Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449–6154

Nr 1/94/2024
Styczeń

Wydawca: Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a”

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95D/2
20–706 Lublin
Tel.: 697–121–728

Strona internetowa:
http://swiatbrajla.org.pl
Adres e‑mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608–096–099
Adres e‑mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach „Sześciopunktu” są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Logo PFRON

&&

SPIS TREŚCI

Od redakcji

Zima - Jan Brzechwa

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

Darmowe tworzenie i wgrywanie dzwonków na iPhone’a - Damian Szczepanik

Prawo na co dzień

Ważne zmiany w prawie spadkowym - Prawnik

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Bransoletka życia - Jolanta Kutyło

Kuchnia po naszemu

Kuchnia inspirowana książkami - N.G.

Z poradnika psychologa

Wspólne życie, odrębne poglądy - Małgorzata Gruszka

„Z polszczyzną za pan brat”

O prawdzie i kłamstwach - Tomasz Matczak

Rehabilitacja kulturalnie

Długa droga Czesława Miłosza - Paweł Wrzesień

Opowieść artysty - Teresa Dederko

W cudownym świecie opery i operetki ze Stowarzyszeniem „De Facto” - Agnieszka Zamojska

Subiektywne podsumowanie 2023 roku - Radosław Nowicki

Warto posłuchać - Izabela Szcześniak

Galeria literacka z Homerem w tle

Emilia Ciesielska

Nasze sprawy

Jak wygląda dostępność szpitali? - Anna Haupka

Osoba niepełnosprawna a służba zdrowia - Krystian Cholewa

Gdy oczy zawiodły - poradnik dla osób niewidomych i tracących wzrok - Fundacja Vis Maior

Typhlocentryczna koncepcja wszechświata - Tomasz Matczak

Upamiętnienie Ludwika Braille’a - Teresa Dederko

Ogłoszenia

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Mamy nadzieję, że lektura styczniowego numeru „Sześciopunktu” umili Państwu długie, zimowe wieczory.

Zapraszamy do korzystania z naszych poradników. Znajdziemy w nich informację o bransoletce życia, porady psychologa dotyczące relacji w związku, gdy partnerzy mają odmienne poglądy polityczne, porady prawne oraz kulinarne inspiracje.

W dziale „Rehabilitacja kulturalnie” polecamy artykuł o Czesławie Miłoszu, wywiad z fantastycznym artystą, zaproszenie do „cudownego świata opery i operetki”, a także niestandardowe podsumowanie minionego roku.

W rubryce „Nasze sprawy” warto przeczytać artykuł pt. „Typhlocentryczna koncepcja wszechświata” oraz tekst o trudnych doświadczeniach osoby niewidomej przebywającej w szpitalu.

W styczniu przypada rocznica urodzin i śmierci Ludwika Braille’a (4 I 1809 - 6 I 1852). W tych dniach, z wielką wdzięcznością, wspomnijmy naszego dobroczyńcę, który, przez opracowanie pisma punktowego, umożliwił niewidomym zdobycie wykształcenia, a w efekcie samodzielności i niezależności w życiu.

Życzymy ciekawej lektury.

Zespół redakcyjny

⤌ powrót do spisu treści

&&

Zima

Jan Brzechwa

Niebo błękitniało, niebo owdowiało,
Owdowiały błękit białym śniegiem spadł,
Co się nagle stało, że tak biało, biało,
Pod nogami mymi zaszeleścił świat?
Włożę lisią czapę, przypnę lisi ogon,
Zmylę wszystkie ślady, zmiotę śnieżny kurz,
Pójdę sobie drogą, pójdę bez nikogo
I do ciebie nigdy nie powrócę już.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

Darmowe tworzenie i wgrywanie dzwonków na iPhone’a

Damian Szczepanik

Jest na to sposób, o którym niedawno się dowiedziałem od instruktora zajęć komputerowych i chętnie się tą wiedzą podzielę.

W smartfonach z systemem Android jest to usługa bezpłatna, bez problemu można przesyłać i ściągać dowolnie wybrane dzwonki. Niestety, w iPhone’ach trzeba za dzwonki płacić. Dla wielu osób jest to bez znaczenia i nie przeszkadza im klasyczny dzwonek, ja lubię mieć ustawioną ulubioną piosenkę i wykorzystać ją np. jako dźwięk budzika.

Cieszę się, że taka instrukcja powstała, a napisał ją Piotr Adamczyk, którego chcę przedstawić Czytelnikom.

Piotrek mieszka w Jeleniej Górze; miałem z nim szkolenie komputerowe, które bardzo miło wspominam. Obecnie działa na rzecz rehabilitacji, zajmując się sprzętem i oprogramowaniem ułatwiającym codzienne funkcjonowanie osobom z niepełnosprawnością narządu wzroku. Piotrek jest osobą słabowidzącą. Jego zawód wyuczony to technik telekomunikacji. Jest instruktorem z powołania z wieloletnim stażem, który również szkoli nowych instruktorów, a obecnie pracuje w firmie EduPoint w Czeladzi na Śląsku. Prowadzi indywidualne i grupowe szkolenia dla osób niewidomych i słabowidzących z zakresu sprzętu komputerowego, oprogramowania udźwiękawiającego, a także innego sprzętu specjalistycznego dla niewidomych. Nieustannie podnosi swoje kwalifikacje, uczestnicząc w kolejnych szkoleniach. Współpracuje z instytucjami miasta Jelenia Góra w zakresie dostosowywania szlaków komunikacyjnych oraz pojazdów komunikacji miejskiej do potrzeb osób z dysfunkcją narządu wzroku. Jego motto życiowe brzmi - „Pomagając innym, najbardziej pomagamy sobie”.

A oto instrukcja Piotra, jak samodzielnie stworzyć i wgrać dzwonek do iPhone’a:

najpierw należy podłączyć iPhone’a do PC oraz uruchomić iTunes. Program powinien otworzyć się w oknie Biblioteka, Muzyka. Do Biblioteki należy dodać cały utwór mp3, z którego planujemy utworzyć dzwonek. Aby dodać plik do Biblioteki, należy nacisnąć lewy Alt i strzałką w dół odnaleźć pozycję Dodaj do Biblioteki.

Otworzy się okno Eksploratora Windows, w którym należy przy pomocy Shift+Tab znaleźć Drzewo, a potem wskazać lokalizację pliku mp3 i zatwierdzić Enterem, co powinno być zasygnalizowane dźwiękiem. Następnie, strzałką w dół należy na liście utworów umieszczonych w Bibliotece odnaleźć nowo dodany plik.

Teraz należy wywołać Menu kontekstowe, a w nim znaleźć pozycję Informacje o utworze i zatwierdzić Enterem. Potem trzeba Tabulatorem przejść do przycisku Opcje i zatwierdzić Enterem.

Następnie Tabulatorem przechodzimy do pozycji Początek i jeszcze jeden raz naciskamy Tab do pozycji Pole Wyboru Nieoznaczone i zaznaczamy je Spacją. Potem kolejny raz naciskamy Tab do pozycji Pole Edycji i tu ustawiamy wartość od początku utworu, np. 0,12 co oznacza, że 12. sekunda utworu ma stać się początkiem tworzonego dzwonka.

Później Tabulatorem idziemy do pozycji Koniec i kolejny raz naciskamy Tabulator do pozycji Pole Wyboru Nieoznaczone i oznaczamy je Spacją, a następnie w Pole Edycji wprowadzamy czas w utworze, który ma kończyć dzwonek. Uwaga: czas wybrzmiewania dzwonka nie może przekroczyć 30 sekund, czyli, jeśli początek dzwonka ustawiliśmy na 12. sekundę, to jego koniec musi nastąpić do 42. sekundy. Po ustawieniu czasu początku i końca dzwonka, przechodzimy Tabulatorem do komendy OK i zatwierdzamy Enterem. Teraz zamknie się okno Informacji o Utworze i kursor powróci do okna iTunes, a nasz plik z całym utworem będzie nadal zaznaczony.

Następnie naciskamy lewy Alt i strzałką w dół szukamy pozycji Konwertuj, którą rozwijamy Enterem i kolejny raz strzałką w dół szukamy pozycji Utwórz Wersję AAC, co zatwierdzamy Enterem, po czym powinniśmy usłyszeć sygnał dźwiękowy. Ponownie wróciliśmy do widoku Listy Utworów w Bibliotece.

Następnie, idąc strzałką w dół, szukamy naszego nowo utworzonego pliku z rozszerzeniem AAC, który poznamy po tej samej nazwie, jaką miał plik z rozszerzeniem mp3, lecz jego czas odtwarzania będzie wynosił około 30 sekund. Po odnalezieniu tego pliku wybieramy Menu Kontekstowe i strzałką w górę szukamy pozycji Pokaż w Eksploratorze Windows, co zatwierdzamy Enterem. Powinno otworzyć się okno Eksploratora Windows w miejscu zapisu naszego pliku, który ma tę samą nazwę, a rozszerzenie M4A. Naciskamy klawisz funkcyjny F2 i zmieniamy rozszerzenie na M4R, co zatwierdzamy Enterem.

Pojawi się komunikat z pytaniem, czy na pewno chcemy zatwierdzić zmianę, wtedy naciskamy Enter na przycisku Tak. Kursor powinien stać na pliku naszego dzwonka ze zmienionym rozszerzeniem, a my naciskamy Ctrl+C, aby skopiować ten plik do schowka. Należy teraz zamknąć iTunes.

Ponownie otwieramy iTunes, po chwili powinno otworzyć się jego okno w widoku Biblioteka, Muzyka. Klawiszem funkcyjnym F6 szukamy Widoku Drzewa, następnie strzałką w dół szukamy pozycji Dźwięki, a potem kolejny raz naciskamy klawisz F6 i szukamy pozycji Dźwięki Drzewo i naciskamy klawisze Ctrl+V, aby wkleić nowy dzwonek, po czym powinniśmy usłyszeć sygnał dźwiękowy.

Od tej chwili nowy dzwonek powinien znaleźć się na iPhonie.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Prawo na co dzień

Ważne zmiany w prawie spadkowym

Prawnik

W 2023 roku ustawodawca aż dwukrotnie nowelizował prawo spadkowe. Nowe zapisy regulują kwestie związane z: zachowkiem, dziedziczeniem ustawowym, spadkobiercami niegodnymi spadku, a także nowymi terminami uznania bądź odrzucenia spadku.

 

Niegodność dziedziczenia w kodeksie cywilnym

Nowelizacja przepisów o niegodności dziedziczenia obejmuje art. 928 par. 1 k.c. i polega na dodaniu do zawartego w nim katalogu dwóch nowych kategorii okoliczności pozwalających na orzeczenie przez sąd niegodności dziedziczenia.

Warto przypomnieć, że uznanie za niegodnego skutkuje pozbawieniem takiej osoby wszelkich korzyści z majątku spadkodawcy. Tak daleko idącą sankcję uzasadnia szczególnie naganne moralnie zachowanie niegodnego.

Przed nowelizacją katalog podstaw niegodności obejmował zamknięty katalog sytuacji, gdy spadkobierca „(1) dopuścił się umyślnie ciężkiego przestępstwa przeciwko spadkodawcy; (2) podstępem lub groźbą nakłonił spadkodawcę do sporządzenia lub odwołania testamentu albo w taki sam sposób przeszkodził mu w dokonaniu jednej z tych czynności; (3) umyślnie ukrył lub zniszczył testament spadkodawcy, podrobił lub przerobił jego testament albo świadomie skorzystał z testamentu przez inną osobę podrobionego lub przerobionego”. „Nowe”, dodane do art. 928 par. 1 k.c. przyczyny niegodności to: (4) uporczywe uchylanie się od wykonywania wobec spadkodawcy obowiązku alimentacyjnego określonego co do wysokości orzeczeniem sądowym, ugodą zawartą przed sądem albo innym organem albo inną umową; (5) uporczywe uchylanie się od wykonywania obowiązku pieczy nad spadkodawcą, w szczególności wynikającego z władzy rodzicielskiej, opieki, sprawowania funkcji rodzica zastępczego, małżeńskiego obowiązku wzajemnej pomocy albo obowiązku wzajemnego szacunku i wspierania się rodzica i dziecka.

Dodane przepisy znajdą zastosowanie do sytuacji zaistniałych po dniu wejścia w życie nowelizacji.

 

Zmiany w zakresie dziedziczenia ustawowego

Kolejny ze znowelizowanych obszarów dotyczy dziedziczenia ustawowego, a dokładnie kręgu spadkobierców ustawowych określonych w art. 934 k.c. Zmiana nie wpływa na powołanie do spadku spadkobierców ustawowych pierwszego kręgu, do których zaliczamy zstępnych i małżonka spadkodawcy; ani powoływanych w przypadku braku zstępnych spadkodawcy, spadkobierców drugiego kręgu, to jest małżonka oraz rodziców, rodzeństwo lub zstępnych rodzeństwa spadkodawcy. Dopiero jeżeli żadna z wymienionych osób nie może być spadkobiercą, spadek przypada spadkobiercom ustawowym trzeciego kręgu, do których przed nowelizacją należeli dziadkowie spadkodawcy oraz ich zstępni, czyli dzieci dziadków, wnuki, prawnuki i dalsi zstępni. Nowelizacja zawęża krąg osób powoływanych do spadku w trzecim kręgu do dziadków, ich dzieci i wnuków. Do spadków otwartych od 15 listopada 2023 roku w trzecim kręgu powołani więc będą dziadkowie, dzieci dziadków (czyli ciotki, wujowie, stryjowie i stryjenki spadkodawcy) oraz ich dzieci (czyli cioteczni i stryjeczni kuzyni/kuzynki spadkodawcy).

Zmiana polega na tym, że dalsze pokolenia stracą możliwość dziedziczenia. Wyłączeni z dziedziczenia będą dalsi zstępni dziadków spadkodawcy, a więc cioteczne lub stryjeczne wnuki i kolejne pokolenia.

 

Nowe terminy uznania bądź odrzucenia spadku

Spadkobierca może przyjąć bądź odrzucić spadek, szczególnie jest to ważne, jeśli dziedziczy się długi. Oświadczenie w tej sprawie, jak stanowią obowiązujące przepisy, powinno być złożone w ciągu sześciu miesięcy od daty, gdy spadkobierca dowiedział się o śmierci spadkodawcy.

Nowością jest wprowadzenie zawieszenia terminu sześciu miesięcy w sytuacji, jeśli oświadczenie o przyjęciu lub odrzuceniu spadku wymaga zezwolenia sądu. Zawieszenie będzie obowiązywało przez okres postępowania sądowego w tym przedmiocie. Ta sytuacja odnosi się przede wszystkim do nieletnich spadkobierców. Wówczas rodzice lub opiekunowie prawni dzieci występują do sądu rodzinnego o zgodę na przyjęcie lub odrzucenie spadku w imieniu dziecka. W takim przypadku do momentu uzyskania zezwolenia sądu zawieszony jest termin sześciu miesięcy na przyjęcie bądź odrzucenie spadku.

 

Zmiany w zachowku

Nowe przepisy wprowadziły możliwość zrzeczenia się zachowku, rozłożenia na raty, odroczenia terminu płatności i obniżenia wysokości zachowku. Stosuje się je do wszystkich osób obowiązanych i uprawnionych do zapłaty zachowku.

Obowiązany do zaspokojenia roszczenia z tytułu zachowku może żądać odroczenia terminu jego płatności, rozłożenia go na raty, a w wyjątkowych przypadkach - jego obniżenia, przy uwzględnieniu sytuacji osobistej i majątkowej uprawnionego do zachowku oraz obowiązanego do zaspokojenia roszczenia z tytułu zachowku. Stanowi o tym nowy art. 9971 §1 kodeksu cywilnego.

W wypadkach zasługujących na szczególne uwzględnienie, na wniosek zobowiązanego sąd może jednak przedłużyć ten termin. Zmieniony termin nie może być dłuższy niż dziesięć lat. Możliwe jest też odroczenie terminu zapłaty rat już wymagalnych.

