Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449–6154

Nr 3/72/2022
marzec

Wydawca: Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a”

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95D/2
20–706 Lublin
Tel.: 697–121–728

Strona internetowa:
http://swiatbrajla.org.pl
Adres e‑mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608–096–099
Adres e‑mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach „Sześciopunktu” są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Logo PFRON

Dofinansowano ze środków Fundacji ORLEN
Logo Fundacji ORLEN

&&

Spis treści

Od redakcji

Aforyzmy o kobietach

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

Prototyp robotycznego psa przewodnika dla osób niewidomych powstał w Kanadzie – Piotr Malicki

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Retinopatia cukrzycowa – dr med. Agata Plech

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

Ekspres ciśnieniowy godny polecenia – Mateusz Bobruś

Kuchnia po naszemu

Dania, które zawsze się udają – Eksperymentująca kucharka

Z poradnika psychologa

Co warto wiedzieć o przemocy – Małgorzata Gruszka

„Z polszczyzną za pan brat”

Jak cię słyszą, tak cię piszą – Jolanta Kutyło

Rehabilitacja kulturalnie

Nie tylko Marzanna – Paweł Wrzesień

A jednak świętujemy! – Katarzyna Szczepanek

Nie widzę przeszkód – Radosław Nowicki

Książka „Kaj znów się śmieje” inspiracją do własnych refleksji – Agnieszka Zamojska

Różne wymiary teatru – ks. Piotr Buczkowski

Warto posłuchać – Izabela Szcześniak

Galeria literacka z Homerem w tle

Wiersze – Halina Kuropatnicka‑Salamon

Nasze sprawy

Tak, ale… Jacy są niewidomi? – Stary Kocur

Węch jako ważny zmysł w rozpoznawaniu rzeczywistości przez osoby z dysfunkcją narządu wzroku – Katarzyna Podchul

Do instruktorów rehabilitacji – Teresa Dederko

Przyszłość mówi mi dzień dobry – Damian Szczepanik

Sprawdzono dostępność programów pocztowych – PolskaBezBarier

Listy od Czytelników

Ogłoszenia

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Mądrość ludowa głosi, że w marcu jak w garncu, czasem pada deszcz a nawet śnieg, ale też zdarzają się dni ze słońcem.

Taki jest właśnie marcowy numer „Sześciopunktu”, w którym publikujemy artykuły o różnorodnej tematyce.

Na początek, zamiast wiersza, zamieszczamy garść aforyzmów o kobietach, ponieważ 8 marca obchodzimy dzień wszystkich pań, od tych najmłodszych po seniorki. Pochodzenie tego święta, wcale nie komunistycznego, wyjaśnia autorka artykułu pt. „A jednak świętujemy”. W dziale „Rehabilitacja kulturalnie” polecamy dwie poszerzone recenzje książek, dotyczących problemów związanych z niepełnosprawnością. W tym też dziale publikujemy ciekawy tekst o teatrze szkolnym i kolejny o różnorodnych zwyczajach pożegnania zimy.

Zapraszamy wszystkich do „Galerii literackiej”, w której z przyjemnością prezentujemy piękną, subtelną poezję malującą kobiecość wieloma odcieniami, tworzoną przez znaną poetkę Halinę Kuropatnicką-Salamon.

W dziale „Nasze sprawy” polecamy artykuł zadomowionego na dobre w redakcji Starego Kocura. W poradniku poświęconym zdrowiu przeczytamy o tym, jakim poważnym schorzeniem jest retinopatia cukrzycowa i jak jej przeciwdziałać. Psycholog natomiast usystematyzuje naszą wiedzę o niestety dość częstym zjawisku, jakim jest przemoc.

Dziękujemy wszystkim autorom zaprzyjaźnionym na dobre i złe z „Sześciopunktem”, którzy z wielką życzliwością wspierają Redakcję.

Zapraszamy do współpracy także nowe osoby mające ciekawe pomysły, umiejące przekazać je w tekście.

Życzymy ciekawej lektury.

Zespół redakcyjny

&&

Aforyzmy o kobietach

*

Piękna kobieta podoba się oczom, dobra kobieta – sercu.
Pierwsza jest klejnotem, druga – skarbem.
Napoleon Bonaparte

*

Wyobraźnia kobiety jest wartka jak strumień, w mgnieniu oka przeskakuje z podziwu do miłości, zaś z miłości do ołtarza.
Jane Austen

*

Jeśli potrafisz rozśmieszyć kobietę, to możesz z nią zrobić wszystko.
Brigitte Bardot

*

Kobiety rzadko przekraczają czterdziestkę i mogą wiek ten zachować w nieskończoność.
Christian Dior

*

Można zakochać się w kobiecie, która nie lubi książek?
Można, ale po co? Kto przy zdrowych zmysłach zakochuje się w kobiecie, która nie lubi książek?
Jerzy Pilch

*

Jestem troskliwa, czuła, odważna, umiem tyle rzeczy! (…) u nas nieprzyjęte dobrze o sobie mówić. Wypada krygować się, zaprzeczać, ale walnąć tak zwyczajnie: Fajna jestem! Miła i dobra! Zdolna! (…) Wciąż pokutuje w moim pokoleniu stara seksistowska zasada: Stój w kącie, znajdą cię! albo Nie wychodź przed szereg! Jesteś kobietą, to nie wypada.
Małgorzata Kalicińska

*

Kobieta musi w życiu sprawnie liczyć, choćby po to, żeby wiedziała, że ma liczyć na siebie.
Joanna Szwechłowicz

*

Cały świat i wszystko na nim jest piękne, ale najpiękniejsza jest kochająca kobieta.
Mahomet

*

Być kobietą to strasznie trudne zajęcie, bo polega głównie na zadawaniu się z mężczyznami.
Joseph Conrad

*

Kobiety najbardziej przywiązują się do mężczyzn, którzy potrafią ich słuchać, okazywać im czułość i doprowadzać je do śmiechu.
Janusz Leon Wiśniewski

*

Każda kobieta to fortepian – tylko trzeba umieć grać.
Gabriela Zapolska

*

Kobieta po prostu widzi rzeczy, których mężczyźni nie są w stanie zauważyć.
Paulo Coelho

*

Kobieta wybaczy Ci wszystko oprócz jednego: tego, że jej nie kochasz.
Alfred de Musset

*

Niektóre kobiety to pułapki, w które wpadamy i z których już nie chcemy się uwolnić.
Eric-Emmanuel Schmitt

*

Gdyby nie było kobiet, wszystkie pieniądze na świecie nie miałyby żadnego znaczenia.
Aristotelis Onasis

⇽ powrót do spisu treści

&&

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

&&

Prototyp robotycznego psa przewodnika dla osób niewidomych powstał w Kanadzie

Piotr Malicki

Nowoczesne technologie od kilkunastu lat wchodzą w nasze codzienne życie. Poza komputerami i smartfonami, bez których nie wyobrażamy sobie codziennego funkcjonowania, w naszych domowych zakątkach pojawiają się coraz częściej różnego rodzaju roboty, które wspomagają nas w wykonywaniu domowych czynności. Z najbardziej znanych urządzeń tego typu można wymienić samojezdny odkurzacz, wielofunkcyjny robot kuchenny czy bardzo przydatną przy małych dzieciach elektroniczną nianię. Coraz częściej roboty kształtem przybierają formy ludzi czy zwierząt, dzięki czemu są bardziej przyjazne i mogą zastąpić nas przy wykonywaniu wielu czynności.

W poniższym artykule napiszę o powstałym prototypie elektronicznego psa przewodnika, powiem kto i gdzie go stworzył, z czego został zbudowany i czy jest szansa, aby w przyszłości pojawił się na polskich ulicach.

Pies przewodnik, jak dobrze wiadomo, pomaga osobom z dysfunkcją wzroku w codziennym poruszaniu się po ulicach miast czy wsi. Pomaga ominąć przeszkody stojące na naszej drodze, wskazuje wolne miejsce w autobusie, potrafi zapamiętać najczęściej pokonywane przez nas trasy.

Szkolenie takiego psa trwa w sumie dwa lata; podczas szkolenia pies na początku uczony jest posłuszeństwa oraz dobrego zachowania w publicznych miejscach, potem trafia do instruktora, który uczy go wszystkich komend a na końcu przekazuje osobie niewidomej albo słabowidzącej.

Po obejrzeniu filmu mówiącego o codziennych problemach, jakie napotykają osoby niewidome poruszające się z psami przewodnikami, pewna 14-latka z Kanady wpadła na pomysł, aby zaprojektować i stworzyć robotycznego psa przewodnika. Kaia Pejsa, interesuje się sztuczną inteligencją i w ramach szkolnego projektu STEM zdecydowała się zbudować robota, który, ma nadzieję, w przyszłości pomoże wielu osobom z dysfunkcją wzroku. Program STEM kierowany jest do nauczycieli i młodzieży uczącej się w szkole ponadgimnazjalnej, a jego celem jest promocja edukacji oraz poprawa jakości kształcenia nauk ścisłych.

14-latka zabrała się do pracy razem ze swoim ojcem w swoim własnym domu. Do stworzenia robotycznego psa przewodnika Pejsa wykorzystała wszystkie materiały, które udało jej się znaleźć w domu. Po zbudowaniu robota nazwała go „Sconewell”, co jest grą słów i oznacza „idzie dobrze”. Według koncepcji Kai robot został zbudowany w formie owczarka niemieckiego, gdyż dziewczyna, czytając i oglądając różne materiały w Internecie, dowiedziała się, iż jest to rasa powszechnie wybierana na psa przewodnika.

14-latka samodzielnie zbudowała metalowy prototyp psa i zamontowała specjalny uchwyt wystający po bokach robota, który ma odwzorowywać uprząż używaną podczas poruszania się z żywym psem przewodnikiem. Dzięki temu osoba niewidoma będzie mogła wyczuwać oraz poruszać się za robotycznym psem przewodnikiem. Młoda Kanadyjka sama oprogramowała niezbędne czujniki, jakimi są detektory przeszkód, co pozwala stworzonemu robotowi wykrywać wszystkie przeszkody czyhające na osobę niewidomą lub słabowidzącą i bezpiecznie doprowadzać ją do celu.

Opisany powyżej prototyp, moim zdaniem, byłby bardzo interesujący dla pewnej grupy osób mających problemy ze wzrokiem, chcących poruszać się z psem przewodnikiem. W grupie tej znalazłyby się osoby, które nie lubią albo boją się żywych psów, mając złe doświadczenia, najczęściej z dzieciństwa, a także te, które mają alergię na sierść. Takie rozwiązanie byłoby dla nich idealne. Po dodaniu kilku dodatkowych funkcji, jak np. prowadzenie do celu przy pomocy nawigacji, na pewno zainteresowanie by wzrosło. Problemem może być jedynie cena, która za tak przeładowanego elektroniką robota na pewno będzie wysoka, ale może powstaną specjalne dofinansowania do zakupu takiego automatycznego psa przewodnika, gdy dojdzie do masowej produkcji.

Nowoczesne technologie w dzisiejszych czasach pozwalają na wiele różnych zastosowań, o których jeszcze kilka lat temu nawet nam się nie śniło. Na pewno najbliższe lata pokażą jeszcze wiele innowacyjnych rozwiązań technologicznych.

Kaia Pejsa – twórczyni robotycznego psa przewodnika – za kilka lat chciałaby pójść na studia z robotyki, ma również zamiar poprawić działanie „Sconewell” oraz wypuścić go w świat. Mam nadzieję, że uda się jej zrealizować swoje plany i za jakiś czas zobaczymy na polskich ulicach osoby niewidome i słabowidzące podróżujące ze swoimi robotycznymi psami przewodnikami.

Źródło: http://saccessibility.pl/

⇽ powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

&&

Retinopatia cukrzycowa

dr med. Agata Plech

To co wywołuje frustrację i, co tu dużo mówić, złość lekarzy, moją złość, to bezradność, to moment uświadomienia sobie, że jest już późno, czasem zbyt późno, by skutecznie wyleczyć jakąś chorobę.

Tak właśnie jest z retinopatią cukrzycową, ciężkim powikłaniem cukrzycy, z jakim spotykam się u pacjentów każdego tygodnia. Pozwólcie więc proszę zwrócić przez chwilę uwagę na ten problem, na to co może być sygnałem, pierwszym i całkowicie odwracalnym symptomem choroby, by nie było zbyt późno na jej skuteczne leczenie. Cukrzyca jest bowiem ogromnym problemem cywilizacyjnym dotykającym około 5% populacji, a liczba diabetyków w Polsce szacowana jest na ponad 3 miliony osób (w tym zarejestrowanych 2 miliony).

Cukrzyca jest chorobą metaboliczną, polegającą u swych podstaw na dysfunkcji wysepek trzustkowych produkujących insulinę, cała reszta objawów i skutków jest wtórna do jej niedoboru. Przy niedoborze dochodzi bowiem do podwyższenia poziomu cukru we krwi (hiperglikemia) a co za tym idzie, przewlekłego uszkodzenia naczyń krwionośnych w różnych narządach i tkankach. Zaburzenia produkcji insuliny mogą mieć charakter wrodzony (jak w cukrzycy typu I) lub częściej nabyty (cukrzyca typu II) w wyniku, pozwólcie na szczerość, bezrefleksyjnego stylu życia w zakresie zbyt tłustej, słodkiej, obfitej diety oraz braku ruchu. W tym jednak materiale chcę zwrócić uwagę na groźne dla widzenia konsekwencje cukrzycy w obrębie narządu wzroku.

