Sześciopunkt Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących ISSN 2449–6154 Nr 6/75/2022 czerwiec Wydawca: Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a” Adres: ul. Powstania Styczniowego 95D/2 20–706 Lublin Tel.: 697–121–728 Strona internetowa: http://swiatbrajla.org.pl Adres e mail: biuro@swiatbrajla.org.pl Redaktor naczelny: Teresa Dederko Tel.: 608–096–099 Adres e mail: redakcja@swiatbrajla.org.pl Kolegium redakcyjne: Przewodniczący: Patrycja Rokicka Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski Na łamach „Sześciopunktu” są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. && Od redakcji Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy do lektury czerwcowego numeru miesięcznika „Sześciopunkt”. Mamy nadzieję, że spośród omawianych tematów i problemów każdy znajdzie coś ciekawego dla Siebie. Z pewnością warto skorzystać z praktycznych porad proponowanych przez prawnika i psychologa. Pani prawnik kontynuuje bardzo ważny, aktualny temat, jakim jest stosowanie podpisu elektronicznego, a psycholog podpowiada, jak udzielać wsparcia w sytuacji, gdy nasi bliscy przeżywają trudne chwile i prawdziwe tragedie życiowe. W „Galerii Literackiej” prezentujemy subtelne wiersze mówiące o doświadczanych przez wszystkich uczuciach, takich jak: tęsknota, smutek, radość. W dziale „Rehabilitacja kulturalnie” publikujemy artykuł o wyjątkowym kole teatralnym, w którym z prawdziwą pasją przygotowują spektakle wychowankowie i wychowawcy Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Bydgoszczy. W tym samym dziale można też przeczytać ciekawe wspomnienie poświęcone Agnieszce Osieckiej. Szczególnej uwadze Czytelników polecamy artykuł zatytułowany „Życie napisane na nowo”, którego bohaterka, Agata Kokowska, dzięki ogromnej odwadze, uporowi, niepoddawaniu się trudnościom, po wypadku wróciła do aktywnego, twórczego życia. Pani Agacie z całego serca gratulujemy i życzymy wielu sukcesów. W dziale „Nasze sprawy” odwiedzimy „Tajemnicze miejsce” w Katowicach, w którym osoby widzące mogą spróbować funkcjonowania bez pomocy wzroku oraz dowiedzieć się, jak prawidłowo pomagać niewidomym spotykanym w różnych sytuacjach. Zapraszamy do kontaktu z redakcją i do przekazywania opinii dotyczących miesięcznika „Sześciopunkt”. Zespół redakcyjny && Czerwiec Marian Hemar W Czerwcu, tysiąc lat temu, Polska była pogańska. Tysiąc lat przeminęło, Przyjdzie Noc Świętojańska. Migotliwe świetliki Zapalą swe sygnały I bardzo dziwne rzeczy Będą się w Polsce działy. W lesie gruchną pioruny Iluminacja zielona. Nad Dębem błyskawice Zaplotą się koroną. Z dziupli Drzewa wypełznie Wąż stary, srebrnoruski, Z rubinowymi oczyma I skóra w łużyckie łuski. Kwiat paproci w gęstwinie Mignie na ćwierć minuty I wtedy ludzkim altem Zapieją złote koguty. Zorza na ciemnym niebie W runiczny wzór się utka. Nie przeszkadzajcie dziwom Bo Noc będzie króciutka. Wcześnie zniknie bez śladu, Jak dreszcz magnetycznej burzy. I dopiero za drugie Tysiąc lat się powtórzy. && Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko && Jak zainstalować System Windows 11 w przypadku braku wbudowanego modułu TPM 2.0/2.1/1.2/1.1 Mateusz Bobruś Firma Microsoft w dniu 4 października 2021 roku oficjalnie opublikowała najnowszą wersję okienek, oznaczoną tym razem numerem 11. W tym poradniku nie będę opisywał nowości, jakie przynosi nam ta wersja systemu, bo można o niej bez problemu przeczytać w Internecie. Opiszę jedynie, jak zainstalować Windows 11, jeśli nasz komputer nie posiada modułu TPM, gdyż ten proces dla niektórych użytkowników może być frustrujący, tym bardziej że w Internecie nie do końca zostało to opisane w sposób zrozumiały w przypadku różnych scenariuszy instalacji bądź uaktualniania. Na początek wyjaśnijmy, co to jest moduł TPM. TPM (Trusted Platform Module) to specjalny kryptoprocesor wbudowany w płytę główną, który teoretycznie służy do ochrony naszego komputera przy pomocy szyfrowania. Osobiście jestem przeciwnikiem tego typu rozwiązań komercyjnych, gdyż projektanci na zlecenie różnych agend rządowych, w tym agendy rządu USA, wbudowują tak zwane back doors (tylne furtki), które pozwalają na pełną inwigilację użytkownika. Dodam przy tym, że posiadanie modułu TPM jest jednym z wymagań, jakie postawił przed nami Satya Nadella (dyrektor generalny firmy Microsoft), by móc zainstalować najnowsze dziecko firmy Microsoft. I choć mój komputer nie jest aż taki stary, bo został kupiony w 2016 roku, to nie posiada on modułu TPM. A zatem, jak zainstalować Windows? Scenariusz pierwszy – instalacja na czysto 1. Pobieramy najnowszą wersję programu Rufus, który służy do tworzenia rozruchowych nośników USB Windows, a następnie uruchamiamy program. 2. Wkładamy nośnik USB do jednego z portów USB naszego komputera. 3. Pobieramy wersję systemu Windows 11 zgodną z naszymi preferencjami i posiadanym kluczem produktu. 4. W programie Rufus wskazujemy ścieżkę z pobranym obrazem ISO systemu. 5. W sekcji Typ Instalacji wybieramy pozycję Windows 11 Extended Installation Without TPM i system partycji GPT. 6. Klikamy przycisk Start. Program zapyta nas, czy chcemy sformatować nośnik USB, odpowiadamy twierdząco. 7. Po utworzeniu nośnika instalacyjnego USB przechodzimy przy pomocy standardowych procedur do instalacji bądź uaktualnienia naszej kopii systemu Windows. Scenariusz drugi – przeprowadzenie uaktualnienia Windows z pozycji działającej kopii systemu Uwaga! Powyższy scenariusz wymaga dodania/edycji pewnych kluczy i wartości rejestru, zakładam zatem, że użytkownik wie, jak prawidłowo posługiwać się edytorem rejestru. Jeśli nie wiemy czym jest edytor rejestru, spróbujmy uruchomić ponownie komputer i przeprowadzić uaktualnienie w sposób opisany powyżej, z tym że w sekcji dotyczącej instalacji Windows wybieramy pozycję Uaktualnienie. 1. Otwórz okno Uruchamianie, przy pomocy skrótu klawiszowego Windows+R. 2. W oknie Uruchamianie wpisz „regedit” (bez cudzysłowów), a następnie naciśnij Enter. Otworzy się edytor rejestru. 3. W oknie edytora rejestru znajdziemy dużą ilość kluczy. Wybieramy i rozwijamy następujące gałęzie rejestru: HKEY_LOCAL_MACHINE\SYSTEM\Setup. 4. Gdy mamy już rozwiniętą i podświetloną gałąź Setup, otwieramy Menu Kontekstowe i wybieramy pozycję Nowy, a następnie pozycję Klucz. 5. Zastępujemy domyślnie proponowaną nazwę, wpisując „LabConfig” (bez cudzysłowów), a następnie naciskamy Enter, by dodać nowy klucz. 6. Będąc na nowo utworzonym kluczu, znów wyświetlamy Menu Kontekstowe i wybieramy pozycję Nowy, a następnie pozycję Wartość DWORD (32-bit). 7. W polu edycyjnym wpisujemy naszą nową wartość „BypassTPMCheck” (również bez cudzysłowów) i naciskamy Enter, aby zastąpić domyślnie proponowaną nazwę. 8. Podobnie tworzymy dwie kolejne Wartości DWORD (32-bit): „BypassRAMCheck” i „BypassSecureBootCheck”. Uwaga! Bardzo ważne jest, by wszystkie nazwy wartości wpisać dokładnie w taki sposób, w jaki zostały one podane, w przeciwnym razie funkcje nam nie zadziałają. 9. Kopiujemy zawartość utworzonego wcześniej pendrive, na przykład do nowo utworzonego folderu Winda na naszym pulpicie lub dysku D. 10. Po ukończeniu kopiowania zawartości nośnika otwieramy folder Winda, a następnie folder Sources. 11. W folderze Sources odszukujemy plik „Appraiseres.dll” i usuwamy go bezpowrotnie skrótem klawiszowym Shift+Del, potwierdzając tę operację. 12. Po usunięciu pliku Appraiseres.dll przechodzimy wstecz do głównego katalogu nośnika, a następnie odnajdujemy plik Setup.exe i uruchamiamy go. 13. Uwaga! Podczas instalacji należy odmówić pobierania sterowników. Jeżeli tego nie zrobimy, to instalator wykryje, że nie mamy pliku Appraiseres.dll, pobierze go, a następnie instalacja zostanie anulowana. W kreatorze instalatora klikamy więc link Zmień sposób pobierania plików przez instalatora i odznaczamy Pobieranie sterowników. 14. Gotowe, możemy bez problemu kontynuować instalację systemu Windows! Powyższa operacja została sprawdzona na dwóch różniących się od siebie konfiguracjach. Podsumowanie Drogi Czytelniku, jeśli jesteś pasjonatem nowych technologii i chciałbyś skorzystać z nowego systemu Windows 11 już teraz, a Twój komputer nie posiada modułu TPM, nie obawiaj się. Procedury opisane w niniejszym artykule są w pełni bezpieczne i w żaden sposób nie spowodują uszkodzenia zarówno Twojego komputera, ani Twojej obecnej kopii systemu Windows. Zainstaluj swój system Windows 11 już dziś! && Co w prawie piszczy && Podpis własnoręczny, elektroniczny czy kwalifikowany, a może zaufany? (cz. ?) Prawnik W dzisiejszym numerze kontynuujemy tematykę złożenia skutecznego podpisu w świetle polskiego prawa. Po omówieniu zagadnień związanych z szeroko rozumianym narzędziem, jakim jest e-podpis, przyszła kolej na kwestie związane z profilem zaufanym i e-dowodem. Profil zaufany Stanowi bezpłatną metodę potwierdzania tożsamości w podmiotach publicznych, co bezpośrednio przekłada się na szybkie, łatwe i bezkolejkowe załatwianie urzędowych spraw. Profil zaufany może założyć każdy obywatel, który posiada zweryfikowany numer PESEL, na kilka sposobów: • za pośrednictwem bankowości internetowej największych banków komercyjnych działających na terenie Polski, • w urzędzie lub punkcie potwierdzającym; procedura zaczyna się od założenia konta w systemie ePUAP (Elektroniczna Platforma Usług Administracji Publicznej). Tym sposobem automatycznie wypełniamy wniosek o profil zaufany. W pewnym momencie na ekranie powinna pojawić się lista punktów, gdzie można potwierdzić swoje dane. Należy wybrać jeden z nich i udać się do niego w czasie 14 dni od wypełnienia wniosku. W punkcie potwierdzającym pokazujemy swój dowód tożsamości urzędnikowi lub pracownikowi banku, podpisujemy wniosek i gotowe, • za pośrednictwem podpisu kwalifikowanego, • przy pomocy e-dowodu; w tym przypadku należy pobrać aplikację mobilną eDO App ze sklepu Google Play lub App Store. Profil zaufany działa jak odręczny podpis, należy zalogować się na stronie www.epuap.gov.pl, wybrać usługę, którą chce się zrealizować, wypełnić wniosek, podpisać go profilem zaufanym, a następnie wysłać wniosek do urzędu. Katalog usług, jakie możemy załatwić za pomocą profilu zaufanego jest dość obszerny. Poniżej kilka przykładów: • wysłanie pisma do podmiotu publicznego, • rozliczanie się z ZUS-em oraz Urzędem Skarbowym, • złożenie wniosku o założenie działalności gospodarczej, • złożenie wniosku o kartę EKUZ (Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego), • złożenie wniosku o becikowe, świadczenia rodzicielskie, Kartę Dużej Rodziny oraz świadczenia Funduszu Alimentacyjnego, • uzyskanie odpisu aktu stanu cywilnego. Profil zaufany nie wymaga dodatkowego urządzenia ani karty kryptograficznej, jak w przypadku bezpiecznego podpisu elektronicznego, nie ma potrzeby instalacji dodatkowego oprogramowania do obsługi podpisu. Pamiętajmy, że profil zaufany ważny jest 3 lata, po ich upływie możliwe jest przedłużenie jego ważności na kolejne 3 lata, o czym każdy właściciel będzie wcześniej poinformowany. E-dowód Od 4 marca 2019 r. wszystkie wydawane dowody mają warstwę elektroniczną. Od 27 lipca 2021 r. nie jest już możliwe złożenie wniosku o dowód osobisty przez Internet. Wniosek o dowód z warstwą elektroniczną można składać w dowolnym urzędzie gminy, niezależnie od adresu zameldowania. Podczas składania wniosku o wydanie e-dowodu można udzielić zgody na zamieszczenie w dowodzie certyfikatu podpisu osobistego, wówczas będziemy skutecznie podpisywać swoje dokumenty. Podpis elektroniczny zwany podpisem osobistym, to rozwiązanie analogiczne do omawianego w poprzednim numerze „Sześciopunktu” kwalifikowanego podpisu elektronicznego. Wymiana dotychczasowego dowodu osobistego na e-dowód jest bezpłatna. Pod względem technicznym e-dowód jest dowodem osobistym wyposażonym w warstwę elektroniczną, czyli elektroniczny chip, w którego pamięci są m.in. dane identyfikacyjne właściciela, w tym jego zdjęcie biometryczne. Chip jest bezstykowy, co oznacza, że użycie warstwy elektronicznej e-dowodu jest możliwe po przyłożeniu dokumentu do specjalnego czytnika. E-dowód ma zapisany na pierwszej stronie, czyli na awersie, specjalny numer CAN, który jest potrzebny, żeby skorzystać z jego elektronicznych funkcji. CAN zabezpiecza również e-dowód przed odczytaniem danych przez osoby nieuprawnione. E-dowód daje dostęp do następujących funkcji elektronicznych: • umożliwia logowanie do portali administracji publicznej za pośrednictwem certyfikatu zawierającego nasze podstawowe dane, • w sytuacji, gdy wyraziliśmy na to zgodę, umożliwia nam podpisywanie podpisem osobistym dokumentów elektronicznych wysyłanych do urzędu; prawdziwość danych posiadacza podpisu potwierdza certyfikat podpisu osobistego, zawierający imię, nazwisko, obywatelstwo oraz numer PESEL, • jako dokument podróży – w warstwie elektronicznej e-dowodu znajdą się dane jego posiadacza, w tym fotografia zapisana w wersji elektronicznej jako zdjęcie biometryczne; dzięki temu jest to dokument podróży zgodny z wymogami Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO); w e-dowodzie znajduje się też aplikacja ICAO, • przy użyciu certyfikatu obecności można potwierdzić swoją obecność w określonym miejscu i czasie; certyfikat ten nie wymaga podania kodu PIN i jest zamieszczony w e-dowodzie każdej osoby. Aby móc w pełni cieszyć się funkcjami, jakie oferuje e-dowód, nie musimy posiadać żadnego specjalistycznego urządzenia – wystarczy nam smartfon z modułem NFC, za pomocą którego np. płacimy telefonem. Poza tym musimy zainstalować aplikację eDO App i to wystarczy, by używać naszego e-dowodu. Jeśli nie mamy smartfona z anteną NFC lub nie chcemy korzystać z e-dowodu za jego pomocą, możemy zakupić specjalny