Sześciopunkt Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących ISSN 2449–6154 Nr 2/71/2022 luty Wydawca: Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a” Adres: ul. Powstania Styczniowego 95D/2 20–706 Lublin Tel.: 697–121–728 Strona internetowa: http://swiatbrajla.org.pl Adres e-mail: biuro@swiatbrajla.org.pl Redaktor naczelny: Teresa Dederko Tel.: 608–096–099 Adres e-mail: redakcja@swiatbrajla.org.pl Kolegium redakcyjne: Przewodniczący: Patrycja Rokicka Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski Na łamach „Sześciopunktu” są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Dofinansowano ze środków Fundacji ORLEN && && Od redakcji Drodzy Czytelnicy! Mimo śniegu i mrozu, lutowy numer „Sześciopunktu”' trafia do Państwa ciepłych, gościnnych domów. W lutym obchodzimy sympatyczne święto zakochanych – „Walentynki”. O wielkim, dramatycznym uczuciu pisze autor w artykule o ostatniej miłości Andrzeja Zauchy, który publikujemy w dziale „Rehabilitacja kulturalnie”. W kolejnym artykule pt. „Magia słów” autorka zabiera nas w świat słów, zwracając uwagę na ich wyjątkową moc i siłę. Temat prawdziwej miłości powraca w „Galerii literackiej”, w której autor dzieli się starą legendą o powstaniu grodu, a następnie miasta Lubaczów. W rubryce „Nasze sprawy” autorka przedstawia sylwetki osób biorących udział w szkoleniu dla instruktorów orientacji przestrzennej, pokazuje ich zaangażowanie i chęć niesienia pomocy. W tym też dziale, inny autor pokazuje na własnym przykładzie, niełatwą drogę ku niezależności i wolności finansowej, z uporem poszukując stałego zatrudnienia. Jak zawsze, warto zajrzeć do „sześciopunktowych” poradników. Tym razem prawnik omawia świadczenia rentowe i emerytalne, a psycholog radzi, jak rozwiązywać problemy w relacjach dorosłych dzieci z rodzicami. Zapraszamy do kontaktu z redakcją, czekamy na Państwa uwagi i opinie. Życzymy ciekawej lektury. Zespół redakcyjny && Miłość od pierwszego wejrzenia Wisława Szymborska Oboje są przekonani, że połączyło ich uczucie nagłe. Piękna jest taka pewność, ale niepewność piękniejsza. Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej, nic między nimi nigdy się nie działo. A co na to ulice, schody, korytarze, na których mogli się od dawna mijać? Chciałabym ich zapytać, czy nie pamiętają – może w drzwiach obrotowych kiedyś twarzą w twarz? jakieś „przepraszam” w ścisku? głos „pomyłka” w słuchawce? – ale znam ich odpowiedź. Nie, nie pamiętają. Bardzo by ich zdziwiło, że od dłuższego już czasu bawił się nimi przypadek. Jeszcze nie całkiem gotów zamienić się dla nich w los, zbliżał ich i oddalał, zabiegał im drogę i tłumiąc chichot odskakiwał w bok. Były znaki, sygnały, cóż z tego, że nieczytelne. Może trzy lata temu albo w zeszły wtorek pewien listek przefrunął z ramienia na ramię? Było coś zgubionego i podniesionego. Kto wie, czy już nie piłka w zaroślach dzieciństwa? Były klamki i dzwonki, na których zawczasu dotyk kładł się na dotyk. Walizki obok siebie w przechowalni. Był może pewnej nocy jednakowy sen, natychmiast po zbudzeniu zamazany. Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie. && Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko && Karta Mastercard dla osób niewidomych i niedowidzących BiznesTuba Wady wzroku to problem, który dotyczy 2,2 miliarda ludzi na świecie. Mastercard wprowadza nowy standard kart dostępnych dla osób niewidomych i niedowidzących, pod nazwą Touch Card. Specjalne nacięcia na krótszym boku kart z serii Touch Card pozwalają odróżniać od siebie karty kredytowe, debetowe i przedpłacone. Niewiele jest skutecznych sposobów na to, by osoby niedowidzące mogły szybko zorientować się, czy trzymają w ręku kartę kredytową, debetową, czy przedpłaconą – zwłaszcza że coraz więcej kart ma płaskie wzory, bez wytłoczonych nazw i numerów. Mastercard odpowiada na to wyzwanie za pomocą prostej, ale skutecznej innowacji. Touch Card zapewni większe poczucie bezpieczeństwa, integracji i niezależności 2,2 mld ludzi na świecie, którzy borykają się z wadami wzroku. Rozpoznawanie kart płatniczych sprawia realną trudność osobom niedowidzącym. Dotykowe rozwiązanie pozwoli konsumentom odróżniać od siebie karty płatnicze i łatwiej wybrać tę, którą chcą zapłacić. Touch Card – prosta, ale skuteczna innowacja W nowych kartach z serii Touch Card Mastercard udoskonalił dotychczasowy standard wzornictwa, wprowadzając system nacięć na ich boku, aby ułatwić konsumentom rozpoznanie karty wyłącznie za pomocą dotyku. Nowe karty kredytowe Touch Card mają okrągłe wycięcie, karty debetowe – szerokie, kwadratowe wycięcie, a karty przedpłacone – wycięcie trójkątne. Ten standard został dostosowany do terminali płatniczych i bankomatów, dzięki czemu można go wdrożyć na dużą skalę. Koncepcja Mastercard została zweryfikowana i zatwierdzona przez organizację Royal National Institute of Blind People w Wielkiej Brytanii (RNIB) oraz VISIONS/Services for the Blind and Visually Impaired w Stanach Zjednoczonych. Kartę współtworzyła IDEMIA, firma zajmująca się technologią identyfikacji, która opracowuje mobilne prawa jazdy i biometryczne karty płatnicze. Mastercard w punktach sprzedaży na całym świecie wprowadza dźwiękową identyfikację płatności (tzw. sonic brand), która ma potwierdzać wykonanie transakcji Wprowadzenie przez Mastercard standardu Touch Card rozszerza jej zaangażowanie na rzecz integracji społecznej. Zobowiązaniem firmy jest bowiem nie tylko przeciwstawianie się nierównościom, ale też stanie na czele zachodzących zmian. Źródło: https://biznestuba.pl/innowacje/karta-mastercard-dla-osob-niewidomych-i-niedowidzacych/ && Interaktywna laska dla niewidomych Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego Na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu powstaje niezwykła praca inżynierska. Wynalazek studenta UPWr Artura Salamona, czyli interaktywna laska, znacznie poprawi bezpieczeństwo osób niewidomych oraz zrewolucjonizuje ich poruszanie się pod drogach. Przeczytajcie, na czym polega wyjątkowość projektu. Jak powstał pomysł na interaktywną laskę dla niewidomych? Pomysł, by stworzyć interaktywną laskę zrodził się dwa lata temu, gdy Artur Salamon pomagał osobie niewidomej dotrzeć na przystanek tramwajowy. Student Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu dostrzegł wówczas zagrożenia, z którymi mierzą się osoby z dysfunkcją wzroku w ruchu ulicznym, zwłaszcza w tak dużym mieście jak Wrocław. Przykładem zagrożenia mogą być chociażby hulajnogi elektryczne. W co będzie wyposażona nowoczesna laska? Nowoczesna, interaktywna laska ma zostać wyposażona w: • czujniki odległości, • wykrywacz przeszkód na drodze, • wibracje, sygnalizujące zagrożenie, • zmienną modulację sygnału w rękojeści, co pozwoli oszacować, w jakiej odległości jest przeszkoda. Ponadto interaktywna laska dla osób z niepełnosprawnością wzroku będzie automatycznie włączać czerwone diody sygnalizacyjne po zmroku. Kolejny ważny dodatek to system „blue light”. Emituje on wyraźne światło niebieskie na torze poruszania się niewidomego, co zwraca na niego uwagę otoczenia. Urządzenie będzie zbudowane z niedrogich komponentów, aby każdy niewidomy lub niedowidzący mógł sobie pozwolić na jego zakup i cieszyć się bezpieczeństwem na drodze. Źródło: https://firr.org.pl/2021/12/03/interaktywna-laska-dla-niewidomych/ && Co w prawie piszczy && Co nowego w ZUS? Prawnik Świadczenia wypłacane przez jednostki organizacyjne Zakładu Ubezpieczeń Społecznych właściwe ze względu na miejsce zamieszkania osoby zainteresowanej stanowią bardzo szerokie zagadnienie. Pomimo cyklu kilku artykułów o tematyce rent i zasiłków zdecydowanie nie wyczerpaliśmy jeszcze niniejszej problematyki. Duży stopień sformalizowania, a także nieustannie zmieniające się przepisy prawa są przyczynkiem do podjęcia kolejnej próby przybliżenia ważnych dla naszej społeczności „zusowskich” zagadnień. Zmiany dotyczące zawieszania renty socjalnej z powodu uzyskiwania dodatkowych przychodów Od 1 stycznia 2022 roku do renty socjalnej są stosowane te same zasady co do renty z tytułu niezdolności do pracy. Dla wielu rencistów oznacza to możliwość pobierania renty w pełnej lub zmniejszonej wysokości. W przypadku osiągania przychodu z tytułu działalności podlegającej obowiązkowi ubezpieczeń społecznych rencista socjalny może, bez konsekwencji w wysokości renty, osiągnąć przychód wynoszący do 70 proc. przeciętnego wynagrodzenia, tj. do 3960,20 zł. Renta socjalna ulegnie zawieszeniu w przypadku osiągania przychodu w wysokości przekraczającej 130 proc. przeciętnego wynagrodzenia, tj. powyżej kwoty 7354,00 zł. Przychody w wysokości od 70 proc. do 130 proc. przeciętnego wynagrodzenia powodują zmniejszenie wysokości renty socjalnej, ale nie więcej niż o maksymalną kwotę zmniejszenia. Przedstawione powyżej progi finansowe obowiązują do 28 lutego 2022 roku. Osoba pobierająca rentę socjalną jest w dalszym ciągu zobowiązana niezwłocznie powiadomić ZUS o okolicznościach powodujących zawieszenie prawa do świadczeń albo zmniejszenie ich wysokości. Ważna jest również kwestia trybu rozliczania osiągniętych przychodów. Najkorzystniej jest dokonać tego przez rozliczanie roczne, ponieważ zarobki są sumowane i dzielone na 12 miesięcy. W przypadku, gdy aktualnie Twoja renta jest zawieszona, od nowego roku ZUS wznowi jej wypłatę, po otrzymaniu oświadczenia o wysokości osiąganego przychodu. Przychodem określamy zarobki osiągane z działalności podlegającej obowiązkowym ubezpieczeniom społecznym, np.: • z pracy na podstawie stosunku pracy, • z pracy na podstawie umowy zlecenia lub współpracy przy tej umowie, • z pracy na podstawie umowy agencyjnej lub współpracy przy tej umowie, • z pozarolniczej działalności oraz współpracy przy jej wykonywaniu. Pamiętajmy, że gdy osiągamy przychód z dwóch lub więcej źródeł, to są one sumowane (np. przychód z pracy i działalności gospodarczej). Od 1 stycznia 2022 roku przychody z tytułu umowy najmu, podnajmu, dzierżawy, poddzierżawy lub innych umów o podobnym charakterze, opodatkowanych na podstawie przepisów o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne, nie mają wpływu na zmniejszenie lub zawieszenie renty socjalnej. Przypomnijmy także, iż emeryci, którzy ukończyli powszechny wiek emerytalny, mogą dorabiać do swojego świadczenia bez ograniczeń. Podobnie sytuacja wygląda w stosunku do osób, które pobierają renty dla inwalidów wojennych, renty dla inwalidów wojskowych lub renty rodzinne po uprawnionych do tych świadczeń. ZUS przeliczy świadczenie tylko raz w roku Od nowego roku obowiązują ujednolicone przepisy w zakresie świadczeń przyznawanych dla pracujących osób dorabiających do emerytur i rent z tytułu niezdolności do pracy. Osoby, które dorabiają do świadczeń przyznanych na starych zasadach, będą mogły tylko raz w roku wystąpić (tak jak obecnie osoby otrzymujące tzw. nowe emerytury) o doliczenie okresów składkowych, przebytych po przyznaniu renty lub emerytury, czyli o przeliczenie świadczenia (podniesienie jego wysokości). Oczywiście przeliczenie świadczeń (przyznanych na starych i nowych zasadach) jest także możliwe po ustaniu ubezpieczenia, czyli np. rozwiązaniu umowy o pracę. Opiekunowie osób niepełnosprawnych łatwiej otrzymają rentę Od 18 września 2021 roku możliwe jest przyznanie renty osobom, które stały się niezdolne do pracy w okresach pobierania świadczenia pielęgnacyjnego, specjalnego zasiłku opiekuńczego lub zasiłku dla opiekuna, nawet jeśli nie było obowiązku opłacenia składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe. Oczywiście osoby te muszą spełnić pozostałe warunki do uzyskania renty z tytułu niezdolności do pracy. Zmiany w zakresie prawa do świadczeń z ubezpieczenia chorobowego Ustalono również nowe zasady zliczania okresów niezdolności do pracy do jednego okresu zasiłkowego. W wyniku zmian będą do niego zaliczone zarówno okresy nieprzerwanej niezdolności do pracy, jak również okresy niezdolności do pracy, które zaistniały przed lub po przerwie, jeżeli przerwa ta jest nie dłuższa niż 60 dni, i jeżeli niezdolność ta nie występuje w okresie ciąży. Nie zmieniono natomiast długości okresu zasiłkowego, przysługującego w okresie ubezpieczenia – wynosi on nadal co do zasady 182 dni (270 dni w przypadku niezdolności zaistniałej w okresie ciąży i w przypadku gruźlicy). Skróceniu uległ okres pobierania zasiłku chorobowego po ustaniu ubezpieczenia; przyjęto, że nie będzie on dłuższy niż 91 dni. E-wizyta w ZUS Podczas wideorozmowy klienci ZUS mogą porozmawiać z ekspertem o sprawach związanych z emeryturami krajowymi oraz międzynarodowymi, rentami, wypłatą zasiłków, prowadzeniem firmy, a także uzyskać informacje o zasadach korzystania z tzw. tarczy antykryzysowej. Podczas spotkania istnieje również możliwość potwierdzenia profilu na Platformie Usług Elektronicznych (PUE) ZUS. Od 16 lutego 2021 r. Zakład Ubezpieczeń Społecznych uruchomił także e-wizyty dla osób niesłyszących i niedosłyszących. && Zdrowie bardzo ważna rzecz && Dla ozdoby i zdrowia jeżówka purpurowa Damian Szczepanik Jeżówka purpurowa występuje też pod nazwą naukową jako Echinacea purpurea. Jest to roślina, która pochodzi z Ameryki Północnej, w Europie jest stosowana i znana jako kwiat ozdobny i uprawny. Osiąga od 60 cm do 1,5 metra wysokości. Ma sztywne pędy, a jej główną ozdobą są koszyczkowate kwiaty. Składają się z kolczastych kwiatów rurkowych i ozdobnych języczkowych. Obecnie występuje wiele odmian jeżówki, a najbardziej popularna, o kwiatostanach różowych, uwielbiana przez bąki, pszczoły, motyle, jest bardzo chętnie zapylana. Jeżówka jest jednak nie tylko cenną rośliną ozdobną, ale również leczniczą. Wszyscy teraz dbamy o swoją odporność. W czasie, kiedy walczymy z wirusem, myślimy o tym co zażywać, żebyśmy się obronili. Jeżówka jest ziołem, które