Zdarza się, że to właśnie okulista pierwszy zaczyna podejrzewać u kogoś cukrzycę. Dzieje się tak w przypadkach okresowego, zmiennego w ciągu dnia (a zależnego od poziomu glikemii we krwi) widzenia za mgłą lub narastającej krótkowzroczności. Uzupełnienie wtedy wywiadu o poliurię i polidypsję, czyli nadmierne picie wody i jej wydalanie, ignorowane do tej pory przez pacjenta, wskazują na prawdopodobieństwo występowania cukrzycy. Zdarza się również, że u części pacjentów w czasie rutynowego, przesiewowego badania dna oka stwierdzamy objawy retinopatii cukrzycowej na dnie oka.

Objawy okulistyczne cukrzycy w narządzie wzroku, a więc retinopatia cukrzycowa, czy cukrzycowy obrzęk plamki, dotykają w rezultacie około 30% chorych z cukrzycą, częstotliwość ta rośnie wraz z czasem trwania choroby oraz jej kontrolą/skutecznym leczeniem. U podstaw powikłań ocznych, ale i tych w innych narządach jest przewlekła hiperglikemia i stres oksydacyjny. Te dwa czynniki powodują niedokrwienie, niedotlenienie tkanek, wtórne uszkodzenie ścian naczyń krwionośnych i ich nieszczelność prowadzącą do wysięku. Następnie pojawia się reakcja zapalna podsycana przez stres oksydacyjny i dochodzi do obrzęku tkanek, a następnie nowotworzenia nieprawidłowych naczyń krwionośnych.

W przypadku cukrzycowego obrzęku plamki (DME) choroba dotyczy centralnej części siatkówki odpowiedzialnej za wyraźne widzenie i tworzący się obrzęk (początkowo surowiczy), skutkujący uniesieniem siatkówki, co zaburza widzenie. Na dnie oka widoczne mogą być również mikroaneuryzmaty (mikrowłośniaki), a więc uwypuklenia niepełnowartościowych naczynek, płomykowate krwotoczki (wynaczyniona poza naczynia krew) oraz twarde wysięki (złogi lipoprotein, glikoprotein i makrofagów obładowanych lipidami).

Zdarza się również, że zmiany cukrzycowe umiejscawiają się nie tylko w plamce, ale obejmują całe dno oka. Mogą one mieć wtedy charakter retinopatii cukrzycowej nieproliferacyjnej (NPDR), a z czasem i proliferacyjnej (PDR). Ta pierwsza charakteryzuje się zmianami w naczyniach krwionośnych na dnie oka, opisanymi już wcześniej, a dotyczącymi obrzęku plamki, a także nieprawidłowym przebiegiem i szerokością naczyń, także żylnych (uwypuklenia, krętość naczyń, różna szerokość światła naczynia, zanikanie, zarastanie drobnych naczyń i postępujące niedokrwienie tkanek). Wszystkie te zmiany doprowadzają w efekcie do produkcji czynnika wzrostu śródbłonka naczyń (VEGF) i powstawania niepełnowartościowych naczynek krwionośnych o kruchej, podatnej na uszkodzenia ścianie.

Rozpoczyna się neowaskularyzacja, a sama choroba przechodzi w groźną dla utrzymania widzenia, a obecną u 5-10% pacjentów, retinopatię proliferacyjną (PDR).

Retinopatia proliferacyjna charakteryzuje się obecnością przy tarczy nerwu wzrokowego lub przy większych naczyniach nieprawidłowych naczyń krwionośnych, z których łatwo o krwawienie do komory ciała szklistego wypełniającego oko i do nagłego pogorszenia widzenia.

Innym powikłaniem jest proces włóknienia toczący się przy nowopowstałych naczyniach i tworzenie pasm (trakcji) włóknisto-naczyniowych, pociągających siatkówkę i doprowadzających do jej odwarstwienia.

Obrzęk siatkówki, retinopatia przechodząca w proliferacyjną, krwotoki do ciała szklistego, odwarstwienia siatkówki (czasem nawrotowe), wtórna jaskra neowaskularna – to ogromne obciążenie dla oczu, czasami nieodwracalne, nie tylko jeśli chodzi o widzenie, ale i o komfort życia, zaburzony przez uporczywą walkę o zachowanie tego co jest, o odwrócenie procesu chorobowego, a więc zabiegi, leki, laseroterapia, walka z bólem w przypadku jaskry.

Oczywiście, nie każdy przypadek cukrzycy i postępujących zmian cukrzycowych w obrębie narządu wzroku będzie miał taki przebieg, część jednak ma i zawsze jest dla pacjenta jak wyrok.

Co możemy zrobić, by nie stracić widzenia, jeśli już chorujemy na cukrzycę, albo mamy takie podejrzenia? Po pierwsze i najważniejsze – należy badać się profilaktycznie: standardowo raz na dwa lata, w przypadku cukrzycy co najmniej co rok, a gdy lekarz stwierdzi zmiany cukrzycowe na dnie oka – znacznie częściej. Po drugie – kontrolować swoją cukrzycę, a najlepiej tak skutecznie, by odwrócić proces chorobowy i nie mieć konieczności przyjmowania leków, a więc umiarkowany, ale codzienny ruch, właściwa dieta, techniki radzenia sobie ze stresem przewlekłym. Następnie należy zlikwidować czynniki ryzyka, takie jak: palenie, picie alkoholu, wysoki cholesterol.

Opieka okulistyczna obejmuje nie tylko obszerne badania okulistyczne, w tym badanie dna oka po rozszerzeniu źrenic. Często trzeba również wykonać badanie OCT (optyczną tomografię siatkówki i nerwu II), angiografię fluoresceinową (AF), USG oka, czasem i inne badania. Leczenie to nie tylko obserwacja, to ingerencja zależna od stwierdzanych zmian na dnie oka, a obejmuje: laseroterapię, podawanie iniekcji doszklistkowych z leków działających przeciwangiogennie (anty-VEGF), leków sterydowych przeciwzapalnych, leczenie jaskry lub/i wtórnej zaćmy, leczenie operacyjne powikłań (krwotok, odwarstwienie siatkówki).

Cukrzyca i cukrzycowe zmiany w obrębie narządu wzroku to ogromny stres zarówno dla pacjenta, ale i dla lekarza. Jest to jednocześnie ten temat, o którym warto mówić, pisać, przypominać, by nie dochodziło do ciężkich powikłań grożących utratą widzenia i brakiem wiary w wyleczenie.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

&&

Ekspres ciśnieniowy godny polecenia

Mateusz Bobruś

Zapewne wielu Czytelników lubi pić ten świetny napój, jakim jest kawa. Można ją przygotować na kilka sposobów: parzoną w tzw. kawiarkach, rozpuszczalną lub fusiastą, czyli zalewaną wrzącą wodą, w ekspresie przelewowym albo ciśnieniowym. Należy w tym miejscu podkreślić, że kawa przygotowywana pod działaniem odpowiedniego ciśnienia, które oczyszcza ją z toksycznych substancji zwanych garbnikami, jest zdrowsza dla naszego żołądka.

W niniejszym artykule opiszę zakupiony kilka miesięcy temu ekspres JURA Z10.

Dlaczego warto wybrać tę markę?

Przede wszystkim dlatego, iż ekspresy marki Jura, jako jedne z nielicznych są montowane w Szwajcarii. Po drugie, w każdym kraju sprzedaży producent posiada centrum serwisowe JURA Hospitality Center – specjalne laboratorium, w którym każdy ekspres jest dokładnie przeglądany i naprawiany w celu wyeliminowania usterki. Poza tym, naprawy trwają nie dłużej niż trzy dni, licząc od daty przyjęcia urządzenia do serwisu. Dodatkowo użytkownicy, którzy nabyli ekspres na terenie Polski od jednego z autoryzowanych dystrybutorów firmy JURA, w przypadku modeli Z10, Z6, J6, po zarejestrowaniu się w Klubie Konesera Kawy JURA otrzymują 50-ciomiesięczną gwarancję z limitem 9000 kaw. Przy tym jakość materiałów, z których są wykonane ekspresy, jest bardzo dobra.

Co w pudełku?

W pudełku otrzymujemy następujące elementy:

Budowa i wygląd urządzenia

Na górze ekspresu, w tylnej części po lewej stronie, znajdziemy włącznik wykonany w technologii zero energy. Pojęcie „zero energy” oznacza, że po wyłączeniu ekspresu zostanie on całkowicie wyłączony, nie pobierając w ogóle prądu.

Tuż obok włącznika znajdziemy pokrywę osłaniającą wsyp kawy mielonej. Wsyp ten jest również miejscem, do którego wrzucamy tabletkę czyszczącą blok zaparzający ekspresu z olejków kawowych (producent zaleca wykonanie czyszczenia co 180 kaw). Tuż przed wsypem kawy mielonej znajdziemy pokrywę zbiornika ziaren aroma z gumową uszczelką, która chroni wsypane do środka ziarna kawy, by nie uległy zwietrzeniu. Maksymalna pojemność przechowywanych ziaren to 280 gramów.

Pod wsypem znajdziemy zainstalowany moduł JURA WiFi Connect, który pozwala na zdalne przygotowywanie różnych napojów kawowych, wprost z naszego telefonu, na przykład leżąc w łóżku. Pod zbiornikiem na ziarna umieszczony jest młynek P.R.G. (Product Recognising Grinder), który, zdaniem producenta, dostosowuje ziarna kawy do obecnie przygotowywanego napoju.

Na górnym panelu z przodu po prawej stronie znajdziemy przełącznik obrotowy (rotary switch), który służy do przemieszczania się pomiędzy elementami w menu urządzenia, a także do zatwierdzania aktualnie wybranego ustawienia poprzez jego naciśnięcie.

Na froncie ekspresu znajdziemy duży, 4,3-calowy, dotykowy wyświetlacz, a także multiwylewkę, która unosi się maksymalnie do wysokości 15 cm, a więc zmieszczą się pod nią wysokie szklanki do Latte macchiato. Ekspres przygotowuje różne napoje, w tym mrożoną Cold Brew. Wewnątrz wylewki znajdziemy spieniacz HP3CX3 Professional fine foam, który wedle uznania, może przygotować nam mleko spienione bądź niespienione.

Na dole ekspresu znajdziemy zespół tacki ociekowej, który składa się z kilku elementów:

Pierwsze uruchomienie

Przy tej czynności niestety będziemy musieli poprosić o pomoc osobę widzącą.

Po włączeniu ekspresu przy pomocy włącznika głównego ekspres poprosi nas o wybór języka z listy dostępnych języków. Wybieramy język polski i przy pomocy przełącznika obrotowego klikamy przycisk „zapisz”. Ekspres wyświetli komunikat „Zapisano”. Następnie należy ustawić twardość wody. W tym celu wyjmujemy test twardości wody z opakowania i zanurzamy na jedną sekundę w wodzie, którą będziemy stosować do ekspresu. Po jednej sekundzie usuwamy nadmiar wody i odczekujemy kolejne 30 sekund. Na pasku testującym znajdują się zielone kwadraciki. Po 30 sekundach, w zależności od twardości wody, niektóre z nich zabarwią się na czerwono. Wybieramy analogiczne ustawienie na wyświetlaczu i klikamy „zapisz”. W kolejnym kroku ekspres poprosi nas o włożenie specjalnego filtra wody JURA Claris Mini. W tym celu należy otworzyć opakowanie i wyjąć filtr startowy, który trzeba włożyć do specjalnego cartridge. Teraz umieszczamy taki zestaw na dnie zbiornika ekspresu, a następnie napełniamy zbiornik świeżą, zimną wodą. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, ekspres wykryje automatycznie filtr i rozpocznie jego płukanie z pozostałości technicznych.

Uwaga! Na początku pompa ekspresu może pracować trochę głośniej niż zwykle. Dzieje się tak dlatego, że nie została ona napełniona wodą.

Uwaga! Podczas pierwszego uruchomienia wymagane jest włożenie filtra JURA Claris Mini, który został dostarczony razem z ekspresem. W przeciwnym razie kreator konfiguracji nie pozwoli nam przejść do kolejnego kroku. Jednak po zużyciu startowego filtra użytkownik może zdecydować, czy do odkamieniania chce używać tabletek odkamieniających czy filtrów.

W kolejnym kroku ekspres poprosi nas o instalację dodatkowych akcesoriów. Może to być na przykład chłodziarka JURA Cool Control, czyli urządzenie, które pozwala nam na pobranie mleka już wcześniej schłodzonego bezpośrednio do naszego ekspresu. Możemy się na to zgodzić lub pominąć tę procedurę, jeśli nie mamy żadnego akcesorium. Na kolejnym ekranie zostaniemy poproszeni o skonfigurowanie modułu JURA WiFi Connect.

Korzystanie z aplikacji JURA Operating Experience (J.O.E.®)

Aplikację (J.O.E.®) można pobrać zarówno na urządzenia z systemem IOS jak i Android. Aplikacja jest dostępna dla niewidomych.