czytnik – według informacji publikowanych na stronach rządowych jego koszt to około 250-300 zł. Konieczne jest również zainstalowanie odpowiedniego oprogramowania. E-dowód umożliwia też korzystanie z podpisu kwalifikowanego: można w nim zamieścić elektroniczne dane, które umożliwiają składanie takiego podpisu. Na zakończenie przypominamy, że podpis osobisty (elektroniczny) wywołuje dla urzędu taki sam skutek prawny jak podpis własnoręczny, można go również wykorzystać w kontaktach z podmiotami innymi niż publiczne, ale tylko jeżeli obie strony wyrażą na to zgodę. && Zdrowie bardzo ważna rzecz && Pięć sposobów na to co zrobić, gdy oczy pieką, bolą, kłują i stale są zmęczone? Zobacz, jak możesz sobie pomóc? dr med. Agata Plech Objawy takie jak w tytule mogą naprawdę zatruć życie i być powodem obawy o swoje oczy. Czasem jest jeszcze gorzej, bo dołączają się: zaczerwienienie oczu, uczucie piasku pod powiekami, ciężkość powiek. Są one wyrazem niezwykle dokuczliwej, przewlekłej i powszechnie występującej choroby oczu, jaką jest zespół suchego oka (ZSO). Bardzo często objawy te nasilają się właśnie teraz, latem. Czy istnieją sposoby, by się przed nimi uchronić? Objawy zespołu suchego oka mogą nas czasem zadziwić, części z nich nie kojarzymy bowiem z „suchością”. Na przykład okresowe nadmierne łzawienie oczu, szczególnie przy zmianie temperatury otoczenia, wydaje się być stanem przeciwnym do tej choroby. Czemu tak się dzieje? Otóż na powierzchni oka powinna znajdować się warstwa filmu łzowego, składająca się kolejno z części: śluzowej – „klejącej” łzy do oka, następnie wodnej – m.in. wygładzającej jego powierzchnię oraz tłuszczowej – chroniącej przed nadmiernym parowaniem. Łatwo więc sobie wyobrazić, że w przypadku braku tej pierwszej, jak to ma miejsce u niektórych pacjentów z ZSO, łzy nie będą przywierać, niejako przyklejać się do powierzchni oka i… spłyną. Stąd okresowe nadmierne łzawienie i jego następstwa – sucha, pozbawiona ochrony powierzchnia oka. Inne objawy łatwo sobie wytłumaczyć, znając już budowę filmu łzowego. A są to: pieczenie oczu, uczucie piasku pod powiekami, zmęczenie, przekrwienie oczu, uczucie gorąca, zaburzenia widzenia. Wszystko to jest reakcją na nieprawidłowy skład łez, ich ilość, brak bariery ochronnej, jaką powinny dawać, ułatwione działanie toksyn bakteryjnych, zanieczyszczeń. Problemem jest również pojawiający się odczyn zapalny przedniej części oka, brzegów powiek, spojówek, rogówki. Nieleczony może mieć, poza przykrymi dolegliwościami, również poważne dla wzroku konsekwencje. Jakie inne funkcje spełnia ta cienka, mająca niespełna 10µm grubości warstewka na powierzchni oka, że jej brak staje się tak dokuczliwy? Powierzchnię oka, a więc jej zewnętrzną warstwę tworzą nabłonki spojówki i rogówki. To grupa ściśle położonych komórek, połączonych ze sobą, małych cegiełek budujących większą całość – tkankę. Komórki te nie są idealnie gładkie ani idealnie połączone, w odpowiednim powiększeniu widać w nich chropowatości i ich granice. Wyobraźmy sobie, co stanie się ze światłem padającym na taką niedoskonałą strukturę. Otóż część z niego przejdzie dalej, część się odbije, część ulegnie rozproszeniu. A potrzeba jest inna: doskonałe przejście światła przez tę i inne struktury oka aż do siatkówki. Tak więc na powierzchni oka powinien się znaleźć, i w zdrowym oku jest, film łzowy – płynna warstwa, która wyrównuje nierówności, doskonale przewodzi światło, łatwo się rozprowadza ruchem powiek i łatwo usuwa (w przypadku zanieczyszczeń). Ze względu na obecność składników bakteriobójczych jest pierwszą barierą przed mikroorganizmami, a dzięki obecności tlenu odżywia komórki rogówki. Co wiemy o przyczynach zespołu suchego oka? Czy możemy na nie wpłynąć? ZSO częściej stwierdza się u kobiet, w przypadku zaburzeń hormonalnych (cukrzycy, chorób tarczycy, w okresie menopauzy), w ogólnoustrojowym zespole Sjögrena. Może występować po laserowych zabiegach refrakcyjnych rogówki, czyli takich, gdy pozbywamy się wady wzroku, przy stosowaniu ogólnym i miejscowym różnych leków oraz u palaczy tytoniu. Objawy choroby nasilają się zimą, a to z powodu suchego powietrza w ogrzanych pomieszczeniach, ułatwiającego odparowanie łez. Suchy, gorący klimat i klimatyzowane lub silnie wentylowane pomieszczenia, zimno, wiatr i nawiew w samochodzie również sprawią, że dolegliwości będą bardziej uciążliwe. Nie wszystkich da się uniknąć. Obecny styl życia i powszechne korzystanie z ekranów komputera, tabletu, telefonu wywiera swój negatywny wpływ. Ale także praca wzrokowa, czytanie bez chwil odpoczynku. Czemu tak się dzieje? To nie tylko wynik promieniowania pochodzącego z ekranów, ale także rzadszego mrugania w chwilach skupienia przy wpatrywaniu się. A gdy nie mrugamy odpowiednio często, na powierzchni oka powstają suche plamy. Jak możemy sprawić, by objawy suchego oka nas nie męczyły? Na co wpłynąć? W jaki sposób bez leczenia zmniejszyć dolegliwości związane z tą chorobą? 1. Unikaj sytuacji, o których wiadomo, że zwiększają parowanie filmu łzowego. Przede wszystkim unikaj palenia tytoniu, dymu, silnego wiatru, zimnego powietrza, suchego powietrza, klimatyzacji. Czego konkretnie? Wyjdź z miejsc, gdzie się pali, to po pierwsze. Zapewnij odpowiednie nawilżenie pomieszczenia, gdzie przebywasz czy to poprzez nawilżacz powietrza, czy chociaż rozwieszone parowniki, a nawet ręczniki. Gdy wychodzisz na wiatr, zabezpiecz się, np. dużymi okularami, goglami, które osłaniają twarz. 2. Jeśli pracujesz i spędzasz godziny przy komputerze lub innym ekranie, postaraj się je ograniczyć. Jeśli to nie jest możliwe, rób przerwy, odwróć wzrok od komputera oraz wykonuj proste ćwiczenia. Oto one: o zamknij oczy i przyłóż do nich ogrzane dłonie, to da im ukojenie; o oderwij wzrok od komputera i szybko mrugaj przez 30 sekund, odpocznij i powtórz ćwiczenie; o zamknij oczy i wykonuj ruchy gałkami ocznymi, jakbyś kreślił znak nieskończoności; o zamknij oczy, zaciśnij i szybko otwórz, kilka razy powtórz ćwiczenie. Umieść monitor komputera 10-20 stopni poniżej poziomu oczu, tak aby zmniejszyć wielkość szpary powiekowej. Zmniejszy to parowanie. 3. Nie używaj soczewek kontaktowych podczas pracy przy komputerze. Bardzo często nasilają one objawy zespołu suchego oka. 4. Zadbaj o właściwe nawodnienie organizmu. Wypijaj co najmniej 1,5-2 litry wody dziennie. Warto jednak wiedzieć, że woda w kawie czy herbacie nie nawadnia, a wysusza tkanki. Uzupełnij więc i ten ubytek. 5. Odpowiednio się odżywiaj. Zadbaj o obecność w diecie kwasów omega-3, omega-6, które ograniczają stan zapalny na powierzchni oka, a także cynku i witaminy A, które poprawiają skład filmu łzowego, a zwłaszcza ilość śluzu, czyli mucyny. Patrząc na przyczyny ZSO widać, że nie na wszystko mamy wpływ. Jedynie czynniki środowiskowe możemy częściowo kontrolować. Co więc robić jeśli pomimo stosowania profilaktyki objawy zespołu suchego oka nie mijają? Przede wszystkim trzeba się poddać badaniu okulistycznemu. Po pierwsze, potwierdzi ono przypuszczenia co do choroby, zdiagnozuje ją i stopień jej nasilenia. Wnieść może także dodatkowe informacje o powodach schorzenia i prowadzić do celowego leczenia, np. chorób ogólnoustrojowych (Zespołu Sjögrena), trądziku różowatego czy przewlekłego zapalenia brzegów powiek. Przynosi również informacje, jakie preparaty sztucznych łez, bo takimi leczymy ZSO, są dla nas najwłaściwsze. Czasem leczenie bywa niestandardowe, kroplami o działaniu przeciwzapalnym, cytostatycznym czy zatyczkami zakładanymi do dróg łzowych, by uniemożliwić odpływanie łez z oka. && Kuchnia po naszemu && Sałatki na każdą okazję Radosław Nowicki Jedzenie jest jedną z podstawowych potrzeb znajdujących się w piramidzie Maslowa. Czasami jednak człowiek krząta się po kuchni, zagląda do lodówki, ma na coś ochotę, ale sam do końca nie wie, co by zjadł. Ile razy na śniadanie można jeść owsianki czy jaglanki, a w pracy i na kolację zapychać żołądek kanapkami? Często chce się czegoś innego, w takiej sytuacji z pomocą przychodzą sałatki. Przepisów na nie jest mnóstwo. Co więcej, wiele z nich można modyfikować pod swój gust i wykorzystywać do ich przygotowania te produkty, które aktualnie mamy w domu. W niniejszym tekście chciałbym podać kilka przepisów na bardziej i mniej znane sałatki. W związku z tym, że zbliża się lato, które pełne jest słońca, zapachów i soczystych warzyw, chciałbym zacząć od przepisu na kolorową sałatkę z zieleniną. Na początku warto przygotować dresing. W tym celu do słoika należy wlać kilka łyżek wody, octu jabłkowego i oliwy z oliwek, dodać łyżeczkę musztardy i miodu, doprawić pieprzem i solą. Następnie zakręcić słoik i porządnie nim wstrząsnąć, aby wszystkie składniki się wymieszały. Spróbować sos i w razie potrzeby dodać jeszcze trochę miodu lub innego składnika. Do sałatki potrzebna będzie zielenina, która jest jej głównym składnikiem. Mogą to być wszelkiego rodzaju sałaty, rukola, natka pietruszki, szpinak, roszponka, a nawet kapusta pekińska. Ponadto należy pokroić w kostkę sparzony i obrany ze skórki pomidor, paprykę (najlepiej dwa rodzaje, np. czerwoną i żółtą) oraz ogórek. Dorzucić kilka czarnych oliwek i wkruszyć trochę sera typu feta. Na suchej patelni podprażyć garść ziaren słonecznika lub pestki dyni i dodać do sałatki. Na koniec wszystko polać przygotowanym wcześniej sosem i wymieszać. Taka sałatka świetnie smakuje sama albo z kromką opieczonego chleba. Mało kto wyobraża sobie spotkanie rodzinne bez sałatki jarzynowej. Pewnie ile domów, tyle przepisów. Każda smakuje nieco inaczej, ale dzięki temu cieszy się niesłabnącą popularnością. Dla osób niewidomych jej przygotowanie jest czasochłonne, ale warto poświęcić na nią czas, ponieważ potem można zajadać się nią przez kilka dni. W moim przepisie nie ma cebuli, ani pora, choć wiem, że w wielu sałatkach się znajdują. U mnie podstawą są gotowane ziemniaki, marchewka, pietruszka, seler i jajka. Do tego dochodzą winne jabłka i własnej roboty ogórki kiszone. Wszystko trzeba pokroić w drobną kostkę, uważając, aby z warzyw nie zrobić paćki. Na koniec dodać odsączoną kukurydzę konserwową. Dołożyć dwie łyżeczki musztardy, kilka łyżek majonezu oraz przyprawić do smaku solą i pieprzem. Wszystko dokładnie wymieszać, sałatkę włożyć do lodówki na kilka godzin, aby składniki się przegryzły. Sałatka jarzynowa najlepiej smakuje z pajdą własnoręcznie upieczonego chleba. W wielu domach na stołach gości także sałatka gyros. Jedni układają ją warstwami, a inni mieszają wszystkie jej składniki. Ja należę do tej drugiej grupy. Jej podstawą jest poszatkowana na mniejsze kawałki kapusta pekińska. Do niej dodaje się obtoczoną w przyprawie gyros i usmażoną pierś z kurczaka, pokrojone w kostkę ogórki kiszone lub korniszony, ugotowane jajka i kukurydzę konserwową. Niektórzy dorzucają także fasolę z puszki. Wszystko doprawia się solą, a sos robi się na bazie majonezu i ketchupu. Szybkie sałatki robi się także na bazie makaronu. Ja najczęściej używam pełnoziarnistego orkiszowego. Najpierw należy go ugotować według wskazówek na opakowaniu, pilnując, aby się zbytnio nie rozgotował. Następnie trzeba do odcedzonego makaronu dodać pokrojone w kostkę świeże ogórki, paprykę oraz wędzoną pierś z kurczaka, dorzucić kukurydzę z puszki i przyprawić solą i pieprzem. Na koniec dodać kilka łyżek majonezu i wymieszać. Można także pokusić się o zrobienie sałatki makaronowej na wzór śródziemnomorski. Jej podstawą jest makaron (najlepiej kokardki). Do niego dodaje się większe kawałki opieczonego na patelni grillowej w przyprawach kurczaka, pokrojone na mniejsze cząstki pomidory z oliwy, czarne oliwki, kawałki sera typu feta oraz podprażony na patelni słonecznik. Wszystko przyprawia się solą i pieprzem. Dorzuca się świeże listki bazylii, można także rukoli albo kolendry. Na koniec dodaje się kilka łyżek oliwy ze słoika z pomidorami, która stanowi spoiwo dla sałatki. Znajdzie się także sałatka dla miłośników ryżu. Ja najchętniej sięgam po brązowy, ale każdy jego rodzaj świetnie się sprawdzi. Najpierw trzeba go ugotować w podwójnej ilości wody i odstawić do ostygnięcia. Gdy już tak się stanie, należy pokroić na mniejsze kostki dobrej jakości szynkę, ogórki konserwowe, kolorową paprykę i ugotowane wcześniej jajka. Do tego dodać puszkę groszku. Wszystko uzupełnić ulubionymi przyprawami, solą, pieprzem czy ostrą papryką, a sos zrobić z majonezu i jogurtu naturalnego. Taka sałatka najlepsza jest na drugi dzień, kiedy już wszystkie smaki odpowiednio się w niej połączą. Warto sięgać także po sałatki, których głównym składnikiem jest soczewica. Może być ona czerwona, zielona, a nawet czarna. Ta ostatnia ma najwięcej wartości odżywczych. Najpierw trzeba ją ugotować przez około 15 minut w wodzie i odcedzić. Następnie dodać do niej pokrojone na mniejsze kawałki oliwki, pomidorki oraz awokado. Na koniec wkruszyć trochę sera typu feta oraz posypać zieleniną: szczypiorkiem, natką pietruszki lub rukolą. Wszystko należy polać dresingiem na bazie soku z cytryny, oliwy, musztardy i miodu. Na finiszu doprawić do smaku ulubionymi przyprawami. Na koniec czas na sałatkę dla leniuchów, bowiem większość jej składników znajduje się w puszkach. Na początku trzeba pokroić drobno białą część pora i sparzyć ją wrzątkiem, aby pozbyć się charakterystycznej dla niej goryczki oraz ugotować kilka jajek, które należy pokroić w grubą kostkę. Do tego dodać kukurydzę, czerwoną fasolę oraz pokrojonego na mniejsze cząstki ananasa (wszystkie trzy składniki z puszki). Jeśli ktoś nie może obejść się bez mięsa, to można także dodać pokrojoną w kostkę, wcześniej obtoczoną w przyprawie gyros i usmażoną pierś kurczaka. Sos robi się z majonezu oraz kilku łyżek zalewy z ananasa. Na