bardzo silnie działa przeciwwirusowo i wzmacnia odporność. Można ją zaparzyć wraz ze świeżym imbirem i koprem włoskim. Napar w połączeniu z tymi ziołami o termice ciepłej będzie bardziej zrównoważony i zwiększy efekty. Zioło jest również dostępne w kapsułkach, ale mi smakuje herbata i piję ją z przyjemnością. Badania pokazują, że osoby stosujące jeżówkę w okresie przeziębień, znacznie wzmacniają górne drogi oddechowe. Mogą to zioło zażywać osoby zdrowe, a także takie, które są po antybiotykoterapii, gdzie system immunologiczny trochę osłabł. Warto odporność czerpać z soku lub innych preparatów z jeżówki. Często się mówi, że jeżówka skraca nasze przeziębienie, w zależności od organizmu, co najmniej o półtora dnia. Myślę, że ta wiadomość jest bardzo dobra i warto się w ten produkt zaopatrzyć. Jeżówka jest też skuteczna w walce z innymi chorobami wirusowymi. Z wirusami często kojarzy mi się opryszczka, bo pojawia się zazwyczaj, kiedy mamy nagły spadek temperatury w ciele, czyli jakieś szybkie ochłodzenie lub jeśli obniża nam się odporność. Warto więc używać, np. soku z jeżówki, na opryszczkę, czyli tak zwane „zimno”, by sobie szybko z tym poradzić. Oczywiście, jako pasjonat ziół i kosmetyków do naturalnej pielęgnacji ciała muszę wspomnieć o świetnym wpływie jeżówki na cerę, gdyż aktywuje proces regeneracji naskórka. Bierze udział w syntezie kolagenu i chroni nas przed promieniowaniem UV. Dzięki takiej ochronie znacznie później zaczną nam wyskakiwać wszelkie zmarszczki, a cera będzie się wolniej starzeć. Dodam jeszcze, że kolagen wygładzi naszą skórę i będzie ją chronił przed pękaniem. Dlatego jeżówka jest tak często dodawana do preparatów przeznaczonych do smarowania ust. Na koniec polecam zrobić samemu nalewkę zdrowotną, do której potrzebujemy 0,5 l czystej wódki i 100 g suchego korzenia jeżówki. Jeśli mamy taki kwiatek w ogródku i przychodzi jesień, a kwiatek już zwiędnie, to możemy go wykopać, wykorzystać jego korzeń i cieszyć się jego wartościami. Mam nadzieję, iż kogoś przekonałem, że ten kwiat jest wart tego, aby zakwitnąć w naszym ogrodzie. Jest to roślina wieloletnia i każdego lata będzie przypominać już nieco o jesieni, o grypkach i chrypkach, warto go mieć na gorączkę i przeziębienia. Cieszmy się naturą i wykorzystujmy ją jak najlepiej. && Gospodarstwo domowe po niewidomemu && „Krok za krokiem. Podręcznik czynności życia codziennego dla niewidomych” (fragment) PZN Tym razem w dziale, w którym omawiane są różne problemy dotyczące prowadzenia gospodarstwa domowego, chcemy zaprezentować Państwu fragment publikacji „Krok za krokiem. Podręcznik czynności życia codziennego dla niewidomych”. Podręcznik ten został wydany przez Polski Związek Niewidomych dość dawno, bo w 1979 roku, ale wiele wskazówek i porad w nim zawartych znajdzie zastosowanie także dzisiaj (przyp. red.). Sprzątanie A) Odkurzanie Technika 1. Wyczuj ręką krawędź sprzętu, który ma być odkurzony. 2. Stojąc po lewej stronie, bez ściereczki w ręku, połóż koniuszki palców obu dłoni na krawędzi stołu. Dłonie powinny być skierowane ku dołowi, a palce swobodnie rozstawione na boki, tak aby kciuki spotykały się. 3. Przesuwaj ręce ostrożnie do przodu, w stronę przeciwległej krawędzi, zdejmując ze stołu napotkane przedmioty i odstawiając je w bezpieczne miejsce, np. pod mebel. 4. Zorientuj się, gdzie znajduje się miejsce, z którego zacząłeś i przesuwaj ręce z powrotem w tę stronę. 5. Przesuń się o krok w prawo i kontynuuj w ten sam sposób opróżnianie stołu z przedmiotów. 6. Kontynuuj tę czynność aż do momentu, kiedy cała powierzchnia będzie pusta. 7. Weź ściereczkę, złożoną do wielkości dłoni, w jedną rękę, z palcami wygodnie rozsuniętymi. 8. W drugą rękę weź śmietniczkę (lub inne naczynie z rączką o podobnym kształcie) i trzymaj ją tuż pod przednią krawędzią stołu. Upewnij się, że śmietniczka dotyka lekko spodniej powierzchni stołu. 9. Stań bokiem do stołu, tak aby jego przednia krawędź znajdowała się po twojej prawej stronie, trzymając śmietniczkę, dotykającą spodniej krawędzi tuż przed sobą. 10. Połóż ściereczkę na tylnej krawędzi stołu i przesuwaj ją ku przodowi, aż dojedziesz do przedniej krawędzi, w miejscu, gdzie dotyka do niej śmietniczka. Wtedy strzepnij cały zebrany kurz i okruszki na śmietniczkę. 11. Przesuń ściereczkę w prawo na długość ręki i powtarzaj procedurę aż cały stół będzie odkurzony. 12. Odłóż śmietniczkę w bezpieczne miejsce. 13. Połóż ściereczkę na przedniej krawędzi stołu, tak aby cała dotykała powierzchni i przesuwaj ją w stronę tylnej powierzchni ruchami kolistymi. 14. Przesuń ściereczkę w bok na długość dłoni i powtarzaj cały proces. 15. Kontynuuj czynność aż do momentu, w którym cała powierzchnia stołu będzie gruntownie odkurzona. 16. Połóż z powrotem na stole usunięte do odkurzania przedmioty. Wskazówki: Wiele osób używa do odkurzania mebli specjalnie do tego celu przystosowanych części odkurzacza (najczęściej jest to miękka, nieduża szczoteczka). B) Odkurzanie nóg i przęseł stołów Technika 1. Ustaw się w takiej pozycji, aby było ci wygodnie odkurzać daną część. 2. Okręć ściereczkę dookoła wyższej części nogi stołu lub krzesła. 3. Uchwyć ściereczkę mocno jedną lub dwiema rękami i przesuwaj ku dołowi. 4. Powtórz ten ruch trzy lub cztery razy. Zastosuj tę samą metodę, odkurzając przęsła przy krzesłach i stołach. Upewnij się przy tym, czy zacząłeś odkurzanie kolejno od obu końców przęsła. C) Czyszczenie i polerowanie mebli Wyposażenie Płyn samopolerujący, miękka szmatka, stół. Technika 1. Opróżnij i odkurz powierzchnię mebla, tak jak to opisano w punkcie A. 2. Zdejmij pokrywkę z pojemnika i odłóż ją w bezpieczne miejsce. 3. Złóż ściereczkę do wielkości dłoni i weź ją w jedną rękę. 4. Przytknij ściereczkę do otworu pojemnika i przechyl pojemnik raz lub dwa razy. 5. Połóż ściereczkę na powierzchni, która ma być wypolerowana, zwilżoną stroną do góry. 6. Załóż pokrywkę na pojemnik i odłóż go w bezpieczne miejsce. 7. Weź w rękę zwilżoną ściereczkę i przyjmij pozycję odpowiednią do czynności, którą masz wykonywać. Połóż drugą rękę na frontowej powierzchni przed sobą, mniej więcej pośrodku swego ciała. Ta ręka będzie ci służyć za punkt odniesienia. 8. Umieść rękę ze ściereczką na przedniej krawędzi czyszczonego mebla; upewniwszy się, że cała ściereczka przylega do powierzchni, przesuwaj ją kolistymi ruchami ku tylnej krawędzi. 9. Przesuń rękę ze ściereczką w bok na szerokość dłoni, w miarę potrzeby na nowo zwilż ściereczkę płynem do czyszczenia. 10. Kontynuuj tę czynność aż do momentu, kiedy cała powierzchnia będzie wypolerowana. D) Czyszczenie odkurzaczem Technika 1. Podziel pokój na sektory, używając mebli i ścian jako punktów odniesienia. Jeżeli pokój jest duży i pośrodku znajduje się szeroka, otwarta przestrzeń, wówczas można użyć kilku krzeseł jako oznaczeń granic sektorów. 2. Zamontuj do odkurzacza potrzebne części, włóż wtyczkę do kontaktu i naciśnij włącznik. 3. Trzymaj metalową rurę wzdłuż ciała ze szczotką na jej końcu, aby przylegała płasko do dywanu (w ten sposób lepiej ciągnie). Zaczynając od zewnętrznej krawędzi pierwszego sektora dywanu, posuwaj szczotkę w przód i w tył, wzdłuż podłogi, na odległość, do której wygodnie sięgnie operujące szczotką ramię. 4. Przesuń się o pół kroku w bok; powtarzaj całą czynność aż do momentu, kiedy kolejny pas sektora będzie odkurzony na całej długości. 5. Cofnij się o pół kroku w tył i odkurz miejsce, w którym początkowo stałeś. 6. Kontynuuj powyższe czynności aż cały sektor zostanie odkurzony. Zwróć uwagę na to, aby poszczególne kwadraty wewnątrz sektora zachodziły częściowo na siebie. 7. Powtarzaj te same czynności w obrębie następnego sektora, zwracając uwagę na to, aby sektory częściowo na siebie zachodziły. 8. Po odkurzeniu całego sektora ustaw meble z powrotem na miejsce. 9. Rozpocznij odkurzanie od sektora najdalszego od drzwi i posuwaj się przez kolejne sektory w tył w kierunku drzwi. 10. Przy odkurzaniu pod meblami należy rurę odkurzacza ustawić niemal równolegle do podłogi. 11. Przyssawką przeznaczoną do odkurzania podłogi nie da się wyczyścić narożników i powierzchni wzdłuż listwy podłogowej. W tym celu należy więc założyć specjalnie do tego przeznaczone końcówki odkurzacza. Źródło: „Krok za krokiem. Podręcznik czynności życia codziennego dla niewidomych”. Tłumaczenie książki Amerykańskiej Fundacji dla Niewidomych przez Monikę Orkan-Łęcką, PZN 1979 && Kuchnia po naszemu && Placki ziemniaczane Witold D. && Placki z surowych ziemniaków Składniki: • półtora kg ziemniaków, • jedna mała marchewka, • połowa małej pietruszki, • kawałek selera, • jedna mała cebula, • jeden – dwa ząbki czosnku, • dwa całe jajka, • dwie łyżki mąki kukurydzianej, • jedna łyżka mąki ziemniaczanej, • sól, • pieprz ziołowy, • pieprz czarny lub papryka słodka mielona, • ewentualnie zioła, np. majeranek, oregano. Przygotowanie Ziemniaki umyć, obrać, zetrzeć na drobnych oczkach tarki (okrągłych lub podłużnych), to samo zrobić z warzywami. Dodać jajka, mąkę, przyprawy, wszystko dokładnie wymieszać. Smażyć na patelni na odpowiednim oleju lub smalcu, np. gęsim czy kaczym. Kłaść łyżką na gorący tłuszcz, formując placki, smażyć na złoty kolor z obu stron. Dotykając lekko łopatką powierzchni placka, można sprawdzić, czy z wierzchu jest już twardszy. Jeść można na gorąco i zimno, same jak i z dodatkami, np. z surówką warzywną, ogórkiem kiszonym, a także polewając jogurtem, śmietanką czy nawet na słodko z cukrem pudrem. Jeśli na słodko – wtedy trzeba użyć mniej przypraw, dodając do masy tylko sól. Smacznego! && Placki z ziemniaków gotowanych Składniki: • jedna szklanka ugotowanych i odparowanych ziemniaków, • jedno całe jajko,dwie łyżki mąki pszennej lub bezglutenowej, • sól, • pieprz, • papryka słodka mielona. Przygotowanie Ziemniaki dokładnie rozgnieść łyżką, widelcem, praską lub ręką, żeby nie było grudek. Przygotowując placki z większej ilości ziemniaków, można użyć maszynki do mielenia mięsa. Dodać jajko, mąkę oraz przyprawy i wyrobić lekko ciasto, jeśli lepi się do ręki, dodać jeszcze trochę mąki. Formować kulki, a z nich placuszki czy inne kształty, np. paluszki, obwarzanki, smażyć na oleju lub smalcu. Placki dobrze smakują same lub z dodatkami, także z jogurtem, najlepiej gęstym. Najsmaczniejsze są jeszcze ciepłe. Można jeść je także na słodko, wtedy do ciasta trzeba użyć tylko soli. Potrawa dobra na śniadanie czy kolację, szczególnie dla dzieci. Smacznego! && Z poradnika psychologa && Dorosłe dzieci i rodzice Małgorzata Gruszka Choć każdy z nas w pewnym momencie osiąga tzw. dorosłość, istnieją na świecie osoby, z perspektywy których – niezależnie od tego ile mamy lat, kim jesteśmy i co osiągnęliśmy – na zawsze pozostajemy dziećmi… Bycie dorosłym dzieckiem czasami bywa trudne. Zgaduję, że właśnie o tym myślała Pani Dorota, prosząc o poruszenie w naszym „Poradniku” tematu relacji dorosłych dzieci z rodzicami. Ponieważ nie wiem dokładnie, jakie trudności miała na myśli autorka listu, w niniejszym poradniku staram się przybliżyć najczęstsze problemy w relacjach dorosłych dzieci z rodzicami, a także ogólne sposoby radzenia sobie z nimi. Relacja dorosłe dzieci – rodzice Relacja jest wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Pomijając przypadki i sytuacje szczególne, rodzice są osobami towarzyszącymi nam przez całe życie i odpowiedzialnymi za nas przez pierwszych 18 lat jego trwania. W pewnym sensie, relacje z najbliższą rodziną są niezmienne. Dla dziadków zawsze jesteśmy wnukami; dla rodzeństwa – braćmi lub siostrami; dla rodziców – dziećmi. Niezależnie od niezmiennego typu powyższych relacji, na poszczególnych etapach życia zmianom ulega to, co się w nich dzieje. A dzieje się bardzo dużo i intensywnie, stąd różnego rodzaju trudności odczuwane i przeżywane przez przedstawicieli poszczególnych pokoleń. Przeszłość w relacji z rodzicami Jedną z bardzo często zgłaszanych przez dorosłe dzieci trudności w relacji z rodzicami jest poradzenie sobie z przeszłością, a konkretnie z minionymi wydarzeniami, które – z jakichś przyczyn – nie dają o sobie zapomnieć. W relacji z rodzicami dorosłe dzieci często doświadczają żalu, pretensji, złości i rozgoryczenia w związku z czymś, co zdarzyło się w przeszłości i czego cofnąć się już nie da. Dorosłym dzieciom bywa trudno z tym, że rodzice się rozstali, że któryś z rodziców był uzależniony, że ktoś kogoś zdradził lub porzucił, że ktoś stosował przemoc, że między rodzicami było dużo kłótni, że faworyzowali brata lub siostrę itp. Trudna przeszłość może dawać o sobie znać w postaci przykrego napięcia w kontakcie z rodzicami, chęci częstego poruszania bolesnych tematów lub wręcz unikania bliższych kontaktów. Jak poradzić sobie z trudną przeszłością? Przeszłość to ta część życia, na którą nie mamy żadnego wpływu i której żadną miarą nie możemy zmienić. Skupianie się na tym, co było, rozpamiętywanie tego i przeżywanie, najczęściej niczego nie zmienia i w niczym nie pomaga. Rozmowy o przeszłości bywają pomocne wówczas, gdy coś wnoszą lub wyjaśniają. Pytając rodziców o to, dlaczego postępowali tak a nie inaczej, można otrzymać wyjaśnienie, które pozwoli zobaczyć, że trudno im było robić coś innego. Np. rodzice stosujący surowe kary wobec dzieci mówią o tym, że sami doświadczyli tzw. zimnego chowu i nie przyszło im do głowy, że to nie jest do końca dobre, skoro sami wyrośli na porządnych ludzi. Zobaczenie tego, co robili rodzice w szerszej perspektywie może przynieść ulgę i zmniejszyć poczucie krzywdy. W poradzeniu sobie z trudną przeszłością w relacji z rodzicami mogą pomóc rozmowy z osobami, do których mamy zaufanie, przewodnikami duchowymi lub specjalistami. Fachowa pomoc psychologiczna potrzebna jest wtedy, gdy nie potrafimy przestać myśleć o przeszłości; gdy związane z nią emocje są bardzo