Sześciopunkt Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących ISSN 2449–6154 Nr 12/69/2021 grudzień Wydawca: Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a” Adres: ul. Powstania Styczniowego 95D/2 20–706 Lublin Tel.: 697–121–728 Strona internetowa: http://swiatbrajla.org.pl Adres e-mail: biuro@swiatbrajla.org.pl Redaktor naczelny: Teresa Dederko Tel.: 608–096–099 Adres e-mail: redakcja@swiatbrajla.org.pl Kolegium redakcyjne: Przewodniczący: Patrycja Rokicka Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski Na łamach „Sześciopunktu” są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Dofinansowano ze środków Fundacji ORLEN Spis treści Życzenia dla wszystkich Czytelników, Autorów i Przyjaciół „Sześciopunktu” – Zarząd Fundacji Od redakcji Nie urodzę Cię w drodze – Irena Stopierzyńska Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko Sterowanie odkurzaczem Roomba za pomocą Asystenta głosowego Google – Piotr Witek Zdrowie bardzo ważna rzecz Oko i tarczyca – dr nauk medycznych Agata Plech Gospodarstwo domowe po niewidomemu Zrób to sam – niewidomi robią ozdoby świąteczne – Bożena Lampart Kuchnia po naszemu Jemy i ozdabiamy, czyli pierniczkowe cacka – Edyta Miszczuk Z poradnika psychologa Żyjemy i pamiętamy (cz. 2) – Małgorzata Gruszka Rehabilitacja kulturalnie Święty Mikołaj – historia prawdziwa – Paweł Wrzesień Beatyfikacja dwojga znajomych – Helena Urbaniak 40 lat minęło – wspomnienie stanu wojennego – Radosław Nowicki Frutti di mare na wigilijnym stole – Anna Dąbrowska Betlejem – ks. Piotr Buczkowski Rok polski Obyczaj i wiara (fragment) – Zofia Kossak Warto posłuchać – Izabela Szcześniak Galeria literacka z Homerem w tle Świąteczne przygotowania – Krystyna Synak Nasze sprawy Film dostępny dla niewidomych – Katarzyna Podchul Drugi Ogólnopolski Przegląd Piosenki Osób Niewidomych – Opole 2021 – Damian Szczepanik Pożegnanie – Redakcja Była jak ciepły, radosny promyk słońca – Iwona Włodarczyk Listy od Czytelników Ogłoszenia && Życzenia dla wszystkich Czytelników, Autorów i Przyjaciół „Sześciopunktu” Wkrótce obchodzić będziemy piękne święta Bożego Narodzenia, przynoszące na ziemię radość, miłość, a także troskę o ubogich, opuszczonych, potrzebujących zauważenia. Zgodnie z naszą tradycją życzymy Państwu zdrowych, pogodnych Świąt, upływających w ciepłej, rodzinnej atmosferze, a nadchodzący Nowy Rok niech będzie lepszy, obfitujący w dobro, życzliwość i wzajemną pomoc. Zarząd Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a” && Od redakcji Drodzy Czytelnicy! W każdym numerze miesięcznika „Sześciopunkt” publikujemy teksty omawiające najważniejsze rocznice i wydarzenia, które miały miejsce w danym miesiącu. W grudniu wiodącym tematem są święta Bożego Narodzenia. Do przeżywania tych chrześcijańskich, bardzo polskich świąt przygotowujemy się duchowo, ale też robimy w domu porządki, szykujemy specjalne ozdoby i wigilijne potrawy. W sprzątaniu mieszkania może nam pomóc nowoczesny odkurzacz, opisany w dziale „Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko”. Atmosferę świąt wzbogacą własnoręcznie wykonane ozdoby świąteczne oraz domowe wypieki. Jak wykonać świąteczny stroik podpowie autorka w rubryce „Gospodarstwo domowe po niewidomemu”. Zaglądając do „Kuchni po naszemu” włączymy się w przygotowanie ciasta na pierniczki. Wszyscy lubimy św. Mikołaja, jednak czy naprawdę go znamy? Przekonamy się o tym, czytając artykuł pt. „Święty Mikołaj – historia prawdziwa”. Różne obyczaje świąteczne poznamy z artykułów zamieszczonych w dziale „Rehabilitacja kulturalnie”. W grudniu obchodzimy także rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Jak przeżywali go naoczni świadkowie, przybliży nam autor tekstu: „40 lat minęło – wspomnienie stanu wojennego”. Aby dbać o tradycję przekazywaną z pokolenia na pokolenie, musimy zachowywać o niej pamięć, dlatego pamięci i jej wpływowi na jakość naszego życia poświęcony jest „Poradnik psychologa”. Życzymy ciekawej lektury i zapraszamy do kontaktu z redakcją. Zespół redakcyjny && Nie urodzę Cię w drodze Irena Stopierzyńska nie mógł Józef dołączyć do długiej karawany choć Miriam miałaby wygodniej… jej właściciel drogo sobie liczył za usłane „gniazdo” na wielbłąda grzbiecie osiodłał więc oślicę a sam szedł pieszo obok pierwszego dnia podróży Miriam zaśpiewała „Nie urodzę Cię, Synku, w drodze bo spod kopyt kłębią się tumany kurzu i obok pieszych kłótliwe mrowie” drugiego dnia podróży Miriam wyszeptała „Nie urodzę Cię w drodze bo śpiewki nieprzystojne słyszę a uszka Twoje małe – dla innej muzyki” trzeciego dnia milcząca Miriam pomyślała „Nikt nam tu nie sprzyja jedynie ty, ośliczko jesteś cierpliwa i dźwigasz wytrwale mnie i mego Syna” milczenie przerwał Józef bo chciał Ją pocieszyć: „Betlejem już blisko zobaczysz za zakrętem tam moi krewni serdecznie nas ugoszczą a Ciebie położą do czystej pościeli poznasz dobroć kobiet tamtejszych urodzisz szczęśliwie” gdy przed Nimi zamykano każde drzwi i wrota Miriam się modliła za nich i Józefa by Jego smutek w rozpacz się nie zmienił niech Wszechmocny przyśle archanioła by ich doprowadził do miejsca ciszy i spokoju gdzie Synka małego w kołysce położy posłaniec się zjawił towarzyszył im chętnie aż stanęli u wejścia do niewielkiej groty… && Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko && Sterowanie odkurzaczem Roomba za pomocą Asystenta głosowego Google Piotr Witek Coraz więcej naszych urządzeń elektronicznych staje się „smart”. Posiadają dostęp do Internetu, a my chcemy się z nimi komunikować w ramach naszego „inteligentnego domu”. Niestety, mnogość oraz różnorodność systemów sprawiają, że czasem skorzystanie z zaprojektowanych funkcji poleceń głosowych nie jest tak proste i oczywiste jak być powinno. Dlatego poniżej w kilku słowach podpowiadam jak sprawić, aby odkurzacz Roomba zaczął reagować na nasze polecenia głosowe. Zacznijmy jednak od tego, że nie każdy odkurzacz Roomba firmy iRobot posiada taką funkcjonalność. W tym miejscu nie będę wyliczał wszystkich modeli, bo nie ma to większego sensu. Wystarczy zapamiętać, że głosowe sterowanie za pomocą osobistego asystenta uruchomić można w modelach podłączanych do sieci Wi-Fi, obsługiwanych również z poziomu mobilnej aplikacji producenta o nazwie iRobot. A skoro jesteśmy przy ogólnych informacjach, to w tym momencie należy wspomnieć, że Roomba oficjalnie obsługiwana jest przez Asystenta Google i Aleksę oraz że nie jest wspierana przez Siri. Od razu jednak dodam, że w polskiej lokalizacji Aleksa z odkurzaczami iRobot nie współpracuje, ale można ją do tego przekonać. Zresztą dokładnie tak samo jak do współpracy z naszą osobistą Asystentką Siri. Sterowanie za pomocą Asystenta Google Najszybszym i najłatwiejszym sposobem umożliwiającym skorzystanie z poleceń głosowych jest poproszenie o pomoc Asystenta Google. Jednak do uruchomienia głosowej obsługi potrzebujemy kilku elementów. A są to: • Własne konto w domenie Gmail.com; • Zainstalowany w telefonie Asystent głosowy Google, który zalogowany będzie do naszego konta gmail.com; • Aktywne konto w serwisie iRobot; • Mobilna aplikacja iRobot sparowana z naszym odkurzaczem Roomba, podłączonym do naszej domowej sieci Wi-Fi. I choć powyższe wstępne wymagania wydają się dość złożone, to większość użytkowników odkurzacza Roomba zapewne już spełnia te warunki. A w takiej sytuacji pozostaje nam do wykonania tylko jeden, malutki krok, tj. sama konfiguracja usługi. Konfiguracja sterowania głosowego Asystentem Google (wersja podstawowa) 1. W telefonie uruchamiamy aplikację Asystent Google. W systemie iOS występuje ona pod nazwą Assistant. 2. W prawym górnym rogu ekranu stukamy w przycisk Ustawienia. 3. Wśród dostępnych opcji odszukujemy i aktywujemy pozycję Sterowanie domem, Zarządzaj swoimi domowymi urządzeniami. 4. Upewniamy się, że na wyświetlonym ekranie mamy zaznaczoną kartę Urządzenia. Jeśli nie jest ona zaznaczona, to należy ją zaznaczyć. 5. W kolejnym kroku stukamy w przycisk Plus, opisany jako Dodaj nowe urządzenia. 6. Na ekranie wyświetlona zostanie przeogromna lista produktów i producentów. Można na piechotę przewijać całą listę albo skorzystać z wyszukiwarki, aby odnaleźć i zaznaczyć pozycję iRobot Smart Home. Jeśli posiadasz jakiekolwiek inne urządzenie występujące na tej liście – czy to odkurzacz, oczyszczacz powietrza, czy jakikolwiek inny sprzęt AGD lub RTV, również możesz go tu zaznaczyć i w ten sposób aktywować możliwość jego głosowej obsługi. 7. Po wybraniu pozycji iRobot Smart Home na ekranie pojawi się przycisk Połącz, za pomocą którego połączymy się z naszym kontem w internetowym serwisie iRobot. Jednak zanim tego dokonamy, na ekranie pojawi się jeszcze ostrzeżenie: W celu zakończenia procesu łączenia niektóre informacje powiązane z robotami, takie jak nazwy robotów i pomieszczeń (jeśli dotyczy), zostaną udostępnione usłudze Google. Aby przejść do etapu logowania, musisz zaakceptować powyższe warunki. 8. Logowanie w serwisie iRobot kończy proces aktywacji usługi poleceń głosowych. Po zakończeniu konfiguracji od razu możesz zacząć wydawać polecenia Asystentowi Google. Mogą to być następujące komendy: • Rozpocznij sprzątanie; • Zatrzymaj sprzątanie; • Roomba na bazę; • Gdzie jest Roomba? Ja najczęściej korzystam z tej ostatniej komendy, gdy po zakończeniu sprzątania próbuję odnaleźć odkurzacz zaparkowany w najdziwniejszych miejscach. Plusy • Polecenia możemy wydawać za pomocą głośników Google; • Polecenia wydajemy po polsku; • Stosunkowo łatwa konfiguracja; • W ten sposób podłączyć możemy znacznie więcej odkurzaczy oraz urządzeń innych producentów. Minusy • Możemy go używać jedynie na odblokowanym urządzeniu; • Nie działa na Apple Watch; • Nie działa z poziomu innych iUrządzeń z tym samym Apple ID; • Nie działa z poziomu iUrządzeń z innym niż nasze Apple ID. Konfiguracja sterowania głosowego Asystentem Google (wersja dla użytkowników Siri) W działaniu opisanym powyżej wszystko jest super, poza koniecznością każdorazowego uruchamiania Asystenta Google, gdy chcemy wydać komendę naszemu odkurzaczowi. Możemy ten problem rozwiązać na dwa sposoby. Pierwszym jest wywołanie za pomocą Siri Asystenta Google, a za jego pośrednictwem wydawanie odpowiednich poleceń. Drugi sposób polega na skróceniu tej ścieżki i utworzeniu kilku prostych skrótów, za pomocą których Siri sama będzie mogła przekazać nasze komendy Asystentowi Google. 1. Wykonaj wszystkie kroki opisane w powyższej, podstawowej instrukcji konfiguracji sterowania głosowego Asystentem Google. 2. W aplikacji Assistant wydaj kilka interesujących cię poleceń dla odkurzacza Roomba. Zostaną one zapamiętane i będziemy mogli z nich skorzystać w późniejszym kroku. 3. W iPhonie uruchom aplikację Skróty i upewnij się, że u dołu ekranu zaznaczoną masz kartę Moje Skróty. 4. Stuknij w przycisk Wszystkie Skróty, a następnie w przycisk Utwórz Skrót, znajdujący się w prawym górnym rogu ekranu. 5. W pole wyszukiwania opisane jako Szukaj aplikacji i czynności, wpisz np. słowo Google. 6. Na liście wyświetlonych wyników stuknij w pozycję Assistant. 7. Na ekranie wyświetli się lista ostatnich komend wykonywanych przez Asystenta Google. Stuknij w jedną z nich. Dla naszego przykładu niech będzie to np. „OK Google, zlokalizuj urządzenie Roomba”. W ten sposób utworzyliśmy nowy skrót, wyposażony w jedną czynność o nazwie „OK Google, zlokalizuj urządzenie Roomba”. Teraz go skonfigurujemy. 8. Stukamy w przycisk Szczegóły i w pole edycyjne Nazwa skrótu wpisujemy nazwę, którą będziemy wywoływać za pomocą Siri. Właśnie dlatego warto, aby była ona łatwa do zapamiętania i wymówienia, jednoznaczna, a także w języku naszej Siri. W przypadku języka angielskiego może to być np. Roomba, where are you?, niemieckiego – Roomba, wo bist du? itd. 9. Pozostałych elementów nie zmieniamy, stukamy tylko w przycisk OK. 10. Na ekranie naszego skrótu odznaczamy jeszcze pole wyboru Pokaż po uruchomieniu i na koniec ponownie stukamy w przycisk OK. Od tej pory wystarczy aktywować Siri i wypowiedzieć nazwę skrótu, aby w naszym przykładzie odkurzacz dźwiękiem zaanonsował swoją obecność. W ten sam sposób możemy utworzyć skróty dla pozostałych aktywności odkurzacza lub wszystkich innych urządzeń podłączonych do Asystenta Google. Plusy • Możliwość sterowania urządzeniami za pomocą Siri; • Szybsze i bardziej intuicyjne wydawanie komend. Minusy • Konieczność utworzenia osobnego skrótu dla każdej akcji urządzenia; • Skróty działają tylko na odblokowanym iPhonie; • Nie działają na Apple Watch; • Nie działają z poziomu innych iUrządzeń z tym samym Apple ID; • Nie działają z poziomu iUrządzeń z innym niż nasze Apple ID; • Skrót lokalizujący Roombę nie zadziała, jeśli odkurzacz stoi na bazie. Powyższe rozwiązanie stanowi prostą protezę działań Asystenta Siri, co początkowo wydaje się bardzo wygodne, ale po krótkim czasie użytkowania mimo wszystko może stać się irytujące dla niektórych użytkowników; szczególnie w sytuacji, gdy z przyzwyczajenia będą oni próbowali uruchomić skrót z poziomu Apple Watch czy za pomocą komendy Hej, Siri. Dlatego, z myślą o tych bardziej wymagających użytkownikach zarówno urządzeń Apple jak i smart sprzętu AGD/RTV, w kolejnym spotkaniu wyjaśnię, jak nauczyć Siri bezpośredniego kontaktu z naszym przykładowym odkurzaczem, bez pośrednictwa Asystenta Google, przy zablokowanym ekranie, z dowolnego iUrządzenia z naszym Apple ID, a nawet z poziomu iUrządzeń należących do innych użytkowników. Źródło: www.mojaszuflada.pl && Zdrowie bardzo ważna rzecz && Oko i tarczyca dr nauk medycznych Agata Plech Dolegliwości dotyczące oczu są stosunkowo późnymi