koniec trzeba doprawić do smaku solą, pieprzem i wszystko wymieszać. Sałatki są wdzięcznymi daniami, bo jest ich na tyle duży wybór, że nigdy się nie znudzą. W dodatku wiele z nich ma charakter uniwersalny, co oznacza, że można w nich wymieniać składniki, ot chociażby kukurydzę zastępując groszkiem, kurczaka wędliną, a zwykły makaron ryżowym albo kaszą kuskus. Wszystko zależy od wyobraźni i kubków smakowych osoby, która przyrządza daną sałatkę. Nie należy się ograniczać. Warto czasami zaszaleć i zobaczyć, jak dobrze znana nam sałatka będzie smakowała po lekkim tuningu. Zbliża się lato, więc polecam wszelkie sałatki na bazie zielonych listków i świeżych warzyw. Nie dość, że są one smaczne, to jeszcze dostarczą naszemu organizmowi cennych wartości odżywczych. Zachęcam wszystkich Czytelników do robienia sałatek i częstowania nimi swoich najbliższych. A na koniec życzę smacznego! && Z poradnika psychologa && Jak pocieszać? Małgorzata Gruszka Kolejnym tematem zaproponowanym przez jedną z Czytelniczek „Sześciopunktu” jest pocieszanie, a konkretnie odpowiedź na pytanie, jak to robić. Odpowiadając na potrzebę Czytelniczki, w kolejnym „Poradniku psychologa” piszę o tym, czym właściwie jest pocieszanie i jak efektywnie stosować je wobec innych i samego siebie. Kiedy pocieszamy? Spotykające nas sytuacje życiowe możemy podzielić na trzy kategorie: pozytywne, neutralne i negatywne. Pozytywne, to oczywiście te, na które czekamy, których spodziewamy się i z których się cieszymy. Przeżywając je, doświadczamy takich emocji, jak radość, zadowolenie, podniecenie, ekscytacja, satysfakcja, wdzięczność, zachwyt a czasem wręcz euforia. Sytuacje neutralne, to te, które uważamy za obojętne; w rzeczywistości jednak towarzyszą im niedostrzegane często i niedoceniane emocje pozytywne, takie jak spokój, poczucie wewnętrznej równowagi czy rozluźnienie. Negatywne sytuacje życiowe, to oczywiście wszystkie dotykające nas kłopoty, problemy, bolączki, dramaty i tragedie. Sytuacjom tym towarzyszą emocje negatywne (przykre), takie jak irytacja, rozdrażnienie, złość, lęk, żal, smutek, przygnębienie czy rozpacz. W zależności od rodzaju i nasilenia emocji negatywnych możemy doświadczać dyskomfortu lub cierpienia psychicznego. Gdy cierpi ktoś obok nas, zwłaszcza ktoś, na kim nam zależy, w naturalny i wspólny nam wszystkim sposób uruchamia się w nas chęć pocieszania. Czym jest pocieszanie? Pocieszanie jest instynktowną i naturalną reakcją mającą na celu zmniejszenie dyskomfortu lub cierpienia innej osoby. Pocieszając, używamy zarówno języka jak i gestów. Komunikaty słowne związane z pocieszaniem można podzielić na trzy grupy. Pierwszą stanowią te zaczynające się od słowa „nie” a są to: „nie płacz”, „nie martw się”, „nie przejmuj się”, „nie załamuj się” itp. Choć wypowiadamy je z dobrą intencją, mogą nie działać, bo osoba cierpiąca może odbierać je nie jako wsparcie, ale jako brak zrozumienia, a także krytykę swojej postawy i zachowania. Kategoria druga, to komunikaty słowne będące drogowskazami, czyli zawierające dobre rady i wskazówki. Są to komunikaty typu: „weź się w garść”, „ogarnij się”, „myśl pozytywnie”, „zajmij się czymś”, „wyjdź do ludzi”, „weź się za siebie” itp. Podobnie jak te z kategorii pierwszej wypływają z chęci pomocy, lecz mogą nie być pomocne, ponieważ odbierane bywają nie jako wsparcie, ale jako oczekiwania innych, żeby skończyć cierpieć. Trzecia kategoria pocieszających komunikatów słownych odnosi się do przyszłości. Należą do niej sformułowania typu: „wszystko będzie dobrze”, „wszystko się ułoży”, „jakoś to będzie” itp. Mimo przyświecającej im dobrej intencji, komunikaty te bywają nieskuteczne, ponieważ cierpiące osoby odbierają je jako coś, w co sami pocieszający nie do końca wierzą. Komunikaty te mają jednak sens, gdy osoba przeżywająca trudną sytuację mówi do nas: „powiedz, że będzie dobrze”, „powiedz, że to się kiedyś skończy”, „powiedz, że jakoś to będzie”. Osoba wyrażająca taką prośbę informuje, że tego rodzaju komunikaty są dla niej pokrzepiające i wzmacniające, i że ich potrzebuje. Jeśli tak jest i powyższe stwierdzenia pomagają komuś przetrwać jakieś trudne chwile, fakt, że bywają nieprawdziwe, przestaje mieć znaczenie. Liczy się to, że ktoś wyraźnie ich potrzebuje i dzięki nim czuje się silniejszy. Wymienione tu trzy grupy komunikatów słownych kierowanych do osób w trudnych sytuacjach życiowych mogą nie przynosić ulgi w cierpieniu także dlatego, że nie wnoszą w życie tych osób niczego ponad to, co one już wiedzą. Cierpiące osoby doskonale zdają sobie sprawę z tego, że inni woleliby, żeby myślały, czuły, mówiły i zachowywały się inaczej. Wiedzą, że dobrze by było nie załamywać się, wziąć się w garść czy optymistycznie spojrzeć w przyszłość. Trudność polega jednak na tym, iż z faktu, że to wiedzą, nie wynika możliwość, umiejętność i gotowość przestawienia się na tzw. „właściwe tory”. Kojąca moc dotyku Od tysięcy lat ludzkiemu pocieszaniu towarzyszy zbliżanie się, obejmowanie, przytulanie i głaskanie. Dziś wiadomo, że tzw. dotyk głęboki, który ma miejsce podczas przytulania, działa kojąco i uspokajająco na centralny układ nerwowy. Jak pocieszać? Przypomnij sobie, czego najbardziej potrzebowałeś, gdy przeżywałeś jakąś trudną i wywołującą cierpienie psychiczne sytuację życiową? Najprawdopodobniej tym, co było ci wówczas najbardziej potrzebne, było uznanie, że cierpisz. Uznanie, to przyjęcie do wiadomości i zaakceptowanie faktu, że ktoś może w określony sposób przeżywać daną sytuację życiową. Uznanie nie musi oznaczać zrozumienia. Możemy mieć trudność ze zrozumieniem, że ktoś martwi się czymś, przejmuje, przeżywa złość czy rozpacza. Nie musimy podzielać czyichś emocji, żeby przynieść komuś ulgę w smutku, rozpaczy i cierpieniu. Pomaga w tym zauważanie czyichś stanów emocjonalnych, nazywanie ich i uznawanie, a także zainteresowanie i pytanie o potrzeby. Oto przykłady: „Widzę, że płaczesz, powiedz mi, co się dzieje, co mogę zrobić, żeby ci pomóc?”, „Widzę, że jesteś zły, co się dzieje, jak mogę ci pomóc?”, „Słyszę, że masz kiepski nastrój, co się dzieje, co mogę dla ciebie zrobić?”. Zauważanie, nazywanie i uznawanie czyichś emocji, a także zainteresowanie nimi i pytanie o potrzeby, wobec osób cierpiących bywa dużo skuteczniejsze niż mówienie im, czego mają nie robić, jak mają się zachowywać i jak myśleć. Nie trudno zauważyć, że jest też trudniejsze niż stosowane powszechnie i omówione wyżej komunikaty mające przynieść pocieszenie. Efektywne pocieszanie Efektywne pocieszanie, to nie puste słowa, lecz słowa mające odzwierciedlenie w rzeczywistości. Chcąc kogoś pocieszyć, warto opierać się na wiedzy, doświadczeniu własnym i innych ludzi, dostępnych danych i realnie istniejących możliwościach. Kogoś, kto przejmuje się i martwi nieco bardziej zaokrągloną sylwetką, można pocieszyć mówiąc, że odpowiedni ubiór może ją zatuszować. Kogoś, kto martwi się tym, że traci wzrok, można wesprzeć i pocieszyć, mówiąc o możliwościach pełnienia dotychczasowych ról, uczenia się nowych rzeczy, korzystania z ogólnie dostępnych dóbr mimo braku możliwości widzenia. Kogoś, kto martwi się pogarszającym się stanem zdrowia, można pocieszyć i wesprzeć rozmową o możliwościach leczenia, dbania o siebie, minimalizowania dolegliwości i doświadczania przyjemności w sytuacji choroby. W najtrudniejszych sytuacjach życiowych największym pocieszeniem i wsparciem jest obecność drugiego człowieka, dla którego jesteśmy ważni my i nasze potrzeby. Jednocześnie, serdeczna, uważna i akceptująca obecność jest wszystkim, co możemy dać drugiemu człowiekowi przeżywającemu trudną sytuację życiową. Jak pocieszać samego siebie? Na gorsze chwile i gorsze dni warto stworzyć sobie ratunkową, wspierającą, zasilającą i pocieszającą listę dobrych rzeczy, które zdarzyły nam się w życiu. Dobre rzeczy, to wszystkie nasze sukcesy i osiągnięcia, dobro otrzymane od ludzi, przeżyte przyjemności, nabyta wiedza itp. Na takiej liście może znaleźć się zdobyte wykształcenie, udany związek, dobre relacje z dziećmi, sukcesywnie uprawiana pasja, udane życie zawodowe, otrzymane nagrody i wyróżnienia itp. Chodzi o coś, co mamy i czego nikt nam nie odbierze; co pomoże zobaczyć, że aktualnie przeżywane trudności nie są wszystkim, co przyniosło nam życie. Chcąc wesprzeć i pocieszyć samego siebie, pomyśl, ile trudnych sytuacji życiowych masz już za sobą. Pomyśl o tym, jak udało ci się wyjść z nich obronną ręką lub ograniczyć ich negatywne skutki. Pomyśl, dzięki jakim swoim umiejętnościom, cechom, postawom i zachowaniom uporałeś się z wieloma trudami życia. Zastanów się, w jaki sposób możesz te cechy, umiejętności, zachowania i postawy wykorzystać w obecnej sytuacji. && „Z polszczyzną za pan brat” && Z ciałem w tle Tomasz Matczak Z góry uprzedzam, że to nie będzie felieton poetycki, więc jeśli ktoś nastawia się na wzniosłe opisy piękna ludzkiego ciała, niech nie czyta dalej. Liryka pełna jest wspaniałych utworów na ten temat, bo czyż wierszy nie pisze się najczęściej wówczas, gdy w brzuchu fruwają motyle? No właśnie, pewnie większość, jeśli nie każdy, słyszał to określenie. Oznacza ono euforyczny stan zakochania, niemalże ekstatyczną błogość i efemeryczność duszy, choć sięga po przyziemną rzeczywistość, jaką jest ludzki brzuch. W polszczyźnie funkcjonuje więcej tego typu porównań z ludzkim ciałem w tle. Na przykład „ubaw po pachy” oznacza znakomitą, pełną radości zabawę. Po pachy można także się urobić, a więc pracować ponad siły, ciężko, z wysiłkiem i trudem. To samo oznacza związek frazeologiczny „urobić się po łokcie”, choć łokcie są niżej niż pachy. Ludzie, którzy mają wszystkiego po dziurki w nosie albo po uszy, mają dosyć kłopotów, obowiązków lub generalnie czegoś, co nie jest zbyt przyjemne. Można mieć także czegoś w bród, a więc bardzo dużo, wiele, pod dostatkiem. Ten ostatni zwrot może budzić pewne kontrowersje, bo wszakże bród to miejsce, gdzie wody w rzece jest mało, więc dlaczego niby mieć czegoś w bród to mieć dużo? Otóż dlatego, że co prawda poziom wody w brodzie jest niski, to owa niskość odnosi się do głębokości rzeki. Brodem da się przeprawić na drugą stronę pieszo lub konno bez pomocy łodzi. Poziom wody sięga człowiekowi do bioder lub piersi, więc gdyby tak obsypać go złotem, kosztownościami albo pieniędzmi do tej wysokości, to i złota, i kosztowności, i pieniędzy miałby dużo. Ot i cała tajemnica. && Rehabilitacja kulturalnie && Jak nie wolno… Maria Choma Niechęć do przepisów, zarządzeń i zakazów pochodzi, jak mi się wydaje, z pragnienia wolności właściwego ludziom. Już pierwsi rodzice, sprytnie skuszeni przez węża, mimo wyraźnego ostrzeżenia Pana Boga zjedli zakazany owoc. Myślę, że z pragnienia nie zawsze właściwie rozumianej wolności pochodzi każde nieposłuszeństwo. A może lepiej byłoby odwołać się do innych, pięknych przykładów walki o wolność. Jak bardzo Polacy czuli się wolni, gdy Sejm Czteroletni uchwalił pierwszą w Europie nowoczesną Konstytucję 3 Maja. Nawet jeśli nie weszła ona w codzienne życie społeczeństwa, bo niedługo potem doszło do rozbiorów Polski, to przecież miała znaczenie moralne jako zwycięstwo światłych umysłów i obudzenie się ducha narodu. Gdy Polska znikła z mapy Europy, długo pokrzepiano się tym historycznym wspomnieniem i pieśnią: „Witaj, Majowa Jutrzenko”! Król Stanisław August Poniatowski dbał o oświatę i kulturę. Jednak te czasy wymagały raczej wodza twardą ręką trzymającego kraj i naród, a nawet umiejącego bronić swego państwa. Ale jako protegowany imperatorowej Katarzyny, której oczywiście zależało na upadku Polski, był bezradny wobec tego destrukcyjnego procesu i doszło do rozbiorów. Potem za Tadeuszem Kościuszką poszedł lud nawet z kosami, aby bić Moskala za utraconą wolność. Były powstania, klęski, działania przeciwko ukazom władz carskich, a opornych karano konfiskatą majątku, a nierzadko zsyłką. Polacy jednak nie przestali walczyć o wolność. Wielu wykradało się przez granice, żeby dołączyć się do generała Dąbrowskiego i do Napoleona, który miał uwolnić Polskę. Chcieli walczyć „za wolność waszą i naszą”! Zawsze z takim hasłem szli do boju. Pamiętam z lektury „Popiołów” Stefana Żeromskiego, a także z filmu Andrzeja Wajdy, jak stary wiarus, weteran bez nogi, o kiju, odwiedzając dom Cedrów, opowiada, jak Napoleon, nie potrzebując już polskich żołnierzy, wysłał ich do francuskich kolonii w celu stłumienia murzyńskiego buntu. Ani on sam, ani jego słuchacze nie mogli zrozumieć, dlaczego polscy żołnierze, którzy przecież walczyli o wolność, mieli bić tych jakichś ludzi, jeśli tamci walczyli o swoje prawa. Dużo można by jeszcze powiedzieć o powstaniu listopadowym i styczniowym, gdy Polacy próbowali uwolnić się od rosyjskich zaborców. Z niektórych książek dowiadujemy się o udziale Polaków w powstaniu węgierskim, walczących wraz z braćmi Węgrami o ich wolność, jak Józef Bem – do dziś wspominany przez Węgrów z wdzięcznością i szacunkiem. Polacy potrafili być wolni – jak dzieci z Wrześni. Uczniowie tamtejszej szkoły nie chcieli odmawiać pacierza po niemiecku. Głośno modlili się po polsku, za co podobno ich bito, ale nikt im nie mógł odebrać tej chwili, gdy czuli się wolni. Podobnie było na Górnym Śląsku. To wiemy z powieści Gustawa Morcinka „Wyrąbany Chodnik”. Ten dzielny, wytrwały lud w trzech powstaniach walczył o polską modlitwę, kazanie w kościele, książki w szkole i o tę wolność bycia Polakiem, aż wyrąbał sobie ten chodnik do Polski. Wspaniałym przykładem takiej postawy są mieszkańcy Ligoty. Ta lektura na zawsze zostanie mi w pamięci. Niemieccy zaborcy uwzięli się szczególnie na chłopów wielkopolskich. Nie pozwalano ludziom budować nowych domów na własnych gruntach. Jaki cel mieli w tym Niemcy? Myślę, że chodziło