 

Zmiany w prawie spadkowym w 2023 roku to także nowelizacja procedury cywilnej.

Nowe regulacje nadały dodatkowe uprawnienia sądowi spadku w zakresie wydawania zgody na dokonanie czynności przekraczającej zakres zwykłego zarządu majątkiem dziecka, uprościły procedurę odrzucenia spadku w imieniu dziecka, zmodyfikowały obowiązek informowania przez sąd o odrzuceniu spadku oraz o toczącym się postępowaniu o stwierdzenie nabycia spadku, a także określiły treść postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Bransoletka życia

Jolanta Kutyło

Od dwóch lat bransoletki życia trafiają do mieszkańców 78 gmin i miast województwa kujawsko-pomorskiego.

Teleopieka domowa to ciesząca się ogromnym zainteresowaniem forma wsparcia opiekuńczego niesamodzielnych osób starszych, lecz także samotnych, niepełnosprawnych w stopniu znacznym z dodatkowymi schorzeniami. Bransoletki życia to mobilne urządzenia do szybkiego przywoływania pomocy ratujących w sytuacjach zagrożenia; dają poczucie bezpieczeństwa. Współpracę zaproponowano wszystkim samorządom lokalnym. Koordynatorem programu jest marszałkowski Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej w Toruniu (ROPS).

Bransoletka wyglądem przypomina smartwatcha, w którego wklęsłej części umieszczono przycisk z brajlowskim napisem SOS.

Aby otrzymać bransoletkę, trzeba przedstawić dokumentację medyczną osoby ubiegającej się, w przypadku osób niepełnosprawnych wykazać się aktualnym orzeczeniem o niepełnosprawności, uzupełnić dokumentację dotyczącą stanu zdrowia seniora lub osoby niepełnosprawnej o zaświadczenia lekarskie; na tej podstawie bransoletki są wydawane. Pośrednikiem jest pracownik socjalny MOPR-u. Po dostarczeniu urządzenia do domu udziela instruktażu pacjentowi oraz jego rodzinie.

Bransoletkę należy stale nosić na nadgarstku, dzięki czemu stan pacjenta jest monitorowany przez działające 24 godziny na dobę centrum operacyjne. Co godzinę telecentrum z bransoletki otrzymuje informację o tętnie chorego. Kiedy czujnik wykryje nieprawidłowość, w telecentrum pojawia się alarm. Jest to dobre rozwiązanie, bo daje poczucie bezpieczeństwa wszędzie, w razie zagrożenia ze strony ewentualnych napastników można szybko wezwać pomoc. Bransoletka wyposażona jest w GPS i w razie zagrożenia życia można się skontaktować z telecentrum, które zawiadamia pogotowie, informując o miejscu, gdzie pacjent aktualnie przebywa. Bransoletka nie działa poza granicami kraju.

Zdarzały mi się fałszywe alarmy w nocy, gdy zawodził czujnik upadku i budził mnie telefon, ponieważ w urządzeniu zamontowana jest karta SIM z numerem telefonu komórkowego pacjenta.

Bransoletkę należy ładować raz na dobę, najlepiej o tej samej porze. Zamiast brajlowskiego SOS bardziej przydałby się przycisk, za pośrednictwem którego dałoby się słyszeć komunikat o stanie naładowania baterii. Poziom naładowania widoczny jest na wyświetlaczu. Pracę opaski można sprawdzić przykładając do ucha jej wewnętrzną stronę, wtedy można wyłapać dźwięk o wysokiej częstotliwości pochodzący z różnych anten. Jednak jest to metoda zawodna, gdyż dźwięki mogą być niesłyszalne.

Ładowarka urządzenia składa się z kabla oraz płaskiej bazy, do której wstawia się bransoletkę. Po włączeniu słyszymy słowny komunikat, że urządzenie jest uruchomione. Gdy bateria jest naładowana, również powinniśmy otrzymać wiadomość głosową, ale jak we wszystkich tego rodzaju urządzeniach, technologia zawodzi.

Główną wadą bransoletki jest silikonowy pasek; dlatego trzeba nadgarstek często smarować kremem, by nie odparzyć skóry.

W sytuacji pogorszenia samopoczucia, czego urządzenie nie wykrywa lub pytań, dotyczących stanu technicznego bransoletki, pacjenci kontaktują się z telecentrum, naciskając przycisk z napisem SOS.

W Polsce coraz więcej osób chorych i niepełnosprawnych objętych jest teleopieką, na którą decydują się kolejne samorządy. Niektóre rodziny same nabywają bransoletki, by w momencie zagrożenia życia jak najszybciej łączyć się z rodzicami i dziadkami.

Teleopieka rozszerza także działalność w kierunku niesienia pomocy sąsiedzkiej osobom chorym. Z tej formy pomocy mogą skorzystać osoby, które potrzebują wsparcia w codziennym funkcjonowaniu, które ze względu na stan zdrowia czy niepełnosprawność wymagają wsparcia w czynnościach dnia codziennego. Do pomocy sąsiedzkiej może zostać zgłoszony / zaangażowany sąsiad, znajomy lub inny wykonawca. Zakres pomocy to m.in. pomoc w uiszczaniu opłat, w dotarciu do lekarza, urzędu, pomoc w dokonywaniu zakupów, pomoc w przygotowywaniu posiłków czy w wykonywaniu prac porządkowych. Nie jest to nowy pomysł, gdyż z pomocy sąsiedzkiej korzystali chorzy i niepełnosprawni już w PRL-u.

Negatywna strona tej działalności to brak chętnych do niesienia pomocy. Praca ta jest trudna, niewdzięczna i mało płatna.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Kuchnia po naszemu

Kuchnia inspirowana książkami

N.G.

W ostatnim czasie Stowarzyszenie Larix, przygotowało kilkanaście książek kucharskich dla osób niewidomych i słabowidzących. Książki udostępniane są przez biblioteki w formacie Czytak. Zmodyfikowałam kilka przepisów z tego źródła, którymi postanowiłam podzielić się z Czytelnikami.

 

Wołowina zapiekana z fasolą

Składniki:

75 dag mielonej wołowiny, 3 puszki czerwonej fasoli w zalewie, 1 cebula, 2 ząbki czosnku, 1 słoiczek papryki bez skórki, czarny świeżo zmielony pieprz, 1 łyżeczka mielonego kminku, 1 łyżeczka chili, 0,5 l bulionu, sól, olej do smażenia.

 

Wykonanie:

cebulę i czosnek obieramy z łupin i drobno kroimy. Paprykę odsączamy na sitku i kroimy w kawałeczki. Do rondla wlewamy olej i smażymy: najpierw cebulę z czosnkiem, za chwilkę dodajemy paprykę, następnie mięso i doprawiamy solą, pieprzem, chili i kminkiem. Po ok. 20 minutach dodajemy odcedzoną z zalewy i przepłukaną gorącą wodą fasolę i zalewamy bulionem. Przykrywamy rondel i jeszcze dusimy ok. 20 minut. Pamiętajmy o mieszaniu i doprawieniu solą, jeżeli będzie trzeba. Podajemy z pieczywem.

 

Piernik staropolski

Ciasto zarabiamy dwa tygodnie przed pieczeniem.

 

Składniki:

0,5 kg prawdziwego miodu (ja daję gryczany ze względu na wyrazisty smak i zapach), 2 szklanki cukru, 1,5 kostki masła, 1 kg mąki pszennej, 3 całe jajka, 3 łyżeczki sody oczyszczonej, pół szklanki zimnego mleka, przyprawa do piernika - ok. 5 łyżeczek, bakalie wg własnego uznania.

 

Wykonanie:

w rondelku powoli podgrzewamy, delikatnie mieszając, miód, cukier i tłuszcz do rozpuszczenia składników, nie dopuszczamy do zagotowania. Następnie masę chłodzimy i przelewamy do misy robota. Ciągle mieszamy, dodając mąkę, jaja, sodę rozpuszczoną w mleku i przyprawę do piernika. Wsypujemy pokrojone orzechy, rodzynki, kandyzowaną skórkę pomarańczową itp. Wyrobione ciasto formujemy w kulę, wkładamy do szklanego lub kamionkowego naczynia, przykrywamy i wstawiamy do lodówki, aby dojrzewało. Po upływie dwóch tygodni chwilkę wyrabiamy. Długą, wąską formę smarujemy tłuszczem, posypujemy tartą bułką i wkładamy do niej ciasto. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni C i wstawiamy formę, zmniejszamy temperaturę do 180 stopni C i pieczemy ok. 50 minut. Upieczone ciasto możemy przekroić i przełożyć powidłami śliwkowymi, różanymi, ulubioną masą lub polewamy lukrem cytrynowym i posypujemy płatkami migdałowymi.

Powyższy przepis znalazłam w autobiograficznej książce kpt. Karola Olgierda Borchardta „Pod czerwoną różą”. To było ulubione ciasto pana kapitana. W oryginale ciasto jest ręcznie zagniatane - ja zawsze wykorzystuję robot.

 

Szarlotka

Poniższy przepis lub bardzo podobne znajdują się w wielu książkach, ja proponuję nasz domowy, z którego szarlotka jest zawsze pyszna.

 

Składniki:

1,5 kg antonówek lub innych jabłek, 1,5 paczki masła (ok. 30 dag), 1 szklanka cukru, 5 jajek, 3,5 szklanki mąki krupczatki, szczypta soli, cynamon, sok z cytryny.

 

Wykonanie:

jabłka obieramy i ścieramy na tarce o dużych oczkach, przekładamy na sito, kropimy sokiem z cytryny i odstawiamy (ja pod sitem stawiam miseczkę, bo sok jest wyjątkowo smaczny). Oddzielamy żółtka od białek. Do misy robota wsypujemy pół szklanki cukru, dodajemy żółtka, pokrojone, schłodzone masło i ciągle mieszając, wsypujemy mąkę. Ciasto wyrabia się dość szybko. Do białek wsypujemy szczyptę soli i ubijamy trzepaczką do uzyskania gęstej piany, wsypujemy pozostałą część cukru i ubijamy na sztywną pianę. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni C korzystając z funkcji góra-dół. Średnią blachę wykładamy papierem do pieczenia. Wymieszane ciasto powinno mieć konsystencję kruszonki. Dzielimy je na dwie nierówne części: większą część wykładamy do formy, na ciasto nakładamy odciśnięte jabłka, posypujemy cynamonem, na jabłka wykładamy pianę z białek, a na pianę kruszymy pozostałe ciasto. Pieczemy w nagrzanym piekarniku ok. 50 minut. Wierzch szarlotki można posypać cukrem pudrem.

Smacznego!

⤌ powrót do spisu treści

&&

Z poradnika psychologa

Wspólne życie, odrębne poglądy

Małgorzata Gruszka

Z przyjemnością podejmuję kolejny temat zaproponowany przez Czytelniczkę, a brzmi on, jak radzić sobie w relacji, gdy okazuje się, że osoba, z którą żyjemy, ma odrębne poglądy polityczne, nie akceptuje faktu, że nasze są inne i obwinia nas za to, że myślimy inaczej.

 

Jak się dobieramy?

Dobierając się w pary, mniej lub bardziej świadomie robimy to z tymi, z którymi łączy nas możliwie jak najwięcej. Mówi się co prawda, że różnice fascynują i pociągają ludzi ku sobie, ale bazę większości związków stanowi jednak płaszczyzna porozumienia, czyli to wszystko, w czym osoby tworzące parę się zgadzają. Innymi słowy, budując związki, szukamy w ludziach raczej tego co do nas podobne niż zupełnie inne. Elementem udanego związku jest pewna zgodność partnerów w zakresie upodobań, spędzania wolnego czasu, posiadania dzieci, podejścia do pieniędzy, światopoglądu itp.

 

Różnice w związku

Podobieństwa między partnerami nie oznaczają braku różnic. Mimo wspólnej płaszczyzny, partnerzy pozostają dwiema różnymi osobami.

Na kartkach dla nowożeńców często widnieją obrączki częściowo nałożone na siebie. Rzeczywiście, bliski związek międzyludzki można porównać do dwóch okręgów ułożonych w ten sposób, że część środkowa obrazuje to co wspólne, a części boczne to co odrębne.

 

Kłopotliwe różnice między partnerami

Zdarza się, że różnice w jakimś obszarze ujawniają się w trakcie trwania związku. Ujawniają się, zaczynają przeszkadzać i być źródłem napięć a nawet konfliktów. Napięcia i konflikty od lat mające miejsce na polskiej scenie politycznej przeniknęły do wielu domów, rodzin i relacji międzyludzkich. Sympatyzowanie z różnymi ugrupowaniami i przedstawicielami świata politycznego w niejednym domu stało się zarzewiem trwałego i uciążliwego nieporozumienia.

 

Kto ma rację?

Najczęstszym błędem popełnianym w domowych sporach (również tych politycznych) jest przeświadczenie o konieczności przekonania drugiej strony, że to nasz punkt widzenia jest słuszny; innymi słowy, że to my mamy tzw. rację. Gdy my ją mamy, ktoś inny jej nie ma, a nikt nie lubi być jej pozbawiany. Nie lubi, bo nie masz racji znaczy, twój punkt widzenia nie ma prawa istnieć lub jesteś nie OK, gdy tak myślisz. Główny kłopot z kwestiami spornymi jest taki, że jedna lub obie strony przystępują do nich nie z chęcią podzielenia się własnymi przekonaniami z drugą osobą, ale z intencją zmiany jej przekonań.

Paradoks sporów polega na tym, że zmiana przekonań rozmówcy następuje wówczas, gdy prezentowany (nie narzucany) przez nas punkt widzenia uzna on za przekonujący.

 

Jak się spieramy?

Trudno nie zauważyć, że w ostatnich latach w polskiej polityce panuje styl wypowiadania się i spierania daleki od ideału. Przedstawiciele różnych opcji nie szczędzą sobie nawzajem obraźliwych epitetów, wycieczek osobistych, oskarżeń i drwin. Większości z nas nikt nie uczył sztuki dyskutowania. Nie wiedząc, jak to robić, mniej lub bardziej świadomie możemy powielać wzorce docierające z mediów: czuć urazę, gdy ktoś nie daje się przekonać do naszego punktu widzenia, sięgać po argumenty dalekie od merytorycznych, obrażać siebie nawzajem i z każdą kolejną rozmową, podobnie jak politycy, być coraz dalej od porozumienia ponad podziałam.

 

Szukanie porozumienia

Porozumienie nie zawsze musi polegać na zbliżeniu różniących się stanowisk lub na wypracowaniu tzw. kompromisu. Oczywiście, w życiu każdej pary istnieją obszary i kwestie, w których to jest konieczne. Istnieją też takie, w których może się to okazać po prostu niemożliwe. Szukanie porozumienia na płaszczyźnie politycznej z osobą, której poglądy w tym zakresie są skrajnie różne, może się nie udać. Zakładanie, że to jest możliwe albo niezbędne, budzi niepotrzebną frustrację i zaognia konflikt. Konflikt tym większy, im bardziej każda lub jedna ze stron oczekuje, że w końcu ta druga zrozumie swój błąd i zacznie myśleć jak należy.

 

Akceptacja różnic

Gdy w jakimś obszarze lub kwestiach najzwyczajniej w świecie nie da się dogadać, nie pozostaje nic innego, jak zaakceptować ten fakt. Zaakceptować nie znaczy być zadowolonym z tego, że istnieje. To znaczy przyjąć do wiadomości, że tak po prostu jest. Bycie razem nie musi oznaczać zgodności co do wszystkiego co pojawia się wokół nas i do czego każdy ma jakiś osobisty stosunek. Akceptacja odmiennych poglądów politycznych bywa trudna, gdy polityczny spór domowy odzwierciedla temperaturę, emocje i styl sporu między politykami. Jak więc zaakceptować fakt, że najbliższa nam osoba wspiera opcję polityczną, z którą opcja popierana przez nas jest totalnie skłócona?

 

Co pomaga akceptować różnice?

