymi językami polskim i francuskim, które w marzeniach wielu miało być zalążkiem przyszłej odrodzonej Rzeczypospolitej. 24 czerwca 1812 roku armia napoleońska przekroczyła Niemen w ofensywie na Rosję. Stoczyła zwycięskie bitwy pod Smoleńskiem i Borodino, goniąc cofające się oddziały Kutuzowa. Napoleon chciał przeczekać zimę w Moskwie, jednak wywołany celowo przez Rosjan wielki pożar miasta pozbawił jego oddziały aprowizacji i zmusił do odwrotu. Dziesiątkowani mrozem i chorobami, nękani przez oddziały rosyjskie, żołnierze Bonapartego ponieśli spektakularną klęskę. Dawnej potęgi armii nie udało się odbudować. W 1813 roku poniosła ona porażkę w Bitwie Narodów pod Lipskiem, w której zginął m.in. książę Józef Poniatowski. W rok później wojska sprzymierzone podbiły sam Paryż i doszło do okupacji miasta przez Rosjan. Bonapartego zmuszono do podpisania bezwarunkowej kapitulacji i zesłano na wyspę Elbę, skąd powrócił do Francji wraz z wojskiem w marcu 1815 r., aby jeszcze raz stanąć na czele Francuzów i podjąć walkę o przywrócenie Francji jej potęgi. Okres ten, określany jako 100 dni Napoleona, zakończyła przegrana przez niego bitwa pod Waterloo w dniu 18 czerwca i internowanie na wyspie świętej Heleny, gdzie zmarł 5 maja 1821 roku. W roku ostatecznej klęski Bonapartego, decyzją Kongresu Wiedeńskiego zakończyło swe istnienie także Księstwo Warszawskie, grzebiąc marzenia Polaków o odzyskaniu niepodległości.

Napoleon Bonaparte jest określany najwybitniejszym dowódcą wojskowym w historii świata. Jak większość wielkich, jego postać nawet w dwusetną rocznicę śmierci budzi rozliczne emocje. Negatywne są one szczególnie w krajach, z którymi niegdyś wojował i które zwyciężał. W Polsce jednak towarzyszy mu nadal szacunek. Cesarza Francuzów upamiętnia nie tylko Mazurek Dąbrowskiego. Do dziś mamy w Polsce liczne Trakty Napoleońskie, którymi rzekomo armia cesarska maszerowała na Moskwę, a w wielu karczmach swego imienia podobno nawet gościł.

Na koniec warto rozwiać mit o nikczemnym wzroście Bonapartego. Historycy ustalili, że mierzył on około 170 cm, więc na owe czasy niemało. Lubił się jednak otaczać rosłymi żołnierzami z jednostek elitarnych, na tle których robił wrażenie mikrusa. Duchem jednak z pewnością wyrastał znacznie ponad wielkich swej epoki.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Julia Hartwig – życie i twórczość

Ireneusz Kaczmarczyk

Jestże się poetą, czyli raczej tylko bywa się? – pytał w utworze Bransoletka Legenda dziewiętnastego wieku Cyprian Kamil Norwid. Sto lat po nim urodzona, jakby w polemice z wieszczem, lubelska poetka Julia Hartwig napisała: Każdy poeta pisze w rytm własnego oddechu.

Julia Hartwig – poetka, pisarka, eseistka, tłumaczka z języka francuskiego i angielskiego, autorka wielu tomów poetyckich, wstępów do albumów Edwarda Hartwiga i książek dla dzieci. Urodziła się 14 sierpnia 1921 roku w Lublinie. Była najmłodszym z piątki rodzeństwa małżeństwa Marii (z domu Biriukow) i Ludwika Hartwigów. Rodzice do 1918 roku przebywali w Rosji. Ojciec prowadził w Moskwie zakład fotograficzny. Tam przyszli na świat: Zofia, Helena, Walenty i Edward (jeden z najwybitniejszych polskich artystów fotografików). Do wyjazdu do Polski zmusiła rodzinę rewolucja bolszewicka. W Lublinie mieszkali przy ulicy Staszica 2, następnie na Krakowskim Przedmieściu, gdzie początkowo Ludwik prowadził zakład fotograficzny. Julia była wychowywana w duchu tolerancji dla innych. W dzieciństwie chodziła z matką zarówno do kościoła jak i do cerkwi. Julia uczyła się w szkole podstawowej przy archikatedrze lubelskiej, dalszą naukę kontynuowała w gimnazjum imienia Unii Lubelskiej. Tu poznała Hannę Malewską, późniejszą pisarkę Annę Szternfinkiel, tu również zaprzyjaźniła się z przyszłą poetką Anną Kamieńską. Zadebiutowała w międzyszkolnym piśmie literackim W Słońce. W tym czasie poznała poetów: Jerzego Pleśniarowicza, Józefa Łobodowskiego i Józefa Czechowicza, który był recenzentem jednego z jej pierwszych utworów. Po maturze, którą uzyskała w roku 1939, podobnie jak jej rówieśnicy i koledzy po piórze (Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Różewicz, Anna Kamieńska), zasiliła szeregi Armii Krajowej. Rozpoczęła także studia na Uniwersytecie Warszawskim. Na kursach romanistyki i polonistyki jej profesorami byli między innymi: Julian Krzyżanowski, Witold Doroszewski, Władysław Tatarkiewicz. Na studiach poznała poetów: Tadeusza Gajcego i Zdzisława Stroińskiego. Po wojnie studiowała na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a następnie na Uniwersytecie Warszawskim.

Pierwsze utwory poetyckie publikowała w Wyborze wierszy poetów lubelskich, na łamach Twórczości i Kuźnicy. W roku 1945 jako stypendystka rządu francuskiego studiowała literaturę francuską i pracowała w Ambasadzie Polskiej w Paryżu. Poznała wówczas między innymi Ksawerego Pruszyńskiego i Zygmunta Kałużyńskiego. W 1954 roku poślubiła poetę i prozaika – Artura Międzyrzeckiego. Rok później przyszła na świat ich córka Anna Dominika. Julia pracowała twórczo, publikując wiersze, przekłady z literatury francuskiej i recenzje na łamach Nowej Kultury, Świata, Poezji. W 1970 roku razem z mężem wyjechała do Stanów Zjednoczonych. W czasie pobytu w USA uczestniczyła między innymi w programie International Writing Program. Dwukrotnie wyjeżdżała do Kanady w celu wygłaszania prelekcji, między innymi na University of Ottawa. Po powrocie do kraju pracowała wraz z mężem, publikując wiersze własne i tłumaczone z różnych języków, także eseje i tomy prozy. Wspólnie wydali Antologię poezji amerykańskiej, kilka książek dla dzieci, tom tłumaczeń wierszy i prozy Guillaume Apoillinaire’a, a także Listy Rimbauda. Poza poezją poetka wydała Dziennik amerykański z pobytu w Stanach, dzienniki podróży Zawsze powroty oraz monografię Apollinaire’a i Gérarda de Nerval. Była członkiem Związku Literatów Polskich, Polskiego Pen Clubu, Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Działała w opozycji. W styczniu 1976 roku należała do sygnatariuszy Memoriału 101, wyrażającego protest przeciw projektowanym zmianom w Konstytucji PRL, aktywnie wspierała działalność NSZZ Solidarność. Była wielokrotnie nagradzana za swoją twórczość literacką: Medal Gloria Artis (2005), Nagroda Polskiego Pen Clubu im. J. Parandowskiego (2009), czterokrotnie nominowana do Nagrody Literackiej Nike. Julia Hartwig dwukrotnie otrzymała najwyższe odznaczenie nadawane przez rząd francuski – Order Legii Honorowej. W 2013 roku w XII edycji Nagrody Norwida otrzymała nagrodę Dzieło życia za całokształt twórczości. W 2015 roku otrzymała godność doktora honoris causa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Julia Hartwig zmarła 13 lipca 2017 roku w Pensylwanii. Pogrzeb poetki odbył się 13 września 2017 roku w Warszawie. Została pochowana na Cmentarzu Powązkowskim.