o pozbawienie chłopów ich ziemi. A jeden z nich, Michał Grzymała zbudował sobie… tak, duży wóz, w którym zamieszkał z całą swą rodziną i tym wozem, że tak powiem, „wjechał” do historii. Myślę, że czuł się wolnym. Wiele było powstań w dziejach Polski, ale najbardziej udane, całkiem wygrane było powstanie wielkopolskie, które wybuchło 27 grudnia 1919 roku. Okres II Wojny Światowej i okupacji był niewątpliwie ciężką próbą bycia sobą, bycia wolnym. Ale Polacy sprawdzili się wtedy dobrze. Nie brakło nie tylko odwagi i zapału do walki, ale tego, co w tak ciężkich czasach podnosi na duchu: pieśni, nierzadko wesołej, w której ludzie mogli wyrazić cały swój stosunek do okupantów. Wielu z nas pamięta jeszcze pierwszy powojenny film „Zakazane Piosenki”. W jednej ze scen w warszawskim tramwaju mały chłopiec cienkim, dziecinnym głosem śpiewał: „Chociaż tu są Niemcy, śpiewać się nie boję, bo mnie nie zrozumią te przeklęte gnoje”! I śpiewając, być może czuł się wolnym. Za tę chwilę wolności zapłacił życiem, ale może udało mu się trochę podnieść na duchu ludzi z tramwaju. Założycielka Dzieła Lasek, błogosławiona Matka Elżbieta Róża Czacka, która wraz z siostrami przebywała w Laskach, podnosząc wszystkich na duchu i umacniając ich wiarę, dała przykład, jak być wolnym od nienawiści; mówiła do sióstr: Prośmy, by z Serca Pana Jezusa płynęła dla nas łaska, ta wielka Łaska, która sprawi, że z miłością odnosić się będziemy do wszystkich ludzi; która obejmie także wrogów naszych. W czasach Solidarności też na różne sposoby walczono o wolność. W Warszawie, na Placu Zamkowym gromadzili się ludzie. Podnoszono prawą dłoń z palcami ułożonymi w literę V i śpiewano pieśni patriotyczne; słyszało się nawet Pieśń Konfederatów Barskich: Nigdy z królami nie będziem w aliansach. Niektórym to zbiorowe śpiewanie wydawało się bezsensowne i zbyteczne. Ja jednak uważam, że ci ludzie przynajmniej przez chwilę czuli się wolni. Warto wspomnieć coś jeszcze, co pomagało ludziom żyć i trochę pokrzepiało, gdy nie było wolności słowa, a ściany miały uszy. To były dowcipy i anegdoty polityczne opowiadane w towarzystwie. A jeśli kiedyś przyjdą znowu takie czasy, w których ktoś pozbawi nas wolności, my, prosząc Pana Boga o pomoc, wierząc, że On będzie zawsze z nami, z tym naszym polskim uporem starajmy się, na ile można, zrobić swoje. Jak nie wolno, to… && Łatwopalne życie poetki Paweł Wrzesień Agnieszka Osiecka po raz pierwszy ujrzała świat 9 października 1936 roku w modnym już wówczas Zakopanem, gdzie jej rodzice prowadzili słynną restaurację Watra. Tuż przed wybuchem II wojny wpadli na pomysł przeprowadzki do Warszawy, co dla młodej rodziny wydawało się fatalną decyzją, patrząc z dzisiejszego punktu widzenia. Dla żywego i ciekawskiego dziecka wojenny pobyt w stolicy, nawet na Saskiej Kępie, wiązał się z szeregiem zagrożeń. Rodzice chronili Agnieszkę przed nimi jak mogli, zabraniając samodzielnego opuszczania domu, a także usiłując nie dopuścić do umysłu jedynaczki świadomości całego zła rozgrywającego się wokół. Mała Osiecka nic nie wiedziała o rozstrzelaniach, obozach czy ulicznych łapankach. Gdy pod koniec powstania warszawskiego rodzina była zmuszona uciekać ze zorganizowanego w piwnicach schronu i przedzierać się zrujnowanym Nowym Światem, by ostatecznie opuścić stolicę, ich marszrutę obwieszczał płacz 8-letniej Agnieszki, za wszelką cenę pragnącej wrócić do piwnicy po zostawionego tam misia. Bezpieczeństwo wynikające z izolacji przypłaciła samotnością we wczesnych latach życia, a później trudnościami w nawiązywaniu kontaktów rówieśniczych. Tuż po wojnie, jako jedna z nielicznych w sąsiedztwie posiadała piłkę do gry, dzięki której koledzy godzinami potrafili wołać pod oknami: Aga, wynieś piłkę!. Szybko zrozumiała jednak, że stanowiła dla nich tylko zbędny dodatek do skórzanego obiektu pożądania. Pierwszą miłość przeżyła tragicznie już w wieku 13 lat. Gdy podczas zabawy tanecznej nie mogła się doczekać aż do tańca poprosi ją o dwa lata starszy obiekt westchnień i sama wyszła z inicjatywą, została odtrącona i zignorowana. Postanowiła otruć się gazem z łazienkowego piecyka. Odkręciła już zawór, zatkawszy wcześniej wszelkie otwory wentylacyjne, gdy z kuchni doleciał głos mamy wołającej córkę na zupę. Agnieszka zapytała o rodzaj zupy, a dowiedziawszy się, że to pomidorowa, postanowiła jednak odłożyć tragiczne plany na potem. Uczęszczała do renomowanego liceum Marii Curie-Skłodowskiej, gdzie wyraźnie ujawniły się jej talenty humanistyczne. Zaistniała też szerzej towarzysko, choć dla koleżanek z Kępy niepewne pochodzenie rodziny stanowiło czasem pretekst do patrzenia na przyszłą poetkę z góry. Osiecka ćwiczyła pióro, prowadząc aż dwa pamiętniki. Pierwszy był szczery, często gorzki i pełen pytań bez odpowiedzi, utrzymywany w tajemnicy, a drugim, przepełnionym opisami zmyślonych randek, pocałunków i sercowych uniesień, chętnie chwaliła się koleżankom. Pech chciał, że trafił on w ręce matki, powodując zwiększenie kontroli nad jedynaczką. Noc przed maturą spędziła na przygotowaniach ściąg z matematyki. Nawet one nie pozwoliłyby jednak na zaliczenie egzaminu dojrzałości, gdyby nie to, że w roku 1952 matury sprawdzano w szkole. Znając Osiecką jako uczennicę, nauczyciele postanowili przepuścić ją z oceną pozytywną, prosząc jedynie, aby solennie przyrzekła, że nie będzie zdawała na politechnikę. Słowa dotrzymała i dostała się na dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Wtedy też ujawniły się poglądy polityczne młodej Agnieszki. Dała się porwać agresywnej ideologii komunistycznej, przystąpiła do ZMP i włączyła się w działalność tzw. pryszczatych, czyli zapalczywych aktywistów młodzieżowej przybudówki PZPR. Zerwała z konserwatywną paczką znajomych z Saskiej Kępy. Nowe środowisko odnalazła w klubie sportowym Warszawskiej Legii, gdzie trenowała pływanie i siatkówkę, a potem udzielała się w Studenckim Teatrze Satyryków, dla którego w latach 1954-1972 napisała ponad 150 tekstów piosenek. Jako działaczka ZMP nie chciała poddać się obowiązującej jednomyślności, nie zawsze głosowała zgodnie z wytycznymi podczas zebrań, uparcie też określała się podejrzanym dla kolegów mianem socjalistki utopijnej, co zaowocowało burzliwym rozstaniem z organizacją. Pod koniec studiów współpracowała już z kilkoma popularnymi czasopismami, m.in. słynnym „Po Prostu”, którego zamknięcie stało się jedną z przyczyn rozruchów w roku 1956. Okazało się, że pisze świetne reportaże i eseje. Od roku 1957 próbowała swoich sił na wydziale reżyserii filmowej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi; ostatecznie jednak studiów nie ukończyła, dochodząc do wniosku, że woli zostać przy pisaniu, które da się uprawiać w samotności, jadąc tramwajem lub stojąc pod ulubionym drzewem, co bardziej jej odpowiada. Można uznać, że Agnieszka Osiecka jaką znamy, zaczęła się wraz z Radiowym Studiem Piosenki, które prowadziła przez 7 lat wraz z Janem Borkowskim, promując wiele późniejszych gwiazd polskiej estrady. W roku 1966 otrzymała swoją pierwszą nagrodę na festiwalu w Opolu za tekst do piosenki „Na całych jeziorach ty”. Wśród wielu artystów, którym teksty napisanych przez nią piosenek pomogły zaistnieć, warto wymienić Marylę Rodowicz, którą poznała, gdy ta była jeszcze studentką AWF. Szybko udało im się odnaleźć wspólny język i pomysł na sceniczny image Rodowicz jako hipiski z gitarą, ubranej w koraliki i zachwycającej swą świeżą, zdrową urodą. Pasował on doskonale do poetyckich, przepełnionych pogodnym smutkiem, zadumą i tęsknotą tekstów. Świetny kontakt Osiecka nawiązała także z samotnikiem o ponurym wejrzeniu i wrażliwym głosie – Sewerynem Krajewskim. Dzięki niemu i wielu innym artystom jej piosenki żyły, zdobywały szczyty popularności, pozwalając jednocześnie autorce pozostawać nieco z tyłu estrady, z dala od krępującego ją blasku fleszy. Na uwagę zasługują także powieści jej autorstwa, choćby „Salon gier”, które można również odnaleźć w zasobach DZDN. W życiu osobistym doczekała się córki Agaty, pochodzącej z trwającego 8 lat małżeństwa z Danielem Passentem. Poetycka, chaotyczna i pogubiona Osiecka nie czuła się jednak spełniona w towarzystwie ułożonego, pracowitego i obowiązkowego publicysty tygodnika „Polityka”. Sama określiła siebie jako „petentkę w miłości”, przyznając, że najsilniej przeżywała uczucia negatywne wynikające z relacji z mężczyznami. Po wielekroć zakochiwała się nieszczęśliwie, bez wzajemności, choćby w Marku Hłasce, który ostatecznie zerwał z nią kontakt po wyjeździe z Polski. Wrażliwość Osieckiej i potrzeba odnalezienia ukojenia spowodowały, niestety, zbyt częste sięganie do kieliszka i chorobę alkoholową, z której szponów nie wyzwoliła się do końca. W ostatnich latach życia często topiła smutki w pubie „Sax” na Saskiej Kępie, który trudno byłoby nazwać eleganckim czy choćby klimatycznym miejscem. Zmarła 7 marca 1997 roku z powodu nowotworu jelita grubego i została pochowana na warszawskich Powązkach. Agnieszka Osiecka była człowiekiem z krwi i kości, pełnym sprzeczności, wad i słabości, ale także obdarzonym wielkim sercem i wrażliwością. Pozostawiła nam twórczość, która pięknym, pełnym metafor i sugestywnych aluzji językiem opowiada o uniwersalnych i niezmiennych w czasie uczuciach. Wraca ona ciągle w nowych interpretacjach, zachwycając kolejne pokolenia słuchaczy, co jest optymistycznym dowodem na to, że nie tylko disco polo żyje przeciętny Polak. Zatem, pamiętajmy o Osieckiej! && Życie napisane na nowo Liliana Laske Mikuśkiewicz Była radosną, pełną energii dziewczyną. Żyła jak inni. Studiowała prawo, miała chłopaka i mnóstwo przyjaciół. Głowę zaprzątały marzenia oraz plany na przyszłość. Przyszedł jednak taki dzień, który zmienił wszystko… Zapowiadał się całkiem zwyczajnie. Jak każdego ranka ubrała się i zjadła śniadanie. Z rodzicami i partnerem pojechała do komisu pooglądać samochody. Obok był market, do którego postanowiła wejść na chwilę. Szła przepisowo – chodnikiem i… Tutaj film się urwał. Z opowieści wie, że uderzył w nią jadący bez uprawnień motocyklista. Ponoć, chcąc wymusić pierwszeństwo – stracił panowanie nad pojazdem i wypadł z drogi. Po kilku minutach przyjechała karetka. Jej chłopakowi nic się nie stało, o życie Agaty Kokowskiej zaczęła się walka. Po natychmiastowej operacji i trepanacji czaszki przez trzy tygodnie pozostawała w śpiączce farmakologicznej. W pewnym momencie lekarze powiedzieli, że ma niedokrwienie pnia mózgu i najprawdopodobniej nie przeżyje. – Był to bardzo trudny czas dla moich rodziców. Już się ze mną żegnali. Jakimś cudem jednak nie odeszłam. Gdy odzyskałam przytomność, wszystkiego musiałam uczyć się od nowa. Nie wiedziałam, jak mam na imię. Ba! Nie wiedziałam nawet, co to jest imię! Nikogo nie rozpoznawałam. Każdego dnia dowiadywałam się o sobie nowych rzeczy. Pamięć wracała stopniowo przez kilka lat. Na nowo uczyłam się mówić, wykonywać proste czynności. Następstwem wypadku i operacji jest niedowład prawej strony ciała. Początkowo jeździłam na wózku inwalidzkim. Kiedy udało mi się wstać i o własnych siłach dojść do łazienki, poczułam się bardzo samodzielna. Rehabilitację utrudniał fakt, iż stałam się też praktycznie osobą niewidomą. Widzę lunetowo, tylko na jedno oko. Dużo czasu upłynęło, nim odważyłam się samodzielnie wyjść z domu. Przyjaciele? Okazało się, że nigdy nimi nie byli. Z dawnych czasów pozostał tylko jeden. Chłopak? Niby trwał przy niej wiernie, jednak trochę go to wszystko przerosło. Nic już nie było takie, jak kiedyś… Pani Agata uznała, że lepiej będzie ten związek zakończyć. W tajemnicy przed rodzicami kupiła sobie pieska rasy golden retriever. I właśnie on stał się jej największym pocieszeniem. – Przedtem nie wychodziłam nigdzie z domu. Strasznie się bałam. Dzięki Carlosowi wzięłam się w garść i gdy tylko pogoda na to pozwala, nie jest zbyt ślisko, chodzimy na spacery. Od kilku lat pani Agata mieszka sama. W niewielkim mieszkanku mieści się jej cały obecny świat. Jest ciepło i przytulnie, gra muzyka. Ma nawet swoją bieżnię, na której regularnie ćwiczy. O moją uwagę nieustannie zabiega ogromna psina. Wyraźnie się cieszy, że przyszedł jakiś gość. Piętro wyżej mieszka mama, która zawsze w razie potrzeby wspomoże. Jest jak taki dobry duch. – Mama, w odróżnieniu ode mnie, bardzo lubi gotować, toteż często stołuję się u niej. Choć czasami mam ochotę popichcić sobie sama. W dni, kiedy czuję się gorzej lub pogoda nie sprzyja, wyprowadza psa. O porządek staram się dbać sama, ale wszędzie tam, gdzie potrzebna jest mi pomoc, to mogę na nią liczyć. Cieszę się jednak, że mam własny kąt, w którym robię to, co mi się podoba. W pewnym wieku każdy chce być niezależny, „na swoim”. Przydałaby się tylko jakaś praca… A to już nie jest taką prostą sprawą. Mimo iż półtora roku po wypadku udało jej się ukończyć studia i napisać pracę magisterską, nie bardzo wie, co mogłaby robić. Niepełnosprawność ruchowa połączona z minimalnym widzeniem, i to tylko w jednym oku, stanowi na rynku pracy dużą barierę. Jest jednak coś, co pani Agata robi świetnie, w co wkłada całe swoje serce – rysuje portrety. Brak jej jednak pomysłu, w jaki sposób swój talent spożytkować i zacząć na nim zarabiać. Swą przygodę rozpoczęła w szkole średniej, doskonaliła techniki. Myślała nawet o Akademii Sztuk Pięknych. Wydawało się, że wypadek na zawsze przekreślił jej szanse na kontynuowanie pasji. – Gdy odzyskiwałam świadomość, powiedziano mi, że kiedyś całkiem nieźle rysowałam. Z uwagi na niedowład prawej ręki i kłopoty z pisaniem do głowy by mi nie przyszło, by znowu spróbować. Dopiero pani instruktor orientacji przestrzennej, z którą miałam zajęcia, uświadomiła mi, że za pisanie i rysowanie odpowiadają dwie inne półkule