silne i powodują dotkliwe cierpienie. Dorosłe dzieci pod kontrolą Kolejną trudnością w relacji dorosłych dzieci z rodzicami są oczekiwania rodziców, że dzieci – choć dawno dziećmi być przestały – żyć będą tak, jak chcą tego rodzice. Oczywiście, w każdej relacji międzyludzkiej istnieją jakieś oczekiwania i są one obustronne. Pisząc o dorosłych dzieciach pod kontrolą, mam na myśli sytuacje, w których czują się one nadmiernie kontrolowane przez rodziców. Tak dzieje się zwłaszcza wtedy, gdy dorosłe dzieci mieszkają razem z rodzicami. Niejednokrotnie słyszą wówczas: „Dopóki mieszkasz pod moim dachem, masz robić, co ci każę”. Nadmierna kontrola ze strony rodziców bywa też problemem dorosłych dzieci mieszkających osobno i mających własne rodziny. Rodzice dorosłych dzieci często mają trudność z przejściem od roli rodzica-opiekuna do rodzica stojącego z boku i akceptującego wybory dorosłego potomstwa. Przejście to bywa nieco łatwiejsze, gdy osią życia rodziców nie są dzieci, ale relacja z partnerem życiowym, a także realizowanie własnych pasji i zainteresowań. Rodzicielska kontrola dużych dzieci bywa wprost proporcjonalna do stopnia ich zależności od rodziców. Tym ostatnim trudno złapać dystans, jeśli regularnie wspierają dzieci finansowo, pomagają w załatwianiu różnych spraw, opiekują się wnukami i są na zawołanie, gdy wydarzy się coś niespodziewanego. Im więcej rodziców w życiu dorosłych dzieci, tym zazwyczaj kontrola jest większa. Większa, bo w naturalny sposób trudno się od niej powstrzymać i w ogóle zobaczyć, że istnieje. Jak poradzić sobie z kontrolą rodziców? W poradzeniu sobie z kontrolą rodzicielską w dorosłym życiu pomaga postawa asertywna. To postawa, w której otwarcie wyrażamy swoje potrzeby, opinie i stanowiska. Np. rodzicom, którzy zbyt często i niespodziewanie nas odwiedzają, komunikujemy, że wolelibyśmy, żeby nas uprzedzali, bo chcemy planować swoje dni, wiedzieć, co nas czeka i przygotowywać się na wizyty gości. Oczywiście, asertywne komunikaty nie zawsze przynoszą pozytywny skutek. Jednak sam fakt, że je wypowiadamy, świadczy o tym, że nie pozostawiamy spraw swojemu losowi, nie pozwalamy, by inni decydowali o wszystkim i usiłujemy mieć wpływ na to, co się z nami dzieje. Asertywne komunikaty kierowane do innych są oznaką świadomych prób wpływania na sytuację. Komunikując własne potrzeby, pokazujemy sobie i innym, że są one dla nas ważne i nie rezygnujemy z prób ich zaspokajania. Kontrolującym rodzicom może być trudno zmniejszyć dozór nad dużymi dziećmi, jeśli sami w dorosłym życiu we wszystkim byli posłuszni swoim rodzicom. Tacy rodzice potrzebują czasu i wielokrotnie powtarzanych komunikatów o tym, czego konkretnie od nich oczekujemy, żeby zobaczyć, przyjąć i zrozumieć, że ich relacja z dorosłymi dziećmi nie będzie taka sama jak ich relacja z rodzicami. Konflikty w relacji z rodzicami Chcemy tego czy nie, nieporozumienia, a czasem konflikty w relacji dorosłych dzieci z rodzicami są nieuniknione. Jedne i drugie biorą się choćby stąd, że na przestrzeni lat i w życiu kolejnych pokoleń zmieniają się możliwości, warunki, styl życia i priorytety. Coś, co nie mieściło się w głowie rodzicom, dla dzieci jest czymś normalnym. Dorosłe dzieci miewają inny niż rodzice stosunek do pieniędzy, spędzania czasu wolnego, wychowywania dzieci i wielu innych spraw. Nic więc dziwnego, że na linii dorosłe dzieci – rodzice czasami zaiskrzy i to mocno. Ani dorosłe dzieci, ani rodzice nie ponoszą winy za to, że w kolejnych dekadach rzeczywistość ulega zmianom, które jednym jest trudno zaakceptować, a bez których inni nie wyobrażają sobie życia. Relacje dorosłych dzieci z rodzicami są łatwiejsze, gdy jedni i drudzy zauważają przede wszystkim to, co ich łączy; skupiają się na tym, co ważne jest dla jednych i drugich; wzmacniają to, do czego mogą razem dążyć, a tolerują i wybaczają sobie to, w czym – nie ze swojej winy – się różnią. Będąc dorosłym dzieckiem, w relacjach z rodzicami szukaj wszystkiego, co was łączy; ciesz się wszystkim, co udaje się razem zrobić; gromadź i pielęgnuj dobre wspomnienia; jednocześnie pogódź się z tym, że prawdopodobnie nie we wszystkim znajdziecie wspólny język i płaszczyznę porozumienia… && „Z polszczyzną za pan brat” && Humor zeszytów Tomasz Matczak Z pewnością wielu Czytelników „Sześciopunktu” zetknęło się gdzieś z tzw. Humorem zeszytów szkolnych. Kiedyś, w czasach mojego dzieciństwa, można go było znaleźć w tygodniku „Przekrój” na ostatniej stronie. Dziś wystarczy włączyć komputer, uruchomić przeglądarkę internetową, a w wyszukiwarkę wpisać frazę „humor zeszytów” i gotowe. Kto jeszcze tego nie robił, niech spróbuje. Naprawdę można się uśmiać po pachy! Dziś chciałem zwrócić uwagę na stosowanie imiesłowów w zdaniach i wynikające z tego nieporozumienia. Wspomniałem o Humorze Zeszytów, bo właśnie tam znalazłem takie oto zdanie: Idąc do szkoły, wykoleił się tramwaj. Tego typu błąd zdarza się dosyć często. Pół biedy, jeśli w szkole, gdzie można i należy czasem błądzić, aby się w przyszłości owych błędów ustrzec, ale gorzej, gdy trafia się w przestrzeni publicznej. Powyższe zdanie, pomijając jego groteskowość, a trzymając się logiki, można byłoby zamienić na następujące: Tramwaj wykoleił się, gdy szedł do szkoły. Nie sądzę, aby autorowi chodziło o tego typu informację. Intuicyjnie każdy z nas wie, że intencją autora było poinformowanie o wykolejonym tramwaju, który ów autor ujrzał w drodze do szkoły. Kłopot w tym, że nie potrafił poprawnie sklecić zdania. Używając form imiesłowów, trzeba bardzo uważać, by nie wpaść w pułapkę nielogiczności. Przykłady można mnożyć: otwierając drzwi, lodówka okazała się pełna; gwiżdżąc melodię, obraz spadł ze ściany; oglądając telewizję, chomik uciekł z klatki. W efekcie dostajemy lodówkę, która potrafi otworzyć drzwi, obraz umiejący gwizdać oraz chomika telemana. Oczywiście, zwykle zdania z imiesłowami stosowane są w szerszym kontekście dłuższych wypowiedzi i być może dlatego czujność jest osłabiona, ale nie zwalnia to nikogo z dbania o logikę i poprawność językową. Lepiej trzy razy się zastanowić niż raz trafić do humoru zeszytów szkolnych. && Zimowe temperatury Tomasz Matczak Co prawda zimy w Polsce już od wielu lat nie są ani zanadto mroźne, ani zanadto śnieżne, ale wciąż jeszcze gdzieniegdzie i od czasu do czasu termometry wskazują wartości poniżej zera. Siarczystych mrozów już raczej próżno szukać, ale… Hmmm, no właśnie, co to niby jest ów „siarczysty mróz”? Co ma wspólnego siarka z przenikliwym zimnem, bo wszak mróz siarczysty to mróz silny? Słowo „siarczysty” z początku było używane jako przymiotnik od rzeczownika „siarka”. Ziemie bogate w złoża siarki nazywano ziemiami siarczystymi. Z biegiem czasu jednak sama siarka, łatwopalna i przez alchemików uważana za magiczną, stała się synonimem siły i mocy. Dawniej o ludziach wybuchowych, gwałtownych mawiano, że mają siarkę we krwi. W polszczyźnie znane są także inne związki frazeologiczne z przymiotnikiem „siarczysty”, a mianowicie siarczysty policzek, a nawet siarczysty trunek, o którym wspomina Julian Tuwim w jednym ze swoich wierszy. Zatem siarczysty mróz to inaczej mróz intensywny, mocny i silny. Niektórzy powiedzą, że tęgi i również będą mieli rację. Tyle, że w tym znaczeniu tęgi nie oznacza gruby, a raczej potężny. Zresztą i w pisowni, i w wymowie widać bliskość obydwu przymiotników. Współcześni prezenterzy pogody pewnie pokusiliby się o stwierdzenie, że podczas siarczystego mrozu jest jakieś dwadzieścia pięć stopni na minusie. Zwroty „na minusie” i „na plusie” zadomowiły się już na stałe w języku medialnych opisów pogody, a tymczasem językoznawcy podkreślają, że jest to błąd. Owszem, w polszczyźnie funkcjonują określenia „być na plusie” oraz „być na minusie”, lecz dotyczą one pieniędzy, zaś temperatura powietrza nijak z zamożnością się nie łączy. Nie jest natomiast błędem mówienie o minusowych temperaturach. Szczerze powiedziawszy, sądziłem inaczej, gdyż prawidłowym wydawało mi się stwierdzenie „ujemne temperatury”, ale zgłębiając temat, dotarłem do audycji pani doktor habilitowanej Katarzyny Kłosińskiej, w której wyjaśniła ona, że zwrot „minusowe temperatury” został wprowadzony dla ubogacenia i zróżnicowania języka. Zdaniem pani doktor, która jest obecnie przewodniczącą Rady Języka Polskiego, mówienie o pięciu kreskach poniżej zera na oznaczenie temperatury minus pięć stopni także nie jest błędem. Co prawda na termometrze jedna kreska oznacza jedną dziesiątą stopnia, a nie jeden stopień, lecz tego typu nomenklatura w odniesieniu do temperatury powietrza nie jest niczym nagannym. Prawdą jest natomiast, że gdy mówimy o temperaturze ciała, to wówczas kreski mają inne znaczenie: trzydzieści siedem i sześć kresek to gorączka, gdzie owe sześć kresek oznacza sześć dziesiątych stopnia. Niemniej prezenter, który w telewizji lub radiu informuje o ośmiu kreskach poniżej zera w odniesieniu do minus ośmiu stopni, nie popełnia błędu. A ja i tak wolę temperatury dodatnie! Byle do wiosny, drodzy Czytelnicy, byle do wiosny! && Rehabilitacja kulturalnie && C’est la vie, czyli ostatnia miłość Andrzeja Zauchy Paweł Wrzesień Wielu artystów pamiętamy nie tylko dzięki dorobkowi życia, ale także dzięki dramatycznej, spektakularnej śmierci. W tragiczny sposób pożegnali się z tym światem: Sharon Tate, James Dean, Marilyn Monroe, a w Polsce choćby Bogumił Kobiela czy Anna Jantar. Ich pamięci towarzyszy legenda przerwanego nagle życia i tego wszystkiego, czego mogli jeszcze dokonać, gdyby żyli. Andrzej Zaucha jest jedną z tych postaci. Z wykształcenia był zecerem, a w dziedzinie muzyki – wybitnym samoukiem. Dziś miałby 73 lata i mógłby nadal cieszyć nas swoim śpiewem, grą na saksofonie i perkusji oraz talentem aktorskim. Jego kariera, rozpoczęta w wieku 20 lat, rozwijała się imponująco. Sukces z zespołem Dżamble był trampoliną do bycia dostrzeżonym przez tuzy środowiska muzycznego rodzinnego Krakowa. Już 2 lata od rozpoczęcia występów zaproszono go do współpracy z zespołem Anawa, opuszczonym właśnie przez Marka Grechutę. Nagrana wspólnie płyta święciła triumfy w całej Polsce. Lata 80. to kariera solowa artysty i przeboje, które pamiętamy do dziś, jak choćby „Byłaś serca biciem”, „C’est la vie – Paryż z pocztówki” czy „Wymyśliłem ciebie”. Zagrał też epizodyczne role w kilku filmach. W życiu prywatnym wszystko również świetnie się układało. Już w wieku 17 lat poznał w jednej z krakowskich dyskotek swoją przyszłą żonę, o rok młodszą Elżbietę. Parę lat po ślubie narodziła się ich jedyna córka Agnieszka. O małżeństwie Zauchów mówiono z uznaniem, ale i nieco kpiąco, jako wzorze do naśladowania. W pełnym romansów, zdrad i rozstań światku artystycznym, oni trwali niewzruszenie, a po latach Andrzej wydawał się być w Elżbiecie zakochany równie głęboko, jak tuż po ślubie. Była nie tylko towarzyszką jego życia, ale także menadżerem, gdyż radził się jej przy podejmowaniu wszelkich decyzji dotyczących kariery zawodowej. Nikt nie miał wątpliwości, że Zaucha to twardy monogamista, oddany żonie bez reszty. Niestety, życie często przynosi nieszczęścia wtedy, gdy najmniej się ich spodziewamy. 31 sierpnia 1989 roku Elżbieta zmarła po przebytym udarze mózgu, opuszczając Andrzeja i ich 14-letnią wówczas córkę Agnieszkę. Piosenkarz po śmierci ukochanej popadł w stan, który obecnie określono by zapewne głęboką depresją. Twierdził, że Elżbieta wzywa go do siebie, spędzał wiele czasu przy jej grobie, a życie straciło dla niego sens. Nie porzucił jednak pracy, która stanowiła formę terapii po stracie bliskiej osoby. Wtedy właśnie zatrudniono go do odegrania tytułowej roli w spektaklu „Pan Twardowski”, przygotowywanym w Teatrze Stu. Podczas prób poznał o 16 lat młodszą od siebie aktorkę Zuzannę Leśniak, grającą rolę aniołka. Zaczęli się spotykać na stopie przyjacielskiej, szybko jednak nowa znajoma stała się dla artysty lekiem na samotność i uczuciową pustkę. Nie stanowił tu dostatecznej przeszkody fakt, że Zuzanna była już żoną Yves Goulais’a, reżysera francuskiego pochodzenia, który na początku lat 80. zawitał do Polski jako gość jednego z festiwali teatralnych i zakochał się nie tylko w naszej kulturze i gościnności, lecz również w pięknej, młodej Polce. Cały Kraków huczał od plotek, a zdradzany mąż szalał z zazdrości. Zuzanna nie potrafiła uciąć niesmacznej sytuacji i zdecydować się na przerwanie romansu lub rozstanie z mężem. Chciała, aby panowie załatwili to między sobą. Pewnego dnia, wiedząc, iż Goulais następnego ranka wraca do domu z podróży zagranicznej, celowo zaprosiła kochanka do siebie na noc. Gdy nazajutrz mąż aktorki otworzył drzwi i zastał w mieszkaniu piosenkarza, nie zapanował nad sobą i doszło do rękoczynu. Zaucha, mierzący niespełna 1,60 m wzrostu, nie miał szans z wyższym o głowę, dobrze zbudowanym Francuzem i solidnie oberwał. Yves Goulais zapowiedział też, że zabije sprawcę swoich cierpień. Piosenkarz nie wziął gróźb na serio, ale unikał spotkań z zazdrosnym Yves’em. Romansu jednak nie zamierzał skończyć. Nie mógł wiedzieć, że podczas swego wyjazdu do rodzinnej Francji Goulais zaopatrzył się w 5-strzałowy pistolet z obciętą lufą i skróconą kolbą, który łatwo można ukryć pod płaszczem. 