W zaakceptowaniu różnic w poglądach politycznych naszych i bliskiej nam osoby może pomóc świadomość, że gorące i dalekie od dobrych wzorców sposoby spierania się obserwujemy u ludzi, których łączy jedynie bycie i działanie w polityce. Ludzie ci kłócą się, obrażają wzajemnie, bywają agresywni i pełni pogardy wobec przeciwników politycznych, zasiadając w parlamencie, uczestnicząc w debatach, wypowiadając się w prasie lub publicystyce radiowej czy telewizyjnej, a więc poza swoim środowiskiem domowym. W odróżnieniu od nich, my kłócimy się z bliską nam osobą w miejscu, gdzie jednocześnie chcemy czuć się dobrze i bezpiecznie, czyli w domu. Wiedząc to, możemy zacząć zastanawiać się, czy w relacji z bliską osobą chcemy powielać to co obserwujemy u przedstawicieli klasy politycznej. Czy na pewno w taki właśnie sposób chcemy rozmawiać, traktować się, być obok siebie i żyć.

 

Akceptacja różnic w praktyce

Akceptacja różnic w praktyce zaczyna się od przyzwolenia na to, że istnieją i zastanowienia się nad tym, jak chcemy, żeby nasze wspólne życie wyglądało mimo tych różnic. Nie mogąc znaleźć wspólnej płaszczyzny na gruncie poglądów politycznych, możemy ustalić reguły postępowania dotyczące tego obszaru naszego życia. Możemy na przykład umówić się, że o polityce nie rozmawiamy w ogóle lub możliwie jak najmniej. Możemy ustalić również, że każdy ogląda i słucha kogo chce i jednocześnie powstrzymuje się od komentowania wypowiedzi osób, z którymi sympatyzuje druga strona. To, jakie reguły zostaną ustalone, zależy tylko od danej pary. Najważniejsze jest, by najpierw je wspólnie ustalić, a następnie respektować.

 

Wina za różnice

Żadna z osób tworzących parę nie ponosi winy za to, że różni się w poglądach na kwestie polityczne od życiowego partnera. Jeśli byłoby inaczej, winę musielibyśmy przypisać obu stronom: jednej za sympatyzowanie z opcją A, a drugiej za sympatyzowanie z opcją B.

Zamiast jednostronnego lub wzajemnego obwiniania się za zróżnicowane sympatie polityczne, lepiej potraktować je jako kolejną rzecz, wobec której można działać razem, czyli ustalać reguły korzystne dla jednej i drugiej strony. Postępujemy tak przecież w wielu innych sytuacjach, np. wtedy, gdy jedno z partnerów woli wypoczywać nad morzem, drugie w górach; lub jedno lubi długo spać, a drugie wcześnie wstawać. Nie obwiniamy się wówczas o to, że tak mamy, ale szukamy rozwiązań akceptowalnych dla obu stron.

 

Podsumowanie

Różnice w poglądach politycznych między bliskimi osobami zdarzają się i nie są niczym złym.

Akceptacja tych różnic jest pierwszym krokiem do poradzenia sobie z nimi.

Akceptacja nie oznacza zadowolenia z istnienia różnic, ale przyjęcie tego faktu do wiadomości.

Wzajemne lub jednostronne obwinianie się za sympatyzowanie z odmienną opcją polityczną nie ma sensu, nie wnosi nic dobrego do relacji, a wręcz może ją niszczyć.

W zaakceptowaniu różnic w sympatiach politycznych i uniknięciu obwiniania kogokolwiek za te różnice pomaga potraktowanie ich jako wyzwania i tworzenie reguł postępowania akceptowalnych dla obu stron.

⤌ powrót do spisu treści

&&

„Z polszczyzną za pan brat”

O prawdzie i kłamstwach

Tomasz Matczak

Niedawno oglądałem na YouTube archiwalny odcinek teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. Pytania z kategorii język polski pojawiają się tam dosyć często. Tym razem, jedno z nich dotyczyło przymiotnika „wierutny” i jego związku z rzeczownikami. Uczestnik programu musiał zadecydować, czy można go łączyć ze słowem „prawda”, a więc innymi słowy, czy istnieje wierutna prawda?

Przymiotnik ten pochodzi od rzeczownika „wiara” i w dawnej polszczyźnie oznaczał tyle, co prawdziwy, skończony, ale także taki, któremu się wierzy. Tymczasem dziś wzmacnia on wyłącznie rzeczowniki mające negatywne konotacje, a więc np. wierutne kłamstwo czy wierutne bzdury. Nie można go stosować do określeń o zabarwieniu pozytywnym. Prawidłowa odpowiedź na teleturniejowe pytanie brzmiała zatem: nie.

Rozmyślając nad powyższym, przypomniałem sobie dość zabawne przejęzyczenie mojego synka. Miał on wówczas zaledwie kilka lat i językowe zawiłości dopiero poznawał. Podczas jednej z rozmów użył sformułowania „sromotne zwycięstwo”. Pewnie wydedukował, że skoro porażka może być sromotna, to i zwycięstwo takie być może. Tymczasem, przymiotnik „sromotny” oznacza wstydliwy. Niegdyś w polszczyźnie obecne były takie słowa, jak srom czy sromota, które odnosiły się właśnie do wstydu.

Tego typu przykładów jest znacznie więcej. Wystarczy wspomnieć o tym, że pleść można wyłącznie głupoty, a nie mądrości. Oczywiście, można ironicznie zwrócić się do kogoś słowami: „przestań już pleść te swoje mądrości”, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, jaki jest sens tych słów.

No dobrze, to i ja kończę już te swoje mądrości.

A czy plotłem, czy nie, ocenę pozostawiam Wam, drodzy Czytelnicy.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

Długa droga Czesława Miłosza

Paweł Wrzesień

Żyzna ziemia litewska przez stulecia przynosiła nie tylko bujne plony, ale była także świadkiem narodzin i wzrastania wielu wybitnych Polaków. Gdy dojrzeli i tworzyli, niezależnie od tego, gdzie rzucił ich los, zawsze pielęgnowali w pamięci jej obraz. Wystarczy wymienić choćby Adama Mickiewicza, Tadeusza Konwickiego czy bohatera mojego tekstu - Czesława Miłosza. Obraz Litwy, który utrwalali w swych dziełach, bywał sielski, arkadyjski, wyidealizowany, choć jej piewcy byli świadomi, jak wiele trudnych doświadczeń na nią spadło i ile wsiąkło w nią przelanej krwi. Może właśnie jej piękno w połączeniu z bolesną historią kształtowało w tak wyjątkowy sposób synów tej ziemi?

Gdy 30 czerwca 1911 roku w Szetejniach na Kowieńszczyźnie przyszedł na świat starszy syn Weroniki i Aleksandra Miłoszów, nikt nie mógł się spodziewać, że będzie świadkiem nie tylko kolejnego ważnego rozdziału dziejów swej ziemi, ale także całej Polski, Europy i świata, stając się niejako świadkiem historii XX wieku. Zadebiutował tuż po osiągnięciu pełnoletności, dając się poznać głównie jako poeta katastroficzny, czerpiący szeroko z motywów klasycznych. Był jednym z członków słynnej grupy poetyckiej „Żagary”, powstałej na początku lat 30. w środowisku akademickim Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Jak wielu młodych twórców swej epoki, czuł potrzebę zaangażowania politycznego poezji, walki o sprawiedliwsze społeczeństwo, przez co był uważany za lewicowca. W 1934 roku uzyskał tytuł magistra prawa. Pracował krótko w wileńskim radiu. Po wybuchu wojny przyjął obywatelstwo litewskie. Bardzo wstrząsnęło nim wkroczenie Armii Czerwonej i przyłączenie terenów Litwy do ZSRR. Opuścił swoje ukochane miasto i osiadł w okupowanej przez Niemców Warszawie. Tu poznał Janinę Dłuską, z którą związali się na stałe w styczniu 1944 roku. Tuż po wojnie przyszło na świat ich dwóch synów. Działał w ruchu oporu, czynnie wspierał także ukrywających się Żydów. Jego męstwo nie zostało zapomniane i po wojnie, wraz z bratem, otrzymali w Izraelu tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

W styczniu 1945 roku przeniósł się do Krakowa, gdzie z wojennej pożogi odradzało się powoli polskie życie kulturalne. Jego poezja tego okresu stała się bardziej intelektualna, nawołująca do przywrócenia odpowiedniego znaczenia wartościom humanistycznym, nad którymi bezsensowne okrucieństwo lat okupacji postawiło znak zapytania. Jak wielu lewicowo zorientowanych literatów swego pokolenia, uwierzył, że bardziej sprawiedliwy świat można zbudować pod sztandarami realnego socjalizmu. Jako młody, wykształcony człowiek, przyjął ofertę pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Pracował jako attaché kulturalny w ambasadach Polski w USA i Francji. Nie stał się jednak trybikiem w machinie komunistycznego państwa. Mieszkając na zachodzie, tym lepiej widział, jak potwornemu procesowi zniewalania sumień są poddawani jego rodacy. Nie mogąc dłużej godzić się na kłamstwo, w 1951 roku poprosił w Paryżu o azyl polityczny. Udał się po pomoc do Jerzego Giedroycia, prosząc o udzielenie schronienia w Maisons-Laffitte w obawie przed zemstą niedawnych mocodawców. W Polsce Ludowej spotkała go za ten gest infamia. Praktycznie do 1980 roku jego dzieła były nad Wisłą objęte cenzurą. Co ciekawe, spotykał się także z ostracyzmem wśród części emigracji, która nie potrafiła wybaczyć Miłoszowi wcześniejszej współpracy z komunistami.

Mechanizmy powszechnego kłamstwa i umacniania władzy totalnej opisał znakomicie m.in. w książce „Zniewolony umysł”. Ze środowiskiem paryskiej „Kultury” związał się na długie lata, wydając kolejne dzieła w Instytucie Literackim. Sam Giedroy’c zgłosił natomiast kandydaturę Miłosza do literackiej nagrody Nobla. W Paryżu wydał też słynny „Traktat poetycki”, przedstawiający historię poezji polskiej XX wieku.

W 1960 roku poeta migruje do Stanów Zjednoczonych i podejmuje pracę wykładowcy literatury słowiańskiej na uniwersytecie w Berkeley.

W tym okresie umiera też jego żona Janina. Miłosz oddaje się wytężonej pracy. Był tłumaczem i w dalszym ciągu pisał poezję, nierzadko inspirowaną bieżącą polityką. Z czasem odchodził w swej twórczości od patosu i metaforyki na rzecz podawanych na sposób bardziej przystępny odbiorcom treści filozoficznych. Szczególnie cenił Heraklita z Efezu i Augustyna z Hippony, a wśród bardziej współczesnych - Jacquesa Maritaina czy Martina Heideggera.

Nie stronił też od prozy, szczególnie eseistycznej, poświęconej głównie zagadnieniom literackim, politycznym i moralnym. Autor tęsknił za Polską, nie krył swojej miłości do utraconej Ojczyzny, nie dawał się jednak ponieść tendencjom do jej idealizowania i odrealnienia. Pozostawał wobec kraju i rodaków bardzo krytyczny, nie podobał mu się ich płytki nacjonalizm oraz zaściankowość.

Swoisty przełom stanowiło przyznanie poecie literackiej nagrody Nobla w roku 1980. Nastroiło to wobec niego przychylniej część sceptycznych środowisk emigracyjnych, a i w PRL, ogarniętej chwilową odwilżą na fali „Karnawału Solidarności”, zdjęto nakazy cenzorskie z części jego dzieł. Po raz pierwszy od 30 lat mógł też odwiedzić ojczyznę bez obawy o aresztowanie.

Na stałe wrócił do Polski dopiero w roku 1993, gdy okrzepły przemiany demokratyczne i kraj stał się prawdziwie wolny. Rok wcześniej, w wieku 81 lat, ożenił się powtórnie z amerykańską historyczką Carol Thigpen. Zamieszkał w Krakowie, w kamienicy przy ul. Bogusławskiego 6. Mówił, że Kraków najbardziej przypomina mu rodzinne Wilno. Było mu dane przeżyć także swą drugą żonę.

Czesław Miłosz zmarł 14 sierpnia 2004 roku i został pochowany w Krypcie Zasłużonych na Skałce. Domknęła się klamra jego życia, a los pozwolił spocząć w Ojczyźnie. Warto pamiętać, jak długą i trudną drogę przeszedł poeta, zarówno z powodu przymusowej emigracji, jak i ewolucji swych poglądów i postawy życiowej. Nie zaliczał się do tych postaci, które łatwo poddać procesowi brązownictwa. Flirt z komunizmem do dziś potrafi budzić kontrowersje, choć przecież jeden nawrócony grzesznik może być wart więcej od 99 sprawiedliwych. Poeci także mają prawo błądzić, jeśli z błędów potrafią wyciągnąć lekcje i wykorzystać je jako ważne doświadczenie życiowe. Przez to stają się bardziej ludzcy i bliżsi nam, zwykłym ludziom.

Nie sposób w zwięzłej formie przypomnieć wszystkich nagród, którymi uhonorowano wybitnego Polaka. Oprócz literackiego Nobla były to choćby Nagroda Polskiego PEN Clubu za osiągnięcia w przekładach polskiej poezji na angielski, nagroda Guggenheima za twórczość poetycką i przekładową, medal i dyplom za wkład w kulturę amerykańską - wręczone przez prezydenta Ronalda Reagana, Order Orła Białego czy liczne doktoraty honoris causa, przyznane m.in. przez Uniwersytet Harvarda czy Uniwersytet Jagielloński.

Dla uczczenia 20. rocznicy śmierci noblisty, Senat Rzeczypospolitej Polskiej w swej uchwale ustanowił rok 2024 rokiem Czesława Miłosza. Może to być doskonałą okazją do przypomnienia sobie wciąż aktualnej twórczości pisarza. Warto sięgnąć po nią choćby do bogatego zbioru znajdującego się w zasobach DZdN GBPiZS.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Opowieść artysty

Teresa Dederko

Od wielu lat, druga niedziela października obchodzona jest w Laskach jako Dzień Absolwenta, o czym wszystkim laskowiakom przy okazji przypominam.

W ubiegłym roku, wyjątkowym gościem na naszym zjeździe był Leszek Kopeć, który dla licznie zebranej publiczności zaśpiewał nie tylko przeboje znanych piosenkarzy, ale też piosenki własnego autorstwa. Koncert był wykonany żywiołowo, zapowiedzi humorystyczne, wszyscy świetnie się bawili i ze zdziwieniem przyjęli informację wykonawcy, że skończył 60 lat. Miał tyle energii, poczucia humoru oraz entuzjazmu co człowiek przed trzydziestką. Imponował swoją otwartością i umiejętnością nawiązania kontaktu ze słuchaczami.

Po koncercie zadałam Leszkowi kilka pytań, na które chętnie odpowiedział. Z prawdziwą przyjemnością wysłuchałam opowieści artysty o jego dwóch wielkich pasjach, jakimi są muzyka oraz radio. Na drodze do sukcesów w tych dziedzinach musiał jednak pokonać wiele trudności.

 

T.D.: Jako dziecko niewidome trafiłeś do Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Niewidomych we Wrocławiu. Jak wspominasz czasy szkolne?

L.K.: Pamiętam moją pierwszą wychowawczynię, panią Różę Mekler, która była przecudną osobą, miała sposoby na to, żeby dzieci niewidome poznawały świat. Zaprowadziła nas kiedyś do zajezdni tramwajowej, gdzie wchodziliśmy do tramwaju we wszystkie jego zakamarki, nawet na dach. Byliśmy utytłani smarami, ale tramwaj został dokładnie obejrzany. Następnego dnia modelowaliśmy z gliny wagony tramwajowe. Nasza pani dyrektor często powtarzała: „Tu jest wasz drugi dom, dbajcie o niego”. Chętnie wykonywaliśmy różne prace porządkowe, takie jak grabienie liści, odgarnianie śniegu, wsypywanie węgla do piwnicy. Uważam, że to też była forma rehabilitacji. Mimo że rodzice mieszkali w tym samym mieście, wolałem przebywać w internacie, gdzie uczestniczyłem w wielu ciekawych zajęciach.