mózgu. Spróbowałam i okazało się, że ma rację! Choć nie znam się na malarstwie ani rysunku, z przyjemnością oglądam jej prace. Jest ich sporo. Z łatwością rozpoznaję ludzi sławnych, są też wizerunki znajomych oraz portrety osób zrodzonych w wyobraźni. Jak chociażby piękny obraz piegowatej dziewczyny. Wszystkie dzieła powstały przy użyciu kredki lub akwareli. W kuchni urządziła sobie warsztat pracy. Jakiś czas temu wzięła się też za pisanie. Postanowiła z innymi niepełnosprawnymi podzielić się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami. Przeszła przecież tak wiele, a mimo tego nie załamała się, dała radę. Można by powiedzieć, że jest żywym przykładem tego, że cuda się zdarzają. Niewielkim nakładem udało jej się wydać książkę „Życie po wypadku. Instrukcja obsługi”. Większość egzemplarzy została rozdana, parę znajduje się w zbiorach bibliotek. Szkoda tylko, że książki nie można nigdzie kupić. Agata Kokowska udowodniła, że nie jest osobą, która łatwo się poddaje. W zaistniałej sytuacji doskonale sobie radzi, choć przydałoby się większe wsparcie, wyjście do ludzi, praca. W głowie wciąż tlą się marzenia czekające na spełnienie. Pozostaje mieć nadzieję, że się urzeczywistnią. Ma wielki talent i potencjał. Wiele jeszcze przed nią. && W poszukiwaniu źródła Marta Warzecha Jeszcze jako mały szkrab wzrastałam w rodzinie, w której ceniło się muzykę, a zwłaszcza śpiew. Słuchałam śpiewu mojego dziadka, nie zdając sobie sprawy, jak to wpłynie na moje życie. Podświadomie kochałam muzykę ludową, a przyśpieweczki, pieśniczki, pastorałki przylgnęły do mnie na całe życie. Jako nastolatka jednak swoją świadomą przygodę z folklorem zaczęłam od muzyki góralskiej, pewnie dlatego, iż góralszczyzna była w latach dziewięćdziesiątych bardzo popularyzowana. Następnym etapem w moim życiu było Radiowe Centrum Kultury Ludowej, co wiązało się z nabywaniem płyt z serii Muzyka Źródeł, z których mogłam poznawać muzykę z innych regionów Polski, równie piękną jak muzyka Podhala. Jako osoba przed trzydziestką dojrzałam do tego, by zacząć sama ratować ginący folklor muzyczny ziemi wiśnickiej. Jakie poczyniłam kroki? W stale rozrastającej się rodzinie niełatwo było uchwycić moment, aby rozpocząć swoje badania terenowe. Zaczęłam nagrywać online wszystkie uroczystości, na których najwięcej można było usłyszeć skarbów mojego dziadka. Szybko jednak porzuciłam ten pomysł. Wkrótce nadarzyła się okazja, bym mogła w ciszy i spokoju przeprowadzić rozmowę z nestorem rodu. Jako że wtedy był okres bożonarodzeniowy, miałam okazję usłyszeć recytację przedstawienia kolędniczego. Ów nestor rodu w jednej osobie stawał się Żydem, Herodem czy pastuchem i to było niesamowite wrażenie. Oczywiście nie brakowało też pastorałek oraz grzesznych pieśni i przyśpiewek. Z przyczyn losowych musiałam porzucić obrany cel. Po kilku latach jednak powróciłam do zbierania folkloru ziemi wiśnickiej. Pracę swoją rozpoczęłam od przepisywania na komputerze skarbów muzycznych, które nagrywałam z naszym seniorem, bo choć kaseta uległa zniszczeniu, to spisane teksty na papierze uratowały moje przedsięwzięcie. Kiedy zorientowałam się, że materiał zebrany przeze mnie nie wystarczy na przygotowanie prawdziwego śpiewnika, trochę się załamałam. Z opresji uratował mnie dyrektor Ośrodka Kultury w Nowym Wiśniczu, który zaproponował mi przygodę, jaką było napisanie artykułu o moim nieżyjącym już dziadku do gazety lokalnej. Nie muszę chyba wspominać, że to był wspaniały gest, zważywszy na to, iż wiedział o mym braku wzroku i wcale go fakt ten nie przestraszył. Muszę uczciwie przyznać, iż do tej pory nie spotkałam się z taką postawą wśród ludzi. Artykuł dał tylko szczątkowy rezultat, ale przygoda była ekscytująca. Po miesiącu odezwał się pan, który wyjechał do Kielc w poszukiwaniu pracy, lecz długa nieobecność w Chronowie – wsi należącej do gminy Nowy Wiśnicz – nie przeszkodziła mu w udzieleniu „siłaczce” pomocy w powiększeniu śpiewnika. Od tego momentu pozycja zaczęła nabierać coraz to obfitszych kształtów. W celu uporządkowania utworzyłam rozdziały zawierające mniejsze podrozdziały, w których umieściłam konkretne przyśpiewki, pieśni czy kolędy. Poszczególne rozdziały poprzedza wprowadzenie zawierające wszystko, co tyczy się dawnej wsi. Śpiewnik ten jest moim dzieckiem, lecz, jak każde dziecko, niejeden raz stał się przyczyną mojego cierpienia. Cieszę się jednak z tej swojej pociechy i pragnę moje dzieło doprowadzić do końca jeszcze w tym roku, a jak się potoczą moje plany, nie mam pojęcia. Ważne jest, moim zdaniem, by umieć swoje marzenia wprowadzić w czyn, wszak nie ma w tym nic złego. Tak, to prawda, niełatwe zadanie wzięłam sobie na głowę, ale ważne jest, aby lubić to, co się robi. && Teatr Różnoraki Magdalena Donarska, Zenona Góra, Marzanna Staśkiewicz Aktor, który nie widzi – czy to możliwe? W jaki sposób ma poruszać się po scenie, czy ma być widoczne, że nie widzi, czy ma grać osobę widzącą? To dylematy, z którymi od lat mierzą się młodzi artyści i trzy wychowawczynie – opiekunki Koła Miłośników Teatru w Kujawsko-Pomorskim Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci i Młodzieży Słabowidzącej i Niewidomej im. L. Braille’a w Bydgoszczy. Placówka ma długą tradycję. Została założona w 1872 roku. Obchodzi właśnie swój jubileusz 150-lecia. Od początku istnienia przygotowała do dorosłego życia wielu młodych ludzi z niepełnosprawnością wzroku, rozwijała również ich pasje i zainteresowania kulturą. Od ponad 20 lat w internacie K-P SOSW nr 1 w Bydgoszczy prowadzimy Koło Miłośników Teatru. Doświadczenie teatralne zdobyłyśmy w czasie przygotowywania licznych spektakli z dziećmi i młodzieżą przebywającą w placówce. Wiedza i umiejętności tyflopedagogiczne są dla nas wskazówką w tej pracy. Amatorski teatr stał się profesjonalną rehabilitacją dla osób z dysfunkcją wzroku. Przez lata zgromadziłyśmy pokaźną ilość rekwizytów i kostiumów teatralnych. Przygotowałyśmy dziesiątki przedstawień, w których wystąpiła rzesza młodych aktorów w różnym wieku i o różnorodnych możliwościach. To raczej rola była dopasowana do aktora, aniżeli aktor do roli. Zawsze starałyśmy się wykorzystać mocne strony wychowanków, żeby dodać im pewności na scenie. Talenty recytatorskie, wokalne, taneczne i gra na instrumentach są ważnym elementem przedstawień. Scenariusze dostosowujemy do potrzeb i możliwości wychowanków. Pomysły na nie czerpiemy z literatury, Internetu, jednakże najczęściej tworzymy własne teksty. Ostatnio wspomaga nas w tej twórczości duszpasterz osób niewidomych Diecezji Bydgoskiej, ks. Piotr Buczkowski. Staramy się, by przedstawienia niosły wartościowy przekaz dla publiczności. Zdarza się również, że to tylko zabawa, kabaret, bo chcemy wspólnie się śmiać, innym razem jest to poważne przedstawienie o tematyce historycznej czy problemach młodzieży albo życiu ludzi z dysfunkcją wzroku. W naszym teatrze dążymy do tego, by publiczność nie patrzyła na występ przez pryzmat niepełnosprawności aktorów, ale na to, co przekazują swoją grą. Pracujemy nad tym, by wychowankowie potrafili samodzielnie odnaleźć się w przestrzeni scenicznej. Wykorzystujemy różne techniki i elementy pozwalające kompensować brak wzroku podczas przedstawienia. Osoba, która nie widzi, powinna przed spektaklem wiedzieć, w jaki sposób będzie wchodzić na scenę, czy będą to schody, czy płaska powierzchnia, jak wielka jest przestrzeń, w której odbędzie się występ. Nie zawsze jest to możliwe. Zdarza się, że w rzeczywistości konkursowej tylko słownie przekazujemy opis miejsca, oczywiście jeśli wiemy, że jest to wystarczające i bezpieczne. Stosujemy elementy wyznaczające przestrzeń, np. przyklejamy taśmą paski z folii bąbelkowej, wykorzystujemy linę i inne przedmioty wyczuwalne przez dotyk stopą lub ręką. Ważne są także sygnały dźwiękowe, np. gong jako znak, że ktoś ma wejść na scenę lub z niej zejść, początki utworów muzycznych czy inne dźwięki pojawiające się w danym przedstawieniu. Dla osoby występującej istotne jest odliczanie w myślach kroków, gdyż pozwala to jej orientować się w odległościach, czy jest już w miejscu, w którym ma być. Elementy scenografii też mogą być punktami odniesienia w odnalezieniu właściwego kierunku, a także określeniu, gdzie znajduje się publiczność, w którą stronę należy się odwrócić. W pracy rewalidacyjnej wspomagamy się również systemem audioguide. Jest to sprzęt składający się z nadajnika i mikrofonu oraz odbiorników i słuchawek, ułatwiający audiodeskrypcję sztuk teatralnych, filmów, koncertów. My wykorzystujemy go w sposób nowatorski, w czasie występów, do orientacji w przestrzeni scenicznej. Aktor ma maleńki odbiornik i słuchawkę na uchu. Jedna z nas pełni rolę inspicjenta, ma mikrofon i nadajnik, przez który nawet z dużej odległości przekazuje informacje o kierunku, odległości, mówi, kiedy się zatrzymać, gdzie jest publiczność, i o tym, co się właśnie dzieje. Pozwala to aktorowi, który nie widzi, samodzielnie poruszać się po scenie. Zawsze uświadamiamy występującym, że nawet jeśli już się odegrało rolę, to i tak trzeba pamiętać, że nadal jest się widocznym. Często młodzież o tym zapomina. Myśli, że można rozmawiać z kolegą czy koleżanką albo kręcić się w różne strony. Uczymy skupienia, cierpliwości, poczucia, że cały czas jest się częścią spektaklu. W ten sposób staramy się wpoić szacunek dla innych i odpowiedzialność za cały występ. Trudnym elementem rewalidacji teatralnej jest praca nad niewerbalnymi formami ekspresji wychowanków z dysfunkcją wzroku. Chodzi o mimikę, gestykulację i przybieranie określonej pozycji ciała. Jest to praca indywidualna, polegająca na słownym opisie tego, co się dzieje z ciałem podczas wyrażania emocji, np. radości, złości, smutku. Pozwalamy dotykać swojej twarzy, ramion, rąk, by osoba, która nie widzi, mogła zaobserwować zmiany w naszej postawie. Z przedstawień nagrywamy filmy, które prezentujemy naszym wychowankom. Wspólnie analizujemy, co jest już dobre, a nad czym należy jeszcze pracować. Etap związany z nagrywaniem ułatwia pokonywanie lęków związanych z występem przed publicznością. Podczas rejestracji kolejnych scen jest ograniczona ilość osób, można powtarzać sekwencje, następuje stopniowe ośmielanie się, utrwalanie scenariusza i nabieranie pewności siebie. To dobry etap przed właściwym występem przed innymi. Warunkiem udanego spektaklu jest dobra współpraca całej ekipy teatralnej. Rozpoczyna się ona na próbach, oparta jest na wzajemnym szacunku, życzliwości, odpowiedzialności i zaufaniu, dzięki czemu osoby, które nic nie widzą, czują się bezpiecznie na scenie. Grupa w teatralnych zmaganiach akceptuje się wzajemnie, każdy gotów jest pomagać pozostałym uczestnikom spektaklu, wspierać się w gorszych momentach i stawać za sobą murem. Podczas zajęć uczestnicy lepiej się poznają, otwierają się, wchodzą w nowe relacje, nawiązują przyjaźnie. Absolwenci naszej placówki często wspominają czas spędzony w Kole Miłośników Teatru jako bardzo twórczy, jedyny, kiedy mieli tak szeroki dostęp do kultury. Wcześniej często byli niezauważani. Pobyt w naszym Ośrodku sprawił, że rozwinęli tu skrzydła, uwierzyli w siebie. W realizacji zadań teatralnych pomagają nam środki finansowe uzyskane w konkursach grantowych, w których co roku przedstawiamy swoje pomysły projektowe. Dzięki temu, a także wsparciu finansowemu Ośrodka, zorganizowaliśmy wycieczki do wielu ciekawych miejsc, podczas których zwiedzaliśmy zabytki, obiekty kultury, muzea, skanseny, poznawaliśmy historię Polski. W trakcie takich wypraw młodzież miała możliwość oglądania spektakli w najbardziej znanych teatrach w kraju. Były to musicale, komedie, farsy, przedstawienia dramatyczne, operowe i inne. Obserwujemy coraz większą dostępność kultury dla osób z dysfunkcją wzroku (audiodeskrypcja, makiety, opisy brajlowskie, tyflografiki). Dlaczego z tego nie skorzystać? Staramy się pokazać te możliwości młodym, zachęcić ich do wychodzenia z domu, odejścia od komputerów. Chcemy otworzyć ich na to, co piękne, co uwrażliwia i pozwala aktywnie, mądrze spędzić czas, bez ograniczeń. Nasze projekty teatralne to także warsztaty z profesjonalistami. Czasem są to jednorazowe spotkania związane z właśnie obejrzanym w teatrze przedstawieniem. Można wówczas wejść na scenę, dotknąć scenografii, rekwizytów, przymierzyć kostium sceniczny, zadać reżyserowi lub aktorom pytania związane z odegraną rolą. Są też warsztaty cykliczne, odbywające się najczęściej w naszym Ośrodku, prowadzone przez aktorów, pedagogów teatru i muzyków. W ich trakcie młodzież otwiera się na przestrzeń, pracuje nad prawidłowym oddechem, ćwiczy dykcję oraz uczy się wyrażania emocji, pracy nad ciałem. Oprócz bogacenia warsztatu teatralnego naszych aktorów – amatorów, zajęcia te dają im odprężenie i odreagowanie po zajęciach szkolnych. Tworzone przez nas przedstawienia cieszą się dużą popularnością. Gramy je przede wszystkim dla naszej ośrodkowej publiczności. To dla młodzieży bardzo ważne, aby pokazać swoim nauczycielom i kolegom, co potrafią. Jesteśmy także zapraszani z przygotowanymi spektaklami do szkół masowych, przedszkoli, świetlic środowiskowych. Grywaliśmy już dla osób przewlekle chorych i pracowników szpitali. Jeździliśmy z przedstawieniami do domów kultury i kościołów. Zawsze byliśmy tam ciepło przyjmowani, oklaskiwani i podziwiani. Dostarczamy naszym odbiorcom dużo emocji, często wywołujemy ich uśmiech i radość, ale także łzy wzruszenia, kiedy na scenie poruszamy trudne tematy. W okresie pandemii nie zarzuciliśmy działań teatralnych. Kiedy tylko stało się to możliwe, przygotowywaliśmy kolejne przedstawienia, nagrywając je i udostępniając na YouTube, Facebooku i Instagramie, dzięki czemu trafialiśmy z efektami naszej pracy do