10 października 1991 roku, po zakończonym spektaklu „Pana Twardowskiego”, Andrzej Zaucha i Zuzanna Leśniak wyszli razem na parking przy teatrze. Tam zastał ich Yves, który wyciągnął broń i zapowiedział spełnienie wcześniejszych gróźb. Odepchnął próbującą go powstrzymać żonę i skierował lufę w stronę znienawidzonego rywala. Wyładowując swą furię, opróżnił cały magazynek, po czym założył następny i strzelał nadal. Nie wiedział nawet, że w czasie zajścia na linii strzału stanęła w pewnym momencie niewierna żona. Uznał, że z emocji zemdlała, gdy osunęła się na ziemię opodal ciała piosenkarza. Goulais odjechał swoim autem z parkingu, chcąc udać się na najbliższy komisariat policji. Po drodze zauważył stojący na poboczu patrol i sam oddał się w ręce funkcjonariuszy, informując, że właśnie zabił człowieka i prosząc, aby go zatrzymali. O tym, że trafiona przypadkową kulą Zuzanna zmarła w drodze do szpitala, dowiedział się potem. Podczas procesu zabójca okazał skruchę i poprosił o maksymalny wymiar kary. Sąd skazał go na 15 lat pozbawienia wolności z uwagi na samodzielne oddanie się w ręce sprawiedliwości. Matka Goulais’a czyniła starania o jego ułaskawienie, pisząc listy do polskich władz w obronie syna. Sam reżyser jednak nie zgodził się na podpisanie stosownego wniosku do Prezydenta. W więzieniu jako wolontariusz prowadził zajęcia teatralne z innymi skazanymi. Nagrał też wraz z nimi 3 filmy dokumentalne, z których jeden pt. „Więzienne sny samochodziarza Harrego” doczekał się nawet nagrody na festiwalu w Gdyni. Ukończył także zaocznie studia z filologii polskiej. Podjął decyzję o sprzedaży własnego mieszkania, a uzyskane w ten sposób środki przekazał córce swej ofiary – Agnieszce Zausze. Podkreślał, że uważa otrzymaną karę za symboliczną. Opuścił zakład karny na 10 miesięcy przed terminem, pod koniec 2005 roku. Obecnie mieszka w Warszawie, pracując pod pseudonimem jako scenarzysta. W jedynym wywiadzie udzielonym mediom w roku 2019 wyznał, że nie chce używaniem prawdziwego nazwiska ranić rodzin swoich ofiar, w razie gdyby zobaczyły je w napisach końcowych filmu. Myślę, że najbardziej pokrzywdzoną ofiarą tragedii rodziny Zauchów była Agnieszka. Jako nastolatka, w ciągu zaledwie 2 lat, straciła oboje rodziców. Gdy została sierotą, zaopiekowała się nią babcia. Sama wyznała kilka lat temu, że miała duże problemy, aby jako osoba dorosła ułożyć sobie szczęśliwie życie. Andrzej Zaucha pozostawił piękną muzykę, jazzowe i bluesowe piosenki śpiewane charakterystycznym barytonem. Zostało po nim także otwarte pytanie, czy wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. W wywiadzie telewizyjnym z roku 1990, nagranym na rok przed śmiercią, przed jednym ze spektakli „Pana Twardowskiego” słychać kłębiący się w foyer tłum gości. Zaucha pogwizduje na piszczałce, której używa w trakcie sztuki i zaprasza widzów do Teatru Stu. Na pytanie dziennikarza, czy należy mu życzyć kolejnych 20 lat kariery scenicznej, beztroskim głosem odpowiada: „Nie sądzę”. && Magia słów Aleksandra Ochmańska O magii słyszymy już we wczesnym dzieciństwie. Bohaterami baśni i bajek są często czarodzieje, czarownice i przeróżne istoty, które wykorzystują odpowiednie sformułowania w celu uzyskania tego, co w danej chwili jest im niezbędne. Czary-mary, hokus-pokus, abrakadabra to najpopularniejsze słowa klucze z całej gamy zaklęć. Są częścią składową fantastyki i w połączeniu z przepisami na mikstury o przedziwnej mocy, czarnymi kotami, krukami i chatkami na kurzej łapce tworzą świat, w którym zdaje się, istnieje remedium na każdą bolączkę. Ja jednak nie chcę pisać o fantastyce. Uważam bowiem, że w prawdziwym życiu też można doszukać się magii w słowach. Wystarczy zapytać pierwszego spotkanego na ulicy malca o trzy magiczne słowa, aby usłyszeć: „proszę, dziękuję i przepraszam”. Dorośli stosują je jako element dobrego wychowania, ale zastanówmy się, czy w tych słowach nie tkwi siła? Nawet w Biblii Chrystus mówi: „Proście, a otrzymacie”. Oczywiście, nie mam zamiaru mieszać sacrum z profanum. Wiara chrześcijańska to jedno, a życie to odrębny temat. W każdym razie wiadomym jest, że prośba często działa, jak przysłowiowy klucz, który otwiera zamknięte drzwi. „Dziękuję” bywa eliksirem dla osoby, która obdarowuje innych, choćby ten dar był tylko ciepłym słowem. „Przepraszam”, zdaje się, burzy mury, buduje mosty między ludźmi i przynosi zgodę. Ktoś mógłby powiedzieć, że to nie zawsze tak działa. To prawda, muszę się z tym zgodzić, bo wszystko zależy od dobrych chęci przepraszanych i przepraszających. Ten, którego prosimy, oprócz dobrej woli, musi mieć też możliwość spełnienia prośby, a nasze wyobrażenia mogą mijać się z prawdą. Również w składaniu życzeń dopatrujemy się magii. Jeżeli ktoś dobrze nam życzy, chce dla nas tego, za czym tęsknimy, jesteśmy skłonni uwierzyć w moc przekazu jaki niosą słowa. W takich sytuacjach nie bez znaczenia jest szczere spojrzenie w oczy, aksamitny ton głosu i indywidualne podejście do owych życzeń. Sama przyłapuję się na tym, że odczuwając ciepło płynące ze słów, jestem niemal przekonana, że życzenia spełnią się, skoro ktoś dobrze mi życzy. A co jeśli ktoś życzy nam źle? I takie sytuacje się zdarzają. Mówi się przecież, że ktoś spojrzał na nas złym okiem, a nawet rzucił klątwę. Cóż na to odpowiedzieć? Wśród nas zdarzają się zawistnicy. Ludzie wierzący nic sobie nie robią z negatywnych przekazów. Czerpią siłę z modlitwy. Inni pewnie nie przejmują się cudzymi słowami. Jeśli o życzeniach mowa, to trudno pominąć myślenie życzeniowe. Termin ten dotyczy sposobu rozumowania i podejmowania decyzji pod wpływem optymistycznych wizji, a nie racjonalnych dowodów. Nie chcę jednak nikogo zniechęcać do pozytywnego myślenia. Ono jest potrzebne jak tlen, a między myśleniem życzeniowym i optymizmem jest niemal przepaść. Chyba każdy tworzy sobie jakieś afirmacje na własny użytek. Biorą one swój początek w pozytywnym myśleniu. Niektórzy zapisują na ścianach myśli, które mają pomóc uwierzyć w siebie. Składają zdania ze słów, w których znajdują siłę. Pod ich wpływem zmienia się sposób myślenia. Takie afirmacje wyzwalają w człowieku moc, umacniają wiarę w siebie i odmianę losu. Niektórzy swoje afirmacje noszą w sobie i powtarzają je jak modlitwę. Nie jest to jednak istotne, czy prywatne afirmacje są ukryte, czy dostępne dla każdego. Ważne, by wpisane w nie słowa odmieniały nas. We wspomnieniach ludzi, którzy mierzyli się z różnymi trudnościami, często odnajdujemy dowody na magię słów. Obok modlitwy afirmacje pozwalały im przetrwać. Być może spotkam się z zarzutem, że napisany przeze mnie tekst miał być o magii w słowach, a tymczasem jest pomieszaniem kilku dziedzin, z psychologią i religią włącznie. Spójrzmy jednak na to zagadnienie nieco szerzej. Wszak, jak napisano w Biblii: „Na początku było Słowo”. Dalszy ciąg wszystkim jest znany. Sformułowanie „Magia słów” w tytule tekstu zostało użyte celowo. Biorąc pod uwagę, że magia to ogół wierzeń i praktyk, dzięki którym, jak podawały legendy, można było opanować siły nadprzyrodzone, nic dziwnego, że każdy chce poczuć się czasem jak dziecko. Dlatego czasem próbuje wypowiedzieć jakąś frazę z prawdziwym przekonaniem, a nawet wiarą, że stanie się rzeczywistością. Znam osoby, które każde wypowiedziane pragnienie kwitują „Niech się tak stanie”. Osoby wierzące takie wypowiedzi podkreślają słowem „Amen”. Gdzie w tym magia? Z pewnością nigdzie. Jednak to, co piękne i niezrozumiałe, ludzie lubią nazywać magicznym. Może więc, w dobrym tego słowa znaczeniu, niech wszystko, co dobre, pozostanie magicznym? Słowa w realu mogą mieć moc tak samo, jak i zaklęcia w literaturze fantastycznej. Mogą coś zatrzymać, albo wprowadzić w ruch zmiany. Nie dopatrujmy się w tym niczego złego. Taka magia codzienna, której może dobrze by się nauczyć? Wracając do magii słów, nie byłabym sobą, gdybym pominęła poezję. Uważam, że ta forma literacka cała jest w jakiś sposób magiczna. Przynosi zadumę, refleksje. Oczyszcza i wycisza emocje zarówno autora, jak i czytelnika. Sięgamy po nią, by poradzić sobie z rzeczywistością. Są poeci i wiersze, które chętnie cytujemy w trudnych chwilach. Dla mnie taką magiczną siłę mają słowa Wisławy Szymborskiej: Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś – a więc musisz minąć. Miniesz – a więc to jest piękne. Przytoczony cytat zawsze opada na mnie falą spokoju i wywołuje uśmiech. Aż chciałoby się rzec, że to działa jak zaklęcie! Zresztą, w czasach studenckich stres przed egzaminem koiłam często słowami: „Nie martw się, za godzinę będzie po wszystkim”. Te słowa pomagały równie skutecznie. Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, że każdy z nas, mniej lub bardziej, może nieświadomie, zachowuje się tak, jakby wierzył w magiczną moc słowa, to przypomnijmy chociażby zwyczaj odpukiwania w niemalowane, aby nie zapeszyć, ustrzec się przed niepowodzeniem lub nieszczęściem. Podobnie jest, gdy ktoś życzy nam powodzenia a my, na wszelki wypadek, nie dziękujemy. Inna rzecz, czy wierzymy faktycznie w ten przesąd. A może to po prostu taki zwyczaj wśród znajomych? Nieco inaczej rzecz się przedstawia, gdy słowa dotyczą czegoś przykrego, budzącego nasz lęk. Nagle kończymy wypowiedź. Ucinamy, jak nożem, w pół zdania, w pół słowa. Jakbyśmy obawiali się, że wypowiedziane frazy mają moc sprawczą. Zachowujemy się tak, jakby coś nazwane miało stać się realne, a więc, jeśli obiekt naszego strachu „zagryziemy milczeniem”, to nie stanie się nic złego. Jeden z moich kolegów często mawiał: „Uważaj, o czym głośno marzysz, bo się spełni”. Gdy usłyszałam tę uwagę pierwszy raz, powitałam ją śmiechem. Dzisiaj zgodziłabym się z nią. Czasami wystarczyło w samotności szepnąć swoje pragnienie, a za jakiś czas ziszczało się. Śmieję się, że widocznie wypowiedziałam słowa w odpowiednim czasie, by mogły się spełnić. Szkopuł w tym, że najczęściej nie wiemy, kiedy jest ten czas. Może dlatego w języku codziennym wciąż jeszcze słyszymy radę, by nie wywoływać wilka z lasu? Jak więc jest z tą magią słów? Istnieje czy nie? Każdy powinien sam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Bo w to, że słowa mają moc, albo jak kto woli, są nośnikami siły i emocji, nikt już pewnie nie wątpi. Niektórzy mówią, że kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się prawdą. No cóż, prawdą to może nie, ale ludzie zaczynają wierzyć w to, że przekazuje się im prawdę. Taki sposób postępowania przypomina raczej manipulację, a więc coś odwrotnego niż ta bajkowa dobroć płynąca z pięknych słów. Światowa historia zna wiele takich przykładów. Zdecydowanie można więc powiedzieć, że siła słów jest pewnego rodzaju magią. Nie zapominajmy o tym, bo czy to w formie pisanej, czy mówionej, słowa coś budują, niszczą, ranią albo koją. && Dotyk anioła Krystyna Synak Jeśli ktoś chce poczuć albo zobaczyć anioła, powinien poznać Dawida. Dawid jest niewidomy, ale zakłada okulary, aby wyglądać bardziej „stylowo”. Chce być podobny do nas widzących, a może to my powinniśmy zasłonić oczy i poznawać świat innymi zmysłami albo sercem? Dawid od zawsze lubił śpiewać i kiedy przygotowywaliśmy szkolny projekt „Kanał bydgoski wczoraj i dziś”, nie mogło zabraknąć piosenek, które zaśpiewa Dawid. Kolejne przedstawienia potwierdzały, że Dawid ma słuch absolutny i zawsze czeka z niecierpliwością na zajęcia z muzyki. Dodatkowo kształci głos na prywatnych lekcjach w swojej miejscowości pod fachowym okiem pana Mariusza. – Czy dzisiaj jest promień słońca? – zapytał mnie któregoś dnia Dawid. – Jeszcze nie widziałam, ale gdy wyjdziemy na śniadaniowej przerwie na boisko, to sprawdzimy – odpowiedziałam. – Czy może mi pani podarować promień słońca? – usłyszałam kolejne zaskakujące pytanie Dawida. – Tak jak w piosence czy tak naprawdę? – dopytywałam, przypominając sobie piosenkę Ewy Bem „Podaruj mi trochę słońca”. – A jak łatwiej? – zapytał. – Opowiem ci o Słońcu. Słońce to gorąca gwiazda centralna Układu Słonecznego, wokół której krąży Ziemia i inne planety tego układu. Pewnie znasz kilka planet krążących wokół Słońca, prawda? – Znam Saturna, Jowisza, Marsa, Wenus, Ziemię. – No właśnie. Podobnie jest w naszej klasie. Ty jesteś naszym Słońcem i wysyłasz promienie we wszystkich kierunkach – dodałam i wyciągnęłam z szafy okrągłą piłkę, aby pokazać Dawidowi jak „piłka­-Słońce” wysyła swoje promienie: jedne w dół – w kierunku podłogi, inne do góry – na sufit, a jeszcze inne na ściany. Opowiedziałam mu, co to znaczy kierunek. – Słońce jest prawie idealną kulą. Teraz wokół „piłki­-Słońca” krążą takie planety: Radek to Saturn, Kamil to Jowisz, Zuzia jest Marsem, Ewelina naszą Ziemią. I tak wszyscy razem krążymy wokół ciebie – naszego Słońca. A dobrze wiesz, że bez Słońca, wody i tlenu nie da się żyć. To prawda, niewidomi nie widzą Słońca, ale mogą je poczuć. Ono ogrzeje ci twarz, poczujesz jego ciepło na rękach i twarzy – kontynuowałam. Tymczasem zbliżała się zabawa karnawałowa. Opracowaliśmy wspólnie w klasie wstępny scenariusz i wybraliśmy listę ulubionych utworów. Nie mogło zabraknąć piosenek w wykonaniu Dawida. – Czy na zabawie będzie moja tancerka? – zapytał Dawid. – Estera powiedziała, że będzie – odpowiedziała wychowawczyni. – To muszę przygotować kilka piosenek, na pewno to się jej spodoba. – Masz rację. Przygotuj trzy. Wiesz, że ona lubi tańczyć. Będzie szczęśliwa, że zatańczy z tobą. Zaproponował piosenki z repertuaru grupy Enej, Golec uOrkiestra i Zbigniewa Wodeckiego. Na zabawach karnawałowych uczestnicy czekają na popisy piosenek na żywo i różne konkursy sprawnościowo-zmysłowe. Ulubionym konkursem jest „Jaka to melodia” lub „Twoja twarz brzmi znajomo”. Uczniowie mogą sprawdzić swój zmysł muzyczny. Estera również czekała, ale na muzyczny popis Dawida. Tymczasem Dawid trzymał mikrofon w dłoni i rozpoczął swój „show”. – Jak się dzisiaj bawicie? Zaśpiewam dla was kilka piosenek, ręce w górę i lecimy – dało się słyszeć głos Dawida z mikrofonu. Zawsze to robił, bo chciał usłyszeć, jak jego głos unosi się w auli. Pierwsza piosenka, którą zaśpiewał, była z repertuaru grupy Enej, następna Golców, a na końcu piosenka z dedykacją dla Estery. Był to wzruszający utwór Z. Wodeckiego „Lubię wracać tam, gdzie byłem już”. Stałam obok, gdy skończył śpiewać i nagle usłyszałam: – Ścisk – szepnął Dawid. To taki znak. Lubił, gdy ściska się jego dłoń, a ja z przyjemnością ścisnęłam najmocniej jak tylko