Przysłowie głosi, że najciemniej jest pod latarnią. I tak pytany o początek szlaku na Stożek mieszkaniec Wisły odpowiada turyście, że nigdy się tam nie wybierał, bo i po co. Tak i ja rozmiłowany w mieście, w którym mieszkam, przypomniałem sobie o poetce dopiero w setną rocznicę jej urodzin. Poznałem kilka wierszy jej autorstwa, głównie za przyczyną konkursów recytatorskich, w których uczestniczyłem. Podobały mi się i przemawiały do mnie strofy wierszy: Żartują z nas, Westchnienie, Daleko, Siostra, czy Wierność. Jednak zabrakło czasu i okazji, aby sięgnąć głębiej. Z bogatego dorobku literackiego autorki w Dziale Zbiorów dla Niewidomych znajdziemy trzy tytuły: tomiki poezji Wiersze wybrane, Jasne nie jasne oraz Wybrańcy losu – zbiór szkiców o przyjaciołach poetki, którzy na trwałe zapisali się w historii kultury polskiej. z pewnością fascynowali i inspirowali twórczo. Kuszą mnie te szkice, bo fragment książki słyszałem kiedyś w jednej z audycji Polskiego Radia Lublin. Może to na początek trafny wybór. Wiersze wybrane zostawiam na deser.

⇽ powrót do spisu treści

&&

O tym, jak marzenia się spełniają

Krystyna Synak

W dzieciństwie każdy ma swoje marzenia, a na pytanie dorosłych, kim będziesz, gdy dorośniesz? – otrzymujemy typowe odpowiedzi: lekarzem, strażakiem, policjantem, kominiarzem, nauczycielem... A mój uczeń na to samo pytanie zakomunikował bez wahania:

– Jak będę duży, zostanę organistą.

Spotkał na swojej drodze wspaniałych przewodników- muzyków, którzy zarazili go muzyką organową i pieśniami religijnymi. Pierwszym był pan Adam Rusinek, który brał często Dominika na kolana i wtajemniczał w dźwięki płynące z organów, a pan Jakub Kwintal, organista i wykładowca w szkole muzycznej, widząc jego pasję, zorganizował dla niego organy. Od tej pory, gdy Dominik wracał z kościoła, tak długo próbował aż udało mu się zagrać właściwe nuty pieśni. Z czasem zaczął pobierać prywatnie lekcje muzyki, a chóry były jego ulubionym miejscem w kościołach.

Gdy go poznałam, miał 7-8 lat. Wówczas poinformował mnie o swojej przemyślanej i dość dojrzałej jak na tak małego chłopca decyzji. Wzruszyłam się ogromnie, ale nie dlatego, że ona mi się nie podobała, ale dlatego, że wydawała się mało realna. Miałam świadomość licznych przeciwności, które chłopiec i jego rodzina napotkają.

Wiedziałam o jego dużych problemach zdrowotnych oraz licznych ograniczeniach związanych ze wzrokiem.

Moje wątpliwości były ogromne, ale nigdy nie wypowiadałam ich na głos. Jedynie mocno wspierałam chłopca i jego rodziców. Mama zwróciła się z prośbą do dyrekcji szkoły o dodatkową indywidualną lekcję muzyki, ale niestety jej nie otrzymała. Nauczyciele nie uwierzyli w pasję tak małego chłopca. Była to pierwsza bardzo bolesna lekcja. Mnie, jako wychowawcy, również było bardzo przykro i jedyne co wówczas mogłam zrobić, to skupić się na edukacji i zdobywaniu umiejętności potrzebnych w przyszłości.

Mama chłopca jednak nie poddała się. Dominik zaliczył pierwszy etap kwalifikacji do szkoły muzycznej, jednak problemy ze wzrokiem okazały się wielką przeszkodą i nie przeszedł drugiego etapu kwalifikacji. I tu pojawił się Anioł – nauczyciel muzyki i wykładowca w Studium Organistowskim, pan mgr śp. Adam Rusinek. To on wziął Dominika pod swoje skrzydła, gdzie chłopiec rozwijał swoją pasję, która miała w przyszłości być jego pracą. Pojawiło się światełko nadziei. Ktoś uwierzył w niego i jego marzenia.

Niestety wzrok chłopca pogarszał się, przyszły gorsze momenty – operacje oczu, rekonwalescencja i ograniczenia wysiłku. Mama musiała zmierzyć się z ogromnymi problemami zdrowotnymi, pojawiły się liczne wyjazdy do specjalistów, konsultacje, operacje... Każdy zabieg chłopiec znosił bardzo dzielnie, ale nie brakowało chwil i dni zwątpienia.

Mój wychowanek zaczął uczyć się indywidualnie, tęsknił za swoją klasą, brakowało mu kontaktów z rówieśnikami. Zauważyłam również pojawiające się kłopoty w poruszaniu się po mieszkaniu, w którym uczyliśmy się. W tym czasie, tak jak umiałam, wspierałam go, przekazywałam listy, laurki od jego przyjaciół z klasy. Kiedy wrócił do normalnego trybu nauki, od razu rozpoczął zajęcia z zakresu orientacji przestrzennej, a głównie zależało mi na samodzielnym poruszaniu się środkami transportu w mieście.

A co z marzeniem o organistyce? Kolejny cios miał nastąpić wkrótce. Pan Adam Rusinek ciężko zachorował i zrezygnował z pracy w Studium.

Podczas rekolekcji ks. Piotr Buczkowski zaproponował Dominikowi uświetnienie mszy świętej. To była prawdziwa rewolucja i bomba w jednym. Doskonale sobie poradził, a ja podczas tej mszy byłam bardzo dumna. Jakiś czas później mama, szukając kliniki w Krakowie, która proponowała zabiegi najnowszym laserem, natrafiła na reklamę Ostatnie dni przesłuchań do Szkoły Muzycznej I st. w ośrodku dla niewidomych. To było kolejne światełko nadziei. Wysłała zgłoszenie i nagranie. W odpowiedzi usłyszała od ówczesnego dyrektora szkoły, p. Waldemara Króla Będziemy zaszczyceni, jeśli Dominik podejmie u nas naukę. Ja byłam absolutnie przekonana, że Dominik powinien kontynuować naukę w tej szkole i w tym mieście, i że powinien zamieszkać w internacie.

Wyruszył więc do Krakowa do nowego środowiska, a mnie pozostało uroczyście go pożegnać. Do dzisiaj mamy kontakt, choć telefoniczny, ale w czasie pandemii większość z nas znalazła się w takiej sytuacji. Dominik dzieli się swoimi osiągnięciami i dziękuje za wsparcie w tym trudnym wyborze, który okazał się strzałem w dziesiątkę, niezwykłym doświadczeniem i sukcesem.

Nigdy nie wolno poddać się, walczyć o swoje miejsce na tym świecie trzeba do końca. Dominik to nam wszystkim udowodnił.

W tym roku kończy edukację muzyczną w Krakowie i będzie organistą z dyplomem. A jaki wniosek nasuwa się z tej krótkiej historii? Dominik dokonał właściwego wyboru, a mama i większość osób po drodze wspierały go i pomagały, aby wymarzony cel został osiągnięty. Dla takiego dziecka, jakim był Dominik, to bardzo ważne i nie jest tu obojętny nasz stosunek do jego marzeń. Obecnie bardzo jestem dumna i tak się cieszę, że Dominik wytrwał, będzie miał wymarzoną pracę.

Na rynku pracy dla osób niewidomych czy słabowidzących z dodatkowymi schorzeniami nie ma zbyt wiele propozycji stałej pracy. Tym bardziej cieszy mnie, że Dominik będzie robił to, co kocha, co daje mu radość i satysfakcję.

Każdy uczeń potrzebuje od swoich nauczycieli pozytywnej motywacji, aby osiągnąć sukces na miarę swoich możliwości. Wszystkim należy się szansa, nawet jeśli będzie ona przez nas inaczej oceniona lub będzie absurdalna. Ucznia trzeba wspierać na każdym etapie, szukać w nim pozytywów, a przede wszystkim nam – nauczycielom – potrzebna jest ogromna wiara. Nigdy, przenigdy nie wolno nam podcinać dzieciom skrzydeł. Dominik miał wielkie szczęście: znalazł oparcie w rodzinie, która uwierzyła w marzenia małego chłopca, a on sam trwał w swoim postanowieniu i ciężko pracował dzień po dniu.

Dominiku, dziękuję za to, że pojawiłeś się na mojej drodze i mogłam uczestniczyć w Twoim rozwoju. Dziękuję, że mogę pochwalić się takim uczniem wśród swoich znajomych i rodziny.

Kto chciałby posłuchać jego gry, zapraszam; czasami uświetnia msze święte w kościele Matki Boskiej Królowej Męczenników w Bydgoszczy Fordonie.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

&&

Notka biograficzna – Lucyna Krzan

Moja przygoda z poezją zaczęła się, kiedy byłam w szkole średniej. Pisałam nowele i wiersze. Po maturze pracowałam w UMiG, jednocześnie dokształcałam się zaocznie, założyłam rodzinę.

Po wielu latach wróciłam do pisania wierszy. Wówczas już byłam wolontariuszem koła PZN. Moje wiersze były publikowane w miesięczniku Przewodnik.