w przypadku chorób tarczycy, bywają jednak bardzo dotkliwe i obarczone ciężkimi następstwami zarówno kosmetycznymi jak i tymi grożącymi nieodwracalną utratą wzroku. W kompleksowej opiece nad pacjentem z chorobami tarczycy, na którymś etapie, a najlepiej cyklicznie, powinien znaleźć się okulista. Wielu pacjentów decyduje się na wizytę w gabinecie okulistycznym dopiero wtedy, gdy zaczynają dostrzegać dolegliwości związane z pogarszającym się widzeniem czy uporczywym łzawieniem oczu, a to czasem jest zbyt późno, by odwrócić niektóre zmiany, zachodzące np. w nerwie wzrokowym czy mięśniach okołogałkowych. Powtórzę więc po raz kolejny – profilaktyka przede wszystkim! Schorzenia tarczycy, których skutki możemy obserwować w narządzie wzroku, to najczęściej te związane z nadczynnością tarczycy, głównie choroba Gravesa-Basedowa (90% przypadków) i związana z niedoczynnością choroba Hashimoto (5%). Obydwie choroby mają podłoże autoimmunologiczne, czyli takie, w których nieprawidłowo reagujący układ odpornościowy albo atakuje własne tkanki, doprowadzając do zapalenia gruczołu i jego niedoczynności (choroba Hashimoto, częstotliwość występowania 1-5%), lub aktywuje przeciwciała stymulujące produkcję hormonów (choroba Gravesa-Basedowa, częstotliwość 1-2%). Wykazano, że w przebiegu oftalmopatii/orbitopatii tarczycowej (zajęcia gałki ocznej/oczodołu) zajęcie tkanek miękkich oczodołu oraz mięśni poruszających gałkę oczną następuje dlatego, że na ich powierzchni znajduje się ten sam antygen – receptor TSH co w komórkach tarczycy. Reakcja zapalna, najczęściej o podłożu autoimmunologicznym, powoduje, że w proces zapalny i jego następstwa (wytwórcze, wysiękowe, zwłókniające) zostają wciągnięte te dwa organy. Jak cierpi oko w przypadku chorób tarczycy? Najczęstszymi dolegliwościami związanymi z chorobami tarczycy są te wynikające ze skutków zespołu suchego oka. Nieprawidłowy skład łez na powierzchni oka, charakterystyczny dla tej choroby, powoduje przykre dolegliwości: pieczenie oczu, uczucie ciała obcego pod powiekami, zaczerwienienie spojówek, zmęczenie oczu, czasem nadmierne łzawienie. Zaburzenie może dotyczyć każdej z trzech warstw filmu łzowego pokrywającego powierzchnię oka – warstwy śluzowej, której zadaniem jest „przyklejanie” łez do oka, najgrubszej – warstwy wodnej i wreszcie warstwy tłuszczowej – zabezpieczającej przed nadmiernym parowaniem. Dolegliwości w przypadku zespołu suchego oka mogą być naprawdę przykre, a czasem nawet groźne dla widzenia, gdyż nadmierna suchość oczu powoduje jednocześnie zwiększone ryzyko owrzodzeń rogówki, wtórnych nadkażeń i keratopatii. Pamiętajmy także, że w przypadku współistniejącej choroby tarczycy i stosunkowo częstego dla niej wytrzeszczu, rzadkiego mrugania oczu (objaw Stellwaga), a także tzw. retrakcji powiek, czyli ich nadreaktywności powodującej większe „odsłonięcie” przedniej powierzchni oka (rogówki) zaburzenia filmu łzowego mogą być wyjątkowo silne i niebezpieczne. Zajęcie tkanek miękkich oczodołu jest jednym z późniejszych objawów orbitopatii tarczycowej i polega na ich przepełnieniu, nacieku śluzowym i zapalnym. W konsekwencji może to doprowadzić do przesuwania gałki ocznej ku przodowi, a więc do wytrzeszczu. Prowadzi także do wzrostu ciśnienia w obrębie tkanek oczodołu i ucisku na nerw wzrokowy z jego groźną konsekwencją – zanikiem. Jeśli zmiany naciekowe dotyczą także mięśni poruszających gałką oczną, to pojawiają się zaburzenia ruchomości, zez, podwójne widzenie. Wszystkie toczące się w obrębie oczodołu procesy zwiększają również ryzyko wtórnej jaskry. Oczywiście, tak nasilone i trudne dla pacjenta, ale i do leczenia objawy, nie pojawiają się wraz z rozpoznaniem choroby tarczycy i potrzeba czasu, by ujawniły się w pełni. Leczenie obejmuje nie tylko to ogólne: hormonalne, czy operacyjne/radiologiczne – jeśli powodem choroby jest guz nadczynny tarczycy, ale także przeciwzapalne i to objawowe, zmniejszające dolegliwości pacjenta. Niemniej jednak samo leczenie oraz konieczność systematycznych kontroli mogą być dla pacjenta nie lada wyzwaniem i jednocześnie związane są z ogromną odpowiedzialnością. Terapie okulistyczne obejmują objawowe leczenie zespołu suchego oka, leczenie jaskry, czasami zeszycie szpary powiekowej, naszycie owodni na przednią powierzchnię oka w przypadku owrzodzenia rogówki, zabiegi na mięśniach poruszających gałką oczną w przypadku ich zwłóknienia, operacje odbarczające oczodół (bardzo rzadko). Najważniejsza jest jednak systematyczna kontrola okulistyczna, najlepiej w tym samym ośrodku, czyli zapewniając sobie i lekarzowi możliwość porównania wyników. Sama wizyta obejmuje wtedy nie tylko badanie podstawowe oka, ale m.in. badanie pola widzenia, kontrolę mięśni gałkoruchowych w USG oraz tomograficzną (OCT) ocenę nerwu wzrokowego. && Gospodarstwo domowe po niewidomemu && Zrób to sam – niewidomi robią ozdoby świąteczne Bożena Lampart Magia świąt mobilizuje wszystkich do pewnych przemyśleń i sprawia, że oddajemy się nastrojowi towarzyszącemu w ten podniosły czas. Wypieki bożonarodzeniowe czy wielkanocne przypominają o tradycji upiększania stołu świątecznego lub mieszkania różnymi ozdobami. Nie zapomina się także o bliskich, z którymi chciałoby się zasiąść przy pięknie ustrojonym stole, podzielić się przygotowanymi potrawami i obdarować prezentami. Najbardziej doceniane są takie, które można zrobić samemu. Nie ukrywam, że warto gromadzić w tym celu wszelkiego rodzaju wstążki, naklejki, ozdoby z kokardami, które upiększały prezenty dawniej nam darowane, bibuły, serwetki i styropianowe jajka i wiele innych drobiazgów. Można je spakować do różnej wielkości tekturowych pudeł i podzielić według kolorów lub zgodnie z okolicznościami, dla lepszej orientacji opisać pismem punktowym czy przykleić naklejki w kształcie bałwana lub jajka. Poniżej spróbuję podzielić się moim doświadczeniem w upiększaniu stołów lub robieniu prezentów dla współbiesiadników. Stroik na stół bożonarodzeniowy Materiały: • juta w kolorze naturalnym, • gałęzie z choinki, • kokarda lub naturalny sznurek, • anyżek, wanilia w lasce, cynamon w pałeczkach, • kilka małych bombek świątecznych, • gruba świeca. Wykonanie Z juty wycięłam kwadrat o boku około 50 cm. Położyłam go płasko na stole. Następnie kilka gałązek choinki nałożyłam na leżący ukośnie materiał, tak aby powstał luźny rulon w kształcie stożka, a gałęzie wypełniały jego środek. Po węższej stronie stożka zawiązałam naturalny sznurek, który połączył materiał z gałęziami. Anyżki, wanilię, cynamon włożyłam między gałęzie. W miejscu związania sznurka przypraw było najwięcej, a dalej rozkładały się coraz rzadziej. Utworzył się jakby róg, z którego wnętrza wylewają się świąteczne przyprawy. Do całości przymocowałam kilka czerwonych i zielonych małych bombek. Obok postawiłam grubą czerwoną świecę na drewnianej podstawce. Zamiast sznurka można użyć wstążki w kolorze zielonym lub czerwonym. Kolor świecy również pozostaje do wyboru. Stroik II Materiały: • okrągłe lub kwadratowe naczynie ceramiczne, • pianka do wkładania gałęzi, • gałęzie choinki, ostrokrzewu, • anyżki, pałeczki cynamonu, suche rośliny, • gruba świeca, • kokardki lub bombki. Wykonanie Piankę kupujemy w kwiaciarni. Naczynie, w którym planujemy zrobić stroik, obracamy do góry dnem i kładziemy na piankę. Wycinamy dokoła brzegu okrąg/kwadrat. Powstałą figurę z pianki moczymy w wodzie po to, aby wciskane w nią zielone gałęzie miały wilgotne środowisko. Następnie wilgotną piankę wkładamy do naczynia i nadchodzi czas na zdobienie. Gałęzie choinki, ostrokrzewu wciskamy do pianki. Na środku warto usadowić wyższe, natomiast po bokach krótsze i wtedy tworzy się coś w rodzaju pełnego bukietu. Dalej inwencja twórcza należy już do wykonawcy. Można ozdobić naturalnymi produktami wymienionymi wyżej lub ich mieszaniną z bombkami, kokardkami. Osobiście lubię, gdy na środku pianki stoi grubsza biała świeca, dokoła wbite gałęzie, a w pobliżu przymocowane są przy pomocy cienkiego drucika dwie duże bombki, jedna srebrna, druga zielona. Czas na elementy wieszane na ściany. Bardzo efektownie wygląda okno lub rama z surowego drewna z przymocowanymi gałęziami. W ramce okiennej można je poprzeplatać pomiędzy drewnianymi szprosami (szczebelki okienne) i ozdobić mniej lub bardziej świecidełkami, jedwabnymi kwiatami lub płatkami gwiazdy betlejemskiej. Natomiast na dolnym brzegu ramy przewieszamy gustownie pofałdowany materiał z motywami świątecznymi, a w górnym, lewym rogu dobrze będą wyglądały przymocowane świeże gałęzie choinki. Te również mogą być ozdobione według własnego gustu. Dobrze komponują się z nimi małe światełka ledowe i na przykład porcelanowy lub papierowy zwisający na sznurku lub wstążce aniołek, który będzie towarzyszył wiernie w tym dostojnym czasie. Każdy lubi być obdarowany prezentami świątecznymi, niekoniecznie drogimi, a raczej takimi „od serca”. Zróbmy zatem symboliczny prezent własnoręcznie. Świeca ubrana w jutę Materiały: • gruba świeca w białym kolorze, • juta, • gałązki ostrokrzewu, • naturalny sznurek lub wstążka. Wykonanie Z miękkiej juty wycięłam kwadrat o wymiarach około 20x20 cm (w zależności od grubości świecy). Postrzępiłam jego boki, wyciągając pojedyncze pasma materiału w taki sposób, aby utworzyły się frędzelki długości 0,5 cm. Ułożyłam świecę na środku, oplotłam materiał dokoła świecy od dołu. Na wysokości 1 cm przywiązałam jutę do świecy za pomocą zielonej wstążeczki. Powstały z materiału szalik wykręciłam efektownie na zewnątrz, coś na wzór kwiatu w butonierce. Od środka, pomiędzy jutę a świecę włożyłam drobniutkie gałązeczki ostrokrzewu. Bardzo dostojnie wyglądają stroiki w szklanych wazonach o szerokim dnie. Spód jest wyłożony świeżą jodłą na taką wysokość, aby mała doniczka w złotej osłonce mogła się wygodnie w niej umościć. Obok wazonu można luzem położyć kilka orzechów i świeże jabłko lub pomarańczę. Skoro już mowa o pomarańczy, to pięknie wygląda z wciśniętymi w skórkę, w dowolnych odległościach, goździkami. Po kilku godzinach sok ze skórki pomarańczowej miesza się z zapachem goździków. Przez około 1 tydzień można się nim rozkoszować. && Kuchnia po naszemu && Jemy i ozdabiamy, czyli pierniczkowe cacka Edyta Miszczuk Świecką tradycją w moim domu stało się, że rok w rok na początku grudnia piekę małe pierniczki w kształcie gwiazdek, serduszek, reniferów, bałwanków, aniołków, a nawet jabłek i gruszek. Domyślają się Państwo, że te pierniczki to wstęp do Bożego Narodzenia, rzekłabym, że to jedna z wielu potraw wigilijnych czy raczej przedwigilijnych. Te pierniczki rok w rok pełnią też funkcję dekoracyjną, albowiem w znaczącej ilości obwiesza się nimi gałązki choinkowe. Tradycyjne bombki też zawisną na choince, jednak ozdoby jedzeniowe wiodą prym. Skutek tego niestety jest taki, że im bliżej nowego roku, tym mniej ozdób na choince, a coraz więcej dyndających nitek. Ma to jednak swoją dobrą stronę, bo poświąteczne rozbieranie choinki zajmuje mniej czasu niż jej ubieranie – po prostu mniej jest ozdób do zdejmowania, w zasadzie tylko szklane bombki, łańcuchy z kolorowych pasków papieru, dwa zestawy światełek oraz wysoki szpic wieńczący choinkę. Cóż, taka brutalna prawda, że im mniej choinka pachnie piernikiem, tym szybciej kończą się Święta i tym bardziej robi się smutno i szaro – i to też jest część tradycji. Ażeby corocznej tradycji stało się zadość, trzeba zakasać rękawy, koniecznie przyodziać się w fartuszek i położyć na stole stolnicę. W pobliżu stolnicy należy położyć wałek kuchenny, zestaw foremek oraz składniki: mąka, masło, miód, jajka, cukier, soda oczyszczona, kakao oraz królowa tego balu – przyprawa do piernika. No i proszę pamiętać, żeby przed przystąpieniem do prac kuchennych dokładnie wyszorować ręce! Zaczynamy od przesiania mąki: 300 g pszennej i 100 g żytniej pełnoziarnistej. Z obu mąk usypujemy na stolnicy kopczyk, a w kopczyku robimy coś na kształt krateru, do którego następnie wlewamy 100 g roztopionego i schłodzonego masła oraz 100 g miodu akacjowego lub wielokwiatowego, oczywiście tego naturalnego prosto od pszczółek, a nie sztucznego z dużą ilością cukru. Kontrolujemy palcami powierzchnię stolnicy, bo płynne masło lubi sobie spłynąć wąską strużką poza mączny kopczyk, a stąd dalej na podłogę. Do krateru z maślanym jeziorkiem wsypujemy 130 g cukru pudru, wbijamy 2 całe jajka i na koniec dodajemy jedną łyżkę kakao, jedną łyżeczkę sody oczyszczonej oraz dwie łyżki przyprawy do piernika. Wszystkie składniki są już na stolnicy, więc teraz metodą ugniatania i zagniatania łączymy je w jednolitą masę, za sprawą miodu nieco klejącą się do palców i stolnicy też. Staramy się być dzielni, wytrwali w tym miętoszeniu klejącego ciasta i jak najrzadziej wspomagać się podsypywaniem warstwy mąki na stolnicę. Można też oprószyć mąką dłonie, i pocierając nad stolnicą jedną o drugą, pozbyć się lepkiej warstwy ciasta. Z ugniecionego ciasta formułujemy dowolnego kształtu bryłę i odkładamy na bok lub po prostu na talerz. Z bryły odrywamy kawałek i wałkujemy do uzyskania placka o grubości około 4-5 mm. No i zaczynamy zabawę w wyciskanie z rozwałkowanego placka małych gwiazdek, bałwanków, choinek i co tam kto ma wśród foremek. Różnokształtne ciasteczka, jedno po drugim, układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, pamiętając o zachowaniu między nimi centymetrowych odległości. Wypełnioną blachę lub dwie wkładamy do piekarnika – powinien być rozgrzany do temperatury 180 stopni Celsjusza. Pieczemy około 10 minut. W trakcie tych 10 minut powietrze stopniowo nasyca się specyficznym aromatem, którego nie sposób