mogłam. Pogratulowałam występu, chwilę później Dawid został porwany przez swoją tancerkę Esterę. Udało się im zatańczyć tylko jeden taniec, bowiem Dawid całą zabawę przetańczył ale nie tylko z Esterką. Mogę powiedzieć, że również zostałam wyróżniona tym tańcem, czułam, że tańczę z największą gwiazdą. Dawid bardzo lubi tańczyć. Marzy o udziale w programie „Taniec z gwiazdami”. Myślę, że jest to realne, trzeba będzie tylko dobrze się przygotować i zorganizować w szkole taki przegląd. Po skończonym balu zerknęłam przez okno. Widziałam Dawida przechodzącego przez szkolne boisko, dotykającego swoimi rękoma innych, a czasami zaczepiającego ich. – Dlaczego zaczepiasz innych? – zapytałam w naszej sali. – Czuję wówczas, że jestem. Nawet, gdy ktoś na mnie pokrzyczy, wtedy wiem, że żyję – odpowiedział. Dało to mi do przemyślenia, w jaki sposób niewidomi chcą doświadczać swojego istnienia na ziemi. – Mam nadzieję, że nikogo nie zdenerwujesz tym zachowaniem, bo nie chciałabym, aby coś złego ci się stało – tylko tyle byłam w stanie mu powiedzieć. Zobaczyłam lekki uśmiech na jego twarzy. – A kto będzie koił skołatane serce moje i pani Jadzi, gdyby się tobie coś stało, pomyślałeś o tym? Straciłabym swojego anioła, wiesz – dodałam. – No nie wiem? – odpowiedział. – Proszę, nie zaczepiaj innych. Dajesz nam siłę w gorsze dni, uczysz nas, po co żyjemy. Dzielisz się sobą, nie czekając nagrody. Nie chciałabym tego stracić. Jesteś moją motywacją, aby wstawać rano i przychodzić do szkoły, do ciebie na lekcje. A poza tym chciałabym słuchać jak grasz na keyboardzie i śpiewasz dla nas piosenki – uzupełniłam myśl. Tak, Dawid jest naszym Słońcem, a my małymi gwiazdkami. Na każdym balu doskonale widać, jaki blask roztacza wokół siebie. W klasie mamy swoje zwyczaje, np. gdy świeci słońce, wychodzimy na boisko szkolne połapać promienie słońca, stało się to już naszą, klasową tradycją. Dopóki jesteśmy razem, przypominamy sobie, że trzeba wyjść i połapać promienie razem z Dawidem. Dawida w klasie wszyscy bardzo lubią dlatego, że każdego szanuje i bardzo lubi przebywać ze swoimi przyjaciółmi zarówno w klasie jak i w internacie (choć dowiedzieliśmy się, że zorganizował zbyt głośną i zbyt długą „imprezkę” w pokoju). Jeśli ktoś jeszcze nie poznał Dawida, nie usłyszał jak śpiewa i gra na keyboardzie, zachęcam, żeby go posłuchać, naprawdę warto. Zapraszam również na niedzielne msze do kaplicy św. Brata Alberta w Inowrocławiu, gdzie gra i śpiewa dla bezdomnych i wykluczonych. Jego mama i ja rozumiałyśmy jego rozpacz, kiedy musiał przez dwie niedziele przebywać na kwarantannie w domu i nie mógł grać dla swoich odbiorców. Taki to smutny czas dla wielu osób. Mam nadzieję, że każdy kiedyś doświadczy takiego silnego uczucia jak dobroć czy wrażliwość. Takie emocje towarzyszą mi, gdy spotykam się z Dawidem. Gdy pierwszy raz stanęłam obok niego, ogarnęła mnie niewyobrażalna siła dobroci, spokoju i wówczas poczułam prawdziwy Dotyk Anioła. Każdy zasługuje na swojego Anioła. Ja już Go znalazłam, a może to On mnie znalazł. Tego nie wiem, ale wiem na pewno, że nie oddam Go nikomu. No może tak na chwilę, ale zawsze będę wiedzieć, gdzie mogę Go znaleźć. Dawid sprawia, że zmieniamy siebie i swój mikroświat. On mnie uratował i będę mu za to wdzięczna do końca życia. Dziękuję Dawidzie za wszystkie chwile spędzone z Tobą, za wzruszenia, którymi mnie obdarzyłeś i z całego serca pozdrawiam. Uszczęśliwiaj innych swoją grą i swoim anielskim śpiewem, bo przecież o tym marzyłeś. Dobro jest taką wartością, że gdy się nią dzielisz, to się mnoży. Dziel się swoim dobrem z innymi, raduj ich serca tak, jak moje. Myślę, że każdy marzy o spotkaniu ze swoim Aniołem, ja już Go mam. Życzę wszystkim, aby w swoim życiu mogli spotkać swojego Anioła tak „face to face”. Moje marzenie już się spełniło. && Między mną a czereśnią (recenzja) Teresa Dederko Niedawno skończyłam czytać współczesną włoską powieść „Między mną a czereśnią”. Postanowiłam o niej napisać, ponieważ zaliczam ją do kategorii dobrych książek, takich które zapadają w serce i pamięć. Autorka Paola Peretti przedstawia historię 9-letniej uczennicy klasy IV, mieszkającej z rodzicami w małym miasteczku. Dziewczynka coraz bardziej odróżnia się od swoich rówieśników, nie może grać z nimi w ulubioną piłkę, gdyż w szybkim tempie traci wzrok. Rodzice kochają córkę, ale trudno im się pogodzić z jej chorobą. Nie wiedzą, jak zachować się w tej nowej sytuacji. Mama Mafaldy rezygnuje z pracy, żeby być przy niej cały czas i służyć pomocą. Prawdziwą przyjaźń i zrozumienie dziewczynka znajduje u woźnej szkolnej, emigrantce z Rumunii, która zawsze mówi jej prawdę i pomaga tylko wtedy, gdy jest to konieczne. To właśnie ta przyjaciółka podpowiedziała dziewczynce, żeby pomyślała, co jest dla niej najistotniejsze i co będzie mogła robić, gdy straci wzrok. Mafalda poważnie przygotowuje się do funkcjonowania w ciemności. Robi różne próby poruszania się z zasłoniętymi oczami. Przed szkołą rośnie rozłożysta czereśnia, na którą Mafalda lubi się wspinać i kryć w jej gałęziach. Co kilka dni sprawdza z jakiej odległości może jeszcze ją dostrzec. Gdy rodzice zamienili mieszkanie na takie bez stopni i progów, Mafalda postanawia uciec i zamieszkać na drzewie, tak jak to zrobił bohater jednej z jej ulubionych książek. Ta krótka, wzruszająca powieść, pisana w formie pamiętnika 9-letniej dziewczynki, która musi radzić sobie z poważnymi problemami, może być czytana zarówno przez dzieci, jak i dorosłych. W rolę narratorki wcieliła się sama autorka, przeżywająca podobne trudności co mała Mafalda. Warto sięgnąć po tę książkę i zastanowić się, co jest dla nas najistotniejsze. Powieść została nagrana i jest udostępniana w Dziale Zbiorów dla Niewidomych. && Poświąteczne refleksje Katarzyna Szczepanek „Z czym ci się kojarzą Święta?” – pyta pani ciepłym głosem. „Ze wzdęciami, z ciężkością na żołądku” – odpowiada zdruzgotana rozmówczyni. Taką reklamą karmiły media nasze uszy i głowy w przedświątecznym czasie. Święta to jednak nie tylko problemy z trawieniem. Trzeba przede wszystkim dobrze się zaopatrzyć. Od listopada zasypywały nas więc tony ofert sieci handlowych, w których można było kupić najwięcej i oczywiście najtaniej. Zakupy i obżarstwo to – jak sądzę – główne świąteczne motywy. Świadczy o tym choćby fakt, że twórcy współczesnej piosenki poetyckiej – obserwatorzy i komentatorzy rzeczywistości – jednogłośnie tak mówią. Już wiruje potok ludzkich ciał, już ogarnął nas zakupów szał, by z rozpieszczonymi bachorami cieszyć się drogimi prezentami. Śpiewa Marcin Gąbka w „Balladzie o Świętach”. W innym miejscu dodaje: Już się zaczął okres świętowania, pożeramy smakowite dania. Potem z tego obżarstwa będziesz szukał lekarstwa, w toalecie pięć godzin posiedzisz. Dosadnie podsumowuje efekty świątecznych biesiad Bartosz Kalinowski w „Balladzie o trzepaniu dywanów”. Być może obecnie grudniowe święta to święta konsumpcji, o czym świadczą choćby słowa z wiersza Ernesta Bryla „Oda świąteczna”, wyśpiewane przez Marcina Stycznia: Szczęśliwi, którzy razem z nami w supermarketach wózek pchają i dumnie przed kasami stając są jak wybrańcy u bram raju. Nie ma się co dziwić, skoro – jak dalej mówi poeta – wszystko mają co chcieli po dostępnej cenie. Znowu niedrogo – przecież świąteczne promocje, a zatem raj na ziemi. Kolejny twórca – Piotr Kajetan Matczuk – w piosence „Taka kolęda co nie tylko na Święta”, potwierdza diagnozę Bryla: Zagonieni po zakupy – kolejki aż w sklepów korytarzach. Konsumpcjonizm, duma, handel wyniesione na ołtarzach. Na ołtarzach nie ma miejsca – Bóg musi rodzić się w stajence. Bóg rodzi się w stajence. Ale kogo obchodzi stajenka? Jeśli wejść głębiej w refleksję nad przeżywaniem Świąt, to poza tradycyjną szopką oraz ewentualnym odśpiewaniem paru kolęd i odmówieniem nakazanych modlitw, kto rzeczywiście zainteresowany jest szukaniem stajenki? Przecież lepiej siedzieć przy stole niż wyjść w nieznane na jakieś poszukiwania. Poza tym stajenka kiepsko się kojarzy. Jak o swoim narodzeniu mówi Jezus słowami piosenki Martina Lechowicza „Słowo na Święta”? Ja w hotelu wtedy nie mieszkałem, na drewnianych deskach dość się twardo śpi i telewizora wtedy też nie miałem, i dwunastu potraw też nie dano mi. To nie jest ciekawa perspektywa, tym bardziej więc może lepiej dać sobie z tym spokój. Jeden ze współczesnych znawców duchowości, który w swej książce twierdzi, że posiadł tajemnice Biblii, cytuje psychologa z Kolonii, Ulricha Schmitza. Specjalista ów radzi, by historię o Chrystusiku opowiadać dzieciom, puszczając do nich oko, a więc niezbyt poważnie. I znów w sukurs idzie piosenka z niebanalnym tekstem: Mówią, że nigdy go nie było, A jeśli był, to był oszustem. I tak to nic by nie zmieniło, bo niebo nad nami jest puste. Śpiewa Martin Lechowicz w swojej „Kolędzie”. A jeśli niebo jest puste, jeśli nic nie jest pewne, to po co wierzyć? Może bliższe prawdzie są wówczas święta ateistów, którzy nie mówią o Bożym Narodzeniu, tylko po prostu: Chcą się razem bawić, wypić, zjeść i strawić, dzielić śmiechem lub łzą w oku. Czyli coś jak my, ale nie razi obłudą mina pobożna (Martin Lechowicz „Święta ateisty”). Zadziwiające, jak podobne są dziś Święta ludzi wierzących i niewierzących. Nawet pasterka to tylko tradycja. Może więc nie dziwi konstatacja autora piosenki, że ten ateista bliższy Bogu niż wierzący? Do tych, którzy mówią, że wierzą, że czczą narodzenie Chrystusa, Jezus z cytowanej piosenki „Słowo na Święta” kieruje twarde słowa: Nie chcę psuć zabawy, lecz mam dość milczenia, hipokryzji smród dosięgnął niebios bram. (…) bo świętujesz to, żem z niebios zszedł na ziemię, a nie to, że chciałbyś z ziemi zrobić raj. (…) Gdy w świątyni w święto kupcy sprzedawali, wziąłem bicz i sam powyrzucałem ich. Dość mam bożonarodzeniowej reklamy, dość mam świątecznego napełniania mich. Czyli wracamy do początku. Bartosz Kalinowski w piosence „Nie lubię” wyznaje: Nie lubię rocznic nieobchodzonych wcale, Świąt bez kolędy, gdy każdy żre i śpi. Może te „Święta bez kolędy”, nie wśród nocnej ciszy, ale wśród hałasu, muszą przynieść owoc taki, o jakim śpiewa cytowany na początku Marcin Gąbka: Nic się nie zmieniło w naszych sercach, bo zamknięte ich kamienne wnętrza, bo my Boga do nich nie przyjmiemy, bo prostego i pustego życia chcemy. && Subiektywny alfabet 2021 roku (cz. 2) Radosław Nowicki W lutym czas na drugą część alfabetycznego podsumowania 2021 roku. Tym razem znalazły się w nim litery od Ł do Z. Odpowiadają one wydarzeniom sportowym, społecznym i kulturowym aspektom życia. Nie mogło również w tej części zabraknąć odniesień do koronawirusa, a także sytuacji na polsko-białoruskiej granicy. Ład polski – program gospodarczo-społeczny zaprezentowany przez koalicję rządzącą, który wpłynie na portfele Polaków. Jego założeniami było między innymi podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tysięcy zł, podwyższenie drugiego progu podatkowego z 85 do 120 tysięcy zł, ustalenie dotacji na dzieci w kwocie 12 tysięcy zł, wypłacanej w ratach między 12. a 36. miesiącem życia potomstwa na drugie i kolejne dziecko oraz stworzenie państwowych gwarancji dla wkładu własnego do kredytów mieszkaniowych. Mniejszych zmian było znacznie więcej, a ustawa liczyła ponad 700 stron. Mistrzostwa Europy w piłce nożnej – z rocznym opóźnieniem odbyły się Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, które trwały od 11 czerwca do 11 lipca. Był to wyjątkowy turniej, bo odbył się aż w 10 państwach. W finale Włosi ograli Anglików. Wielkie nadzieje wiązaliśmy z reprezentacją Polski. Wszak jej niekwestionowanym liderem jest Robert Lewandowski, który jako jedyny Polak w historii otrzymał nagrody piłkarza roku FIFA i UEFA, a w 2021 roku pobił rekord goli strzelonych w niemieckiej Bundeslidze. Okazało się jednak, że jeden piłkarz to za mało, aby osiągnąć sukces. Polska po remisie z Hiszpanią i porażkach ze Słowacją i Szwecją nie wyszła nawet z grupy. Nadwaga – coraz większy problem polskiego społeczeństwa. Według danych OECD już 58% dorosłych Polaków ma nieprawidłową masę ciała. W szybkim tempie przybywa także otyłych dzieci. Sprzyjała temu pandemia, która zamknęła ludzi w domach na zdalnej pracy i zdalnym nauczaniu – brakowało im ruchu i wysiłku fizycznego. Nie sprzyjały również zamknięte przez dłuższy czas baseny, siłownie czy kluby fitness. Według specjalistów przeciętnie każdy Polak przybrał na wadze 2 kg. Olimpijskie i paraolimpijskie igrzyska – bez kibiców, ale w końcu w Tokio odbyły się zmagania pełno- i niepełnosprawnych sportowców, którzy dali nam sporo powodów do zadowolenia. W zmaganiach osób pełnosprawnych Polska wywalczyła 14 medali, w tym 4 złote, a w rywalizacji na paraolimpiadzie biało-czerwoni wrócili z 25 medalami, w tym 7 złotymi. Najbardziej medalodajna okazała się lekkoatletyka, były jednak też dyscypliny, w których przez pięć lat świat wyraźnie nam uciekł. Stąd też mamy nad czym myśleć przed igrzyskami w Paryżu, a te odbędą się już za trzy lata. Phishing i voice-phishing – coraz popularniejsza metoda okradania ludzi z danych i pieniędzy. Polega na podstawieniu ofierze przez smsa, e-mailem lub w rozmowie telefonicznej fałszywej strony do logowania się do banku, nakłonienia jej do zainstalowania złośliwego oprogramowania lub fałszywej aplikacji albo wprost przekazania swoich danych przez telefon, co ułatwia złodziejom dostęp do jej konta. Mogą wówczas pozbawić ją pieniędzy albo zaciągnąć na jej dane pożyczki. To tylko jeden ze sposobów nagminnie wykorzystywanych do żerowania na ludzkiej niewiedzy i nieuwadze. Rzecznik Praw Obywatelskich – jedna z najważniejszych osób w państwie. Jego celem jest stanie na straży wolności i praw obywatelskich oraz ochrona obywateli w kontakcie z władzą. Kadencja Adama Bodnara zakończyła się