Udział w Dorocznych Spotkaniach Poetów, w wielu konkursach poetyckich, literackich sprawił, że moje wiersze ukazują się w miesięcznikach, kwartalnikach, biuletynach, prasie katolickiej.

Mój dorobek to także liczne spotkania, wieczory autorskie z młodzieżą w szkołach średnich, z czytelnikami w bibliotekach, występy na scenach, udział w spektaklach o tematyce historycznej oraz z okazji Dnia Białej Laski, które również emitowała telewizja regionalna, a także TVP Kultura.

Wielokrotnie uczestniczyłam w warsztatach z prozy i poezji z Panem Stanisławem Nyczajem – polskim poetą, satyrykiem, krytykiem literackim, animatorem życia literackiego – również w środowisku osób niewidomych.

W swoim dorobku poetyckim posiadam wiele nagród rzeczowych, wyróżnień, dyplomów, statuetek, podziękowań za wieloletnią współpracę społeczną w upowszechnianiu historii, kultury, zdrowia, tradycji narodowych oraz udział w kształceniu i wychowaniu młodego pokolenia Polaków – salonik kulturalny W Krzywym Zwierciadle, wyróżnienia za wysokie wyniki w dziedzinie kultury – Przemyski Klub Sportu i Rekreacji Osób Niewidomych i Słabowidzących Podkarpacie, odznaka honorowa Zasłużony dla Kultury Polskiej – Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej (2019 r.).

Moja twórczość poetycka stała się znana nie tylko w moim miejscu zamieszkania, w gminie, do której należę, w regionie Podkarpacia, ale obecnie w całym kraju.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Wiersze wybrane

Lucyna Krzan

&&

Nadzieja

Czy dużo chcemy od życia?
Niewiele.
Chcemy na co dzień radości.
Co możemy dać bliźnim
Niewiele
Tylko trochę miłości.
Bywa że nas ktoś zawiódł
Zniweczył ufność w człowieka
Dajmy szansę nadziei
Ona cierpliwie poczeka.
Bądźmy nadzieją dla bliźnich
Podajmy swą dłoń w potrzebie
Wiarę w człowieka przywrócisz
Dobro do ciebie powróci.
Dobrem podziel się z bliźnim
Przyjaźnią otocz człowieka
Wesprzyj słowem przygnębionych
Każdy z nich na tę chwilę czeka.

Przyzwolenie

Mam dom – cztery ściany i dach,
Jasny, cichy, przyjazny od lat.
Przed nim kwiaty, wokół sad,
Za nim zieleni łan
Świtem okryty diamentową rosą,
Ptasi trel w gąszczu zieleni.
Maliny pachnące latem,
Jabłek smak do kresu jesieni
Tutaj nic się nie zmieni
Przez jesienne wichrowe dni z szarugą,
Po zimowe, bielą skrzące noce i dni.
I nic się nie zmieni. Poczekam.
Poczekam, do woli aż Bóg
Zawoła me imię – pobiegnę co tchu
Nie ważne
Gwiaździstą nocą czy słonecznym dniem
Pobiegnę.

Modlitwa

Boże mój
Pokornie proszę Miłosierny Panie
Pozwól mi jeszcze trochę żyć
Tu, na globu kruszynie – Twej Ziemi
Cieszyć się życiem od brzasku po zmierzch.
Każdego dnia, wraz życia jak ja – spragnionymi.
Pozwól, bym jeszcze mogła jak dotąd
Przez lat mych dziesiątki,
Chwalić darów i cudów przyzwoleń – dotykiem
Dzieł rąk i Twoich dokonań
Stwórco, Boże mój jedyny.
Daj jeszcze siłę i rozumu jasność
Poznawać na ścieżkach mych życia.
Ludzi, co Twymi są dziećmi wszystkimi,
I dziatwę, która jest na co dzień też radością naszą.
Pozwól, bym nadal jak teraz
Mogła rozpoznawać, słyszeć i rozumieć
Głosy ust ludzkich i dźwięków tysiące,
Melodii nuty – instrumentów licznych,
Wiodąc przez bytu doby wraz godzin płynących.
Daj mi radości na pozór nie duże,
Muśnięcie wiatru na licu i słoneczka promyk,
Rosy zimnej krople – pod stopą o świcie.
Deszczu strumienie usłyszeć płynące,
Co z dachów domów spływają obficie.
Niechaj je słyszę.
Rwące potoki i szemrzący strumyk, gdzie rzeki początek,
Szum fali nad morzem i mewy śpiew rzewny,
Ptasi trel w gąszczu – niech się też zachwycę,
I łan zboża co dorodnym kłosem,
Gdy niebu się kłania pochylając złote.
Ty wiesz najlepiej, że do życia trzeba
Bez miary wody, powietrza i chleba,
A cisza nocna do snu ukołysze.
W mej duszy i sercu miej zawsze zakątek,
By kres mego życia miał szczęścia początek.

Wiosna z koronawirusem w tle

To nic...
Wiem. Wiosna przyszła inna
Niszcząc ten spokój wręcz
Niemal na strzępy szarpiąc...
Jeszcze się zdarzy nam zatańczyć
Do najpiękniejszej życia melodii.
Lato
Otuli nas jeszcze swoim ciepłem
Bezchmurnym błękitem nieba, tęczą po deszczu
Radość się będzie – jak kot wygrzewać
My odetchniemy – znów pełną piersią.
Zawirujemy w tanecznym rytmie
Podczas spacerów, zabaw beztroskich
Być może po to jest taka wiosna
By poznał człowiek smaki wolności.

Facet po przejściach

Wraz z życiem w darze otrzymałem zdrowie
Od mego Zbawcy, z udziałem człowieka
O zdrowiu wiadomo można mówić wiele,
Opowiem ci o nim, jeśli chcesz posłuchać.
Przez analizę lat mych już przeżytych,
Bywało różnie, jakby na nie spojrzeć.
W pierwszych latach życia kochani rodzice
Niańczyli z czułością mnie i moje zdrowie.
Ale gdym się w świat, hen do ludzi wyrwał
To jak młode ciele puszczone z zagrody,
Jak ptak co nie zna siły swoich skrzydeł.
W wichurze bez czapki, a w mróz bez szalika,
W deszczu strumieniach z braku parasola –
Przemoknięty nie raz do ostatniej nitki.
Dieta pod psem była, mało się sypiało,
Zbyt wiele się piło, ciężko harowało.
Dymem papierosów wędziłem me płuca,
Alem się otrząsnął gdym na zdrowiu upadł.
Poznałem lekarzy i miłe doktorki
Spotykam przyjaciół w każdy wtorek piątek,
Znów mam radość z życia i zdrowy rozsądek.
Wiwat, wiwat! Na zdrowie, na zdrowie!
Miłe panie i panowie,
Toasty wznośmy radośnie, szczerze,
Napełniając szklanki zamiast wódki – sokiem lub mlekiem
Zapewniam, każdy z was dla przyjaciół –
Na zawsze zostanie rozsądnym człowiekiem.
Każdego poranka ciało moje ćwiczę,
Wiele zdrowia państwu i sobie też życzę.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

&&

Moja przygoda z blogowaniem i pisaniem artykułów

Katarzyna Podchul

Mam na imię Kasia. Jestem osobą niewidomą z resztkami wzroku. Moje zainteresowania są szerokie i różnorodne. Muzyka i nowinki technologiczne stanowią główną ich część. Jestem molem książkowym. Czytanie to mój nałóg. Literatura, po którą sięgam, jest różnogatunkowa. W sumie czytuję prawie wszystkie jej rodzaje. Romanse i fantastyka to gatunki, których nie lubię. Dodatkowo sprawy społeczne i gospodarcze to kolejny istotny punkt na liście moich zainteresowań. W tym artykule podzielę się z Wami swoją przygodą związaną z blogiem. Opowiem także o odkryciu nowej pasji, jaką jest pisanie.

Nie posiadam wykształcenia dziennikarskiego. Informacje zawarte w tekstach zebrane są na podstawie życiowych doświadczeń i internetowej wiedzy.

