Zofia Sękowska
Profesor, tyflopedagog
Wykładowca na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej
Autorka licznych prac naukowych poświęconych problematyce niewidomych i niedowidzących
Niewiasta dzielna o gorącym sercu
„Podziwiałem hart i samodyscyplinę Mamy, jej powściągliwość i takt, dumę i godność, którą odczuwam wyraźnie dopiero teraz, gdy odeszła – pisze syn Tadeusz. – Czuła, że zbliża się kres życia. Mówiła, że słabnie, że to zwyczajna kolej rzeczy, że jej nie stanie wśród nas. Bywała zmęczona, zniecierpliwiona chorobami, mierzeniem poziomu cukru, złymi wynikami, podstępną chorobą, która okazała się być nadczynnością tarczycy, kłopotami z sercem”.
Pani prof. dr hab. Zofia Sękowska zmarła w szpitalu lubelskim 4 stycznia 1997 roku. Jeszcze na dzień 26 grudnia, zaprosiła całą rodzinę do siebie na wspólną biesiadę z kolędami. Było to ostatnie rodzinne spotkanie.
Panią Zofię Sękowską poznałem przed czterdziestu laty. I ja podziwiałem jej hart ducha, ogromną pracowitość, rzetelność w pracy, oddanie niewidomym i własnej rodzinie. Była dumna ze swych czterech synów. Wszyscy odnoszą sukcesy naukowe (Andrzej ma tytuł profesora), wszyscy kontynuują tradycje rodzinne Sękowskich – życie ma o tyle sens, o ile zwrócone jest ku Bogu i służbie bliźnim.
A oto jak swą matkę charakteryzuje syn Andrzej:
„Motywem działalności była głęboka wiara w Chrystusa i miłość do Matki Przenajświętszej. Wyrażała się ona w miłości do ludzi i pracy na ich rzecz. Była bez reszty oddana innym. Nie oszczędzała się, po prostu nie potrafiła oszczędzać się (...) Kochała całym sercem, żywiołowo i bez reszty zarówno swoje dzieci, męża jak i inne osoby. Szczególnie bliscy byli jej ludzie chorzy, słabi, czy pod jakimś względem upośledzeni, którym oddawała swoje życie i pracę. Pracowała z pasją...”
Zofia Sękowska z domu Braunszweig urodziła się 28 lipca 1924 roku w Warszawie. Ojciec Edward był z zawodu księgowym i jak można sądzić zarabiał dobrze. Matka, Irena z domu Kamińska, nie pracowała, prowadziła po prostu dom, wywierając znaczący wpływ na kształtowanie się osobowości dzieci: Antoniego urodzonego w roku 1921 i Zofii. Po ukończeniu szkoły powszechnej Zofia zdała do gimnazjum handlowego, gdzie liczba miejsc była znacznie mniejsza aniżeli kandydatów do tej szkoły. Nauka w szkole handlowej przydała się Zofii, gdy w latach wojny i później przyszło jej z trudem wiązać przysłowiowy „koniec z końcem” budżetu domowego.
W czasie wojny Zofia musiała zarabiać, a naukę przenieść na komplety podziemne. Była jednak dziewczyną zdolną i pracowitą. Pozwoliło jej to z powodzeniem ukończyć szkołę średnią i zdać maturę z dobrymi wynikami.
Rodzina państwa Braunszweigów była przepojona duchem patriotyzmu. Nic tedy dziwnego, że Zofia, jak tylko nadarzyła się okazja włączyła się w ruch walki podziemnej. A oto jak sama opisuje ten okres w krótkim biogramie napisanym w dniu 1 sierpnia 1996 roku. „1 września 1942 roku zostałam wcielona do AK, jako członek organizacji harcerskiej „Szare Szeregi”. Odbywałam szkolenia sanitarne w latach 1942 i 1943. Działałam jako łączniczka, kolporterka prasy podziemnej, przewoziłam broń do miejscowości podwarszawskich, współdziałając w ten sposób w akcjach np. pod Celestynowem. Byłam też członkinią grup katolickiego harcerstwa związanego z Sodalicją Mariańską organizując pracę wychowawczą z młodzieżą. Od 1 sierpnia do 4 października 1944 roku brałam udział w Powstaniu Warszawskim. Nie dotarłam na Ochotę, dokąd miałam przydział do Kompanii Ruczaj i walczyłam w Okręgu Śródmieście „GURT” w drużynie im. gen. Prądzyńskiego jako sanitariuszka i łączniczka. Uczestniczyłam przy zdobywaniu Pasty i Komendy Policji. Byłam łączniczką na trasie Śródmieście – Północ – Południe. Przenosiłam meldunki i rozkazy z Głównej Kwatery Harcerskiej na ulicy Hożej, pełniąc służbę w Wydziale Propagandy IV Rejonu Śródmieście u majora Zagończyka i porucznika Niezłomnego”.