pomylić z żadnym innym. Ten zapach pochodzi z połączenia niezwykle aromatycznych przypraw korzennych, jak cynamon, goździki, imbir, kardamon, anyż, gałka muszkatołowa, ziele angielskie i kolendra. Pierwsza partia surowych pierniczków znajduje się w piekarniku, gdzie pod wpływem temperatury dokona się ich metamorfoza w produkt jadalny o konsystencji kruchych ciasteczek i swoistym piernikowym zapachu. Ale zanim to nastąpi, powinniśmy zająć się resztą surowego ciasta, czyli znowu odrywamy spory jego kawałek i rozwałkowujemy do uzyskania dużego placka o grubości 4 mm i znowu wyciskamy małe ciasteczka o dowolnym kształcie, by układać je na blasze, którą wkładamy do piekarnika – ten na szczęście nie zdążył się ochłodzić. Proces ten powtarzamy kilka razy aż do wyczerpania ciasta i uzyskania mnóstwa małych pierniczków. Halo, halo, są może chętni do posprzątania kuchni? Cicho wszędzie, głucho wszędzie. A chętni do skosztowania pierniczka są? Ha, wiedziałam! Wszystkie upieczone pierniczki umieszczam w plastikowym wiaderku z wieczkiem i daję im czas, żeby zmiękły, co niestety następuje w ciągu kilku dni. Potem po prostu podbieram po jednym do śniadania, po jednym do kawy, herbaty, przed kolacją, po kolacji i ostatniego tuż przed snem. Ponieważ nie jestem odosobniona w tym podbieraniu i delektowaniu się, toteż w rezultacie na dzień, dwa przed Bożym Narodzeniem raz jeszcze zawijam rękawy, przyodziewam się w fartuszek kuchenny, wyciągam stolnicę, wałek, produkty, blachy do pieczenia i zaczynam od nowa, czyli od przesiania mąki, usypania kopczyka i wydrążenia w nim krateru! Ech, i znowu nici z postu adwentowego i nici z dbania o smukłą talię – w takich warunkach wodzenie na pokuszenie to standard… Uwaga! W celu uzyskania efektu wizualnego pierniczki przeznaczone na choinkę można owinąć sreberkiem, czyli cienką folią aluminiową, koniecznie stroną błyszczącą na zewnątrz. Niestety, tym sposobem pozbawiamy się efektu zapachowego, ale to już każdy sam musi rozstrzygnąć, na czym mu bardziej zależy – ja zdecydowanie wolę zapach. Wszak następne pierniczki będę piekła dopiero za rok! && Z poradnika psychologa && Żyjemy i pamiętamy (cz. 2) Małgorzata Gruszka Zgodnie z obietnicą, kolejną odsłonę „Poradnika” poświęcam pamięci i jej wpływie na jakość naszego życia. Pamięć a emocje Za pomocą pamięci możemy świadomie wpływać na nasze emocje i nastrój. Jak już wielokrotnie pisałam, emocje (radość, smutek, gniew i strach) bardzo często powstają pod wpływem myśli. Części z tych myśli sobie nie uświadamiamy, dlatego czasem trudno nam stwierdzić, dlaczego czujemy się lepiej lub gorzej. Świadomymi myślami wpływającymi na nasze samopoczucie może być przypominanie sobie pozytywnych przeżyć z teraźniejszości, a także z bliższej i dalszej przeszłości. Pechowcami stajemy się wtedy, gdy z tego, co nas spotkało, pamiętamy i przeżywamy głównie to, co trudne, niesprzyjające i przykre, czyli rozpamiętujemy drobne i poważniejsze niedogodności, pomijając wszystko inne. Poprawie nastroju i samopoczucia służy rozpamiętywanie tego, co dobre, sprzyjające, zasilające, dające radość, energię i nadzieję. A czy to robimy? Czy wspominając miniony rok, kończymy na tym, że był trudny, bo… Czy oprócz trudów i niedogodności rejestrujemy i nosimy w sobie mnóstwo dobrych rzeczy, które się nam przecież zdarzyły…? Oczywiście, nie proponuję Państwu udawania, że trudnych rzeczy w naszym życiu nie było i nie ma. Proponuję świadome sięganie do bliższych i dalszych dobrych wspomnień po to, by wpływać na swoje samopoczucie. Dokonywanie wewnętrznych zmian dzięki pamięci Posługując się pamięcią, możemy dokonywać pożądanych zmian. Chcąc coś w sobie zmienić, warto zastanowić się nad tym, kiedy – choć w niewielkim stopniu – udało nam się osiągnąć to, co chcemy. Chcąc na przykład lepiej porozumiewać się z ludźmi, warto zastanowić się nad tym, kiedy ostatnio udało nam się porozumieć z kimś na tyle, że byliśmy z tego zadowoleni. Warto przypomnieć sobie okoliczności, w jakich się to działo i to, co sami zrobiliśmy, np. w jaki sposób nawiązaliśmy lub odwzajemniliśmy kontakt innej osoby. Wszystko, co robimy, udaje nam się raz lepiej, raz gorzej. Przypominając sobie to „lepiej”, mamy szansę na wyciągnięcie wniosków i zastosowanie ich w przyszłości. Możemy też przypominać sobie i analizować popełnione błędy. Analizowanie najmniejszych sukcesów pozwala dotrzeć do wskazówek „co robić, żeby było lepiej”. Analizowanie błędów daje wskazówki „czego nie robić, żeby nie powtarzało się: gorzej”. Jak ćwiczyć pamięć? Ucz się nowych rzeczy. Naszą pamięć najlepiej ćwiczymy, ucząc się nowych rzeczy. Mówiąc o uczeniu się, nie mam na myśli dosłownego przyswajania nowych wiadomości z jakiejś dziedziny, choć i to oczywiście sprzyja naszej pamięci. W codziennym życiu można ćwiczyć pamięć, robiąc różne rzeczy inaczej niż dotychczas, to znaczy, wprowadzając jakieś nowe elementy. Mogą to być nowe przepisy kulinarne, obsługa nowych urządzeń, opanowywanie drogi do nowych miejsc, dzielenie się treścią filmów, wykładów czy programów. Większość wykonywanych przez nas czynności, z czasem staje się rutynowa i zautomatyzowana. Bazowanie na tym jest oczywiście potrzebne, ale nie ćwiczy naszej pamięci. Daj szansę pamięci! Żeby nie zapomnieć, robimy listy zakupów, zapisujemy daty, numery telefonów czy nazwiska. Chcąc ćwiczyć pamięć, nie korzystaj automatycznie z tych ułatwień. Zrób listę zakupów i zajrzyj do niej dopiero wtedy, gdy pomyślisz, że wszystko już masz. Mobilizuj swoją pamięć do przypominania, co czeka cię w danym tygodniu bez sięgania do zapisów. Sięgaj po nie dopiero wtedy, gdy pomyślisz, że już wszystko udało ci się przypomnieć. Pamiętaj, że twoja pamięć potrzebuje chwili, żeby dotrzeć do zakodowanych w niej informacji. Nie wpadaj w panikę, jeśli od razu nie jesteś w stanie przypomnieć sobie co masz kupić, co zrobić danego dnia, kiedy iść do lekarza itp. Ubezpieczaj się listami, planami i zapisami, ale – zanim się nimi podeprzesz – zaufaj swojej pamięci i przypominaj sobie możliwie jak najwięcej. Rozwiązuj krzyżówki ale… Powszechnie uważa się, że jedną z metod doskonalenia pamięci jest rozwiązywanie krzyżówek. Owszem, jest, ale pod pewnymi warunkami. Nie ćwiczymy pamięci, jeśli rozwiązując krzyżówki, mamy pod ręką stertę encyklopedii dla krzyżówkowiczów i z automatu spisujemy z nich potrzebne hasła. Chcąc ćwiczyć pamięć przy krzyżówkach, warto wysilić się i próbować przypominać sobie potrzebne słowa. Wyłączaj autopilota Wiele osób skarży się na niedomogi pamięci związane z wykonywaniem powtarzających się czynności, takich jak zamykanie drzwi, zakręcanie gazu, wyłączanie żelazka itp. Czynności te wykonujemy na tzw. autopilocie, czyli są tak zautomatyzowane, że nie zdajemy sobie sprawy z ich wykonywania. Żeby to zmienić, warto wyłączać autopilota, czyli robiąc coś, myśleć właśnie o tym, że się to robi. Wzmocnieniem zapamiętywania czynności poddanych zautomatyzowaniu jest powiedzenie sobie, że właśnie coś robimy lub dodatkowe zaznaczenie tego w jakiś sposób. Żeby to było możliwe, musimy świadomie zatrzymywać się na tych czynnościach. Bycie tu i teraz, koncentracja na tym, co robimy i niewybieganie myślami w przyszłość pomaga minimalizować opisane wyżej kłopoty. Licz w pamięci! Twoja pamięć będzie trenowana, jeśli proste i codzienne obliczenia będziesz próbować wykonywać bez użycia kalkulatora. Samodzielne liczenie to świetny trening pamięci operacyjnej. Polecam, choć wiem, że dziś prawie nikt już tego nie robi… Co jeść na dobrą pamięć? Naszej pamięci służy wszystko to, co służy naszym neuronom – komórkom nerwowym, z których zbudowany jest mózg. Neurony potrzebują energii, a jej źródłem jest glukoza. Najlepiej dostarczać ją w zbożowych produktach pełnoziarnistych zawierających węglowodany złożone. Na dobrą pamięć warto jeść pieczywo razowe, kasze, pełnoziarnisty makaron i ryż, fasolę, soczewicę, ziemniaki, a także płatki owsiane, żytnie czy jęczmienne. Naszej pamięci pomoże też regularne spożywanie jaj zawierających lecytynę wspomagającą układ nerwowy. Od dawna wiadomo, że kondycja mózgu a więc i pamięci zależy od dostarczania mu kwasów z grupy omega-3. Kwasy te znajdują się w błonach komórkowych i biorą udział w produkcji neuroprzekaźników – substancji chemicznych odpowiedzialnych za procesy zapamiętywania i przypominania. Kwasy omega-3 znajdziemy w rybach morskich: tuńczyku, śledziach, makreli, łososiu i halibucie. Łatwo dostępnym źródłem tych kwasów jest olej rzepakowy, który można używać zarówno do sałatek jak i do smażenia. Ma bardzo wysoką temperaturę dymienia i przez smażenie nie traci swoich wartości odżywczych. Jeśli chodzi o mięso, to dla dobrej pamięci warto sięgać głównie po drób, a przede wszystkim po indyka zawierającego niacynę – niezbędną dla pracy mózgu witaminę z grupy B. Witaminę tę zawierają też: fasola, groch, nasiona słonecznika i orzeszki ziemne. Do tego, by nasza pamięć mogła funkcjonować, potrzebujemy też potasu. Znajdziemy go w ziemniakach, pomidorach, pomarańczach, brzoskwiniach, winogronach, mandarynkach, owocach awokado i nektarynkach. Źródłem witamin i minerałów niezbędnych do prawidłowej pracy mózgu są też warzywa (zwłaszcza liściaste i jedzone na surowo). Zbawiennie działający na mózg magnez znajdziemy w kakao i gorzkiej czekoladzie zawierającej minimum 60% miazgi kakaowej. Naszej pamięci potrzebne jest też właściwe nawodnienie. Specjaliści radzą, by w ciągu doby wypijać 30 ml dobrej wody mineralnej na 1 kg masy ciała. Jak się ruszać na dobrą pamięć? W ruchu na dobrą pamięć najważniejsza jest regularność. Aktywność fizyczna poprawia ukrwienie i dotlenieni mózgu. Światowa Organizacja Zdrowia dorosłym osobom zaleca obecnie 150 minut aktywności fizycznej tygodniowo, rozłożonych na pięć dni, po 30 minut. Aktywność fizyczna musi być oczywiście dopasowana do wieku i możliwości danej osoby. Najważniejsze jest to, by jak najczęściej korzystać z nadarzających się możliwości ruchu. Najłatwiej dostępny ruch to gimnastyka w domu, spacery i chodzenie po schodach. Można oczywiście zaopatrzyć się w sprzęt ułatwiający regularne ruszanie się, taki jak rowerek treningowy, orbitrek czy bieżnia. Jeśli lubimy i mamy możliwość, możemy sobie pomóc, uprawiając nordic walking, bieganie na powietrzu czy pływanie. Kondycji naszego mózgu służy regularny wysiłek, podczas którego nasze tętno nie przekracza 130 uderzeń na minutę. Na koniec, pocieszająca wiadomość, którą moja znajoma otrzymała od swojego lekarza: „Proszę się nie martwić; dopóki pani pamięta, że nie pamięta, nie jest źle!”. && Rehabilitacja kulturalnie && Święty Mikołaj – historia prawdziwa Paweł Wrzesień Sięgając pamięcią do wczesnego dzieciństwa i Bożego Narodzenia, pewnie każdy z nas poczuje ciepło w sercu na wspomnienie magicznej atmosfery Świąt, radosnego oczekiwania i beztroski. Z wiekiem zmienia się wrażliwość i sposób postrzegania świata, tracimy bezpowrotnie dziecięcą naiwność i szlachetną prostotę, a codzienne troski nie dają się zapomnieć nawet w czasie Bożego Narodzenia. Często wspominamy wtedy z nostalgią naszą dawną wiarę w istnienie Świętego Mikołaja, jako rubasznego starszego pana z siwą brodą. Postrzegamy go jako nieodzowny element bożonarodzeniowej tradycji, nie zdając sobie czasem sprawy, jak dalece jego popularny wizerunek odbiega od swego prawdziwego, historycznego pierwowzoru. Święty Mikołaj wpadający do domu przez komin i wyczekiwany co roku przez dzieci, swój współczesny wygląd zawdzięcza rysunkowi Freda Mizena wykorzystanemu w roku 1930 w reklamie firmy Coca Cola. Czerwony płaszcz i czapka z białym pomponem, noszone przez tęgiego, starszego pana o rumianym obliczu, zawładnęły wyobraźnią masową na kolejne dekady. Dopisano doń historię zamieszkiwania w Laponii w domu zamieszkanym przez Elfy, gdzie przez okrągły rok trwa produkcja zabawek, dostarczanych potem przy pomocy sań zaprzężonych w renifery. Tak przedstawiany Mikołaj stał się rozpoznawalny na całym świecie, również w krajach, gdzie oficjalnie nie jest obchodzone Boże Narodzenie. Nawet w Chinach towarzyszy często sklepowym promocjom urządzanym w drugiej połowie grudnia. W rejonach świata bliżej związanych z chrześcijaństwem w okresie świątecznym również najczęściej można go spotkać w marketach i reklamie. Trudno uznać, aby tak rozumiana sława dobrze przysłużyła się pamięci Świętego. Odebranie mu wymiaru duchowego i wykorzystywanie wyłącznie do przedsięwzięć handlowych sprawiło, że osoby znające prawdziwą historię Świętego Mikołaja są dzisiaj w mniejszości. A urodził się on 15 marca 270 roku naszej ery i według różnych źródeł przeżył 72 lub 75 lat. Wiemy, że był biskupem Miry i wsławił się cudami oraz pomocą biednym i potrzebującym. Na tym kończy się wiedza pewna, albowiem w przypadku Mikołaja mamy do czynienia z tzw. „legendą hagiograficzną”. Jak podaje jezuita Hippolyte Delehaye, na początku istniał kult biskupa Miry jako Świętego, przekazywany z pokolenia na pokolenie, do którego z upływem kolejnych stuleci dopisywano następne epizody, tworząc pośmiertnie coraz bogatszą biografię. Trudno po blisko 17 stuleciach oddzielić w niej legendę od faktów. Najpopularniejszy żywot Mikołaja został spisany w IX wieku w Konstantynopolu przez archimandrytę Michała, który podaje, iż przyszły biskup urodził się w miejscowości Patara w Licji i był jedynym synem pobożnych i bogatych rodziców. Od najmłodszych lat za jego sprawą następowały cudowne wydarzenia. Jako młody mężczyzna wyrzekł się kobiet, rozrywek, polityki i handlu, a poświęcił pobożności. Rozdał całe odziedziczone po rodzicach bogactwo i słynął z tego, iż stawał