Teraz kilka słów o blogu. Moja strona powstała w 2019 roku na Facebooku, a jej nazwa to: Zobacz Poczuj Dzięki Technice. Pomysłodawcą tytułu bloga był mój tata. Na stronie publikuję artykuły o urządzeniach ułatwiających życie codzienne, naukę i pracę osobom z niepełnosprawnością narządu wzroku. Do blogowania namówiła mnie moja starsza siostra. To ona założyła stronę i na początku wspierała mnie w udostępnianiu postów. Magda uznała, iż moja wiedza na temat funkcjonowania i technologicznych udogodnień dla niewidomych i słabowidzących jest szeroka i warto byłoby ją przekazywać innym. Przez pierwsze miesiące internetowej działalności głównym gronem odbiorców była rodzina i znajomi. Obecnie zauważam diametralną zmianę. Po ponadrocznej mojej blogowej przygodzie dostrzegam większą ilość polubień strony i postów przez nieznajomych, którzy nie nawiązywali wcześniej kontaktu ze środowiskiem osób z dysfunkcją narządu wzroku. Na blogu poruszane są oprócz technologii inne nurtujące nas sprawy i problemy. Często udostępniam wartościowe filmiki innych niewidomych z YouTube oraz przydatne linki o nieznanych do tej pory gadżetach i zagadnieniach dotyczących naszej społeczności.

W czasach pandemii wiele osób z niepełnosprawnością wzroku zakłada kanały na YouTube, blogi i strony internetowe. Pomysł, by niewidomi działali w sieci, rodzi się często dzięki ich kolegom lub rodzeństwu.

Kolejnym powodem jest brak zatrudnienia na otwartym rynku pracy. W ten sposób osoby z dysfunkcją narządu wzroku mogą edukować społeczeństwo, przypominać o swoim istnieniu i potrzebach. Czują się przez to medium potrzebni i mają frajdę. Zjawisko to motywuje mnie do dalszych poszukiwań nowych tematów na posty. Zaznaczam, że praca blogera – amatora jest społeczna. Daje ona dużo satysfakcji, zadowolenia i poczucia służby w uświadamianiu widzących poprzez interesujący wpis czy film.

Jak już wspomniałam, dużo nieznajomych odwiedza mojego bloga. Jestem szczęśliwa i czuję, że to co robię, ma sens. Dzięki publikacjom więcej ludzi bez żadnych problemów zdrowotnych i niepełnosprawności dowiedziało się jak niewidomi radzą sobie na co dzień, o skutecznych sposobach wykonywania różnych prac domowych bezwzrokowo, a także poszerzyła się ich wiedza na temat wielu innych rozwiązań technologicznych pomocnych nam w życiu. Poznali, np. jak wygląda czujnik poziomu cieczy. Myślę, że dla osób pełnosprawnych jest to pewien rodzaj nauki o naszym świecie. Przekonują się, że częściowy czy całkowity brak wzroku nie wyklucza ludzi o różnych dysfunkcjach z życia społecznego i kulturalnego.

Dzięki audiodeskrypcji (werbalny opis dzieła wizualnego) możemy oglądać filmy i spektakle teatralne. Muzea oferują mówiące audioprzewodniki, a nazwy eksponatów czy wystaw podpisywane są pismem Braille’a. Poprzez te udogodnienia są one bardziej dla nas dostępne.

W przestrzeni publicznej możemy spotkać coraz więcej osób niewidomych i słabowidzących poruszających się z białą laską, psem przewodnikiem i wspierających się nawigacją GPS w swoich smartfonach.

Moja strona pokazuje obraz osoby niepełnosprawnej wzrokowo jako samodzielnej, posiadającej dużo różnych pasji, rozwijającej się, udzielającej się społecznie poprzez kampanie i Internet, otwartej na odkrywanie swoich nowych możliwości, spełniającej swoje plany i marzenia. Świat należy do odważnych. Jeśli ciągle będziemy mówić o niewidomych i pokazywać nas w pozytywnym świetle, to widzący przestaną się nas bać i dzięki tym staraniom będą nas lepiej rozumieć. Poprzez różnorakie działania naszego środowiska małymi krokami dojdziemy do zintegrowania się ze sobą dwóch światów: widzących i niewidzących.

Jak już wcześniej napisałam, blog był inspiracją do rozwoju nowej pasji, czyli pisania. Obecnie sprawia mi ona ogromną radość. Jestem zadowolona, gdy magazyn, w którym pracuję, wydrukuje mój tekst i przeczyta go więcej odbiorców. Tworzenie artykułów ma wiele pozytywnych zalet. Najważniejsze z nich to:

Z pewnością pisanie nie należy do najłatwiejszych czynności. Aby być dobrym pisarzem czy dziennikarzem, przydadzą się niezbędne w tym kierunku predyspozycje, takie jak:

Podczas pisania należy pamiętać o unikaniu powtórzeń. Artykuł, aby był czytany przez innych, nie może być zbyt długi. Obszerne elaboraty zniechęcają niektórych do przeczytania prezentowanego materiału w całości. Mnie się to kiedyś zdarzyło na blogu. Na szczęście ludzie go lajkowali i komentowali. Moim zdaniem, dzielenie się swoim doświadczeniem, wiedzą, gadżetami i sytuacjami z własnego życia osoby praktycznie niewidomej i opisywanie ich jest ciekawym hobby. Korzystnie wpływa na rozwój i psychikę człowieka. Podczas tworzenia twój umysł skupia się na pracy, a nie na innych negatywnych myślach.

Jestem zadowolona z ilości nowych followersów na stronie. Cieszę się z dorywczej pracy w czasopiśmie Help, gdzie publikowane są moje artykuły. Żywię duże nadzieje na współpracę z miesięcznikiem Sześciopunkt.

Moja działalność ma wiele pozytywnych skutków:

Obecnie jestem w trakcie poszukiwania nowej drogi życiowej. Pisanie to moje hobby, praca i pasja. Zachęcam wszystkich do odkrywania swoich kolejnych zainteresowań. Może z pasji powstanie nowy cel i plan potrzebny do jego realizacji.

Zapraszam do odwiedzania mojej strony https://www.facebook.com/zobaczpoczujdziekitechnice/, polecam również lekturę tekstów w podanych wyżej źródłach.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Pomagają nie tylko niewidomym

Andrzej Koenig

Każdy z naszych zmysłów jest ważny i odpowiada za konkretne wrażenia, które codziennie odbieramy. Jednym z pięciu najważniejszych jest zmysł wzroku. O tym, jak ważne są kontrolne okresowe badania okulistyczne, dbanie o higienę oczu, odpoczynek narządu wzroku itp., powstało wiele materiałów na portalach internetowych, w książkach czy prasie. Oprócz Polskiego Związku Niewidomych działa wiele fundacji, stowarzyszeń, organizacji pozarządowych mających w swoim statucie m.in. pomoc osobom z dysfunkcją wzroku.

Jedną z takich instytucji działających na tym polu jest Stowarzyszenie Przejrzyj Na Oczy z siedzibą w Bielsku-Białej. Stowarzyszenie to powstało po to, by propagować idee zdrowego stylu życia, odpowiedzialności za własne zdrowie, edukować i przeprowadzać akcje profilaktyczne wśród dzieci, młodzieży, osób dorosłych z dysfunkcją wzroku i widzących. Przejrzyj Na Oczy mówi o rzeczach ważnych i potrzebnych, inspiruje, motywuje, uświadamia, daje wiedzę i kompetencje. Czasem odbywa się to w formie lekkiej, czasem poważnej, ale zawsze z przesłaniem i przyświecającą temu ideą – zostawić ten skrawek świata lepszym!

– Po raz pierwszy zetknęłam się z działalnością prospołeczną w Fundacji profesora Jorge Alio z Instituto Oftalmologico VISSUM w Alicante, gdzie wtedy pracowałam. Wyjechałam do Nouadhibou w Mauretanii jako jedyny lekarz w czasie tej misji, by przebadać populację szkolną dzieci tego miasta, a potrzebującym zapewnić właściwą korekcję okularową. To było cudowne doświadczenie i widziałam, jak swoim zaangażowaniem daję tym dzieciom profesjonalną pomoc, uśmiech, nadzieję. Od dziewięciu lat prowadzę Oddział Okulistyczny w Szpitalu Śląskim w Cieszynie, stworzyłam także Centrum Medyczne BeskidMed, ośrodek gdzie wraz ze mną pracują inni okuliści, neurolog, chirurg naczyniowy. Pracując w obu tych miejscach, od lat przeprowadzamy bezpłatne akcje profilaktyczne badań przesiewowych w kierunku zaćmy, jaskry, zwyrodnienia plamki żółtej związanego z wiekiem. Wiedząc, jak bardzo ważny jest czas, w którym wdroży się właściwe leczenie, badaliśmy przesiewowo wzrok dzieci w przedszkolach i szkołach podstawowych Podbeskidzia. Współpracujemy ze szpitalem, patronując wykładom Pro Salute, a także z cieszyńskim kołem Polskiego Związku Niewidomych.