Ta sucha beznamiętna relacja ileż kryje tragicznych przeżyć. Ileż razy ta zaledwie dwudziestoletnia dziewczyna patrzyła na śmierć swych przyjaciół. W pierwszych dniach powstania został rozstrzelany jej ukochany brat Antoni, kleryk seminarium duchownego w Kielcach.
„Brat Antek był dla mojej Mamy – pisze syn Tadeusz – wzorem, przykładem, ideałem. Bardzo możliwe, że w całym Jej życiu stanowił najważniejszy punkt odniesienia w pracy nad charakterem, w chwilach dokonywania wyborów, w chwilach trudności, wątpliwości, załamań, kryzysów. Fascynacja jego postawą nie była dziecinną idealizacją, lecz opierała się na wspólnocie wyboru wartości, konsekwencji Antosia, jego wierności aż do końca szlachetnym ideałem. Dla Mamy jego życie było święte, a śmierć – męczeństwem”.
Według relacji osób, które znały Antoniego, był skromny, pracowity, porywający mówca, utalentowany poeta, człowiek o głębokim życiu wewnętrznym.
– W czasie powstania Zofia nie wiedziała, co dzieje się z resztą rodziny. Ojciec przebywał na Pradze. Dopiero w 1945 roku udało się jej nawiązać kontakt z matką i ojcem, którzy przenieśli się do Kutna, gdyż mieszkanie warszawskie uległo zniszczeniu. Ojciec wkrótce zmarł na serce.
W połowie 1945 roku obie panie – Zofia z matką Ireną Braunszweig – znalazły się bez środków do życia. Postanowiły wyjechać na ziemie odzyskane. Tam w Nowej Soli zamieszkała siostra pani Ireny przesiedlona z Wołkomska. Na wsi pod Nową Solą znalazło się mieszkanie i praca dla Zofii Sękowskiej – została jednoosobowo kierowniczką nauczycielką w czteroklasowej szkole podstawowej. Warunki były trudne. W mieszkaniu brak wody i elektryczności, jedzenie przynosili rodzice dzieci, które uczyła Zofia zawsze z dumą wspomina te czasy. W wakacje roku 1946 za radą biskupa Stefana Wyszyńskiego, ordynariusza diecezji lubelskiej przeniosła się z matką do Lublina, aby podjąć studia na wydziale filozoficznym KUL. Przyjęła pracę magazynierki i księgowej w małej firmie handlowej. W roku 1947 poznała Modesta Sękowskiego niewidomego słuchacza na wydziale historii KUL oraz prezesa pierwszej spółdzielni niewidomych w Polsce. Korzystając z tej znajomości podjęła pracę w spółdzielni. W dniu 15 sierpnia 1948 roku w kaplicy uniwersyteckiej Zofia i Modest Sękowski zawarli związek małżeński, któremu błogosławił ks. prof. Józef Pastuszka. W ten sposób Zofia całkowicie weszła w świat ludzi niewidomych. Jeszcze w latach okupacji działając w Sodalicji Mariańskiej, którą kierował ks. prof. Stefan Wyszyński często przyjeżdżała do Lasek, gdzie po raz pierwszy zetknęła się z niewidomymi. Ten świat franciszkańskiej prostoty pociągał ją. Modest Sękowski swą duchowość ukształtował właśnie w Laskach i przeniósł ją na grunt założonej rodziny. Synowie państwa Sękowskich do dziś Laski i Żułów traktują po części jako swoją duchową ojczyznę.
Dalsze wydarzenia z życia Zofii Sękowskiej można ująć w sposób kronikarski chociaż za każdą datą kryją się nieraz ogromne przeżycia. W roku 1949 przerwała pracę w spółdzielni. Trzeba było napisać pracę magisterską, a ponadto przygotować się na powiększenie rodziny – w kwietniu 1950 roku przyszedł na świat pierworodny syn Marek. W roku 1951 zmarła matka Irena, wierny przyjaciel i kochające serce. W roku 1952 przyszedł na świat syn Tadeusz, w roku 1954 – Tomasz i w roku 1957 Andrzej. Po obronie pracy magisterskiej Zofia Sękowska podjęła pracę na KUL-u jako asystentka u prof. Stefana Kunowskiego. W roku 1961 obroniła pracę doktorską u prof. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. W roku 1966 przeniosła się na Uniwersytet Marii Curie Skłodowskiej, gdzie z czasem umożliwiono jej zorganizowanie Zakładu Psychopedagogiki Specjalnej. W roku 1969 uzyskała habilitację a lekarze stwierdzili, że ma zaawansowaną cukrzycę (od roku 1982 na stałe używała insulinę). W roku 1972 zmarł jej mąż Modest. Był to ogromny wstrząs dla całej rodziny. Państwo Sękowscy stanowili zgoła modelową rodzinę. Każde z małżonków dawało na co dzień świadectwo życia w jedności z Bogiem oraz pełnego oddania rodzinie i bliźnim. Ale Zofia Sękowska, była niewiastą dzielną – podjęła sama trud łączenia pracy zawodowej z rodziną. W roku 1977 otrzymała nominację na profesora nadzwyczajnego, a w roku 1988 – profesora zwyczajnego.
Prof. Zofia Sękowska była naukowcem najwyższej próby. Nie miała w sobie nic z pompatyczności. Swoich studentów, traktowała po matczynemu. Było w niej coś co przerzuca emocjonalne pomosty pomiędzy wychowawcą a wychowankiem. Kiedy na WSPS-ie w Warszawie zabrakło samodzielnego pracownika naukowego z zakresu pedagogiki specjalnej podjęła współpracę z tą uczelnią dojeżdżając z Lublina do Warszawy na zajęcia. Brała udział w jedenastu stowarzyszeniach naukowych propagując problematykę ludzi niewidomych. Była promotorem ponad trzystu prac magisterskich, dziewiętnastu prac doktorskich, recenzowała dwanaście rozpraw habilitacyjnych; inspirowała i koordynowała prace badawcze swoich uczniów. W dorobku naukowym pozostawiła kilkanaście publikacji książkowych, w tym cenne skrypty z zakresu tyflopedagogiki i pedagogiki specjalnej, dziesiątki artykułów naukowych ogłaszanych w czasopismach krajowych i zagranicznych. W grudniu ubiegłego roku wykonała korektę autorską fundamentalnej pracy pt. „Wprowadzenie do pedagogiki specjalnej” obejmującą ponad 500 stron tekstu.
Zofia Sękowska, absolwentka KUL-u, była z tą uczelnią związana do końca życia. Mimo kierowania Zakładem Psychopedagogiki Specjalnej na UMCS przejmowała zlecone wykłady na KUL-u. Już po przejściu na emeryturę w roku akademickim 1993/94 prowadziła zajęcia na tej uczelni.
Osobowość Zofii Sękowskiej w ogromnym stopniu ukształtował wieloletni kontakt z ks. Stefanem Wyszyńskim. Więź ta przetrwała aż do śmierci Prymasa Tysiąclecia. W późniejszych latach duży wpływ na życie Zofii Sękowskiej wywarł marianin ks. Olgierd Nassalski. On zabierał dorastających synów na obozy. I wreszcie, o czym już pisałem, osobowość Zofii Sękowskiej kształtowało środowisko Lasek, gdzie często spędzali całą rodziną święta Bożego Narodzenia czy Wielkiej Nocy.
Pogrzeb Zofii Sękowskiej odbył się w dniu 9 stycznia 1997 roku .Ciało Zmarłej zostało wystawione w auli UMCS, a następnie przewiezione do kaplicy KUL-u, gdzie została odprawiona Msza święta i wygłoszone przemówienia. Ciało Zmarłej spoczęło na Starym Cmentarzu w grobowcu obok męża Modesta.
Prof. Zofia Sękowska za zasługi na polu nauki i działalności społecznej była wielokrotnie odznaczana i wyróżniana. Między innymi w roku 1978 otrzymała Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, a w roku 1992 – Nagrodę im. kpt. Jana Silhana przyznawaną przez Polski Związek Niewidomych osobom szczególnie zasłużonym dla środowiska niewidomych.
Władysław Głąb
Pochodnia, maj 1997
Widzący – niewidomym. Bezinteresowni, zaangażowani, oddani, Warszawa 2009