Uruchamianie aplikacji

Odblokowujemy nasz telefon, po pobraniu i zainstalowaniu aplikacji odszukujemy ją na ekranie głównym. Na tym ekranie znajdują się wszystkie możliwe kawy, jakie może przygotować nasz ekspres. Chcąc przygotować daną kawę, należy ją odnaleźć klasycznym gestem głaskania i wybrać, stukając jednym palcem dwa razy w ekran.

Uwaga! Jeśli na pierwszej stronie ekranu nie znajdziemy interesującej nas kawy, należy odnaleźć znajdujący się na dole, na środku ekranu przełącznik regulacji i przeciągając jednym palcem w górę, przejść na kolejny ekran. Jeśli stukniemy dwukrotnie jednym palcem w żądaną kawę, na telefonie pojawią się następujące komunikaty wskazujące: na górze ekranu „Przyrządzanie”, a zaraz pod nim „Twój produkt jest przygotowywany”. Na środku ekranu wyświetla się ikona przygotowywanego napoju. Bezpośrednio pod nią znajduje się przycisk „Anuluj”, a na dole ekranu dwa suwaki: „Ilość wody” i „Ilość pianki mlecznej”, określane w sekundach.

Podsumowanie

Jak do tej pory, ekspres ten podczas intensywnych testów nie sprawił mi żadnych problemów. Uważam, że ekspresy szwajcarskiej marki JURA są najlepszymi na rynku.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Kuchnia po naszemu

&&

Dania, które zawsze się udają

Eksperymentująca kucharka

Uprzedzam, że nie mam talentu gastronomicznego i nie lubię pracy w kuchni. Staram się zatem gotować tak zwane dania jednogarnkowe, mało skomplikowane, wymagające niewiele czasu, ale smaczne i łatwe w przygotowaniu. Można przy nich też trochę poimprowizować, czegoś dodać więcej albo mniej, według uznania.

&&

Mój żurek

Składniki:

Wykonanie

Gotujemy wodę w garnku, ok. 3 litry. W czasie, gdy woda się gotuje, obieramy ziemniaki, kroimy je w ćwiartki i wrzucamy do gotującej się wody. Mniej więcej po dwudziestu minutach do małego garnuszka wlewamy ok. pół litra zimnej wody, wsypujemy zupy z torebek, dokładnie mieszamy, żeby nie było grudek, następnie wlewamy do gotujących się ziemniaków, zmniejszamy płomień pod garnkiem i mieszamy drewnianą łyżką. Gdy z garnka zacznie unosić się para i usłyszymy bulgotanie oznaczające, że zupa się gotuje, wrzucamy pokrojoną w plasterki białą kiełbasę i dolewamy żurek z butelki. Co kilka minut całość mieszamy. Po mniej więcej 10 minutach dolewamy wymieszaną z wodą śmietanę i gdy tylko żurek zacznie wrzeć, wyłączamy palnik. Na koniec wsypujemy drobno pokrojone jajka i jeszcze raz mieszamy.

&&

Makaron po włosku albo po mojemu

Składniki:

Wykonanie

Ugotowany makaron odlewamy i bez hartowania (bez przelewania go zimną wodą) przekładamy z powrotem do garnka. Dodajemy starty żółty ser lub drobno pokrojoną mozzarellę, mieszamy. Następnie dokładamy pokrojone oliwki, kukurydzę, pomidory z puszki i mieszamy.

Według uznania możemy dodać posiekany ząbek czosnku i inne przyprawy lub pesto. Doprawianie zależy od inwencji przygotowującego danie.

&&

Sałatka albo danie obiadowe

Składniki:

Wykonanie

Do dużej miski wsypujemy ostudzony ryż, dodajemy kukurydzę, drobno posiekany czosnek, pokrojone ananasy, majonez i mieszamy.

Sałatkę można wzbogacić tuńczykiem z puszki lub kawałeczkami smażonego kurczaka. Sałatka jest bardzo sycąca, może być podawana na przyjęciach albo po prostu na obiad.

Zapraszam do dzielenia się kuchennymi eksperymentami z redakcją i Czytelnikami „Sześciopunktu”.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Z poradnika psychologa

&&

Co warto wiedzieć o przemocy

Małgorzata Gruszka

Przemoc, to kolejny temat „Poradnika” zaproponowany przez Czytelniczkę. O przemocy mówi się dziś dość często, ale rzadko kto posiada usystematyzowaną wiedzę na ten temat. Z tego względu chętnie odpowiadam na prośbę Pani Moniki, i w kolejnej odsłonie „Poradnika psychologa” prezentuję użyteczną wiedzę o tym zjawisku.

Czym jest przemoc?

Z przemocą mamy do czynienia wówczas, gdy jedna osoba działa intencjonalnie wobec drugiej w taki sposób, że wykorzystuje przewagę sił i dopuszcza się naruszenia praw i dóbr osobistych innego człowieka, powodując skutek w postaci cierpienia i szkód.

Wskaźnikami przemocy są: intencjonalne działanie, przewaga jednej osoby nad drugą, naruszanie praw i dóbr osobistych drugiej osoby, doznawanie cierpienia oraz fizycznych i psychicznych szkód przez osobę doznającą przemocy.

Aby czyjeś działanie nazwać przemocą, muszą wystąpić wszystkie wymienione wyżej wskaźniki.

Intencjonalne działanie

Intencjonalnym działaniem nazywamy postawę, w której jedna osoba wymaga od drugiej całkowitego podporządkowania, zaspokajania jedynie słusznych jej potrzeb i spełniania jedynie słusznych jej życzeń. Cokolwiek się dzieje, ma dziać się tak, jak chce jedna osoba, bez jakiegokolwiek liczenia się z drugą. W intencjonalnym działaniu przemocą nie ma miejsca na rozmowę, wymianę zdań czy dyskusje. Stanowisko sprawcy jest jedynie słuszne i jedynie on wie, co jest właściwe: co kupować, gdzie wypoczywać, z kim się spotykać, jak spędzać wolny czas, jak gospodarować pieniędzmi itp. Podporządkowywanie innych osób dokonuje się przez tłumaczenie, przekonywanie, wywieranie presji, wyśmiewanie, krytykowanie, poniżanie, narzucanie ograniczeń, agresję słowną i fizyczną. Działaniu z zamiarem podporządkowania sobie drugiej osoby mogą towarzyszyć dobre intencje. Bywa często tak, że sprawcy przemocy są święcie przekonani o tym, że lepiej od innej osoby wiedzą, co dla niej jest dobre i w ogóle, co jest dobre, np. dla rodziny czy dzieci. Przekonanie to nie jest jednak usprawiedliwieniem chęci i prób bezwzględnego podporządkowywania sobie innych osób.

Przewaga jednej osoby nad drugą

Z przewagą jednej osoby nad drugą mamy do czynienia wówczas, gdy jedna z osób jest silniejsza fizycznie, psychicznie, materialnie, zawodowo lub społecznie, a posiadana przewaga wykorzystywana jest w celu manipulowania osobą słabszą i zmuszania jej do bycia podporządkowaną.

Przewagę fizyczną wykorzystuje się szturchając, popychając, szarpiąc, potrząsając, bijąc (otwartą ręką, przedmiotami lub pięścią), kopiąc, obezwładniając, przytrzymując, policzkując, szczypiąc, dusząc, ciągnąc za włosy, parząc, ciskając przedmiotami w inną osobę.

Wykorzystywanie przewagi psychicznej polega m.in. na wyśmiewaniu czyichś poglądów (pochodzenia, religii), szantażowaniu, obrażaniu, karaniu (krzykiem lub milczeniem), ograniczaniu kontaktów z ludźmi, wmawianiu choroby psychicznej, braku zainteresowania i szacunku, wyzywaniu, poniżaniu, zawstydzaniu, stosowaniu gróźb, upokarzaniu, wymaganiu posłuszeństwa oraz okazywaniu zadowolenia tylko wtedy, gdy inna osoba robi to, czego chce sprawca przemocy.

Używanie przewagi ekonomicznej ma miejsce wówczas, gdy jedna z osób zarabia na potrzeby rodziny lub zarabia więcej niż druga, a dostęp do środków materialnych uzależniony jest od tego, czy i w jakim stopniu spełniane są wymagania i życzenia sprawcy przemocy. Przemoc ekonomiczna to także odbieranie ofierze zarobionych przez nią pieniędzy, uniemożliwianie podjęcia pracy zarobkowej i niezaspokajanie podstawowych potrzeb rodziny.

Wykorzystywanie przewagi zawodowej polega na świadomym czerpaniu z wiedzy i doświadczenia zawodowego w celu podporządkowania sobie innej osoby i zamknięcia jej ust. Na przykład – sprawca przemocy będący prawnikiem ma zdecydowaną przewagę nad drugą osobą, nieznającą przepisów prawa. Przewaga zawodowa obejmuje też znajomości i kontakty w świecie zawodowym. Z tego względu m.in. żony sędziów, policjantów czy lekarzy mają wyjątkową trudność w udowodnieniu partnerom sprawstwa przemocy domowej.

Do wymuszania posłuszeństwa innej osoby wykorzystywana bywa też przewaga społeczna. Jest nią wysoka pozycja społeczna sprawcy, która może obniżać wiarygodność osoby doświadczającej przemocy. Osobom postronnym dużo trudniej uwierzyć w to, że szanowany obywatel, znany dobroczyńca, osoba pełniąca wysoki urząd, ktoś na eksponowanym stanowisku, ktoś zasłużony i cieszący się szacunkiem może stosować przemoc.

Naruszanie praw i dóbr osobistych drugiej osoby

Przez naruszanie praw osobistych i dóbr innej osoby rozumiemy przekraczanie ogólnie uznawanych granic w relacjach międzyludzkich, w wyniku którego jedna osoba traktuje drugą przedmiotowo, czyli pozbawia ją praw do wyrażania swoich potrzeb, życzeń czy sprzeciwu. Sprawca przemocy uzurpuje sobie prawo do naruszania fizycznych i psychicznych granic drugiej osoby. Wychodzi z założenia, że może ją uderzać, popychać, wyzywać, wyśmiewać, krytykować i poniżać, dając i zabierając różne dobra, zgodnie z własnym przekonaniem i wolą.

Doznawanie cierpienia oraz fizycznych i psychicznych szkód przez osobę doznającą przemocy

Skutkiem przemocy jest zawsze cierpienie osoby doświadczającej tego zjawiska. Cierpienie to i ślady na ciele i psychice nie zawsze są wymierne, nie zawsze można je zobaczyć i nie zawsze widać je od razu. Dlatego tak trudno udowodnić, że doświadcza się przemocy. Najbardziej widocznym skutkiem przemocy są ślady na ciele powstałe w efekcie bicia, kopania czy popychania. O wiele trudniej jest wykazać ślady po przemocy psychicznej. Tych nie widać, a osoby doświadczające przemocy poddane są procesowi manipulacji, w wyniku którego, widząc, że dzieje się źle, wierzą, że dzieje się tak przez nie, że to one wywołują przemoc. Sprawcy przemocy, mniej lub bardziej świadomie, wzmacniają w nich to przekonanie, powtarzając przez lata widzisz, do czego mnie doprowadziłaś/doprowadziłeś…, gdybyś się bardziej starała/starał…, przez ciebie się zdenerwowałem/zdenerwowałam… itp.

Odpowiedzialność za przemoc

Fakt, że sprawcami przemocy zostają najczęściej osoby, które w dzieciństwie były ofiarami tego zjawiska, nie zwalnia ich z odpowiedzialności za to, co robią jako osoby dorosłe. Przyczyną przemocy jest niewłaściwy sposób radzenia sobie z własnymi emocjami, skutkujący nadmierną kontrolą nad drugą osobą. Przekonanie o tym, że gdyby druga osoba robiła coś innego, to sprawca nie musiałby stosować przemocy, jest zniekształconym widzeniem rzeczywistości. Odpowiedzialny za przemoc jest ten, kto ją stosuje i dlatego to sprawca powinien dążyć ku zmianie swojego zachowania. Osoba doświadczająca przemocy w pierwszej kolejności powinna myśleć o sobie i swoim bezpieczeństwie. W praktyce ofiary przemocy mają trudniej, bo sprawcy najczęściej nie widzą problemu, a jeśli widzą, to po drugiej stronie.

Profesjonalna pomoc w przeciwdziałaniu przemocy

Zarówno sprawcy, jak i osoby doświadczające przemocy mogą korzystać z kierowanych do nich form pomocy. Sprawcom oferuje się pomoc psychologiczną w postaci indywidualnej i grupowej psychoterapii mającej na celu uświadomienie zachowań przemocowych i wypracowanie innych sposobów radzenia sobie z emocjami, a także zmiany wzorców przejętych w przeszłości.

Osoby doświadczające przemocy mogą skorzystać z pomocy w postaci miejsc, w których mogą przebywać, by uniknąć bliskiego kontaktu ze sprawcą. Oferuje im się również pomoc prawną i psychologiczną. Pomoc prawna to wspieranie w czynnościach prawnych mających na celu ukaranie sprawcy i poprawę sytuacji życiowej ofiary. Psychologiczna pomoc osobom doświadczającym przemocy polega na stopniowym przywracaniu właściwego widzenia rzeczywistości, w którym to nie one są winne, że ktoś przez wiele lat pozwalał sobie wobec nich na przemoc.