wielu odbiorców. Dwudziestoletni okres działania Koła Miłośników Teatru w Ośrodku to niezliczone ilości konkursów, przeglądów i festiwali. Były to przede wszystkim zmagania w Bydgoszczy, ale także poza nią. Oceniało nas jury, m.in. w Krakowie, Warszawie, a nawet w podlubelskim Kaleniu. Żadne tematy przewodnie festiwali nie były nam obce. Zdobyliśmy cenne nagrody za przedstawienia, a także indywidualne wyróżnienia dla wyjątkowych osobowości teatralnych z naszej grupy. W konkursach z powodzeniem występowaliśmy obok ekip młodzieży pełnosprawnej, niejednokrotnie pokonując je w eliminacjach. Nasze Koło Miłośników Teatru jest niczym koło rozpędzonej lokomotywy, która toczy się, przyspiesza i gna coraz prędzej. Czy można ją zatrzymać? Z pewnością nie, bo zmierza w bardzo dobrym kierunku, jest integralną częścią rehabilitacji społecznej i podąża ze swoimi pasażerami do celu, którym jest dobre, aktywne i pełnowartościowe dorosłe życie wychowanków Kujawsko-Pomorskiego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci i Młodzieży Słabowidzącej i Niewidomej im. L. Braille’a w Bydgoszczy. && Warto posłuchać Izabela Szcześniak Akcja książki Michaela Sowy pt. „Tam, gdzie nie pada” toczy się w drugiej połowie XIX wieku. W tym okresie Śląsk Opolski znajdował się w zaborze pruskim. Rodzina Poradów oraz inni mieszkańcy wsi Płużnica, położonej niedaleko Strzelec Opolskich, zmagali się z prześladowaniami zaborców z Prus. Choć pańszczyzna została zniesiona, chłopi śląscy musieli nadal uprawiać ziemię hrabiów pruskich, a ich często bardzo młode dzieci ciężko pracowały w hrabiowskich zamkach. Jest 1853 rok. Syn Piotra i Rozalii Poradów – Jan zostaje niesłusznie oskarżony o pobicie kolegi Ignacego Maciołka. W tym czasie córka, Marysia Poradówna pracuje w zamku u hrabiego Renarda w Strzelcach Opolskich. Praca podoba się młodej dziewczynie, która zakochała się w Robercie, młodym inżynierze przybyłym z Prus. Arnold Szpyra jest zarządcą majątku u hrabiego płużnickiego – Hermana Posadowskiego-Venera i prześladuje mieszkańców Płużnicy. W sposób szczególny zawziął się na rodzinę Poradów. W zamian za oddalenie skargi o pobicie przez Jana Poradę zmusił Piotra Poradę do oddania córki Marysi na służbę w majątku hrabiego z Płużnicy. Dziewczyna musiała odejść ze służby w strzeleckim zamku. Arnold Szpyra często wypożyczał Marię do siebie i źle ją traktował. Leopold Moczygęba jest Franciszkaninem i jako misjonarz wiele lat przebywał w okolicy San Antonio (stan Teksas – Stany Zjednoczone). Urzędnik Martin zaproponował zakonnikowi sprzedaż ziemi, która leżała odłogiem. Było jej bardzo dużo, więc o. Leopold pomyślał o swoich braciach ze Śląska. Pragnął, by się na tych terenach osiedlili i wiedli szczęśliwe życie w Ameryce. Postanowił wysłać do krewnych list. O liście, który otrzymali Moczygębowie, dowiedziała się cała Płużnica. Płużniczanie zapragnęli życia na wolności i w dobrobycie. Doszło do wykupu prawie wszystkich mieszkańców wioski przez agenta. 22 września 1854 roku płużniczanie wyruszyli w długą podróż do Ameryki. Po rejsie statkiem w trudnych warunkach dotarli do San Antonio. Jakże wielkie było zdziwienie o. Leopolda, kiedy na zakupione przez niego ziemie przybyło z Płużnicy prawie 200 osób! Czy płużniczanie zadomowili się w nowym miejscu i jakie były ich dalsze losy? Przeczytajcie sami! Polecam, Michael Sowa „Tam, gdzie nie pada”, czyta Tomasz Bielawiec. Książka dostępna w formacie Czytak i Daisy. && Galeria literacka z Homerem w tle && Krystyna Skiera Nieco o sobie Już od najmłodszych lat bawiłam się rymowaniem. Układałam krótkie wierszyki czy życzenia rymowane dla moich znajomych i krewnych. Niestety, nigdzie tego nie zapisywałam, bo uważałam, że to nie ma znaczenia. Ot, bawiłam się słowami, które innym sprawiały przyjemność. Dopiero będąc nastolatką, zaczęłam układać teksty do znanych melodii i zapisywać. Było tego mnóstwo. Jednak któregoś dnia po przeczytaniu wszystkich stwierdziłam, że są nic nie warte i je podarłam. Zostawiłam jeden, który ułożyłam do melodii piosenki „Kałakolczyk”, śpiewanej po rosyjsku przez Czesława Niemena. Odniosła ona sukces w konkursie piosenki radzieckiej, który był zorganizowany w bydgoskim ośrodku dla niewidomych. Wykonał tę piosenkę Józek Tarasewicz, zdobywając chyba pierwszą nagrodę. Wiersze towarzyszą mi przez całe życie, dziś pragnę podzielić się swoją twórczością z Czytelnikami „Sześciopunktu”. && Wiersze wybrane Krystyna Skiera && Samotność Czy ty wiesz, co to znaczy samotność? Czy ty wiesz, co to ból serca jest? Samotności nie raz próbowałam, z samotnością naprawdę jest źle. Przecież kiedyś mówiłeś, że kochasz, teraz samotną zostawiasz mnie, dzisiaj z inną przebywasz jak ze mną, innej mówisz to samo co mnie. Kiedy ciebie samotność ogarnie, przypomnij sobie mnie chociaż raz, wtedy może zrozumiesz naprawdę, jak trudno żyć, gdy człowiek jest sam. Ale wtedy już będzie za późno, moje serce zamieni się w głaz, będzie tobie jak mnie jest dziś trudno, poznasz, co to jest ból, co to żal. && A mnie się ciągle zdaje A mnie się ciągle zdaje, że w grudniu jest wiosna i w życia listopadzie wciąż jestem radosna. Skowronki mi śpiewają w najsurowszej zimie i leśne kwiaty kwitną kiedy jesteś przy mnie. I znowu mi się zdaje, że w lutym kwitną drzewa, a Brda bystro płynąc, szumem wody śpiewa. Idziemy spacerem jej uroczym brzegiem, podziwiając wioślarzy płynących z jej biegiem. I ciągle mi się zdaje, że pamiętam stolik w ulubionej przez młodzież kawiarni Magnolia, gdzie jadłam krem sułtański, popijając wino, szczęśliwy to czas był, niestety już minął. && Jesienny spacer Idziemy razem na spacer, trzymając się za ręce, dróżkami leśnego parku, gdzie cicho jest i pięknie. Ty opisujesz widoki dowcipnie i kolorowo, liśćmi szeleszczą kroki a słońce mamy nad głową. Zwiedzamy Ogród fauny, czytamy o zwierząt zwyczajach, czas płynie, jak rwąca rzeka, zatrzymać się nie pozwala. Zmęczeni, lecz pełni wrażeń wracamy wieczorem do miasta, gdzie nie ma dywanu z liści a pod stopami jest asfalt. && Miłość Miłość jest dobrem i pięknem, rajem i piekłem rozpaczy, uśmiechem losu i jękiem, wzlotem ku niebu i płaczem. Miłość to bukiet różany, pachnący upojnie i cudnie a bywa przyczyną goryczy i chęcią rzucenia się w studnię. Miłość nam daje nadzieję, że świat jest przyjazny i jasny, że słońce wciąż do nas się śmieje i patrzeć pozwala nam w gwiazdy. Miłość to powiew wietrzyka, co igra z naszymi włosami. a także niebiańska muzyka, za którą tęsknimy latami. && Tęsknota Przychodzi do mnie tęsknota ubrana w szarą sukienkę, wrzuca do głowy złe myśli a wydobywa te piękne. Przychodzi do mnie tęsknota i w serce mi smutek wlewa, zabiera mi radość i uśmiech i myśli smutkiem zalewa. Przychodzi do mnie tęsknota, jak nieproszony gość, zabiera do życia ochotę, dorzuca po garści trosk. A czasem przychodzi nadzieja, ubrana w zieloną sukienkę, wyjmuje z głowy złe myśli a wkłada tylko te piękne. && Smutek Smutek jak złodziej wkradł się do serca, smutek pozbawił mnie marzeń, smutek snów moich największy morderca, on ściera uśmiech i radość z mej twarzy. && Radość Radość, to promyk słońca na twarzy, to świergot ptaków i wietrzyk wiosenny, to niespodziany telefon od ciebie, to chryzantemy i owoc jesienny. Radość, to uśmiech obcego człowieka, to dobre słowo i ciekawa książka, to twoja ręka szukająca mojej, to słowik, który wieczorami kląska. && Prośba Chodź mój miły na spacer do parku, we wrześniu, gdy kończy się lato, przysłuchamy się ptasim pogwarkom, przyjrzymy się drzewom i kwiatom. Ty mi wszystko tak barwnie opiszesz, głosem będziesz obrazy wyplatał, twoje słowa – pianina klawisze, a ja poczuję się znów wewnątrz świata. && Zaproszenie Chodźmy do leśnej gęstwiny, gdy pachną wrzosy, tam mi gałązkę jarzębiny wpleciesz we włosy. Dasz do rąk kilka żołędzi, bukiecik kwiatów, a najlepszym koncertem będzie śpiew leśnych ptaków. && Nasze sprawy && Inteligencja, broń obosieczna Jolanta Kutyło W dzieciństwie uwielbiałam badania psychologiczne. Odpowiadanie na pytania i rozwiązywanie testów, budowanie figur płaskich z drewnianych płytek sprawiało mi ogromną radość i satysfakcję. W moim rodzinnym domu pełno było łamigłówek w kształcie domków i zwierzątek składanych z wielu części. Zawsze uważano mnie za inteligentne dziecko, niestety wiązało się to z mnóstwem pytań, które często pozostawały bez odpowiedzi. Pamiętam z dzieciństwa momenty, w których czułam się wykorzystywana np. do rodzinnych występów i nie tylko, co stało się przyczyną międzypokoleniowych konfliktów. Od zawsze byłam ością w gardle wyjątkowo toksycznej, lecz ujmująco słodkiej dla obcych ciotki z Pyrzyc, tresującej dzieciaki w rodzinie według własnych zasad. Głosicielki takich bzdur, jak nocniczek pod łóżeczkiem słoneczka, łzy Bozi nad złem tego świata, czyli deszcz. Ciotka ta nie znosiła „kalek”, zwłaszcza niewidomych, dlatego o niej piszę. Gdy w Pyrzycach zobaczyła niewidome małżeństwo, nie ukrywała zgorszenia, że komuś „takiemu” pozwolono założyć rodzinę. Okrutnie uważała, że niepełnosprawnego intelektualnie, ale widzącego łatwiej prowadzić na smyczy uległości i szantażu pod płaszczykiem wiary i „troski” w charakterze bezwolnego parobka niż inteligentnego niewidomego z własnym zdaniem i samodzielnym myśleniem. Nie ma jednej definicji inteligencji, w skrócie to zdolność pojmowania, postrzegania, analizy i… zdolność rozumienia, uczenia się, zapamiętywania oraz wykorzystywania tych cech w różnych sytuacjach. Dzięki niej jesteśmy wnikliwi i czujni. Daje możliwość kształcenia, zarządzania, wdrażania w życie własnych pomysłów. Trzeba jej sprzyjać, by przedwcześnie nie stracić zdolności poznawczych, dlatego nie warto niszczyć umysłu złymi nawykami. Inteligencją jest nasze ciało. Wszystko połączone w całość, zaprogramowane tak, byśmy jak najlepiej i najdłużej funkcjonowali w zmiennych warunkach. Dzięki inteligencji stworzono naukę, wynaleziono pismo, sztuki artystyczne, sposoby budowania i ekonomii. Inteligencja stworzyła religie, rozwijała umysły odkrywców nowych lądów, wynalazców przedmiotów codziennego użytku od drobiazgów po precyzyjne roboty, twórców prawa, medycyny, przywódców. Zmieniła świat i egzystencję narodów, dzięki czytelnictwu poprawiła się nasza świadomość, dlatego także my jesteśmy twórcami tego czasopisma. Konieczna do ciętych ripost, wyciągania wniosków. Jednak inteligencja to broń obosieczna. Pozwala kreować siebie, pobudza wyobraźnię, daje możliwość przetrwania w skrajnie złych warunkach, ale wykorzystana przez wrogów ma niszczycielską moc. Użyta w złym celu prowadzi do wojen, niszczenia środowiska dla zysku, katastrof na niewyobrażalną skalę, niezdrowej rywalizacji, kasowania przeciwników. Dyktatorzy, dzięki inteligencji licznej świty, trzymali pod batem całe narody, ale niszcząc mądrych doradców, sami w końcu upadali. Seryjnych morderców także wyróżnia bystry umysł, cierpliwość, wytrenowana pamięć, umiejętność zacierania śladów, łatwość manipulacji, ogromna wiedza, jakiej potrzebują do realizacji zamierzeń, chłód emocjonalny skrywany pod udawaną przyjaźnią. Psychopaci do sterowania ofiarami korzystają z wysokiej inteligencji i potrafią na zawsze przeprogramować ich myślenie. Podobną zdolność posiadają przywódcy sekt religijnych, w wyniku ich działalności wydarzały się tragedie podporządkowanych „wiernych”, o czym informowały światowe media. Inteligencja może mieć jasne i ciemne strony, pomaga budować wielkie rzeczy ale i okrutnie niszczyć, stwarza szanse ale także niesie zagrożenia. && To trzeba zobaczyć – tajemnica ciemności w Katowicach Damian Szczepanik Na Śląsku w 2018 r. powstało podobne miejsce do tego w Warszawie, które jest znane pod nazwą Niewidzialna Wystawa. Jeśli macie do Katowic bliżej, to wpadajcie koniecznie do Ważnego Miejsca. Co to takiego? Ważne Miejsce to społeczna kawiarnia, w której można napić się kawy, zjeść ciastko, kanapkę czy obiad. Na piętrze znajduje się specjalna ścieżka edukacyjna o powierzchni około 400 m kwadratowych, nazwana Tajemnicą Ciemności. Przygotowana trasa przebiega w całkowitych ciemnościach, co otwiera jej uczestników na zupełnie nowe emocje i doświadczenia. Wybraliśmy się tam z narzeczoną na randkę i był to strzał w dziesiątkę. Przez godzinę Beata mogła doświadczyć świata osób niewidomych i dowiedzieć się, jak ważne mogą stać się inne zmysły. Na początku tylko chwilowo czuła się niepewnie, ale szybko się rozluźniła, kiedy dowiadywała się jak chodzić, odkrywać coś nowego i funkcjonować. Zacznę jednak od początku, aby uporządkować fakty. O Ważnym Miejscu powiedziała mi znajoma instruktorka orientacji przestrzennej, która przyprowadza tam osoby z resztkami widzenia, tracące wzrok, aby im uświadomić, że bez wzroku nie jest tak strasznie. Beata jest osobą widzącą i byłem ciekaw jej reakcji. Zaraz po przyjeździe udaliśmy się do szatni, a w szafkach mogliśmy zostawić telefony, okulary i zegarki. Trzeba się telefonicznie umówić na konkretną godzinę, bo zainteresowanie jest spore. Po opuszczeniu szatni czekał już na nas niewidomy edukator Michał, który sam przyznał, że do tej pracy najlepiej się nadaje osoba niewidząca, bo wie o czym mówi. Mieli kiedyś słabowidzącego edukatora, który tylko odklepywał formułkę i to dawało się odczuć. Ruszyliśmy więc z Michałem w ciemność, aby zwiedzać wiele ciekawych miejsc i odkrywać tajemnice, których doświadczymy wszystkimi zmysłami oprócz wzroku. Nie opowiem, czego nie zobaczycie, aby nie psuć Wam niespodzianki. Mogę jednak obiecać, że warto się tam wybrać i jest to naprawdę ważne miejsce. Wycieczka trwała ponad godzinę i to wystarczyło, aby dowiedzieć się, jak ważne są inne zmysły. Edukator Michał korygował nas, jeśli błądziliśmy, opowiadał o swoim życiu i uświadamiał, jak