Przed prawie dwoma laty napisałam książkę Przejrzyj na oczy, czyli jak żyć, aby długo cieszyć się świetnym wzrokiem, która mówi o profilaktyce w chorobach oczu, a która wywołała kaskadę zdarzeń doprowadzających do dnia dzisiejszego, a mianowicie do faktu, iż zajęto się tematami dotyczącymi zdrowia w każdym jego aspekcie: fizycznym, psychicznym, społecznym, a także edukacją prozdrowotną, motywacją i wyrównaniem szans dla osób tych szans pozbawionych. Dlatego właśnie powstał pomysł powołania Stowarzyszenia, by docierać z tą ideą szerzej i dalej – mówi dr Agata Plech – założycielka i prezes Stowarzyszenia Przejrzyj Na Oczy.

Pomimo że Stowarzyszenie działa dopiero od września zeszłego roku, jest prężne i zauważane nie tylko na Podbeskidziu, ale w całym kraju. Pierwszą akcją było bezpłatne badanie przesiewowe pod kątem zaćmy wśród osób, które zgłosiły chęć poddania się badaniu. Kilka osób z powiatu cieszyńskiego po stwierdzeniu zaćmy umówiło się w cieszyńskim szpitalu na zabieg usunięcia zaćmy.

Nie spoczywając na laurach, Stowarzyszenie poszło za ciosem i uruchomiło ogólnopolską akcję społecznościową Stop – krótkowzroczność, skierowaną głównie do dzieci i młodzieży, ich rodziców i nauczycieli. Wiek wczesnoszkolny jest tym okresem, w którym możemy wpłynąć na to, w jakiej formie i natężeniu wystąpi u młodego pokolenia krótkowzroczność. Wiadomo bowiem, że w prawie 60% zależy to od stylu życia, a zwłaszcza od pracy wzrokowej jaką wykonujemy każdego dnia.

– Jako Stowarzyszenie Przejrzyj Na Oczy, a jednocześnie jako praktykujący okuliści jesteśmy zaniepokojeni narastaniem wad wzroku, a w szczególności krótkowzroczności w populacji dzieci i młodzieży. Krótkowzroczność to nie jest wyłącznie wada, która wiąże się z noszeniem okularów po to by widzieć wyraźnie. Sam ten fakt, jakkolwiek przynoszący utrudnienia w codziennym funkcjonowaniu (cena okularów, ich parowanie przy zmiennych warunkach temperaturowych czy noszonej maseczce, trudności/wyzwania podczas uprawiania sportu) byłyby do zaakceptowania. Statystyki mówią jednak o tym, że w grupie osób z krótkowzrocznością rośnie ryzyko chorób oczu: jaskry, odwarstwienia siatkówki, zwyrodnienia ciała szklistego – mówi dr Agata Plech.

Celem tej akcji, która swoim zasięgiem obejmuje cały kraj, jest edukacja prozdrowotna, by uświadamiając, wpływać na zachowania i ludzkie wybory, by służyły zdrowiu oczu i ograniczeniu rozwoju krótkowzroczności. Dlatego właśnie powstała ta akcja mająca uświadomić młodych ludzi i ich rodziców o tym co nie tylko mogą, ale i powinni zrobić dla zdrowia swoich oczu. Stowarzyszenie przygotowało również materiały dydaktyczne dla nauczycieli, rodziców dzieci szkolnych, a także dla uczniów, w których nie tylko uświadamia różne aspekty procesów widzenia, ale i uczy właściwych praktyk wzrokowych. Materiały są wysyłane do zainteresowanych szkół. Akcja trwa cały czas, a szkoły mogą stale włączać się poprzez stronę internetową Stowarzyszenia.

Ostatnim działaniem Stowarzyszenia były kwietniowe badania przesiewowe w kierunku jaskry oraz chorób siatkówki (zwyrodnienia plamki żółtej związanego z wiekiem AMD oraz cukrzycowego obrzęku plamki): Nie ślepnij – zbadaj się. Wszystkie trzy schorzenia są w czołówce tych, które są główną przyczyną ślepoty na świecie. Jednocześnie wykryte zawczasu i leczone w początkowych stadiach zapewniają użyteczne widzenie. Niestety zdarzają się ciężkie przebiegi choroby, utraty wzroku czy inne powikłania, np. cukrzycowe, gdyż wiele osób nie traktuje poważnie swojej choroby i nie dba o swoje zdrowie. Dlatego chcąc jakoś takim osobom pomóc, Stowarzyszenie postanowiło uświadomić tej grupie ogromny problem zdrowotny, który występuje nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie.

Jako wieloletni cukrzyk chcę powiedzieć, że cukrzyca nie boli, tylko niszczy organizm – często jednak zbyt późno to rozumiemy.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Tyflopedagog o edukacji niewidomych w czasach koronawirusa

Radosław Nowicki

– Internet i portale społecznościowe są to elementy, dzięki którym przetrwaliśmy zdalne nauczanie i podtrzymywaliśmy relacje międzyludzkie. Trudniej było nawiązywać nowe, ale przynajmniej mogliśmy dalej funkcjonować w zrębach rzeczywistości – opowiada na łamach Sześciopunktu o edukacji w czasach pandemii koronawirusa Monika Jurczyk, tyflopedagog z Liceum Ogólnokształcącego z Oddziałami Integracyjnymi w Szczecinie.

Radosław Nowicki: Pandemia koronawirusa odcisnęła piętno na wielu dziedzinach życia, w tym również wpłynęła na edukację. W jaki sposób na niej odbiła się według pani?

Monika Jurczyk: Pandemia spowodowała, że każdy z uczniów zmierzył się z pewnymi wyzwaniami i napotkał na jakieś trudności. Dużo zależało od tego, gdzie mieszkał uczeń z niepełnosprawnością wzroku – czy w mieście, czy poza nim. Ważna także była jego dostępność do Internetu i specjalistycznego sprzętu, umiejętność jego obsługi oraz pomoc ze strony najbliższych. Kluczowe było to, jaką wiedzę miała dana osoba i jakie możliwości technologiczne, czyli czy nie miała problemów z wysyłaniem e-maili, czy była obyta z Internetem, posługiwaniem się Zoomem i innymi komunikatorami. Do tego doszły bariery psychologiczne związane z łączeniem się z innymi przez kamerę, głównie bariera związana z zabieraniem głosu. Uczniowie musieli również przestawić się w związku z orientacją przestrzenną. Gdy siedzieli w klasie, to doskonale orientowali się, co się dzieje, a podczas zdalnych lekcji kontakt z innymi mieli tylko przez łącze internetowe. Zabrakło żywego kontaktu z drugim człowiekiem.

– Czyli jedne osoby lepiej odnajdywały się w trakcie zdalnego nauczania, a inne gorzej?

– Oczywiście, były osoby, które doskonale sobie radziły z taką nauką. W ogóle związane z nią są pewne plusy, bo uczeń miał więcej czasu na naukę, część materiałów była wysyłana wcześniej. Wiele osób skorzystało ze zdalnego nauczania. Jednak trzeba zastanowić się nad tym, na ile te treści były na tyle istotne, co rzeczy, które działy się w domu. Często uczniowie sami siedzieli przez kilka godzin, bo najbliżsi chodzili do pracy, mieli swoje obowiązki albo w innym pokoju również zajmowali się zdalnymi zajęciami lub pracą. Przez to kontakt społeczny był mniejszy. A przecież dla osób z dysfunkcją wzroku jest on bardzo ważny. Bycie wśród ludzi, wśród rówieśników jest niezwykle istotne. Tymczasem pandemia zepchnęła ten aspekt na dalszy plan, skupiając się na izolacji społecznej.

– A jakie były podejmowane działania, jeśli ktoś sobie nie radził ze zdalnym nauczaniem?

– Wszystkie zajęcia rewalidacyjne były prowadzone online. Dodatkowo wszyscy specjaliści pełnili dyżury telefoniczne. Każdy uczeń, nie tylko z niepełnosprawnością, mógł skorzystać z takiego wsparcia. W zależności od sytuacji później były podejmowane kolejne działania, takie jak na przykład kontakt z rodzicami lub innymi nauczycielami. Jeśli uczniowie nie radzili sobie z materiałem, to otrzymywali wsparcie w rozwiązywaniu zadań. Nie były to jedyne problemy, bowiem pojawiały się również te natury technologicznej. Okazało się, że nie każdy potrafi posługiwać się sprzętem i odnaleźć się w sieci w tak zwanej chmurze. My – nauczyciele również uczyliśmy się wielu nowych rzeczy, które wcześniej nie były nam potrzebne w procesie edukacji. W ogóle Internet i portale społecznościowe są to elementy, dzięki którym przetrwaliśmy zdalne nauczanie i podtrzymywaliśmy relacje międzyludzkie. Trudniej było nawiązywać nowe, ale przynajmniej mogliśmy dalej funkcjonować w zrębach rzeczywistości.