Co warto wiedzieć o przemocy?

Najczęstszym rodzajem przemocy jest przemoc domowa, czyli występująca w czterech ścianach mieszkań i domów, dotykająca najbliższych członków rodziny, w przeważających przypadkach kobiet i dzieci. Pomocą ofiarom przemocy w rodzinie zajmuje się m.in. działające od 25 lat Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska linia” Instytutu Psychologii Zdrowia, z którym można kontaktować się, dzwoniąc pod nr 801 120 002.

Dyżurujący tam specjaliści udzielają wsparcia i podpowiadają, co robić, gdy my lub ktoś inny zagrożony jest przemocą. „Niebieska linia” zatrudnia profesjonalistów z różnych dziedzin, przygotowanych do pomagania osobom doświadczającym przemocy w rodzinie.

W sytuacji przemocy można skorzystać też z Policyjnego Telefonu Zaufania ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie: 800 120 226.

Skorzystanie z profesjonalnej pomocy jest konieczne, ponieważ z przemocą w rodzinie nie można poradzić sobie samemu. Zarówno sprawca, jak i ofiara tego zjawiska nie są w stanie samodzielnie wyjść poza zniekształcony obraz rzeczywistości, w którym sprawca przekonany jest, że wina za przemoc leży po stronie ofiary, a ta ostatnia w to wierzy. Co więcej, wstydzi się, że doświadcza przemocy i ukrywa to przed otoczeniem. Nieujawniona przemoc ulega eskalacji, prowadząc do fizycznego i psychicznego wyniszczenia, a w skrajnych przypadkach – do śmierci lub samobójstwa ofiary.

⇽ powrót do spisu treści

&&

„Z polszczyzną za pan brat”

&&

Jak cię słyszą, tak cię piszą

Jolanta Kutyło

Jesteśmy obywatelami Unii Europejskiej i znajomość języków obcych jest konieczna, byśmy nie tkwili w intelektualnym ogonie.

W Związku Radzieckim, oficjalnie wrogo nastawionym do zgniłego Zachodu, język angielski był w programie podstawówek, podczas gdy my poznawaliśmy go dopiero w szkole średniej, a i to zależało od kuratorium i regionu.

Mówią, że Polacy to papugi Europy, w dodatku źle podrobione, bo nawet porządnie skrzeczeć nie potrafią, ale ich głosy słychać daleko.

Nie pomógł imć czcigodny pan Mikołaj Rej, każdemu spoza naszej ojczyzny obwieszczać, iż gęśmi na pewno nie jesteśmy, bo swój język mamy.

Cóż, gęś, to tylko gęś, oprócz gęgania nic nie umie i nadaje się co najwyżej do spożycia na świętego Marcina, bo na co dzień zbyt droga, puch też nie rajcuje producentów pościeli, bo o alergię go posądzają.

Papuga to co innego, śliczna, kolorowa i „byle czego” nie jada.

Po rozwodzie z socrealizmem, gdzie izmami wyklejano wszystkie ściany, nagle zapałaliśmy miłością do imperium angloamerykańskiego i polskie drogi brukowane są ingami. Dziś dzieci nie jedzą naleśników, a pankejki, do pracy bierzemy „lanczboksy”.

W podręcznikach szkolnych pomieszanie z poplątaniem językowym nazwano makaronizmami.

Radiowcy wypadają dobrze, niechlubne miejsce zajmują twórcy z komercyjnych telewizji. Podobnie można sądzić o gwiazdach występujących w popularnych „szołach” dla kobiet.

Jeśli ktoś każe mi lajkować, dbać o swój „mejkap”, zaglądać na „fanpejdż”, niezaliczać się do „oldskulu”, to dlaczego mam nie jeść „czikena”, „cziza”, drinknąć „orendżowym dżusem”. Wszak jestem kobietą nowoczesną, a cofanie się do wykwintnej polszczyzny uchodzi za staroświeckość.

Ostatnim hitem stworzonym na potrzeby narodu jest słowo polexit. Brawo! Ponadto wszędzie pełno singli, kiedyś były to osoby samotne.

Rozumiem, że w muzyce czy informatyce włoskiej czy angielskiej terminologii uniknąć się nie da, ale z jakiej racji mam się komuś tłumaczyć jak wygląda mój „luk”. Ani to po polsku, ani po angielsku.

Nawet w naszym rodzimym „Światełku” kulturę zastąpiono coolturą, jakby ktoś zamierzał hodować młodzież lingwistycznie modyfikowaną. W programach telewizyjnych o wysokiej oglądalności też jurorzy dziękują młodym muzykom za piękny wykon.

Nie wspomnę o takich zwrotach jak: „si ju”, nara, impra, muza. W ten sposób można sobie „pospikać” wśród znajomych, ale wystąpienie w miejscu publicznym jakim są media domagające się opłaty za abonament, do czegoś zobowiązuje.

Nowoczesność w mowie i piśmie raczej z piękną polszczyzną w parze nie idzie, świadczy o snobizmie i polskich kompleksach.

W KCKN w Kielcach jurorzy konkursów wyżej oceniali recytatorów i autorów monologów używających gwar, bo to nasze polskie dziedzictwo i chwała im za to, ponieważ za PRL-u używanie regionalizmów było potępiane. Kazano nam używać literackiego, poprawnie brzmiącego słownictwa, co też w pewnych sytuacjach brzmiało śmiesznie.

Radio Katowice organizuje coroczne konkursy „Po naszymu, czyli po Śląsku”, które mają fanów w całej Polsce.

Dziś tylko u ludzi średniego i starszego pokolenia można jeszcze usłyszeć piękną, literacką polszczyznę, niektórzy studenci polonistyki starają się też o ojczystą mowę dbać.

Nie mam ochoty wysilać się na pisownię angielską w neologizmach, zadowolę się jedynie pokrzywioną fonetyką, bo nie smakują mi potrawy składające się z „łałów”, „lawów”, „niusów”, które w bauchu mogą z powodu totalnej niestrawności stanąć ostrzem i o zgon przyprawić.

Język angielski niech będzie angielskim, a polski polskim.

Gdzie podziałaś się polska mowo z kwiecistymi metaforami? Czy jeszcze jesteś w stanie przetrwać w obecności językowych monstrów nadużywanych aż do bólu?

Wróć proszę do naszej codzienności, niech cię rozsławiają w mowie potocznej nie tylko miłośnicy żywego słowa, bo, kiedy wysoko kształcony gość, powiedzmy lekarz, mówi do mnie, że coś jest „nie teges”, może się w tych tam synapsach mocno namieszać.

Ojej, nie, nie ojej, łał!

⇽ powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

&&

Nie tylko Marzanna

Paweł Wrzesień

Zwyczaje związane z powitaniem wiosny są znane na całym świecie. Zwykle cechują się radością i grupową zabawą, mającą celebrować nadejście odrodzenia w naturze, ale i w życiu człowieka. Dobrze znamy obyczaje kultywowane w Polsce, jak choćby topienie Marzanny symbolizującej zimę lub śmierć, znanej już w religiach dawnych Słowian. Wówczas jej unicestwienie miało przynieść zmianę aury na wiosenną oraz urodzaj latem. Nie wszyscy wiedzą jednak, że prawie w każdym zakątku świata istnieją równie wesołe i barwne tradycje, dzięki którym w symboliczny sposób można wkroczyć w nowy cykl życia.

Mianem Sechseläuten określało się w Szwajcarii od średniowiecza zwyczaj obwieszczania biciem dzwonów zakończenia dnia pracy. Tą samą nazwę otrzymało też święto powitania wiosny. Wraz z biciem dzwonów o godz. 18:00 na ulice wychodziły z towarzyszeniem muzyki pochody mieszkańców niosące ze sobą kukłę bałwana zwaną Böögga. Była ona następnie publicznie palona. Im szybciej płomienie dosięgały głowy bałwana, tym lepszej pogody można się było spodziewać latem. Do wnętrza kukły często wkładano też materiały wybuchowe, aby jeszcze huczniej powitać nadchodzącą wiosnę.

Las Fallas czyli Święto Ognia to hiszpański zwyczaj wywodzący się z regionu Walencji. Jego korzenie sięgają XVI wieku, kiedy to z rozpoczęciem wiosny miejscowi cieśle czyścili swoje warsztaty z resztek niepotrzebnego już drewna. Wyrzucali je na dwór, a następnie palili, aby zrobić miejsce na nowy materiał i wyroby. Z czasem rytuał zaczął ewoluować, a w okolicach połowy marca wokół rozpalanych ognisk gromadzili się ludzie, aby świętować przełom w przyrodzie. W kolejnych stuleciach ogniskom zaczęły towarzyszyć budowane z drewna, kartonu i wosku kukły, stające w płomieniach ostatniego dnia festiwalu. Współcześnie modne jest upodabnianie lalek do wizerunków ludzi mediów, artystów czy polityków. Ich rozmiary potrafią sięgać nawet kilku metrów wysokości. W Walencji Las Fallas trwa od 15 do 19 marca, a każdego dnia, punktualnie o godz. 14:00 odbywa się La Mascletá, czyli niezwykle huczny pokaz fajerwerków, zakończony tradycyjnym „terremoto”, czyli dosłownie tłumacząc, trzęsieniem ziemi. Jest to równoczesna palba wielu petard, wywołująca huk i zamęt kojarzący się z wstrząsami sejsmicznymi.

Songkran to słowo pochodzące z sanskrytu, oznaczające astrologiczne przejście. W Tajlandii pod tą nazwą kryje się też Festiwal Wody, obchodzony wkrótce po przesileniu wiosennym, w okresie tajskiego Nowego Roku. Jego głębszą, duchową część stanowią wizyty w świątyniach buddyjskich oraz odwiedziny u bliskich i starszych członków rodziny. Część rozrywkowa natomiast to masowe oblewanie się wodą na ulicach. Chętnie uczestniczą w nim zarówno tubylcy, jak przybywający licznie do Tajlandii turyści. Centrum obchodów stanowi miasto Chiang Mai, gdzie w okresie świętowania Songkran można spotkać na ulicach ludzi wyposażonych w pistolety na wodę, nierzadko ogromnych rozmiarów, ale także wiadra i sikawki. Przechadzając się wówczas po mieście, trudno uniknąć oblania od stóp do głów przez rozbawionych uczestników zabawy. Czy ten zwyczaj nie przypomina Czytelnikom podobnej tradycji kultywowanej w Polsce?

Holi to hinduistyczne święto radości i wiosny, obchodzone głównie w Indiach i Nepalu w okresie pełni Księżyca w lutym lub marcu, zbiegającym się w tamtejszym klimacie z przesileniem wiosennym. W pierwszym dniu Holi uczestnicy zbierają się przy ogniskach, by wspólnie śpiewać i tańczyć. Nazajutrz rozpoczyna się karnawał kolorów. Świętujący udają, że ścigają się ze sobą, by potem obrzucać innych kolorowym proszkiem lub oblewać wodą z dodatkiem różnobarwnych farb. Zwykle zakłada się na tę okazję starsze, zużyte już nieco ubrania, których nie będzie żal potem wyrzucić. Wyznawcy hinduizmu odwiedzają wówczas nie tylko domy swoich krewnych i przyjaciół, ale również wrogów, by dzielić się radością i wzajemnie przebaczać dawne winy i urazy. Wspólnie spożywają przygotowane na tę okoliczność przysmaki. Kolorowy i radosny charakter Holi sprawił, że święto to staje się coraz bardziej popularne także w innych rejonach świata, np. w Ameryce czy Europie Zachodniej, tracąc jednak swój duchowy wymiar na rzecz czystej zabawy.

Znacznie bliżej nas, bo w Bułgarii, celebrowana jest Martenica. Jej nazwa wywodzi się od Baby Marty, przedstawianej zwykle jako złośliwa staruszka, starająca się za wszelką cenę zatrzymać zimę i opóźnić nadejście wiosny. Charakteru Marty nie da się co prawda zmienić, ale za to można próbować ją przekupić. W tym celu Bułgarzy na początku marca przygotowują tradycyjne biało-czerwone gałganki, którymi obdarowują się wzajemnie lub przystrajają nimi domy. Zwykle przyjmują one postać laleczki lub pomponika, zależnie od wyobraźni i umiejętności autora. Przekupiona nimi Marta daje się udobruchać i pozwala na nadejście ciepłych dni.

Cimburijada to znany w Bośni i Hercegowinie festiwal jajecznicy, obchodzony pierwszego dnia wiosny. Mieszkańcy wychodzą wtedy tłumnie na ulice, gdzie na ogromnych patelniach smaży się jajka. Ich wspólnemu spożywaniu towarzyszą zabawy taneczne i śpiew. Tradycję stanowi również obyczaj wskakiwania do rzek i kąpieli. Jest on kultywowany nawet wówczas, gdy w pierwszym dniu wiosny temperatura jest jeszcze tak niska, że wody częściowo skuwa lód, co dobitnie świadczy o sile tradycji i przemożnemu pragnieniu odegnania zimy.