 

We Wrocławiu skończyłeś szkołę podstawową i zawodową o kierunku ślusarz obróbki ręcznej i maszynowej. Czy trudno było znaleźć pracę z tym wykształceniem?

 

Podjąłem pracę w spółdzielni „Dolsin” i nie mogę złego słowa powiedzieć na tę spółdzielnię, natomiast sama praca nie bardzo mi odpowiadała. Pracując, podjąłem naukę w technikum radiowo-telewizyjnym i ukończyłem je z wyróżnieniem, będąc pierwszym uczniem niewidomym. Poszukując nadal swojej drogi, przeniosłem się do Krakowa, zamierzając ukończyć kurs masażu leczniczego. Szybko okazało się, że środowisko krakowskie bardzo mi odpowiada. Odwiedziłem „Piwnicę pod Baranami” i od tego zaczęła się moja fascynacja piosenką autorską, aktorską. Byłem tak zdeterminowany, że pojechałem do Warszawy do słynnego profesora szkoły teatralnej, Aleksandra Bardiniego.

 

Zanim doszło do tego znaczącego spotkania, czy miałeś już jakieś doświadczenia sceniczne?

 

Całe życie marzyłem o tym, żeby być aktorem. Grałem w teatrze amatorskim przy domu kultury. Chciałem grać takie wzniosłe, romantyczne role, a dostawałem role oprycha, zbója, same wredne charaktery. Pojechałem do Bardiniego i powiedziałem: „Mistrzu, ja bym chciał, żeby powstały teatry, w których będą mogli grać niewidomi”.

Bardini odpowiedział: „Niech pan mi wierzy, za kilka lat takie teatry powstaną i wtedy będzie mógł się pan tam realizować, jeśli nadal ta pasja w panu pozostanie. Na razie mam propozycję, aby zaczął pan występować w teatrze radiowym, w którym może pan grać każdą rolę: Hamleta, Juranda ze Spychowa, prezydenta USA”.

Ta rozmowa znacząco wpłynęła na całe moje życie. Mimo wszystko, postanowiłem ukończyć kurs masażu leczniczego, może dlatego, że chciałem pomagać ludziom. Sam, będąc młodym człowiekiem, miałem różne problemy i wiedziałem, jak pomoc innych osób jest potrzebna.

 

Ostatecznie masażystą nie zostałeś, a wybrałeś drogę artysty muzyka i radiowca.

 

W Krakowie poznałem kilku uzdolnionych niewidomych i zaczęliśmy razem występować na różnych koncertach. Zacząłem jeździć na festiwale piosenki, a w międzyczasie zostałem przyjęty do Radia Akademickiego i ten krok zdecydował o mojej przyszłości. Do radia pisałem słuchowiska, w których też występowałem, a także szkolono mnie na realizatora dźwięku.

Praca była ciekawa, ale wykonywana bezpłatnie, więc musiałem poszukać zatrudnienia, aby się utrzymać. Mieszkałem co prawda w miasteczku akademickim, studiowałem, jednak trzeba było poszukać płatnego zajęcia. Rozpocząłem pracę w Krakowskich Zakładach Elektronicznych „Telpod”, które zatrudniały ponad 3 tys. pracowników, a moim zadaniem było przygotowywanie i prowadzenie audycji przez radiowęzeł. W pracy posługiwałem się magnetofonem i brajlem.

 

Jak radziłeś sobie z samodzielnym poruszaniem się po obcym mieście? Jeszcze nie było wtedy aplikacji wspierających orientację, chyba jako jedyna pomoc służyła biała laska?

 

Mojej ówczesnej szefowej będę dziękował do końca życia za to, że przeprowadziła najlepszą rehabilitację osoby niewidomej, jaką mogła przeprowadzić. Nigdy nie litowała się nade mną, wiedziała, że jestem samodzielny, ale nie znam dobrze Krakowa. Często zlecała mi zadania do wykonania w terenie, ale przed wyjazdem dokładnie omawiała ze mną trasę. W ten sposób, wysyłając mnie w różne miejsca, opowiadając czym tam dojadę, nauczyła mnie topografii Krakowa. Ja do dzisiaj, wysiadając z pociągu, wiem, w którym kierunku mam pójść, jedynie mylę stare nazwy ulic z nowymi.

 

W rozgłośni zakładowej i w radiu akademickim zebrałeś spore doświadczenie, a jak trafiłeś do prawdziwego radia?

 

Po kursie realizacji dźwięku, przyjaciele pomogli mi załatwić praktyki w Polskim Radiu Kraków, gdzie przy programach na żywo pracowałem jako realizator. Niektórzy redaktorzy nie orientowali się, że nie widzę, bo na ogół spełniałem w porę ich oczekiwania. Raz zdarzyło się, że dziennikarz wcześniej chciał wejść na antenę i machał ręką zza szyby i złościł się, że ja nie reaguję. Po audycji wyjaśniliśmy sobie sytuację.

 

Od dawna kojarzę Ciebie z rozgłośnią Radia Wrocław, a tym czasem doświadczenia radiowca zdobywałeś w Krakowie. Bardzo byłeś i jesteś aktywny, ciągle podejmujesz nowe działania. A jak to się stało, że ostatecznie wróciłeś do Wrocławia?

 

Zakochałem się w dziewczynie, która miała załatwioną pracę we Wrocławiu w charakterze nauczyciela wychowania muzycznego. W ciągu jednego dnia podjąłem decyzję i wyjechałem z Krakowa. Odwiedziłem moją dawną szkołę z okazji którejś rocznicy powstania. Gdy padła komenda „Do Hymnu”, pani przy fortepianie szepnęła, że nie zna nut. Szybko ją zastąpiłem i sytuacja została uratowana. Dostałem wówczas propozycję uczenia muzyki w Ośrodku. Kiedy uruchomiłem radiowęzeł, zaczęły się dziać rzeczy niesamowite, bo do kółka radiowego zgłosiło się 60 uczniów i wszyscy chcieli prowadzić audycje. To radio wielu osobom dawało szansę uczenia się i spełniania.

W 1989 r. powstał zespół „Do czasu”, dlatego że jedni kończyli szkołę, a przychodzili nowi. Wyjeżdżaliśmy na prawdziwe festiwale. Prowadziłem zajęcia muzyczne z dziećmi i młodzieżą, miałem pełne ręce roboty, ale trochę tęskniłem za radiem.

 

Podobno, jak się czegoś bardzo chce, to się to osiąga. Od lat znane i lubiane są Twoje audycje w Radiu Wrocław, ale jak to się stało, że otrzymałeś pracę w tej rozgłośni?

 

Razem z panią dyrektor Ośrodka byłem zaproszony do radia, aby opowiedzieć, jak nam się współpracuje ze szkołami muzycznymi.

Panie z trzech szkół zaczęły „świergotać” o tym, jak to chętnie przyjmują niewidomych. Ja się zagotowałem, bo parę dni wcześniej otrzymaliśmy odmowę przyjęcia naszych uczniów pod pretekstem, że nie ma instruktorów do prowadzenia zajęć z niewidomymi. Dość kategorycznie poprosiłem o wyjaśnienie tej sytuacji.

Po programie prowadzący spytał, skąd umiem zachować się jak zawodowy dziennikarz. Opowiedziałem o moim doświadczeniu oraz że moją pasją jest piosenka aktorska, autorska, kabaretowa. Redaktor obiecał, że na próbę odstąpi mi pół godziny swojej audycji muzycznej. Myślałem, że to mi się śni! Byłem trochę wystraszony, nowe studio, nowi ludzie. Na pierwszą audycję przyszedłem sam i poprosiłem portiera, żeby mnie podprowadził, ale on wytłumaczył, że nie może opuścić stanowiska. Usłyszałem w tej chwili stukanie obcasów, więc chwyciłem przechodzącą panią za łokieć i zawołałem: „szybko do studia słuchowiskowego”. Okazało się, że w ten sposób poznałem moją szefową.

 

Twoja audycja miała dobrą słuchalność i wkrótce dostałeś propozycję prowadzenia autorskiego programu w godzinach wieczornych.

 

Miałem dużo własnych materiałów jeszcze z Radia Akademickiego. Moją audycję nazwałem „Muzyczna cyganeria”. Zapraszam do niej gości, z którymi rozmawiam na żywo, a także tworzę cykle piosenek: poetyckie, kabaretowe, turystyczne, szanty. Program prowadzę od godz. 23:00 do 2:00 w nocy. Najbardziej lubię trzecią godzinę audycji, taką liryczną, na którą w dużej mierze składają się listy z przemyśleniami, pisane przez słuchaczy. Teksty te ubieram w odpowiednie melodie. W niedzielę, w tych samych godzinach, prowadzę audycję muzyczną wypełnioną przebojami od najstarszych po najnowsze.

 

W każdym tygodniu masz aż 6 autorskich godzin w Radiu Wrocław, co z pewnością wymaga sporych przygotowań redakcyjnych. Wiem, że jeszcze podjąłeś się prowadzenia internetowego Radia KSON.

 

Radio KSON utworzył bardzo aktywnie działający Karkonoski Sejmik Osób Niepełnosprawnych. Na program radiowy składają się audycje informacyjne, muzyczne, słuchowiska i wiadomości z regionu.

Nie jest to radio dla niepełnosprawnych, a raczej tworzone przez te osoby, adresowane do wszystkich słuchaczy. Pracuje w nim kilku wolontariuszy. Jest to radio tworzone z pasją.

W moim obecnym życiu dużą rolę odgrywa Stowarzyszenie „Widnokrąg” i powołana przeze mnie Fundacja „Chcę”. Obie te organizacje zajmują się moim „najnowszym dzieckiem”, którym jest Artystyczna Piwnica „Pod Sowami”. Odbywają się tutaj koncerty autorów śpiewających. Historia jej powstania pochodzi od Piotra Skrzyneckiego, który kiedyś powiedział, że takie Piwnice powinny być zakładane w różnych miastach.

 

Twoja działalność kulturalna i dorobek artystyczny są imponujące. Wydałeś już 5 płyt, nadal piszesz i wykonujesz na koncertach własne piosenki. W pełni zgadzam się z Twoją narzeczoną, która powiedziała: „Napisz książkę pt. «Zapomniałem, że nie widzę»”. Z okazji Nowego Roku życzę, aby wena twórcza nigdy Cię nie opuszczała, energia dopisywała, a słuchacze kochali i doceniali.

 

Dziękuję bardzo.

⤌ powrót do spisu treści

&&

W cudownym świecie opery i operetki ze Stowarzyszeniem „De Facto”

Agnieszka Zamojska

Z pewnością wielu Czytelników doskonale zna i docenia działalność Stowarzyszenia „De Facto”, polegającą na upowszechnianiu i udostępnianiu kultury i sztuki osobom niewidomym i słabowidzącym. Pragnę podzielić się własnym doświadczeniem czerpania z niesamowitego bogactwa świata opery i operetki, jakim od kilku lat obdarowuje mnie Stowarzyszenie „De Facto” w ramach projektu „Opera dostępna dla Osób Niewidomych”.

Pomysłodawcami tego dzieła i osobami bardzo zaangażowanymi w jego realizację są Pani Renata Nych i Pan Jerzy Myszak. Oto kilka słów o samej idei Opery dostępnej.

Każdy z uczestników projektu może poznawać piękno świata opery i operetki w bardzo przystępny sposób, praktycznie nie wychodząc z domu. Osoby zainteresowane otrzymują raz w miesiącu drogą pocztową operę lub operetkę zarejestrowaną na płycie DVD. Istnieje również możliwość odtwarzania tych dzieł przez Portal filmowy „Pociąg”. Wszystkie realizacje audio-video są opatrzone rzetelnie przygotowaną audiodeskrypcją. Warto zauważyć, że nagrania spektakli pochodzą z najsłynniejszych teatrów operowych świata, a wykonawcami są najznamienitsi śpiewacy ostatnich lat.

Ogromną zaletą omawianego projektu jest to, że każdy może odtworzyć nagranie w dogodnym dla siebie czasie, w zaciszu domowego ogniska. Ja osobiście bardzo lubię te wieczorne seanse przy dobrej kawie i ciastku, gdy zasiadam w wygodnym fotelu przy komputerze ze słuchawkami w uszach, by choć na chwilę oderwać się od otaczającej rzeczywistości i przenieść w nieznany, jakże bogaty i ciekawy świat przeżyć i muzycznych doznań. Oczywiście, taki odbiór dzieła muzycznego nigdy nie zastąpi udziału w spektaklu teatralnym, który jest swego rodzaju odświętnym wydarzeniem i zetknięciem z wykonawcami oraz muzyką w bezpośrednim przekazie na żywo. Jednak w moim odczuciu, z perspektywy osoby słabowidzącej, akurat w przypadku opery czy operetki, forma nagrania zarejestrowanego przez kamery i opatrzona audiodeskrypcją jest niezwykle cenna. Siedząc tuż przy ekranie komputera, mogę dostrzec choćby zarysy postaci, niekiedy wygląd ich twarzy w zbliżonych ujęciach kamery, a także kolorystykę scenografii i ruch sceniczny. A jeszcze bardziej jest to wszystko uszczegółowione dzięki towarzyszącej audiodeskrypcji.

W dobrym odbiorze i przeżyciu dzieła muzycznego niezbędna jest również znajomość libretta, i nie wystarczy, moim zdaniem, zapoznać się z nim jedynie przed wysłuchaniem opery. Dzięki udostępnianym nam nagraniom z tłumaczeniem tekstu partii wokalnych na język polski, możemy śledzić na bieżąco przebieg akcji, losy bohaterów, możemy wczuwać się w ich stany emocjonalno-uczuciowe. W moim odbiorze opery, czasami jest za dużo audiodeskrypcji oraz dosłownego tłumaczenia tekstu, a wolałabym móc skupić się bardziej na słuchaniu muzyki, która sama w sobie niesie silny ładunek emocjonalny, oddziałuje na wyobraźnię i nasuwa pewne przemyślenia, np. pod kątem utożsamiania się bądź nie z różnymi postawami bohaterów. Z drugiej jednak strony treści zawarte w ariach i duetach, choćby w operze „Madame Butterfly”, są tak piękne, że szkoda byłoby je pominąć i ich nie przeżyć wspólnie z bohaterami.

Od początku mojego uczestnictwa w projekcie zapoznałam się aż z dwudziestoma wielkimi dziełami najwybitniejszych twórców sztuki operowej i operetkowej. Wymienię spośród nich te, które wywarły na mnie największe wrażenie i zapadły w pamięć: „Halka” Stanisława Moniuszki, „Madame Butterfly”, „Tosca” Giacomo Pucciniego, „Aida”, „Traviata”, „Rigoletto”, „Macbeth” Giuseppe Verdiego, „Carmen” Georgesa Bizeta, „Włoszka w Algierze” Gioacchino Rossiniego, „Wesoła wdówka” Ferenca Lehara, „Zemsta nietoperza” Johanna Straussa, „Księżniczka Czardasza” Imre Kalmana. Niewątpliwie mamy tu do czynienia z klasyką muzyki operowej i operetkowej na przestrzeni dziejów. Przemawiają do mnie i poruszają zarówno dzieła nasycone dużym dramatyzmem, jak i te, które niosą lekkość.

Stowarzyszenie „De Facto”, w osobach Pani Renaty Nych i Pana Jerzego Myszaka, nie pozostawia odbiorców samych sobie. W odniesieniu do każdej kolejnej zadanej do wysłuchania opery czy operetki, są organizowane cykliczne spotkania online, zrzeszające miłośników tego rodzaju sztuki muzycznej. Każde takie spotkanie jest animowane z ogromną otwartością i serdecznością przez wspomnianych powyżej twórców projektu. Osobami prowadzącymi te wieczorne spotkania są zaproszeni goście, wybitni znawcy sztuki operowej, którzy dzielą się z uczestnikami swoją wiedzą i doświadczeniem w tym zakresie, a także osobistymi odczuciami. Wiele można dowiedzieć się m.in. na temat struktury i cech charakterystycznych dla opery i operetki, kontekstu historycznego danego dzieła, sylwetki kompozytora, poznać bliżej libretto i poszczególne wątki w przebiegu akcji, a także zdobyć wiedzę dotyczącą różnorodności stylów i gatunków muzycznych występujących w utworze, stosowanych środkach wyrazu muzycznego, jakie wpływają m.in. na charakterystykę poszczególnych postaci.

Po wysłuchaniu prelekcji uczestnicy spotkania są zachęcani do dyskusji i zadawania pytań osobie prowadzącej. Podejmowane są wówczas tematy dotyczące indywidualnych odczuć i spostrzeżeń co do przekazu muzycznego, wykonawstwa instrumentalnego oraz wokalnego, w tym śpiewu solowego oraz zespołowego z ukierunkowaniem na emocje, wyobraźnię, doznania estetyczne, słuchowe, wzrokowe.

Obecnie osobą prowadzącą spotkania online jest Pan Rafał Domagała - absolwent Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi, przez wiele lat zawodowo związany z Teatrem Wielkim w Łodzi, gdzie kierował działem koordynacji pracy zespołów artystycznych w zakresie realizacji repertuaru, obecnie kierownik Biura Programowego Filharmonii Łódzkiej im. Artura Rubinsteina. Pan Rafał Domagała to prawdziwy znawca i miłośnik sztuki operowej. Kilkakrotnie miałam przyjemność uczestniczenia w spotkaniach z Operą dostępną, organizowanych przez Stowarzyszenie „De Facto” na żywo w Teatrze Wielkim w Łodzi. Wówczas Pan Rafał w niezwykle profesjonalnym i interesującym przekazie wprowadzał nas w świat opery, której mieliśmy być odbiorcami. Taki też charakter mają obecne spotkania online, są niezwykle wartościowe i bogate w treści, a przy tym przebiegają w miłej, kulturalnej atmosferze, gdzie wyczuwa się dobry smak i styl wypowiedzi, a także duże wyczucie i szacunek w podejściu do uczestników-amatorów nieposiadających wiedzy w dziedzinie sztuki muzycznej.

Ogromnie się cieszę, że mam możliwość obcowania z piękną muzyką i z osobami, które z pasją i w przystępny sposób potrafią o niej opowiadać. Pragnę serdecznie zachęcić Czytelników do powiększenia grona miłośników opery w ramach projektu „Opera dostępna dla Osób Niewidomych”. Wszelkie informacje na temat dostępu do spektakli oraz udziału w spotkaniach online można uzyskać poprzez kontakt ze Stowarzyszeniem „De Facto”, pisząc na adres zarzad@defacto.org.pl oraz odwiedzając stronę https://www.defacto.org.pl/opera.html.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Subiektywne podsumowanie 2023 roku

Radosław Nowicki

Rok 2023 dobiegł końca. Jaki on był? Na pewno trudny, bo nacechowany niepewnością, inflacją i konfliktami wojennymi. Osoby z niepełnosprawnością też nie miały łatwo, bo nie doczekały się ani zmian w orzecznictwie, ani ustawy o asystencji. Pojawiło się za to nowe świadczenie oraz wypożyczalnia sprzętu działającego na zasadach technologii wspomagających. Zapraszam na subiektywne podsumowanie minionych dwunastu miesięcy.

 

A jak Aaron James - pierwszy człowiek na świecie, który w maju w Nowym Jorku przeszedł przeszczep oka. Operacja zakończyła się częściowym sukcesem, bowiem przeszczep się przyjął, ale nerw wzrokowy pacjenta po kilku miesiącach od operacji nie odbudował się, przez co nie odzyskał on wzroku w przeszczepionym oku.

B jak blind tenis - dyscyplina, która w Polsce rozwija się bardzo prężnie. W 2023 roku w Giebułtowie pod Krakowem odbyły się po raz pierwszy w Polsce mistrzostwa świata, w których reprezentanci Polski sięgnęli po 4 medale. Wśród nich był Michał Stypa, który w kategorii B3 został wicemistrzem świata, a wcześniej wywalczył brązowy medal w Birmingham w igrzyskach sportów nieparaolimpijskich.

C jak Centralna Wypożyczalnia Technologii Wspomagających - od września ruszyła pierwsza w Polsce centralna wypożyczalnia sprzętu dla osób z niepełnosprawnościami. W jej ramach osoby z dysfunkcją narządu wzroku mogą wypożyczyć drukarki brajlowskie, linijki brajlowskie, powiększalniki, a także skorzystać z programu służącego do translacji brajla na czarnodruk. Lista dostępnego sprzętu ma się ciągle powiększać.

D jak demokracja - niby najlepszy ustrój na świecie, ale ma on swoje blaski i cienie. Na wrześniowym posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego w Bahrajnie większością głosów do startu w paraigrzyskach zostali przywróceni parasportowcy z Rosji i Białorusi, czyli krajów, które odpowiedzialne są za agresję w Ukrainie.

E jak Europejski Akt o Dostępności - dokument, który wskazuje wymogi dostępności wybranych produktów i usług. Ma on ułatwić osobom z różnymi dysfunkcjami korzystanie z komputerów, smartfonów, terminali płatniczych, urządzeń do odprawy samoobsługowej, automatów biletowych, a także bankowości detalicznej i e-handlu. Jego założenia mają wejść w życie w 2025 roku.

F jak frekwencja - wybory parlamentarne w 2023 roku pokazały, że demokracja w Polsce ma się nieźle. Został w nich bowiem pobity frekwencyjny rekord, a z czynnego prawa wyborczego skorzystało 74,38% uprawnionych do głosowania obywateli. Ogółem zagłosowało 21 966 891 osób.

G jak Gołaś Michał - niedowidzący narciarz alpejski, który jest medalową nadzieją Polski na igrzyska paraolimpijskie w Cortinie D’Ampezzo. W 2023 roku wraz z przewodnikiem Kacprem Walasem wygrał Puchar Świata w Szwajcarii, a w odbywających się w Espot mistrzostwach świata wywalczył brązowy medal w kombinacji alpejskiej.

H jak Hamas - organizacja terrorystyczna, która atakiem na Izrael wywołała kolejny konflikt światowy, w którym giną niewinni ludzie zarówno po izraelskiej, jak i palestyńskiej stronie. Najgorsza sytuacja była w strefie Gazy, z której przez wiele dni nie mogli wydostać się cywile uciekający przed śmiercią.

I jak inflacja - z tym pojęciem ekonomicznym w zeszłym roku zetknął się chyba każdy Polak. Ceny towarów i usług rosły w zastraszającym tempie. Najwyższy wskaźnik osiągnęła w lutym, kiedy wyniosła 18,4% i była najwyższa od grudnia 1996 roku. Na szczęście później powoli zaczęła spadać.

J jak Jakubowski Marek - tyflopedagog, nauczyciel w ośrodku szkolno-wychowawczym w Owińskach, człowiek, który wychował kilka pokoleń młodzieży z dysfunkcją narządu wzroku. Niestety, jego ziemska misja dobiegła już końca. Niespodziewanie bowiem zmarł w sierpniu w wieku 65 lat.

K jak Kossakowski Aleksander - polski niewidomy biegacz, który z przewodnikiem Krzysztofem Wasilewskim wywalczył brązowy medal mistrzostw świata w biegu na 1500 metrów we Francji. Polak okazał się słabszy tylko od reprezentanta Brazylii i Japonii, a tak dobry wynik rozbudził nadzieję także na sukces w igrzyskach paraolimpijskich.

M jak Marczuk Otylia - wraz z pilotką Ewą Bańkowską sięgnęła po srebrny medal w parakolarskich mistrzostwach świata w wyścigu ze startu wspólnego w szkockim Glasgow oraz zdobyła 2 medale odbywających się w Rotterdamie mistrzostw Europy w sportach paraolimpijskich - srebrny w jeździe indywidualnej na czas i brązowy w wyścigu ze startu wspólnego.

N jak nadzieja - musi ona towarzyszyć nam w tych niepewnych czasach. Trzeba wierzyć, że konflikty ustaną, że kolejny rząd pochyli się nad problemami osób z niepełnosprawnością i że rozpoczęty już rok będzie łaskawszy dla ogółu społeczeństwa niż ten, który niedawno dobiegł końca.

O jak opłata kaucyjna - w 2023 roku została podpisana ustawa tworząca w Polsce system kaucyjny. Ma on zacząć działać od 1 stycznia 2025 roku i objąć jednorazowe butelki z tworzyw sztucznych o pojemności do 3 litrów, szklane butelki wielorazowego użytku o pojemności do 1,5 litra, a także metalowe puszki o pojemności do 1 litra. Opłata kaucyjna ma wynosić 50 groszy.

P jak Paweł Wdówik - niewidomy kandydat na posła z list Prawa i Sprawiedliwości. Startował z trzeciego miejsca w okręgu warszawskim. W wyborach uzyskał nieco ponad 4 tysiące głosów, ale nie wystarczyło mu to do objęcia mandatu posła dziesiątej kadencji.

R jak reformy widmo - duże nadzieje były wiązane z Pawłem Wdówikiem, który został pełnomocnikiem rządu do spraw osób z niepełnosprawnościami. Kilkukrotnie zapowiadał dwie niezbędne reformy - orzecznictwa oraz ustawę o asystencji osobistej, ale żadnej z nich nie udało się w 2023 roku wdrożyć w życie.

S jak socjalna renta - w 2023 roku pojawił się obywatelski projekt ustawy, który zrównywał wysokość renty socjalnej z wysokością najniższej pensji, ale ugrzązł on w sejmowej zamrażarce. Po zmianie opcji rządzącej pojawiła się szansa na wdrożenie go w życie.

T jak tyflomapy parków i ogrodów - trwają prace nad stworzeniem specjalnych map, które umożliwią osobom niewidomym poznanie różnych stylów architektonicznych w odniesieniu do parków i ogrodów: barokowego (park w Wilanowie), renesansowego (tarasy przy Zamku w Książu), romantycznego (park w Arkadii), japońskiego (Ogród Japoński we Wrocławiu) oraz angielskiego (park w Krasiczynie).

U jak Ukraina - to kraj, w którym nadal trwają działania wojenne. Codziennie giną nie tylko cywile, ale także żołnierze, a ich straty można liczyć już w setkach tysięcy. Na froncie jest impas. Nie zanosi się na to, że w najbliższych tygodniach rozlew krwi zostanie zakończony.

W jak wspierające świadczenie - nowe świadczenie dla osób z niepełnosprawnością, które powoduje, że państwo przenosi wsparcie z opiekuna na dorosłą osobę z niepełnosprawnością. Wysokość świadczenia będzie zależała od oceny potrzeby wsparcia. Zmianą na plus jest umożliwienie opiekunom dzieci łączenie pobierania świadczenia z pracą zarobkową.

Z jak „Zakochany po uszy” - książka Piotra Witka, która jest subiektywnym zbiorem praktyk i porad związanych z posiadaniem psa przewodnika. Jest to obowiązkowa lektura dla wszystkich osób niewidomych, które chciałyby starać się o czworonożnego przewodnika. Książkę za darmo można pobrać ze strony www.mojaszuflada.pl.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Warto posłuchać

Izabela Szcześniak

Pragnę polecić wszystkim Czytelnikom książkę Barbary Wysoczańskiej pt. „Świat na nowo”.

W lutym 1946 roku rodzina Malczewskich zostaje zmuszona do wyjazdu z Drohobycza na ziemie odzyskane.

Ojcu, Tadeuszowi Malczewskiemu - sławnemu pianiście, trudno jest rozstawać się z domem i fortepianem. Cała rodzina wraz z innymi repatriantami w bydlęcych wagonach zostaje przewieziona na ziemie odzyskane. Podczas podróży w warunkach uwłaczających ludzkiej godności, z powodu głodu oraz szerzących się chorób, wielu repatriantów zmarło. Po trzech miesiącach pociąg stanął na małej stacji kolejowej w Nowej Soli. Tadeusz Malczewski zachorował na serce, jego stan był bardzo poważny. Pomoc otrzymał od kierownika Urzędu Repatriacyjnego, oficera współpracującego z Urzędem Bezpieczeństwa - Szczepana Andryszka. Młodsza córka pianisty - Lidia Malczewska, spodobała się Szczepanowi.

Podczas wojny dziewczyna była pielęgniarką, dlatego wyraziła zgodę na pracę w radzieckim szpitalu w Nowej Soli, w którym, dzięki pomocy Andryszka, został umieszczony jej chory ojciec. Otrzymała także wyżywienie i mieszkanie w kamienicy w pobliżu szpitala.

Wkrótce, starsza córka pianisty, Zofia Klimek, wraz z mężem i dziećmi, dzięki pomocy Szczepana przenosi się do ładnego mieszkania w poniemieckiej kamienicy. Kilka dni po przeprowadzce kobieta na strychu znajduje ukrywającą się Niemkę z małym synkiem. Męża Grety zamordowali żołnierze Armii Czerwonej. Widząc wyczerpanie kobiety i jej dziecka, Zofia postanowiła udzielić im pomocy. Greta otrzymała schronienie do czasu kolejnego transportu Niemców do swojej ojczyzny. Zofia poprosiła o pomoc Andryszka, który pomyślnie załatwił sprawę wysiedlenia ukrywającej się w swoim dawnym mieszkaniu kobiety.

W listopadzie 1945 roku, na Lubelszczyźnie przez sowieckich żołdaków zostaje zamordowana sanitariuszka AK, Danuta Zaręba. Janek, żołnierz AK rozpacza po śmierci narzeczonej. Major Marian Działyński (pseudonim Duch) zwalnia chłopaka z przysięgi wojskowej. Janek musi wyjechać i zacząć żyć na nowo. W 1946 roku wyjeżdża do Wrocławia, by zemścić się na konfidencie, który w Urzędzie Bezpieczeństwa udzielił informacji o działalności Danusi w konspiracji. Nie dane mu było jednak dotrzeć do celu. Po wejściu żołnierzy radzieckich do pociągu, Janek stanął w obronie młodej kobiety, którą czerwonoarmiści zamierzali zgwałcić. Wściekli żołdacy skatowali chłopaka i porzucili na bocznicy kolejowej w Nowej Soli.

Dobry człowiek zauważył leżącego, ciężko rannego chłopaka i zawiózł go do radzieckiego szpitala. Operuje go rosyjski lekarz, który daje rannemu nikłe szanse na przeżycie. Nieprzytomnego Janka umieszczono w sali, w której leży chory ojciec Lidii. Lekarze zlecili dziewczynie opiekę nad rannym pacjentem. Mimo niewielkich szans na przeżycie, jego stan zaczyna się poprawiać. Lidia otacza chłopaka troskliwą opieką, a w jej sercu kiełkuje uczucie miłości. We śnie Janka dręczą koszmary i wzywa imienia zmarłej narzeczonej. Podczas rozmowy z Lidią często mówi o ukochanej Danusi. Młoda pielęgniarka, widząc, że ranny młodzieniec nie odwzajemnia jej uczucia, zaczyna przekazywać opiekę nad chłopakiem innym koleżankom.

Nadszedł dzień, w którym Jan zostaje wypisany ze szpitala. Myśląc, że chłopak ciągle kocha zmarłą narzeczoną i do niej tylko należy jego serce, dziewczyna nie starała się kontynuować tej znajomości.

Wkrótce losy młodych ludzi na nowo się splatają. W sercu Janka zakiełkowało uczucie miłości. Zapragnął ułożyć sobie życie z Lidią.

Janek decyduje się na wyjazd do Wrocławia, by szukać konfidenta, który w Urzędzie Bezpieczeństwa doniósł na jego narzeczoną. Po odnalezieniu go zrezygnował z pomszczenia Danusi i pozostawił donosiciela przy życiu.

Z Wrocławia chłopak przenosi się na Lubelszczyznę. W swoich rodzinnych stronach czuje się osamotniony i decyduje się na powrót do Nowej Soli.

Podczas nieobecności chłopaka dochodzi do romansu Lidii z Andryszkiem. Po powrocie do Nowej Soli, Janek nadal spotyka się z Lidką Malczewską, a miłość między nimi się umacnia. Wkrótce dziewczyna zauważa, że jest w ciąży ze Szczepanem i decyduje się na rozstanie z ukochanym.

Lidia przeprowadza się do mieszkania Andryszka i zawiera z nim związek małżeński, ale tęskni za Janem, z którym kontakt całkowicie się urywa. W przetrwaniu trudnego okresu w życiu pomaga dziewczynie miłość do dziecka, które ma przyjść na świat.

Jakie będą dalsze losy Jana i Lidii? Przeczytajcie sami! Barbara Wysoczańska „Świat na nowo”, czyta Olga Żmuda, książka dostępna w formatach Daisy i Czytak.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

Emilia Ciesielska - notka o autorce

Kilka słów o mnie

Urodziłam się w 1988 roku w Bydgoszczy, gdzie mieszkam do dziś. Jestem osobą całkowicie niewidomą. Wzrok utraciłam, mając niespełna dwa lata. Ukończyłam liceum ogólnokształcące w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym im. Louisa Braille’a w Bydgoszczy, a kilka lat później Policealne Studium Masażu w tym mieście. Interesuję się przyrodą, literaturą, muzyką, historią, geografią i medycyną.

Pierwsze próby tworzenia poezji podjęłam już na etapie nauki w gimnazjum, a później kontynuowałam w liceum; nie traktowałam ich jednak zbyt poważnie, mimo zachęty ze strony pań polonistek. Po zakończeniu edukacji szkolnej na jakiś czas w ogóle zarzuciłam pisanie. Wróciłam do niego na dobre kilka lat temu i od tamtej pory staram się rozwijać w tym kierunku.

Mam na swoim koncie publikację w miesięczniku literackim „Akant” oraz w szkolnym tomiku poezji pt. „Zaludnić wyobraźnię”.

 

Wiersze wybrane

Emilia Ciesielska

Gwiazdka z Betlejem

Mała gwiazdko, coś z Betlejem
W tamtą świętą noc
Radość słała i nadzieję,
Sławiąc Bożą moc,
Któraś słodką wieść głosiła,
Że w stajence tam
Panna Syna porodziła
Na zbawienie nam;
Ciebie posłał Bóg wszechmocny,
By twój jasny blask
Wieszczył nam na niebie nocnym
Bezmiar Jego łask,
Które ze stajenki lichej
Na świat cały zlał,
Gdy nam owej nocy cichej
Syna swego dał.
Tyś to mędrców z krajów wschodnich
Prowadziła tam,
Świecąc jaśniej od pochodni,
Gdzie zrodzony Pan.
Dążąc w ślad za twą jasnością
Poprzez obcy ląd,
Odnaleźli Go z radością
I złożyli hołd.
Dziś, gdy tyle niepokoju,
Tyle ciężkich trosk,
Gdy się ludzie smucą, boją,
Gdy niepewny los,
Ty nam zalśnij, gwiazdko droga,
Na niebie się wznoś;
Wieść o narodzeniu Boga,
Jak przed laty głoś.
Jak po zimie kwieciem wiosna
Obsypuje sad,
Niech nowina ta radosna
Tak ozdabia świat.
Niechaj blask twój migotliwy
Przypomina nam,
Że wśród nas jest Bóg prawdziwy,
Zbawca nasz i Pan.
On rozproszy wszelkie troski,
Otrze każdą łzę,
Sercom pokój ześle Boski,
Niebo dać nam chce.
Więc jak mędrców prowadziłaś
W tamten święty czas,
Tak i dzisiaj, gwiazdko miła,
Prowadź wszystkich nas
Do stajenki, gdzie Przedwieczna
Światłość w żłobie śpi -
Nasza pociecha serdeczna
Pośród szarych dni.

(06 stycznia 2020)

 

Zimowa tęsknota

Za wiosną tęsknię - tą młodą, zieloną,
Skąpaną w rosie chłodnej i pachnącej,
Pierwszym nieśmiałym kwieciem przystrojoną
I uśmiechniętą blado pierwszym słońcem.
Wśród ponurego zimowego mroku
Dni jednostajnych, z zimna kostniejących,
Do jej ciepłego, promiennego wzroku
Tęsknię i do jej rąk radość niosących,
Którymi hojnie rozdziela swe dary
Ziemi spragnionej życia i kwitnienia,
Jak dobra wróżka roztaczając czary,
Przez które świata oblicze przemienia.
Za wiosną tęsknię - tą świeżą, powabną,
Która jak motyl na świat się wyłania
Odrzucający powłokę niezgrabną,
Co go w żywota pierwszych dniach osłania.
Ona się także z zimy osłon burych
Z wolna, jak gdyby z trudem wydobywa,
Niwecząc śniegi, rozpędzając chmury,
Zza których słońca złoty blask przyzywa;
Wreszcie się w pełnej krasie ukazuje -
W młodziutką zieleń strojna, ukwiecona;
Świat cały wzrokiem czułym obejmuje,
Jakby go chciała pochwycić w ramiona.
Za wiosną tęsknię - tą słodką, łagodną,
Co niby wonny balsam na świat spływa
I zimy ręką surową i chłodną
Zadane rany troskliwie obmywa.
Za tą, co słońca łagodną pieszczotą
I lekkim wiatru ciepłego oddechem
Ziemię spętaną zimową drętwotą
Ze snu przebudza witając uśmiechem.
Za wiosną tęsknię, co ze stron dalekich
Wędrowne ptaki wzywa do powrotu,
Z lodowych kajdan oswabadza rzeki,
Ich radosnego spragniona bełkotu;
Po łąkach, sadach moc kwiatów rozsiewa,
Co jak klejnoty zdobią ziemi szatę,
I słodkie wonie w kielichy ich wlewa,
By świat darzyły cudnym aromatem.
Za wiosną tęsknię - za jej słodką mową
Ptasich szczebiotów i brzęczeń owadzich;
Za żab wieczorną orkiestrą majową,
Nocnym słowika trelem w starym sadzie,
Za szeptem wiatru pośród młodych listków,
Melodią deszczów szemrzących radośnie,
Śpiewem strumyka w leśnym uroczysku,
Donośnym werblem dzięcioła na sośnie…
Za każdym dźwiękiem tej wielkiej kapeli
Rządzonej wiosny potężnym skinieniem,
Której się graniem cały świat weseli,
Znużony długim zimowym milczeniem.
Za wiosną tęsknię - a wokół wciąż zima
I nadal wszystko w bieli śniegów tonie;
Mróz ciągle wody w swych okowach trzyma,
A lodowaty wicher chmury goni,
Co buro-siną skłębioną oponą,
Jak zgrzebną płachtą, niebo okrywają
I złotą słońca twarz rozpromienioną
Przed ludzkim wzrokiem zazdrośnie chowają.
Zdarza się przecież, że słońce promieniem
Jak kindżał ostrym przetnie te zasłony,
Co ołowianym, ponurym sklepieniem
Świat okrywają w mroku pogrążony,
By go jasnością swoją rozweselić.
Obraca wtenczas oko promieniste
Na ziemię w chłodnej zatopioną bieli,
Rzucając na nią refleksy ogniste.
Lecz nawet wówczas - osłabione jeszcze -
Niczego blaskiem swoim nie rozgrzewa
I igra tylko, krzesząc iskier deszcze
W srebrzystych szronach, co okryły drzewa.
A przecież siła potężna w nim drzemie,
Zdolna zniweczyć te zimne ozdoby
I przemarzniętą, odrętwiałą ziemię
Spod warstwy śniegów zleżałych wydobyć.
Za wiosną tęsknię, by słońce zbudziła
Pieśnią skowronków, żurawim klangorem,
I całą siłę jego wydobyła
Do walki z zimy słabnącym oporem.
O, niech nareszcie przyjdzie, upragniona,
Czuła na ziemi stęsknionej wołanie;
Tyranię zimy niech prędko pokona
I świat w swe słodkie weźmie posiadanie.

 

Ostatni taniec

Jeszcze raz, póki wciąż gra muzyka;
Jeszcze raz zatańczyć z tobą chcę.
Noc jak czarny kot prędko umyka.
Może więcej nie spotkamy się?
Los nas dzisiaj zetknął niespodzianie. -
Korzystajmy z tego, póki czas.
Jeszcze raz niech nas połączy taniec,
Zanim życia nurt rozniesie nas.
Nic o tobie nie wiem, a ty o mnie;
Jutro pewnie nie przyniesie zmian.
Kilka miłych, mało ważnych wspomnień -
Tylko tyle pozostanie nam.
Więc nim świt przyniesie nam rozstanie,
Nim przygoda nasza skończy się,
Daj mi, proszę, jeszcze jeden taniec,
Abym dłużej pamiętała cię.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

Jak wygląda dostępność szpitali?

Anna Haupka

Pobyt w szpitalu nikomu z nas nie kojarzy się dobrze i raczej nie wiąże się z dobrymi wspomnieniami. Lęk, obawa o swoje zdrowie i niepewność, to najczęstsze emocje, które nam wówczas towarzyszą. Dla osoby niewidomej pobyt w szpitalu jest podwójnie trudny. Znajduje się bowiem ona nagle w przestrzeni, której kompletnie nie zna, nie wie, jak się w niej odnaleźć, a personel niejednokrotnie nie wie, w jaki sposób fachowo pomóc oswoić się z tą sytuacją. Gdy osoba z dysfunkcją wzroku usłyszy: „proszę udać się pod tamten gabinet”, nie będzie wiedziała, w którą stronę ma pójść.

Niewidoma dziewczyna trafia na izbę przyjęć jednego ze szpitali na Śląsku. Jest tam sama, ponieważ zostaje przywieziona przez karetkę. Personel jest nieco zagubiony, a lekarz, mówiąc, że nie ma miejsca w ich placówce, chce odesłać ją do innego szpitala, nawet w sąsiednim województwie. Nie wzięto pod uwagę, że zostanie tam ona sama, bo jej rodzina i asystent nie będą w stanie dojeżdżać tak daleko.

Ratuje ją dopiero brak miejsc w innych placówkach i w końcu zostaje przyjęta. Spędza jednak noc na korytarzu, nie ma swojej szafki, miejsca na rzeczy osobiste, śpi więc z plecakiem i torbą na łóżku. Trudno jednak powiedzieć, że śpi, ponieważ w nocy kręcą się inni pacjenci, jeden z nich wkłada palce do oczu dziewczyny, by sprawdzić, czy naprawdę nie widzi.

Brzmi, jak scenariusz jakiegoś dramatu, jednak to prawdziwe zdarzenie, a placówka ta mało ma wspólnego z dostępnością. Poczucie bezpieczeństwa tej pacjentki zostało poważnie naruszone, a to jeszcze nie koniec. Kiedy już otrzymała swoją salę, w której wreszcie się odnalazła, nauczyła się drogi do łazienki czy gabinetu zabiegowego, spędziła na niej tylko kilka dni.

Pewnego dnia, gdy wyszła na spacer, jej rzeczy zostały bez pytania zabrane i przeniesione do innej sali. Kiedy wróciła, nie znalazła swoich rzeczy osobistych i przerażona myślała, że została okradziona. Cały proces adaptacji musiał rozpocząć się od nowa. Dla nikogo nie było ważne, że tamtą przestrzeń już poznała, bowiem tak przenoszono praktycznie wszystkich pacjentów, ciągle zmieniając im salę. Zatem, można powiedzieć, że została potraktowana na równi z innymi, ale czy w tej konkretnej sytuacji nie należało spojrzeć trochę inaczej i dostosować procedury do szczególnych potrzeb pacjentki?

Poddając krytycznej analizie ten przypadek, oczywiście, należy wziąć pod uwagę, że personel może nie wiedzieć, w jaki sposób podejść do osoby niewidomej, jednak w tej sytuacji niestety ignorowano wszelkie dobre rady. Zdarzały się oczywiście pojedyncze osoby, które wiedziały, jak np. prowadzić osobę niewidomą, w jaki sposób opisywać jej przestrzeń, ale w ogólnej ocenie, dostępność w tej placówce była na niskim poziomie. Strona internetowa była nieintuicyjna i zawierała nieaktualizowane informacje. Placówka również nie miała wyznaczonej osoby do pełnienia funkcji koordynatora dostępności, a ustawa o dostępności mówi przecież, że każda placówka publiczna ma mieć taką osobę wyraźnie wskazaną.

Niejako w kontrze do opisanego powyżej przypadku jest historia niewidomej pacjentki oddziału ginekologicznego jednego ze szpitali w Katowicach. Kiedy dziewczyna tam trafiła, już na izbie przyjęć pielęgniarka powiedziała do jej asystentki, iż ta może już pójść, bo personel świetnie sobie poradzi. Tak też faktycznie było. Jak to w przypadku przyjęć bywa, jest wiele dokumentów do podpisania; pielęgniarka z ogromną cierpliwością i wyrozumiałością podawała kolejne karty, czytając je i ustawiając ramkę do podpisu w odpowiednim miejscu. Po przyjęciu na oddział inni lekarze zostali poinstruowani przez lekarkę prowadzącą, jak prowadzić i pomagać w dotarciu na poszczególne badania. Oczywiście, pacjentkę bardzo dokładnie oprowadzono po sali i okolicznych potrzebnych punktach, by mogła się sama poruszać. Pacjentka po wyjściu z tej placówki powiedziała, że po raz pierwszy nie czuła się problemem dla personelu, a trochę szpitali już w swoim życiu odwiedziła.

Zatem dostępność dla osób ze szczególnymi potrzebami w tej lecznicy można ocenić bardzo wysoko. Jednak należy tutaj podkreślić, że w tym przypadku widoczne były zarówno rozwiązania proceduralne, jak i czynnik ludzki. Z opisu można wywnioskować, iż personel był wcześniej przeszkolony, jak należy pomagać osobom niewidomym. Takich szkoleń jest jednak zdecydowanie za mało. Na oddziale okulistyki, gdzie, zgodnie z przeznaczeniem tego oddziału, można by się spodziewać, że lekarze będą odpowiednio przeszkoleni, w istocie tak nie jest. Wielu z nich nie ma pojęcia, jak prowadzić osobę niewidomą, jak pomagać przy podpisywaniu dokumentów, czy jak opisać otaczającą przestrzeń.

Zatem należy się zastanowić, jaki jest klucz do wprowadzenia dostępności w szpitalach? Po pierwsze, właśnie szkolenia dla personelu, jak pomagać. Po drugie, zadbanie o dostępną stronę internetową dla osób korzystających z czytników ekranu. Chodzi tutaj głównie o intuicyjność i funkcjonalność, bowiem najważniejsze jest, aby szybko znaleźć dane kontaktowe do poszczególnych oddziałów, zaktualizowane informacje o infolinii Rzecznika Praw Pacjenta i oczywiście kontakt do koordynatora dostępności. Po trzecie, wprowadzenie procedur i jasnych zasad, jakie prawa przysługują pacjentowi z niepełnosprawnością i do kogo może się udać w razie problemów z dostępnością. Po czwarte, ważne jest indywidualne podejście do każdego pacjenta, chociażby w odniesieniu do godzin odwiedzin. Nie zawsze bowiem jest możliwość, aby np. asystent osobisty, który ma konkretne godziny przypisane do pracy z daną osobą, dostosował się do obowiązujących godzin wizyt.

Podsumowując, na podstawie powyższych przypadków trzeba jasno powiedzieć, że zapewnienie dostępności to nie tylko wprowadzone przepisy, ale przede wszystkim czynnik ludzki. Ważna jest również empatia i proste zapytanie niewidomego pacjenta, jakiej pomocy lub adaptacji potrzebuje. Pani ordynator oddziału neurologii zaproponowała niewidomej licealistce, że gdy popołudniami będą odwiedzały ją koleżanki, mogą się uczyć i nadrabiać szkolne zaległości w jej gabinecie. Zatem w dużej mierze, to od drugiego człowieka zależy, czy zarządzając daną placówką, będzie dla niego istotne, aby każdy pacjent czuł się ważny i traktowany z równym zaangażowaniem. W procesie zdrowienia ważne jest również informowanie pacjenta o jego stanie zdrowia, przyjmowanych lekach i poszczególnych zmianach, co ma znaczenie w odniesieniu nie tylko do pacjentów z niepełnosprawnościami.

Wiemy też, że wiele szpitali boryka się z problemami finansowymi, brakuje środków na zapewnienie podstawowych świadczeń zdrowotnych, dobrych warunków pobytu, więc gdzie jeszcze myśleć o dostępności dla osób o szczególnych potrzebach? Jednak czasami wystarczy odrobina dobrej woli, trochę wyobraźni i garść ludzkiej życzliwości. Dostępność bowiem nie zawsze musi kosztować.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Osoba niepełnosprawna a służba zdrowia

Krystian Cholewa

Misją każdego szpitala, ośrodka rehabilitacyjnego, zakładu leczniczego było jest i będzie ratowanie zdrowia i życia pacjenta. Jednak, by samopoczucie poprawiało się, potrzeba przede wszystkim wsparcia ze strony lekarzy, pielęgniarek i czysto ludzkiej empatii oraz udogodnień, które umożliwią w miarę dobre funkcjonowanie pacjenta w czasie procesu dochodzenia do pełni sił.

Od urodzenia jestem osobą niepełnosprawną. W dzieciństwie musiałem dłuższy czas przebywać w szpitalu. Bardzo dobrym rozwiązaniem była tam działająca szpitalna szkoła, gdzie mogłem cały czas się rozwijać, nie mając przy tym zaległości w nauce po powrocie do domu.

Przez dekady odwiedziłem dużo podmiotów leczniczych, nie zawsze jako pacjent. Sama operacja nie sprawiła, że mój stan zdrowia uległ znacznej poprawie, do tego jeszcze była potrzebna intensywna, długa rehabilitacja przez całe lata. Dlatego, co roku w czasie ferii zimowych i wakacji wyjeżdżałem na turnusy rehabilitacyjne do różnych ośrodków, od morza, przez Wielkopolskę, Dolny Śląsk, aż po Tatry.

Generalnie, dostępność tych ośrodków była uwarunkowana okresem ich powstania; te, które powstały w latach 70. XX wieku, a może i wcześniej, zawsze przed wejściem do budynku miały strome schody, nie było żadnego podjazdu ani zewnętrznej windy, musiałem więc korzystać z pomocy moich bliskich. Natomiast dobrym przykładem był Ośrodek Rehabilitacyjny dla Dzieci i Młodzieży w Rusinowicach w województwie śląskim. Pomimo tego, że powstał już w 1994 roku, był w pełni dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych, w szczególności tych na wózkach inwalidzkich. Przemieszczanie się po nim nie stanowiło najmniejszego problemu, ponieważ nie było barier architektonicznych, nie musiałem pokonywać żadnych schodów. Zarówno pokoje, jak i gabinety rehabilitacyjne, w tym basen pływacki, znajdowały się na tym samym piętrze. Było to bardzo dogodne rozwiązanie dla wszystkich pensjonariuszy. Jednak obecnie jeszcze są zakłady opieki zdrowotnej, gdzie przestrzeń nie jest dostosowana do potrzeb osób starszych i schorowanych. Winda osobowa w przychodni, do której uczęszczam, ma ponad pięćdziesiąt lat i często się zacina. To dla mnie stanowiło ogromny problem, gdyż doznałem poważnej kontuzji prawej nogi i musiałem udać się na konsultację ortopedyczną na pierwsze piętro. Pokonałem tę trasę pieszo przy pomocy dwóch kul ortopedycznych oraz przy wsparciu mojego asystenta. W niektórych szpitalach wojewódzkich jeszcze do tej pory w salach chorych i w łazience nie ma zamontowanych uchwytów przy toalecie, umywalce bądź brak jest krzesła łazienkowego pod prysznicem. A przecież takie udogodnienia powinny być standardem, a nie przywilejem dla pacjentów po operacjach, w złej kondycji fizycznej, na oddziałach onkologicznych. Nikt choroby sobie nie wybiera, lecz ona stwarza różne ograniczenia.

Pamiętajmy, że niepełnosprawność to nie tylko wózek inwalidzki i problemy w poruszaniu się; bardzo często są to dysfunkcje wzroku lub słuchu. Powinny być zamontowane żółte pasy przy krawędziach schodów, brajlowskie oznaczenia drzwi do gabinetów, pętla indukcyjna, a jednak nie wszędzie tak jest. W przypadku pacjentów z niepełnosprawnością słuchu, ważne są alternatywne sposoby komunikacji: znajomość języka migowego lub zatrudnienie tłumacza, który pomoże przeprowadzić wywiad medyczny, niezbędny przy ustalaniu dalszego leczenia. Najważniejsze jest, aby postawić trafną diagnozę i rozpocząć prawidłowe leczenie.

Pacjenci z autyzmem to następna grupa, której potrzeba dużej empatii i indywidualnego podejścia ze strony personelu. Bardzo często objawy u pacjentów ze schorzeniami neurologicznymi, np. padaczka, apatia mogą być mylące, dlatego nie ma mowy o rutynie, a do każdego przypadku lekarz powinien podejść z dużym zaangażowaniem, a nie oceniać, że chyba pacjent jest pod wpływem alkoholu i dlatego tak się zachowuje.

Dobrze, że istnieje Program Dostępność Plus, realizowany przez Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej, dzięki któremu mamy narzędzie do likwidacji barier architektonicznych. Poprzez złożenie odpowiedniego wniosku, a nawet skargi na brak dostępności do Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, mamy realną szansę na zmianę sytuacji na lepszą.

Kolejną instytucją, która stoi na straży praw pacjenta, jest Rzecznik Praw Pacjenta, do którego możemy się zgłosić w każdej sprawie medycznej, jeżeli mamy jakieś zastrzeżenia.

Traktowanie mnie jako osoby z niepełnosprawnością przez personel medyczny nie odbiegało od normy może dlatego, że w większości przypadków byłem z opiekunem. Zdarzały się pojedyncze nieprzyjemne sytuacje, przykre uwagi wygłaszane przeważnie przez osoby ze starszego pokolenia, gdzie niepełnosprawność była traktowana jako kara za grzechy. Młody personel medyczny całkowicie inaczej podchodzi do osób z różnego rodzaju dysfunkcjami. Zawsze najpierw pytają się mnie, czy potrzebuję pomocy? Są wyrozumiali i empatyczni. Często słyszymy powiedzenie „Trzeba mieć końskie zdrowie, aby chorować”. Zetknąłem się z tym doświadczeniem kilka lat temu, gdy moja mama była po operacji, źle się czuła, a oczekiwała na wizytę w samochodzie koło przychodni. Trwało to kilka godzin.

Od 9 lipca 2018 roku, pacjent posiadający orzeczenie o znacznym stopniu niepełnosprawności ma prawo do przyjęcia bez kolejki u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, pielęgniarki, położnej, w szpitalach świadczących ambulatoryjną opiekę specjalistyczną, w przychodniach i w aptekach. Zasady te reguluje ustawa z dnia 9 maja 2018 r. (Dz.U. z 2018 r. poz. 932).

Pacjent z niepełnosprawnością powinien mieć szczególne udogodnienia ze względu na obciążenie chorobami współistniejącymi. To, że urodziliśmy się pełnosprawni, nie oznacza, że do końca życia tak będzie; czasami sekundy decydują o wypadku bądź chorobie. Stajemy się niepełnosprawni, a wtedy udogodnienia są koniecznością w celu lepszego i samodzielnego funkcjonowania.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Gdy oczy zawiodły - poradnik dla osób niewidomych i tracących wzrok

Fundacja Vis Maior

Historia Ewy Stanikowskiej - rozmawia Magdalena Roczeń

 

Znam to z autopsji. Rozumiem, co przeżywają pacjenci. Wiem, że w takim momencie brakuje wiedzy, jak sobie poradzić, gdzie i do kogo zwrócić się o pomoc. Jest czas na płacz i dopiero po nim na działanie. […] Chcę pracować, bo naprawdę czuję, że jestem potrzebna ludziom. Że pomagam im w nich samych odnaleźć siłę.

 

Jak to jest, kiedy okulista mówi: już nic nie da się zrobić?

 

Pacjent jest przerażony, często w rozpaczy. Dobrze, jeżeli okulista wie o naszej poradni rehabilitacyjnej, wtedy kieruje go do nas, nie zostawia człowieka bez ratunku. Kiedy do nas trafia, jest w różnym stanie. Bywa tak, że bardziej zainteresowana pomocą jest osoba towarzysząca niż sam pacjent.

 

Dlaczego trudno jest z niej skorzystać?

 

Każdy z nas, kiedy coś ważnego traci - bliską osobę, sprawność fizyczną, majątek czy dom - wchodzi w proces żałoby. Inaczej mówiąc, proces radzenia sobie ze stratą. Na ogół przebiega on w kilku etapach. Najpierw szok i niedowierzanie, nadzieja, że „obudzę się, potrząsnę głową i może się okaże, że to nieprawda”. Później pojawiają się emocje: bunt, agresja. Pytania: „dlaczego mnie to spotkało?”, szukanie winnego: „co ja takiego zrobiłem?”, „może to wina okulisty?”, „to przez Pana Boga…”. Ale też szukanie ratunku, także za granicą, w medycynie niekonwencjonalnej, wszelkiego rodzaju próby. Aż w którymś momencie trzeba przyjąć, że nic nie można poradzić, że nie ma odwrotu. Wtedy przychodzi załamanie, depresja. Bardzo często płacz, czasami zachowania agresywne. Pojawiają się problemy ze snem, z jedzeniem i wycofanie się z życia. Trwa to, podobnie jak żałoba, około pół roku. Ale bywa i dłużej.

 

Co jest najtrudniejsze w pogorszeniu widzenia? Co mówią pacjenci i co dla Ciebie było najgorsze?

 

Wszystko, bo zmienia się wszystko. Kontakt z ludźmi, lęk przed spotkaniem z większą grupą. Trudności w korzystaniu z kina, teatru, ze sportu. Degradacja zawodowa, zwłaszcza jeżeli ktoś pracował jako kierownik, dyrektor, szczególnie dotyczy to mężczyzn. Zmiana po prostu wszystkiego.

 

Dużo rzeczy trzeba przebudować, w dodatku równocześnie.

 

Nie tylko z zewnątrz… Po pierwsze, chwieje się poczucie własnej tożsamości. Czy ja bez wzroku albo z osłabionym wzrokiem to jeszcze jestem ja, ten sprzed…? Ten sam ja czy inny ja…? Wielu z tych emocji doświadczyłam sama, więc mogę powiedzieć, że znam to z autopsji. Rozumiem, co przeżywają pacjenci. Wiem, że w takim momencie brakuje wiedzy, jak sobie poradzić, gdzie i do kogo zwrócić się o pomoc. Jest czas na płacz i dopiero po nim na działanie.

 

Radzisz te emocje ujawnić, pozwolić sobie na nie?

 

Koniecznie. Ujawnić, płakać. Nawet zachęcam do płakania. Jest bardzo potrzebne i oczyszczające, o ile nadmiernie tego płaczu nie nakręcamy i nie utkniemy w tym bólu. Radzę półżartem i na serio wyznaczyć sobie czas, np. od godziny dziesiątej dziesięć do dziesiątej trzydzieści użalam się nad sobą, płaczę, że jestem biedna, nieszczęśliwa, nic mi się nie udaje, jeszcze oko, jeszcze noga, jeszcze… A potem wstaję i się otrząsam. Tak, mam prawo użalić się nad sobą, bo to jest rzeczywiście bardzo trudna, dramatyczna sytuacja. Ale czas użalania się też mija.

 

Kiedy i co pomogło Ci się podnieść? Czy to był konkretny moment, czy jakoś stopniowo do tego dochodziłaś?

 

To troszkę trwało. Gdy zaczęłam tracić wzrok, pracowałam w szpitalu MSW. Najpierw miałam półroczne zwolnienie i przeszłam na rentę. Taki przymusowy, długi urlop. Fajnie, kiedy ten urlop trwa miesiąc, no, może dwa. Ale kiedy pomyślałam, że ja już mam być całe życie na takim urlopie i taka dysfunkcjonalna, że tak powiem - no bo czym ja się mogę zająć? - to to był trudny czas. Co mi pomogło? Pamiętam jak dziś, siedziałam w kuchni, leciała jakaś audycja radiowa, chyba „Sygnały świata”. I usłyszałam o programie PFRON-u Komputer dla Homera. Że są komputery dostosowane dla osób słabowidzących i niewidomych, że jest możliwość udźwiękowienia komputera i powiększenia liter na ekranie. Wiesz, ja nie zawsze słuchałam tego programu. Wyobrażam sobie, że to była interwencja siły wyższej, Pana Boga, naprawdę, nie mam co do tego wątpliwości. Zdobyłam się na odwagę i zadzwoniłam pod podany numer, żeby zapytać, czy ja też bym mogła wziąć udział. Miałam przekonanie, że to dotyczy tylko młodych osób. Ale usłyszałam: oczywiście!

 

Komputer stał się dla Ciebie oknem na świat?

 

O, tak! To był punkt zwrotny. Zwłaszcza możliwość czytania książek. W całym moim życiu książki były bardzo ważne, a utrata wzroku - tak wtedy czułam - to ich kompletny brak. Kiedy dowiedziałam się o książkach „mówionych”, które mogę pobierać i słuchać ich w domu, odżyłam na nowo. No i praca.

 

Myślałaś, że nie będziesz już mogła pracować?

 

No tak. Tak jest napisane w dokumencie stwierdzającym niepełnosprawność: „Niezdolny do pracy i samodzielnej egzystencji”. A przecież są odpowiednie przystosowania, jak oznaczenia brajlowskie, duże litery czy dobre oświetlenie. Tylko ja tego nie wiedziałam.

 

Jak Ci szło z komputerem?

 

Bałam się, że coś nacisnę i zepsuję. Potem się troszeczkę oswoiłam. Siedziałam i próbowałam. Kulałam czasem z obsługą programu, ale świat się naprawdę dla mnie otwierał. Biblioteka książek mówionych, biblioteka cyfrowa - wtedy rzeczywiście po prostu zwariowałam! Dziś mówię pacjentom, że to jest naturalne i normalne, że boimy się tego, czego nie znamy. Pokazuję im mój komputer ze specjalistycznym oprogramowaniem, telefon z udźwiękowieniem, objaśniam podstawy obsługi.

 

Jak pomagasz pacjentom?

 

Zaczyna się od tego, że pacjent wchodzi skulony we dwoje, i mówi, że dramat po prostu, że on nie widzi, nie czyta, nie pisze. A ja zauważam, że dochodzi do krzesła, siada, czyli - jednak trochę widzi, choć z pewnością w porównaniu z tym, co było, jest zdecydowanie gorzej. Daję mu flamaster i proszę: zamknij oczy i napisz swoje imię. Podpowiadam, by pisał drukowanymi, dużymi literami. I okazuje się, że te duże litery odczytuje. Mamy punkt zaczepienia. Wprawdzie wzrok traci, ale jednak kiedy odpowiednio ustawi oko, może zobaczyć znacznie więcej. Podpowiadam mu takie praktyczne sposoby innego patrzenia. Opowiadam o widzeniu pozaplamkowym, namawiam na próbowanie i doświadczanie. Szukamy jego mocnych stron i sposobów ich wykorzystania. Pokazuję praktyczne pomoce kontrastowe, takie jak klawiatura, lupa, telefon. Czasem rysuję oko, tłumaczę jego działanie i to, co się dzieje w związku ze schorzeniem. Tobie też narysuję…

 

Dziękuję. Prawdziwie imponująca okulistyczna wiedza! Z czym jeszcze borykają się pacjenci?

 

Często mówią, że trudno im jest prosić o pomoc. To jest w ich odczuciu degradacja. Taka stygmatyzacja słabości, uczucie bycia gorszym. Dziś modelowane są w mediach postawy: jestem silny, zdrowy, pewny siebie, piękny, bogaty. I wszystko mam, ze wszystkim sobie radzę. Łatwiej komuś coś dać niż kogoś o coś prosić. Bo kiedy daję, demonstruję własną moc, ode mnie dużo zależy, jestem sprawczy. Natomiast prosić jest trudniej, a nie daj Boże, jak się ktoś skrzywi, kiedy proszę o pomoc, to już jest cios w godność osobistą.

 

Chyba w ogóle niełatwo jest prosić, bez względu na stan zdrowia.

 

Rzeczywiście, to trudna sztuka. Podpowiadam, w jaki sposób prosić, by nie brzmiało to jak żądanie. Prośba jest wtedy, gdy dajemy w swojej głowie i w sercu przestrzeń na odmowę. Tłumaczę, że prosić możemy zawsze, pod warunkiem, że dajemy drugiej stronie szansę na odmówienie.

 

Słuchając, z jakim przekonaniem opowiadasz i rysujesz, poczułam siłę, która wynika i z Twojej profesjonalnej wiedzy, i z doświadczenia osobistego. To połączenie, a do tego Twój naturalny sposób przekazu muszą być bardzo pomocne. Myślę, że osoby, które przychodzą do Twojego gabinetu, mają szczęście.

 

Mam chyba poczucie misji. Chcę pracować, bo naprawdę czuję, że jestem potrzebna ludziom. Że pomagam im w nich samych odnaleźć siłę. Kiedy przychodzą podłamani, odwołuję się do ich doświadczeń z przeszłości, pytam, jak sobie wtedy poradzili. Mówią, co im pomogło. Czasem modlitwa, czasem bliscy, a czasem nic nie pomogło, bo trafili do szpitala psychiatrycznego. Wtedy zauważam i podkreślam fakt, że to dzisiejsze przyjście oznacza, że mimo wszystko mieli siłę, żeby się pozbierać i zjawić u mnie. Świadczy to o potencjale, energii życiowej, którą mają w sobie, o sile, pasji poznawania, ciekawości i gotowości do działania, uczenia się. Wydobywam więc te siły i umiejętności, które są w każdym z nas.

Rozmawiała Magdalena Roczeń

 

Ewa Stanikowska

Od wielu lat pracuje jako psycholog w Dziennym Ośrodku Rehabilitacji Osób z Dysfunkcją Narządu Wzroku Centralnej Przychodni Rehabilitacyjno-Leczniczej PZN w Warszawie przy ul. Karmelickiej 26. Jest absolwentką Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, ukończyła także czteroletnie studium psychoterapii i wiele innych szkoleń.

Źródło: https://fundacjavismaior.pl

⤌ powrót do spisu treści

&&

Typhlocentryczna koncepcja wszechświata

Tomasz Matczak

Miejsce akcji: internetowe forum zrzeszające osoby niewidome i niedowidzące, czas akcji: listopad 2023, wątek akcji: jak zrobić z tym porządek?

Zaczyna się niewinnie. Ot ktoś zirytowany zarzuca temat, jak to dziś mówi młodzież, że o dostępności to tylko ładnie się mówi, a tak naprawdę wszyscy mają ją tam, gdzie słońce nie dochodzi. Jako przykład służy betonowy kwietnik ustawiony na chodniku w miejscu, gdzie wcześniej go nie było. No, jak tak można? Przecież to dla niewidomych kolejna przeszkoda, a poza tym kto niby o te kwiaty będzie dbał? Kolejny bezsensowny pomysł jakiegoś niedostępnościowego urzędasa. Po chwili podłącza się do tematu kolejny głos. Co tam kwietniki! Zima najwyraźniej idzie, bo białolaskowicz otłukł piszczel o pojemnik z piaskiem. Ustawią toto tam, gdzie nie trzeba i tragedia gotowa. Łańcuszek narzekań rusza. Następny głos: potykacze, czyli chodnikowe reklamy! Zakazać tego, bo tylko utrudnia przejście! Wreszcie wisienka na torcie w kolejnej wypowiedzi. Ktoś oświadcza, że te betonowe gazony na kwiaty to szczyt głupoty, bo, uwaga, uwaga, hulajnogę to można kopnąć i się przestawi, a taki kwietnik nie. To nie żart. Ten argument naprawdę się pojawił. Nie kłamię. Skapują kolejne skargi. Jedna z nich dotyczy krzywego chodnika, który po deszczu ma więcej kałuż niż płytek. Następna osoba psioczy na przechodniów, bo nie uważają, są zbyt rozkojarzeni i łatwo się na nich wpada.

Czytam to wszystko i nie wierzę własnym uszom.

Niebezpiecznie zaczyna mi to przypominać pewien artykuł, który kilka lat temu ukazał się bodaj w krakowskiej prasie. Pasażer podróżujący komunikacją miejską narzekał na komunikaty głosowe o przystankach. Przeszkadzały mu one w słuchaniu muzyki.

Dostępność to słowo, które z powodzeniem można byłoby wypisać na bojowych chorągwiach niewidomych hufców uzbrojonych w białe laski. Dostępność tu, dostępność tam, dostępność na stronach internetowych, dostępność aplikacji mobilnych, dostępność basenów, dostępność wesołych miasteczek, dostępność urzędów, dostępność, dostępność, dostępność i jeszcze raz dostępność!

Już widzę sunący ulicami Warszawy marsz protestujących niewidomych. Stuk białych lasek o asfalt, szuranie butów i gromkie okrzyki: „Nie ma wolności bez dostępności!”, „Dostępne witryny dla każdej rodziny!” lub „Polskie miasta bez hulajnóg!”.

Zastanawiam się, czy zdrowy rozsądek jest dla niektórych dostępny?

Jakże cudownie wybrzmiewa w powyższym zdaniu dwuznaczność przymiotnika „dostępny”! Tak, wiem, dla niewidomych nie ma żadnej dwuznaczności, bo dostępny oznacza wyłącznie przystosowany, ale jeszcze niedawno wyraz ten był synonimem słowa osiągalny.

Niestety, mam wrażenie, że w kontekście zdrowego rozsądku owo drugie znaczenie jest dla niektórych, nomen omen, niedostępne.

Hulajnogę można kopnąć i się przestawi, a betonowego gazonu nie...

Jeszcze chwila, a zaczniemy, jak to ironicznie zauważyła jedna z osób dyskutujących na wyżej wymienionym forum, postulować wycięcie drzew oraz znaków drogowych. One w końcu też stanowią czasami problem dla osób niewidomych. Zwisające gałęzie, wystające na wysokości głowy tablice, pionowe pnie, to wszakże wszystko przeszkody i to nie byle jakie! Wyciąć, wykarczować, zniszczyć, zdezintegrować, bo ich też kopnąć się nie da, jak hulajnóg! Wyeliminować samochody, bo można pod nie wpaść, zobligować rodziców małych dzieci, by prowadzali je na smyczy, bo maluchy biegają tam i sam i plączą się pod nogami, na ulicy tylko psy przewodniki, bo inne też pod nogi włażą, hulajnogi, wiadomo, trzy razy zet: zakazać, zniszczyć, zapomnieć, chodniki puste, bez gazonów, bez koszów na śmieci, bez reklam, bez niczego, wymyślić szczekające schody, zamontować wszędzie gadające lokalizatory, nowy, wspaniały dostępny świat, proszę państwa!

Uwaga, uwaga, śmiem twierdzić, że dostępność znaczy coś innego niż „jesteśmy pępkiem świata!”. Wiem, podpadam straszliwie wyznawcom teorii typhlocentrycznej, ale cóż, sądzę, że trzeba uświadomić niektórym, na czym wszechświat stoi, a może nawet dokonać czegoś na kształt przewrotu kopernikańskiego?

A co, gdyby tak widzący zaczęli się domagać zakazu chodzenia z białą laską? Co prawda można ją kopnąć, jak hulajnogę, ale czasem można też się na niej przewrócić. Co byłoby wówczas? Jak zareagowaliby aktywiści spod znaku pisma punktowego? No, jak to jak? Oburzeniem i zgrzytaniem zębami! Niech widzący uważają, jak chodzą, to nie będą się o laski potykać i przewracać! Już nie raz słyszałem zrzędzenie, że gdzieś tam kogoś, o zgrozo, hańba i szczyt wszystkiego, z psem przewodnikiem nie wpuścili! Dyskryminacja jest też na d, jak dostępność.

A może by tak w drugą stronę pomyśleć czy za ciężko?

Jasne, że najlepiej byłoby, gdyby chodniki były puste, hulajnogi zniknęły na dobre, a miasta nie wprowadzały żadnych zmian.

Pamiętam czas, gdy obok mojego miejsca zamieszkania prowadzono nową linię tramwajową. Dobrze mi znane skrzyżowanie nagle stało się ogromną dziurą w ziemi, a przystanki autobusowe zmieniały swoją lokalizację średnio dwa razy w tygodniu. Totalna masakra orientacyjna!

Tyle, że teraz mam tramwaj i udźwiękowione przejścia dla pieszych.

Teraz będę wyjaśniał. To w środowisku niewidomych bardzo modne. Wciąż się mówi, że trzeba edukować społeczeństwo, więc podejmuję wyzwanie. Otóż ludzie widzący korzystają z hulajnóg, bo to tani i ekologiczny środek lokomocji. Na dodatek świetnie sprawdza się w zatłoczonym i słynącym z korków na ulicach mieście. Hulajnogi, wbrew temu, co sądzą niektórzy niewidomi, nie są po to, aby je kopać, ale, aby na nich jeździć. Tak, to prawda, że niektórzy ich użytkownicy nie stosują się do przepisów i porzucają je byle gdzie, ale czy to wina hulajnogi? Nie potrafię zrozumieć nikogo, kto w ramach protestu wyżywa się na źle zaparkowanym pojeździe. Należy głośno o tym mówić, apelować, edukować, ale, na miłość boską, nie kopać!

Co do pojemników na piasek, to i ja na nie wpadam, ale gdyby ich nie było, to z kolei można byłoby psioczyć na śliskie chodniki. W końcu piasek po coś w tych pojemnikach jest. Oczywiście każdy z nas znalazłby dla nich lepsze miejsce. Polska to naród samych specjalistów. Jesteśmy znawcami piłki nożnej, samochodów, komputerów i wielu innych rzeczy. Wydaje mi się jednak, że gdyby wśród niewidomych rozpisać konkurs na najlepsze miejsce do postawienia pojemników z piaskiem do posypywania ulic, to okazałoby się, że lokalizacje wykluczają się wzajemnie. Co to oznacza? Tylko tyle, że każdy może mieć na ten temat inne zdanie, więc musi dojść do jakiegoś kompromisu.

Wściekłe gazony z kwiatami to dla nas przeszkody. A pomyślał jeden z drugim, że widzący mogą sobie je chwalić? Miasta są bardziej kolorowe, ładniejsze wizualnie, atrakcyjniejsze... No tak, ale przecież niewidomych to nie interesuje! Co tam walory wizualne, chodnik ma być płaski i pusty! Koniec, kropka! Moje zdanie jest ważniejsze od zdania innych. Oto podstawowa zasada typhlocentrycznej koncepcji wszechświata!

A co, jeśli jest inaczej!

Do gardeł ludzie, do gardeł!

Wszakże homo homini lupus est!

Ciekawe, czy w domu też kopiecie taborety, które ktoś ustawił nie tam gdzie trzeba?

⤌ powrót do spisu treści

&&

Upamiętnienie Ludwika Braille’a

Teresa Dederko

Do niedawna uważałam, że życiorys Ludwika Braille’a znam doskonale i wiem o wszystkich faktach z nim związanych. Przeczytałam parę jego biografii, sporo artykułów, napisałam esej o brajlu, nawet odwiedziłam dom, w którym się urodził.

A tu nagle zaskoczenie: sprawdzając w internecie informację o Światowym Dniu Braille’a, znalazłam kilka ciekawostek nawiązujących do upamiętnienia twórcy pisma punktowego dla niewidomych. Okazało się, że w Słupsku i Poznaniu ma on swoje ulice, aż wstyd mi się zrobiło z powodu braku ulicy Braille’a w stolicy. Może Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a” wystąpi z wnioskiem do Rady Miasta o nadanie takiej nazwy.

Dowiedziałam się też, że już w 2009 r., tj. w dwusetną rocznicę urodzin, Włochy i Belgia wybiły monety okolicznościowe o nominale 2 euro z napisem brajlowskim. Właśnie na mikołajki otrzymałam obydwie te monety. Brakuje mi jeszcze do kolekcji srebrnego dolara z USA, ale może znajdę go pod choinką. Chyba poza moim zasięgiem są rupie indyjskie z podobizną Braille’a, a już z pewnością, przynajmniej w tym życiu, nie obejrzę planetoidy nazwanej jego imieniem, która znajduje się gdzieś pomiędzy Marsem a Jowiszem. Cieszy mnie jednak to, że sława tak zasłużonego niewidomego sięgnęła nawet gwiazd.

Z polskich „skarbów” upamiętniających Ludwika Braille’a, przechowuję w moich zbiorach kopertę ze znaczkiem, na której jest napis brajlowski.

W 2018 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych ustanowiła dzień 4 stycznia Światowym Dniem Braille’a. W tym dniu ze szczególną wdzięcznością pamiętajmy o naszym dobroczyńcy.

⤌ powrót do spisu treści

&&

Ogłoszenia

 

Gra rodzinna i terapeutyczna „Otwarcie być ze sobą”

Chcesz rozmawiać o tym co w życiu na prawdę ważne? Chcesz spędzić miło czas wśród bliskich a nawet nieznanych Ci osób?

„Otwarcie być ze sobą” nie jest zwykłą grą, w której zdobywamy punkty i osiągamy sukces dzięki wygranej. „Otwarcie” to przede wszystkim - oprócz twórczo i ciekawie spędzonego czasu - użyteczny łącznik, pozwalający w bezpiecznej atmosferze lepiej poznać siebie i innych. Do sukcesu w grze potrzebujemy tylko jednego: otwartości, gdyż tylko dzięki niej będziemy szczerze odpowiadać na pojawiające się w trakcie gry pytania. Kto wygrywa? Każdy z graczy, który otworzy się na innych. Zdobędzie dzięki temu większą samoświadomość, a także lepiej pozna swoich bliskich.

Gra „Otwarcie być ze sobą” pomaga gdy:

- chcesz zrozumieć siebie i innych,

- chcesz spędzić miło czas w towarzystwie,

- chcesz rozwinąć umiejętności głębszych rozmów,

- chcesz zrozumieć emocje,

- wspierasz osobę, która potrzebuje pomocy,

- chcesz poznać mądrość innych pokoleń lub zrozumieć ich potrzeby i uczucia.

Wariant gry „Otwarty krąg” dostępny jest w pełni dla osób niewidomych. Osoba niewidoma lub słabowidząca, może być samodzielna podczas gry używając telefonu z zainstalowaną bezpłatną aplikacją udźwiękawiającą (np. Seeing Assistant Home lub inne). Aplikacja, poprzez kody QR, odczytuje pytania i opisy ilustracji zamieszczone na kartach. Wytłoczenia na kartach pozwalają na zlokalizowanie kodu oraz określenie punktacji danej karty.

Zapraszamy do kontaktu: kontakt@dottka.pl lub tel.: 608-46-69-76.

 

Sprzedam telefon

Mam do sprzedania mało używany telefon komórkowy marki MiniVision Kapsys. Jest w pełni udźwiękowiony dla osób niewidomych, cena 450 zł. Podaję numery telefonów kontaktowych: 781-511-629 lub 699-841-231. Proszę dzwonić po godzinie 13-tej.

Aneta

 

Podaruj 1,5% Organizacji Pożytku Publicznego

Podaruj 1,5% podatku Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a” wpisując NR KRS 0000515560 w swoje rozliczenie podatkowe.

Zarząd Fundacji „Świat według Ludwika Braille’a”

⤌ powrót do spisu treści