– A problemy technologiczne zniechęcały do pracy osoby z niepełnosprawnością wzroku?

– Wszystko zależało od ich osobowości. Niektórzy zniechęcali się, bo czuli, że nie mają poczucia pełnej samodzielności, a inni radzili sobie bardzo dobrze. Jednak chciałabym podkreślić, że trzeba walczyć z takim stereotypem, że ze zdalną nauką problem miały tylko osoby z dysfunkcją wzroku. Każdy napotykał na pewne trudności. Sama czasami korzystałam z pomocy osób trzecich. Nawet nie wiedziałam, że tak można się łączyć, że tak można przesyłać materiały. Są to rzeczy, które przydadzą nam się w przyszłości.

– A te półtora roku można ocenić jako czas stracony czy jednak uczniowie coś ze zdalnego nauczania wynieśli?

– Żaden czas nie jest stracony, jeśli spożytkowany jest w jakimś celu. Tym razem była nim nauka. Dopiero w przyszłości się dowiemy, co on nam dał. Na pewno każdy z nas będzie inny po tej pandemii. W jej trakcie dużo wydarzyło się w poszczególnych domach. Niektórzy rodzice tracili pracę, innym spadły dochody, może część uczniów straciła bliskich. Mniej podróżowaliśmy, rzadziej spotykaliśmy się ze znajomymi i najbliższymi. To wszystko będzie miało wpływ na nasze relacje i to jakimi ludźmi będziemy w przyszłości.

– Często dla osób z dysfunkcją wzroku nawet samo wyjście do szkoły i kontakt z rówieśnikami miały niebagatelne znaczenie. Siedzenie w domu mogło negatywnie na nich wpłynąć?

– Na pewno pojawił się spadek formy związany z brakiem aktywności fizycznej osób z dysfunkcją wzroku. Nie mogły one korzystać z basenów i siłowni, do których był utrudniony dostęp, w ogóle problemem mogło być zwykłe wyjście z domu na spacer. Trzeba pamiętać, że często osobom z dysfunkcją wzroku towarzyszą inne choroby przewlekłe, więc miały one dodatkowe obawy o swoje zdrowie. Cechowały się więc większą nadwrażliwością i czujnością na pewne rzeczy.

– A biorąc pod uwagę aspekt społeczny, o którym pani wspomniała, osobom niewidomym trudniej będzie wrócić do grupy rówieśniczej?

– Każdemu trudniej będzie wrócić do bycia wśród innych. Będziemy musieli się tego od nowa uczyć. Kontaktując się ze sobą w sieci, możemy być w różnych miejscach, możemy wyłączyć się z rozmowy w każdej chwili, a jak jesteśmy w bliskim kontakcie face to face, to nie możemy przerwać rozmowy, bo zostanie to odebrane jako lekceważenie kogoś albo brak dla niego szacunku. W świecie wirtualnym są czynniki zewnętrzne, takie jak chociażby brak łączności z Internetem, które mogą pomóc nam zakończyć rozmowę.

– A jakie wnioski na przyszłość można wyciągnąć ze zdalnego nauczania, aby poprawić proces edukacji?

– Każdy powinien jak najlepiej przyswoić sobie nowe technologie, żeby umieć z nich korzystać. Być obytym z telefonem, laptopem i tabletem. Umiejętność korzystania z takiego sprzętu jest bardzo ważna.

– Czy według pani od września zajęcia będą już standardowe?

– Chciałabym, aby do szkół już wróciła normalność, abyśmy wrócili do rzeczywistości. Aczkolwiek nie wiemy, co będzie działo się w kolejnych miesiącach. Możemy coś planować, a z dnia na dzień wszystko może się zmienić. Mam nadzieję, że więcej nie będzie podobnych problemów, ale nie wiemy, jakie inne rzeczy nas czekają. Żyjemy w dziwnych i specyficznych czasach. Na pewno po pandemii świat będzie inny. Ona pokazała, że nie powinniśmy myśleć tylko o sobie, ale również o innych, bo nie żyjemy sami na tym świecie. Możemy marzyć o powrocie do rzeczywistości. Trzeba mieć marzenia, ale planować niczego nie ma sensu.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Znajomi z ulicy

Teresa Dederko

Kiedyś uczono dobrze wychowane panienki, że na ulicy nie wolno zawierać znajomości. Jednak w przypadku osób niewidomych, zmuszonych do korzystania z przygodnej pomocy, ta zasada się nie sprawdza. Oczywiście, tak jak w każdej sytuacji i w tej należy kierować się zdrowym rozsądkiem, z pewną rezerwą angażować się w uliczne znajomości, które jednak czasem okazują się całkiem udane.

Wędrując od wielu lat z białą laską ulicami mojego miasta, jeżdżąc komunikacją publiczną, spotykam różne osoby proponujące swoją pomoc. Czasem jest to tylko wspólne przejście niedługiego odcinka, gdy idziemy w tę samą stronę, ale bywa i tak, że jedziemy dłuższą trasą razem i nawiązuje się rozmowa.

Na ogół są to spotkania krótkotrwałe, jednak kilka z nich, zupełnie nietypowych zapadło mi w pamięć. Korzystanie z takiej przygodnej pomocy nie jest niczym nadzwyczajnym w przypadku osób niewidomych, ale czasem trafia się na kogoś naprawdę wyjątkowego.

Dawno temu, gdy przygotowywałam się do egzaminów na studia, wracałam do domu z kursu Geografii gospodarczej i nagle między przystankami zepsuł się autobus. Byłam oczywiście kompletnie zdezorientowana. Z pomocą pośpieszyła mi współpasażerka, która zaproponowała wspólne przejście do tramwaju. W rozmowie okazało się, że obydwie jedziemy na Żoliborz. Jakoś tak się zgadało, że opowiedziałam nowej znajomej o egzaminie z geografii, a ona na to oświadczyła, że może mi pomóc, bo właśnie skończyła ten kierunek studiów. Szybko wymieniłyśmy się adresami i tak zaczęła się nasza długoletnia przyjaźń. Basia była świetnym przewodnikiem o czym się przekonałam, gdy zabrała mnie na obóz wędrowny, który zorganizowała dla swojej klasy, ponieważ już pracowała jako nauczycielka w liceum. Pomagała nie tylko mi, ale także moim niewidomym przyjaciołom. Ostatecznie została matką w Wiosce Dziecięcej daleko od Warszawy i nasze kontakty się rozluźniły.

Gdy zamieszkałam na Starym Mieście w Warszawie, poznałam właśnie na ulicy pana Zbigniewa Lengrena, znakomitego rysownika. Podprowadzając mnie kiedyś do przystanku, opowiedział, że dla jednego z teatrów przygotowuje scenografię i musi przebrać człowieka za przedpokój. Z ogromnym zdziwieniem zapytałam jak to będzie wyglądało, bo moja wyobraźnia chyba jest zbyt uboga. Okazało się to całkiem proste: żywy przedpokój z przodu będzie miał powieszoną wycieraczkę i dzwonek, a z tyłu wieszak na płaszcze. Uśmiechnęłam się tylko z podziwem i pomyślałam, że muszę trochę poćwiczyć moją wyobraźnię.

Mieszkając na Starówce, zaprzyjaźniłam się też z paroma osobami bezdomnymi. Najczęściej spotykałam, idąc rano do pracy, panią Ewę, która towarzyszyła mi kawałek drogi, a przy okazji wymieniałyśmy się różnymi staromiejskimi ploteczkami.

Niedawno podprowadzał mnie do przystanku młody człowiek śpieszący się do pracy, a ponieważ był już wieczór, spytałam, gdzie o tak późnej porze pracuje. Odpowiedział, że jest realizatorem dźwięku w radiu. Wtedy opowiedziałam mu o studiu nagrań Polskiego Związku Niewidomych, o wspaniałych lektorach nagrywających dla nas książki. Niestety ze smutkiem przekonałam się, że ta historia jest mojemu rozmówcy zupełnie nieznana.

Teraz częściej korzystam z metra i tu też zdarzają się ciekawe rozmowy. Na ogół pierwsza nie występuję z inicjatywą, jednak gdy ktoś zagada, chętnie podtrzymuję rozmowę. Np. starsza pani siedząca obok zapytała: czy nie jest w tym pani zimno? Sądziłam, że ma na myśli moją kurtkę, ale okazało się, że chodzi o używaną przeze mnie zamiast maski półprzyłbicę. Opiekuńcza pasażerka obdarowała mnie aż dwoma maseczkami. Najpierw wzbraniałam się je przyjąć, jednak zrozumiałam, że odmowa sprawi przykrość. Potem już zaprzyjaźnione rozmawiałyśmy o dzieciach i wnukach.