Japonia jest często określana mianem kraju kwitnącej wiśni. Do ulotnego piękna jej kwiatu nawiązuje Hanami, czyli japoński zwyczaj powitania wiosny. Wiśnie kwitną tam zwykle na przełomie marca i kwietnia. Wtedy też Japończycy gromadzą się pod drzewami, by wspólnie jeść, pić i śpiewać, a zabawa potrafi przeciągnąć się do późnych godzin nocnych. Po zapadnięciu zmroku piknik Hanami, spowity zapachem kwitnących kwiatów, zielonej herbaty oraz sake, oświetlony światłem tradycyjnych lampionów, wygląda niezwykle malowniczo. W tej samej formie świętuje się także kwitnienie moreli japońskiej, jednak robią to głównie przedstawiciele starszego pokolenia Japończyków.

Zależnie od szerokości geograficznej, początek wiosny bywa świętowany nieco wcześniej lub trochę później, gdy jej pierwsze oznaki dadzą się już zaobserwować w przyrodzie. Niezależnie od tego, wszędzie jednak święto ma optymistyczny charakter i wiąże się ze swoistym oczyszczeniem bądź przemianą, czemu towarzyszą np. symbole wody lub ognia. Jest to także święto nowego życia, symbolizowanego przez kwiaty, jajka czy wesołe, żywe barwy. Te same elementy możemy odnaleźć w tradycjach bardzo różnych kręgów kulturowych, co podkreśla naszą jedność jako wspólnoty ludzkiej. Bez względu na to czy mieszkamy nad Wisłą, na Bałkanach czy w Tokio, wszyscy czekamy na wyjście z zimowego marazmu i radość, którą niosą ze sobą dłuższe, cieplejsze dni, zieleń rozkwitającej przyrody czy śpiew ptaków. Podświadomie liczymy, że wiosna zawita do nas także całkiem prywatnie, dodając kolorów codziennej egzystencji. Niech więc będzie symbolem nowego życia dla wszystkich i da nam wiele nowych powodów do szczęścia.

⇽ powrót do spisu treści

&&

A jednak świętujemy!

Katarzyna Szczepanek

Dzień kobiet, dzień kobiet! Niech każdy się dowie, że dzisiaj jest święto dziewczynek. Takiej piosenki uczyłam się we wczesnej podstawówce na początku lat osiemdziesiątych. Wówczas nieco starsze dziewczynki dostawały na Dzień Kobiet po goździku i parze rajstop, w zamian za co szykowały przyjęcie dla swoich dobrodziejów płci męskiej, a same świętowały przy garach, czyli tak jak co dzień, tylko kilka razy huczniej. Zwyczaj ów, który w Rosji przetrwał aż do lat dwutysięcznych, świetnie podsumował polski korespondent w Moskwie, stwierdzając, że Dzień Kobiet to właściwie dzień mężczyzn. Dziś zapracowane polskie kobiety nie mają czasu na świętowanie, panowie, którzy chcą się wymigać od hołdów dla swoich pań, mówią, że jest to święto komunistyczne, więc nie warte uwagi. Feministki natomiast twierdzą, że to święto je dyskryminuje, a zatem nie jest ich (choć zarazem część spośród nich co roku organizuje w Polsce manifestacje, by przypominać o swoich prawach, które – ich zdaniem – nie są przestrzegane).

Dzień Kobiet nie jest jednak bynajmniej świętem komunistycznym, ani nie wywodzi się z krajów tzw. bloku wschodniego, choć władze ZSRR oraz kontrolowanych przez niego państw lubiły to święto, podkreślając rolę kobiet jako przodownic pracy i osób zaangażowanych w walkę o pokój. Można powiedzieć, że istotnie kobiety były przodownicami pracy, zważywszy na fakt, iż po pracy zawodowej większość z nich biegła do darmowej pracy na drugi etat w domu, a swoiście świętowały w dzień 8 marca, o czym pisałam wcześniej.

Rodowód Dnia Kobiet sięga początków XX wieku. Święto wywodzi się z czasów, gdy kobiety w Europie i Ameryce Północnej walczyły o prawa wyborcze, a także o poprawę warunków pracy robotnic w fabrykach. Pierwsze obchody odbyły się 28 lutego 1909 roku w Nowym Jorku z inicjatywy Socjalistycznej Partii Ameryki. Rok później Międzynarodowa Socjalistyczna Konferencja Kobiet ustanowiła coroczne obchody Dnia Kobiet, bez ustalania konkretnej daty. 19 marca 1911 roku Dzień Kobiet obchodzono po raz pierwszy w Danii, Niemczech, Szwajcarii oraz Austrii, a zatem również w Krakowie, który znajdował się wówczas w austriackim zaborze. Domagano się rzeczy dziś dla nas oczywistych, jak prawa kobiet do głosowania i sprawowania publicznych funkcji, praw do pracy i szkoleń zawodowych oraz zaprzestania dyskryminacji w miejscu pracy. Trudno się dziwić, wszak sytuacja robotników na przełomie XIX i XX wieku była bardzo trudna, a robotnic – jeszcze trudniejsza. Kobiety miały też o wiele gorsze możliwości kształcenia, a te spośród nich, które mimo wszystko podjęły staranie, by się wykształcić, musiały wciąż walczyć z mężczyznami o swoją pozycję i często przegrywały, nawet gdy umysłem i samozaparciem znacznie przewyższały konkurentów.

Przykładem może być choćby Maria Skłodowska-Curie, której nie chciano przyjąć na Sorbonę; gdy natomiast pracowała już jako naukowiec, wciąż musiała udowadniać, że zasługuje na miano profesora. A przecież jej genialny umysł górował wyraźnie nad innymi.

Osoby niewidome dobrze rozumieją, co znaczy musieć wciąż udowadniać, że są w swych dziedzinach równie dobre, jak widzący koledzy – tego nie trzeba tłumaczyć!

Wróćmy jednak do historii. Kobiety najlepiej wiedzą, czym jest wojna. Gdy mężczyźni idą walczyć, one zostają z dziećmi, dla których w pocie czoła muszą zdobywać pożywienie, często giną pod kulami i bombami, zostawiając swych potomków na pastwę złego losu. Nie dziw więc, że w roku 1913 i 1914 to kobiety właśnie, podczas swojego święta, organizowały antywojenne demonstracje w różnych krajach. W Rosji zaczęto obchodzić Dzień Kobiet w ostatnią niedzielę lutego. To właśnie strajki i protesty kobiet 23 lutego 1917 roku (według kalendarza gregoriańskiego był to 8 marca) pod hasłem „chleb i pokój” rozpoczęły rewolucję lutową. 4 dni później abdykował car, a rząd tymczasowy przyznał kobietom prawa wyborcze.

Polskie kobiety nie musiały w niepodległym państwie o prawa wyborcze walczyć. Ich rola w walce o niepodległość była przecież ogromna. Pierwszy rząd polski przyznał im czynne i bierne prawa wyborcze, podczas gdy ich zachodnie koleżanki (sufrażystki) w niektórych krajach nadal w tej kwestii toczyły zmagania.

Rok 1975 został ogłoszony przez Organizację Narodów Zjednoczonych Rokiem Kobiet; wtedy też oficjalnie pierwszy raz obchodzono Dzień Kobiet 8 marca. Obecnie święto to obchodzi się w wielu krajach na różnych kontynentach. Ciekawostką jest, że w Rumunii Dzień Kobiet połączony jest z Dniem Matki, a w Armenii zrezygnowano z obchodów Dnia Kobiet, który kojarzył się z władzą radziecką, na rzecz Święta Piękna i Macierzyństwa. Dzień ten obchodzony jest 7 kwietnia w święto Zwiastowania – jedno z głównych świąt kościoła ormiańskiego. Ponieważ jednak wielu Ormian nadal świętuje 8 marca, między 8 marca a 7 kwietnia w państwie tym trwa Miesiąc Kobiet.

Jak wygląda w praktyce ormiański Miesiąc Kobiet – tego nie wiem. U nas też dużo się mówi o kobietach, o ich prawach; organizowane są rozmaite warsztaty, podczas których – jak twierdzą prowadzący – uczestniczki mogą odkryć swoją kobiecość. Co jednak znaczy „być kobietą” – nadal do końca nie wiadomo. Czy prawa kobiet są ważniejsze od praw innych osób, czy jednak kończą się tam, gdzie prawa innych się zaczynają? Jak się ma kryzys męskości do bycia kobietą?

Piosenka Alicji Majewskiej sprzed lat wydaje się wciąż aktualna. Czy „być kobietą” znaczy: łamać serca twardym panom, pewną siebie być okropnie, czy też być muzą dla poetów, adresatką wielkich wzruszeń? Czy rozważań tych nie kończy proza codzienności, w której piorę ci koszulę, albo – naleśniki smażę?

⇽ powrót do spisu treści

&&

Nie widzę przeszkód

Radosław Nowicki

Niewiele jest książek na polskim rynku wydawniczym, które dotyczą osób niepełnosprawnych, w tym także niewidomych. Co więcej, na palcach jednej ręki można policzyć te, które przełamują stereotypy z nimi związane. Zmienić postanowił to Marcin Ryszka, czyli niewidomy paraolimpijczyk, kapitan reprezentacji Polski w blind footballu, dziennikarz, a także mąż i ojciec, który wraz z Jakubem Białkiem napisał książkę o przewrotnym tytule, który zarazem jest jednym z ulubionych powiedzonek niewidomych – „Nie widzę przeszkód”. Stara się w niej walczyć z uogólnieniami odnoszącymi się do środowiska niewidomych, ale zarazem pokazać, że życie bez wzroku wcale nie musi być nudne.

Książka składa się z trzynastu rozdziałów, z których każdy zaczyna się innym pytaniem: Jak zgasło światło? Dlaczego moją największą zaletą jest spostrzegawczość? Jak zachwycił mnie Mur Chiński? Jak rozpoznać malinową taksówkę? Po co wrzucam zdjęcia na Instagram? Którą scenę z Króla Lwa lubię najbardziej? Czy piorę białe z kolorowym? Skąd wiem, że moja żona mi się podoba? Jak kopię piłkę? Czy igrzyska paraolimpijskie to szachy dla debili? O czym śnią niewidomi? Czy po alkoholu widzę podwójnie? Dlaczego niepełnosprawni mają problem? Widać więc, że autor zaczyna od momentu, w którym stracił wzrok, odnosi się do swojej pasji, jaką jest sport, zaprasza czytelnika do swojego życia prywatnego, rozprawia się z popularnymi stwierdzeniami, takimi jak „do zobaczenia, a także odpowiada na pytania, które mogą być intrygujące dla ogółu społeczeństwa.

Już na samym początku książki Ryszka wybija czytelnika ze sfery komfortu, szokując go stwierdzeniem, że w idealnym momencie stracił wzrok. Wiem jak głupio to brzmi, bo nie ma dobrego momentu na utratę wzroku, ale jeśli tracić go młodo, to właśnie wtedy, kiedy ja, mniej więcej w wieku pięciu lat. Kiedy znamy już podstawy świata, ale jeszcze nie doświadczyliśmy zbyt wielu rzeczy, za którymi można zatęsknić. Pozostało mi w głowie wiele obrazów. Przewijam je sobie jak slajdy – pisze bohater książki.

W książce staje się on swoistego rodzaju przewodnikiem czytelnika po świecie niewidomych. W pewnym sensie zabiera go na „Niewidzialną Wystawę”, na której osoby widzące poruszają się po ciemku, aby zasmakować chociażby namiastki życia osób niewidomych. Ryszka opowiada o uprzedzeniach pracodawców do niewidomych, pokonywaniu przez nich codziennych trudności związanych z przemieszczaniem się czy sprzątaniem. Ukazuje realia, w których na co dzień funkcjonują osoby z dysfunkcją wzroku, które muszą pamiętać o odkładaniu rzeczy w to samo miejsce, a dużym ułatwieniem dla nich są aplikacje do czytania tekstu, rozpoznawania kolorów czy banknotów. Poza tym tworzy zestaw praktycznych porad i wskazówek, jak podchodzić do osób niewidomych, a przede wszystkim zaspokaja ludzką ciekawość, odpowiadając na pytania postawione na początku każdego z rozdziałów.

Publikacja zawiera fragmenty, w których Ryszka próbuje odczarować obraz niewidomych w oczach przeciętnego Kowalskiego (kiedy niesie walizkę starszej pani), próbuje pokazać, że mimo dysfunkcji wzroku takie osoby mogą być aktywne społecznie i cieszyć się pełnią życia (wyjścia na dyskotekę, na siłownię, wyjazdu nad morze). Jednak momentami jego aktywność może przytłoczyć czytelnika, który będzie odczuwał zbyt duży rozdźwięk pomiędzy własnym wyobrażeniem funkcjonowania osoby niewidomej, a tym jak swoją rzeczywistość opisuje bohater książki. Wszak mało jest osób z dysfunkcją wzroku aktywnych na tylu polach co on.

Zresztą to właśnie podlega krytyce. Nie waha się on wbić szpilki w środowisko osób niewidomych, w którym część ludzi nie jest zbyt chętna, aby podjąć jakąkolwiek aktywność. Wolą oni skupić się na wegetowaniu na rencie, marnowaniu czasu na siedzenie przed telewizorem lub komputerem i przepuszczaniu pieniędzy na chipsy i alkohol. Ryszka zwraca także uwagę na roszczeniowość dużej grupy niewidomych, na to, że wychodzą oni z założenia, iż coś im się należy, że mogą czegoś żądać i wykorzystywać swoją sytuację, np. w sklepowych kolejkach.