w obronie słabych i pokrzywdzonych. Podczas wyborów biskupa w Mirze postanowiono, że urząd obejmie pierwsza osoba, która rankiem wejdzie do kościoła, aby się pomodlić. Dzięki interwencji Boga był to Mikołaj. Jako biskup wspierał naukę o Trójcy Świętej i zwalczał pogaństwo. Doprowadził m.in. do zburzenia świątyni Artemidy. W późniejszych latach Szymon Metafrastes wzbogaca tę opowieść o historię uwięzienia Mikołaja za czasów panowania cesarzy Dioklecjana i Maksymiana, dzięki któremu zasłużył on na miano bezkrwawego męczennika za wiarę. Biskupa Miry uwolnił dopiero Konstantyn Wielki, pozostający później pod duchowym wpływem Świętego. Szymon przypisał mu także udział w Soborze Nicejskim, choć brak na ten temat wzmianek w relacjach innych uczestników. Najstarszą legendą związaną z życiem naszego bohatera jest „Stratelatis”, opowiadająca o tym jak cesarz Konstantyn wysłał morzem statek z żołnierzami mającymi stłumić bunt we Frygii. Statek dobił do brzegu w okolicach Miry, gdzie żołnierze splądrowali miasto. Lokalny prefekt, po stłumieniu zamieszek, skazał trzech z nich na śmierć za nadużycia. W ostatniej chwili wykonanie wyroku powstrzymał biskup Mikołaj, dowodząc niewinności skazanych. Po powrocie do Konstantynopola oficerowie dowodzący wyprawą zostali postawieni przed sądem i skazani na śmierć. Przebywając w więzieniu, modlili się do Mikołaja o wstawiennictwo. W noc przed egzekucją biskup Miry ukazał się cesarzowi Konstantynowi, przekonując o niewinności oficerów i wskazując sprawców przestępstw, dokonanych podczas wyprawy. Nazajutrz oficerowie zostali uniewinnieni. Wielką popularnością cieszyła się także legenda o trzech córkach. Głosi ona, że jeszcze przed wyborem na biskupa Mikołaj miał niezwykle bogatego i niegodziwego sąsiada, który drwił sobie z pobożności Świętego. Bóg za karę odebrał mu majątek i odtąd żył w nędzy. Nikt nie chciał poślubić jego trzech córek, albowiem nie posiadały posagu i ojciec postanowił sprzedać je do domu publicznego. Na wieść o tej groźbie młody Mikołaj, pod osłoną nocy, wrzucał przez okno sąsiada pieniądze na posag dla każdej z córek. Sąsiad, dowiedziawszy się o czynie Mikołaja, bardzo się zawstydził, podziękował mu i doznał nawrócenia. Inna legenda opowiada historię żeglarzy uratowanych na morzu z potężnego sztormu, po tym jak w modlitwie prosili Mikołaja o ratunek. Kolejna mówi o statku z transportem zboża, który zboczył z trasy, aby przekazać część ładunku mieszkańcom głodującej Miry, po tym jak jego kapitanowi ukazał się we śnie Mikołaj. Gdy statek ruszył w dalszą drogę i dotarł do portu przeznaczenia, okazało się, że w jego ładowniach niczego nie brakuje. Kult Świętego Mikołaja rozwijał się od IX wieku, a dniem jego święta wybrano 6 grudnia, uznawany za datę śmierci. Kolejną ważną datą jest 9 maja, kiedy to w roku 1087 przeniesiono szczątki biskupa do włoskiego Bari. Obecnie znajduje się tam bazylika pod jego wezwaniem. 6 grudnia, czyli popularnie zwane u nas „mikołajki”, stanowią godne rozpoczęcie świętowania nadchodzącego Bożego Narodzenia. Pierwotnie to właśnie wtedy, na pamiątkę hojności Świętego, rozdawane były prezenty. Obyczaj ten w wielu miejscach na świecie rozszerzył się także bezpośrednio na okres Bożego Narodzenia. A skoro Mikołaj, również dzięki zjawisku komercjalizacji, stał się jedną z najsłynniejszych postaci popkultury, może zamiast zżymać się na ten fakt i krytykować postać rumianego starca w czerwonej czapie, warto postarać się, aby wykorzystać zainteresowanie najmłodszych jego osobą? Przy okazji ekscytacji podarunkami można przekazać im nieco wiedzy historycznej, ucząc o wartości pomagania i obdarowywania, co przecież może być równie przyjemne dla otrzymującego jak i dającego. Może wówczas, po bolesnej utracie dziecięcej wiary w Świętego Mikołaja, zdobędziemy wiarę głębszą, związaną ze wspomnieniem moralnej siły biskupa z Miry, który swym życiem udowodnił, jak wiernym był uczniem Chrystusa. A przecież Boże Narodzenie ma nas przygotować właśnie na przyjście Zbawiciela na Świat i przyjęcie największego daru, który uczynił on ludziom ze swego życia. && Beatyfikacja dwojga znajomych Helena Urbaniak Kiedyś było tak, że świętych i błogosławionych znało się tylko z życiorysów. Ojciec Maksymilian Kolbe czy siostra Faustyna Kowalska, chociaż kanonizowani w obecnych czasach, byli znani zaledwie garstce ludzi. Dopiero Ojciec Święty Jan Paweł II stał się dla wielu wyjątkiem, bo zanim został świętym, osobiście poznał go niemal cały świat. W odniesieniu do ostatniej beatyfikacji mogę się poszczycić znajomością obojga Błogosławionych. Już w dzieciństwie miałam bowiem z Nimi kontakt, a stało się tak dlatego, że ten okres i wczesną młodość spędziłam w Laskach, gdzie miałam okazję stykać się z nowymi Błogosławionymi, nie powiem, że na co dzień, ale dość często, bo jeśli nawet nie bezpośrednio, to byłam w bliskości z tym, co głosili i czego dawali przykład w swoich przekazach. Matka Elżbieta Róża Czacka w czasie mojego pobytu w Zakładzie już nie miała tej swojej dawnej aktywności, więc nie było z nią żywego kontaktu. Pamiętam, że na któreś swoje imieniny przyszła na przedstawienie dla Niej urządzone, a po nim spotkała się z nami i obejrzała nas w przebraniach, jakie w tym przedstawieniu miałyśmy na sobie. Była w dobrym nastroju i każdą z nas spytała o imię i o to, jak długo już jesteśmy w Laskach. Do mnie zwróciła się mniej więcej w taki oto sposób: „Przedstawiałaś Kujawiankę, która chodziła po płocie i podarła fartuszek. Czy na co dzień też chodzisz po płotach lub po drzewach?”. Odpowiedziałam, że mam taką swoją ulubioną akację, na którą się chętnie i często wspinam. No to się na to uśmiechnęła i powiedziała: „No dobrze, dobrze, tylko uważaj, żebyś kiedyś z tej akacji nie spadła”. Inne spotkania z Matką Czacką miały miejsce w kaplicy, bo zawsze było wiadomo, że Matka też bierze udział we Mszy Świętej. Kiedy zbliżało się podniesienie, siostra zakrystianka pukała w okienko, przez które Matka miała kontakt z kaplicą ze swego pokoju. Do kaplicy Matka była przywożona na wózku już tylko w święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Czasem też spotykałyśmy Matkę na spacerze, na wózku, ale trzeba było wtedy zachowywać milczenie, żeby Jej nie obudzić w razie, gdyby przypadkiem akurat drzemała. Niektóre z moich koleżanek bywały czasem u Matki, gdy czuła się lepiej i mogła posłużyć radą czy pomocą. Jednak ja jakoś nigdy się nie odważyłam poprosić o taką audiencję. Wydawało mi się, że moje sprawy nie są na tyle istotne, by nimi zawracać głowę już tak bardzo schorowanej osobie. Wolałam poczytać, co pisała do sióstr i niewidomych i stamtąd czerpać potrzebne nauki. Kiedy w maju 1961 roku Matka Czacka umarła, ja miałam niecałe 25 lat. Byłam na Jej pogrzebie, ale nie płakałam, a wręcz dziękowałam Bogu, że zabrał Ją do siebie, bo wreszcie przestała cierpieć i tylko tam z Nieba czuwać będzie nad nami, a być może w przyszłości zostanie świętą? No i została, bo choć jest Błogosławioną, to pewnie wkrótce zaistnieje taki cud, który doprowadzi do Jej kanonizacji. Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński nie odegrał w moim życiu znaczącej roli. Jego nauki wydawały mi się trudne i niezrozumiałe, ale kiedy Go uwięziono, bardzo się modliłam, by Mu się nie stało nic złego i by jak najszybciej wyszedł z tego więzienia. Kiedy bywał w Laskach, zawsze Go pilnie słuchałam, bo jedno wiedziałam na pewno: jest to ktoś, komu trzeba wierzyć, bo wie, co mówi. W Jego głosie zawsze brzmiało to „Coś”, co dobitnie przekonywało. W kontaktach z ludźmi był miły i serdeczny. Nawet z dziećmi miał o czym porozmawiać i zawsze rozdawał cukierki. Mnie się kiedyś zdarzyło, że całkiem niespodziewanie odbyłam z Nim rozmowę, nie wiedząc, że to On. Przyjechałam na Wielkanoc do Lasek akurat w Wielki Piątek i szłam sobie z autobusu z dużym plecakiem, kiedy podszedł do mnie jakiś pan i zaproponował wspólną drogę do Zakładu. Pytał o to i owo, a ja najzwyczajniej w świecie odpowiadałam szczerze i bez żenady. A więc, że mieszkam sama, że nie mam zamiaru wychodzić za mąż, bo te chłopaki to nic nie warte, a tylko im trzeba prać te skarpetki i kalesony, a to co przyniosą i chlapną na stół, to nic nie znaczy, bo za dużo, żeby umrzeć, a za mało, żeby żyć. W pewnej chwili, gdy już prawie dochodziliśmy do kaplicy i ów pan oddał mi plecak, a mnie jakiejś siostrze, zapytałam, kto mnie przyprowadził, no i wtedy się okazało, że to ksiądz prymas kardynał Stefan Wyszyński. Pojęcia nie mam, dlaczego Go nie poznałam. Przecież znałam dobrze Jego głos. Może dlatego, że nie rozmawiał ze mną pełnym głosem, jakim przemawiał do tłumów kiedy głosił kazania. Byłam na beatyfikacji obojga Błogosławionych. Miałam to szczęście, bo osoba, która mi towarzyszyła, robiła o tych Błogosławionych reportaże radiowe, więc pewnie potrzebowała swego rodzaju dopełnienia i udokumentowania swojego działania. Uroczystość beatyfikacji wywarła na mnie duże wrażenie. Świadomość, że beatyfikowanych znałam osobiście, miała to znaczenie, że będę się teraz do Nich modliła jak do znajomych, a nie jak do tych, których zna się tylko z życiorysu. Tydzień później byłam także na dziękczynieniu za dar tych dwojga Błogosławionych w Laskach i powiem szczerze, że poczytuję to sobie za wyjątkową łaskę, bo może jako jedyna, która z obecnych tam osób znałam Matkę Elżbietę Różę Czacką, mogłam w imieniu wszystkich niewidomych powiedzieć w skrytości serca: „Matko, do końca dochowałam Ci wierności, a teraz proszę, miej nas wszystkich w opiece”. && 40 lat minęło – wspomnienie stanu wojennego Radosław Nowicki Każdy kraj w swojej historii ma daty, obok których nie można przejść obojętnie. Nie inaczej jest w Polsce, która przez wieki targana była licznymi konfliktami. Rozbiory, powstania, dwie wojny światowe, strajki i protesty – to wydarzenia, które na stałe wpisały się w historię naszego narodu. Obecnie młode pokolenia żyją już w demokratycznej Polsce, która ma wsparcie wojskowe NATO i jest członkiem Unii Europejskiej, ale warto przypominać o tym, że niegdyś tak kolorowo nie było. Okazja do tego jest niebywała, bo w grudniu obchodzimy czterdziestą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Od początku lat 80. w Polsce panował niepokój. Wzmagały go pogłębiające się trudności życia codziennego. Zaowocowały one falą strajków w sierpniu 1980 r. Już wówczas władze komunistyczne rozważały wprowadzenie stanu nadzwyczajnego w celu powstrzymania niepokojów społecznych i zgaszenia rodzącego się ruchu demokratycznego. Ostatecznie dogadały się z opozycją, a powstanie Solidarności doprowadziło do odwilży na kilka miesięcy. Jednak problemy nie zniknęły, a władza nie zrezygnowała z wprowadzenia stanu wojennego. Oficjalnym powodem takiego posunięcia miała być pogarszająca się sytuacja energetyczna związana ze zbliżającą się zimą oraz gospodarcza: brak zaopatrzenia w sklepach, system kartkowy, załamanie skupu produktów rolnych, a także spadek eksportu i dochodu narodowego. Za złą sytuację władze komunistyczne obarczały Solidarność, wykorzystując do tego brutalną propagandę rządową w prasie, radiu i telewizji. W rzeczywistości wprowadziły stan wojenny w obawie o utratę władzy, kontroli nad NSZZ Solidarność, spadkiem poparcia społecznego oraz w związku z walkami frakcyjnymi w jądrze PZPR, bo poszczególne stronnictwa nie potrafiły dogadać się co do zakresu zmian polityczno-gospodarczych w PRL. Kluczowa okazała się groźba interwencji zbrojnej państw Układu Warszawskiego, czyli organizacji wojskowo-politycznej państw bloku wschodniego z dominującą rolą ZSRR, która była odpowiedzią na powstanie NATO. Jednak w dniu wprowadzenia stanu wojennego nie zanotowano ruchu wojsk Związku Radzieckiego ani nadmiernej komunikacji radiowej w ramach państw Układu Warszawskiego. Decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego 5 grudnia 1981 r. została zaakceptowana przez Biuro Polityczne KC PZPR i potwierdzona dekretem Rady Państwa przyjętym wbrew prawu, bo Konstytucja nie zezwalała na jego wydawanie w czasie trwania sesji sejmowych. Operacja wprowadzenia stanu zaczęła się w nocy z 12 na 13 grudnia, o czym obywatele zostali poinformowani w przemówieniu gen. Jaruzelskiego, który mówił: „Obywatelki i obywatele Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Zwracam się do was w sprawach wagi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią. Dorobek wielu pokoleń wzniesiony z popiołów polski dom ulega ruinie. Struktury państwa przestają działać. Gasnącej gospodarce zadawane są codziennie nowe ciosy. Warunki życia przytłaczają ludzi coraz większym ciężarem. Przez każdy zakład pracy, przez wiele polskich domów przebiegają linie bolesnych podziałów. (…) Strajki, gotowość strajkowa, akcje protestacyjne stały się normą. Wciąga się do nich nawet szkolną młodzież. (…) Wielki jest ciężar odpowiedzialności jaka spada na mnie w tym dramatycznym momencie polskiej historii. Obowiązkiem moim jest wziąć tę odpowiedzialność… Ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Rada Państwa wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju. Nie zmierzamy do wojskowego zamachu, do wojskowej dyktatury. Żadnego z polskich problemów nie można na dłuższą metę rozwiązać przemocą. (…) To ostatnia droga, aby zapoczątkować wychodzenie kraju z kryzysu, uratować państwo przed rozpadem”. Siły porządkowe MSW zajęły obiekty telewizji i radia, a także zablokowały połączenia krajowe i zagraniczne. Wprowadzono cenzurę korespondencji, a po przywróceniu łączności cenzurze podlegały również rozmowy telefoniczne, o czym informował komunikat „rozmowa