jeszcze w 2020 roku, ale Sejm i Senat nie mogły porozumieć się co do wyboru jego następcy, więc Bodnar nadal sprawował swoją funkcję. Wówczas do gry wkroczył Trybunał Konstytucyjny, który wymusił zmianę rzecznika. Obie izby parlamentu po wielu próbach w końcu wybrały Marcina Wiącka na to stanowisko. Szczepionki – najbardziej pożądany w ostatnich miesiącach element walki z koronawirusem. Bez wątpienia przynajmniej częściowo zatrzymały one pandemię i umożliwiły powrót do w miarę normalnego funkcjonowania. Obecnie w obiegu jest kilka preparatów różnych firm. Niektórzy już szczepili się 3 razy, a zanosi się na to, że szczepienie przeciwko koronawirusowi może być konieczne cyklicznie. Stanowi bowiem najlepszą ochronę przed koronawirusem. Jeśli nawet po nim ktoś zachoruje, to ma większe szanse, aby infekcję przejść łagodnie i nie wylądować pod respiratorem. Tu powinien być twój ulubiony program – takie hasło towarzyszyło lutowemu protestowi większości mediów, które sprzeciwiały się pomysłowi nałożenia na nie przez rząd dodatkowego podatku od wpływu z reklam. W ramach strajku w telewizji było czarne tło, serwisy internetowe nie publikowały nowych treści, gazety ukazały się z czarną stroną tytułową, a stacje radiowe nie emitowały serwisów informacyjnych. Miało to uświadomić odbiorcom, jak wyglądałby świat tylko z prorządowymi mediami. Ostatecznie rząd wycofał się z przeforsowania kontrowersyjnych przepisów. Uchodźcy – przejęcie Afganistanu przez Talibów, niestabilna sytuacja w Syrii czy Iraku spowodowała, że uchodźcy zaczęli interesować się Europą. Drogę do niej ułatwił im białoruski dyktator, Alexandr Łukaszenka, który w ramach odwetu na Unię Europejską za nałożone przez nią sankcje na Białoruś wykorzystywał służby własnego kraju do przemycania uchodźców na teren Polski, Litwy i Estonii. Ci płacili mu pieniądze, a w zamian za to byli dowożeni na polsko-białoruską granicę. Wyjątkowy stan – 2 września 2021 roku wprowadzono w Polsce stan nadzwyczajny na granicy polsko-białoruskiej. Objął on 115 miejscowości w województwie podlaskim i 68 w województwie lubelskim. Na tym terenie mogli poruszać się jedynie mieszkańcy, ale nie mogli prowadzić działalności, na przykład turystycznej czy gastronomicznej. Stan wyjątkowy związany był z nasileniem się prób nielegalnego przekraczania polskiej granicy przez uchodźców, głównie z Afganistanu, Iraku i Syrii. Dostępu do granicy nie miały również media czy organizacje pozarządowe zajmujące się pomocą uchodźcom. Choć i tak pojawiały się obrazy koczujących w lasach i na ulicach dzieci i kobiet. Zwarcie – klincz między polskim rządem a Unią Europejską. Przez cały 2021 rok obie strony nie mogły się porozumieć w kilku kwestiach. Polska nie chciała realizować orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, które dotyczyły przede wszystkim zmian w sądownictwie, a przez to UE blokowała pieniądze dla naszego kraju na odbudowę gospodarki po pandemii, kierując się hasłem „Pieniądze za praworządność”. Dla niektórych województw zostały wstrzymane także środki w związku z przyjęciem przez nie tak zwanych uchwał anty LGBT, z których potem większość się wycofała. Za nami już kilka pierwszych tygodni 2022 roku. Miejmy nadzieję, że będzie on lepszy od tego, który się zakończył. Liczymy na pomyślne dane płynące od służby zdrowia, pozytywne wskaźniki gospodarcze, korzystne zmiany w sferach dotyczących osób z niepełnosprawnością, a przede wszystkim na zakończenie pandemii koronawirusa, obniżenie temperatury sporu na linii polski rząd – wspólnota europejska i stłumienie wojny hybrydowej białoruskiego dyktatora z Unią Europejską. && Galeria literacka z Homerem w tle && Zygmunt Florczak – notka biograficzna Zygmunt Florczak na zawsze swoje życie rodzinne, zawodowe i pracę społeczną na rzecz osób niepełnosprawnych związał z regionem podkarpackim, a przede wszystkim z ukochanym przez niego Lubaczowem. Mimo bardzo słabego wzroku, z prawdziwą pasją, utrwala na fotografiach piękno swojej małej ojczyzny. Własne opinie i poglądy wyraża w artykułach pisanych do „Przewodnika” oraz „Kresowiaka galicyjskiego”. Od prawie 18. lat z prawdziwym zaangażowaniem redaguje miesięcznik okręgu Podkarpackiego „Przewodnik”, w którym zamieszcza relacje z wydarzeń, wywiady z ciekawymi ludźmi, a także promuje poetów z tego regionu. Mimo problemów zdrowotnych pracuje społecznie na rzecz niewidomych zrzeszonych w lubaczowskim kole PZN, ciesząc się uznaniem jego członków, którzy od prawie 30. lat wybierają go na prezesa zarządu. Od kilku kadencji jest także przewodniczącym Powiatowej Rady ds. Osób Niepełnosprawnych przy starostwie powiatu lubaczowskiego. && Legenda Lubaczowa, czyli rzecz o miłości i umiłowaniu własnej ziemi Zygmunt Florczak Chcąc opowiedzieć legendę powstania nazwy naszego miasta, należy cofnąć się w przeszłość przynajmniej do dwunastego wieku. W zlewisku dwóch rzek, na wysokim wzgórzu stał gród obronny strzegący wschodnich rubieży Królestwa Polskiego. Były to czasy, gdy kraj przeżywał okres tzw. rozbicia dzielnicowego, brakowało silnej, centralnej władzy króla, który mógłby zapewnić bezpieczeństwo poddanym. W podobnej sytuacji była Ruś Kijowska – państwo sąsiadujące z Koroną, a przede wszystkim z naszą warownią, o której opowiemy. Od pewnego czasu po księstwach ruskich i polskich hasały hordy wojowników mongolskich, przybyłych do Europy z centralnej Azji, przynosząc z sobą śmierć, cierpienia i zgliszcza. Interesujący nas gród – jak wspomniano – leżał na wzgórzu, broniły go od północy i zachodu łączące się rzeki, a od południowego wschodu i południa bagniska, a nade wszystko ziemne wały z zaprawioną w walce i obronie drużyną. Często kasztelan grodu wraz z żoną z wałów obronnych obserwowali przemieszczające się na linii horyzontu watahy Tatarów pędzące na wschód, biorąc w jasyr pojmaną ludność z innych okolic. Słyszeli o pogromie, stratach, rzezi ludności. Im w tej okolicy jakoś się udawało, umieli się obronić, na czas z podgrodzia zawsze zdążyli schronić się rzemieślnicy. Razem stanowili siłę, zwartą społeczność walczącą o najważniejsze – o życie. Kasztelan – dowódca warowni – często z trwogą w chwilach zagrożenia myślał o kmieciach, zadawał sobie pytania, czy uda im się z dobytkiem z okolicznych siół zbiec do lasu i uratować życie. W ostatnim okresie w tej okolicy coraz częściej zaczęły pojawiać się podjazdy najeźdźców. Już kilkakrotnie władyka prowadził konną drużynę przeciwko Mongołom, którzy chcieli ograbić i spalić podgrodzie. Szczęśliwie z tych wypadów obrońcy wracali „z tarczą”, ponosząc małe straty. Zawsze na powracającego męża z towarzyszącymi mu wojami z wypadów za wały oczekiwała żona kasztelana. Z nieukrywaną trwogą i niecierpliwością oczekiwała ich powrotu. Modliła się o szczęśliwy powrót całej drużyny, a szczególnie o swojego umiłowanego. Żyła z nim w tym pogranicznym grodzie już kilkanaście lat. Okoliczna ludność zauważyła, jak mocno miłują się, jak wzajemnie uzupełniają. Gdy mąż wyruszał w pole, obroną wałów kierowała kasztelanowa, dając przykład męstwa innym. Wyruszając za wały, kasztelan zawsze żegnał się z nią słowami: „Luba czuwaj”. Oboje miłowali się i tym uczuciem darzyli warownię, ludzi i ziemię, którą włodarzyli i której strzegli. Pewnego jesiennego dnia oboje, stojąc na wałach, rozważali aktualną sytuację. Zrobiła się już późna jesień, mróz ścinał bagna i wody, a mongolscy wojownicy szaleli w okolicy, nie oddalając się na zimowe legowiska. Jakby zawzięli się i chcieli gród przed zimą zdobyć i zniszczyć. Już raz udało im się przejść przez grzęzawisko i małym oddziałem podejść pod wały warowni. Wówczas to po wypowiedzeniu przez kasztelana pełnych troski i umiłowania słów „Luba czuwaj”, tenże po opuszczeniu zwodzonego mostu wyruszył z konnymi, roznosząc doszczętnie podjazd tatarski. Owego krytycznego dnia – do którego zbliżamy się – w porze przedpołudniowej licznym mongolskim wojownikom udało się przeprawić przez moczary i podejść pod warownię. Tym razem byli liczniejsi, ale kasztelan, jak zwykle, chciał uratować podgrodzie przed pożogą, chciał mieczami roznieść napastników, ocalić dobytek i dorobek poddanych. Kiedy opuszczono zwodzony most nad fosą, a dowodzący konnymi wojami żegnał się ze stojącą na wałach żoną tradycyjną formułą „Luba czuwaj”, zdążył jedynie powiedzieć: „Luba czuw”, gdyż godząca w jego krtań tatarska strzała przeszkodziła wypowiedzieć resztę pożegnania. Padł martwy. W śmiertelnej ciszy, załodze grodu w pamięci pozostały słowa „Luba­-czuw”. Śmierć dowódcy zmobilizowała obleganych do zwielokrotnienia woli walki i w efekcie obronienia grodu przed Tatarami. Gród odparł oblężenie, a wśród potomnych zachowała się pamięć o kasztelanie miłującym swoją żonę, ziemię, którą władał i której bronił, za którą oddał życie. Po kilkudziesięciu latach nie posiadający określonej nazwy gród, a następnie miasto nazwano Lubaczowem; dla upamiętnienia tych, którzy miłowali się i ponieśli ofiarę życia, stając się wzorem dla tych, którzy kontynuowali ich służbę i obowiązki w późniejszych wiekach. Taką genezę/legendę powstania nazwy miasta, w którym urodziłem się, wychowałem, wyedukowałem i do którego lubię przyjeżdżać, przekazują młodym pokoleniom starsi mieszkańcy. Dziś, gdy w Lubaczowie mieszka dużo ludzi przyjezdnych, warto zapoznać ich z legendą o ich mieście. Na pewno w kraju i na świecie nie ma dużo tak pięknych podań związanych z powstaniem nazwy miasta, historią regionu i wysiłkiem ludu wówczas tutaj borykającego się z przeciwnościami losu, jednocześnie dającego świadectwo przynależności i wierności Koronie – tj. Polsce. && Nasze sprawy && Kolejni zdolni i zaangażowani zasilą szeregi instruktorów orientacji przestrzennej Joanna Kapias W listopadzie 2020 roku pisałam o nowych instruktorach orientacji przestrzennej; tymczasem zbliża się ku końcowi już druga edycja kursu dla przyszłych instruktorów, organizowanego przez okręg Śląski PZN. Za nimi już wiele godzin zajęć praktycznych i teoretycznych, a przed nimi jeszcze kolejne zjazdy i niełatwy egzamin. Kim są osoby, które w krótce zasilą szeregi instruktorów? Dlaczego wybrały kształcenie się w tym zawodzie? W kursie bierze udział 16 osób z pięciu województw – śląskiego, dolnośląskiego, małopolskiego, wielkopolskiego i pomorskiego. Na zajęcia do Chorzowa niektórzy dojeżdżają z bardzo daleka, nawet z Poznania i Gdańska, ale czymże są kilometry, kiedy jest się bardzo zdeterminowanym. Poznajcie ludzi, którzy chcą pracować na rzecz osób niewidomych i słabowidzących. Julia jest młodą dziewczyną z Cieszyna. Dlaczego wybrała taki zawód? Zostałam wychowana przez moją mamę, która na przestrzeni lat straciła wzrok. Dzięki temu dużo swojego czasu w latach szkolnych spędziłam z osobami z dysfunkcją wzroku, co pozwoliło mi poznać, jak te osoby funkcjonują na co dzień oraz jakie przeszkody napotykają. Przez długi czas nie chciałam iść zawodowo w tym kierunku, jednak zdecydowałam się pójść na kurs dla instruktorów orientacji przestrzennej, gdyż zrozumiałam, że moja wiedza nie powinna się marnować i mogę wykorzystać ją do pomocy innym. Z kolei Agnieszka jest pedagogiem specjalnym od 20 lat. Zawód tyflopedagoga i oligofrenopedagoga nie ma dla niej tajemnic. Skąd pomysł na zrobienie takiego kursu? Większość czasu przepracowałam z dziećmi i młodzieżą z głęboką sprzężoną niepełnosprawnością, głównie jako terapeuta AAC (alternatywne i wspomagające metody komunikacji). Od niedawna pracuję w ośrodku dla dzieci niewidomych w Owińskach i stąd pomysł na udział w kursie orientacji przestrzennej. Zmieniając lekko profil aktywności zawodowej, chciałam uzupełnić kompetencje tam, gdzie czuję, że brakuje mi wiedzy i umiejętności. Z kursu jestem mega zadowolona, bo to głównie praktyka prowadzona przez ludzi, którzy na co dzień pracują w zawodzie. O dodatkowych atrakcjach – piękne miejsca (niektóre zjazdy odbywały się w terenie) i wspaniali ludzie, których miałam okazję tu poznać – nie wspomnę. Z osobami z niepełnosprawnością intelektualną pracuje również inna kursantka, która chce pozostać anonimowa. Wśród jej uczniów często występuje niepełnosprawność złożona, w której niepełnosprawności intelektualnej towarzyszą ograniczenia wzrokowe i/lub inne sprzężenia. Dzięki kursowi w swojej pracy będzie ona mogła wykorzystywać elementy orientacji przestrzennej. Pełna zapału do pracy jest również Edyta, która w kilku słowach tak opisuje swoją historię… „Od ponad 15 lat przebywam w środowisku osób słabowidzących, niewidomych i ociemniałych jako wolontariusz i przewodnik w Fundacji „Szansa dla Niewidomych”. Od dłuższego czasu obserwowałam, że w moim województwie (małopolskie) jest deficyt instruktorów orientacji przestrzennej. W międzyczasie zatrudniłam się w Okręgu Małopolskim PZN. Zaczęłam drążyć temat i tak trafiłam na pana Sebastiana Białego, prezesa Okręgu Śląskiego PZN. Projekt KIOP był wtedy jeszcze w powijakach, ale wstępnie zarezerwowałam sobie miejsce w pierwszej edycji kursu. Niestety, jak to bywa w życiu, moje plany szybko zweryfikowała choroba i w efekcie końcowym nastąpiła operacja kręgosłupa, po której prawie rok uciekł mi z życiorysu. Do tematu jednak powróciłam przy drugiej edycji projektu, z czego niezmiernie się cieszę. W międzyczasie ukończyłam kurs dla asystenta turystycznego osoby niepełnosprawnej. Spełnia się właśnie moje marzenie bycia pomocną wszędzie, gdzie jest to konieczne, ale tym razem już jako prawie fachowiec – umiem profesjonalnie ukierunkować osobę z dysfunkcją wzroku. Taki kurs (KIOP) daje wiele możliwości samorozwoju, wiele cennych doświadczeń i umiejętności. Nawiązałam dużo fantastycznych przyjaźni i pomocnych kontaktów. Polecam taki kurs każdej osobie, która mogłaby być instruktorem orientacji przestrzennej”. Grupę kursantów niewątpliwie tworzą ludzie nieprzypadkowi. Co na