Książkę bardzo szybko i łatwo się czyta. Jest w niej zawarta duża dawka humoru oraz spory dystans do własnej niepełnosprawności, charakterystyczny nie tylko dla Marcina Ryszki, ale również dla wielu innych osób niewidomych. Publikacja zawiera mnóstwo anegdot i prawdziwych opowieści. Bije od niej autentyczność, a od Ryszki – radość z życia, bez względu na ograniczenia, z którymi na co dzień musi się on zmagać. A tych nie brakuje. Dotyczą między innymi paneli dotykowych w windach, braku dostępności w niektórych sferach życia, uzyskiwaniu błędnych informacji odnośnie linii nadjeżdżającego tramwaju lub autobusu, czy zwracania się lekarza do przewodnika, a nie do samego niewidomego. Ba, zdarzyło się, że nawet taksówkarz próbował go oszukać.

Ciekawym elementem jest także wywiad z Magdaleną Ryszką, czyli żoną Marcina, który znajduje się pod koniec książki. Zawarta jest w nim pewnego rodzaju synteza całej publikacji, a mianowicie konieczność pogodzenia się z własną niepełnosprawnością, bowiem dopiero wówczas człowiek może zacząć działać i cieszyć się z życia, nawet mimo że widzi jedno wielkie nic. On ma to już dawno poukładane w głowie. Pogodził się z niepełnosprawnością i nie chce odzyskać wzroku. Wie, że to niemożliwe, więc nawet nie gdyba. Kiedyś czytałam o tym artykuły. Znalazłam informację, że w Szwajcarii są blisko wynalezienia metody odzyskania wzroku. Marcin strofował mnie – po co to czytasz? Przecież wiesz, że tak się nie stanie. Bez sensu robić sobie nadzieję – wspomniała Magdalena Ryszka.

Bez wątpienia jej mąż nie jest stereotypowym niepełnosprawnym. Co więcej, wielu aktywności mogłaby mu pozazdrościć niejedna pełnosprawna osoba. Wszak za nim kariera pływacka, w trakcie której zdobył kilka medali na różnych zawodach, był uczestnikiem igrzysk paraolimpijskich, skończył cztery kierunki studiów, gra w blind footballowej reprezentacji Polski, prowadzi audycje w radiu Weszło FM (https://weszlo.fm/), komentuje igrzyska paraolimpijskie oraz mecze z udziałem piłkarskiej reprezentacji Polski, stara się pomagać innym, prowadzi fundację, uświadamia społeczeństwo o potrzebach osób niewidomych. Poza tym ma pełnosprawną żonę, wychowuje syna, a w wolnych chwilach tańczy, spotyka się ze znajomymi, chodzi do klubów i restauracji. Ot taki zwykły, choć trochę niezwykły człowiek.

Swoim życiem stara się pokazać, że brak wzroku to nie koniec świata, że nawet kiedy zgaśnie światło, można się realizować, spełniać marzenia i prowadzić w miarę normalne życie. Niepełnosprawność da się oswoić, zaakceptować, a nawet polubić. I przede wszystkim – da się normalnie z nią żyć. (…) Oczywiście, nie przesadzajmy z euforią, moje życie nie jest usłane różami. Nie raz i nie dwa wspominałem, że pozorne głupie wyjście z domu to tak naprawdę przełamywanie barier, które są w głowie, ale to od nas zależy, czy sobie z nimi poradzimy, czy pozwolimy, żeby stworzyły mur nie do skruszenia. Niech te słowa będą najlepszym podsumowaniem książki, tego artykułu oraz podejścia ludzi do problemów, które stawia przed nimi los.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Książka „Kaj znów się śmieje” inspiracją do własnych refleksji

Agnieszka Zamojska

Książka „Kaj znów się śmieje” autorstwa Hartmuta Gagelmanna to historia 10-letniego mongoloidalnego i cierpiącego na autyzm chłopca. Ukazuje realia pracy z dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie w pełnym oddania i miłości podejściu młodych ludzi.

Z pozycją tą zetknęłam się podczas moich studiów podyplomowych na kierunku muzykoterapii. Poniższe refleksje są fragmentem napisanej wówczas pracy. Tematyka książki stała mi się bliska, ponieważ w tym czasie pracowałam jako muzykoterapeutka z dziećmi autystycznymi.

U wielu osób kontakt z dziećmi niepełnosprawnymi wyzwala uczucie niechęci i odrazy.

Osoby takie nie są w stanie podjąć się pracy z dziećmi upośledzonymi umysłowo, zwłaszcza w zetknięciu z najbardziej podstawowymi wymogami opieki nad nimi. Autor książki, opisując swoje własne, niełatwe dla młodego mężczyzny doświadczenia, przybliża nam obraz wielu ludzi, którzy z podobnym jemu oddaniem i zaangażowaniem pomagają dzieciom niepełnosprawnym i ich rodzinom. Autor pokazuje, jak silne może być zderzenie dwóch stanowisk – stwierdzenie laborantki, że dzieci takie jak Kaj nie powinny żyć, w konfrontacji z opinią autora, który wyraża przekonanie, że życie tych dzieci ma sens, że są one szczęśliwe na swój sposób. Z pełnym przekonaniem podzielam zdanie autora, który twierdzi, że nikt na tym świecie nie ma prawa rozstrzygać, kto ma żyć, a kto nie.

Istota oraz wartość pracy terapeutyczno-wychowawczej z dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie opiera się przede wszystkim na prawidłowym i zdrowym podejściu. Jak wynika ze stronic książki, dla pełnego zrozumienia chorego dziecka nie jest najważniejsze posiadanie specjalistycznego wykształcenia. Jakże cenne są bowiem indywidualne predyspozycje osobowościowe oraz nastawienie do specyfiki danego problemu. Mam tu na myśli przede wszystkim cierpliwość i niezwykłą wrażliwość serca. Jakże istotna jest jednocześnie siła woli i konsekwencja w podejmowanych staraniach. Hartmut jest bliski załamania już na początku, gdy jak mówi: Kaj stanął na jego drodze jak góra nie do pokonania. Zachowania destrukcyjne Kaja, tj. spazmatyczny płacz, agresja, wczepianie się we włosy, wypluwanie jedzenia, posiłki w kaftanie, ciągłe rozbieranie się, bronienie się przed myciem, strzyżeniem włosów, wydawały się być nie do przezwyciężenia. Jednak chęć niesienia pomocy chłopcu tak cierpiącemu okazała się silniejsza od rezygnacji. W szukaniu przez Hartmuta rozwiązania problemu niezawodna okazała się jego wewnętrzna intuicja, wyczucie tego, co dla chorego chłopca jest dobre, a co złe. Ta zdolność pozwoliła Hartmutowi dotrzeć do Kaja. W jego przypadku skuteczne staje się nie okazywanie zainteresowania i brak reagowania emocjonalnego wobec niewłaściwych zachowań chłopca, lecz cierpliwe wyczekiwanie na podjęcie przez Kaja samodzielnej próby wykonania jakiejś czynności. Wspólne drobne sukcesy, tj. usamodzielnianie się, nawiązywanie kontaktu dotykowego, wypowiadanie pierwszych słów mających określone znaczenie czy też wyrażanie własnych potrzeb w sposób niewerbalny, podejmowanie wspólnych działań – to one właśnie cieszą i są najwyższą nagrodą wieńczącą wszystkie trudy i starania. Myślę, że każdy terapeuta czy osoba zajmująca się dzieckiem niepełnosprawnym odczuwa szczególnie emocjonalny związek z tymi podopiecznymi, z którymi najwięcej musiała przejść, tzn. pokonać najwięcej problemów, by zobaczyć choćby niewielki sukces, np. uśmiech i szczęście dziecka.

Nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się, w jakim stopniu dziecko niepełnosprawne intelektualnie rozumie naszą mowę, nie zawsze potrafi to wyrazić i okazać. Czasem dzieci wydają się być głuche na docierające do nich polecenia, a jednocześnie zaskakują spontanicznością reakcji, odnajdując się w jakiejś życiowej sytuacji. Dzieci rozumieją na swój sposób. Trzeba więc mówić do nich, w ten sposób można obudzić w dziecku emocje i uczucia.

Mówiąc o zdrowym podejściu terapeutycznym, mam na myśli dążenie nie tylko do zrozumienia potrzeb samego dziecka, ale również do uspołeczniania go, a więc wychodzenie z nim do innych ludzi, przełamywanie sytuacji lękowych i stresujących (zarówno dla dziecka, jak i jego rodziców) w normalnym środowisku, np. w sklepie, w tramwaju. Wielu rodziców posiadających dziecko niepełnosprawne nie radzi sobie z problemem. Dlatego, oprócz pracy terapeutycznej z dzieckiem, niezmiernie ważne jest niesienie pomocy i wsparcia również jego rodzicom, poprzez udzielanie konkretnych wskazówek do realizacji w codziennym życiu. Wielu rodziców nie godzi się z faktem, że ich dziecko nie mówi, zwłaszcza jeśli we wczesnym dzieciństwie rozwijało się prawidłowo, również w zakresie mowy. Dlatego niezmiernym wzruszeniem napawa moment, kiedy dziecko zaczyna wypowiadać pierwsze słowa, a wśród nich tak długo oczekiwane słowo „mama”. Rodziny, w których jest dziecko niepełnosprawne, często rezygnują z własnych planów zawodowych, obawiają się nawet wspólnych wyjazdów wakacyjnych. Bardzo bolesna jest dla rodziców również obawa o przyszłość ich niepełnosprawnego dziecka.

Można powiedzieć, że Kaj jest jednym z tych dzieci, które cierpią przede wszystkim na głód szczęścia i miłości. Nasuwa się tu pytanie: na ile jesteśmy w stanie rozpoznać potrzeby takiego dziecka i zaspokoić jego „głód” uczuć. Można by też rozpatrywać kwestię tego, czy bardziej szczęśliwe są dzieci żyjące we własnym świecie, którym ogrom przytłaczającej choroby nie pozwala być świadomymi własnego stanu, czy też jednak dzieci żyjące w normalnych relacjach z otoczeniem i jednocześnie świadomie zmagające się ze swoją fizyczną niepełnosprawnością. Myślę, że w obydwu przypadkach szczęściem dla dzieci jest bliskość drugiej osoby, poczucie bezpieczeństwa, akceptacji, stabilnej sytuacji.

Nieco inny natomiast wymiar w obydwu grupach przybiera odczuwanie nieszczęścia. Dla dziecka sprawnego intelektualnie mogą być to różne marzenia, plany, które nigdy nie zostaną zrealizowane z powodu jego ograniczeń związanych z chorobą. W przypadku dziecka zaburzonego intelektualnie często nie wiemy, czy np. jego płacz jest spowodowany odczuwaniem bólu fizycznego czy raczej jakimś głębokim, nieznanym nam przeżyciem.

Myślę, że najbardziej wymownym podsumowaniem i potwierdzeniem sensowności tego wszystkiego, czego doświadczył autor książki, są jego słowa: Nigdy nie zapomnę wspólnie z Kajem wylanych łez i tego wszystkiego co przeszliśmy. Ale najważniejsze jest to, co pozostało – uśmiech i szczęście dziecka. Z pewnością wydarzenia te stały się ważną lekcją życia dla Hartmuta, młodego człowieka o wielkiej wrażliwości serca. Również dla wszystkich terapeutów pointa zawarta w słowach autora powinna być siłą dodającą otuchy i napawającą optymizmem w dążeniu do zrozumienia dzieci niepełnosprawnych i niesieniu im pomocy, choć droga ta nie jest łatwa.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Różne wymiary teatru

ks. Piotr Buczkowski

W Kujawsko-Pomorskim Ośrodku Szkolno-Wychowawczym nr 1 dla Dzieci i Młodzieży Słabowidzącej i Niewidomej im. Louisa Braille’a w Bydgoszczy od lat działa Koło Miłośników Teatru. W swojej historii ten zespół zdobył niejedną nagrodę na przeglądach teatralnych i festiwalach. Cechą charakterystyczną grupy jest duża rotacja aktorów spowodowana tym, że poszczególni uczniowie kończą szkołę i odchodzą. Inną cechą jest chociażby to, że wystawiany spektakl nie mieści się na scenie i dziwnie „ucieka w życie”. W tym roku wystawiono „Camino – droga do samodzielności”. Opowiada on o zbuntowanej niewidomej nastolatce – Nicoli, która uczy się poruszania z białą laską. Dziewczyna nie wierzy w swoje możliwości. Boi się nieznanych przestrzeni. Towarzyszy jej nauczyciel orientacji, który z ogromną cierpliwością i spokojem oraz poprzez konsekwentne działanie próbuje zmusić dziewczynę do wędrówki nieznaną drogą.

W tej sztuce pojawiają się dwa ważne symbole. Pierwszy – tańczący motyl, który bezpowrotnie odlatuje – to symbol odchodzącego beztroskiego dzieciństwa. Drugi – to zegarmistrz z tarczą zegarową, na której wypisana jest sentencja: Czas to miłość, co oznacza, że w życiu każdego człowieka bardzo ważne jest doświadczenie prawdziwej miłości.