kontrolowana”. Wstrzymano wydawanie prasy, z wyjątkiem „Trybuny Ludu” oraz „Żołnierza Wolności”, czyli gazet rządowych. Zmilitaryzowano wiele instytucji, do których skierowano osiem tysięcy komisarzy wojskowych. Zakazano zgromadzeń, strajków, działalności społecznej i związkowej, a sądy zaczęły działać w trybie doraźnym. Wprowadzając godzinę milicyjną, ograniczono możliwość przemieszczania się od godz. 22:00 do 6:00 rano. Zamknięto granice państwa i lotniska cywilne, a czasowo zawieszono zajęcia w szkołach i na uczelniach wyższych. W pamięci wielu osób pozostały zimowe krajobrazy, transportery na skrzyżowaniach, żołnierze ogrzewający się przy koksownikach, zniknięcie wielu znaczących osób, brak wiarygodnych informacji – trauma, którą trudno będzie zapomnieć do końca życia. Grupy funkcjonariuszy SB oraz milicjantów przystąpiły do internowania działaczy Solidarności i przywódców opozycji (około 10 tysięcy osób). Przeprowadzono również aresztowania wśród intelektualistów. ZOMO pacyfikowało strajki w Gdańsku, Krakowie, Lublinie, Szczecinie, Katowicach. Szczególnie dramatyczny przebieg miały strajki w kopalniach na Górnym Śląsku. W kopalni „Wujek” milicjanci użyli broni palnej, a w wyniku ich interwencji zginęło 9 górników. Historycy nie są zgodni co do rzeczywistej liczby ofiar, ale szacuje się ją na około 100 osób. Wprowadzenie stanu wojennego nie spotkało się jednak z masowym sprzeciwem społecznym. Jego skutkiem były nie tylko represje wobec strajkujących, ale także wciąż pogarszająca się sytuacja gospodarcza kraju. Stan wojenny zawieszony został 31 grudnia 1982 r. w związku ze zbliżającą się pielgrzymką do Polski Jana Pawła II. Papieska wizyta miała podnieść na duchu polskie społeczeństwo, natomiast komunistom dała pretekst stanowiący o ustabilizowaniu sytuacji w kraju. Ostatecznie stan wojenny zniesiono 22 lipca 1983 r. Taka decyzja była podyktowana koniecznością poprawy stosunków z blokiem zachodnim, który nałożył na PRL sankcje gospodarcze. Wówczas ogłoszono amnestię, wypuszczając skazanych do 3 lat, a innym skrócono kary o połowę, ale nie przestano poszukiwań ukrywających się przywódców Solidarności oraz nie przywrócono wszystkich przepisów Konstytucji z 1952 roku, zaś wiele zmian prawnych, które zostały uchwalone w czasie trwania stanu wojennego, nadal obowiązywało i było wykorzystywane do dalszego gnębienia opozycji. Stan wojenny nie rozwiązał wielu problemów, przyczynił się za to do nagłego przyrostu naturalnego oraz zacieśniania więzi społeczno-rodzinnych. Do dziś trwają spekulacje, czy jego wprowadzenie uchroniło Polskę przed interwencją wojsk radzieckich, czy była to tylko zasłona dymna związana z chęcią utrzymania władzy przez komunistów. Każda ze stron w tym sporze ma swoje argumenty. Na przestrzeni lat w różnych badaniach opinii publicznej maleje liczba osób popierających stan wojenny, ale i tak konieczność jego wprowadzenia najlepiej oceni historia. && Frutti di mare na wigilijnym stole Anna Dąbrowska Z włoskich wakacji wracamy zachwyceni. Italia urzeka na każdym kroku. Wycieczek turystycznych nie trzeba planować, bo gdzie się rzuci kamieniem, tam jest pięknie. Wspaniała i znana na świecie włoska kuchnia wypiera typowe potrawy, które wcześniej nam smakowały. Po powrocie z urlopu rozkoszujemy się winem, a delektując się nim, mruczymy, wspominając ten kraj. Czy najcudowniejsze święta Bożego Narodzenia – Festa di Natale są też tam tak piękne? Cały rok marzę o polskiej wieczerzy wigilijnej. I choć nie jestem fanką serwowanych tradycyjnych potraw wigilijnych, czuję ich smak i tęsknię za nimi cały rok. I to jest nasz polski fenomen, że ten zestaw dań pojawia się tylko raz w roku na stole, otoczony tajemnicą i jakąś magią. Nie może zabraknąć niczego. Każda gospodyni już wiele dni wcześniej obmyśla plan zakupów. W telewizji pływają karpie, liczne reklamy lukrów czy margaryny cieszą się większą oglądalnością niż popularne seriale. Im bardziej jesteśmy w Europie i w jej handlowych strukturach, tym wcześniej przypomina się nam nadejście zimy i tych Świąt. W połowie października supermarkety wystawiają stojaki z czekoladowymi mikołajami i adwentowymi kalendarzami. Możemy nabyć marcepanowe kuleczki lub marcepanowe bloki oblane grubo czekoladą. Do wyboru mamy pierniczki – z polewą lub bez. Znaleźć można nawet włoskie baby Panettone z cytrynowym lub pistacjowym nadzieniem. Mniejsze – tańsze, większe – droższe. Dla każdego coś dobrego. Patrzymy, patrzymy, ale… czekamy. Na te nasze, polskie Święta, bo te kochamy najbardziej. Pomimo, że dzisiaj towaru jest w bród, to przed Bożym Narodzeniem handlowcy pracują bez przerwy. Gigantyczne kolejki po karpia w marketach, gdzie, jak dawniej, można zająć kolejkę i porozmawiać z kimś „na żywo” a nie tylko wirtualnie. Po zakupie karpia biegniemy po kapustę, najlepiej na bazarek. Pamiętam rodzinną historię, gdy babcia opowiadała, że kapustę ubijała, wchodząc do beczki, moja ciocia a jej siostra. Ciocia miała dość sporą nadwagę, więc starczały pewnie jej trzy podskoki i kapusta była ubita. Podobno ciocia skakała w skarpetkach. Zastanawiam się często, kto ubijał kapustę, którą teraz kupuję na bazarze, ale głupio mi o to zapytać sprzedawcę. Biegamy dalej, stoimy w korkach, przepychamy się w sklepach i denerwujemy okropnie, jak to przed świętami. Często na stołach goszczą śledzie. W oliwie z cebulką, ale też w innych odsłonach. Z opowieści babci wiem, że kiedyś kupowała je zawsze u Żyda, bo były najlepsze. Nie może zabraknąć kompotu z suszu, który nie bez powodu pojawia się na wigilijnym stole. Serwowane dania, pomimo że postne, są ciężkie. Kompot ma działanie przyspieszające trawienie i przynosi ulgę zmęczonemu żołądkowi. Oczywiście mamy i desery. U mnie w domu tort makowy wyparł tradycyjny makowiec. Robi go moja mama. Jest bez mąki, i jak to mama mówi – niskokaloryczny. Zapomina jednak, że dodaje do niego górę bakalii i kilogram miodu, a całość polewa obficie prawdziwą czekoladą. No, ale jest bez mąki, więc można jeść! Na polskim stole musi być i zupa. U mnie czysty barszcz z fasolą Jaś, w wielu domach grzybowa z łazankami. Jeżeli ktoś potrafi, to lepi pierogi własnoręcznie. Dziś, gdy w każdym sklepie jest ich pełno, wręcz nie wypada takich sklepowych podawać na stół. Najlepiej by pierogi lepiła wielopokoleniowa rodzina: babcia, mama, córka lub nawet syn, bo teraz mężczyźni przejmują rolę kobiet. I tak spędzają wszyscy jeden wieczór, nie używając telefonu komórkowego, bo mają zajęte i ubrudzone mąką ręce. To dziś jakby forma terapii grupowej. Wszystkie potrawy przygotowujemy z wyprzedzeniem. Postną kapustę z grzybami wystawia się na balkon, i dobrze, jeśli się przymrozi. Wtedy ją odgrzewamy i znów wystawiamy na balkon, by zamarzła. I tak w kółko, aż do Wigilii. Pamiętam z dzieciństwa, gdy nie było jeszcze osiedli z apartamentowcami z dużymi tarasami, a większość ludzi mieszkała w blokach z wielkiej płyty i miała takie malutkie balkoniki. Mieścił się na tym balkoniku jedynie gar z kapustą lub jamnik. Gdy święta są już przygotowane i jesteśmy odświętnie ubrani, zasiadamy do stołu. Katolicy przed wieczerzą dzielą się opłatkiem. To bardzo ważny symbol naszej tradycji. U mnie w domu talerzyk z opłatkiem trzyma najstarsza osoba w rodzinie, i jako pierwsza składa wszystkim świąteczne życzenia. Tradycja także mówi, by postawić puste nakrycie na wigilijnym stole dla wędrowca, który może zapuka do naszych drzwi. W wielu domach takie miejsce jest przygotowane. Zastanawiam się jednak, gdyby ktoś zapukał do nas, to czy zaprosilibyśmy go do stołu? Czy dziś, gdy jesteśmy tak zamknięci i skupieni na własnych potrzebach, potrafimy zauważyć drugiego człowieka? Często głodnego, brudnego, niepełnosprawnego… Atmosferę tej magicznej, wigilijnej wieczerzy potęgują polskie kolędy, których można słuchać na wszystkich stacjach radiowo-telewizyjnych. W moim domu śpiewamy większość kolęd i bardzo to lubimy. Dawniej na organkach grał kolędy mój tata. Wspólne kolędowanie to także forma odpoczynku między kolejnymi świątecznymi smakołykami i przedłużenie tej jedynej w roku, wyjątkowej wieczerzy. Podczas Wigilii nie rozmawiamy o codziennych problemach i troskach czy też o bieżących sprawach. Wspominamy dawne czasy i Boże Narodzenie naszych przodków. Opowiadamy kto dzwonił z życzeniami i kogo pozdrawiał. Polska atmosfera tego wieczoru jest jedyna i niepowtarzalna. Zatrzymujemy się na chwilę, szukamy wokół czy też w sobie ziarenka prawdziwej dobroci, by ofiarować ją innym i sprawić, by Wigilia jak co roku była magiczna! Włoskie święta mają także rodzinny charakter, lecz według mnie, brakuje tego wyjątkowego nastroju. Trzy dni świąt traktuje się jednakowo. Dużą wagę przywiązują Włosi do dekoracji domów a także ulic. W małych miasteczkach czy też wioskach mieszkańcy sami wykonują dekoracje i ozdabiają nimi, np. latarnie. W większości górskich miejscowości stoją szopki. Podczas Wigilii cała rodzina zbiera się przy stole na uroczystej kolacji. Pomimo, że Włosi są twórcami najpiękniejszych arii i oper, w tle nie słychać żadnych kolęd. Po jedzeniu gra się w karty lub w tombolę i od razu przechodzi się do wymiany prezentów. Wśród praktykujących katolików popularne jest pójście na pasterkę, po niej zaś otwiera się prosecco i składa życzenia. Jada się dania rybne lub różnorodne owoce morza, ale oczywiście z makaronami. Popularna zupa to rosół z węgorzem. Serwowane jest dobre wino z jakiejś „cantiny” (piwniczki) ze znanej winiarni. Nie może zabraknąć słodyczy. Są to głównie panettoni – baby z bakaliami lub torrone – nugaty nadziewane migdałami, orzechami oraz czekoladą. Rzadko która włoska gospodyni przygotowuje wypieki w domu. Wszystkie ciasta po świętach są bardzo przecenione i kosztują mniej niż 1 Euro. Duża część tych niesprzedanych przed Bożym Narodzeniem ciast trafia przed Wielkanocą do Polski. Sprytni Włosi zauważyli, że my jemy baby na te wiosenne święta. Najważniejszym symbolem Świąt jest choinka. Jednak ta włoska tradycja istnieje dopiero od XIX wieku i została przywieziona z Niemiec. Drzewko ubiera się 8 grudnia a rozbiera 6 stycznia. Ozdoby świąteczne kupuje się zazwyczaj na targach przedświątecznych, z których znany jest Południowy Tyrol. Targi trwają przez cały grudzień i kończą się tuż po Nowym Roku. Ściągają wielu turystów z całego świata, są też popularne wśród mieszkańców włoskich miasteczek. Sklepy w formie drewnianych chatek ustawione są na reprezentacyjnych placach, często obok okazałych kościołów, jak np. w Bolzano. Tradycja Mercatino di Natale (kiermasz świąteczny) obejmuje Włochy Północne, w szczególności Tyrol, bo jest to tradycja niemiecka, a tereny te zamieszkuje w większości ludność austriacka. Na kiermaszu można napić się grzanego wina czy zjeść niemiecką białą kiełbaskę. Świąteczne stragany oferują bardzo ładne, lecz drogie ozdoby świąteczne. Jeśli zdecydujemy się na zakup nawet drobiazgu, towar zostanie bardzo gustownie zapakowany. Wigilia we Włoszech to trochę bardziej uroczysta kolacja. Wprawdzie podczas wieczerzy pojawiają się nadziewane kalmary, spaghetti z krewetkami czy ravioli z łososiem i ricottą, to ja marzę o porcji karpia w delikatnej, słodkawej galarecie, o kompocie z suszu, o kapuście z grzybami i o tym torcie makowym grubo oblanym czekoladą; wreszcie o przepięknych polskich kolędach, których mogę słuchać bez końca i o tych rodzinnych historiach opowiadanych tylko raz w roku. Dlatego na Wigilię nie należy wyjeżdżać do Włoch! Ani nigdzie indziej! && Betlejem ks. Piotr Buczkowski Bł. Matka Elżbieta Czacka powtarzała, że Jezus ma rodzić się w naszych sercach każdego dnia. Dlatego w kaplicach Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, zgromadzenia założonego przez Błogosławioną, możemy przez cały rok zobaczyć żłóbek, w którym leży figurka małego Jezusa. Jest też jedno miejsce na świecie, gdzie przez cały rok pielgrzymi pochylają się nad tajemnicą Bożego Narodzenia. Niezależnie od pory roku rozbrzmiewają w prastarych murach bazyliki kolędy śpiewane w różnych językach świata. To miejsce znajduje się w maleńkiej mieścinie Betlejem. Obecnie sąsiednia Jerozolima tak się rozrosła, że prawie dotyka tego miasta i można tam dojechać autobusem miejskim. W podziemiach prastarej bazyliki odnajdziemy Grotę, w której narodził się Jezus Chrystus. W miejscu, gdzie według tradycji znajdował się żłóbek, jest srebrna gwiazda z napisem po łacinie „Hic de Maria Virgine Christus natus est” – „Tu z Maryi Dziewicy narodził się Chrystus”. Będąc w tym miejscu, zawsze przeżywałem ogromne wzruszenie. Nad Grotą wznosi się jedna z najstarszych budowli sakralnych Ziemi Świętej. Po okresie prześladowań w roku 326 cesarz Konstantyn Wielki na prośbę swej matki Heleny wybudował bazylikę. Wydarzenie to opisał Euzebiusz z Cezarei, nadworny historyk cesarza: „Bogobojna cesarzowa, miejsce, gdzie Boża Rodzicielka urodziła swego Syna, wyróżniła wspaniałymi pomnikami i przyozdobiła je w wyszukany sposób. Również cesarz niebawem uczcił to miejsce królewskimi darami, aby srebrnymi i złotymi klejnotami oraz kolorowo mieniącymi się dywanami pomnożyć wspaniałe dary swej matki”. Na początku V wieku bazylika została zniszczona przez pożar i trzęsienie ziemi. W latach 528-565 cesarz Justynian odbudował zniszczony kościół, poszerzając i rozbudowując prezbiterium. W VII wieku na ojczyznę Jezusa napadli Persowie, niszcząc wszystko, co należało do chrześcijan. W dokumentach Synodu Jerozolimskiego, które powstały ponad 200 lat po tamtych wydarzeniach, znajdziemy taki opis: „Kiedy niewierni Persowie spustoszyli wszystkie miasta, Jerozolimę obrócili w perzynę, a