ich temat mówi jedna z wykładowczyń, pani Bożena Duś, która jest pedagogiem z wieloletnim doświadczeniem. Przez 35 lat pracowała w oświacie, z czego aż 26 lat w szkolnictwie specjalnym jako nauczyciel wychowania fizycznego. Od 15. lat jest również instruktorem orientacji przestrzennej w SOSW. Teraz swoim doświadczeniem i umiejętnościami dzieli się z chorzowskimi kursantami. Grupa jest bardzo zdyscyplinowana. Szybko się uczą. Jeżeli czegoś nie rozumieją, to pytają, prosząc o wytłumaczenie. Jeżeli coś nie wychodzi, potrafią ćwiczyć poza godzinami kursu. Kursanci tworzą zgraną grupę. Wzajemnie się wspierają. W poprzedniej edycji kursu uprawnienia uzyskało 19 osób, po czym na Śląsku znacząco zmniejszył się problem niedoborów kadrowych wśród instruktorów. Po dwóch edycjach problem nieco zmniejszy się również w innych województwach, jednak potrzeby nadal są duże i zapewne nie jest to ostatni kurs. Wszystkim przyszłym instruktorom życzę pozytywnie zdanych egzaminów, ale przede wszystkim determinacji i sił do tego, by pracować w zawodzie i poprzez to polepszać jakość życia osób z niepełnosprawnością wzroku. && Tak, ale… Niewidomi jak dzieci Stary Kocur Maleńkie dziecko robi kilka kroczków i przebiega od mamusi do tatusia, który rozkłada ręce i chwyta je, żeby nie upadło. Rodzice biją brawo, chwalą, cieszą się i dziecko się cieszy. Maleńkie dziecko kładzie trzy klocki jeden na drugim i znowu zachwyt rodziców – jaką wspaniałą wieżę zbudowałaś/zbudowałeś. Dziecko rysuje bardzo nieforemnego bałwanka i mówi, że narysowało mamę. Rodzice chwalą, zachwycają się, zachęcają. I są to prawidłowe zachowania rodziców. Dziecku potrzebna jest zachęta, uznanie, miłość. No i potrzebne są wymagania zgodne z możliwościami dziecka. W miarę jak dziecko rośnie, rosną też wymagania w stosunku do niego. To również jest prawidłowe, ale kiedy podobnie traktowany jest człek dorosły… A to co innego! Jeżeli dorosły człek chwalony jest za byle co, to go denerwuje i upokarza, ale czy zawsze? Piotr Stanisławski w Magazynie „Integracja” (1/2010) opublikował artykuł pt. „Sztuka litości”. W artykule tym Roman Roczeń mówi: Powiedzmy szczerze, na tle setek polskich zespołów rokowych gra zespołu Na Górze jest słaba. Tego się nie da dobrze sprzedać. Z artystycznego punktu widzenia jest to słabe, z punktu widzenia muzykowania osób niepełnosprawnych umysłowo jest genialne. Gdy widzimy, kto gra tę muzykę, wpadamy w zachwyt, podziwiamy za to, że osoby te nauczyły się tak grać. Ale gdy odwracamy się tyłem i oceniamy samą muzykę, to słyszymy, że jest to takie sobie. Ale czy dotyczy to tylko upośledzonych umysłowo? Ileż to muzyków ozdabiamy przymiotnikiem „niewidomy/niewidoma”. A Andrea Bocelli określany jest inaczej. Jego określają: „Najwybitniejszy tenor świata”. Przyznacie, że jest to drobna różnica. Przymiotnika „niewidomy” nie wymagali również: Edwin Kowalik, Mieczysław Kosz ani Janusz Skowron. Albo się jest artystą, albo nie. Kiedyś uczniowie jednego z ośrodków szkolno-wychowawczych dla niewidomych grali w nogę z dziennikarzami i wygrali 7 do 0. Oczywiście, dziennikarze grali w goglach. Ależ była radość! W klubie niewidomi i pseudoniewidomi dyskutowali o architekturze. Mówili mądrze, oj jak mądrze. Moderator tej dyskusji stwierdził, że w żadnym klubie widzących nie słuchał dyskusji na tak wysokim poziomie. Oj, jakie to wspaniałe, jakie miłe! Na turnusie zorganizowali konkurs malowania. Niewidomi mówili, że np. trawę należy malować farbą zieloną, niebo niebieską a diabła czarną. Widzące człowieki malowały pod to dyktando, a niewidomi byli oceniani i nagradzani. Oj, do czego ci niewidomi nie są zdolni! Potrafią nawet być kierowcami i to nie tylko niewidomi, ale nawet głuchoniewidomi. Na młodzieżowym obozie rehabilitacyjnym zorganizowano konkurs tańca. Pokazy odbyły się w domu kultury. Wygrała para, w której niewidomy mężczyzna nie miał rąk. Moja kocia przewrotność podpowiada mi, że bez rąk nie da się pięknie tańczyć, ale co chłop miał radości, to miał. Na tym samym obozie zorganizowano zawody strzeleckie dla niewidomych. Nie, nie mieli wówczas laserowych strzelb, jak to jest obecnie. Niewidomy kładł się na brzuchu, przykładał karabin do dołka strzeleckiego, a żołnierz brał za lufę i celował. Niewidomy pociągał za spust i albo trafił w tarczę, albo chybił. Uczestnicy tych zawodów, wszyscy co do jednego, mój protoplasta również, otrzymali odznaki „Zdolny do pracy i obrony”. Praca jak praca, ale ta obrona… Niewidomy na łamach „Pochodni” z dumą opisał, jak to ludzie nie poznają, że jest niewidomy. Tak wspaniale sobie radzi. A prawda jest taka, że niewidomy nie może udawać widzącego, chyba że jest pseudoniewidomy albo śpi. Wówczas nikt nie zauważy jego niepełnosprawności. W innych sytuacjach nie ma takiej możliwości. Mój protoplasta pracował w spółdzielni niewidomych. Wytwarzał tam zamknięcia pałąkowe do butelek. Takie jedno zamknięcie produkowała brygada składająca się z pięciu pracowników. Dostawała pocięty drut na odpowiedni wymiar, ceramiczne, szklane lub plastikowe korki i gumowe uszczelki. Cuda te wyrabiali przy pomocy prostych urządzeń ręcznie napędzanych. Brygadzista Tolek mówił: Dajcie mi odpowiednie maszyny, to samoloty produkować będziemy. Niewidomi są wspaniałymi pracownikami. Pracują lepiej niż ludzie widzący. Nic ich nie rozprasza, siedzą i robią. No i wszyscy się cieszyli. Niewidomi nie mieli bladego pojęcia o produkcji samolotów – brygadzista też nie miał. Wszyscy się cieszyli, a prawda była taka, że rozlewnie oranżady i innych napojów zwracały całe stukilowe kosze, bo zamknięcia spadały z szyjek butelek albo korki przepuszczały. Drut był nierówno zginany, zaczepy były różnej długości i klops. Po długich naradach roboczych, z udziałem pionu technicznego i podstawowej organizacji partyjnej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, dokonano wiekopomnego wynalazku. Do tych stukilowych koszy z zamknięciami pałąkowymi zaczęto wkładać kartki z nazwiskami robotników, którzy wyprodukowali te zamknięcia. Wyobraźcie sobie, jak skuteczny był to wynalazek. Skończyły się problemy jakościowe, skończyły się zwroty. Oj, te człowieki, te człowieki! Nie ważne czy widzą, czy są niewidome, jak nie czują kontroli i nadzoru, to byle szybciej, byle jak, byle więcej zarobić. No i miał rację brygadzista Tolek, że pod tym względem niewidomi pracownicy dorównują pracownikom widzącym, bo z tą produkcją samolotów to chyba ździebko przesadził, ale co zrobił niewidomym radości, to zrobił. Najbardziej jednak rozkapryszonymi, samolubnymi i bezkrytycznymi wobec własnej osoby są niektórzy działacze/gadacze. Taki działacz/gadacz to bez trudu uwierzy nawet w niebotyczną bzdurę, jeżeli będzie ona dla niego pochlebna. Gładko przełknie pochwałę, że to dzięki niemu Ludwik Braille wynalazł pismo dla niewidomych i Róża Czacka powołała Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi oraz stworzyła ośrodek dla niewidomych w Laskach. Działacz/gadacz potrafi tylko właśnie gadać, lubi słuchać pochwał i nie znosi cienia krytyki. Jak tylko usłyszy, że coś mu się nie udało, że czegoś nie zrobił, coś zaniedbał, zaczyna się pienić, tupać nogami, a nawet rzucać się na podłogę, sztywnieć i konwulsji dostawać. Jak Wam się zdaje, niewidomi są jak dzieci, czy nie są? Ja z całą odpowiedzialnością twierdzę, że są. Jednakże miałbym psi pysk, a nie miłą kocią mordkę, żebym twierdził, że wszyscy są jak dzieci. Nie, nie wszyscy, ale są i tacy, którzy wierzą w podobne brednie, nawet w takie, że dobrze być niewidomym. Znam dziewczynę, która twierdzi, że cieszy się z tego, iż jest niewidoma. Ma ciekawą pracę, którą lubi, i żyje spokojnie bez męża. A jej widząca siostra wyszła za pijaka, zbiera cięgi i co to za życie. Znam też takich, którzy wierzą, że są człowiekami bardziej wartościowymi od człowieków widzących i twierdzą, że cierpią za grzechy widzących drani. Piszę o ludziach inteligentnych, wykształconych, jeno głupich w jakimś punkcie. Rozejrzyjcie się wokół siebie. Z pewnością spotkacie ludzi całkiem do rzeczy, a z drobnym szmergielkiem na jakimś tle. Ot, na przykład jechałem taksówką z moim protoplastą. Taksówkarz stanowczo twierdził, że nie ma żadnej pandemii, że nie ma wirusów, bo on ich nie widzi. Chciał, żeby mój protoplasta pokazał mu wirusa. Ludziska twierdzą, że głupich nie sieją i mają rację. Często plotą trzy po trzy, ale to akurat prawda. Wszystko ma jakieś ograniczenia, tylko Miłosierdzie Boskie i głupota ludzka nie znają granic. && Sytuacja osób niepełnosprawnych na rynku pracy Krystian Cholewa Znalezienie pracy przez osobę niepełnosprawną jest dużym wyzwaniem. Ze względu na obniżoną sprawność organizmu, która z kolei oddziałuje negatywnie na wykonywanie poszczególnych zadań zleconych przez zwierzchnika, praca nie jest w stu procentach wydajna, ponadto niekiedy potrzeba o wiele więcej czasu na wykonanie konkretnej czynności. Tak więc trudna bywa konkurencja z osobami pełnosprawnymi. Do pracy często niepełnosprawni potrzebują specjalnego oprogramowania czy też innych udogodnień związanych z ich dysfunkcjami, co generuje dodatkowe koszty po stronie potencjalnego pracodawcy. Dlatego, zatrudniając osobę niepełnosprawną, pracodawca może się ubiegać o dofinansowanie do zakupu sprzętu, który koniecznie będzie potrzebny pracownikowi, a także do szkoleń, a nawet do wynagrodzenia, co jest uzależnione od stopnia niepełnosprawności. Z drugiej strony niepełnosprawni mają również utrudnione możliwości wyboru ścieżki kariery zawodowej, skutkiem czego często nie decydują się na pracę w zawodach, które ich pasjonują; muszą brać pod uwagę aspekt własnej niepełnosprawności. Od urodzenia zmagam się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Zawsze wiedziałem, że moja praca musi być dostosowana do moich możliwości i predyspozycji, że nie zostanę architektem, zegarmistrzem czy krawcem, gdyż już w dzieciństwie miałem zaburzony zmysł artystyczny i przestrzenny. W ramach praktyk studenckich, które odbyłem w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, miałem okazję poznać specjalne programy dedykowane osobom niepełnosprawnym. Natomiast praktyka, odbyta w Urzędzie Gminy w Strzeleczkach, umożliwiła mi uczestnictwo w sesji rady, a także poznanie specyfiki pracy w jednostce samorządu terytorialnego. Dowiedziałem się, skąd gmina posiada wpływy budżetowe i jakie są rodzaje podatków, a także wspierałem pracowników przy organizacji różnych wydarzeń gminnych. W czasie wakacji poświęciłem dwa miesiące na zdobycie pierwszego doświadczenia zawodowego. Zawsze moim marzeniem była praca na rzecz osób niepełnosprawnych. Dlatego też zaraz po ukończonych studiach wyższych wybrałem się na staż do Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, gdzie zajmowałem się obsługą petentów, obiegiem dokumentacji, pisaniem pism zwrotnych oraz archiwum biurowym. Jednak mój czas dobiegł końca z powodu braku środków z Powiatowego Urzędu Pracy. Następnie udałem się na przygotowanie zawodowe do przedsiębiorstwa produkcyjnego, gdzie pracowałem w dziale kadr. Wówczas miałem możliwość poznania na czym polega specyfika tej jednostki, począwszy od zatrudnienia pracownika po urlopy wypoczynkowe, okolicznościowe, chorobowe aż po wydanie świadectwa pracy pracownikowi. Trzeci odbywany przeze mnie staż zawodowy miał miejsce w banku; była to obsługa kasowa, a także odpowiedzialność za wykonywanie transakcji bezgotówkowych. Wtedy też dowiedziałem się jak istotna jest tajemnica bankowa i czym skutkuje jej nieprzestrzeganie. Natomiast czwarty staż odbywałem w Urzędzie Skarbowym, gdzie moim obowiązkiem było wpisywanie deklaracji podatkowych do systemu komputerowego. Jednak żadna z tych czterech wyżej wymienionych instytucji nie chciała mnie zatrudnić na umowę o pracę, motywując to tym, że mają pełne obłożenie etatowe. Nie załamałem się, postanowiłem szukać do skutku. 