Takie spotkania są dla nas prawie codziennością, ponieważ często ludzie chcą się wygadać, i mają większą śmiałość opowiedzieć o sobie komuś kto ich nie widzi, a więc na pewno przy innej okazji nie rozpozna.

Kiedyś w urzędzie jednej z dzielnic był realizowany projekt wysłuchiwania problemów. Każdy z mieszkańców mógł przyjść i opowiedzieć o swoich sprawach osobie, która umiała słuchać z zainteresowaniem. Z takiej możliwości kontaktu z drugim człowiekiem korzystały szczególnie samotne osoby starsze.

Mam wrażenie, że rolę takich wysłuchiwaczy nieraz pełnią niewidomi spotykani na ulicach i w komunikacji, wysłuchujący całych historii życiowych. Mi to zupełnie nie przeszkadza, a nawet przeciwnie, uważam, że korzyść jest obustronna: mój przypadkowy przewodnik może się wygadać, a ja czuję się bezpieczniej w towarzystwie osoby widzącej.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Na łatwiznę

Tomasz Matczak

Social media zmieniły życie o tyleż bardzo wyraźnie, co w sposób bezbolesny dla przeciętnego użytkownika Internetu. Transformacja dokonała się jakby pomimo wszystkiego, płynnie, swobodnie i naturalnie. Może nawet niektórzy, korzystając na co dzień z dobrodziejstwa sieci, nie zauważyli tych zmian, bo po prostu je skonsumowali? Wraz z dostępem do Facebooka, Instagrama czy TikToka stopniowo prywatność zaczęła stawać się publiczna. Nie chodzi mi o wykradanie danych, lecz o swojego rodzaju auto ekshibicjonizm internetowy, a więc proponowanie dostępu do swoich osobistych wydarzeń, przeżyć czy przemyśleń szerokiej rzeszy odbiorców. Niegdyś dzieliliśmy się nimi w wąskim gronie przyjaciół i znajomych, lecz epoka social mediów wkroczyła i tu, bo słowo znajomy w kontekście Facebooka nabrało innego znaczenia, a raczej je rozszerzyło. Jeden post czyta od razu setka odbiorców, tyleż samo ogląda jedno zdjęcie, a jeszcze więcej komentuje.

Czemu o tym wszystkim piszę? Ano temu, iż mam wrażenie, że dla sporej części niewidomych i słabowidzących użytkowników social mediów stały się one tubą narzekactwa, kręcinosostwa, malkontenctwa i pretensji. Wystarczy jeden post, by ujrzały go setki odbiorców. Nie mam problemu z informacjami, które mają pomóc innym, a więc z wiadomościami, że tu a tu zaczynają się przekopy, tam a tam prace budowlane, że gdzieś czasowo zmieniono lokalizację przystanku autobusowego lub zawieszono kursowanie linii. Gorzej, gdy ktoś publikuje post o tym, jak bardzo mu przeszkadza postawiona przed blokiem ławka, bo przecież kiedyś jej nie było, więc po co to komu, chyba tylko po to, żeby się niewidomy potykał, o tym, że znów trafił na jakąś hulajnogę, zmorę białolaskowiczów, grzecznie stojącą tuż przy krawędzi chodnika, albo o tym, że ktoś za nisko powiesił szyld przy nowej restauracji, najpewniej specjalnie, by się osoby z dysfunkcją wzroku uderzały w głowę. Czasem mam wrażenie, że nie nadążamy za postępem cywilizacyjnym. Zresztą może inaczej, za postępem nadążamy tam, gdzie jest to proste, łatwe i przyjemne. Szybko przystosowaliśmy się do gładkich jak lustro ekranów smartfonów, choć z początku budziły one nasze obawy, zaś cała reszta, która wymaga od nas nieco więcej ostrożności i uwagi, jest już całkowicie be! Oczywiście mogę się mylić, ale te wszystkie ustawy o rehabilitacji osób niepełnosprawnych, udogodnienia, przepisy, regulaminy dostępności i co tam jeszcze sprawiły, że bardziej wymagamy od innych niż od siebie. Trudno jest niektórym niewidomym zrozumieć, że widzący sąsiedzi mogą chcieć posiedzieć sobie przed blokiem i postarali się o ławkę, a łatwiej oskarżyć o bezmyślność i utrudnianie życia. Ja oczywiście nie twierdzę, że takie kwiatki w postaci przeszkód, których się nie spodziewamy, to sama przyjemność. Z pewnością nie, ale również nie sądzę, aby był to powód do natychmiastowego podnoszenia larum i wytaczania dział w postaci ustaw i przepisów. Z hulajnogami też mam problem. Nie widzę go jednak, gdy pojazd jest ustawiony równolegle do osi chodnika tuż przy jego krawędzi. Oczywiście byłoby nam łatwiej, gdyby wytyczono specjalne punkty parkowania hulajnóg, ale czy zawsze ma nam być łatwiej? Idąc po tej linii rozumowania, to kierujący hulajnogą też chce mieć łatwiej i stawia ją tam, gdzie mu się energia skończy. Inaczej rzecz się ma z zawalidrogą stojącą na środku pasażu lub trotuaru. Tu ewidentnie ktoś zapomniał o przepisach, nie wspominając już o dobrych manierach.

Prawdopodobnie większość niewidomych i niedowidzących nie przyzna mi racji, ale moim zdaniem wszelkie udogodnienia mają nam ułatwiać życie, ale łatwe życie to coś zupełnie innego. Myślę, że między korzystaniem z ułatwień a domaganiem się ich jest bardzo cienka granica. Myślę sobie, że kiedyś, gdy nie było jeszcze elektrycznych hulajnóg, niewidomi musieli mierzyć się z innymi trudnościami. Może wkurzały ich automobile, a może cykliści, bo przecież bez nich poruszanie się było łatwiejsze i bardziej bezpieczne. Świat jednak ani nie zlikwidował samochodów, ani nie pozbył się rowerów, a jakoś funkcjonujemy. Domaganie się łatwiejszego życia za wszelką cenę to pewnego rodzaju lenistwo. Idealnie byłoby kroczyć po czerwonym dywanie lub jeszcze lepiej po płatkach róż, bez żadnych zakrętów, schodów, przeszkód i słupów. Tymczasem coraz częściej w social mediach widać wpisy niewidomych i niedowidzących, którzy zamiast nauczyć się tego i owego, wyłącznie domagają się zmian w przepisach lub zdrowego rozsądku od innych. Nie chciałbym być źle zrozumiany, bo przepisy, regulaminy i ustawy są potrzebne. One dotyczą wszak nie tylko niepełnosprawnych, lecz porządkują życie w ogóle. Odnoszę tylko wrażenie, że niektórzy niepełnosprawni roszczą sobie prawa do poprawy komfortu życia na wszystkich płaszczyznach i zawsze, zamiast po prostu przyjrzeć się rzeczywistości na chłodno. Najlepiej byłoby, gdyby hulajnogi zniknęły z naszych miast, a jeśli nie da się tego zrobić, to trzeba ich użytkowników spacyfikować takimi obwarowaniami, aby odechciało im się jeździć. Ciekawe, co niewidomy, który myśli w takich kategoriach, powiedziałby, gdyby widział? Hulajnoga to ekologiczny i fajny w użyciu środek lokomocji, więc sądzę, że miałby frajdę, gdyby tylko mógł się nim przemieszczać. A może tak czasem pomyśleć, że nie wszystko mi się należy i nie zawsze muszę mieć łatwiej? Czy jakiekolwiek inwalidztwo jest wystarczającym powodem, by cała rzeczywistość kręciła się dookoła i by być pępkiem świata? Czy przypadkiem nie jest tak, że zamiast dostrzegać to, co już dla nas zrobiono, bo chyba nikt nie wątpi, że zrobiono, a jeśli ktoś tego nie widzi, to musi być naprawdę zafiksowany na sobie samym, widzimy wyłącznie przeszkody, niedociągnięcia i bezrozumność innych? Oczywiście, że w kwestii dostępności wiele jest jeszcze do zrobienia. Tyle że wieczne narzekanie niczego nie zmieni, a może tylko sprawić, że temu czy tamtemu środowisku niepełnosprawnych zostanie przyklejona łatka wiecznych malkontentów i roszczeniowców. Rehabilitacja chyba nie na tym polega, aby wymagać wyłącznie od innych.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Biblioteka zapachów

Interia.pl

Tworzą pierwszą w Polsce Bibliotekę Zapachów. Skorzystają niewidome dzieci.