patriarchę Zachariasza pojmali, przybyli do Betlejem i ze zdumieniem zobaczyli wyobrażenia perskich magów, astrologów, swych rodaków. Z szacunku i z przywiązania do swych przodków uczcili ich, jak gdyby byli żywi, i uszanowali kościół, który zachował się po dziś dzień”. Do tej prastarej bazyliki prowadzą „Wrota uniżenia”, które mają około 1,5 metra wysokości. W XIII wieku ziemia znalazła się pod panowaniem tureckich jeźdźców, którzy wjeżdżali konno do środka. Chrześcijanie, by zapobiec profanacji tego miejsca, zdecydowali się na zamurowanie głównego wejścia, pozostawiając tylko mały otwór. Obecnie, żeby wejść do bazyliki, należy się głęboko pochylić. Patrząc na pielgrzymów wchodzących do świątyni, widziałem oczyma wyobraźni pochylającą się nad Jezusem Matkę Najświętszą i św. Józefa, jak również przybywających tam z pokłonem ubogich pasterzy. Przez taką bramę potrafili przejść Mędrcy ze Wschodu, którzy, dzięki mozolnemu studiowaniu ksiąg odnaleźli drogę do małego Jezusa. Niestety, nie wszyscy byli w stanie oddać pokłon Dziecięciu. Król Herod w swojej pysze i manii wielkości nie umiał pochylić się nad tajemnicą nowego życia. Widział w tym wydarzeniu zagrożenie dla swojej pozycji i postanowił je zniszczyć. „Wrota uniżenia” są symbolem szacunku dla życia ludzkiego od poczęcia aż do naturalnej śmierci, niezależnie czy ktoś jest młody, czy w podeszłym wieku, czy może zepchnięty na margines życia z powodu niepełnosprawności i choroby. W pokorze Mędrców widzę metodę udzielania pomocy potrzebującym, słabym i chorym poprzez wykorzystanie dostępnej wiedzy połączonej z postawą szanującą godność każdego człowieka. Zawsze należy unikać wykorzystywania swojej pozycji i siły, by nie krzywdzić ludzi – tak jak to czynił Herod. Tego nas uczy Jezus Chrystus, który narodził się w ubogiej Grocie Betlejemskiej. Opuszczając Betlejem, trzeba przekroczyć mur dzielący Autonomię Palestyńską od Izraela. Można go nazwać granicą lęku człowieka przed człowiekiem. Powstał on w 2002 roku, zaraz po tym, jak palestyńscy bojownicy zabarykadowali się w Bazylice Narodzenia Pańskiego. Dla mnie jest to też symbol zamykania się świata na orędzie Chrystusowe. Są ludzie, którzy chcieliby Ewangelię umieścić za murem milczenia. Zadaję sobie pytanie – czy Jezus ma miejsce w moim sercu? && Rok polski Obyczaj i wiara (fragment) Zofia Kossak Grudzień Anioł pasterzom mówił Chociaż dni są jeszcze krótsze, noce jeszcze dłuższe, nastrój grudnia jest odmienny od nastroju listopada. Uroczysta odświętność cechuje ostatni miesiąc roku. Przyczyniają się do tego Gody i śnieg. Piękno śniegu cenią należycie tylko ci, co go od lat nie widzieli, bytując w kraju, gdzie przez pięć miesięcy obowiązuje koniec października. Na czym polega czar śniegu? Że cichy. Następnie, że biały. Cisza jest zawsze dostojna, jak hałas zawsze pospolity. Pośród wrzawy trudno myśleć, w ciszy człowiek jest przymuszony do zadumy i skupienia. Zgiełk rozdrabnia – cisza wyogromnia. Wszystkie wielkie rzeczy, by się narodzić, potrzebują ciszy. Biel to czystość i niewinność. Tęsknota stworzenia za utraconą przez grzech czystością daje się zmierzyć zachwytem, co ogarnia duszę, kiedy na ziemię spadnie pierwszy śnieg. Matka przed urodzeniem dziecka stroi dlań kołyskę. Świat oczekujący przyjścia Zbawiciela obleka się w biel. Oczekiwanie stanowi istotę grudnia. Oczekiwanie na Gody. Gody to szczególne, niecodzienne słowo. Znaczy więcej niż biesiada, obchód. To stan szczęśliwości. (…) Więc w oczekiwaniu Godów śnieży się ziemia, białe puchy wirują w powietrzu. (…) Szczególny urok otacza postać grudniowej patronki – Barbary. Nie była z Polski rodem owa dziewczynka zamknięta w lochu przez ojca poganina i z lochu wyprowadzona na śmierć, lecz jakże ją pominąć, skoro co trzecia panna w Polsce zwie się Basia, a górnicy czczą w Barbórce swoją opiekunkę serdeczną! Święta Barbara należy do rzędu czternastu Orędowników, mających stałe dyżury ratownicze nad światem, jest przy tym patronką dobrej śmierci. (…) Dlatego górnicy miłują Barbarę. Była też święta Barbara patronką polskiego podziemia w czasie okupacji niemieckiej. (…) Polska przeżywa głęboko radość nocy betlejemskiej, łącząc po swojemu stare wierzenia z nowymi. Wilia, wieczerza o charakterze sakralnym, jest tak mocno związana z nami uczuciowo, że w oczach wielu Polaków przesłania właściwe święto. Staje się treścią, miast wstępem. Potrawy spożywane w czasie Wilii, ich sposób przyrządzania, ich kolejność są tradycyjne, symboliczne, niezmienne. Z pradawnych czasów wywodzi się kutia, pszenica obtłukiwana w żarnach, znamionująca sytość, zmieszana z makiem i miodem. Mak to spokojny sen, a miód – słodycz. Zachodnie ziemie Polski wprowadziły w miejsce kutii bardziej nowoczesne łamańce z makiem, lecz wszystkie składniki potrawy pozostały te same. Kulminacyjnym momentem wieczerzy jest dzielenie się opłatkiem, zbliżające oddalonych, łączące umarłych z żywymi. Wyciągnięta dłoń z okruchem chleba sięga poza rzeczywistość. Siano rozesłane na stole przywodzi na myśl Stajenkę. Siano to po wieczerzy zostanie rozdane zwierzętom gospodarskim, wcześniej zaś posłuży do wróżb krótkiego czy sędziwego życia, zależnie od długości źdźbła wyciągniętego spod obrusa. Jedno miejsce wolne, niezajęte przez nikogo, tradycja zostawia dla „zagórskich panów”. Ktokolwiek zajdzie w dom polski w święty, wigilijny wieczór, zajmie to miejsce i będzie przyjęty jak brat. Raz do roku, w ciągu paru godzin, społeczeństwo uświadamia sobie przez ten zwyczaj, jakim rajem byłby świat, gdyby prawa wigilijnej wieczerzy rządziły nim stale. W czasie Wilii nikt nie powinien wstawać od stołu. Liczba obecnych jest pożądana parzysta, świateł nie może być trzy, zwłaszcza dotyczy to świec. Każde zdarzenie w ciągu tej wieczerzy jest wróżebne i doniosłe. O północy zwierzęta rozumieją ludzką mowę i odpowiadają na pytania człowieczym głosem. Pewien gospodarz, pragnący to sprawdzić, skrył się w oborze pod żłobem i czekał. Posłyszał, jak wół mówi do drugiego wołu: „Szkoda, że powieziemy naszego pana na cmentarz. Sprawiedliwy był człek”. Podsłuchujący przejął się do tego stopnia, że umarł nazajutrz i tak sprawdziło się, co mówiły woły. Gospodarz po Wilii idzie z siekierą do sadu, poleciwszy wprzód synowi, by czekał za płotem. Przykłada siekierę do pnia każdego drzewa, pytając srogo: „Będziesz rodzić?” – „Będę, będę!” – odkrzykuje chłopak i uspokojony tym zapewnieniem gospodarz stawia to pytanie następnej jabłoni. Potem przechodzi do pszczół. Odkłada siekierę, bo pszczoła, harde stworzenie, może się obrazić, i każdemu z uli kolejno obwieszcza wiadomość, że Chrystus Pan się narodził. Dziewczęta po Wilii stają, z łyżką drewnianą w ręku, przy płocie, nasłuchując, z której strony pies zaszczeka. Stamtąd pojawią się swaty. Zebrane w gromadkę, ustawiają zdjęte z prawej nogi trzewiki, od pieca ku wyjściu. Której trzewik pierwszy sięgnie progu, ta najprędzej pójdzie za mąż. Wieczór świętego Szczepana zwie się „szczodry wieczór”, w tym dniu bowiem czeladź i rodzina składali życzenia gospodarzowi, czyli „szczodrowali”. (Ostatnio ten zwyczaj został przeniesiony na Nowy Rok.) Po obfitym poczęstunku smarowano pułap miodem i gospodarz rzucał w górę ziarna zboża. Jeśli zboże przylgnęło do posmarowanych belek – wróżyło to dobre zbiory. Jeśli odpadło – darmo oczekiwać pomyślnego roku! „Drzewko”, śliczna ozdoba świąt Bożego Narodzenia, szczyci się starą, jak kutia, tradycją. Pochodzi od aryjskiego „drzewa życia”, którego ślady w sztuce lub obyczajowości znajdziemy wszędzie, dokąd dotarli Ariowie. (…) Niegdyś w polskich chatach w czasie Godów zawieszano u pułapu świetlicy ścięty czubek jodły lub świerku, wierzchołkiem ku dołowi, ustrojony tradycyjnie w wydmuszki jaj, piernikowe figurki (ślad zastępczych ofiar ludzi i zwierząt), jabłka znamionujące zdrowie i „światy” z opłatków. Ten prototyp „drzewka” zwano „jodłką”, a w niektórych regionach naszego kraju – podłaźniczką, a widywał ją jeszcze i opisał Oskar Kolberg. Zwyczaj ten pozostał wyłącznie ludowy. W XIX wieku burżuazja polska została oczarowana „choinką” niemiecką. Nowe drzewko pochodziło z tego samego źródła co dawne, lecz stało prosto, miast bujać się u pułapu; na gałązkach płonęły świeczki i połyskiwały kolorowe szklane bańki. Stosunkowo szybko „choinka” przeszła z salonów do chat, wypierając ubogą krewniaczkę „jodłkę”. Obecnie świeczki, którym „choinka” zawdzięcza nastrój i woń rozgrzanej żywicy, ustępują miejsca oświetleniu elektrycznemu. Zmodernizowane czy staroświeckie drzewko pozostaje w mieszkaniu obowiązkowo do Trzech Króli, stanowiąc tło dalszych obrzędów ciągnących się przez pierwszą dekadę stycznia. Jeśli na świętą Barbarę był deszcz, pasterka wypada po mrozie (i odwrotnie). Śnieg skrzypi pod nogami. Błyszczą okienka chat, jedyna to bowiem noc w roku, gdy wieś czuwa i pali światło do późna. Kościół przepełniony ludźmi otacza łuna blasku i mgła oparu bijącego z ośnieżonych ciał. Dzwony biją. Płyną chóralnie śpiewane kolędy. Stary czy młody, wierzący czy obojętny religijnie – gdzież jest Polak, dla którego melodie: „Bóg się rodzi”, „Wśród nocnej ciszy”, „W żłobie leży” – nie stanowiłyby części własnej duszy? Zrosły się one nierozerwalnie z polskością, której są wykwitem, a mogą być słusznie dumą. Każdy naród chrześcijański posiada swoje pieśni bożonarodzeniowe, nigdzie jednak nie wyrosła ich podobna mnogość, nigdzie też nie są równie bezpośrednie i tkliwe. Artur Górski w jednym ze swych dzieł nazwał Słowian „urodzonymi słuchaczami ośmiu błogosławieństw”. Dodajmy, iż byli również urodzonymi czcicielami Żłóbka. Z Bożych Tajemnic Narodzenie zdało im się najbliższe i najukochańsze. Lud niebogaty, zwyczajny surowych zim, współczuł młodej Matce, „co uboga była, rąbek z głowy zdjęła”, by okryć Dziecię złożone na sianie. Dzisiaj w okresie Bożego Narodzenia można słyszeć około dwadzieścia kolęd. Miłośnicy pieśni znają ich do sześćdziesięciu, a to jest zaledwie nikła część. Ostatni zbiór kantyczek, usiłujący być kompletnym, wydany w ostatnich dziesiątkach lat XIX wieku, liczył ponad sześćset pozycji! W tym dorobku nagromadzonym wiekami można odróżnić kilka grup. Poważne pieśni kościelne; płody rymopisów dworskich w przesadnym stylu XVIII wieku, gdzie kandory, adamanty, wety, fety i splendory zaciemniają sens każdego zdania; kolędy miejskie, cechowe; na koniec, najliczniejsze, pastorałki (…). Źródło: Zofia Kossak (1889–1968), Rok Polski Obyczaj i wiara, Instytut Wydawniczy „Pax” && Warto posłuchać Izabela Szcześniak Książka Karen Schaler pt. „Pierwsza taka Gwiazdka” to wspaniała propozycja na święta Bożego Narodzenia. Główna bohaterka Haley Hanson, pracuje w prestiżowej agencji reklamowej w Bostonie. Dziewczyna jest bardzo ambitna, zależy jej na awansie. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, jednak Haley nie czuje ducha świąt. Agencja reklamowa, w której pracuje otrzymuje zamówienie na reklamę zabawek bożonarodzeniowych, produkowanych przez dużą firmę. Jest to dobra szansa na upragniony awans. Jednak szef Larry nie chce powierzyć dziewczynie przygotowania kampanii reklamowej. Argumentuje swoją decyzje tym, że Haley spędza święta najchętniej na Karaibach, zajmując się pracą, nie czując zupełnie sensu i magii świąt Bożego Narodzenia. Haley jednak walczy o przydzielenie jej klienta. Larry postanawia wysłać ją na obóz gwiazdkowy, organizowany w pięknym pensjonacie w górach, znajdującym się o kilka godzin jazdy od Bostonu. Na początku Haley nie może się zaaklimatyzować w nowym miejscu. Nadmiar dekoracji świątecznych oraz zadania świąteczne doprowadzają dziewczynę do wykończenia nerwowego. W dodatku prowadzący obóz Ben, odbiera wszystkim uczestnikom telefony komórkowe i laptopy. Haley najchętniej by uciekła z tego miejsca, lecz musi wykonać wszystkie zadania świąteczne, by otrzymać dyplom. Pies Bena Max nie daje Haley spokoju. Wygląda jakby jej pilnował! Budzi dziewczynę rano i wyciąga na spacer. W końcu Haley odnajduje się w nowym miejscu. Zaprzyjaźnia się z uczestnikami obozu, a także z psem. Jednak najlepszym przyjacielem dziewczyny zostaje Jeff, syn prowadzącego obóz gwiazdkowy. Czy życie Haley dzięki uczestnictwu w obozie gwiazdkowym się zmieni i dziewczyna stanie się lepszym człowiekiem? Czy w jej sercu zaiskrzy uczucie miłości do Jeffa? Przeczytajcie sami! Polecam, Karen Schaler „Pierwsza taka Gwiazdka”, czyta Katarzyna Dmoch. Książka dostępna w formacie Czytak i Daisy. && Galeria literacka z Homerem w tle && Świąteczne przygotowania Krystyna Synak Wielkimi krokami zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Wymyśliłam wykonanie na choinkę świątecznych zawieszek i ozdób z kolorowego filcu. Na wcześniejszych lekcjach techniki przypomnieliśmy sobie podstawowe wzory ściegów ręcznych ozdobnych. – Witam serdecznie. O!!!