1 czerwca 2012 r. rozpocząłem pracę na otwartym rynku w przedsiębiorstwie w dziale transportu, gdzie zajmowałem się wydawaniem i rozliczaniem kart drogowych, obsługą kierowców i floty firmowej (w tym oględzinami samochodów) oraz wydawaniem ich pracownikom. Bardzo się starałem, dostrzegł to mój ówczesny przełożony i powiedział, że tkwi we mnie duży potencjał, ale ze względu na specyfikę pracy i szybkość wykonywania zadań muszę ich opuścić. Zostałem przeniesiony do działu bezpieczeństwa i higieny pracy, w którym przepracowałem niecałe trzy lata. Byłem referentem ds. BHP, a do moich obowiązków należało przygotowywanie dokumentacji szkoleniowej oraz rejestracja jej w systemie i wydawanie zaświadczeń o ukończeniu kursu. Moja kierowniczka często dawała mi do zrozumienia, że jestem zbyt wolny w wypełnianiu określonych zadań i obowiązków, a także że brakuje mi precyzji. Dawałem z siebie 100%. Jednak na koniec naszej współpracy kierowniczka dodała, że potrzebuje kogoś, kto będzie osiągał lepsze wyniki. Mój ostatni staż był w przedsiębiorstwie logistycznym, gdzie opisywałem dokumenty, do tego dochodziła jeszcze obsługa klienta sieciowego. Postanowiłem się przebranżowić. Poszedłem na studia pedagogiczne, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że nie mogę dalej tkwić w martwym punkcie. Chociaż na początku pisanie było dla mnie bardzo trudne, to z czasem tak mnie wciągnęło, że postanowiłem tworzyć coraz więcej artykułów z zakresu bezpieczeństwa pracy i niepełnosprawności. Traktuję to jako pracę, za którą otrzymuję wynagrodzenie, z czego jestem bardzo zadowolony. Poza tym to stwarza mi warunki rozwoju i niezależności finansowej od rodziny. Dzięki elastycznym godzinom pracy mogę korzystać z rehabilitacji i pomagać moim najbliższym. Uważam, że trener w pracy dla osoby z niepełnosprawnością jest dogodnym rozwiązaniem, ponieważ wprowadza i wspiera jej adaptację do należytego wykonywania obowiązków zawodowych. Współpracownicy nie zawsze mają możliwości wsparcia, ponieważ są rozliczani ze swoich zadań. Dlatego tak ważna jest współpraca firmy z organizacjami trzeciego sektora, jak również z Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Kolejną możliwością rozwoju osób z dysfunkcją jest założenie własnej działalności gospodarczej. To pozwala osiągnąć dochód i rozwinąć skrzydła. Osoba niepełnosprawna może liczyć na większe dofinansowanie z Urzędu Pracy i PFRON-u przy zakładaniu firmy. A po drugie – nie ma wyścigu szczurów, gdy się pracuje u siebie. Obecnie panuje on już nie tylko w korporacjach. Warto rozwijać swoje pasje, które w przyszłości można zamienić na kompetencje przydatne w wykonywaniu danego zawodu, co może pomóc znaleźć zatrudnienie. Musimy zdawać sobie sprawę, że osoba niepełnosprawna, by zaistnieć na rynku pracy, musi starać się podwójnie, aby dorównać pełnosprawnym kolegom i koleżankom z działu. W tej sprawie może się tylko wypowiadać osoba zainteresowana, jeżeli doświadczyła lub doświadcza tego codziennie, a nie pani z biura pracy czy prezes firmy, który w ogóle nie ma pojęcia, co oznacza niepełnosprawność. Każda dysfunkcja jest inna i przez to stawia ona różne wymagania na rynku pracy osobom z różnymi rodzajami niepełnosprawności. && Miłość pisana brajlem Damian Szczepanik Uważam, że w każdym człowieku tkwi potrzeba miłości. Nie ważne, co robisz i jak żyjesz, uczucie zawsze daje wsparcie. Pewnego dnia uznałem, że dalej nie chcę być sam, zapragnąłem kogoś poznać i z czystej ciekawości założyłem konto na portalu randkowym. Byłem do tego sceptycznie nastawiony, ale w końcu tyle szans, ile odwagi. Już po kilku dniach pisania spotkałem się z kobietą z mojej okolicy, jestem tego zdania, żeby nie pisać w nieskończoność, tylko czym prędzej poznać się na żywo. Było sympatycznie, ale zabrakło tego „czegoś” i byłem nieco zawiedziony, bo więcej emocji przeżywałem przy wyborze bułek w sklepie. Chciałem znaleźć kogoś, kto będzie towarzyszył mi w życiu i kupi mnie już pierwszym „cześć”. Zalogowałem się więc ponownie na randkowy portal i już po chwili nawiązałem rozmowę z kolejną kobietą. Mieszkała w sąsiedniej miejscowości i była moją rówieśniczką. Po rozmowie od razu przypadła mi do gustu. Szczupła, szatynka, 160 cm wzrostu, proste włosy do ramion, skromna, bystra, błyskotliwa i pracująca jako pielęgniarka. Umówiliśmy się na spacer w moim ulubionym parku w Sosnowcu, gdzie jest mini zoo i miła atmosfera, gdzie można spokojnie porozmawiać. To była najlepsza „nie randka” w moim życiu. Ucieszyłem się, że mogę komuś pokazać moje tajemne miejsca i że tą osobą była ona. Na jednym spotkaniu się nie skończyło. Doceniałem spędzony wspólnie czas i nie analizowałem możliwych scenariuszy. Po każdej randce jeszcze długo czułem słodki, kwiatowy zapach nowej znajomej, chciałem zatopić nos w jej włosach i już nigdy go nie wynurzać. A kiedy się uśmiechała, to tak jakby uśmiechał się do mnie cały świat. Bardzo ją intrygowało, kiedy pokazywałem jej swój świat, zaczynając od czujnika poziomu cieczy, roweru tandem, a kończąc na piśmie Braille’a, co było wisienką na torcie. Beata była pod ogromnym wrażeniem, jak niewidomi mogą czytać i pisać. Zauważyła, że czynności dnia codziennego również możemy wykonywać poprawnie z większą dokładnością niż niejedna osoba widząca, chociaż dla jednych to rutyna, a dla innych szczyt możliwości. Gdy poznawaliśmy się coraz bliżej, to mogła bardziej wczuć się w moje emocje, a ja czułem się zrozumiany. Wszyscy szukamy miłości, która jest nadzieją. Trzeba uważać, żeby nie zagubić w przeszłości własnej przyszłości. Najlepiej nie liczyć dni, ale sprawić, aby to dni się liczyły. Nie wierzyłem wcześniej w miłość, ale po długiej walce ze sobą i wspomnieniami udało mi się. To wydarzyło się naprawdę. My niewidomi przez wiele osób nie jesteśmy już postrzegani jako szara strefa, tak jak było to dawniej, i z powodzeniem możemy się wiązać z osobami pełnosprawnymi. Znalazłem klucz otwierający jej serce i jesteśmy już zaręczeni, niedługo planujemy się pobrać. Świetnie się uzupełniamy i czujemy wyjątkowo w swoim towarzystwie, odpoczywając przy tym od stresów, możemy się rozluźnić. Znajomości nawiązane przez Internet zawsze są wielką niewiadomą i trzeba być ostrożnym. O tych zapoczątkowanych fascynacją seksualną można szybko zapomnieć. Te, które zaczynają się od rozmów, wymiany myśli i emocji, możesz zapamiętać na zawsze. One są trwalsze. Opisałem swoją historię po przeczytaniu listu Pani Moniki, opublikowanego w grudniowym numerze „Sześciopunktu”. Pani Moniko, mam nadzieję, że i do Pani los się uśmiechnie i znajdzie Pani tę drugą połówkę. && Listy od Czytelników && Dzień dobry! Zwykle z dużą przyjemnością czytam artykuły pana Matczaka, ale do ostatniego artykułu mam zastrzeżenia. W ostatnim artykule autor pisze, że pod wielkimi słowami kryje się groteskowy opis. Podaje przykład: Mały kotek uniknął tragedii dzięki strażakom, którzy zostali wezwani na osiedle…. Wydaje mi się, że z punktu widzenia kota, utrata życia lub poważne kalectwo uniemożliwiające polowanie, jest tragedią. Przyzwyczailiśmy się do tego, że tylko ludzie przeżywają tragedie. Ale tragedie są nie tylko udziałem ludzi. Wokół nas dzieją się tragedie, ale my, zapędzeni, zajęci własnymi sprawami, nie zauważamy ich. Jeśli drapieżnik upoluje ofiarę, to dla ofiary bycie czyimś obiadem jest niewątpliwą tragedią. Jeśli na dodatek upolowaną zdobyczą jest partner z pary posiadającej potomstwo, tragedia dotyczy również potomstwa, które ginie z głodu, ponieważ pozostały przy życiu partner może nie być w stanie wykarmić swoich pociech. Ale świat nie jest tylko tragiczny. Tragedia ofiary obraca się na korzyść drapieżnika, który zdobył pożywienie, przeżyje kolejny dzień, a jeśli posiada potomstwo, będzie miał czym je nakarmić. Autora drażni zbyt wielkie słowo „tragedia” w stosunku do kota. Tymczasem ja mam wrażenie, że wiele ludzkich tragedii się umniejsza po to, żeby nie wzbudzać zainteresowania. Weźmy chociażby ilość zgonów z powodu COVID 19. Każda śmierć to przecież czyjaś tragedia. Tragedie ludzkie dzieją się też na polskiej granicy: tam ludzie umierają z zimna, głodu i chorób. Wydaje mi się, że tytuł powinien przyciągać uwagę. W tym celu autorzy artykułów używają słów czasem na wyrost. Przypomina mi to trochę sytuację na bazarze. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś mówił, że ma np. nieświeże jajka czy zjełczałe masło. Wszystkie towary są świeże i najwyższej jakości. To od nas zależy, czy damy się nabrać na złą reklamę. Jeśli zatem kogoś artykuł nie interesuje, powinien go przerwać bez specjalnego narzekania, bo prawdopodobnie dla kogoś innego artykuł może być interesujący. W Internecie znajdują się różne treści. Dorośli użytkownicy Internetu powinni wiedzieć, czego szukają i co chcą czytać. Autorzy portali internetowych muszą dbać o „klikalność”, tj. o ruch na swoich portalach, bo z tego żyją. Wzmożony ruch na witrynie świadczy o dużym zainteresowaniu internautów. Ale my nie musimy odwiedzać portali, które nas nie interesują. Pozdrawiam Henryka Kwiatkowska && Do Czytelników „Sześciopunktu” Tekst, który postanowiłam napisać, jest wynikiem niespodziewanego zdarzenia, które nie tylko mnie zaskoczyło, ale wywołało w moim codziennym trybie życia pewnego rodzaju zamieszanie. Niby wiemy, że żyjemy w ciągłej obawie o to, że któregoś dnia i nam się to przydarzy, że przez parę kolejnych dni wyłączeni zostaniemy z życia społecznego. Dopóki jednak nie dotyczy to nas bezpośrednio, jakoś w to się nie zagłębiamy, ale kiedy okazuje się, że właśnie nas to dotyka - myślę tu o pandemii - zupełnie inaczej przedstawia się nasza rzeczywistość. Nagle zostajemy pozbawieni łączności z realnym światem i to już nas przeraża. Jest wprawdzie świat wirtualny, ale kto woli go od realnego? Już sam fakt, że wpadliśmy w stan zagrożenia sprawia, że czujemy się niepewni i wyobcowani z życia. A przecież mieliśmy takie plany, tyle do zrobienia i nagle to wszystko przestaje się liczyć, bo jeden mały wirus jest silniejszy od całej reszty świata. Gdy okazało się, że zostałam pochwycona w matnię pandemii, zadałam sobie pytanie: Jak sobie z tym poradzić? Wiedziałam, że to tylko kilka dni, ale jednak wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Bałam się, że nic już nie będzie jak dawniej, zastanawiałam się skąd wziąć potrzebny spokój i równowagę ducha, w sytuacji, gdy moje zdrowie zostało podważone? Zdrowie jest tak ważne, a my nie cenimy go wtedy, kiedy jest i dopiero gdy się załamie, próbujemy dociec, dlaczego wcześniej nie pomyśleliśmy, żeby bardziej o nie zadbać. Tak więc siedzę tu teraz i myślę, że czekają mnie trudne dni, bo najpierw musi zapaść konkretny wyrok co do przewidywań, a potem ta niepewność, czy aby dobrze wykonano test albo czy objawy bardziej się nie nasilą. Najgorsza jest ta bezradność, która opanowuje uczucia i myśli, bo nikt tu nic nie może pomóc. Jesteśmy sami i sami musimy się zmierzyć z problemem. Dodatkową komplikacją jest fakt, że nawet do nikogo nie można zatelefonować, bo w konkretnym przypadku wirus osiadł przede wszystkim w gardle i nie pozwala mówić. Są wprawdzie różne możliwości, żeby szybciej pokonać zły czas, ale nadrzędną i nieustępliwą rzeczą jest lęk o to, czy aby na pewno przeżyjemy? Dlatego jedyną i najsłuszniejszą rzeczą jest usiąść do komputera i napisać, co nas dręczy, żeby chociaż w ten sposób uwolnić się od złego nastroju. Może gdyby ktoś był obok mnie, łatwiej przebrnęłabym przez tę falę nieznanego, ale mieszkam sama, a znajomi mogą mi tylko podrzucić coś do jedzenia pod drzwi. Ktoś by pomyślał: czemu ona tak panikuje? Sama się sobie dziwię, że popadłam w taką frustrację, ale to pewnie choroba jest tego przyczyną. Jedyną dobrą stroną tego zjawiska jest fakt, że nareszcie w ciągu jednego dnia przeczytałam „Sześciopunkt” od deski do deski. Dobrze, że w naszym środowisku jest takie czasopismo, w którym można przeczytać o sporej ilości ważnych i ciekawych zagadnień. Myślę, że życzeniem nas wszystkich jest to, by towarzyszyło nam jak najdłużej! Człowiek jest jednak stworzeniem stadnym, więc jak sobie pomyślę, że już nie będę sama z tym swoim nastrojem, choć nie od razu, to zaraz mi lżej. Helena U. && Ogłoszenia && Poznajmy się Mam na imię Henryk. Jestem 45-cio letnim kawalerem. Pochodzę z Bolesławca (woj. dolnośląskie). Jestem osobą spokojną, cichą, lubię domowy spokój i miejsca, które znam. Jestem szczery i bardzo cenię sobie szczerość u innych. Alkohol piję bardzo rzadko. Innych używek nie stosuję. Lubię słuchać audiobooków – może oprócz książek z gatunku fantasy oraz muzykę z lat 80-tych. Jestem osobą niewidomą. Posiadam jednak niewielkie resztki wzroku w prawym oku. Mam też problemy z równowagą, ale chodzę sam i radzę sobie dobrze. Staram się być samodzielny. Jeśli, tak jak mnie znudziła Cię samotność i jesteś w podobnym do mojego wieku, napisz. Na dobry początek proponuję znajomość, przyjaźń, później życie samo pokarze nasze przeznaczenie. Jeśli jakaś niewiasta byłaby zainteresowana tym ogłoszeniem, podaję e-maila celem kontaktu: henryktokarski763@gmail.com. P.S. Miło będzie gdy pani okaże się być mieszkanką Dolnego Śląska. Wtedy, może kiedyś będziemy mogli się spotkać. Z poważaniem Henryk && Infolinia Rzecznika Praw Obywatelskich W Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich działa linia telefoniczna dla obywateli, którzy chcą uzyskać informacje o przysługujących prawach i sposobie złożenia wniosku. Pracownicy Infolinii udzielają informacji o przysługujących obywatelom prawach oraz wskazują możliwe sposoby postępowania. NUMER INFOLINII 800 676 676 INFOLINIA jest czynna: • w poniedziałek w godz. 10.00 – 18.00 • od wtorku do piątku w godz. 8.00 – 16.00 Infolinia Obywatelska powstała przy współpracy z Orange Polska, która udostępnia łącze na zasadach niekomercyjnych. Połączenie jest bezpłatne z telefonów stacjonarnych oraz telefonów komórkowych. Rzecznik Praw Obywatelskich sprawdza, czy prawa obywateli są szanowane przez instytucje państwowe. Bada, czy działania urzędów i różnych instytucji wobec obywatela były zgodne z prawem. Analizuje też, czy urzędnicy, sądy, szpitale, szkoły i inne służby nie zaniedbały spraw zgłaszanych im przez ludzi. Jeśli ktoś ma problem na przykład: z emeryturą, mieszkaniem, alimentami, może zwrócić się do Rzecznika. Wtedy sprawdzi on, czy urzędnicy postępowali zgodnie z prawem. Rzecznik zajmuje się też prawami więźniów i mieszkańców domów pomocy, dostępem do służby zdrowia, prawem do nauki czy wolnością słowa. Do Rzecznika Praw Obywatelskich może się zgłosić: • każdy, kto uważa, że państwo naruszyło jego prawa, • każdy, kto uważa, że jest nierówno traktowany z powodu tego, kim jest, • osoba pozbawiona wolności, żeby poskarżyć się na nieludzkie traktowanie. Rzecznik działa też na rzecz osób, które nie zgłosiły się do niego, ale mogą być pokrzywdzone wadliwymi przepisami albo sposobem ich stosowania. Rzecznik stara się przeciwdziałać krzywdzie wskazując władzom, gdzie warto zmienić albo udoskonalić prawo. UWAGA! Rzecznik nie zastępuje sądu. Nie jest adwokatem, który napisze pismo w sprawie. Źródło: https://bip.brpo.gov.pl/ Drogi Czytelniku! Wesprzyj działalność na rzecz osób niewidomych i słabowidzących przekazując swój 1% podatku Organizacji Pożytku Publicznego – Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a” wpisując w roczne rozliczenie PIT numer KRS 0000515560. Możesz również przekazać dowolną kwotę na numer konta: 33 1750 0012 0000 0000 3438 5815 BNP Paribas Bank Polska S.A. z dopiskiem: Darowizna na cele statutowe Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a”. Z góry dziękujemy za wsparcie, życzliwość i zrozumienie. Zarząd Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a”