należy pomagać osobom niewidomym. Już w domu omówiliśmy sobie z Beatą tajemnice, które poznaliśmy i wymieniliśmy się swoimi wrażeniami, chociaż dla mnie mrok to moje naturalne środowisko. Beata: Mogłam poznać ten świat namacalnie, od strony praktycznej, żeby Damiana bardziej zrozumieć. Spacer edukacyjny dużo mnie nauczył i poznałam tam rzeczy, o których wcześniej nie wiedziałam. Wiem, że niektórzy ludzie czują w ciemności presję, ale uważam, że presję może czuć lekarz, który ratuje życie. Mi towarzyszyły inne emocje podczas spaceru i byłam pod dużym wrażeniem, kiedy uczyłam się poruszać po ciemku i rozpoznawałam, z czym mam do czynienia. Ta ciekawość była jak magia. Chociaż magicy to tylko zręczni oszuści, a magia to nauka. Nauka, jak oszukać najuważniejszego widza. Michał coraz częściej oprowadza pary, gdzie jedna osoba jest niewidząca. Ja to miejsce wszystkim gorąco polecam. Damian: Chcemy jeszcze w przyszłości skorzystać z szerokiej oferty Ważnego Miejsca. Ciekawa może być romantyczna kolacja we dwoje w ciemności lub masaż albo koncert. Bilet normalny do tajemnicy ciemności kosztuje 32 zł, a ulgowy przysługuje osobom uczącym się i seniorom. Dla zainteresowanych podaję adres strony internetowej: https://waznemiejsce.pl. To miejsce powstało, aby obalać stereotypy, anegdoty, legendy i mity o niewidomych. Bardzo się ucieszyłem, że miałem możliwość tam być, bo to jest potrzebne, aby ludzi uświadamiać, że osoby niewidome są normalne, a człowiek z natury rzeczy jest dobrą istotą. && Dzień wnuków Teresa Dederko Dzieci mam już dorosłe, więc Dzień Dziecka obchodzimy tylko symbolicznie. Pamiętam, jak kiedyś, chcąc uczcić to święto, poszliśmy z małymi dziećmi do nowo otwartej restauracji McDonald’s, co było wówczas wielkim wydarzeniem. Obecnie młodzież nie zrozumie co to za atrakcja, gdy fast foody można zamówić nawet z dostawą do domu. Teraz to córki zapraszają mnie z okazji Dnia Matki na kolację do dobrej restauracji. Kilka lat temu rozpoczął się jednak nowy etap w moim życiu wraz z przyjściem na świat pierwszego wnuka. Obecnie wnucząt mam czworo, trzech żywiołowych, energicznych chłopaków w wieku przedszkolnym oraz najmłodszą, Marię Teresę zwaną Maryśką. Nie jestem pełnoetatową babcią, ale raczej rezerwowym pogotowiem, ratującym w sytuacjach awaryjnych. Niedawno córka zadzwoniła z wiadomością, że musi iść na zebranie do przedszkola, a opiekunka dzieci zachorowała. Obiecała, że Maryśkę zabierze ze sobą na zebranie, więc muszę się zająć tylko (albo aż) trzema chłopcami. Ledwo drzwi zamknęły się za mamą, najstarszy, prawie 6-letni Władek, jak zwykle zapytał: „Co będziemy robić babciu?”. Najczęściej z dwoma starszymi chłopcami gramy w karty, w wojnę lub makao. Kilka miesięcy temu, gdy zainteresowali się grami karcianymi, przyniosłam do ich domu moje oznaczone brajlem karty i bardzo lubimy w nie grać, ale ktoś musi się wtedy zajmować najmłodszym Józkiem, który nie rozumie jeszcze żadnych zasad ani reguł. Tym razem karty odpadały, więc szybko zaproponowałam zabawę w „Starego niedźwiedzia”, bo to jeszcze bawi wszystkich, a ja mogę kontrolować sytuację. Gdy przyszła moja kolej na niedźwiedziowanie, zgodziłam się pod warunkiem, że będę stała w kółku, bo w kucki jest mi niewygodnie. Za to najgłośniej chrapałam. Po kilku rundach wszyscy mieliśmy dosyć i dzieci chórem zaproponowały, żebym teraz była ciuciubabką, ponieważ jestem w tym najlepsza, nawet oczu nie trzeba mi zasłaniać. Było dużo pisku i krzyku, więc nie miałam trudności z łapaniem, tylko duży pies Luna ciągle wchodził mi pod ręce, a ja nie wiedziałam, czy też chce się bawić, czy odgradza mnie od chłopców. Gdy zmęczona usiadłam na kanapie, przybiegł mały Józek, wołając: „ciuciu, ciuciu”. Przejęłam się, bo dziecko niedawno odpieluchowane, więc trzeba natychmiast reagować, gdy zgłasza potrzebę. Pytam dla upewnienia się: „siusiu chcesz?”. „Nie, ciuciu” – powtarza mały. „Aha, zaraz dam ci cukierka, gdzieś tu na blacie leżą żelki”. Józek znowu powtarza: „babciu, ciuciu”. Ostatecznie proszę najstarszego Władka, żeby powiedział o co Józkowi chodzi. „Babciu, on chce pociąg”. No jasne, oczywiście, każdy by się domyślił, że chodzi o ciuchcię. Chłopcy chwytają mnie za ręce i całym pochodem idziemy do ich pokoju, gdzie wysoko na regale stoi pudełko z torami i wagonikami. Moja rola ogranicza się do zdjęcia zabawki i zataszczenia jej do salonu. Cieszę się, bo wszyscy są teraz uziemieni. Władek z Józkiem układają tory, cały czas ich słyszę, a Staś, który ma ogromną wyobraźnię, warczy, ponieważ zmienił się w helikopter. Po kilku minutach Władek pokazuje mi swoje dzieło inżynierskie, tunele i górki, po których będzie jechał pociąg. Niestety, lokomotywa nie ma baterii, więc sami musimy ciągnąć wagoniki. Czas mija i wreszcie słychać dzwonek przy drzwiach. Chłopcy pędzą do przedpokoju, ale jeszcze ćwiczenie; proszę, żeby zapytali kto tam. Córka specjalnie odzywa się nieswoim głosem. Tłumaczę dzieciom, że zawsze trzeba się upewnić komu się otwiera. Tak właśnie kończy się mój dyżur babci. Moje wnuki nie całkiem rozumieją to, że ja nie widzę. Z własnymi dziećmi było jakoś łatwiej, tak w naturalny sposób to przyjmowały. Z wnukami jednak widujemy się rzadziej i trochę się testujemy. Oni nie bardzo wiedzą, jakie są moje możliwości, a ja, pilnując ich, odczuwam pewien stres, starając się zapewnić im bezpieczeństwo oraz wymyślać jakieś zabawy, żeby się ze mną nie nudzili. Z moimi dziećmi wcześniej wychodziłam na plac zabaw i jeździłam po mieście, ale z wnukami bym się bała. Po każdym jednak spotkaniu z nimi wychodzę rozbawiona, w dobrym nastroju, przypominam sobie różne śmieszne powiedzonka, a poza tym mam niezłą gimnastykę, co też jest korzystne, bo na co dzień mało się ruszam… Dobrze, że sama umiem trafiać do ich domu oraz do autobusu, bo gdy mam już dosyć hałasu, mówię, że muszę iść. Kontakt z wnukami ma też ten plus, że nie ponoszę za nich odpowiedzialności non stop, zawsze mogę wrócić do siebie. Czasami rozmawiamy tylko telefonicznie. Najczęściej dzwoni do mnie najmłodszy Józek, który wcześnie nauczył się obsługi telefonu. Gdy tylko odbieram, słyszę: „babciu, Janie, Janie” i już wiem, że koniecznie, ale to natychmiast musimy wspólnie śpiewać „panie Janie rano wstań”. Zdarza się to nam w różnych sytuacjach, np. na przystanku. Obawiam się, że ktoś skomentuje: niewidoma i na dodatek… Ale czego nie robi się dla wnuków? && Moja przygoda z tandemem Katarzyna Podchul Osoby niewidome i słabowidzące, podobnie jak widzące, lubią jeździć na rowerze. Całkowity lub częściowy brak wzroku nie pozwala im jednak na samodzielną jazdę, wtedy dobrym rozwiązaniem jest podwójny rower – tandem. Wielką frajdą dla osoby z dysfunkcją wzroku jest rekreacyjna przejażdżka z przewodnikiem, najczęściej jednym z rodziców lub rodzeństwa. W Polsce organizowane są nawet zawody sportowe dla wyczynowych tandemistów. Tandem to podwójny rower, na którym poruszają się dwie osoby: widzący i niewidomy. Pojazd jest długi. Składa się z: • dwóch kierownic, • dwóch siodełek, • dwóch par pedałów, • ramy, • przerzutek, • hamulca. Jazda na nim polega na ścisłej współpracy pomiędzy jadącymi na rowerze. Zadaniem pełnosprawnego jest kierowanie podwójnym rowerem. Niewidomy zaś pomaga mu, pedałując szybciej lub wolniej, zgodnie z warunkami panującymi na trasie przejazdu. Na rynku dostępne są różne rodzaje podwójnych rowerów. Jedne są przeznaczone do jazdy po mieście, a inne używane podczas wyścigów czy rajdów. Ceny tandemów wahają się od trzech do dziesięciu tys. zł. Warto pamiętać, że na zakup dobrego roweru można starać się o dofinansowanie z PCPR. Moja przygoda z tandemem zaczęła się w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Niewidomych w Laskach. Wtedy pierwszy raz jechałam na podwójnym rowerze. Była to przejażdżka po Puszczy Kampinoskiej. Brały w niej udział dwie pary: koleżanka i wychowawczyni z internatu oraz ja z mężem nauczycielki, który był wolontariuszem. Jak już wspomniałam, nigdy przedtem nie jeździłam na rowerze. Jazda była dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Trochę się bałam, ale trafiłam na wyrozumiałego przewodnika, który spokojnie tłumaczył mi, jak zachować się przy wejściu na tandem i zejściu z roweru oraz podczas pedałowania. Wycieczka się udała. W przerwie zrobiliśmy sobie piknik na leśnej polanie. Miłe wspomnienia związane z opisaną przejażdżką utkwiły mi w pamięci aż do dzisiejszego dnia. Kolejne doświadczenia związane z podwójnym pojazdem to jazda podczas lekcji wychowania fizycznego. Gdy przychodziła wiosna, lato lub ciepła jesień, mieliśmy lekcje WF-u na dworze. Czasami, gdy w grupie rówieśniczej zdarzały się osoby słabowidzące, szliśmy na rowery. Jeździliśmy po terenie Ośrodka. Kolejne tandemowe przygody to rajd do muzeum w Palmirach. Tam podczas II wojny światowej zginęło wiele światłych osób świeckich i duchownych. Etap liczył 30 km w jedną stronę. Razem 60 km. Droga była wyczerpująca. Prowadziła przez piaski i wertepy. Każdy z uczestników miał swojego przewodnika. Moim była bardzo sympatyczna wolontariuszka – studentka AWF. Dziewczyna była pomocna. Po drodze śpiewałyśmy różne piosenki. Gdy zatrzymaliśmy się w muzeum, opisała mi wszystkie eksponaty i dodatkowo mówiła, co jest opisane w gablotach. Droga powrotna do Ośrodka okazała się dla mnie wyczerpująca. Wsparcie i wyrozumiałość przewodniczki pomogły mi ukończyć rajd. Były to niezapomniane przeżycia, które zapamiętałam jako najprzyjemniejsze rozrywki w szkole średniej. Po powrocie do mojego rodzinnego miasta chciałam kontynuować rowerowe wycieczki. W tym celu kupiliśmy tandem. Niestety, okazał się rowerem miejskim ze względu na małe koła. Jeździliśmy na nim z tatą po mieście i okolicach Starogardu Gdańskiego. Jazda przynosiła wiele korzyści, nie była uciążliwa dla kręgosłupa i odczuwałam ogromną radość z przejechania się rowerem. W ubiegłym roku pojechaliśmy z rodzicami do Sarbinowa w województwie zachodniopomorskim na turnus rehabilitacyjny. Wzięliśmy nasz tandem ze sobą. Codziennie poruszaliśmy się po okolicznych wioskach położonych blisko ośrodka wczasowego. Jednego razu pojechaliśmy do niedaleko położonej mieściny Chłopy. Przejażdżki po nowych miejscach dostarczyły mi wiele radości. Raz podczas przejażdżki zaliczyliśmy wywrotkę. Na szczęście nic poważnego się nie stało, a wspomnienia pozostaną w pamięci na zawsze. Nasz rower wymaga gruntownego remontu, ale mam nadzieję, że i w tym roku również pojedziemy z tatą na przejażdżkę tandemem. Wszystkich, jeżeli tylko mają taką możliwość, szczerze zachęcam do korzystania z tej wyjątkowej rozrywki. && Tak, ale… Rehabilitacja kontra rozum i wiedza Stary Kocur Człowieki nie mają tak silnych pazurów jak lwy, nie są tak silni jak konie, nie umieją biegać tak szybko jak psy, nie mogą latać jak ptaki ani pływać jak ryby, no i nie są tak mili jak koty, ale mają wielkie mózgi. Z powodu tych mózgów uważają się za panów świata. No i gotów byłbym przyznać im rację, gdyby tego mózgu używali częściej, ale gdzie tam. Myślenie sprawia im niebywałe trudności. Los sprawił, że zajmuję się niewidomymi, dlatego będę pisał o człowiekach w związku z niewidomymi. Tym razem jednak nie o wadach człowieków niewidomych, ale o trudnościach myślenia człowieków widzących. O tym, że zwykłe człowieki, zwłaszcza po spożyciu i małolaty potrafią wygadywać banialuki na temat niewidomych i zadawać im wielce głupie pytania, sami wiecie doskonale. Dlatego użyję tu kilku przykładów człowieków, którzy z racji wykształcenia i zajmowanych stanowisk powinny coś niecoś wiedzieć i głupot nie pociskać. Przed laty do liceum wieczorowego, w którym uczył się niewidomy, przyszła wizytatorka z kuratorium. Szła korytarzem z panią dyrektor. Spotkały niewidomego. Pani dyrektor chciała pochwalić się, jakiego ma ucznia. Przedstawiła go pani wizytator, która poprosiła: – Pani Dyrektor, proszę go zapytać, jak on czyta. Niewidomy nie czekał na powtórzenie pytania i odpowiedział, że brajlem, że brajl to takie pismo dla niewidomych. Na co pani wizytator: – Pani Dyrektor, proszę go zapytać, czy brajlem można też pisać. Niewidomy i na to pytanie natychmiast odpowiedział. Pani wizytator nie zauważyła, że niewidomy rozumie pytania i odpowiada na nie bez tłumacza. Zadała jeszcze kilka równie inteligentnych pytań, zwracając się do pani dyrektor, żeby zapytała niewidomego ucznia, dorosłego, pracującego. Jak myślicie, czy pani wizytator używała tego doskonałego narzędzia, jakim jest mózg? Do domu osoby niewidomej, która zamieszkuje z rodziną, przyszła rachmistrz spisowa. Niewidomy ma rentę i pracuje. Posiada wyższe wykształcenie. Pani rachmistrz wszystko to skrupulatnie odnotowała. Była to pierwsza rodzina, którą spisywała. Miała więc trochę trudności, bo na okoliczność spisywania akurat niewidomego nie była przeszkolona. Ale od czego jest instrukcja? I wszystko poszło dobrze. Pani rachmistrz nie śpieszyła się. Można było trochę porozmawiać. Z zawodu jest pielęgniarką i niewiele zarabia, a pieniądze zarobione przy spisie bardzo jej się przydadzą. Ma dwoje dorosłych dzieci. Córka uczy się w szkole pomaturalnej. Syn nie uczy się i nie pracuje. Niewidomy zapytał, dlaczego syn nie pracuje? Bo nie ma dla niego pracy. To może powinien się uczyć? W ten sposób, może w przyszłości by coś z tego było. Ale on nie może się uczyć. Jest jednooczny. I pomyśleć, że przed chwilą spisywała niewidomego po wyższych studiach, a tu syn jednooczny nie może się uczyć. Jak myślicie, czy pani ta używała mózgu? Mój protoplasta uczestniczył kiedyś w naradzie w biurze Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, której przedmiotem była dostępność placówek służby zdrowia dla osób niepełnosprawnych. Wysoki urzędnik w tym