… Czyżby wszyscy dzisiaj przyszli na lekcję? Bardzo się cieszę, bo od dzisiaj będziemy przygotowywać się do świąt Bożego Narodzenia. Na dzisiejszej lekcji wykorzystamy te ściegi, które powtarzaliśmy na poprzednich zajęciach w praktyce. Spójrzcie, przyniosłam kilka takich ozdób. Na stole pojawiły się kolorowe ozdoby: była zielona choinka, czerwona czapka gwiazdora, żółty dzwonek, pomarańczowa gwiazdka, brązowy misio, różowy pierniczek, biało-złoty aniołek. Z otwartymi ustami uczniowie je oglądali, a dziewczynki wzdychały i piszczały. – O jakie śliczne! – podskakiwała Nadia. – Zobacz, ta jest taka słodka. – dodała Oliwia. Tylko chłopcy lekko zdystansowali się i trzymali fason, chociaż ich miny mówiły zupełnie co innego, trzymali emocje na uwięzi. Mając 12 czy 13 lat, chłopcy chcą być traktowani jak dorośli, więc swoich emocji nie okazują. – Najpierw narysowałam na kartonie szablony, o te, które leżą na biurku. Następnie odrysowałam je na filcu, każdy dwa razy i zaczęłam je zszywać wzorem, który znacie. To jest ścieg za igłą. Wypchałam watą, można również ścinkami. Wykonałam haczyk do powieszenia. I gotowe. Teraz każdy wybierze szablon, odrysuje go dwa razy na swoim filcu, wytnie i zacznie zszywać. Do dzieła. I w tym momencie zrobił się hałas, bo wszystkie dziewczynki chciały odrysować aniołka, a wszyscy chłopcy choinkę, a każdego szablonu było po jednej sztuce. Jednak szybko pogodziłam wszystkich. Rozdzieliłam każdemu po jednym szablonie i uczniowie wzięli się do pracy. Jak zwykle podczas takich zajęć jest hałas, więc tylko poprosiłam: – Proszę wszystkich o spokój, bo wasza koleżanka chyba właśnie zasnęła. Widać miała niezbyt ciekawą nockę w internacie, skoro zasnęła na lekcji. Wszyscy odwróciliśmy się i zobaczyliśmy, że w samym rogu sali Wiktoria przykryła głowę szerokim szalem i rzeczywiście spała. Na ułamek sekundy zrobiło się cicho jak makiem zasiał i wkrótce wszyscy zabrali się do wyznaczonego zadania. Odrysowanie czy wycięcie z filcu nie stanowiło dla nich większego problemu (uczniom niewidomym przygotowałam szablon wcześniej). Najtrudniejsze zadanie było dopiero przed nimi. Nie obawiali się samego szycia, ale nawlekanie nitki do tak małej dziureczki w igle, to dopiero wyzwanie, że ho, ho. Ale cóż, zawsze mogli liczyć na moją pomoc. Tak też było i tym razem. Ustawił się do mnie tzw. rządek – „pociąg” i każdemu nawlekałam nitkę i rozpoczynałam pracę, dodatkowo przypominałam ruchy dłoni i igły przy zszywaniu poznanymi ściegami. W pewnym momencie, gdy wszyscy byli zajęci swoją pracą i rzeczywiście zrobiło się bardzo cicho, usłyszałam: – Ja nie znoszę, gdy wszyscy chwalą się swoimi drogimi prezentami po świętach, kiedy wracają do placówki. Licytują się, który prezent jest lepszy, ładniejszy, droższy. A mnie na tych prezentach wcale nie zależy. A czy pani zauważyła, że jestem inna niż wszyscy w tej klasie. Jakbym była od nich starsza, chociaż mam dopiero 11 lat. – Wiktoria wyrzuciła to na jednym oddechu i w dodatku niezauważalnie stanęła za mną bardzo cichutko. – Wiktoria, ja myślę, że brakuje ci po prostu rodziny. Wiktoria dalej ciągnęła swoją starą opowieść. O tym jak zmieniała pieluszki swojemu małemu braciszkowi, karmiła go zimnym mlekiem, wychodziła na spacerek czy poiła go zimną wodą, chociaż wówczas miała zaledwie 4 lata a braciszek kilka miesięcy (przecież 4-latek nie potrafi włączyć gazu i podgrzać mleka czy wody). Ona i jej młodszy brat zostali zabrani do placówki opiekuńczo-wychowawczej. – Wie pani co, ja cieszę się, że mój braciszek jest w rodzinie, bo on nie dałby rady być w takiej placówce. Ja to co innego, ja jestem silna i daję radę. A tak naprawdę, ja kocham szkołę, lubię uczyć się. Nie lubię placówki. Wiem, że jestem za stara, aby mnie ktoś zaadoptował. W klasie panowała kompletna cisza, nikomu nie chciało się ani hałasować, ani wygłupiać. Słuchałam tylko, choć wszyscy widzieli jak moje oczy zrobiły się wilgotne. – A dorośli to zawsze odchodzą, zawsze… – podkreśliła dziewczynka. – Wiesz co Wiki, ale dzieci też odchodzą, gdy są dorosłe. Zakładają swoje rodziny i tylko czasami zaglądają do rodziców. – No właśnie, wracają do swoich rodziców, a ja do kogo będę wracać? Do placówki? – pytanie dziewczynki zawisło w powietrzu. – Ja zawsze zapraszam swoich uczniów do siebie, gdy będą dorośli. Oni są również moimi „dziećmi”, mogą zawsze mnie odwiedzić, poprosić o pomoc i wsparcie. Drzwi dla nich są zawsze otwarte. Często mam z nimi kontakt SMS-owy lub telefoniczny. Zapraszam również ciebie i każdego z twojej klasy. Wiktoria odetchnęła głęboko. – Kim chciałabyś być, gdy dorośniesz? – zapytałam, chcąc zmienić temat. – Chcę zostać przedszkolanką lub kucharką. – To bardzo dobre pomysły na przyszłość. Jesteś wprawiona w opiekowaniu się maluchami. A kucharka nigdy nie chodzi głodna. Teraz zapewne we wszystkich domach trwają przygotowania do świąt, więc pracy jest bardzo dużo. Sprzątanie, porządkowanie, zakupy, lista potraw, strojenie pokojów. Ja sama wpadłam w wir świąteczny, wykonałam różne drobiazgi dla każdego mojego wnuka i zrobiłam mnóstwo różnych stroików do każdego pomieszczenia i oczywiście upiekłam pierniki, przygotowałam dla swoich przyjaciół drobne prezenty – kontynuowałam, chcąc zapełnić ciszę, która panowała od dłuższego czasu w klasie. – Ja na święta zostaję w placówce sama, bo wszystkie dzieci są zabierane do rodzin. Będę zupełnie sama… – podkreśliła Wiktoria. Wzięłam dziewczynkę za rękę, przytuliłam i wyszeptałam tylko coś do jej ucha. Uczniowie tego nie słyszeli, tylko po chwili Wiktoria powiedziała: – Dziękuję bardzo, może tak będzie. Pani jest zawsze taką optymistką. Cały ból, który leżał na sercu Wiktorii, wylał się tego dnia na wszystkie ławki w klasie, na podłogę, na ściany, na nas. Właśnie tego dnia poczuliśmy i zrozumieliśmy jak dobrze mieć rodzinę, nawet jeśli są w niej kłótnie i nie zawsze robimy tak, jak chcą nasi rodzice czy opiekunowie. To jednak jest to miejsce, do którego codziennie wracamy. To jest DOM, nie placówka. Wszyscy zauważyli, że Wiktoria ani razu nie użyła słowa „dom”, tylko „placówka”. Idą święta Bożego Narodzenia. Tego roku Święta będą wyglądać zupełnie inaczej z powodu pandemii. Poza tym nikt nie wie, co go czeka w kolejnym roku. Trzeba zapomnieć o przykrościach w przeszłości i pójść dalej w przyszłość. Wiki, trzeba mieć nadzieję, że i dla Ciebie znajdzie się rodzina, która Ciebie pokocha i przyjmie z otwartymi ramionami. Trzeba mieć nadzieję i tego się trzymaj. Głowa do góry, nigdy nie jesteś sama. P.S. Po feriach świątecznych oczy Wiktorii zupełnie zmieniły się, były radosne i świeciły jak promienie słońca. Podeszła do mnie i powiedziała: – W święta widziałam się z bratem, a cztery dni spędziłam u pani Asi, więc nie byłam przez cały czas sama w placówce. – A widzisz, nigdy nie wiadomo, co nas czeka jutro. A tak w ogóle marzenia się spełniają. Musimy być cierpliwi i dostrzec je kiedy się pojawią. Nie zważałam na ograniczenia związane z panującą pandemią, przytuliłam dziewczynkę i przypomniałam jej, że może liczyć na moją pomoc i może do mnie dzwonić, rozmawiać o swoich problemach, kiedy tylko będzie potrzebowała. Nie wiem, ile jest takich dziewczynek, które czekają na adopcję i akceptację, ale wiem, że one bardziej niż moje własne dzieci marzą o rodzinie, która da im szansę i która je pokocha bez zobowiązań. && Nasze sprawy && Film dostępny dla niewidomych Katarzyna Podchul Prawie wszyscy lubimy oglądać filmy. Brak wzroku nie pozwala jednak na samodzielne oglądanie dzieła wizualnego na ekranie. Z pomocą osobom z niepełnosprawnością narządu wzroku przychodzą seanse z audiodeskrypcją. Można je oglądać stacjonarnie – w kinie bądź w domu, korzystając z serwisów internetowych, z dedykowanymi specjalnie dla tej grupy osób filmami czy innymi rodzajami szeroko rozumianej kultury. W artykule tym przedstawię kilka moich doświadczeń związanych z oglądaniem filmów oraz opowiem o najbardziej mi znanych serwisach filmowych dla niewidomych, które można znaleźć w sieci internetowej. Audiodeskrypcja to opis słowny dzieła wizualnego: filmu, obrazu, rzeźby czy spektaklu teatralnego. Proces jej przygotowania jest żmudny. Najczęściej pracuje przy tym kilka osób. Audiodeskryptor tworzy opis, opowiadając w sposób spójny, rzeczowy i zrozumiały dla odbiorcy wszystkie wrażenia wizualne, np. z filmu, tak aby widz z dysfunkcją wzroku mógł swobodnie odnaleźć się w danym dziele, które ogląda. Kolejny twórca tej techniki przekazu pisze audiodeskrypcję w specjalnym do tego przeznaczonym programie komputerowym. Ostatni etap tej złożonej pracy to nagrywanie jej przez lektora. „Oglądanie inaczej” różni się, w zależności od miejsca, w którym będziemy obcować ze sztuką – kino, teatr czy zacisze domowe. Podczas seansu stacjonarnego dostajemy specjalne urządzenie wyglądem przypominające małe radyjko ze słuchawkami, przez które słyszymy przyjemny głos lektora czytającego przygotowaną wcześniej audiodeskrypcję, tak aby nie przeszkadzać innym widzom. Natomiast w naszym mieszkaniu relację z filmu, sztuki teatralnej czy obrazu otrzymujemy na płycie DVD, z której po włączeniu słyszymy głos lektora opisującego dane dzieło. Generalnie audiodeskrypcja polega na opowiedzeniu przez lektora wszystkiego, co dzieje się na ekranie lub na scenie w teatrze, albo co przedstawia obraz, rzeźba czy inne dzieło sztuki. W ten sposób osoba z niepełnosprawnością wzrokową może całkowicie skupić się na odbiorze czy fabule filmu. Jestem osobą niewidomą z resztkami wzroku. W przeszłości, gdy lepiej widziałam, uwielbiałam chodzić ze starszą siostrą na seanse kinowe. Wtedy Magda wybierała dla mnie miejsce blisko ekranu, żeby moje szczątkowe oko widziało poruszające się przedmioty, czy odbierało inne wrażenia wizualne podczas oglądania filmu. Była to dla mnie ogromna frajda. W późniejszym okresie życia, gdy mój słaby wzrok jeszcze bardziej się pogorszył, przestałam odczuwać radość z oglądania filmów. Kino z audiodeskrypcją poznałam po raz pierwszy podczas mojej nauki w liceum w ośrodku dla niewidomych w Laskach. Okazało się, że jest to ogromna pomoc dla osoby o szczątkowym widzeniu, ale nie wiedziałam, że jest dostępna poza salami kinowymi. Sytuacja zmieniła się w następnych latach, gdy dowidziałam się o serwisie Mazowieckiego Stowarzyszenia Pracy dla Niepełnosprawnych „De Facto” i ich Klubie Filmowym „Pociąg”. Od kilku lat jestem beneficjentką Serwisu Mazowieckiego Stowarzyszenia „De Facto”, od którego otrzymuję płyty DVD z różnymi dziełami kultury. Od tego czasu ponownie polubiłam oglądanie filmów. Audiodeskrypcja pozwala mi na skupienie uwagi na fabule, a nie jak dotychczas – na wrażeniach wizualnych, których musiałam się domyślać. Serwis „De Facto” przekazuje osobom z dysfunkcją wzroku filmy, opery i obrazy malarskie w dostępnej formie. Ja o tym Serwisie dowiedziałam się od Pani Prezes naszego koła PZN w Starogardzie Gdańskim. Później znalazłam w Internecie informację o warunkach korzystania z niego. Aby zostać członkiem „De Facto”, należy wysłać pocztą tradycyjną podpisany formularz zgłoszeniowy oraz orzeczenie o niepełnosprawności. Na początku dostawałam tylko filmy na płytach. Teraz otrzymuję obrazy oraz dokumenty i fabularne projekcje z okazji rocznic ważnych wydarzeń historycznych. Serwis filmowy „Pociąg” jest również dostępny w sieci. Informacje o nowościach kinowych, które można pobrać ze strony internetowej, są naprawdę ciekawe; dlatego zachęcam wszystkich zainteresowanych do zapoznania się z ofertą. Teraz kilka słów o stronach internetowych z filmami dostępnymi dla osób niewidomych, które są mi najbardziej znane i godne polecenia. Są to: • Adapter (https://adapter.pl/), • Ninateka (https://ninateka.pl/), • GBPiZS (https://www.gbpizs.gov.pl/) – ścieżka filmów z audiodeskrypcją w Dziale Zbiorów dla Niewidomych, • Kultura Dostępna (https://kulturadostepna.pl/) – inicjatywa Fundacji „Kultura bez Barier” (https://kulturabezbarier.org/). Dwa lata temu byłam w Gdyńskim Centrum Filmowym na bajce „Król Lew”, z inicjatywy Fundacji „I See You”, przy współpracy Fundacji „Kultura bez Barier”. Audiodeskrypcję przygotowali po mistrzowsku. W czasach pandemii przenieśli się z Kulturą Dostępną do Internetu. Polecam wszystkim zainteresowanie się ich platformą internetową. Każdy znajdzie tam coś interesującego dla siebie, gdyż oferta kulturalna jest bogata i dostępna dla osób niewidomych i słabowidzących. Mam nadzieję, że zachęciłam wszystkie osoby niepełnosprawne wzrokowo do korzystania z zasobów internetowych, które są dla nas dostępne. Myślę, że wśród nas są tacy, którzy niedawno stracili wzrok i nie wiedzieli dotąd o nowej możliwości oglądania filmów, sztuk teatralnych, opery czy innych dzieł sztuki. Może okaże się, że jest to dla niektórych pewnego rodzaju odskocznia od szarej codzienności czy dobra rozrywka. Szczerze zachęcam. && Drugi Ogólnopolski Przegląd Piosenki Osób Niewidomych – Opole 2021 Damian Szczepanik 21 września w Filharmonii Opolskiej im. Józefa Elsnera odbył się festiwal, na którym miałem zaszczyt być wśród publiczności. Przyjechałem ze znajomymi z Jaworzna nieco wcześniej, aby móc jeszcze trochę pozwiedzać Opole, ale najlepsze było dopiero przed nami. Do finałowego koncertu zakwalifikowało się 15 z 34 uczestników, których występy oceniało 3-osobowe jury. Ze względów bezpieczeństwa, na 500 miejsc na widowni zostało zajętych nieco ponad 400. Poziom wokalny uczestników był zjawiskowy, a dla wielu osób również wzruszający. W mojej ocenie to była prawdziwa liga mistrzów. Wykonawcom towarzyszyła orkiestra Filharmonii Opolskiej pod dyrekcją Szymona Makowskiego. Kilku wokalistów zaśpiewało piosenkę własnego autorstwa, co u mnie wywołało dodatkowe pozytywne emocje. Pierwsza uczestniczka, Patrycja Baczyńska przyjechała z Ustki. Wychodzi z założenia, że „dobro ma szeroki zasięg i może zmieniać świat na lepszy”. Zaśpiewała piosenkę „W moim śnie”, do której sama napisała słowa. Kolejna uczestniczka, Anna Wereszczyńska przyjechała z Brzegu. Mówi o sobie, że żyje zwyczajnie, a na dodatek komponuje i śpiewa. Zaśpiewała „Gdybym mogła” własnego autorstwa. Następnie swoje umiejętności wokalne zaprezentowała Kinga Kasprzyk, która przyjechała z miejscowości Klucze. W 2019 r. na pierwszym przeglądzie zdobyła specjalną nagrodę prezydenta Opola. W tym roku wykonała piosenkę z repertuaru Eleni pod tytułem „Muzyka Twoje imię”. Jako czwarta wystąpiła Joanna Zdobylak