Osoby niewidome, pozbawione jednego zmysłu, na pozostałych polegają w znacznie większym stopniu. Twórcy Biblioteki Zapachów, powstającej w Ośrodku dla Dzieci Niewidomych w Owińskach, chcą pomóc swoim podopiecznym poznać świat z pomocą właśnie zapachu. Stolarz poprzesyłał malutkie paczuszki a w nich trociny: grabu, dębu, sosny, brzozy. Dzieciaki były zachwycone! – opowiadają.

– Mówi się, że wzrok dostarcza nam 85-95 proc. informacji. Osoby słabowidzące czy niewidome są tego pozbawione. Pozostaje im zmysł dotyku, słuchu i węchu. Od czasu, kiedy mamy dotykowe książki – można je poznać, poczytać. W orientacji przestrzennej pomaga z kolei słuch, odgłosy stukającej białej laski czy dźwięki otoczenia. Zapach jako zmysł był długi czas niedoceniany, a jest niezwykle cennym zmysłem. To on pozwala zorientować się, że przechodzimy koło parku, a czując zapach spalin – nawet jeśli nie słyszymy jeszcze aut – mamy świadomość, że zbliżamy się do drogi – tłumaczy Marek Jakubowski z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych w podpoznańskich Owińskach.

Podkreślił, że inspiracją do stworzenia Biblioteki Zapachów były rozmowy z dziećmi, uczniami Ośrodka.

Jakie zapachy chciały poczuć niewidome dzieci?

– Podczas jednych z zajęć zapytałem dzieci, jakie zapachy chciałby powąchać, a nigdy wcześniej nie miały okazji. Zaczęły wtedy wymieniać, że chciałyby poczuć, jak pachnie pustynia – bo gdzieś w telewizji usłyszały niesamowity opis takiego zapachu. Mówiły, że chciałyby poznać zapach metra. Po tych rozmowach postanowiliśmy zwrócić się z apelem o zapachy. Poprosiliśmy, by jeżeli ktoś ma jakieś ciekawe zapachy czy to ładne, czy brzydkie – żeby nam je przysłał. I się zaczęło – mówił.

– Zaczęto nas dosłownie zasypywać – w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu – różnego rodzaju przesyłkami; szkoły, urzędy gmin, koła gospodyń, a także firmy farmaceutyczne, które słały np. olejki, których używają do różnych wyrobów. Swoje zapachy zaczęły nam przesyłać także profesjonalne, potężne firmy produkujące perfumy z całego świata, też niezwykle cenne tzw. bazy zapachowe. Tydzień temu dostaliśmy też, np. z Moskwy całą serię jakichś niszowych perfum o naprawdę przedziwnych zapachach – dodał.

Duże firmy i zwykli ludzie

Jakubowski wskazał, że do Ośrodka docierają też przesyłki od zwykłych ludzi. Jak mówił, jakiś czas temu otrzymał małą paczuszkę od dawnego kolejarza. Pan napisał, że jeździł parowozami, i że zdaje sobie sprawę, że taki smar z lokomotywy śmierdzi, ale chciałby, żeby dzieci poznały ten zapach, bo dla niego jest on ważny. Napisał też, że żałuje, że nie może wysłać zapachu gorącej pary, która się z tej lokomotywy wydobywa – bo też niezwykle pachnie.

– Była też przesyłka od stolarza, który poprzesyłał malutkie paczuszki, a w nich trociny: grabu, dębu, sosny, brzozy. Dzieciaki były zachwycone! To były takie skondensowane zapachy. Jakaś pani wysłała świeżo ostrzyżoną wełnę z owcy. W tej sierści był też jakiś tłuszcz, brud – ale pachniało niesamowicie. Przyszła też kiedyś taka maleńka paczka. W środku resztki jakiegoś kremu i jedna trzecia buteleczki jakichś taniutkich perfum. Pan się nie podpisał. W krótkim liście napisał tylko: Wysyłam, bo może się dzieciom do czego przyda. Mojej żonie to już nigdy, nigdy nie będzie potrzebne – zaznaczył.

Jakubowski podkreślił, że do tej pory udało się zebrać kilka tysięcy różnych zapachów, ale wciąż poszukiwane są nowe. Wskazał, że ważne są także przeróżne perfumy, bo najczęściej mają one przedziwne flakoniki – co dodatkowo działa na zmysł dotyku. W najbliższym czasie w ramach zapachowych eksponatów do Ośrodka mają dotrzeć odchody słonia i tygrysa z zoo.

Źródło: www.interia.pl

⇽ powrót do spisu treści

&&

Ogłoszenia

&&

FUNDACJA ORLEN WSPIERA SZEŚCIOPUNKT

Fundacja ORLEN wsparła finansowo projekt pn. Wydawanie specjalistycznego czasopisma dla niewidomych i słabowidzących Sześciopunkt.

Przekazana Darowizna zostanie spożytkowana na sfinansowanie wynagrodzeń autorskich.

Zarząd Fundacji Świat według Ludwika Braille’a

Logo Fundacji ORLEN
Dofinansowano ze środków Fundacji ORLEN

&&

Ogólnopolska Pielgrzymka Niewidomych

Ogólnopolska Pielgrzymka Niewidomych – Święto Dziękczynienia za beatyfikację Sługi Bożej Matki Elżbiety Czackiej.

Ojciec Święty Franciszek ogłosił, że beatyfikacja Czcigodnych Sług Bożych: Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego i Matki Elżbiety Czackiej odbędzie się w Warszawie 12 września br.

Cieszymy się, że nasze środowisko osób niewidomych i niedowidzących będzie miało orędowniczkę w Niebie – Niewidomą Matkę Niewidomych.

Ze względu na pandemię nie będziemy mogli wszyscy wziąć udziału w uroczystościach beatyfikacyjnych. Dlatego zachęcamy do uczestnictwa poprzez środki społecznego przekazu: radio, telewizja, Internet. Natomiast zapraszamy wszystkich 18 września do Lasek pod Warszawą na naszą Ogólnopolską Pielgrzymkę Niewidomych i Niedowidzących do wspólnego dziękczynienia za wyniesienie do chwały ołtarzy, wtedy już błogosławionej Matki Elżbiety oraz dotknięcia miejsca, w którym żyła i pracowała. Mszy Świętej będzie przewodniczył Ksiądz Kardynał Kazimierz Nycz.

Tegoroczna pielgrzymka będzie jednodniowa. Rozpocznie się o godz. 11.00.

Źródło: www.dn.triuno.pl

&&

WERBEO – PIERWSZY OGÓLNOPOLSKI PORTAL DEDYKOWANY OSOBOM Z NIEPEŁNOSPRAWNOŚCIAMI

Jesteś osobą niepełnosprawną? Szukasz pracy lub chcesz zmienić obecną pracę? Posiadasz ważne orzeczenie o lekkim, umiarkowanym lub znacznym stopniu niepełnosprawności wejdź na www.werbeo.pl i wykonaj trzy kroki:

  1. Wyślij do nas swoje CV!
  2. Uzupełnij profil w parę minut!
  3. Aplikuj jednym kliknięciem!

Skontaktuj się z nami: 801 00 72 72, kontakt@werbeo.pl, Plac Jana Kilińskiego 2, 35-005 Rzeszów.

&&

Fundacja Vis Maior zaprasza do udziału w projekcie Kurs na samodzielność 2019

Zapraszamy do udziału w ogólnopolskim projekcie Kurs na samodzielność 2021. Projekt ma na celu podnoszenie samodzielności osób niewidomych w różnych obszarach funkcjonowania. Czekamy na osoby dorosłe z całej Polski.

W ramach projektu przewidujemy trzy rodzaje szkoleń:

  1. Szkolenie z zakresu rehabilitacji podstawowej (szkoła letnia) w terminie 1-28 sierpnia 2021 w Warszawie.
  2. Szkolenie z zakresu rehabilitacji zaawansowanej – zjazd weekendowy w Warszawie.
  3. Indywidualne szkolenie doskonalące w miejscu zamieszkania.

Zgłaszać się można na wszystkie trzy rodzaje zajęć.

Oferujemy:

Kogo zapraszamy do projektu?

Co zrobić, by zgłosić się do projektu?

W razie jakichkolwiek wątpliwości i konieczności udzielenia dodatkowych informacji, prosimy o kontakt pod numerem tel. 22 370-28-75 lub pod adresem e-mail biuro@fundacjavismaior.pl, wpisując w temacie słowa Kurs na samodzielność 2019.

Projekt dofinansowany jest ze środków PFRON.

⇽ powrót do spisu treści