Szokujące jest zakończenie. Po dłuższym czasie nauczyciel zauważył na ulicy Nicolę – jak dziarsko wędruje z białą laską, ubrana w strój motocyklisty, z kaskiem w ręku. Zdziwiony zapytał: Nicola, czy to ty? Bo wyglądasz tak, jakbyś przyjechała na motocyklu?. Dziewczyna z ogromnym entuzjazmem odpowiedziała: Tak. Początkowo bałam się wsiąść na motor. Kamil mi wszystko pokazał i wytłumaczył. Mówił pan kiedyś na lekcji o orłach. Orły latają wysoko. Jadąc tym motocyklem, czułam się wolna jak te orły. Poznałam innych ludzi i czuję, że otwieram się na świat. Niewidome dziewczęta, które doświadczyły podobnej podróży, podkreślały, że miały wrażenie, jakby unosiły się gdzieś w przestrzeni, czując powiew wiatru i że szybują jak ptaki. Innymi spostrzeżeniami dzielili się chłopcy z dysfunkcją wzroku. Podkreślali przede wszystkim emocje związane z szybkością.

Ciekawa jest geneza tego motywu. W sztuce chłopak przywiózł dziewczynę na motocyklu – taka była wola występującej młodzieży. Faktycznie była to historia niewidomej nastolatki i jej ojca. Wcześniej mówiła o nim z pogardą i nie potrafiła z nim rozmawiać. Wynikało to z tego, że w jednym domu spotykały się dwa skrajne i odległe światy. Świat widzącego ojca to różnego rodzaju urządzenia techniczne, na których świetnie się znał. Świat córki, która miała typowo humanistyczne zainteresowania, to muzyka i literatura. Urządzenia techniczne napawały ją lękiem.

Przytoczę, jakimi wrażeniami dzieliła się z podróży motocyklem ze swoim ojcem.

Pierwsze odkrycie to bliskość ojca – kierowcy motocykla. W czasie jazdy trzeba mocno trzymać się, by nie spaść z pędzącej maszyny. On, prowadząc pojazd, nie ma możliwości ucieczki – jak to często robił w domu. Trzeba mu zaufać, że jedzie bezpiecznie i nic złego się nie stanie. Szczególnie trudne są zakręty, kiedy motor się przechyla i ma się wrażenie, że za chwilę się przewróci. Należy jednak przezwyciężyć strach i współpracować z kierowcą, co nie jest łatwe, gdy się nic nie widzi.

Odkrycie przez niewidomą drogi, czyli przestrzeni, po której pędzi motocykl, ma inny wymiar niż gdy chodzi się po niej pieszo czy jedzie samochodem. Motocykl inaczej zachowuje się na gładkim asfalcie. Inne są wrażenia na betonowych nawierzchniach, a jeszcze inne na brukowanych traktach. Dużo emocji przynosi jazda po nierównym, zniszczonym bruku. Niektóre pasażerki nawet nauczyły się odróżniać drogi gruntowe twarde od piaszczystych czy zarośniętych trawą. Twierdzą, że pojazd różnie się zachowuje.

Pojęcie szybkości dla osoby zupełnie niewidomej może być trudnym określeniem, którego nie potrafi do końca pojąć. Dopiero doświadczenie szumu wiatru i nieregularnie podskakujący na nierównościach motor pomagają zrozumieć, co to oznacza. Ciekawym doświadczeniem są mijane pojazdy jadące z przeciwnej strony. Małe pojazdy to tylko jakiś szum. Pędzące tiry to gwałtowne uderzenie powietrza. Niekiedy ma się wrażenie, że motocykl się przewróci, ale on pędzi dalej wyznaczonym torem.

Innym doświadczeniem jest poczucie wspólnoty na zlotach motocyklowych. W tych grupach obowiązuje pewien niepisany kodeks, którego każdy stara się przestrzegać. W czasie takich spotkań panuje rodzinna atmosfera. Wszyscy zwracają się do siebie po imieniu.

Są to tylko niektóre wypowiedzi głównej bohaterki. Przygoda tej dziewczyny z motocyklem pomogła jej odkryć, jakim człowiekiem naprawdę jest ojciec. Nabrać do niego zaufania. Zauważyła, że jest on wspaniałym człowiekiem.

Taki jest ten nasz szkolny teatr. Żadna sztuka, którą ten zespół wystawił, nie mieściła się na scenie. Zawsze uciekała gdzieś dalej na korytarze szkolne, do sal lekcyjnych, a także na katechezę, gdzie spontanicznie rodziła się dyskusja o różnych aspektach społecznych i moralnych ukazanych w przedstawieniu. Zawsze kończyło się to wspólnym poszukiwaniem rozwiązań danego problemu. Zdarzało się też, że te dyskusje przenosiły się do studia telewizyjnego czy przed mikrofon radiowy. Jest to przykład żywego teatru, który tworzą wychowawcy internatu, dzieci i młodzież z dysfunkcją wzroku.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Warto posłuchać

Izabela Szcześniak

Pragnę polecić wszystkim Czytelnikom książkę Morgan Matson pt. „Aż po horyzont”.

Oto krótkie streszczenie powieści:

Amelia wraz z rodzicami i bratem bliźniakiem jest mieszkanką małego miasteczka w stanie Kalifornia. Uczęszcza do liceum i osiąga bardzo dobre wyniki w nauce. Dziewczyna ma talent aktorski, a jej największym sukcesem było zagranie głównej roli w musicalu.

Brat Amelii – Charlie – wpadł w złe towarzystwo i zaczął się upijać. Rodzina chłopaka musiała zmagać się z poważnymi problemami.

Pewnego marcowego dnia Amelia wraz z ojcem pojechała po pijanego Charliego. Choć dziewczyna prawo jazdy posiadała dopiero od 3 miesięcy, za zgodą ojca prowadziła samochód. Kiedy znajdowali się jeszcze w pobliżu domu, nagle w ich kierunku wyjechał inny samochód, którego kierowca znacznie przekroczył prędkość i doszło do wypadku. Ojciec Amelii zginął na miejscu, natomiast jej samej nic się nie stało.

Dziewczyna czuła się winna i nie mogła pogodzić się ze śmiercią ojca. Całe życie Amelii legło w gruzach. Matka traktowała ją ozięble, a brat jeszcze więcej pił. Po wypadku dziewczyna przestała prowadzić samochód. Matka zdecydowała się na sprzedaż domu i przeprowadzkę do stanu Connecticut. Kiedy wyjechała pozałatwiać różne sprawy dotyczące nowego miejsca zamieszkania, Amelia została sama w domu.

Do Connecticut dziewczyna wyjechała samochodem rodziców, który prowadził Roger Sullivan – syn koleżanki matki. Chłopak wybierał się akurat na wakacje do swojego ojca. Pomimo, że matka Amelii zaplanowała całą podróż i wykupiła miejsca w hotelach, młodzi ludzie zdecydowali się na dłuższą i trudniejszą trasę. Zapragnęli zwiedzić 13 stanów. Ta podróż okazała się dla nich wielkim wyzwaniem.

Jakich przygód doświadczyli Amelka i Roger? Czy młodych ludzi połączyła wielka przyjaźń? Czy dziewczyna doszła do siebie po tragicznym wypadku, w którym zginął jej ojciec? Przeczytajcie sami!

Polecam, Morgan Matson „Aż po horyzont”, czyta Agata Darnowska. Książka dostępna w formacie Czytak i Daisy.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

&&

Wiersze

Halina Kuropatnicka‑Salamon

&&

Na zdjęciu

– Dziewczynko, dziewuszko! zawołało życie
i młodziutka radość w wichurce sukienki,
powiewając bielą, rusza mu naprzeciw.
Jak nogom wesoło na soczystych trawach!
Jak sercu już tęskno do przedziwnych doznań!
Więc biegnie łakomie ku słodkim goryczom.

&&

Uszczęśliwiona

Krąży w promiennym tańcu po dziadkowym sadzie.
Niesie bezgłośne dźwięki w opalonym ciele.
Smukłość długich nóg wprawia w rytmiczne zachwyty.
Jeśli zapragnie skrzydeł, zerwie je z jabłoni.
Ale na razie starcza pocztówka od Niego!

&&

Ona także

Jeszcze wierzy w sens rozpoczynania.
Przygotowuje się do Urzeczywistnień.
Wszystkie swoje działania i słowa
podświadomie nasyca czekaniem.
Z życzliwością traktuje patelnię.
Wie, jak posłużyć się igłą, jak żelazkiem.
Brudną ścierkę ujmuje pogodnie.
Kiedyś przecież to może się przydać…
Nad umysłem pracuje cierpliwie.
Sumiennie krząta się wokoło urody.
Tylko z trudem dźwiga własne serce,
bo Najmilszy ciągle nie ma twarzy.

&&

Kuchnia

Szkatułka z zapachami,
przybytek cierpliwości,
małe laboratorium zwinnorękich kobiet.
Trochę mniej atrakcyjna
w oparach kapuśniaku
albo przy powstawaniu
kotletów schabowych.
Lecz cichym popołudniem,
gdy pachnie ciastem z jabłkiem
i kusi wonią
kawy świeżo zaparzonej,
siedząc na taborecie
w kąciku kolorowym,
możesz się szeptem zwierzać
z miłosnych sekretów.

&&

Przed jutrem

Lubi własną urodę,
więc ją poprawia skrycie.
Czeka na niespodziankę,
na jakąś przygodę z życiem.
I wzdycha z nową wiosną:
Niech no tylko dzieciaki podrosną!
Przestawia stare meble,
byle tylko coś zmienić.
Układa suche kwiaty
i wierzy znów od jesieni:
Minie czas jaki taki.
Niech no tylko podrosną dzieciaki.

&&

Do kawy

Pożegnanie bardzo zagorycza kawę.
Trzeba mieć pod ręką najlepsze wspomnienia.
Wrzucać do filiżanki cząstkę po cząsteczce,
wzniecając równocześnie kuszące tęsknoty.
Dobrze jest intensywnie wzdychać z melancholią,
trzymając się nadziei:
A może pomoże?

&&

Zamiast lubczyku

Rozwieście sukienki pod słonecznym blaskiem.
Niech nasiąkną światłem i letnim powiewem.
Ptasi śpiew wsączy w nie obłąkaną radość.
Nasycajcie twarze poranną nadzieją.
Wszystko to się przyda na dżdżyste godziny,
a nawet na chwile kąśliwych przymrozków.
Kiedy ukochani wezmą was w ramiona,
uwierzą z zachwytem w odmłodniałą miłość.

&&

Chłodno

Z rękami w kieszeniach płaszcza
stoi pod koślawą gruszą
i nie dowierza.
Przedziwne, że właśnie tutaj
całował ją tamtym rankiem
w przepysznym blasku.
Drapieżne gałązki krzaków
nagimi palcami szydzą
z jej niepewności.
Strzepuje zziębniętą ręką
zbrylony śnieg z desek ławki
i siada ciężko.
A jednak muszą coś znaczyć
w snach gruszki i jego wargi

myśli z uśmiechem.

&&

A jednak

Siedzi bezradnie na murku warzywnika
i miesza łzy ogromne z czerwcowym deszczem.
Ach, jak boleśnie nabrzmiewa smutek w sercu!
Dzieci znów powiedziały nie to i nie tak.
W dodatku kłamią! Nie lubią przytulania.
Matko, już druga! Zaraz wrócą ze szkoły.
Nie schyla się po rozsypane rzodkiewki.
Odczłapuje prędko w przemoczonych klapkach.
Zdążyć z rosołem, bo polecą na frytki!

&&

Wspominająca

Wsparta mocno na podpórczej lasce,
Uruchamia we wspomnieniach obie szybkie nogi.
Drepcze zręcznie pośród młodych grządek,
wdzierających się urodą do czułego serca.
Wiśnia włosy posypuje kwiatem.
Wiatr się wśliznął pod fartuszek furkotem falbanek.
A on, skryty po swojemu w krzakach,
jak każdego ranka wiosny naśladuje kosa.
Odruchowo spogląda przez ramię
- Nie ma go!

⇽ powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

&&

Tak, ale… Jacy są niewidomi?

Stary Kocur

A to ci dopiero pytanie! Wiadomo, że są różni, jak wszystkie człowieki. I na tym można by ten felietonik zakończyć, ale przecie za coś takiego Pani Redaktor nie zapłaci. Taka już jest ta Pani Redaktor. Trzeba więc temat pogłębić.

Zacznę od tego, że są niewidomi i są ociemniali, a to wcale nie to samo. Ociemniali wnieśli do środowiska osób z uszkodzonym wzrokiem bagaż doświadczeń, tych pozytywnych i tych negatywnych.

Do pozytywnych zaliczam zgromadzone w ich psychice obrazy otoczenia, ludzi, barw, gwiazd na niebie i księżyca, tudzież niewyobrażalne mnóstwo inszych. Ułatwia to im rozumienie wszystkiego, co dzieje się w ich otoczeniu. Mają też oni doświadczenie funkcjonowania wśród człowieków na równych zasadach, często wykształcenie i wysokie kwalifikacje. To też ułatwia im życie.