ze Świętoszyna, laureatka wielu festiwali i przeglądów. Niedawno założyła swój kanał na YouTube, a poza muzyką pasjonują ją języki obce, dobra literatura i ciekawi ludzie. Zaśpiewała utwór z repertuaru Celine Dion. To było mocne wykonanie, które wywołało u mnie ciary, a Joanna stała się moją faworytką. Kolejna uczestniczka od lat marzyła, żeby zaśpiewać z orkiestrą, a teraz to marzenie stało się rzeczywistością jak w pięknym śnie. Magdalena Marciniszyn z Bielkowic wykonała swoją piosenkę „Prośba na koniec dnia”. Następnie zaprezentowała się Ewa Domańska z Warszawy. Uczyła się i studiowała w Polsce i Hamburgu. Śpiewa i komponuje, ale muzyka to dla niej nie wszystko, bo studiowała też dziennikarstwo i komunikację. Wykonała utwór własnego autorstwa pod tytułem „Walc”. W końcu pojawił się pierwszy mężczyzna, a był to Kacper Kujawski ze Szczecina, uczeń drugiej klasy Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego. Oprócz śpiewu pasjonuje się lotnictwem, nauką języków obcych i fotografią. Zaśpiewał „Zawsze gdzieś czeka ktoś” Anny Jantar. Następnie na scenie pojawiła się Patrycja Malinowska z Płocka. Poza muzyką lubi stare samochody, motory, a także rosół, czekoladę i czarne porzeczki. „Słoneczko mnie grzeje” to piosenka napisana specjalnie dla niej przez Wandę Czubernat. Po niej wystąpiła Natalia Ćwik, która przyjechała z miejscowości Kosin. Wykonała utwór „Człowieczy los” Anny German. Później oglądaliśmy na scenie drugiego już tego wieczoru mężczyznę, był nim Krzysztof Wysocki z Bydgoszczy. Jest wulkanem energii, a poza śpiewaniem gra na instrumentach klawiszowych i gitarze oraz zajmuje się nagłaśnianiem i realizacją dźwięku. Prezes i założyciel Fundacji na Rzecz Promowania Aktywności Osób Niepełnosprawnych. Wykonał utwór „Jeśli nie zapomnisz mnie” Aleksandra Żabczyńskiego. Z francuskim utworem przyjechała Aleksandra Koperny z Tarnowa. Najbardziej lubi śpiewać francuskie piosenki i robić własne aranżacje do nich. Górny Śląsk doczekał się swojego reprezentanta, a był nim Jarosław Ferdynus z Bytomia. Od kilkunastu lat pracuje społecznie na rzecz osób niepełnosprawnych, optymistycznie podchodzi do życia i ludzi, a głosem operuje w ponad trzech oktawach. Wykonał utwór „Waving Through a Window” z musicalu. Monika Czerczak, która przyjechała z Wrocławia, pracuje w Fundacji Wygrajmy Razem jako specjalista promocji. Śpiewa odkąd pamięta, a od 6 lat nie brała udziału w żadnych konkursach. Zmieniła zdanie, gdy w 2019 r. przyjechała na pierwszy przegląd do Opola, bo zakochała się w atmosferze. Wykonała utwór „Uciekaj moje serce” Seweryna Krajewskiego. Publiczność ciepło ją przywitała, a na widowni zapanowała euforia. Ostatni z panów, Armand Perykietko z Wrocławia zaśpiewał „Skrzypka na dachu”. Śpiewał już w Holandii, na festiwalu piosenki włoskiej a także w Opolu. W rytm muzyki ludzie bili żywiołowo brawo i atmosfera zrobiła się niesamowita. Ostatnia uczestniczka, Oliwia Maciejuniec przyjechała z Nowogardu. Od najmłodszych lat występuje na scenie i śpiewała już na Międzynarodowym Festiwalu Kolęd i Pastorałek w Będzinie i na „Zaczarowanej piosence”. Zaśpiewała „l Nauczmy się żyć obok siebie” Zbigniewa Wodeckiego. Po występach uczestników jury udało się na naradę, żeby wyłonić laureatów, a publiczność miała przerwę na poczęstunek, który przygotowali organizatorzy. Po przerwie cała cudowna piętnastka wokalistów wyszła na scenę i dostali owacje na stojąco. Nagrody specjalne przyznały: Rada Seniorów Opola, Powiatowa Społeczna Rada do Spraw Osób Niepełnosprawnych z Opola, Uniwersytet Opolski i Zarząd Główny Polskiego Związku Niewidomych. Nagrody główne trafiły do: Oliwii Maciejuniec, która otrzymała specjalne wyróżnienie od jury; miejsce 3 zajęła Patrycja Baczyńska. Tuż przed nią uplasowała się Patrycja Malinowska; zwyciężczynią została Anna Wereszczyńska. Są wygrani i są przegrani, ale wola walki jest tu najważniejsza. Trzeba walczyć, aby zwyciężyć w kolejnej edycji i nie wolno się poddawać. To była ogromna dawka emocji i wzruszeń, a to dzięki wszystkim uczestnikom, którzy zaprosili nas do swojego pięknego świata prosto z serca. W pamięci będą mi śpiewać długo. Na koniec najlepsza trójka jeszcze raz wykonała swoje utwory, a ja starłem z policzka samotną łzę… Koncert otwierał nam wszystkim nie tylko oczy, ale i serca i pokazywał, jak piękny może być świat. && Pożegnanie Z prawdziwym żalem żegnamy Panią Bożenę Lampart, cenioną autorkę miesięcznika „Sześciopunkt”, która przez kilka lat regularnie współpracowała z naszą redakcją. Wyrażamy współczucie rodzinie i łączymy się w smutku po stracie dobrego, życzliwego człowieka. Zespół redakcyjny && Była jak ciepły, radosny promyk słońca Iwona Włodarczyk 26 października był dniem, który przyniósł wielu osobom smutek, zaskoczenie oraz niedowierzanie. Tego dnia, sprawdzając pocztę w skrzynkach mailowych, czekała na nas bardzo smutna informacja o odejściu z doczesnego świata jednej z koleżanek, a jednocześnie autorek licznych artykułów publikowanych w „Sześciopunkcie”. Bożena Lampart praktycznie z dnia na dzień, pomimo chęci życia i planów, jakie chciała jeszcze zrealizować, odeszła do życia wiecznego. Nie tylko rodzinie jest trudno pogodzić się z tą stratą, lecz również licznym znajomym, dla których Bożenka miała zawsze czas oraz dobre słowo. Nigdy nie miałyśmy okazji poznać się osobiście, jednak od momentu, gdy przed kilkoma laty otrzymałam od Niej wiadomość, nawiązana znajomość przerodziła się szybko w przyjaźń. Nasze częste pogaduchy pozwoliły mi przede wszystkim dostrzec Jej niezwykłą siłę oraz pogodę ducha. Nie pamiętam ani jednej rozmowy, podczas której nie przewinęłaby się troska Bożenki o innych ludzi. Pomimo licznych ograniczeń, jakie przyniosła Jej niepełnosprawność, na wszelkie możliwe sposoby starała się wspierać tych, którym aktualnie takie wsparcie było potrzebne. Zawsze była na bieżąco z nowymi przepisami prawnymi, pojawiającymi się projektami, a następnie swoją wiedzą dzieliła się z innymi. Współpracowała z licznymi urzędami oraz stowarzyszeniami, między innymi ze Stowarzyszeniem „De Facto” oraz z Fundacją „Świat według Ludwika Braille’a”. Czytelnicy „Sześciopunktu” mieli okazję przeczytać niejeden Jej artykuł, a wachlarz tematów, które poruszała w swoich tekstach, był zróżnicowany. Interesowała się historią, sztuką oraz życiem codziennym i tradycjami ludzi żyjących w innych niż nasza kulturach. Pisanie było Jej wielką pasją i jak sama przyznała w ostatniej rozmowie ze mną, w trakcie pisania odpoczywała. Życie Jej nie oszczędzało, jednak Ona, na przekór losowi, potrafiła w każdej trudnej sytuacji dostrzec chociażby najmniejszą dobrą stronę i cieszyć się nią. Pamiętam jak dziś radość Bożeny z pierwszego artykułu Jej autorstwa, który był opublikowany w „Sześciopunkcie”, a kiedy została wyróżniona w corocznym Konkursie Lady D., nie mogła w to uwierzyć. Empatia oraz skromność to dwie cechy, które nieodłącznie wiążą się z osobą Bożeny, a Jej ciepły głos potrafił przegonić u rozmówcy nawet najgorsze ponure myśli. Pozytywna energia to coś co towarzyszyło Jej każdego dnia, nigdy nie narzekała na brak zajęć i miało się wręcz wrażenie, że goni życie. Dni mijają, a w mojej głowie wciąż przewijają się fragmenty naszych rozmów, tych na poważne tematy, tych podczas których śmiałyśmy się do łez oraz takich z nutką nostalgii i tęsknoty za tym co było i za tym, co z powodu naszej niepełnosprawności stało się nieosiągalne. To co Bożenka pozostawiła w pamięci nie tylko mojej, lecz także innych, to dobre wspomnienia; tym trudniej pogodzić się z Jej odejściem. && Listy od Czytelników Dzień dobry! Bardzo dziękuję za artykuł dotyczący tematu białej laski. Sama jestem osobą niewidomą od urodzenia. Kształciłam się w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie a dzisiejszym Centrum. Już od dziecka uczono mnie poruszania się z białą laską, dlatego łatwiej mi było się do niej przyzwyczaić. Kiedy pojawiałam się np. w sklepie samoobsługowym spotykałam się z życzliwością i pomagano mi w zrobieniu zakupów. Jednak jest niewielki procent ludzi postrzegających nas negatywnie i patrzących na nas jak na dziwaków. Dlatego w dalszym ciągu trzeba zwracać uwagę na to, że jesteśmy ludźmi normalnie funkcjonującymi w świecie. Problem ten ma miejsce w mniejszych miejscowościach, gdzie jesteśmy mniejszością a większość to osoby pełnosprawne. Piszę to, ponieważ tego doświadczyłam. Kiedy chciałam sama wyjść na spacer odpowiadano mi: A co ludzie powiedzą? Zasłaniano się jeszcze innymi argumentami, których nie będę przytaczać, bo piszę do Państwa w innym celu, ale chciałam dołożyć swoje przysłowiowe trzy grosze do poruszonego tematu. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że temat białej laski poruszany jest w mediach, osobiście nigdy o tym nie słyszałam w ogólnopolskim radiu czy telewizji. Moim zdaniem, przynajmniej piętnastego października każdego roku temat ten powinien być poruszany. Są to moje spostrzeżenia nawiązujące do tekstu dotyczącego białej laski. Piszę do Państwa, ponieważ chciałam zaproponować trzy propozycje tematyczne do Sześciopunktu. Pierwszą do Nowinek tyfloinformatycznych. Dotyczy ona telefonów z androidem. Posiadam drugi telefon z androidem i ogólnie jestem z niego zadowolona, ale nie wiem dlaczego program udźwiękawiający TalkBack co jakiś czas się zawiesza przez co mam utrudnioną pracę na smartfonie. Chciałabym poprosić o odniesienie się fachowca do tego problemu. Dobrze by było, żeby opisano również najnowocześniejsze funkcje tego typu telefonów, bo chciałabym wiedzieć więcej o tych komórkach. Drugi temat kieruję do Poradnika Psychologa. Dotyczy on przemocy. Przemoc bywa powodem depresji i samobójstw, o których była mowa we wcześniejszych artykułach. Ostatnią propozycją jest temat dotyczący zakładania rodziny przez ludzi niepełnosprawnych a konkretnie przez osoby mające problemy ze wzrokiem. Szukałam na ten temat informacji w Internecie, ale jest ich niewiele. Zastanawiałam się, ile rocznie osób z tą niepełnosprawnością zakłada rodziny. Czy są jakieś dane statystyczne a jeśli są, to gdzie ich szukać? Rozmawiałam na ten temat z wieloma osobami, które nie potrafiły mi na to pytanie odpowiedzieć. Chciałabym, aby Państwo się temu przyjrzeli i myślę, że dobrze by było, gdyby jedno z małżeństw z dysfunkcją wzroku podzieliło się z Czytelnikami swoją historią oraz tym, jak sobie radzą z trudnościami w życiu codziennym. Gorąco Państwa pozdrawiam i czekam na kolejny numer Sześciopunktu. Monika Mroczek && Ogłoszenia && „Mój iPhone – przewodnik obsługi dla osób niewidomych” W okresie od 10.11.2021 r. do 20.12.2021 r. Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a” realizuje zadanie publiczne polegające na opracowaniu i wydaniu publikacji pn. „Mój iPhone – przewodnik obsługi dla osób niewidomych”. Celem zadania publicznego jest zaznajomienie osób niewidomych z możliwościami i korzyściami, jakie oferuje iPhone oraz przekazanie praktycznej wiedzy niezbędnej do samodzielnej obsługi. Publikacja zostanie wydana w piśmie Braille’a w ilości 60 egz. oraz bezpłatnie przekazana do odbiorców zadania – 60 osób niewidomych posiadających znaczny stopień niepełnosprawności, zamieszkałych na terenie powiatów województwa lubelskiego: (powiaty: M. Lublin, chełmski, włodawski, świdnicki, krasnostawski, kraśnicki, puławski, parczewski, radzyński, tomaszowski, lubelski, lubartowski, rycki, opolski, zamojski, łukowski, łęczyński, hrubieszowski). Zadanie publiczne zostało dofinansowane przez Województwo Lubelskie działające poprzez Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej w Lublinie. && Sprzedam powiększalnik Sprzedam elektroniczny powiększalnik stacjonarny – See HD 22”. Osoby zainteresowane proszę o kontakt telefoniczny: 517–268–570. Czytelniczka && Prezent pod choinkę Szanowni Państwo, dotąd znany byłem Czytelnikom „Sześciopunktu” jako autor artykułów wszelakich w ogólności, a dotyczących polszczyzny szczególnie. Dziś zdobywam się na odwagę, aby zaprezentować Państwu moją twórczość muzyczną. Mam nadzieję, że tych kilka piosenek bożonarodzeniowych umili Państwu ten szczególny czas i wleje w serca trochę nadziei oraz radości. Nie są to kolędy w sensie ścisłym, a raczej pastorałki, których jestem autorem i nieudolnym wykonawcą. Wystarczy skopiować poniższy link do przeglądarki internetowej, aby pobrać sześć utworów, którym nadałem wspólny tytuł: „Świąteczny czas”. Wesołych świąt Bożego Narodzenia! Tomasz Matczak Instrukcja pobrania pastorałek: 1. Skopiuj poniższy link do przeglądarki internetowej i naciśnij Enter. 2. Tabulatorem znajdź przycisk POBIERZ. 3. Gdy otworzy się alert antywirusowy znajdź przycisk POBIERZ MIMO TO i naciśnij Enter, aby rozpocząć pobieranie archiwum zip z piosenkami. Archiwum zostanie pobrane do folderu użytkownika Pobrane, jeśli nie wprowadzono zmian w domyślną lokalizację pobierania plików. Link: https://drive.google.com/open?id=12FalefOoUouuXTIIq_djZm9qGSMYLHnR&authuser=kontynent.internet%40gmail.com&usp=drive_fs && Drogi Czytelniku! Wesprzyj działalność na rzecz osób niewidomych i słabowidzących przekazując swój 1% podatku Organizacji Pożytku Publicznego – Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a” wpisując w roczne rozliczenie PIT numer KRS 0000515560. Możesz również przekazać dowolną kwotę na numer konta 33 1750 0012 0000 0000 3438 5815 BNP Paribas Bank Polska S.A. z dopiskiem Darowizna na cele statutowe Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a”. Z góry dziękujemy za wsparcie, życzliwość i zrozumienie. Zarząd Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a”