biurze, pani L. P., powiedziała: Jak mnie boli ząb, to niczym nie różnię się od osoby niepełnosprawnej, którą boli ząb, jeżeli jestem chora i mam wysoką temperaturę, to tak samo czuję się, jak chora osoba niepełnosprawna. Dodam, że pani ta w środowisku osób niepełnosprawnych pracowała kilkadziesiąt lat. Mój protoplasta zaprotestował przeciwko takiemu rozumieniu problemu i wywołał uśmieszki politowania. Takie to było oczywiste, że ból zęba, temperatura i choroby są jednakowe u wszystkich ludzi. Problem dotarcia do lekarza, pilnowania kolejki, poszukania tańszej apteki, dawkowania leków itp. dla tych „specjalistów” nie istniał. I pomyśleć, że ci ludzie decydowali o sprawach dotyczących osób niepełnosprawnych, ale chyba nie przy pomocy mózgu i myślenia. W ośrodku w Konstancinie odbywała się kilkudniowa narada specjalistów pracujących na rzecz osób niepełnosprawnych. Ośrodek ten jest całkowicie dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych – budynki parterowe, nie ma schodów, drzwi szerokie itp. Narada była zorganizowana w czerwcu. Uczestnicy na wszystkie przerwy wychodzili drzwiami balkonowymi bezpośrednio na trawnik. W drzwiach był kilkucentymetrowy próg. Jeden z uczestników, dyrektor wojewódzkiego ośrodka rehabilitacji i zatrudnienia osób niepełnosprawnych zwrócił się do mojego protoplasty mówiąc: No proszę, jaka głupota. Osoba na wózku wyjedzie przez ten próg, ale jak tu mają chodzić niewidomi?. Wiecie, że mój protoplasta jest niewidomy. A więc czy ów dyrektor WOZiRON-u potrafi myśleć? PAP i Rynek Zdrowia w 2014 opublikowały relację z narady lekarzy okulistów dotyczącą operacji zaćmy. Ale nie o zaćmę mi chodzi. Ważne są wypowiedzi niektórych okulistów, chociaż zupełnie niepoważne. No to poczytajmy: Jak wyjaśnił dr Andrzej Dmitriew z Katedry i Kliniki Okulistyki Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, taka ostrość wzroku oznacza, że pacjent ma zachowane jedynie 40 proc. prawidłowego widzenia. Ależ to nie jest mało. Ależ to nawet nie lekki stopień niepełnosprawności. Prof. Iwona Grabska-Liberek, kierownik kliniki okulistyki Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie, prezes elekt Polskiego Towarzystwa Okulistycznego dodała, że taka ostrość widzenia wyklucza kompletnie u pacjentów możliwość pracy zawodowej. Ależ to ci specjaliści! Przecie okulista powinien chociaż trochę wiedzieć o możliwościach i ograniczeniach osób niewidomych. A tu wiedzą tylko o ograniczeniach i to z wielką przesadą, a o możliwościach nic z goła. Człowiekom, jak widzą osobę niepełnosprawną, zwłaszcza niewidomą, mózg się wyłącza. Widzą, co wiedzą i nie widzą tego, co widzą. Kiedyś dziennikarka zwiedzała Zakład Rehabilitacji Niewidomych w Chorzowie i miała o nim napisać artykuł. Obejrzała naukę w pracowni szczotkarskiej i wyplatania wycieraczek, pracownię drobnych elementów mechanicznych i elektrycznych, dwie pracownie obróbki mechanicznej metali, a w nich niewidomych przy tokarkach rewolwerowych i uniwersalnych, przy gwinciarkach, przy prasach mimośrodowych i balansowych, tudzież przy inszych maszynach. No i napisała, co wiedziała, a nie to, co widziała. Czytelnicy dowiedzieli się, że niewidomi w Chorzowie uczą się robić szczotki i wyplatać kosze. Skąd ona wzięła te kosze, to chyba ona sama nie wie, ale ja wiem. W świadomości społecznej tkwią stereotypy niewidomych żebraków, grajków, szczotkarzy i wyplatających koszyki. No i z tej świadomości wypłynęły informacje, że w Chorzowie niewidomych uczą wyplatać kosze. A że nie widziała takich prac, a co to kogo obchodzi. Napisała, co wiedziała i tyle. Cieszyć się trzeba, że w tym zakładzie żebraków nie wypatrzyła. No tak, ale to byli ludkowie, którzy powinni coś wiedzieć o niewidomych. A ileż to głupstw plotą ludzie, którzy nic nie wiedzą, a raczej wydaje się im, że wiedzą, ale ich wiedza jest wypaczona, fałszywa, zatruta stereotypami. Może są to Wasi znajomi, może krewni, może przygodnie spotykani. Piszę do „Sześciopunktu”, a więc miesięcznika dla niewidomych, więc muszę to jakoś podsumować. Jestem stary i mądry, więc Wam powiem, że nie powinniście dziwić się głupocie widzących człowieków. Niektórzy z Was tak samo postępują w stosunku do innych osób niepełnosprawnych, a nawet niekoniecznie niepełnosprawnych. Niektórzy niewidomi i słabowidzący to nawet znęcać się nad słabszymi potrafią. Znam takie sytuacje. Pomyślcie jeno, ilu z Was uważa, że rudzi są chytrzy, fałszywi, krętacze. A to nic innego, jak jeno stereotyp. A czy nigdy nie mówicie: Garbatego by zgniewało. To niby Waszym zdaniem garbaci są tacy cierpliwi, że trudno ich zgniewać. A czy czasami nie uważacie, że głuchoniemi są nerwowi i złośliwi? To też stereotyp. Na koniec mogę więc powiedzieć: Przyganiał kocioł garnkowi…. && Ogłoszenia && PROJEKT pn. „Psychologiczne aspekty pandemii oraz skuteczne metody przeciwdziałania negatywnym skutkom wywołanym przez COVID 19 – poradnik dla osób niewidomych i słabowidzących” W ramach Konkursu PFRON 1/2021 pn. „Sięgamy po sukces”, Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a” zrealizuje projekt pn. „Psychologiczne aspekty pandemii oraz skuteczne metody przeciwdziałania negatywnym skutkom wywołanym przez COVID 19 – poradnik dla osób niewidomych i słabowidzących”. Celem projektu jest opracowanie i wydanie publikacji dotyczącej psychologicznych aspektów pandemii, wskazanie strategii skutecznego radzenia sobie z negatywnymi skutkami wywołanymi przez COVID-19, zlikwidowanie bariery w dostępie do informacji oraz wzrost dostępu do wiedzy z dziedziny psychologii wśród osób niewidomych i słabowidzących w czasie zagrożenia epidemicznego w kraju. Publikacja zostanie wydana w formatach dostępnych dla tej grupy niepełnosprawnych: pismo Braille’a, druk powiększony, wersja HTML (wydawnictwo internetowe) oraz bezpłatnie przekazana do 1700 odbiorców (1300 osób z dysfunkcją narządu wzroku i 400 organizacji i instytucji działających na rzecz osób niepełnosprawnych) z terenu Polski (wszystkie województwa). Projekt dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych && Praca dla nauczyciela informatyki Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych im. Róży Czackiej w Laskach koło Warszawy poszukuje nauczyciela informatyki. Wymagania: • wykształcenie wyższe techniczne w kierunku informatycznym z programowaniem + pedagogiczne lub tyflopedagogiczne (z możliwością uzupełnienia w trakcie pracy), • wysoka kultura osobista, • cierpliwość, • umiejętność motywowania do nauki. Wymiar czasu pracy: • minimum 10-12 godzin, max. 17 w tygodniu. Osoby zainteresowane proszone są o kontakt z Dyrekcją Ośrodka pod numerem tel.: 604 620 169. Dyrektor Szkół Ponadpodstawowych Piotr Dziuba && Zeszyty dla osób słabowidzących Oferujemy Państwu zeszyty stworzone z myślą o osobach słabowidzących. Zeszyty zostały tak przygotowane, aby użytkownicy pomimo osłabionego wzroku mogli komfortowo pisać. Zeszyty mają odpowiednio pogrubione linie i kratki, zachowany właściwy kontrast, a linie czy kratka nie przebijają na drugą stronę. W ofercie dostępne są zeszyty: • 32 kartkowe w kratkę, cena: 3,50 zł, • 32 kartkowe w 3 linie (dla klas 1-3), cena: 3,50 zł, • 32 kartkowe w jedną linię, cena: 3,50 zł, • 32 kartkowe do nut, w tym 3 warianty do wyboru: o 6 pięciolinii na stronie, 3 mm odstępu między liniami i 1,25 pkt grubość linii, o 5 pięciolinii na stronie, 4 mm odstępu między liniami i 1,50 pkt grubość linii, o 4 pięciolinie na stronie, 5 mm odstępu między liniami i 1,75 pkt grubość linii. • 64 kartkowe w kratkę, cena: 5,90 zł, • 64 kartkowe w jedną linię, cena: 5,90 zł. Zapraszamy do kontaktu: P.H.U. Impuls Ryszard Dziewa ul. Powstania Styczniowego 95D/2, 20-706 Lublin tel. 81 533 25 10, 693 289 020 e-mail: impuls@phuimpuls.pl, sklep@phuimpuls.pl strona internetowa: www.phuimpuls.pl && Aktywnie szukaj pracy z Centrum Integracja! Centrum Integracja w Warszawie zaprasza do projektu „Niepełnosprawni – sprawni w pracy”! Szukając pracy, zgłoś się do warszawskiego Centrum Integracja, jeżeli spełniasz następujące warunki: • posiadasz aktualne orzeczenie o niepełnosprawności, • nie pracujesz, • mieszkasz w Warszawie lub na terenie województwa mazowieckiego, • masz skończone 18 lat i nie przekroczyłeś wieku trwania aktywności zawodowej. W ramach projektu zapewniamy wsparcie w zakresie, m.in.: • doradztwo zawodowe, • pośrednictwo pracy, • spotkania z pracodawcą, • spotkania z zakresu aktywnego poszukiwania pracy, • konsultacje specjalistyczne (m.in. z prawnikiem), • poradnictwo psychologiczne. Nasi specjaliści służą pomocą w aktywizacji zawodowej na otwartym rynku pracy oraz wsparciu w utrzymaniu zatrudnienia. Zapraszamy do kontaktu: tel. 570 066 906, 505 603 008, e-mail: dorota.pogan@integracja.org. Projekt współfinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych Źródło: https://www.integracja.org/ && Kurs na samodzielność 2022 - rekrutacja Fundacja Vis Maior zaprasza do udziału w ogólnopolskim projekcie „Kurs na samodzielność 2022”. Projekt ma na celu podnoszenie samodzielności osób niewidomych w różnych obszarach funkcjonowania. Czekamy na osoby dorosłe z całej Polski. W ramach projektu przewidujemy trzy rodzaje szkoleń: 1. Szkolenie z zakresu rehabilitacji podstawowej („lszkoła letnia”) w terminie 31 lipca - 27 sierpnia 2022 w Warszawie. 2. Szkolenia tematyczne - zjazd jesienny oraz zimowy. 3. Indywidualne szkolenie doskonalące w miejscu zamieszkania. Przyjmujemy zgłoszenia na wszystkie trzy rodzaje zajęć, z tym, że dana osoba spośród trzech kursów: letniego, jesiennego i zimowego może wybrać tylko jeden. Szkoła letnia Podczas zajęć w szkole letniej oferujemy naukę w następujących obszarach: a) samodzielne poruszanie się z białą laską – indywidualne zajęcia z profesjonalnym trenerem, b) warsztaty z samodzielnej obsługi udźwiękowionego komputera i smartfonu, c) warsztaty kulinarne i czynności dnia codziennego, d) warsztaty ze stylizacji – indywidualne zajęcia ze stylistą, e) nauka podstaw pisma Braille’a, f) grupowe zajęcia psychoedukacyjne, g) indywidualne konsultacje psychologiczne/terapeutyczne, h) zajęcia kulturalno-rozwojowe, bezwzrokowe poznawanie dóbr kultury, i) trening relaksacyjny. Zjazdy tematyczne Można zgłosić się na jeden zjazd tematyczny, który będzie trwał tydzień, w Warszawie. O dokładnych terminach zjazdów powiadomimy kandydatów w procesie rekrutacji. Zjazd jesienny Podczas zjazdu jesiennego (listopad-grudzień) oferujemy naukę w następujących obszarach: e) zajęcia z zakresu użytkowania nowoczesnych technologii – nauka bezwzrokowego pisania na klawiaturze komputera z użyciem mowy syntetycznej, szkolenie korzystania z Internetu, obsługi poczty elektronicznej (e-mail), aplikacji na smartfony i funkcjonalności GPS, umiejętność wykorzystania mobilnej technologii nawigacyjnej, samodzielne docieranie do wyznaczonego sobie nowego celu (nauka gestów do obsługi smartfonu, wyznaczanie położenia, zaznaczanie miejsc na trasie, odszukiwanie punktu docelowego), b) uczestnictwo w zajęciach kulturalno-rozwojowych, gimnastyce, zajęciach integracyjnych. Zjazd zimowy Podczas zjazdu zimowego (luty 2023) oferujemy naukę w następujących obszarach: a) trening orientacji przestrzennej i mobilności, b) trening bezwzrokowego gotowania oraz wykonywania czynności dnia codziennego, c) udział w zajęciach kulturalno-rozwojowych, gimnastyce, zajęciach integracyjnych. Indywidualne szkolenie doskonalące w miejscu zamieszkania Dla każdego uczestnika szkoły letniej i kilku uczestników zjazdu zimowego w ramach utrwalenia zdobytych umiejętności zorganizowane będzie indywidualne szkolenie doskonalące w miejscu zamieszkania. Jest też możliwość zapisania się wyłącznie na takie szkolenie indywidualne, bez konieczności uczestnictwa w szkole letniej i zjazdach tematycznych. W ramach indywidualnego szkolenia doskonalącego oferujemy naukę w następujących obszarach: a) opanowanie z profesjonalnym trenerem pokonywania z białą laską stałych tras komunikacyjnych w miejscu zamieszkania, b) zdalne, a więc telefoniczne lub przez Internet, indywidualne szkolenie z użytkowania nowych technologii. Co trzeba zrobić, by zgłosić się do projektu? - Zapoznaj się z regulaminem uczestnictwa w projekcie; regulamin można pobrać z naszej strony internetowej razem z formularzem zgłoszeniowym. - Wypełnij formularz zgłoszeniowy. Formularz wypełniony na komputerze (wersja w Wordzie) wyślij do nas mailem wraz ze skanem/zdjęciem orzeczenia o niepełnosprawności na adres a.kaminska@fundacjavismaior.pl oraz a.bohusz@fundacjavismaior.pl, wpisując w temacie „kurs na samodzielność 2022”. Terminy i sposób rekrutacji Zgłoszenia do szkoły letniej przyjmujemy do 30 czerwca 2022, natomiast na pozostałe szkolenia - w sposób ciągły, do wyczerpania limitu miejsc. Po otrzymaniu formularza zgłoszeniowego z kandydatami spełniającymi kryteria uczestnictwa zostaną przeprowadzone telefoniczne rozmowy kwalifikacyjne. Zastrzegamy sobie prawo do kontaktu wyłącznie z osobami zakwalifikowanymi do projektu. Szczegółowe informacje, regulamin oraz formularze zgłoszeniowe do pobrania na stronie: www.fundacjavismaior.pl, w zakładce „Aktualne projekty”. Drogi Czytelniku! Wesprzyj działalność na rzecz osób niewidomych i słabowidzących przekazując swój 1% podatku Organizacji Pożytku Publicznego – Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a” wpisując w roczne rozliczenie PIT numer KRS 0000515560. Możesz również przekazać dowolną kwotę na numer konta: 33 1750 0012 0000 0000 3438 5815 BNP Paribas Bank Polska S.A. z dopiskiem: Darowizna na cele statutowe Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a”. Z góry dziękujemy za wsparcie, życzliwość i zrozumienie. Zarząd Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a”