Do negatywnych zaliczam m.in.: lęki związane z utratą wzroku, wypaczone obrazy niewidomych, mity na ich temat, stereotypy niewidomych żebraków oraz podobne. Zdarza się też, że ociemniały wzrok utracił z własnej winy – wypił alkohol metylowy, spowodował wypadek samochodowy albo własnoręcznie oślepił się w mamrze. Co, Waszym zdaniem nie są to liczne przypadki? Ależ tak, nieliczne, ale są. Poza tym są one bardzo drastyczne. Zdarzają się też i łagodniejsze, na przykład zaniedbania leczenia jakichś chorób, wypadki podczas uprawiania ekstremalnych sportów, uczestniczenia w niebezpiecznych zabawach i innych wyczynach.

Podobne doświadczenia obciążają psychikę i utrudniają odnalezienie się w tej nowej, trudnej sytuacji. A jak dodamy do tego żal z powodu utraty wzroku, wszystkiego, czego dostarczał oraz utratę pracy, przyjaciół, czasami rozpad małżeństwa – sytuacja staje się bardzo trudna.

Niewidomi nie mają takich trudności, ale mają inne i to wcale niemało.

Nie mają oni nagromadzonych obrazów i czasami nie rozumieją różnych pojęć. Kolory są dla nich obce, perspektywa również, gra cienia, rozgwieżdżone niebo, barwna łąka, uroki jesieni i zimy, uśmiech matki. Ej, co tu dużo gadać, wszystko to musi wpływać i wpływa na ich psychikę. Wpływ ten może być pozytywny, ale może też być i często jest negatywny. Każdy ma inne doświadczenia życiowe, kształtowało go odmienne środowisko społeczne, uczęszczał do innych szkół, czytał inne książki, miał innych kolegów, różne zainteresowania, możliwości i ograniczenia.

Można też powiedzieć, że zarówno ociemniali jak niewidomi są bardzo różni i jeden do drugiego niepodobny. Jedni i drudzy bywają porządni i nieporządni, uczciwi i nieuczciwi, mądrzy i głupi, wykształceni i niewykształceni, weseli i smutni, chorzy i zdrowi. Tak więc, jaką cechę byśmy nie rozpatrywali, nie występuje ona u wszystkich w jednakowym natężeniu, a nawet wiele z nich występuje tylko u niektórych człowieków niewidomych i ociemniałych, a także widzących.

No tak, ale rozpatrywaliśmy tylko niewidomych i ociemniałych, ale są jeszcze słabowidzący i to w różnym stopniu słabowidzący. Niektórzy słupa od człowieka nie rozróżniają, a inni czytają drobny druk, jedni mają zaburzenia widzenia, inni wady wzroku, a jeszcze inni mnóstwo chorób i niepełnosprawności dodatkowych. A wszyscy zwani są słabowidzącymi.

Słabowidzący są również bardzo zróżnicowani. Jedni mają osłabiony wzrok od urodzenia, a innych „przyjemność” ta spotkała w ciągu życia. Jednym nie pozwoliła rozpocząć kariery zawodowej, a innym karierę przerwała. Każdy z nich ma też inne doświadczenia. Jedni wyzywani byli od ślepaków na podwórkach, na korytarzach szkolnych i w podobnych miejscach, a innym wzrok zaczął szwankować w wieku, w którym już ludzie nie dokuczają sobie z tego powodu.

Niektórzy niewidomi, ociemniali i słabowidzący są religijni, a inni nie, niektórzy zaangażowani społecznie, niektórzy są patriotami, a dla innych gdzie chleb, tam ojczyzna, jedni są lewicowi, inni prawicowi, a jeszcze inni centrowi.

No i jak tu u wszystkich zapchlonych kundli mówić, że niewidomi są tacy, siacy czy jeszcze insi? Mówić nie można, ale ciągle tak się mówi, znaczy się, człowieki tak mówią, te widzące człowieki, chociaż nie tylko widzące. Człowieki niewidome uogólniają negatywne cechy słabowidzących i twierdzą, że wszyscy słabowidzący są do kitu. Słabowidzący uważają, znaczy się wielu z nich uważa, że są lepsi od niewidomych, że niewidomi mają mnóstwo wad, których oni nie mają.

Znam ociemniałego, który tak pięknie uogólnił i pomyślał, że dokonał odkrycia „naukowego”. Doszedł do wniosku, że niewidomi nigdy i nikomu wierzyć nie mogą, muszą ciągle bronić się przed złymi ludźmi, a to powoduje, że stają się podejrzliwi, zawistni, złośliwi, niedostosowani do życia wśród ludzi. Człowiek ten tak myślał o niewidomych, kiedy był widzący i tak myśli po utracie wzroku. Taka jest natura człowiecza, że lubi uogólniać, wybierać jakieś cechy dobre lub złe, w zależności od nastawienia, i cechy te przypisywać wszystkim osobnikom, którzy czymś różnią się od niego, np. rudym, garbatym, Niemcom, Ukraińcom, Cyganom, Murzynom, niewidomym, głuchym, innowiercom, ateistom, kobietom, rolnikom i szewcom. A że te uogólnienia najczęściej nie są prawdziwe, że dotyczą tylko niektórych, to drobny szczegół, którym nie trzeba się przejmować, myśleć swoje i basta.

Jeżeli wypaczone poglądy wygłaszają człowieki, które nie znają niewidomych człowieków, to pół biedy. Jednakże zdarza się człowiek widzący, który pracuje zawodowo z niewidomymi przez kilkadziesiąt lat. Jeżeli spotka go jakaś krzywda czy przykrość ze strony niewidomego szefa albo kolegi, zaczyna pleść, jacy to są niewidomi, a są jego zdaniem zupełnie do niczego. Uogólnia tak, jakby widzącego pracownika nigdy nie spotykała żadna krzywda, żadna przykrość od widzącego szefa czy od widzącego kolegi.

Ta skłonność człowieków do uogólnień znajduje wyraz w języku, którym się posługują. Człowieki mówią na ten przykład: garbatego by zgniewało – oznacza to, ich zdaniem, że garbaci są bardzo cierpliwi. Mówią też: cyganisz i nie jest to pozytywne dla Romów, wiadomo, rudy, podpalany, co znaczy, że jest chytry, fałszywy, ktoś pije jak szewc, leniwy jak Murzyn, o niewidomym – taki ładny, a taki nieszczęśliwy. A przypomnijcie sobie sami więcej takich przykładów. Ja jestem stary i chociaż mądry, jednak pamięć już ździebko szwankuje.

Zauważę jeszcze, że są również niewidomi, którzy mają wielce negatywne opinie na temat innych niewidomych. Oni też uogólnili jakieś jednostkowe przykłady, jakieś doświadczenia i doszli do wniosków, które nijak się mają do rzeczywistości.
Człowieki, niezależnie od tego, czy mają oczy w porządku, czy różnią się między sobą wieloma cechami, uogólniają, a każde uogólnienie jest tylko w niewielkim stopniu prawdziwe. Stąd wniosek, że niewidomi nie są tacy albo siacy, są różni. Nawet pod względem stanu wzroku nie wszyscy są do siebie podobni, boć są niewidomi i słabowidzący, a to zupełnie inny wymiar.

Kochani, widzicie, że przez Panią Redaktor skończyłem na tym, od czego zacząłem. Ażeby jednak zgodziła się zapłacić za jedno zdanie tyle, co za cały felieton, nie musiałbym się trudzić ani Was zanudzać. Cóż, Pani Redaktor jest kobietą, a z kobietami, jak wiecie, nie da się dojść do ładu. No, widzicie – zwalczałem wszelkie uogólnienia i na koniec sam uogólniłem. Pewnie to dlatego, że zbyt długo przystaję z człowiekami, a wiadomo: Z kim kto przystaje, takim się staje.

⇽ powrót do spisu treści

&&

Węch jako ważny zmysł w rozpoznawaniu rzeczywistości przez osoby z dysfunkcją narządu wzroku

Katarzyna Podchul

Osoby niewidome i słabowidzące ze względu na częściowy lub całkowity brak wzroku poznają świat przy pomocy innych zmysłów, zaczynając od najważniejszych: słuchu, dotyku oraz węchu i smaku. Wykształcone kondensatory pomagają im prawidłowo odbierać informacje pochodzące z otoczenia. Dobrze wypracowany węch niweluje częściowo skutki wynikające z niepełnosprawności wzrokowej. Wiadomo, że aby prawidłowo korzystać z danej umiejętności, trzeba ją trenować. W celu wyćwiczenia zmysłu powonienia potrzebne są długotrwałe treningi sensoryczne, które odbywają się najczęściej podczas zajęć rehabilitacyjnych z wykwalifikowanym instruktorem w ośrodku szkolno-wychowawczym dla osób niewidzących i warsztatów wczesnej interwencji, kierowanych do maluchów z dysfunkcją wzroku oraz ich rodziców.

Trening czyni mistrza. Utrwalane przez dłuższy okres czasu ćwiczenia zmysłowe przyczyniają się do właściwego używania bodźców zapachowych. W ten sposób niewidomi lepiej zaadaptują się w nowej sytuacji życiowej. Myślę, że prawidłowe korzystanie ze zmysłów sprawia, iż osoby z niepełnosprawnością wzroku będą bardziej przygotowane do samodzielnego życia w przyszłości po ukończeniu szkoły. W niniejszym artykule przedstawię działanie zapomnianego przez nas zmysłu węchu, który jest ważnym elementem naszego życia. Poniżej podzielę się z Czytelnikami przykładami i opisami sytuacji, które zdarzają się na co dzień osobie szczątkowowidzącej, takiej jak ja.

Świat otacza nas dookoła różnorodnymi zapachami. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Tyflopedagodzy pracujący z osobami niewidzącymi i słabowidzącymi na warsztatach pokazują im sposoby rozpoznawania rzeczywistości przez dwa zmysły – dotyku i słuchu, a zapominają o węchu jako istotnym zmyśle pomagającym w integracji z osobami widzącymi. Zmysł powonienia pomoże nam prawidłowo ocenić, czy żywność kupiona w sklepie nadaje się do skonsumowania. Kiedy czujemy brzydki zapach jedzenia, to nie chcemy go jeść. Z zapachami kojarzą się nam także osoby (aromat perfum), dane miejsca (woń kwiatów, drzew i innej roślinności) czy silne wspomnienia (zapach ziemi po burzy, piasku na plaży, roślinności po deszczu itp.), które powracają po latach. Zapomniany przez niektórych z nas zmysł jest obecnie przedmiotem badań naukowych. Badacze twierdzą, że z osobą, która ładnie pachnie, np. zapachem świeżo wypranych ubrań czy wody kolońskiej, będziemy chętniej utrzymywać dalsze relacje. Z pewnością każdy człowiek ma inne skojarzenia dotyczące wrażeń zapachowych. Odbieranie ich jest indywidualnym i subiektywnym uczuciem.

U osób niewidomych zapachy pozytywnie wpływają na rozwój wyobraźni. Zmysł powonienia kształtuje ich funkcje poznawcze. Podam przykład: łatwiej nam odnaleźć kubek z herbatą o intensywnym zapachu czy talerz z smakowicie pachnącym daniem.

My niewidomi rozpoznajemy ludzi po zapachu. Podczas pierwszego spotkania weryfikujemy daną osobę naszym powonieniem, zapamiętujemy i przypisujemy zapach do niedawno poznanego człowieka. Oczywiście osoby niewidome nie zawsze posiadają od razu dobrze wyczulony węch, muszą go w sobie wykształcić. Poniżej podzielę się z Wami moimi treningami w rozpoznawaniu zapachu i przypisaniu go do określonego miejsca.

Jestem osobą niewidomą z resztkami wzroku. W codziennym życiu wykorzystuję moje szczątkowe widzenie najczęściej rano, gdy jest jasno. Poza tym słuch, dobra pamięć, dotyk i węch pomagają mi w codziennym funkcjonowaniu. Myślę, że czasami wyczuwam więcej niż inni ludzie. W domu zawsze wiem, w jakim pomieszczeniu był przed chwilą domownik, ponieważ inaczej pachnie piwnica, strych czy kuchnia.

Spacerując dookoła mojego domu, rozpoznaję miejsce, w którym się znajduję po zapachu; i tak:

Natomiast gdy jadę samochodem do siostry, która mieszka w Gdańsku na Szadółkach, to od razu po zapachu odoru z wysypiska śmieci orientuję się, że za chwilę będziemy na miejscu. Spaliny samochodów oznaczają, iż zbliżamy się do ulicy. Zapach smaru wywołuje u mnie skojarzenia z motocyklem, a owoce cytrusowe, które pięknie pachną, gdy się je obiera, kojarzą mi się ze świętami Bożego Narodzenia. Brzydki zapach wylewanej na polu gnojówki mówi nam, że jesteśmy na wsi. Cynamon kojarzy mi się z intensywnym zapachem pieczonego ciasta, a konkretnie szarlotki. Owoce leśne: jagody i maliny wywołują u mnie miłe wspomnienia wyjazdów z babcią i dziadkiem do oddalonego o 30 km od Starogardu Trzechowa. Wtedy jedliśmy wcześniej uzbierane, naturalne łakocie. Kolejne dobre przeżycie związane ze światem zapachów to woń kawy zbożowej i jajecznicy z grzybami leśnymi. Ten zestaw towarzyszył nam, wnukom, podczas codziennych śniadań w czasie wakacji spędzanych w domku letniskowym. Dookoła naszego nosa znajduje się dużo pięknych zapachów, np.: