Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449–6154

Nr 2/95/2024
Luty

Wydawca: Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a”

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95D/2
20–706 Lublin
Tel.: 697–121–728

Strona internetowa:
http://swiatbrajla.org.pl
Adres e‑mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608–096–099
Adres e‑mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach „Sześciopunktu” są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Logo PFRON

&&

SPIS TREŚCI

Od redakcji

Trzeba marzyć - Jonasz Kofta

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

Inteligentny zamek do drzwi Nuki - nowa era bezpieczeństwa i wygody - Piotr Ziębakowski

Prawo na co dzień

Świadczenie dla osób wymagających wsparcia - Katarzyna Wójcik

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Święty Walenty, patron nie tylko zakochanych - Anna Kłosińska

Kuchnia po naszemu

Wegetariańskie obiady na każdą okazję cz. 1 - Radosław Nowicki

Z poradnika psychologa

Jak dokonywać wyborów - Małgorzata Gruszka

Rehabilitacja kulturalnie

Gombrowicz wielkim pisarzem był - Paweł Wrzesień

Obrazy samotności - Aleksandra Ochmańska

Domowy teatrzyk - Ekodziadek

Ptaki wokół nas - Emilia Ciesielska

Galeria literacka z Homerem w tle

Krótka opowieść o miłości - Julia Żukowska

Nasze sprawy

Niewidomych punkt widzenia - Tomasz Matczak

Świat dźwiękami malowany - Liliana Laske-Mikuśkiewicz

Praca we mgle - Agata Sierota

Więcej edukacji i trochę empatii - Teresa Dederko

„Gdy oczy zawiodły” - poradnik dla osób niewidomych i tracących wzrok - Fundacja Vis Maior

Ogłoszenia

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Oddajemy do Państwa rąk lutowy, wyjątkowo urozmaicony numer „Sześciopunktu”, z którym nikt nie może się nudzić.

Z okazji Święta Zakochanych, w „Galerii literackiej” publikujemy opowiadanie o miłości, napisane przez bardzo młodą autorkę - uczennicę liceum.

Dzień świętego Walentego, w zupełnie innym kontekście, został przedstawiony w dziale dotyczącym zdrowia. Autorka tekstu wyjaśnia, czym jest epilepsja i doradza, jak się zachować podczas ataku padaczkowego.

W naszych poradnikach, psycholog podpowiada, jak radzić sobie z dokonywaniem wyborów, a Prawnik omawia nowe świadczenie dla osób niepełnosprawnych.

W dziale „Rehabilitacja kulturalnie” polecamy artykuł biograficzny, przybliżający sylwetkę znakomitego pisarza Witolda Gombrowicza oraz literacki esej o samotności.

W rubryce „Nasze sprawy”, jak zwykle, tematyka jest różnorodna. Z pewnością warto zastanowić się nad pytaniami i wnioskami postawionymi w artykule pt. „Niewidomych punkt widzenia”.

Zapraszamy do kontaktu z redakcją lub biurem Fundacji. Czekamy na uwagi i opinie Czytelników.

Zespół redakcyjny

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Trzeba marzyć

Jonasz Kofta

Żeby coś się zdarzyło
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć
Zamiast dmuchać na zimne
Na gorącym się sparzyć
Z deszczu pobiec pod rynnę
Trzeba marzyć
Gdy spadają jak liście
Kartki dat z kalendarzy
Kiedy szaro i mgliście
Trzeba marzyć
W chłodnej, pustej godzinie
Na swój los się odważyć
Nim twe szczęście cię minie
Trzeba marzyć
W rytmie wietrznej tęsknoty
Wraca fala do plaży
Ty pamiętaj wciąż o tym
Trzeba marzyć
Żeby coś się zdarzyło
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

Inteligentny zamek do drzwi Nuki - nowa era bezpieczeństwa i wygody

Piotr Ziębakowski

W dzisiejszym dynamicznym świecie, w którym technologia stale się rozwija, ludzkie potrzeby dotyczące bezpieczeństwa i wygody również ulegają zmianom. Dlatego wiele firm wprowadza na rynek innowacyjne rozwiązania, które pozwalają użytkownikom cieszyć się większym komfortem i spokojem w swoim domu. Jednym z nich jest inteligentny zamek do drzwi.

Działanie zamka opiera się na połączeniu najnowocześniejszych technologii z prostotą obsługi. Jego głównym celem jest zautomatyzowanie procesu otwierania i zamykania drzwi oraz monitorowanie dostępu do mieszkania lub domu. Inteligentny zamek Nuki działa w oparciu o Bluetooth i Wi-Fi, co umożliwia zdalne sterowanie za pomocą dedykowanej aplikacji mobilnej. Dostępne są dwie wersje: 3.0 - gdzie łączność jest jedynie przez Bluetooth (aby mieć dostęp do Wi-Fi w systemie Android, konieczne jest dokupienie Nuki Bridge - mostka komunikacyjnego lub przy systemie iOS - posiadanie centrali Apple HomeKit, takiej jak HomePod, Apple TV czy iPad), działającym na cztery baterie LR03, oraz wersja 3.0 Pro z wbudowanym modułem Wi-Fi i własnym akumulatorem wielokrotnego ładowania.

Główną zaletą inteligentnego zamka Nuki jest fakt, że nie wymaga on żadnych trudnych prac montażowych czy ingerencji w konstrukcję drzwi. Może być zamontowany bezpośrednio na istniejącym zamku, co sprawia, że jest on odpowiedni dla każdego rodzaju drzwi. Montaż zajmuje zaledwie kilka minut, a całość odbywa się przy pomocy prostych narzędzi, które znajdują się w większości domów. Trzeba tylko sprawdzić, czy posiadany zamek wyposażony jest w bezpieczne sprzęgło (w skrócie chodzi o to, aby można było klucze włożyć jednocześnie z jednej i drugiej strony, a następnie przekręcić nimi).

Kiedy zamek Nuki jest już zamontowany, drzwi zostają wyposażone w system otwierania możliwy na cztery sposoby. Pierwszy to tradycyjny klucz, który umożliwia dostęp w sytuacji, gdy użytkownik nie posiada przy sobie smartfona, lub jeśli bateria jest rozładowana. Drugi to dedykowany pilot-brelok Nuki Fob, który może być trzymany w kieszeni. Trzeci to Nuki Keypad (dostęp udzielany jest po wpisaniu sześciocyfrowego kodu) lub klawiatura Nuki 2.0 (można otworzyć drzwi dodatkowo, używając odcisku palca). Czwarty i najważniejszy, czyli aplikacja mobilna Nuki, daje możliwość otwierania i zamykania drzwi za pomocą smartfona (dodatkowe akcesoria w postaci pilota czy keypada są do zakupienia oddzielnie). Inteligentny zamek Nuki świetnie działa również jako bezdotykowy system otwarcia i zamknięcia drzwi w trybie automatycznym bądź przy użyciu komendy głosowej.

Zamek jest bardzo bezpiecznym rozwiązaniem, ponieważ użyte w nim szyfrowanie end-to-end gwarantuje najwyższy standard bezpieczeństwa. Wszystkie dane osobowe użytkowników pozostają w urządzeniach końcowych - do korzystania niepotrzebne jest zakładanie żadnych kont użytkownika, a dane nie są zapisywane w chmurze. Aby dodatkowo chronić swoje dane, można w aplikacji wprowadzić kod zabezpieczający przed nieuprawnionym dostępem. Samą aplikację można też zabezpieczyć, korzystając z różnych metod uwierzytelnienia (np. rozpoznawanie twarzy, odcisk palca). Dodatkowo można wyposażyć swoje drzwi w czujnik otwarcia i zamknięcia drzwi - wtedy aplikacja poinformuje nas, jeśli np. drzwi zostaną otwarte w czasie nieobecności właściciela.

Korzystanie z inteligentnego zamka Nuki niesie ze sobą wiele zalet i ułatwień. Przede wszystkim, można zapomnieć o niepewności związanej z kluczami - niepotrzebne jest już martwienie się o ich zgubienie lub skopiowanie przez niepowołane osoby. Ponadto, możliwość zdalnego sterowania zamkiem przydaje się w wielu sytuacjach, na przykład kiedy spóźniamy się do domu i chcemy umożliwić dostęp komuś innemu, lub gdy oczekujemy na dostawę i możemy otworzyć drzwi kurierowi, nawet będąc w pracy.

Inteligentny zamek Nuki to także doskonałe rozwiązanie dla wynajmujących nieruchomość. Dzięki aplikacji mobilnej można ustalić czasowe kody dostępu dla gości, obsługując ich przyjazd i wyjazd ze swojego mieszkania lub domu. Każdy kod może zostać łatwo skonfigurowany i utworzony tylko na czas, jaki jest potrzebny.

Warto również podkreślić, że inteligentny zamek Nuki jest kompatybilny z innymi inteligentnymi urządzeniami w domu, takimi jak systemy alarmowe czy asystenci głosowi. To oznacza, że można zintegrować automatyczne otwieranie drzwi ze swoim rozkładem dnia, sterowaniem aplikacją Dom na iPhonie lub oświetleniem.

Teraz chciałbym opisać na własnym przykładzie, jak urządzenie, które jest dla mnie niezwykle pomocne, ułatwia mi codzienne funkcjonowanie. Jestem osobą całkowicie niewidomą i posiadam psa przewodnika. W związku z tym wychodzę z domu wielokrotnie w ciągu dnia i do niedawna często irytowało mnie to, że ciągle miałem trudności ze sprawnym otwieraniem drzwi. Wracając do domu lub z niego wychodząc, najczęściej trzymam w rękach smycz, laskę sygnalizacyjną, szorki dla psa, a także worek ze śmieciami czy siatkę z zakupami. W takiej sytuacji szukanie w kieszeni klucza i kolejne próby trafienia do zamka nie były niczym przyjemnym. Na szczęście pojawiło się rozwiązanie w postaci zamka automatycznego. Aktualnie po moim wyjściu z domu zamek samoczynnie blokuje się, a po moim powrocie otwiera, gdy jestem kilka metrów od drzwi. W ten sposób problem z tradycyjnym kluczem został rozwiązany. Dodatkowe udogodnienie dała mi możliwość otwierania zamka za pomocą zegarka lub telefonu. Do mojego zamka w wersji 3.0 posiadam centralę, która jednocześnie pełni funkcję głośnika, czyli HomePoda (opisałem go w innym artykule). Mam dzięki temu możliwość zdalnego sterowania, nawet będąc daleko od drzwi (HomePod łączy się z zamkiem i służy jako brama internetowa). Każdy z domowników posiada aplikację i otwiera mieszkanie w taki sam sposób, ale moja żona ma w torebce standardowy klucz, na wypadek problemów z zamkiem. Wiadomo, że to jest urządzenie elektroniczne i może mieć awarie, ale używam go od ponad roku i nie było ani jednej sytuacji, gdzie awaryjne otwieranie kluczem byłoby konieczne. Cztery baterie LR03 wystarczają na około pół roku przy dość intensywnym użytkowaniu. Stan baterii można łatwo sprawdzić w aplikacji i odpowiednio wcześniej je wymienić - aplikacja na poziomie 20% generuje komunikat o konieczności wymiany baterii.

Chciałbym również wspomnieć o kilku wadach tego rozwiązania. Montaż jest łatwy, ale wymaga jednak użycia wzroku lub pomocy innej osoby. Wygląd zamka nie upiększa moich drzwi - jest dość duży i rzuca się bardzo w oczy. Oczywiście, dotyczy to tylko wnętrza mieszkania, ponieważ od zewnątrz jest widoczna standardowa wkładka zamka i nic nie wskazuje na to, że mam inteligentny zamek wewnątrz. Ponadto, aby zamek działał automatycznie, czyli otworzył się, gdy zbliżam się do drzwi, minimalna do ustawienia strefa to sto metrów od domu (zamek nie otworzy się automatycznie, jeśli nie oddalę się na odległość powyżej 100 m od domu). Według mnie, wymagana odległość powinna być mniejsza, bo czasem, na przykład kiedy idę wynieść śmieci do altany śmietnikowej, nie oddalam się od domu wystarczająco daleko, aby automatyzacja zamka zadziałała. Wówczas muszę otworzyć drzwi za pomocą zegarka, telefonu lub komendy dla asystenta Siri, a zdecydowanie wygodniejsza jest automatyzacja.

Mimo tych kilku niedogodności, jestem zadowolonym użytkownikiem i mogę śmiało polecić inteligentny zamek każdemu, kto jest otwarty na nowe technologie i szuka sprzętów, które ułatwią mu codzienną egzystencję.

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Prawo na co dzień

Świadczenie dla osób wymagających wsparcia

Katarzyna Wójcik

Najpierw niepełnosprawni powinni wystąpić o ustalenie tzw. poziomu potrzeby wsparcia, a potem zadecydować, czy warto przejść na nowe świadczenie z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Świadczenie wspierające jest nową formą pomocy, o którą mogą się ubiegać pełnoletnie osoby z niepełnosprawnościami. Jest to rozwiązanie skierowane bezpośrednio do nich, nie do ich opiekunów. To osoba z niepełnosprawnością ma decydować, jak wykorzysta wypłacone środki.

Świadczenie wspierające przysługuje bez względu na dochody. Prawo do niego uzależnione jest od uzyskania przez osobę z niepełnosprawnością decyzji ustalającej poziom potrzeby wsparcia.

 

Od 70 do 100 punktów

Aby otrzymać świadczenie, trzeba będzie uzyskać od 70 do 100 punktów. Wniosek o wydanie takiej decyzji można złożyć do Wojewódzkiego Zespołu do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności od początku stycznia. Dwóch specjalistów ustali, jak dużego wsparcia wymaga osoba z niepełnosprawnościami.

Od oceny m.in. pedagoga, doradcy zawodowego czy pracownika socjalnego zależeć będzie, czy otrzyma ona niespełna 700 zł, czy blisko 3,5 tys. zł miesięcznie. Sumy, które można uzyskać, są bowiem bardzo zróżnicowane. Kwota świadczenia wynosi od 40 proc. renty socjalnej (po ustaleniu potrzeby wsparcia między 70 a 74 punktów) aż do 220 proc. renty socjalnej (odpowiednio od 95 do 100 punktów).

Od stycznia 2024 r. nowe świadczenie ma być dostępne dla wymagających największego wsparcia innych osób (ocenionego na poziomie od 87 do 100 punktów). W kolejnych latach o środki będą mogły ubiegać się osoby, które pomocy innych potrzebują nieco mniej.

Nie dotyczy to jednak niepełnosprawnych, których opiekunom co najmniej 1 stycznia 2024 r. lub później będzie przysługiwało dotychczasowe świadczenie pielęgnacyjne, specjalny zasiłek opiekuńczy, zasiłek dla opiekuna lub świadczenie pielęgnacyjne na nowych zasadach. Jeśli otrzymają świadczenie wspierające, ich bliscy nie będą jednak mogli otrzymywać dotychczasowych świadczeń.

 

Co korzystniejsze

Eksperci przestrzegają przed zbyt pochopną rezygnacją ze świadczenia pielęgnacyjnego na rzecz nowego świadczenia wspierającego.

- Nie wiemy, jak będzie oceniana potrzeba wsparcia, od której zależy wysokość świadczenia. Może się okazać, że zamiast świadczenia pielęgnacyjnego, zbliżonego do pensji minimalnej, na konto rodziny wpłynie 700 zł - mówi dr Bartłomiej Mazurkiewicz, radca prawny.

Dlatego, po uzyskaniu decyzji o poziomie wsparcia i liczbie punktów, lepiej zastanowić się, co będzie bardziej opłacalne dla rodziny. Można wówczas nie składać wniosku o nowe świadczenie.

- Jeśli osoba z niepełnosprawnościami zdecyduje się wystąpić o nowe świadczenie, na jej bliskich wciąż będzie ciążył obowiązek opieki. Nie otrzymają oni jednak z tego tytułu żadnego wynagrodzenia. A opieka wciąż będzie uniemożliwiać lub znacznie ograniczać ich możliwości zarobkowe. Upodmiotawia się osoby z niepełnosprawnościami kosztem ich opiekunów, najczęściej matek - podkreśla Alicja Loranc z Fundacji Po Mojemu w Krakowie. Ekspertka przestrzega też, że najwyższe świadczenie otrzymają jedynie ludzie z najcięższymi niepełnosprawnościami sprzężonymi.

- Osoba z niepełnosprawnością intelektualną, całkowicie zależna od drugiej osoby, z trudnościami w zachowaniu i regulowaniu emocji nie ma szans na najwyższy poziom wsparcia - podkreśla Alicja Loranc.

 

Wniosek online

Wniosek o ustalenie prawa do świadczenia wspierającego złoży się wyłącznie w formie elektronicznej za pośrednictwem jednego z trzech kanałów: platformy PUE ZUS, portalu informacyjno-usługowego Emp@tia na stronie https://empatia.mpips.gov.pl/ lub przez bankowość elektroniczną. Wniosek rozpatrzy Zakład Ubezpieczeń Społecznych.

Postępowanie przebiegnie w formie elektronicznej. Wszystkie informacje o wniosku i jego obsłudze osoba ubiegająca się znajdzie na PUE ZUS.

Jeśli świadczenie nie będzie przysługiwać, to ZUS wyda decyzję odmowną, a zainteresowany otrzyma ją elektronicznie na PUE ZUS. Od takiej decyzji posłuży mu odwołanie do prezesa Zakładu, a następnie skarga do sądu administracyjnego.

Podstawa prawna: ustawa z 7 lipca 2023 r. o świadczeniu wspierającym, Dz. U. z 26 lipca 2023 r., poz. 1429.

 

Składki
Opiekun z ubezpieczeniem w ZUS

Od 1 stycznia 2024 r. osoba, która nie będzie podejmowała zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej ze względu na pomoc osobie pobierającej świadczenie wspierające, może złożyć wniosek do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o objęcie siebie z tego tytułu ubezpieczeniami: emerytalnym i rentowymi oraz zdrowotnym. W tym celu powinna złożyć wniosek USW-1. Jest on dostępny wyłącznie w postaci cyfrowej na Platformie Usług Elektronicznych (PUE) ZUS.

Warunki, jakie musi spełnić osoba do objęcia ubezpieczeniami:

- nie podejmuje zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej ze względu na potrzebę zajęcia się osobą pobierającą świadczenie wspierające,

- wspólnie mieszka i gospodaruje z osobą pobierającą takie świadczenie,

- nie jest objęta obowiązkiem ubezpieczeń emerytalnego i rentowych z innego tytułu oraz nie ma ustalonego prawa do emerytury lub renty (są to okoliczności wyłączające możliwość zgłoszenia do ubezpieczeń emerytalnego i rentowych),

- nie jest zgłoszona do obowiązkowego ubezpieczenia zdrowotnego z innego tytułu (jest to okoliczność wyłączająca możliwość zgłoszenia do ubezpieczenia zdrowotnego).

Składki będą naliczane i opłacane przez ZUS od kwoty odpowiadającej wysokości pobieranego świadczenia wspierającego. Pokryte zostaną z budżetu państwa.

Źródło: „Rzeczpospolita” 01 tydzień 2024 r.

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Święty Walenty, patron nie tylko zakochanych

Anna Kłosińska

Dzień 14 lutego większości zapewne kojarzy się z Dniem Zakochanych, których patronem jest św. Walenty. Nie wszyscy jednak wiedzą, że tego dnia obchodzimy również Dzień Chorych na Padaczkę. Datę tego święta ustanowiono nieprzypadkowo, ponieważ św. Walenty patronuje zarówno zakochanym jak i epileptykom.

Padaczka towarzyszy ludzkości od tysiącleci. Najstarsza wzmianka pochodzi z babilońskich glinianych tabliczek, datowanych na 2000 r. p.n.e., znajdujących się w zbiorach British Museum. Widnieją na nich pierwsze opisy przebiegu ataku padaczkowego. Inne opisy ataków tej choroby odnajdywano na papirusach starożytnych Egipcjan i Persów.

Ale czym w ogóle jest padaczka? Padaczka, epilepsja jest grupą przewlekłych chorób neurologicznych, charakteryzujących się napadami padaczkowymi, czyli spontanicznym, wielokrotnym występowaniem napadów drgawkowych. Epilepsja w populacji ogólnej występuje u około 1% osób (w Polsce u około 400 tys. osób) i dotyczy zarówno dorosłych, jak i dzieci. Choroba św. Walentego, bo tak się też o niej mówi, należy do najczęstszych schorzeń neurologicznych, ponieważ jest sto razy częstsza niż choroby neuronu ruchowego i dziesięć razy częstsza niż stwardnienie rozsiane.

 

Przyczyny epilepsji

Za powstanie padaczki odpowiada wiele czynników, jednak w większości przypadków powód jej wystąpienia nie jest znany. Epilepsja może być uwarunkowana genetycznie. Stopień ryzyka wystąpienia tego schorzenia określa się na podstawie wywiadu medycznego i rodzinnego. Choroba może być wywołana m.in. zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych, toksoplazmozą, wągrzycą ośrodkowego układu nerwowego, chorobą Alzheimera, malarią czy stwardnieniem rozsianym. Epilepsja może pojawić się na skutek niektórych wad genetycznych, np. zespołu Downa. Do jej rozwoju mogą przyczynić się również nowotwory mózgu, zaburzenia rozwoju psychicznego, wcześniej przebyte infekcje, udar mózgu, a także uraz głowy.

 

Objawy epilepsji

Epilepsja jest chorobą, której wszystkich objawów nie sposób wymienić, ponieważ u każdego przebiega ona w inny sposób. Do najbardziej znanych objawów padaczki zalicza się: napady toniczno-kloniczne, podczas których dochodzi do wyprężenia ciała, przegryzienia języka, utraty świadomości, drgawek. Może dojść także do bezwiednego oddania moczu. U części epileptyków, w zależności od przebiegu schorzenia, na kilka godzin albo kilka minut przed napadem pojawia się aura, czyli objawy zwiastujące napad. Występują wówczas problemy z koncentracją, omamy, stany lękowe czy ból głowy. Kolejnym rodzajem napadów padaczkowych są napady toniczne - podczas tych napadów dochodzi do skurczów wielu grup mięśniowych. W czasie napadów mioklonicznych występują silne skurcze zazwyczaj mięśni kończyn górnych. Napady atoniczne charakteryzują się nagłym zwiotczeniem ciała. Ostatnim z wymienionych przeze mnie objawem epilepsji jest nagła utrata świadomości.

 

Leczenie i profilaktyka

Epilepsji nie da się wyleczyć, jednak stosując się do zaleceń lekarza, można ją zaleczyć. Najczęstszą metodą stosowaną w rehabilitacji tej choroby jest farmakoterapia. Wówczas pacjent przyjmuje leki, które mają zapobiec wystąpieniom napadów padaczkowych. Niestety, nie we wszystkich przypadkach leki są skuteczne. Mówi się wówczas o padaczce lekoopornej. Rozwiązaniem są wtedy zabiegi chirurgiczne; zalicza się do nich np. zabieg na tkance mózgowej. Ta metoda polega na zmniejszeniu częstotliwości napadów padaczkowych albo zmianie ich charakteru na mniej uciążliwy. Nie gwarantuje to jednak całkowitego uwolnienia chorego od napadów padaczkowych. Kolejnym sposobem leczenia epilepsji jest wszczepienie pod lewym obojczykiem stymulatora nerwu błędnego. Urządzenie to hamuje czynność napadową mózgu i poleca się go chorym z aurą. Pacjent, czując, że nadchodzi atak, może zapobiec drgawkom poprzez uruchomienie specjalnym magnesem stymulatora. Jest jeden minus tej metody leczenia, a mianowicie taki, że jest ona bardzo droga. Można tu wymienić jeszcze więcej chirurgicznych sposobów na zaleczenie padaczki, jednak wówczas mogłoby zabraknąć miejsca w tym miesięczniku.

Oprócz leczenia epilepsji istotnym aspektem w tym zakresie jest profilaktyka. Aby napady występowały jak najrzadziej, ważne jest, żeby chorzy dbali o siebie na co dzień. Odpowiednia dieta i regularne posiłki oraz picie dużej ilości wody odgrywają tu znaczącą rolę. Regularne ćwiczenia również dobrze wpływają na to schorzenie. Jednak trzeba pamiętać, że nadmierny wysiłek nie przynosi pozytywnych skutków. Głównym i zarazem najważniejszym czynnikiem w profilaktyce padaczki są regularne wizyty u specjalisty i stosowanie się do jego zaleceń. U każdego napady padaczkowe wywołuje inny czynnik. Do najbardziej znanych zalicza się: wrażliwość na światło, głośne dźwięki (np. głośna muzyka), stres, zbyt silne emocje. Ważne jest również unikanie urazów głowy.

 

Pierwsza pomoc w padaczce

Podczas pierwszego napadu koniecznie trzeba wezwać pogotowie ratunkowe. Chorego należy zabezpieczyć przed upadkiem, urazem głowy, kończyn i tułowia oraz ochronić przed skaleczeniem. Ważne jest, aby epileptyka ułożyć w bezpiecznym miejscu (jedynie, gdy znajduje się w niebezpiecznym miejscu, np. na jezdni), rozwiązać krawat lub poluzować kołnierz i usunąć ciała obce z ust. Po zakończeniu napadu, w miarę możliwości, podłożyć mu coś miękkiego pod głowę i delikatnie przewrócić na bok, aby udrożnić drogi oddechowe i przyspieszyć przepływ śliny. Należy upewnić się, że chory łatwo oddycha, jeżeli sytuacja jest stabilna, pozwolić mu odpocząć.

Artykuł ten napisałam nie bez powodu, ponieważ od około sześciu lat choruję na epilepsję. Dopiero w 2023 r. lekarze, po analizie badań, podali przyczynę choroby. W moim przypadku ataki powodowane są nagromadzeniem się silnych emocji. Przez ten cały czas nauczyłam się już rozpoznawać nadejście napadu i umiem się odpowiednio zachować lub, jeśli to możliwe, zapobiec mu. Kiedy przeczuwam, że mogę dostać napadu padaczkowego, to staram się od razu reagować. Najczęstszym objawem, który zwiastuje napad, jest ból pleców w okolicy lędźwi. Wówczas wiem, że atak może przyjść, ale nie musi. Sposobem, który pomaga mi zapobiec ewentualnemu napadowi, jest ułożenie się w pozycji leżącej. Problem pojawia się w sytuacji, gdy nie mam możliwości przyjęcia wygodnej dla mnie pozycji i wtedy właśnie zaczynam się denerwować, skutkiem czego dochodzi do napadu. Zmęczenie i silne emocje również prowokują u mnie napady i to właśnie ten ostatni czynnik jest ich najczęstszym wyzwalaczem. Nie jest to przyjemna choroba, zresztą jak każda, jednak da się z nią żyć. Wystarczy tylko przestrzegać zaleceń lekarza i unikać tego, co powoduje atak.

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Kuchnia po naszemu

Wegetariańskie obiady na każdą okazję cz. 1

Radosław Nowicki

Menu obiadowe wcale nie musi być nudne. Wiadomo, że polską klasyką jest rosół i schabowy lub zupa pomidorowa i kurczak. Jednak warto szukać nowych połączeń smakowych, stawiać na dietę bardziej lekkostrawną, bogatszą w witaminy i minerały. W tym celu opłaci się częściej sięgać po warzywa i rośliny strączkowe, a ograniczać spożywanie mięsa. W niniejszym artykule chciałbym przedstawić kilka przepisów na wegetariańskie dania. Są to propozycje, które można modyfikować pod swój gust. Wszak każdy z nas ma inne kubki smakowe.

Zacznijmy od zupy, a raczej kremu. Chciałbym zaproponować przepis na zielony krem pełen mocy. Na początek trzeba przygotować wywar warzywny, do którego oprócz wody należy dodać marchewkę, pietruszkę, cebulę, kawałek selera i pora oraz sól, ziarenka pieprzu, ziele angielskie i liść laurowy. To wszystko musi się pogotować przez jakiś czas. Po przecedzeniu należy na dnie garnka podsmażyć na oliwie lub maśle klarowanym pokrojoną na mniejsze części cebulę. Dodać do tego mrożony groszek lub przepłukaną zieloną soczewicę (można jedno i drugie, dzięki temu dostarczymy do organizmu więcej białka roślinnego) i podsmażać przez jakiś czas. Dołożyć obrane i pokrojone na mniejsze części ziemniaki oraz różyczki brokuła. Wszystko należy zalać wcześniej przygotowanym wywarem, można również wzbogacić warzywami z wywaru oraz ulubionymi przyprawami. Ja do tego kremu, oprócz soli, pieprzu i ostrej papryki, daję również kumin, trochę soku z cytryny, przeciśnięty przez praskę czosnek, goździki, imbir oraz łyżeczkę tartego chrzanu. Wszystko musi się trochę pogotować. Na koniec zawartość garnka trzeba dokładnie zblendować. Krem można podać z kleksem śmietany oraz z podprażonymi na suchej patelni ziarnami słonecznika.

Jeśli nie krem, to może risotto? Do jego przygotowania najlepiej użyć ryżu Arborio. Najpierw na głębszej patelni należy zeszklić pokrojoną drobno cebulę na oliwie lub maśle. Do niej dodać suchy ryż i podsmażać go wraz z cebulą. Dodać pół szklanki wytrawnego wina, a następnie sukcesywnie dolewać gorący bulion warzywny i regularnie mieszać drewnianą łyżką. Risotto powinno być gotowe po około 25 minutach. Jego gęstość można regulować ilością płynu. Na koniec trzeba doprawić do smaku pieprzem i solą oraz posypać startym serem, np. Parmigiano Reggiano lub Grana Padano. Jest to uniwersalny przepis, który można wzbogacać ulubionymi dodatkami: pieczarkami, borowikami, cukinią, batatami lub innymi.

Kolejnym daniem jest makaron z warzywami. Ja najbardziej lubię orkiszowy. Trzeba go ugotować w osolonej wodzie. Na patelni udusić na maśle pokrojoną (wcześniej obraną ze skórki) dynię razem z gałązką rozmarynu. Po kilku minutach dodać pokrojoną w plastry cukinię i smażyć ok. 10 minut. Wyjąć rozmaryn, dodać ugotowany makaron, przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku, kilka pokrojonych na mniejsze części suszonych pomidorów oraz dwie łyżki oleju z ich zalewy. Wszystko przyprawić solą, pieprzem, papryką, ziołami prowansalskimi. Na talerzu posypać danie serem typu feta oraz prażonymi pestkami dyni. Dynię i cukinię można zamienić na inne warzywa. Doskonale sprawdzą się chociażby brokuł, kolorowa papryka, marchewka, fasolka szparagowa czy bakłażany.

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Z poradnika psychologa

Jak dokonywać wyborów

Małgorzata Gruszka

„Nie wiem, co wybrać”, „nie mam wyboru”, „nie wiem, czego chcę” - oto zdania, które większość z nas wypowiada w różnych sytuacjach życiowych.

W kolejnym „Poradniku psychologa” podpowiadam, jak radzić sobie z dokonywaniem wyborów.

 

Dokonywanie wyborów

Jest mi niezmiernie miło z powodu wyboru, jakiego właśnie dokonały wszystkie osoby czytające ten artykuł. Osoby te wybrały czytanie poradnika, mając wiele innych rzeczy do wyboru: drzemkę, spacer, czytanie książki, słuchanie muzyki, oglądanie filmu, rozmowę przez telefon, przeglądanie sieci lub jakąkolwiek inną czynność… Zależnie od pory dnia, osoby te mają za sobą mniej lub więcej dokonanych wyborów.

Podobnie jak wszyscy pozostali, wybrały godzinę wstania, zdecydowały co na siebie włożą, co zjedzą na śniadanie, wyjdą czy zostaną w domu, na jakich czynnościach upłynęła im miniona część dnia.

Choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, każdy z nas niemal cały czas dokonuje wyborów. Nasze codzienne decyzje dzielą się na łatwe i bardziej skomplikowane.

 

Owies czy siano

Sytuacją, która sprawia nam pewne kłopoty, jest konieczność wyboru jednej spośród dwu lub więcej opcji postrzeganych przez nas jako równie atrakcyjne, pożądane i pociągające. Przed takim wyborem pozornie tylko stał osiołek ze słynnego wiersza Aleksandra Fredry. Pozornie, bo owies i siano były przeznaczone dla niego i mógł zjeść oba przysmaki.

My miewamy trudniej, bo zazwyczaj spośród dostępnych możliwości możemy wybrać tylko jedną: kupić jedną torebkę, pozwolić sobie na jeden smartfon, wybrać jedną imprezę w weekend czy jedno miejsce na urlop.

 

Jak wybierać między owsem a sianem?

Wypisz korzyści danej opcji i każdej z nich nadaj znaczenie w skali od 1 do 10. W ten sam sposób przeanalizuj korzyści kolejnych opcji.

Zobacz, która z opcji ma najwięcej korzyści umieszczonych najwyżej na skali. Ta opcja ma najwięcej korzyści mających dla ciebie największe znaczenie.

Po dokonaniu wyboru, skup się na korzyściach tego co już masz i ciesz się nimi. Dzięki temu zredukujesz istniejący jakiś czas żal za niewybranymi możliwościami.

 

Dżuma czy cholera

Sytuacją, która większości z nas sprawia duże kłopoty, jest konieczność wyboru jednej spośród dwu lub więcej opcji postrzeganych przez nas jako równie nieatrakcyjne, niepożądane i negatywne.

Wybory takie są trudne, bo zbliżając się do każdej z dostępnych opcji, czujemy opór przed decyzją ze względu na konsekwencje, których się obawiamy i chcemy uniknąć.

Popełniwszy błąd, możemy obawiać się zarówno konsekwencji przyznania się do niego, jak i konsekwencji faktu, że ktoś go odkryje.

Odczuwając silne dolegliwości, możemy w równym stopniu obawiać się niekorzystnej diagnozy i skutków zaniechania badań.

Wybór między dżumą a cholerą, to w istocie wybór mniejszego zła, czyli opcji, której przykre konsekwencje mogą być dla nas mniej dotkliwe.

 

Jak wybierać między dżumą a cholerą?

Wypisz minusy danej opcji i każdemu z nich nadaj znaczenie w skali od 1 do 10. W ten sam sposób przeanalizuj minusy kolejnych opcji.

Zobacz, która z opcji ma najwięcej minusów umieszczonych najniżej na skali; ta opcja ma najwięcej minusów łatwiejszych dla ciebie do udźwignięcia.

 

Nie wiem, czego chcę

Do niełatwych decyzji należą te, w których każda z dostępnych opcji niesie ze sobą pozytywne i negatywne konsekwencje. Dlatego wahamy się, miotamy między podjęciem a niepodjęciem decyzji i często dochodzimy do wniosku, że nie wiemy, czego chcemy.

 

Jak radzić sobie, gdy nie wiemy, czego chcemy?

Krok 1: określ, jaką decyzję chcesz podjąć. Przykład: chcesz zmienić szafę w pokoju na większą, ale wahasz się.

Krok 2: zastanów się i wypisz przewidywane pozytywne konsekwencje zmiany szafy na nową:

- będzie więcej miejsca na rzeczy;

- nowa szafa będzie ładniejsza;

- nowa szafa będzie wygodniejsza;

- będziesz mieć podobną szafę do tej, która spodobała ci się u koleżanki.

Krok 3: określ na skali od 1 do 10, jakie znaczenie ma dla ciebie każda z przewidywanych pozytywnych konsekwencji zmiany szafy na nową.

Krok 4: zastanów się i wypisz przewidywane negatywne konsekwencje zmiany szafy na nową:

- wydanie pieniędzy;

- stara szafa dobrze się trzyma i szkoda jej wyrzucić;

- trzeba będzie poprosić kogoś o pomoc w wyniesieniu szafy;

- przez jakiś czas będzie bałagan w pokoju;

- masz sentyment do starej szafy, bo to pamiątka po rodzicach;

- wiesz, że starsze meble są dużo solidniejsze i bardziej wytrzymałe niż nowe.

Krok 5: określ na skali od 1 do 10, jakie znaczenie ma dla ciebie każda z przewidywanych negatywnych konsekwencji zmiany szafy na nową.

Krok 6: wybierz i zapisz najważniejszy dla ciebie przewidywany pozytywny skutek wymiany szafy na nową.

Krok 7: wybierz i zapisz najważniejszy dla ciebie przewidywany negatywny skutek wymiany szafy na nową.

Krok 8: porównaj ze sobą znaczenie najważniejszego dla ciebie przewidywanego pozytywnego i negatywnego skutku wymiany szafy na nową i podejmij decyzję.

 

Gdy nadal nie wiesz, czego chcesz

Może się zdarzyć, że po wykonaniu powyższych kroków odkryjesz, że ze względu na ilość i podobne znaczenie plusów i minusów każdej z opcji, na ten moment nie jesteś w stanie wybrać żadnej z nich. Powstrzymanie się od wyboru też jest wyborem, w dodatku świadomym, bo wynikającym z odkrycia i przeanalizowania wielu za i przeciw każdej z opcji.

Po dokonaniu powyższej analizy łatwiej zaakceptujesz fakt, że nie jesteś w stanie podjąć decyzji, bo rozumiesz, dlaczego tak jest.

 

Co dalej?

Poczekaj na okoliczności, które zbliżą cię do podjęcia ostatecznej decyzji o pozostawieniu starej szafy lub wymianie na nową:

- zobaczysz w sklepie szafę, która zachwyci cię na tyle, że zdecydujesz się na wymianę;

- znajdziesz nową szafę w atrakcyjnej cenie;

- poczujesz ochotę na zrobienie porządku w starej szafie i zredukujesz ilość ubrań;

- ktoś powie, że masz piękną szafę i że na twoim miejscu nie pozbywałby się jej.

 

Nie mam wyboru

„Nie mam wyboru” to pułapka, w którą większości z nas często zdarza się wpadać. Myśląc tak, zapominamy o tym, że większość z tego co robimy w życiu jest efektem naszych osobistych decyzji.

Mówiąc, „nie mam wyboru… muszę… nie mogę…” wybieramy określoną postawę, bo konsekwencje przeciwnej postrzegamy jako gorsze, a wybranej jako lepsze dla nas.

„Nie mam wyboru, muszę pracować” - wybierasz pracę, bo nie chcesz doświadczać konsekwencji niepracowania/chcesz mieć pieniądze na utrzymanie siebie i rodziny.

„Nie mam wyboru, muszę się leczyć” - wybierasz leczenie, bo nie chcesz doświadczać konsekwencji nieleczenia się/chcesz zachować zdrowie.

„Nie mam wyboru, nie mogę dyskutować z teściową” - wybierasz niedyskutowanie, bo nie chcesz doświadczać konsekwencji dyskutowania z teściową/chcesz mieć spokój.

„Nie mam wyboru, muszę poruszać się z białą laską” - wybierasz poruszanie się z białą laską, bo nie chcesz doświadczać konsekwencji nieużywania jej przez osobę niewidzącą na ulicy/chcesz wychodzić z domu i być bezpieczny/a.

W odkryciu, że w jakiejś sytuacji mamy wybór, pomaga zadanie sobie pytania „po co robię coś lub czegoś nie robię”.

 

Podsumowanie

Każdego dnia dokonujemy szeregu wyborów, można wręcz powiedzieć, że dokonujemy ich nieustannie. W wybieraniu między owsem a sianem pomaga skalowanie znaczenia poszczególnych korzyści każdej z opcji. W wybieraniu między dżumą a cholerą pomaga skalowanie znaczenia poszczególnych niekorzyści każdej z opcji.

Gdy nie wiemy, czego chcemy, pomaga skalowanie znaczenia poszczególnych korzyści i niekorzyści każdej z opcji.

Zdarza się, że ze względu na ilość plusów i minusów każdej z opcji, w danym momencie nie da się dokonać wyboru. Niedokonanie wyboru również jest wyborem. W większości sytuacji mamy wybór. Gdy wątpimy w to, że mamy wybór, warto zadać sobie pytanie, „po co coś robię lub czegoś nie robię”.

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Rehabilitacja kulturalnie

Gombrowicz wielkim pisarzem był

Paweł Wrzesień

Posiedzenia Komitetu przyznającego corocznie nagrodę Nobla w dziedzinie literatury są objęte klauzulą tajności na okres 50 lat. Dopiero po tym czasie dowiadujemy się, kto, poza laureatem, był brany pod uwagę przez szacowne grono i jakie walory jego dzieł zostały docenione. Z tej przyczyny dopiero przed kilkoma laty wyszło na jaw, że bardzo bliski zdobycia jednej z najbardziej prestiżowych nagród w pisarskim świecie był polski pisarz Witold Gombrowicz. Jego nazwisko pojawiało się kilkakrotnie na krótkiej liście kandydatów w latach 60. Gdy w roku 1969 zgłosił go ponownie profesor Jan Kott, był traktowany jako niemal pewny zwycięzca. Niestety, groteskowe, tragiczne zwroty akcji były nieodłączną częścią nie tylko dzieł Gombrowicza, ale również jego życia. Pisarz zmarł 24 lipca 1969 roku, a ponieważ nagrodę Nobla przyznaje się wyłącznie żyjącym twórcom, nie mógł być brany pod uwagę podczas ostatecznej narady Komitetu w dniu 18 września. Nagrodę przyznano wówczas irlandzkiemu dramaturgowi Samuelowi Beckettowi.

Droga pisarza do światowej sławy była zawikłana, a jej początek to położona w Guberni radomskiej wieś Małoszyce, gdzie 4 sierpnia 1904 roku przyszedł na świat jako najmłodsze dziecko Jana Onufrego i Antoniny Marceliny Gombrowiczów. W wieku 7 lat przeniósł się wraz z rodzicami i rodzeństwem do Warszawy. Pochodzący z herbowej szlachty rodzice zadbali, aby przekazać synowi staranne wykształcenie. Witold ukończył najpierw gimnazjum im. św. Stanisława Kostki w Warszawie, a następnie studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie w 1927 roku uzyskał tytuł magistra. Wtedy właśnie nastąpił przełom w jego życiu. Podczas wyjazdu do Paryża, gdzie miał dalej zgłębiać tajniki nauk prawnych, nawiązał kontakty ze studencką młodzieżą i dał się pochłonąć życiu kulturalnemu. Po powrocie do Polski porzucił rozpoczętą aplikację sędziowską, aby oddać się próbom literackim. Zniszczył rękopis swej pierwszej powieści, uznając ujawnione w niej poglądy i szczegóły życia osobistego za nazbyt śmiałe. Kolejną próbę stworzenia powieści podjął do spółki z Tadeuszem Kępińskim, lecz i tym razem poniósł klęskę. Zadebiutować udało mu się dzięki małym formom - opowiadaniom, których zbiór wydał pod wspólnym tytułem „Pamiętnik z okresu dojrzewania”. Zaczął też publikować w prasie swoje recenzje i felietony. W 1937 roku ukazała się powieść „Ferdydurke”, która przyniosła mu sławę i miano obrazoburcy. Mimo że sam autor przekroczył już trzydziestkę, z iście młodzieńczym zapałem rozprawiał się w niej ze skostniałymi formami życia społecznego, brązownictwem, mieszczańskimi stereotypami i zakłamaniem, ale także ze sztuczną gonitwą za postępem.

W 1939 roku w życie Witolda Gombrowicza wkracza historia. Gdy jako dziennikarz wypływał z Gdyni w dziewiczy rejs polskiego statku MS Chrobry do Argentyny, nie mógł podejrzewać, że zmieni to całe jego dalsze życie. Po powrocie miał się podzielić z czytelnikami wrażeniami z podróży nową jednostką, jednak podczas pobytu w Buenos Aires, w Polsce wybuchła wojna. Niepokojące doniesienia, które docierały do niego w Ameryce Południowej, sprawiły, że nie zdecydował się na powrót do Europy. Walizka, z którą w 1939 roku płynął na pokładzie Chrobrego, znajduje się obecnie w zbiorach warszawskiego Muzeum Literatury.

Pisarz nie umiał się odnaleźć w nowych warunkach, często bieda zaglądała mu w oczy. Z przerwami mieszkał w Buenos Aires ponad 20 lat. Publikował w lokalnej prasie. W roku 1947 ukazał się w Argentynie przekład „Ferdydurke” na język hiszpański, który jednak nie pozwolił Gombrowiczowi wspiąć się na tamtejszy literacki Olimp. W tym samym roku podjął pracę w Banco Polaco, aby zapewnić sobie środki utrzymania; nie rezygnował jednak z rozwoju kariery pisarskiej. W 1948 roku wydał w Argentynie „Ślub”, a 3 lata później zaczął publikować w paryskiej „Kulturze”. Instytut Literacki wydawał jego kolejne dzieła, z których szczególny rozgłos zyskał „Transatlantyk”, będący podsumowaniem gorzkich obserwacji autora z życia polskiej emigracji. W inteligentny, ironiczny i groteskowy sposób definiował na nowo pojęcie narodowej tożsamości. „Kultura” publikowała też w odcinkach słynne „Dzienniki”, pisane przez ponad dekadę, a następnie wydane zbiorczo w postaci książki. W Polsce, po październikowej „odwilży” roku 1956, wydano kilka jego powieści, które spotkały się z gorącym przyjęciem. Niestety, zaostrzenie kursu politycznego i rosnąca rola cenzury w literaturze sprawiły, że autor „Ferdydurke” szybko ponownie trafił na indeks. Paradoksalnie, gdy w Polsce dzieła Gombrowicza znikały z półek, wybuchła jego popularność na świecie, szczególnie za sprawą „Pornografii” i „Kosmosu”, których uniwersalna wymowa była bardziej zrozumiała dla zachodnich odbiorców. Poza licznymi tłumaczeniami, adaptowano je także na potrzeby spektakli teatralnych, m.in. w Szwecji, USA czy Niemczech Zachodnich. Z różnych stron posypały się nagrody literackie, m.in. międzynarodowa nagroda wydawców „Prix Formentor” z 1967 czy wcześniejsze stypendium Fundacji Forda, dzięki któremu na stałe powrócił do Europy w roku 1963 i zamieszkał w Berlinie Zachodnim.

Przez całe życie pozostawał kawalerem, często spekulowano też odnośnie orientacji seksualnej artysty. On sam nie zajmował tu jednoznacznego stanowiska, jednak w grudniu 1968 roku zdecydował się na ślub z Ritą Labrosse. Przez wiele lat po śmierci Gombrowicza pozostawała ona swoistą ambasadorką twórczości pisarza i strażniczką jego pamięci.

Mówiono głośno o jego kandydaturze do literackiej nagrody Nobla, co wywołało kampanię oszczerstw przeciw pisarzowi, rozpętaną w PRL, a podsycaną przez grono krajowych, reżimowych literatów. Mimo że wszystkie swoje teksty pisał zawsze po polsku, twierdził, że nie wyda nigdy żadnego dzieła w kraju, dopóki nie będzie mogła się tam ukazać całość jego „Dziennika”. Stało się to faktem dopiero w drugiej połowie lat 80. - wiele lat po śmierci pisarza.

Witold Gombrowicz zmarł we śnie 24 sierpnia 1969 roku w Vence i tam został pochowany. Już za życia był uważany za jednego z najwybitniejszych polskich twórców. Mimo że czerpał z rodzimej tradycji literackiej, nie dał się zaszufladkować do żadnej z grup pisarzy. Szokował nowoczesnymi poglądami społeczno-obyczajowymi, jednak nie utożsamiał się nigdy z lewicą marksistowską, co mogło mu wszak ułatwić karierę na Zachodzie. Był ateistą i często podejmował ostre polemiki z najważniejszymi dla wielu Polaków wartościami, okazując jednocześnie, że są mu one dobrze znane i na swój sposób bliskie. Z jednej strony tworzył nowoczesny, pełen neologizmów język powieści, a z drugiej korzystał w mistrzowski sposób z form wypracowanych przez pokolenia polskich pisarzy, np. obecna w „Transatlantyku” narracja pamiętnikarska, przypominająca szlachecką gawędę. To połączenie sprzeczności stworzyło iście wybuchową mieszankę, składającą się na postać genialnego autora.

Dla upamiętnienia wielkiego Polaka, Senat RP zdecydował o objęciu roku 2024 patronatem Witolda Gombrowicza. Warto z tej okazji sięgnąć także po nagrania jego dzieł zgromadzone w wypożyczalni DZdN GBPiZS.

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Obrazy samotności

Aleksandra Ochmańska

Poeta i pisarz, Jarosław Iwaszkiewicz, nazwał ją kiedyś wierną, nieco gorzką piastunką. Adam Mickiewicz określił jako mistrzynię mędrców. W „Księdze Eklezjastesa” czytamy przestrogę: biada samotnemu. Przytoczone myśli, zdaje się, potwierdzają tezę, że samotność zawsze towarzyszy człowiekowi. Pewnie dlatego stała się ona tematem wielu utworów literackich. Determinują ją - czas, w jakim przychodzi nam żyć oraz codzienne okoliczności. Obecnie samotność stała się niemal tematem debaty publicznej. Czas pandemii oraz wojny w Ukrainie uzmysławia, jak niszcząca jest jej siła. Można zaryzykować stwierdzenie, że każdy, na jakimś etapie życia, poznaje samotność. Oczywiście, ma ona odmienne przyczyny i przynosi zróżnicowane odczucia. Doskonale odzwierciedlają to mistrzowie pióra.

Samotność jest jakby siostrą tęsknoty. Często odczuwa się je równolegle. Bardzo przekonywująco ukazał to Cyprian Kamil Norwid w utworze: „Moja piosnka” (II). Jakże wymowne są słowa:

 

„Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów Nieba...
Tęskno mi, Panie...”

 

Podmiot liryczny jest emigrantem. Być może jest nim sam autor, któremu doskwiera samotność wśród obcych ludzi. Uczucie to zwiększają wyidealizowane wizje ojczystych krajobrazów, zwyczajów i ogromnego przywiązania do religii. Autor przywołuje z pamięci bocianie gniazda symbolizujące szczęście i polski dom rodzinny. Mocno zapadają w pamięć wersy:

 

„Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony
Są - jak odwieczne Chrystusa wyznanie:
«Bądź pochwalony!»”
Tęskno mi, Panie...”

 

Norwid znakomicie ukazuje stan emocjonalny samotnego człowieka. Wszelkie zabiegi literackie są przemyślane. Utwór w tytule nazwany jest piosenką. Jednocześnie odczytuje się go jako modlitwę. Każda zwrotka kończy się apostrofą: Tęskno mi, Panie. Użycie znaków: wykrzyknika, znaku zapytania (w ostatniej zwrotce), wielokropka podkreśla emocje autora. Fakt, że Norwid zwraca się do Boga, nie budzi zdziwienia. Człowiek samotny często zawierza swoje troski Stwórcy.

Podobną apostrofę odnajdujemy też w „Hymnie” Juliusza Słowackiego. W zbliżonych okolicznościach, w swoim wierszu - modlitwie, wypowiada słowa: „Smutno mi, Boże!”. Podczas podróży statkiem z każdą chwilą oddala się od ukochanego kraju. Docenia piękno zachodzącego słońca, ale nie jest to dla niego ukojeniem. Czuje się wyobcowany:

 

„Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,
Ciszę błękitu.
Ale przed Tobą głąb serca otworzę,
Smutno mi, Boże”.

 

Czuje się jak dziecko bliskie płaczu, bo matka odchodzi. Postać matki można rozumieć tu dwojako. Podmiot liryczny myśli o matce, którą opuścił, ale matka to też utracona ojczyzna. Jest świadomy kresu znanego mu życia. Trafnie ukazuje lęk przed nieznanym:

 

„(...) na wielkim morzu obłąkany,
Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem”.

 

W takiej sytuacji dostrzega lecący sznur bocianów. Podobnie jak u Norwida, ptaki te przypominają dom rodzinny, potęgując tęsknotę. Boleje nad tym, co odeszło. Martwi się, że nie zna miejsca, w którym po śmierci znajdzie spoczynek. Przejmujące obrazy. Samotność emigranta w wierszu Słowackiego wybrzmiewa skargą i utratą nadziei:

 

„Więc, że modlitwa dziecka nic nie może,
Smutno mi, Boże!”.

 

Symbol dziecka, a więc osoby niewinnej, której modlitwa nie pomaga, przypomina krzyk rozpaczy skazanego na tułacze i samotne życie autora.

Na co dzień samotność jest często związana z utratą kogoś bliskiego. Ten stan najlepiej wyraża Maria Pawlikowska-Jasnorzewska w wierszu „Fotografia”.

 

„Gdy się miało szczęście, które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to - to jest bardzo mało...”

 

Utwór nie jest skomplikowany i dlatego słowa poetki są bardzo namacalne. W sposób zwięzły maluje portret osoby, która utraciła miłość. Nie wiadomo, czy ten ktoś żyje, czy umarł. Pewne jest, że już go nie ma, a był treścią czyjegoś życia. Zwraca uwagę postawienie naprzeciwko siebie: szczęścia, ciała, ziemi całej i fotografii. Pawlikowska-Jasnorzewska po jednej stronie umieszcza to, co świadczy o życiu, a po drugiej przedmiot. Czyjeś ciało przywołuje wyobrażenie bliskości. Fotografia jest przedmiotem, erzacem. Przypomina osobę, która nie da już ciepła i nie można jej przytulić. Poprzez powtórzenie: „to - to jest bardzo mało...” autorka uwypukla ogrom tragedii. Wielokropek na końcu wiersza pozostawia miejsce na to, co niewypowiedziane. Może na samotność?

Szczególnym rodzajem samotności jest ta, która dotyka osób starszych. Grono bliskich im osób bardzo się zawęża, pozostawiając pustkę. Doskonale ten fakt ukazuje poezja Urszuli Kozioł. Wstrząsająco brzmią słowa z wiersza „Okna”:

 

„Znajomi już odbiegli do weselszych osób
ani im w głowie zapytać jak żyję”.

 

To bardzo prawdziwe, choć bolesne spostrzeżenie. Często słyszy się przecież od starszych ludzi, jakoby inni ich unikają, zapominają, czy zostawiają samym sobie. W dalszych wersach tego wiersza autorka żali się, że jej zmarli też już jej nie potrzebują. Nic dziwnego, że powstaje wrażenie opuszczenia. Kozioł dobitnie daje do zrozumienia, że nie potrzebuje już szukać odosobnienia, za którym każdy czasem tęskni:

 

„Moją pustynią są te cztery ściany
drzwi w które nikt nie puka
zamilkły telefon”.

 

W innym miejscu pustynią nazywa miasto pełne zgiełku. Wszelkie zmiany potęgują odczucie obcości. Pisze o odwróconych plecami do niej wieżowcach, które odebrały jej widok z okna. Zmiany w przestrzeni bywają utrudnieniem w życiu codziennym, ale często wywołują też tęsknotę za tym, co minęło.

O samotności wiele opowiedzieć mogą osoby chore. Wiersz J. Iwaszkiewicza „Opuszczony” doskonale odzwierciedla tę sytuację. Samotność dotyczy tu starszej, chorej osoby. Tekst jest uniwersalny, bo każdy może odnaleźć w nim siebie. Zdumiewa jego aktualność. W pierwszej zwrotce Iwaszkiewicz przywołuje usprawiedliwienia, jakie podają ludzie, gdy nie mogą przyjść. Premiera, wyjazd, chrzciny, ktoś zapomniał itd. Obok istotnych powodów pokazuje typowe wymówki. Są one wstępem do odmalowania położenia samotnego człowieka.

 

„Jeden za stary, a drugi jak róża,
Nie lubi słuchać, jak ktoś sucho kaszle.
Ach, jaki piękny ten piesek w podwórzu
I nikt mi jego nie przyniesie właśnie”.

 

Pierwsza zwrotka ukazuje zwykłą codzienność. Dalej czytelnik widzi chorego, kaszlącego, starszego człowieka. Kiedyś prowadził aktywne życie w gronie przyjaciół. Teraz czuje się opuszczony. Iwaszkiewicz nakreślił wyrazisty krajobraz samotności. Uwagę zwraca wers: „Jeden za stary, a drugi jak róża”. Ten za stary to podmiot liryczny. Kto jest jak róża? Wniosek nasuwa się sam - ktoś młody, piękny jak kwiat. Róża ma kolce. Czytelna jest sugestia, że ktoś rani swoją nieobecnością. Róża budzi asocjacje z Małym Księciem. Symbolizuje rozczarowanie, zawiedzioną przyjaźń. Róża nie lubi słuchać suchego kaszlu, ale czy chodzi faktycznie tylko o kaszel? Może młodzi po prostu nie lubią słuchać o troskach starych ludzi? Od tej smutnej wizji oddalają czytelnika kolejne wersy. Autor zachwyca się widokiem pięknego pieska. Można wyobrazić sobie starego, kaszlącego człowieka, który leży w łóżku i przez okno widzi zwierzaka. Prywatnie Iwaszkiewicz bardzo lubił psy. Często wspomina o tym w „Dziennikach”. Piesek darzy go szczerą miłością. Nikt go nie przyniesie. Pobrzmiewa żal. Piesek jest tym kimś z zewnątrz, kto zostałby z osamotnionym po wyjściu gościa. Jemu nie przeszkadzałby suchy kaszel. Piesek jest bardziej szlachetny niż człowiek.

O samotności można wiele pisać. Gorzki jest jej smak i nie ma na nią jednego remedium. Adam Asnyk twierdził, że „ten jest prawdziwie samotnym na ziemi, kto nawet współczuć nie umie z drugiemi”. Bądźmy więc z innymi i dla innych.

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Domowy teatrzyk

Ekodziadek

Wnuków nie wolno pozbawiać przyjemności cyfrowego świata, byle mieć spokój - tak myśli wielu dziadków. Z moimi dziećmi bawiłem się, czytałem brajlowskie książeczki z bajkami oraz czasopismo „Promyczek”, a one wsłuchane zasypiały, przyzwyczajone do literatury bez obrazków. Praca oraz obowiązki domowe zajmowały dużo czasu i maluchy po powrocie z podwórza, gdzie spędzały czas wśród rówieśników, same wymyślały zabawy, „podkręcone” bujną wyobraźnią. Gdybym miał wtedy dyktafon, byłbym teraz szczęśliwym posiadaczem wyjątkowych audio pamiątek. Telefony komórkowe nie były rozpowszechnione, jak obecnie, programy z bajkami płatne, z pomocą przychodziło „Domowe przedszkole” w telewizyjnej Jedynce. Sam chętnie tego programu słuchałem, bo dawniej nie istniał.

Co zrobić, by cyfrowy świat, którego nie da się uniknąć, urozmaicić czarami z dzieciństwa? Dzieci wszystkie są takie same, niezależnie od epoki, miejsca zamieszkania, stopnia zamożności rodziców; tak samo marudzą, kochają, szaleją z radości. To od nas dorosłych zależy ich wczesna edukacja i mądre podejście do życia. Rodzice zajęci pracą, nie mają czasu, od czego więc są dziadkowie? Dziadek w piaskownicy? Czemu nie. W sklepach z zabawkami można nabyć foremki różnego rodzaju i wykorzystać do formowania piaskowego „ciasta”, nie trzeba jechać nad morze, by z piasku budować zamki albo doły do zasypywania złych czarownic. Dziś kładzie się nacisk na piaskownice o idealnej czystości, co nie jest możliwe, więc niektórzy rodzice zabraniają dzieciom tego rodzaju zabaw.

Dziadek w lesie? Czemu nie. Jeśli absolwent szkoły dla niewidomych pamięta wygląd drzew, może edukować wnuki. Liście, żołędzie oraz kasztany przyniesione do domu posłużą jako dekoracja pokoju i ozdoby choinkowe. Z masy solnej, wykonanej w kuchni, można formować figury płaskie i modelować ludziki. Z papieru, bibuły i zużytych ubrań powstają ozdoby okolicznościowe z okazji świąt religijnych czy uroczystości rodzinnych. Domowe rękodzieło przyczynia się do lepszej sprawności dłoni i stanowi cenne pamiątki.

W internecie można odnaleźć słuchowiska dla dzieci z dawnych lat oraz współczesne; niech dzieciaki siedzą i słuchają, tylko po co, kiedy w czasie deszczowej pogody można z wnukami zabawić się w teatrzyk wyobraźni i stworzyć własne widowisko. Dziadek raz może być dobrym wróżbitą, innym razem złym czarownikiem albo wielkim królem. Nie trzeba cudów, by miło spędzić czas, używając jako rekwizytów wykonane przez nas zabawki i ozdoby, domowe sprzęty. Bawimy się w radio? Proszę bardzo. Oto mikrofon z trzepaczki do jajek, kurtyna z prześcieradła, odwrócony taboret nakryty kocem to statek, sztućce, blaszane naczynia w roli perkusji, jako wspomagaczy można użyć ziaren o różnych wielkościach - kaszy, ryżu, nawet mąki. Razem bałaganimy, razem sprzątamy.

Warto posłużyć się dyktafonem, aby nagrać bajki tworzone wspólnie. Dobrym pomysłem jest sfilmowanie inscenizacji, by mieć pamiątkę na przyszłość. Niektóre rodziny umieszczają własne bajki na YouTube.

Przyjemną formą dialogu z wnukami jest wciąż aktualna zabawa w sklep, nauczyciela, policjanta i złodzieja, lecz także w lekarza. W role wyżej wymienionych osób wcielają się wszyscy. Kiedy senior nie marudzi, co niestety się też zdarza, wyróżnia się dowcipem, to można naprawdę się odstresować. Terapeutami stają się nasze wnuki, które w ten sposób uczą się empatii. Innym razem ustawiamy z krzeseł widownię, na poduszkach sadzamy lalki - i są widzowie! Warto dzieci zachęcić do tworzenia rymowanek, podając jakiś wyraz, by wykrzesać ukryte talenty. Cierpliwość, szalone pomysły dziadków i wnuków z najgorszego łobuza uczynią aniołka, byle nie prawić morałów, bo dziecko się zbuntuje, co wiem z własnego doświadczenia. Gdy podczas rodzinnych spotkań kazano nam recytować wiersze, śpiewać piosenki - było to miłe, dopóki dorośli nie nadużywali naszych możliwości i chęci.

Dzieciństwo szybko mija. Wnuki idą do szkoły i coraz mniej czasu poświęcają dziadkom; trzeba więc wykorzystać każdą chwilę na wspólną edukację w formie zabawy. Widzący dziadkowie mają więcej możliwości urozmaicania życia przedszkolakom, ale po to mamy inteligencję, by nie odbiegać od nich i pokazać, że nie jesteśmy gorsi. Moje wnuczęta są jeszcze małe, ale wiem, że moich kolegów zapraszanych na imprezy przedszkolne wychowawczynie grup stawiały za wzór, gdy wnuki dumnie podnosiły głowy, chwaląc się, że pomysły na dobrze spędzony czas mają od niewidomych dziadków.

- Mój dziadziuś jest „niewidzialny”, ale taaak umie krzesło naprawić; ja mu tylko pokazuję palcem!

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Ptaki wokół nas

Emilia Ciesielska

Wielkimi krokami zbliża się wiosna. Słońce każdego dnia świeci coraz dłużej i intensywniej, budząc do życia przyrodę. Na drzewach pojawiają się pączki, a z ziemi nieśmiało wychylają się pierwsze kiełki przebiśniegów, krokusów, tulipanów i innych wiosennych kwiatków. Podmuchy wiatru też stają się coraz łagodniejsze i mniej przenikliwe. Wszystko to nieomylnie zwiastuje rychły koniec zimy, która każdemu z nas zdążyła już porządnie dać się we znaki.

Zmienia się także tło dźwiękowe otaczającego nas świata. Coraz częściej i chętniej zaczynają odzywać się ptaki, co we mnie budzi prawdziwą radość. Uwielbiam obcowanie z przyrodą na wszelkie możliwe sposoby, a ptaki darzę szczególną sympatią; są to bowiem stworzenia, które nam, osobom pozbawionym możliwości widzenia, czynią to obcowanie bardziej atrakcyjnym ze względu na swoją naturalną skłonność do wydawania dźwięków.

Trudno dokładnie określić moment, w którym ta moja sympatia przerodziła się w prawdziwą pasję. Ponieważ straciłam wzrok w bardzo wczesnym dzieciństwie, właściwie od zawsze przykładam dużą wagę do dźwięków rozlegających się w moim otoczeniu, a te wydawane przez ptaki zawsze sprawiały mi przyjemność. Początkowo nie przywiązywałam wagi do tego, co konkretnie ćwierkało mi nad głową - grunt, że w ogóle ćwierkało. Jako dziecko nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, że istnieje tak ogromna różnorodność gatunków ptaków i że każdy z nich wydaje inne odgłosy. Myślę, że duży wpływ na moje szersze zainteresowanie się ptakami miała książeczka pt. „Przygód kilka wróbla Ćwirka”, czytana mi przez mamę. Do dziś wspominam ją jako jedną z moich ulubionych lektur z okresu dzieciństwa. Swoją drogą serdecznie ją polecam, nie tylko jako zbiór ciekawych, pełnych przygód historyjek dla dzieci, ale także ze względu na jej wartość edukacyjną.

Dziecko może dzięki niej poznać wiele interesujących szczegółów z życia ptaków oraz dowiedzieć się czegoś o zależnościach występujących w przyrodzie. Poza tym książka jest bogato ilustrowana. Moja mama wpadła w związku z tym na fantastyczny pomysł. Odrysowywała na sztywnym papierze ptaki przedstawione na ilustracjach, a następnie wycinała ich kontury tak, żebym mogła poznać ich kształt. Tak się chyba zaczęło moje zainteresowanie ptakami. Później, już w okresie nauki szkolnej, dostały się w moje ręce kasety magnetofonowe z nagraniami odgłosów ptaków. Zdaje się, że były nagrodą w jakimś szkolnym konkursie. Nagrania mnie zachwyciły, a oprócz tego okazało się, że na okładkach kaset wymienione były gatunki ptaków śpiewających w poszczególnych momentach. To wtedy odkryłam, że każdy ptak śpiewa inaczej i że można rozpoznać dany gatunek po wydawanych przez niego odgłosach. Od tego momentu zaczęłam zbierać kasety, a później płyty z nagraniami ptasich głosów i uczyć się ich rozpoznawania. Wkrótce, jako naturalna kolej rzeczy, rozwinął się mój pociąg do wiedzy na temat ptaków. Kiedy w opisie dźwięków zarejestrowanych na jakiejś płycie przeczytałam, że w tym i tym nagraniu śpiewa np. świstunka leśna, natychmiast pojawiała się chęć bliższego poznania tego gatunku. Moją bazą informacji o ptakach była najpierw „Encyklopedia multimedialna”, a w późniejszym okresie internet, z którego chętnie korzystam w tym celu do dzisiaj.

Wyszukiwanie informacji o życiu i zwyczajach ptaków stało się moim hobby. Czytając o nich, siłą rzeczy zapamiętywałam wiele szczegółów, a dzięki nagraniom nauczyłam się rozpoznawać ptasie głosy. Tak zostałam miłośniczką ptaków.

Dziś mogę się już pochwalić sporą wiedzą na ich temat oraz umiejętnością bezbłędnego rozpoznawania kilkudziesięciu gatunków po głosie. Uważam swoją pasję za dość ciekawą i godną polecenia. Sprzyja ona bliższemu poznawaniu przyrody i daje wiele okazji do bezpośredniego z nią kontaktu. Postanowiłam więc podzielić się nią z Czytelnikami „Sześciopunktu”. Może ktoś, tak jak ja, lubi przebywanie na łonie natury i zechce zainteresować się tym, co mu świergocze nad głową? A może ktoś do tej pory w ogóle nie przywiązywał wielkiej wagi do rozbrzmiewających w jego otoczeniu ptasich treli i teraz postanowi je odkryć? Może wreszcie ktoś często słyszy w swoim otoczeniu śpiew jakiegoś ptaka; może nawet go lubi, tylko nie zastanawiał się dotąd nad tym, jaki gatunek wydaje taki głos, a teraz zapragnie się tego dowiedzieć? Stąd już tylko krok do ciekawego, przyjemnego i mało wymagającego hobby. Do jego realizacji nie trzeba wiele - wystarczy dobry słuch, niezła pamięć i odrobina wolnego czasu. Przydaje się także dostęp do nagrań, pozwalających na przypisanie usłyszanych dźwięków do konkretnych gatunków. Może się nagle okazać, że głosy te są nam dobrze znane. Zachęcam serdecznie do takich doświadczeń, tym bardziej, że nadchodząca wiosna zdecydowanie im sprzyja. Przez najbliższe miesiące rozmaite trele będą nam towarzyszyły z dużą intensywnością.

No dobrze - powie ktoś - ale nie każdy przecież ma możliwość włóczenia się po lasach i uroczyskach w celu podsłuchiwania ptaków. Osoba niewidoma będzie do tego potrzebowała pomocy przewodnika, więc trzeba będzie znaleźć kogoś, kto lubi takie klimaty. Poza tym zwyczajnie nie każdy ma na to czas. I tu niespodzianka: ptaków można słuchać wszędzie. Na początek wystarczy nadstawić ucho w miejscu zamieszkania albo w jego bliskiej okolicy. Gwarantuję, że zawsze coś usłyszymy, a czasem może nas zaskoczyć liczba podsłuchanych ptaków. Istnieje duża grupa tzw. gatunków synantropijnych, to znaczy takich, które przystosowały się do życia w bezpośrednim sąsiedztwie człowieka - czy to na wsi, czy w mieście - i nauczyły się funkcjonować w zmienionym przez niego środowisku. Wykorzystują one każdy dostępny fragment zieleni, niektóre spotkamy nawet w centrach dużych miast. Dość wymienić choćby pospolite wróble, jaskółki czy jerzyki, ale jeśli posiadamy choć kawałek ogródka, mogą się w nim pojawić i inne okazy - na przykład pleszki, kopciuszki czy piegże. Mamy też duże szanse na spotkanie kosa, który w ostatnich latach uległ dużej synantropizacji, w związku z czym coraz częściej i liczniej gniazduje w miastach. Mało tego - w miejskich parkach nierzadko można natknąć się na dzięcioła. Jeśli mieszkamy na wsi, wystarczy wychylić się trochę poza teren ścisłej zabudowy, aby móc napawać się śpiewem polnych ptaków, takich jak skowronki i trznadle.

Niekoniecznie trzeba szukać specjalnego miejsca, aby móc cieszyć się obecnością ptaków i pięknem ich śpiewu. One są wokół nas; towarzyszą nam niemal na każdym kroku. Wystarczy wolna chwila i odrobina zainteresowania, aby to odkryć, do czego serdecznie zapraszam.

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

Krótka opowieść o miłości

Julia Żukowska

Z wolna ciemność za oknem rozproszyła się. Jakiś ptak zaćwierkał. Zerminella uniosła twarz ku budzącemu się światu i spojrzała w dal. Było bardzo wcześnie, lecz dziewczyna już od dawna nie spała. Wokół panowała cisza. Zerminella wstała z namysłem. Niepewnie wyciągnęła rękę po dzwonek. Opanowała drżenie i przywołała służącą.

- Pan śpi? - zapytała dziewczyna.

- Tak.

- Pomyślałam, że skoro już nie śpię, zagram mu coś, by miał miły dzień.

- Jak panienka rozkaże - odparła służąca. - Powiem, by ktoś postawił harfę pod pokoje pana.

Zerminella znów została sama. Z jednej strony cieszyła się, że sprawi przyjemność Gotfrydowi. Z drugiej czuła, ile ją to kosztuje, bo tak naprawdę go nie kochała. Może gdyby nie presja otoczenia, która od małego przygotowywała ją do małżeństwa z tym człowiekiem, byłoby inaczej?

Gotfryd był o wiele od niej starszy. Pomijając ten fakt, był to mądry i wrażliwy człowiek. Nigdy dziewczyna nie czuła się przezeń osaczona. Może właśnie dlatego nie mogła go nienawidzić. Wiedziała, że zraniłaby go, gdyby okazała mu niewdzięczność. Z tego powodu była dla Gotfryda wręcz przesadnie miła.

Kiedy harfa stała już na właściwym miejscu, Zerminella usiadła przy niej. Zagrawszy kilka molowych akordów, zaczęła śpiewać. Wybierała piosenki ludowe, większość z nich poznała, będąc jeszcze dzieckiem. Wreszcie mężczyzna wyszedł ze swoich komnat, widocznie uradowany miłą niespodzianką.

- Dzień dobry - powiedział, kłaniając się.

- Jak się pan dzisiaj czuje? - spytała Zerminella, wstając z uszanowaniem od instrumentu.

- Całkiem dobrze. A pani?

- Ja... Tak zwyczajnie - odparła dziewczyna.

- Zjedzmy śniadanie - zaproponował Gotfryd.

Wziąwszy Zerminellę pod rękę, udał się do jadalni, gdzie już wszystko było przygotowane do posiłku. Zerminella starała się być uśmiechnięta i wesoła, mimo to Gotfryd zauważył jej roztargnienie.

Był to mądry człowiek, wiedział, że Zerminelli trudno będzie go pokochać, dlatego zamiast ją do tego zmuszać, starał się być miły i delikatny.

Gotfryd westchnął ciężko. Tak pragnął, by osoba, którą kochał, nie była smutna... Wreszcie odważył się zapytać.

- Co się dzieje, Zerminello? Wydajesz się przygnębiona.

Dziewczyna milczała.

Gotfryd skinął na służbę i zostali sami.

- Musimy porozmawiać szczerze - rzekł. - Czy martwisz się małżeństwem ze mną? Nie kochasz mnie… - bardziej stwierdził niż zapytał Gotfryd.

Dziewczyna prawie niedostrzegalnie skinęła głową.

- Wiem to - ciągnął jej rozmówca, nie był zły, ale zasmucony. - Uwierz mi, moja droga, małżeństwa z rozsądku wcale nie są straszne. Pomyśl, co zrobisz, sama, bez męża i majątku? Zważ także i to, że wolą twego ojca było, abyś mnie poślubiła.

- Wiem - wyszeptała Zerminella i opuściła jadalnię.

Usiadła na niewielkiej sofie pod oknem, opierając się o bogato haftowane poduszki. Tępo wpatrywała się w koronkową suknię wiszącą na drzwiach do garderoby. Tę suknię dostała od Gotfryda w ostatnią niedzielę...

Zresztą nie chodziło o prezenty, nawet tak piękne i drogie. Gdyby Gotfryd nie był tak wrażliwy i dobry, potrafiłaby mu się sprzeciwić i nie zostać jego żoną. Gotfryd był jednak człowiekiem spokojnym, którego jej odmowa i opór mogły zranić śmiertelnie. Nie mogła przecież skrzywdzić człowieka, który opiekował się nią od dziecka.

Wstała i otworzyła drzwi do przyległego pokoju. Spały tam szczenięta, podarunek, o którym Gotfryd nie mógł się dowiedzieć. Przez chwilę dziewczyna stała, zastanawiając się nad tą dziwną sytuacją. Piękna, droga suknia nie była tak miła jej sercu, jak pięć tych kundli wyłowionych z rzeki, a danych jej przez ukochaną osobę. Pochyliła się nad szczeniakami. Zaczęły lizać jej palce. Zerminella uśmiechnęła się do nich. Poszła do kuchni po miskę wody i jakieś resztki ze stołu. Obserwowała, jak psy cisną się do jedzenia, jak łapczywie połykają pokarm. Kiedy już nic w misce nie zostało, zaczęły biegać, gryząc się dla zabawy.

Naraz Zerminella usłyszała lekkie kroki zbliżające się do jej pokoi. Wiedziała, kto idzie. Nerwowo uniosła się z sofy. Zastukano w drzwi dwa razy. Zerminella klasnęła w dłonie. To był ich sygnał.

- Zerminello...

- Wejdź - rzekła dziewczyna przez ściśnięte gardło.

Drzwi otworzyły się. Oczom Zerminelli ukazał się młodzieniec w prostym stroju, ze szpadą przy boku.

- Co się dzieje, ukochana?

- Naprawdę nie wiem, czy powinieneś tu przychodzić - rzekła dziewczyna, wzdychając.

- Przecież wiesz, jak cię kocham. Musiałem cię znów ujrzeć. Powiedz słowo, a wyjdę...

- Nie... Nie... - zaprzeczyła gwałtownie Zerminella. - Ja także za tobą tęskniłam. Wiem jednak, że nie dane jest nam żyć razem. Zbliża się dzień, w którym zostanę żoną Gotfryda.

- Będzie to dzień mojej śmierci - odparł młodzieniec.

- Ach, nie mów tak - prosiła Zerminella.

- Cóż mi innego pozostało?

Dziewczyna nie odpowiedziała. Opadła na sofę i ukryła twarz w dłoniach.

- Nie płacz, najdroższa...

- Nie płaczę, ale nie wiem, co zrobić... - odparła, podnosząc głowę.

- Jest jedno wyjście - rzekł młodzieniec, wpatrując się w jej twarz. - Jeśli tylko zechcesz... Uciekniemy stąd.

- Co mówisz, najdroższy.

- Dobrze - rzekł on, cofając się - w takim razie powiedz dlaczego, bo tak dalej żyć nie umiem. Mówisz, że mnie kochasz, a jednak...

- Cicho, Carlo! Cicho... - zawołała Zerminella z drżeniem. - Kocham cię nad życie, ale... - nerwowo przełknęła ślinę.

- Ale?

- Ale nie chcę zranić Gotfryda. On jest dla mnie tak dobry...

Carlo patrzył na nią długo, a jego sercem targały najrozmaitsze emocje. Wreszcie powiedział:

- Rozumiem i proszę o wybaczenie. Widzę teraz jeszcze wyraźniej, jaką jesteś szlachetną istotą, moja Zerminello - mówiąc to, postąpił krok naprzód.

- Najdroższy - szepnęła Zerminella - uwierz, gdyby był jakiś sposób, aby nie raniąc Gotfryda... Zrozum, ja wszystko jemu zawdzięczam. Bez niego byłabym nikim... On zaopiekował się mną po śmierci rodziców. Nie chcę być niewdzięczna.

- Rozumiem.

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.

- Widzę jedno wyjście - rzekł Carlo. - Jest ryzykowne...

- Mów...

- Może Pan zlituje się nad nami... wysłucha nas i spełni naszą prośbę.

- Carlo! - dziewczyna zbladła ze zgrozy.

- Słucham - odparł młodzieniec speszony nieco.

- Boję się... przecież on się rozgniewa - zapanowało długie milczenie. - Lecz lepsza rozmowa niż ucieczka. Może zrozumie. Ach, gdyby zrozumiał, gdyby nam pozwolił...

- Zerminello - rzekł tylko Carlo, widząc jej rozpromienioną szczęściem twarz.

- Gdyby się zgodził... Byłabym najszczęśliwsza na świecie... Jak myślisz, Carlo, zgodzi się?

- Nie wiem, ale jeśli chcesz spróbować...

- Chcę, chcę... Idę w tej chwili.

Carlo chciał ją powstrzymać, by trochę ochłonęła, lecz Zerminella, uczepiwszy się tej nitki nadziei, pobiegła szukać Gotfryda. Był w salonie i oglądał obrazy sławnych malarzy. Niektóre kupił, inne zostały mu podarowane. Stał właśnie przed malowidłem przedstawiającym deszczowy dzień. Po mokrej drodze szedł niewielki, pieszy oddział.

- Panie - rzekła Zerminella - chciałabym z tobą porozmawiać...

- Słucham panią - rzekł mężczyzna, odwracając się do niej. - Usiądźmy - zaproponował.

Skinął na służącego, który wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

- Panie, mam do ciebie prośbę - zaczęła Zerminella.

- Mów, kochana. Wydajesz się roztrzęsiona. Może służąca przyniesie ci flakon z solami?

- Nie trzeba, panie.

Znów milczenie. Spojrzenie Gotfryda było tak przyjazne i opiekuńcze, że większość osób tym chętniej przedstawiłaby mu swoje prośby. Zerminella jednak niemal ucieszyłaby się, gdyby Gotfryd spoglądał na nią surowiej. Czyż nie opuściła go dziś rano podczas ważnej rozmowy, nawet się nie żegnając?

Wtem dziewczyna wstała ze swojego miejsca i upadła na kolana przed Gotfrydem.

- Panie - mówiła przerywanym głosem. - Wysłuchaj mnie, proszę. Przez całe me życie byłeś dla mnie jak ojciec, bo nikogo bliskiego nie mam na świecie. Z racji na twą dobroć proszę, zlituj się nade mną. Proszę...

- Co się dzieje, Zerminello? - spytał Gotfryd zdumiony.

- Błagam, pozwól mi poślubić Carla...

Po wypowiedzeniu tej prośby, Zerminelli zrobiło się dziwnie nieswojo.

Gotfryd milczał przez długą chwilę.

- Czy dobrze zrozumiałem? Mówisz o Carlu, jednym z moich żołnierzy? O tym Carlu?

Dziewczyna tylko kiwnęła głową.

Tymczasem na twarzy Gotfryda pojawił się wyraz niedowierzania, który powoli przeradzał się w gniew.

- Dziewczyno! Wiesz o co mnie prosisz?! Co by na to powiedział twój ojciec? A jeszcze dziś rano grałaś dla mnie na harfie! Wiedziałem, że mnie nie kochasz, ale żeby prosić o coś takiego! - jego głos nabrzmiewał od gniewu. - To jest szczyt bezczelności! Wiem, żem już niemłody, ale zawsze traktowałem cię dobrze. Niczego ci nie brakowało i tak się mi odwdzięczasz?

Zerminella jeszcze nigdy nie widziała tak groźnego spojrzenia. Gotfryd nachylił się do niej i głosem cichszym, lecz jeszcze bardziej przesyconym furią rzekł:

- Niewdzięczna.

Zerminella odruchowo skuliła się i chociaż klęczała, spróbowała się cofnąć. Potrąciła stolik, na którym stał wazon. Rozległ się huk. Zerminella poderwała się. Gotfryd patrzył na nią, milcząc.

Wtem, zwabiony hałasem, do pokoju wpadł Carlo. Stał, nie wiedząc, co dokładnie zaszło. Wreszcie odezwał się, nieświadomie pogarszając swoją sytuację.

- Panie, wybacz. Wiem, że prośba...

- Milcz! - krzyknął Gotfryd straszliwym głosem. - Jak mogłeś w ogóle pomyśleć o tym. Natychmiast zostajesz wydalony ze służby u mnie. Niewdzięczna dziewczyno - zwrócił się do Zerminelli. - Nie kochać mnie, to mogłem znieść, ale takie jawne nieposłuszeństwo! Nie masz wstydu!

- Panie... - Carlo postąpił krok naprzód, jakby chciał ochronić ukochaną przed gniewem Gotfryda. - To był mój pomysł, ja ją namówiłem. Nie gniewaj się na Zerminellę, ona cię szanuje. Kiedy proponowałem ucieczkę, nie zgodziła się. Wiedziała, że to by cię zraniło.

- Cicho bądź, psie! - Gotfryd rzucił się na młodego człowieka, dobywając staromodny rapier.

Nim Carlo zdołał wyciągnąć broń, jedno pchnięcie ze strony przeciwnika zdecydowało o jego śmierci. Upadł ciężko na podłogę.

Zerminella krzyknęła.

- Tak, patrz, przypatrz się dobrze, kochana - rzekł Gotfryd z szyderczym uśmiechem.

- Ty potworze! - jęknęła Zerminella.

Ze łzami pochyliła się nad umierającym.

- Carlo, jestem przy tobie.

- Panie! - zawołał ostatkiem sił młody żołnierz. - Nie karz Zerminelli. Ona nie jest winna. Zrób ze mną co chcesz, ale oszczędź ją.

- Nie dręcz się, ja sobie poradzę - załkała dziewczyna.

Chwyciła go mocno za rękę.

- Żegnaj - rzekł Carlo.

- Kocham cię - odparła.

Gdy ostatnie tchnienie uleciało z ciała Carla, Zerminella zamknęła mu powieki i ucałowała w ciepłe jeszcze czoło. Podniosła się z kolan i ujrzała szydercze spojrzenie Gotfryda.

- Bój się Boga - rzekła. - Jesteś strasznym człowiekiem.

- Bądź cicho. Idź do swojego pokoju. Poślę po notariusza i podpiszesz kontrakt ślubny.

- Prędzej zginę! Nie wyjdę za mordercę. Myślałam, że jesteś wrażliwy i mądry, a ty nie dość, że jesteś stary, to jeszcze okrutny. Gdybym wiedziała wcześniej, że umiesz tak po prostu zabić człowieka, uciekłabym z Carlem!

Ze wzburzeniem trzasnęła drzwiami. Służba, widząc ją w takim nastroju, nie ośmieliła się podejść.

Zerminella wbiegła do pokoju. Zaczęła głaskać swoje psy i nagle wybuchnęła takim płaczem, jak jeszcze nigdy w życiu. Nie mogła nawet się podnieść. Każdy mięsień w jej ciele drżał z żalu. Leżała tak na podłodze. Jak przez mgłę usłyszała, że ktoś puka, a potem wchodzi do pokoju.

- Panienko, zaraz panienka powinna być na dole. Pan prosił, by panienka założyła tę nową suknię, panienko...

Zerminella nie słyszała słów do niej wypowiadanych. Służąca podeszła i chwyciła ją za rękę.

- Niech panienka położy się do łóżka - rzekła kobieta z niepokojem. - Zaraz panienka się rozchoruje, jeśli tak dalej będzie płakała.

Odpowiedzią był rozdzierający szloch. Zerminella nie wstała, z trudem łapała powietrze.

Służąca wyszła.

Dziewczyna nie wiedziała, jak długo leżała na podłodze, rozdzierająco płacząc. Wtem poczuła, że ktoś trzyma ją za rękę.

- Zerminello, spokojnie.

Dziewczyna drgnęła, to był głos Gotfryda.

- Posłałem po lekarza.

Żadnej reakcji prócz przerywanych łkań.

- Wybacz mi. Nie wiem, co we mnie wstąpiło - zaczął Gotfryd.

Zerminella zadrżała konwulsyjnie, więc Gotfryd umilkł. Mężczyzna dotknął jej twarzy, była rozpalona.

- Uspokój się, kochanie.

Każde słowo wyrywało z serca Zerminelli kolejną falę łkań. Gotfryd, widząc, że jego słowa nie uspokajają dziewczyny, zamilkł. Płacz Zerminelli stawał się cichszy. Gotfryd odetchnął, widząc, że się uspokaja. Wtem Zerminella podniosła na niego zmęczone płaczem oczy i rzekła:

- Ja zaraz umrę. Przepraszam za to, co ci powiedziałam, ale zabiłeś tym rapierem moją miłość... teraz nie zostanę twoją żoną. Idę do Carla. Bądź zdrów.

- Zerminello, nie mów takich niemądrych rzeczy. Doktor zaraz będzie, zobaczysz.

Dziewczyna potrząsnęła głową. Jej oddech zdawał się wyrównywać, lecz był bardzo płytki...

- Żegnaj Gotfrydzie.

- Zerminello, wybacz mi...

- Wybaczam.

Umarła.

Gotfryd wpatrywał się w jej bladą twarz.

To on ją zabił!!!

- Boże! - szepnął.

Nie mógł w to uwierzyć. Pobiegł do pokoju, gdzie leżało ciało Carla. Spojrzał na trupa, potem na swój rapier. Wyjął broń z pochwy i złamał ją na kolanie.

Udał się do swojej sypialni. Wyciągnął ciężki sztylet o ozdobnej rękojeści. Z namysłem obracał go w palcach.

On zabił człowieka. Jak to się stało? On, który unikał pojedynków, a broń nosił tylko ze względu na swoje urodzenie.

Przejechał palcem po klindze sztyletu. Krew pociekła wąskim strumieniem.

Miał wielką ochotę przeciągnąć ostrze po własnym gardle... Oto dziś, on, człowiek spokojny, zabił dwie osoby, więcej niż do tej pory w całym życiu.

Czuł, że ten ciężar zostanie z nim już na zawsze. Może lepiej będzie pozbyć się i życia, i ciężaru... teraz???

Długo tak siedział, tocząc morderczą walkę.

Wreszcie z obrzydzeniem cisnął sztylet na łóżko.

Nie... przelał już za dużo krwi. Jego karą będzie życie. A może, gdy umrze, Bóg się nad nim zlituje...

Wstał z dywanu i udał się przyjąć odpowiedzialność za swoje czyny z rąk ludzkich.

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Nasze sprawy

Niewidomych punkt widzenia

Tomasz Matczak

Dzisiejszy świat social mediami stoi. W sumie to internet jest już kontynentem, który zamieszkuje mnóstwo obywateli. Co prawda wirtualnym kontynentem, ale jednak. Granic w zasadzie nie ma. No, może poza granicami wytyczonymi przez tę czy tamtą grupę. To się nazywa zasadami społeczności, polityką prywatności czy jeszcze czymś innym.

Lektura social mediów to ciekawe zajęcie. Szczególnie, gdy ktoś potrafi się zdystansować od czasem napastliwego języka, demonizowania zjawisk, irracjonalnych poglądów czy prób indoktrynacji, a jest zainteresowany zapoznaniem się z różnorodnością. Muszę przyznać, że w social mediach szukam tematów na felietony. Muszę także przyznać, że czasem aż mnie ręce świerzbią, by zamknąć komputer lub odłożyć telefon, bo natykam się na takie wywody, że włos się jeży! Innym razem nie mogę powstrzymać się od śmiechu, a zdarza się i tak, że coś skłania mnie do refleksji.

Niedawno zajrzałem tu i tam, poczytałem, a potem popadłem w zadumę. Pewna niewidoma osoba pożaliła się w social mediach na niewłaściwe jej zdaniem traktowanie. Nieistotne gdzie ani w jakim przypadku, bo nie na ten temat chcę zabrać głos. Chodzi mi o szerszy kontekst. Z jednej strony bowiem słyszy się, że tu i tam nikt nam nie pomaga, że znieczulica społeczna, że obojętność, brak empatii czy jeszcze coś innego, z drugiej, że gdzieś niemalże napastują, narzucają się, nachalnie wspierają, a z trzeciej, tak, tak, z trzeciej też, że zabraniają korzystać z ekstremalnych atrakcji, basenów i wesołych miasteczek.

Można zapytać prowokacyjnie: czego zatem oczekujesz, niewidomy człowiecze?

Ja mam wrażenie, że odpowiedź jest prosta, a mianowicie: chcę, żeby każdy wiedział, czego chcę w danej chwili. Ten na ulicy ma wiedzieć, kiedy oczekuję pomocy, bo jak nie daj Boże podejdzie w chwili, gdy ja jej nie potrzebuję, to źle, ale jak nie podejdzie, gdy potrzebuję, to też źle. Jak mi się chce pojeździć na kolejce górskiej, to mam po prostu kupić bilet, wsiąść, pojechać i jeszcze najlepiej psa przewodnika z sobą zabrać, bo przecież on ma prawo wstępu wszędzie i koniec. Jak jestem w sklepie, to pani ekspedientka powinna nie zwracać na mnie uwagi, gdy tego właśnie chcę, ale ma zwracać uwagę, gdy tego potrzebuję. W autobusie powinni mi ustąpić miejsca wtedy, gdy chcę, ale gdy wolę postać, to niech mi nikt nie proponuje siedzenia. Mam ochotę skoczyć ze spadochronem, to płacę, przyjeżdżam, pakują mnie bez zbędnych ceregieli do samolotu, a potem siuuuuuuuu na dół!

Proste, nie?

Gdyby tak dobrze przejrzeć posty w social mediach, to pewnie udałoby się znaleźć totalnie ze sobą sprzeczne. Jeden niewidomy zżyma się na to, że w autobusie 116 nikt nie ustąpił mu miejsca, a drugi na to, że ledwo wszedł, a zaraz ktoś go złapał i usadził. Z jednej strony tak bardzo chcemy być samodzielni, ogarnięci, zaradni, a z drugiej oczekujemy opieki i pomocy.

Świat nie potrafi obchodzić się z niewidomymi.

Hmmmm, a czy niewidomi potrafią obchodzić się ze światem?

Myślę, że niektórym przez głowę nie przemknie to pytanie. Przecież to JA jestem niepełnosprawny, to JA nie widzę, to JA oczekuję, to MNIE się należy, to na MNIE trzeba zwracać uwagę. Poszedłem dziś do urzędu i nikt się nie ruszył na widok białej laski. Poszedłem dziś do urzędu, a zaraz zerwał się urzędnik, żeby mi pomóc, ale po co?

I zaraz pościk o tym trzeba naskrobać, zaznajomić opinię publiczną, że źle się dzieje i po prostu zwyczajnie ponarzekać. No, nie umie ten świat z niewidomymi się obchodzić!

Napisałem na początku, że w internecie nie ma granic. Zdecydowanie tak! Nawet granic zdrowego rozsądku!

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Świat dźwiękami malowany

Liliana Laske-Mikuśkiewicz

Świat pędzi do przodu, a wraz z nim niepełnosprawni. Im też coraz bardziej udziela się panujący powszechnie wyścig szczurów. Na topie jest przecież pokazywać, jak bardzo jest się samodzielnym mimo licznych przeszkód, ile można osiągnąć w życiu. I wspaniale, że jest tyle osób mogących dać innym przykład - aktywnych, robiących wielkie rzeczy. Ale co z tymi malutkimi, którzy nie mają wystarczających predyspozycji psychofizycznych, by zaistnieć jako ktoś wybitny? Różne są ich zdolności, różne wykształcenie, niektórzy mieszkają w miejscach, z których nie można się wydostać bez pomocy innych. A niektórzy chcą po prostu wieść spokojne życie. Tak, jak Aleksandra Hofman.

Urodziła się całkowicie niewidoma w latach 60. Wtedy o integracji nikt jeszcze nie słyszał. Tacy, jak ona, mogli tylko kształcić się w specjalnych ośrodkach szkolno-wychowawczych. Toteż, gdy miała 4 latka, wyjechała do podwarszawskich Lasek. I tam już przebywała aż do dorosłości.

- Bardzo dobrze wspominam pobyt tam - mówi. - Opiekowały się mną cudowne siostry zakonne, na które zawsze mogłam liczyć. Wszystkiego się tam nauczyłam: pisma brajlowskiego, różnych czynności samoobsługowych. Miałam tam dużo koleżanek. Przez jakiś czas utrzymywałam z nimi kontakt, ale później każdy poszedł w swoją stronę. Będąc małym dzieckiem, ciężko było mi opuścić dom rodzinny i iść do Lasek. A potem, ciężko mi było stamtąd odejść, tak się z nimi zżyłam.

- Dla nas rodziców, decyzja oddania tak małego dziecka do ośrodka oddalonego od domu o kilkaset kilometrów była bardzo trudna - dodaje mama pani Oli, Barbara Hofman. - Ale wiem, że w domu tego wszystkiego byśmy jej nie nauczyli. Raz w miesiącu mogliśmy ją odwiedzać, na święta i wakacje wracała do domu. Najtrudniejszy był stan wojenny, kiedy były znaczne ograniczenia w przemieszczaniu się pomiędzy województwami. Szkoła prowadzona była przez siostry zakonne, toteż wszystko odbywało się według zasad wiary katolickiej. Panowała tam taka rodzinna atmosfera. Było dużo wycieczek, spotkań ze znanymi ludźmi. Sam ośrodek był samowystarczalny. Mieli własne pszczoły, krówki, piekli chleby. Wspominamy te czasy z dużym sentymentem.

Pani Ola, tak jak inni niewidomi, uczyła się orientacji przestrzennej. Teoretycznie, umie się poruszać z białą laską, lecz nigdy nie nabrała do niej pełnego zaufania. Trochę przeraża ją ruch uliczny, tłumy ludzi, dźwięki miasta. Bezpieczniej czuje się, idąc z kimś pod rękę. Chętnie korzysta z usług asystenta. Tym bardziej, że trafiła jej się wyjątkowo miła pani. Pomoc asystentki jest też sporym odciążeniem dla rodziców, z którymi pani Ola wciąż mieszka, a którzy na każdym kroku ją wspierają. W jej życiu jest też mężczyzna. I choć mieszka on w innym województwie i nie zdecydowali się na założenie rodziny, to ma prawdziwego przyjaciela od serca. On też jest osobą niepełnosprawną, często razem wyjeżdżają na różne turnusy i szkolenia.

Będąc jeszcze w Laskach, wyuczyła się zawodu szczotkarza. W ówczesnych czasach było to zajęcie wśród niewidomych bardzo popularne. W pobliżu miejsca zamieszkania pracy jednak nie znalazła. Od młodości przebywa na rencie socjalnej. Co robi z wolnym czasem? Czyta dużo książek, oczywiście „mówionych”, chętnie uczestniczy w życiu swego koła PZN, no i śpiewa… Natura obdarzyła ją wspaniałym, mocnym głosem. Poza tym, ma fenomenalną pamięć. Zna chyba teksty wszystkich popularnych piosenek. Kiedyś chodziła na zajęcia muzyczne do swojego koła, śpiewała tam też w małym chórze. Siedem lat szlifowała swój głos w ognisku muzycznym. Ale tak naprawdę, to jest samoukiem z wrodzonym talentem. Obie z mamą dopiero kilka lat temu pomyślały, że może warto byłoby popróbować swych sił w jakichś konkursach piosenki. Zadebiutowała w Turku na festiwalu „Widzieć inaczej”, od razu zajmując trzecie miejsce. Potem były kolejne sukcesy i wysokie noty na przeglądach, konkursach, festiwalach. Chętnie też uświetnia swoim śpiewem imprezy, które odbywają się w mieście.

Pani Ola wciąż ma nadzieję, że kiedyś jeszcze przekona się jak to jest, gdy się widzi.

- Gdy się urodziła, lekarze przekonywali nas, że medycyna idzie do przodu. I tak już ponad 50 lat czekamy na ten moment, w którym przywrócenie wzroku stanie się możliwe - dodaje pani Barbara. - Może ktoś kiedyś wpadnie na genialny pomysł, jak to zrobić.

Póki co, pani Ola korzysta z pomocy życzliwych jej osób: rodziny, znajomych, przyjaciela Roberta.

- On też nie widzi na jedno oko. Ale tym drugim, widzącym objeździmy całą Polskę. Nie ma to, jak się pośmiać.

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Praca we mgle

Agata Sierota

Praca dla mnie, osoby słabowidzącej, zawsze była bardzo ważna i często przez niedowidzenie - trudna. Starałam się jednak pracować, nawet w okresach, gdy wymagało to bardzo dużo wysiłku i mierzenia się ze stresowymi sytuacjami. Niestety, nie należę do osób odpornych psychicznie i pewnych siebie.

 

Poczucie wartości

Od kiedy pamiętam, nigdy nie miałam wysokiej samooceny. Może teraz, w wieku już przedemerytalnym, pracując w tzw. wymarzonej pracy i będąc w szczęśliwym związku, jest trochę lepiej. Może na niskie poczucie wartości złożyły się kompleksy z dzieciństwa, porzucenie przez ojca, doświadczenie bycia nieakceptowanym w grupie, gdy dorastałam czy młodzieńcze nieszczęśliwe miłości. Przyczyn można znaleźć wiele. Zawsze jednak, gdy pracowałam, miałam poczucie siły, wartości, przezwyciężania swoich ograniczeń. A gdy jeszcze czasem udawało się odnieść jakiś zawodowy sukces, czułam się dużo pewniejsza siebie, szczęśliwsza, spokojniejsza.

Wraz z postępującym niedowidzeniem po operacjach odwarstwionej siatkówki i stanie zapalnym na drugim oku, praca i relacje zawodowe były jednak coraz trudniejsze. Potrzebowałam specjalnego sprzętu do pracy, bardzo dużego monitora, by pracować przy komputerze. Nie dawałam już rady czytać zwykłego druku w książkach. Trudno mi też było pracować z ludźmi, gdy dopiero z bliskiej odległości rozpoznawałam, kto się przede mną znajduje.

 

Sukces

Ukochana praca na uczelni, zajęcia ze studentami, których twarze zaczynały się zlewać w niewyraźne plamy, nie była łatwa. Po skończeniu studiów początkowo nie planowałam takiej pracy, chciałam zostać psychoterapeutką. Miałam nawet odbyte staże ze współprowadzenia grup terapeutycznych i wsparcia indywidualnego, ale zapłacenie za uzyskanie licencji było poza moim zasięgiem materialnym. Zaczęłam więc myśleć o pracy na uczelni i to się akurat udało. Zwolniło się miejsce w Instytucie Psychologii Społecznej i tam zaproponowano mi etat. Gdy jeszcze widziałam lepiej, lubiłam chodzić podczas prowadzonych zajęć między ławkami, by obserwować reakcje studentów, ich zainteresowanie, a czasem jego brak. Byłam z siebie dumna, że potrafiłam skupić ich uwagę, zażartować. Miałam odczucie, że wielu z nich mnie lubiło, a ja - lubiłam ich. To było dla mnie ważne. Z czasem zaczęłam unikać chodzenia po sali, by nie potknąć się o torbę leżącą na ziemi, co raz mi się niefortunnie przydarzyło. Zejście ze stopni katedry w nieznanej sali wykładowej też nie należało do najbardziej komfortowych.

Problemy z widzeniem nie przeszkodziły mi jednak w obronie doktoratu. Tym razem, może to i dobrze, że z odległości dwóch metrów nie widziałam twarzy członków komisji, bo stres był wystarczająco duży. Analizowanie niewerbalnych reakcji oceniających mnie osób, co dawniej uwielbiałam robić na zajęciach ze studentami, raczej by nie pomogło. Doktorat dał mi duże możliwości poszukiwania zatrudnienia także w innych miejscach, poza uczelnią. Wystąpienia wykładowe przed masą osób widzianych za mgłą były dla mnie coraz trudniejsze. Zazwyczaj co roku, pracując jako wykładowca, prowadzi się zajęcia z jakimiś nowymi grupami. Gdy na początku roku wybierałam się na spotkanie tych nieznanych grup, zawsze moje wcześniejsze noce były bezsenne. Nie potrafiłam być już tak swobodna, radosna i pełna humoru, jak dawniej, więc i reakcje ze strony studentów nie były już tak pozytywne. Niby najważniejsza jest wiedza, którą przekazujemy, ale jakoś nie potrafiłam tego robić bez wchodzenia w relacje, bezosobowo. Niestety, wzrok mój już tak się pogorszył, że podczas zajęć widziałam tylko bezimienny tłum. Wzięłam roczny urlop naukowy, ale powrót upewnił mnie, że to jednak praca już nie dla mnie. Byłam załamana, ale pomyślałam, że może to czas na zmianę, podejście bardziej praktyczne do psychologii, o czym wcześniej przecież marzyłam.

 

Pomoc w instytucjach

Licencja terapeutyczna nadal jednak przerastała moje finansowe możliwości, dlatego, po rezygnacji z pracy na uczelni, zaczęłam pracować w różnych ośrodkach społecznych. Było to, ze względu na mój słaby wzrok, łatwiejsze, bo miałam tu kontakty „jeden na jeden”. Pracowałam w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, Ośrodku Interwencji Kryzysowej, Domu Pomocy Społecznej, ale jednak w żadnym z tych miejsc do końca nie mogłam się odnaleźć. Choć zadań i emocji w tych ośrodkach nie brakowało, ciągnęło mnie do adrenaliny, którą czuje się przy pracy z grupą; dlatego, gdy koleżanka ze studiów zaproponowała mi pracę w firmie szkoleniowej, zgodziłam się bez wahania.

 

Treningi

Grupy szkoleniowe były dużo mniejsze niż studenckie, więc było mi łatwiej. Trudne jednak były wyjazdy do nieznanych miejscowości, zatrzymywanie się w obcych miejscach. Po stanie zapalnym na drugim widzącym jeszcze oku, stało się to praktycznie niemożliwe. Zresztą, współpraca z firmą koleżanki zakończyła się. Trochę brak widzenia tu zaszkodził, bo chciałam realizować tylko zlecenia niewymagające wyjazdów, a trochę niezgodność naszych charakterów. Tak bywa. Widać, we współpracy przeszkadza to równie bardzo, jak w małżeństwie. Na szczęście ten problem mnie nie dotyczył. W moim nowym związku, który trwa do dzisiaj, układało się bardzo dobrze i mój partner był dla mnie ogromnym wsparciem w tych trudnych chwilach, raz nawet towarzyszył mi na wyjazdowym szkoleniu. No, ale ta współpraca się zakończyła i trzeba było szukać czegoś innego.

 

Po omacku do dzieci

Musieliśmy z czegoś żyć, a jedna pensja nie wystarczała, więc gdy tylko zaczęłam cokolwiek widzieć po leczeniu stanu zapalnego oka, zdecydowałam się na trudne przedsięwzięcie. Wzięłam udział w projekcie badającym zdolności poznawcze dzieci. Przez całkowity przypadek do badań przydzielono mi szkołę, która znajduje się dokładnie po drugiej stronie ulicy, gdzie mieszkam i chyba ten fakt przeważył, że ostatecznie się zdecydowałam. Strasznie słabo widziałam, materiały do badań musiałam sobie wydrukować powiększoną czcionką. Później, na moją prośbę, dostałam już takie z firmy. Dzieci część swoich zadań wykonywały same na tabletach, część ja czytałam im z materiałów. Mgła była wszędzie: na twarzach obok siedzących dzieci i wielkich literach moich instrukcji, ale jakoś dałam radę i prawie wszystkie planowane badania zostały wykonane. Projekt się zakończył, a ja wreszcie spróbowałam pracować tak, by mieć jak najmniej stresów wynikających z niedowidzenia.

 

Praca marzeń

Zawsze lubiłam pisać i przychodziło mi to z łatwością. Praca przy komputerze była dla mnie łatwa i przyjemna. Mogłam sobie powiększyć czcionkę do dowolnych rozmiarów na ogromnym monitorze mojego komputera. Zaczęłam współpracować z wydawnictwami i wysyłać artykuły do publikacji. Najtrudniejsze było znalezienie tych redakcji, w których były wypłacane honoraria autorskie, bo większa część proponuje publikacje bezpłatnie. Akurat podjęłam tę pracę, gdy zaczęła się pandemia, więc praca zdalna w domu była idealna. Przez kilka lat wydawnictwa prosperowały dobrze, a ja z pisania artykułów uzyskiwałam małą pensję. Niestety, ostatnio te możliwości się zmniejszyły i moje zarobki są niższe, ale mam jeszcze rentę, a pisanie nadal pozostaje moją pracą marzeń, której nie chcę zamieniać na inną. W niej moja mgła przed oczami aż tak bardzo na razie nie przeszkadza. Co będzie dalej - zobaczymy…

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Więcej edukacji i trochę empatii

Teresa Dederko

Po przeczytaniu artykułu z numeru styczniowego, opisującego pobyt niewidomej pacjentki w szpitalu, byłam wstrząśnięta i oburzona.

Żyjemy w XXI wieku, w którym mamy zapewniony powszechny dostęp do informacji, wiedzy, nowoczesnych technologii, a jednak ciągle jeszcze funkcjonują dawne stereotypy i to w środowiskach medycznych.

Okazuje się, że pracownicy służby zdrowia często zupełnie nie mają pojęcia o funkcjonowaniu osób niewidomych i ich możliwościach radzenia sobie w różnych sytuacjach. Zgadzam się z opinią autorki artykułu, gdy pisze, że niewidomi pacjenci mają dodatkowe trudności podczas pobytu w szpitalu. Oczywiście, znalezienie się w obcym miejscu, nieznajomość rozkładu pomieszczeń, do których trzeba trafiać, dużo nowych głosów, a do tego ignorancja personelu sprawiają, że czujemy się zagubieni. Pobyt w szpitalu niewidomego pacjenta jest doświadczeniem ekstremalnym, ale koniecznym, ratującym zdrowie, a czasem nawet życie, jednak dla mnie i wielu moich niewidomych znajomych już wizyta w przychodni u nieznanego lekarza bywa stresująca. Zdarzało mi się, że będąc pierwszy raz u nowego specjalisty, np. dentysty czy pulmonologa, przeprowadzano ze mną cały wywiad okulistyczny. Lekarze, mając przed sobą niepełnosprawnego pacjenta, też często są stremowani i zadają niestosowne pytania: czy pani sama się rozbierze, proszą o pozostanie w gabinecie asystenta, nie wiedzą, jak podprowadzić, wskazać krzesło. Dobrze, że teraz do skierowań i recept wystarczają kody, bo kiedyś zdarzało się, że pani doktor po zakończeniu wizyty wychodziła ze mną do poczekalni, żeby przekazać wszystkie informacje oraz dokumentację medyczną mojemu przewodnikowi.

Kilka lat temu byłam w Ciechocinku w sanatorium „Eden” należącym do Polskiego Związku Niewidomych. Tam nie miałam najmniejszego problemu podczas korzystania z bazy zabiegowej. Wszyscy pracownicy byli przygotowani do pracy z niewidomym kuracjuszem, każdy mógł liczyć na ich uprzejmość i pomoc. Pobyt na tym turnusie tak mnie zachęcił, że po pewnym czasie złożyłam wniosek o następny, tym razem jednak mniej udany.

Niestety, trafiłam na kadrę zupełnie nieprzygotowaną do pracy z osobami niepełnosprawnymi. Cierpliwie uczyłam kolejne rehabilitantki, jak należy prowadzić osobę niewidomą, wytrzymywałam kibicowanie przy ubieraniu się po zabiegu i gdy np. założyłam bluzkę, usłyszałam pochwałę: „ale pani jest sprytna”. Gorzej się czułam, gdy terapeutka przez cały korytarz wołała do mojego męża: ”pan położy żonę”, albo mnie pytała, czy położę się na brzuchu na leżance, koło której już stałam.

Postanowiłam przeprowadzić krótkie, podstawowe szkolenie dla personelu, ale niestety, w tym sanatorium nie było odpowiedniego miejsca, brakowało świetlicy czy kawiarenki. Ostatecznie poszłam do kierownika, zgłosiłam moje problemy i poprosiłam, żeby przynajmniej pokazał pracownikom film „N jak niewidomy”.

Jeszcze przed powrotem, dowiedziałam się od znajomej o przepisie prawnym, który zwalnia z opłat za sanatorium dzieci do lat 18 i dzieci niepełnosprawne bez względu na wiek. Trochę zdziwiona i nieco rozbawiona, skorzystałam z przywileju i oznajmiłam w księgowości, że jestem prawie 70-letnim dzieckiem niepełnosprawnym, więc proszę o zwrot opłaty. Za zwrócone pieniądze poszłam z mężem na dobrą kolację, bo ta w sanatorium była o godz. 17. i wieczorami odczuwaliśmy głód. Zastanawiałam się tylko, czy jako dziecku wolno mi pić alkohol.

Pobyt na tych dwóch tak różnych turnusach przekonał mnie, jak ważne jest przeszkolenie kadry pracującej z niepełnosprawnym pacjentem. Czasem, jeżeli dopisze nam szczęście, ktoś niewidomy przed nami będzie „królikiem doświadczalnym” przecierającym szlaki. Kiedyś mile zdziwiona zauważyłam, że w najbliższej przychodni rehabilitacyjnej rehabilitant umiejętnie mnie podprowadzał i wskazywał krzesło. Zapytałam, skąd ma tę wiedzę i okazało się, że niedawno korzystała z rehabilitacji niewidoma osoba, która poinstruowała odpowiednio personel, a ponieważ wiedziałam, kto z niewidomych mieszka w pobliżu, zadzwoniłam do tej koleżanki i gorąco jej podziękowałam za ułatwienie mi sytuacji. To są jednak indywidualne przypadki a nie systemowe rozwiązanie problemu.

Z pewnością już podczas studiów na kierunkach medycznych należy uwrażliwiać studentów na szczególne potrzeby pacjentów z niepełnosprawnościami. Edukacją służby zdrowia w tym zakresie powinny też zająć się organizacje pozarządowe, przeprowadzając praktyczne warsztaty i szkolenia. W kontaktach z pracownikami medycznymi, pacjenci niepełnosprawni powinni móc liczyć nie tylko na ich empatię, ale przede wszystkim na profesjonalne wsparcie.

Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a” już kilka lat temu wydała broszurę informacyjną pt. „Niewidomy pacjent w szpitalu”, którą warto wznowić i spopularyzować w placówkach służby zdrowia w całej Polsce.

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

„Gdy oczy zawiodły” - poradnik dla osób niewidomych i tracących wzrok

Fundacja Vis Maior

Część II: Bariery psychiczne

Nie wyręczaj, wspieraj

Małgorzata Białek i Katarzyna Janeczek

Małgorzata Białek

Utrata wzroku lub znaczne jego osłabienie mogą zdarzyć się w każdym wieku i mają wpływ na wszystkie aspekty życia osoby, którą spotkały. Aby dostosować się do takiej sytuacji, potrzebny jest czas. Bardzo często bliscy osoby tracącej wzrok błędnie zakładają, że nie jest ona w stanie wykonać wielu, choćby najbardziej podstawowych i prostych czynności samoobsługowych. Starają się w jak największym stopniu ją wyręczać, aby chronić przed zrobieniem sobie krzywdy. Pielęgnowanie tych obaw przez otoczenie i utrwalanie biernej postawy u osoby tracącej wzrok nie jest właściwe. Naukę samoobsługi najlepiej podejmować w środowisku domowym, wśród najbliższych, i korzystać z rad i pomocy specjalistów. Wymaga ona ogromnego zaangażowania wszystkich osób, które mają częsty kontakt z niewidomym. Ważne jest słowne informowanie o tym, co dzieje się w danym momencie w najbliższym otoczeniu. Niewidomy/ociemniały domownik powinien w pełni uczestniczyć w codziennym życiu rodziny, musi wiedzieć, co dzieje się w poszczególnych częściach mieszkania. Osoby słabowidzące i niewidome mogą wydawać się nam nieporadne i powolne w wykonywaniu codziennych czynności. Bardzo ważne jest jednak, aby nie wyręczać ich w tych zadaniach. Należy dać im czas, pozwolić na znalezienie innego sposobu na uzyskanie oczekiwanego rezultatu działania.

Istnieje wiele prostych sposobów, aby ułatwić codzienne funkcjonowanie osobie niewidomej lub słabowidzącej w najbliższym otoczeniu. W domu bardzo ważne jest ustalenie zasad, które będą obowiązywać wszystkich. Przede wszystkim:

 

W organizacji przestrzeni dla osoby słabowidzącej bądź ociemniałej ważne są współpraca, wspólne omawianie problemów i próba uzyskania kompromisu wygodnego dla wszystkich. Warto znaleźć w sobie wyrozumiałość i cierpliwość.

Jeśli wśród twoich bliskich lub znajomych jest ktoś, kto stracił wzrok, możesz zwrócić się do organizacji działającej na rzecz osób z dysfunkcją narządu wzroku. Spytaj tam o zajęcia z zakresu czynności dnia codziennego lub samoobsługi. Do organizacji takich należą np.: Fundacja Vis Maior, Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego (FIRR), Fundacja Szansa dla Niewidomych i Polski Związek Niewidomych (wymieniono tylko te, które prowadzą takie kursy w momencie opracowywania niniejszej publikacji).

Jeśli nie ma takiego projektu, zawsze można skorzystać z pomocy instruktora i opłacić go z własnych środków.

 

Katarzyna Janeczek

Z chwilą uzyskania informacji o trwałej albo nieodwracalnie postępującej utracie dobrego widzenia i związanych z tym ograniczeniach osoba tracąca wzrok, jak i jej bliscy doświadczają trudnych emocji, stresu, żałoby czy traumy. Zmieniają się oczekiwania związane z pełnieniem ról społecznych, zawodowych i rodzinnych. Zmiany te mogą być źródłem trudności i wyzwań lub źródłem nowych możliwości.

Wszyscy członkowie rodziny osoby nowo ociemniałej doświadczają skutków utraty przez nią wzroku. W zależności od sposobu przeżywania sytuacji trudnych i wcześniejszych doświadczeń życiowych pojawiają się różne stany emocjonalne i różne reakcje. Mogą manifestować się rozmaite postawy, zachowania i mechanizmy obronne, zarówno w czasie adaptacji do nowej sytuacji wzrokowej, jak i później. Często ulegają one zamianom lub/i utrwaleniom.

W zależności od pojawiających się reakcji i ich intensywności potrzebna będzie inna pomoc i inne wsparcie. Można jednak wymienić kilka uniwersalnych wskazówek i sposobów udzielania pomocy (samopomocy) zarówno osobie niewidomej, jak i jej rodzinie.

 

Zapamiętaj:

Pomagaj, a nie wyręczaj.

Okazuj zrozumienie i współczucie, ale nie litość.

Twórz dom i rodzinę, a nie miejsce wsparcia i terapii.

 

Kilka praktycznych wskazówek i rad dla członków rodziny:

 

Szczęśliwa rodzina to taka, w której każdy z jej członków ma zapewnione możliwości realizacji siebie i spełniania swoich marzeń, z poszanowaniem praw i potrzeb pozostałych jej członków.

 

Małgorzata Białek - tyflopedagożka, instruktorka orientacji przestrzennej i rehabilitacji podstawowej niewidomych i słabowidzących.

 

Katarzyna Janeczek - ukończyła psychologię. Jest trenerką metody wideotreningu komunikacji, arteterapeutką, nauczycielką etyki, nauczycielką MBSR (w trakcie certyfikacji), uczestniczką szkoleń w zakresie neuropsychologii i psychoterapii. Od 1997 r. pracuje w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci i Młodzieży Słabowidzącej w Łodzi. Od 2007 roku jest również psycholożką w NZOZ Rehabilitacyjno-Leczniczym dla Słabowidzących i Niewidomych „Spojrzenie” w Łodzi, gdzie prowadzi badania psychologiczne, działania diagnostyczne, terapeutyczne i wspierające osoby niewidome i słabowidzące oraz ich rodziny.

Źródło: https://fundacjavismaior.pl

⤌ powrót do spisu treści

 

&&

Ogłoszenia

Prośba o radioodtwarzacz

Zwracam się z uprzejmą prośbą do osób, które mogłyby przekazać bezpłatnie, radioodtwarzacz kasetowy w dobrym stanie technicznym, z odtwarzaczem CD i wejściem na pendrive.

Proszę o kontakt telefoniczny pod numerem: 696-721-193.

Ania Głuchowska

 

„Aktywny samorząd” w 2024 roku

Zarząd Funduszu przyjął dokument pod nazwą Kierunki działań oraz warunki brzegowe obowiązujące realizatorów programu „Aktywny samorząd” w 2024 roku.

Także w tym roku wnioski o dofinansowanie będziemy rejestrować przez Internet, w Systemie Obsługi Wsparcia (SOW). Dzięki temu wniosek złożysz bez straty czasu, wychodzenia z domu, bez kolejek i bez barier.

Jeśli jesteś zainteresowany/zainteresowana uzyskaniem wsparcia, to w ramach SOW możesz skorzystać z różnych form pomocy przy złożeniu wniosku. Są to:

- kreator ułatwiający wnioskowanie o środki,

- infolinia,

- mobilny asystent,

- pracownik PFRON w punkcie informacyjnym SOW. Takie punkty są zlokalizowane w oddziałach PFRON.

Wniosek o dofinansowanie możesz złożyć elektronicznie w SOW (https://sow.pfron.org.pl/) już od 1 marca.

Wnioski przyjmujemy do 31 sierpnia 2024 roku.

Źródło: https://pfron.org.pl/

⤌ powrót do spisu treści